Zastanawiam się, czy istnieje coś takiego jak zmiany po długotrwałym i intensywnym zażywaniu narkotyków, później odstawił używki. Czy w organizmie, mózgu, zachowaniu takiej osoby są jakieś szczególne "znamiona" czy życie z taką osobą bywa inne, czy raczej przeciwnie po pewnym czasie osoba zaczyna w pełni normalnie funkcjonować, tworząc szczęśliwy związek,a tamto jedynie pozostaje w zamierzchłej przeszłości ?
Zastanawiam się, czy istnieje coś takiego jak zmiany po długotrwałym i intensywnym zażywaniu narkotyków, później odstawił używki. Czy w organizmie, mózgu, zachowaniu takiej osoby są jakieś szczególne "znamiona" czy życie z taką osobą bywa inne, czy raczej przeciwnie po pewnym czasie osoba zaczyna w pełni normalnie funkcjonować, tworząc szczęśliwy związek,a tamto jedynie pozostaje w zamierzchłej przeszłości ?
pytasz o siebie czy o kogoś??
Chodzi mi o męża. Byłego męża. Rozstaliśmy się,on przez ten czas dużo się zmienił. Każdy miał swoje życie, przez ten czas jakieś emocje się utrzymywały pomimo że oby dwoje byliśmy zakochani w kimś innym. TYlko on brał i palił. teraz tego nie robi, już niie chce tego robić. Lecz zastanawiam się jak funkcjonują ludzie którzy długotrwale używali substancji nie odpowiednich. Czy żyją w pełni normalnie, czy jednak jakieś deficyty powstały z tego tytułu. Czy skutki zdrowotne mogą wyjść po czasie. Dodam,że chyba nie był osobą uzależnioną, mógł nie robić tego jakiś czas. Później miał okres gdy robił to notorycznie, ale gdy chciał przestawał...
Jego problemem było też bajkopisarstwo, to mu wychodziło świetnie. Opisywał sytuacje których nie było, umiał mówic tak że było naprawdę przekonujące, kłamstwa nie sprawiały mu żadnego problemu.
Potrzebuje jakiejś opini... obiektywnej opini
Może czasem tworzyć wolny związek dla dziecka. Zamieszkać wspólnie wychowywać,a każdy robi co chce. Już sama nie wiem co powinnam zrobić. Jak postąpić. Co jest dobre
TYlko on brał i palił. teraz tego nie robi, już niie chce tego robić.
wiesz ja się też w życiu zarzekałem, ojojoj, "zarzekała się żaba wody, przyszedł deszcz, pierwsza do kałuży wskoczyła" nie wierzyłbym żabie
pisanie o wpływie substancji zmieniającej świadomość na organizm, o konsekwencjach tegoż fizycznych
sądzę się mija z celem pisać, ani nie jesteśmy w gabinecie lekarskim, ani nie oglądamy szczegółowych wyników badań osoby o której piszesz,
uzależnienia to według pewnego spojrzenia, choroba ciała, umysłu i duszy
o ile ciało i umysł jakoś mierzalne jest, to jak zmierzysz chorobę duszy??
Ty zastanawiasz się nad wejściem w relacje, mam jedynie nadzieje że nie kieruje Tobą sytuacja ze to dziecko jest już w "drodze", albo nie chcesz zespolić tej relacji na nowo z braku laku, dzieckiem
nierozsądna decyzja zrobi krzywdę Tobie i dziecku wielką krzywdę, a już tym bardziej żyć razem a osobno w związku, aż tak zdesperowana jesteś??
to chyba najgorsze z najgorszych rozwiązań, męka, bezsens, oczekiwanie na śmierć
napiszę Ci wprost, i brałem i piłem
10 lat związku w którym byłem/jestem, było chore, nie będę rozwijał co i jak, bo to nie ma sensu i tak każdy czytający swój własny obraz wygeneruje
żyłem w totalnej iluzji, oderwany od rzeczywistości, w zakłamaniu własnym, poniekąd nie tylko we własnej klatce
wiem też że samo zaprzestanie, używania jakiej kolwiek substancji, która robiła "dobrze"
niczego nie zmienia, poza może brakiem fazy, i kaca, większych problemów nie miałem z przerwami, jak i większych problemów nie miałem z odstawieniem jak była okazja, nie odstawiałem
popatrz też sama, lekarstwem na co były te substancje
Jego problemem było też bajkopisarstwo, to mu wychodziło świetnie. Opisywał sytuacje których nie było, umiał mówic tak że było naprawdę przekonujące, kłamstwa nie sprawiały mu żadnego problemu.
