No tak nasmarowałem elaborat i podczas wysyłania ujrzałem że nie mam uprawnień.
Zapewne wylogowało mnie.
Wypowiedź na razie przepadła, biorę się za śniadanko dla synka.
Później wypowiem się.
2 2016-11-12 15:11:26 Ostatnio edytowany przez Olinka (2016-11-14 15:47:26)
Jesteśmy małżeństwem uśredniając 40-to latków, żona jest młodsza ode mnie przeszło 10 lat.
29.10.2016 około godz. 15.15 po powrocie żonki do domu (włoski, fryzjer) chciałem porozmawiać, przeprosić (4 tygodnie się nie kochaliśmy kontakt na poziomie minimum) i wiele w naszym życiu zmienić na zupełnie inną nową jakość. Niestety w pierwszych słowach usłyszałem od żony: "jesteś dla mnie neutralny, już cię nie kocham".
Od tego momentu do wczoraj wieczór przepłakałem mnóstwo czasu. Po wczorajszych kolejnych przemyśleniach i lekturze wziąłem się w garść i jak na razie trzymam się.
Pierwsze kilka lat naszego związku to raj na ziemi. Sex do oporu, żona zadowolona i spragniona, wspólne wyjazdy, wypady do kina, mnóstwo razy w teatrze, potańcówki spotkania z znajomymi, wzajemna życzliwość, szacunek, czułość. Wszystko było tak jak trzeba, obsypywałem żonkę rajstopami, pończochami, fatałaszkami, razem jeździliśmy na zakupy, krótko mówiąc żyć nie umierać. Córka urodziła się
siedem lat temu, synek ma prawie trzy latka, uczestniczyłem czynnie w obu porodach, obłędne przeżycie. Razem jeździliśmy do ginekologa. Mógł bym dużo jeszcze tu napisać, nie chcę się w ten sposób wybielić czy usprawiedliwiać, rzecz jasna na taki stan rzeczy składa się nasze wspólne zaangażowanie i wielka miłość. Po narodzinach córeczki żonce trafił się kryzys poporodowy, z którym razem sobie
poradziliśmy. Niestety libido mojej żonki poszło w dół, a mój popęd cały czas się rozbudzał i z tym sobie nie poradziliśmy. Były oczywiście wzloty, lepsze okresy, ale niestety była to równia pochyła w dół.
Na pewnym etapie wybrałem się do seksuologa, dowiedziałem się że nie jestem żadnym dewiantem, nie odbiegam od średniej aczkolwiek oczekuję dużo więcej aniżeli przeciętny mężczyzna. W szczytowej formie kochaliśmy się nawet przez pięć i więcej dni w tygodniu, nie raz zdarzało się dwa razy z rana i trzy razy wieczorem, mojej żonce potrafiłem zafundować nawet xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx, byliśmy
cudownymi partnerami. Zdarzały się dni kiedy to odwiedzałem żonkę w domu w trakcie dnia roboczego i po pięknym seksie wracałem do pracy. Byłem delikatny, czuły, masaże itp. wspominam to prawie ze łzami.
Niestety nie poradziłem sobie, przy okazji wizyty u seksuologa poprosiłem o leki na obniżenie popędu, w odpowiedzi dowiedziałem się że nie ma takowych specyfików (od tygodnia wiem że są). Zapewne za słabo naciskałem na żonką w kwestii wspólnej wizyty u seksuolog, nie doszło do niej. Byłem coraz bardziej zaborczy w kwestii seksu, wymagałem, zaczęły się coraz cięższe czasy na tej płaszczyźnie. Stałem się
egoistą, higiena związku poszła w kąt, czułość za sex, sex za czułość - masakra. Byłem okrutny, odrażający, czuję wstręt i nienawiść do siebie. W absolutnej większości przypadków to żonka wyciągała do mnie dłoń, to ona proponowała konstruktywne rozwiązania, a ja jak ten BUC i BURAK tkwiłem w swoim zachowaniu. Paradoks (chyba nagroda Darwina mi się należy za wytrwałość) polega na tym że tak naprawdę wydawało mi się że jak osiągniemy poziom łóżkowy zbliżony do naszego rozkwitu to sytuacja wróci do normy i znowu będzie pięknie. Jak bardzo się pomyliłem wiem dopiero od 29 października.
Ostatnie zdanie, które miał bym wypowiedzieć na chwilę przed tą smutną informacją, a miało by być odpowiedzią na pytanie czy żona mnie kocha odrzekł bym że kocha, że kocha bezgranicznie, tak zaślepiony byłem w swoim postępowaniu. W piątkowy wieczór poprzedzający sobotnią informację (żonka miała wychodne do kina i imprezka) razem z córeczką śledziliśmy xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx, doznałem jakiegoś olśnienia, nie wiem jak to inaczej określić. Wszystkie problematyczne sprawy ujrzałem w innym świetle, jak by o 180* odwrócone, dostrzegłem wszystkie problemy i jakże proste ich rozwiązanie. Byłem naładowany bardzo optymistycznie na buziaka na zgodę, niestety za późno.
Kocham żonę nad życie, jest dla mnie najcudowniejszą istotą na świecie. Jest prześliczną kobietą, kwintesencją kobiecości, tryskająca witalnością i seksapilem. Nie dociera do mnie że mogłem na to pozwolić - "...już cię nie kocham...", do końca roku mogę mieszkać w domu razem, potem mam szukać mieszkania i się wyprowadzić.
Oczywiście rozwód jak najszybciej, otwarcie mówi że chce znaleźć sobie kogoś z kim poukłada sobie życie na nowo. Nie miewaliśmy otwartych kłótni, nie leciały garnki i ubrań nie rwaliśmy.
Jesteśmy kulturalnymi ludźmi, jako para postrzegani w rodzinie i wśród przyjaciół jako wzór. Obecnie również zachowujemy się normalnie z spokojem (rzecz jasna poza mną, rozklejałem się mnóstwo razy), przed wczoraj razem piekliśmy ciasto, ja przygotowywałem mięso i marynatę. Nie mniej znam na tyle żonę że wiem iż rozstanie, rozwód to decyzje podjęte z Jej strony.
Byłem dwa razy u seksuologa /terapeuty - pomaga. Kolejne wizyty u laryngologa w temacie chrapania i u innego seksuologa lekarza z wynikami badań na testosteron.
Chcę się zmienić i od 30.10 zacząłem wprowadzać innowacje do mojego, naszego jeszcze życia. Obkupiłem się z nowe ciuchy (żonka dostała mega lokówkę i troszkę rajstop) zacząłem do pracy jeździć ładnie ubrany, wracam zaraz po fajrancie nie szukając dodatkowych zajęć. Zacząłem czynnie uczestniczyć w życiu domowym (tak bardzo to zaniedbałem), pranie, sprzątanie itp i bynajmniej nie jest to plaster na zagojenie rany, teraz wynika to z mojego wnętrza po prostu chcę to robić i sprawia mi to przyjemność.
Ruszyłem z siłownią (nie od czasu do czasu tylko regularnie dwa razy w tygodniu), od poniedziałku biorę prywatne lekcje tańca, jeszcze przed małżeństwem razem z żonką około roku uczestniczyliśmy w zajęciach tanecznych, super razem nam się tańczy. Myślę o tatuażu - tylko jakim i gdzie. Poszedłem do spowiedzi z życia. Muszę wykrzesać z siebie coś co być może zaintryguje moją żonę. Chcę wszystko naprawić i zrekompensować żonie wyrządzone krzywdy, tylko czy się uda?
Jeżeli któraś z Pań ma ochotę podyskutować będę zobowiązany.
Każda rada i wskazówka jest dla mnie cenna.
3 2016-11-12 16:41:54 Ostatnio edytowany przez WaltonSimons (2016-11-12 16:46:59)
Ja mam takie pytanie, niestety płeć paskudna ze mnie:
przestałbyś kochać żonę z powodu małych potrzeb seksualnych? Pewnie nie, bo kochasz za całokształt.
a teraz odwróć sytuację. Wyobraź sobie,że ktoś pyta żonę:
przestałabyś kochać męża, bo ma duże potrzeby seksualne?
Być może to pytanie zobrazuje Ci absurdalność obwiniania libido o rozpad związku.
Nikt normalny nie przestaje kochać z uwagi na duże lub małe potrzeby seksualne. To, w czym upatrujesz przyczyny, to skutek. Skutek tego, że Twoja żona się stopniowo odkochiwała. Ale nie przez naciski na seks, tylko z innych powodów, których nie znasz, nie zauważasz lub o nich nie napisałeś.
Obawiam się, że teraz poświęcisz mnóstwo sił, by przekonać siebie, że jesteś winny, bo lubisz seks z żoną, a tymczasem prawdziwa przyczyna pozostanie przez Ciebie odepchnięta w głąb podświadomości.
Nikt normalny nie przestaje kochać z uwagi na duże lub małe potrzeby seksualne.
Tak Ci się tylko wydaje. W związku, w którym jest udane życie seksualne nikt nie zwraca szczególnej uwagi na seks. W związku, w którym seks się wymusza, bądź go nie ma, seks urasta do rangi najważniejszej. Zaczyna definiować wszystko co się dzieje w związku i życiu codziennym pary. Zarówno wymuszanie, jak i odmawianie seksu czyni ogromne spustoszenia w sferze emocjonalnej i psychicznej. Kto tego nie dostrzega, ten budzi się za późno...
5 2016-11-12 16:59:18 Ostatnio edytowany przez WaltonSimons (2016-11-12 17:00:07)
Tak Ci się tylko wydaje. W związku, w którym jest udane życie seksualne nikt nie zwraca szczególnej uwagi na seks. W związku, w którym seks się wymusza, bądź go nie ma, seks urasta do rangi najważniejszej. Zaczyna definiować wszystko co się dzieje w związku i życiu codziennym pary. Zarówno wymuszanie, jak i odmawianie seksu czyni ogromne spustoszenia w sferze emocjonalnej i psychicznej. Kto tego nie dostrzega, ten budzi się za późno...
Nie neguję tego, ale zauważ, że żeglarz, który moim zdaniem "cierpiał" mocniej na tej zabawie w wymuszanie i odmawianie nie pomyślał nigdy, by kopnąć małżonkę w d*** i znaleźć sobie bardziej chętną, nie odkochał się i nie kazał jej się wyprowadzać.
Seks jest dla niego niesamowicie ważny, a mimo to nigdy nie zrezygnował ze swojej żony, mimo, że ewidentnie nie dostawał od niej tego, czego potrzebował.
I stawiam 10 groszy, które akurat mam w porfelu, że gdyby ktoś spytał się go, czy przez to, że nie ma dwudziestu pięciu orgazmów na wieczór przestaje kochać żonę - parsknąłby śmiechem...
Problem? tak. Duży problem? tak. Rozwalający psychikę problem? wciąż tak. Powód, by przestać kogoś kochać? NIE.
Przerażające jest to jak komuś rzadze mogą przesłonić relacje między ludzkie i być powodem szantaży czy handlu na drugiej osobie. Ja wieże w to że może być to przeczyną rozpadu związku ale nie przez libido tylko wszystkie zachowania, które się z tymi rządami wiazaly. Niby dlaczego po porodzie żona miała być ta sama? Jak się od rana do wieczora nazapiepszala przy domu i dzieciach to miała się kochać pięć razy dziennie? Przy dzieciach między karmieniami czy jak? Jasne że można uprawiać seks co dzień i wg potrzeb też drugiej osoby ale są też jakieś granice i dupa nie może komuś rządzić życiem. Trzeba szanować druga osobę i robić wszystko by kogoś wspierać a nie tylko rzadac wymuszac i wymagać. Wcale się nie dziwię że żona się odkochuje ten proces trwa latami i zdaje sobie sprawę że wymuszając na niej seks pewnie czuje już tylko obrzydzenie. Próbujesz ratować związek szkoda ze tak późno bo gdyby Ci nie powiedziała że cię nie kocha byłbyś taki sam.
