I see beyond czekam z niecierpliwoscia kiedy ta przykra aczkolwiek sprawiedliwa statystyka przytoczona przez Summerke dosiegnie Twojego meza.
Summerka nie wiem kim dokladnie jestes niestety malo tu piszesz o sobie ale jezeli jeszcze nie jestes mezatka to masz juz niezle przygotowanie na przyszlosc. Po tylu historiach co tu przeczytalas to w ciula juz nie dasz sie nikomu zrobic.
Memo powodzenia w dalszych decyzjach. Bede pilnie sledzic.
Josz, "przyjaźń", słowo wymyślone na potrzeby zdradzanych żon
..
To jest oczywiste, spytałam o tę "przyjaźń" zastanawiając się, czy jak już wstał z tych kolan, to poszedł sprawdzić ile dostał lajków od "przyjaciółki"?
To jest oczywiste, spytałam o tę "przyjaźń" zastanawiając się, czy jak już wstał z tych kolan, to poszedł sprawdzić ile dostał lajków od "przyjaciółki"?
Myślę, że o spontaniczne lajki "zatroszczył" się również zdradzany mąż wyraźny deficyt "lajków"
Nie zazdroszczę Ci tej sytuacji i atmosfery, a do tego tak bliskiego sąsiedztwa "przemocą" utraconej sąsiadki. Widujesz ją/ich czasami?
135 2016-12-02 08:36:14 Ostatnio edytowany przez I_see_beyond 7176 (2016-12-02 08:43:33)
eni, mój_jeszcze mąż JUŻ się wpisał w tę statystykę. Kurlewna JESZCZE ma wątpliwości, czy odejść od własnego męża... A romans trwał dość długo. O czym to świadczy?... Poza tym mój jm SAM mi powiedział, jaki ma stosunek do tamtej - "zauroczenie","czasoumilacz", "przyjaciółka", której tak naprawdę do końca nie chciał brać sobie na kark, choćby ze względu na jej dzieci. Romanse to żadne BIG LOVE, Dziewczyny. To urozmaicenie małżeńskiej rutyny.
Ja zaliczyłam już ten mini-teatrzyk, który odstawia zdradzający, jak się grunt pod nogami zaczyna palić i dochodzi do głowy zdrowy rozsądek (czyt. pi***dolec się kończy) - w tym widmo niemałych KONSEKWENCJI FINANSOWYCH.
Jak każda z Was tutaj, Dziewczyny, ja też chciałam w pierwszym odruchu ratować swoje małżeństwo. A mój mąż był wspaniały w tym czasie. Czarujący wręcz.
Jednak aby małżeństwo uratować, kochanek / kochanka musi w 100% zostać wyeliminowany/a z życia tegoż małżeństwa / pary.
Ja w tym okresie PONOWNEGO MIESIĄCA MIODOWEGO dostałam cynk od znajomych, że ... znów wrócił na fejsbuk i jak gówniarz lajkuje tamtą.
Dokładnie dzień później go spakowałam, wystawiłam jego rzeczy przed drzwi, jakiś czas potem skierowałam sprawę do sądu o podział majątku i pozew (jestem w trakcie rozpraw).
Może powinnam była POCZEKAĆ, aż tamten "płomień miłości" się po prostu naturalnie wypali, ale podjęłam decyzję, że nie chcę być z człowiekiem, który jest zdolny do takiej obłudy i zadawania cierpienia. A że przy sprawach majątkowych pokazał dodatkowo jeszcze oblicze, którego nie znałam (jak się domyślacie - ciemne), tym bardziej biorę nogi za pas.
Tak było u mnie.
memo, współczuję Ci, jeśli widujesz tamtą.
Dziewczyny, powodzenia!
136 2016-12-02 09:32:19 Ostatnio edytowany przez memo331 (2016-12-02 09:41:34)
Jednak aby małżeństwo uratować, kochanek / kochanka musi w 100% zostać wyeliminowany/a z życia tegoż małżeństwa / pary.
Na to nie ma szans. Będą się widywać w pracy. W troje
Ja w tym okresie PONOWNEGO MIESIĄCA MIODOWEGO dostałam cynk od znajomych, że ... znów wrócił na fejsbuk i jak gówniarz lajkuje tamtą.
Mi powiedział, że przecież lajkuje WSZYSTKICH znajomych Co się zaś czepiam?
memo, współczuję Ci, jeśli widujesz tamtą.
I to jest wręcz nieprawdopodobne, z faktu bliskiego sąsiedztwa, ja jej nie widuję kompletnie. Jej męża również, a do tej pory często wpadaliśmy na siebie w pobliskim sklepie. W przeciągu całego roku widziałam ją może raz? Przechodziła przez ulicę, ja jechałam autem, zatrzymałam się żeby ją przepuścić przez drogę Popatrzyła na mnie, śmiesznie to zabrzmi, takim "wyzywającym" wzrokiem. Teraz już wiem, to był wzrok "posiadacza"
Sytuacja, jak sytuacja. Każda z Was była w jakimś sensie w podobnej. Czasem myślałam, że może na początku brakło mi przysłowiowych "jaj". Że nie dałam klapsa chłopczykowi i nie odstawiłam za karę do mamusi. Z perspektywy czasu wiem, że nic by to nie dało.
Wczoraj był dzień "zwierzeń". Dowiedziałam się między innymi, że ukrywał ich kontakty, bo uwaga: na początku mu ich ZABRONIŁAM Na moje pytanie, dlaczego ukrywała i ona, przecież nie musiała, jej mąż nie miał świadomości bieżących wtedy wydarzeń, odpowiedział, że pewnie bała się, że on mógłby mi o tym przypadkiem kiedyś powiedzieć
Taka zakonspirowana "przyjaciółka"
Spotykali się w "sekretnym" miejscu raz na dwa, trzy tygodnie. Po co? Żeby pogadać, pobiegać razem Tak, tak. Wspólnie odkryta "pasja" była dodatkowym motywatorem dla obojga
W międzyczasie kwitła, jak to określił "normalna konwersacja" mailowa i codzienna
Jaką szkodę wyrządziły mi te wydarzenia, dociera do mnie stopniowo i wali obuchem "przez łeb". Jak kręgi z rzuconego do wody kamienia, docierając stopniowo i w czasie, powodują większy zamęt niż sam rzucony kamień.
137 2016-12-02 09:38:21 Ostatnio edytowany przez I_see_beyond 7176 (2016-12-02 11:34:46)
memo, ja widzę, że Ty dasz sobie radę, bo masz właściwą perspektywę i dystans, które w ludziach bardzo cenię.
A z tym, to się nie pomyliłaś:
Popatrzyła na mnie, śmiesznie to zabrzmi, takim "wyzywającym" wzrokiem. Teraz już wiem, to był wzrok "posiadacza"
One bywają wyzywające, "tamte". Czasem posyłają jeszcze ZNACZĄCY UŚMIECH "posiadacza".
memo, tak jest, że najpierw dostaje się strzał, pada się ... a potem podnosi. Jeszcze silniejszym, wierz mi.
Będzie dobrze!
EDIT
eni, w statystykę najprawdopodobniej wpisze się małżeństwo kurlewny. Jej mąż ją przyjmie z powrotem, pomimo dwukrotnej zdrady. U nich o tym zadecyduje WIELE różnych czynników. Ja zdecydowałam się nie ciągnąć mojego związku - nie ze złości, czy gniewu, czy urażonej dumy. Ja się przy tym doświadczeniu po prostu WYPALIŁAM.
