Długa ewakuacja albo krótkie cięcie, w zależności od potrzeb, sytuacji a może odpowiedzialności i właściwie wyciągniętych wniosków przez Toorank.
522 2015-09-05 12:38:02 Ostatnio edytowany przez Zorija (2015-09-05 12:38:20)
Jest ofiarą, jest krzywdzony. Od lat. To wyszło daleko poza nieporozumienia małżeńskie. Jest bardzo, bardzo źle.
Przepraszam, ale więcej o tym napisać nie mogę. Mam straszne opory, że zdradzam tajemnice cudzego nieszczęścia.
Przyznam się szczerze, że sytuacja mocno mnie przerosła.
Żona go bije czy cooo??
Toorank, ludzie mają różne wady... i problemy... i chorują... i coś im się przytrafia...
No i gdzie wtedy ta "miłość na dobre i na złe", co to kazała np. rozpieprzyć komuś innemu rodzinę...
Kochanek nie okazał się wymarzonym, doskonałym i idealnym? I co, z wielkiej miłości została tylko litość (a w zasadzie politowanie)?
523 2015-09-05 15:16:44 Ostatnio edytowany przez toorank (2015-09-05 15:17:33)
Elle nie wiem co zrobię... na razie robię tylko to co muszę... intuicyjnie po omacku...
Horses, Złata mam wiedzę teoretyczna, jak postępować w takich przypadkach, szukałam też pomocy u osoby, która ma doświadczenie praktyczne - kazała mi trzymać się z daleka, nie posłuchałam... nie wiem dlaczego. Zapytałam jego, poprosił, żebym była, chodzi tylko o zachowanie kontaktu i tak robię. Nie wiem co będzie dalej.
Zorija nie bądź taka. Nawet nie wiesz jak często zdarza się, ze kobieta jest agresorem. Na nieszczęście w naszym kraju są praktycznie bezkarne.
A on? Trudno mi rozpatrywać jego postać w kategoriach jakości, ale jeśli musiałabym, to pewnie powiedziałabym, że okazał się lepszy niż myślałam. Z pewnością za dobry dla mnie.
A on? Trudno mi rozpatrywać jego postać w kategoriach jakości, ale jeśli musiałabym, to pewnie powiedziałabym, że okazał się lepszy niż myślałam. Z pewnością za dobry dla mnie.
O tym panu wiemy już praktycznie wszystko.
Natomiast o mężu o wiele mniej.
Do tej pory określałaś go, jako pragmatyka, bez większych erupcji emocjonalnych.
Teraz jest wściekły, powiadasz. Czy tylko z powodu złamania obietnicy (lub warunku - jak zwał, tak zwał) dotrzymania lojalności, czy też poczuł w końcu tę męską zazdrość o Twoje emocje?
I co z tym zrobicie oboje?
525 2015-09-05 20:07:38 Ostatnio edytowany przez toorank (2015-09-05 20:09:35)
toorank napisał/a:A on? Trudno mi rozpatrywać jego postać w kategoriach jakości, ale jeśli musiałabym, to pewnie powiedziałabym, że okazał się lepszy niż myślałam. Z pewnością za dobry dla mnie.
O tym panu wiemy już praktycznie wszystko.
Natomiast o mężu o wiele mniej.
Do tej pory określałaś go, jako pragmatyka, bez większych erupcji emocjonalnych.
Teraz jest wściekły, powiadasz. Czy tylko z powodu złamania obietnicy (lub warunku - jak zwał, tak zwał) dotrzymania lojalności, czy też poczuł w końcu tę męską zazdrość o Twoje emocje?
I co z tym zrobicie oboje?
Wszystko się skomplikowało. Teść jest bardzo chory. Musi się przenieść do innego miasta gdzie będzie leczony, mąż prawdopodobnie będzie musiał z nim jechać. 1,5 miesiąca ich nie bedzie. Może dłużej.
Myślę że ta złość wynika z obawy przed utratą kontroli nad moim zachowaniem. Może się mylę.
Co robimy? Kłócimy się o wszystko. O drobiazgi.
Jest fatalnie.
526 2015-09-05 21:19:20 Ostatnio edytowany przez zmierzch (2015-09-05 21:20:05)
Jest ofiarą, jest krzywdzony. Od lat. To wyszło daleko poza nieporozumienia małżeńskie. Jest bardzo, bardzo źle.
Przepraszam, ale więcej o tym napisać nie mogę. Mam straszne opory, że zdradzam tajemnice cudzego nieszczęścia.
Przyznam się szczerze, że sytuacja mocno mnie przerosła.
To już wiadomo przynajmniej, dlaczego tak do siebie lgnęliście, każde z ukrytymi intencjami, szukające ucieczki od niechcianej rzeczywistości, za którą sam w znacznej mierze odpowiada.
Gdyby twoje intencje, toorank były czyste, to sytuacja nigdy by ciebie nie przerosła, tylko byłaby przeszkoda do pokonania,
Jak masz zamiar się z tego wszystkiego wyplątać?
Będziesz na koniec z nim szczera?
Excop napisał/a:toorank napisał/a:A on? Trudno mi rozpatrywać jego postać w kategoriach jakości, ale jeśli musiałabym, to pewnie powiedziałabym, że okazał się lepszy niż myślałam. Z pewnością za dobry dla mnie.
O tym panu wiemy już praktycznie wszystko.
Natomiast o mężu o wiele mniej.
Do tej pory określałaś go, jako pragmatyka, bez większych erupcji emocjonalnych.
Teraz jest wściekły, powiadasz. Czy tylko z powodu złamania obietnicy (lub warunku - jak zwał, tak zwał) dotrzymania lojalności, czy też poczuł w końcu tę męską zazdrość o Twoje emocje?
I co z tym zrobicie oboje?Wszystko się skomplikowało. Teść jest bardzo chory. Musi się przenieść do innego miasta gdzie będzie leczony, mąż prawdopodobnie będzie musiał z nim jechać. 1,5 miesiąca ich nie bedzie. Może dłużej.
Myślę że ta złość wynika z obawy przed utratą kontroli nad moim zachowaniem. Może się mylę.
Co robimy? Kłócimy się o wszystko. O drobiazgi.
Jest fatalnie.
Odnoszę wrażenie, Toorank, że do tej pory graliście przed sobą własne role w przeświadczeniu, że drugiego to nie obejdzie.
Sądzę, że wyjazd teścia na leczenie, to w obecnym okresie zbieg okoliczności, zaś prawdziwe powody owej fatalnej teraz (a raczej dotąd) sytuacji siedzą w Was obojgu. I jest to ściśle związane z Twoim romansem , ale i zlekceważeniem przez ślubnego emocjonalnego chłodu małżonki (a przecież, nigdy między wami nie było gorąco).
Teraz, gdy możliwość rozstania (porzucenia) nie jest już jedynie abstrakcyjnym pojęciem, zrobiło się bardzo nerwowo. Bo ja w cuda nie wierzę.
Nie znam i chyba nigdy nie dane mi będzie poznać mężczyzny, który dając sobie przyprawić rogi, nie będzie szukał powodów gdzie indziej, ale u siebie dopatrywał się współwiny złego stanu związku.
Chyba musicie szczerze porozmawiać, teraz już bez niedomówień i owijania w bawełnę o tym, co było i czy widzicie przed sobą wspólną przyszłość.
O ile któremukolwiek z Was jeszcze na tym zależy.
528 2015-09-05 21:41:30 Ostatnio edytowany przez zmierzch (2015-09-05 21:42:22)
O ile któremukolwiek z Was jeszcze na tym zależy.
Excop,
Mężowi toorank może na niej zależeć dużo bardziej niż ona jest w stanie uwierzyć
Z wielu jej postów aż krzyczy jej niskie poczucie wartości, szukanie aprobaty u innych ludzi, nawet założenie tego wątku tutaj.
A jeżeli ktoś jest przekonany o własnej bezwartościowości, to nie zakłada, że w istocie nie warto go kochać i skłonny interpretować niejasne zachowania swojego partnera jako wyraz braku miłości.
Może toorank spróbuj dotrzeć do męża i nawiązać szczery dialog.
529 2015-09-06 21:43:55 Ostatnio edytowany przez toorank (2015-09-06 21:51:12)
[
To już wiadomo przynajmniej, dlaczego tak do siebie lgnęliście, każde z ukrytymi intencjami, szukające ucieczki od niechcianej rzeczywistości, za którą sam w znacznej mierze odpowiada.
Gdyby twoje intencje, toorank były czyste, to sytuacja nigdy by ciebie nie przerosła, tylko byłaby przeszkoda do pokonania,
Jak masz zamiar się z tego wszystkiego wyplątać?
Będziesz na koniec z nim szczera?
Ja może faktycznie odpowiadam za te smutna rzeczywistość, ale on chyba nie.
Normalny facet, który się starał przetrwać w piekle. Kiedy ja się nawinęłam, upatrywał chyba szansy w mojej osobie, ale jest tak bierny i tak zależny, że chyba już nie jest w stanie. Paraliżuje go strach, że po rozwodzie nie będzie miał żadnej kontroli nad tym czy dzieciom nie dzieje się krzywda. On nie może ich zostawić z tą kobietą. On nie odpowiada za te sytuację.
Nie wiem czy mogę być z nim szczera... czuje się jakbym trzymała w rekach niewybuch. Nie chce zrobić nic co jeszcze bardziej podkopie jego wiarę w siebie. Właściwie tylko przytakuję.
[
powody owej fatalnej teraz (a raczej dotąd) sytuacji siedzą w Was obojgu. I jest to ściśle związane z Twoim romansemChyba musicie szczerze porozmawiać, teraz już bez niedomówień i owijania w bawełnę o tym, co było i czy widzicie przed sobą wspólną przyszłość.
O ile któremukolwiek z Was jeszcze na tym zależy.
To pewne jak w banku, że obawy męża związane są z moją słabością do mężczyzn i apetytem na seks - romansem.
Jemu wcale nie przeszkadza ta "przyjaźń" między mną, a kochankiem. Boi się, że jak będę bez nadzoru to popłynę (ale się myli, wręcz przeciwnie, będę bardziej lojalna)
Rozmowa z mężem to nierealne, to typ nie muszę mówić, udowadniać, moje czyny mówią same za siebie. Że niby o tym jak bardzo mnie kocha
Dialog... marzenia ściętej głowy
Z żadnym z nich nigdy nie dało się rozmawiać.
zmierzch napisał/a:[
To już wiadomo przynajmniej, dlaczego tak do siebie lgnęliście, każde z ukrytymi intencjami, szukające ucieczki od niechcianej rzeczywistości, za którą sam w znacznej mierze odpowiada.
Gdyby twoje intencje, toorank były czyste, to sytuacja nigdy by ciebie nie przerosła, tylko byłaby przeszkoda do pokonania,
Jak masz zamiar się z tego wszystkiego wyplątać?
