Mamy po 30 lat. W związku jesteśmy od ponad 7 lat, a od 2 mieszkamy razem. Nie mamy ślubu.
W czym tkwi problem? Ano traf chciał, że zakochała się ona w facecie związanym z jej pracą. Oczywiście nie powiedziała mi tego, sam to wyczytałem z rozmów na FB. Nie wstydzę się takiego przeglądania, cel uświęca środki.
W całej tej sytuacji paradoksem jest jednak to, że jest to uczucie nieodwzajemnione. Facet ma żonę i dziecko i wydaje się, że nie ma raczej ochoty na skoki w bok. Czytałem ich rozmowy, obraz z nich wynikający jest jednoznaczny - ona mu nadskakuje, podpuszcza go, stosuje różnego rodzaju podchody. On odpisuje, jest grzeczny, czasem też pożartuje ale nie daje się wciągnąć w żadne flirty czy dwuznaczne gierki słowne. Gdybym chciał zadzwonić do niego i puścić mu wiązankę to nie miałbym nawet za co. Nawet jego żona gdyby przeczytała te rozmowy to prawdopodobnie nie przejęłaby się tym ani trochę.
Nie wiem na ile ona zdaje sobie sprawę z realiów, a na ile jest otumaniona emocjami. Fakt jest faktem, że nie jest ona osobą zbyt atrakcyjną i nie umie "kręcić dupą" żeby go skusić, więc tak naprawdę poza podpuszczaniem i nieudolnym flirtem nic jej nie pozostało.
I nie byłoby to wszystko aż takie straszne, gdyby nie to, że odbija się to na naszym związku. Ona stwarza sztuczny dystans, wymyśla nieistotne preteksty i robi wszystko by sytuacja wyglądała gorzej niż rzeczywiście jest. Nie wiem czy to chłodna kalkulacja, bo w sumie do czego mogłoby to prowadzić? Może robi tak, bo nie umie inaczej. Nie wiem.
Podsumowując. Gdyby jej uczucie było odwzajemnione to właściwie nie miałbym pytań. Takie rzeczy się zdarzają i nie ma co się szarpać i męczyć na siłę. Ponieważ jednak i tak nie ma to żadnych perspektyw to nie wiem co robić. Jak się zachowywać. Jak reagować na jej zaczepki. Mam udawać że nic nie widzę i przeczekać? Wyłożyć kawę na ławę i doprowadzić do jakiejś konfrontacji? Być dla niej dobrym żeby zobaczyła że nie warto? Czy wręcz przeciwnie - olać i zobaczyć co będzie dalej?
Doradźcie....
Ja bym się zastanowiła nad Twoim podejściem do dziewczyny, bo to zdanie naprawdę wiele mówi:
nie jest ona osobą zbyt atrakcyjną i nie umie "kręcić dupą" żeby go skusić, więc tak naprawdę poza podpuszczaniem i nieudolnym flirtem nic jej nie pozostało.
i to też:
Mamy po 30 lat. W związku jesteśmy od ponad 7 lat, a od 2 mieszkamy razem. Nie mamy ślubu.
W czym tkwi problem? Ano traf chciał, że zakochała się ona w facecie związanym z jej pracą.
(...)I nie byłoby to wszystko aż takie straszne, gdyby nie to, że odbija się to na naszym związku. Ona stwarza sztuczny dystans, wymyśla nieistotne preteksty i robi wszystko by sytuacja wyglądała gorzej niż rzeczywiście jest.
Po tych zdaniach ja mam wrażenie, że Tobie na tej dziewczynie w ogóle nie zależy. Jest to jest i największy problem w tym, że chwilowo ma muchy w nosie. Skoro i jej na Tobie nie zależy - bo zakochała się w facecie, który jej nie chce, a mimo to prze w tę relację z całych sił - to moim zdaniem nie ma sensu tej farsy ciągnąć. Bo koło związku to nawet nie leżało.
Największym problemem nie jest to, że "chwilowo ma muchy w nosie". Problemem jest to, że jej niezadowolenie jest wymyślone, kłótnie jakie mi urządza są poprzedzane spreparowanymi pretekstami, a dystans jaki wobec mnie utrzymuje jest sztuczny. Ja jako facet jestem oazą spokoju, trudno wyprowadzić mnie z równowagi, jestem cierpliwy i nie mam problemu z tym że ona narzeka, że z tego czy tamtego jest niezadowolona. Naprawdę. Problemem jest to, że to wszystko spowodowane jest jej zadurzeniu w facecie, który może ją lubi, ale nic poza tym.
I bardzo proszę mi tu nie imputować takich rzeczy, że mi na niej nie zależy. Tak jak pisałem nie mamy ślubu, teraz dodam, ze dzieci również nie mamy i psa też. Zakończenie tego związku nie stanowi żadnego problemu, tyle że ja wcale nie chcę tego robić. Pytam o radę w miejscu, gdzie siedzą mądre osoby, a zamiast rady jestem atakowany.
Ale ja nie twierdzę, że Ty nie chcesz z nią być - oczywiście, że chcesz. Tylko nie dlatego, że ona Ci się jak kobieta podoba. Zapewne ma inne zalety. Ale jak facet wprost mówi, że nie uważa swojej kobiety za atrakcyjną (to co, worek jej na głowę zakładasz podczas seksu czy wyobrażasz sobie jakąś atrakcyjniejszą na jej miejscu?), że nie wierzy, że ona mogłaby się innemy facetowi spodobać i że ZAKOŃCZENIE TEGO ZWIĄZKU NIE BYŁOBY PROBLEMEM - to ja autentycznie nie rozumiem, co Cię przy niej trzyma? Niesamowity seks? Niesamowity talent kulinarny?
Nie jestem Ci w stanie nic poradzić, bo dla mnie ten wasz związek to jest jakaś wydmuszka i nie mam pojęcia, co was razem trzyma. Poza stażem chyba.
Już wyjaśniam co miałem na myśli.
Ona jest osobą otyłą (nie twierdzę że to coś złego, zawsze taka była i ja nie mam z tym problemu), zakompleksioną, wstydzącą się swojego ciała i rumieniącą się podczas seksu ze wstydu. Czyli nie jest to typ kobiety, która aby usidlić upatrzonego faceta pójdzie na spotkanie służbowe z nim z cyckami na wierzchu i będzie świecić gołą dupą. Nie twierdzę, że jest nieatrakcyjna. Twierdzę, że nie umie grać swoim ciałem, co wynika przede wszystkim z jej stosunku do samej siebie. Czy może się podobać innym facetom? Oczywiście. Różne są gusta. Ale w tym konkretnym przypadku faceta w którym się zabujała albo to nie działa (czyli zwyczajnie nie jest w jego typie) albo może i działa, ale facet kocha żonę i nie w głowie mu przygody. Dlatego też tak jak napisałem nie pozostało jej nic oprócz nieudolnych prób podrywu poprzez FB. Tak po prostu jest i nie wiem jak możesz doszukiwać się w tym drugiego dna.
