Mam 24 lata i wciąż jestem dziewicą. Już słyszę w głowie myśli części z Was...
Złożyło się na to wiele czynników, przede wszystkim pech do mężczyzn. Byłam 2 razy zakochana, w obu przypadkach przyjaźniłam się DŁUGO z facetem, były też flirty itd, robili mi duże nadzieje, a w ostateczności nic więcej z tego nie wyszło, byłam zwyczajnie zwodzona, kończyło się złamanym sercem... Za każdym razem to przeciągało się w czasie i wydawało się, że powoli wszystko zmierza w kierunku poważniejszych uczuć i szansy na poważny związek oparty również na przyjaźni, ale nic z tego. Jeden z nich dodatkowo wbił mi nóż w serce, bo związał się z moją wieloletnią przyjaciółką, co było podwójnym ciosem.
Nie jestem kochliwa i nie nadużywam słów "kocham cię", ale gdy już się zakocham, to trzyma mnie nawet kilka lat i trudno mi się pozbierać, inni mężczyźni wtedy dla mnie nie istnieją. Po obu swoich miłościach długo usychałam i nie mogłam się przełamać i otworzyć na nowe znajomości.
Przez ten długi okres czasu zdarzyło się kilka lekkich zauroczeń, ale wszystko szybko się skończyło, bo:
- dwóch z nich wróciło po przerwie do swojej byłej
- jeden związał się ze swoją wieloletnią przyjaciółką, która nagle powiedziała mu, że chce czegoś więcej.
Podrywało mnie też troszkę wulgarnych typków, którzy ledwie po przedstawieniu się mówili tylko o seksie. Przyplątało się też kilku nałogowych podrywaczy, którzy nie odpuszczą prawie żadnej.
To wszystko tak się skumulowało, że w pewnym momencie (oprócz złamanego serca) miałam wręcz obrzydzenie do facetów i straciłam siły na randki i szukanie kogokolwiek. Przybrałam pancerz obojętności, bo nie chciałam znowu cierpieć i robić sobie nadziei, skupiłam się na przyjaciółkach i swoich pasjach.
Kilka miesięcy temu poznałam w necie faceta (ma 26 lat) i wydaje mi się, że jest wyjątkowy. Inteligentny, z poczuciem humoru, kulturalny. Kilka miesięcy intensywnego pisania na różne tematy i w końcu zaproponował spotkanie. Było fantastycznie, rozmowa sama się kleiła i mam wrażenie, że jest między nami spora chemia, co nie zdarzyło mi się od jakichś dwóch lat. Sądzę, że mocno mu się spodobałam, bo od momentu spotkania pisze coraz więcej i częściej, między słowami jakby daje mi znaki, że widzi szansę na coś więcej i chciałby mnie zaprosić na prawdziwą randkę.
I tu pojawia się mój problem... Jak zareaguje na to, że w takim wieku jestem jeszcze dziewicą? Z wyglądu niczego mi nie brakuje - nie jestem modelką, ale w miarę podobam się facetom i on też mnie komplementował, że dziwi się, że jestem sama, skoro jestem wygadana, błyskotliwa i mam duże poczucie humoru...
Dawno nie nawiązałam z nikim takiej więzi i już wybiegam myślami na przód, co to będzie... Boję się, że się zaangażuję, a gdy ten fakt wyjdzie na jaw, to uzna mnie za dziwadło i dziewczynę której pewnie nikt nie chciał palcem tknąć i pomyśli co on tu ze mną robi... Przez różne rzeczy, które mi się przydarzyły mam problemy z zaufaniem do mężczyzn, stąd ewentualny pierwszy raz raczej nie byłby szybko... Nie chodzi o to, że chcę po ślubie albo że czekam na księcia na białym koniu, no ale chciałabym coś do faceta czuć, wiedzieć że on też coś do mnie czuje i że mogę mu zaufać, powoli wdrażać się w seksualność... Moje kontakty z płcią przeciwną jak dotąd skończyły się na całowaniu, nigdy nawet nie widziałam nago faceta, tak samo żaden nie widział nago mnie. Trochę się obawiam jego reakcji ale gdzieś w środku czuję, że delikatnie powinnam mu to powiedzieć, bo w razie czego lepiej żeby odwrócił się do mnie plecami teraz, niż gdy będę w nim zakochana.
Co radzicie? Jest jakiś sposób, żeby wybadać faceta co sądzi o tej sytuacji, żeby jednocześnie mu nie mówić wprost, że to dotyczy mnie? Bo nie rzucę przecież hasłem "cześć, co byś pomyślał, gdybym ci teraz powiedziała że jestem dziewicą?" ;/ Chciałabym wiedzieć czy zależy mu na głębszym uczuciu i byłby w stanie zrozumieć moje obawy i trochę poczekać, czy dla niego wszystko powinno przebiec dosyć szybko, czemu ja raczej nie będę w stanie sprostać...