Będziesz na koniec z nim szczera?Ja może faktycznie odpowiadam za te smutna rzeczywistość, ale on chyba nie.
Normalny facet, który się starał przetrwać w piekle. Kiedy ja się nawinęłam, upatrywał chyba szansy w mojej osobie, ale jest tak bierny i tak zależny, że chyba już nie jest w stanie. Paraliżuje go strach, że po rozwodzie nie będzie miał żadnej kontroli nad tym czy dzieciom nie dzieje się krzywda. On nie może ich zostawić z tą kobietą. On nie odpowiada za te sytuację.
Nie wiem czy mogę być z nim szczera... czuje się jakbym trzymała w rekach niewybuch. Nie chce zrobić nic co jeszcze bardziej podkopie jego wiarę w siebie. Właściwie tylko przytakuję.Excop napisał/a:[
powody owej fatalnej teraz (a raczej dotąd) sytuacji siedzą w Was obojgu. I jest to ściśle związane z Twoim romansemChyba musicie szczerze porozmawiać, teraz już bez niedomówień i owijania w bawełnę o tym, co było i czy widzicie przed sobą wspólną przyszłość.
O ile któremukolwiek z Was jeszcze na tym zależy.To pewne jak w banku, że obawy męża związane są z moją słabością do mężczyzn i apetytem na seks - romansem.
Jemu wcale nie przeszkadza ta "przyjaźń" między mną, a kochankiem. Boi się, że jak będę bez nadzoru to popłynę (ale się myli, wręcz przeciwnie, będę bardziej lojalna)
Rozmowa z mężemto nierealne, to typ nie muszę mówić, udowadniać, moje czyny mówią same za siebie. Że niby o tym jak bardzo mnie kocha
Dialog... marzenia ściętej głowy
Z żadnym z nich nigdy nie dało się rozmawiać.
Jednym słowem, ufał Tobie na swój pokręcony sposób, bo wierzy, że wyłącznie jego fizyczna obecność powstrzymywała Cię od bardziej niż "przyjacielskie" relacji z przybocznym?
Nie wiem, jak nazwać Twój związek oficjalny. Emocji pozytywnych nie uświadczysz, bo ich miejsce zajmuje zimna kalkulacja zysków i strat. Może ślubny czeka na Twoją decyzję o zakończeniu tej farsy? I jest to rodzaj zemsty za brak większego zaangażowania emocjonalnego z Twojej strony na jego rzecz przez lata małżeństwa?
Co do kochanka, zdania nie zmienię. Tchórz lub cierpliwy kłamca. Który ma w dupie Twoją sytuację, skoro wciąż każe Ci użalac się nad jego niedolą, miast pozwolić, byś zrobiła porządek na własnym podwórku.
531 2015-09-07 10:16:37 Ostatnio edytowany przez zmierzch (2015-09-07 10:24:40)
Ja może faktycznie odpowiadam za te smutna rzeczywistość, ale on chyba nie.
Normalny facet, który się starał przetrwać w piekle. Kiedy ja się nawinęłam, upatrywał chyba szansy w mojej osobie, ale jest tak bierny i tak zależny, że chyba już nie jest w stanie. Paraliżuje go strach, że po rozwodzie nie będzie miał żadnej kontroli nad tym czy dzieciom nie dzieje się krzywda. On nie może ich zostawić z tą kobietą. On nie odpowiada za te sytuację.
Odpowiada. On odpowiada za sytuację, do której dopuścił i która eskalowała na skutek jego bierności.
Przestań go usprawiedliwiać i racjonalizować jego zachowanie a zobaczysz to wszystko, co widzę ja, czyli biernego (zamiast biednego) faceta (zamiast mężczyżny), który szuka w nowym związku (zamiast w odpowiednich miejscach, instytucjach) pomocy i ratunku.
Nie wiem czy mogę być z nim szczera... czuje się jakbym trzymała w rekach niewybuch. Nie chce zrobić nic co jeszcze bardziej podkopie jego wiarę w siebie. Właściwie tylko przytakuję.
Możesz wszystko, tylko czy CHCESZ ?
To pewne jak w banku, że obawy męża związane są z moją słabością do mężczyzn i apetytem na seks - romansem.
To wytłumacz mężowi, że twoja ochota na romans i seks, to do facto pragnienie bliskości z drugim człowiekiem, deficyty adoracji, niskie poczucie własnej wartości.
I na litość boską, zacznij wreszcie działać zamiast użalać się nad sobą.
Naprawdę nie widzisz, że robisz dokładnie to samo, co twój kochanek, tj. szukasz rozwiązań zastępczych byle nie konfrontować się z prawdą o sobie i swojej relacji?
Dialog... marzenia ściętej głowy
Z żadnym z nich nigdy nie dało się rozmawiać.
Z żadnym z nich nigdy nie zdecydowałaś się na prawdziwy dialog. Ciągle oszukujesz siebie i wszystkich dookoła, popadając w coraz większe problemy, zagubienie i brak satysfakcji. Będzie coraz gorzej...albo....zaczniesz pracować nad sobą.
532 2015-09-07 10:35:44 Ostatnio edytowany przez horses (2015-09-07 10:47:58)
toorank,
mocno zastanów się, co robisz i czy rzeczywiście Twoja obecność jest temu człowiekowi niezbędna.
Wejscie w czyjeś kłopoty to wejście w toksyczną sytuację. Dni przechodzą w miesiące, lata ....
Jesli nie mozesz lub nie chcesz pomóc.... to to mocno przemyśl, bo za chwilę sama staniesz się ofiarą toksyku.
Nie wiem, czy rozumiesz? Myślę, że jesli mozesz i chcesz pomóc i potrafisz! to moze to ma jakis sens, którym jest ludzka pomoc,
w innym przypadku, jesli masz zostać tylko słuchaczem zastanów się, czy warto. Mozesz emocjonalnie popłynąć.
Ponadto nie pomożesz człowiekowi, rodzinie, która nie chce się zmieniać.
W cudze kłopoty mozna wejść tylko w celu pomocy i kiedy ma się pomysł oraz umiejętności, jak można pomóc temu człowiekowi ich się pozbyć.
No chyba, ze chcesz się stać towarzyszem niedoli, tylko, że jesli jesteś wrazliwa to jego niedola stanie się Twoją niedolą.
533 2015-09-07 10:50:29 Ostatnio edytowany przez toorank (2015-09-07 11:17:49)
[
Jednym słowem, ufał Tobie na swój pokręcony sposób, bo wierzy, że wyłącznie jego fizyczna obecność powstrzymywała Cię od bardziej niż "przyjacielskie" relacji z przybocznym?
Nie wiem, jak nazwać Twój związek oficjalny. Emocji pozytywnych nie uświadczysz, bo ich miejsce zajmuje zimna kalkulacja zysków i strat. Może ślubny czeka na Twoją decyzję o zakończeniu tej farsy? I jest to rodzaj zemsty za brak większego zaangażowania emocjonalnego z Twojej strony na jego rzecz przez lata małżeństwa?
Co do kochanka, zdania nie zmienię. Tchórz lub cierpliwy kłamca. Który ma w dupie Twoją sytuację, skoro wciąż każe Ci użalać się nad jego niedolą, miast pozwolić, byś zrobiła porządek na własnym podwórku.
Mój związek chyba nie jest taki zły jak mogłoby się wydawać. W wielu aspektach świetnie się rozumiemy, zgadzamy, śmiejemy się, dobrze bawimy, spędzamy ze sobą całą masę czasu, w porównaniu do innych par małżeńskich właściwie to sielanka.
Oboje szukamy wrażeń, on ma swoje paralotniarstwo, a ja, no cóż zawsze miałam słabość do mężczyzn.
i tu nie chodzi o puszczanie się, może jestem trochę chłopczycą? kontakty ze mną wyglądają mniej typowo niż z normalna kobietą, dlatego mąż nigdy się tym nie przejmował, nie dlatego, że oni nie chcieli mnie przelecieć tylko dlatego, że ta moja męska natura trochę mnie chroniła, ale to się zmieniło, przyboczny mnie zmiękczył, mąż musiał to zauważyć chyba stąd ta jego złość i niepokój, boi się zdrady fizycznej, zawsze uważał mnie za cwaniarę, miał pewność, że nie dam się podpuścić.
Excop, ja też nie wierzyłam przybocznemu, ale teraz jestem prawie pewna. Facet ma przesrane na tyle, że chyba nawet nie jest w stanie zauważyć moich problemów. Cała jego życiowa energia zaprzęgnięta jest do walki o przetrwanie.
Trudno to wytłumaczyć, nie wiem czy miałeś kiedykolwiek do czynienia z ofiarami przemocy. Z pozoru wszystko wygląda normalnie, silny, wykształcony, mądry, świetnie radzący sobie zawodowo facet, wydaje się niemożliwe, że ktoś taki może przezywać piekło. Może się mylę Excop, ale z dwojga złego lepiej jeśli dam się nabrać w ta stronę niż przez asekuranctwo miałabym przeoczyć to, że ktoś potrzebuje pomocy. I tak długo tego nie dostrzegałam, zaślepiała mnie chęć obrony.
To wytłumacz mężowi, że twoja ochota na romans i seks, to do facto pragnienie bliskości z drugim człowiekiem, deficyty adoracji, niskie poczucie własnej wartości.
I na litość boską, zacznij wreszcie działać zamiast użalać się nad sobą.
Naprawdę nie widzisz, że robisz dokładnie to samo, co twój kochanek, tj. szukasz rozwiązań zastępczych byle nie konfrontować się z prawdą o sobie i swojej relacji?
Mówiłam mu wielokrotnie. Nie jest w stanie zrozumieć, albo ma to gdzieś. Próbowałam po dobroci, a ostatnio na ostro. Skończyło sie starszna awnaturą.
to to mocno przemyśl, bo za chwilę sama staniesz się ofiarą toksyku.
Nie wiem, czy rozumiesz? Myślę, że jesli mozesz i chcesz pomóc i potrafisz! to moze to ma jakis sens, którym jest ludzka pomoc,
Rozumiem. To się już dzieje. Już jestem ofiarą.
Nie wiem czy jestem w stanie pomóc, jestem nieobiektywna tzn. emocjonalnie zaplatana w układ, jestem stroną... komuś innemu poradziłabym odejść natychmiast, ale przecież nie jemu, bo jaka mam gwarancję, że nie robię tego dla siebie? Ja nie moge sobie ufac w tej sytuacji. Jestem bardzo ostrożna.
534 2015-09-07 11:04:17 Ostatnio edytowany przez zmierzch (2015-09-07 11:07:29)
zmierzch napisał/a:To wytłumacz mężowi, że twoja ochota na romans i seks, to do facto pragnienie bliskości z drugim człowiekiem, deficyty adoracji, niskie poczucie własnej wartości.
