Mam około 30-stki, a czuje się jak jakiś 50 latek normalnie.
Nie tak chyba życie powinno wyglądać i nie tak człowiek się powinien czuć.
Jest rodzina, są obowiązki, musi być szacunek i jakieś partnerstwo.
Obowiązki zrzucane na kogokolwiek, brak szacunku i nienawiść.Taki zestaw.
Dlatego wspomniałem o terapii małżeńskiej.
Tylko tego muszą chcieć oboje - a jak wynika z postów autora ona woli milczeć niż rozmawiać.
Ogólnie masa problemów wynika z tego że ludzie ze sobą nie gadają.
Darku wysłałam Ci email. Przeczytaj proszę
Tak juz jest. Kobitki roznie reaguja na dziecko. To nie jest prawda, ze ciaza to piekny czas i kazda kobieta sie cieszy. Kazda przezywa to inaczej. Faceci nie rozumieja i nie wiedza o co chodzi. A kobiecie czasem wstyd sie przyznac nawet przed sama soba, ze nie daje rady psychicznie. Nie bedzie krzyczala na dziecko, bo niby dlaczego, ale emocje jakos rozladowac trzeba.
Darek, nie daj sie wyprowadzic z rownowagi w czasie rozmowy. Badz spokojny i powiedz wszystko. Zapytaj czy to przez dzieci, czy to napiecie jest dla niej zbyt duze. Zrob wszystko zeby ona to powiedziala. To jedyna nadzieja, ze cos sie poprawi.
70 2016-03-09 10:06:36 Ostatnio edytowany przez redapples (2016-03-09 10:21:12)
Dzieci nie były planowane, Ty chciałeś i przepraszam że to powiem, ale prawda może być taka że złapała Ciebie na dziecko, jak tylko dopięła celu, stwierdziła że ma Ciebie w garści. Poczytaj trochę o toksycznych kobietach:
http://koniectoksycznych.blogspot.com/2 … ranie.html
Możliwe, że ona sama jest w tym zagubiona, jednak musisz zacząć wyznaczać granicę i zaproponować terapię. Działasz jak każdy człowiek szukasz rozwiązań, nie robisz nic za jej plecami, wszystko konsultujesz a wynika z tego, że jej jest wiecznie mało. Metoda partnerstwa i rozmowy nie działają, jeżeli coś nie działa trzeba zmienić podejście.
P.S Duzym plusem jest że nie szukasz rozwiązania poza związkiem, przyszedłeś tutaj się poradzić, nie napisałeś żona jest taka i taka a mnie zauroczyła inna panna i duży plus.
Darek
Podsumujmy fakty. Jesteście małżeństwem od dwóch lat, od roku wyjeżdżasz więc w domu jesteś gościem.
Ty już się wypaliłeś, nie wiesz co czujesz do żony i nie możesz z Nią wytrzymać nawet przez ten krótki czas kiedy jeseś w domu.
Już zdążyłeś i o rozwód zapytać prawnika, choć zdrady nie ma, a małe dzieci tak.
Jak dla mnie to nie za bardzo kiedy, ta Twoja żona ma Cię okazję dręczyć bo przecież Cię ciągle nie ma.
Z jakiegoś powodu Ją wybrałeś na swoją partnerkę. Na pewno nie była taka zawsze, bo byś z Nią nie był. Ale pojawiły się dzieci, brak pieniędzy, Twoja nieobecność, jej samotność, rozdrażnienie, przemęczenie fizyczne i psychiczne itp. i pojawiły się kłótnie. Myślisz, że tylko u Ciebie jest kryzys. Każdy związek to przechodzi. Ale nie każdy zabiera swoje zabawki i zostawia małżonka tak szybko jak Ty to robisz.
Ten brak uczuć u Ciebie jest też zastanawiający. Można się kłócić, ale nie przestaje się z tego powodu kochać.
A może gdzieś tam gdzie teraz jesteś jest ktoś kto Cie rozumie, kto Cię wysłucha z kim Ci się dobrze rozmawia, może już myślisz, że wolałbyś żeby to tamta była Twoją zona. Tylko że jak przyjdą ciężkie czasy np. choroba, kalectwo, dzieci i pojawi się kryzys, to ona też zacznie narzekać, a Ty znowu uciekniesz.
Myślisz, że gdyby Twej żonie na Tobie nie zależało to by się nie kłóciła , gdzieś by miła Ciebie i to co mówisz. A że Ci wypomina to co kiedyś powiedziałeś to dlatego że ją to rani. Ranią ją Twoje słowa, tak samo jak jej słowa Ciebie. Na co dzień nie pamięta o tym , ale to normalne że się Jej to przypomina w złości i wtedy wypomina. To kobieta. Mężczyzna przechodzi nad tym co było do porządku, ale kobieta pamięta i myśli skoro tak powiedział to przecież nie kocha.
Co do opieki nad dzieckiem. Twoja zona jej nie chce. Ale to nie dlatego, że jej nie jest ciężko. Po prostu myśli, że gdyby się zgodziła to będzie gorszą matką, bo przecież kto zapewni dziecku lepsza opiekę jak ona. Na razie nie rozumie tego, że lepiej jest zgodzić się na pomoc, bo jakby sobie psychicznie odpoczęła od dzieci będąc choćby w pracy zawodowej, to była by szczęśliwsza, bardziej stęskniona, doceniona i korzystnie wpłynęło by to na jej zdrowie psychiczne. A że tego nie wie to normalne. Nie ma doświadczenia. Trzeba się samemu przekonać na własnej skórze, żeby coś już wiedzieć. Ja tak kiedyś myślałam jak Twoja żona, dziś wiem że się myliłam. Drugi raz bym tak nie zrobiła, ale też drugi raz nie ma się okazji.
Pomyśl jak byś Ty się czuł będąc na miejscu żony.
Ale tak mi się zdaje, że Ty rad pt. jak naprawić małżeństwo nie chcesz. Ty chcesz usprawiedliwienia.
Czuje sie tak jakby miała mnie w garści i robiła karte przetargową z dzieci i zarazem ciężar. Dziwne, że jak przychodzi do obowiązków to mnie obciąża i wini.
Wydaje mi sie, że mnie nie rozumiesz. Ja sue staram postawic w sytuacji żony, ale sa jakies granice. Nie mozna dawac sie dreczyc i godzic na wszystko.
Dzieje się tak, bo ona ma ciągle jakieś wymyślone problemy i wini mnie że ja się komuś wygadałem jak mnie traktuje.
Do tego dochodzą jakieś sprawy z przeszłości za które ma do mnie pretensje.
Ja bym się też wkoorwiła jak by mąż nadawał o mnie do innych.
Ciekawe co to za sprawy, o których żona pamięta do dziś.
Te wszystkie rady typu porozmawiaj. Ja to robilem wiele razy. To, ze bylem u adwokata to chcialem jakiejs pomocy bo nie dalo sie nad zona zapanowac i myslalem ze Ona zobaczy do czego to prowadzi. No ale nic.
Darek ja rozumiem, że jest Ci ciężko, że nie wolno dać się tak traktować, że Twoja żona źle robi.
Ale nie rozumiem, że nie chcesz czegoś zrobić żeby było dobrze.
A to coś to nie tylko rozmowy, to zmiany.
To bycie razem na codzień, osobno od innych czyli rodziców i teściów i to pójście zony do pracy, zapewnienie opieki dzieciom, to spędzanie czasami czasu tylko we dwoje. Jak wtedy się nie poprawi to Ok powiesz dałem z siebie wszystko.
Jak wygląda teraz wsza bliskość. Nie brakuje Ci żony. Mnie by brakowało. Nikt tez nie zastąpi tej więzi jaka ma się z mężem duchowo, ani matka ani dziecko, ani przyjaciółka. Tylko pustka zostaje. Ja bym nie chciała tak żyć, pieniądze jak widzisz to nie wszystko.
77 2016-03-09 10:41:49 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-03-09 10:43:58)
Darek szantaż rozwodem nie jest dobry, na mnie zadziałał by odwrotnie.
To byłby dowód, że nie kochasz i wtedy wszystko miałabym gdzieś. W ogóle to by mi się świat zawalił.
I nie myśl, że żona potrafi się zmienić na pstryknięcie palcami. Nikt tego nie potrafi. Po prostu musi podjąć pracę nad sobą.
To jest możliwe. Tylko musi widzieć w tym sens.
A co zona z siebie daje? Czemu ja mam ciagle dawac? Gdyby cos do mnie czula to by mnie wsparla jak ja ja wspieram, ale nie ja nie jestem czlowiekiem i mnie mozna gnoic.
Wiesz co ja tu chyba rad nie szukam.
Moze ktoras kobiwta to przeczyta i zastanowi sie nad druga strona medalu i cos do Niej dotrze. Ja mam dosc.
Ok tak myślałam.
Ale może Ty to tez przeczytasz i tez przemyślisz.
Czy tak naprawdę jesteś Ok.
Żona nic nie daje od siebie, a kto zapierdala przy dzieciach. Może się zamieńcie tak na 1 miesiąc. Bo najwyraźniej nie wiesz o czym mowa. Bladego pojęcia nie masz.
Idź do swojej pocieszycielki. Tylko nie przysięgaj jej że na dobre i na złe. Na dobre tylko obiecaj.
No cóż nie jesteś twardzielem najwyraźniej.
I wiecie co.
Tak, zostalem zlapany na dzieci.
Wiem o tym, pamietam te sytuacje ale zona zaprzecza.
Nie chcialem tego pisac zeby od razu wszyscy byli po mojej stronie. Chcialem obiektywnych opinii.
Tylko ze mnie to nie boli, kocham te dzieci i zycie bym za nie oddal, ale nie chce placic dalej takiej ceny za bycie z kims...
Nie mam nikogo, a przy dzieciach non stop od malego wszystko robilem ciagle takze wiesz. Wiem ze to obciazenie ale takie jest zycie.
82 2016-03-09 10:52:59 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-03-09 10:58:27)
Ale nie chcesz z dziećmi być , bo jak sobie niby opiekę nad nimi wyobrażasz. Ty chcesz być tam , a żony nie weźmiesz, bo co. Dom tu macie, żona ma doskonałą pracę, dzieci kolegów w szkole, których zostawić nie chcą. Dla chcącego nic trudnego.
Dobre to złapany na dzieci. Na to drugie też? Jak z kimś sypiasz to chyba oczywiste jest, że dopuszczasz myśl że mogą być z tego dzieci. Nie ma stuprocentowych metod antykoncepcji, chyba że sterylizacja.
Co innego robić przy dzieciach po pracy, a co innego być z nimi 24 na dobę. W pracy można psychicznie odpocząć od dzieci.
darek, nie badz ofiara. Twoja zona ma Cie centralnie w czterech literach, bo jestes miekki. Nikt normalny nie chcialby byc w takim zwiazku. Albo wezmiesz ja za leb i postawisz do pionu, zeby sie ogarnela i zaczela zachowywac jak normalny, dorosly czlowiek, albo zrob jak radzila oliwia. Terapia szokowa. Na takie rozwydrzone ksiezniczki dziala najlepiej. Potrzebujesz zony a nie trzeciego dziecka, ktore trzeba nianczyc.
Ciekawe, ile Twoja żona ma lat..
Powiem tak, ja takie fochy na okrągło robiłam partnerowi w pierwszym roku związku. A to był mój pierwszy związek. W głębi duszy cholernie mi na nim zależało, ale nie pokazywałam mu tego. Stałam się niewolnikiem swojej świadomości, która ciągle mi wmawiała że on jest do niczego, nie radzi sobie w życiu, kaleka, złamas, jest tyle lepszych mężczyzn od niego, że on mi się nie podoba itd... Ale podkreślam, że go mocno kochałam. Gdy się rozstwaliśmy na kilka dni - szalałam - wściekałam się jak nie dzwonił, byłam zazdrosna i ciągle o nim myślałam. Po przyjeździe przewęszyłam mu cały komputer, niczego nie pominęłam. I znowu po jakimś czasie był dla mnie frajerem, niedojdą itd.
Wiadomo, nikt by tego nie wytrzymał. W końcu to mnie się oberwało od niego, zmądrzałam po jakimś czasie... Po jakimś roku, kiedy to on począł mnie wykańczać psychicznie, gdy dowiedziałam się, że znalazł sobie przyjaciółkę do wódki. Wtedy to ja stałam się tą najgorszą, pokazał że ma mnie zupełnie gdzieś, zupełnie otwarcie do niej wychodził, a ja nie mogłam zrobić nic - nabawiłam się depresji, nerwicy..
Ale po pierwsze - od początku nie byłam normalna, od samego początku związku. Dolegał mi borderline i dopiero teraz, po tylu latach idę do psychiatry.
Dlatego pamiętaj, że żona Cię kocha, ale guzik warte jest takie kochanie dla Ciebie.
Ma bardzo niską pewność siebie, poczucie własnej wartości, dlatego chce to samo poczucie wzbudzić u Ciebie.
I dobrze jej idzie, bo klękasz przed nią na kolana - płaczesz, a ona Cię jeszcze mocniej dobija.
A nie lubi się czasem do Ciebie przytulić?
Macie dwójkę dzieci - póki Ty jeszcze jesteś normalny, daj jej wytrzeźwieć.
Zwróć się do rodziny, powiedz jak jest. Pójdźcie na terapię. Ignoruj to wszystko co ona mówi. Nazywa Cię frajerem? Udaj, że nie słyszałeś, uśmiechnij się i wyjdź z domu. Idź na piwo. Za każdym razem jak znikniesz jej z oczu po takim występie (ale bez ceremonii, ignorując wszystko co mówi, śmiejąc się jej w twarz) - ogarnie się. I nie mów, gdzie idziesz. Niech się pomartwi.
Zmień hasło do portali, nie dawaj jej swobody monitorowania. To będzie dla niej cholernie trudne, będzie jeszcze bardziej wrzeszczała, oskarżała Cię o wszystko, ale Ty spokojnie wytłumaczysz, że ma Tobie ufać, tak jak Ty jej ufasz. Że każdy człowiek od czasu do czasu potrzebuje prywatności. Po kilkunastu takich razach może w końcu zamknie jadaczkę i będzie się tylko w środku gotowała - a i uświadomi sobie, że może Cię stracić. Bo kto wie, możesz piszesz z kobietą, a zapierasz się tak strasznie, by się o niczym nie dowiedziała?
Ignoruj ją, nie klękaj na kolana, powiedz że nie jesteś pantoflarzem, za granicą - jak będzie się Tobie fochała przez telefon o głupoty - rozłącz się i nie odbieraj.
Powiedz jej kiedyś wprost na zimno, że jest głupia.
A przede wszystkim jakoś musisz ją posłać na terapię.
Ona ma ogromny problem ze sobą, dzieci będą cierpiały.
87 2016-03-09 11:36:55 Ostatnio edytowany przez redapples (2016-03-09 11:51:16)
To jest największa hipokryzja jaka stosują kobiety wmawiając facetom ze nie ma dobrej metody by zabezpieczyć się przed ciąża. Doskonale wiem kiedy mogę zajść w ciąże kiedy nie. Jeżeli dana kobieta nie zna na tyle biologi swojego ciała, to dla mnie jest to niezrozumiale, rozumiem w wieku jak kobieta się rozwija. Facet oczywiście tez może się zabezpieczyć, nie znajomość cyklu nie zwalnia go z myślenia, ciąża jest to odpowiedzialność dwojga osób i oczywiście się z tym zgodzę.
Podpisze się pod słowami adiaphora, zona Darka nie zachowuje się jak dorosły człowiek. Darek musi zmienić podejście, przestać za nią rozmazywać problemy tego świata. Niesie to za sobą niestety skutki takie, ze zona zacznie nastawiać dzieci przeciw Darkowi i prawdopodobnie użyje ich jako karty przetargowej, dlatego pochopne kroki nie są wskazane ani radykalne rozwiązania. Dla mnie albo Darek się wykończy, albo pójdzie na bok.
Jak Percival napisała, tej kobiecie potrzeba kubeł zimnej wody na głowę, dla niej jest oznaka słabości ze dajesz sobą manipulować i cały czas jesteś dostępny. (czyt. mało męski). Brutalna prawda.
Ciekawe, ile Twoja żona ma lat..
Ignoruj to wszystko co ona mówi. Nazywa Cię frajerem? Udaj, że nie słyszałeś, uśmiechnij się i wyjdź z domu. Idź na piwo. Za każdym razem jak znikniesz jej z oczu po takim występie (ale bez ceremonii, ignorując wszystko co mówi, śmiejąc się jej w twarz) - ogarnie się. I nie mów, gdzie idziesz. Niech się pomartwi.