Memo a Ty nie moglas jej po prostu rozjechac tym samochodem!? A tak wracajac do powaznych spraw to pamietasz kiedy pisalysmy ze soba jakis czas temu? Probowalam Ci troche uzmyslowic niektore sprawy ale mialam wrazenie ze wtedy to bylo jak grochem o sciane. Niestety jest cos takiego ze jak sie dzieja takie sprawy to do czlowieka docieraja one jakby z opoznieniem. W tym momencie wypiera sie je ze swiadomosci. Nic w tym u Ciebie dziwnego tak juz jest i ja sama tak mialam. Te ukryte maile o ktorych ostrzegalam ze swiadcza tylko o jednym i ta zajebistosc dla niego jak to okreslilas. Napisalam Ci wtedy sama dla siebie badz zajebista. Niestety chyba naprawde nie zawalczylas sama o siebie i opatrznie rozumialas to wtedy ze musisz walczyc o niego. Tez to przechodzilam przez jakis niecaly rok. A te biegi niestety mogly nie byc tylko biegami.
139 2016-12-02 22:34:02 Ostatnio edytowany przez memo331 (2016-12-02 22:34:20)
Memo a Ty nie moglas jej po prostu rozjechac tym samochodem!? A tak wracajac do powaznych spraw to pamietasz kiedy pisalysmy ze soba jakis czas temu? Probowalam Ci troche uzmyslowic niektore sprawy ale mialam wrazenie ze wtedy to bylo jak grochem o sciane. Niestety jest cos takiego ze jak sie dzieja takie sprawy to do czlowieka docieraja one jakby z opoznieniem. W tym momencie wypiera sie je ze swiadomosci. Nic w tym u Ciebie dziwnego tak juz jest i ja sama tak mialam. Te ukryte maile o ktorych ostrzegalam ze swiadcza tylko o jednym i ta zajebistosc dla niego jak to okreslilas. Napisalam Ci wtedy sama dla siebie badz zajebista. Niestety chyba naprawde nie zawalczylas sama o siebie i opatrznie rozumialas to wtedy ze musisz walczyc o niego. Tez to przechodzilam przez jakis niecaly rok. A te biegi niestety mogly nie byc tylko biegami.
Moja "zajebistość" została bezwzględnie obnażona
To również boli, chociaż nie powinno.
Te ukryte maile o ktorych ostrzegalam ze swiadcza tylko o jednym i ta zajebistosc dla niego jak to okreslilas.
Eni, można mieć skrzynkę mailową dostępną 24h na dobę i nadal wysyłać maile. Portali , na których można założyć darmowe konta jest wiele
Ja się po prostu nie oszukiwałam, że jeśli zażądam dostępu do skrzynki, fejsbuka czy innych komunikatorów, to od tego dnia będzie szczery, jak żywe złoto
Z innej beczki.
Przeczytałam gdzieś, na którymś z wątków, że najtrudniej przyznać się przed samą sobą, że mąż się w tej drugiej po prostu zakochał. A tu najwyraźniej tak było. Oczywiście zaprzecza, mówi, że wmawiam mu uczucia których nigdy do niej nie czuł. Prawdopodobnie było tak nawet, że w czasie wakacji nie kontaktowali się za wiele. Stracił ją z oczu (fizycznie) na blisko 2 miesiące, więzi zaczęły słabnąć. Prawdopodobnie wierzył nawet w to, co mi wciskał na wakacjach. Ale potem był powrót do pracy i fizyczność na wyciągnięcie ręki. Znów zaczęły się kontakty. I tu już trudno uwierzyć w wersję o braku "zakochania".
Powoli moja układanka zaczyna nabierać kształtu, chociaż rozmawiać z nim trudno.
Powiedział mi więc wczoraj, że ona nigdy mu się nie podobała (I pewnie dlatego namiętnie sondował jej zdjęcia w necie, kiedy nie było go w pracy
) Ale "ona mnie słuchała. Chciałem być dla kogoś ważny, najważniejszy może". I tu znów wracamy do źródła problemu: do mnie
Nie mam czystego sumienia w tej sprawie, ale dość szybko zareagowałam na ten "brak". Mówię, że dość szybko, bo za pierwszym razem ( gdzieś koło listopada zeszłego roku ), też podał to jako główny problem
I ja ten błąd naprawiłam. Tyle, że dla niego to już nie było ważne. Znalazł bowiem inną "łechtaczkę" dla swojego ego
Nie mam czystego sumienia w tej sprawie, ale dość szybko zareagowałam na ten "brak". Mówię, że dość szybko, bo za pierwszym razem ( gdzieś koło listopada zeszłego roku
), też podał to jako główny problem
I ja ten błąd naprawiłam. Tyle, że dla niego to już nie było ważne. Znalazł bowiem inną "łechtaczkę" dla swojego ego
Wiem, że moje dywagacje nie poprawią Twojego nastroju, ale czytając to o czym piszesz, wyłania się obraz Twojego męża, jako osoby całkowicie pozbawionej szczerości.
Zdajesz sobie sprawę z tego, jak wygląda teraz Wasza rzeczywistość, ale to, co zwróciło moją uwagę, to fakt, że praktycznie nie dostałaś szansy na jakiekolwiek działania, żeby udaremnić ten romans (klasyka). Twój mąż w listopadzie zasygnalizował Ci co boli go w Waszym związku. Tyle, że w tamtym momencie on od dawna był daleko od Ciebie. W związku z tym, Twój "plan naprawczy" w tamtym czasie nie miał już szansy na powodzenie.
Zastanawiam się też na ile był szczery wytykając Ci ten "brak", biorąc pod uwagę jego aktualne wtedy zaangażowanie emocjonalne w związek z kobietą, która podobno "nie podobała mu się wizualnie i której nie kochał" (że też nos mu nie rośnie wciskając ci te historie).
W takich okolicznościach, żonie można przypisać każdy defekt, faktyczny, czy też wydumany.
Myślę, że smutna prawda jest taka, że on znudzony codziennością, sprytnie wabiony przez "przyjaciółkę", szybko i bez skrupułów przekroczył granice i poszedł w tango, nie oglądając się na Ciebie. Zaangażował się nie myśląc za wiele o rodzinie, a miłość do Ciebie była odległym wspomnieniem, którym raczej nie zawracał sobie głowy.
I bawiłby się tak nadal, gdyby nie zazdrosny mąż który próbuje budować mur między kochankami, na ile skuteczny? Tego nie wie nikt.
Jak wiele zdradzonych osób, szukasz także winy w sobie, ale nikt nie jest idealny i nie będzie.
Paskudne w zachowaniu Twojego męża jest to, że mimo pozornej szczerości, żalu i sypania głowy popiołem, w rozmowach z Tobą próbuje między wierszami wytykać Ci błędy, samemu jednocześnie tkwiąc w kłamstwie.
Moje życie dzisiejsze wygląda mniej więcej tak.
Mąż nadużywa słowa "kocham", nie nadając mu większego ciężaru emocjonalnego. Im bardziej faktom zaprzecza, tym namiętniej zaczynam w nie wierzyć. Przejawia wszystkie klasyczne rodzaje "zachowań" nawróconego grzesznika. Może domu z balonikami w kształcie serc nie dostałam, ale już masaż stóp jak najbardziej Parsknęłam wtenczas śmiechem, jak Boga kocham, przypomniał mi się post I_see nr 81
Tak, mówi mi to, co mu się wydaje, że ja CHCĘ usłyszeć: jesteś piękna, jesteś jedyna, jesteś moim wyborem, chce się z tobą zestarzeć. A równocześnie widzi, że to już nie działa po prostu. Więc uderza w złość i "nie chcę już o tym więcej rozmawiać". Tak jak już wcześniej napisałam: wyszłam za mąż za emocjonalnego impotenta. Na dodatek Piotrusia Pana i egoistę milenium w jednym.
