Ona tego nie czuje. To nie jest TO. - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Ona tego nie czuje. To nie jest TO.

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 14 ]

Temat: Ona tego nie czuje. To nie jest TO.

Poznałem na weselu kobietę starszą ode mnie o kilka lat, po przejściach. Długo pisaliśmy a tematy nam się nie kończyły. Wreszcie się spotkaliśmy i od pierwszej randki była ta iskra, chemia. Oboje czuliśmy się jak w siódmym niebie. Zgrywaliśmy się w każdym aspekcie, mamy podobne poglądy, wartości, zostałem bardzo dobrze przyjęty w jej domu, ona w moim także. Wszystko było świetnie. Powiedziałem jej, że się zakochałem, ona w niedługim czasie także mi to wyznała, lecz nagle po kilku tygodniach coś się w niej zablokowało, nie była taka jak wcześniej, inaczej ze mną pisała, czuliśmy, że jest gorzej, ale gdy się w weekendy spotykaliśmy było dobrze. W pewnym momencie sama powiedziała, że coś się w niej zablokowało, że nie potrafi sobie poradzić - krótko przed naszym poznaniem zakończyła 2-3 letni związek. Ciągle kocha tego faceta, chociaż nie chce z nim być, bo wiele wycierpiała. Ja o wszystkim wiedziałem od początku - znałem jej całą burzliwą przeszłość (kilka poważnych związków w tym rozwód - facet na prawdę źle ją traktował) i wszystko zaakceptowałem - liczyło się tylko to co pojawiło się między nami i to, że była fantastyczną i wartościową kobietą. Wszystko rozwijało się w dobrym kierunku. Ja jednak po wyznaniu przez nią jej wątpliwości popełniłem sporo błędów (wynikających i z braku doświadczenia i z tego, że się z każdym dniem mocniej angażowałem) i chyba nieświadomie dałem jej odczuć, że chciałbym, żeby czuła już to samo co ja (powiedziałem jej, że ją kocham). I z tygodnia na tydzień było gorzej. Ja często niepotrzebnie zaczynałem ciężkie tematy a ją zaczął po raz kolejny nachodzić były mimo że go unikała, lecz razem pracują i nie miała możliwość całkowitego odcięcia się od niego. W pewnym momencie powiedziałem, że musimy poważnie pogadać, bo jest coraz gorzej i widzę, że odsuwa się ode mnie. Z różnych przyczyn do rozmowy nie doszło a zamiast tego przeżyliśmy jeden z najlepszych weekendów. Poczułem się znowu szczęśliwy (ona też była), lecz gdy znowu pojechała do pracy (do innego miasta - dlatego widywaliśmy się w weekendy) to od początku tygodnia wszystko szło w fatalnym kierunku. Dwa dni przed przełożoną na kolejny tydzień rozmową napisała mi, że nie potrafi sobie z tym wszystkim poradzić, że ten ostatni związek, to rozstanie ją dusi i nie potrafi mi dać tego co ja bym chciał i wie że jestem przez to nieszczęśliwy, ale ona będzie się starać, aby było dobrze, aby sobie z tym poradzić i dać mi całą siebie. Po tym wszystkim doszło do rozmowy - strasznej dla mnie. Powiedzieliśmy sobie to wszystko o czym wcześniej pisaliśmy i rozmawialiśmy. Powiedziała, że nie wie czy będzie mnie w stanie pokochać i że chce być uczciwa wobec mnie, dlatego mówi mi to teraz, a nie później, gdy będę jeszcze bardziej zaangażowany. Poprosiła abyśmy dali sobie czas i nie wykluczyła, że się w kolejny weekend spotkamy. Powiedziała, że czasem docenia się coś, gdy się to straci... Ja obiecałem, że dam jej czas i spokój. Po tej akcji codziennie przez cały tydzień pisała wieczorem po jednym sms-ie, na który ja krótko i mile odpisywałem. W weekend nie zaproponowała spotkania ale wymieniliśmy kilka wiadomości więcej. Niestety w niedzielę kontakt się urwał, przestała się odzywać. Gdy po trzech dniach nie wytrzymałem zapytałem jak leci i zaproponowałem jakieś luźne, miłe spotkanie. I wtedy dostałem największy cios w życiu. Napisała przez komunikator, że nie wie czy to dobry pomysł, a gdy spytałem dlaczego, to napisała, że ona "tego nie czuje", że "to nie jest TO". Chciałem zadzwonić, żeby pogadać, to napisała, że to nic nie zmieni, że może pogadamy "kiedyś", gdy "ochłonę". Od tego czasu nastała cisza. Ja wariowałem i męczyłem się, ale nie mogłem jej zamęczać wiadomościami czy telefonami. Dodatkowo od pewnego czasu ma bardzo wiele spraw, a przez to mało czasu i zapewne nawet nie ma odrobiny czasu ani nie czuje potrzeby żeby o mnie pomyśleć i to dodatkowo sprzyja temu, żeby łatwo o mnie zapomniała. Tydzień po tym napisałem długi list, w którym przeprosiłem za to, że dałem jej odczuć, że naciskam, że panikuję i prosiłem o to by nie skreślała tego tak łatwo i po prostu dała nam czas i szansę. Zapewniłem, że jeżeli mnie nie chce w swoim życiu to nie będę jej męczył ani nachodził, że odejdę, bo nie chcę jej niczego utrudniać i jej szczęście jest dla mnie najważniejsze. Zanim dotarł do niej list sama do mnie napisała, bo miała problem z komputerem, który ja jej robiłem. Doszło do rozmowy przez telefon. Pogadaliśmy jak znajomi - żadnych trudnych kwestii. W weekend miała wrócić do domu i dać znać czy dała radę naprawić komputer zgodnie z tym co jej powiedziałem. Niestety się nie odezwała - wiem, że przeczytała list i dlatego zamilkła. W kolejnym tygodniu wysłałem jej oraz jej rodzicom kartki z życzeniami świąteczno-noworocznymi i krótkimi listami pożegnalnymi. Przesłałem jej mały świąteczny prezent. W listach zapewniałem, że jeżeli nie chce mnie w swoim życiu, to uszanuję tę decyzję i nie będę jej komplikował życia. Zrobiłem tak, bo wiem, że jej były (od którego nie potrafi się uwolnić) ją nachodził a na nią to działało bardzo źle, jeszcze bardziej się blokuje.