I na litość boską, zacznij wreszcie działać zamiast użalać się nad sobą.
Naprawdę nie widzisz, że robisz dokładnie to samo, co twój kochanek, tj. szukasz rozwiązań zastępczych byle nie konfrontować się z prawdą o sobie i swojej relacji?Mówiłam mu wielokrotnie. Nie jest w stanie zrozumieć, albo ma to gdzieś. Próbowałam po dobroci, a ostatnio na ostro. Skończyło sie starszna wanaturą.
Toorank,
Karzesz swojego męża romansami i umizgami do innych mężczyzn za to, że nie poświęca tobie wystarczająco uwagi?
535 2015-09-07 11:20:12 Ostatnio edytowany przez toorank (2015-09-07 11:28:45)
Karzesz swojego męża romansami i umizgami do innych mężczyzn za to, że nie poświęca tobie wystarczająco uwagi?
Musiałby robić to na nim wrażenie. nigdy nie robiło. Może to jednak rodzaj rekompensaty dla mnie. Zapychanie dziury.
Odpowiada. On odpowiada za sytuację, do której dopuścił i która eskalowała na skutek jego bierności.
Przestań go usprawiedliwiać i racjonalizować jego zachowanie a zobaczysz to wszystko, co widzę ja, czyli biernego (zamiast biednego) faceta (zamiast mężczyżny), który szuka w nowym związku (zamiast w odpowiednich miejscach, instytucjach) pomocy i ratunku.
Podobno na początku walczył. Potem chyba stracił nadzieję. Nie wiem czy zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji, chyba nie bardzo. W ostatnich latach sytuacja się pogorszyła... potem pojawiłam się ja i trochę się szarpnął, ale oprawca jest sprytny. Tak łatwo go nie wypuści. Przypadek podręcznikowy. Skutecznie nim manipuluje i zastrasza. A on na tym etapie chyba już nie jest w stanie.
zmierzch napisał/a:Karzesz swojego męża romansami i umizgami do innych mężczyzn za to, że nie poświęca tobie wystarczająco uwagi?
Musiałby robić to na nim wrażenie. nigdy nie robiło. Może to jednak rodzaj rekompensaty dla mnie. Zapychanie dziury.
Już ustaliliśmy, że "leczysz" w ten sposób swoje niskie poczucie wartości.
Masz przynajmniej świadomość, że to pseudo-rozwiązanie na twoje deficyty?
[
Już ustaliliśmy, że "leczysz" w ten sposób swoje niskie poczucie wartości.
Masz przynajmniej świadomość, że to pseudo-rozwiązanie na twoje deficyty?
Owszem, bo nie pomaga.
538 2015-09-07 11:31:45 Ostatnio edytowany przez zmierzch (2015-09-07 11:32:49)
zmierzch napisał/a:[
Już ustaliliśmy, że "leczysz" w ten sposób swoje niskie poczucie wartości.
Masz przynajmniej świadomość, że to pseudo-rozwiązanie na twoje deficyty?Owszem, bo nie pomaga.
Nie tylko nie pomaga, ale wpędza ciebie w dodatkowe problemy.
Nie mówiąc już o tym, że ściągnęłaś na siebie uwagę kogoś, kto bardzo,potrzebował pretekstu do ucieczki.
Myślę, ze gdyby nie ty to byłaby inna, ale jednak przyczyniłaś się tez do problemów swojego kochanka.
Toorank, żeby zaistniała przemoc musi być chyba jakaś zależność. W jaki sposób twój kochanek jest zależny od żony?
Facet jest niezależny finansowo, dzieci nie muszą zostać z matką. Nie pamiętam czy pisałaś w jakim są wieku.
Tekst, że nie może zostawić dzieci jest oklepany.
540 2015-09-07 13:12:31 Ostatnio edytowany przez toorank (2015-09-07 13:18:55)
Toorank, żeby zaistniała przemoc musi być chyba jakaś zależność. W jaki sposób twój kochanek jest zależny od żony?
Facet jest niezależny finansowo, dzieci nie muszą zostać z matką. Nie pamiętam czy pisałaś w jakim są wieku.
Tekst, że nie może zostawić dzieci jest oklepany.
Nie może zostawić dzieci z nią.
W sądzie nie ma żadnych szans. Nie w naszym kraju.
Może 3%...? szans... a jeśli się nie uda? co będzie potem?
Żyjemy w dziwnym kraju u nas nikogo nie można zmusić do leczenia.
Do czego ona byłaby potem zdolna? Oprawca musi mieć ofiarę. Obecnie on przyjmuje część ataków na siebie, co będzie jeśli zniknie?
To nie jest wymówka. To jest realne zagrożenie.
Nie mówiąc już o tym, że ściągnęłaś na siebie uwagę kogoś, kto bardzo,potrzebował pretekstu do ucieczki.
Myślę, ze gdyby nie ty to byłaby inna, ale jednak przyczyniłaś się tez do problemów swojego kochanka.
Nigdy sobie tego nie wybaczę. Czuje się odpowiedzialna, zobowiązana, to mnie pogrąży.
Toorank jesli żona twojego kochanka stosuje przemoc wobec własnych dzieci to sa podstawy aby odebrać/ ograniczyć jej prawa rodzicielskie. Dowody i zeznania w sadzie to podstawa . Rozwod z nią nie dla Ciebie ale chociażby dla dobra i spokojnego życia jego dzieci.
Dziwi mnie fakt ze on do tej pory nic nie zrobił jako ojciec .
542 2015-09-07 14:43:27 Ostatnio edytowany przez toorank (2015-09-07 14:56:32)
W polsce jest bez szans.
Trzeba na to patrzec realnie.
Sedzina lat 64 dwoje dzieci 4 wnuczat. Wychowana w kulcie rodziny.
Psycholog/biegly lat 32 od osmiu lat mezatka zakochan w mezu 3 letni synek.
Prawnik lat 39 porzucona dla mlodszej matka uroczych bliźniaczek.
Juz widze te naglowki w prasie.
PIERWSZY TERRORYZOWANY MAZ KTORY WYGRAL OPIEKE NAD DZIECMI W POLSCE.
Przepraszam
Ale naprawde ryzyko jest tak ogromne, ze trzeba twardo stapac po ziemi
i to ostroznie jak po polu minowym.
On naprawde nie ma szans.
Dowody... moze moglby nagrywac... moze dzieciaki cos by powiedzialy...
Swiadkowie? Ludzie udaja ze nie widza... moze jego rodzina by zeznawala.. to wszystko malo. To nic. Nigdy jej nie udowodni. Jest w tym zbyt dobra. On jest sam. Od lat boryka sie z tym sam.
I znajomi, ktorzy niby wiedza ale traktuja to jako temat do zartow. Sama to robilam. Misiacami z niego kpilam. Jak do mnie dotarlo zmrozilo mnie. Wstyd mi przed nim caly czas za to ze tak do tego podeszlam.
543 2015-09-07 15:07:35 Ostatnio edytowany przez Tasiemka72 (2015-09-07 15:10:42)
Witaj Toorank,
Dawno już nie pisałam, ale teraz jak przeczytałam "on nie ma szans" no to muszę.
Uważam, oczywiście to moja osobista opinia, ale wynikająca z doświadczeń życiowych, że to nieprawda, że on nie ma szans, jeśli tak miałoby by być to tylko dlatego, że widać w tym o czym piszesz taką postawę rezygnacji, poddania się temu co z nim a właściwie z nimi (z nim i dziećmi) robi żona. I to jest podstawowy i najważniejszy błąd, ta postawa i podejście. Bo on jako ojciec to ma zas...ny (sorry za słownictwo, ale mnie wpienia taka poddańcza postawa faceta) obowiązek wobec swoich dzieci dzieci, żeby je chronić przed przemocą, nie wiem czy zarówno psychiczną czy również fizyczną. To jest jego obowiązek. Ja już kilka stron temu pisałam, że szkoda mi tych dzieci, jeśli przy nich odbywają się tam jakieś słowne przepychanki czy rozgrywki na temat rozwodu, bo to jest stosowanie psychicznej przemocy wobec nich, i z tego co pisałaś to zarówno jego żona jak i on dzieci jakoś tą wizją rozwodu torturują.
Wtedy też pisałam, że przynajmniej jedno z tych rodziców (mając tu na myśli tego faceta) powinno się okazać mądrzejsze, miałam tu na myśli ochronę dzieci. I ten facet nie powinien się mazgaić i miałczeć, że "żona go bije" (piszę w przenośni, choć być może tak tam właśnie jest) czy cokolwiek innego mu tam robi, tylko się powinien zająć swoimi dziećmi i zapewnieniem im spokojnych warunków do nauki, zabawy, rozwoju. W takiej sytuacji, o której piszesz to już nie chodzi o to że jemu jest tam źle czy jest niedopieszczony. Tu chodzi o dobro dzieci i za to ma obowiązek się zabrać!
Centra pomocy rodzinie, psychologowie, terapeuci, niebieska karta dla żony skoro jest aż tak źle, co to mało jest do k.... sposobów. Pewnie, że się nie rozwiąże takiego formatu problemów przez tydzień, to będzie trwało i będzie bolesne, ale dzieci trzeba chronić. A ten facecik co robi.... szuka sobie kogoś na boku, żeby się pocieszyć.... Zamiast jak mężczyzna wziąć odpowiedzialność za życie swoje i swoich dzieci (przede wszystkim). Fak.....Fak... Fak....
544 2015-09-07 16:10:25 Ostatnio edytowany przez zmierzch (2015-09-07 16:13:01)
W polsce jest bez szans.
Trzeba na to patrzec realnie.
Sedzina lat 64 dwoje dzieci 4 wnuczat. Wychowana w kulcie rodziny.
Psycholog/biegly lat 32 od osmiu lat mezatka zakochan w mezu 3 letni synek.
Prawnik lat 39 porzucona dla mlodszej matka uroczych bliźniaczek.
Juz widze te naglowki w prasie.
PIERWSZY TERRORYZOWANY MAZ KTORY WYGRAL OPIEKE NAD DZIECMI W POLSCE.Przepraszam
Ale naprawde ryzyko jest tak ogromne, ze trzeba twardo stapac po ziemi
i to ostroznie jak po polu minowym.
On naprawde nie ma szans.Dowody... moze moglby nagrywac... moze dzieciaki cos by powiedzialy...
Swiadkowie? Ludzie udaja ze nie widza... moze jego rodzina by zeznawala.. to wszystko malo. To nic. Nigdy jej nie udowodni. Jest w tym zbyt dobra. On jest sam. Od lat boryka sie z tym sam.