Na początku powiem, że zarejestrowałem się, żeby tu w tym temacie odpisać - choc w innych tematach też mnie kusiło. Forum czytam od paru lat. W sytuacji gdy człowiek dowiaduje się o zdradzie partnera, chciałby wiedzieć o tym wszystko, każdy szczegół. Myślę, że trochę dlatego, bo jednak ma się nadzieję,że to nie było takie straszne jak w głowie się nam wyobraża. Niestety, w 99% przypadkach prawda jest gorsza niż nasze domysły/nadzieje. Ale człowiek i tak dąży do niej, niszcząc siebie przy okazji. Wiem to ze swojego doświadczenia. Po czasie myślę, że w sytuacji gdy wychodzi na jaw zdrada i partner wykazuje chęć poprawy, to ma się kilka możliwości:
1. Pogodzenie się z sytuacją i nie dociekanie całej prawdy - bardzo trudne, nie wiem czy nawet możliwe, choć są pewnie tacy desperaci - i próbowanie naprawy wszystkiego od nowa
2. Rozejście się, bo nigdy juz może nie być dobrze - na to nie ma gwarancji
3. Próba naprawy,ale z poznaniem całej prawdy - zazwyczaj prowadzi do ptk. 2
Ciężko coś doradzić. Po przeczytaniu twoich wypowiedzi mam wrażenie, że niby wszystko wiesz, zdajesz sobie sprawę, że mąż kręci, ale nie dopuszczasz jakby ostatecznie tego do siebie i wierzysz mu poniekąd w jego wersje wydarzeń. Niby chcesz poznać prawdę, ale przyjmujesz tą, którą on Ci podaje. Jeśli chcesz z nim być/wierzysz, że on będzie w porządku/masz przekonanie, że Cię nie zawiedzie/nie możesz, nie chcesz rozpadu małżeństwa (nie potrzebne skreśl) to musisz odpuścić prawdę i "uwierzyć", albo udawać,że wierzysz w jego zapewnienia. Prawda jest przekleństwem w takich sytuacjach - w sensie próby budowania dalej czegokolwiek. Z tego co czytam z Twoich wpisów to mam wrażenie, że to co wiesz o romansie swojego męża i stopniu jego zaangażowania to jakiś skrawek, ale mam tez wrażenie, że w to wierzysz poniekąd (może się mylę i rzeczywiście to cała prawda co mówi). Ale tez wydaje mi się, że to jest właśnie moment, żeby odpuśić, jęsli myślisz o dalszej wspólnej przyszłości. W każdym razie powodzenia!
144 2016-12-08 14:30:17 Ostatnio edytowany przez memo331 (2016-12-08 17:10:00)
Każdy wpis na moim wątku jest dla mnie niezwykle cenny, dlatego dziękuję Ci, że pochyliłeś się zwłaszcza nad moja sprawą. To forum oraz ludzie, którzy tutaj zaglądają, pozwalają przechodzić mi przez ten czas we względnej kondycji psychicznej. Dlatego takważne jest to, że dzielą się ze mną swoimi doświadczeniami.
Masz rację pisząc, że jeśli chcę dać szansę mojemu związkowi, powinnam na tym etapie odpuścić. Ale ja nie wiem, czy taką szansę chcę dać. Tak jak piszesz, miotam się więc, pewnie oszukuję nawet, i w całej rozciągłości niszczę siebie.
Niby chcesz poznać prawdę, ale przyjmujesz tą, którą on Ci podaje.
W tym jest problem niestety "Prawdę" znam tylko z JEGO ust. Ewidentne dowody ich romansu: maile, sms, wiadomości były na bieżąco kasowane. Spotkania odbywały się w ukryciu, nikt nie był ich świadkiem. Wszystko co wiem, to jak myślę ICH wersja wydarzeń. Reszta -moja własna jej interpretacja oraz efekt mojego "szpiegostwa" ( fajna nazwa
)komputera i laptopa męża.
Memo jest jeszcze taki szczegół ze nawet jesli teraz nie dowiesz sie calej prawdy to kiedys mozesz sie jej dowiedziec w najmniej spodziewanym momencie np. z jej ust i na to tez musisz byc przygotowana. Pewnie glupie z nas baby ze sie siluja z tym wybaczaniem,dla spokoju ducha latwiej by bylo to po prostu zakonczyc ale jak sie ma 40 na karku i zycie z kims poukladane to nie takie to proste. Ja mysle ze gdybym byla kilka lat po slubie to pewnie bym sie nie bawila w ta mękę zwana wybaczaniem. Summerka specjalistko od spraw niemozliwych czy ty masz moze jakis psychologiczna metode na nie myslenie lub myslenie w inny sposób o tym co by bylo gdyby? Bede wdzieczna za odpowiedz.
146 2016-12-08 22:34:57 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2016-12-08 22:43:03)
Eni, wywołałaś mnie do tablicy, ale nie bardzo wiem, co ci odpowiedzieć. Bo jak tu nie myśleć, skoro myślenie to taka ludzka przypadłość
Chyba jednak nie w samym myśleniu jest problem, ale w jego skutkach, czyli w emocjach i w odczuciach. Może więc zrobić reinterpretację tego, co się wydarzyło i zacząć inaczej myśleć o tym, co się stało.
Czasami ze złych doświadczeń powstaje coś dobrego. Można np. przestać żyć iluzją idealnej miłości i idealnego partnera. Ludzie mają swoje słabości i tajemnie tak głęboko skrywane, że sami ich nie widzą.
Zdaje się, że mąż memo zdradziłby każdą inną kobietę w każdym innym związku, aby tylko utwierdzić się w swej atrakcyjności i ważności, której najpewniej nigdy nie był pewien. Przecież w każdym normalnym wieloletnim związku wśród natłoku codziennych spraw wzajemna adoracja nieco przygasa. Zapewne ani mąż memo nie wyrażał każdego dnia swojego zachwytu żoną i nie robiła tego memo. Nie robił tego pewnie też i mąż sąsiadki . Dla kogoś, kto od zawsze był niepewny swojej atrakcyjności łatwym sposobem na podpompowanie ego jest zdrada. Można do tego wykorzystać sąsiadkę, a sąsiadka sąsiada. I od razu można poczuć się atrakcyjniejszym.
Potem przychodzi "otrzeźwienie" i zdradzacz orientuje się, że przez poczucie niedosytu adoracji może stracić coś dużo bardziej dla niego cennego, czego utraty wcześniej nawet nie rozważał - rodziny. I jest zły, bo jak odczuwał niedosyt to widocznie nie otrzymywał od żony. Ktoś inny, przecież nie on, jest winny jego braków. Założenie, że gdyby w małżeństwie dostawał wszystko, czego potrzebuje, to do zdrady nie doszłoby jest bardzo trudne do podważenia. Tyle że żaden związek nie jest idealny i czy dochodzi czy nie dochodzi do zdrady zawsze znajdzie się coś, do czego można się przyczepić. Zawsze komuś czegoś może brakować, szczególnie jeśli braki w poczuciu wartości miało się od zawsze.
Zatem, prawdą może być, że sąsiadka mężowi memo nawet specjalnie się nie podobała, nie mówiąc już o jakimś głębszym uczuciu. Zwyczajnie wykorzystał ją. Problem w tym, że teraz wykorzystuje memo, aby ratować cokolwiek że swojego status quo.