W Wigilię napisała życzenia w stylu kopiuj-wklej, nawet nie napisała, że dziękuje za prezent czy kartkę z życzeniami. Na żaden z listów nie odpowiedziała. W Nowy Rok już nawet nie napisała życzeń. Czuję się beznadziejnie. Wiem, że byłem "za dobry", za bardzo mi zależało, w momencie, w którym powinienem wyluzować. Nie było żadnych konfliktów czy problemów, po prostu się zablokowała jak to sama powiedziała. Od początku była mną zafascynowana, mówiła, że nie znała jeszcze takiego faceta, że nikt jej tak nie traktował, tak dobrze, z takim szacunkiem, że spadłem jej z nieba i że czuje się jak niebie.
Teraz jest już ponad miesiąc od tego jak się widzieliśmy ostatni raz i jak się ostatni raz przytuliliśmy i pocałowaliśmy - tak się rozstaliśmy.
Chcę zapomnieć, ale nie potrafię:( Teraz wiem co ona czuje mówiąc, że ją dusi to co było, że chce zapomnieć, ale nie potrafi. Ja teraz nie wyobrażam sobie wejść w jakikolwiek związek. Widzę ją wszędzie, w każdej twarzy jej szukam. Było rewelacyjnie, pod każdym względem wszystko pasowało. Teraz wiem, że wszystko szło za dobrze i za szybko - było jak w filmie, nawet ją pytałem, czy może nie zwolnić, jednak ona zapewniała, że tak jest normalnie, chemia była niesamowita. Dla mnie to była pierwsza kobieta, pierwszy poważny związek i chyba mogłem dać sobie tak "odlecieć", jednak wydaje mi się, że ona nie powinna była zachowywać się jak nastolatka, wiedząc, że nie wiadomo jak to się dalej potoczy - sama wiele razy mówiła, że być zakochanym a kochać to nie to samo i chyba dlatego mam o pewne rzeczy żal.
Po 1. że tak to się potoczyło, że weszła w związek ze mną tak krótko po rozstaniu z byłym, nie dała sobie czasu na uporządkowanie spraw, uczuć po poprzednim związku i na samym początku chyba bardziej "odleciała" niż ja. Sama pisała, dzwoniła, tęskniła, szybko przedstawiła rodzinie, zależało jej. Gdy ja się wkręciłem tak mega poważnie, gdy ja pokochałem, to w niej się coś zmieniło. Widziałem, że inaczej pisze, nie tęskni tak, że idzie to w złym kierunku. No i potem było jak już pisałem. Kolejna rzecz, która mnie bardzo boli i męczy, to to, że od samego początku pisałem i potem prosto w oczy mówiłem, że nie chcę być pocieszeniem po byłym, że nie chcę być "na zastępstwo" a ona za każdym razem z całą mocą zapewniała, że tak nie jest, że nawet nie mam tak myśleć, że na prawdę za mną szaleje, że się zakochała we mnie i że jej bardzo zależy na mnie. Mimo, że prawdopodobnie tego nie chciała to chyba niestety tak było. Zrobiła to zapewne nieświadomie, ale ja się teraz tak czuję - jakbym był zabawką, pocieszeniem.
Ostatnia rzecz, która strasznie mnie boli, to to, że tak łatwo zrezygnowała. Przed samym rozstaniem, mówiła, że nie potrafi dać sobie z tym wszystkim rady, ale że bardzo chce, żeby było dobrze, że będzie się starać, a dosłownie 2 dni później mnie zostawia. Chciałem tylko czasu i szansy dla nas, tego aby mnie nie wyrzucała ze swojego życia i byśmy mogli spróbować dać temu czas, aby ona mogła sobie wszystko poukładać. Zapewniłem, że ja będę czekać, że dam jej tyle swobody i czasu ile będzie chciała, ale ona nawet nie odpisała/zadzwoniła, całkowicie w ciągu chwili wszystko skreśliła sad