A jeśli zaś chodzi o zakończenie związku - nie wiem jaki Ty masz stosunek do tego, Być może gdybyś się dowiedziała, że Twój facet/mąż/narzeczony poznał inną kobietę, zakochał się w niej a ona w nim to walczyłabyś do końca próbując zatrzymać go przy sobie. Nie wiem na ile ma to sens, bo w ten sposób i tak nie sprawiłabyś że by się odkochał, a w zamian zafundowałabyś wszystkim cierpienie. Ja taki nie jestem. Dlatego, gdyby prawda okazała się taka, że po prostu się pokochali to bym odszedł, bo nie ma sensu walczyć z wiatrakami. Tak jednak póki co nie jest, a Ty sobie wybrałaś ten najmniej znaczący fragment wypowiedzi żeby udowodnić swoją tezę o tym, że to ja jestem ten zły.
Nie wiem na ile ona zdaje sobie sprawę z realiów, a na ile jest otumaniona emocjami.
A Ty zdajesz sobie sprawę ze swoich realiów? Bo nie wygląda na to... chyba, że jest Ci to tak obojętne, więc takie rozważania byłyby jak najbardziej na miejscu.
I nie byłoby to wszystko aż takie straszne, gdyby nie to, że odbija się to na naszym związku.
Waszym związku? Ona już emocjonalnie z niego wyszła. Gdyby mogła zgodnie z tym co piszesz, to dwa razy by się nie zastanowiła nad wyjściem fizycznym. Powiedz mi zatem na czym opiera się właściwie teraz ten związek?
Podsumowując. Gdyby jej uczucie było odwzajemnione to właściwie nie miałbym pytań. Takie rzeczy się zdarzają i nie ma co się szarpać i męczyć na siłę. Ponieważ jednak i tak nie ma to żadnych perspektyw to nie wiem co robić. Jak się zachowywać. Jak reagować na jej zaczepki. Mam udawać że nic nie widzę i przeczekać? Wyłożyć kawę na ławę i doprowadzić do jakiejś konfrontacji? Być dla niej dobrym żeby zobaczyła że nie warto? Czy wręcz przeciwnie - olać i zobaczyć co będzie dalej?
Doradźcie....
U niej trudno stwierdzić, czy zachowanie opiera się na chłodnej kalkulacji, czy raczej na zauroczeniu kimś innym i odrzuceniu tego kim zauroczona nie jest... Skłaniam się ku drugiemu. Twoje z kolei rozważania są bardzo chłodną kalkulacją. Zbyt chłodną żeby szczerze brzmiały zapewnienia o wielkiej miłości, którą chcesz ratować. Coś mocno nie gra w tym opisie. Albo jest to zwykła prowokacja i tracę swój czas, albo podchodzisz do swojej partnerki z poziomu dorosłego manipulującego dzieckiem, które obecnie robi psikusa. Dorosły nie wie z której strony zacząć manipulację. Sam szczególnych porywów emocji nie odczuwa.
Nie chodzi o to, że Ty jesteś zły - niby gdzie ja to napisałam? A już tym bardziej nie pisałam, że TYLKO TWOJA postawa jest problematyczna - zauważ, że już w pierwszym poście na jej zachowanie też zwróciłam uwagę. Także odrobina dystansu Ci nie zaszkodzi. I jak się wyrażasz nieprecezyjnie to nie miej pretensji, że Ci inni w myślach nie czytają.
Nie dostrzegasz zupełnie, że Ty właśnie w tym momencie chcesz walczyć z wiatrakami - zmienić nastawienie kobiety do faceta. Co jest podejściem z dupy strony, bo problemem nie jest to, co ona czuje do tamtego gościa. Problemem jest to, co ona czuje, a czego nie czuje do Ciebie i dlaczego. Znudziłeś jej się? Czegoś jej brakuje? Chce czegoś innego, niż to, co macie razem? To jest moim zdaniem kierunek, w którym powinieneś zacząć myśleć i działać. Porozmawiać z nią o stanie waszego związku - póki co w oderwaniu od tamtego faceta.
Co do mnie, to ja nie wyobrażam sobie walczyć o związek z kimś z kim w tym związku jestem. A do takiej walki sprowadza się dla mnie uświadamianie komuś na siłę, że jest w związku problem, wydzieranie siłą informacji o tym, co jest problemu źródłem, a potem siłowanie się, żeby przekonać partnera, że można to wszystko naprawić. To wszystko może zadziałać tylko i wyłącznie, gdy obie strony są świadome i zaangażowane w poprawę. Owszem, czasem nie wszystko jesteśmy gotowi przyznać od razu, ale jest jakiś limit czasu i jak to jest walenie grochem o ścianę, to nie ma co sobie żył wypruwać.
Także rozwiązanie jest proste - porozmawiać. O was. I w zależności od tego, co Ci odpowie, podejmować dalsze kroki.
Moje kalkulacje są chłodne gdyż mam analityczny umysł, rozpracowałem całą sytuację w głowie i mogę ułożyć logiczny ciąg zdarzeń.
W praktyce wyglądało to tak, że od kilku tygodni ona się zmieniła. Pomimo, że nasze życie w sumie wyglądało wciąż tak samo, robiliśmy te same rzeczy co zawsze itp. ona zaczęła na wszystko narzekać. Na wszystko. I tak zręcznie to robiła, że wpędzała mnie w poczucie winy. Początkowo rzeczywiście myślałem, że ja robię coś nie tak, poświęcam jej za mało uwagi itp. i starałem się zmienić, poprawić, reagować na jej narzekania. Tyle, że wiele to nie zmieniło, bo lepszych chwil było o wiele mniej niż złych. Aż wreszcie dorwałem się do jej fejsa i oczka się otworzyły.
Z fejsa dowiedziałem się, że te wszystkie moje starania zauważyła, na swój sposób nawet doceniła i była wręcz zaskoczona. Tyle tylko, że w ostatecznym rozrachunku to nic nie zmieniła. Czytając dalej dowiedziałem się o tym że się zakochała. To była tylko jedna jej wypowiedź, ale po prostu aż musiałem usiąść bo nogi się pode mną ugięły. A w dalszym ciągu rozszyfrowałem o kogo chodzi. Znaczy się że o tego kolegę.
I to trochę ostudziło moje emocje. Bo po pierwsze ona faktu istnienia tego kolegi nigdy nie ukrywała. Po drugie on w tych wiadomościach co z nim wymieniała wyraźnie ją zlewał, nie angażując się przesadnie w rozmowę i wykazując niewiele inicjatywy własnej.