I znajomi, ktorzy niby wiedza ale traktuja to jako temat do zartow. Sama to robilam. Misiacami z niego kpilam. Jak do mnie dotarlo zmrozilo mnie. Wstyd mi przed nim caly czas za to ze tak do tego podeszlam.
Toorank,
Przy dzisiejszym zaawansowaniu techniki, w przypadku CHCENIA można szybko skompletować materiał, dzięki któremu można skutecznie przekonać nadużywającą przemocy żonę i matkę do rozpoczęcia leczenia.
Zamiast wyszukiwać problemy, uniemożliwiajace działanie, skieruj(cię) swoje wysiłki i kreatywność na możliwości.
545 2015-09-07 18:23:18 Ostatnio edytowany przez Zorija (2015-09-07 18:26:45)
Toorank, a bierzesz pod uwagę to, że on może Tobie tak tylko opowiada?
Sama zastanawiałam się, co na mój temat musiał swojej kochance opowiadać mój jm...
ooo... że byłam agresywna na pewno... że nie mógł ze mną wytrzymać... a biedne dzieci na to wszystko musiały patrzeć...
Zresztą, w pozwie to dokładnie podkreślił - że dla dobra dzieci obserwujących złe relacje między nami powinniśmy się rozwieść...
Nie zauważył tylko biedaczek, że złe relacje między nami pojawiły się wraz z jego kochanką...
I że to on je tworzył... teraz oceniam to tak, że prowokował... może udałoby się uniknąć pełni odpowiedzialności... zresztą i tak cały czas on tak uważa i tak się zachowuje... jak pokrzywdzone biedaczysko, co to "musiało" szukać czegoś innego... (nie ta kolejność, ale kto to już teraz pamięta??)
Dobro dzieci... ehh... najczęściej używane hasło... jakże łatwo się nim posłużyć, i robi to każda strona, bez względu na to, czy "jest za czy przeciw"...
Może to taki przypadek Toorank?
Bo jeśli nie, to co to za facet?
Toorank poznałam ostatnio mężczyznę, któremu sąd przyznał opiekę nad dziećmi. Nie jest tak jak piszesz. Coraz częściej w naszym kraju opiekę nad dziećmi po rozwodzie przejmują ojcowie. Przemoc jest trudno udowodnić. Jednak nawet osoby, które bardzo uważają aby nie zostawić "śladów" popełniają błędy. Trzeba być czujnym. Nagrywanie, może zainwestować w kamerkę.
Dla dobra dzieci izoluje się je od osoby ze skłonnością do agresji. Dzieci nie są chyba w pełni szczęśliwe jeśli jedno z rodziców jest krzywdzone. Obojętne jaki dobry by ten rodzic nie był dla nich.
Zdarza się także, że ktoś wymyśla sobie różne rzeczy na partnera. Szuka wymówki czy usprawiedliwienia dla swojego postępowania.
Toorank to co piszesz nie szokuje mnie. Ile to słyszy się, że on nie może. On ma żonę jędzę, ona znęca się nad nim, szantażuje go.
A oni... Oni są tylko tacy dobrzy... Robią to wszystko te gołąbeczki dla swoich ukochanych dzieci. Wciskają bajki jak to stracą dzieci, bo sądy są takie bezwzględne, że na pewno im dzieci nie powierzą itp...
Jeśli facet jest dobrym ojcem to jest to w stanie w sądzie udowodnić i ma prawo wnioskować o pozostawienie przy nim dzieci. Ma możliwość się wykazać.
Wątpliwe jest jednak, że sąd przyzna dzieci facetowi zajętemu kochanką. Dzieci potrzebują czasu, zaangażowania.
Toorank to co piszesz jest takie typowe... Nie dowierzam. I co najważniejsze... Zdaje się, że działa.
547 2015-09-07 20:55:19 Ostatnio edytowany przez toorank (2015-09-07 20:57:26)
jestem pewna, że to nie ten typ. Bez wdawania się w jego osobiste szczegóły. Jest bardzo źle i to nie są jego wyolbrzymienia czy próby usprawiedliwienia siebie. On to bardziej ukrywał niz skarżył sie na nia. Musicie założyć, że wiem co mówię. Nie szukał kochanki. Kobiety w ogóle go nie interesowały.
Chciałam napisac więcej, ale cokolwiek napisze zdradzam szczegóły cudzego zycia bardzo osobiste, nie wiem jak to napisać nie naruszając jego tajemnic
Czuje się tak przytłoczona, że jest mi niedobrze może odetchne chwile i spróbuje to jakoś ubrac w słowa.
548 2015-09-08 08:17:23 Ostatnio edytowany przez Tasiemka72 (2015-09-08 08:19:19)
jestem pewna, że to nie ten typ. Bez wdawania się w jego osobiste szczegóły. Jest bardzo źle i to nie są jego wyolbrzymienia czy próby usprawiedliwienia siebie. On to bardziej ukrywał niz skarżył sie na nia. Musicie założyć, że wiem co mówię. Nie szukał kochanki. Kobiety w ogóle go nie interesowały.
Chciałam napisac więcej, ale cokolwiek napisze zdradzam szczegóły cudzego zycia bardzo osobiste, nie wiem jak to napisać nie naruszając jego tajemnic
Czuje się tak przytłoczona, że jest mi niedobrzemoże odetchne chwile i spróbuje to jakoś ubrac w słowa.
Raczej nie musimy założyć, że wiesz co mówisz
Raczej możemy mieć własne zdanie , możemy mieć rację i możemy się mylić
Ja podobnie jak dziewczyny wyżej również biorę pod uwagę opcję taką, że facet może żyć sobie od dawna podwójnym życiem, opowiadając swoim kolejnym pocieszycielkom jaka to żona zła. No może, nie opowiadając, bo on taki dyskretny przecież... Dając do zrozumienia, żeby wiedziały dlaczego decyduje się na romans z nimi. Jeśli uważasz, że to nie ten typ to albo tak jest naprawdę i faktycznie taki święty męczennik, albo innymi słowy niemota i du..pa , albo jest biegły w romansowaniu, ma dużą praktykę i doskonale wie jak się zachowywać i co mówić Tobie, do tego stopnia, że Ty, taka ogarnięta, a jego nie potrafisz przejrzeć i wierzysz w jego "niewinność", szanse na jedną i drugą opcję takie same tak 50/50 .
Jeśli jest w tym tak biegły no to pasujecie do siebie faktycznie idealnie, w tym sensie że on podobnie do Ciebie woli poszukać najłatwiejszych rozwiązań niż zmieniać realnie to co w nim i wokół niego jest złe.
A i jeszcze jedno. Postopniuj nam jeszcze trochę napięcie, proooszę.... Nie pisz jeszcze wszystkiego (tym bardziej że robi Ci się niedobrze ), jeszcze troszkę tego napięcia pleeaaase.... Taka fajna story, serio.
Dla Ciebie też będzie lepiej jak nas jeszcze troszkę przetrzymasz, publika się większa zbierze, powywołuje jeszcze trochę na scenę. Podkarmisz jeszcze chwilę swoje ego.
Toorank tak naprawdę to jego "story" nikogo nie interesuje i nie ma znaczenia. Życie jest proste. Są pewne fakty i na to się patrz. Nie daj się ogłupić.
Jesteś chyba bardzo przejęta jego opowieścią. Czy nie o to chodziło? Jak długo się znacie? Co się wydarzyło, że powiedział ci to teraz?
Staraj się spojrzeć na to wszytko z boku jeśli potrafisz. Nie podoba mi się kiedy ludzie próbują manipulować innymi a tak mi to co on teraz robi trochę wygląda.
I jeszcze jedno. Mam dzieci. Uważam, że jestem fajną mamą i że dzieci są dla mnie na 1 miejscu. A szczerze, myślę, że sama siebie oszukuję. Każdy człowiek jakoś tak podświadomie wybiera pod siebie. Nawet najbardziej oddana mama.
Więc kiedy facet zasłania się dziećmi to jest w tym jakiś ukryty cel.
550 2015-09-08 11:40:49 Ostatnio edytowany przez toorank (2015-09-08 11:55:36)
Tasiemka, nie chodziło mi o narzucanie Wam mojej woli raczej o to, żebyście mi zaufały.
I to nie tak, ze ja czegoś nie pisze żeby stopniować napięcie, po prostu trudno mi opisać dwuletnie obserwacje w dwóch zdaniach.
Moje wnioski to efekt dwóch lat znajomości, obserwowania pewnych sytuacji, drobiazgi które do człowieka docierają i sa magazynowane, ale nie koniecznie uswiadamiamy sobie ich znaczenie.
Zmienia sie podejście i to co wydawało sie nieistotne nabiera znaczenia.
Bet on mi nie powiedział dopiero teraz. To sie działo i towarzyszyło nam cały czas, nie rozmawialismy o tym wprost. Ostatnio ja dałam do zrozumienia, że dotarło do nie co się dzieje i on nazwał to po imieniu... od tamtej pory zaczęlismy rozmawiać o tym trochę bardziej otwarcie. To skryty człowiek, tak mi się wydaje więc te rozmowy nie są łatwe.
Nie będę szła w zaparte. Przyznam się, że po przeczytaniu waszych wpisów znowu mam wątpliwości.
Masz rację Bet, bardzo się tym wszystkim przejęłam i chyba za bardzo zaangazowałam. Zaczęłam stawiać jego ponad swoim komfortem.
Tak naprawdę to bardzo mi ta sytuacja ciąży. Nie bardzo sobie radzę, nie wiem na czym stoję. Tak chyba dałam się ogłupić.
Postaram się jakoś zdystansować i spojrzec na to z boku jak radzisz. Dzisiaj jeszcze się nie udaje.
Jeśli z jego strony to gra to musi byc w tym naparwde dobry, ja tę słabość, dupowatośc kojarzę z tym, że latami był poddawany praniu mózgu, jest zastraszony, zniewolony, nie mysli juz racjonalnie. To mozliwe, od dwudziestu lat jest w toksyczej relacji, pewnie latami nauczył sie manipulować chocby w obronie własnej.
Przeszło mi przez myśl, że oni oboje są siebie warci, ona jest potworem (bez dwóch zdań, to relacje ludzi, którzy ja znają służbowo i prywatnie, rodziców, lekarze do których udawała się z wyimaginowanymi jak sie okazywało problemami sugerowali problemy psychiczne, ostatnio jeden postawił sparwe jasno przekierowując do psychologa... co do tego jaki to człowiek nie ma watpliwości typowy oprawca, przemoc psychiczna... wiem o kilku incydentach przemocy fizycznej wobec niego, wiem, że bał się o dzieci, to był autentyczny lęk, który widziałam na własne oczy, wtedy pierwszy raz tknęło mnie, że dochodzi do rekoczynów... nie wiem czy uzywa przemocy fizycznej wobec dzieci, chyba jednak nie, to raczej jego obawa przed jej nieobliczalnością niz realne sytuacje, które się juz zdarzyły)
Bet to oczywiste, że wszyscy jesteśmy egoistami, bez tego człowiek by nie przetrwał. Matka musi myslec o sobie. Ale u niego wyczuwam lęk o dzieciaki i przekonanie o bezsilności. On chyba boi się, że ona w czasie któregos ataku wsciekłośc zrobi im krzywdę. Fizyczną, bo psychiczna robi od lat. Dopóki on tam jest może przeciwdziałać (to jego słowa). Ona po rozstaniu nie stanie sie ideałem, jej problemy psychiczne nie znikną, ja podejrzewam, że się nasilą, wściekłość i frustracja związana z utrata kontroli nad jego życiem będzie musiała znaleźć ujście.