Jak trwoGa to do Boga. Staraj się czemu nie może coś to da ale jeżeli zechce odejść to uszanuj to i daj spokój.
7 2016-11-12 17:05:04 Ostatnio edytowany przez Klio (2016-11-12 17:05:43)
I stawiam 10 groszy, które akurat mam w porfelu, że gdyby ktoś spytał się go, czy przez to, że nie ma dwudziestu pięciu orgazmów na wieczór przestaje kochać żonę - parsknąłby śmiechem...
Problem? tak. Duży problem? tak. Rozwalający psychikę problem? wciąż tak. Powód, by przestać kogoś kochać? NIE.
Nie on był stroną, na której seks był wymuszany. Strona, która nie chce seksu, a w różny sposób jest do niego zmuszana, odbiera seks i pieszczoty jako gwałt na swojej osobie. Bardzo łatwo się wtedy odkochać i zohydzić sobie nie tylko seks z tą osobą, ale i tą osobę...
Nie jesteś i nigdy nie byłeś osobą, na której seks się wymusza, podobnie jak autor wątku, także stawiaj sobie co chcesz. Ja stawiam, że nie wiesz nic o tym, czego ona mogła doświadczać i brak Ci jej perspektywy, podobnie, jak autorowi wątku. Łatwo wtedy o takie bagatelizowanie.
Nie on był stroną, na której seks był wymuszany. Strona, która nie chce seksu, a w różny sposób jest do niego zmuszana, odbiera seks i pieszczoty jako gwałt na swojej osobie. Bardzo łatwo się wtedy odkochać i zohydzić sobie nie tylko seks z tą osobą, ale i tą osobę...
Nie jesteś i nigdy nie byłeś osobą, na której seks się wymusza, podobnie jak autor wątku, także stawiaj sobie co chcesz. Ja stawiam, że nie wiesz nic o tym, czego ona mogła doświadczać i brak Ci jej perspektywy, podobnie, jak autorowi wątku. Łatwo wtedy o takie bagatelizowanie.
wiesz, że mogę po prostu odwrócić ten argument?
Prosze bardzo. Niczego to nie zmieni.
Tak jak Anicorek napisała tu nie tylko chodzi o sam moment seksu, ale wszystko co przed i po. Gra wstępna dla kobiety to nie 5 min przed, a cały dzień przed i cały dzień po. Jeżeli wszystko co robił, w momencie, gdy ona miała problem po porodzie sprowadzało się do wymuszenia na różny sposób seksu, to ona miała z głowy cały dzień i całą noc... W centrum jej życia znalazło się to, do czego wiedziała, że on dąży, a czego ona wtedy absolutnie nie chciała. Każda czułość to nie była czułość, a wytrych i obydwoje sobie z tego sprawę zdawali. Stąd niedługa droga do uznania, że partner się masturbuje przy mojej pomocy, a moje potrzeby ma w dooopie.
Kilo ma rację autor przez swoje zachowanie nawet nie zdawał sobie sprawy ze robił krzywdę żonie dopiero teraz to przyznaje. Metoda typu coś za coś i przymuszanie jest jak gwałt. Mógł się masturbować międzyczasie a nie wymuszać seks.
11 2016-11-12 17:15:26 Ostatnio edytowany przez WaltonSimons (2016-11-12 17:15:53)
Prosze bardzo. Niczego to nie zmieni.
Tak jak Anicorek napisała tu nie tylko chodzi o sam moment seksu, ale wszystko co przed i po. Gra wstępna dla kobiety to nie 5 min przed, a cały dzień przed i cały dzień po. Jeżeli wszystko co robił, w momencie, gdy ona miała problem po porodzie sprowadzało się do wymuszenia na różny sposób seksu, to ona miała z głowy cały dzień i całą noc... W centrum jej życia znalazło się to, do czego wiedziała, że on dąży, a czego ona wtedy absolutnie nie chciała. Każda czułość to nie była czułość, a wytrych i obydwoje sobie z tego sprawę zdawali. Stąd niedługa droga do uznania, że partner się masturbuje przy mojej pomocy, a moje potrzeby ma w dooopie.
Zmieni. Ja nie jestem kobietą - Ty nie jesteś mężczyzną i - używając Twego argumentu - nie rozumiesz i nigdy nie zrozumiesz, co czuje mężczyzna w takiej sytuacji (aczkolwiek przy odrobinie empatii pewnie możesz to sobie wyobrazić, jak i ja mogę próbować utożsamić się z negatywnymi odczuciami żony żeglarza)
Nie pisz o bagatelizowaniu, bo robisz dokładnie to samo, tylko w drugą stronę.
Zauważ, że w takich sytuacjach odpadają czasem jedni (mąż znajduję kochankę) albo drudzy (żona chce rozwodu, szuka gacha) - jednak rzadko kiedy odpuszczają obie strony. Komuś, mimo oczywistych problemów w sferze seksualnej, nie przestaje zależeć i nie przestaje kochać.
Żeby nie było- nie pochwalam jakiegokolwiek wymuszania, naciskania, fochów - niewątpliwie było to beznadziejną taktyką.
Uważam po prostu, że niepotrzebnie skupiać się w temacie na seksie, bo to nie on jest przyczyną rozpadu tego związku. Jest przyczyną pozorną.
Tak jak seks buduje podstawową dla związku intymność, tak samo potrafi ją zburzyć. Ja nie bagatelizuje jego problemu, a pokazuję perspektywę, której jemu zabrakło. Nie uczestniczył w pracach domowych, nie garnął sie do domu wcześniej, nie dbał zbytnio o siebie i myślał, że seks będzie cacy zupełnie tak jak na początku związku, bez żadnego wysiłku z jego strony. Seks sam się zrobi. Tymczasem żona przeszła depresję poporodową, miała pracę zawodową, drugi etat w domu i męża, który nie zwracał uwagi na jej potrzeby, bo mąż miał potrzebę nadrzędną Może i seks nie był jedynym powodem, ale z czasem stał się podstawowym i zaognił wszystko co i tak z czasem doprowadziłoby do kryzysu. To, że on ma większe potrzeby seksualne, niż ustawa przewiduje, sprawiło, że problem urósł jeszcze bardziej.
Gadać, o tym, że się kocha i zależy to każdy może, ale udzielić rzeczywistej pomocy w domu, dostrzec, że taka praca potrafi wykończyć, zwrócić uwagę na potrzeby partnera/ki, ofiarowywać czułość nie tylko jako wstęp do seksu, to już nie każdy potrafi. Także kocham i zależy trzeba pokazywać w działaniu, a nie tylko wycierać sobie tymi frazesami gębę.
Walton każdy ma swoje zdanie i np ja uważam że to była przyczyna rozpadu.
Wybacz ale w tym wypadku gdyby żona kochała się z autorem raz dziennie nie było by to dla niego satysfakcjonujące .
Wspanialomyślnie nie znalazł kochanki ale dał popalić za to żonie. Co ty myślisz że kochanki każda jedna będzie nonstop uprawiać seks ?i one zachodzą w ciaźe czy mają gorsze dni. Nikt nie jest robotem do seksu. Można mieć udane życie seksualne ale jak jest wsparcie w domu i pracy widocznie tego zabrakło .
14 2016-11-12 17:30:54 Ostatnio edytowany przez WaltonSimons (2016-11-12 17:44:08)
Klio, zgadzam się z przesłaniem, aczkolwiek uważam, że podobnie jak autor przeceniasz rolę seksu w rozpadzie związku. To, że po drugim porodzie spadła żonie chęć na seks wcale nie musi być tożsame z depresją poporodową, syndromem modliszki (;)) bądź czymkolwiek innym. Może tak po prostu się to zbiegło w czasie, a "równia pochyła", po jakiej staczało się libido żony żeglarza wynikało z faktu, że mąż coraz mniej emocji w niej budzi i coraz mocniej ją nudzi?;)
anicorek87, to pytanie, które można postawić przeciętnemu szympansowi, ale nie myślącemu rozmówcy. Nie sądzę, że jestem aż tak durny, żeby pytać się mnie o to, czy dopuściłem do myśli oczywistości Chyba, że uważasz inaczej - wówczas pozostaje rzucić we mnie bananem
Nie będę się bardzo rozpisywał, ale powiem w ten sposób (może nie napisałem tego dość oczywiście): nie podoba mi sie, że autor bierze całą odpowiedzialność na siebie. Był dupkiem, a tearz stawia potrzeby żony na piedestale, swoje chce leczyć kawą z bromem ( ), ćwiczy, piecze ciasta, tańczy - natomiast jego partnerka każe mu spływać z domu, a po miłości nie zostało ani śladu. Ze skrajności w skrajność. Najpierw buc, teraz wierny piesek swojej pani... Autorze - nie zachowywałeś się w porządku. Nikt w to nie wątpi. Byłeś męczący, upierdliwy i fochowaty niczym dzieciak. Ale odpowiedź, jaką na to dostałeś, jest najcięższego kalibru. Czy postawa Twojej kobiety nie jest przesadzona w stosunku do Twojej winy - możesz samemu odpowiedzieć sobie na to pytanie. Weź to pod uwagę, zanim rozedrzesz na klacie koszulę i posypiesz głowę popiołem.
Myśl co chcesz nie dla każdego jest to oczywistościa bo ludzie często szukają seksu poza związkiem bo myślą że ta kochanka będzie tą którą pięć razy dziennie będzie gotowa i zawsze a niestety kochanki też ludzie.
Autor mógł pomagać w domu, rozładować napięcie przez sport dbać o siebie i robić coś wcześniej jak Kilo pisała być może ta relacja by była inna a i życie seksualne też.
Nie wiem, czy ktoś tu "przecenia" czy "nie docenia" roli seksu w rozpadzie związku. Czy to ważne, czy to był większy/mniejszy wpływ? Możemy się zgodzić, że jakiś miała, tak? Możemy się zgodzić, że potrzeby obu stron były sfrustrowane, tak? Różne potrzeby - potrzeba czułości, namiętności, zrozumienia, a po jakimś czasie inne potrzeby w różnym stopniu u obojga partnerów bo zapewne byli świadomi tego, że powoli się staczają. Tak?
Kto miał gorzej, kto zawinił, kto był bardziej sfrustrowany i na jakim tle - to już jest trochę mniej ważne. Ważne jest to, że obie strony doskonale widząc, że potrzeby drugiej strony nie są zaspokojone, NIE PODJĘŁY dialogu.
Widzę, że żona nie ma ochoty na seks, ALE JA MAM, a więc będę próbował, będę się starał za wszelką cenę osiągnąć potrzebny MI seks. Co tam uczucia partnerki, co tam, że zaczynam traktować czułość instrumentalnie, jako coś, co doprowadzi do seksu, a nie bezinteresowny wyraz miłości? A co tam, nie powiem jej, że jest mi z tym trudno, że mi zależy, jakie uczucia wzbudza we mnie brak fizycznej bliskości.
Widzę, że mąż ma ochotę na seks? A co tam, ja NIE MAM, więc nie będziemy o tym rozmawiać, nie pójdę do seksuologa, zajmę się czymś innym, nie powiem mu, jakie we mnie uczucia wzbudza jego nachalność.
Obie strony widziały problem, ale o tym nie porozmawiali. Nie porozmawiali też o milionie innych rzeczy, które uzbierały się obok tematu seksu, które mogły być przyczyną lub skutkiem braku seksu, albo po prostu inną sprawą. Brak dialogu. Teraz zbierają tego żniwo.
17 2016-11-12 17:57:40 Ostatnio edytowany przez Klio (2016-11-12 17:58:16)
Post Monoceros to niejako podsumowanie dwóch perspektyw.
Wracając zaś do popadania w skrajności, to osoby, które to robią nawet sobie sprawy nie zdają jak to potrafi wku...ić i przyśpieszyć zakończenie związku. Bo jak to? Wcześniej nic się nie dało, a teraz wszystko się da? Nagle wszystko przychodzi z łatwością i jednak można było? Wk...w niesamowity...