Memo moj tez podobno podbudowywal swoje ego. Ona go sluchala a on łykal czule slowka bo podobno ich potrzebowal. Problem w tym ze zastanawiam sie czy do dzisiaj by je slyszal. Jakby zaczely sie problemy i proza zycia to przypuszczam ze czule slowka szybko by sie skonczyly. 2 mocne charaktery juz podobno zaczynaly sie pierwsze sprzeczki.Glupie te chlopy i tyle . W tym tygodniu uslyszalam od niego ze to bylo podobno gówniarskie zauroczenie. Tego jeszcze nie slyszalam ,ciekawe co jeszcze uslysze z biegiem czasu.Summerka chodzilo mi o to ze wtedy zostawalam w niezbyt ciekawej sytuacji i czesto zastanawiam sie co by sie wtedy stalo z dzieckiem i ze mna. Chyba z tym mam najwiekszy problem i to gnebi mnie najbardziej. Myslalam o jakims psychoterapeucie chociaz nie za bardzo w nich wierze zeby mi pomogl najbardziej w tej wlasnie sprawie niestety ja glupia wzielam sobie jeszcze druga prace na zastepstwo i teraz to juz nie mam na nic czasu(dobrze ze mi moja kochana mama obiadki gotuje na emeryturce). Dlatego pytam Ciebie moze cos pomozesz. Memo a tak z innej beczki zeby Cie troche rozweselic w tej naszej beznadziejnej sytuacji. W tym tygodniu mialam telefon . zadzwonil do mnie jakis gosc z ogloszenia bo podobno pomylil numery i chcial sie ze mna umowic. Czy myslisz ze powinnam?! Moze Ty tez powinnas?! Moze my tez podbudujemy swoje ego? Skoro im to tak latwo przyszlo?
148 2016-12-09 08:53:24 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2016-12-09 08:55:09)
Po co ci Eni to gdybanie "co by było gdyby"? Zastanów się dlaczego to gdybanie dotyczy akurat tego życiowego zdarzenia.
Dlaczego nie zastanawiasz się, co by było gdyby nie urodziło się twoje dziecko? Dlatego, że to bez sensu, bo dziecko jest i już. A jednak mimo, że nie zostałaś sama po zdradzie, to od kilku lat miętolisz w głowie tę myśl. Masz do męża żal, że cię wtedy nie zostawił, czy do siebie, że tak bardzo uznałaś go za część siebie, że w twoich myślach odebrałaś mu odrębność, jaką ma każdy człowiek i wykluczyłaś możliwość jego źycia bez ciebie?
Już o tym pisałyśmy, że lokowanie w drugiej osobie wszystkich swoich marzeń, nadziei i oczekiwań to odbieranie tej osobie odrębności. Zamiast sobą taka osoba staje się iluzją. Zamiast prawdziwym człowiekiem staje się cudzym wyobrażeniem.
149 2016-12-09 10:32:38 Ostatnio edytowany przez memo331 (2016-12-09 11:15:57)
Zdaje się, że mąż memo zdradziłby każdą inną kobietę w każdym innym związku
To mi pomogło, serio
Summerko, ja zdaję sobie bardzo dobrze sprawę z tego, że szukał poza związkiem czegoś, czego nie otrzymał bezpośrednio ode mnie. Boli mnie jedynie fakt, że granicę, o której pisała Josz, przekroczył tak szybko i tak chętnie. Że przez wiele miesięcy stawiał mnie w roli "tej drugiej". Że nie potrafił potraktować mnie jak CZŁOWIEKA. Że nie potrafi nawet teraz zdobyć się na szczerość.
Zatem, prawdą może być, że sąsiadka mężowi memo nawet specjalnie się nie podobała, nie mówiąc już o jakimś głębszym uczuciu
Czy kochał? Nie wiem. Przyjmuję, że tak, skoro zaryzykował dla niej tak wiele. Twierdzi, że relację zakończyli "oboje". Ja z kolei przypuszczam, że była to jej decyzja. Która zabolała, bo musiał zmierzyć się z cudzym wyborem na swoją niekorzyść (czytaj : zdradzony mąż). To by wyjaśniało, dlaczego tak gwałtownie "uświadomił" sobie swoją miłość do mnie. Ratujemy status quo
Powiedział mi wczoraj, że gdyby mnie nie kochał, nie miałby skrupułów odejść. Ja myślę, że gdyby nie brak wyraźnych deklaracji z jej strony, nie miałby powodów, żeby zostać.
Memo moze zrob mu ten test z wyprowadzka jego na jakis miesiac i zobaczysz co sie bedzie dzialo? Moze wtedy wszystkie prawdziwe uczucia pana meza i sasiadki wylezą na wierzch?. Wiem ze to nielatwe bo co ludziom powiedziec dlaczego maz sie wyprowadzil ale moze obmyslisz jakis plan. Summerka nie wiem czy tak do konca chodzilo o odbieranie mojemu mezowi odrebnosci bo skoro tam mial jeszcze gorzej i wstepnie mu sie to podobalo.? Chyba to chodzilo o to jednak "gowniarskie zauroczenie" tak czy siak odrebnosc to on teraz ma taką ze hej. I teraz tez jest be. Nie wazne sam sobie to zbudowal chociaz tez mnie to czasem boli to to ja juz nie potrafie inaczej. Czasem mi ciezlo a czasem sobie mysle ze to co zrobil to jego sprawa nie moja. Ja mam swoje zycie.
Summerko dobre okreslenie z tym miętoleniem tej mysli w glowie. Trafilas perfekcyjnie, dokladnie tak jest. Miętole i miętole sama nie wiem po co i jaki jest tego sens a jednak ciagle mi to nie daje spokoju. To jest rzecz z ktora nie moge poradzic sobie najbardziej. Niby to glupie bo przeciez tego juz nie bedzie a jednak ciagle to mnie to dręczy. Moze ktos jednak zna jakies psychologiczne wytlumaczenie czegos takiego.
Mi sie wydaje, że gówniarskie zauroczenie, zafascynowanie sie kimś innym zdarza się w długich związkach, ale już decyzją dorosłego i dojrzałego człowieka jest czy pójśc w to dalej,czy urwac na starcie. Wiadomo, miło jest słyszeć znowu, że jesteś fajny/fajna, super itd., ale trzeba zdac sobie sprawę, że w długim czasie to nie będzie tak pięknie wyglądać - bajka nigdy nie trwa ciągle! Małżeństwa, długie związki przechodza różne okresy, wydaje mi się, że moga byc sytuacje, że ktoś zbłądzi i jest to jakiś tam krótkotrwały epizod, gdzie potem jak położy na szali rodzine, żonę, dzieci, to jednak zda sobie sprawę, że nie było warto. Jest wiele romansów, romansików, które nigdy światła dziennego nie ujrzą, bo ludzie w porę się opamiętają (zarówno kobiety jak i mężczyźni). To jest przewalone, ale takie jest życie, ta jego ciemniejsza strona, o której się nie myśli za małolata żyjąc idealnym obrazem miłości. Są też ludzie, którzy wsiąkaja w romans na dobre - w cholere tu takich historii - wtedy romans trwa zazwyczaj do wydania się, oni raczej daleko już odchodzą od swoich partnerów i ich chęć powrotu jest podjerzana. Oczywiście, ludzie, którzy ze sobą przeżyli kawał życia, mają dzieci, zobowiązania, wspólne sprawy, ciężko im sie zdecydowac tak odejść. Tylko jeśli nie maja odwagi odejść, dlaczego trwają w jakiejś obłudzie i na co czekają właściwie? - to jest pytanie! Ludzie to egoiści, taka prawda. Ale wracając do tematu - ja nie wiedziałbym co tu doradzić. Z jednej strony jak pisałem, zdarzają się błędy, ludzie żałują, lub udają, że żałują i chca naprawiać - może to się czasem udaje, z drugiej, jeśli to fałsz, wtedy pewnie czeka nas powtórka z rozrywki za jakiś czas i życie w jakimś układzie dziwnym. Ja sam osobiście nie wiem czy jest cos takiego jak miłość w długim związku, wątpie w to obecnie, ale na pewno jest przyjaźń i szacunek, a tego wielu ludzi nie potrafi dotrzymać. Wiem też, niestety ze swojego doświadczenia, że rozwody to masakra dla dzieci , dlatego tym trudniej doradzać rozstawanie się i tak modne dziś szuaknie siebie i swojego szczęście (co to wgl jest?!?!?) kiedy się doświadczyło jak to wpływa na najmłodszych. Jest też takie hasło - nigdy nie jest dobry czas żeby odejść!
