Jestem właśnie w takim momencie życia - zdecydowałam, że dla swojego zdrowia psychicznego (i fizycznego - mam już kilka chorób autoimmunologicznych, wynikających ze stresu) muszę zakończyć związek z rodzicielką. Nie jest to łatwe, jest mi smutno, ale muszę - i chcę się uwolnić. Zbyt długo już to trwa, nie raz już sytuacje były na ostrzu noża, były tygodnie, miesiące ciszy - kiedy to matka "rozumiała swoje błędy" i zachowywała lepiej, ale niestety wszystko zawsze wracało do stanu wyjściowego, czyli: ciągła kontrola, krytyka na każdym kroku, złośliwe komentarze pod moim adresem dotyczące wszelkich aspektów mojego życia, wyglądu itd. Porównywanie mnie do innych czy do niej samej ("ja w twoim wieku to..."). Kilka dni temu przegięła i powiedziałam sobie: dość! Byłam dzisiaj na sesji psychoterapeutycznej, terapeutka oczywiście już nie raz te historie słyszała ale teraz sama stwierdziła, że matka się nade mną znęca psychicznie od dzieciństwa. To przemoc. Brak empatii. Muszę się ratować, bo mam małe dziecko i chcę dla niego - i siebie, być zdrowa i normalna...
Zablokowałam mamę na komunikatorach aby mnie nie męczyła swoimi pomysłami, telefonów nie będę odbierała. Muszę od niej odpocząć i zebrać się do kupy.
Powiedzcie mi proszę, czy któraś z Was jest w podobnej sytuacji? Jak się Wasze relacje zmieniły, czy się poprawiły z czasem czy też nie?
1 2022-06-20 23:20:06 Ostatnio edytowany przez szeptem (2022-06-20 23:24:23)
2 2022-06-21 12:15:47 Ostatnio edytowany przez madoja (2022-06-21 12:19:01)
Skoro urywałaś kontakty już na miesiące, ale "wracałyście" do siebie, to tym razem będzie tak samo.
Mój mąż urwał kontakty z toksyczną matką jakieś 8 lat temu - tylko dla niego to było pierwsze i ostatnie urwanie kontaktów (nie jak u Ciebie). Ona ani razu nie próbowała się z nim skontaktować. A on na początku to przeżywał, myślał że ona coś zrozumie, jednak tak się nie stało. Jestem pewna że ona też żyje w złości i uważa że ma pojebanego synka który zostawił swoją matkę. Dodam że byli normalną, zwyczajną rodziną, żadna patologia.
Kilka razy widzieliśmy się na pogrzebach kogoś z ich rodziny (mieszkamy daleko), ale też zero chęci pojednania.
Trudno mi ocenić czy dla męża to lepsze. Z jednej strony tak, bo zniknęła osoba która tak go denerwowała. Z drugiej nie, bo wciąż ma poczucie opuszczenia, odrzucenia, samotności.
Ja z matką sie nie widzialam od ponad 20 lat i jedyny kontakt jaki mam z nią to przez fejsa jak najrzadziej sie da. Tak jak u Ciebie, toksyczność level hard. Ona nie potrafi banalnej rozmowy przeprowadzić bez wciskania szpil, przytyków, porównywania do innych ludzi i generalnych zlośliwości.
Ja zrobiłam podobnie do męża Madoji- przerwalam raz, a dobrze tą relację i była to najlepsza decyzja w moim życiu.
Z osobami, które sprawiają nasz dyskomfort psychiczny i wywołują stan niepokoju
i niskiej własnej oceny, trzeba radykalnie zerwać kontakty i nie jest ważne,
czy to ojciec, matka, córka, sąsiad, przyjaciele itp.
Toksycy się nie zmieniają, a chcą cały świat podporządkować swoim mniemaniu
o życiu.
5 2022-06-21 17:05:52 Ostatnio edytowany przez szeptem (2022-06-21 17:06:26)
W przeszłości urywałam kontakty, owszem, ale z czasem wszystko wracało na stare tory - a to dlatego, że mentalnie nie byłam jednak gotowa na radykalne cięcie. Tym razem jest inaczej, czuję się silniejsza - również dzięki terapii, a przede wszystkim pojęłam, jakie spustoszenie ta chora relacja czyni w moim życiu. Myślę, że teraz będzie już duuużo lepiej (dla mnie).
Ja bym chyba nie potrafiła zerwać kontaktu z kimś tak bliskim, ale moi rodzice nie byli tak toksyczni. Bardzo współczuję. Kwestia też tego, czy uda ci się zerwać kontakt z matką, czy wrócicie do siebie z czasem
Szeptem, kto kontakty na nowo zaczynał?
Szeptem, kto kontakty na nowo zaczynał?
Mama.
Ja bym chyba nie potrafiła zerwać kontaktu z kimś tak bliskim, ale moi rodzice nie byli tak toksyczni. Bardzo współczuję. Kwestia też tego, czy uda ci się zerwać kontakt z matką, czy wrócicie do siebie z czasem
Dopuszczam "powrót" do relacji ale pod warunkiem trwałej zmiany ze strony mamy - a to jest, szczerze mówiąc, mocno wątpliwe - jest już po 70-tce, zobaczymy. Być może postawiona przed faktem urwania kontaktów również z ukochanym wnukiem jakoś ją zmotywuje. Nie wiem. W każdym razie mojego syna przez jakiś czas na pewno też nie zobaczy, bo toksyna wylewa się pośrednio także i na niego (on jest często świadkiem komentarzy babci w stos. do mnie)... ech - szkoda, ale taka jest prawda.
Ja zerwałem kontakt z cała swoja rodzina.
U mnie w domu była przemoc fizyczna i psychiczna, okradanie mnie.
Gdy napisałem maturę,spakowałem się i wyszedłem z domu.
Teraz mam 36 lat i od tamtego momentu absolutnie 0 kontaktu.
Nikt z mojej rodziny nie wie gdzie mieszkam, to ze się ożeniłem, ze mam syna kompletnie nic, tak samo nie interesuje mnie co u nich.
