Związek na przysłowiowym zakręcie... - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Związek na przysłowiowym zakręcie...

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 4 ]

Temat: Związek na przysłowiowym zakręcie...

Witam,
Trafiłem na forum szukając wątków mogących mieć odzwierciedlenie mojej obecnej sytuacji w relacjach damsko-męskich pomiędzy mną a moją partnerką. Otóż jak pewnie w każdym związku musi nadejść pierwszy większy kryzys. Spotykamy się już prawie cztery lata, poznaliśmy się poprzez już chyba symbol naszych czasów - internet. Jesteśmy jakby mogło się wydawać z dwóch różnych światów, ona pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny gdzie wszyscy ciężko pracowali na swój sukces, i otaczają się właściwie tylko takimi ludźmi. Ja pochodzę z rodziny przeciętnie sytuowanej gdzie nie ma stosunkowo problemów z brakiem płynności finansowej, zaciągniętymi kredytami, et cetera jednak nie mogę powiedzieć że szastam kasą na lewo i prawo jednym zdaniem żyję skromnie ale godnie. Ona studiuje na dwóch kierunkach - ma ambicję wpojone w domu, ja olałem w pewnym momencie studia humanistyczne gdyż uświadomiłem sobie że do niczego nie prowadzą, kierunek kompletnie mi nie leżał a ścisłowcem nigdy nie byłem więc bardziej konkretne studia odpadały - wolałem ówczesną, mało ambitną z perspektywy mej lubej pracę która na owe czasy żółtodzioba po liceum pozwalała momentami nawet przyzwoicie zarobić. Lata początkowego zrozumienia, wsparcia i braku okazywania mi zgorszenia z powodu mojego skromnego w porównaniu do niej życia mijały lecz później ze strony mojej partnerki narastała krytyka tego że nie rozwijam się, że jestem maminsynkiem będącym na każde zawołanie rodziców, i żebym skończył mimo wszystko te nieszczęsne studia humanistyczne, co też właśnie robię i właściwie już została mi obrona pracy, mimo iż przeżywam osobisty kryzys - pracę zarobkową niedawno straciłem i nie mogę nic satysfakcjonującego znaleźć, i obecnie żyję notabene ze swoich oszczędności i pomocy rodziców dla których również jestem wsparciem gdyż mają swoje lata i choroby wymagające często aby po prostu być przy nich. Jednocześnie przy tych narzekaniach i oziębłości naciska na mnie by wspólnie jak najszybciej zamieszkać wiedząc doskonale że pierwsza lepsza praca "na już" za najniższą krajową pozwoli co najwyżej na opłacenie mediów w mieszkaniu które ona preferuje. Również jej rodzina choć sprawiając wrażenie ludzi ciepłych i wyrozumiałych dla problemów życia codziennego wyraźnie się ode mnie odsuwa. Ostatnio nawet spotkanie ciężko zaaranżować gdyż pomijając jej angażującą od rana do wieczora pracę uważa że to ja powinienem wychodzić z wszelaką inicjatywą spotkania na które i tak nie reaguje z takim entuzjazmem jak kiedyś, zaskakiwać co też staram się robić (o ile w ogóle wyrazi chęć mnie widzieć) czekając na nią z kwiatami, bądź słodkim upominkiem pod mieszkaniem późnym wieczorem aż wróci z pracy aby zrobić jej choć małą niespodziankę. Wtedy też zamiast usiąść porozmawiać czy chociaż się przytulić woli wsadzić nos w papiery przyniesione z pracy do domu, przypominając sobie o mnie na dobrą sprawę w momencie gdy oznajmiam jej że zamierzam już wychodzić. Kilkukrotnie w przypływie emocji pytałem jej co do jasnej cholery się stało że zaczęła mnie traktować jak powietrze, i oznajmiłem że jeśli jej już ten związek nie pasuje to po prostu się rozstańmy jak ludzie w pokoju. Po takich nerwowych wymianach zdań i obietnicach że wszystko się poukłada wracało wszystko do normy by za chwilę znowu zaczęła żyć swoim życiem, a ja znowu stawałem się maminsynkiem nie myślącym o przyszłości i nie rozwijającym się. Planowałem oświadczyny w najbliższym czasie i jakoś spiąć się w poszukiwaniu godnego miejsca pracy a nawet dwóch jeśli była by taka konieczność lecz dochodzę do wniosku że mimo iż kocham ją nad życie pomimo iż wyraźnie przestała mi to tak często okazywać, a wszystkie sprzeczki za każdym razem wybaczam, to zaczynam wątpić w sens tkwienia w układzie który stał się co najmniej chorym układem, a ciosem prosto w serce byłoby nieudane małżeństwo gdzie byłbym dodatkiem do swej żony, przy braku szacunku ze strony jej rodziny. Drogie forumowiczki i forumowicze, czy podzielacie moją opinię że na tym etapie ta znajomość zabrnęła w ślepy zaułek ? Pozdrawiam, i z góry dziękuje za odpowiedzi.