18 2016-11-12 18:00:46 Ostatnio edytowany przez chomik9911 (2016-11-12 18:03:19)
Żeglarz nie wiem dlaczego.. ale Twój post mnie przeraża. Jest w Tobie jakieś takie niepokojąco maniakalne zachowanie.. na siłę wmuszasz sobie, że wysokie czy niskie libido jest przyczyną rozpadu związku, i żeby go ratować zaczynasz nagle chodzić na siłownię, chcesz zrobić tatuaż, kupujesz nowe ciuchy - znowu sprowadzasz wszystko do atrakcyjności fizycznej. Tak jak ktoś wspomniał wyżej - wątpliwe żeby o to chodziło, a raczej o Twoje zachowanie z tym związane i traktowanie żony. Wszystko opisujesz tak niezwykle poprawnie, starannie, nawet idealnie stylistycznie. Z emocji piszesz tylko , że się rozpłakałeś, ale czasami ludzie na tym forum piszą byle jak, ale łatwiej mi jest pojąć sens ich wypowiedzi i emocji - niż Twoje zawarte w idealnym opisie. Nie wiem jak to jaśniej wyrazić.. powiedz wprost o co chodzi, w jaki sposób doszło do kłótni, co Twoja żona Ci zarzuca? być może to po prostu ja mam tu problem ze zrozumieniem. A jeśli chodzi o sam seks - no super, że kilka lat temu uprawialiście go po kilkanaście razy w tyg. Ale no czas mija, żonie widać libido zmalało, przeszła dwie ciąże co też ma na to wpływ, problemów przybyło, zmęczenie.. życie codzienne po prostu. Zmieniamy się całe życie i nic już nie będzie takie jak 15 lat temu, trzeba zaakceptować zmiany..
Żeglarz nie wiem dlaczego.. ale Twój post mnie przeraża. Jest w Tobie jakieś takie niepokojąco maniakalne zachowanie..
mam podobne odczucia
Dziewczyny może jednak autor ma obsesję na punkcie tego seksu?
Żeglarz nie wiem dlaczego.. ale Twój post mnie przeraża. Jest w Tobie jakieś takie niepokojąco maniakalne zachowanie.. na siłę wmuszasz sobie, że wysokie czy niskie libido jest przyczyną rozpadu związku, i żeby go ratować zaczynasz nagle chodzić na siłownię, chcesz zrobić tatuaż, kupujesz nowe ciuchy
29.10 żona powiedziała, że to koniec. 30.10 powstał Wielki Plan Ratowania Związku. Nic dziwnego tu nie ma, standardowa reakcja. Wywrócenie życia do góry nogami, bo to które było się skończyło. Niekoniecznie energia i zapał do zmiany są trwałe.
22 2016-11-12 18:07:31 Ostatnio edytowany przez chomik9911 (2016-11-12 18:08:05)
V, Anicorek cieszę się, że ktoś ma podobno niepokojące odczucie. Klio jakby rozumiem o co chodzi teoretycznie, ale jestem w takiej konsternacji emocjonalnej, coś mi jakby nie pasuje i niepokoi mnie. Chciałabym żeby Autor się dalej wypowiedział, jakoś zgłębił temat..
chomik9911 napisał/a:Żeglarz nie wiem dlaczego.. ale Twój post mnie przeraża. Jest w Tobie jakieś takie niepokojąco maniakalne zachowanie.. na siłę wmuszasz sobie, że wysokie czy niskie libido jest przyczyną rozpadu związku, i żeby go ratować zaczynasz nagle chodzić na siłownię, chcesz zrobić tatuaż, kupujesz nowe ciuchy
29.10 żona powiedziała, że to koniec. 30.10 powstał Wielki Plan Ratowania Związku. Nic dziwnego tu nie ma, standardowa reakcja. Wywrócenie życia do góry nogami, bo to które było się skończyło. Niekoniecznie energia i zapał do zmiany są trwałe.
......dodatkowo kupił żonie.....rajstopy (!!!!!)po tym, kiedy powiedziała, że go nie kocha
24 2016-11-12 23:18:50 Ostatnio edytowany przez Secondo1 (2016-11-12 23:36:16)
Żeglarzu.....internet nie jest anonimowy, więcej dyskrecji i mniej podawania szczegółów mogących Ciebie i żonę zidentyfikować.
Sex jest ważny s małżeństwie, ale nie może być przykrym dla jednej ze stron.
Sex jest ważny ale nie jest najważniejszy.
To nie nadmiar sexu jest powodem decyzji żony.
Nagle, po 4 tygodniach boczenia się dojrzała do stwierdzenia : "nie kocham go" i jasno mówi ze chce okładać się z kimś innym...
Dzieci nie ważne, ważniejszy nadmiar sexu...
Zona jest atrakcyjna, zna swoją wartość.
Może znalazł się ktoś kto nie był nachalny w tym względzie i dlatego nie musi się o niego prosić....
A może wcale nie musiał być nachalny, bo nie o nachalność tutaj chodzi.
A ten "ktoś inny" jest już znany z imienia i nazwiska.
Różnice, również w libido, można sobie wyjaśnić, uzgodnić, choćby z pomocą terapeutów.
Widać, że dajesz sobie radę bez sexu, skoro wytrzymałeś 4 tygodnie w wstrzemięźliwości, żona przecież musiała to dostrzec,
Nie było u Was innych niezgodności, kłótni na innym tle ?
Jedyna Twoja wada, to nadmierny apetyt na seks ?
Wątpię.
Te rajstopy ... to chyba taka .. przenosnia czy cos... No chyba ze rzeczywiscie autor tak postrzega zwiazek i problem. Oddalaliscie sie od siebie stopniowo. Ty nie widziales problemu, ktory objawial sie brakiem seksu. Usilowales go na zonie, tzn.. zonce wymusic roznymi sposobami zamiast akupic sie na rozwiazaniu problemu lub zrozumieniu sytuacji. Zona nie chciala isc do specjalisty, nie wiadomo z jakiego powodu.. Teraz skupiasz sie na fizycznosci. Chcesz byc dla zony atrakcyjny.. Moze to rzeczywiscie nie chodzi o atrakcyjnosc fizyczna, tylko emocjonalna. Mysle ze zona nadal kocha, tylko juz ma dosc tego co sie dzialo. W koncu sam mowisz, ze byles okropny. Moim zdaniem powinienes poatawic na bliskosc emocjonalna. A jakiekolwiek zblizenie nie powinno byc dla Ciebie poczatkiem seksu. To by byla mila odmiana dla zony i znak, ze jestes gotowy do rozmow z nia i uporania sie z WASZYM problemem.
Żeglarzu, kiedy Twoja żona odpoczywa? Bo ja po przeczytaniu już jestem wyczerpana, co dopiero miałabym mieć kogoś 24h/dobę. Razem zakupy, lekarz, poród nawet w ciągu pracy wyskoczysz, żeby zobaczyć żonę, czy aby kogoś nie ma obcego w domu.
Jesteś patologicznym zazdrośnikiem, osaczyłeś tą kobietę, jesteś od niej o ponad dekadę starszy i pewnie napawa Cię to strachem, że mogłaby sobie znaleźć innego. Napisałeś, ze ona chce sobie ułożyć życie, widocznie w waszym nie układa się od dłużnego czasu a Ty tego nie zauważyłeś lub nie chciałeś. Myślałeś, że jak będziesz z nią robił te fikołki pięć czy tam ile, bo nie doliczyłam razy w rajtuzkach, które jej kupujesz to nie będzie się jej chciało myśleć o innych – prawda? Wykończyłeś ją psychicznie, ona ma już dość i nie wiem czy pomogą Ci ciuszki, tańce i tatuaże.
Wpuść trochę świeżego powietrza do waszego związku. Odpuść trochę bo zamęczysz ją swoją miłością i naprawdę ucieknie - dla higieny psychicznej i dobra związku powinniście wygospodarować czas, który będziecie spędzać osobno.
Żeglarzu, kiedy Twoja żona odpoczywa? Bo ja po przeczytaniu już jestem wyczerpana, co dopiero miałabym mieć kogoś 24h/dobę. Razem zakupy, lekarz, poród nawet w ciągu pracy wyskoczysz, żeby zobaczyć żonę, czy aby kogoś nie ma obcego w domu.
Biedna kobieta, no jak tak można, prawdziwy zwyrol z niego
Każde usprawiedliwienie jest dobre, niejedna na tym forum jęczała że chciałaby żeby jej facet w ten sposób się nią interesował, ale jak ktoś ma szpilkę w dupie, to nawet leżenie na jedwabnej pościeli będzie bolało.
Aleś ty naiwny chłopie. ta twoja cudna żonka potrzebowała ogiera rozpłodowego i kogoś na start.teraz jak już ma dzieci więc nie wywiniesz się od alimentów może posłać cię tam gdzie było twoje miejsce od początku czyli do diabła. Czarną robotę, odwaliłeś w najcięższych chwilach przy dzieciach pomagałeś. teraz idę na sobie doskonale da radę już nie musi oddawać zakochanej żony. Ta historia jest tak identyczna jak i mnóstwo innych to na forum. rozwiedzie się a szybciutko Zobaczysz nowego przy boku twojej żonki. chodzi o to żeby rozwód był szybko i bez syfu i broń Boże z orzekaniem o jej winie. Nowy Książę już czeka na swoje miejsce.
29 2016-11-13 15:00:15 Ostatnio edytowany przez SonyXperia (2016-11-13 15:04:03)
Dużo o Tobie, mało o żonie i o Was. Czy Ty w ogóle, po tym wszystkim, próbowałeś z nią porozmawiać? "Nie kocham Cię" jest deklaracją, z którą nie ma dyskusji, ale może rozmowa i to, co żona miałaby do powiedzenia (o ile chciałaby być szczera) mogłoby pomóc Ci w tym, żeby w końcu przestać się tak miotać.
Natomiast to, że "rozwód jak najszybciej, i otwarcie mówi że chce znaleźć sobie kogoś z kim poukłada sobie życie na nowo", świadczy raczej o tym, że ona już kogoś ma, i to całkiem możliwe, że od dłuższego czasu a utrata zainteresowania seksem z Tobą nie była spowodowana spadkiem jej libido itd.
Każde usprawiedliwienie jest dobre, niejedna na tym forum jęczała że chciałaby żeby jej facet w ten sposób się nią interesował, ale jak ktoś ma szpilkę w dupie, to nawet leżenie na jedwabnej pościeli będzie bolało.
Bardzo prawdopodobne. Niestety ta kobieta ewidentnie potrzebuje innego rodzaju zainteresowania.
Nie potrzebuje innego rodzaju zainteresowania, tylko potrzebuje zainteresowania innego samca, ot cały sekret.
Ciekawy wątek.. choć autor się nie wypowiada… też byłam w związku w którym seks ‘leżał i kwiczał’, a wcześniej miałam super…ale z innym mężczyzną, więc to też inaczej … ale rozumiem frustrację..To naprawdę może pogrążyć nawet dobry związek.. Kiedy tego nie ma trudno o fajną relację.
Potrzeby potrzebami… trzeba o nich rozmawiać!
I tak jak pisały wyżej osoby obstawiam 2 wersje, które nie muszą wykluczać…
1. fakt facet m zbyt wielkie libido.. ale to nie jest powód rozwodu….
2. kobieta już sobie kogoś znalazła… ( w końcu ilość nie znaczy jakość)
Dużo o Tobie, mało o żonie i o Was. .
Nie do konca.
Na podstawie informacji podanych przez żeglarza, można wyszukać w internecie nazwisko i imię, miejscowość w ktorej mieszka, zainteresowania żony
Czy Ty w ogóle, po tym wszystkim, próbowałeś z nią porozmawiać? "Nie kocham Cię" jest deklaracją, z którą nie ma dyskusji, ale może rozmowa i to, co żona miałaby do powiedzenia (o ile chciałaby być szczera) mogłoby pomóc Ci w tym, żeby w końcu przestać się tak miotać.
