Żyję sobie normalnie, mam chłopaka i jakieś życie mam. Ale uparcie, ciągle wracam do byłego - znajduję jego zdjęcia na kompie albo gdzieś w starej ramce przy sprzątaniu. Serce mi pęka za każdym razem, bo to rozstanie nie powinno było się zdarzyć, było błędem, świat się pomylił, przecież my dwoje..
Przywiązuję się do mężczyzny, z którym jestem, ale co ja mogę mu dać, skoro na widok jakiejkolwiek pozostałości po byłym (stary mail wystarczy) wszystko we mnie krzyczy: wróć, kocham cię.
Jak z tego wyjść? Logicznie rzecz biorąc nie ma szans na powrót. On jest ultra szczęśliwy z pozytywną, radosną kobietą u boku. Dobrze mu życzę, nie będzie żadnych podchodów, nie odezwę się, żadnych prób nie podejmę.
Tylko jak z tego wyjść? Bo to już strasznie długo się ciągnie. Nie może mi tak w kółko serce pękać. Nawet jeśli to był błąd i świat się pomylił, no to się pomylił trzeba żyć dalej. Z myślą, że pewnie już nigdy nie poznam puzla tak doskonale skrojonego.
Okey, jak z tego wyjść?