i wróć do tekstu że nie chce tego robić już więcej
albo sama się oszukujesz, albo On oszukuje Ciebie, kwestia tak naprawdę kto jest czym kierowany,
bo o ile Ty kierujesz się być może, tematem "dziecko, związek" a tak naprawdę łatwą łagodniejsza droga, bo go znasz, czyli nieświadomie omijasz poznanie/nowe doświadczenia związane z poznaniem kogoś nowego, ba może to "co było" na tyle się odcisnęło że skłoniło Cię do powrotu, na stare śmieci
to spróbuj postawić się w sytuacji drugiej osoby, co nią kieruje tak naprawdę
poza tym wszystkim, ludzie zasługują na dawanie kolejnej szansy, dziś twierdzę
że dla własnego dobra trzeba kierować się zasadą do 3 razy sztuka, co by się nie działo, po 3 razie, być konsekwentnym własnych założeń
to pomaga, jest dobrym drogowskazem
ponad rok spędziłem na obwinianiu wszystkiego, ponad rok spędziłem na uświadamianiu się, przez ponad rok spędziłem setki już godzin na grupach wsparcia, wiele książek przeczytałem
dziś z tej perspektywy, mogę powiedzieć Ci tak
bardzo wielki wpływ na osobę i życie tej osoby wraz z otoczeniem(żona, dzieci i ich dorastanie), ma uzależnienie od jakiej kolwiek substancji zmieniającej świadomość
jeśli osoba używająca twierdzi inaczej, to z całą pewnością, nawet nie wie JAK ŻYJE
Może czasem tworzyć wolny związek dla dziecka. Zamieszkać wspólnie wychowywać,a każdy robi co chce. Już sama nie wiem co powinnam zrobić. Jak postąpić. Co jest dobre
To jest bardzo głupi pomysł. Natomiast dzieci nie są głupie. Dzieci widzą wszystko - weź sobie to do serca i zapamiętaj raz na zawsze. Mogą czegoś najpierw nie rozumieć, ale będą pytać, drążyć, szukać (u Ciebie, u ojca, u koleżanek, w necie) tak długo, aż się zorientują, że COŚ JEST MOCNO NIE TAK. Że ich rodzina, to nie kochająca się rodzina, tylko atrapa. Że matka i ojciec, to dwulicowi kłamcy, którzy odstawiają teatrzyk, żeby dziecko oszukać. Nawet, jeśli w tym związku nie będzie przemocy, to będzie obojętność i zimno, które dziecku zacznie się kojarzyć ze związkiem i rodziną. I jak dziecko podrośnie, jak zrozumie skąd w nim niechęć do związku, skąd skrzywione wzorce, to całkiem możliwe, że was znienawidzi, za to, że mu zryliście psychikę. Naprawdę tego chcesz nauczyć swoje dziecko?
Ja się w tych sytuacjach zawsze wypowiadam jako dziecko z rozbitej rodziny. Szczęśliwe, że rodzice się rozstali, świadome, że to była najlepsza opcja dla nas wszystkich. To nie było łatwe, wiele rzeczy rodzice mogliby zrobić lepiej (np. nie wciągać mnie w pewne swoje sprawy, ojciec mógł regularnie utrzymywać ze mną kontakt), ale nawet problemy, których doświadczyłam są niczym przy problemach, które bym miała, gdyby rodzice ze sobą zostali. W związku jest się dla siebie, nie dla dziecka - póki jest cokolwiek do ratowania między rodzicami, to pewnie, jest sens to naprawiać, ale jeśli dziecko jest jedynym powodem pozostawania ze sobą, to tak naprawdę powodów brak. Źle funkcjonująca, zimna, pusta, czy nie daj Bóg patologiczna rodzina JEST GORSZA niż rozbita rodzina.
