Witajcie drodzy Forumowicze.
Jestem już jakiś czas w bardzo szczęśliwym związku, od kilkunastu miesięcy zaręczona. Za półtorej roku wychodzę za mąż. Z partnerem jesteśmy idealnie dopasowani, kochamy się bardzo.
Ale jest pewno "ale". Ja nie chcę mieć dzieci. Uważam, że można się bardzo kochać i szanować nie posiadając dzieci, być ze sobą szczęśliwym, dbając wzajemnie o związek, poświęcając czas w 100% sobie nawzajem.
Partner wiedział o tym od samego początku, akceptował to. Gdy mi się oświadczył, to zadeklarował że chce być ze mną bez względu na dziecko. Byłam bardzo szczęśliwa. Po kilku miesiącach powiedzial mi, że mu się jednak zmieniło... i że on chce mieć te dziecko. Powiedziałam, że ja nie jestem w stanie mu nic obiecać, że teraz na pewno nie chce i nie wyobrażam sobie tego, na co on powiedział że on teraz też nie che. Powiedziałam też, że nie mogę twierdzić że mi się nigdy też nie zmieni, ale że nie chce go oszukiwać.
Mam 25 lat on 30.
Nie wiem co robić, bo z jednej strony jest miłością mojego życia, a z drugiej się boję, że mi nigdy nie przyjdzie chęć na macierzyństwo i że wtedy mnie zostawi... chociaż niby mówi, że te dziecko chciałby tylko ze mną, nikim innym... czuję się trochę oszukana...
Jak Wy to widzicie?
Oszukana? Oszukana mogłabyś się czuć, gdyby Twój narzeczony zmienił zdanie, a jednak Cię o tym nie poinformował, on jest po prostu szczery. Kwestie macierzyństwa/tacierzyństwa to bardzo ważne, żeby nie powiedzieć kluczowe, tematy, co do których nie powinno być w związku żadnych niedomówień, a jednak zawsze należy wziąć pod uwagę, że pod wpływem różnych czynników nasze podejście do tego tematu ma prawo się zmieniać i często zmienia się. To jest naturalne.
Dzięki Olinka. Masz rację, jest szczery. Ja też jestem mówiąc, że nie jestem w stanie mu nic obiecać, więc raczej nie będzie mógł mieć do mnie potem pretensji. Póki co po prostu wisi mi taki ciężar nad głową, że za 5 czy 7 lat nadejdzie ten moment, że przyjdzie ta pora na te dziecko, te 5 lat za szybko zleci, a ja dalej nie będę chciała. Nie wyobrażam sobie odejść teraz od niego, nawet jakbym miała znaleźć kogoś innego, kto by podzielal moje poglądy to też przecież nie mam pewności że tej osobie "się nie zmieni".
Być może miał nadzieję, że z czasem Twój stosunek, co do macierzyństwa się zmieni.
Jeśli będziesz trwała przy swoim, nie bądź zdziwiona jak zerwie zaręczyny. Dał Ci czas na przemyślenia. Ma do tego prawo i nie powinnaś się czuć z tego powodu oszukana.
Na razie był tylko pierścionek, zakładam, ze żadnych organizacyjnych przygotowań do ślubu nie było, więc rodzinnego skandalu nie będzie jak je zerwie.
Znam kilka małżeństw, które z jakiegoś tam powodu nie mają dzieci, są to ludzie na ogół około czterdziestki. Jedni zaspali i już ich mieć nie mogą, inni starali się z marnym skutkiem. Zarówno u jednych jak i drugich jeden z partnerów popadał albo w pracoholizm, uzależnienia albo związki pozamałżeńskie, często z osobą, która samotnie wychowuje dziecko. Znam też takie małżeństwa, które żyją życiem swoich najbliższych, którzy te dzieci posiadają. Inne zaś rozpadają się jak klocki lego w przeciągu paru lat.
Z czasem zrozumiesz - o ile decyzji nie zmienisz, że nie jesteś w stanie zaspokoić pragnień partnera, który nie czuje się w pełni spełniony jako mężczyzna, nawet poświęcając mu 100% swojego czasu. Ba, nawet myślę, że go to zmęczy wcześniej, niż się tego spodziewasz.
Swoja drogą to powiem Ci, że szkoda, ze na własne życzenie pozbawiasz się tak pięknego uczucia jakim jest miłość matki do dziecka.
Cóż, Twoje życie i jakąkolwiek decyzję podejmiesz poniesiesz tego konsekwencje.
serio okolo czterdziestki jest już za pozno ns dzieci?