I czuje się szczęśliwy,dumny z siebie że zdecydowałem się na to, i ani razu tego nie żałowałem,nie tęskniłem.
Musisz zadbać o siebie, bo gdy sypie się zdrowie psychiczne to i fizyczne posypie się za chwile.
Od toksycznych ludzi trzeba trzymać się jak najdalej.
Myślę że cały czas masz nadzieję że ona się zmieni, zrozumie, pokocha, ale to jest tylko iluzja. Ona jest po prostu emocjonalnie zaburzona i nie jest w stanie działać inaczej. A twoją rolą nie jest naprawianie jej, bo to nie ty ją popsułaś. Dlatego bliska relacja z nią, taka o której marzyłaś i zasługiwałaś jako dziecko, jest niestety niemożliwa i musisz to sobie uświadomić. Jeżeli nie jesteś gotowa na całkowite zerwanie kontaktu, to sprobuj low contact - zamieszkaj gdzieś daleko od niej, czasami jakiś telefon, rozmowa o pogodzie czy inne neutralne tematy, absolutnie nie możesz jej się zwierzać z prywatnych spraw, bo wykorzysta to przeciwko tobie. Zobacz czy to działa, jeśli nie to wtedy no contact. Natomiast musisz na zawsze pozbyć się złudzeń że normalna relacja z nią będzie kiedykolwiek możliwa.
Nati, masz całkowitą rację. Ciężko jest mi pogodzić się z myślą, że moja matka jest zaburzoną kobietą, która miała niszczycielski wpływ na całe moje życie, to zresztą jak widać trwa do dzisiaj. Ale już rozumiem, że ona się nie zmieni. Czytałam, że masz podobną historię ze swoją matką - utrzymujesz low contact? Ja chyba tego spróbuję, takie minimum pozostawię - jeśli jednak choć raz przekroczona zostanie granica, kontakty zerwę całkowicie. Najsmutniejsze jest to, że ona kompletnie nie rozumie, o co mi chodzi, nie ma świadomości swoich błędów. A ja nie mam ochoty jej tego tłumaczyć. Cieszę się, że jestem w stanie nie odbierać jej telefonów, choć czuję wtedy uścisk w żołądku - ale jednocześnie też jakąś satysfakcję. Informowałaś swoją mamę o swojej decyzji ograniczenia / zerwania relacji?
Szeptem, tłumaczyć nie ma co, bo nie dociera. Moja matka jest w stanie czarne nazywać bialym, choć na daną sytuację mam nawet kilku świadków. I najsmutniejsze jest to, że ona nie klamie. Ona faktycznie wierzy, że nie popelnia żadnych błędów. W swoich wlasnych oczach jest chodzącym ideałem.
W swoich wlasnych oczach jest chodzącym ideałem.
Dokładnie tak jest. Wszystko to nasza (córek) wina i to my jesteśmy te złe. Ech...
Szeptem, ja dopiero parę lat temu zaczęłam dostrzegać pełnię zaburzeń mojej matki. Nie mogę powiedzieć że moje życie się nagle odmieniło dzięki temu, ale weszłam na ścieżkę zmian, ciągle się uczę i widzę efekty. Jestem teraz coś w rodzaju low contact, ale to jest dla mnie ciągły proces wyznaczania granic. Mieszkam za granicą i rodziców odwiedzam raz w roku w wakacje. Przez pierwsze parę dni moja mama jest dla mnie bardzo miła, jest tak normalnie. Ale po paru dniach zaczyna pokazywać swoje prawdziwe oblicze. Np. potrafi się na mnie wydrzeć że mam brzydką bluzkę. Po roku niewidzenia się przeszkadza jej moja bluzka i krzyczy na mnie z tego powodu, wyobrażasz to sobie? Ja już się pogodziłam z tym że moja matka jest totalnie zaburzona i że nigdy się nie zmieni, nie probuję już jej zadowalać ani liczyć na jej zmianę, bo zbyt wiele lat i energii na to straciłam. Natomiast nadal nie wiem jaką strategię najlepiej przyjąć jak ona zaczyna mnie atakować. Czasami też zapominam jak bardzo jest zaburzona i na przykład po kilku normalnych, miłych telefonach zwierzę jej się z jakiejś prywatnego problemu i wtedy ona zawsze tę moją słabość wykorzystuje przeciwko mnie żeby mi dowalić jeszcze bardziej. Już tyle razy obiecywałam sobie że nie mogę jej się zwierzać, że muszę rozmawiać tylko na neutralne tematy, ale jeszcze zdarza mi się potknąć na szczęście już coraz rzadziej. Niedawno zaczęłam przez telefon praktykować technikę grey rock, nie jest to łatwe ale naprawdę działa, odbiera jej broń do rozpoczęcia kolejnej dramy, z których ona czerpie energię. Nie daję się wkręcać w żadne jej plotki gierki, bo też wiem że wykorzysta to przeciwko mnie. Ja przy żadnej innej osobie nie muszę aż tak kontrolować każdego mojego słowa i pilnować się żeby trzymać dystans, jak przy moich rodzicach. To jest chore, bo przecież to powinny być najbliższe osoby. W większości relacji wzajemna życzliwość, bliskość powstaje naturalnie z czasem, a u mojej matki mam wrażenie że ta jej życzliwość którą mi czasami okazuje to jakaś maska albo pułapka na mnie. Już nawet nie staram się tego zrozumieć.
Jadę tam niedługo w te wakacje. Rok temu musiałam odchorować wizytę, ale w tym roku czuję się silniejsza, mam lepsze granice i doświadczenie w grey rock. Ja wiem że nigdy nie będę wstanie zerwać kontakt całkowicie. Czasami jest mi jej żal, bo myślę że przez te ataki na mnie ona pokazuje jak bardzo męczy się sama ze sobą. Natomiast zrozumiałam że nie mogę pozwolić na bycie jej workiem treningowym, bo ona sama musi uporać się ze swoją nienawiścią, to jest jej droga i jej decyzja w jaki sposób ją przejdzie. I jak napisałam wcześniej, nie jest moją rolą naprawianie jej, bo to nie ja ją popsułam. Zresztą byłaby to jakaś chora zamiana ról, w której ja nie zamierzam brać w udziału.
