W tegoroczne święta dostałem "najpiękniejszy" prezent od dziewczyny w swoim życiu. Po prawie roku zostawiła mnie. Poznalismy się w internecie, po 3 miesiącach doszło do spotkania, było cudownie, czas leciał za szybko wiec trzeba było się rozstać. Mieszkalismy ok 300km od siebie wiec były wątpliwości. Jednak dawalismy rade, spotykalismy się najczesciej jak się dało, rozmawialiśmy codziennie na skype z kamerą. Ufalismy sobie, pomagałem w czym mogłem, szanowalem, martwilem się nią, doradzalem, pocieszalem. Mieliśmy podobne zainteresowania (Japonia, anime , gry komputerowe), wiele godzin spedzalismy na rozmowach i było cudownie. Ostatni miesiąc zaczęła mieć wątpliwości, ciągle cos jej się nie podobało, w 1grze poznalismy osobę do gry, z którą zaczęła pisać w każdej wolnej chwili, mieszka on dalej od niej niz ja. Zaczęły się tajemnice, kłamstwa, problemy. W końcu powiedziała, ze musimy zerwać, ze ona chce zmian, kogoś blisko itp. Nie dała nawet szansy na ratowanie tego. Wszystkie te miesiące czas chęci i pieniądze (które nie miały dla mnie znaczenia) na dojazdy i noclegi poszły na marne. Czuje pustkę, smutek, żal o to, co zrobiła, przy okazji zdradzając mnie i nasze tajemnice obcej osobie. Najgorsze, ze ja często bywalem samotny, jestem osobą spokojną, domatorem i każda próba zwiazku kończyła się zranieniem i pogorszeniem samooceny i chęci do dalszych prób. Teraz gdy sądzilem ze wreszcie się to zmieni, zawiodlem się ponownie. Nawet chciałem w tym roku się przeprowadzić blisko by odległość nie była dłużej problemem. Moje poświęcenie poszło na marne.
Mieliscie kiedyś takie sytuacje? Podzielcie się swoimi historiami, powiedzcie jak sobie poradziliscie...