Nie wiem, czy za późno, wiem że jest to ze szkodą dla dzieci, które są pozbawiane relacji dziadkami. Decydując się na dziecko w wieku 40 lat idziesz na wywiadówki w wieku od 50-60 lat. Sama to oceń.
moja mama urodzila mnie przed czterdziestka sporo, a i tak bylam pozbawiona relacji z dziadkami, bo obaj zmarli dluuugo przed moim urodzeniem - takie fopa popelnili, niedobrzy.
to nie sredniowiecze, ze ludzie umieraja po czyerdziestce. a dziadkowie dozywaja 80-90 lat.
więc nie przesadzajmy
Nie wiem, czy za późno, wiem że jest to ze szkodą dla dzieci, które są pozbawiane relacji dziadkami. Decydując się na dziecko w wieku 40 lat idziesz na wywiadówki w wieku od 50-60 lat. Sama to oceń.
Może bez przesady ja też relacji z dziadkami nie miałam, bo byli uprzejmi wcześnie umrzeć i jakoś żyję
Nie uważam, żeby "koło 40" było za późno na dzieci. Może jest mniej "bezpiecznie", bo mogą występować wady genetyczne, ale przecież nie w 100% przypadków. Moja koleżanka urodziła córkę w wieku lat 46, a ja leżałam w szpitalu z babką 47l. w ciąży Jak ktoś chce mieć dziecko, to go wiek nie powstrzyma i nie uważam, żeby te dzieci miały jakoś gorzej... czasem gorzej jest, jak trafią na młodych, niewybawionych życiem rodziców...
U mnie było podobnie. Miałam 24 lata gdy poznałam mojego męża, on jest 13 lat starszy. Nigdy nie chciałam mieć dzieci, nie umiałam sobie wyobrazić siebie w roli matki, nie chciałam brać odpowiedzialności za drugiego człowieka i miałam zbyt wiele problemów ze sobą, żeby być w stanie urodzić dziecko. Przeszliśmy wiele rozmów, wiele kłótni przez to. W międzyczasie pojawiły się problemy finansowe, z pracą, szukanie mieszkania, życie... W pewnym momencie sytuacja się wyprostowała. Bardzo się bałam zajść w ciążę, ale poczułam, że tego chcę. Musiałam chyba dorosnąć do podjęcia tej decyzji, ale potrzebowałam na to 5 lat. W czerwcu zostaniemy rodzicami, a ja jestem najszczęśliwsza na świecie.
Może jeszcze Ci się zmieni, może zachcesz zostać matką, choć znam wiele par, które żyją bez dzieci i są ze sobą szczęśliwi i niestety równie wiele które z powodu braku dzieci się rozchodzą. Kobiecie trudniej podjąć tę decyzję, mężczyźnie wydaje się to wszystko łatwiejsze, przynajmniej tak mi się wydawało w moim wypadku.
Nie czuj się oszukana. Najważniejsze żebyś była szczera sama ze sobą i również z nim. Pamiętaj, że nic na siłę, bo to tylko pogorszy sytuację.
10 2016-12-25 21:28:31 Ostatnio edytowany przez ósemka (2016-12-25 21:34:21)
Dziewczyny, skoro uważacie, ze rodzenie dzieci w wieku 47 lat jest czyś normalnym, to ja nie zamierzam was w żaden sposób uświadamiać, że jest inaczej.
Po prostu przeżyjecie to co ja, mając 20 lat więcej.
11 2016-12-25 21:38:06 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2016-12-25 21:39:29)
Dziewczyny, skoro uważacie, ze rodzenie dzieci w wieku 47 lat jest czyś normalnym, to ja nie zamierzam was w żaden sposób uświadamiać, że jest inaczej.
Po prostu przeżyjecie to co ja, mając 20 lat więcej.
Mam dzieci urodzone w wieku 20 lat, i 18 lat później, więc wiem, o czym mówię. A według Ciebie do jakiej granicy można rodzić dzieci? A jak się w wieku 47 lat wpadnie, to co? Usuwa się, bo nie wypada już i to nienormalne? Czy też może w wieku 47 lat nie wypada już na wszelki wypadek uprawiać seksu?
SanatPiertuszka, czy ty czytasz to co komentujesz, czy tylko skaczesz z tematu na temat. Bo mam wątpliwości.
Myślałam, że nie mówimy tu o granicy wieku rodzenia dzieci, lecz o ich rozpoczęciu.
Nie jestem za aborcją, źle mnie zrozumiałaś. Miałam na myśli, że ludzie młodzi długo odwlekają z tą decyzję a potem okazuje się, że nie mogą ich mieć. Ponadto dzieci tracą na kontakcie z dziadkami.
13 2016-12-25 21:57:14 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2016-12-25 21:58:14)
skoro uważacie, ze rodzenie dzieci w wieku 47 lat jest czyś normalnym, to ja nie zamierzam was w żaden sposób uświadamiać, że jest inaczej.