Jestem załamany, bo na prawdę ją pokochałem, chcę jej szczęścia, dlatego się nie odzywam, dlatego daję jej spokój. Nawet nie doszło do sytuacji, żebyśmy się pokłócili, nie mam powodów, żeby o niej jakoś negatywnie myśleć ani ona o mnie też. Nie wiem, czy tak jest, ale czuję tak jakby to rozstanie nie było dla niej w ogóle jakimkolwiek problemem, czuję się jakbym był takim krótkim, miłym epizodem w jej życiu, który nic wielkiego nie znaczył:( a dla mnie znaczyło to wiele, przeżyłem z nią najlepszy czas w swoim życiu. Czy ona na prawdę mogła tak w kilka dni całkowicie zapomnieć i mieć mnie gdzieś, mimo, że snuła ze mną bardzo poważne plany? Nie potrafię sobie tego wszystkiego poukładać, zrozumieć. Nawet nie zaproponowała, żebyśmy zostali przyjaciółmi, co oczywiście by mnie wcale nie pocieszyło, ale znaczyłoby, że przynajmniej możemy czasem pogadać/popisać. Po prostu wygląda na to, że postanowiła zniknąć. Praktycznie nie ma szansy, że się gdzieś kiedyś spotkamy. A jeżeli nawet tak, to nie mam pojęcia jakbym miał się zachować. Przejść obok rzucając pustym "cześć"? Pogadać o niczym? Zapytać dlaczego tak postąpiła? Po prostu nie wiem.