Zobacz podobne tematy :
Odp: Związek na przysłowiowym zakręcie...

A ile ty tej pracy juz nie masz? Ile masz lat? Czy dobrze zrozumialam ze twoja dziewczyna mieszka sama, jest samodzielna?
Wiesz co, nie wyobrazam sobie aby facet nie pracowal  dluzszy czas, to pewnie daje jej do myslenia (oczywiście jakiś miesiac poszukiwan to nic zlego). Mysle ze jej rodzina tez zwraca na to uwage, tym bardziej ze piszesz iz ciezko pracowali na swoją pozycje. Wiazac sie z taka kobieta musiales wiedziec i myslec ze pewnie nie będzie chciała obnizyc swojego statusu materialnego. Nie zrozum mnie zle, wiadomo w zyciu rozne rzeczy sie dzieja, choroby, wypadki czego sie nie przewidzi, ale ciebie to w tej chwili nie dotyczy prawda?

3 Ostatnio edytowany przez SonyXperia (2016-12-25 21:07:06)

Odp: Związek na przysłowiowym zakręcie...

Lepiej zrobisz, jeżeli jednak zepniesz się w sobie w poszukiwaniu pracy a nie będziesz trwonił nadmiaru wolnego czasu na wyczekiwanie na nią z kwiatkami czy czekoladkami. Tym nie zdobędziesz jej szacunku. Nie oczekuj też zruzumieniaTwojego stosunku do studiów od osoby, która kończy równocześnie dwa fakultety. Ktoś kto lubi się uczyć (nie myl tego z przerostem ambicji) nigdy nie zaakceptuje twierdzenia że "studia do niczego nie prowadzą". Tutaj między Wami kompletnie nie trybi. Macie inne oczekiwania od życia. Tobie wystarcza egzystencjonalne minimum, ona jest aktywna umysłowo. I to się nie zmieni.

4 Ostatnio edytowany przez kamilajron (2016-12-27 19:10:33)

Odp: Związek na przysłowiowym zakręcie...

Witam po krótkiej przerwie, a więc tak, mamy po 24 lata, ja nie pracuję już od miesiąca z przysłowiowym "groszem", jednak czas ten spędzałem do tej pory na bieganiu po swojej "starej-nowej" uczelni z nowymi poprawkami do mojej pracy zgodnie z każdym nowym kaprysem promotora. Planuję równolegle rozpocząć zaoczne technikum mechaniczne które było moim prawdziwym marzeniem po maturze, zanim dałem się ponieść modzie na byle jakie studia. Teraz szukam pracy. Nie hańbi mnie "robota" fizyczna do której mam predyspozycje, jest ciężka, ale zapewne pozwoliłoby to stanąć wnet finansowo na nogi, jednak ma piękna luba twierdzi że jest to mało ambitne i stać mnie na więcej, a efektów wciąż nie widzi, twierdzi że nie ma postępów chociaż na bieżąco się chwalę swoimi pewnie z jej punktu widzenia marnymi osiągnięciami z których ja osobiście jestem usatysfakcjonowany i sam przez siebie podbudowany. Ona to tylko kwituje "aha", "fajnie". Podczas gdy niegdyś przy poprzedniej pracy głupią stuzłotową premię od szefa za sprostowanie jednej sytuacji w firmie wynagradzała mi uściskami, pocałunkami i miłym słowem. No cóż.... zapowiedziałem mej pięknej poważną rozmowę na nasz temat. Planuję zapytać wprost: Czy chce w tym związku tkwić, bo czuję się zwyczajnie jej niepotrzebny i dochodzę do wniosku że lepiej będzie jak pójdziemy każde swoją drogą, i mamy faktycznie inne priorytety w życiu. Nie wiem jak jej to tylko przekazać bo naprawdę nie chce jej urazić i nie mam zamiaru obarczać jej winą, bo winni jesteśmy oboje, ale wizja wspólnej przyszłości w ostatnich czasach poważnie się zniekształciła...

Posty [ 4 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Związek na przysłowiowym zakręcie...

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024