Wczoraj miałam przyjemność gościć u sąsiadki, do której przyjechał jej brat.
W przedrozwodowym rozgardiaszu miło było porozmawiać z kimś rzeczowym, normalnym i twardo stąpającym po ziemi, zwłaszcza, że to zupełna inność niż mój, jeszcze, mąż.
Wszystko było super, ale paraliżowała mnie myśl, że jest...starszy. Starszy ode mnie o ponad 10 lat. Mimo naprawdę miłej atmosfery i jego bardzo pyrzyjaznego nastawienia do mnie i mojej córy, ciągle analizowałam. Czy nie traktuje mnie jak gówniary, czy to co mówię traktuje poważnie itp, itd.
W dodatku dawał mi do zrozumienia, że fizycznie mu się podobam. I wtedy dopiero moja głowa dostała wariacji. No bo czy ewentualny związek ze starszym mężczyzną w ogóle "wypada"? Jak to będzie wyglądało?
Czy starszy facet "bajeruje" młódkę z zamiarem seksualnej przygody bez zobowiązań? Czy może jednak z zamiarem znalezienia bratniej duszy?
Kompletnie pogubiłam się w tej sytuacji.
To jak to jest z tymi starszymi facetami? Czy taki związek może być szczęśliwy mimo sporej różnicy wieku? Czy taki facet serio traktuje młodą kobietę? Jak to widziane jest oczyma społeczeństwa?