Ja podchodziłam do osłabienia kontaktów z matką kilka razy. Nawet jak przestałam z nią rozmawiać na pół roku, to byłam od niej emocjonalnie uzależniona czyli nawet nie słysząc jej uwag wciąż je sobie wyobrażałam i żyłam tak, jakby ona dalej była obecna w moim świecie. Teraz w czasie terapii wiele razy rozmawiałam o moim poczuciu nadodpowiedzialności za jej uczucia, o moich wyimaginowanych oczekiwaniach co znaczy być "dobrą córką", o tym co wypada, co trzeba, jakie mam obowiązki wobec rodziny... Powoli z terapeutą rozwiązuję ten supeł, pozbywam się poczucia winy, że nie chcę z nią rozmawiać, nie chcę być jej wsparciem czy powierniczką. Powoli przecinam splątane nitki, uczę się, co jest moją realną decyzją, a co pozostałością po wychowaniu jako grzeczna dziewczynka i mediatorka rodziny. Jest coraz łatwiej. Mniejszy kontakt telefoniczny ale za to wysyłam jej więcej zdjęć, tym samym czuję się bardziej w porządku. Nie planuję jej odwiedzać, w końcu powiedziałam sobie, że dlaczego ja zawsze jeżdżę, a ona była u mnie przez ostatnie 10 lat tylko raz?
To proces. Warto na bieżąco przegadywać pojawiające się uczucia i myśli, i nie dać się swoim wdrukowanym przekonaniom o tym, jaką masz rolę. To Ty teraz decydujesz ile chcesz kontaktu i jaki ma być, i to jest dobre i zdrowe.
Faktycznie, moje samopoczucie poprawiło się, odkąd podjęłam decyzję o ograniczeniu kontaktu - aczkolwiek przyznam, że tli się gdzieś we mnie minimalne poczucie "winy" z tym związane - liczę, że przejdzie. Wiem od brata, że matka już zaczyna rozróbę z tym związaną, wypytuje wszystkich o mnie itd. Ale nie dam się!
Faktycznie, moje samopoczucie poprawiło się, odkąd podjęłam decyzję o ograniczeniu kontaktu - aczkolwiek przyznam, że tli się gdzieś we mnie minimalne poczucie "winy" z tym związane - liczę, że przejdzie. Wiem od brata, że matka już zaczyna rozróbę z tym związaną, wypytuje wszystkich o mnie itd. Ale nie dam się!
Szeptem jestem z tobą całym sercem i mam nadzieję, że poukładasz sobie wszystko tak, by nareszcie odpocząć i odsapnąć po tej szarpaninie z matką.
Sama jestem matką i czasem nie wiem czy mam tyle szczęścia, czy to od innych rzeczy zależy że mam dobry kontakt z córką.
Chwilami łapie się na tym, że gdy chce do niej zadzwonić to myślę, czy nie za często dzwonię i czy ona nie pomyśli, że ją kontroluję, sprawdzam albo nagabuję Tylko jak nie zadzwonię dwa, trzy dni to dzwoni ona i pyta; Mamo, co się stało że się nie odzywasz? Mieszkamy od siebie 1000 km i widzimy się 2, 3 razy w roku więc może to ma wpływ na nasze relacje.
Poza tym moja córka to jeszcze młoda dziewczyna, choć już bardzo samodzielna to jednak...
Szeptem trzymaj się, nie obwiniaj się za matkę. To ona ciebie nie słuchała, nie przejmowała się tym co do niej mówisz i sama doprowadziła do tego, że masz jej serdecznie dość. Mam nadzieję, że kiedyś jednak zrozumie co ci zrobiła, a jak nie to nie. Możesz być dobrą córką bez utrzymywania z nią stałego kontaktu. W biedzie jej przecież nie zostawisz, a odcięcie się od niej tylko sprawi, że wreszcie odetchniesz pełną piersią i przestaniesz się dołować jej "przytykami".
19 2022-06-25 18:08:29 Ostatnio edytowany przez szeptem (2022-06-25 18:09:13)
Salomonko, dzięki za wsparcie. Jeśli zapewniłaś swojej córce od początku zdrowy, bezpieczny dom to i relacja Wasza ma solidne podstawy, a stosunki są normalne, takie jak być powinny. Tylko pogratulować (i tego, że jesteś świadoma aby córce nie nadskakiwać). Ja niestety nie mogę pochwalić się szczęśliwym dzieciństwem, jestem DDA - mój ojciec to alkoholik, mama współuzależniona narcyzka (zawsze najbardziej ją martwiło co ludzie powiedzą). Przez to walczę z depresją i innymi kłopotami, jestem bardzo nieufna, poraniona i izoluję się od ludzi. Nauczyłam się z tym żyć ale co to za życie? Nic mi nie idzie tak, jak chciałabym aby szło. Może, dzięki terapii i pracy własnej jeszcze uda mi się pewne rzeczy w głowie naprostować i pożyć kilkanaście lat we względnym szczęściu i spokoju ducha - mam 48 lat. Po prostu muszę myśleć przede wszystkim o sobie...
Salomonko, dzięki za wsparcie. Jeśli zapewniłaś swojej córce od początku zdrowy, bezpieczny dom to i relacja Wasza ma solidne podstawy, a stosunki są normalne, takie jak być powinny. Tylko pogratulować (i tego, że jesteś świadoma aby córce nie nadskakiwać). Ja niestety nie mogę pochwalić się szczęśliwym dzieciństwem, jestem DDA - mój ojciec to alkoholik, mama współuzależniona narcyzka (zawsze najbardziej ją martwiło co ludzie powiedzą). Przez to walczę z depresją i innymi kłopotami, jestem bardzo nieufna, poraniona i izoluję się od ludzi. Nauczyłam się z tym żyć ale co to za życie? Nic mi nie idzie tak, jak chciałabym aby szło. Może, dzięki terapii i pracy własnej jeszcze uda mi się pewne rzeczy w głowie naprostować i pożyć kilkanaście lat we względnym szczęściu i spokoju ducha - mam 48 lat. Po prostu muszę myśleć przede wszystkim o sobie...