Wiem, że wiele osób rzuci wyśmiewającymi komentarzami, że tak krótki czas byliśmy razem, że mam se odpuścić i szybko zapomnieć bo nie warto, ale mi naprawdę na niej zależy, na serio poczułem, że to mogła być ta jedyna. Najgorsze, że pod każdym względem było nam dobrze, że dopasowaliśmy się. Była chemia, były emocje, były wspólne plany, poglądy i nagle w ciągu kilku dni zmiana o 180 stopni. Nie umiem tego sobie poukładać, zrozumieć i znaleźć przyczyny, co tak naprawdę się stało i co mogę zrobić, żeby dała nam szansę. Ja wiem, że nie rzuci mi się w ramiona i nie powie, że mnie kocha. Ale jestem w stanie czekać, nigdzie mi się nie śpieszy...tylko chciałbym, żeby dała nam szansę i czas. Tylko tyle... Nie wiem dlaczego tak szybko to skreśliła... Dlaczego zerwała kontakt. Czytałem o różnych sytuacjach, w których facet czekał na swoją wybrankę kilka miesięcy, nawet rok... i było warto, bo go pokochała i udało im się. I ja też zrobiłbym wszystko, żeby dostać tę szansę. Wiem, że mogłaby być sytuacja, że mnie nie pokocha i wtedy będę jeszcze bardziej cierpieć, ale wiem, że ona jest tego warta i chciałem zaryzykować.
Jestem bardzo i to bardzo wrażliwy, uczuciowy i dlatego mnie to tak strasznie męczy. Wiem, że na początku ona to bardzo ceniła i się cieszyła, że taki jestem, ale gdy się zablokowała, to ta moja wrażliwość na pewno nie pomagała, tylko miała odwrotny skutek. Teraz to wiem, ale czasu nie cofnę:(
Boję się, że nie będę już potrafił czuć tego do kogoś innego. Bo nawet jeżeli uda mi się kogoś spotkać, to albo będę trzymał dystans w obawie przed popełnieniem tych samych błędów (czyli zbytniemu zaangażowaniu się) albo właśnie znowu popełnię te same błędy a wtedy to już będzie moja głupota, że niczego się nie nauczyłem. Tak źle tak niedobrze. Tylko, że ja nie lubię jakiś dziwnych gierek, które często niektórzy sugerują...albo mi zależy i daję całego siebie albo nie. Ale najgorsze jest jednak to, że chyba już nie będę potrafił poczuć tego co poczułem do niej, że już na nikim nie będzie mi tak zależeć tak mocno jak na niej sad

Obiecałem sobie, że będę się starał jakoś wziąć w garść i normalnie funkcjonować, ale nie potrafię przestać o niej myśleć - ja ją na prawdę pokochałem i chciałem jej nieba przychylić...

Fajnie jakby się wypowiedziały kobiety albo osoby, które miały coś podobnego. Będę wdzięczny za słowa pociechy, ale też wytłumaczenia co się tak na prawdę stało, co nią kierowało na początku i na końcu naszej znajomości, jak mam dać sobie z tym radę.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Ona tego nie czuje. To nie jest TO.

Magia tej pierwszej, bracie. Magia tej pierwszej.

Rzeczywiście, żadna inna nie będzie Twoją pierwszą, więc nie będzie właśnie tak, jak było tutaj. Będzie inaczej. Co nie znaczy - gorzej. Po prostu inaczej. Jeśli uroisz sobie, że tylko z "tą pierwszą" jest miłość, to będziesz nieszczęśliwy długie lata. Grunt,to nie szukać takich samych emocji, bo one się nie powtórzą. Będziesz musiał nadać innym emocjom taką samą rangę, co nie bywa łatwe, ale nie jest niewykonalne. Dla dziewczyny byłeś plasterkiem po nieudanym związku, stąd dość szybko się ulotniła - ale przynajmniej postąpiła fair, tzn. bez zdrad, wodzenia Cię za nos i traktowania Cię jak koło zapasowe. Szybki kosz, więc szybciej też otrzeźwiejesz, bez zbędnego, emocjonalnego rollercoastera.

I na koniec - dobra rada, najlepiej wiązać się z osobami o podobnym stażu związkowym. Dla Ciebie to pierwsza miłość, a ona zdążyła już przeżyć rozwód - nie patrzycie na te sprawy tak samo i stąd mogą wynikać drobne "różnice w percepcji", które dość skutecznie przeszkadzają we wspólnym życiu.