Zmień hasło do portali, nie dawaj jej swobody monitorowania. To będzie dla niej cholernie trudne, będzie jeszcze bardziej wrzeszczała, oskarżała Cię o wszystko, ale Ty spokojnie wytłumaczysz, że ma Tobie ufać, tak jak Ty jej ufasz. Po kilkunastu takich razach może w końcu zamknie jadaczkę i będzie się tylko w środku gotowała - a i uświadomi sobie, że może Cię stracić. Bo kto wie, możesz piszesz z kobietą, a zapierasz się tak strasznie, by się o niczym nie dowiedziała?
Ignoruj ją, nie klękaj na kolana, powiedz że nie jesteś pantoflarzem, za granicą - jak będzie się Tobie fochała przez telefon o głupoty - rozłącz się i nie odbieraj.
Powiedz jej kiedyś wprost na zimno, że jest głupia.
To bardzo istotne ile ma lat, nie tylko ciekawe...
bo jesli ma powyzej 20, a Ty posuniesz sie do tych jakze zyciowych rad od Percival, to moze Ci sie przytrafic to co mojemu partnerowi
Mianowicie, jego zachowanie ( opis powyzej) wzbudzalo we mnie taka pogarde, ze go znienawidzilam,
a po nie dlugim czasie trzasnelam mu drzwiami przed nosem , bo myslalam, ze za chwile go udusze.
Wiec jesli chcesz sie pozbyc zony, to bardzo dobra rada.
No chyba, ze Twoja zona nalezy do tych ktore lubia jak sie je traktuje jak gowno.
Chce zyc normalnie i nie dostac zawału czy wylewu za pare lat.
Co do tego łapania, wiadomo każdy jest świadomy.
No, ale jak ktoś mówi że bierze tabletki, a potem Ci wmawia że tak nie mówił...
Percival, to jedna z najbardziej trafnych wypowiedzi w tym wątku. Łączy w sobie podejrzenia Darka co do przyczyn zachowań jego zachowań - zaburzenie z pogranicza i wręcz książkowe recepty na postępowanie z zaburzonymi osobami. Ciężko to zrozumieć, ale to właśnie najwłaściwsza metoda.
Chce zyc normalnie i nie dostac zawału czy wylewu za pare lat.
Co do tego łapania, wiadomo każdy jest świadomy.
No, ale jak ktoś mówi że bierze tabletki, a potem Ci wmawia że tak nie mówił...
Masakra. Najgorsze jest to ze uczestniczą w tym cyrku dzieci.
Jestem coraz bardziej skłonny, by uznać borderline za przyczynę zachowań żony Darka. Skłonność do autodestrukcji też jest wpisana w te zaburzenia. Straszenie tabletkami itp, za chwilę wypieranie się. Nawet do trzydziestu procent borderów kończy śmiercią samobójczą. I nie dlatego, że chcą. Oni nie umieją opanować emocji, myśli, zachowań. Skaczą od słodkiej miłości do nienawiści bez granic. Proszenie, grzeczne rozmowy i poddawanie się zachowaniom tylko nakręcają cały bajzel.
Darek, a nie sądzisz, że Twojej małżonce w głowie się poprzestawiało, że za dobrze miała? Jak ktoś nie ma zajęcia to zaczyna wybrzydzać. Jak by naprawdę miała tyle roboty i tak ciężko by było, i nie miała by wyjścia, to by robiła wszystko żeby to zmienić. Ale ma takiego łosia, który sie stara, więc jej wygodniej jest narzekać i Cie wykorzystywać, a przy okazji całe otoczenie jej współczuje i ona jest w centrum zainteresowania - i to jej pasi. Zarabiasz na dom, starasz się robić w jej kierunku gesty itd. Masz jak pisałeś laptopa, pracę ... lasce najwyraźniej jest za dobrze. jak by nie miała na czynsz, jakby musiała zastanowić się co do gara włożyć, to zamiast Cię opierdzielać wspierałaby Cię, a tak robi z Ciebie szmatę.
Dzieci masz kochać i kochaj je jak umiesz najmocniej i najpiekniej jak potrafisz. To co robiłeś i robisz przy dzieciach zostanie w Tobie na zawsze i bedziesz mógł ciepło wspominac te chwile - bo są zapewne bezcenne. Spędzaj z nimi tyle czasu ile tylko możesz. Skoro Twoja żona nie jest w tej chwili docenić tego co masz, pogodzić się z Twoimi wadami - które ma każdy, to za pare lat, jeśli nie dotrze do niej że trzeba szanować to co sie ma - to bedziecie mieli wobec siebie tylko najgorsze uczucia i zgotujecie sobie piekło.
94 2016-03-09 13:50:38 Ostatnio edytowany przez redapples (2016-03-09 13:51:26)
Chodziło o tabletki antykoncepcyjne. Zdarza ze kobieta udaje ze bierze. Co dają takie sztuczki, nie wiem.
To ze przerodzi się to w nienawiść i miłość i nienawiść to raczej pewne. Jednak proponowałbym podejść spokojnie i na początku do focha podchodzić z ignorem, tak samo na reakcje krzyku wychodzić, tłumaczyć rzeczowo co i jak. W tym związku są dzieci i tez widzimy jedna stronę medalu, bywa ze ludzie dorastają, tylko sami muszą dostrzec również swoje błędy.
Gdy tlumacze i jest krzyk, nie da sie rozmawiac i w koncu wychodze. No to mowi mi ze mam w dupie rodzine i Jej rodzinie na mnie gada a potem slysze ze jestem mamisynkiem. Takie bledne kolo.
Mysle ze ma za dobrze i ja jestem ulegly.
Dalem sie zlapac i dac kontrolowac swoje zycie, ale koniec z tym.
To uspokój rozmowę, powiedz ze trzeba ustalić temat i się go trzymać, bez krzyku i zrzucania winy, jak tylko zasada zostanie złamana wychodzisz, mówiąc krotko dlaczego nie będziesz kontynuował rozmowy (bo nie trzyma się zasad). Agresja nie pomoże, jeszcze bardziej dolejesz oliwy do ognia. Mniej na uwadze dobro dzieci.
To jest największa hipokryzja jaka stosują kobiety wmawiając facetom ze nie ma dobrej metody by zabezpieczyć się przed ciąża. Doskonale wiem kiedy mogę zajść w ciąże kiedy nie. Jeżeli dana kobieta nie zna na tyle biologi swojego ciała, to dla mnie jest to niezrozumiale, rozumiem w wieku jak kobieta się rozwija. Facet oczywiście tez może się zabezpieczyć, nie znajomość cyklu nie zwalnia go z myślenia, ciąża jest to odpowiedzialność dwojga osób i oczywiście się z tym zgodzę.
Mnie metod antykoncepcji nie tłumacz. Ja swój cykl znam od szkoły średniej. Skuteczność poszczególnych metod też. Nigdy wpadki u mnie nie było, a kiedy chcieliśmy dziecko to udało się za pierwszym razem.
Ale, że ja się na tym znam nie znaczy, że Darka żona się zna.
Darek a co z dziećmi będzie jak się rozwiedziecie? Jak to sobie postanowiłeś.
Jestem coraz bardziej skłonny, by uznać borderline za przyczynę zachowań żony Darka. Skłonność do autodestrukcji też jest wpisana w te zaburzenia. Straszenie tabletkami itp, za chwilę wypieranie się. Nawet do trzydziestu procent borderów kończy śmiercią samobójczą. I nie dlatego, że chcą. Oni nie umieją opanować emocji, myśli, zachowań. Skaczą od słodkiej miłości do nienawiści bez granic. Proszenie, grzeczne rozmowy i poddawanie się zachowaniom tylko nakręcają cały bajzel.
Ap
Ale Darek nie chce już swojej żony. Więc co można zrobić.
Czy skoro żona ma taki problem, to należy ją w tym zostawić samą i dzieci przy niej. A z drugiej strony to co dzieciom matkę zabrać.
Czy ona nie zasługuje by ją kochać.
Co Ty byś zrobił?
Chcialbym mieszkac sam z dziecmi, chociaz wiem ze moze nie mam na to duzych szans. Mam jednak prace, wyksztalcenie, dobra opinie, doswiadczenie w wychowywaniu. Jesli nie bedzie takiej opcji to pewnie spotkania raz w tygodniu, to rozstrzygnie sad pewnie.
101 2016-03-09 15:24:19 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-03-09 15:45:54)
Ale do tego musicie mieszkać blisko siebie, a Ty wracać nie chcesz i zona do Ciebie też nie przyjedzie.
Czy ty wiesz jaka to trauma dla dziecka, po pierwsze opuścić swój dom, po drugie rozstać się z matką.
Czytałam watki dorosłych osób które tego doświadczyły w dzieciństwie. To zostaje w nich na zawsze.
A potem znów borderline, DDD, czy jeszcze coś innego i historia zatacza coraz szersze kręgi.
Darek życie jest ciężkie, ale przecież możesz to zmienić. Jeśli kochasz to możesz. Wyznacz tylko granice. Podejmij decyzje o wspólnym życiu całej rodziny, najlepiej tam. Dlaczego nie chcesz spróbować. Gdyby to wszystko działo się w innych okolicznosciach, nie było małych dzieci, rozłąki i teściów, to bym zrozumiała, ale tak. To problemy trzeba usunąć, a nie opuszczać bliskich.
Słuchaj, dzieci kiedyś dorosną i wyjdą z domu. Ty tam zostaniesz z tą osobą, która za 20 lat Ci powie że Jej zmarnowałeś życie bo uczciwie pracowałeś i Jej pomagałeś.
To jeśli chodzi o dzieci.
Zamieszkanie razem, już pisałem że jak tam byłem i robiłem wszystko, pracowałem, miałem też już dosyć i byłem mocno przemęczony tym wszystkim to też było źle Jej.
Ale ja nie siedziałem i nie wyzywałem, tylko zakasałem rękawy i brałem się do roboty, żeby nikomu niczego nie zabrakło i żeby wszystko się razem trzymało.
Mam mocne przeczucie, że jak wróce i żona pójdzie do pracy to będą kolejne wymówki żeby się na mnie wyżywać, że w pracy ciężko, że to, że tamto.
Wiesz, mi się też od życia coś należy. Należy mi się, żeby mnie najbliższa osoba traktowała jak człowieka a nie jak śmiecia.
Jak małżeństwo wygląda tak, że się jednej osobie dogadza ciągle i się dostaje za to po dupie to chyba byłem pijany jak brałem ślub.
Bo ja sobie całkiem inaczej to wszystko wyobrażałem. Teraz do mnie dociera, że jakbym gwiazdke z nieba przyniósł to bym się dowiedział, że teź źle, bo za mocno jakoś świeci...Dla mnie żona przez to co robiła,robi już nie jest dla mnie bliska.
Nawet Jej to mówiłem, że mi jakby jakiś obcy facet czy kobieta się rozpłakała przy mnie z mojego czy innego powodu to bym jakoś nie wiem, pocieszył, powiedział że będzie dobrze. Nawet jakby to był mój wróg. Ja jak się otworzyłem tak przy Żonie krokodylimi łzami zostałem wyśmiany. Sorry, ale resztki godności trzeba mieć. To chyba nie jest i nigdy nie była miłość z Jej strony, tak się człowieka nie traktuje jak się go kocha i ta osoba jeszcze dba o Nią...
Darku, skoro nie zamierzasz wracać to jak wyobrażasz sobie Wasze życie. Małżeństwo na odległość. Naprawianie na odległość. Bycie ojcem choćby po rozwodzie też na odległość. Przecież nie ma takiej możliwości byście pozostali rodziną jeśli Ty tam a oni tu. Prędzej czy później znajdziesz pocieszycielkę.
Jeśli nie planujesz powrotu to bierz rodzinę tam, tam są lepsze perspektywy nie tylko dla ciebie ale i dla żony i dzieci. Lepszy start. Co jest ważniejsze niż bycie razem ? Co tu trzyma żonę ? Przekonaj ją.
Tak teraz myślę, że szantaż rozwodem to nie jest fer. Dla mnie jeżeli mąż brałby taką możliwość pod uwagę byłby już skreślony, bo to by znaczyło że mnie nie kocha i nie chce. Więc po co się starać. Decyzja już podjęta przecież. To ja tak myślę, co myśli Twoja żona nie wiemy.Apologises, jak może być DDA skoro nie miała problemów w swojej rodzinie. Ale może być też tak, że mąż o tym nie wie, bo o tym się nie mówi nikomu. O ciężkich przeżyciach. Ona sama może nie zdawać sobie sprawy z tego dlaczego tak się zachowuje.
Lilka prosze wczytaj się dokładnie w to co pisze Darek i zabieraj głos.
Bo z tego co piszesz to wynika, że za całą sytuację trzeba winić Darka a jego żonka to aniołek.
Darek, masz całkowitą słuszność żeby nie pozwolić się tak traktować.
Ale czy nie ma innego sposobu niż rozstanie?
Co zrobisz żeby uczestniczyć w życiu dzieci i żeby one nie stały się takie jak Twoja żona?
Przecież na odległość nie da się wychowywać dzieci.
Powiedz jeszcze, czy naprawdę w Twojej głowie nie ma innej kobiety? Ja się nie pytam czy zdradzasz żonę. Ale czy w Twoim otoczeniu, nie ma kobiety o której myślisz.
lilka787 napisał/a:Darku, skoro nie zamierzasz wracać to jak wyobrażasz sobie Wasze życie. Małżeństwo na odległość. Naprawianie na odległość. Bycie ojcem choćby po rozwodzie też na odległość. Przecież nie ma takiej możliwości byście pozostali rodziną jeśli Ty tam a oni tu. Prędzej czy później znajdziesz pocieszycielkę.
Jeśli nie planujesz powrotu to bierz rodzinę tam, tam są lepsze perspektywy nie tylko dla ciebie ale i dla żony i dzieci. Lepszy start. Co jest ważniejsze niż bycie razem ? Co tu trzyma żonę ? Przekonaj ją.
Tak teraz myślę, że szantaż rozwodem to nie jest fer. Dla mnie jeżeli mąż brałby taką możliwość pod uwagę byłby już skreślony, bo to by znaczyło że mnie nie kocha i nie chce. Więc po co się starać. Decyzja już podjęta przecież. To ja tak myślę, co myśli Twoja żona nie wiemy.Apologises, jak może być DDA skoro nie miała problemów w swojej rodzinie. Ale może być też tak, że mąż o tym nie wie, bo o tym się nie mówi nikomu. O ciężkich przeżyciach. Ona sama może nie zdawać sobie sprawy z tego dlaczego tak się zachowuje.
Lilka prosze wczytaj się dokładnie w to co pisze Darek i zabieraj głos.
Bo z tego co piszesz to wynika, że za całą sytuację trzeba winić Darka a jego żonka to aniołek.
Lexiu
Wczytaj się proszę w moje posty, bo z nich wynika jak rozwiązać problem, a nie od niego uciec.
106 2016-03-09 17:34:10 Ostatnio edytowany przez koni (2016-03-09 17:35:15)
Darek, zostaw zone skoro nie jestes szczesliwy. Ona tez sie z Toba najwyrazniej meczy. Ty juz decyzje podjales i tylko usilujesz nas tutaj, ( majacych nadzieje na naprawe malzenstwa) przekonac, ze to jedyne rozwiazanie. Szukasz tez potwierdzenia wsrod innych, ze nic juz z tego Waszego wspolnego zycia nie bedzie. Nie kochasz jej, co mowisz dosadnie w ostatnim poscie. Po co w tym trwac. Nie tlumacz sie, tylko dzialaj. Nasze rozkminianie niewiele daje, a Ty czujesz sie atakowany i tlumaczysz ze nke tego oczekiwales. Moze spotkasz ta odpowiednia, a zona takiego meza jakiego chciala. Moze pokocha Wasze dzieci i wszyscy bedziecie szczesliwi. Jesli juz postanowiles, to zrob to i tyle. Trwanie w tym nie ma sensu, jesli juz nic nie czujesz/czujecie do siebie. Mam na mysli milosc.
Koni, racja. Ja tylko dążę do tego żeby Darek wszystko sobie jeszcze raz przemyślał. Przyczyny i skutki.
Rozwiązania są ale on nie chce z nich korzystać.
Rozstanie oddaliło ich od siebie. Na odległość nie da się pracować nad związkiem.
A kiedyś może tego żałować. Bywało.
Ja nie mam nikogo i o żadnej kobiecie nie myśle.
Myśle tylko o tym, żeby mnie moja żona nie wykończyła i żebym dożył wieku w którym zobacze jak dzieciaki będą miały swoje życiu.