Natomiast to, że "rozwód jak najszybciej, i otwarcie mówi że chce znaleźć sobie kogoś z kim poukłada sobie życie na nowo", świadczy raczej o tym, że ona już kogoś ma, i to całkiem możliwe, że od dłuższego czasu a utrata zainteresowania seksem z Tobą nie była spowodowana spadkiem jej libido itd.
Też na to zwróciłam uwagę.
Nagłe "wypalenie" uczuć, nagły pospiech w uzyskaniu rozwodu - to symptomy, które świadczą o tym , ze jest ktoś trzeci, czeka i albo trzeba go zmotywować albo już się zdeklarował i trzeba kuć żelazo póki gorące...
Autor dostał przyzwolenie na mieszkanie do końca roku z rodziną... sorry, ale jeżeli jedna ze stron nie chce mieszkać z drugą, to sama powinna się wyprowadzić a nie żądać wyprowadzenia się od drugiej.
Poza tym mieszkanie razem z rodziną to nie tylko prawo ale i obowiązek. Jeżeli się wyprowadzi, zgodzi na żądanie, to będzie winny porzucenia rodziny.
Tak wynika z KRiO.
Zresztą, mam wątpliwosci co do prawdziwości tego postu.
Autor napisał obfity w intymne historie post, ze szczegółami seksu, podał dane mogące w łatwy sposób zindetyfikowac osobę "żony" i zniknął.
Historyjka z nagłym "nawróceniem" się męża też dość naciągana.
Chociaż owa "żona" - atrakcyjna, wysportowana blondynka, pewnie nie narzeka na brak adoratorów....
Późnym wieczorem się wypowiem, z synkiem byliśmy wczoraj na pogotowiu, dzisiaj na RTG.
Spędzam czas z rodziną.
Zdemonizowaliście mnie do cna, nie macie w bardzo wielu przypadkach racji.
Nie jestem typem zazdrośnika, moja żona wychodzi ile chce, gdzie chce i na ile chce. W niczym jej nie ograniczam. Za dwa tygodnie ma kilku dniową wycieczkę poza nasz kontynent. Te przewartościowane rajstopy to zwykły zakup, nie prezent, tak jak kilo ziemniaków.
Nawet teraz, w obecnej sytuacji żona mnie szanuje i wypowiada się na mój tema pozytywnie, nigdy się nie żarliśmy. Jesteśmy kulturalnymi ludźmi którzy godnie się zachowują.
Niestety pewne sprawy na pewnym etapie zostały przemilczane i to stało się zagładą związku.
Reszta później
zagładą związku jest fakt, że stałeś się jeleniem.
dowiedz się lepiej z kim ona jedzie na te wakacje
36 2016-11-14 00:14:54 Ostatnio edytowany przez żeglarz (2016-11-14 00:15:30)
Ufam mojej żonie po całości, skład znam.
Niezmienny od długiego czasu.
Jeleniem na pewno nie jestem.
Ufam mojej żonie po całości, skład znam.
Niezmienny od długiego czasu.Jeleniem na pewno nie jestem.
jednak...na wszelki wypadek, nie daj sobie czegoś uciąć za czyjąś (jej) wierność.
Po naszych miastach chodziłaby całkiem spora ilość jednorękich, co to daliby sobie rękę uciąć...
Zmień trochę sposób postrzegania rzeczywistości :
- przestań wierzyć uszom,
- zacznij wierzyć tylko w to co widzisz, i to też nie więcej niż w połowie.
Żeglarz nie wiem dlaczego.. ale Twój post mnie przeraża. Jest w Tobie jakieś takie niepokojąco maniakalne zachowanie.. na siłę wmuszasz sobie, że wysokie czy niskie libido jest przyczyną rozpadu związku, i żeby go ratować zaczynasz nagle chodzić na siłownię, chcesz zrobić tatuaż, kupujesz nowe ciuchy - znowu sprowadzasz wszystko do atrakcyjności fizycznej. Tak jak ktoś wspomniał wyżej - wątpliwe żeby o to chodziło, a raczej o Twoje zachowanie z tym związane i traktowanie żony. Wszystko opisujesz tak niezwykle poprawnie, starannie, nawet idealnie stylistycznie. Z emocji piszesz tylko , że się rozpłakałeś, ale czasami ludzie na tym forum piszą byle jak, ale łatwiej mi jest pojąć sens ich wypowiedzi i emocji - niż Twoje zawarte w idealnym opisie. Nie wiem jak to jaśniej wyrazić.. powiedz wprost o co chodzi, w jaki sposób doszło do kłótni, co Twoja żona Ci zarzuca? być może to po prostu ja mam tu problem ze zrozumieniem. A jeśli chodzi o sam seks - no super, że kilka lat temu uprawialiście go po kilkanaście razy w tyg. Ale no czas mija, żonie widać libido zmalało, przeszła dwie ciąże co też ma na to wpływ, problemów przybyło, zmęczenie.. życie codzienne po prostu. Zmieniamy się całe życie i nic już nie będzie takie jak 15 lat temu, trzeba zaakceptować zmiany..
Nie musisz się przerażać, po prostu staram się być bardzo dokładny w pracy i być może przełożyło się to na mój jak piszesz nienaganny styl wypowiedzi, nie sprawdzałem
go pod tym względem aczkolwiek zawsze staram się pisać zrozumiale i czytelnie a czy wychodzi oceniają czytelnicy.
Jak ktoś wcześniej napisał w sytuacjo obecnej włącza się mechanizm obronny. Czy robię te rzeczy z tego powodu czy autentycznego wewnętrznego
przekonania to mogę wiedzieć tylko ja i nie do końca być pewny poprawności oceny. Siłownia - była wcześniej, obecnie tylko zintensyfikowałem częstotliwość,
ciuchy - ślepy i głuchy by tak samo postąpili kupując nowe rzeczy by się spodobać żonie skoro narzekała na tą sferę wcześniej. Tatuaż to tylko pomysł z małą
siłą poparcia - jak się nie wstrzelę to będzie kolejny problem. Generalnie rzecz biorąc to na chwilę bieżącą najbardziej liczy się konsekwencja w działaniu.
No niestety wiele rzeczy dopiero teraz do mnie dotarło, zdecydowanie za późno.
Nie wiem, czy ktoś tu "przecenia" czy "nie docenia" roli seksu w rozpadzie związku. Czy to ważne, czy to był większy/mniejszy wpływ? Możemy się zgodzić, że jakiś miała, tak? Możemy się zgodzić, że potrzeby obu stron były sfrustrowane, tak? Różne potrzeby - potrzeba czułości, namiętności, zrozumienia, a po jakimś czasie inne potrzeby w różnym stopniu u obojga partnerów bo zapewne byli świadomi tego, że powoli się staczają. Tak?
Kto miał gorzej, kto zawinił, kto był bardziej sfrustrowany i na jakim tle - to już jest trochę mniej ważne. Ważne jest to, że obie strony doskonale widząc, że potrzeby drugiej strony nie są zaspokojone, NIE PODJĘŁY dialogu.
Widzę, że żona nie ma ochoty na seks, ALE JA MAM, a więc będę próbował, będę się starał za wszelką cenę osiągnąć potrzebny MI seks. Co tam uczucia partnerki, co tam, że zaczynam traktować czułość instrumentalnie, jako coś, co doprowadzi do seksu, a nie bezinteresowny wyraz miłości? A co tam, nie powiem jej, że jest mi z tym trudno, że mi zależy, jakie uczucia wzbudza we mnie brak fizycznej bliskości.
Widzę, że mąż ma ochotę na seks? A co tam, ja NIE MAM, więc nie będziemy o tym rozmawiać, nie pójdę do seksuologa, zajmę się czymś innym, nie powiem mu, jakie we mnie uczucia wzbudza jego nachalność.Obie strony widziały problem, ale o tym nie porozmawiali. Nie porozmawiali też o milionie innych rzeczy, które uzbierały się obok tematu seksu, które mogły być przyczyną lub skutkiem braku seksu, albo po prostu inną sprawą. Brak dialogu. Teraz zbierają tego żniwo.
Niestety problem tkwi w braku dialogu, zarówno ze strony mojej małżonki jak i mojej.
Niewiarygodne i abstrakcyjne jest to że tak banalne problemy dostrzegamy dopiero jak się rozhuśta morze i jest sztorm.
Dziewczyny może jednak autor ma obsesję na punkcie tego seksu?
Nie obsesji na punkcie sexu nie mam, po prostu go lubię jak większość ludzi.
Żeglarzu.....internet nie jest anonimowy, więcej dyskrecji i mniej podawania szczegółów mogących Ciebie i żonę zidentyfikować.
Sex jest ważny s małżeństwie, ale nie może być przykrym dla jednej ze stron.
Sex jest ważny ale nie jest najważniejszy.
To nie nadmiar sexu jest powodem decyzji żony.Nagle, po 4 tygodniach boczenia się dojrzała do stwierdzenia : "nie kocham go" i jasno mówi ze chce okładać się z kimś innym...
Dzieci nie ważne, ważniejszy nadmiar sexu...Zona jest atrakcyjna, zna swoją wartość.
Może znalazł się ktoś kto nie był nachalny w tym względzie i dlatego nie musi się o niego prosić....
A może wcale nie musiał być nachalny, bo nie o nachalność tutaj chodzi.
A ten "ktoś inny" jest już znany z imienia i nazwiska.Różnice, również w libido, można sobie wyjaśnić, uzgodnić, choćby z pomocą terapeutów.
Widać, że dajesz sobie radę bez sexu, skoro wytrzymałeś 4 tygodnie w wstrzemięźliwości, żona przecież musiała to dostrzec,Nie było u Was innych niezgodności, kłótni na innym tle ?
Jedyna Twoja wada, to nadmierny apetyt na seks ?
Wątpię.
Niestety nawet dzisiaj w trakcie rozmowy z moją jeszcze żonką, przyznaje że cała reszta mnie poza sferą sexu to spory plus.
Jak się wypowiada lubi mnie, lubi patrzeć mi w oczy. Nie czuje dyskomfortu przebywania ze mną w chwili obecnej, poza oczywiście
momentami gdy emocje u mnie biorą górę (nie krzyki czy podobne zachowania).
Te rajstopy ... to chyba taka .. przenosnia czy cos... No chyba ze rzeczywiscie autor tak postrzega zwiazek i problem. Oddalaliscie sie od siebie stopniowo. Ty nie widziales problemu, ktory objawial sie brakiem seksu. Usilowales go na zonie, tzn.. zonce wymusic roznymi sposobami zamiast akupic sie na rozwiazaniu problemu lub zrozumieniu sytuacji. Zona nie chciala isc do specjalisty, nie wiadomo z jakiego powodu.. Teraz skupiasz sie na fizycznosci. Chcesz byc dla zony atrakcyjny.. Moze to rzeczywiscie nie chodzi o atrakcyjnosc fizyczna, tylko emocjonalna. Mysle ze zona nadal kocha, tylko juz ma dosc tego co sie dzialo. W koncu sam mowisz, ze byles okropny. Moim zdaniem powinienes poatawic na bliskosc emocjonalna. A jakiekolwiek zblizenie nie powinno byc dla Ciebie poczatkiem seksu. To by byla mila odmiana dla zony i znak, ze jestes gotowy do rozmow z nia i uporania sie z WASZYM problemem.
Żona zdaje sobie sprawę z tego że: jestem gotów na wszelkie rozmowy, że zrozumiałem gdzie tkwił problem, że wiem jak zmienić i naprawić związek tyle że nie jest
zainteresowana. Fizyczność - jest bardzo ważna i nawet jeżeli nie jest istotna na tym etapie zmian cokolwiek wnosi na forum wydarzeń.
Bliskość emocjonalna - chyba wyłazi ze mnie nieokrzesany samiec, nie bardzo wiem jak miałbym osiągnąć taką bliskość skoro żoneczka nie jest zainteresowana mną.