Radzisz sobie świetnie Szeptem, rozmawiałyśmy jakiś czas temu i ja tę rozmowę cały czas pamiętam. Jesteś twarda babka i taki "lodołamacz". Mimo tego że życie cię nie pieści, dajesz radę i przesz do przodu.
Trzymaj się
Szeptem, skoro Twoja matka już teraz rozpytuje wszystkich, co u Ciebie, to znaczy, że została zaskoczona nagłym urwaniem kontaktu z nią.
Zastosowałas więc ghosting.
To nie fair z Twojej strony.
Uważam, że powinnaś poinformować swoją matkę o swojej decyzji , by wiedziała na czym stoi.
Jaka by ona nie była, to jest jednak Twoja matka i jak widać martwi się o Ciebie.
To że nie potraficie że sobą rozmawiać to jedno, ale zostawić matkę tak z dnia na dzień bez informacji, że postanowiło się z nią zerwać?
Chyba nie tędy droga.
22 2022-06-28 09:40:00 Ostatnio edytowany przez szeptem (2022-06-28 09:55:24)
Hmmm może i ją zaskoczyłam, ale wielokrotnie ją uprzedzałam że jak nie przestanie mnie gnębić to kontakt urwę - co właśnie nastąpiło. Więc de facto powinna zrozumieć. Sęk w tym, że ona pewnie nie wie o co chodzi, nie zdaje sobie sprawy że jej zachowanie jest dla mnie przykre, obraźliwe, bolesne (pomimo, iż tłumaczyłam jej to nie raz, prosząc aby przestała). Wydaje się jej, że nie robi nic złego, że troszczy się jedynie o mnie, chce pomóc i "ma do tego prawo". Ale nie pomaga, wręcz przeciwnie... każda interakcja z matką ściąga mnie jeszcze bardziej w dół. Każdy kontakt muszę potem odchorować.
Jeśli myśleliście, że to już koniec historii z moją matką to spieszę donieść, że nie....
2 tygodnie temu, po głębokim namyśle, przyjęłam zaproszenie na imprezę urodzinowo-imieninową rodziców. Mieli być też bracia z rodzinami, a ja z synkiem zaplanowaliśmy jedynie krótką wizytę bez noclegu. Było to nasze pierwsze spotkanie od pół roku z zerowym kontaktem w międzyczasie. Ale matka ze 2 m-ce temu obiecała mi, że potrafi zachowywać się inaczej i żebyśmy czasem rozmawiały. Zgodziłam się, mając na uwadze to że jeśli chociaż raz znów mnie "zaatakuje" to kończę tę zabawę. I co? Przyjechaliśmy do nich, siedzimy w kuchni, pomagałam w przygotowaniach a ona oczywiście nie wytrzymała... Jak na mnie wsiadła, to skrytykowała dosłownie każdy aspekt mojego życia, od wyglądu (jak ty się ubrałaś?) po pracę, moją sytuację finansową (ciągle nie może przeżyć, że żyję bardzo skromnie i nazywa mnie "ubogą krewną") i inne. Ciśnienie mi skoczyło o 300% ale spokojnie odpowiedziałam że przyjechaliśmy tu na imprezę a nie na wykład i żeby żyła i dała żyć innym. Potem rozpakowała prezent od nas, były tam też rzeczy własnoręcznie przeze mnie zrobione, a ona : "to po ile je sprzedajesz? po 5 zł?". Następnie w rozmowie z moim dzieckiem (wszystko co wyżej odbywało się w jego obecności) spytała go czy lubi w-f, on że tak, a ona z uśmieszkiem: a zgadnij czy Twoja mama lubiła? (nie lubiłam bo byłam najpowolniejsza i zawsze ostatnia). I tyle podłości udało się jej zmieścić w jakichś 15 minutach. Ja już nie komentowałam, zrobiłam dobrą minę do złej gry bo zaraz przyjechali goście, posiedzieliśmy wspólnie przy stole kilka h, potem zwinęłam się z jednym z braci, który nas podwiózł do domu. Ale wiedziałam już, że to była moja ostatnia wizyta u kochanej rodzinki.
Szczerze, to wiedziałam że tak się stanie, że mama się nie zmieni. I mam potwierdzenie. Po tym wydzwaniała do mnie cięgiem kilkanaście razy przez kolejne 2 dni, ale ignorowałam ją co ją jeszcze tylko bardziej nakręcało. W końcu w poniedziałek wieczorem napisała "Dlaczego nie odbierasz? jesteście zdrowi?" - jakbyśmy byli con. umierający czy co. Nie odpisałam i na to. Ale napisałam sobie krótką wiadomość i postanowiłam wysłać jej kolejnego dnia, co zrobiłam. Poinformowałam matkę, iż nie odbieram bo nie mam ochoty z nią gadać po jej kolejnym wyskoku mimo iż obiecywała, że już więcej nie będzie tego robić. Że nie życzę sobie być tak traktowana. Muszę dbać o swoje zdrowie i w związku z tym ma do mnie nie wydzwaniać i nie będę więcej do nich przyjeżdżać. I tyle.