Ta formuła się chyba już wyczerpała, ja teraz wiem że nic na siłe i już nie chce z nikim być. Chce tylko mieć jak najlepszy kontakt z dziećmi.
Możliwe, że wróce i będe mieszkał osobno. Nie wiem tego jeszcze.
Lexiu
Wczytaj się proszę w moje posty, bo z nich wynika jak rozwiązać problem, a nie od niego uciec.
Lilka z całym szacunkiem bardzo dokładnie wczytuję się w Twoje posty.
Według mnie Darek pracuje za granicą i to była ich wspólna decyzja.
Jak mówi to w kraju nie ma szans na znalezienie pracy.
Rodzinę utrzymuje.
I jeszcze wiele innych spraw w tym temacie.
Ja wiem co znaczą wieczne pretensję ze strony partnera ( znam to z autopsji).
Kiedy nie jesteś w stanie nic zrobić a cały czas spotykasz się z pretensjami, wymówkami i wracaniem do przeszłości.
Czy na tym polega partnerstwo ?
Aczkolwiek znamy relację tylko z jednej strony, więc przynajmniej moje stanowisko może być stronnicze.
Pamiętaj o tym Darku zawsze, że jesteś dla dzieci nie zastąpiony.
One kochają Cię bezgranicznie i jak odejdziesz od żony, będą myślały że od nich też.
Nie wystarczy im że raz na kilka miesięcy wrócisz z zagranicy.
One potrzebują Cię na co dzień.
Powodzenia
Ale przemyśl jeszcze, czy nie ma żadnych szans żebyś był ze swoją żoną szczęśliwy.
Rozwiązania masz podane. Może warto skorzystać. Żebyś potem nie żałował.
Wole żyć 20 lat i widywać dzieci rzadziej, niż się wykończyć razem ze wszystkimi w 3,4 lata.
Lilka, pewnie nie spodoba ci się, co za chwilę napiszę, ale jak czytam twoje posty na róznych wątkach, to mam wrażenie, że z ciebie, to taka matka Teresa, która wszystkich by łączyła i każdej parze bez względu na okoliczności zaleca rozmowę, srowę i jakies terapie srapie- irytuje mnie coś takiego, bo kurczę, jak czyta się jakąś historię, to czasem aż scyzoryk się człowiekowi w kieszeni otwiera, a ty niczym zdarta płyta namawiasz wszystkich do trwania w bagienku. Może i taki głos jak twój jest potrzebny na takim forum, ale mnie, przyznam szczerze, jelita przewracają się z niecierpliwości, gdy ciebie czytam. Dlaczego to, twoim zdaniem, ciągle osoba pokrzywdzona ma nieść na swoich barkach ciężar odpowiedzialności za wszystko i ratować związek, skoro ta druga strona takiej potrzeby nie ma? To nie dość, że ktos stara się, pracuje i sił nie szczędzi, to jeszcze ma holowac jakiegoś nieudacznika i poświęcac się dla kogos, kto nie nadaje sie budowania normalnej rodziny? Darek ciężko pracuje i stara się jak potrafi najlepiej, by jego rodzinie niczego nie brakowało, zawija rękawy i bierze się do roboty i nie patrzy na to czy to babskie zajęcie, czy nie, jak trzeba coś zrobić, to on po prostu robi to. Tymczasem trafił na babę megierę, której nie idzie dogodzić- przeciez są takie pieklice, które tak potrafią zatruć komuś zycie, że do domu nie chce się wracać. Miałam kiedyś koleżankę, która też non stop krytykowała swojego męża, czepiała się go dosłownie na każdym kroku, a facet naprawdę był w porządku, mega cierpliwy, pracowity i tez starał się wyręczać swoja zonę we wszystkich pracach. Jednak ona wiecznie chodziła wściekła i non stop na niego obrazona, nawet w towarzystwie potrafiła tak o nim opowiadać, ze az żal było tego wszystkiego słuchać. Pewnego razu facet rodził kamień nerkowy, a kto rodził kamień nerkowy, to wie jak straszny jest to ból, szczególnie dla faceta. On chodził biały jak kreda po domu i zwijał się z bólu, na czole miał krople potu, a ona goniła go do roboty przy małym dziecku i jak zwykle uskuteczniała całą swoją tyradę- nie do zniesienia, ja, gdybym była na jego miejscu, to wywinęłabym się i w japę strzeliłabym takie rozjuszone i pyskate babsko, a on wił się z bólu i cierpliwie wysłuchiwał jej oskarżeń. Potem poszedł do toalety i urodził ten kamień. Gdy było po wszystkim powiedział tej swojej cudownej żonie, że już po wszystkim, że urodził ten kamień, a wiesz, co ona na to? Spojrzała na niego ironicznie i spytała " no i co? nie umarłeś? trzęsiesz się nad sobą, że rzygać się chce, co z ciebie za facet, trzeba było urodzić dziecko, to dopiero bys wiedział, co znaczy prawdziwy ból i oczywiście abarot zaczeła swoją tyradę. To małżeństwo już dawno temu się rozpadło, bo przecież nie wiem jakim cudem mozna byłoby wytrzymać z takim babskiem.
A ty Lilka zamiast wczuć się w sytuację autora wątku roztkliwiasz się nad jakąś złosliwą babą.
Lilka, pewnie nie spodoba ci się, co za chwilę napiszę, ale jak czytam twoje posty na róznych wątkach, to mam wrażenie, że z ciebie, to taka matka Teresa, która wszystkich by łączyła i każdej parze bez względu na okoliczności zaleca rozmowę, srowę i jakies terapie srapie- irytuje mnie coś takiego, bo kurczę, jak czyta się jakąś historię, to czasem aż scyzoryk się człowiekowi w kieszeni otwiera, a ty niczym zdarta płyta namawiasz wszystkich do trwania w bagienku. Może i taki głos jak twój jest potrzebny na takim forum, ale mnie, przyznam szczerze, jelita przewracają się z niecierpliwości, gdy ciebie czytam. Dlaczego to, twoim zdaniem, ciągle osoba pokrzywdzona ma nieść na swoich barkach ciężar
No a Ty oliwia jak zdarta płyta namawiasz wszystkich do wiania ze związków.W każdym wątku dokładnie to samo tworzysz.Nie ważne czy niesie ktoś ciężar czy nie.Dziś namawiałaś już jedną dziewczynę żeby wiała bez rozmowy bo jakiś tam gość się brzydko odezwał.A skąd wiesz że to niejednorazowy wyskok na lata?Jesteś wróżką?A dziewczyna być może przez to co piszesz go oleje i nawet z nim nie porozmawia.
Lilka swoje przeszła i gdyby tak łatwo podchodziła do wszystkiego jak Ty to być może już by dawno ze swoim mężem nie była.
114 2016-03-09 19:44:20 Ostatnio edytowany przez adiafora (2016-03-09 19:47:11)
oliwia9195 napisał/a:Lilka, pewnie nie spodoba ci się, co za chwilę napiszę, ale jak czytam twoje posty na róznych wątkach, to mam wrażenie, że z ciebie, to taka matka Teresa, która wszystkich by łączyła i każdej parze bez względu na okoliczności zaleca rozmowę, srowę i jakies terapie srapie- irytuje mnie coś takiego, bo kurczę, jak czyta się jakąś historię, to czasem aż scyzoryk się człowiekowi w kieszeni otwiera, a ty niczym zdarta płyta namawiasz wszystkich do trwania w bagienku. Może i taki głos jak twój jest potrzebny na takim forum, ale mnie, przyznam szczerze, jelita przewracają się z niecierpliwości, gdy ciebie czytam. Dlaczego to, twoim zdaniem, ciągle osoba pokrzywdzona ma nieść na swoich barkach ciężar
No a Ty oliwia jak zdarta płyta namawiasz wszystkich do wiania ze związków.W każdym wątku dokładnie to samo tworzysz.Nie ważne czy niesie ktoś ciężar czy nie.Dziś namawiałaś już jedną dziewczynę żeby wiała bez rozmowy bo jakiś tam gość się brzydko odezwał.A skąd wiesz że to niejednorazowy wyskok na lata?Jesteś wróżką?A dziewczyna być może przez to co piszesz go oleje i nawet z nim nie porozmawia.
Lilka swoje przeszła i gdyby tak łatwo podchodziła do wszystkiego jak Ty to być może już by dawno ze swoim mężem nie była.
a co Ty przeszedles w zyciu, ze tak filozofujesz? Oliwia jest realistka i wie, co pisze, doświadczenia zyciowe tez ma. Zwiazek i partnerstwo to wspolpraca a nie, jak slusznie napisala oliwia, holowanie kogos przez zycie, bo nie potrafi ani nie chce się ogarnąć czy tez znoszenie upokorzen. Oliwia nie namawia autora do wiania, tylko do bardziej radykalnych dzialan, bo bycie podnóżkiem i uleganie we wszystkim partnerowi jest brakiem szacunku do siebie i niczemu nie sluzy. Milosc nie polega na poswiecaniu się w sposób, jaki myślisz. To jest masochizm i glupota. Oczywiście sa masochiści i głupcy, którzy latami znosza takie zycie. Oliwia pisala o koleżance. Ja miałam sasiadke. Bylam wtedy nastolatka. Sasiad był spokojnym, uroczym człowiekiem. W domu robil wszystko, myl okna, sprzatal, chodzil po zakupy. Wiem, bo kolegowalam się z ich corka. Matka mi mowila, ze dzieckiem się zajmowal, jak było male. Zona wieczna zrzeda, która ciężko było zadowolić. Ona nawet nie potrafila normalnie mowic do niego, tylko burczala, w glosie zawsze jakas pretensja... Po prostu przyzwyczaila się przez lata, ze tak może. Bo on cierpliwie znosil, bo był lagodnym i ugodowym człowiekiem no i najpierw dla dobra dziecka, żeby w domu nie było awantur a potem...może sie przyzwyczail, a może ja kochal jeszcze?
Wszyscy się dziwili, co za swiety chlop, ze z takim babsztylem wytrzymuje. Corka im dorosla, wyprowadzila się a oni dalej razem...
Ale jak widać i swieci maja swoje granice. Odszedl od niej po prawie 40 latach.
Jego zona była oburzona, jak mogl! A on już musial!
Czlowiek nie po to wiaze się z drugim, aby się poswiecac w imie romantycznej milosci i trwac przy nim na przekor wszystkiemu. Gdyby tak było to zony nie odchodzilyby od alkoholikow tylko staczaly się na dno razem z nimi i pograzaly rodzine. Nie zostawia się kogos z powodu problemów, ale jeśli zycie z kims jest pasmem nieustannych problemów i pomimo checi pomocy ktoś nie chce nic z nimi zrobić i nie zanosi sie na poprawe to sorry, albo w lewo albo w prawo. Do tanga trzeba dwojga. Proste. To lepsze i zdrowsze podejście do rzeczywistości niż jakies nawiedzone dyrdymały...
Sorry lilka ale dziewczę nie wiesz co piszesz.
Ofiara ma jeszcze przepraszać że jest krzywdzona?
Dzieci?.
Jaki wzorzec rodziny wyniosą w dorosłe życie z tego chorego domu?
Darek,
Wiesz, gdy czytam te cioteczki dobra rada typu lilka, to uśmiecham się pod nosem,
Ale nie ma w tym nic ironicznego.
Bo chłopaku współczuję Ci. Nawet nie wiesz jak bardzo Jesteś w naprawdę w ujowym położeniu...
Cokolwiek byś jednak nie myślał, jesteś jedynym, który musi podjąć decyzję...
Masz do wyboru dwa warianty..
Albo jak najszybciej wymiksujesz się z tego chorego związku, przez przypadek zwanego małżeństwem, walcząc o dzieci i mając na uwadze właśnie ich dobro...
Albo tkwisz w tym destrukcyjnym dla siebie układzie, który zaprowadzi Ciebie prosto do pokoju bez klamek...
To w czym i z kim żyjesz, zniszczy Ciebie.
Masz prawo się ratować na wszelkie sposoby.
Nie oglądaj się na nikogo
Od takich kobiet jak ta Twoja to się sp***la..
Póki nie jest dla Ciebie za późno i masz jeszcze w miarę trzeźwy ogląd sytuacji
Nie będę się rozpisywać..
Musisz podjąć decyzję. Najlepszą dla Ciebie..
Nie dla niej..
Poczytaj sobie poniższy wątek :
http://www.netkobiety.pl/t83319.html
Zobaczysz, jak niemal identyczne są te dwie kobiety
Twoja żona i żona Grimma
To powinno Ci naświetlić, z czym masz do czynienia :
...Border upatruje źródła problemów i ich przyczyn prawie zawsze poza sobą (choćby był sprawcą) i nie ma żadnej motywacji aby się doskonalić, on nie rozumie relacji przyczynowo skutkowej, on nie rozumie stwierdzenia „uczyć się na błędach”, która napędza samodoskonalenie, bo to nie są dla niego błędy ale kłody rzucane mu pod nogi przez tych innych, „złych”.
UWAGA na jego przewrotną logikę !!!
Ona jest prosta i żelazna i nie jest to kwestia najwyższego IQ aby to rozpoznać.
Broń Boże abyście starali się z nim mierzyć i coś udowadniać – nic nie wskóracie,
jesteście jego krótką grą, etapem w życiu, choćby Wam obiecywał, że jesteście jedyni, niepowtarzalni, jesteście celem jego życia..
Ofiarami BL są ludzie najczęściej o dużej empatii (lub też skrajni narcyzi) – oni w swojej dobroci chcą mu pomóc w jego walce ze złym światem, nawet nie przypuszczają, że są JUŻ jego ofiarą.
Teraz BL będzie tylko zagęszczał sieć intryg.
Tacy ludzie dają z siebie coraz więcej i więcej bo są przekonani, że da się Bordera „wyleczyć” swoją miłością, oddaniem itd. wielokrotnie nie wytrzymują ale wtedy border wraca i LOGICZNIE I SENSOWNIE „przyznaje” się do swoich złych działań i obiecuje zmianę, poprawę i znowu jest sielanka..Poznacie Bordera po tym, że w dłuższym okresie czasu WSZYSCY są lub byli jego wrogami.
Od rodziców, przez rodzeństwo, nawet dzieci, kolejno wszyscy partnerzy, przyjaciele i przyjaciółki.
Wrogie fronty ciągle się zmieniają. Jednego dnia możesz usłyszeć, że ktoś jest skończoną kanalią, z którą Border nie chce mieć już nigdy nic do czynienia, po jakimś czasie ta osoba jest autorytetem i przyjacielem, który dobrze jej życzy aby za jakiś czas znowu stać się ostatnim wrogiem.To samo dotyczy wspomnień – raz są one traumatyczne
a później okazuje się że nie, że było całkiem fajnie..
U bordera nie istnieje coś takiego jak nienaruszalne wartości, obiekty szacunku – to tylko kwestia czasu aby o WSZYSTKICH usłyszeć, że są źli, najgorsi, że nigdy więcej nie chcą o nich słyszeć.I na koniec…
Po bliższym kontakcie z Borderem jesteście psychicznym wrakiem, (znaczna część trafia w końcu do psychologa aby przywrócić własną samoocenę i stabilność świata) jesteście w centrum skłóconego świata, już odcięliście się od swoich dotychczasowych przyjaciół i znajomych, często rodziny. Wspierając bordera, chcąc mu pomóc, walczyliście w jego wojnach wszystkich ze wszystkimi.
W końcu czas przychodzi na Was, w końcu sami stajecie się jego wrogiem i dołączacie do długiej listy znienawidzonych, którzy są winny wszystkich jego krzywd – cokolwiek byście nie zrobili dla niego, jakkolwiek byście mu nieba nie przychylili – ta świadomość dla normalnego człowieka jest nie do zniesienia!
Lilka, dobra dusza z Ciebie. Pomogłabyś wszystkim bez wyjątków. Jak dla mnie pomóc można tylko osobie, która jest świadoma swoich problemów, chce cokolwiek zmienić i co najważniejsze widzi sens zmian. Na siłę nie da rady nikomu pomóc, a w niektórych przypadkach nawet zdrowo dostać rykoszetem. I nie jest to asekuranctwo.
