Mam dość swojej natury,tej autodestrukcji,tego widzenia wszystkiego w ciemnych barwach i przyciągania ciemnych chmur. Kiedy nie było dzieci,wszelkie zmiany typu kawalerka,mieszkanie,przeprowadzki wiązały się z depresja. Potrzebuje czasu,żeby się odnaleźć. Potem stres jak dzieci sobie poradzą,starszy jak da radę w przedszkolu,był lament,łzy i stres. Zamiast wspierać dziecko,to było silniejsze i ryczalam przejęta. Nie umiem być matka na taka jaka zasługują. Teraz zaczyna się 1 klasa i po zebraniu,mam głowę pełna. On wrażliwy,płakał w przedszkolu,A teraz nowe miejsce,Pani i dzieci. Nie wiem czemu nie umiem myśleć pozytywnie,że mam mądre dziecko które sobie poradzililo mimo lez,tylko się zadreczam. W nocy spać nie mogę,myślę,budzę się oblana potem i nie mam siły się nimi zajac. Pocieszam syna jak umiem,ale czuje strach a on to czuje. Maz mówi że jestem dziwnym typem,co że mnie za matka,że dac oparcia dziecku nie potrafię dac. Nie lubię zmian,A tu czeka jeszcze przeprowadzką i remont mieszkania. Ja się nie nadaje do życia,do ludzi,do posiadania dzieci..bo tylko cierpia. Mam dosyć siebie,serio. Maz nie rozumie,A ja czuje że jestem sama ze wszystkim i zatracam się jeszcze gorzej. Biedne moje dzieci,jak one się kształtują przy mnie. Tylko lęki w nich zasiewam.
Terapia. Idź na terapię. Lęk przy zmianach to coś normalnego, ale jezeli przez ten lęk przestajesz funkcjonować, to terapeuta jest odpowiednią osobą, ktora może Ci pomóc.
Generalnie ja tez przezywam wszelkie zmiany, zmiana mieszkania to byl dla mnie pół roczny koszmar. Tyle, ze ja wiem, ze to tak nie powinno wyglądac i staram się to zmienić. Bo czemu ma mnie wszystko zadręczać. Zycie jest za krótkie, zeby poddać się lękowi.
Zaczął się rok szkolny. Jest ciężko. Mnie,bo sama że sobą ledwo radzę i synowi który placze przy rozstaniach. Uświadomiłam sobie,że on odziedziczył moje zachowania,wszystko przeżywa w każdym jego zachowaniu widzę siebie. Staram sie go motywować,pocieszać ale to musi jemu przejść. Trzeba się martwić o dziecko,i o siebie...chociaz teraz tylko syn się liczy i to żeby sobie radził. Ja cierpie też bo dla niego początek szkoły jest mega stresem
4 2020-09-11 11:39:31 Ostatnio edytowany przez biankax99 (2020-09-11 11:40:43)
Zaczął się rok szkolny. Jest ciężko. Mnie,bo sama że sobą ledwo radzę i synowi który placze przy rozstaniach. Uświadomiłam sobie,że on odziedziczył moje zachowania,wszystko przeżywa w każdym jego zachowaniu widzę siebie. Staram sie go motywować,pocieszać ale to musi jemu przejść. Trzeba się martwić o dziecko,i o siebie...chociaz teraz tylko syn się liczy i to żeby sobie radził. Ja cierpie też bo dla niego początek szkoły jest mega stresem
Twój syn płacze i histeryzuje, bo widzi emocje matki. Ty się bardziej stresujesz niż on i przelewasz na niego swoje lęki. Szkoła to normalny etap dla dziecka. Dziecko musi się socjalizować, bo wyrośnie z niego jednostka nieprzystosowana do życia w społeczenstwie. Im szybciej odetniesz pępowinę tym lepiej. Dziecko znajdzie przyjaciół, hobby, zacznie się uczyć i buczeć też przestanie. Już pomijając, że za chwile dzieciaki się zaczną z niego śmiac, że płacze za mamusią i jej nie chce puścić. To pójście do szkoły, nie rób z tego afery.
Szczerze to nie wiem jak to jest, ale u mnie w szkole nikt nie płakał. W przedszkolu owszem dzieciaczki czasem płakały za domem, ale w szkole?
Terapia. Idź na terapię. Lęk przy zmianach to coś normalnego, ale jezeli przez ten lęk przestajesz funkcjonować, to terapeuta jest odpowiednią osobą, ktora może Ci pomóc.
Generalnie ja tez przezywam wszelkie zmiany, zmiana mieszkania to byl dla mnie pół roczny koszmar. Tyle, ze ja wiem, ze to tak nie powinno wyglądac i staram się to zmienić. Bo czemu ma mnie wszystko zadręczać. Zycie jest za krótkie, zeby poddać się lękowi.
O to to, ja tez jak zmieniałam mieszkanie, to cieszyłam, się ale też z pół roku chodziłam zestresowana, mimo, ze zmiana była na plus.
Lady Loka napisał/a:Terapia. Idź na terapię. Lęk przy zmianach to coś normalnego, ale jezeli przez ten lęk przestajesz funkcjonować, to terapeuta jest odpowiednią osobą, ktora może Ci pomóc.
Generalnie ja tez przezywam wszelkie zmiany, zmiana mieszkania to byl dla mnie pół roczny koszmar. Tyle, ze ja wiem, ze to tak nie powinno wyglądac i staram się to zmienić. Bo czemu ma mnie wszystko zadręczać. Zycie jest za krótkie, zeby poddać się lękowi.
O to to, ja tez jak zmieniałam mieszkanie, to cieszyłam, się ale też z pół roku chodziłam zestresowana, mimo, ze zmiana była na plus.