Żeglarzu, kiedy Twoja żona odpoczywa? Bo ja po przeczytaniu już jestem wyczerpana, co dopiero miałabym mieć kogoś 24h/dobę. Razem zakupy, lekarz, poród nawet w ciągu pracy wyskoczysz, żeby zobaczyć żonę, czy aby kogoś nie ma obcego w domu.
Jesteś patologicznym zazdrośnikiem, osaczyłeś tą kobietę, jesteś od niej o ponad dekadę starszy i pewnie napawa Cię to strachem, że mogłaby sobie znaleźć innego. Napisałeś, ze ona chce sobie ułożyć życie, widocznie w waszym nie układa się od dłużnego czasu a Ty tego nie zauważyłeś lub nie chciałeś. Myślałeś, że jak będziesz z nią robił te fikołki pięć czy tam ile, bo nie doliczyłam razy w rajtuzkach, które jej kupujesz to nie będzie się jej chciało myśleć o innych – prawda? Wykończyłeś ją psychicznie, ona ma już dość i nie wiem czy pomogą Ci ciuszki, tańce i tatuaże.
Wpuść trochę świeżego powietrza do waszego związku. Odpuść trochę bo zamęczysz ją swoją miłością i naprawdę ucieknie - dla higieny psychicznej i dobra związku powinniście wygospodarować czas, który będziecie spędzać osobno.
Nie jestem patologicznym zazdrośnikiem, już wcześnie o tym wspomniałem. Moja żona robi co chce, kiedy chce i ile chce, nigdy w niczym jej nie ograniczyłem
nigdy nie powiedziałem nie. Sex był uprawiany wtedy kiedy zdecydowała się na to żona nie było przymusu bezpośredniego, ale mam tu wiele sobie do zarzucenia.
Wypady w ciągu dnia zdarzały się, nie były codziennością tylko czymś absolutnie rzadkim, ale były.
Moja żona jasno i wyraźnie ocenia sytuację, że chce rozstania, że chce rozwodu, że chce jeszcze raz ułożyć sobie życie.
Nie zaprzeczyła że nasze grogi mogą się jeszcze raz spotkać. Nie mniej chce odejść.
Dzisiejszego wieczoru przegadaliśmy sobie temat samego rozstania, to jak nam obojgu zależy na dzieciach, na ich dobru i spokoju - jest to nadrzędny temat.
Kwestia rozwodu - polubowny, nigdy nie będę walczył z żonką, nawet kwestia wysokości alimentów była tematem umownym, ja dam na pewno zdecydowanie więcej.
Muszę wykrzesać z siebie coś co być może zaintryguje moją żonę. Chcę wszystko naprawić i zrekompensować żonie wyrządzone krzywdy, tylko czy się uda?
Różne padały tu opinie, a ja napiszę tylko tyle, że życie pokazuje, że kobieta potrafi sporo znieść, wiele wybaczyć, długo ma nadzieję, a jednak każde złe słowo czy gest powoli i sukcesywnie zabierają kolejny kawałek jej miłości. Kiedyś w końcu czara goryczy się przelewa, wtedy podejmuje decyzję, do której na tyle długo dojrzewa, że w chwili, gdy mówi "nie kocham cię, nie widzę możliwości, abyśmy nadal mogli być ze sobą", jest jej już pewna. Po tych słowach zwykle niewiele jeszcze można zrobić, o ile w ogóle cokolwiek, choć próbować zawsze warto, choćby po to, aby mieć świadomość, że się człowiek nie poddał bez walki.
-------------
Z typowo technicznych kwestii - bardzo proszę, abyś nie pisał postów jeden pod drugim, jest to bowiem sprzeczne z Regulaminem Forum. Chcąc coś dopisać, używaj funkcji "edytuj". Dziękuję w imieniu moderacji .
Bardzo dziękuję za zainteresowanie, jeżeli dostanę drugą szansę od żonki będę miał szansę wykorzystać cenne uwagi.
Czy druga szansa będzie? Żona nie zaprzecza aczkolwiek na chwilę bieżącą kręci głową. Nie dziwię się jak ja bym taką
decyzję podją to bym odstępstw nie przewidywał.
CZY ZMUSZAŁEM ŻONĘ DO SEKSU
Jeżeli któraś z was miała na myśli (raczej mi się nie wydaje) przymus fizyczny to jest w błędzie.
Odmowa była częstszą metodą działania, ale i mojej żonie się również trafiała, bynajmniej nie obwiniam ją o rozmyślne działanie.
Jak już któraś z was napisała każdy może mieć gorszy dzień.
Czuję się troszkę zdemonizowany tą całą oceną, niestety duża część waszych uwag i argumentów jest zasadna.
Czy przymus psychologiczny jest gorszy, czy występował w naszym związku? Pewnie nie raz się kochaliśmy w sytuacji gdy żona robiła to
w wyniku poczucia strikte obowiązku, a nie przyjemności. Ubolewam nad tym masakrycznie. Wstyd, wstyd, wstyd i niedowierzanie że nie
można było tego przegadać i wyprostować w porę. Dzisiaj żona mi się przyznała że nie chciała mi tego powiedzieć bo bym nigdy
w to nie uwierzył, niestety teraz w to wierzę i czuję straszny ból i duchowy i fizyczny.
PRACE DOMOWE
Pisząc o tym że wdałem się w wir prac domowych miałem bardziej na myśli to że zaczynam mim na powrót żyć, nie odkrywam czegoś
nowego. To wszystko było kiedyś, a czas spowodował że doszło do pewnych podziałów pranie, wieszanie czy porządki bieżące stały się
domeną mojej żony, ja robiłem inne rzeczy nie wątpliwie za mało. Żona mówiąc że dom jest dla mnie mało ważny miała na myśli to
że po prostu od poniedziałku do piątku brak mnie w nim, sobotnie/niedzielne wspólne sprzątania zakupy czy inne czynności nie były
w stanie nadrobić całej reszty. Czynności o których wspomniałem to tylko detale, bardziej chodzi o moją codzienną obecność, która jest
teraz jak niegdyś, a żonka na pewno odczuwa mnie w nim.
"Nagłe "wypalenie" uczuć, nagły pospiech w uzyskaniu rozwodu - to symptomy, które świadczą o tym , ze jest ktoś trzeci"
Odkochanie się mojej żony to był długotrwały proces i nie można mówić o nagłym "czymś".
Fakt że jeszcze w drugim tygodniu sierpnia było przeobłędne nasze spotkanie jak i w dniach następnych oraz wrześniu.
Ale miarka przebrała się przez ostatnie cztery tygodnie naszych skromnych kontaktów (nie mam na myśli sexu - jego w tym okresie nie było).
Żonka miało wystarczający czas i argument by zrobić swoisty bilans swojego życia i pokazać czerwoną kartkę.
"Nie neguję tego, ale zauważ, że żeglarz, który moim zdaniem "cierpiał" mocniej na tej zabawie w wymuszanie i odmawianie nie pomyślał nigdy,
by kopnąć małżonkę w d*** i znaleźć sobie bardziej chętną, nie odkochał się i nie kazał jej się wyprowadzać."
Nigdy nie kopnę mojej małżonki w d.... ani fizycznie ani w przenośni, jestem w 100% przekonany że jest to moja życiowa partia pod każdym wzgledem.
LIBIDO PRZYCZYNĄ???
Zapewne nie ono jest przyczyną bezpośrednią, ale gdybym dostał coś na uspokojenie temperamenu to kto wie czy wiedział bym dzisiaj o istnieniu tego forum.
Tak jak jedna z was zauwarzyła że to wszystkie zachowania mają wpływ na ten stan rzeczy, szkoda że mój muzg wtedy pracował
w oparciu o inne wytyczne jakże błędne, zawiodło dowodzenie czyli ja.
"Byłeś męczący, upierdliwy i fochowaty niczym dzieciak."
Niestety nie zaprzeczę, w jednej z rozmów z żonką powiedziałem że czuję się jak niedojrzały gówiaż w garniturze.
46 2016-11-14 04:02:32 Ostatnio edytowany przez josz (2016-11-14 04:03:30)
Oczywiście rozwód jak najszybciej, otwarcie mówi że chce znaleźć sobie kogoś z kim poukłada sobie życie na nowo.
Zgadzam się z Olinką, że decyzja Twojej żony jest przemyślana i ostateczna, na co złożyło się zbyt wiele złych wydarzeń w Waszym życiu.
Mam jednak podobne podejrzenia jak pannapanna i Secondo1 co do istnienia tego "kogoś".
Nawet, jeśli Twoja żona przemyślała i podjęła decyzję o rozwodzie, po czym zakomunikowała Ci to na spokojnie, wiedząc, że zaskoczy Cię tą informacją, to jednak takie dramatyczne zmiany w życiu generują ogromne emocje. Większość osób potrzebuje po rozwodzie czasu żeby dojść do siebie, poukładać nowe życie. Ktoś, kto nie ma nikogo w zanadrzu nie myśli w takim momencie o układaniu sobie życia z kimś nowym, nie wybiera się od razu "na polowanie".
Jak słusznie zauważył Secondo1, takich, jak Ty, naiwnie przekonanych o lojalności małżonka/ki, pełnych wyrozumiałości i samobiczujących się (najczęściej) mężów było tutaj wielu, po czym, tuż po rozwodzie, że zdziwieniem odkrywali, że za drzwiami czekał już zmiennik.
Dlatego uważam, że marne Twoje szanse, ale próbuj.
Nie zaszkodzi jednak, dla własnego dobra, chociażby po to, żebyś po fakcie nie poczuł się jak jeleń, prześwietlić nieco żonę.
Zgadzam się też z opinią, że pomimo tego wszystkiego co wydarzyło się między Wami, stanowczy rozkaz Twojej żony, żebyś do końca roku wyprowadził się z Waszego domu, jest arogancją.
Żeglarzu nie pisaliśmy tu o przemocy fizycznej seksualnej tylko psychicznej.Np wystarczy ,że strzelałeś focha czy robiłeś awantury w domu bo tego seksu nie było już było wymuszaniem i przemocą gdyż żona chcąc uniknąć takich sytuacji zgadzała się na seks lub sam szantaż typu"nie dam Ci pieniędzy jak nie będzie nic w nocy". Ja przytaczam przykłady tylko nie twierdze ,że u was tak było ale jak wcześniej wspomniałam taki długotrwały proces mógł wpłynąć na żoną. Ona się dogaduję z Tobą więc przynajmniej Cię nie nienawidzi.
Być w domu i budować bliskość to trzeba było wcześniej a nie defacto Cię nie było a na seks to byłeś chętny zawsze?Obecnie chcąc to naprawić ,żona dostaje sprzeczne informację bo ty przykładowo chcesz bliskości ona może myśleć ,że chcesz seksu od razu i koło się zamyka.
To ,że od razu nie wyrzuciła Cię z domu tylko dała czas świadczy o tym ,że jest odpowiedzialna i być może daje Ci szanse coś naprawić bo nie chce dzieciom szykować hardkora na Święta. Masz możliwości jeszcze teraz wykorzystaj to bo dzięki temu ,że jeszcze z nimi mieszkasz nie jesteś w całkowitej rozsypce i tak naprawdę nie zdajesz sobie sprawy ,że to jest faktycznie koniec.
Nie życzę Ci tego by wasza rodzina się rozpadła ale wyciągnij wnioski na przyszłość. Buduj z nią relację wygląd fizyczny w drugiej kolejności,bądź dla nie wsparciem , pomocą i nie wymagaj ,że od razu wszystko się zmieni ona zapomni o tym co powiedziała a ty wrócisz do swoich starych praktyk
Musisz być cierpliwy, masz jeszcze chwilę czasu. Wrócicie do rozmowy na początku przyszłego roku jeżeli dalej będzie nieugięta to musisz odpuścić - nic na siłę.
Wczoraj wieczorem rozmawialiśmy dość długo, konstruktywnie.