Borderline należy traktować na równi z przemocą fizyczną, emocjonalną, alkoholizmem w najgorszej postaci, narkomanią, narcyzmem. Już Ci napisałem, że należy postawić się w rolę słabszego. Borderline jest o tyle paskudne, że border stwarza złudzenie ofiary. Owszem, sam uważam, że są to osoby nieszczęśliwe, ale zawsze to one są źródłem zła. Same tonąc w swoim świecie krzywdy, projekcji wciągają na samo dno swoich bliskich. Najczęściej nie robią krzywdy nikomu obcemu, a właśnie skupiają swoje prawdziwe i wyimaginowane uczucia na najbliższych - partnerach, dzieciach, rodzicach. Nie umieją żyć inaczej jak na skrajnych emocjach. A tak nie funkcjonuje żaden normalny człowiek.
Bez fachowej pomocy nikt nie pomoże takiemu człowiekowi. Darek jest ostatnią osobą do tej pomocy. Prędzej stanie się dla swojej żony źródłem wszelkiego zła, niż ją przekona do zmiany. Przykre, ale prawdziwe. Na domiar złego chłopak jest sam współuzależniony od zaburzenia swojej żony. Sam potrzebuje fachowej pomocy. Sytuacja porównywalna z jakąkolwiek żoną patologicznego pijaka.
Mimo słownictwa i stanowczych sądów szanuję Olivię. Pomaga w ten sposób ludziom, do których nie sposób dotrzeć inaczej. Jeśli zagłębisz się w tematykę zaburzeń osobowości, sama stwierdzisz jak bardzo te opinie są na miejscu. Najprawdziwszy jest zwrot "od toksyków się ucieka" ,gdy masz do wyboru zajechać się lub zwyczajnie uciec co wybierzesz? Nigdy nie osądzę wypowiedzi Darka jako złych, bo sam przeżyłem ponad dziewiętnaście lat z borderką. Na tyle nasze sądy są na miejscu, na ile nas sprawdzono.
Nigdy bym nie przypuszczał, że kiedykolwiek trafie tutaj i będe pisał o tym wszystkim.
Dobrze mieć jakieś opinie, wsparcie słowem.
Tak sobie ostatnio powtarzam, że ludzie nie mają domów, są śmiertelnie chorzy, nie mają co jeść.
A jedna osoba potrafi zrobić takie coś, że ja się z niczego nie potrafie cieszyć już prawie wcale.
Kiedyś będąc w Polsce na urlopie po którejś już kłótni szedłem ulicą i mijałem pewną pare ludzi.
Nie byli bogaci, nie byli dobrze ubrani, możliwe że brakowało im pieniędzy na to czy na tamto
Mieli jednak coś czego ja nie mam, byli szczęśliwi.
Szli uśmiechnięci za ręke i było widać, że są pomimo tego jakie mają inne problemy, szczęśliwi.
To mi dało już wtedy do myślenia, mam nadzieje, że będe kiedyś szczęśliwy.
Postaram się dać Wam znać jak to wszystko się potoczyło dalej za jakiś czas.
118 2016-03-09 20:46:52 Ostatnio edytowany przez oliwia9195 (2016-03-09 20:49:40)
Darku, After wkleił ci fragment artykułu na temat zaburzenia borderline- ja za chwile wkleję ci cały ten artykuł, a wręcz wywiad z psychologiem na temat tego uroczego zaburzenia- tekst zaczerpnęłam z forum na temat przemocy w rodzinie niebieskiej linii- kilka razy wklejałam już ten tekst innym autorom wątków, ale i tobie, jak widać, bardzo jest to potrzebne.
teraz wkleiłam ci cały wątek z wyżej wymienionego forum pt. "zycie z zaburzeńcem" ten wątek jest niezwykle cenny, ponieważ po jego przeczytaniu nawet laik zrozumie na czym polega zaburzenie borderline i czym może skończyć się zycie z zaburzeńcem.
Dziękuję wszystkim, którzy uważają, że moje radykalne rady są bardzo pomocne, że szczególnie służa one osobom, które już nie wytrzymują dziadostwa w jakim zyją, sa umordowane w najwyższym stopniu i chcą zmienić swoje życie.
oto wątek z forum niebieskiej linii
Ostatnio zmieniony przez marta 25 dnia Sro Gru 12, 2012 13:50, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 10:52 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Tam, gdzie pojawia się lęk przed stratą - nie można stawiać granic. Ten, komu bardziej zależy przestaje mieć moc stawiania granic i warunków. Boisz się, że jeżeli przestaniesz akceptować, przestaniesz wspierać, dawać za darmo - ktoś odejdzie. A lęk przed stratą jest powodem rozpadu wielu wspaniałych relacji. W związku stery trzyma ZAWSZE ten, komu mniej zależy. Jeżeli ster trafi w ręce zaburzonej partnerki/partnera - jest koniec lotu."
"
"Przecież wiesz, jak jest bord zbudowany. Deklaratywnie kurewsko potrzebuje bezwarunkowej, matczynej/ojcowskiej miłości, oddania i poświęcenia bezgranicznego. Ale im bardziej udowadniasz mu swoje oddanie i pokazujesz poświęcenie - on tym bardziej się Tobą brzydzi. Wysysa z Ciebie całą miłość i zostawia. Uznaje to za Twoją słabość, bo dajesz mu więcej, niż na to zasługuje. Nie musi się starać.
Mi się wydaje, że jest tak: bord jest ukierunkowany na zdobywanie atencji, współczucia, jest sępem miłości - bo całe dzieciństwo spędził bezpardonowo walcząc o to, co mu się z nadania jako kochanemu dzieciakowi należało. Każdy, kto spróbuje iść tym tropem, "uratować", wypełnić te prastare deficyty przejebie z kretesem. Dopóki bord będzie się musiał starać o to wszystko, o co niesprawiedliwie i niesłusznie musiał się starać za dziecka - bord będzie się starał. Bo to staranie ma zakodowane w podświadomości. Ma zakodowane coś, z czym mu kurewsko niewygodnie, ale czego nie może się pozbyć - że na czyjąś miłość trzeba zasłużyć. I chociaż nie wiem jak by chciał sobie udowodnić, że jest inaczej - szczerze wierzy tylko w ten smutny scenariusz.
Jeżeli bord dostanie, zdobędzie - pójdzie się starać gdzie indziej. Pójdzie realizować swój smutny, dziecinny schemat do kogo innego. Pójdzie grać w swoją grę z kimś innym."
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 11:33 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Wiesz, NIC tak nie boli jak obojętność. NIC. Chłód, dystans, zobojętnienie. To dla mnie nawet nie zaprzeczenie miłości, to coś co ją absolutnie wyklucza. Nie ma mowy o miłości, o jakimkolwiek uczuciu, kiedy mam kogoś gdzieś, kiedy go nie zauważam, kiedy jest mi obojętny. Kolosalna większość ludzi, z którymi mam styczność, znajduje się w mojej świadomości w tej bezpiecznej strefie. Bo wiem, że gdy pozwolę na to, by ktoś przekroczył tę niewidzialną linię, to cholernie trudno będzie mi go z niej potem wykopać, stracę wiele sił i sporo samej siebie, swoich zasobów."
.
to teraz sobie wyobraź, że on trzyma WSZYSTKICH w bezpiecznej strefie. Dosłownie wszystkich, łącznie z najbliższą rodziną. Ze WSZYSTKIMI ma powierzchowny kontakt. Owszem, ma sporo znajomych, ale takich do pogadania o filmie albo ubraniach."
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 11:39 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Odzyskałaś wzrok. Cenę, którą musiałaś zapłacić za obdarzenie kogoś naturalnym, pięknym, czystym uczuciem - znamy wszystkie. Też ją płacimy albo już zapłaciłyśmy.
A gdyby nawet wrócił na terapię, to co ? Wybaczysz, zapomnisz ? Nie da się. Jesteśmy tylko ludźmi. Wciąż nie wymyślili piguł na totalny reset pamięci i nawet jeśli zdecydowałabyś spróbować raz jeszcze (w imię dobrych czasów, które razem przeżyliście) robak zwątpienia i poczucia beznadziei już w Tobie zostanie. Brak zaufania już w Tobie zostanie. I będzie Cię toczył codziennie.Bo nie da się NIE PAMIĘTAĆ.
Wiesz, co ja sobie pewnego dnia uświadomiłam ?
Że za pięć miesięcy, rok, dwa czy trzy BĘDZIE TAK SAMO JAK DZIŚ.
Będę w tym samym punkcie "związku".
Nic się nie zmieni.
Och, świetnie to wiem: nic nawet nie drgnie.
A KIEDY TO WRESZCIE DO NAS DOTRZE _ NASTEPUJE MOMENT PODJECIA DECYZJI
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 11:48 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Jeszcze jedno: każdy z nas ma indywidualnie ustawiony próg bólu, granicę tego, ile potrafi znieść. Ja, w imię miłości, wybaczania, rozumienia i czego tam jeszcze, zniosłam tyle upokorzeń, że w końcu zaczęłam sobą pogardzać. Pogardzać za to, na ile się zgodziłam, jakie rzeczy próbowałam zapomnieć i wybaczyć, że w momencie, w którym trzeba było odejść, nie odeszłam, ale dawałam kolejne szanse i łykałam kolejne obietnice (w które, nota bene, przestałam wierzyć, wiedziałam, że zostaną złamane).
To było jak cykliczny gwałt dokonywany na samej sobie. Nieoczekiwanie wracało w snach, w koszmarach. Pamięć nie chciała się zresetować, podświadomość żyła sobie hiperaktywnie, a ja zaczęłam wydatkować nieprawdopodobne zasoby energii na obronę integralności własnej psychiki.
.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 11:54 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
bord cierpi świadomy tego, że krzywdzi -
> kocha zawsze ze strachem, że go ograją i rozpieprza wszystko - sobie też"
Właśnie, "ograją". Dlatego - rozpieprzyć w najpiękniejszym momencie, żeby nie było gorzej. Zamrozić chwilę, dalszy ciąg dopisać w głowie. Kochać zrywami, chwilami. Bordowi się wydaje, że każda miłość wygląda tak jak jego - niestabilnie, skrajnie, histerycznie. Że czyjaś miłość - tak jak jego - to zlepek największych emocji na świecie. Że te emocje, dobre i złe, najpiękniejsze i najbrzydsze, stanowią o sensie i trwaniu miłości. Jeżeli zelżeją - będzie po wszystkim, nic już nie zostanie. Dlatego walczyć, ranić i głaskać, wybaczać i prosić o wybaczenie, przeżywać niepewność, huśtać łódką.
Nie dość, że w głowie karuzela - przypuszczenie, a w zasadzie pewność, że druga strona przeżywa tak samo. Te same stany niepewności, wątpliwości, tak samo na przemian kocha i nienawidzi.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 11:57 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Bord trzyma się na wodzy, trzyma innych, w tym "ukochaną" osobę na bezpieczny dystans, bo kiedy dopuści zbyt blisko - można borda łatwiej i mocniej/głębiej zranić. Nie przychodzi im do głowy, że nie wszyscy na tym świecie chcą ranić. Też miałem takie same, identyczne wręcz obawy - kiedy byłem duuuuużo młodszy... Ale ostatcznie zrozumiałem bezsens takiej postawy, nie będę z góry skazywał się na miałkość i płytkość w niby-związku. I to jest chyba zasadnicza róznica pomiędzy bordem, a normalsem - paniczny strach przed bliskością, przed całkowitym oddaniem się drugiej osobie. Bo skrzywdzi mnie, prędzej czy później... A normals w dupie ma to, czy go ktoś skrzywdzi! Pewnie że tez go zaboli, ale poboli i przestanie, a można przecież wygrać Miłość (duże M). Suma summarum - "gra" nader warta świeczki Wink
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 12:02 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Hmmmm
Tak sobie dziś dumałam, i doszłam do wniosku, że lekarz/terapeuta jest dla bpd idealnym obiektem uczuć i idealizowania... Bo
-jest niemal z definicji niedostępny, nieosiągalny (jeśli istnieje relacja lekarz-pacjent)
-równocześnie jest tak blisko jak nikt: wie o Tobie tyle co nikt, zwierzasz mu się, zna Twoje troski, lęki, obsesje, słabości
-w pełni Cię akceptuje
- nie chce Cię zmieniać, by było mu z Tobą lepiej, czy dla dobra związku
- chce Ci pomóc, chce byś była zdrowa, to jest jedynym celem
- nie może Cię skrzywdzić, brutalnie odrzucić, chamsko skrytykować
- On Cię ROZUMIE (jeśli jest dobry Razz) !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
- nie wolno mu Cię tknąć ani okazywać względów, co może stanowić cholerne wyzwanie (dla mnie stanowiłoby)
- nie wyśmieje Cię, nie zrobisz z siebie nawet idiotki próbując go chwilami oczarować, bo Cię zna (Twoją psychikę, zaburzenia) i go to nie zaskoczy
- mimo to możesz sobie wyobrażać, że on pragnie Twojej bliskości równie silnie jak Ty jego, i to, znając nas, nie musi być jedynie wyobrażeniem
-on MA OBOWIĄZEK Cię wysłuchać, być, gdy go potrzebujesz
- jest wysoce przewidywalny (wizyta, jej przebieg, termin, jego podejście do Ciebie - żadnych złych dni czy humorów)
- nie da się wyprowadzić z równowagi Smile choćby nie wiadomo co (chyba, że jest kiepski)
- raczej nie zdołasz go zranić (chyba, że on jest słaby, a Ty dobra)
- nie jest od Ciebie zależny i nie stanie się nagle (jesteś bezpieczna)
- wyobraźnia ma pole do popisu
- to zazwyczaj bardzo inteligentni (mówię o psychiatrii i psychologii), empatyczni, głębocy mężczyźni
- nie ma wobec Ciebie oczekiwań, niczego się nie spodziewa, po prostu chce Ci pomóc i cieszy się gdy to następuje
- nie osądza Cię
- nie musisz się go bać
- możesz mu zaufać naprawdę, jak nikomu (nie wykorzysta Twoich słabości ani informacji o Tobie)
- możesz być sobą (a nawet chyba powinnaś)
- tak jak pisałaś, są twarde reguły, zasady, granice, jest wreszcie jakiś porządek, jakaś tama..
- Ty także nie możesz mieć wobec niego dużych oczekiwań (nie mówię o skutkach terapii tylko o relacji z nim), więc... pewnie ich nie masz
- jest niedostępny, bo nie może być, więc nie masz do niego o to żadnego żalu
Kurczę no.. To tak z kopyta, jakby pomyśleć dłużej, to znalazłoby się dużo więcej argumentów...
O!
- nie jest zazdrosny o innych, jesteś wolna !!
- nie obarcza Cię swoimi problemami, troskami, kompleksami (choć pewnie bardzo byś chciała), jest ideałem bez wad (bo jak tu je poznać?)
- nie odejdzie, nie opuści, jeśli tylko Ty tego nie zechcesz
--
inni boją się śmierci ja boję się żyć
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 13:13 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Chodzi o to, o co zwykle - o strach. Osoba zaburzona ma misternie przez lata zbudowany system zabezpieczeń i wypracowany w pocie czoła model funkcjonowania wśród ludzi. Taki, który kosztuje go jak najmniej bólu. Im wszystkim - i dda, i bpd i innym - koszmarnie trudno funkcjonować wśród ludzi, w ekstremalnych przypadkach każda jedna jebana sytuacja rośnie do rangi misji kosmicznej, nawet zakup biletu w kiosku. Wiem, bo kiedyś otworzyła się przede mną taka osoba i się przeraziłem, serio. Po zwykłym dniu, najzwyklejszym, bez żadnych problemów ani wyzwań, fizycznie padała na twarz ze zmęczenia, bo od rana w masce, od rana z kontrolą pod rękę, od rana do wieczora zgadywała, jak powinna się zachować w każdej jednej sytuacji, co
odpowiedzieć, co powiedzieć, co o niej myśli ta osoba, a co inna. czy już ją nienawidzą, czy zaraz znienawidzą, czy widać po niej, że ma w środku to, co ma, czy nie widać. A wiesz, ta osoba wśród ludzi uchodzi za super spontaniczną, "normalną" do bólu, wesołą i atrakcyjną. Jest jedno ale - sama nie wie, kim jest. Bez "udawania", wcielania się w sztuczny sposób w role fizycznie znika.