A także dobra rada numer 2: nie gódź się na żadne "bycie przyjaciółmi". Jeżeli ona nie chce tego, co Ty - zrywasz kontakt na zawsze. Inaczej będzie Ci to tkwiło jak cierń w tyłku i przypominało o sobie przy każdej okazji. Wyrwij, zapomnij.

3 Ostatnio edytowany przez wrażliwy10 (2017-01-03 12:12:40)

Odp: Ona tego nie czuje. To nie jest TO.

Dzięki.

Rozumiem, to co radzisz, ale mam taki dziwny charakter, że myślę właśnie w ten sposób, że to była właśnie ona. Boję się tego "urojenia" i staram się by tak nie było.

Z jednej strony właśnie doceniam to, że szczerze przedstawiła sytuację, z drugiej jednak, to chyba wcześniej szczera nie była, kiedy zapewniała, że właśnie takim "plastrem" jak to określiłeś na pewno nie jestem. I koniec w taki sposób... przez wiadomość w komunikatorze, którą w zasadzie sam niejako wymusiłem... i potem jak tu człowiek ma nie tracić poczucia wartości:( I dlaczego będąc świadoma sytuacji narzuciła takie tempo? Dlaczego tak szybko wciągnęła mnie do rodziny i swoich planów na przyszłość?

Co do bycia przyjaciółmi to zgadza się, tylko mi właśnie o to chodziło, że ona nawet tego nie zaproponowała. Totalnie szybkie zerwanie wszystkiego co było a ja mam właśnie poczucie, że dla niej to kompletnie nic nie znaczyło;/

Możesz jeszcze rozwinąć o tych emocjach? Co dokładnie masz na myśli? Jak to dobrze robić?

4 Ostatnio edytowany przez WaltonSimons (2017-01-03 12:17:03)

Odp: Ona tego nie czuje. To nie jest TO.

Miałem na myśli, że "pierwszy raz" (randka, wyjazd, związek, seks, etc.) zawsze smakuje nieco inaczej, niż te następne. Przesadnie sentymentalni ludzie, tacy jak ja (a być może - również i Ty) potrafią przyczepić się do emocji związanych z pierwszym razem i uznać, że jeśli następne tak nie smakują, to muszą być do niczego. A to błędne myślenie. Pierwszy związek powinien być jak dzieciństwo. Naiwny, szczery, pozostawiający miłe wspomnienia. Grunt to nie zamienić się w dojrzałego faceta, który nadal próbuje bawić się klockami, jeśli wiesz, co mam na myśli.

Jej zapewnienia nie są nic warte. Plaster zwykle bardzo szybko zostaje nałożony (tzn. zapoznany z sytuacją, zaciągnięty do łózka, zabrany do życia) - i jeszcze szybciej zerwany. Niestety, byłeś plastrem - nie po słowach to widać, a po czynach Twej niedoszłej lubej.

5

Odp: Ona tego nie czuje. To nie jest TO.

Niestety ja się do tych sentymentalnych i wrażliwych zaliczam. Przeczytałem Twoją historię i widzę, że Ty również nie potrafiłeś przez długi czas się pozbierać. Boję się, że mnie to także będzie długo męczyć, chociaż bardzo bym chciał cieszyć się życiem, każdym dniem.
Z mojej strony chyba ten związek był taki jak napisałeś - na pewno był szczery i pozostawia w pamięci wspaniałe chwile. Problem w tym, że nie chcę o nich myśleć, do nich wracać, bo wtedy dopada mnie smutek i stres, że to już nie wróci.

Strasznie mnie boli ta prawda, że byłem tylko pocieszeniem. Oprócz zapewnień, o których pisałem, zapewniała, że nie chce mnie skrzywdzić, że nie jest gówniarą, która bawi się mną. A potem takie coś... wiem że tego nie chciała, ale właśnie tak postąpiła:(
Widać ona sama też ma problem. Niby dorosła, ale chyba jakieś problemy emocjonalne również ma. Chyba także w pewnym sensie postępuje jak jej były. Zwierzała się, że ją zapewniał, że kocha, ale mówiła że łatwo gadać że się kocha a trzeba to pokazać czynami. A teraz w stosunku do mnie postąpiła podobnie. Mówiła, że jestem ważny, że nie chce mnie zranić, że nie jestem dla niej pocieszeniem, a czyny były inne.
Wiem jedno, na pewno tego nie chciała. Jest bardzo dobrą i wartościową osobą, ale niestety nie zmienia to faktu, że postępowała tak, że pomogłem jej chociaż odrobinę i na chwilę odciąć się od tego co przeżyła a ja z kolei dostałem takiego wielkiego życiowego kopa. Mimo to, nadal ją kocham, tęsknię i życzę jej szczęścia.
A ja sam muszę się pozbierać i wrócić do normalnego życia i spróbować być szczęśliwym bez niej. Nie będzie to łatwe, ale muszę iść na przód.