Z drugiej strony zrozumiałem, że to wszystko co się dzieje teraz w moim związku to nie moja wina (w sensie te kłótnie i narzekania) tylko, że to element jakiejś większej gierki.
W pierwszej chwili chciałem iść do niej, rzucić tym telefonem i zażądać wyjaśnień. Tyle tylko, że zacząłem się zastanawiać co by to dało w praktyce. Poza awanturą o grzebanie w telefonie oczywiście.
W drugiej chwili chciałem zadzwonić do niego i nasłać mu ch... albo do jego żony. Ale czytając te wiadomości naprawdę nie miałbym powodów. Nie wiem jaki on jest jak się widują służbowo. Ale przez FB gada z nią w sposób nieprzekraczający w żaden sposób relacji czysto koleżeńskich. Nawet wysyłał jej zdjęcia z żoną, z dzieckiem. No nie jest to typowe zachowanie faceta szukającego kogoś na boku.
W trzeciej chwili pomyślałem, żeby podejść do tego na chłodno. Teraz ja mam nad nią przewagę bo wiem, a ona nie wie, że ja wiem. Mogę więc się na spokojnie zastanowić jakie jest najlepsze rozwiązanie.
Tyle, że na chwilę obecną nic mi nie przychodzi do głowy. Dlatego tu jestem, co jednak chyba było błędem.
Tyle, że na chwilę obecną nic mi nie przychodzi do głowy. Dlatego tu jestem, co jednak chyba było błędem.
Po raz kolejny serwujesz tutaj manipulację Ooooooh... chyba z poczucia winy, tej ogromnej winy Ci odpowiem
Cały czas rozważasz przyszłość nie biorąc pod uwagę decyzji i uczuć jej. Tak jakby odpowiednia strategia i manipulacja miałyby załatwić wszystko. A sprawa jest prosta, tak jak sam zauważyłeś: nie zmusisz jej do miłości i szacunku. Rozmowę z nią o was zacznij teraz, a nie kiedy jej obiekt wzdychań zdecyduje się bądź nie. To podejście jest komiczne. Stawiasz się na szarym końcu łańcucha decyzji: najpierw on, potem ona, a na końcu Ty się godzisz. Dziwne to Twoje podejście. Dlatego myślę, że tu więcej ściemy niż prawdziwego wątku.
Skorzystaj z rady Rudej. Rozmowa i w czasie rozmowy obserwuj i słuchaj. Po rozmowie, gdyby były wątpliwości co do wniosków z tej rozmowy obserwuj. Całkiem szybko powinieneś się przekonać czy jest co ratować i czy w ratowaniu będziesz uczestniczył tylko Ty, czy ona też.
No ale jakie mogą być konstruktywne wnioski z takiej rozmowy.
No ale jakie mogą być konstruktywne wnioski z takiej rozmowy.
Padłam. Ale powstanę, by napisać: a jakie mogą być konstruktywne wnioski z grania z laską w chowanego? - szczególnie, że ona nawet nie zdaje sobie sprawy z tej gry.
12 2016-12-15 23:25:29 Ostatnio edytowany przez Klio (2016-12-15 23:26:12)
pawel_86666 napisał/a:No ale jakie mogą być konstruktywne wnioski z takiej rozmowy.
Padłam. Ale powstanę, by napisać: a jakie mogą być konstruktywne wnioski z grania z laską w chowanego? - szczególnie, że ona nawet nie zdaje sobie sprawy z tej gry.
Pająk w końcu ma jakąś perwersyjną radochę z tego jak mucha się miota w sieci. Tylko co potem będzie czuł pająk do takiej miotającej się muchy? I co ta mucha będzie czuła do pająka?
Obydwoje zmieniają się w tych rolach. Ona-pająk myśli, że on nie wie o jej zauroczeniu i patrzy jak mucha-on się stara i tak naprawdę nie wie o co chodzi. On-pająk wie co ona-mucha robi i zastanawia się jak zarzucić sieci, żeby było po pająkowemu. Mucha tymczasem nie wie o co chodzi i się miota. Obydwoje się nie szanują, swoich uczuć i swoich decyzji, choć on dużo i z napuszeniem pisze o szanowaniu jej uczuć/decyzji gdyby zdecydowała się odejść. Pisanie pisaniem, a rzeczywistość swoją drogą.
Rozmowa mogłaby wyklarować sytuację między wami i pozwoliłaby być może na przekonanie się czy istnieje jeszcze elementarny szacunek, szczerość i chęć naprawy między wami. Nie musisz oczywiście takiej rozmowy przeprowadzać. Możesz postąpić po pająkowemu.
13 2016-12-16 00:04:09 Ostatnio edytowany przez Naprędce (2016-12-16 00:46:40)
Pawle
Zapytaj ją znienacka (koniecznie ze znaczącym wyrazem twarzy) czy potrafi kochać dwóch mężczyzn jednocześnie ;)
To ją wpędzi w sytuacje bez wyjścia, domyśli się że WIESZ, więc nie będzie za bardzo mogła ani odpowiedzieć TAK (bo wtedy jak wyjaśnisz że wiesz- ona nie będzie mogła się tłumaczyć, że to jakies przelotne coś lub błąd)
ani NIE - jak typowa osoba "powinna" odpowiedzieć partnerowi na takie pytanie (może niesłusznie, ale zakładam że jest dość typowa), no i grozi też, że za chwilę wyciągniesz na stół jej wyznania i stanie się zupełnie niewiarygodna
W efekcie zakładam że się zawiesi jak windows, rozpłacze i w 10 minut dowiesz się ile warty jest ten związek, nawet nie mówiąc wszystkiego co wiesz.
P.s. Klio, czy taka opcja jest dostatecznie pająkowa?
Tak też moje myśli kierowały się w tym kierunku. Żeby jakoś jej zasugerować, że wiem.
pawel_86666, nie dostrzegasz istoty problemu, lub nie chcesz go dostrzec.
Nie jest istotne czy jej kolega z pracy jest chętny, czy nie, istotny jest fakt, że Twoja dziewczyna oszukuje Cię, przestało jej na Tobie zależeć, ma w głowie kogoś innego, co więcej, nawet się w nim zakochała.
Nie ma znaczenia, że to miłość platoniczna, nie ma też znaczenia, czy ona potrafi kręcić odpowiednio tyłkiem, Ty zszedłeś na drugi, a nawet jeszcze dalszy plan i czekasz nie wiadomo na co, ciesząc się, że tamten jej nie chce, więc albo zadowalasz się ochłapami, albo sam godzisz się na taką rolę.
Jak słusznie zauważyła Klio, stawiasz się na szarym końcu, jakby nic od Ciebie nie zależało.
Pytasz, co zrobić, to oczywiste - porozmawiać, wywalić kawę na ławę, tak, jak zamierzałeś, a potem podjąć decyzję, co dalej?