W każdym razie dziękuję Wam za słowa rozsądku. Chyba mimo wszystko powinnam podchodzić do sprawy bardziej refleksyjnie niż kierować się intuicja.
Jedno jest pewne, jesli się z tego nie wyplącze to skonczy się to dla mnie bardzo źle. Skończę na oddziale psychiatrycznym.
Zaczynam doceniać jak słodkie i beztroskie było moje życie bez niego. Bardzo mi go żal i dzieciaków, tego, że on musi patrzeć jak ona wszystkich ich niszczy, ale to za dużo jak na moje barki.
I chyba tez nie bardzo potrafię do niego dotrzeć. Chciałabym porozmawiac o nim z kimś kto wie, kto jest z nim blisko, skonfrontować się. Ale kiedy zaczęłam myslec o jego przyjaciołach to okazało się, że on nie ma nikogo. nie ma nawet jednego kolegi z którym ma bliską relację. Tak naparwdę ma chyba tylko rodziców.
551 2015-09-08 22:50:27 Ostatnio edytowany przez Azbi (2015-09-08 22:59:34)
W polsce jest bez szans.
Trzeba na to patrzec realnie.
Sedzina lat 64 dwoje dzieci 4 wnuczat. Wychowana w kulcie rodziny.
Psycholog/biegly lat 32 od osmiu lat mezatka zakochan w mezu 3 letni synek.
Prawnik lat 39 porzucona dla mlodszej matka uroczych bliźniaczek.
Juz widze te naglowki w prasie.
PIERWSZY TERRORYZOWANY MAZ KTORY WYGRAL OPIEKE NAD DZIECMI W POLSCE.Przepraszam
Ale naprawde ryzyko jest tak ogromne, ze trzeba twardo stapac po ziemi
i to ostroznie jak po polu minowym.
On naprawde nie ma szans.Dowody... moze moglby nagrywac... moze dzieciaki cos by powiedzialy...
Swiadkowie? Ludzie udaja ze nie widza... moze jego rodzina by zeznawala.. to wszystko malo. To nic. Nigdy jej nie udowodni. Jest w tym zbyt dobra. On jest sam. Od lat boryka sie z tym sam.
I znajomi, ktorzy niby wiedza ale traktuja to jako temat do zartow. Sama to robilam. Misiacami z niego kpilam. Jak do mnie dotarlo zmrozilo mnie. Wstyd mi przed nim caly czas za to ze tak do tego podeszlam.
Nie zgodzę się z tym, że w Polsce on nie ma szansy na zabranie dzieci od wyrodnej matki, chyba że ona nie jest wyrodną matką, albo on jednak nie jest takim wspaniałym tata ( co to za ojciec co każe żyć dzieciom na "polu minowym") i nie spełnia się jako ojciec to wtedy uwierzę, że nie ma szansy.
To co piszesz o pracownikach sadu, prokuratury i opieki społecznej tez nie jest prawdziwe, skąd takie dane masz, że z taką pewnością to piszesz. Ja sama mam przykład z przed 15 lat, w którym ojciec otrzymał prawa rodzicielskie. Miałam sąsiadów, ona awanturnica i dość ostro pijąca, męża trzymała krótko, skakała do bicia, dziecko robiło co chciało, wulgarny język w stosunku do dziecka sprawił, że 10 latek również odpowiadał jej wulgaryzmami. W bloku ściany cienkie więc wszystko słyszałam. Zwróciłam jej uwagę, ze matka do dziecka tak nie powinna mówić i że nie będę tego tolerować. Nie pomogło pojechałam do opieki społecznej zgłosiłam ten fakt, poprosiłam inna sąsiadkę o potwierdzenie jak będą robić wywiad środowiskowy. Przyjechały dwie panie bardzo szybko, zebrały opinie i wezwały rodzinę do stawienia się do urzędu miasta. Są od tego odpowiednie wydziały w każdym urzędzie miasta. Po zrobieniu wywiadu i przebadaniu dziecka przez psychologa skierowały sprawę do sadu rodzinnego o ograniczenie praw matce, co tez sąd zrobił. Całą opiekę otrzymał ojciec, otrzymał również propozycje uczestniczenia w terapii dla współuzależnionych. Rozwód otrzymał również szybko. Podkreślam, że wtedy nie było pomocy typu "niebieska karta", nie było również tak rozwiniętych stowarzyszeń działających na rzecz rodziny, a przede wszystkim na rzecz dzieci. Nie było interwencji prasy, radia czy telewizji. Przypominam, że teraz są i są bardzo wyczuleni na pomoc ojcom i dzieciom pokrzywdzonym przez los.
Dobry tatuś (wykształcony i z sukcesami w pracy) wiedział by co należy zrobić, a jeżeli nie to wystarczy zgłosić się do opieki społecznej i poprosić o pomoc.
Stać go finansowo i ma czas na kochanki to powinno go być stać również na prawnika, który wskazał by mu odpowiedni kierunek działania.
Ma chyba telefon i umie z niego korzystać, żona urządza awantury, dzwoni po policję i zakłada jej niebieska kartę, chyba wykształcony inteligentny człowiek potrafi sobie z tym poradzić i wie jak wybrać nr 112, no chyba, że nie ma po co dzwonić, bo te wszystkie rzekome akcje w domu urządzane przez żonę to historyjki tworzone na rzecz kochanek (przytulcie mnie bo ja biedny i nieszczęśliwy.
Tak się zastanawiam kto opiekuje się dziećmi gdy tatuś idzie do pracy lub na spotkanie z kochanką, kto pilnuje wtedy dzieci żeby chora z nienawiści psychopatka nie wyżywała się po dzieciach, chyba że dobry tatuś zabiera dzieci z sobą, ale w to jakoś nie chce mi się wierzyć.
Obowiązkiem ojca jest zadbać o bezpieczeństwo dzieci poprzez izolowanie ich od furiatki (o ile ona nią jest), jeżeli ojciec tego nie robi to również jest potencjalnym przestępcą, bo naraża swoje dzieci na niebezpieczeństwo. Ty też jak wiesz o sytuacji w jakiej żyją te dzieci, znasz tych ludzi to zmuś tego nieporadnego tatusia do działania, albo sama zgłoś odpowiednim służbom. Zaznaczam, w każdym urzędzie miasta czy gminy są odpowiednie wydziały do walki z patologią. To jest twój obowiązek bo wmieszałaś się w tą rodzinę i niestety bierzesz czynny udział w tragedii tych dzieci (ojciec przebywa z tobą - nie chroni dzieci).
Jako DDA i DDD oraz ofiara molestowań w dzieciństwie jestem bardzo wyczulona na krzywdę dzieci i trafia mnie przysłowiowy szlag jak ktoś o tym tak sobie mówi czy pisze i nic z tym nie robi.
Piszesz, że dwa lata obserwujesz i możesz spokojnie zasypiać wiedząc, że w domu potencjalnego kochanka rozgrywa się dramat dzieci (określenie twoje -jak na polu minowym, świadczy chyba o dramacie tych dzieci), możesz spokojnie rozważać jak dalej być z tym człowiekiem, człowiekiem co dla swoich dzieci nic nie robi, tylko trzyma je w takim domu?
Nie zgodzę się z tym, że w Polsce on nie ma szansy na zabranie dzieci od wyrodnej matki, chyba że ona nie jest wyrodną matką, albo on jednak nie jest takim wspaniałym tata ( co to za ojciec co każe żyć dzieciom na "polu minowym") i nie spełnia się jako ojciec to wtedy uwierzę, że nie ma szansy.
To co piszesz o pracownikach sadu, prokuratury i opieki społecznej tez nie jest prawdziwe, skąd takie dane masz, że z taką pewnością to piszesz. Ja sama mam przykład z przed 15 lat, w którym ojciec otrzymał prawa rodzicielskie. Miałam sąsiadów, ona awanturnica i dość ostro pijąca, męża trzymała krótko, skakała do bicia, dziecko robiło co chciało, wulgarny język w stosunku do dziecka sprawił, że 10 latek również odpowiadał jej wulgaryzmami. W bloku ściany cienkie więc wszystko słyszałam. Zwróciłam jej uwagę, ze matka do dziecka tak nie powinna mówić i że nie będę tego tolerować. Nie pomogło pojechałam do opieki społecznej zgłosiłam ten fakt, poprosiłam inna sąsiadkę o potwierdzenie jak będą robić wywiad środowiskowy. Przyjechały dwie panie bardzo szybko, zebrały opinie i wezwały rodzinę do stawienia się do urzędu miasta. Są od tego odpowiednie wydziały w każdym urzędzie miasta. Po zrobieniu wywiadu i przebadaniu dziecka przez psychologa skierowały sprawę do sadu rodzinnego o ograniczenie praw matce, co tez sąd zrobił. Całą opiekę otrzymał ojciec, otrzymał również propozycje uczestniczenia w terapii dla współuzależnionych. Rozwód otrzymał również szybko. Podkreślam, że wtedy nie było pomocy typu "niebieska karta", nie było również tak rozwiniętych stowarzyszeń działających na rzecz rodziny, a przede wszystkim na rzecz dzieci. Nie było interwencji prasy, radia czy telewizji. Przypominam, że teraz są i są bardzo wyczuleni na pomoc ojcom i dzieciom pokrzywdzonym przez los.Dobry tatuś (wykształcony i z sukcesami w pracy) wiedział by co należy zrobić, a jeżeli nie to wystarczy zgłosić się do opieki społecznej i poprosić o pomoc.
Stać go finansowo i ma czas na kochanki to powinno go być stać również na prawnika, który wskazał by mu odpowiedni kierunek działania.
Ma chyba telefon i umie z niego korzystać, żona urządza awantury, dzwoni po policję i zakłada jej niebieska kartę, chyba wykształcony inteligentny człowiek potrafi sobie z tym poradzić i wie jak wybrać nr 112, no chyba, że nie ma po co dzwonić, bo te wszystkie rzekome akcje w domu urządzane przez żonę to historyjki tworzone na rzecz kochanek (przytulcie mnie bo ja biedny i nieszczęśliwy.