Nie wiem, co mogłam tu źle zrozumieć...
Owszem, nie każdemu w tym wieku się uda - i to jest normalne. Ale żeby twierdzić, że urodzenie dziecka w tym wieku normalne nie jest, to już przesada.
Ósemka, coś się tak tej utraty kontaktu z dziadkami uczepiła? Moja ciocia córkę urodziła w wieku 40 lat (wcześniej syna w wieku 32). I syn i córka z dziadkami mieli taki sam kontakt - poznali 3 z 4 (jeden z dziadków popełnił faux pas i zostawił babcię jeszcze w czasie, gdy o wnukach mowy nie było, bo ojciec tychże wnuków jeszcze dobrze od ziemi nie odrósł. Do tej pory ostała im się 1 babcia. I jakoś traum im to nie przysporzyło.
Może rzeczywiście macie rację, chyba jakaś nostalgia mnie dopadła - święta! pamięć o tych co odeszli. Nie chciałam nikogo obrazić.
Dziękuję za Wasze odpowiedzi. Dzięki Vesper w szczególności za Twoją wypowiedź i życzę Ci szczęśliwego rozwiązania i wiele radości z maluszka.
Jestem po rozmowie z moim. Powiedział, że kocha i że nie będzie tragedii jak tego dziecka nie będzie. Ale z drugiej strony dodał też, że on jest pewny, że ja kiedyś też będę chciała mieć z nim dziecko i że kiedyś będzie mnie na to bardzo namawiał.
Więc co mam dalej myśleć o tym? Ja tymczasem sobie nie wyobrażam, że mi się to kiedyś może zmienić. Widzę swoje szczęśliwe życie bez dziecka w wieku 60 lat.
malinowa, doskonale Cię rozumiem, też z paroma ex miałam przeprawy o dzieci.
Strasznie nie lubię takiego gadania "zobaczysz, odmieni ci się", "przyjdzie dzień, kiedy zapragniesz dzidzusia" ałaaaa.
Znam mnóstwo osób, którym z wiekiem absolutnie nic się nie odmieniło, więc nie ma powodu, żeby wierzyć w nieuchronność przyjścia instynktu macierzyńskiego (czy tacierzyńskiego).
Ale też niestety wydaje mi się, że jeżeli u kogoś ten instynkt już jest, to ciężko go przeskoczyć.
Twój narzeczony mówi, że będzie ok, bo cię kocha, a z drugiej strony już jest pewny, że będzie cię namawiać... Pytanie, czy on (podobnie jak ty) autentycznie jest w stanie sobie wyobrazić szczęśliwe życie bez dziecka w wieku tych 60 lat. Pytałaś go o to?
Kochana nie bój się - co ma być to będzie. Przez potencjalne kilkadziesiąt lat Waszego związku zmieni się wiele rzeczy i życzę Wam żebyście wyszli z tych zmian obronną ręką. Wszystkiego nie przewidzisz.
19 2017-01-20 00:54:41 Ostatnio edytowany przez Husky (2017-01-20 00:59:47)
Kochana nie bój się - co ma być to będzie. Przez potencjalne kilkadziesiąt lat Waszego związku zmieni się wiele rzeczy i życzę Wam żebyście wyszli z tych zmian obronną ręką. Wszystkiego nie przewidzisz.
Jak twoim zdaniem zastosować dewizę "co będzie to będzie" i wyjść obronną ręką z sytuacji, kiedy jedna osoba nie chce dziecka, a druga chce?
Wszystkiego nie przewidzisz.
Dzięki antykoncepcji raczej da się przewidzieć;)
allama napisał/a:Kochana nie bój się - co ma być to będzie. Przez potencjalne kilkadziesiąt lat Waszego związku zmieni się wiele rzeczy i życzę Wam żebyście wyszli z tych zmian obronną ręką. Wszystkiego nie przewidzisz.
Jak twoim zdaniem zastosować dewizę "co będzie to będzie" i wyjść obronną ręką z sytuacji, kiedy jedna osoba nie chce dziecka, a druga chce?
Odwinę pytanie - a jak wyjść obronną ręką z sytuacji kiedy drugiej stronie posiadanie dziecka się odwidzi? Nie wiem. Bardziej zwracam uwagę na to, że wpływu na zmiany drugiego człowieka nie mamy. Owszem - na wszelki wypadek można się nie wiązać... tylko czy naprawdę o to chodzi?
allama napisał/a:Wszystkiego nie przewidzisz.
Dzięki antykoncepcji raczej da się przewidzieć;)
Errata : wszystkich zmian nie przewidzisz. Ani u siebie ani u drugiej strony.