"ten lek przed bliskoscia kaze mu niszczyc testowac prowokowac az do wykonczeni
> a partnera."
testuje, bo nigdy nie ma dość dowodów ani dostatecznie silnego dowodu, że może zaufać. Testuje w nadziei, że któryś kolejny test przyniesie mu pewność, gwarancję, że może sobie pozwolić na zdjęcie zbroi i nie dostanie wpierdol. Testuje, bo nie wierzy, że za każdym razem ten sam test przyniesie identyczny wynik i nie uwierzy nigdy. Testuje, a im bardziej test przynosi wynik na korzyść partnera - tym silniejsza jest reakcja "oooo nie, chcesz mnie oszukać i zabić! Okej, prawie ci się udało!". I przychodzi z kontrą, zapina zbroję, żeby szybciej oszukać i zabić. Bywa podły i niszczycielski, udaje, że mu nie zależy - bo ten, komu mniej zależy, kto jest bardziej zimny, kto nie potrzebuje - w życiu wygrywa. Ten, komu bardziej zależy kieruje związkiem, w odczuciu borda przejmuje władzę nad jego życiem. Dla borda utrata kontroli, świadomość tego, że ktoś nim kieruje, że jest od kogoś zależny - to koszmar życia. Ten, kto silniejszy - kontroluje, ten, kto słabszy - jest na łasce kontrolującego, bezbronny.Dlatego bord, chociaż słaby jak osikowy listek, zrobi wszystko, żeby Ci udowodnić, że to TY jesteś ta słabsza. Dla borda kochać = być słabym = wystawić się na pogardę i zniszczenie. Oddać swój los kompletnie w czyjeś ręce. Dać się ośmieszyć, skompromitować, dać sobie zabrać "ja" i dać się wchłonąć -> utracić siebie. Bord się odbija w swojej relacji jak w lustrze, zresztą każda relacja jest odbiciem partnerów. Nawet kiedy bord widzi swoje piękno - zwyczajnie w nie nie wierzy. Traktuje to odbicie jako pułapkę, oszustwo i mistyfikację, dobre słowo - jak pochlebstwo, które ma jeden cel: omamić go i zniszczyć. Cierpi z niewiary, jak widzi swoje piękno, cierpi z cierpienia jak widzi swoje krzywdzące oblicze. Wciąż nie widzi jednego i stałego, tego samego siebie - wciąż na przemian dwie różne osoby. I do końca nie wie, która z nich to on sam. A może żadna?
Bord, podobnie jak dda - WIE, że znowu schrzani, on nie myśli, on to zwyczajnie wie. I nie widzi, że to samospełniająca się przepowiednia. Terapia zaburzonych - rzecz ultratrudna. Dlatego może, że to, co trzeba wyleczyć to koszmarny lęk przed odsłonięciem się i tym, że ktoś zobaczy słabość. A tak się składa, że samo zaczęcie terapii, sama pierwsza wizyta u psychologa to deklaracja "jestem słaby, nie radzę sobie, boję się - pomocy". Czyli trzeba przezwyciężyć lęk na samym początku drogi ku lepszemu, a to przecież ten sam lęk, którego wykorzenienie z dna duszy zajmuje potem lata, a czasami nigdy nie wychodzi.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 13:44 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Kontrola to podstawowy problem borda w związku. W walce o kontrolę bord przesuwa granice. W nieskończoność powiększa swoje terytorium i strefę komfortu kosztem strefy komfortu partnera. Jeżeli się nie udaje otwarcie i bezczelnie, bo jest opór i przykre konsekwencje - niezauważalnie przesuwa i podstępnie. Podświadomie sprawdza czujność.
Jakby karmił się drobnymi zwycięstwami w tej walce o strefę komfortu/niepodlełość. Te potyczki i zwycięstwa są niezbędne do przetrwania relacji. Kolejne dowody na to, że jednak wszystko od borda zależy, że jest na górze. Nieprzerwane pasmo testów, których wynik jest zawsze negatywny Smile Jeżeli bord nie ma kontroli - źle, jeżeli ma kontrolę - fatalnie.
Bord CHYBA podświadomie bardzo chce, żeby partner złamał ten schemat. Chciałby bord zależeć i się tego nie bać. Chciałby, żeby ktoś wziął tę odpowiedzialność, której sam nie umie wziąć - ale nie może do tego dopuścić, oddać tej odpowiedzialności, której i tak nie ma, bo strach. Bo jeżeli da trochę kontrolować - ryzyko, że odda całą kontrolę. Jeżeli odda trochę odpowiedzialności - takjakby oddał się całego w czyjeś władanie. Jest wściekły na partnera, że partner nie umie do tego doprowadzić, przejąć tej kontroli i odpowiedzialności. Że nie umie go przechytrzyć, jego podświadomości Smile A jak ma partner wygrać?
Nie stawia partner granic, zbywa milczeniem jazdy - źle, bo "sobie daje" -> utrata szacunku.
Próbuje nawiązać spokojną dyskusję, próbuje pokazać granice - źle, bo "dlaczego ma być tak, jak TY chcesz!?"
Wchodzi w kłótnię - źle, bo "jest za słaby daje, się wciągnąć..." albo "jest agresywny!" albo co jeszcze chcesz.
Przecież wiesz, że bord MUSI sobie udowadniać, że nie należy i nie zależy i często każdą, każdziutką sytuację do tego sprowadzi. Ale nawet, jeżeli zapewni się maks niezależności i niepodległości - to nie działa, bo bord realizuje się w walce i w nadmiernych emocjach, które z tej walki wynikają. Pewnie bardzo chce z tego zrezygnować, ale nie umie, tak jest i basta.
"Jak to, zachowuje spokój - więc mu nie zależy! Jak to - nie wkurwia się, więc olewa!"
"Nie pozwala mi? Hahahaha, niech się pałuje, może sobie pozwalać albo nie!!! O, pozwala mi? Jak to? No dobra, ale na TO to już na pewno nie pozwoli!"
"> mamy parę - sfrustrowany/poświęcający się normals i sfrustrowany/rozdeptany bo
> rd "
a nie odwrotnie? Sfrustrowany, rozdeptany normals i sfrustrowany, poświęcający się bord? Bord rozdeptany to taki, któremu z wielką przykrością i jeszcze większym bólem przyszło się pogodzić z tym, że żeby mieć coś najcenniejszego - trzeba coś dać? Cokolwiek?
Czasami bywa: "on tak dużo przy mnie zniósł... chyba nikt inny by tyle nie wytrzymał, z nim sobie będę".
Znam takie przypadki, po "przetestowaniu" kilku partnerów, po kilku pełnych burz i namiętności związkach bord/dda wraca do tego, który wytrzymał najwięcej, który kocha najmocniej - nie do tego, KTÓREGO kocha najmocniej. Nie wiem, może dochodzi do wniosku, że może albo mieć czyjąś miłość, albo żadnej?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 13:48 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
znasz swoje granice?
wracaj się do nich może czasem - faje są/były?
bord łamie granice - tak musi Smile więc nie przesuwaj ich - nie utrudniaj bordowi Smile
uśmiechasz się? załapałeś?
wiem wiem wiem - trudne
puenta cudna.
uff. ale mysle,ze bylo warto.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
nika14
Dołączył: 17 Paź 2011
Posty: 146
Skąd: dolnosląskie
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 22:21 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Czytałam i jeszcze poczytam, masz rację Marto, bardzo ciekawa dyskusja.
Myślałam ,że mam już otwarte oczy na problem, ale po przeczytaniu tego co wskazałaś otworzyły mi się jeszcze bardziej.
Czyli nasi zaburzeńcy są bardzo precyzyjnie zdiagnozowani.
Polecam wszystkim, aby poczytali, warto.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Zeberka
Dołączył: 25 Sie 2012
Posty: 34
PostWysłany: Czw Gru 13, 2012 0:27 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Marta, stałaś się specjalistką w tej dziedzinie:)
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Czw Gru 13, 2012 7:24 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
nie wiem, raczej nie aspiruje do specjalistki..
raczej rozwiazuje wlasne problemy.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
nika14
Dołączył: 17 Paź 2011
Posty: 146
Skąd: dolnosląskie
PostWysłany: Pią Gru 14, 2012 19:45 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Przemocowiec, psychopata, wariat, świr, potwór itp. - takimi epitetami dotąd określałam zachowanie swojego męża w najgorszych momentach naszego wspólnego życia, w chwilach bezradności, rozpaczy.
Niczego tak naprawdę nie rozumiałam do końca. Czy to była moja wina? zadawałam sobie pytanie.
Nie potrafiłam ani odejść od niego ani żyć z nim.
A czas płynął, on krzywdził mnie i dzieci.
Brak świadomości, szukanie po omacku, istna karuzela a cisy leciały z każdej strony, bez chwili na zebranie sil, na odpoczynek.
Od dawna czytam i próbuję zrozumieć ten bałagan w moim życiu, z każdym miesiącem jestem silniejsza, mam większą wiedzę.
Teraz, dzięki Tobie Marto, odkrywam coś, co mnie uświadomiło już chyba do końca, tyle lampek nagle zaświeciło mi się w głowie.
Pograniczne zaburzenie osobowości -(BPD) Borderline
Przeczytałam już prawie wszystko co znalazłam na ten temat w internecie i powaliło mnie na kolana.
Mój mąż jest wręcz książkowym przykładem tego typu osobowości, zaczynając od dzieciństwa przez nasze małżeństwo po chwilę obecną, całe jego zachowanie z najmniejszymi szczegółami, pasuje do opisanego BPD.
A ja miałam go za wrednego psychopatę, on jest po prostu tak "zbudowany" i on musi tak postępować.
Nie tłumaczę go, nie mam takiego zamiaru. Ale nie miałam zielonego pojęcia ,że on jest po prostu "inny", że żyje w swoim świecie, pełnym pustki, bólu, ucieczki przed samym sobą.
Nie, wcale mi nie ulżyło, że wiem już w czym tkwię.
Zrozumiałam jednak jakie mechanizmy spowodowały, że ja pielęgnowałam tą jego "inność" , nieświadomie. Nie jestem bez winy, mimo, że to on zrobił ogromną krzywdę swoim najbliższym.
Dotarło wreszcie do mnie, że walka z takim człowiekiem to nieporozumienie, udowadnianie mu winy, szarpanie się w sądzie.
Nie tędy droga, odejść, odejść możliwie najspokojniej, odsunąć się. Tak jak ktoś napisał w tej dyskusji, którą wskazałaś Marto, że :" życie z takim człowiekiem to wieczny poligon".
Wszystko zaczyna się od tego co mamy w głowie, od tego czy jesteśmy świadome swoich relacji. Niepotrzebne jest to całe cierpienie, łzy, nadzieja, dawanie kolejnej szansy, czekanie, że coś się zmieni na lepsze.
Zrozumiałam i jak na razie siedzę i analizuję całe swoje małżeństwo, wszystko ułada się teraz w logiczną całośc. Nie sądziłam,że zrozumienie problemu tak bardzo odmieni mnie, moje patrzenie na niego i na siebie.
Warto poczytać , naprawdę warto, nasza świadomośc może odmienić wszystko, a co najważniejsze przynieś ulgę w niepotrzebnym cierpieniu.
Żal mi jedynie strconych niepotrzebnie lat na walce o ten związek.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Pią Gru 14, 2012 21:16 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Nikus,
Zaburzenie osobosci, borderline, psychopatia, narcyzm , osobowosc historiniczna/ histeryk/ anankastyczna , schizotymiczna, antyspoleczna itd wg klasyfikacji to wciaz psychopatia, wciaz patologia rozwoju osobowosci. Narcyzm, aspoleczna i pograniczna wyrzadzaja najwieksza krzywde otoczeniu wiec o nich jest najczesciej mowa. gdy uzywa sie slowa "psychopata". Przy tym nalezy pamietac ze najczesciej mamy do czynienia z typami mieszanymi. tj jakis omawiany psychol ma w sobie po troszke wszystkiego .Kazdy z nich ma zestaw cech wspolnych dla wszystkich zaburzencow , to dlatego wydaje sie nam ze sa jak klony, niemal identyczni.Wynika to z ubostwa struktur, no wzieli i sie nie rozwineli.zatrzymali na poziomie drozdza. Lecz jak im sie lepiej przyjrzec widzimy ze jednak sie roznia.. jeden jest wesołkiem glupkowatym, drugi nadety , trzeci ponurak, jeden hipochondryk, inny niezmordowany w dzialaniu,jeden oferma niedojda, inny cwany umiejacy sie dobrze urzadzic, jeden towarzyski bezkrytycznie, drugi samotnik , jeden alkoholik, drugi kropli alkoholu nie wezmie do ust. itd..
Jesli przeczytsz dobre opracopwanie np narcyzmu tez uznasz ze to bajka i twoim psycholu. Przynajmniej ja tak szlam.. i doszlam do punktu ze juz wlasciwie nie chce JEGO diagnozowac.. wystarczy ze wiem, ze wreszcie uwierzylam , ze jest zaburzony.
Na poczatku zareagowalam jak Ty. Eureka! juz wiem, juz rozumiem. Wielka ulga. Lecz dalej cos zaczelo sie psuc.. uznanie,ze on jest swirem jakos zaczelo mi uwierac.. . w koncu doszlam do pytania.. skoro on byl swirem to kim ja bylam ? Jak to mozliwe ze bralam smiertelnie serio bredzenie 3 ;latka udajacego doroslego? Jak to mozliwe ze dalam sie wciagnac w jego gre i ba! walczylam jak lwica aby sie ze mna bawil a nie glownie walczyl. Zatrzymalam sie na slowie " bawil " i zobaczylam kolejne drzwi. Otworzylam i zobaczylam lustro a w nim siebie.- ale jaką!
To byl bardzo wazny moment.. on znikl, wyszedl z mojej glowy.. zostalam sama z karykatura siebie w lustrze. .Wiem,ze i Ty dojdziesz do tego.
. Do tanga trzeba dwojga.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
nika14
Dołączył: 17 Paź 2011
Posty: 146
Skąd: dolnosląskie
PostWysłany: Pią Gru 14, 2012 21:55 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Dla mnie teraz nastąpił moment, kiedy wreszcie uwierzyłam, że on jet zaburzony. Przedtem próbowałam wierzyć i jednocześnie sama siebie oszukiwałam, że może jednak się mylę. Masz rację, pisząc o pozostałych typach zaburzeń, w nich też odnalazłabym jego, nie chcę już drążyć, diagnozować , jak to nazwałaś. Ale opis BPD jest w każdym zdaniu opisem jego zachowania, poraziło mnie kiedy to czytałam.
Może nie chciałam się bawić w diagnozowanie, raczej próbowałam zrozumieć.
Bardzo dobre pytanie "skoro on był świrem, to kim ja byłam?" No właśnie, kim ja byłam?
Pewnie dzięki temu, że żyłam z takim człowiekiem, lepiej poznam samą siebie.
Piszesz, że do tanga trzeba dwojga , tak i ja tańczyłam z nim ten taniec -czy to się nazywa współuzależnieniem ?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Pią Gru 14, 2012 21:58 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Dotarło wreszcie do mnie, że walka z takim człowiekiem to nieporozumienie, udowadnianie mu winy, szarpanie się w sądzie.
Nie tędy droga, odejść, odejść możliwie najspokojniej, odsunąć się.
. dzieki.,. jak wiesz malo kto zgdzal sie z e mna w tej kwestii.. byly chwile,ze zaczynalam watpic , myslalam,ze projektuje swioje doswiadczenia, z e moze oceniam innych swoja miara , tj moze nadmierna ugodowoscia,wlasnym lekiem przed wchodzeniem w wojne itp..
To byly chwile, bo w srodku czułam ,ze mam racje.. ze sa ludzie i sytuacje z ktorymi nie nalezy isc na wojne poniewaz sa niezwykle brutalni i nieprzewidywalni w walce i roztrzaskuja ofiare na strzepy .oraz bo nie sa w stanie zrozumiec krzywd jakie zrobili. Wiec ew kara jest bez sensu.i wzbudza w nich jedynie poczucie krzywdy.i chec odwetu.
No i ze jak wyzej.. do tego tanga jesli taniec trwa dluzej - zawsze trzeba dwojga.
Czesto piszemy, ze nie potrafimy juz zaufac.
Czemu? bo zostalysmy skrzywdzone, oszukane, bo przemoc wykoleila nam psychike, zniszczyla nas Mamy tego swiadmosc.
A teraz odwrotnie..
a jesli nasi sprawcy przeszli podobna albo znacznie gorsza/ sadze ze gorsza bo byli dziecmi/ traume? Jesli ktos im zniszczyl psychike ? jesli oni wchodzac w zwiazek czuli tak jak my dzis czujemy? chcieili kochac chcieli byc blisko ale .. nie umieli? umieli jedynie to i tak i w taki sposob jak i czego sami doznali?
Zrobilam mala wizualizacje..
gdyby ktos.. ktos prosil, blagal mnie zaufaj
lub kochaj mnie
i jednoczesnie byl dla mni dobry, troszczyl sie o mnie, ba mial same zalety.. gdyby w jego towarzystwie bylo mi dobrze i bezpiecznie.
gdybym chciala z nim byc, zostac z nim, bo mi dobrze..
gdyby ten ktos prosil L zaufaj mi.
nie zaufalabym.
gdyby prosil kochaj mnie
nie moglabym.