...chociaż jej zachowanie - zdrada emocjonalna, a do tego oficjalny foch, kwalifikują ją solidnego...(wybierz sam)
Pawle, w poprzedniej swojej wiadomości popełniłem dość wyraźny błąd, którego nie zauważyłeś... (zedytowałem)
W związku z tym nie rekomenduję Ci zachowania pająkowego- jakiegos sugerowania i innych gierek- niestety, obawiam się że nie podołasz w tej roli i nic Ci to nie da. Wal kawę na ławę i miej to za sobą.
Naprędce szalejesz Nie dość, że rada, to jeszcze z rebusem
Bardzo pająkowo
Rebus-podpucha wyszedł mi przypadkiem, bo sie zakalapućkałem w tych aż dwóch opcjach- wiele pracy przede mną w tej materii :/
Ale dzięki :D
Witam ponownie
Po przemyśleniu wszystkiego, w tym Waszych rad postanowiłem coś ruszyć.
Pierwsze podejście podjąłem w piątek. Odbyliśmy w sumie godzinną rozmowę. Nie atakowałem jej wprost, że wiem o wszystkim (nie chcę się jeszcze odkrywać), ale wyraźnie dałem jej do zrozumienia. Chciałem ją podejść tak, by sama się przyznała do wszystkiego, ale nie dała się. W sumie rozmowa była nawet rzeczowa, natomiast kręciła się raczej w okół wcześniej już opisanych tematów, czyli głownie tego jaki jestem, że nigdy się nie zmienię itp. Ilekroć wchodziliśmy na jego temat lekko się denerwowała, ale nie dawała się zbić z tropu. Podsumowałbym to tak - pogadaliśmy, ale nic to nie wniosło.
Wczoraj (sobota) dzień był włączony z życiorysu, bo cały czas była u nas ekipa remontowo-budowlana i zwyczajnie nie było jak rozmawiać. Poza tym jednak była dla mnie miła.
Wczoraj w nocy dorwałem ponownie jej telefon z FB. Jakie wnioski? Cóż. Z tym kolesiem bez zmian. Ona coś mu tam napisze, on jej coś tam odpowie. Osoba postronna czytająca ich wymianę zdań w życiu by nie doszła do tego, że jeden z rozmówców próbuje poderwać (nie wiem czy to właściwe słowo) drugiego. Poczytałem za to rozmowy z jej najlepszą przyjaciółką. Nieco zdziwiona (tak wynikało z kontekstu) stwierdziła jej, że się czepiam tego kolesia i fochy strzelam, co oczywiście jest nieco przesadzone. Najbardziej mnie jednak zdziwiła ta jej przyjaciółka. Znam ją od wielu lat, wielokrotnie się spotykaliśmy (w sensie my jako para z nią i jej rodziną) i zawsze było miło, ona była dla mnie grzeczna, uprzejma, a nawet wykazywała zainteresowanie co tam u mnie w pracy itp. Wiem, że to kurtuazja, ale jednak. Tymczasem w tych że właśnie wiadomościach obrzucała mnie takimi epitetami, że w życiu bym się nie spodziewał, że ona takie słowa zna. Moja kobita się w ten festiwal pogardy nie włączyła, ale już wiem że przyjaciółka będzie ją urabiać przeciwko mnie. BTW nie wiem co to za przyjaciółka, która sama jako praktykująca katoliczka dopinguje swojej przyjaciółce w budowaniu relacji z żonatym i dzieciatym facetem. Chory świat.
Tak czy inaczej pomimo iż to co wczoraj przeczytałem nic nowego nie wniosło coś we mnie pękło. Nie spałem pół nocy. Dziś o 11.00 wyjechała ona w podróż służbową i wróci w środę najprawdopodobniej. Uznałem, że nie mogę tego kisić wszystkiego w sobie. Napisałem jej wszystko co czuje, włącznie z tym, że czuję się upokorzony jej platonicznym zadurzeniem, jej niesprawiedliwym traktowaniem mnie i wszystkim to co robi. Cały ten tekst nie był broń boże w formie wyrzutu czy pretensji, tylko możliwie jak najbardziej neutralnie przedstawił to co się dzieje z mojego punktu widzenia.
Możecie oczywiście uznać to za dziecinadę, że zamiast porozmawiać wysyłam wiadomości na fejsie. Ja uważam inaczej. Po pierwsze dzięki temu, że był to tekst pisany mogłem go dobrze zredagować, zawrzeć w nim maksymalną liczbę wątków i opisać wszystko tak jak jest. Po drugie nie miała możliwości przerywać mi ani negować co poszczególnych stwierdzeń, co ma w zwyczaju robić tylko przeczytała do końca. Tekst zakończyłem dobrym moim zdaniem stwierdzeniem, że nie oczekuję że się do tego odniesie, ani tego, że się z tym zgodzi. Takie są moje uczucia, nie oczekuję że ona myśli tak samo, ale chcę by to wszystko wiedziała.
Dodam, że doskonale wiem, że całość przekopiuje tej przyjaciółce i będą to wspólnie analizowały zdanie po zdaniu, dlatego nie oparłem się pokusie by wstawić tam drobne złośliwości w jej (przyjaciółki) kierunku. Jednocześnie nie napisałem nic, czego nie mógłbym się sam domyślić i nie udowodni mi, że czytam jej fejsa.
Moim zdaniem na chwilę obecną zrobiłem to co się dało. Ona już wie, że ja wiem, jednocześnie nie wywieram na nią presji by jakieś składała mi deklaracje i by cokolwiek obiecywała itp. W każdym razie czuję ulgę. A jaki będzie tego finalny efekt nie wiadomo.
Tekst zakończyłem dobrym moim zdaniem stwierdzeniem, że nie oczekuję że się do tego odniesie, ani tego, że się z tym zgodzi. Takie są moje uczucia, nie oczekuję że ona myśli tak samo, ale chcę by to wszystko wiedziała.
Ja to chyba rzeczywiście mam coś z wróżki, bo spodziewałam się, że raczej napiszesz jej coś niż powiesz wprost. Twoje dziecinne próby manipulacji we wcześniejszych postach, uniki, obawa konfrontacji swojej wiedzy z nią, pozostawianie siebie na końcu łańcucha decyzji świadczyły już, o tym że taki trochę bezjajeczny typ z Ciebie i zrobisz tak, żeby uniknąć konfrontacji. Już raczej spróbujesz pomanipulować z ukrycia, popociągać parę sznureczków, ale też nie tak żeby wywołać gniew
A to ostatnie zdanie jest podsumowaniem Twojej postawy. Jak to nie oczekujesz, że się do tego odniesie? Czyli co? Wróci do domu i możecie udawać, że nic się nie stało? Nie musi się z tym godzić? Czyli co? Nie musi godzić się z faktem, że przyłapałeś ją na zalotach do innego? WTF? Uczucia uczuciami, ale fakty pozostają bezsporne. Bezsporne jest również to, że nadal stawiasz siebie na końcu i unikasz konfrontacji oraz podejmowania decyzji. Nie pokierujesz tu niczym, a raczej zdasz się na decyzje wszystkich innych.