Ja tak mam ze wszystkim. Najchetniej nie zmienialabym nic, ale z drugiej strony zycie jest za krotkie zeby mieszkac w malym brzydkim mieszkaniu, nie podrozowac, nie zmieniac pracy (chociaz o dziwo zmiana pracy calkiem bezstresowo przeszla). Aktualnie przezywam pozareczynowy stres i mam ochote ucieka, tylko tym razem doskonale zdaje sobie sprawe z mechanizmow, ktore mam w glowie.
Planuje terapie pod tym katem. I kazdemu polecam.
7 2020-09-11 12:12:31 Ostatnio edytowany przez rossanka (2020-09-11 12:13:06)
rossanka napisał/a:Lady Loka napisał/a:Terapia. Idź na terapię. Lęk przy zmianach to coś normalnego, ale jezeli przez ten lęk przestajesz funkcjonować, to terapeuta jest odpowiednią osobą, ktora może Ci pomóc.
Generalnie ja tez przezywam wszelkie zmiany, zmiana mieszkania to byl dla mnie pół roczny koszmar. Tyle, ze ja wiem, ze to tak nie powinno wyglądac i staram się to zmienić. Bo czemu ma mnie wszystko zadręczać. Zycie jest za krótkie, zeby poddać się lękowi.
O to to, ja tez jak zmieniałam mieszkanie, to cieszyłam, się ale też z pół roku chodziłam zestresowana, mimo, ze zmiana była na plus.
Ja tak mam ze wszystkim. Najchetniej nie zmienialabym nic, ale z drugiej strony zycie jest za krotkie zeby mieszkac w malym brzydkim mieszkaniu, nie podrozowac, nie zmieniac pracy (chociaz o dziwo zmiana pracy calkiem bezstresowo przeszla). Aktualnie przezywam pozareczynowy stres i mam ochote ucieka, tylko tym razem doskonale zdaje sobie sprawe z mechanizmow, ktore mam w glowie.
Planuje terapie pod tym katem. I kazdemu polecam.
Też wylądowałam na terapii. To było po kumulacji, gdzie się przeprowadziłam, uśpiłam psa, byłam potem świadkiem czyjejś śmierci, a potem mnie partner zostawił z dnia na dzień , wszytsko w przeciagu 3 lat, to nie dziwne, ze sie załamałam. W sumie chyba niedawno odżyłam.
Magda_1985 napisał/a:Zaczął się rok szkolny. Jest ciężko. Mnie,bo sama że sobą ledwo radzę i synowi który placze przy rozstaniach. Uświadomiłam sobie,że on odziedziczył moje zachowania,wszystko przeżywa w każdym jego zachowaniu widzę siebie. Staram sie go motywować,pocieszać ale to musi jemu przejść. Trzeba się martwić o dziecko,i o siebie...chociaz teraz tylko syn się liczy i to żeby sobie radził. Ja cierpie też bo dla niego początek szkoły jest mega stresem
Twój syn płacze i histeryzuje, bo widzi emocje matki. Ty się bardziej stresujesz niż on i przelewasz na niego swoje lęki. Szkoła to normalny etap dla dziecka. Dziecko musi się socjalizować, bo wyrośnie z niego jednostka nieprzystosowana do życia w społeczenstwie. Im szybciej odetniesz pępowinę tym lepiej. Dziecko znajdzie przyjaciół, hobby, zacznie się uczyć i buczeć też przestanie. Już pomijając, że za chwile dzieciaki się zaczną z niego śmiac, że płacze za mamusią i jej nie chce puścić. To pójście do szkoły, nie rób z tego afery.
Szczerze to nie wiem jak to jest, ale u mnie w szkole nikt nie płakał. W przedszkolu owszem dzieciaczki czasem płakały za domem, ale w szkole?
Dokładnie zrób porządek ze sobą, a magicznie dzieciaki też poczują się bezpiecznie. Strach jest normalny, ale ty jesteś przerażona błahymi sprawami, a oni chłoną od ciebie jak gąbka, że życie to strach. Wykorzystaj miłość do swoich dzieci by sobie pomóc. No chyba, że jesteś z tych co lubią się tylko użalać na sobą i im z tym dobrze. Tutaj nie ma czasu na sentymenty. Dzieci, póki są małe mogą jeszcze zmienić nawyki po twojej pozytywnej zmianie (po terapii), ale jak będziesz z tym nic nie robić to w dorosłości bedzie to ich chleb powszedni w spadku po tobie.
autorko... taki chyba masz zamartwiający się charakter i kazdą sytuację mocno przezywasz, chyba trzeba poszukać w sobie wewnętrznego spokoju, bo jedyną niezmienną rzeczą w życiu jest .. zmiana i trzeba się z tym umieć pogodzić... tylko jak?
to się tak łatwo gada, bo mam podobnie, choc trochę inaczej.. moja córka ma dość sporą wadę wzroku i tez bardzo się o nią martwię i myslalam że z czasem mi przejdzie ale nie przechodzi, staram się ją wspierać ale przeraża mnie że im starsza tym bardziej widzę że ona kiepsko widzi i jest zależna od okularów, soczewek, kogos życzliwego - jak cukrzyk od leków, dość dobrze sobie radzi ale jest tyle nieprzewidywalnych sytuacji... i nie pociesza mnie fakt że w kazdej chwili coś moze sie wydarzyc kazdemu bądź że inni mają gorzej... pewnie psychoterapeuta tez by coś na to mógł poradzić: jak się pogodzic z czymś na co się nie ma wpływu.. i jak znalezc dobrego psychoterapeute?