Bo juz nie moge. Boje sie.
Ale to nie wyklucza checi bycia z ta osoba.
A wiec? a wiec najlepiej aby on nigdy nie ządal zaufania, ani kochania, i wogole nie narzucal sie ze swoimi uczuciami emocjami . Ma byc ale .. na bezpieczny dystans. Ma dac swoje zalety, te ktore mnie przy nim zatrzymaly ale nie zadac odemnie za wiele. Nie wchodzic mi w dusze.
Gdyby jednak probowal.. wzbudzilby w e mnie irytacje i.. lek. , czulabym sie postawiona pod sciana, oczekuje sie odemnie tego czego ja nie mam. I pewnie wymamrotalabym jak moj przemocowiec " czego ty chcesz? przeciez jestem, wracam tu, pracuje, nie latam za babami" I podobnie jak on staralabym sie unikac bliskosci. , trzymac sie daleko. I.. udawac, klamac ze cos mam dla niego.casem dc mu zludzenie z e jestem blisko.. albo..
Albo:.. musialabym powiedziec : wybacz , nie dam rady. Jest mi z toba dobrze lecz nie umiem ci nic z siebie dac, bo tego czego oczekujesz we mnie nie ma. I musialabym odejsc z zycia tego czlowieka. Czyli stracic cos co dla mnie bylo wazne.. dobroc , troske, milosc, bezpieczczenstwo jakie ten czlowiek dawaal mnie.
Czy nie przed podobnym po czesci dylematem stoi zaburzeniec?]
Czy aby ni ejst tak,ze osoba zdrowa emocjonalnie instynktownie nie bedie wchodzila w takie uklady albo jesli juz wejdzie w chwili kiedy zrozumie,ze przeliczyla swoje sily uczciwie powie " wybacz, nie potrafoe ciebie kochac ani zaufac" i odejdzie.
Natomiast zaburzeniec nie potrafi tego powiedziec bo. byc moze nie wie co czuje, nie rozumie ze krzywdzi , i chce kurczowo zatrzymac i trzymac i utrzymac swoj dobrostan.tj dobroc troske partnera..jego ofiarnoc ..
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
kejtusik
Dołączył: 26 Maj 2012
Posty: 59
Skąd: zach pom
PostWysłany: Sob Gru 15, 2012 15:12 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Cytat:
nie sa w stanie zrozumiec krzywd jakie zrobili. Wiec ew kara jest bez sensu.i wzbudza w nich jedynie poczucie krzywdy.i chec odwetu.
dlatego ja zrezygnowałam w rozwodzie z orzekania
nic nie dochodzi do tych pustych głów, żaden logiczny argument, jak grochem o ścianę
zauwazyłąm, że odkąd przestałam jemu tłumaczyć całą moja logikę odnośnie przyczyny końca nszego małżeństwa jestem mniej sfrustrowana, ale do tego trzeba dojrzeć, odczekać swoje.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Echnaton
Moderator - Współpracownik NL konsultant ds. prawa i procedur
Moderator - Współpracownik NL konsultant ds. prawa i procedur
Dołączył: 15 Lis 2006
Posty: 6110
Skąd: Suwałki
PostWysłany: Wto Gru 18, 2012 22:54 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
To nie jest takie jednoznaczne. Przyznaje, ze w niektórych przypadkach faktycznie lepiej zamknąć sprawę i do niej nie wracać, ale w niektórych...to o czym piszecie jest najbardziej przydatne gdy dwie strony są zgodne i dążą do wypracowania jakiegoś - choćby pozornego kompromisu. Niestety, w wielu przypadkach proste odejście, nie orzekanie, ucieczka, niewiele zmienia. Są sytuacje kiedy sprawca znęca się mimo orzeczonego rozwodu, niezamieszkiwania pod wspólnym dachem a nawet po zakończeniu sprawy karnej. W każdym przypadku trzeba zapytać - czego chcesz i jak to zmienić? - dopiero później starać się znaleźć wyjście aprobowane przez krzywdzoną!
_________________
„lepiej zapal świecę, niż byś miał przeklinać ciemność”
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
bonifacy
Dołączył: 08 Wrz 2012
Posty: 108
PostWysłany: Nie Gru 30, 2012 21:30 Temat postu: niezwykle ciekawa dyskusja o zyciu z zaburzeniowcem Odpowiedz z cytatem
Ja podpisuje sie obiema rekami pod cala dyskusja
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
ki
Dołączył: 03 Sty 2013
Posty: 103
Skąd: dolnośląskie
PostWysłany: Wto Sty 15, 2013 0:04 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Marto wspaniale napisane to tak jakbyś napisała o problemie na który szukam odpowiedzi.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Wto Sty 15, 2013 10:33 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Dziekuje.
Napisz jaki masz problem. Moze razem rozbiezemy go na czynniki pierwsze i cos sie nowego, pozytecznego urodzi?.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
ki
Dołączył: 03 Sty 2013
Posty: 103
Skąd: dolnośląskie
PostWysłany: Wto Sty 15, 2013 18:32 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Leczenie przez amputacje
Wydaje mi się że nie każdy przypadek należy traktować tak samo
Do odpowiedniej diagnozy i leczenia należy wybrać odpowiedniego specjalistę
To moja opinia
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Darek
WIEJ!
Teraz,
Jak ona walnie Ciebie na glebę, zostaniesz tak skopany, tak zryje Ci to psychikę, że możesz już się nie podnieść.
Masz póki co nie wypaczony obraz sytuacji
I to jest Twoja jedyna szansa
Trzymaj się..
120 2016-03-09 20:59:18 Ostatnio edytowany przez oliwia9195 (2016-03-09 21:29:26)
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Czw Sty 10, 2013 21:17 Temat postu: BORDERLINE Osobowość borderline. Tak daleko, tak blisko Odpowiedz z cytatem
Osobowość borderline. Tak daleko, tak blisko
Grzegorz Sroczyński
http://www.wysokieobcasy.pl
/wysokie-obcasy/1,53664,13002628,Osobowosc_borderline__
Tak_daleko__tak_blisko.html?as=4
Poniewaz Piano dziala, pozwalam sobie wkleic caly arytykul,
Osoby borderline odrzucają fakt, że najbardziej twórcze jest to, co pojawia się między nimi a innymi ludźmi. Relacje są dla nich źródłem lęku - z psychoterapeutką Danutą Golec rozmawia Grzegorz Sroczyński
"Byłem kiedyś z dziewczyną, która miała osobowość borderline. Nie życzę tego nawet wrogom". "Borderów powinno się jakoś oznaczać, żeby normalni ludzie ich omijali" - to cytaty z internetu. O co właściwie chodzi?
Moda. Kiedyś popularne było określenie "neurotyk" i każdą trudną osobę tak opisywano w towarzyskich pogawędkach. Teraz mamy modę na osobowość borderline. Od pewnego terapeuty usłyszałam żart: "Jak diagnozujemy pacjenta borderline? Jeśli po jego wyjściu mamy ochotę wbić zęby w futrynę".
Prawda?
To, czy terapeuta ma ochotę wbić zęby w futrynę, zależy przede wszystkim od jego odporności. Zdarza się - zwłaszcza początkującym - wrzucanie do worka "borderline" każdego pacjenta, który budzi uczucie bezradności i któremu trudno pomóc.
Osoby borderline to rzeczywiście przypadki ekstremalnie trudne. Niewiele w tej konstrukcji jest miejsca na leczenie. Coś taką osobę blokuje, jakaś jej część jest skierowana przeciwko rozumieniu własnych emocji.
Podręcznikowa definicja mówi, że borderline to osobowość lokująca się na pograniczu nerwicy i psychozy. Nie wpada w psychozę, zachowuje kontakt z rzeczywistością. Ale jej nie rozumie.
A gdyby miała pani kogoś takiego opisać?
Wybrałabym Alex z filmu "Fatalne zauroczenie", którą świetnie zagrała Glenn Close. Poznaje na przyjęciu nowojorskiego prawnika Dana (Michael Douglas), potem przypadkowo zderzają się na ulicy w deszczu, idą na kolację, widać wzajemną fascynację. Uwodzą się, wygląda to jak gra dwojga dorosłych ludzi. Alex pyta Dana: "Czy jesteś dyskretny? Bo ja jestem bardzo dyskretna". Wie, że on ma żonę i dziecko, daje mu sygnał do niezobowiązującego romansu. Potem jest fantastyczny seks i inne atrakcje, idą tańczyć salsę do jakiegoś klubu, świetnie się rozumieją, lubią te same opery. Na drugi dzień Alex dzwoni do Dana i już coś dziwnego słychać w jej głosie: "Nie podoba mi się, że tak nagle znikasz. Natychmiast przyjedź". "Nie mogę". W końcu jednak przyjeżdża, znowu spędzają świetnie czas, biegają razem po Central Parku, kochają się w windzie, gotują wspólnie kolację. Kiedy jednak Dan zbiera się do domu, ona wpada w panikę: "Nie możesz mnie opuścić! Zostań!". Trzęsie się, krzyczy, drze na nim koszulę, zamyka się w łazience. Po chwili wychodzi uspokojona: "Przepraszam, pogódźmy się". Wyciąga do niego ręce, ale one krwawią, bo próbowała podciąć sobie żyły.
Co jej się właściwie stało?
Po dwóch wspólnych wieczorach już go do siebie przyłączyła. Podstawowy problem osób borderline ujawnia się w relacjach z ludźmi. Zmagają się ze sprzecznymi lękami - przed całkowitym pochłonięciem przez drugą osobę i przed całkowitym odrzuceniem. Wszyscy to przeżywamy, ale znajdujemy jakiś optymalny dystans w relacjach. Tak jak z ustawianiem ostrości przed zrobieniem zdjęcia - tak jest trochę za blisko, tak trochę za daleko, a teraz jest dobrze. Osoba o strukturze borderline tego nie umie i rzuca się po ekstremach. Gdy się do kogoś zbliży, to chce się z nim złączyć, zlać. Wtedy budzi się potworny lęk przed pochłonięciem, więc się oddala. A gdy już się wycofa - lub druga osoba się oddali - to czuje się porzucona, w czarnej dziurze samotności. U Alex nie widać tego lęku przed pochłonięciem, bo widzimy ją tylko w pierwszej fazie - to Dan próbuje uciekać - ale nietrudno zgadnąć, co by się działo, gdyby scenarzysta zaplanował ich wspólne życie.
Podobne emocje targają dwuletnim dzieckiem - chce być blisko mamy, ale jednocześnie pragnie wolności, bo właśnie nauczyło się chodzić. Kiedy dziecko ogarniają te dwa pragnienia równocześnie, rzuca się na ziemię i ma atak złości.
Alex nie traktuje wyjścia kochanka jako przerwy w romansie, tylko jako straszliwe i niesprawiedliwe porzucenie. Bo sama tak funkcjonuje. W fazie zlania nie doświadcza tego, że on jest odrębny. Osoba psychotyczna może uważać: "Ty jesteś moją ręką". Osoba borderline tak nie myśli, bo zachowuje kontakt z rzeczywistością, ale w swoim świecie wewnętrznym nie czuje odrębności.
Alex parę dni później przychodzi do biura Dana: „Sorry, nie wiem, co mi się stało, na zgodę kupiłam dwa bilety na » Madame Butterfly «”. Dan nie chce iść, bo już się jej po prostu boi. Alex reaguje spokojnie: „No trudno, rozumiem cię, może się kiedyś jeszcze spotkamy”. Niby wszystko sobie wyjaśnili, ale za chwilę następuje eskalacja. Alex zaczyna Dana nachodzić, porywa mu dziecko, próbuje zabić żonę.
Pamiętam. Regularna wariatka i tyle.
Nie. Ona zachowuje kontakt z rzeczywistością tak jak pan czy ja. Wszyscy mamy w sobie wszystko. Aspekty psychotyczne, neurotyczne i mechanizmy borderline. Na przykład czasem jesteśmy tak podejrzliwi, że to wygląda prawie jak psychoza. Problem pojawia się, gdy ktoś ma konstrukcję usztywnioną i korzysta głównie z jednego mechanizmu. Taka osoba ani nie jest chora, ani zdrowa. Żyje na granicy.
Borderline oscyluje między idealizacją i dewaluacją drugiej osoby. Stąd te opowieści terapeutów o wbijaniu zębów w futrynę. Jednego dnia pacjent chce zamieszkać w gabinecie, przykleić się. "Pani jest najlepszą terapeutką w całej Warszawie, nikt nie potrafi mnie tak zrozumieć". Następną sesję zaczyna od stwierdzenia: "Pani jest beznadziejna, zrywam tę idiotyczną terapię". Trwa to naprzemiennie przez wiele miesięcy. Właściwie nie wiesz, kto przyjedzie na następną sesję. Te osoby często same nie wiedzą, kto się z nich wyłoni. "Wieczorem próbuję zgadnąć, kto rano wstanie z mojego własnego łóżka" - mówi taka osoba.
Nie wiedzą, kim są?
Żyją na ziemi niczyjej. Różne fragmenty ich osobowości są trzymane w oddzielnych szufladach wysuwanych dość przypadkowo. Osoba borderline może mieć kilka różnych obrazów siebie - jednego dnia jest homoseksualna, drugiego heteroseksualna. Jednego dnia wierzy w Chrystusa, drugiego w Mahometa, a trzeciego w Sai Babę. Ale nie chodzi tutaj o neurotyczną zmienność, którą każdy czasem w sobie znajdzie, tylko o stan permanentny.
Kiedyś w psychoanalizie przyjmowano, że część neurotyczna jest najbardziej destrukcyjnym obszarem naszej osobowości. Teraz właściwie uważa się, że jest to część w miarę zdrowa. Pacjent neurotyk powie: "Mam problem ze sobą". Czuje, że coś złego dzieje się na jego własnym terenie, swoje konflikty przeżywa wewnętrznie. Osoba borderline przychodzi i mówi: "Mam problem z matką, to ona jest winna", "Moja żona jest straszna, proszę coś zrobić", "Świat jest okropny".
a jestem dobry, a świat jest zły?
Często, ale to też może oscylować. Świat jest naprzemiennie idealizowany i dewaluowany, dzielony na dobry i zły. Podstawą funkcjonowania takich osób jest mechanizm rozszczepienia.
Co to jest rozszczepienie?
Pierwotny mechanizm obronny, który znamy wszyscy. Niemowlak od początku życia przeżywa frustracje: czasem czuje głód, bywa mu zimno, miewa kolki. Nie potrafi frustracji "przetrawić", bo jego psychika jest jeszcze niedojrzała, więc radzi sobie tak, że rozszczepia obraz matki na "matkę dobrą" i "matkę złą". Głód albo kolka oznaczają, że zjawiła się jakaś "zła mama", która to powoduje. Z kolei "mama dobra" odpowiada tylko za dobre doznania. Z czasem dziecko rozpoznaje, że to jedna osoba. Robi wtedy ogromny krok rozwojowy, łączą się dwa obrazy świata - bo matka to cały świat na tym etapie - spotykają się uczucia, które były wcześniej rozszczepiane, czyli przeżywane osobno, miłość do "dobrej mamy" i nienawiść do "złej". Z tej alchemii powstają bardziej złożone emocje, np. troska, współczucie. Obraz świata staje się wielowymiarowy.
A osoba borderline wciąż rozszczepia?
Te osoby żyją w świecie jak z westernu. Proste emocje. Bohater zły, bohater dobry. Często obsadzają osoby wokół siebie w westernowych rolach: jedną jako idealną, drugą jako złą, całkowicie zdewaluowaną. Potrafią doprowadzić do tego, że ci ludzie kłócą się między sobą.
Osoba neurotyczna będzie przeżywać konflikty we własnej głowie, gryźć się tym, może mieć objawy somatyczne, kołatanie serca, napady lęku. A osoba borderline sięgnie po mechanizmy projekcji i identyfikacji projekcyjnej - wyrzuci trudne emocje na zewnątrz, umieści w jakimś "złym obiekcie", obsadzi teatrzyk i niech inni się kłócą. Rozegra swój konflikt wewnętrzny w świecie zewnętrznym.
