Kobieta z kilkunastoletnim stażem. Mąż zdradzał ją przez kilka lat. Gdy odkryła to jakiś czas temu to się wyparł, ale niedawno zdobyła dowody zdrady. Przy okazji w sprzeczce ja pobił. Ja znam ją od ponad roku z pracy. Przez dłuższy okres rozmawialiśmy na luzie. Kilka miesięcy temu zaczęła mi podczas rozmów wspominać fakty, z których łatwo wywnioskować, że w małżeństwie jest nieciekawie. Ja sam ze swej za strony zacząłem na nią spoglądać troszkę z innej perspektywy. Aż przyszedł sądny dzień. Wypłakała mi się. Opowiedziała wiele szczegółów. Pocieszałem ją, starałem się być obiektywny, gdy pytała mnie o zdanie. Najzwyczajniej w świecie martwiłem się, pytałem jak się czuje, jak jej minął dzień, rozbawiałem ją, żeby się uśmiechała i choć na chwilę zapomniała o troskach, takie prozaiczne sprawy. Zacząłem ją powoli adorować, nie była mi obca. Bardzo szybko złożyła pozew o rozwód. Może to był mój błąd, ale w sytuacji rozwodu uważałem, że spotykanie się z nią gdziekolwiek, może dać argument drugiej stronie. Wiem, że mnie lubi. Wiem, że mąż smalił cholewki i prosił o możliwość powrotu, że się poprawi. Po jakichś 3 tygodniach zauważyłem u niej zmianę, uspokoiła się zaczęła się uśmiechać. Gdy zapytałem jak się ma sytuacja stwierdziła, że pozwoliła mu wrócić, bo obiecał się poprawić, choć jak stwierdziła ma wątpliwości czy dobrze robi. No i chyba wyszedłem na frajera. Przy następnej mojej obecności byłem wobec niej obojętny. Wiem, że nie była zadowolona, że tylko zdawkowo odzywam się. Z innymi rozmawiałem normalnie. A rozmowa z nią sprawia mi radość. Chciałem rozmawiać więcej i więcej, ale w sytuacji powrotu męża ciężka była dla mnie taka rozmowa, stąd moja obojętność (z którą tak na marginesie czułem się źle), ale i tak w którymś momencie uśmiechnęliśmy się do siebie. Chciałbym ją poznać bliżej, ale teraz nie mam ku temu możliwości. Brakuje mi jej głosu, spojrzenia, uśmiechu, kontaktu. Jedyny plus tej mojej obojętności, czyli tak naprawdę braku rozmowy to taki, że wreszcie mogłem dłużej odpocząć. Przez kilka wcześniejszych dni bardzo dużo o niej myślałem i nie sen jakoś nie chciał przyjść. Drogie Panie teraz pytanie co robić. Bo moja walka o nas w takiej sytuacji namieszała by jej chyba dużo. Tym bardziej wyznanie tego, że de facto brak mi jej. Mam nadzieję, że mój cały tekst nie jest za chaotyczny. Proszę o komentarze, rady, wnioski. Wiem, że to forum kobiece, ale interesuje mnie Wasze spojrzenie.
1 2016-11-27 20:42:45 Ostatnio edytowany przez kowalski.jan.7 (2016-11-27 20:46:48)
Co robic ?
Nic.
Poczekaj, az znowu malzenstwo zacznie sie jej rozpadac.Wtedy bedziesz mial szanse znowu sie do niej zblizyc.
Jak chce byc z mezem, ktory ja zdradza, to jej sprawa.Widac lubi byc zdradzana, bita.
3 2016-11-27 21:02:14 Ostatnio edytowany przez kowalski.jan.7 (2016-11-27 21:05:43)
Dziękuję za odpowiedź. Tak myślałem, że tylko mogę czekać. Dalej będę się z nią musiał kontaktować, bo taka jest specyfika naszej pracy i nie ukrywam, że mam szkopuł czy rozmawiać czy nie. Nikt nie jest wróżką, ale jaką widzicie perspektywę?
Olej, tylko to działa na mężatki po tym jak zobaczyła wcześniej że nie jesteś jej pewnie obcy. A z mężem będzie jak zwykle, parę miesięcy i bójki, wyzwiska. Bądź blisko, obojętny, raz na jakiś czas "kochany" i w końcu wylądujecie w łóżku. Takie to one już są, tylko po co Ci taka kobieta
kowalski.jan.7
Czy zauwazyles ironie w moim poscie ?
Daj sobie z nia spokoj, bo inaczej w Twoim zyciu zapanuje chaos.Bedziez z nia, pozniej bedzie wracala do meza, pozniej do Ciebie...Jej nie pomozesz, sam sie zniszczysz.
Nie zblizaj sie do niej, badz oficjalny.Co to za kobieta, ktora na wlasne zyczenie tkwi w toksycznym zwiazku ?
Ona nie chce dobrego faceta, ona musi myc zle traktowana.Tylko wtedy bedzie sie czula spelniona.