6 Ostatnio edytowany przez wrażliwy10 (2017-01-06 11:24:31)

Odp: Ona tego nie czuje. To nie jest TO.

Mogłyby się również wypowiedzieć jakieś kobiety, które przeżyły podobną sytuację. Mam na myśli to, że one potraktowały faceta jak pocieszenie po rozstaniu. Jak się z tym czułyście? Czy na prawdę nieświadomie weszłyście  szybko w nowy związek, wierząc, że to będzie nowa miłość, z którą już będziecie na zawsze a potem w niedługim czasie, gdy największe emocje nieco opadły, zostawiłyście tego faceta, mimo że był dla Was dobry jak nikt inny przedtem? Czy po rozstaniu myślałyście czasem o nim i może zastanawiały, że szkoda że nie dałyście mu więcej czasu, że może pojawiła by się miłość z Waszej strony?
Będę wdzięczny za wszystkie wypowiedzi, bo nurtuje mnie to, co w takich przypadkach siedzi w głowach kobiet, które w ten sposób postąpiły. Czy dla nich to kompletnie nic nie znaczyło i na prawdę traktowały to tylko jak miły, krótki epizod w życiu, który na chwilę pozwolił zapomnieć o bólu po rozstaniu z wieloletnim partnerem, czy też może miało jakieś znaczenie, ale ten ból i pewien strach spowodowały, że postanowiły to zakończyć?

7

Odp: Ona tego nie czuje. To nie jest TO.

Jesteś upierdliwy.  Dlatego miała dość.

8

Odp: Ona tego nie czuje. To nie jest TO.
wrażliwy10 napisał/a:

Mogłyby się również wypowiedzieć jakieś kobiety, które przeżyły podobną sytuację. Mam na myśli to, że one potraktowały faceta jak pocieszenie po rozstaniu. Jak się z tym czułyście? Czy na prawdę nieświadomie weszłyście  szybko w nowy związek, wierząc, że to będzie nowa miłość, z którą już będziecie na zawsze a potem w niedługim czasie, gdy największe emocje nieco opadły, zostawiłyście tego faceta, mimo że był dla Was dobry jak nikt inny przedtem? Czy po rozstaniu myślałyście czasem o nim i może zastanawiały, że szkoda że nie dałyście mu więcej czasu, że może pojawiła by się miłość z Waszej strony?

Ja się wypowiem. Jednak na początku powiem Ci, że tak samo jak i Ty, również jestem bardzo wrażliwą osobą. Nawet nadwrażliwą, co bardzo utrudnia mi życie, dlatego zdaję sobie sprawę z tego co teraz przeżywasz. Na pocieszenie powiem Ci, że po jakimś czasie będzie trochę łatwiej. Znów nastanie codzienność i zwykłe sprawy, chaos ktory właśnie panuje w sercu nieco przycichnie, ale nie mogę obiecać, że szybko zniknie całkowicie. Trzymam kciuki!