Też bym tak chciał
Wszyscy czasem korzystamy z tych mechanizmów. Tyle że osoba borderline sięga po nie nieustannie. To, czego nie chce widzieć w sobie, przypisuje innym. Z poczuciem, że całkowicie się od tej emocji uwalnia. "We mnie nie ma agresji, ona jest w tobie". Albo: "Może i jestem wściekły, ale to ty mnie celowo wkurzyłeś". Zupa zawsze jest za słona. Odpowiedzialność -zawsze po drugiej stronie. I rzeczywiście, chce się wbić zęby w ścianę, bo ktoś wpycha ci w brzuch nie twoje emocje.
Jakie?
Najczęściej agresywne i destrukcyjne: złość, zazdrość, poczucie winy. Ale czasem też nudę. Zdarza się, że terapeuta prawie zasypia na sesji, trudno mu utrzymać stan przytomności umysłu. Pacjent próbuje pozbyć się czegoś, co można nazwać stanem śmierci wewnętrznej.
Skąd w nim ta śmierć wewnętrzna?
Przywołam jeszcze jedną scenę z "Fatalnego zauroczenia". Glenn Close siedzi przy biurku, obok leżą bilety na "Madame Butterfly", a ona włącza i wyłącza lampę. Ta kobieta ma w oczach kompletną pustkę - genialnie to zostało zagrane - pstryka bezmyślnie i nic więcej się nie dzieje.
Osoba borderline nie jest w stanie pomieścić w sobie złożonych emocji. A to właśnie one meblują nasz świat wewnętrzny. Na przykład poczucie winy - nieprzyjemne, a jednak ważne i rozwijające. Borderline doprowadzi raczej do tego, że to on będzie się czuł skrzywdzony przez osobę, wobec której mógłby czuć się winny.
To nawet wygodne
Tak? Na pewno? Wracamy do stanu śmierci wewnętrznej, o który pan pytał. Jeśli nieustannie wydalasz trudne emocje, to masz w środku pusto. Nudno. Siedzisz z pustym wzrokiem i pstrykasz lampą.
Też tak czasem siedzę
Proponuję, żeby się pan się nie diagnozował na podstawie tej rozmowy. I czytających też przed tym przestrzegam. Wywiady z terapeutami psychoanalitycznymi mają ten niepowtarzalny urok, że każdy znajduje w nich kawałek siebie. Tyle że to urok dość złudny. Powtórzę: wszyscy mamy w sobie wszystko. Na pewno ma pan w sobie elementy borderline, jak każdy. Na pewno czasem stosuje pan proste mechanizmy obronne, jak każdy. Ale to nie znaczy, że jest pan zaburzony. Mówimy o ciężkim zaburzeniu osobowości, a nie o tym, że czasem się pan nudzi.
Proszę jeszcze powiedzieć o tej nudzie
Korzystanie z prymitywnych mechanizmów obronnych - rozszczepienia, projekcji - prowadzi do zastoju. Brytyjski psychoanalityk Wilfred Bion bardzo prosto to ujął: "Umysł potrzebuje prawdy emocjonalnej tak jak organizm pożywienia. Gdy jej brakuje, umysł zaczyna chorować". A prawda emocjonalna to widzenie rzeczy w złożony sposób.
Funkcja umysłu to nie tylko umiejętność zliczania słupków i kierowania samochodem, ale też trawienia i rozumienia emocji własnych i emocji innych ludzi. Zdolność do tak zwanej mentalizacji. Kiedy tej zdolności brakuje, umysł w pewnym sensie zaczyna działać odwrotnie - nie służy już przyjmowaniu doznań i przeżyć, tylko ich wydalaniu. Usuwa różne niestrawione kawałki rzeczywistości. W efekcie pozostaje na strawie monotonnej i mało pożywnej, jakby ktoś jadł tylko suchary.
Ostatnio zmieniony przez marta 25 dnia Czw Sty 10, 2013 21:25, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Czw Sty 10, 2013 21:20 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Pożywny pokarm dla umysłu skąd się bierze?
Z relacji. Osoby borderline odrzucają fakt, że najbardziej twórcze jest to, co pojawia się między nimi a innymi ludźmi. Relacje są dla nich źródłem lęku. Bo kiedy jesteś z drugą osobą, to rozpoznasz w sobie i agresję, i małostkowość, i inne przykre rzeczy.
Osoba borderline żyje w przekonaniu, że może być samowystarczalna. Wszystko, co dobre, mieć w sobie. Nie czerpać z zewnątrz. Usłyszałam taki oto opis życia wymarzonego: "Mam pieniądze, mieszkam w dużym domu z siłownią, w której sobie ćwiczę, wieczorem czytam mądre książki i nie muszę wychodzić w ten zły świat". Proszę zauważyć: jest tu samowystarczalność i elementy doskonalenia się (siłownia, czytanie mądrych książek). Doskonalenie się to kolejna obsesja takich osób. Wierzą, że mogą wrócić do raju, z którego kiedyś zostały wygnane.
Do raju?
Do świata idealnego, gdzie dobro i zło są rozdzielone, rozszczepione, są poza mną. Szatan pod postacią węża nikogo jeszcze nie skusił i nie pomieszał miłości z nienawiścią. Ten raj jest w zasięgu ręki, wystarczy tylko trochę się postarać. Udoskonalić. Wydalić z siebie ostatnie nieprzyjemne uczucie i wreszcie ostatecznie się oczyścić. Nie udało się dotąd? Może za słabo się staram. Przecież mogę być idealny, cel jest tuż-tuż.
To jest właśnie piekło takiej osoby - życie w pogoni za rajem
Pamięta pan film "Wstyd" Michael Fassbender gra tam atrakcyjnego 30-latka, który jest seksoholikiem. Rzuca się w erotyczną ekscytację, żeby uciec od myśli, że mógłby czegokolwiek od kogoś potrzebować. W końcu spotyka kobietę, która naprawdę mu się podoba. Mógłby coś ważnego od niej dostać, poczuć jakieś emocje, zakochać się. Idą do łóżka i to jest ten jeden jedyny raz, kiedy on nie ma erekcji. Ze strachu. Bo mogłoby się okazać, że nie ma w sobie wszystkiego, że drugi człowiek jest mu do czegoś potrzebny.
We "Wstydzie" dobrze widać jeszcze jeden mechanizm borderline. Chodzi o tzw. acting out, czyli rozegranie uczuć w działaniu. Fassbender po tej nieudanej randce czuje wstyd i upokorzenie. A właściwie mógłby to poczuć, ale nie potrafi. Zamiast tego idzie do klubu gejowskiego, żeby ktoś go brutalnie przeleciał i pobił. Zamiast bólu psychicznego musi poczuć ból fizyczny. Na tym między innymi polega bieda takich osób. Bo jeśli przeżywamy przykre emocje, to jest to oczywiście trudne, ale też twórcze. A jak zamiast tego napraszamy się, żeby dostać w dziób, to już zbyt twórcze nie jest.
Ten acting out dotyczy tylko złych emocji?
Niekoniecznie złych. Złożonych. Współczucie też można rozegrać w działaniu - zaopiekować się pieskiem. I nie myśleć, że jakąś ważną emocję czuje się do bliźniego.
Przez to nieustanne wydalanie uczuć świat wewnętrzny osoby borderline jest płaski, ubogi i pełen lęków. Nie ma tu miejsca na zabawę, spontaniczność, ciekawość.
No ale jak to - nie ma? Raz wierzę w Chrystusa, raz w Sai Babę, potem biegam na jogę albo funduję sobie, dajmy na to, seks grupowy. Same rozrywki
To jest rozpaczliwa ekscytacja, nie zabawa. Prawdziwa zabawa oznacza rozwój, realne interakcje ze światem, które mogą nas zaskoczyć. Osoba borderline jest jak szeryf i nie chce być przez nikogo zaskoczona. Nosi kolta u boku i nerwowo przebiera palcami.
Rozrywki i zmienne ekscytacje to w gruncie rzeczy mielenie powietrza rękami. Takie osoby często wywołują chaos wokół siebie i niesłychany nadmiar emocji.
Coś się przynajmniej dzieje.
Niektórym to odpowiada. Osoby borderline potrafią uchodzić za ekscentryczne i atrakcyjne. Zwłaszcza kobiety. "Ach, ona jest taka zmienna!". "Ależ to fascynująca osobowość". Jak Glenn Close w "Fatalnym zauroczeniu": numerek w windzie, tańczenie salsy, bieganie po parku. Mówi się czasem o zestawie narcystyczny mężczyzna i kobieta borderline. Bo ona raz się zbliża, raz oddala, on ją musi nieustannie zdobywać i wreszcie ma wyzwanie godne siebie. Potem opowiada: "Przez miesiąc było nam cudownie, ale nagle się wyprowadziła, na miesiąc wróciła, znów się wyprowadziła, i tak to trwało przez rok. Czuję się rozbity i zmaltretowany, ale to było fascynujące".
No i fajnie. Ma, czego chciał
Nie można w kółko powtarzać numerków w windzie i tańczyć salsy, bo jednak kiedyś przychodzi realne życie. I są w nim trudniejsze chwile. Spróbuj przyjść do osoby borderline, żeby cię wsparła w gorszym momencie.
W fazie zalotów liczy się powierzchowny wystrój, barwa piór, każda strona trochę udaje, żeby pokazać się lepszą. Osoba borderline często ogranicza swoje związki do tej fazy. Zlewa się, zakochuje, idealizuje partnera i oczywiście również siebie, bo przecież są jednością. Ja jestem fantastyczny, ty jesteś fantastyczna i nie wychodzimy z łóżka. A potem przy pierwszych kłopotach ucieka.
Da się żyć z taką osobą?
Związki to zabawa dla dorosłych ludzi. Najpierw trzeba dojrzeć na pewnym podstawowym choćby poziomie, a potem można coś budować. Z kimś o mocno zaburzonej osobowości naprawdę trudno żyć, a nawet się przyjaźnić. Kontakt z osobą borderline jest nieporównywalny z niczym innym. Człowiek nigdy nie wie, kiedy oberwie i za co. Zwykle w takich relacjach jest coś nadmiarowego. "Jesteś najlepszą przyjaciółką na całym świecie, nikt nigdy tak mądrze mi nie doradził".
Pani mówiła, że te osoby są trudne w terapii, bo coś je blokuje. Co?
Kiedyś pacjent powiedział: "Mam wrażenie, że mój świat wewnętrzny to państwo totalitarne rządzone przez dyktatora". Trafne porównanie. Jako terapeutka muszę się dowiedzieć, czy w świecie wewnętrznym takiej osoby działa jakakolwiek opozycja demokratyczna, z którą mogłabym nawiązać sojusz. Czy ten świat to bardziej NRD, czy może raczej Polska Ludowa, gdzie podziemna "Solidarność" korzystała z pomocy z zagranicy.
Psychoanalityk Herbert Rosenfeld używa jeszcze innej metafory: pisze, że w umysłach osób borderline zawiązał się mafijny gang. Chore części osobowości postanowiły przejąć władzę i podporządkować sobie całą resztę.
Co ten gang chce osiągnąć?
Chce rządzić. Kontrolować. Tak jak mafia. "Nie potrzebujesz niczego od nikogo. Słuchaj tylko mnie". Nie znosi wszystkiego, co może zagrozić jego władzy - niezależności, uczuć. Domaga się bezwzględnego posłuszeństwa.
Brzmi jak opis superego
Nie do końca. Superego to zestaw pewnych idealnych wzorców, czyli - bardzo upraszczając - idealny obraz własny, do którego dążymy. Nakazy: "Masz taki być". Zakazy: "Masz taki nie być". I kary: "Jak zrobisz źle, będziesz ukarany wyrzutami sumienia". Osobowość w pełni zdrowa nie liczy na to, że te ideały osiągnie. To jest tylko drogowskaz.
U osoby borderline superego przestaje być drogowskazem, zyskuje totalną władzę i okłamuje osobowość, że może ona się stać własnym ideałem. Stać się własnym bogiem i żyć w świecie szczęśliwym, bez cienia frustracji, że coś się z tym ideałem nie zgadza.
Marzenia dosyć powszechne: być idealnym, nie przeżywać frustracji, smutku i innych zbędnych emocji. Mamy epidemię borderline?
Wielu terapeutów twierdzi, że to dominująca osobowość naszych czasów. Ale nie wiem, na jakiej podstawie, bo osoby borderline nie zaludniają gabinetów. Żeby trafić na terapię, trzeba najpierw uznać, że ma się problem.
Borderline nie wie, że ma problem?
Wie, ale pójdzie z nim raczej na policję niż do terapeuty, bo to przecież problem ze złym światem. A jeśli nawet przyjdzie do terapeuty, to powie: "Proszę zrobić coś, żebym tego nie czuł".
No i?
Rozczarowanie. Bo terapia polega na czymś wprost odwrotnym. Żaden terapeuta nie da im tego, żeby nie bolało. Przeciwnie - będzie bolało i dobrze, że boli, bo wtedy jest prawdziwie. Osoby borderline często przelatują przez gabinety, zmieniają terapeutów, odchodzą.
Częściej trafiają na terapię kobiety borderline. Mają 35 lat, nie zbudowały związku i martwią się, że zaraz będzie na wszystko za późno. Na przykład na dziecko. Mężczyzna uważa, że ma czas.
Są też formy terapii, które obiecują: udoskonalimy cię. Osobie borderline w to graj! Świetnie się czuje w atmosferze "udoskonalania", chodzi na ćwiczenia "świadomości oddechowej", kursy pozytywnego myślenia, przemiany osobowości w dwa tygodnie. To zgodne z motywacją, która brzmi: "Chcę być idealny i mogę to osiągnąć".
A jak brzmi zdrowa motywacja?
"Chcę być dla siebie bardziej realny" - to dobra motywacja. Borderline musi uznać, że jest człowiekiem zwyczajnym. Że nigdy nie zostanie bogiem, który ma w sobie tylko dobro i moc oddzielania go od zła. Brytyjski psychoanalityk Gregorio Kohon o procesie leczenie pisze tak: "Pacjent będzie musiał uznać, podobnie jak czyni to reszta z nas, że raj nie tylko został utracony - ale że nigdy nie istniał"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Czw Sty 10, 2013 21:54 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Z FORUM do artykulu
autor
wrakpokontakciezbl
Troszkę bym dodał i zmienił.
Zadziwiony byłem tą kwestią samodoskonalenia -która wielu czytelników z którymi rozmawiałem -zmyliła - zaczęli szukać zachowań BL u swoich całkiem normalnych bliskich...
Powiedzmy sobie to jasno - ktoś kto miał do czynienia z Borderem wie, że TO jest TO i nic innego.
To nie ma nic wspólnego ze zmiennością nastrojów ...
A propos opisanego w artykule rysu samodoskonalenia...
Border upatruje źródła problemów i ich przyczyn prawie zawsze poza sobą (choćby był sprawcą) i nie ma żadnej motywacji aby się doskonalić, on nie rozumie relacji przyczynowo skutkowej, on nie rozumie stwierdzenia "uczyć się na błędach", która napędza samodoskonalenie, bo to nie są dla niego błędy ale kłody rzucane mu pod nogi przez tych innych, "złych".
UWAGA na jego przewrotną logikę !!!
Ona jest prosta i żelazna i nie jest to kwestia najwyższego IQ aby to rozpoznać.
Broń Boże abyście starali się z nim mierzyć i coś udowadniać - nic nie wskóracie,
jesteście jego krótką grą, etapem w życiu, choćby Wam obiecywał, że jesteście jedyni, niepowtarzalni, jesteście celem jego życia...
Ofiarami BL są ludzie najczęściej o dużej empatii (lub też skrajni narcyzi) - oni w swojej dobroci chcą mu pomóc w jego walce ze złym światem, nawet nie przypuszczają, że są JUŻ jego ofiarą.
Teraz BL będzie tylko zagęszczał sieć intryg.
Tacy ludzie dają z siebie coraz więcej i więcej bo są przekonani, że da się Bordera "wyleczyć" swoją miłością, oddaniem itd. wielokrotnie nie wytrzymują ale wtedy border wraca i LOGICZNIE I SENSOWNIE "przyznaje" się do swoich złych działań i obiecuje zmianę, poprawę i znowu jest sielanka...
Poznacie Bordera po tym, że w dłuższym okresie czasu WSZYSCY są lub byli jego wrogami.
Od rodziców, przez rodzeństwo, nawet dzieci, kolejno wszyscy partnerzy, przyjaciele i przyjaciółki.
Wrogie fronty ciągle się zmieniają. Jednego dnia możesz usłyszeć, że ktoś jest skończoną kanalią, z którą Border nie chce mieć już nigdy nic do czynienia, po jakimś czasie ta osoba jest autorytetem i przyjacielem, który dobrze jej życzy aby za jakiś czas znowu stać się ostatnim wrogiem.