TSEL no niestety jest cos takiego jak idealny obraz milosci za malolata. Sa przypadki ze ten obraz jest niezaburzony przez cale zycie ale mysle ze to juz bardzo rzadko sie zdarza. A najgorsze jest to ze wczesniej chocby nie wiem jak ktos chcial tlumaczyc zeby byc ostroznym to cholera i tak nie dotrze. Trzeba dostac po dupie zeby zmądrzec. Czasem mam ochote wcisnac swojemu dziecku jakies mądrosci zyciowe i czasem to robie ale tak sie zastanawiam czy to cos da? Moze odrobine ale zeby cos zrozumiec to trzeba to przezyc.Te Twoje slowa" modne jest teraz rozstawanie sie i szukanie siebie i swojego szczescia. A co to wogole jest?" sa wyjete mi prosto z mojej glowy. Rozstaje sie szuka drugiego czlowieka ale przeciez ten czlowiek tez moze zawiesc i tez mozna przez niego cierpiec. A zycie tak calkowicie dla siebie kiedy osiaga sie wszystko krok po kroku czy daje tak pelnie szczescia? Chyba nie.
154 2016-12-09 13:47:35 Ostatnio edytowany przez memo331 (2016-12-09 14:03:02)
Tylko jeśli nie maja odwagi odejść, dlaczego trwają w jakiejś obłudzie i na co czekają właściwie?
W czasie jednej z naszych największych kłótni, mąż postanowił "odejść". Była późna noc, właściwie początek nowego dnia. Syn spał już od wielu godzin. Powiedziałam mu, że jeśli o mnie chodzi, nie będę mu stać na drodze. Ale o swojej decyzji ma poinformować dziecko osobiście.
Poszedł więc do jego pokoju i powiedział mu jedno słowo: "dobranoc"
Odwaga tchórza znika w momencie konfrontacji. W momencie FAKTYCZNEGO podejmowania decyzji. Więc wybierają sobie takie "trwanie" bo to nie wymaga od nich wykonania konkretnych posunięć.
A takim konkretnym posunięciem w przypadku MOJEGO męża byłby przymus poinformowania rodziców o zakończeniu wieloletniego małżeństwa z powodu "miłości" do żony swojego kolegi. Może też strata części znajomych, z jednej i drugiej strony. Wyjście do "ludzi" z piętnem zdrajcy. Potrzeba wyprowadzenia się z domu, tudzież usunięcia z niego żony i dziecka. TO już nie jest tak łatwe, jak romantyczne maile i wycieczki biegowe po okolicznych zastępach leśnych
summerka88 napisał/a:Zdaje się, że mąż memo zdradziłby każdą inną kobietę w każdym innym związku
To mi pomogło, serio
Summerko, ja zdaję sobie bardzo dobrze sprawę z tego, że szukał poza związkiem czegoś, czego nie otrzymał bezpośrednio ode mnie. Boli mnie jedynie fakt, że granicę, o której pisała Josz, przekroczył tak szybko i tak chętnie. Że przez wiele miesięcy stawiał mnie w roli "tej drugiej". Że nie potrafił potraktować mnie jak CZŁOWIEKA. Że nie potrafi nawet teraz zdobyć się na szczerość.
Memo, problem w tym, że on chciałby otrzymać od ciebie to, czego nie dostał od swoich rodziców, czyli błysku zachwytu dla niego takim, jakim jest. To głęboko skrywane poczucie niskiej wartości. On potrzebuje ciągłego utwierdzania go w tym, że jest atrakcyjny z ZEWNĄTRZ, bo nie czuje się taki WEWNĄTRZ. To jego problem, który masz rozwiązać ty, albo sąsiadka, a może jeszcze inna, kolejna.
summerka88 napisał/a:Zatem, prawdą może być, że sąsiadka mężowi memo nawet specjalnie się nie podobała, nie mówiąc już o jakimś głębszym uczuciu
Czy kochał? Nie wiem. Przyjmuję, że tak, skoro zaryzykował dla niej tak wiele. Twierdzi, że relację zakończyli "oboje". Ja z kolei przypuszczam, że była to jej decyzja. Która zabolała, bo musiał zmierzyć się z cudzym wyborem na swoją niekorzyść (czytaj : zdradzony mąż). To by wyjaśniało, dlaczego tak gwałtownie "uświadomił" sobie swoją miłość do mnie. Ratujemy status quo
![]()
Powiedział mi wczoraj, że gdyby mnie nie kochał, nie miałby skrupułów odejść. Ja myślę, że gdyby nie brak wyraźnych deklaracji z jej strony, nie miałby powodów, żeby zostać.
Memo, to, czego w głębi serca się obawiasz może być prawdą. Może tak być, że ty nigdy nie byłaś jego wyborem, ale najlepszą opcją w pewnych okolicznościach
Summerka nie wiem czy tak do konca chodzilo o odbieranie mojemu mezowi odrebnosci bo skoro tam mial jeszcze gorzej i wstepnie mu sie to podobalo.?
Pisząc o jego odrębności miałam na myśli to, że on jest innym niż ty człowiekiem. On nie urodził się po to, żeby realizować twoją utopijną wizję związku, w którym bohater na białym koniu, którego ty wybrałaś i przyjęłaś na męża ma teraz realizować twój scenariusz, jaki ty miałaś w głowie.
Summerko dobre okreslenie z tym miętoleniem tej mysli w glowie. Trafilas perfekcyjnie, dokladnie tak jest. Miętole i miętole sama nie wiem po co i jaki jest tego sens a jednak ciagle mi to nie daje spokoju. To jest rzecz z ktora nie moge poradzic sobie najbardziej. Niby to glupie bo przeciez tego juz nie bedzie a jednak ciagle to mnie to dręczy. P
Jakbyś poszukała dalej i głębiej w swojej przeszłości, to znajdziesz odpowiedź na pytanie o przyczynę miętolenia myśli o tym, co z tobą by się stało po porzuceniu. Pomyśl kto wcześniej ciebie porzucił. To wcale nie musi być fizyczne porzucenie, ale ktoś ważny (np. rodzic) mógł o ciebie nie dbać, o twoje uczucia, o twój dobrostan, o to, co się z tobą dzieje i dziać będzie.
niestety jest cos takiego jak idealny obraz milosci za malolata. Sa przypadki ze ten obraz jest niezaburzony przez cale zycie ale mysle ze to juz bardzo rzadko sie zdarza.
Idealny obraz miłości tworzą sobie właśnie osoby "porzucone emocjonalnie" przez ważną, bliską osobę w dzieciństwie. Wtedy rośnie się w przekonaniu, że prawdziwa miłość to stan, w którym ktoś się nami opiekuje. A gdy okazuje się, że tej opieki nie było albo było blisko żeby jej nie było i już się widziało oczyma wyobraźni, jak znów będzie trzeba sobie radzić samemu, to...jest jak w twoim przypadku Eni utrata wiary w miłość. Z tym, że jest to miłość niezbyt dobrze pojętą, bo oddająca odpowiedzialność za swój los w ręce drugiego człowieka.