Matka po jakimś czasie odpisała "przepraszam, że tak się stało" -- jak widzicie, nawet przeprosić nie potrafi. Nie przyzna się nigdy do najmniejszego błędu, nie weźmie winy na siebie. Samo SIĘ STAŁO. Dodała jeszcze, że widzi że sobie nadal nie radzę finansowo a idą ciężkie czasy. Potem życzyła mi jeszcze powodzenia w usamodzielnianiu się (!!?). Nie zareagowałam na te "przeprosiny" ani na nic innego. Miałam nadzieję, że wszystko jest już jasne i da mi spokój. ALE po 3 dniach nagle otrzymałam wiadomość - że ona nie życzy sobie być tak źle i niesprawiedliwie traktowana. Że blokuje mnie w kontaktach i nie będzie dłużej finansować (?!). I żebym najpierw oceniła siebie samą, bo ona nie odpowiada za moje zdrowie i życie, i mogę żyć jak chcę.
Oczywiście nie zareagowałam i na to. Ale tak to wygląda. Mam serdecznie dość.
Ufff.......
Czyli zwykły toksyk
Jeszcze będzie się próbowała odzywać. NIE reaguj.
Ona aż do śmierci nie zrozumie o co chodzi. Jak bardzo jest toksyczna i jak bardzo Ciebie skrzywdziła.
Przykro, że to rodzona matka, ale definitywne zerwanie kontaktu to jedyny sposób na spokój.
Racja Farmerze.
Tak jak ci pisałem te 5 miesięcy temu, zerwij kontakt całkowicie.
Żadnych świat,urodzin, niczego.
Oczywiście, na zadne święta się do nich nie wybieram. Co ciekawe, przy ostatniej wizycie matka nagle zapytała, tonem nieznoszącym sprzeciwu "na swięta przyjedziecie?". Odparłam że nie, bo syn spędza je u swojego taty a ja mam inne plany. Od razu agresywnie naskoczyła, ze jak to, gdzie, z kim? Na co ja że to moja sprawa - zgadnijcie, co było dalej... ech.
Od pół roku wiesz, że matka stosowała wobec Ciebie przemoc. Odpoczęłaś od niej i pojechałaś w odwiedziny, gdzie po raz n-ty przeżyłaś to, co znasz od dziecka. Wniosek?
Straszne to wszystko
Nie przyzna się nigdy do najmniejszego błędu, nie weźmie winy na siebie
Teraz konsekwentnie ze swoją życiową filozofią postara się znaleźć winnej tej sytuacji poza sobą.
Trzymaj się i nie daj się.
30 2022-12-02 19:36:23 Ostatnio edytowany przez szeptem (2022-12-02 19:37:56)
No wniosek jest jeden - koniec z odwiedzinami i z naszą relacją. No contact to jedyne wyjście. Ale tak czy siak to przykre wszystko i b trudne.
Tak Agnes, dzięki, wiadomo ze winną zawsze będę ja...
Zobacz, co Cię smuci i z czym jest Ci trudno?
Czy smutek wywołało zerwanie kontaktu z osobą stosującą wobec Ciebie (i pośrednio wobec Twego dziecka) przemoc, czy utrata złudzeń i kontakt z rzeczywistością?
Zobacz, co Cię smuci i z czym jest Ci trudno?
Czy smutek wywołało zerwanie kontaktu z osobą stosującą wobec Ciebie (i pośrednio wobec Twego dziecka) przemoc, czy utrata złudzeń i kontakt z rzeczywistością?
Dobrze piszesz
Ja bym dodała jeszcze jedno pytanie - czy zerwanie z matką budzi poczucie winy, ze nie odwdzięczasz się za "za wszystko co dla Ciebie robiła" ?
33 2022-12-02 19:51:23 Ostatnio edytowany przez szeptem (2022-12-02 19:52:08)
Wielokropek napisał/a:Zobacz, co Cię smuci i z czym jest Ci trudno?
Czy smutek wywołało zerwanie kontaktu z osobą stosującą wobec Ciebie (i pośrednio wobec Twego dziecka) przemoc, czy utrata złudzeń i kontakt z rzeczywistością?Dobrze piszesz
Ja bym dodała jeszcze jedno pytanie - czy zerwanie z matką budzi poczucie winy, ze nie odwdzięczasz się za "za wszystko co dla Ciebie robiła" ?
Hmmm... kompletna utrata zludzeń jest niejako bolesna, przyznaję. Choć nie jest to dla mnie nowość bo od ponad roku, jak jestem w terapii klapki z oczu już zupełnie mi spadły. Ale i tak to przeżywam jeszcze... i tak, rolę odgrywa też wpojone od dziecka poczucie obowiązku wobec rodziców, zwłaszcza starych. Więc poczucie winy nadal się tli, choć racjonalnie wiem, że nie powinno. Ale to też proces z którym liczę, że sobie poradzę.
Zrób porządek i z uczuciami, i z myśleniem. Utrata złudzeń nie dla wszystkich jest bolesna, często uwolnieniu się od nich towarzyszy ulga. Życzę Ci, byś jak najszybciej tę ulgę poczuła. I, nie po raz pierwszy piszę te słowa, niczego nie powinnaś, ta "powinność" wdrukowana jest przez toksycznych rodziców po to, by wzbudzać w dziecku poczucie winy, by manipulować dzieckiem.
Gdyby rodzice byli niedołężni i nie mogli sobie zabezpieczyć potrzeb życiowych to mogłabyś się czuć winna, że bez opieki zginą.
W Twoim przypadku nic takiego nie występuje, wręcz przeciwnie, to matka chce się Tobą "opiekować" na siłę, bo lepiej wie, co dla Ciebie odpowiednie.
Żadne dziecko nie ma obowiązku zapewniać rodzicom dobrego samopoczucia kosztem swojego zdrowia. Tak, zdrowia, bo stres niszczy Ciebie i Twoje życie, co odbija się na Twoim dziecku. Masz obowiązek chronić swoje dziecko, a długi wobec rodziców spłaca się " w przód" czyli swojemu potomstwu. Tak pisze nawet w Biblii.
Jeśli tak do tego podejdziesz powinno być lepiej
36 2022-12-02 20:07:21 Ostatnio edytowany przez paslawek (2022-12-02 20:11:06)
Agnes76 napisał/a:Wielokropek napisał/a:Zobacz, co Cię smuci i z czym jest Ci trudno?
