Byliśmy razem kilka lat. W pewnym momencie coś zawiodło - on mnie zdradził. Nie umiałam sobie z tym poradzić, był to dla mnie straszny czas, czułam, że część mnie umarła. Nalegał bym wybaczyła, uległam. Było dobrze, starał się, mimo tego codziennie z tyłu głowy miałam myśl "on mnie zdradził". Przyszedł czas na dziecko. Problemy... nie umiałam sobie poradzić z natłkiem nowych obowiązków, ze zmianą trybu życia, on przestał mnie wspierać, nie rozumiał. Odeszłam. Uciekłam. I wtedy coś we mnie pękło. Przestałam czuć. Kochać, tęsknić, cierpieć po zdradzie. Po jakimś czasie przyszła pora na nowy związek z wieloletnim przyjacielem. Związek z rozsądku, z wielkiej przyjaźni, oparty na wsparciu. Było i jest nam bardzo dobrze razem, ale to nie jest prawdziwe uczucie miłości. Nie mogłam pokochać, bo już zwyczajnie nie potrafiłam.... Po dłuższym czasie poznałam JEGO. Wplątałam się w romans. On jest żonaty, ma dzieci. Spotykamy się nawet kilka razy w tygodniu, nie tylko na seks, ale układ jest jasny - ma to być bez zobowiązań. I tak jest od kilku miesięcy.
Dlaczego tak bardzo "wypłukało" mnie z uczuć? Dlaczego nie umiałam szczerze pokochać, dlaczego krzywdzę tyle osób, chociaż wiem, jak to było być tą skrzywdzoną?Co by było, gdyby prawda wypłynęła na światło dzienne? Dlaczego krzywdzę mojego partnera i moje dziecko i wplątuje się świadomie w takie paskudne układy? Co robić, jak już nie umiem się sama z tego wyplątać?
Faktycznie zaserwowałaś sobie niezłą mieszankę. Widzisz, czasami jest tak, że nie zakładamy, że coś u nas podobnego się stanie, widzimy coś u kogoś, czytamy w książkach, oglądamy w serialach, ale my - nigdy! Aż tu nagle i u nas telenowela się tworzy i nie potrafimy tego zrozumieć. Emocje i uczucia mogą się "wypłukać" wtedy, kiedy właśnie ktoś nas zrani. Zrani tak, że przestajemy wierzyć w to, co było dla nas w pewnym sensie święte, czyste, niewinne. Nie bierzemy sobie do serca takich negatywnych historii, bo przecież nam nigdy to się nie przytrafi, tak tylko dzieje się u "innych".
Wyplątać możesz się bardzo łatwo - uciąć najpierw ten kontakt z kochankiem. Później zastanowić się, czy chcesz być z partnerem. Dalej już pójdzie z górki.
Co to znaczy - nie umiesz ?
W jaki sposób próbowałaś się z tego wyplątać ? Jakimi metodami ?
Najczęściej w takich sytuacjach nie umiem, znaczy po prostu nie chcę.
Jednak życie to nie gumka od gaci i się nie naciąga.
Takie sprawy lubią pierdyknąć z nagła niczym meteoryt, i krajobraz po sobie zostawiają jak lej po bombie.
Jeśli czegoś nie chcesz, to po prostu tego nie rób.
interlokutorka, dziękuje za odpowiedż.
Dokładnie tak się czuję... Jak w telenoweli. Nawet nigdy sama nie wymyśliłabym takiego skomplikowanego scenariusza. Najgorsze jest to, że mój partner dobrze wie o mojej emocjonalnej pustce, nie wymusza na mnie deklaracji miłości, tylko cierpliwie czeka i próbuje mi pomóc na nowo uwierzyć w uczucie. Wspiera mnie, szanuje, pomaga w wychowaniu przecież nie swojego dziecka. Mamy wspólne pasje. A ja mu serwuje coś takiego!
Gdy skończę mój "romans", co to zmieni? W obecnej sytuacji chyba już nic, tego się nie cofnie, skrzywdziłam swojego partnera, który jest dla mnie tak dobry i niewinną kobietę. Nic nie nauczyłam się na wcześniejszych doświadczeniach, mam wrażenie, że chwilami działam w jakimś "amoku". Nigdy, przenigdy nie pomyślałabym, że może wyglądać tak moje życie...
IsaBella77 - ja chyba boje się konsekwencji i tchórzę. Zwyczajnie, po ludzku - tchórzę. Łatwo powiedzieć - nawarzyłaś piwa to teraz sama je wypij - ale wyszło tego tyle, że zwyczajnie nie potrafię. Może potrzebuję kopa do działania, może rady z życia. Nie wiem.
IsaBella77 - ja chyba boje się konsekwencji i tchórzę. Zwyczajnie, po ludzku - tchórzę. Łatwo powiedzieć - nawarzyłaś piwa to teraz sama je wypij - ale wyszło tego tyle, że zwyczajnie nie potrafię. Może potrzebuję kopa do działania, może rady z życia. Nie wiem.
