Cześć,
Jakiś czas nie było na forum tematu taki jak ten, przynajmniej wydaje mi się ponieważ ostatnich dni przeglądam je regularnie. Jestem mężczyzną, który rozdzielony między rolą głównego żywiciela rodziny, a partnera zaniedbał drugie. Mamy z konkubiną dwójkę wspaniałych dzieci. Ostatnimi miesięcy wydawało mi się, że zapewnię szczęście rodzinie zbierając pieniądze na ich przyszły dobrobyt (ostatnimi miesiącami wciąż zbierałem na ślub oraz prezenty gwiazdkowe). Nie miałem żadnego życia poza rodziną i pracą, z racji prowadzenia własnej działalności gospodarczej pracowałem w domu.
Często żaliłem się sprawami współpracy kontrahentami z konkubiną, bywało że podnosiłem przy tym głos narzekając jeśli choć jeden z nich okazał się nieuczciwy. Pewnego dnia, konkubina wyjechała jak gdyby nigdy nic do rodziny po czym oświadczyła, że nie zamierza już wrócić ponieważ czuję się ze mną źle. Czuje się strasznie, z początku rozstanie wziąłem za głupi żart i wydawało mi się, że słowami "pożałujesz" odniosę swój cel. Każdego dnia dociera do mnie jednak, że decyzja podjęta została na poważnie. Nie piłem, nie biłem, a jednak...
Decyzją konkubiny mogę przecież odwiedzać dzieci w weekendy. Chciałbym cofnąć czas, i zamiast pracy poświęcać więcej uwagi rodzinie. Zapewniam o tym już codziennie, a mimo to ostatnia rozmowa skończyła się na zapewnieniu comiesięcznych wpłat alimentów na dzieci. Jestem w szoku, a czytając tuzin podobnych tematów widzę, że jako facet zawsze pozostanę tym złym, który zaniedbał wybrankę. Mam uzasadnione podejrzenia, że ta ma już kogoś, a ja sprowadzony zostanę do roli alimenciarza, który z racji wysokich dochodów winny rozpadowi związku zapewni jej stały dobrobyt.
Strasznie cierpię i nie pojmuję zasad rządzących współczesnym światem. Mam ochotę skończyć z tym wszystkim czując, że przez ostatnie lata nie dałem rady zapewnić wybrance jednocześnie dość pieniędzy i uwagi. Nie byłem w pełni święty, ostatnimi czasy z racji rozdziału 2 światów dochodziło między nami do głupich kłótni, w których ja cierpiałem fizycznie (uderzenia oraz rzucanie przedmiotami), a ona psychicznie (kilka obelg w jej kierunku). W życiu nie pomyślałbym, że kobieta którą kochałem jest jednak w stanie zniszczyć rodzinę na rzecz nowego, zapewne bardziej wygodnego dla niej życia bez stresu bez dania mi drugiej szansy.
W zasadzie nie wiem, czego spodziewam się po odpowiedziach na powyższy post. Ostrzeżenia, zgnojenia od nieudaczników którzy nie dali rady zapewnić jednocześnie pieniędzy i uwagi czy nadziei na powrót. Czy jako trzydziestokilkuletni ojciec dwójki mam szansę ułożyć sobie życie na nowo?