Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 32 ]

Temat: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Dobry wieczór,
zdecydowałem się napisać, bo siedzę sobie w środku nocy i myślę jak to jest... Jestem niemal pół roku w związku z osobą, z którą byłem już wcześniej, potem mieliśmy jakieś 1,5 roku przerwy w wyniku różnicy poglądów + tego, że ona znalazła innego (to nie była zdrada, acz zmiana była szybka). Uważam, że świetnie się uzupełniamy, bo ja na ogół introwertyk, poważny i bardziej obserwator, ona wesoła, rozbrajająca mnie i zarazem jedyna osoba, która potrafi przetrwać gdy zamieniam się w panikarza/nerwusa/marudę - wie, jak podejść, wie jak poradzić sobie z tym moim marudzeniem jak nikt inny.

Ja natomiast staram się jej pomóc w wytrwałości czy budowaniu większej samooceny, bo to DDA. Moja dziewczyna ma problemy z odpowiedzialnością tj. wiele spraw odkłada na później, przez co potem są z tego problemy i to nie tylko zewnętrzne, ale i wewnętrzne: ona się obwinia, robi się sędzią dla samego siebie i mocno obwinia... Mówię że nic się nie dzieje, że damy radę, że jest ok. Staram się podsuwać porady jak można motywować się do działania, walczyć z prokrastynacją, budować poczucie chęci rozwoju itp. - podsuwam, bo nie chcę aby się zmieniała dla mnie, lecz aby pewne rzeczy zrobiła dla samej siebie niezależnie od tego, jak potoczy się nasz związek. Aby życie było łatwiejsze, bez piętrzących się problemów.

Związek nasz jest na odległość, nie taką wielką, ale i niezbyt małą (120 km w jedną stronę). Z racji jej nieco elastycznej pracy nie mamy okazji widzieć się w każdy weekend, ale jakoś to robimy, aby widzieć się dwa lub więcej razy w miesiącu na kilka dni. Widzieliśmy się w Sylwestra i Nowy Rok, mieliśmy widzieć dzisiaj (niedziela) bo miałem ja do niej przyjechać po jej pracy. I nie wiem w sumie czy chcę... dzwoniła załamana, znów zła na siebie, że nie posprzątała, nie wyrobiła się z tym i że będę na to zły. Uspokoiłem że będzie ok (choć wiem, że niestety to nie poskutkowało sad ), że będziemy się jutro martwić itd.

Siedzę, myślę i nie mam ochoty jechać... Miesiące lecą, ja powoli zamieniam się rolami z partnera w ojca i zaczynam dostrzegać, że to chyba donikąd nie prowadzi. Bo narzucać nie chcę, źle się z tym czuję, bo jako partner też odczuwać zaczynam, że to jest nie halo - pracuję mając własną firmę, sporo choć bez dojazdów itp. do tego obowiązki domowe bo mieszkam z rodziną, własne pasje jak sport itp.. ogólnie "dzienny grafik" mocno zajęty i często wieczorem się pada... ale z poczuciem spełnienia. Nie mówię, aby ktokolwiek tak robił, aby ona tak robiła - niech będzie sobą, wesołą i z odrobiną niesamowitego szaleństwa! No ale... teraz miała w sumie trzy dni aby zrobić w małym mieszkanku porządki. Nie udało się... i to mnie zaczyna przerażać, bo jak wiązać się? Mam obawy, że w przyszłości multum spraw będzie na moich barkach - i sporo powinno być, ale wydaje mi się też, że nie wszystko, nie detale.

W ciągu tych trzech dni dwa razy widziała się natomiast z byłym... i na to miała czas. Ot tak pogadać. Pozwalam na to, bo już minął okres gdy gotowałem się od tego - wiem, że nie chciałaby do niego wracać, bo te 1,5 roku to był bardziej koszmarek niż coś sensownego. Staram się jej ufać bo wiem, że bez tego można wszystko rozwalić. Jak były trudne chwile to zagryzałem zęby (choć nie bez protestów) i powiedziałem ok: pogadaj, przeżyję... efekt był taki, że tylko jeszcze bardziej się zbliżaliśmy do siebie dzięki temu zaufaniu, więc chyba ok. Z drugiej strony, wtedy była nagła zmiana, nasze ponowne zejście też nieco nagłe... więc jak myślę to nie wiem na czym stoję i w efekcie nie odbieram związku na poważnie, odczuwam w takich sytuacjach, że przestaje mi zależeć sad

Nie jestem zazdrosny, niemniej dobija mnie to niezorganizowanie... Chcę z nią być i to jest więcej niż zauroczenie, a zarazem takie sytuacje odbierają mi chęci i powodują, że wolną chwilę wolę spędzić inaczej. Ot, mogłem dziś siedzieć u znajomego z którym nie widziałem się z pół roku... a wróciłem do domu z myślą o tym, że jutro do niej pojadę. I chyba jednak nie pojadę... A najgorsze jest to że wiem, iż w takiej chwili lepiej abym był blisko niej sad Tylko jak to zrobić, aby zarazem pokazać jej, że tak być nie może i ja tego nie akceptuję, że tak jednak nie mogę

Zobacz podobne tematy :
Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Witaj,
W mojej ocenie Twoja dziewczyna jest skrajnie nieodpowiedzialna albo zwyczajnie nie zalezy jej na Tobie..skoro spotyka się ze swoim byłym partnerem..To chyba nie do końca był taki koszmarek. To smutne, ale warto zastanowić się póki Was jeszcze nie łączą dzieci itp.

