Witam. Opisalam tu swoja sytuacje chwile wczesniej. To byl okropnie dlugi post iii sie nie nie dodalo wiec pisze jeszcze raz ale tym razem krotko.
Z mezem jestem juz 10 lat w tym ponad 3 w malzenstwie. Dobry maz, dobra zona. Zawsze nam bylo bardzo dobrze razem. Mamy 2 letnia coreczke i jestem w 23 tyg upragnionej ciazy.
Wszystko zaczelo sie jakis miesiac temu. Maz zaczal rozmowe ze mna na temat tego ze chcialby sprobowac rojkatu z kolezanka z pracy. Mielismy wczesniej takie przygody, nigdy sie o to nie klocilismy i zawsze bylo miedzy nami dobrze. Ustalalismy zasady, szczegoly i bylo ok. Zaczelismy gadac i zgodzilam sie. W sumie mialam watpliwosci jak nigdy bo oni razem pracuja,beda sie codziennie widywac i cos mi mowilo ze mam w to nie isc ale glupia ja zgodzilam sie. Ustalilismy szczegoly, zasady. On mial tylko jeden 'warunek' ze ja nie bede czytala co oni pisza tylko bedzie mi czytal. To bylo w niedziele. Zaczeli tego samego dnia ze soba pisac i tak codziennie przez kilka kolejnych dni. Codziennei mi opowiadal co pisza. Przez te wszystkie dni bardzo duzo pil i palil. Wiedzialam ze cos jest nie tak. W czwartek mialam dosc ale nic nie mowilam. W piatek razno kidy pojechal do pracy weszlam na jego fb no i zobaczylam co pisali. Nie wierzylam w to co widze. Poczulam sie bardzo zraniona, oszukana i zdradzona. W poniedzialek, w srode i w czwartek calowali sie i przytulali. Slowa Kotku, Misku byly co druga wiadomosc, ze tesknia i rozne inne. Zadzwonilam do niego i powiedzialam ze ma ostatnia szanse na wytllumaczenie sie z tego bo pakuje corke i wyprowadzamy sie. Do niej napisalam ze jej maz sie o wszystkim dowie. Przyjechal blagal zebym mu wybaczyla, ze to byly klamstwa, ze pisal tak do niej zeby sie zgodzila. Ze nie powiedzial mi o tych pocalunkach bo bal sie mojej reakcji. Prawie palakal mowiac ze mnie kocha i przeprasza...Wybaczylam. Ta kolezanka zaprosila nas do siebie zebysmy mogly sie lepiej poznac. Jej maz tez tam byl ale zaczeli pic i poszedl spac no i stalo sie. Byl trojkat. O wszystkim zapomnialam. Niby bo w srodku to wszystko mnie gryzlo i dalej gryzie...
Od 3 tygodni non stop ze soba pisza, non stop. On zawsze jest jak ona go potrzebuje, jak potrzebuje pomocy przy samochodzi czy innych rzeczach. Ale mnie przy tym niby nie zaniedbuje. No i stalo sie- ona sie w nim zakochala. Tak mu powiedziala juz kilka razy. A ja nie potrafie sobie z tym poradzic. Ze ktos moze go kochac ak jak ja, ze moze pragnac go tak jak ja, ze moze chciec jego obecnosci, usmiechu, humoru, bliskosci. Szlag mnie trafia...
Mielismy sie nie krzywdzic nawzajem ale ja czuje sie skrzywdzona bo oni chca jeszcze i jeszcze i jeszcze... takie mam wrazenie. To miala byc zabawa. Wiem tylko ze ona nie odejdzie od meza a moj gdyby chcial odejsc od niej to stracilby mnie i dwojke naszych dzieci.
Wiem ze to glupia i chora sytuacja, bardzo chora. Wiem ze nie powinnam sie w to pakowac ale stalo sie... Nie umiem sie z tego wyplatac. Nie wiem jak. Doradzcie cos.
Tylko blagam nie krytykujcie mnie bo naprawde tego mi nie potrzeba. Ja wiem jak wyglada ta sytuacja ale nie umiem sie z tego wyplatac