8 2016-12-07 10:01:26 Ostatnio edytowany przez Amethis (2016-12-07 10:05:01)
Źle funkcjonująca, zimna, pusta, czy nie daj Bóg patologiczna rodzina JEST GORSZA niż rozbita rodzina.
mówisz o perspektywach, jak sądzę
każdy rodzaj/model rodziny,
poza pełną rodziną, zdrowo/w granicach normalności funkcjonującą,
robi dziecku krzywdę
kwestia punktu patrzenia, doświadczeń
Krzywda jednak krzywdzie nierówna. Mam pełne spektrum porównania - miałam fantastyczną, pełną, kochającą rodzinę tak do ok. 7-8 roku życia, potem były ze dwa lata rodziny szarpanej, zwalczającej się od wawnątrz, potem lata rodziny rozbitej, gdzie z jednej strony były braki (urywany kontakt z ojcem) i błędy (pretensje mamy do ojca, w które bywałam wciągana), ale był też czas na spokojną analizę tych schematów, powolne zrozumienie i poukładanie sobie sytuacji, no i obecnie jest faza normalna - kontakt z obojgiem rodziców, brak walk, pogodzenie się z sytuacją, świadome tworzenie własnych wzorców na potrzeby swojego związku. Gdyby rodzice się nie rozstali, to dużo dłużej tkwiłabym w tej drugiej fazie, która moim zdaniem jest najbardziej niszczycielska i niesie najmniejsze szanse na wyrwanie się przez dziecko z zaklętego kręgu dysfunkcji. Mam też porównanie z bliskimi krewnymi, gdzie rodzice tkwią w absolutnie pustym, zionącym wzajemną niechęcią i brakiem szacunku związku - efekt jest taki, że starszy syn żyje totalnie we własnym świecie, odcina się absolutnie, a młodsza córka musiała przejść ostre załamanie nerwowe by rodzice w ogóle zorientowali się, jak poważny jest jej stan i nawet po tym wciąż nie są w stanie zbudować wspólnego systemu wsparcia dla niej, każdy "robi po swojemu".
Oczywiście, że pełna, kochająca się, dobrze funkcjonująca rodzina, to jest sytuacja optymalna. Tyle że takiej rodziny nie da się udawać i zbudować na siłę, a większość prób kończy się tkwieniem w rodzinie dysfunkcyjnej, w której jest stałe źródło problemów. To bardzo utrudnia (jeśli nie uniemożliwia) zbudowanie sobie zdrowej normy w życiu dorosłym. Natomiast jak rodzina się rozpada, to owszem jest trauma, ale jest też szansa na jej przepracowanie, wyleczenie, rola obojga rodziców jest w tym niebagatelna.
można by coś podsumować dla autorki postu, bo rozmowa idzie w las
w kontekście tego wątku, oraz "Czy w organizmie, mózgu, zachowaniu takiej osoby są jakieś szczególne "znamiona" czy życie z taką osobą bywa inne, czy raczej przeciwnie po pewnym czasie osoba zaczyna w pełni normalnie funkcjonować, tworząc szczęśliwy związek,a tamto jedynie pozostaje w zamierzchłej przeszłości ?"
związek w dużej mierze powinien być budowany przez dwójkę zainteresowanych, jak koleżanka słusznie ujęła, nie da się udawać i zbudować na siłę na nowo zdrowego związku
znam trochę uzależnionych osób, nie wiele w uratowanych związkach, znam kilka w utworzonych na nowo, w sensie podejścia do życia, do siebie, do drugiego cżłowieka
każda z tych osób, przeszła jakąś formę terapii, wsparcia wspólnotowego
samo odstawienie "środka chemicznego" oraz wiara w efekty (zmiany człowieka) których nie widać tak naprawdę, to jak czekanie na cud, który w przypadku, np.
"Jego problemem było też bajkopisarstwo, to mu wychodziło świetnie. Opisywał sytuacje których nie było, umiał mówic tak że było naprawdę przekonujące, kłamstwa nie sprawiały mu żadnego problemu"
raczej fundamentem do budowania czegokolwiek dobrym nie jest
czytaj jakby nie było fundamentu
a jeśli przeszło Ci przez myśl, zespalanie tej relacji "dzieckiem", sugeruje mocne zderzenie ze ścianą, w celu wybicia sobie tego z głowy, będzie na pewno mniej bolesne to niż, ewentualne problemy później
nie staraj się wymazywać JEGO KARTY, za niego, wpadniesz w kłopoty
Ty mu możesz wybaczyć, problemem jest to czy On potrafi żyć inaczej, czy chce, bo wiesz obietnice to można między bajki na półce spokojnie włożyć
żeby drastycznie tego tematu nie kończyć
w życiu wszystko jest możliwe, ważne żeby sobie samemu w drogę nie wchodzić