3

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Mi to nie przeszkadza. Wiem, że u siebie nie ma za bardzo z kim rozmawiać, a poza tym nie lubi być z kimkolwiek w konflikcie i stara się z ludźmi godzić - też tak mam i dlatego obecnie już jej ufam, że to nie jest nic złego, że jest zainteresowana mną a nie kim innym. W rozmowach lub gdy jesteśmy razem okazuje to.

Nie podoba mi się natomiast to, że tu miała w sumie wybór: ogarnąć dom bo niby był już niezły bałagan (nie wiem jaki konkretnie, nie widziałem), albo zajmować się czym innym lub kim innym. I ten wybór jest już dla mnie niepokojący. Podobnie ma tendencję do większego martwienia się np. uszkodzonym telefonem niż ponownie, dachem nad głową. Nie wiem czy na pewno, ale wydaje mi się że wynika to z faktu bycia DDA i nie mam żadnego pomysłu co mogę zrobić, jak pomóc. Na pewno nie mogę robić za ojca, nie tak powinien wyglądać związek.

4

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Wiążesz się z dziewczyną chaotyczną, przyjmujesz rolę ojca i nawet jesteś z tego dumny, bo dzięki temu uzupełniacie się (ty wprowadzasz ład w jej życie, a ona jako jedyna osoba znosi twój charakterek) i nagle budzisz się i stwierdzasz, że z powodu bałaganu, coś jest nie hallo w waszej relacji! 
Gdyby relacja między wami była dobra, to ona nie tłumaczyłabym się przed tobą, ot przeprosiłaby za taki stan rzeczy i może razem szybko sprzątnęlibyście i tematu w ogóle nie byłoby.
Myślę, że dziewczyna z DDA znosi twoje humorki, bo wcześniej pewnie też musiała i się nauczuła radzić z tym, ale w rzeczywistości boi się ciebie. Nie sprząta, bo lubi żyć w czystym mieszkaniu, bo ma poczucie, że gości tak należy przyjmować, tylko dla tego, że ty tego od niej wymagasz.

5 Ostatnio edytowany przez bez_nazwy (2017-01-08 10:32:39)

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

@Averyl dlaczego na podstawie jednego zdania sprowadzasz mnie do roli antagonisty? Halo, tu ziemia: napisałem, że miewam humory, jestem marudny ale nie powiem o sobie, abym był złym człowiekiem i proszę tu tego nie sugerować! Ot są momenty, że gdy przytłoczony wieloma sprawami widzę niektóre w nich nieco pesymistycznie, marudzę, ględzę ale.. robię i ostatecznie w zasadzie zawsze dopinam co trzeba. Ot taki nerwusik. Ale nie jest tak, aby ktoś się mnie z tego tytułu bał, to jest złość/marudzenie na zasadzie nieszkodliwego ględzenia pod nosem - nawet nie rzucam jakichkolwiek ciętych, gorzkich słów w czyjąś stronę, tylko w powietrze, bezosobowo (jeśli w ogóle). Nastawiłaś się chyba do mnie mega negatywnie na podstawie jednego zdania i od razu budujesz obraz złego faceta co pod kloszem trzyma ukochaną i ona jest od niego w pełni zależna... Witki opadają!

Ona się mi tłumaczy z wielu spraw i to nie tylko tych, które są względem mnie. Ot przed świętami miała nieco pomóc babci u niej w przygotowaniach i porządkach i nieco to zawaliła. Tłumaczyła mi się, choć tak naprawdę to sama się karciła. Ja nie karciłem, nie sądziłem, nie egzekwowałem niczego! Staram się jak mogę aby w takich sytuacjach być oparciem - mówić jej, że jeśli uważa, że coś zepsuła to może to naprawić, radzić jak to zrobić, zachęcać ją do tego itp. Czy robię źle? Wydaje mi się, że tak powinienem postępować, tak mi podpowiada dusza i serce. Rzecz w tym, że względem mnie też już nie jest ok i odczuam, że to narasta. Jak jej to powiedzieć, skoro nie chcę jej robić żadnej przykrości?

I nie jest tak, że nie sprząta bo lubi żyć w czystym mieszkanku. Lubi tak żyć, ale nie sprząta bo... nie wiem czemu. Ja zostałem wychowany tak, że staram się o to dbać, do tego jestem nieco minimalistą i nie lubię jak coś fruwa, leży, przygniata i nie można się w pokoju z własnymi myślami zmieścić. Wiem ile zajęłoby sprzątanie jej mieszkania i uważam, że na trzy dni wolnego to była chwila roboty. A uważam to za lekką przesadę, bo wiem, że nawet mając nieco spraw na głowie mimo wszystko da się funkcjonować. Jesteśmy młodzi (ja prawie 27 lat, ona prawie 26) i nie zależy mi na przygodach, lecz na budowaniu czegoś stabilnego.