Wracając do Twojego pytania. Mnie zdarzyła się podobna sytuacja. Krótko po bardzo emocjonalnym rozstaniu po kilkuletnim związku poznałam naprawdę porządnego faceta. On wiedział, że jestem "po przejściach", ale nie odpuszczał. Ja nie chciałam by sprawy toczyły się zbyt szybko, bo sama nie wiedziałam co mogłabym mu od siebie dać mimo, że naprawdę bardzo go lubiłam. Spotykaliśmy się przez kilka miesięcy, spędzaliśmy miło czas, a ja czułam, że jestem traktowana z szacunkiem, że mogę na niego zawsze liczyć, że właściwie to ściągnął by mi gwiazdkę z nieba. Było naprawdę fajnie. Ale przyszedł taki dzień, właściwie taki moment, kiedy uświadomiłam sobie, że nie mogę tego tak dłużej ciągnąć. Nie chciałam, żeby był moim "plasterkiem" dlatego spowalniałam proces, ale to nie za wiele pomogło. W momencie kiedy jednoznacznie zasugerował żeby "to" między nami było czymś więcej, czułam że nie mogę, że właśnie "nie czuję tego". To było nasze ostatnie spotkanie w takim formacie. On nie był nachalny, ale potem już unikałam spotkań, aż w końcu powiedziałam otwarcie, że lepiej jeśli już nie będziemy się spotykać, że z tego nic nie będzie, że trafił się dla nas zły moment. Było mi przykro i wiem, że jego też musiało to dotknąć, sam był po przejściach i po długim czasie zdecydował się na kogoś otworzyć. Jednak to było najbardziej uczciwe rozwiązanie z mojej strony. Inaczej unieszczęśliwiałabym i jego i siebie co raz bardziej z każdym dniem. Jak wyglądała sytuacja w mojej głowie po tym wszystkim? Szczerze, jest mi z tego powodu przykro do dziś. Często myślałam o tym jak on się czuje, czy jeszcze myśli, czy jest mu już lepiej. Z drugiej jednak strony czułam ulgę, że to ucięłam. On po jakimś czasie poznał dziewczynę, z którą nadal jest. Życzyłam i życzę mu jak najlepiej, dlatego cieszę się, że znalazł szczęście u boku innej kobiety.

Z drugiej strony sama kiedyś też byłam "plasterkiem". Bolało. Ale po jakimś czasie cały ten żal minął, poznałam moją miłość, która dziś i nie tylko zadaje mi tyle cierpienia... Ale.. kiedyś chyba będzie dobrze..? smile

9

Odp: Ona tego nie czuje. To nie jest TO.
pannapanna napisał/a:

Jesteś upierdliwy.  Dlatego miała dość.

Odnoszę dokładnie takie samo wrażenie, a dla autora mam dwie nowiny. Złą i złą. Pierwsza jest taka, że:
patrząc na to co piszesz, ile piszesz i w jaki sposób piszesz, jestem niemal pewien, że zwyczajnie ją sobą zamęczyłeś.
Zamiast tyle ględzić trzeba było ją porządnie wyłomotać kilka razy, bo na samym ględzeniu to się daleko nie zajedzie.
Druga nowina jest taka, że na jakieś 98% z każdą kolejną poznaną dziewczyną będzie bardzo podobnie,
jeśli nie zmienisz swojego podejścia, bo wbrew powszechnie panującej opinii większość współcześnie żyjących kobiet
woli mniej ględzących, za to bardziej zdecydowanych gości i jak następną też będziesz zadręczał tryliardem esemesów
czy filozoficznych wywodów o przysłowiowej dupie maryni, to też ci zaraz podziękuje i stwierdzi że to nie to.
Życie.

10

Odp: Ona tego nie czuje. To nie jest TO.

czy czasem nie było tak, że Ty tym kobietom pisałeś/mówiłeś dużo, a one odpowiadały niewiele?

Jeśli tak, to jak przedmówcy powiedzieli, mogłeś je zanudzić bądź zniechęcić.

Odp: Ona tego nie czuje. To nie jest TO.

Tak zgadazm sie z przedmowcami, zameczyles ja i odkryles wszystkie mozliwe karty na przywitanie

Na przyszlosc radze sie troche ogarnac bo zadna z nas nie lubi takich slimokow jak ty.

Im wczesniej to zrozumiesz tym dla ciebie lepiej

12

Odp: Ona tego nie czuje. To nie jest TO.
anderstud napisał/a:
pannapanna napisał/a:

Jesteś upierdliwy.  Dlatego miała dość.