Memo, to, czego w głębi serca się obawiasz może być prawdą. Może tak być, że ty nigdy nie byłaś jego wyborem, ale najlepszą opcją w pewnych okolicznościach
I jest to najtrudniejsza z prawd, z którą mierzę się już od pewnego czasu
Dla mężczcyzny w takiej sytuacji decyzja czy pozostać z żoną rzadko jest kwestią uczuć i wyborem między kobietami. To raczej wybór pragmatyczny finansowo-społeczny. Tym łatwiejszy, że oni mogą uprawiać seks bez uczuć.
Moim zdaniem powinnaś się zmierzyć z tym czy akceptujesz takie podejście i zostajesz z nim również z wygody. To ci pozwoli na świadomy wybór. On nie odejdzie, bo ma dużo do stracenia, więc niestety cały ciężar decyzji zrzucił na ciebie.
159 2016-12-09 18:23:51 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2016-12-09 18:26:44)
summerka88 napisał/a:Memo, to, czego w głębi serca się obawiasz może być prawdą. Może tak być, że ty nigdy nie byłaś jego wyborem, ale najlepszą opcją w pewnych okolicznościach
I jest to najtrudniejsza z prawd, z którą mierzę się już od pewnego czasu
To musi być bolesna myśl
Nie wiem, co ci poradzić. Możes zrobić podobnie jak Eni (i twój mąż) uznać, że pozostanie z mężem to pozostanie z najlepszą aktualnie dostępną opcją i zobaczyć, jak się sytuacja będzie rozwijać. Zawsze jest szansa, że twój mąż dojrzeje i dorośnie do roli partnera w związku. Chociaż jego niechęć do zagłębienia się w zdradę, jej przyczyny oraz jego motywy zdrady nie wróżą dobrze.
Memo, zdaje się, że związałaś się z "chłopcem", który ma z sobą trochę problemów i nad którymi powinien pracować, zamiast od nich uciekać i im zaprzeczać. Ale to też jest informacja dla ciebie. Warto zastanowić się, dlaczego przyciągnął cię ktoś, kto potrzebuje ciągłej adoracji i żeby otrzymywać potwierdzenie swojej atrakcyjności gotowy jest na ... wiele
Summerko wizja zwiazku mojego meza w ktorej rozwiazywanie problemow jest zalatwianie poprzez zdrade okazala sie duzo bardziej utopijna. A idealny obraz milosci ma kazda panna mloda na slubnym kobiercu i szczerze kiedy widze te wszystkie kobiety ktore planuja swoje zycia od najpiekniejszych slubow w ktorych sa ksiezniczkami w najpiekniejszych sukniach z powalajacymi cenami to szczerze to mi ich zal. Ale kazda mloda kobieta tak mysli a pozniej przychodzi zawod. Summerko gdyby wszystkie te kobiety byly zaburzone emocjonalnie to pol swiata musialo by takich byc .one po prostu slepo wierza bo sa naiwne kiedy sa mlode.
161 2016-12-09 18:31:37 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2016-12-09 18:53:46)
Summerko wizja zwiazku mojego meza w ktorej rozwiazywanie problemow jest zalatwianie poprzez zdrade okazala sie duzo bardziej utopijna. A idealny obraz milosci ma kazda panna mloda na slubnym kobiercu i szczerze kiedy widze te wszystkie kobiety ktore planuja swoje zycia od najpiekniejszych slubow w ktorych sa ksiezniczkami w najpiekniejszych sukniach z powalajacymi cenami to szczerze to mi ich zal. Ale kazda mloda kobieta tak mysli a pozniej przychodzi zawod. Summerko gdyby wszystkie te kobiety byly zaburzone emocjonalnie to pol swiata musialo by takich byc .one po prostu slepo wierza bo sa naiwne kiedy sa mlode.
Eni, projektujesz na wszystkie panny młode swoje własne wizje. Nie wiesz, niestety, co inni mają w głowie.
Inni czasami wierzą w miłość, ale nie opierają na niej całego swojego życia. Zdają sobie sprawę, że może być różnie. Nie uzależniają od partnera swojego życia, swojego samopoczucia.
Nie można obarczać drugiego człowieka odpowiedzialnością za własne poczucie bezpieczeństwa i swoją wartość. To znaczy można, ale nie każdy jest w stanie dźwigać na swoich barkach taką odpowiedzialność.
EDIT: Eni, uwierz mi, że twoje oczekiwanie, że twój mąż będzie przede wszystkim twoim opiekunem (czytaj: tatusiem), który otoczy cię bezwarunkową miłością jest marzeniem dziecka a nie dorosłej kobiety. Dlatego mimo upływu pięciu lat od zdrady ty wciąż miętolisz to, że on mógłby cię pozbawić swojej opieki, bo to cię przeraża. Jesteś jak małe dziecko, nie przygotowana, aby wziąć na siebie odpowiedzialność za swoje życie.
Nie wiem czy tak da sie zyc Summerko zeby calkowicie nie uzalezniac swojego samopoczucia i zycia od partnera. Wlasciwie to moglabym powiedziec ze ja juz prawie tak zyje niestety uwazam ze to normalne nie jest kiedy tak sie zyje bo to bardziej uklad niz malzenstwo. W zyciu sa choroby dzieci i inne sprawy przy ktorych niejednokrotnie jedno od drugiego musi byc zalezne.
163 2016-12-09 19:03:23 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2016-12-09 19:04:57)
Nie wiem czy tak da sie zyc Summerko zeby calkowicie nie uzalezniac swojego samopoczucia i zycia od partnera. Wlasciwie to moglabym powiedziec ze ja juz prawie tak zyje niestety uwazam ze to normalne nie jest kiedy tak sie zyje bo to bardziej uklad niz malzenstwo. W zyciu sa choroby dzieci i inne sprawy przy ktorych niejednokrotnie jedno od drugiego musi byc zalezne.
widzę, że ciągniesz dalej "co by było gdyby"
W życiu zdarzają się sytuacje, w których potrzebna jest pomoc innych ludzi. I zawsze można o pomoc prosić rodzinę, przyjaciół, znajomych, ojca dzieci. Czasami nawet obcy ludzie są bardziej pomocni niż własny małżonek.
Summerko ale to nie tak powinno wygladac. To malzonek powinien byc ta osoba od ktorej czasem trzeba byc zaleznym bo wymagaja tego sytuacje zyciowe i czasem taka opieka jest konieczna. Co do mnie to gdybym chciala dzisiaj to z palcem w dupie bym sobie bez niego poradzila i nie jest on dla mnie zadnym opiekunem juz od dawna. Ale czy to tak powinno wygladac tak do konca to nie wiem. Co do mietolenia w glowie to nawet jezeli byly po czesci takie przyczyny to nie jestem w stanie juz nic z nimi zrobic. interesuje mnie raczej jak sobie z nimi poradzic.
165 2016-12-09 19:33:45 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2016-12-09 19:42:04)
Summerko ale to nie tak powinno wygladac. To malzonek powinien byc ta osoba od ktorej czasem trzeba byc zaleznym bo wymagaja tego sytuacje zyciowe i czasem taka opieka jest konieczna. Co do mnie to gdybym chciala dzisiaj to z palcem w dupie bym sobie bez niego poradzila i nie jest on dla mnie zadnym opiekunem juz od dawna. Ale czy to tak powinno wygladac tak do konca to nie wiem. Co do mietolenia w glowie to nawet jezeli byly po czesci takie przyczyny to nie jestem w stanie juz nic z nimi zrobic. interesuje mnie raczej jak sobie z nimi poradzic.