6

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?
bez_nazwy napisał/a:

Ot taki nerwusik.

tak powiadasz? wylewasz na nią swoje emocje i luzik bluzik?
Nie napisałam, że jesteś złym człowiekiem, tylko, że wasza relacja nie funkcjonuje, tak dobrze, jak to sobie wyobrażasz. Z tego co napisałeś, to dziweczyna jest zagubiona, dopasowuje się do oczekiwań innych, kosztem swoich potrzeb.
A co jeśli ona bardziej od wysprzątania mieszkania przed twoim przybyciem, potrzebowała przyjacielskiej rozmowy z kimś życzliwym?

7 Ostatnio edytowany przez bez_nazwy (2017-01-08 10:53:32)

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Nie na nią. Nie kieruję złości na innych ludzi, jestem w takich momentach trudny, ale nie agresywny, mam inne sposoby na rozładowanie frustracji.

Czy dopasowuje się do innych kosztem własnych potrzeb... Tu możesz mieć rację, nie jestem w stanie tak na świeżo odpowiedzieć na coś takiego. Ten były nie jest ani przyjacielski, ani życzliwy, sama to wiele razy mi podkreślała, więc szybkiej chodziło o rozmowę z kimkolwiek. Ja sugerowałem już jakiś czas temu, że przydałaby się jej jakaś przyjaciółka np. znajoma z pracy, ot aby pogadać, wybrać się gdzieś czasem razem. Ten związek na odległość ma to do siebie, że nie możemy być na co dzien razem choć staramy się to jakoś rekompensować codzinnymi rozmowami przez telefon o tym jak minął dzień, co odczuwamy. Ja też to czuje i tęsknię za nią od momentu jak się żegnamy, niezależnie czy czasami się jakoś pokłócimy czy nie - choć nawet jeśli, to szybko dochodzimy do kompromisów. Mimo wszystko, trzy dni to dużo. Tu nie chodzi o sam fakt wysprzątania, bałaganu, bo ja nie widzę problemu - moglibyśmy to razem dziś zrobić, słowa by nie było, w końcu i tak byłbym u niej, z nią, a to najważniejsze. Chodzi o to, że jedno mi mówi, a co innego robi i nie czuję się z tym dobrze.

8 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-01-08 11:11:07)

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Uprzedzając. smile Nie jestem do Ciebie źle nastawiona.

Czy masz za duże wymagania? Nie wiem. Wiem, po postach przez Ciebie napisanych, że mimo zapewnień o innych Twych chęciach, przyjąłeś w tym związku (tylko w nim?) rolę srogiego rodzica, który ma "za złe" i który lubi pouczać strofować, instruować, oczywiście, jak każdy srogi rodzic, robi to w tzw. dobrej wierze, po to, by 'dziecko' wyrosło na odpowiedzialnego człowieka, w trosce o jego 'rozwój'. Jaki efekt daje takie traktowanie? Pozornie jest to wsparcie, jednak faktycznie jest to nie wprost mówienie "nie dasz sobie sama rady'.

Fakt, że dziewczyna tłumaczy Ci się, powinien być dla Ciebie czerwonym alertem, Ty zaś zamiast przestać słuchać jej tłumaczeń, dajesz jej, jak mało sprytnemu dziecku, wskazówki co do dalszego postępowania. Smutnym jest to, że jak napisałeś robisz to, bo tak podpowiada Ci dusza i serce.

Skoro nie chcesz być rodzicem, a partnerem, to zrezygnuj z zachowań rodzica, zmień waszą relację  na poziomą (nie chodzi tu o żaden podtekst seksualny).

9

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Kurcze, to ma sens jak się nad tym zastanawiam sad Fakt, to co robię to robię w dobrej wierze. Zresztą mówiłem jej, że chcę być partnerem, ale też przyjacielem, do którego może przyjść z problemami, doradzić się itp.. i teraz sam nie wiem, czy źle w takim razie zrobiłem, czy nie? W sytuacjach gdy ona chce coś zrobić lub ma coś zrobić już nie doradzać niczego, tylko stawiać na to, aby sama się tym zajęła, aby sama widziała, że daje sobie radę bez jakiejkolwiek mojej pomocy. Tylko głupio się wtedy czuję, bo jak mogę jej pomóc to staram się to robić.. jak pomyślę że miałbym usiąść i tylko czekać na rezultat to sam siebie mam za kogoś, na kogo pomoc nie można liczyć...

10

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Mówi sie, że przeciwieństwa się przyciągają. Może na początku, w pierwszej fazie. Ale tak naprawdę udany związek mogą stworzyć tylko osoby podobne do siebie. Przeciwieństwa zaczną się nawzajem irytować.

Nie jest to ani Twoja, ani jej wina.
Ona ma też prawo żyć tak jak chce, pozwól jej na to. Nie "naprawiaj" jej cały czas. Ją w końcu to zdenerwuje i się zbuntuje.
Widocznie nie dopasowaliście się. Do Ciebie pasuje bardziej ułożona dziewczyna, bardziej pedantyczna, skrupulatna.

11 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-01-08 11:38:35)

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Pomoc przez jednych traktowana jest jako danie ryby do zjedzenia, przez innych jako podarowanie wędki. Ta pierwsza postawa uzależnia obdarowanego od dawcy, to druga prowadzi do odkrycia, że jest się osobą samodzielną i samostanowiacą o sobie. Ta druga postawa jest możliwa tylko wtedy, gdy 'dawca' uświadamia sobie, że ma do czynienia z... człowiekiem. Jest możliwa tylko wtedy, gdy 'dawca' nie ma potrzeby pomagania.
(Uprzedzając. Jest różnica między pomaganiem a czynieniem tego dla zaspokojenia własnej potrzeby.)