Z mojej strony nic się nie zmienia i nie zmieni w kwestii uczestnictwa w życiu rodziny i domu.
Mam plany które realizuję i nie spocznę póki ich nie zakończę.
Przy domu napracowałem się jak wół, niemal nie ma rzeczy na którą bym nie spojrzał a nie było w niej mojego wkładu.
Remontowałem pokoje, kuchnie własnymi rękami, robiłem meble (kolega stolarz dziwił się że sam nie zrobiłem mebli do kuchni).
Wiele technicznych tematów wykonałem lepiej aniżeli wcześniejsi "fachowcy". Mam też spory wkład w ogród, zrobiłem, w ocenie znajomych i rodziny
bajecznie nastrojowe oświetlenie w altance, WIFI i wiele innych fajnych rzeczy dla dzieci. Kasa - nigdy nie postawiłem warunku, nie zawsze było różowo
i być może ostatni okres lekkiej posuchy miał wpływ na bieżące wydarzenia. Ale już w tym miesiącu jest o niebo lepiej a kolejne rokują gwałtowny
postęp na plus.
Dzieci są dla mnie jak woda, a i one mnie uwielbiają. Dwa wisielce dopadają mnie jak wracam z pracy i jest obłędnie..... . O relacjach z nimi nie będę
się rozpisywał, nie mniej czuję się dobrym ojcem (oczywiście mógłbym być lepszym) w swojej ocenie jak i mojej żony. Ona uważa mnie za wręcz cudownego
ojca, mocno się zastanawiamy jak przebrnąć przez nadchodzący rozwód by one jak najmniej na tym ucierpiały. Moja różowa wizja jest taka że
kupię mieszkanie i urządzę je tak by miały tam swoją drugą ostoję i chętnie w nim przebywały. W kwestii rozwodu nie ma najmniejszego
sprzeciwu z mojej strony i wszystko ma się odbyć polubownie. Żona zapewnia że nigdy mnie stąd nie wyrzuci i mogę przebywać z dziećmi
tak długo jak tylko zechcę, a nie wyobrażam sobie bym mógł bez nich funkcjonować. Szukanie mieszkania po nowym roku związane jest
bardziej z sądem i przyznaniem opieki nad dziećmi. Otwarcie stawia temat jak się będę czuł, czy podołam żyć tak blisko niej jak znajdzie sobie kogoś.
Patrzymy sobie w oczy, pijemy swoje zdrowie, żona ciepło o mnie mówi, martwi się o mnie jak sobie z tym wszystkim poradzę.
Nie mniej rozmawiamy w tej chwili otwarcie o każdym detalu naszego smutnego okresu (jakże długiego i wstydliwego dla mnie) i wiem
jak bardzo ją skrzywdziłem, jak bardzo ona czuje się skrzywdzona, jak bardzo musiała z tym cierpieć.
Ja z kolei deklaruje się że będę tak długo ją wspierał, adorował, próbował zaintrygować aż się z kimś nie zwiąże i pokocha,
wtedy odpuszczę - nie wyobrażam sobie bruździć w czyimś szczęściu.
49 2016-11-14 11:16:23 Ostatnio edytowany przez Secondo1 (2016-11-14 13:55:28)
Moja żona jasno i wyraźnie ocenia sytuację, że chce rozstania, że chce rozwodu, że chce jeszcze raz ułożyć sobie życie.
Nie zaprzeczyła że nasze grogi mogą się jeszcze raz spotkać.
Lubi, szanuje ale ....nie kocha
Wiesz, takie wyliczanki przystoją wczesnym nastolatkom.
Natomiast od osób w długoletnim związku, z dziecmi oczekiwałoby sie czegoś wiecej.
Przynajmniej podstawowej znajomosci dynamiki zmian w procesie zwanym "miłością".
Przynajmniej uwzględnienie w swojej decyzji o związku innych osób które w nim są - szczególnie dzieci.
Czytałeś coś o Dorosłych Dzieciach Rozwiedzionych Rodziców (DDRR) ?
Temat od kilku lat, kiedy dzieci z pierwszej fali rozwodów wkroczyły w dorosłe życie, zaczął byc dostrzegany i burzy wcześniejsze optymistyczne teorie o "bezstresowym rozwodzie", "szczęśliwym dzieciństwie" po rozpadzie rodziny lub w rodzinie patchworkowej które rozsypały się w proch w zderzeniu z rzeczywistoscią.
Dzieci mogą się uśmiechać, mogą być wesołe, ale niestety trauma rozwodu rodziców z czasem rozbija ich psyche.
Dość, że wg badań osób DDRR, nie ma takiej dla której rozwód rodziców nie wpłynąłby negatywnie na ich osobowość, na ich życie w dorosłym życiu.
Dla ścisłości - rozwód emocjonalny rodziców, ma taki sam wpływ na dzieci co rozwód formalny.
Nie mniej chce odejść.
to, tak dla zasady, jak sądzisz kto ma w takim przypadku poszukać sobie lokum i wyprowadzic się :
- ten współmałzonek/rodzic który chce odejść żeby ułożyć sobie życie z kimś innym ?
- czy ten współmałżonek/rodzic który zostaje opuszczony ?
Zgadzam się z Josz, żądanie żebyś się wyprowadził i to do końca roku arogancja.
Objaw roszczeniowego podejścia do Twojej osoby. Z czasem bedzie już tylko gorzej...
Dzisiejszego wieczoru przegadaliśmy sobie temat samego rozstania, to jak nam obojgu zależy na dzieciach, na ich dobru i spokoju - jest to nadrzędny temat.
Kwestia rozwodu - polubowny, nigdy nie będę walczył z żonką, nawet kwestia wysokości alimentów była tematem umownym, ja dam na pewno zdecydowanie więcej.
Deklarujesz "walkę" o miłość żony, ale idziesz jak po sznurku który ona rozwlekła przed Toba.
A już uzgodniłeś zasady, warunki odejścia, kwestie alimentów i rozwód "polubowny" ( tzn. jaki - bez orzekania o winie, czy też jedno z Was "polubownie" wezmie całą winę na swoje barki ?).
Niby walczysz, ale juz podpisałeś pakt o Twojej kapitulacji.
Jesteś w szoku.
Zdaj sobie z tego sprawę.
Zostałeś ogłuszony nagłą informacją o śmierci małżeństwa, rodziny i zaczynasz szukać sposobów na to by je wskrzesić.
Najprostszy sposób - to zacząć od siebie.
Bo tylko na siebie masz wpływ.
Znaleźć w sobie to co można poprawić - więcej sprzątać, więcej adorować, więcej się uśmiechać, lepiej gotować, zrobić sobie tatuaż, zrzucić kilogramy, być bardziej sexi, bardziej zabawny/a, mniej/bardziej rozrywkowa.
Ale tak to nie działa.
Powód – poza sytuacjami patologicznymi, ponieważ ta zmiana zaszła w drugiej osobie.
Najczęściej tą zmianą jest przeniesienie uczuć, emocji na osobę trzecia. .
Co nie znaczy, że jest to zmian nieodwracalna
Ale samobiczowanie, jak to określiła Josz, nie rozwiąże problemu.
Zachowanie na „przestraszonego, potulnego misia” też, bardziej określenie swoich granic, konsekwencja.
Patrzymy sobie w oczy, pijemy swoje zdrowie, żona ciepło o mnie mówi, martwi się o mnie jak sobie z tym wszystkim poradzę.
Nie mniej rozmawiamy w tej chwili otwarcie o każdym detalu naszego smutnego okresu (jakże długiego i wstydliwego dla mnie) i wiem
jak bardzo ją skrzywdziłem, jak bardzo ona czuje się skrzywdzona, jak bardzo musiała z tym cierpieć.
Ja z kolei deklaruje się że będę tak długo ją wspierał, adorował, próbował zaintrygować aż się z kimś nie zwiąże i pokocha,
wtedy odpuszczę - nie wyobrażam sobie bruździć w czyimś szczęściu..
Coś Ty jej zrobił takiego złego, że nie chce z Tobą być ale ciepło o Tobie mówi, szanuje ? ??
Coś mi to wygląda na sprytną manipulację, wyrobienia w Tobie winy za rozpad związku skutkiem czego masz teraz szybcitko wziąxc swoje zabawki, zostawić kartę do bankomatu i zrobic miejsce dla kogoś innego....
Żeglarzu....obudź się !
Powtórzę : , nie wierz w nic co słyszyć, jedynie w połowę tego co widzisz a resztę dopowiedz sobie sam oceniając fakty.
Ale najpierw otrząsnij się z pierwszego szoku.
Witam. Ja też uważam,że nie ma skutków bez przyczyny. I z mojego własnego doswiadczenia ( byłam posądzana o to że mi spadło libido, że mam isc do lekarza ), libido spadło ale dlatego ,ze jak to ktoś tu ładnie napisał ,to jest praca cały dzień nad życiem , nad zwiazkiem, a nie bycie miłym i czułym 10 minut przed...konsumpcja . Chrzani sie libido, bo chrzanią sie inne sprawy. A nie chrzanią sie inne sprawy, bo chrzani sie libido. Chociaz niestety masa meszczyzna tak do tego podchodzi. Ona nie da, to ja nie bede taki i taki, Tego nie zrobie, czy tamtego. I tłumaczenie. " ja nie wiem co robic, jestem taki biedny bo ty nie masz ochoty na seks, musisz cos z tym zrobic, bo to cos z toba nie tak". G..o prawda. Ja nie mam ochoty na seks bo ty nie jestes w porzadku ( tak ogolnie ) wobec mnie.
Cała twoja opowieść jest "szyta grubymi nićmi". Mógłbym nawet podjerzewać, że jesteś trollem. Niemniej spójrzmy...
Seks pięć razy w tygodniu, dwa razy rano, dwa razy wieczorem, wielokrotne orgazmy żony. Ten seks musiał być szybki, trwał krótko, krótko na zegarku, bo przecież jedno z Was albo oboje idą do pracy. Nie wyobrażam sobie, że każdego dnia wstajecie godzinę wcześniej, aby mieć dwa orgazmy. Skoro był krótki, to albo jesteście super-hiper zgrani, ona w parę minut dochodzi, pożąda Cię niewyobrażalnie. Albo udawała, wcale nie chciała. Oddawała się Tobie, bo miała jakieś powody (np. dla świętego spokoju). Bo TY nie DOSTRZEGASZ jej woli, tego czego ona chce. TY jej nie widzisz. NIe zagłębiasz się w uczucia. Jeśli powiesz, że ona jest bardziej inteligentna niż Ty to tylko potwierdzisz tę teorię... Ona fruwa nad rzeką jak ptaszek, a Ty jak ten krokodyl tylko patrzysz, aby paszczą chapnąć i ją zjeść.
Drugi dowód jest taki, że fakt iż ona Cię nie kocha spadł na Ciebie jak grom z jasnego nieba. Ona pewnie od dłuższego czasu Cię nie kocha, ale Ty tego nie widziałeś. Przestała Cię kochać, bo Ty jej nie widzisz, nie czujesz, nie rozumiesz. Myślisz o sobie. Jak zmywasz gary, to nie dlatego, aby były czyste, ale dlatego, abyś TY się dobrze poczuł.
52 2016-11-14 13:55:26 Ostatnio edytowany przez Secondo1 (2016-11-14 14:07:15)
Żona wyjeżdża sama na kilkudniową wycieczką między-kontynentalną ze "starą paczką"
- dlaczego Ty nie jedziesz ? ?
- jaka jest formuła takich wycieczek, same single czy małżeństwa też ?
- "stara paczka" - jaki jest sklad tej "paczki" - single, rozwodnicy czy raczej małżeństwa ?
Żona wychodzi kiedy chce na spotkania z koleżankami :
- Ty też wychodzisz na spotkania z kolegami ?
- czy te kolezanki to rozwódki bądz "nieszczęsliwe żony " ?