Pytasz jak sobie pomóc, a ja od dłuższego czasu próbuję ci podpowiedzieć rozwiązanie. Powinnaś zrozumieć co i dlaczego tobą kieruje. Dlaczego potrzebujesz i wymagasz od partnera opieki, jakiej oczekuje się od rodzica. Wg mnie (to tylko moje wrażenia) emocjonalnie wciąż tkwisz w okresie dzieciństwa, masz niezaspokojone potrzeby z tamtego okresu, które przeniosłaś do dorosłego życia.
Do zastanowienia się:
Dlaczego nie wierzysz, że możesz sama zatroszczyć się o siebie?
Dlaczego uważasz, że w przypadku konieczności inni ludzie (niż partner) ci nie pomogą?
Po co ci opiekun, wybawca, dostarczyciel poczucia bezpieczeństwa i twojej wartości?
Summerko co Ty z ta opieka od rodzica? Moj maz na dzien dzisiejszy nie jest dla mnie ani opiekunem ani wybawca ani dostarczycielem poczucia bezpieczenstwa ani wartosci. I nie wiem czy to dobrze czy zle ale tak jest. Samemu o siebie zatroszczyc sie mozna i owszem i ja sie troszcze ale juz zycie w samemu wiaze sie z samotnoscia i pustka a to juz inna para kaloszy. Nie jestem z nim bo potrzebuje od niego opieki bardziej to z czysto egoistycznych pobudek. Mysle na dzien dzisiejszy o wlasnych korzysciach co jest dla mnie bardziej oplacalne.
167 2016-12-10 12:00:03 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2016-12-10 12:06:19)
Summerko co Ty z ta opieka od rodzica? Moj maz na dzien dzisiejszy nie jest dla mnie ani opiekunem ani wybawca ani dostarczycielem poczucia bezpieczenstwa ani wartosci. I nie wiem czy to dobrze czy zle ale tak jest. Samemu o siebie zatroszczyc sie mozna i owszem i ja sie troszcze ale juz zycie w samemu wiaze sie z samotnoscia i pustka a to juz inna para kaloszy. Nie jestem z nim bo potrzebuje od niego opieki bardziej to z czysto egoistycznych pobudek. Mysle na dzien dzisiejszy o wlasnych korzysciach co jest dla mnie bardziej oplacalne.
I dobrze, że twój mąż przestał pełnić rolę twojego opiekuna. To twoja nauka, że nie można "wisieć" na drugim człowieku i oczekiwać, że będzie żył tak jak ty byś tego chciała. Tyle dobrego wyszło z jego zdrady dla niego, że zyskał swoją odrębność w oczach żony. To, co dla ciebie jest utratą bajkowej więzi, bezgranicznego poświęcenia, bezwarunkowej miłości dla niego mogło stać się uwolnieniem od taszczenia na swoich barkach twoich nierealistycznych oczekiwań, w których on był twoim przedłużeniem lub nawet częścią ciebie.
A dla ciebie Eni to lekcja dorastania, nauczenie się, że przede wszystkim musisz sama troszczyć się oraz dbać o siebie i nie możesz tego cedować na swojego męża. Zawsze możesz prosić o pomoc, liczyć na nią, oczekiwać jej, ale nie możesz uzależniać siebie i swojego życia od drugiego człowieka.
Opowieści o dwóch połówkach jabłka i romantyczne filmy o miłości nie mają nic wspólnego z prawdziwym życiem. Czas dorosnąć.
Czy już bardziej rozumiesz dlaczego wciąż miętoliłaś w myślach przerażającą myśl, że mogłabyś zostać sama i radzić sobie sama? Mam nadzieję, że trochę wyraźniej dostrzegasz powiązania przyczynowo-skutkowe.
Pierwszy raz od wielu lat, mój mąż ściągnął z palca obrączkę i się jej przyglądał. Zauważyłam kątem oka. "Czas decyzji" zbliża się więc wielkimi krokami.
Summerka masz racje ze zmadrzalam ale za to ze na nim wisialam to po czesci sam sobie moze podziekowac bo cale zycie od niego sluchalam ze sobie nie poradze z niczym i wogole do niewielu rzeczy sie nadaje wiec niezle mu szczeka opadla kiedy jednak dalam rade po tym jak dotarlo do mnie ze obca baba mogla nagle zaczac mi dyktowac jak mam zyc. Ja nie latwe mialam z nim zycie a ta odrebnosc to niespecjalnie mu sie dzisiaj podoba tylko ze mnie to juz niespecjalnie interesuje co ma mi do powiedzenia bo to sa MOJE SPRAWY. A proszac go o pomoc wtedy to dostalabym ale wielkiego kopa w dupe jak wiele porzuconych zon.Dzis bym sobie poradzila wtedy nie sądze ze moglabym przezyc z dzieckiem za tysiac zl o ile tyle by mi sie gdzies udalo zarobic a maz bujal by sie za granica i moglabym szukac wiatru w polu. Teoria teorią a zycie zyciem. Fajnie nie byc od nikogo zaleznym tylko ze jak pokazuje zycie nie zawsze to mozliwe.
Memo ja rozumiem ze Ty caly czas czekasz na jego ruchy i na jego decyzje.Chcesz zeby to on je podjął. Dobrze rozumiem? Czy Ty obserwujesz co zrobi czy moze go wywalasz a on nie chce pójść? Czy moze jeszcze inaczej?
Pierwszy raz od wielu lat, mój mąż ściągnął z palca obrączkę i się jej przyglądał. Zauważyłam kątem oka. "Czas decyzji" zbliża się więc wielkimi krokami.
Nikt nie siedzi w jego głowie, ale sytuacja, której byłaś świadkiem jest dość wymowna.
Czyżby zmęczyło go już oszukiwanie Ciebie, a przy okazji samego siebie?
Memo, a może to teatralny gest, specjalnie dla Ciebie? Może wiedział, że kątem oka go obserwujesz.
Wydaje mi się, że nie ma sensu się katować obecnie myślą - czy było się pierwszym czy którymś tam wyborem, to nie ma obecnie znaczenia żadnego! Wiem, że w chwilach takich, kiedy spotyka nas taka tragedia jak zdrada, czy rozwód jest tendencja do analizowania wszytskiego i uderzania już w najbardziej dramatyczne i patetyczne strony. Prawda jest taka, że czy byłoby się pierwszym czy jakimś tam z kolei wyborem partnera, tak czy tak zdrada by bolała. Takie myśli pomagają nam o tyle, że zrzucamy wszystko na partnera, bo juz od początku on nie był przekonany i nie grał fair, a tak mogło wcale nie być. Tylko w takich chwilach w życiu, gdy wszystko się wali, wdyaje nam się, że taki myślenie pomoże. A jednak choć nie jest to łatwe, trzeba się starać nie analizować, wziać życie w swoje ręce na ile to możliwe i niech się toczy dalej - cokolwiek za decyzję podejmiemy. Wiadomo, każdy się boi decyzji podjąć, mąż autorki pewnie też, choc myślę i co z doświadczenia zaobserwowałem, że taka sytuacja - bycie ciągle winnym i słuchanie o tym i walka o "poprawę" pewnie nie jednego przerosłaby, a co dopiero kogoś kto może nie jest przekonany dokładnie czy to co robi jest słuszne (ratowanie związku). W podejmowaniu decyzji najgoprsze jest to, że oznaczać będzie jakąś zmiane, a jak wiadomo, zmiana może być na lepsze albo gorze. Jeśli my podejmiemy decyzję, odpowiedzialność za to spadnie tylko na nas, jeśli ktoś inny - to zawsze będziemy go mogli obwinić.. ale to będzie świadczyć tez o tym, że nie do końca kontrolujemy co się dzieje w naszym życiu. Oczywiśćie, wiem dobrze, że w życiu często dobrze wybrać, albo wgl coś zdecydować jest ciężko, albo niemożliwe nawet - rodzina, praca, dzieci, zobowiązania - można by wymieniać bez liku. Decyzja o pozostaniu - ozancza, ze może być lepiej, ale też okazac się że za jakiś czas się sypnie i zmarnuje się kolejne x lat na to wszystko, odejście - może oznaczać, że przegapiło sie możliowść poskładania do kupy, ale też może oznaczać dobre życie dalej samemu lub z kimś innym. Wiem - nic odkrywczego, ale warto na to zwrócić uwagę. Ja osobiście bym nie chciał i raczej nie był w stanie czekac na decyzję kogoś odnośńie mojego życia, tzn. być skazany na jego łaskę czy niełaskę - jednak wiem też, że życie nie jest takie proste niestety.