21 2016-12-18 20:40:21 Ostatnio edytowany przez Naprędce (2016-12-18 20:41:00)
Haha, "na pająka" nie wyszło, to na listonosza próbujesz? Nie no, śmieję się, ale owszem, taka listowna forma ma swoje plusy.
Mam przy okazji dwie uwagi, a właściwie trzy...
- najpierw wspominałeś, że ona go na siłę podrywa, teraz określasz to w ten sposób, że osoba postronna nie domysliłaby się że to flirt- nie uważasz, że te dwie wersje troche się ze sobą kłócą?
- fakt że jej znajoma tak sobie "pozwala" nie bierze się moim zdaniem z tego, że jakoś nie wiedzieć czemu Cię nienawidzi i chce rozbić bez powodu Wasz związek, tylko jest konsekwencją tego że Twoja dziewczyna najprawdopodobniej długi czas truła jej na Twój temat jak jej z Tobą źle. Innymi słowy stosunek koleżanki do Ciebie jest z grubsza odbiciem tego co aktualnie czuje do Ciebie Twoja dziewczyna.
-moja ogólna opinia jest taka, że oszukujesz samego siebie i niezależnie jak ta rozmowa która ma nadejść się skończy, to chciałbym się mylić ale uważam że ten związek jest na wykończeniu, prędzej czy później...
w związku z tym z góry współczuję i życzę szybkiego powrotu do normalności po rozstaniu
-moja ogólna opinia jest taka, że oszukujesz samego siebie i niezależnie jak ta rozmowa która ma nadejść się skończy, to chciałbym się mylić ale uważam że ten związek jest na wykończeniu, prędzej czy później...
Ale jaka rozmowa? Jakie rozstanie? Ona nie musi się do niczego odnosić, ergo rozmowy byc nie musi. O ile ona nie podejmie decyzji o rozstaniu, to rozstania nie będzie. Pająkowo było, bo ten list, to misternie upleciona sieć, w którą miały wpaść zarówno partnerka, jak i przyjaciółka A że ten pająk to taki nasz pospolity, co w kącie zazwyczaj siedzi na cienkich nóżkach, a nie hardkorowa tarantula, to i sieć jaka jest każdy widzi...
Bardzo jestem ciekaw czy gdyby wasze związki po tylu latach weszły w taki kryzys to też tak bez mrugnięcia okiem zastosowalibyście swoje rady, czyli wywalili kawę na ławę i kazali się jej tu natychmiast teraz określić. Łatwo się takie coś mówi, gorzej się takie coś robi. A takie zagranie "na ostro" może przynieść więcej szkody niż pożytku.
Paweł boisz się konfrontacji i obawiasz się zakończenia związku. To pierwsze to Twoja uroda, a to drugie naturalne w takich sytuacjach. Tylko, że ta Twoja pierwsza cecha i to, że udajesz, że Tobie wsio rawno, podczas gdy po prostu boisz się postawić w obawie przed rozstaniem, doprowadzą do rozstania właśnie. Nie zwróciłeś chyba uwagi na to co napisał Naprędce: stosunek przyjaciółki do Ciebie jest odbiciem stosunku Twojej partnerki do Ciebie. Jeżeli piszesz, że przyjaciółka pisała z pogardą o Tobie, to szacunku nie przysporzy Ci postawa unikania i zamiatania pod dywan. Zrobisz jak zechcesz pajonku :*
Problemem jest to, że wszystko jest tak szalenie niejednoznaczne...
Wasza diagnoza jest w sumie taka - to już koniec, ona już mnie nie kocha, zaangażowała się w tamtego, przyjaciółka nadaje na mnie i wszystko zmierza w kierunku tylko jednego, czyli rozstania. A ja nie mogę zrobić nic tylko ewentualnie jej wygarnąć wszystko licząc, że to coś zmieni, przy czym nie wiadomo co dokładnie by to miało zmienić.
To ja zapytam - skoro to wszystko jest takie proste i oczywiste to czemu wciąż jest jak jest? Jakby nie było to jej jest ciężej bo mieszka i sypia z jednym kolesiem, a w głowie (a może i w sercu) ma drugiego. Nawet jeśli wie, że to jej zauroczenie czy tam zakochanie jest beznadziejne to niewątpliwie męczy się gorzej niż ja. Czemu zatem ona tego nie zakończy? Czemu nie posłucha koleżanki? Nie mamy ślubu, zakończyć to jest prosto. Mieszkamy u niej w mieszkaniu, może po prostu mnie spakować i wyprowadzić. Nie jest ode mnie w żaden sposób zależna ekonomicznie. Czemu więc to ciągnie?
To mi nie daje spokoju. Bo może być tak, że to co się dzieje to nadinterpretacja faktów przeze mnie i poza tym, że będzie jazda o to, że ją szpieguję to okaże się, że jest czysta jak łza.
Nie stwierdzam, że to już koniec. Stwierdzam, że Twoje uniki do niczego nie prowadzą. Jeżeli zamieciesz pod dywan, to z czasem spod tego dywanu wszystko wylezie. Jeżeli nie porozmawiacie o tym i o tym jak naprawić związek, zadowolisz się tylko tym listem, to wtedy koniec (z czasem) jest pewny.
Tak czy siak w środę usłyszysz być może odpowiedź. Jeżeli nie usłyszysz zgodnie z "nie oczekuję że się odniesiesz" to koniec związku masz jak w banku.
Na razie cały wieczór wałkuję z nią ten temat na fejsie i można powiedzieć, że coś się z tego krystalizuje.
28 2016-12-18 22:38:01 Ostatnio edytowany przez Naprędce (2016-12-18 22:39:57)
Ona nie musi się do niczego odnosić, ergo rozmowy byc nie musi.
Rzeczywiście, nie zauważyłem tego smaczku!
Paweł zlituj się... naprawdę odpowiada Ci sytuacja, w której jej się odwidzi i wróci do Ciebie naburmuszona jak ją ten, lub inny gość ostatecznie odprawi? Do Ciebie, bo chwilowo nie ma na horyzoncie takich, którzy ją interesują i których nie zarzuca swoimi bezpodstawnymi fochami. Nie uważasz, że jest to trochę upokarzające?
A może nie bezpodstawnymi właśnie?
Bo jak widać (po akcjach z koleżanką) jej coś nie pasuje od dawna, a Ty zdaje się uważasz że coś sobie ubzdurała i nie ma na co narzekać :) Zero z Twojej strony konkretów na ten temat a słów już przelałeś tysiące.