To samo dotyczy wspomnień - raz są one traumatyczne
a później okazuje się że nie, że było całkiem fajnie....
U bordera nie istnieje coś takiego jak nienaruszalne wartości, obiekty szacunku - to tylko kwestia czasu aby o WSZYSTKICH usłyszeć, że są źli, najgorsi, że nigdy więcej nie chcą o nich słyszeć.
I na koniec...
Po bliższym kontakcie z Borderem jesteście psychicznym wrakiem, (znaczna część trafia w końcu do psychologa aby przywrócić własną samoocenę i stabilność świata) jesteście w centrum skłóconego świata, już odcięliście się od swoich dotychczasowych przyjaciół i znajomych, często rodziny. Wspierając bordera, chcąc mu pomóc, walczyliście w jego wojnach wszystkich ze wszystkimi.
W końcu czas przychodzi na Was, w końcu sami stajecie się jego wrogiem i dołączacie do długiej listy znienawidzonych, którzy są winny wszystkich jego krzywd - cokolwiek byście nie zrobili dla niego, jakkolwiek byście mu nieba nie przychylili - ta świadomość dla normalnego człowieka jest nie do zniesienia!
Co przyciąga do Bordera?
Te krótkie chwile, w których wychwala Was pod niebiosa, kiedy jesteście dla niego jedynymi wspaniałymi na tym złym świecie, którzy go rozumiecie, jedynymi którzy KIEDYKOLWIEK go rozumieli.
Ten sam motyw zauważycie nawet w opisie z punktu widzenia terapeuty.
BORDERÓW POWINNO SIĘ OZNACZAĆ!
Niestety piszę to w pełnej świadomości, że to i tak nic to nie da.
Z wewnątrz sieci Bordera nie da się dostrzec realnego świata.
Jakakolwiek próba dotarcia jest traktowana jako przejaw wrogości.
Może PO FAKCIE, komuś to pomoże zidentyfikować z kim mieli do czynienia
i że czas zgłosić się do terapeuty po pomoc sobie
aby dać się przywrócić do pełni sił psychicznych
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Czw Sty 10, 2013 22:09 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
A propos opisanego w artykule rysu samodoskonalenia...
Border upatruje źródła problemów i ich przyczyn prawie zawsze poza sobą (choćby był sprawcą) i nie ma żadnej motywacji aby się doskonalić, on nie rozumie relacji przyczynowo skutkowej, on nie rozumie stwierdzenia "uczyć się na błędach", która napędza samodoskonalenie, bo to nie są dla niego błędy ale kłody rzucane mu pod nogi przez tych innych, "złych".
........... tu chyba autor z forum zle zrozumial slowa autora artykulu. Moim zdaniem autor ma na mysli doskonalenie maski , tej "mafii" w glowie bordera.
NIEKTÓRE ZACHOWANIA PRZEMOCOWE STOSOWANE PRZEZ KOBIETY
Jest jednak grupa zachowań, które mężczyźni odbieraja jako te, które sprawiają im ból (typowa przemoc), a które powszechnie nie są odbierane jako przemocowe, często wbrew jasnym opiniom naukowym. Najczęściej wymieniane to:
inicjowanie sprzeczek z błahych powodów
zakazywanie kontaktów z dziećmi
oczernianie i tworzenie plotek na temat partnera
palenie tytoniu w pomieszczeniu niepalącego
przeszukiwanie kieszeni i rzeczy osobistych
chowanie rzeczy osobistych
rzucanie przedmiotami
grozenie śmiercią swoją lub bliskich partnerowi osób
wmawianie dzieciom, że tata ich nie kocha
zabranianie kontaktu z najbliższą rodziną
nieuzasadniona zazdrość
bezpodstawne wzywanie policji
unikanie rozmów w podstawowych sprawach
wmawianie dzieciom, że tata nie ma nigdy racji
zakazywanie spożywania posiłków dzieciom z rodzicem
awantury z dzieckiem na ręku
udawanie poza domem, że wszystko jest ok, mimo złej sytuacji w rodzinie
zmuszanie dzieci do uczestniczenia w kłótniach rodziców
Podsumowanie
Najnowsze badania burzą mit kobiety jako wyłącznej ofiary przemocy. Pokazują również, że problem przemocy w rodzinie nie jest dostatecznie zbadany. Coraz to nowsze dane ukazują jej nieznane oblicza i burzą wiele stereotypów. Istnieje ogromna potrzeba by przemoc wobec mężczyzn przestała być problemem wstydliwym. Nie ulega wątpliwości, ze takie zjawisko istnieje oraz że jego skala jest o wiele większe niż się dotychczas sądziło.
Czyli - autorze - albo pozwolisz jej aby zniszczyła Cię psychicznie albo odejdziesz.
Moja rada - Run Forrest, run...
122 2016-03-09 22:05:45 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-03-09 23:04:44)
After wujku dobra i jedynie słuszna rada, w którym to miejscu napisałam, że Darek ma żonę przepraszać?
Ciekawe jak by wyglądała dyskusja na wątekach gdyby prezentować poglądy jednej linii. Przecież każdy z nas pisze wg własnego doświadczenia i może być tak, że nikt nie trafi w sedno problemu.
Nie wiem czemu czytacie niedokładnie, bo ja nie zawsze doradzam naprawianie, tylko czasami.
A co jeśli się myślicie i żona Darka to nie borderka, tylko sytuacja ją przerosła.
Dlaczego nie bierzecie pod uwagę tych czynników o których ja piszę. Już samo osobne życie niszczy związek, a są jeszcze inne czynniki.
Doceniacie tylko pracę Darka, tak jakby ona nic nie robiła. A kto jest z dziećmi, przecież nie Darek. To jej praca przy dzieciach i w domu się nie liczy.
Darek tak lamentuje że mu źle, owszem wszystko racja przecież piszę że nie tak ma być, że trzeba to zmienić, ale ile on tak cierpi, rok i to jeszcze ciągle go nie ma, wydaje mi się że za szybko odpuścił.
Mam prawo mieć swoje zdanie tak jak i Wy. Mnie też się niektóre wypowiedzi nie podobają, te które obrażają innych.
Uważam natomiast, że to dobrze że ludzie piszą z różnych punktów widzenia, bo nie uznaję że tylko ja mam rację.
I dlaczego nikt nie pisze co z dziećmi.
Darek niech wieje, pewnie ale dzieci to już na stracenie przy matce border zostawić.
Darek nie może słuchać wrzasków żony, ale bezbronne dzieci już tak.
Czy myślisz Darku, że jak odwiedzisz dzieci raz na parę miesięcy to im wystarczy. Powołałeś dzieci na świat i jesteś za nie odpowiedzialny.
a co Ty przeszedles w zyciu, ze tak filozofujesz? ...
A to jest jakiś wiek od którego wolno mieć własne zdanie? Czy może każdy ma prawo do swojego systemu wartości?
Bo u mnie system wartości nie zależy ani od wieku, ani od doświadczenia, ani od okoliczności, ani od stanu posiadania.
Ja swój nabyłam już w bardzo wczesnej młodości i na pewno nie dzięki postawie rodziców, tylko używając rozumowania przyczynowo-skutkowego oraz zasady nie czyń nikomu co tobie nie miłe.
Lilka, to nie o wrzaski chodzi!!! To mechanizm, który niszczy wszystko po drodze, a Darek będąc na dnie nie zadba i nie zawalczy o siebie, o dzieci. Tkwiąc przy żonie nie zmieni ani jej, ani losu dzieci. Najpierw on, jego zdrowie psychiczne, potem dzieci i paradoksalnie dzięki temu i jego żona otrzymuje kopa w tyłek by coś ze sobą zrobić. Ona MUSI STRACIĆ aby zobaczyć skutki swego działania, przyznać się do problemu, poprosić o pomoc i na samym końcu ozdrowieć. Praktycznie wszystkie przypadki wyleczenia z Borderline tak przebiegają.
Jednocześnie nigdy można karać ofiarę (czytaj Darka) , za to że się obudził, że podjął taką a nie inną decyzję. Tu nie ma dobrych wyborów!
Ap ale co z dziećmi i jak to ma się uzdrowić na odległość. Ja tylko pytam, chcę wiedzieć.
126 2016-03-09 23:05:44 Ostatnio edytowany przez JestemSobą (2016-03-09 23:10:13)
Darku przeczytałem wątek i jako chłop życzę od serca by wszystko Ci się ułożyło i żebyś wyszedł na prostą! Trzymaj się i wiedz, że dobrzy ludzie są z Tobą.
PS. Są kobiety i są cycate ch**. Szkoda, że trafiłeś akurat na 2 opcję.
Przyjdzie chłopu walczyć o dzieci. Niestety jest mężczyzną i w polskich sądach będzie miał naprawdę ciężko. Grunt to ruszyć najpierw ze sobą. Bez własnej terapii niewiele mu się uda. Nie znaczy, że to niemożliwe. Mnie i wielu innym się udaje.
Koszty życia z borderem zawsze będą i straty dla dzieci też będą. Mało tego, już są. W znacznej ilości wystarcza parę miesięcy, parę lat. U małych dzieci w pierwszym okresie życia kształtuje się mózg, odczuwanie, schematy i ośrodki czucia w mózgu. Mózg osoby borderline funkcjonuje wg innych schematów niż Twój czy mój. Ośrodki odpowiedzialne za np odczuwanie przyjemności działają w innych miejscach. Dzieci Darka już mają wpisane nieprawidłowości. Tak to działa. Jedna toksyczność rodzi drugą. Chłopak będzie wyciągał swoje dzieci z bagna, do tego trzeba mieć porządek ze swoją psychiką i wiedzę o zaburzeniu żony. Diabelnie ciężka i długa droga. I wcale niełatwa jak się wielu wydaje.
W Polsce borderzy mają gdzie się zgłosić i uzyskać pomoc. Pomoc dla bliskich borderów praktycznie nie istnieje.
Ap ale co z dziećmi i jak to ma się uzdrowić na odległość. Ja tylko pytam, chcę wiedzieć.
Czyli że dzieci będą cierpieć gdy on odejdzie, ale gdy przez toksyczną żonę trafi do wariatkowa będą szczęśliwe?
129 2016-03-09 23:47:02 Ostatnio edytowany przez Mariusz3145 (2016-03-09 23:48:23)
Witajcie
I ja chciałbym stanąć po stronie Oliwi gdyż dzielnie poświęca czas i leczy zranione serca . Powiem tak kto nie miał styczności z osobą zaburzoną, nie zrozumie że mechanizmy się powtarzają i wystarczy skojarzyć pewne fakty żeby dostać olśnienia i uwierzyć że to nie w nas problem . Jako facet na tym forum też przyszedłem po poradę z tym że moja ex już sama się zdiagnozowała ale jakoś brak jej przez wiele lat determinacji aby pracować nad sobą. Więc ja chciałem być jej rycerzem bo nie myślałem obiektywnie bo nie myślałem o sobie , bo ona była ważniejsza niż ja, i nie miałem pojęcia że to kolejne lata wyrzeczeń . Oliwia sprowadziła mnie na ziemię zacząłem zmieniać perspektywę i przyglądać się również sobie dlaczego pozwalałem na manipulacje co takiego jest we mnie że przesuwam granice i angażuje się coraz bardziej . Wiem że muszę popracować nad asertywnością i zadbać o siebie a przede wszystkim dać sobie czas na kolejne związki , obserwować i uciekać od toksycznych ludzi już na początku.
Wiem też jedno że dzieci na siłę się nie uszczęśliwi , toksyczna relacja wypatrzy ich charaktery później odbije sie to w przyszłości. Lepiej żeby jeden rodzić nauczył kilku wzorców , niż były wychowywane w dysfunkcyjnej rodzinie i patrzały na to co się dzieje wokoło . Wiem że jest coś takiego jak odpowiedzialność rodzicielska ale być może autor stworzy właściwy i ciepły związek i będzie mógł przekazać dobre wzorce dla swoich dzieci , niestety z osobą zaburzoną jest to niemożliwe . Wiec namawianie autora na takie poświecenia które mają bardzo wątpliwa przyszłość uważam za szkodliwe .Nie można zakładac z góry że ktoś zakłada temat po to aby robił z siebie ofiarę która nie jest .
apologises, jest dokładnie tak, jak napisałeś- takie związki działają na zasadzie "jak to wiódł ślepy kulawego"- nie ma takiej mozliwości, by normalny człowiek pozostajacy w relacjach z osobą zaburzoną prędzej czy później sam nie dostał szmyrgla i to z przerzutką.
NIENORMALNE ZWIĄZKI WYMUSZAJĄ NIENORMALNE ZACHOWANIA, TAKŻE U LUDZI, KTÓRYM NIE BRAKUJE PIĄTEJ KLEPKI. - nigdy nie jest tak, że świr normalnieje przy normalnym, kierunek zawsze jest odwrotny, bo to zaburzeniec pociąga w dół normalnego. Ja nie słyszałam jeszcze o takim przypadku, by chora na głowę osoba starała się dorównać kroku osobie zdrowo i normalnie myślacej- jest dokładnie odwrotnie. Związki z zaburzonymi kończą się dla ludzi albo jakąś chorobą (np. nerwicą, w skarajnych przypadkach mozna zachorować nawet na raka, wylewy, zawały- przeciez każdy doskonale wie, że tak właśnie się dzieje), albo nałogiem, albo utratą majątku, juz nie wspominając o fatalnym wpływie na poczucie własnej wartości. Czub miewa się dobrze, w wręcz rozkwita i jest mu coraz llepiej- ofiara natomiast usycha, więdnie i traci, traci i traci- im więcej ofiara straci, tym więcej czub zyskuje- no mało maja niektórzy przykładów na to, ze tak właśnie się dzieje?
Darek jak na razie zdrowo mysli i zdrowo reaguje, ale jest na granicy wytrzymałości nerwowej i jest niebezpieczeństwo, że on przekroczy za chwilę pewną magiczną granicę i jego psychika siądzie- stanie sie wrakiem faceta i marionetką w rękach rozjuszonej baby. Ileż to znamy przypadków, choćby i z naszego forum, gdy pisze osoba, która już tak głęboko zabrnęła w swoim toksyku, że właściwie mozna pluc jej prosto w buzie, a ona tylko oblizuje się i udaje, że deszcz pada. Przecież krew zalewa człowieka, gdy czyta się niektóre historie. Chciałoby się wyskoczyc z kompa i pojechac do tej osoby, by łopatą nakłaść jej rozumu do głowy- to przypadki prawie beznadziejne. A dlaczego jest aż tak z nimi xle? czy daltego, że urodzili się matołkami albo jak kiedyś ja byłam, są ci ludzie największymi doopami wołowymi w całym kraju? Otóż nic z tych rzeczy- ofiary czubów doznały takiego prania mózgu, że stały się, jak bezwolne kukły w rekach jakiegos popaprańca. Dlatego własnie toksyczne relacje są takie niebezpieczne. Sprawiają, że człowiek wyzbywa sie samego siebie i robi rzeczy, których normalnie nigdy by nie zrobił i mysli w taki sposób, o jaki wczesniej sam siebie nigdy by nie posądził- "jak ty się zmieniłeś? nie poznaję cię. Co się z toba stało? Gdzie podział się dawny Darek? Miałes kiedyś tyle energii, tyle zapału, a dzisiaj wyglądasz, jak wrak."- tak pytają znajomi, którzy długo nas nie widzieli i zapamiętali, jako zupełnie innych ludzi.
Darek napisał, że ma dwadzieścia parę lat, ale czuje się juz tak zmęczony i wypalony, jakby miał z 50 lat- ciekawe dlaczego on tak się czuje?
Pewnie, że szkoda dzieci, ale Darek ich nie uratuje, bo tkwiąc dalej w tym małżeństwie będzie zmieniał się w bezwolna kukłę, po której mozna jeździć, jak po burej suce, a ona tylko łypnie okiem i zamerda niesmiało ogonkiem. Jakim więc on miałby byc wsparciem dla swoich dzieci? Jaki przykład by im dawał? Jako zaszczuty przez wściekłą babę facet, jakim by był ojcem?
On musi odejść od tej kobiety, bo tylko w ten sposób jest w stanie uratować swoje życie, swoja psychikę, swoje zdrowie. Tylko jako zdrowy człowiek i silny może być wsparciem dla swoich dzieci. Jako ślepy dokąd powiedzie kulawego albo odwrotnie?
Z TOKSYKÓW SIĘ NIE WYCHODZI, LECZ SIĘ Z NICH UCIEKA, A WRĘCZ SPIER...LA, ILE TYLKO SIŁ W NOGACH.
Mariusz, trzymam za ciebie kciuki.