jestem w takim dołku...mam nadzieję,że ktoś mi doradzi...mamy po 30 lat...
Otoż byłam z facetem półtora roku. Rozstał się ze mną w pażdzierniku. To po 3miesiącach odezwałam się do niego pierwsza z prośbą o spotkanie. Zgodził się. Powodem rozstania była moja głupota...i zazdrość...niepotrzebna.. powiedział,że to koniec.. i ze chce być sam.. grzebałam mu w telefonie...dlatego...nie potrzebnie bo nic tam nie było
ogólnie czasami robiłam mu afery itd...no i pękło...byłam za bardzo zaborcza.
Dwa dni temu spotkałam się z nim..zeby sprawdzić czy coś do niego czuje...myślałam,że to bedzie nasze ostatnie spotkanie...on się zgodził na pożegnianie przytulił mnie do siebie..zaczeliśmy się całować...sylwestra spędziliśmy razem ze znajomymi. Rozmawialiśmy , wylądowaliśmy oczywiście w łożku...następnego dnia powiedziałam,że go kocham a on,że nie przestał mnie kochać. i ze tęsknił...
Jesteśmy 3 dzien razem.... pisze...tylko jest tak inaczej...na sylwestrze niektórzy znajomi byli w szoku ze jestesmy razem... i nie wiem czy mnie akceptują...bo nie wiem co nagdał im na mnie.
narazie jest mało wylewny...no i zobaczymy ..nie wychodzi z propozycją spotkania narazie....bede cierpliwa...ja nie mogę się starać...za nad obydwoje...chciałabym ,zeby pokazał ,że mu zalezy na mnie..... dam mu miesiac..zobacze czy zacznie sie starac... było nam dobrze,ze sobą.... nie bede naciskac...