12

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Czyli w skrócie ujmując, najlepiej abym przyjął bardziej pozycję obserwatora i po prostu dawał jej bez jakichkolwiek wskazówek zrobić to co postanowi?
A udzielać się i pomagać tylko jak będzie się poddawać zupełnie lub gdy sama zechce tychże wskazówek?

Pytam jak najbardziej serio, bo nie wiem jak się zachować.

13

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Partner nie jest obserwatorem. smile Partner też nie "daje drugiej osobie, bez jakichkolwiek wskazówek, zrobić tego, co druga osoba postanowi". Osoba tak myśląca dalej jest rodzicem, tylko zeszła do podziemia. Partner wie, że każdy inny człowiek jest wolnym, więc wolnością nie obdarowuje. 

Kiedy pomagać? Porozmawiajcie o tym, dowiedz się od niej, czego od Ciebie oczekuje, jak Twa pomoc ma wyglądać. Często pomocnym jest możliwość odgadania się, często osoba pomagająca jest zdziwiona, że nic nie zrobiła (bo słuchanie przecież nie jest pomocą tongue) a słyszy wyrazy wdzięczności. Tymczasem kłopot polega najczęściej z poradzeniem sobie z własnymi emocjami, gdy one opadną, rozum wraca na własne miejsce i... człowiek sam wie, co ma zrobić.

14

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Zwrocilam uwage na fakt, ze twoja partnerka spotyka sie ze swoim ex i ty to rozumiesz, bo jej ufasz. Tutaj jednak jest trojkat i nie masz wplywu na uczucia tego trzeciego - skad wiesz, czy on nie poklada nadziei w powrocie do bylej, szczegolnie, ze dziewczyna jeden powrot juz "zaliczyla" i ciagle ma dla niego czas. Twoja dziewczyna nie tylko , ze nie ma zadnych priotytetow, ale takze nie bierze pod uwage, ze inni maja priorytety. Jestes zmeczony takim zwiazkiem i nie dziwie sie, kazdy bylby zmeczony.

15

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?
celinienne napisał/a:

Zwrocilam uwage na fakt, ze twoja partnerka spotyka sie ze swoim ex i ty to rozumiesz, bo jej ufasz. Tutaj jednak jest trojkat i nie masz wplywu na uczucia tego trzeciego - skad wiesz, czy on nie poklada nadziei w powrocie do bylej, szczegolnie, ze dziewczyna jeden powrot juz "zaliczyla" i ciagle ma dla niego czas. Twoja dziewczyna nie tylko , ze nie ma zadnych priotytetow, ale takze nie bierze pod uwage, ze inni maja priorytety. Jestes zmeczony takim zwiazkiem i nie dziwie sie, kazdy bylby zmeczony.

O to to!
Byłem w takim trójkącie przez długi czas. Nawet jeżeli się z tym godzisz ze względu na zaufanie, to działa to destrukcyjnie na związek.
Skąd wiesz, że on nie miesza? że on nie ma względem niej jakichś oczekiwań?

16

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?
celinienne napisał/a:

Zwrocilam uwage na fakt, ze twoja partnerka spotyka sie ze swoim ex i ty to rozumiesz, bo jej ufasz. Tutaj jednak jest trojkat i nie masz wplywu na uczucia tego trzeciego -.


Ja też na to zwróciłam uwagę, ale nie wiem czy to jest trójkąt czy wprost przeciwnie samotna dziewczyna i dwóch facetów.
Autor jest idealnym kandydatem na męża, zaradny, pracowity, poukładany... a mimo to, czegoś brakowało dziewczynie i znalazła sobie tego drugiego, fatalnego gościa, z którym miała koszmar, a jednak wraca do niego (niby bo ma blisko i nie ma z kim rozmawiać), do autor też wróciła, bo...? nie wiem, dlaczego.
Skoro ani jeden ani drugi faceta nie jest odpowiedni, to po co wracać do złych relacji? Dziewczyna musi być bardzo zagubiona skoro miota się między młotem a kowadłem.

bez_nazwy - zbudowałeś trochę patologiczną relację (myślę o układzie ojciec - dziecko, a nie układ partnerski). Jeśli ci zależy na niej, to musisz to zmieniać krok po kroku. Zacznij od swojego sposobu myślenia - to nie jest tak, że skoro frustracja nie jest związana z twoją dziewczyną, to jej to nie dotyka, przekazujesz jej negatywne emocje. Wyobraź sobie sytuację, że najlepszy kumpel, albo ktoś z rodziny opowiada, jak został przez kogoś skrzywdzony, oszukany, masz trochę empatii, odczuwasz złość wtedy mimo iż ciebie ta sytuacja nie dotyka? Ty wyrzucasz z siebie tę złość, a ona słucha i kumuluje w sobie swoje problemy + twoje.
Przyzwyczaiłeś ją do sytuacji, że jej ojcujesz, to nie jest takie proste - odkręcić. Przychodzi do ciebie się po radę, bo jesteś zaradny. Każdy tak robi, ale po to by przemyśleć, by spojrzeć na problem z innego punktu, nie oznacza, że ma robić zgodnie z poleceniami doradzającego. Ona podświadomie czuje, że musi robić, to co ty jej narzucasz np twój wzorzec czystości, dlatego mimo iż jej mówisz, by się nie przejmowała, że nic się nie stało, to nie wierzy, bo są to tylko słowa, natomiast mowa ciała, sposób bycia, twoje priorytety, twoja poukładana osobowość są sprzeczne z tym. Przeczytaj jak niespójny jest twój przekaz