Może jesteś z kategorii tych facetów jak w tym kawale:
-"Żona się mnie czepia"
- A o co jej chodzi?
- Że niby jej nie słucham, czy coś...
- I to wszystko?
- A coś tam jeszcze pier...a, ale nie juz nie słuchałem"
Przegadałem z nią cały wieczór. No przepisałem na fejsie, ale uważam że wbrew pozorom to ułatwia szczerość. I zaczynam się zastanawiać czy nie wysnułem czasem pochopnych wniosków łącząc fakty. Na jego temat w ogóle się nie odniosła, z drugiej jednak strony wiem to co wiem z fejsa. Może więc i faktycznie jest nim zauroczona czy tam się w nim podkochuje, ale być może wcale nie robi sobie z tego tytułu żadnych nadziei. Może być też tak, że jedno (czyli wieczne niezadowolenie) i drugie (ten on) nie są ze sobą powiązane, a przynajmniej niekoniecznie jedno wynika z drugiego.
Przegadałem z nią cały wieczór. No przepisałem na fejsie, ale uważam że wbrew pozorom to ułatwia szczerość. I zaczynam się zastanawiać czy nie wysnułem czasem pochopnych wniosków łącząc fakty. Na jego temat w ogóle się nie odniosła, z drugiej jednak strony wiem to co wiem z fejsa. Może więc i faktycznie jest nim zauroczona czy tam się w nim podkochuje, ale być może wcale nie robi sobie z tego tytułu żadnych nadziei. Może być też tak, że jedno (czyli wieczne niezadowolenie) i drugie (ten on) nie są ze sobą powiązane, a przynajmniej niekoniecznie jedno wynika z drugiego.
Oh well...
Skoro zerwanie to nie jest żaden problem dla Ciebie, to zerwij. Po co dziewczynie głowę zawracasz tyle lat skoro i tak masz ją gdzieś? "Jest to jest, jak sie lepsza nawinie to się tę obecną odstawi."
Ja się wcale nie dziwię, że dziewczyna sb boczniaka szuka, że jest oschła i robi awantury. Jesli ją tak traktujesz jak o niej do nas piszesz, to nie ma się co dziwić.
Tak czyli jak?
Witam raz jeszcze
Od razu mówię, że nic nowego się nie wydarzyło, nie wróciła jeszcze itp.
Natomiast wczoraj wieczorem rozmawiałem z moją hmmm... nie wiem czy można to nazwać przyjaciółką. Kobietą, z którą kiedyś krótko (4 miesiące) byłem, a od tego czasu utrzymujemy sporadyczny kontakt. Jest bezstronna i mogę być wobec niej szczery.
Po opisaniu całej sytuacji, podobnie jak zrobiłem to tutaj, stwierdziła, że ona jako kobieta tą sytuację rozumie. Powiedziała, że ona również takie zauroczenia przeżyła będąc w związku (są razem ze swoim facetem prawie 4 lata, w przyszłym roku ślub). Powiedziała, że w tamtych chwilach też widziała w swoim facecie wszystko to co najgorsze, wkurzał ją samym tym, że istnieje itp. Trzymała dystans. Każda jego wada wydawała się jej zwielokrotniona i wkurzała ją coraz bardziej i bardziej. Według jej słów ich związek przetrwał tylko dlatego, że zrozumiała, że facet którym się zauroczyła, nie jest żadnym ideałem. Że może i jest ładny, fajny, szarmancki itp., ale na pewno ma też wady, które wyjdą prędzej czy później i kto wie czy nie okażą się jeszcze gorsze niż u jej faceta.
I tak sobie właśnie myślę, że to jest sedno problemu. Pytanie brzmi, czy może jednak zamiast tak jak radzicie dążyć do konfrontacji po prostu nie być sobą, starać się i cierpliwie czekać....
Paweł, Twoje; optymizm i kreatywność są imponujące.
Oczywiście, może byc tak, że ona (tu mała korekta ww. historii) uświadomiwszy sobie, że nie stać ją na zdobycie kogoś "lepszego" (lepszego dla niej - nie obiektywnie lepszego od Ciebie) wróci i pogodzi się z tym stanem rzeczy, będziecie szczęśliwi do końca życia, a częstotliwość fochów się zmniejszy.
Ale ja wrzuciłem dane, które dostarczyłeś, porównałem z bazą danych tego forum i wyskoczyło mi, że najbardziej prawdopodobny scenariusz będzie taki:
- facet w końcu znudzi się nią, zakończywszy pewnie tą znajomośc kłamstwem w rodzaju: "słuchaj... jesteś fajną babką, ale mam żonę a to zaszło trochę za daleko" (takie akurat sugeruje przy okazji, że już prawie się dla niej "złamał")
- ona to łyknie, odpuści i zacznie się rozglądać się za kolejnym supermanem, tym razem wolnym lub bardziej chętnym zajętym
(z Tobą ciągłe fochy, choć nieco mniejsze)
- poznanie nowego supermena i romans z nim (z Tobą fochy, nieco większe, mniej seksu lub jeg brak)
- rozstanie (jesli tamten ją zechce)
- tu dopiero ona sie orientuje (albo i nie!), że ten nowy to wcale nie taka bajka jak myslała, a Ty wcale nie taki beznadziejny (no i ktos będzie musiał ja pocieszyć i odbudować nadwątlone poczucie własnej wartości)
- ewentualne sondowanie z jej strony czy jest szansa na powrót
- Ty oczywiście sie zgadzasz, bo ja kochasz nad życie (dosłownie- bardziej od siebie ze wszystkimi wynikającymi z tego konsekwencjami)
- sielanka
- powtórka cyklu
To jedna z mozliwych opcji, ale obawiam się, że bardziej prawdopodobna niż ta, na którą masz nadzieję (lub ta po mojej korekcie)
Przy czym gwoili ścislości należy zaznaczyć, że faktycznie "baza danych" tego forum nie jest do końca reprezentatywna, ponieważ ludzie przychodzą tu głównie z problemami, a historiami zakończonymi pozytywnie ludzie raczej się tu nie dzielą. Tego ostatniego zdania właściwie nie powinienem był pisać, żeby nie utwierdzać Cię w tej (wg mnie złudnej) nadziei, ale dobrze wiem, że z obecnym swoim nastawieniem i tak nie zmienisz zdania, będziesz jej pozwalał na coraz więcej i coraz więcej jej wybaczał.
Dopiero terapia szokowa w postaci ewentualnej zdrady, lub mega-awantura podczas której od swojej dziewczyny usłyszysz to, co pisała jej o Tobie jej znajoma (+ parę kłamst (?) typu: "jesteś beznadziejny w łóżku", "nigdy Cię nie kochałam" itp) moga sprawić, że zmienisz to nastawienie.