Przy domu napracowałem się jak wół, niemal nie ma rzeczy na którą bym nie spojrzał a nie było w niej mojego wkładu.
kupię mieszkanie i urządzę je tak by miały tam swoją drugą ostoję i chętnie w nim przebywały.
Jaki jest status prawny domu w którym mieszkacie ?
Własność żony ?
To Twoja wyprowadzka, ze wzgledów prawnych będzie akceptowalna dopiero po rozwodzie.
Do czasu rozwodu masz obowiązek mieszkać razem z rodziną.
Ze względów praktycznych również - jeżeli sie wyprowadzasz, sankcjonujesz rozpad rodziny.
Dajesz żonie wolną ręke w poszukiwaniu lub rozwijaniu romansu ( wg mnie, raczej to drugie ze wzgledow na standardowe w takich przypadkach zachowanie Twojej żony )
Jeżeli dom jest Waszą wspólną własnością - to dlaczego Ty masz sobie kupowac i urządzać następne mieszkanie a nie żona ?
Skąd wexmiesz pieniadze na nowe mieszkanie - zona przecież nie spłaci Ci polowy domu żebyś mógł kupić sobie nowe mieszkanie, a jezeli macie cos uskładane to nie Twoje, ale wspólne, do podziału.
W kwestii rozwodu nie ma najmniejszego
sprzeciwu z mojej strony i wszystko ma się odbyć polubownie.
znowu - chcesz walczysz o związek, ale własnie skapitulowałeś.
Żona zapewnia że nigdy mnie stąd nie wyrzuci i mogę przebywać z dziećmi
tak długo jak tylko zechcę, a nie wyobrażam sobie bym mógł bez nich funkcjonować
nigdy Ciebie nie wyrzuci z domu, ale właśnie zażądała Twojej wyprowadzki...
Obiecuje "cukierek na wystawie", zebyś sobie "marzył" i zrobił to czego chce.
Nie łudz się, z czasem zapomni o tych slowach.
Z czasem kiedy Twoje przybywanie w domu bedzie przeszkadzało w jej "lepsiejszej miłości" bedziesz musiał pogodzić się z tym, że zostaniesz przegoniony drugi raz.
Rozwód zmienia wszystko a sprawa dobra dzieci jest tak samo traktowana jak w opowiesci o :
mocno się zastanawiamy jak przebrnąć przez nadchodzący rozwód by one jak najmniej na tym ucierpiały.
nie ma takiej opcji, by "mało" ucierpiały.
Jeżeli już teraz rozpatruje kwestię "mniejszego zła" w odniesieniu do dzieci, to raz zainicjowane "mniejsze zło" dzieci, a w celu realizacji własnych doraźnych potrzeb, będzie kontynuowane.
Własne potrzeby zawsze będa już przeważały nad dobrem dzieci, a gadanie o "mniejszym złu" to mowa trawa w celu samousprawiedliwienia i swobodnej realizacji swoich egoistycznych celów.
W kwestii dzieci kompromisy nie powinny mieć miejsca.
Albo cos jest dobre, albo coś jest złe.
Pośrednie rozwiązania są zawsze ze szkodą.
Na koniec mojego przydługiego wywodu :
- normalne małżeństwa, w momencie w ktorym pojawia sie kryzys dążą do naprawy.
"walczą" o małżeństwo, szukają pomocy w jego naprawie, rozmawiają ze sobą, uczą się sztuki dialogu małżenskiego a nie w ciszy dochodzą do wniosku ze trzeba sobie poszukac kogoś innego.
Chyba, ze ten ktoś już się pojawił.
Wtedy trzeba szybko sie rozwieść, szybko wyrzucić z domu przeszkadzającą/go w rozwoju romansu żone/męża a żeby to osiągnąć trzeba przekonac ją/jego o jego wyjątkowosci, wspanialości, szacunku i wzbudzić poczucie winy za to że już się go nie kocha....:(
Mozna jeszcze coś obiecać, że bedzie doobrze, że może kiedyś znowu... itp.
A wtedy, jest duża szansa, że ugłaskany i przekonany o swojej winie misio, wezmie swoje zabawki i ze skuloną głową grzecznie odejdzie, pielęgnując w sobie słowa danej nadzieji i nie bedzie dociekał prawdy, przekonany o wyjątkowości i wielkopańskim geście odganiającego się od niego.
A tak własnie postępuje Twoja zona.
Zaproponowałes żonie terapie małżeńską ? jak byla jej reakcja ?
Co żona zrobiła, przed podjeciem decyzji o rozwodzie, zeby naprawić wasze małżenstwo ?
Tylko nie pisz o "sygnałach" ( zazwyczaj są to sygnały dymne, żeby zagęścić atmosferę tak, zeby nic w niej nie było widac)
Wspomniałeś o tym, że sąd może nie dac Wam rozwodu ze względu na dobro maloletnich dzieci ?
Wspomniałes o tym, że żeby otrzymać rozwód trzeba udowodnić zupełny i trwały rozkład pozycia małżenskiego w sferze emocjonalnej, fizycznej i gospodarczej ?
- co żona żądała od Ciebie, zeby móc wykazac sie tak zupełnym i trwałym rozkładem ?
Zwyczajowo jest to min... 6 miesiecy braku pożycia u Was jest raptem 4 tygodnie...czyli za pięć misięcy minimum bedzie mogli wnieść wniosek rozwodowy.... Brak wiezi emocjonalnej, brak więzi gospodarczej - kilka dni temu przyjęła od Ciebie prezenty...
Pamietaj, że za kryzys w małżeństwie odpowiedzialne są obie strony, nie tylko jedna ( poza sytuacjami patologicznymi).
Natomiast za zdrade jest winna tylko ta osoba, która podjęła decyzje o zdradzie i wtedy jest wyłacznie winna za rozpad małżeństwa.
53 2016-11-14 15:37:30 Ostatnio edytowany przez SonyXperia (2016-11-14 15:39:15)
Wczoraj wieczorem rozmawialiśmy dość długo, konstruktywnie.
Z mojej strony nic się nie zmienia i nie zmieni w kwestii uczestnictwa w życiu rodziny i domu.
Mam plany które realizuję i nie spocznę póki ich nie zakończę.
Przy domu napracowałem się jak wół, niemal nie ma rzeczy na którą bym nie spojrzał a nie było w niej mojego wkładu.
Remontowałem pokoje, kuchnie własnymi rękami, robiłem meble (kolega stolarz dziwił się że sam nie zrobiłem mebli do kuchni).
Wiele technicznych tematów wykonałem lepiej aniżeli wcześniejsi "fachowcy". Mam też spory wkład w ogród, zrobiłem, w ocenie znajomych i rodziny
bajecznie nastrojowe oświetlenie w altance, WIFI i wiele innych fajnych rzeczy dla dzieci. Kasa - nigdy nie postawiłem warunku, nie zawsze było różowo
i być może ostatni okres lekkiej posuchy miał wpływ na bieżące wydarzenia. Ale już w tym miesiącu jest o niebo lepiej a kolejne rokują gwałtowny
postęp na plus.
Dzieci są dla mnie jak woda, a i one mnie uwielbiają. Dwa wisielce dopadają mnie jak wracam z pracy i jest obłędnie..... . O relacjach z nimi nie będę
się rozpisywał, nie mniej czuję się dobrym ojcem (oczywiście mógłbym być lepszym) w swojej ocenie jak i mojej żony. Ona uważa mnie za wręcz cudownego
ojca, mocno się zastanawiamy jak przebrnąć przez nadchodzący rozwód by one jak najmniej na tym ucierpiały. Moja różowa wizja jest taka że
kupię mieszkanie i urządzę je tak by miały tam swoją drugą ostoję i chętnie w nim przebywały. W kwestii rozwodu nie ma najmniejszego
sprzeciwu z mojej strony i wszystko ma się odbyć polubownie. Żona zapewnia że nigdy mnie stąd nie wyrzuci i mogę przebywać z dziećmi
tak długo jak tylko zechcę, a nie wyobrażam sobie bym mógł bez nich funkcjonować. Szukanie mieszkania po nowym roku związane jest
bardziej z sądem i przyznaniem opieki nad dziećmi. Otwarcie stawia temat jak się będę czuł, czy podołam żyć tak blisko niej jak znajdzie sobie kogoś.
Patrzymy sobie w oczy, pijemy swoje zdrowie, żona ciepło o mnie mówi, martwi się o mnie jak sobie z tym wszystkim poradzę.
Nie mniej rozmawiamy w tej chwili otwarcie o każdym detalu naszego smutnego okresu (jakże długiego i wstydliwego dla mnie) i wiem
jak bardzo ją skrzywdziłem, jak bardzo ona czuje się skrzywdzona, jak bardzo musiała z tym cierpieć.
Ja z kolei deklaruje się że będę tak długo ją wspierał, adorował, próbował zaintrygować aż się z kimś nie zwiąże i pokocha,
wtedy odpuszczę - nie wyobrażam sobie bruździć w czyimś szczęściu.
Dziwna ta Twoja relacja z żoną. Jakaś taka jednostronnie służalcza... Czy Twoja żona w swojej łaskawości raczyła Cię oświecić, czym konkretnie tak bardzo ją skrzywdziłeś. Ja to czytam i dalej nie wiem. No sorry, ale chyba nie tym, że ją mocno pożądałeś i pragnąłeś? A może jednak czymś, o czym tutaj nie piszesz wprost? Żona rozdaje wszystkie karty? Masz się wyprowadzić? Zgodzisz się na rozwód? A dlaczego, skoro tak bardzo zależy Ci na dzieciach a rozwód pociągnie ograniczone kontakty z nimi. Możesz właśnie nie zgodzić się na rozwód z tego powodu. I w sądzie może być różnie. Co jest przyczyną tego,że tak uginasz kark przed żoną?
54 2016-11-14 15:42:12 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2016-11-14 15:57:09)
Witam. Ja też uważam,że nie ma skutków bez przyczyny. I z mojego własnego doswiadczenia ( byłam posądzana o to że mi spadło libido, że mam isc do lekarza ), libido spadło ale dlatego ,ze jak to ktoś tu ładnie napisał ,to jest praca cały dzień nad życiem , nad zwiazkiem, a nie bycie miłym i czułym 10 minut przed...konsumpcja
. Chrzani sie libido, bo chrzanią sie inne sprawy. A nie chrzanią sie inne sprawy, bo chrzani sie libido. Chociaz niestety masa meszczyzna tak do tego podchodzi. Ona nie da, to ja nie bede taki i taki, Tego nie zrobie, czy tamtego. I tłumaczenie. " ja nie wiem co robic, jestem taki biedny bo ty nie masz ochoty na seks, musisz cos z tym zrobic, bo to cos z toba nie tak". G..o prawda. Ja nie mam ochoty na seks bo ty nie jestes w porzadku ( tak ogolnie ) wobec mnie.
Święte słowa! Najgorsze jest to, że ponieważ nie szukałam nigdy przygód i skoków w bok, prawie nie mam pozytywnych doświadczeń (w końcu się rozwiodłam) i trudno teraz uwierzyć, że seks może być przyjemny. Bo wiedzieć, a wierzyć to dwie różne sprawy. Brak skali porównawczej, za to tona nieufności, urazów i mechanizmów obronnych.
Ja juz teraz mogę napisać dalszy ciąg tej szablonowej historii.
A zapytałeś ją o co chodzi? Porozmawiałeś z nią? Rozmawiasz z nią? Interesujesz się nią?
Przykro mi autorze ale ja też uważam że jest już ktoś inny. Na własnym przykładzie.
Byłam sobie kiedyś w wieloletnim związku. Niestety w pewnym momencie stało się tak, że mój partner przestał okazywać mi czułość, w łóżku może i się starał ale nie starał się na tyle aby seks był satysfakcjonujący dla mnie, więc zwyczajnie zaczęłam go unikać. Oczywiście pojawiło się tych milion wymowek dlaczego nie.
I tak to trwało, mimo że ja próbowałam się zmusić to już dłużej nie mogłam.