bez_nazwy napisał/a:

mieliśmy widzieć dzisiaj (niedziela) bo miałem ja do niej przyjechać po jej pracy. I nie wiem w sumie czy chcę... dzwoniła załamana, znów zła na siebie, że nie posprzątała, nie wyrobiła się z tym i że będę na to zły. Uspokoiłem że będzie ok (choć wiem, że niestety to nie poskutkowało sad ), że będziemy się jutro martwić itd.

17

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Hej,

W jakim Ona jest wieku?

Mam wrażenie, że jesteś jej starszym bratem wink

Odległość dość spora, ale znośna. Ale kiedyś trzeba będzie się zdecydować na wspólne mieszkanie.

Wiesz mi się wydaję, że Ona po prostu jest leniwa wink I udaje jakąś małą nieporadną życiowo "dziewczynkę"
Uciekaj....
Znajdź sobie kobietę, nie dziewczynkę no chyba, że lubisz być niańką?

18 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-01-08 13:26:47)

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Przypadkiem (a może to nie przypadek?) przeczytałam przed chwilą:

OSHO w książce Podróż w nieznane. O życiu i umieraniu"  napisał/a:

(...)Prawdziwym przyjacielem jest te, kto ci nie radzi, ale pomaga stać się bardziej uważnym, bardziej przytomnym i bardziej świadomym życia - jego problemów, jego wyzwań, jego tajemnic, i pomaga wyruszyć we własną podróż, daje ci odwagę, by eksperymentować, odwagę, żeby poszukiwać i badać, daje ci odwagę, żeby popełniać wiele pomyłek... ponieważ ten, kto nie jest gotowy popełniać pomyłek, nigdy niczego się nie nauczy. (...)

19 Ostatnio edytowany przez bez_nazwy (2017-01-13 14:57:41)

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Ogólnie sprawa potoczyła się tak, że pojechałem do niej w dniu gdy pisałem temat. Porozmawialiśmy o tym wszystkim, zaznaczyłem, że jeśli chce może z czymś do mnie przychodzić, a zarazem ja nie będę się wtrącał, sam dodawał jakichś uwag itp. tylko skupię się na innych rzeczach, spędziliśmy razem też dwa następne dni i było naprawdę świetnie, żal było wyjeżdżać. W tym czasie doprowadziła też mieszkanie do porządku, z tylko minimalną pomoca z mojej strony (od początku tygodnia pracowałem, a mam pracę zdalną więc wystarczy mi po prostu komputer).

Jeszcze przedwczoraj miała wolne, ja już u siebie i na wieczór dała mi znać, że dzień z nią wygrał, nic nie zrobiła - dosłownie nic... Nie powiem, po tym co było, potem miło, a teraz znów takie negatywne zaskoczenie... Tym  bardziej że gdy byłem u niej i rozmawialiśmy sama wspominała, że następnego dnia skoczy na zakupy, podejdzie też do urzedu coś załatwić i do rodziny. Czasu multum, nie trzeba się zrywać, nie trzeba się śpieszyć... można na pełnym luzie... ale nic nie zrobić? Niestety jak nie naciskam, jak nie przypominam to właśnie tak to się kończy. A choćby z urzędem sprawa istotna z tego co wiem, raczej nie można tego odkładać. Niesamowicie mnie to zniechęciło, tak, że już nie pisałem, nie dzowniłem, dopiero następnego dnia rano dałem znać, że mi się taki stan rzeczy nie podoba - bo jako partner po prostu obawiam się, że później wspólnie żyjąc wszystko poleci na moją głowę. Pomóc pomogę, w czyms ię tylko da, ale nie widzę w niej tej ochoty do działania tj. nie widzę jak mnie nie ma obok - jak jestem to chce, stara się, jak nie ma to właśnie taka mega zlewka sad

Ładnymi oczkami się nie żyje, może zbyt prostolinijny i bezpośredni jestem, jak to faceci, no ale kurcze... jak ja mam poważnie myśleć o związku, jak takie sytuacje powodują coraz głośniejszy głos wewnętrzny "uciekaj". Znam przynajmniej kilku facetów którzy są w moim zdaniem dziwnych związkach - albo facet całe życie tyra a kobieta to wydaje sama nie pracując, albo musi spełniać wszelkie zachcianki, albo też pracuje ogrom, a że drugiej stronie się nudzi to są wysoki na bok... Dodajmy dla sprawiedliwości: tak jest po obu stronach, bo są i chore związki gdzie świetna kobieta siedzi z chamem czy damskim bokserem, albo gdy ona pracuje a on siedzi i zbija bąki... Nie widzę w swoim życiu miejsca ani na to ani na to.