Tak się zastanawiam kto opiekuje się dziećmi gdy tatuś idzie do pracy lub na spotkanie z kochanką, kto pilnuje wtedy dzieci żeby chora z nienawiści psychopatka nie wyżywała się po dzieciach, chyba że dobry tatuś zabiera dzieci z sobą, ale w to jakoś nie chce mi się wierzyć.Obowiązkiem ojca jest zadbać o bezpieczeństwo dzieci poprzez izolowanie ich od furiatki (o ile ona nią jest), jeżeli ojciec tego nie robi to również jest potencjalnym przestępcą, bo naraża swoje dzieci na niebezpieczeństwo. Ty też jak wiesz o sytuacji w jakiej żyją te dzieci, znasz tych ludzi to zmuś tego nieporadnego tatusia do działania, albo sama zgłoś odpowiednim służbom. Zaznaczam, w każdym urzędzie miasta czy gminy są odpowiednie wydziały do walki z patologią. To jest twój obowiązek bo wmieszałaś się w tą rodzinę i niestety bierzesz czynny udział w tragedii tych dzieci (ojciec przebywa z tobą - nie chroni dzieci).
Jako DDA i DDD oraz ofiara molestowań w dzieciństwie jestem bardzo wyczulona na krzywdę dzieci i trafia mnie przysłowiowy szlag jak ktoś o tym tak sobie mówi czy pisze i nic z tym nie robi.
Piszesz, że dwa lata obserwujesz i możesz spokojnie zasypiać wiedząc, że w domu potencjalnego kochanka rozgrywa się dramat dzieci (określenie twoje -jak na polu minowym, świadczy chyba o dramacie tych dzieci), możesz spokojnie rozważać jak dalej być z tym człowiekiem, człowiekiem co dla swoich dzieci nic nie robi, tylko trzyma je w takim domu?
Otóż to. Kto mu uwierzy... facet, który ma kochankę i jego pełna poświęcenia żona, nie osiedlowa pijaczka. Ot przecietna kobieta, przeciez nie może byc taka zła. Gdyby chociaż miała na czole 666, ale nie, ma słodką i niewinną buzię.
553 2015-09-09 20:43:51 Ostatnio edytowany przez zmierzch (2015-09-09 20:52:53)
Azbestowa
Toorank nie szuka tutaj rad i nie pragnie zobaczyć spraw tak, jak wyglądają w rzeczywistości.
Weź przykład z innych nic nie wnoszących postów, poużalaj się trochę nad biednym losem niespełnionych kochanków, dostarcz toorank pożywki do rozważań i rozwijania zdychajacego wątku to i twoje posty zostaną dostrzeżone i właściwie zrozumiane.
Niestety, ten wątek to niewłaściwe miejsce na udzielanie rzeczowych porad, cennych wskazówek, dzielenie się prawdziwymi i głębokimi przemyśleniami, jak TY to zrobiłaś.
Toorank ja wszystko rozumiem oprócz jednego. Jak facet może spędzać z tobą czas jeśli twierdzi, że obawia się o dzieci. Przecież aby romans trwał trzeba poświęcać mu czas. Napisać, spotkać się. On ma dwójkę małych dzieci. Nie tylko nie poświęca tego czasu żonie ale też i zabiera go swoim dzieciom. Po co ta kobieta z nim siedzi, on nie jest jej do niczego potrzebny. No bo na co taki mąż, który nie kocha i zdradza, który ma czas przy dwójce małych dzieci oprócz pracy na kochankę. Z kim zostają dzieci kiedy spotyka się z tobą?
Są w życiu sprawy priorytetowe.
Chyba masz cos wspólnego z zawodowym prowadzeniem terapii, więc powinnaś to znać:
jeden z partnerów jest agresywny, pije po pracy, w pracy jeszcze daje radę,nawet ma stanowisko, ale po powrocie do domu.....,
Dwoje dzieci w wieku szkolnym.
Zycie drugiego partnera skupione w tej sytuacji na 2 sprawach , czyli dom i praca.
Po pracy szybko do domu, po drodze zdrowy partner odbiera dzieci, poźniej organizuje im czas z dala od agresora,
czyli zajęcia dodatkowe, spacery, odrabianie lekcji w pokoju dzieci.....
Agresor, często pijany idzie spać ......zdrowy partner ma trochę czasu dla siebie.
Zdrowy partner tak organizuje pracę, życie, aby dzieci miały jak najmniejszy kontakt z agresorem.
Nie jeździ na delegację, praca w okreslonych godzinach bez nadgodzin, czasami przenosi pracę do domu.
Gdzie tu czas na kochanka/ kochankę?
Nie wiem, jak jest w tym przypadku, ale zastanów się, czy sytuacja jest aż tak niebezpieczna, a jeśli jest to nakreśl drogę pomocy
i koniec.
556 2015-09-10 10:34:04 Ostatnio edytowany przez Excop (2015-09-10 10:39:44)
Chyba masz cos wspólnego z zawodowym prowadzeniem terapii, więc powinnaś to znać:
jeden z partnerów jest agresywny, pije po pracy, w pracy jeszcze daje radę,nawet ma stanowisko, ale po powrocie do domu.....,
Dwoje dzieci w wieku szkolnym.
Zycie drugiego partnera skupione w tej sytuacji na 2 sprawach , czyli dom i praca.
Po pracy szybko do domu, po drodze zdrowy partner odbiera dzieci, poźniej organizuje im czas z dala od agresora,
czyli zajęcia dodatkowe, spacery, odrabianie lekcji w pokoju dzieci.....
Agresor, często pijany idzie spać ......zdrowy partner ma trochę czasu dla siebie.
Zdrowy partner tak organizuje pracę, życie, aby dzieci miały jak najmniejszy kontakt z agresorem.
Nie jeździ na delegację, praca w okreslonych godzinach bez nadgodzin, czasami przenosi pracę do domu.
Gdzie tu czas na kochanka/ kochankę?Nie wiem, jak jest w tym przypadku, ale zastanów się, czy sytuacja jest aż tak niebezpieczna, a jeśli jest to nakreśl drogę pomocy
i koniec.
Dlatego śmiem twierdzić, że gość to tchórz, albo standardowy, cierpliwy kłamca.
A Toorank, zamiast zająć się swoim rozpadającym się związkiem, ewentualnie powiadomić odpowiednie służby, by wyręczyły niedojdę, głaszcze go po główce i dziwi się, że mąż stał się nagle zazdrosny.
Jakby nie był przez te wszystkie lata, zrezygnowany, że małżonce nigdy praktycznie nie odpowiadał, jako mężczyzna. Choć jako opoka na cóś, już tak.
A, tak w ogóle, to historia ta, zwłaszcza kilka ostatnich stron, przypomina mi scenariusz filmu "Tato" z Bogusławem Lindą i Dorotą Segdą. Z tą różnicą, że główny bohater walczył.
Nie wiem tylko, w jakiej roli miałaby zostać obsadzona Autorka.
Dałem się ponieść emocjom, przepraszam.
557 2015-09-10 10:47:31 Ostatnio edytowany przez zmierzch (2015-09-10 11:14:29)
Dałem się ponieść emocjom, przepraszam.
I dlatego jest w tym, co piszesz - prawda, a nie - zracjonalizowany konformizm.
Brakuje w tej historii elementu obrony siebie i dzieci przed agresorem, a agresja juz podobno długo trwa.
Dlatego wzbudza moje wątpliwosci.
Choć może to kwestia przekazu przez toorank .
559 2015-09-10 17:42:27 Ostatnio edytowany przez toorank (2015-09-10 17:47:38)
Żadne z nas nie ma doświadczenia z ofiarami przemocy. Przemoc psychiczna to ciężki temat nawet dla specjalistów. Nie jestem w stanie odpierać Waszych ataków, tłumaczyć. Nie mogę napisać wszystkiego bez jego zgody i tak czuję się jak zdrajca. Cały czas obwiniam się, że to nie moja sprawa i, że nic mi do tego.
Wszystkie Wasze zarzuty są jak najbardziej prawdopodobne. Opis zycia ofiary w poście Horses jest bradzo trafny choć oczywiscie niepełny, tak wygląda jego życie, z jednej strony lepiej (bo agresor nie pije) z drugiej troche gorzej (totalna kontrola zycia, w ciagu dnia, w nocy, w pracy, żadnych znajomych, totalna izolacja)
Dlatego śmiem twierdzić, że gość to tchórz, albo standardowy, cierpliwy kłamca.
A Toorank, zamiast zająć się swoim rozpadającym się związkiem, ewentualnie powiadomić odpowiednie służby, by wyręczyły niedojdę, głaszcze go po główce i dziwi się, że mąż stał się nagle zazdrosny.
Jakby nie był przez te wszystkie lata, zrezygnowany, że małżonce nigdy praktycznie nie odpowiadał, jako mężczyzna. Choć jako opoka na cóś, już tak.
.
Excop, to że to tchórz nie eliminuje mozliwości, ze jest ofiarą.
Problemy w moim zwiazku są ścisle związane z moim zaburzeniem. teraz juz to wiem. Nie sa winne moje z mężem relacje, bo ja nie jestem zdolna do dojrzałej głębokiej relacji. Nie wiem co to jest miłość.
Toorank, ale mimo tej totalnej kontroli dał radę uciąć sobie romans?
Przeczytałem większość i mam wniosek. Czy ktoś oprócz mnie też uważa że mamy tu do czynienia z męskim i żeńskim typem ladacznicy które swoje żałosne i niemoralne wybryki usprawiedliwiają wydumanymi powodami daleko odbiegającymi od normalnego poziomu intelektualnego człowieka. Tylko skończony debil mógłby w to wszystko uwierzyć. Mi tu tylko brakuje takich słów.
"Dzięki Bogu się puściliśmy, gdyby nie my wielkie zło spadło by na nasze rodziny i na cały świat!"
Eh... Mam dwadzieścia parę lat i przeraża mnie ludzka głupota... Żyję nadzieją że ludzie kiedyś zmądrzeją. Chociaż mało to prawdopodobne. Kiedyś pewien flisak na spływie Dunajcem powiedział mi że Śpiący Rycerz Giewont i królowie z Trzech Koron obudzą się wtedy gdy nie będzie wojen, wszyscy ludzie będą sobie pomagać i dziewice będą wychodzić za mąż... Eh... Legendy...
562 2015-09-11 00:36:41 Ostatnio edytowany przez toorank (2015-09-11 01:01:48)
Przeczytałem większość i mam wniosek. Czy ktoś oprócz mnie też uważa że mamy tu do czynienia z męskim i żeńskim typem ladacznicy które swoje żałosne i niemoralne wybryki usprawiedliwiają wydumanymi powodami daleko odbiegającymi od normalnego poziomu intelektualnego człowieka. Tylko skończony debil mógłby w to wszystko uwierzyć. Mi tu tylko brakuje takich słów.