Ale go kochałam. I nie przeszło mi nawet przez myśl żeby się rozstać.
To on zostawił mnie. Podał wiele absurdalnych powodów, za które zresztą później przepraszal, mówił jak bardzo go skrzywdzilam a ja ccierpiałam bo naprawdę nie wiedziałam czym niby. Mówił żebym się nie zdziwiła jak on wkrótce sobie kogoś znajdzie.
Wiesz a to był facet typu troszkę ciamajdy, jakby samo nie przylazlo to on by się na to nie zdobył. We wszystko mogłam uwierzyć ale nie w to że odchodzi do innej. Dosłownie głowę dałabym za to obciąć.
Standardowo już bym jej nie miała.
Odszedł do innej. On. Nie ja. Mimo że czułam się jak Twoja żona to nawet mi Przez myśl nie przeszło żeby odejść.
To wszystko jest mega podobne, jak to zazwyczaj bywa. Ten schemat, który w 99% przypadków się sprawdza.
Moja rada: szukaj póki możesz. Szukaj dowodów. Nie daj sobie wmówić że to Twoja wina, bo ona na bank kogoś już.ma.
Poszukaj. Nic nie tracisz a możesz zyskać. Znajdziesz, to będziesz mógł na siebie spojrzeć w lustro, nie znajdziesz to będziesz wiedział że faktycznie po prostu Wam nie wyszło. Ale szukaj i się z tym nie zdradz.
Szukaj też dla swoich dzieci. Wiesz dlaczego? Bo teraz jej zależy żebyś nie szukał, więc jest miła. Poczekaj na rozwód. Kiedy już dostanie go bez orzekania o winie. Myślisz że nigdy jej się nie wymsknie przy dzieciach że odeszła bo to była Twoja wina? Oczywiście że tak będzie. A tak przynajmniej Będziesz mógł powiedzieć hola hola, ale to nie ja sobie znalazłem zastępstwo.
Zrób to dla Was.
Ja juz teraz mogę napisać dalszy ciąg tej szablonowej historii.
A ja czasami mam wrażenie, że ta historia ma już właśnie takie zakończenie, a autor chce się teraz zemścić na żonie za swoją kiedyś naiwność, podając dane które łatwo pozwalają ja zidentyfikować...
Po przeczytaniu pierwszych postów wiadomo,że jest ktoś inny...
Twój ostatni post świadczy o tym, że Wasz rozwód jest już przesądzony, a Ty pogodziłeś się już z tym faktem.
Jesteś teraz mężem i ojcem na 200%, starając się wynagrodzić błędy i niedociągnięcia z przeszłości, ale to wszystko chyba na pozostawienie dobrego wrażenia na koniec.
Już wiesz, że nic z tego nie będzie, szkoda tylko, że nie dostrzegasz, jak bardzo Twoja żona Tobą manipuluje, co słusznie zauważył i skomentował Secondo1.
Otwarcie stawia temat jak się będę czuł, czy podołam żyć tak blisko niej jak znajdzie sobie kogoś..
Ona już znalazła, jeśli po raz kolejny podkreśla tę kwestię.
Nie chce powtarzać po Secondo1, ale faktycznie, ona sprytnie wpędza Cię w poczucie winy. Ma o tyle ułatwione zadanie, że sam sypiesz głowę popiołem,tak, że już Cię nie widać, do tego jednocześnie udaje pełną wyrozumiałości i troski o Twoje dobre samopoczucie, prawie byłą już żonę.
Obawiam się, że jej postawa zmieni się diametralnie, gdy zamiast pokornie opuścić wspólny dom, Ty zdecydujesz się pozostać w nim.
Decyzja oczywiście należy do Ciebie, jak widać Ty już zdecydowałeś wycofać się i "podłożyć" w imię nieodwzajemnionej miłości do żony.
Rozumiem, że nie chcesz wojny, gorzej, jeśli łudzisz się nadzieją, że Twoja spolegliwa postawa stopi sopel w jaki zamieniło się jej serce (w stosunku do Ciebie), bo prawdopodobnie, jej serce bije już dla kogoś innego.
Szkoda tylko dzieci.
Czy Ty na tym etapie, też planujesz już przyszłe życie z inną kobietą?
Twój ostatni post świadczy o tym, że Wasz rozwód jest już przesądzony, a Ty pogodziłeś się już z tym faktem.
Jesteś teraz mężem i ojcem na 200%, starając się wynagrodzić błędy i niedociągnięcia z przeszłości, ale to wszystko chyba na pozostawienie dobrego wrażenia na koniec.
Już wiesz, że nic z tego nie będzie, szkoda tylko, że nie dostrzegasz, jak bardzo Twoja żona Tobą manipuluje, co słusznie zauważył i skomentował Secondo1.żeglarz napisał/a:Otwarcie stawia temat jak się będę czuł, czy podołam żyć tak blisko niej jak znajdzie sobie kogoś..
Ona już znalazła, jeśli po raz kolejny podkreśla tę kwestię.
Nie chce powtarzać po Secondo1, ale faktycznie, ona sprytnie wpędza Cię w poczucie winy. Ma o tyle ułatwione zadanie, że sam sypiesz głowę popiołem,tak, że już Cię nie widać, do tego jednocześnie udaje pełną wyrozumiałości i troski o Twoje dobre samopoczucie, prawie byłą już żonę.
Obawiam się, że jej postawa zmieni się diametralnie, gdy zamiast pokornie opuścić wspólny dom, Ty zdecydujesz się pozostać w nim.
Decyzja oczywiście należy do Ciebie, jak widać Ty już zdecydowałeś wycofać się i "podłożyć" w imię nieodwzajemnionej miłości do żony.
Rozumiem, że nie chcesz wojny, gorzej, jeśli łudzisz się nadzieją, że Twoja spolegliwa postawa stopi sopel w jaki zamieniło się jej serce (w stosunku do Ciebie), bo prawdopodobnie, jej serce bije już dla kogoś innego.
Szkoda tylko dzieci.
Czy Ty na tym etapie, też planujesz już przyszłe życie z inną kobietą?
Nie wyobrażam sobie życia z inną kobietą, kocham żonę nad życie.
Rozwód - zgodziłem się ale decyzję mogę zmienić. Bez dzieci nie funkcjonuję.
"Dziwna ta Twoja relacja z żoną. Jakaś taka jednostronnie służalcza...
Czy Twoja żona w swojej łaskawości raczyła Cię oświecić, czym konkretnie tak bardzo ją skrzywdziłeś"
Tonący brzytwy się chwyta (nawet jak to działa w drugą stronę) to tak jeśli chodzi o moją uległość.
Do końca czułem bezpieczeństwo związku, nie miałem bladego pojęcia że nadchodzi katastrofa.
Czym raniłem moją żonę? - słowami, fochem, ciche dni, makabryczna ocena słowna naszych relacji w sypialni.
Z biegiem czasu sex stał się dla Niej mniej lub bardziej przyjemnym obowiązkiem czy środkiem do lepszych relacji ze mną.
Powinna przyłożyć mi, potrząsnąć jednak przyjęła postawę bierną, w początkowym okresie próbowała ale nie docierało to do mnie.
Wczoraj w drodze do domu w trakcie rozmowy przyznała że nie powiedziała mi o problemach z seksem bo bym nie zrozumiał,
teraz rozumiem, za niedługo zrozumieją dzieci, oby nie.
Znam żonę i doprawdy nie wydaje mi się aby był ktoś ale zacznę sprawdzać. Nie wiem jeszcze jak ale zacznę.
Nie czuję się winny w całości za ten problem ale mam wstręt do siebie za to że ma teraz problem z seksem.
W drugiej połowie mieliśmy zbliżenie, dla mnie oczywiście OK. Idąc wstecz było wiele super zbliżeń i nie wydaje mi się by udawała.
Ale pewności nie mam już w niczym.
Nie czuję się winny w całości za ten problem ale mam wstręt do siebie za to że ma teraz problem z seksem.
Obyś się nie zdziwił, gdy okaże się że ten problem dotyczy tylko seksu z Tobą.
63 2016-11-14 20:04:15 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2016-11-14 20:06:26)
żeglarz napisał/a:Nie czuję się winny w całości za ten problem ale mam wstręt do siebie za to że ma teraz problem z seksem.
Obyś się nie zdziwił, gdy okaże się że ten problem dotyczy tylko seksu z Tobą.
Dokładnie
Dodam tylko, bo ktoś wspomniał i słusznie zresztą, bo ja też tak to widzę, że stosunek Autora do "żonki" jest mocno służalczy.. Na moje, to ja widzę u Autora kompleks wieku, a raczej różnicy wieku.
Żona jakby nie patrzeć wciąż 'młoda jurna dupa', a on.. Jeszcze chce, jeszcze może !! (i super, naprawdę ), bardzo mu też pochlebiało zapewne, że miał młodą atrakcyjną żonę. Ale żona nie przewidziała, że wraz z czasem i zaawansowaniem w wieku jej się kiedyś zachce kogoś młodszego..jeszcze by pobrykała, a tu obowiązki, dzieci, no i ten mąż tak ją "męczy" o ten seks..ajajaj.
A mąż struchlał i trzęsie się jak osika, bo gdzie on taką młodą dupere w tym wieku znajdzie, w końcu tyle zainwestował: tu chata, tu niespodzianki, tu coś tam.. w końcu pojawiły się dzieci. Przez chwilę poczuł się stabilnie i bezpiecznie, ale bomba z opóźnionym zapłonem w końcu odpaliła..żonka nabrała ochoty na kogoś innego, ale jak to zrobić żeby to ładnie i ze smakiem zakończyć z mężem, wymiksować się..? No to badała wątek, badała. z innym Alvaro. W końcu Alvaro podjął decyzję i teraz żonka zastrzygła kopytkami i chce rozwodu, no bo Alvaro miesiącami nie będzie czekał. Zwłaszcza jak atrakcyjny, młodszy, jurny.. No to co robić?
No to wzięła na "Starego" męża winę zwaliła, a mąż padł przygnieciony toną kamieni i patrzy z tej pozycji błagalnym wzrokiem na żonkę, błaga o litość..ale litości nie ma gdy krew między udami się burzy
Życie to nie je bajka
A tak bardziej serio - Autorze, może i Ty kochasz tę żonę, nie wątpię, ale jeśli cokolwiek spieprzyłeś to prędzej swoją służalczą postawą i całowaniem ziemi po której małżonka chodzi, TYLKO dlatego, że jest młodsza i z tyłu głowy cały czas gdzieś to miałeś, a teraz - po Twoim zachowaniu (dosyć żałosnym) dobrze to widać.
Wstań z kolan, bo będzie tylko gorzej. Jaja przyklej z powrotem na miejsce też .. wtedy będzie można coś dalej radzić.
64 2016-11-15 14:25:17 Ostatnio edytowany przez adiafora (2016-11-15 14:29:12)
Elle, dobrze napisane.
Ja sie naprawde dziwie, jak mozna byc takimi trokami od kaleson. Milosc, miloscia, ale tak plaszczyc sie przed zona to trzeba nie miec instynktu samozachowawczego. Jak ona ma patrzec na niego jak na mezczyzne? Wyobrazni nie starczy. Sorry, ale az sie zbiera na wymioty, gdy sie czyta te peany na czesc zonki, ktora elegancko w bialych rekawiczkach pokazuje mezowi drzwi. Dyplomatka z niej pierwsza klasa. A on nic, tylko sie samobiczuje i zawodzi - zonka to, zonka tamto, zyc bez zonki nie moge, zonka to najlepsze, co mnie w zyciu spotkalo, dla zonki zgodze sie na wszystko... i tak do znudzenia. Sprzata, zmywa, cwiczy, nawet tanczy. Jeszcze troche a zacznie spiewac serenady pod balkonem. Wszystko z mysla o zonce. Na jej miejscu to patrzec bym nie mogla na takiego pucybuta, sorry, autorze, ale taka role sobie wybrales.
Powoli staję na nogach.