Skończenie tego romansu bardzo dużo zmieni - zraniłaś, ale nie będziesz ranić nadal. A jeśli Twój partner się na to godzi, to może po zakończeniu relacji z kochankiem, na spokojnie, przemyślisz co dalej. Może stwierdzisz, że jednak warto dać sobie szansę, że może uczucie się obudzi. Jeśli nie, nie krzywdź go i daj odejść, nawet jak nie będzie chciał. Może musisz być sama, przez jakiś czas...
Byliśmy razem kilka lat. W pewnym momencie coś zawiodło - on mnie zdradził. Nie umiałam sobie z tym poradzić, był to dla mnie straszny czas, czułam, że część mnie umarła. Nalegał bym wybaczyła, uległam. Było dobrze, starał się, mimo tego codziennie z tyłu głowy miałam myśl "on mnie zdradził". Przyszedł czas na dziecko. Problemy... nie umiałam sobie poradzić z natłkiem nowych obowiązków, ze zmianą trybu życia, on przestał mnie wspierać, nie rozumiał. Odeszłam.
No właśnie, brak rzetelnej analizy co zawiodło. Tym czasem mogło nic nie zawieść, tylko została podjęta decyzja. Nie ma zdrady bez podjęcia decyzji, bo jest z kim, jest gdzie, bo można... Zbyt łatwe wybaczenie, bez wywalenia z siebie bólu i żalu, bez przepracowania tego co się stało nie prowadzi do uspokojenia. Po zdradzie i przepracowaniu jej, a nie zamieceniu pod dywan, nie ma już poprzedniego związku. Można zbudować nowy, o ile jest taka dobra wola obu stron. Tego u Was nie było. Dziecko nigdy nie jest dobrym sposobem na łatanie związku.
Uciekłam. I wtedy coś we mnie pękło. Przestałam czuć. Kochać, tęsknić, cierpieć po zdradzie. Po jakimś czasie przyszła pora na nowy związek z wieloletnim przyjacielem.
Po jakimś czasie, to znaczy po jakim by nie był, to i tak był za krótki w Twoim przypadku. Po rozstaniu trzeba na tyle mocno dojść ze sobą do ładu, odbudować poczucie własnej wartości, na tyle mocno pokochać siebie, żeby mieć ochotę i wolę zaproszenia do swojego życia kogoś innego.
Związek z rozsądku, z wielkiej przyjaźni, oparty na wsparciu. Było i jest nam bardzo dobrze razem, ale to nie jest prawdziwe uczucie miłości. Nie mogłam pokochać, bo już zwyczajnie nie potrafiłam....
Nie już, a jeszcze i nie tego. On to po prostu plaster... Zbiór przyjaciół, którzy zostali pokochani i stali się pełnoprawnymi partnerami, jest zbiorem pustym...
Po dłuższym czasie poznałam JEGO. Wplątałam się w romans. On jest żonaty, ma dzieci. Spotykamy się nawet kilka razy w tygodniu, nie tylko na seks, ale układ jest jasny - ma to być bez zobowiązań. I tak jest od kilku miesięcy.
No cóż, typowe dla osób z zaniżoną samooceną. Spotkać drugiego takiego samego i stworzyć układ bez zobowiązań. Przecież to tylko dla przyjemności, jeśli wierzyć w Twój nick...
Dlaczego tak bardzo "wypłukało" mnie z uczuć? Dlaczego nie umiałam szczerze pokochać, dlaczego krzywdzę tyle osób, chociaż wiem, jak to było być tą skrzywdzoną?
Nie kochasz plastra bo to zaczęło się od przyjaźni. Nie widzisz w nim mężczyzny... O zdradzie i krzywdzeniu podjęłaś sama decyzję, więc tylko Ty wiesz dlaczego. Odpowiadając sobie na te pytania przynajmniej siebie nie okłamuj...
Co by było, gdyby prawda wypłynęła na światło dzienne?
Pewnie wielki dramat u PŻ. Miliony pytań- DLACZEGO?
Dlaczego krzywdzę mojego partnera i moje dziecko i wplątuje się świadomie w takie paskudne układy?
Potrzeba uczucia, atencji, dobrego seksu, potrzeba dowartościowania się, potrzeba przyjemności
Co robić, jak już nie umiem się sama z tego wyplątać?
Wyplącze się samo, jak zarządzasz od łajzy zdeklarowania się, albo porzucenia żony - natychmiast...
Dostałaś tutaj od dziewczyn najlepszą radę - odetnij kochanka i pomyśl.
Twój partner jest dobrym i cierpliwym człowiekiem wiec będziesz mogła w spokoju pomyśleć nad swoim życiem ,nad decyzjami które podjęłaś i być może zacząć podejmować takie ,które nie krzywdzą innych ,ale i Ciebie!!
Przyznaję ,że ja jako osoba niegdyś zdradzona -nigdy nie zrobiłabym innej czegoś takiego,bo tego bólu nie potrafie nawet opisać mimo ,że minęło 10 lat...
serio ukladasz swoje zycie wg zasady "bo przyszła pora"?
Przekonaj siebie, że przyszła pora na porzucenie kochanka. Chyba pory są dla Ciebie istotne