Cześć Dziewczyny, jestem tutaj nowa.
Mam wielki dylemat i długo się zastanawiałam czy poradzić się ludzi obcych na tym forum, ze względu na to że jednak obce osoby inaczej na to popatrzą , niż osoby znajome.
A więc zacznijmy od tego, mam 24 lata, mój obecny facet ma 27 lat.
Jesteśmy ze sobą od 3 lat.
Jak każda para na początku szalonej miłości, było cudownie, kino, kwiaty, pamiętanie miesięcznicy, ciągłe wyznania miłośći, romantyczne kolacje itp, nie mówiąc już o szaleńczym seksie. (jest to mój pierwszy, jedyny partner w łóżku, ja jego też)
Po roku postanowiliśmy zamieszkać ze sobą na okres próbny na pół roku, ponieważ akurat moja siostra wyjechała do Holandii i zostawiła mi mieszkanie z pozwoleniem zamieszkania.
Przez te pół roku było cudownie. Wręcz ahh jak w niebie.
Ja pracuje jako cukierniczka, na poranną zmianę, mój chłopak jako piekarz, i tylko na nocną.
Niestety troszkę się mijaliśmy ale wspólne mieszkanie wtedy sprawiło że jednak i tak byliśmy blisko siebie.
Niestety pół roku minęło, i każdy wrócił do swoich rodziców.
W każdy weekend jeździłam do niego i zostawałam na noc aż do poniedziałku.
I tak zostało że ja ciągle przyjeżdżałam do niego, mimo że nasze miejsca zamieszkania dzieliło 20 min autem.
I od momentu gdy tak zaczełam przyjeżdżać do niego w weekendy, zaczęło się psuć.
Nie było problemu w tym że np. rodzicom jego miało coś nie pasować, bo akurat uwielbiają kiedy do nich przyjeżdżam.
Wiadomo, że mało prywatnośći.
Wiele razy zapraszałam go do siebie, ale nigdy nie chciał. w ciągu roku on u mnie był może z 4 razy..
Wiele razy ja go prosiłam by przyjechał, ale ciągle mówił że nie, że nie chce mu się, że on sie u mnie nie wyśpi..
Powiedziałam sobie ok, jak chcesz.
I do tego już nie wracałam.
Zauważyłam, że w mieszkaniu z rodzicami jego nie przeszkadzało mu uprawianie seksu, gdzie za ścianą byli jego rodzice, i wkażdej chwili mógł ktoś wejść.
Ja po prostu, nie mogłam, nie chciałam, stresowałam się.
A wiadomo jak wygląda seks w trakcie stresu, i nerwów że ktoś wejdzie.
I od tego się zaczeło, kłótnie, że ja go zdradzam, bo nie chce się z nim kochać.
Kłótnie o to że on nie chciał nigdzie ze mną wychodzić, ani do kina, na spacer, na piwo, nigdzie, bo mu się nie chce.
Bo on jest zmęczony po pracy...
A co ja miałam powiedzieć? Ja też pracuje, fakt dniówki, ale jednak.
A on nie ma nic innego na głowie niż praca. Bo w domu ma wszystko pod nosem.
Fakt facet który sprząta, pierze, myje naczynia, odkurza, myje podłogi to anioł.
z tym się zgadzam.
Ale kurde hmm To nie zmienia faktu, że on nigdzie nie chce wychodzić.
Z kolegami to tylko rozmawia w pracy, nie wychodzi nigdzie na piwo.
Niewiem co robić , bo teraz były święta i zaprosiłam go, do mnie, to on stwierdził że nie ma jak przyjechać bo busy nie jeździły..
Ale są taksówki, jeśli by mu zależało..
Bo to są święta.
Ale niestety nie przyjechał.
Cała rodzina mówiła że niedojże nie przyjeżdża ogólnie bo mu się nie chce, to nawet w głupie święta,..
I o to się z nim pokłóciłam, że wymieniłam z nim telefonicznie pare słów, że mu nie zależy.
Ze ma wszystko w dupie, że dla niego najlepsze by było gdyby ciągle brzydko mówiąć"rozkładała" nogi..
I nic się nie odzywała...
Fakt mówi mi że mnie Kocha.. ale czy tak jest naprawde?
Czy on wciąż kocha, ale sie przyzwyczaił do mojego ciągłego bycia w weekendy? Ale przecież ciągle mu mówiłam jedźmy do mnie, ale nie chciał.
A ja nie mogłam spędzić weekendu bez niego, bo potrzebowałam go, bo jednak w tygodniu sie nie widujemy.
Gdy zaczęłam wczoraj ten temat że mu nie zależy itp, to powiedział mi tylko że ja mam nogi, i że też mogłam w święta przyjechać... i że mam skończyc temat dla mojego dobra...
Niewiem dziewczyny co o tym myślicie? Przepraszam za taką rozpiskę.. pewnie bezsensowną, ale niewiem po prostu co o tym myśleć.
Dziękuje z góry za każda odpowiedź.
Alicja