174 2016-12-13 14:12:07 Ostatnio edytowany przez memo331 (2016-12-13 14:13:19)
/.../choc myślę i co z doświadczenia zaobserwowałem, że taka sytuacja - bycie ciągle winnym i słuchanie o tym i walka o "poprawę" pewnie nie jednego przerosłaby, a co dopiero kogoś kto może nie jest przekonany dokładnie czy to co robi jest słuszne (ratowanie związku).
TSEL. Mój mąż ciągle mnie przeprasza. Wczoraj zapytałam: za co . Odpowiedział: za kłamstwa. Zapytałam, czy przeprasza mnie również za wprowadzenie drugiej kobiety w nasze życie. Odpowiedział, że to, co go z nią łączyło, to nie było "nic wielkiego". Nie kochał jej, przecież WIE. Romans? Jaki zaraz romans! Nigdy nie byłam "tą drugą". Zawsze mnie szanował. Zawsze mnie kochał, nawet wtedy. WYBRAŁ mnie przecież! Kiedy? No, po odkryciu maili przez jej męża. Ale, to przypadek. Tak się w czasie "zbiegło" Zresztą, czy to ważne? Wybrał mnie, a ja się ciągle CZEGOŚ doszukuję! I nie jestem psychologiem! Nie siedzę mu w głowie !Nie może być tak, że mam jakąś "prawdę objawioną"! I on walczy, ja nie. On nie chce zakończyć tego związku, ja chcę! Ja nie walczę! Ja szukam dziury w całym!
Widzisz, smutne. Smutne, bo kompletny brak refleksji. Poczucie winy. Czyje? Walka o poprawę. Kogo?
memo331, w pewnym momencie napisała do Ciebie użytkowniczka o nicku "talerz". Nie wiem, czy czytałaś jej historię. W jej przypadku podstawą do odbudowy małżeństwa i dania szansy mężowi był warunek jego całkowitej szczerości. Bronił się przed tym długo i dopiero terapia uświadomiła mu, że jest to absolutny warunek do podjęcia dialogu z żoną.
Terapia także uświadomiła mu ogrom spustoszenia jakiego dokonał zdradzając.
Wydaje mi się, że Wy gonicie w piętkę, z powodu braku szczerości męża. Ty wiesz, że on Cię okłamuje, zarówno w kwestii "nie romansu" jak i rzekomej miłości do Ciebie i braku uczucia do tamtej, do tego jego stwierdzenie, że "wybrał Ciebie" sprawia wrażenie jakoby on tylko rozdawał karty, a Ty nie masz większego wpływu na rozwój wydarzeń i właściwie powinnaś być mu wdzięczna za ten wybór.
Ktoś tutaj wcześniej napisał, że mogłabyś zamknąć tę sprawę, nie drążyć, pogodzić się z rzeczywistością i z nadzieją patrzeć, a raczej liczyć na wspólną mniej, lub bardziej szczęśliwą przyszłość.
Stan, w jakim od dłuższego czasu znajdujesz się, pokazuje, że niestety, nie da się zamieść problemu pod dywan i być może tylko prawda Cię wyzwoli. Wyzwoli w sensie razem, lub osobno. Dlatego nie ustawałabym w wysiłkach namówienia go na terapię indywidualną, a następnie wspólną.
Jeśli szczerze zależy ma na Was, na rodzinie, powinien się zgodzić.
Zastanawiam się czy powinnam porozmawiać z jej mężem. ..nie daje mi to spokoju.
Zastanawiam się czy powinnam porozmawiać z jej mężem. ..nie daje mi to spokoju.
Jaki cel chcesz osiągnąć tą rozmową?
Jeżeli chcesz zburzyć dobre samopoczucie jego żony, to możesz odnieść chwilowy sukces, bo najwyraźniej ona jedna z całej Waszej czwórki zaliczyła miękkie lądowanie.
Obawiam się jednak, że jej mąż nie chce znać prawdy, nie ma ochoty zmierzyć się z nią, woli się oszukiwać.
Miałaś już pierwszy sygnał, gdy po tym incydencie, gdzie zastałaś ich w intymnej sytuacji, a następnie zniknęłaś z Waszego towarzystwa, on zdystansował się do Ciebie. Sugerowałam wtedy, że kochankowie musieli sprzedać mu jakąś bajkę na Twój temat, a on uwierzył? Przecież byliście dobrymi znajomymi, on zaakceptował nową sytuację bez problemu?
Kolejna sytuacja, gdy próbowałaś się z nim skontaktować, po wakacjach, gdy zażyłe kontakty kochanków ujrzały światło dzienne, on zignorował Twoje próby.
Wydaje mi się, że on z premedytacją broni się przed poznaniem prawdy, a skutek mógłby być taki, że staniesz się jego wrogiem, zwłaszcza, że oprócz swojej relacji nie masz żadnych namacalnych dowodów.
Być może wzięłabym pod uwagę taki krok, gdybym teraz, w czasie gdzie Wy oraz oni próbujecie odbudować Wasze małżeństwa, zdobyła kolejny dowód na to, że oni mimo wszystko nadal kontaktują się z sobą, pomijając kontakty służbowe.
Zastanawiam się czy powinnam porozmawiać z jej mężem. ..nie daje mi to spokoju.
Nie kontaktuj się z jej mężem bo to nic nie da. On Ci nie uwierzy, bo nie jest gotowy na prawdę..
Rozumiem Twoje chęci, sama takie miałam, ale dziś z perspektywy czasu uważam, ze dobrze zrobiłam iż nie zadzwoniłam do męża qrwy mojego byłego ..
Niestety memo, ale sprawę musisz załatwić sama ze swoim mężem. Każdy przypadek jest inny, ale ich wspólna praca pogarsza sytuację.. Oni czują, iż tak naprawdę nie możecie im nic zrobić, bo jeśli każesz swojemu mężowi zmienić pracę, to on od Ciebie odejdzie, tłumacząc wszystkim, że oskarżyłaś go bezpodstawnie i jeszcze kazałaś zrezygnować z kariery..
Paradoks, ale tak to wygląda, na potrzeby opinii zrobi z siebie ofiarę ..
Jeśli nie możesz tego wytrzymać i niszczy Cię ta sytuacja, to wyprowadź męża na jakiś czas z domu. Ty odpoczniesz, on zobaczy, że to nie żarty, kochanka się wystraszy, a jej maż może przejrzy na oczy i zobaczy jakim jest frajerem..
Pytanie tylko, czy jesteś gotowa na taki krok, czy jednak nie..
U mnie poskutkowało to tym, że kochanka zawinęła ogon pod siebie a były maż urwał wszelkie kontakty z qrwą i robi wszystko aby naprawić nasze relacje.
Nie twierdzę, że zawsze się tak kończy, ale jeśli do chłopa nie dotrze powaga sytuacji, to znaczy że jego wyprowadzka jest najlepsza rzeczą która mogła się nam przytrafić.