Uważam , że ta kobieta nie powinna dawać szansy damskiemu bokserowi , skoro tak postąpiła Ty daj sobie z nią spokój. Jest tyle kobiet , które potrzebują atencji , uczucia , ciepła i bezpieczeństwa - rozejrzyj się
po pierwsze nie ma zadnych "was"
po drugie nie ma o co walczyć
Ty jej nie pomozesz, co najwyzej mozesz z nia mieć romans. dopóki ona nie upora sie ze swoim zwiazkiem, a pozniej ze soba, to nie ma co liczyc na jakikolwiek zwiazek, nie mowiac juz o szczesliwym.
Moja rada (na przyszłość) jest taka, że jak następnym razem kobieta zacznie Ci sie zwierzać z kłopotów małżeńskich, to włącz pole siłowe, trzymaj dystans i nie zaczynaj z nią flirtować, chyba że potrafisz to robić w formie "sztuka dla sztuki" i w odpowiednim momencie przerwać.
Doraźna pomoc, wsparcie, ciepłe słowo, rada to jedno, ale Ty wykorzystujesz sytuację i moim zdaniem kiepsko to o Tobie świadczy jako facecie.
Stać Cię tylko na "ranne osobniki"?
9 2016-11-27 22:23:11 Ostatnio edytowany przez kowalski.jan.7 (2016-11-27 22:25:20)
Naprędce co do pierwszej części masz rację, tylko nie zawsze w odpowiednim momencie przerwiesz i możesz stracić kontrolę, nikt nie jest idealny. Flirt zaczął się prędzej niż jakieś pojedyncze sygnały o problemach w małżeństwie.
Co do drugiej części odpowiedź nie odnosiła się do meritum, tylko napisałeś ad personam, a do tego nietrafnie.
Wypowiadające się Panie odpowiedziały konkretnie, czyli na to o co pytałem. Za to dziękuję. Męski punkt widzenia już znam.
Pozdrawiam
Tak, jak pozostali radzę, nie czekaj. Koleżanka najwyraźniej jest uzależniona od męża, co tylko potwierdza jej zgodę na powrót w obliczu licznych zdrad i przemocy fizycznej.
Z takiego uzależnienia nie wychodzi się szybko, zwłaszcza jeśli ofiara tego nie chce i woli się oszukiwać.
Nawet gdyby zdecydowała się na ten rozwód, nie masz gwarancji, że związałaby się z Tobą, w końcu byłeś tylko pocieszycielem, a nawet gdyby się zdecydowała się być z Tobą, to nie masz pewności, czy nie byłbyś tylko plastrem na zranione serce.
Flirt zaczął się prędzej niż jakieś pojedyncze sygnały o problemach w małżeństwie.
Z pierwszego postu wynika coś innego. Rozmawialiście "na luzie", potem zaczęła Ci się zwierzać, a potem zacząłeś ją adorować.
Co do drugiej części odpowiedź nie odnosiła się do meritum, tylko napisałeś ad personam, a do tego nietrafnie.
Prosiłeś o "komentarze, rady, wnioski". Moja ocena Twojego zachowania mieści się moim zdaniem w tym zakresie (mimo, że nie miałem wcale obowiązku się w nim mieścić).
Również żegnam
Co robić?
Zwymyślaj, zrób awanturę, zaserwuj dwa razy z liścia a na koniec prześpij się z inną to twoje akcje podskoczą o trzy punkty...
Czyli, że znasz już "męski punkt widzenia" i za niego dziękujesz.. Dlaczego?
Chimp. Podziękowałem za wszystkie odpowiedzi udzielone przez Panie.
15 2016-11-28 10:04:56 Ostatnio edytowany przez Igrek (2016-11-28 10:07:20)
Kilka miesięcy temu zaczęła mi podczas rozmów wspominać fakty, z których łatwo wywnioskować, że w małżeństwie jest nieciekawie. Ja sam ze swej za strony zacząłem na nią spoglądać troszkę z innej perspektywy. Aż przyszedł sądny dzień. Wypłakała mi się. Opowiedziała wiele szczegółów. Pocieszałem ją, starałem się być obiektywny, gdy pytała mnie o zdanie. Najzwyczajniej w świecie martwiłem się, pytałem jak się czuje, jak jej minął dzień, rozbawiałem ją, żeby się uśmiechała i choć na chwilę zapomniała o troskach, takie prozaiczne sprawy.
Pocieszałeś? Martwiłeś się? Rozbawiałeś ją? Dobre
Tym samym wpadłeś w tzw. friendzone.
Byłeś aż tak naiwny, że ona nagle zostawi tego faceta? Nie ma takiej możliwości. Ona jest uzależniona od niego, od emocji.
Ty w jej oczach jesteś jedynie milusim kolegą, któremu może się wypłakać w rękaw i zwierzyć ze swoich problemów. Jak znowu będzie źle to bądź pewny, że się odezwie, bo przecież doskonale wie, że przytulisz i pocieszysz.
Mam koleżankę, 3 lata temu rozstała się z typowym psycholem, który ją zdradzał i lał. Niedawno mi powiedziała, że to był jedyny facet przy którym się nie nudziła. Z nikim nie miała takiego seksu.
Z facetem nie ma kontaktu, ale nie wie co by zrobiła gdyby teraz gdzieś się pojawił. Niedawno zakończyła 2 letni związek, bo jak przyznała przestał ją kręcić i wiało nudą a nuda ją zabija. Facet był przeciwieństwem tamtego czyli spokojny, dobry i grzeczniutki.