Odnoszę dokładnie takie samo wrażenie, a dla autora mam dwie nowiny. Złą i złą. Pierwsza jest taka, że:
patrząc na to co piszesz, ile piszesz i w jaki sposób piszesz, jestem niemal pewien, że zwyczajnie ją sobą zamęczyłeś.
Zamiast tyle ględzić trzeba było ją porządnie wyłomotać kilka razy, bo na samym ględzeniu to się daleko nie zajedzie.
Druga nowina jest taka, że na jakieś 98% z każdą kolejną poznaną dziewczyną będzie bardzo podobnie,
jeśli nie zmienisz swojego podejścia, bo wbrew powszechnie panującej opinii większość współcześnie żyjących kobiet
woli mniej ględzących, za to bardziej zdecydowanych gości i jak następną też będziesz zadręczał tryliardem esemesów
czy filozoficznych wywodów o przysłowiowej dupie maryni, to też ci zaraz podziękuje i stwierdzi że to nie to.
Życie.


Taaa... na pewno jakby z nią uprawiał seks, to ona by się zakochała. Nie wiem skąd bierzesz takie teorie, że seks rozwiązuje wszystko, kiedy nie ma połączenia na wyższych poziomach świadomości.

13

Odp: Ona tego nie czuje. To nie jest TO.
cichyfacet napisał/a:
anderstud napisał/a:
pannapanna napisał/a:

Jesteś upierdliwy.  Dlatego miała dość.

Odnoszę dokładnie takie samo wrażenie, a dla autora mam dwie nowiny. Złą i złą. Pierwsza jest taka, że:
patrząc na to co piszesz, ile piszesz i w jaki sposób piszesz, jestem niemal pewien, że zwyczajnie ją sobą zamęczyłeś.
Zamiast tyle ględzić trzeba było ją porządnie wyłomotać kilka razy, bo na samym ględzeniu to się daleko nie zajedzie.
Druga nowina jest taka, że na jakieś 98% z każdą kolejną poznaną dziewczyną będzie bardzo podobnie,
jeśli nie zmienisz swojego podejścia, bo wbrew powszechnie panującej opinii większość współcześnie żyjących kobiet
woli mniej ględzących, za to bardziej zdecydowanych gości i jak następną też będziesz zadręczał tryliardem esemesów
czy filozoficznych wywodów o przysłowiowej dupie maryni, to też ci zaraz podziękuje i stwierdzi że to nie to.
Życie.


Taaa... na pewno jakby z nią uprawiał seks, to ona by się zakochała. Nie wiem skąd bierzesz takie teorie, że seks rozwiązuje wszystko, kiedy nie ma połączenia na wyższych poziomach świadomości.

Seks nie rozwiązuje wszystkiego, ale na pewno lepszy seks niż gadanie wypracowaniami. Skąd by miało być połączenie na wyższych poziomach świadomości, jeśli nie da się za bardzo doczytać do końca tego, co Autor pisze? Jeśli w ten sposób gadał do kobiety, to ja się nie dziwię, że ona żadnego połączenia na wyższym poziomie nie poczuła, wprost przeciwnie - wolała się rozłączyć i zmienić kanał...

14

Odp: Ona tego nie czuje. To nie jest TO.

1. Dzięki wszystkim, którzy sensownie się wypowiadają a nie krytykują, bo im się czytać nie chce albo nie potrafią czytać ze zrozumieniem.
2. Kiedy można się na początku normalnie wypowiedzieć to chętnych brak, natomiast żeby się wyżyć i pokazać komuś, że jest do kitu to całe stado chętnych się znajdzie - chyba standard w naszym kraju.
3. I dlatego jest na tym świecie i związkach jak jest, bo zamiast rozmawiać i dawać uczucia/miłość to większość woli dawać d***

Wcześniej nie było chętnych do wypowiadania się, natomiast teraz zacznie się zapewne standardowa forumowa jatka. Ja w każdym razie w tym uczestniczyć nie będę i dla mnie temat jest zamknięty.

Jeszcze raz dzięki tym osobom, które merytorycznie się wypowiedziały.

Posty [ 14 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Ona tego nie czuje. To nie jest TO.

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024