Czy smutek wywołało zerwanie kontaktu z osobą stosującą wobec Ciebie (i pośrednio wobec Twego dziecka) przemoc, czy utrata złudzeń i kontakt z rzeczywistością?Dobrze piszesz
Ja bym dodała jeszcze jedno pytanie - czy zerwanie z matką budzi poczucie winy, ze nie odwdzięczasz się za "za wszystko co dla Ciebie robiła" ?Hmmm... kompletna utrata zludzeń jest niejako bolesna, przyznaję. Choć nie jest to dla mnie nowość bo od ponad roku, jak jestem w terapii klapki z oczu już zupełnie mi spadły. Ale i tak to przeżywam jeszcze... i tak, rolę odgrywa też wpojone od dziecka poczucie obowiązku wobec rodziców, zwłaszcza starych. Więc poczucie winy nadal się tli, choć racjonalnie wiem, że nie powinno. Ale to też proces z którym liczę, że sobie poradzę.
To tez właściwość podświadomości - działa z niejakim opóźnieniem,myślę że warto to wiedzieć jeżeli chodzi o emocje
Trzymaj się i głowa do góry
"Można by się spodziewać, że świadomość własnych skłonności powinna sprawić, że znikną. Tak jednak się nie dzieje. Przez długi czas musimy zadowolić się jedynie świadomością ich istnienia. Ale jeśli jest ona wystarczająco głęboka, z czasem skłonności te same zaczną się wyczerpywać…"
Pema Cziedryn – Kiedy Zycie nas przerasta
37 2022-12-02 20:10:06 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2022-12-02 20:14:22)
Gdyby rodzice byli niedołężni i nie mogli sobie zabezpieczyć potrzeb życiowych to mogłabyś się czuć winna, że bez opieki zginą. (...)
Protestuję!
Można pomagać (zresztą istnieje także wobec rodziców obowiązek alimentacyjny) pośrednio. W takiej sytuacji, toksycznych osób, można skorzystać z DPS-ów.
***
Wiele osób życzy Ci, byś się trzymała. Mym zdaniem "trzymałaś się" dostatecznie długo, teraz... puść się. Puść się i wyrzuć z siebie wszystkie trudne uczucia, które jak sama wiesz zatruwały/zatruwają Cię.
(...) Pema Cziedryn – Kiedy Zycie nas przerasta
Tę i inne jej książki uwielbiam.
38 2022-12-02 20:17:37 Ostatnio edytowany przez Agnes76 (2022-12-02 20:18:56)
Agnes76 napisał/a:Gdyby rodzice byli niedołężni i nie mogli sobie zabezpieczyć potrzeb życiowych to mogłabyś się czuć winna, że bez opieki zginą. (...)
Protestuję!
Można pomagać (zresztą istnieje także wobec rodziców obowiązek alimentacyjny) pośrednio. W takiej sytuacji, toksycznych osób, można skorzystać z DPS-ów.
Zgoda
Mimo wszystko dobrze mieć jakąś kontrolę co się z niedołężnymi rodzicami dzieje, bo mogą się stać łatwym łupem jeśli nikt się nimi nie interesuje.
A wracając do szeptem - tu jest odwrotnie, więc nie ma powodów do poczucia winy. Jak najbardziej ma prawo bronic się przed narzucaną opieką, skoro matka traktuje ją jak niedojrzałą, nieodpowiedzialną i chce za nią decydować. Tu jest wręcz zawłaszczanie córki, do czego żaden rodzic nie ma prawa.
Z książek polecam " Dorosłe dzieci niedojrzałych emocjonalnie rodziców" i "Czuła przewodniczka"
39 2022-12-02 20:18:30 Ostatnio edytowany przez szeptem (2022-12-02 20:22:04)
Dps? Dobre sobie. Matka juz dawno temu uświadomiła mi, że widzi mnie jako swoją opiekunkę na stare, niedołężne lata. Ale niedoczekanie!
Oczywiście, że Cię wybrała i tak wychowywała, byś do końca swych dni była jej podporządkowana. Wszystko dobrze szło, tylko... popsułaś się. Trzymam kciuki, byś psuła się dalej.
41 2022-12-02 20:23:25 Ostatnio edytowany przez szeptem (2022-12-02 20:24:00)
Ha ha tak, popsułam się kompletnie i bezpowrotnie.
Jest tylko jedna droga do szczęścia - przestać się martwić rzeczami, na które nie masz wpływu.
Ha ha tak, popsułam się kompletnie i bezpowrotnie.
Na terapii będziesz to przerabiać latami.
Latami?
Po co?
Na co?
No właśnie? Mam przerabiać przez lata fakt zerwania z toksyczną matką / rodziną?
No właśnie? Mam przerabiać przez lata fakt zerwania z toksyczną matką / rodziną?
Nie fakt zerwania, tylko dalekosiężne skutki działania Twojej rodzicielki.
47 2022-12-03 20:02:16 Ostatnio edytowany przez szeptem (2022-12-03 21:00:10)
Właśnie kończę drugą turę terapii i na tym poprzestanę. Czuję, że wystarczy a poza tym... nie oszukujmy się, w pewnym wieku na niektóre rzeczy jest już za późno. Pomogłam sobie na ile mogłam, będę dalej nad sobą pracować. Ale terapia już niewiele mogłaby mi dać.
Ale terapia już niewiele mogłaby mi dać.
Zmień terapeutę.
Update: nadal zero kontaktu i czuję się coraz lepiej. Odetchnęłam. Przy okazji z tatą te się urwało, pewnie stoi po stronie matki. Mnie jest dobrze tak, jak teraz.
Super.
I tego się trzymaj
51 2023-02-27 23:40:28 Ostatnio edytowany przez Farmer (2023-02-27 23:45:56)
Mam nadzieję, że ten kamień ciążący na sercu o ile jeśli jeszcze nie znikł, to przynajmniej stał się lżejszy.