W Twoim rozumowaniu jest błąd i zaraz Ci wyjaśnię jaki.
Moja kobieta jest kimś w rodzaju przedstawiciela handlowego w jednej z największych korporacji na świecie (brzmi to dziwnie, ale tak jest). On z kolei jest członkiem zarządu jednej z firm, która z tą korporacją współpracuje. W tej relacji służbowej to ona występuje z pozycji siły, bo ta firma jest jedną z wielu współpracujących z tą korporacją, dla niego zaś jest to być albo nie być dla przetrwania na rynku. Dlatego tu już mamy pierwszy znak zapytania - z jego punktu widzenia wdanie się w taki romans byłoby bardzo wygodne, bo mógłby liczyć na informacje z pierwszej ręki, a ona mogłaby mu zapewnić lepsze warunki współpracy. Pomimo to tego nie wykorzystuje. Co więcej, ona sama ma wątpliwości co do szczerości jego zachowania i nie wie czy on nie jest dla niej miły bo ma w tym interes. Co najlepsze tak samo twierdzi ta jej przyjaciółka. Coś więc jest na rzeczy.
Idźmy dalej. Znają się mniej więcej rok. Nie wiem czy to było zauroczenie od pierwszego wejrzenia czy to przyszło z czasem. Fakt jest jednak faktem, że spotykali się wielokrotnie, jeździli w podróże służbowe, bywali na tych samych imprezach. Krótko mówiąc - okazji aby się zbliżyć było aż za wiele. Nic takiego jednak się nie stało, choć jak wiemy ona prawdopodobnie nie miałaby nic przeciwko. Nie to, żeby od razu pójść z nim do łózka (prawdopodobnie zjadły by ją wyrzuty sumienia i dawno by się przyznała), ale żeby zrobić cokolwiek innego.
Kolejna kwestia - skąd wiem że faktycznie nie jest to romans? Przede wszystkim to jak rozmawiają. Tzn. wiem tyle co piszą, ale nie ma tam nic nadzwyczajnego. Przykład. Ona mu pisze, że idzie na siłkę, wstawia też zdjęcie ćwiczącego kotka. On jej odpisuje tylko brawo. Ona mu pisze, że tak ciężko jej się rano wstawało. On jej na to, żeby wzięła się w garść. No ja nie jestem jakimś żigolakiem, ale myślę że gdybym chciał zbajerować kobietę to nie pisałbym do niej tak neutralnie. Nie wysyłałbym też jej zdjęć żony i dziecka, a on to robi. Na jego fejsie też jest pełno tych zdjęć, choć nie musi nic pozorować, bo jego żona fejsa nie ma.
Kolejnym tematem jest jego stosunek do niej poza tymi rozmowami, o którym mi sama mówi. Swego czasu np raz na kilka tygodni jeździli wspólnie na Śląsk do siedziby tej firmy. Od jakiegoś czasu on z nią nie jeździ, tylko jeździ ze swoją asystentką. Jeszcze lepsza była akcja z urodzinami. Pod koniec października ich wspólna znajoma z korporacji miała urodziny i urządzała domówkę. On był zaproszony, ale nie mógł przyjść. Wysłał jednak pocztę kwiatową, piękny bukiet podobno. Dwa tygodnie później moja kobieta urządzała urodziny, też był zaproszony i też nie przyszedł. Ale kwiatów nie przysłał, nawet smsa nie napisał (to jej relacja). Dopiero kilkanaście dni później gdy się spotkali dał jej prezent (maskotka) zaznaczając, ze to od zarządu firmy, a więc niejako go zdepersonalizował.
Po co to wszystko opisuję? Ano dlatego, że już w pierwszym punkcie Twojego scenariusza jest błąd. Oprócz tego, że jest dla niej umiarkowanie miły, co ona odbiera w sposób przesadzony, on z nią nie kręci. Nie może się więc nią znudzić i kopnąć jej w tyłek. No chyba, że jest on taki przebiegły że prowadzi taką wielką rozgrywkę emocjonalną ukierunkowaną na utrzymywaniu jej w tym stanie przy jednoczesnym byciu fair wobec żony. Szczerze jednak w taki scenariusz wątpię.
Podobnie jak wątpię w to, że jeżeli on jej z głowy wywietrzeje, a my wciąż będziemy razem to poszuka innego obiektu westchnień. To nie ten typ kobiety.
No i co z tego, że Cię nie zdradziła? Nie zdradziła Cię nie dlatego, że Cię kocha, tylko dlatego, że tamten na nią nie poleciał. Chęć zdrady, to zdrada. Fantazjowanie o zdradzie, w moim odczuciu nie jest zdradą, ale dążenie do niej tak. Jeszcze raz to trzeba podkreślić, to, że Cię nie zdradziła nie jest jej zasługą.
Jak się kogoś kocha to się go nie zdradza. Piszę to jako były zdradzacz, obecnego partnera, jakoś przez 5 lat nie zdradziłam i nawet mi do głowy nie przyszło by go zdradzić.
Rób, jak uważasz, ale ja bym nie chciała z nią być, kolejny potencjalny kochanek może jednak ją zechcieć.
Ty też zaostrzasz temat. Nie mam nawet cienia dowodu, na to że fizycznie zdradziła (o czym pisałem) jak również, na to że w ogóle by się na to zdobyła. Ja szczerzę wątpię. I nie dlatego, że mnie tak bardzo kocha bo z innym by nie poszła do łózka. Po prostu to nie ten typ człowieka. A nawet gdyby się na to zdecydowała to nie wytrzymałaby i wysypałaby się w ciągu bardzo krótkiego czasu. Moim zdaniem to jej zauroczenie nie do końca ma podtekst seksualny, raczej chodzi o to jak on ją traktuje. Wiadomo, że inaczej jest gdy się razem mieszka, takie oczywistości jak wnoszenie zakupów, robienie śniadanek do łózka, opiekowanie się itp jej najzwyczajniej w świecie spowszedniały. Co innego jeśli inny koleś jest dla niej miły, służy jej pomocą itp. To jest coś nowego.
Powtórzę jeszcze raz, jak sie kogoś kocha, to się nie planuje zdrady. Natomiast jeżeli uważasz, że to co ona robi to niewinny flirt, to po co ten wątek? Wtedy nie masz chyba żadnego problemu
Powtórzę - a skąd wiesz czy ona planuje zdradę?
Powtórzę - a skąd wiesz czy ona planuje zdradę?
Dla Ciebie zdrada będzie dopiero wtedy, jak ją przeleci? Bo jeśli masz rację i ona na niego "poluje" to dla mnie już się zdrada zaczęła.