Wpadnij za dwadzieścia lat... pogadamy tymczasem musisz uwierzyć mi na słowo, życie bywa przekorne
nigdy nie wiesz co przyniesie kolejny dzień.
Powiem Ci tylko tyle, że będąc w Twoim wieku też miałam wiarę i nadzieję. Ba aureolę nad głową. Taka byłam idealna, a łatwo nie było, bo warunki zawsze miałam ladacznicy, a tylko wtedy jest to kwestia wyboru
Doprecyzuj pojęcia "normalny poziom intelektualny" oraz "debil"
Toorank, ale mimo tej totalnej kontroli dał radę uciąć sobie romans?
Nie dał rady. To cud, że w ogóle udało nam się widywać, zawsze odbywało się to kosztem pracy. Jeśli poza godzinami pracy prosił babcię o nadzór w domu. To mądry człowiek i ponad wszystko kocha swoje dzieci. Dlatego ta kobieta ma nad nim taką władzę. Kiedy ona grozi, że mu je odbierze on jest sparaliżowany.
Zorija jestem ewenementem w jego życiu. Ona odebrała mu wszystko, przyjaciół, kolegów, znajomych, próbuje skłócić go z rodzicami. Wszyscy już uciekli. Gdyby nie moja wrodzona przekora pewnie i ja bym odpuściła, bo tego nie da się znieść. tego jak on się zachowuje. Chciałabym, żeby to była miłość. Żeby okazało się, że tak właśnie się kocha, że to nie zawziętość i słabe strony mojej osobowości. Niestety szanse są niewielkie... mam jednak to czego on bardzo potrzebuje: ja się tej cholernej baby nie boje, a i mój brak pokory się przyda.
Nie bądźmy śmieszni. Uzasadnianie zdrad chorobą psychiczną to jak badanie wpływu zorzy polarnej na życie Buszmenów w Afryce. A z drugiej strony się puściło bo żona taaaaka straszna i zła. Debil - to np. ktoś kto idzie w tango z inną dając kolejny powód do orzeczenia o rozwodzie z jego winy i przyznania dzieci matce. Nie muszę Ci uwierzyć - wręcz nie mogę. To stek bzdur i zostanę przy swojej opinii na ten temat.
P.S. Dziękuję za troskę o moją przyszłość. Mam zasady więc jeśli coś się zmieni to wszystko z zachowaniem chronologii. Trzeba kawałem nie powiem kogo aby jak Pani albo kochaś (tchórz i debil) zdradzać drugą połówkę zamiast zachować się z honorem i zakończyć najpierw aktualne związki. Pani jest tchórzliwą, roszczeniową egoistką, która mimo zdradzania chce dalej czerpać korzyści ze starego związku - to gorzej debilizm, prostytucja i pasożytnictwo razem wzięte.
Taka byłam idealna...
a łatwo nie było, bo warunki zawsze miałam ladacznicy...
jestem ewenementem w jego życiu...
mam jednak to czego on bardzo potrzebuje...
No po prostu: SANTO SUBITO!!!
565 2015-09-11 07:47:45 Ostatnio edytowany przez Zorija (2015-09-11 07:50:18)
Edziak, nie denerwuj się
Dopiero tu zawitałaś, więc emocje Cię rozrywają
Powiem tak - ja jestem od Ciebie 20 lat starsza, a moje poglądy, zasady i sposób patrzenia na życie absolutnie się nie zmieniły
I też zawsze miałam te "warunki ladacznicy" (super - określenie chyba wejdzie do kanonu, hehehehe)... i mam je nadal, pomimo 40+
I co to niby miałoby znaczyć? Że będę się puszczać na prawo i lewo? Bo mogę? Bo mam tzw. kandydatów? No mam, nawet teraz, po odejściu męża... było już kilku...
To chciałaś Toorank powiedzieć?
Że, jako że masz "warunki" to jesteś jakkolwiek usprawiedliwiona? To ma usprawiedliwiać zdradę lub puszczanie się?
A wiesz, jest coś takiego jak MORALNOŚĆ.
Np. Kant pisał o kilku stopniach moralności (czyli odróżniania dobra od zła - dla przypomnienia, bo może nie wszyscy znają tą podstawową definicję).
Najwyższym stopniem moralności - osiąganym przez jednostki - jest to znane wszystkim "niebo gwiaździste nade mną a prawo moralne we mnie"... szkoda, że tak niektórym daleko....
Zorija ja jestem całkowicie spokojna:)
Odezwałam się dopiero ale czytam długo..
O tej zajebistości w całej okazałości Toorank
O jej miłosierdziu i odwadze
Taaa
Krzyknijmy wszyscy Santo Subito:D
Toorank,
to nie jest tak, że nikt tu się na agresji nie zna. Są tu ludzie z różnym doświadczeniem zawodowym i życiowym.
Rozumiem, że nie chcesz opisywac całej jego sytuacji i słusznie robisz, bo nie masz do tego prawa.
Osobiscie uwazam, że jesli ktoś ma problem i chce mojej pomocy to jesli potrafię i mogę udzielam mu jej.
I tu rodzą się pytania.
Czy on chce Twojej pomocy?
Jesli tak, to czy potrafisz mu jej udzielić?
Czy też on chce odskoczni i nie chce nic zmieniać?
Czy rola odskoczni będzie dla Ciebie dobra, wniesie coś do Twojego życia?
Są też pytania, które samemu sobie należy zadać.
Czy nie idę na " łatwiznę" i zamiast zająć się swoimi problemami zajmuję się problemami innych?
Czy nie potrafiąc ogarnąc i zapanować nad własnym zyciem jestem w stanie ogarnąć cudze?
i podstawowe
Czego pragnę, kogo pragnę, co muszę zmienić , aby poczuć się szczęśliwą i spełnioną.
Doświadczyłam przemocy, wiem jak to jest...
Jestem sama. Też mam jak to ślicznie określasz "warunki ladacznicy", słyszę jaka jestem atrakcyjna itp... Tylko ja wiem, że jeszcze nie do końca uporałam się ze sobą, z tym przez co przeszłam i przechodzę. Nie chcę obarczać jakiegoś przyzwoitego człowieka swoimi problemami i chyba boję się trochę, że jeśli nie wszystko sobie przepracowałam to mogę znowu uwikłać się w znajomość niezdrową.
Tak chyba zrobił twój kochanek. Ty masz ze sobą problem i on również. Mnie się wydaje, że każde z was powinno najpierw wyprostować siebie.
swiat nie jest i nie bedzie idealny;), ludzie od zawsze sie roznili- co kraj to obyczaj etc. mozna pomazyc o tym, ze wszyscy uznajemy te same standarty moralne, nikt nie czyni "zla" itp., ale najpierw trzeba by zmienic ludzka nature;)
rozumiem to strasznie kobiet reputacja, zawsze to jakis sposob na "przeciwnika", skoro faceci sie nie moga sami "upilnowac" to trzeba zastraszyc konkurencje;)
gdyby kobiety zrozumialy, ze zdradza je tylko ich maz/partner umialyby dokonac odpowiedniego wyboru, a tak trwaja w tokasycznych zwiazkach bo przeciez to "kurewna" (i inne ohydztwa) jest winna.
sa wsrod nas ludzie, ktorzy nigdy nie podporzadkuja sie wymogom otoczenia, cos ich bedzie pchac ku przekraczaniu granic. najlepiej byloby sie odpowiednio dobierac wciaz z swiadomoscia, ze kazdy sie zmienia w miare uplywu lat, rowniez ze swiadomoscia, ze wszystko plynie, nic nie jest trwale (tak, tak) i wszystko w ostatecznosci jest DOSWIADCZANIEM;)
toorank- ja nie wiem o co tobie chodzi...milosc?, odskocznie?, szalenstwo?, bol?
cokolwiek to jest....jest i wlasnie taki sposob obralas na przetestowanie siebie samej:)
Kejt - nie ma czegoś takiego jak "standardy moralne" (tym bardziej standarty )
Zwyczajnie - albo ktoś ma większą moralność, albo mniejszą... i tyle...
Jako znów konkurencja?
Coś Ci się pomyliło...
Żadna "kurewna" mojego męża nigdy dla mnie żadną konkurencją nie jest, nie będzie i nie była.
Winny jest mąż. To nie ulega żadnej dyskusji. "Kurewna" się "załapała" na stanowisko, które jej widać pasuje, to wszystko.
Można (i trzeba) przekraczać granice i łamać stereotypy i utarte schematy. Tylko mądrze i nie krzywdząc przy tym nikogo, z sobą na czele. Poza tym małym wyjątkiem - WSZYSTKO INNE JEST DOZWOLONE.
Excop, to że to tchórz nie eliminuje mozliwości, ze jest ofiarą.
Problemy w moim zwiazku są ścisle związane z moim zaburzeniem. teraz juz to wiem. Nie sa winne moje z mężem relacje, bo ja nie jestem zdolna do dojrzałej głębokiej relacji. Nie wiem co to jest miłość.
Nie wiesz, co to miłość, Toorank, ale jednocześnie kreujesz się na św. Teresę z Kalkuty oferując siebie nieporadnemu "potrzebującemu".
Mąż sobie poradzi, bo radzić musiał sobie dotąd z Twoim parciem na mężczyzn innych, niż on. Więc tyły miałaś zabezpieczone, jak dotąd sądziłaś. Tylko on, jakby się znarowił i zażądał lojalności. Tego jedynego elementu, który miał Was spajać albo umożliwić decyzję o daniu sobie spokój ze sobą nawzajem. Bo nie wierzę, że tylko zdrada fizyczna jest granicą cierpliwości ślubnego.
A co do tchórza -ofiary.
Jedną dupę wołową masz od dawna. Po co Tobie druga?
Nie bądźmy śmieszni. Uzasadnianie zdrad chorobą psychiczną to jak badanie wpływu zorzy polarnej na życie Buszmenów w Afryce. A z drugiej strony się puściło bo żona taaaaka straszna i zła. Debil - to np. ktoś kto idzie w tango z inną dając kolejny powód do orzeczenia o rozwodzie z jego winy i przyznania dzieci matce. Nie muszę Ci uwierzyć - wręcz nie mogę. To stek bzdur i zostanę przy swojej opinii na ten temat.
P.S. Dziękuję za troskę o moją przyszłość. Mam zasady więc jeśli coś się zmieni to wszystko z zachowaniem chronologii. Trzeba kawałem nie powiem kogo aby jak Pani albo kochaś (tchórz i debil) zdradzać drugą połówkę zamiast zachować się z honorem i zakończyć najpierw aktualne związki. Pani jest tchórzliwą, roszczeniową egoistką, która mimo zdradzania chce dalej czerpać korzyści ze starego związku - to gorzej debilizm, prostytucja i pasożytnictwo razem wzięte.