Dziękuję Szeptuchu i Farmerze. No cudów nie ma, ale jest poprawa.
Jestem właśnie w takim momencie życia - zdecydowałam, że dla swojego zdrowia psychicznego (i fizycznego - mam już kilka chorób autoimmunologicznych, wynikających ze stresu) muszę zakończyć związek z rodzicielką. Nie jest to łatwe, jest mi smutno, ale muszę - i chcę się uwolnić. Zbyt długo już to trwa, nie raz już sytuacje były na ostrzu noża, były tygodnie, miesiące ciszy - kiedy to matka "rozumiała swoje błędy" i zachowywała lepiej, ale niestety wszystko zawsze wracało do stanu wyjściowego, czyli: ciągła kontrola, krytyka na każdym kroku, złośliwe komentarze pod moim adresem dotyczące wszelkich aspektów mojego życia, wyglądu itd. Porównywanie mnie do innych czy do niej samej ("ja w twoim wieku to..."). Kilka dni temu przegięła i powiedziałam sobie: dość! Byłam dzisiaj na sesji psychoterapeutycznej, terapeutka oczywiście już nie raz te historie słyszała ale teraz sama stwierdziła, że matka się nade mną znęca psychicznie od dzieciństwa. To przemoc. Brak empatii. Muszę się ratować, bo mam małe dziecko i chcę dla niego - i siebie, być zdrowa i normalna...
Zablokowałam mamę na komunikatorach aby mnie nie męczyła swoimi pomysłami, telefonów nie będę odbierała. Muszę od niej odpocząć i zebrać się do kupy.
Powiedzcie mi proszę, czy któraś z Was jest w podobnej sytuacji? Jak się Wasze relacje zmieniły, czy się poprawiły z czasem czy też nie?
Spustoszenie w relacji dziecko rodzic jakie nastąpiło w wyniku całego życia może naprawić tylko terapeuta i tu radzilabym się wybrać, on pomoże a .psychosomatyzm daje znać ..nie zwlekaj z wizytą tylko ratuj się.Dziecko też chłonie twoje emocje co wpłynie w przyszłości zle na niego
Przecież pisałam, że byłam ponad rok na terapii, niedawno ją zakończyłam.
Witam wszystkich, zwracam się tu do was, bo tak szczerze mam mętlik w głowie jak wracam do domu do mamy. Nie jesteśmy stąd. Dlaczego tu piszę? Piszę przez mentalność i traktowanie dzieci. Nie mam za bardzo dobrych relacji z mamą, i jak komuś opowiadam o jednej z wielu sytuacji opisanej poniżej rodzinie bliskiej z innego kraju, to słyszę tylko „musisz mamę zrozumieć, ona ma teraz ciężko”. Te słowa mnie dołują, bo czuję się winna, że jestem złą córką, bo nie umiem mieć dobrych relacji z mamą, cały czas rozmyślam w czym jest mój problem, nie umiem ją słuchać, wspierać. Opisując sytuację bliskim z Polski to mówią odwrotnie. Mówią „nic nie musisz, tak dobra matka się nie zachowuje i nie traktuje swego dziecka jak własności”. Nie wiem, czy moja mama jest toksyczna czy to po prostu ja nie umiem znaleźć do niej czy to podejścia czy to jakiegoś bóg wie kontaktu. Ona jest dobra, na zdjęciach jest uśmiechnięta, czasami mamy tez dobre chwile spędzone razem, ale czasami jest nielogiczna, cały czas narzekającą na jej ciężkie życie i córkę która widzi tylko srogo „partnera”. Jestem z nią od czw. do nd. Wysyłam sms rano z „dzień dobry mamusiu ❤” i przed snem „dobranoc mamusiu ❤”, dzwoniąc do niej też. Próbowałam znaleźć jej czy to kawalerkę czy to dwupokojowe mieszkanko obok mnie (tam gdzie mieszkam z chłopakiem), bo chciałam aby była bliżej mnie bo będę mogła częściej wpadać. To powiedziała mi, że ona nie chcę bo nie lubi tamtej dzielnicy. A jak mówiłam, że lepiej będzie jak może z jakąś swoją przyjaciółką zacznie mieszkać bo będzie miała do kogo pogadać, to też powiedziała, że lepiej będzie sama w mieszkaniu bo tak czuje się swobodnie, po czym i tak cały czas powtarza mi, żebym była przygotowana bo ona też szybko umrze przez samotność (jej mąż a mój ojczym zmarł w grudniu 2022), bo ona nikogo nie ma, a według jej córka o niej zapomniała. Też powtarza, że wszyscy są źli, bo byli z nią tylko jak czegoś potrzebowali od niej, a teraz ona niby nie ma męża to już ją źle wszyscy traktują.
Opowiem jedną historię.