20 Ostatnio edytowany przez Nigdy (2017-01-13 16:24:45)

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Niezgodność charakterów, tak pewnie byłoby napisane w pozwie rozwodowym. Czytając Twoje posty myślę, że dziwna ta wasza relacja. Nie wiem czy jesteś wymagający, nadgorliwy czy ,,ojcujący'' swojej dziewczynie ale to jesteś Ty. Masz takie i takie spojrzenie na życie , inne priorytety, inaczej też byłeś wychowywany. Wydaje się, że ten bałagan to tylko wierzchołek góry lodowej. Sorry ale młody chłopak jechałby na weekend do dziewczyny z zupełnie innymi;-) myślami, niż zamartwianie się bałaganem.
Pewnie myślisz już o jakiejś tam stabilizacji i rozum podpowiada Ci, że ona niekoniecznie nadaje się dla Ciebie na życiową partnerkę. Dobrze, że  o tym wszystkim zaczynasz myśleć, bo będziesz musiał podjąć jakąś decyzję. Albo ją kochasz i akceptujesz taką jaka jest, i jakoś tam żyjecie albo nie dajesz rady i rozstanie. Oboje macie prawo do szczęścia, może niekoniecznie razem.

21

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Mam talent/tendencję (zależy jak na to patrzeć) do planowania długofalowego i w różnych kierunkach. Dlatego będąc w związku myślę nie tylko o chwili obecnej, ale i o przyszłości. Nie wchodząc w szczegóły, to wiele rzeczy już zaakceptowałem (jak te rozmowy, spotkania z byłym), na wiele kompromisów poszedłem na które nawet bym się nie spodziewał że pójdę... ale mam też właśnie swoje spojrzenie na pewne sprawy. Luz jak najbardziej, ja wiem, że mi go czasami brakuje i taka szalona nuta w życiu porywa niesamowicie. Wiem też jednak że życie to życie, po prostu i pewne sprawy trzeba załatwiać, tak czy siak.

22

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Bez_nazwy, ciagle zachowujesz sie jak rodzic. Nie poszla, nie zrobila, jak tak mogla?! Podczas gdy partnerska reakcja jest zupelnie inna: nie zrobila co miala zrobic, jej sprawa i jej konsekwencje. A jak nie mozesz sie pogodzic z tym, ze nie zachowuje sie odpowiedzialnie, nie powinienes z nia byc. To jest dorosla kobieta. Nie potrzebuje tatusia wymachujacego linijka.

23

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Nie robię tak. Dałem jej znać że ja nie chcę żyć w taki sposób i tyle. Nie draze tematu (inna sprawa, że nie rozmawiamy w ogóle, nie odpowiedziała już i tyle), nie wywijam żadną linijką czy palcem... To raczej na zasadzie: ogarnij się. Mam swoje sprawy na głowie i nimi się obecnie zajmuję skoro ona nie chce kontaktu nawiązać (nawet i zbywając ten temat). Jeśli będzie tak dalej przez kilka kolejnych dni, to już będzie dla mnie czerwona lampka i znak, że czas odejść w swoją stronę.

24

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Jak to przeczytałam to mam wrażenie, że to trochę dziecinny problem. Nie rozumiem sedna sprawy. Jeśli nawzajem jakoś się uzupełniacie to gdzie ten problem? Ty jak sam mówisz jesteś nerwusem, ona Cię ogarnia. Ona natomiast jest taka jaka jest, lubi lamentować i Ty to akceptuj. Nie wierzę, że dziewczyna całymi dniami leży i pachnie, a potem tylko narzeka że czegoś nie zrobiła. Poza tym jeśli przeszkadza Ci to ogarnianie za nią spraw, to tego nie rob. Przyzwyczaiłeś ja do tego. I jak się z nią spotkasz to powiedz jej żeby się opamiętała i wyraźnie powiedz też co Ci nie pasuje. Koniec problemu.

25

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Czy Twoja dziewczyna, poza swiadomoscia o DDA podjela terapie w tej kwestii?

DDA:

*zgadują co jest normalne
*mają trudności z przeprowadzeniem swoich zamiarów od początku do końca
*kłamią, gdy równie dobrze mogłyby powiedzieć prawdę
*osądzają siebie bezlitośnie
*mają kłopoty z przeżywaniem radości i z zabawą
*traktują siebie bardzo poważnie
*mają trudności z nawiązywaniem bliskich kontaktów
*przesadnie reagują na zmiany, na które nie mają wpływu
*bezustannie poszukują potwierdzenia i uznania
*myślą, że różnią się od wszystkich innych
*są albo nadmiernie odpowiedzialne albo całkowicie nieodpowiedzialne
*są niezwykle lojalne, nawet w obliczu dowodów, że druga strona na to nie zasługuje
*ulegają impulsom
*czują się winne stając w obronie własnych potrzeb i często ustępują innym
*czują strach przed ludźmi, a zwłaszcza przed wszelkiego rodzaju władzą i zwierzchnikami
*czują strach przed cudzym gniewem i awanturami
*lubią zachowywać się jak ofiary
*bardzo boją się porzucenia i utraty
*obawiają się ukazywania swoich uczuć
*łatwo popadają w uzależnienia albo znajdują uzależnionych partnerów
*są impulsywne. Mają tendencję do zamykania się w raz obranym kierunku działania bez poważnego rozpatrzenia innych możliwości postępowania i prawdopodobnych konsekwencji podjętych działań. Ta impulsywność prowadzi DDA do zamieszania, nienawiści do samych siebie i utraty kontroli nad otoczeniem; w dodatku potem zużywają przesadną ilość energii na oczyszczenie sytuacji.