41 2016-12-21 13:54:07 Ostatnio edytowany przez Naprędce (2016-12-21 14:04:54)
pawel_86666 napisał/a:Powtórzę - a skąd wiesz czy ona planuje zdradę?
Dla Ciebie zdrada będzie dopiero wtedy, jak ją przeleci?
Ale dopiero jak to sie stanie w ich łóżku, inaczej sie nie liczy! Przepraszam Paweł za tą zgryźliwość, ale nie mogłem się opanować...
Ty ciągle skupiasz się na niej i na tej dziwnej realcji, a ja ( i nie tylko) uważam że sedno jest gdzie indziej. Jej albo palma odbiła w związku ze swoim statusem (czy "pozycją siły" w tej konkretnej relacji)
albo/i uświadomiła sobie, że Ty nie jesteś jej typem faceta. Jak on się zachowuje? Odmawia, z uśmiechem stawia opór, droczy się z nią, jest dla niej pewną zagadką itp. A Ty? Przyjmujesz z pokorą wszystkie fochy, usprawiedliwiasz, wycofujesz, piszesz jakieś pewnie lekko płaczliwe oświadczenia na fejsie itp. Ona jako nowo upieczony rekinek finansjery czy jakiegoś innego pseudo establiszmentu chce jakiegoś konkretnego gościa, z pazurem, pewnego siebie, niedzielącego włos na czworo, gotowego do podjęcia jakiegos ryzyka, gry itp.
Ty jej jako facet nie pociągasz, nie imponujesz, może nawet Cię nie szanuje. I mimo że uważa cie być może za dobrego, wrażliwego człowieka z jakimiś tam zaletami, nudzi ją to i irytuje.
Wydaje Ci sie, że ją bardzo dobrze znasz, tymczasem musiała niemal otwarcie zacząć flirtować z innym facetem, żebyś zaczął się zastanawiać o co chodzi. Dopiero sznupanie w jej wiadomościach uświadomiło Ci, że coś jest nie tak między Wami i to trwa od jakiegos czasu, a Ty byłeś slepy. Ale i tak uciekasz od analizy i odpowiedzi na to pytanie, drążąc zamiast tego jakieś detale, kto co komu tam powiedział i gdzie poszedł lub nie poszedł.
Co więcej udajesz/udawałeś "po pająkowemu" (i to udajesz zarówno przed nią jak i przed sobą), że dobrze ją "czytasz" (a dowiedziałeś sie z fejsa) i dajesz przy okazji "jej do wiadomości" że jej zachowanie Cie dotyka.
Ona ma to gdzieś... Nie chce wrażliwego, wycofanego pseudo-empaty, tylko drapieżnika, kogoś kto jakby znajduje się na drugim biegunie męskości (albo chce to i to)
Albo jej to dasz, albo najprawdopodobniej będzie adios amigo.
Niniejszym chciałbym podziękować wszystkim za rady. Wiem, że piszecie bo chcecie mi pomóc i wiem że jest w tym wiele prawdy, czego ja do siebie nie chcę dopuścić z różnych względów. Może po prostu jestem takim życiowym ciapkiem, ale nie zmienię tego.
W dniu dzisiejszym wróciła do domu. Nic się nie zmieniło w żadną stronę. Ja natomiast postanowiłem odpuścić sobie szpiegowanie i wałkowanie w głowie tego wszystkiego. W jednej chwili jakby mi jakieś styki zwarły się w głowie i zmieniłem tok myślenia. Nie jestem taki jak on i nigdy nie będę, wszelkie próby zmieniania się na siłę będą raczej w moim wykonaniu komiczne. Jak chce to niech do niego sobie idzie, ja głową muru nie przebiję, nie zatrzymam jej siłą ani nie zmuszę jej do tego by o nim zapomniała.
Zaraz napiszecie znów o pajęczej podstawie, może o tchórzostwie, bierności, stawianiu się poza łańcuchem decyzji. Nie musicie tego pisać, pomimo iż jest w tym wiele prawdy. Jeśli siedem lat bycia przy niej, wspierania, opieki i tyle miłych przeżytych wspólnie chwil są dla niej mniej ważne od żonatego i dzieciatego kolegi z pracy, w którego towarzystwie czuje się dobrze to ja i tak nic na to nie poradzę.
Niniejszy wątek uznajmy jako zawieszony. Nie jest to żadna ucieczka, po prostu wałkowanie tego po raz enty i tak nic nie wnosi. Jeśli już tego tematu nie podejmę w przyszłości to będziecie mogli go dodać do "forumowej bazy danych" jako pozytywnie zakończony. Jeśli się z nią rozstanę to na pewno napiszę aby była to lekcja dla innych.
Welcome back. Od razu mówię ze nie zapadły żadne nowe rozstrzygnięcia.
Wczoraj pisząc post zawieszający wątek myślałem, ze skoro odpuszczę szpiegowanie i ogólnie zamartwianie sie tym to nic sie nie będzie działo. Jednak sie dzieje. Proszę was o interpretacje dwóch faktów które dziś miały miejsce .
Pierwszym jest to, ze usłyszałem ze mam coś z jej przyjaciółka do wyjaśnienia. Zdziwiony wiec pytam co? Okazuje sie ze te złośliwości z listu na FB, który wysłałem w niedziele zadziałały. Przyjaciółka uznała to za otwarta wojnę. Żeby było jasne - cała złośliwość polegała na tym, ze na koniec tych moich przemyśleń napisałem "P.S. Pozdrów przyjaciółkę, niech wie ze myśle o niej równie ciepło co ona o mnie". Tak, moi drodzy. Laska, która uważa mnie za debila itp jest teraz ze mną w otwartej wojnie. Oznacza to również to, ze nie pójdziemy do nich na sylwestra (ostatnie kilka lat chodziliśmy) bo ona "nie chce mnie widzieć". Ogólnie na moich oczach budowany jest dramatyzm, a przecież ja napisałem to cztery dni temu. A co wy o tym myślicie?
Drugi temat jest równie ciekawy. Otóż moja luba rzuciła hasło, ze jej "kolega" rzucił papierami, tzn. zwolnił sie. Tematu nie chciała kontynuować, twierdząc ze lepiej nie, bo jeszcze komuś wygadam. Oczywiście i ja i ona wiemy ze nie ma takiej osoby, której mógłbym to wygadac, ale taka jest wersja. Nadmieniam, ze to czy faktycznie sie zwolnił będzie można sprawdzić w internecie.
Co wy na to? Zaczynam mieć wrażenie, ze ten mój list zapoczątkował jakaś grę, ale nie wiem jaka role ma w tym odegrać informacja (być fałszywa) ze rzucił prace.
Krótko i na temat.
Moja interpretacja jest taka, że masz najwyżej 14 lat, ale pewnie dużo czytasz, gdyż masz bogaty zasób słów i potrafisz ich składnie używać.