Tydzień temu, a dokładnie w niedziele 19.03 poprosiłam chłopaka aby odwiózł mnie i mamę na cmentarz do ojczyma, tak jak już mówiłam, że zmarł w grudniu. Chłopak najpierw się nie zgadzał, bo generalnie moja mama jest taka, że jak bardzo czegoś potrzebuje od kogoś to jest bardzo miła, a za plecami mówi różne rzeczy, np., że chłopak psuje mi życie, że nie mogę z nim mieć dzieci bo on do życia się nie nadaje. Jednego razu było tak, że się obraziła na chłopaka, bo nie odmówił jej, że ją nie odwiezie, bo miał już plany ze swoim ojcem. Teraz, niedzielna sytuacja wyglądała tak, że chłopak po długich przemyśleniach zgodził się odwieść moją mamę na cmentarz, zgodził się, bo chciał być chociaż trochę mądrzejszym od mojej mamy, za co jestem bardzo mu wdzięczna. Jechaliśmy do mamy odebrać ją z pracy, czekała na nas około 15-20 min, było ciepło, ale i tak kręciło mnie w brzuchu bo wiedziałam, że ona czekać nie lubi wiec może być trochę, powiedzmy, poddenerwowana. Przyjechaliśmy, widziałam, że szła w naszą stronę, wiec nie myślałam, że po nią trzeba wyjść plus zagadałam się z chłopakiem, bo wbijaliśmy adres na mapie. Stoi mama przy samochodzie i do mnie dzwoni. Odrzuciłam i otwieram drzwi, mama mówi: „a to ty już wyjść nie możesz, chamska jesteś, ojczym zawsze wychodził z samochodu, skąd mam wiedzieć jaki samochód macie”. Zgadza się, nie musiała wiedzieć jaki samochód, bo jest dopiero zakupiony ale widziała go raz, plus tylko jeden samochód wjechał wtedy w uliczkę, a w tym czasie jak jechaliśmy uliczką to gadałam z mamą i mówiłam, że już powinna nas widzieć. Chłopak wiedział, że mama zawsze się stresuje jak coś idzie nie po jej myśli ale nie na tyle. Chłopak zrobił jej tylko uwagę spokojnym głosem (tez jest spokojny jak ja, zmusić nasz krzyczeć jest wyzwaniem), że „nie MOŻESZ na nią krzyczeć i cały czas mieć do niej pretensje.”. Po czym moja mama odpowiedziała „to jest moje dziecko i mam do niego prawo”. Poczułam się wtedy rzeczą. Oczywiście, mama się obraziła na mojego chłopaka i powiedziała, że nie chce nas widzieć, po czym dziś 23.03, prawie tydzień miną, ja przyjechałam do domu (3 lata mieszkam z chłopakiem ale nadal przyjeżdżam do mamy, bo cały czas powtarza że będę miała na sumieniu jak ją zostawię, + też rozumiem, ze została bez męża i jest ciężko) a mama zachowywała się super jakby nic się nie stało dopóki nie powiedziałam, że nie przyjechałam do niedzieli (cz-nd), a tylko na jeden dzień i jutro (pt) jadę wieczorem do chłopaka bo w sb. ma on urodziny. Po tej informacji moja mama nie krzyczała (ale jak ona twierdzi, ona nie krzyczy tylko głośno mówi, ale kiedy ja głośno mówię to znaczy, że ja krzyczę) była niezadowolona, ale zaakceptowała mówiąc „to przyjedziecie na obiad w takim razie w niedziele” (zauważcie że powyżej jest napisano, że po kłótni z zeszłego tyg. ona nas nie chciała widzieć). Powtarzała, że nie mam prawa zapomnieć o matce, bo tylko ją mam, po czym powiedziała „No tak, ty już matki nie potrzebujesz, bo masz partnera”, to tez powtarza mojej babci kiedy ta się pyta czy ja do matki swojej dzwonię.
Usprawiedliwiam zachowanie swojej mamy, bo ciężko jest w to uwierzyć, że taka blizka osoba może być toksyczna. Mama cały czas powtarza, że miała ciężkie życie (rozwiodła się z byłem mężem, a drugi zmarł), to też powiedziała jak mój chłopak powiedział „dlaczego na nią krzyczysz i masz jakieś pretensje do córki swojej?”.
Było raz tak, że nie dogotowałam mięso kurczaka, w środku było trochę surowe, to mama się wkurzyła i powiedziała, że do niczego się nie nadaje tylko do studiów (lubię uczyć się języków) i że jestem taka sama głupia jak „ten mój partner”. Raz „wyleciało z jej ust” że mam autyzm. A jak w końcu nie wytrzymałam (właśnie po tej kłótni z udziałem mojego chłopaka) to głośno mamie powiedziałam: „czego ode mnie chcesz? Studiuje, pracuje, poszłam na kursy jazdy, bo jak ty mówiłaś potrzebujesz kierowcy, robię wszystko z myślą o tobie, przyjeżdżam tez”, po czym mama powiedziała, „ale zostań ze mną”. Mówię jej: „ale jutro do pracy idę”. Mama: „to pojedziesz sobie stąd autobusem, ludzie tak robią”. Nie pamiętam już dokładnie co odpowiedziałam, ale dodałam później „czy ty myślisz że ja mam z tobą już zawsze mieszkać, i nawet jak będę miała dzieci to mam je powiedzieć ‚sorki dzieci ale muszę żyć z mamuśką?’”, po czym ona powiedziała: „tak”. Mówiła coś tam, że dzieci jej znajomych DOŚĆ CZĘSTO ODWIEDZAJĄ rodziców. Odwiedzają, nie mieszkają!
Wyszłam z domu (nd). We wtorek miałam dużo roboty w pracy, więc nie dzwoniłam do mamy, a tylko wysłałam jej wiadomość „dzień dobry” ze serduszkiem. Odpisała. Później wieczorem poszliśmy z chłopakiem na zakupy, było około 18 godz. zaczęłam do mamy dzwonić, nie odebrała, drugi, trzeci raz. Nie odbierała. Napisałam. Nic. Zadzwoniłam na Viber. Nic. Po kilku min. dostaję wiadomość z treścią : „dzięki, że przypomniałaś sobie, że masz matkę.”. Nie miałam siły już jakkolwiek reagować na to, wiec odpuściłam.
Krótko mówiąc, mama zawsze miała trudny charakter. Do tej pory się śmiejemy i wspominamy jak ja podlewałam kwiaty (nie lubię kwiatów) będąc małą, bo bałam się, że mama będzie krzyczeć jak wracała do domu z zarobków zza granicy. Natomiast nie wiem jak być dalej, cały czas myślę, że może to moja wina, że to ja nie umiem się zachować, a ona jej dobra, bo przecież gotuje, przytula, całuje, mówi, że mnie kocha. Wtedy chcę wszystko dla niej zrobić. Ale Czasami, jak znowu (tak było z tym mięsem kurczaka) coś nie dobrze zrobię, albo zrobię inaczej jak ona mówiła to takie jazdy znowu się potarzają, chcę wtedy po prostu się wyprowadzić i trzymać ja na dystansie bo nie chcę mieć takiego życia już jak będę miała rodzinę i dzieci.
Koniec.