Wyboldowalam to, co na podstawie Twojego postu odnotowalam. I na tej podstawie wiem, ze nie odbyla terapii. Poza swiadomoscia DDA musi zaczac cos w tym kierunku robic. W przeciwnym wypadku te wszystkie starania spelzna na niczym. Temat DDA jest mi bardzo bliski. Nie podoba mi sie, ze ktos pisze 'nieodpowiedzialna, do zmiany'. Ktos, kto nie przezyl nigdy tego nie zrozumie.

Porozmawiaj z dziewczyna, powiedz jak Ty to widzisz. Powiedz jej to, co nam tutaj, szczerze.
Nie moze byc tak, ze ona mowi ze jest DDA i koniec (podpunkt:lubia zachowywac sie jak ofiary). Poczytaj troche na ten temat. Powiedz o swoich spostrzezeniach.

Skomplikowany temat, ale ja bym w pierwszej kolejnosci postawila na porzadna terapie i terapeute.

26 Ostatnio edytowany przez bez_nazwy (2017-01-23 15:38:22)

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Odświeżę temat.

Nie, nie robiła nic w kwestii terapii a przy kolejnej próbie dyskusji dała znać, że woli sama sobie poradzić z tym - bo "kiedyś sobie radziła". Akurat, kilka związków, żaden nie przetrwał za długo. Postanowiłem obserwować i stwierdziłem że zobaczy się, jak coś nie tak, wtedy pomyślimy o tym, aby razem iść na to (od początku zależało mi na to aby iść razem, nie chcę jej "odsyłać"). No ale ten weekend + dziś to było apogeum. W piątek do niej przyjechałem i dowiedziałem się, że w sumie to nie wie co ma o tym myśleć, długo myślała i nie jest pewna, czy coś czuje do byłego. Długo rozmawialiśmy i choć zaraz zarzekała że woli walczyć o nas, to mimo wszystko coś we pękło i byłem lekko mówiąc zrażony. Nie chciałem jednak zmieniać planów więc uznałem, że zostaję, a w poniedziałek ona wróci ze mną do mnie - kilka dni to sporo, może warto dać sobie nieco czasu. W sobotę kłótnia - o bzdurę taką jak broda - że nie mam, a dobrze bym w niej wyglądał. Nie chcę i już, wiem że jej były miał więc zacząłem się pakować i gdy była bardzo tym zdziwiona powiedziałem, że najpierw nie wie czego chce, a potem jeszcze ma czelność tak porównywać czy chcieć czegoś ode mnie co ma kto inny. Znów dyskusja, znów dzień spędzony razem to tu to tam, wiele rozmów i niby wszystko ok. We mnie jednak skoki nastroju i coraz częściej pytanie: ale po co w sumie, skoro tak to wygląda?

Wczoraj było w sumie ok, dzisiaj już nie. Wyszła jeszcze w sobotę "facebookowa dyskusja" z jej byłym (tzn. ja i ona pisaliśmy z nim), dziś on znów się odezwał, ona w pewnej sprawie go broniła.. Wstałem, stwierdziłem że ja się w takie coś nie bawię po czym spakowałem wszystko co moje po czym odjechałem bez słowa na do widzenia.
Bo ile można?

Pół roku znosiłem to, że gdzieś tam w tle był potencjalny klin (były) który mógł się wbić między nas i doprowadzić do kłótni - jak widać, tak się stało.
Przez ten czas zmieniłem nastawienie do seksu - poprzednia nasza relacja się na nim opierała, tym razem już nie było go wcale bo ona jest osobą wierzącą. Ok, stwierdziłem że może warto, zobaczmy inaczej... i było warto, teraz wiem że warto z tym poczekac nieco, ale czy widzę swoje życie ustawiane pod zasady kościele? Nie, w sumie jakby było warto to może, ale tutaj, gdzie można nagle się dowiedzieć, że "nie wiem sama co o tym myśleć"? Ja pierdziele... byłem głupi że na to poszedłem!
Czy byłem zły... raczej nie, bo starałem się pomóc, wspierać, doradzać, przypominać o ważnych rzeczach - ot jestem za tradycyjnym modelem rodziny i jako facet wolę wziąć na siebie o wiele więcej niż mniej, niech delikatna płeć ma lżej, tym bardziej że tak naprawdę kobiety w życiu tak lekko przecież wcale nie mają.

I dziś otrzeźwienie, że chyba nie zrobiłem nic na tyle źle, abym się obwiniał, że po prostu dawno powinienem walnąć w stół i rzucić ultimatum: albo tak, albo ja jednak nie próbuję.
Póki co czuję... ulgę. Dziwne to, ale w ciągu dwóch dni tak mnie do siebie zniechęciła wydawać by się mogło niewielkimi słowami, że autentycznie czuję niesamowitą ulgę do powrotu życia w pojedynkę i realizowania tego, co mi odpowiada.
Wniosek: nigdy więcej związku z niereformowalnym DDA (jak ktoś nie da sobie pomóc). Nie wykluczam tego, że do siebie wrócimy, niemniej gdyby się tak miało stać, to na moich zasadach.. a jak znam jej upartość pod pewnymi względami (nie lubi być przyciskana do muru) to wychodzę z założenia, że nie ma co czegoś takiego oczekiwać.

