Witam wszystkich forumowiczów, to będzie mój pierwszy post, więc mam nadzieję, że połapiecie się o co mi chodzi. (: Mam prawie 24 lata, jestem mężatką w separacji, z dzieckiem. Moje małżeństwo i w ogóle cały związek był toksyczny, co w sumie dopiero ostatnio jakoś do mnie dotarło. Wiedziałam wcześniej, że nie jest dobre to jak żyliśmy ze sobą, ale pojęcie "toksyczność" jakoś nie świtało mi w głowie. Moim zdaniem były od początku był toksyczny, chociaż tego nie widziałam. Straciłam przez niego i przez to, że na to pozwoliłam ( jestem świadoma, że zawsze dwie strony są winne) wszystko: przyjaciółkę, znajomych, poczucie wartości i szacunek do samej siebie, a na koniec podziękował mi kopnięciem w d**ę. :]
Ale to w sumie jeszcze rozumiem, nie chciał mnie i dziecka, ok. Nie rozumiem tylko, że po "rozstaniu" on przez prawie 3 lata jeszcze to jakoś ciągnął, odwiedzał nas, mówił że mnie kocha, że chciałby spróbować jeszcze, a potem olewał zaś na kilka tygodni i mówił, że mnie nie chce itd. I to się tak ciągnęło aż do końca września tego roku, dopóki definitywnie nie zerwałam z nim kontaktu, po tym jak któryś raz znowu mi powiedział, że mnie nie chce ( kilka dni wcześniej mówił, że mu dalej uczucia do mnie nie przeszły, że ma moje zdj na telefonie ustawione, że tęskni i tak dalej) I mój problem polega teraz na tym, że ja cierpię. Widzę na profilach społecznościowych, że on który tak bardzo nie chce związku, bo za młody jest, szuka i zainteresowany jest innymi dziewczynami. Boli mnie to, czuję się jak wariatka. Z jednej strony wiem, że z nim życia bym nie miała, bo przez te ponad 6 lat totalnie mnie zniszczył, jestem cieniem dziewczyny którą byłam kiedyś. A z drugiej strony nie potrafię odpuścić, te uczucia nadal we mnie są. Zastanawiam się czy ja sama teraz nie jestem toksyczna? Albo może kochająca za bardzo? Bardzo się przez niego zmieniłam i to na gorsze niestety. Macie może jakieś doświadczenia z takim czymś? Wiecie, czy da się samemu z tego bagna jakoś wyjść? Potrzebny mi psycholog? Pozdrawiam, mam nadzieję, że jakaś miła dusza będzie potrafiła mi coś poradzić. Jeżeli macie jakieś pytania, to zadawajcie. Z góry dziękuję za odpowiedzi.
Ps. Wspomnę jeszcze, że teraz w grudniu wymieniłam z nim ze 3 wiadomości na mailu, chodziło o prezent dla syna, a przy tym dał mi w ładny sposób do zrozumienia, że ma mnie gdzieś. Prezentu dla dziecka i tak nie było, u niego zawsze tylko puste słowa są.
Aa i kontakt po rozstaniu zawsze on inicjował, chociaż muszę przyznać, że jak on już napisał, to ja jak wariatka nie umiałam odpuścić, prosiłam, błagałam, no cuda niewidy, teraz jest mi tylko wstyd za to. Czuję się bardzo źle ze sobą, jak nic nie warta, cały czas zadaję sobie pytanie, czego mi brakuje. To wszystko odbija się tylko na moim dziecku. Nie radzę sobie już z tym wszystkim.