Hej, mam 28 lat i problem z poznawaniem nowych ludzi i brakiem przyjaciół. W podstawówce i gimnazjum miałam kilka koleżanek niestety już nie mamy kontaktu.Kontakty z liceum co tu dużo kryć straciłam przez własną głupotę - byłam z facetem który mnie ograniczał i był destrukcyjny a mimo to nie potrafiłam znaleźć równowagi między spotkaniami z przyjaciółką i koleżankami z liceum a spotkaniami z facetem. Najważniejszy był tylko on. Czasu niestety nie cofnę - byłam młoda i głupia. W trakcie tego związku zmieniłam podejście do kobiecych przyjaźni - uważałam że większość przyjaciółek jest dla siebie miła na pokaz a za plecami niejedna by wbiła drugiej nóż w plecy czy odbiła faceta. Związek ten zakończył się la mnie kryzysem psychicznym - facet mnie nie szanował, zdradzał i zdarzyło że uderzył. Później poznałam mojego ostatniego faceta z którym poznała mnie nasza wspólna znajoma - wówczas trochę już odżyłam po tym kryzysie - byłam dość kontaktowa, poznawałam ludzi ale rozstaliśmy się półtora roku temu - ja byłam zazdrosna a on przestał zabiegać o mnie. Niestety nie udało mi się poznać przyjaciółek ani w pracy ani w szkołach mimo iż zagadywałam i byłam miła dziewczyny olewały mnie. Na dzień dzisiejszy mam jedna bliską koleżankę, sporo starszą ode mnie, ale nasza różnica wieku jest lekkim problemem - ona nie ma ochoty uczestniczyć w takich aktywnościach jak ja i najczęściej spędzała by czas w domu. Kiedy spotykam starą znajomą czy poznaje kogoś nowego skupiam się na tym czy nie palnę czegoś głupiego, nad tym jak źle wyglądam w danym momencie (czuje sie gruba, nieatrakcyjna i zaniedbana) czy zwyczajnie nie wiem o czym rozmawiać i rozmowa się nie klei. Czuję w sobie narastającą chęć zakończeni spotkania, ucieczki, czuję się po prostu głupio Próbowałam odnowić stare znajomości po latach ale na jednym spotkaniu się kończyło bo nie było tematów do rozmów a spotkanie ciągnęło się "na siłę" i było sztuczne. Próbowałam terapii, ale po 8 miesiącach nie dało to rezultatów, chociaż terapii nie ukończyłam i pewne sprawy zostały "rozgrzebane". Aktualnie chodże na terapię DDA ale terapeuty zupełnie nie "czuję", chodze od 2 miesięcy a nie zaczęliśmy jeszcze w ogóle pracy, Pani mi tylko przytakuje, że "to przykre". Nie wiem już co ze sobą począć bo nie chcę samotnego życia bez przyjaciół i popadam w depresję z tego powodu, czuję się strasznie bezwartościowa.
Może jest tu ktoś, kto ma/miał podobnie i udało mu się zdobyć przyjaciół i miałby jakieś rady dla mnie.
Pozdrawia zdołowana samotniczka