Bylam ze swoim partnerem dwa lata. Kilka miesiecy temu rozstalismy sie z powodu niemozliwosci porozumienia sie na temat wspolnego zamieszkania, stracilismy oboje sily i pomysly na to jak sytuacje rozwiazac (kwestie praktyczne), odeszlam ja.
Na poczatku obydwoje myslelismy ze to definitywny koniec. Ja zaczelam wychodzic na randki, mialam nawet bardzo konretnie zainteresowanego adoratora ale z mojej strony nie bylo tego „czegos“. Wspominalam jak bylo z D., tesknilam. Mielismy jakis sporadyczny kontakt ktory raczej mial na celu dopowiedzenie niedopowiedzanych spraw (chyba). Po czterech miesiacach zadzwonil do mnie z pytaniem: czy na pewno zrobilismy wszystko zeby nasz zwiazek naprawic….? Ze bylo to cos tak prawdziwego i glebokiego ze nie moze tego ot tak usunac , ze nadal kocha. Zaczelismy rozmawiac ze soba, o tym co sie stalo, dlaczego sie tak stalo, o naszych uczuciach ktore wlasciwie nie minely. Po miesiacu rozmow spotkalismy sie i od tego czasu jestesmy ze soba.
Wszyscy szczesliwi, nasze dzieci i nasze rodziny (wszyscy uwazali nas za swietna pare) i my ….. ale ja borykam sie z problemem zaufania.
Od kilku lat ma znajoma ktora przychodzi zajmowac sie jego stopami (problem z wrastajacymi paznokciami). Zna ja jeszcze od czasu kiedy byl zonaty, ja tez widzialam ja dwa razy. Kiedy wrocilismy do siebie wspomnial w jakiejs rozmowie ze mial z nia czesty kontakt przez jakis czas, kiedy byl sam. Ona stracila partnera na poczatku roku (zmarl na wylew) i w zwiazku z tymi stratami/rozstaniami rozmawiali, smsowali od czasu do czasu. Podobno ona poznala kogos ale miala watpliwosci i potrzebowala porozmawiac. Ok, nie roztrzasalam tego, bylo minelo.
Pewnego dnia piknal jego telefon, poprosil zebym zobaczyla czy cos pilnego (byl pod prysznicem). I przy okazji zobaczylam sms od niej i polecialo….. przeczytalam cala korespondencje. Wiem, nie powinnam byla ale nie bylam w stanie tego telefonu odlozyc w tamtym momencie.
Analiza:
Zaczelo sie od momentu kiedy po naszym rozstaniu przyszla na umowiona wizyte na paznokcie. Chyba dawal jej jakies rady bo mu dziekowala za punkt widzenia faceta na co on odpowiada ze fajnie ze pomogl i cos tam cos tam i na koniec „…… ale wolalbym cie miec tylko dla siebie ;-) pozdr. D.” (ta proba flirtu zaklula mnie strasznie)
Ona odpowiada zdawkowo, ze nikt nie moze posiadac kogos na wlasnosc.
Kolejny kontakt po kilku tygodniach, ona ma dola, troche smsuja, takie rozmowy o zyciu, pocieszajaco-wspierajace. Dzwonia do siebie kilka razy, potem umawiaja sie na wspolne wyjscie wieczorem zeby porozmawiac. Potem zero smsow.
(Po tygodniu od tego spotkania, on zadzwonil do mnie.)
Nastepny kontakt po miesiacu, on zapomnial o wizycie, ona dzwonila i odpisal jej ze strasznie przeprasza, ze zapomnial, ze jest bardzo zajety. Ze ma nadzieje ze u niej w porzadku, ze jesli ma ochote porozmawiac to moga sie zdzwonic lub znow umowic, podpisane “X, D.” (w tym momencie bylismy juz razem, znow mnie zaklulo ze proponowal ewentualne spotkanie). Ona odpowiada ze duzo dobrego sie u niej wydarzylo, podaje mu date na kolejna wizyte.
Po miesiacu, przed sama wizyta D. wysyla jej zyczenia noworoczne, potwierdza ze o wizycie nie zapomnial i ze u niego duzo zmian, ze znow jestesmy razem. Ze pomimo tego ze jest tam mocno zajety to myslal od czasu do czasu o niej, jak sie miewa i chetnie uslyszy o tym co sie zmienilo u niej, jak przyjdzie na wizyte.
Ona: ze super dla nas, ze ona ma do opowiedzenia duzo o jej “adoratorze”. I ze docenia ze maja szacunek dla siebie i moga na siebie liczyc w trudnych momentach (ona i moj D.)
(Akurat tego dnia bylam u niego, pamietam tez ze wyszlam sie przywitac z nia).
Zabolalo mnie, ze nie powiedzial, ze sie z nia spotkal tak zupelnie „prywatnie“, ze proponowal ewentualne spotkanie jak juz dopiero co bylismy razem. Zaklulo ze probowal flirtowac. Zastanawia mnie co dokladnie sie wydarzylo pomiedzy nimi, bylo to czysto kolezenskie? D. nie wie ze korespondencje czytalam, troche rozmawialam z nim na temat tej znajomej, twierdzi ze ona lubi z nim rozmawiac, ze absolutnie nic pomiedzy nimi nie bylo, zreszta ona spotyka sie z kims (poczatki).
Wiem ze w ogole nie powinnam mu niczego miec za zle bo w tym czasie nie bylismy razem ale….. meczy mnie to okrutnie. Tez dlatego ze kiedys, na poczatku naszej znajomosci powiedzial cos w stylu, ze zastanawial sie nad umowieniem sie z nia, kiedy byl jakis czas po rozwodzie…. czyli rozpatrywal ja jako ewentualna “randke”.
Czy mam podstawy by mu nie ufac? Potrzebuje racjonalnych opinii bo w tym momencie nie jestem w stanie obiektywnie ocenic sytuacji .
Ps. Jego zachowanie w stosunku do mnie jest super, nie wyczuwam zadnych nieszczerosci, jest szczesliwy ze jestesmy znow razem (takie mam silne wrazenie, oczywiscie moge sie mylic).