27

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Nie czytałam pozostałych odpowiedzi tylko post autora.

Jak dla mnie Twoja dziewczyna ma problemy, pewnie właśnie wynikające z bycia DDA. Same chęci tu nie wystarczą... Jest to kwestia zaburzeń osobowości itp. Owszem Ty jako jej mężczyzna możesz bardzo jej pomóc, kochając ją, akceptując, wspierając. Jednak z drugiej strony nie możesz właśnie wejść w rolę opiekuna, ojca, kogoś kto wiecznie "ratuje ją z opałów" bądź wyręcza ją z jej obowiązków w sumie chroniąc ją przed odpowiedzialnością jej czynów. Ona jest dorosła i musi uczyć się, że są działania i konsekwencje tych działań. I to ona powinna ponosić konsekwencje swoich działań, w końcu wziąć odpowiedzialność za swoje życie.

Wiem jak czujesz się tym zmęczony... Jak narasta ta obawa co do przyszłego wspólnego życia. Czy zawsze będziesz musiał ją "pilnować", prowadzić za rączkę aby wspólne życie miało "ręce i nogi"? Rozumiem Cię, bo ja zaś trafiam na takich właśnie mężczyzn totalnie nieodpowiedzialnych gdzie wszystko trzeba im tłumaczyć, trzeba zachęcać, dodawać wiary, wspierać i jednocześnie nie można na nich liczyć... Trzeba pilnować ich terminarza itp., bo sami są jak niesforne dzieci, które szukają pobłażania i aby je ktoś wyręczył.

W związku ani kobieta, ani mężczyzna nie powinni dla tej drugiej osoby być opiekunem, rodzicem, psychologiem, nauczycielem... Tak się nie da i trudno w takiej sytuacji mówić o związku, partnerstwie itp.

Może powinieneś mniej jej pomagać, w sensie nie wyręczać aby była zmuszona sama coś zrobić i ponieść konsekwencje tych działań. Może terapia? Jednak co ważne to ona musi też tego naprawdę chcieć, w sensie, że sama musi dostrzec swoje braki i próbować coś z tym zrobić, chcieć się zmienić.
Czy ona jest z Tobą szczera? Czy naprawdę jej zależy na Tobie, wspólnej przyszłości?
Czy ona coś daje Tobie? Czy Ty też coś bierzesz z tego związku dla siebie? Czy może raczej to ona stała się jakby centrum wszystkich Twoich rozważań, zmartwień, kłopotów...? Czy myślisz też czasem o samym sobie, czy wszystkie myśli krążą wokół niej i tego, że coraz gorzej z tym się czujesz?

28

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

O rany, dwójka na terapię. Ona nieodpowiedzialna, czasem dziwaczna i on - taki mały dyktatorek-zamordysta, wszystko ma być tak, jak on chce, nie mieszka z nią, a pilnuje w jej domu porządku... Masakra. Tobie doradzę - wiej od niej, bo to toksyk. Jej doradzę - wiej od niego, bo to toksyk. A właściwie, może jednak powinniście być razem, innym ludziom życia nie zatruwać?

29

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

@enya, @EeeTam polecam jednak przeczytać cały temat, nie tylko pierwszy post.

30

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Przeczytałem i w niczym to nie zmienia mojego zdania.

31

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Ok, dzieki za info - teraz przynajmniej wiem, że to właśnie pisane w uwzględnieniem całości.

32 Ostatnio edytowany przez Myszeczka23 (2017-03-01 14:33:37)

Odp: Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Nie doczytałam do końca, bo tyle myśli już mam w głowie, że muszę najpierw je wyrzucić, aby zacząć czytać dalej i odpisywać.

Otóż jestem byłą dziewczyną autora, o której tu pisał. Witam was. wink I pierwsze co mi przyszło na myśl: o mnie założył już tu drugi temat, a problemów i tego co ma mi do zarzucenia opisał chyba z 10. Źle, bo leń jestem, bo DDA, bo katoliczka, bo mam kontakt z byłym itd. A wiecie jaki jest jedyny mój problem który tworzy inne? Taki, że ja nie krytykuje innych. Nie założyłam żadnego tematu, o żadnym moim byłym, bo by mi było głupio stawiać ich w takim świetle, bo ja za dużo się martwię o tym jak się ktoś inny poczuje, gdy go skrytykuje i czy mam prawo w ogóle krytykować innych i mówić im, że źle robią. A kończy się to tak, że sama siebie zaczynam krytykować, głośno, publicznie i dlatego nie wychodzi mi w związkach. Bo sama przekonuję tych facetów, że coś jest ze mną nie tak, że do związku się nie nadaję, że ze mną nie można zbudować fajnej rodziny, skoro mam tyle braków i tyle problemów. Może faktycznie je mam, a może jedynym problemem u mnie jest to, że za dużo ich mam w swojej głowie.
W sumie więcej tu nic nie napiszę, nie chcę wygrzebywać brudów z naszego związku.

EDIT: a jednak założyłam temat, ale to na prośbę samego ex partnera. wink

Posty [ 32 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Mam za duże wymagania, czy to jednak prawo do szczęścia?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024