Faktem jest, że pewne zaburzenia predysponują do zdrady. To żadne usprawiedliwienie, to fakt. Zdrada, żeby była złem musi krzywdzić. Czy tak naprawdę zdradzony czuje bój po stracie czy ucierpiała tylko jego duma to sprawa indywidualna. Czy każda zona cierpi z powodu straty partnera jako człowieka czy strat materialnych związanych z jego odejściem? To okropne co piszę, ale należy brać pod uwagę i takie przypadki.
"Pani jest tchórzliwą, roszczeniową egoistką, która mimo zdradzania chce dalej czerpać korzyści ze starego związku - to gorzej debilizm, prostytucja i pasożytnictwo razem wzięte." a jeśli nie mam żadnych korzyści ze starego związku? Tylko koszty? Jestem usprawiedliwiona? Zamiast prostytutki i pasożyta kim będę?
I też zawsze miałam te "warunki ladacznicy" (super - określenie chyba wejdzie do kanonu, hehehehe)... i mam je nadal, pomimo 40+
I co to niby miałoby znaczyć? Że będę się puszczać na prawo i lewo? Bo mogę? Bo mam tzw. kandydatów? No mam, nawet teraz, po odejściu męża... było już kilku...
To chciałaś Toorank powiedzieć?
Że, jako że masz "warunki" to jesteś jakkolwiek usprawiedliwiona? To ma usprawiedliwiać zdradę lub puszczanie się?
Nie chodziło mi o atrakcyjność... nie w takim znaczeniu. Warunki ladacznicy czyli cechy, które powodują, że mężczyźni zakładają z góry, że kobieta jest łatwa, chętna, a nie jakoś specjalnie piękna.
I nie chodzi o puszczanie się tylko o niepuszczanie właśnie. Wyglądam na puszczalską, ale to pozory (mimo wszystko jednak mój kochanek fizycznie, niczego ode mnie nie dostał, nie na tyle, żeby nazwać to puszczalstwem, bo oczywiście nie miałam wpływu na to jak działa na niego moja obecność i jakie wywołuje reakcje)
O tej zajebistości w całej okazałości Toorank
O jej miłosierdziu i odwadze
Taaa
Krzyknijmy wszyscy Santo Subito:D
No cóż. Co mam Ci napisać. Że się nie czuję? Nie czuje się
jakoś wyjątkowo dobra, ale też nie jestem demonem. Znam kilka gorszych postaci.
Doświadczyłam przemocy, wiem jak to jest...
Jestem sama. Też mam jak to ślicznie określasz "warunki ladacznicy", słyszę jaka jestem atrakcyjna itp... Tylko ja wiem, że jeszcze nie do końca uporałam się ze sobą, z tym przez co przeszłam i przechodzę. Nie chcę obarczać jakiegoś przyzwoitego człowieka swoimi problemami i chyba boję się trochę, że jeśli nie wszystko sobie przepracowałam to mogę znowu uwikłać się w znajomość niezdrową.
Tak chyba zrobił twój kochanek. Ty masz ze sobą problem i on również. Mnie się wydaje, że każde z was powinno najpierw wyprostować siebie.
...ja nie czuję się atrakcyjna, czuje się jak produkt
Bet wiem, że oboje mamy problemy i nasza relacja nie jest "normalna". Chyba wiedziałam to od początku. Wiem, że zapędziliśmy się na początku.
Osobiscie uwazam, że jesli ktoś ma problem i chce mojej pomocy to jesli potrafię i mogę udzielam mu jej.
I tu rodzą się pytania.
Czy on chce Twojej pomocy?
Tak. Bardzo jasno poprosił o moje wsparcie. Teraz, ostatnio.
Jesli tak, to czy potrafisz mu jej udzielić?
Nie wiem. Boję się, że nie. Mogę tylko być.
Czy też on chce odskoczni i nie chce nic zmieniać?
Czy rola odskoczni będzie dla Ciebie dobra, wniesie coś do Twojego życia?
Widzisz, teraz wszystko jest dla mnie jasne. Jemu od początku zależało na zmianach, nie na odskoczni. Dlatego tak się na to wszystko rzucił.
Wielokrotnie powtarzał, że myślał, że dzięki mnie coś zmieni. Brałam to za bajki, które opowiada się kochankom. Dziwiłam się, że nie zależało mu na seksie, myślałam, że coś z nim nie tak.
Bycie kochanką by mnie zniszczyło. Teraz to wiem. Przez chwilę byłoby ok, a potem kanał. Z resztą on tego nie chce, nigdy nie chciał. Tyle razy mowił, szantazował wszytsko, albo nic, a ja nie rozumiałam
On nigdy by sobie nie poradził z romansem, to nie ten typ.
T
Czy nie idę na " łatwiznę" i zamiast zająć się swoimi problemami zajmuję się problemami innych?
Czy nie potrafiąc ogarnąc i zapanować nad własnym zyciem jestem w stanie ogarnąć cudze?
i podstawowe
Czego pragnę, kogo pragnę, co muszę zmienić , aby poczuć się szczęśliwą i spełnioną.
Trudne pytania. Tak. Nie jestem pewna. Nie wiem.
Toorank, prosze wytłumacz mi, bo szczerze - nie rozumiem...
Jesteś typem "ladacznicy", masz takie cechy, ale nie jesteś puszczalska.
Tzn?
Czy to znaczy, że przyciągasz mężczyzn, ale nie przekraczasz granicy?
Nie rozumiem co chcesz przez to powiedzieć.
Po drugie - piszesz, że nie potrafisz kochać i masz jakies problemy niepozwalające Ci normalnie funkcjonować...
ale jednoczesnie pisałas w wielu miejscach, że pragniesz normalnej miłości, normalnego związku, żeby było tak jak trzeba...
plus
tak bardzo broniłaś stanu "zakochania"...
jako stanu "ponad"
czegoś wyjątkowego i nadzwyczajnego... stanu, w którym nie liczy się nic innego....
Więc jak to tak naprawdę z Tobą jest?
Nie potrafisz kochać? Czy po prostu jeszcze nigdy nie miałaś w swoim życiu szansy na prawdziwą, pełną miłość. Bez kłamstw i oszukiwania, gmatwania się, strachu...
574 2015-09-11 19:08:21 Ostatnio edytowany przez toorank (2015-09-11 19:35:33)
Nie wiesz, co to miłość, Toorank, ale jednocześnie kreujesz się na św. Teresę z Kalkuty oferując siebie nieporadnemu "potrzebującemu".
Mąż sobie poradzi, bo radzić musiał sobie dotąd z Twoim parciem na mężczyzn innych, niż on. Więc tyły miałaś zabezpieczone, jak dotąd sądziłaś. Tylko on, jakby się znarowił i zażądał lojalności. Tego jedynego elementu, który miał Was spajać albo umożliwić decyzję o daniu sobie spokój ze sobą nawzajem. Bo nie wierzę, że tylko zdrada fizyczna jest granicą cierpliwości ślubnego.
A co do tchórza -ofiary.
Jedną dupę wołową masz od dawna. Po co Tobie druga?
Excop altruistów nie ma. Wszystko co człowiek robi to z egoistycznych pobudek, bez względu na to co nam sie wydaje.
Nigdy nie chciałam być święta. Zawsze miałam swój kodeks, co nie znaczy, że uważam, że dobrze robię. Każdy z nas codziennie łamie zasady w pracy, w przyjaźni, w rodzinie. Małe codzienne wybory, decyzje, które wcale nie są dobre.
Mój mąż, dupa wołowa? Chyba nie.
Jesteś typem "ladacznicy", masz takie cechy, ale nie jesteś puszczalska.
Tzn?
Czy to znaczy, że przyciągasz mężczyzn, ale nie przekraczasz granicy?
Nie rozumiem co chcesz przez to powiedzieć.
Pozory - stereotypowe cechy ladacznicy, ladacznica nie musi się puszczać.
Po drugie - piszesz, że nie potrafisz kochać i masz jakies problemy niepozwalające Ci normalnie funkcjonować...
ale jednoczesnie pisałas w wielu miejscach, że pragniesz normalnej miłości, normalnego związku, żeby było tak jak trzeba...
plus
tak bardzo broniłaś stanu "zakochania"...
jako stanu "ponad"
czegoś wyjątkowego i nadzwyczajnego... stanu, w którym nie liczy się nic innego....
Więc jak to tak naprawdę z Tobą jest?
Nie potrafisz kochać? Czy po prostu jeszcze nigdy nie miałaś w swoim życiu szansy na prawdziwą, pełną miłość. Bez kłamstw i oszukiwania, gmatwania się, strachu...
Dla każdego normalny związek będzie oznaczał coś innego. Dla jednego to smiech do łez i zrozumienie, dla innego bezgraniczne oddanie, seks czy co tam kto lubi.
Nie wiem jaki to jest normalny związek jakie sa normy i kto je ustala. Partnerzy miedzy sobą, odgórnie przez kościół, władze państwa, rodzine, znajomych... nie wiem...
Nie wiem jak jest ze mną czy nie potrafie tego poczuć czy czuje tylko nie wiem, że to to.
Toorank,
jeśli on szuka pomocy, prosi o nią to można się zachować przyzwoicie
i poświęcić trochę czasu na ukierunkowanie go w tym temacie.
Poradzenie terapeuty, prawnika, wskazanie organizacji, która zajmuje się takimi sprawami..... to juz jest duzo.
Wszystko ponad to, czyli pomoc mu w walce, fizyczna obecność, codzienne wspieranie.... to juz sprawa głębsza,
bo samo bycie obok powoduje, ze rodzi się więź.
Jeśli jesteś na to gotowa, potrafisz , przede wszystkim chcesz to ok, ale to nie może wypływać jedynie z poczucia obowiązku,
bo cała ta pomoc będzie dla Ciebie męką.
Prawdziwość całej tej sytuacji, rzeczywiste intencje tego człowieka ...... to juz inna sprawa. Nie wypowiadam się, bo nie znam człowieka
576 2015-09-12 15:06:14 Ostatnio edytowany przez toorank (2015-09-12 15:16:11)
Zrobiłam co mogłam. Trudno mi było to wykrztusić, bałam się wysyłać go do psychologa (nie wiem dlaczego boje się, że to jeszcze bardziej osadzi go w roli ofiary).
Powiedziałam (w najgłupszy z mozliwych sposobów, ale który on doskonale zna stosujac szanatż) że zostanę (i wrócę fizycznie) pod warunkiem, że poszuka pomocy na zewnątrz, przyznałam się szczerze, że sytuacja mnie przerasta (jest trochę tak, że ja chciałabym rozproszyć te odpowiedzialność, którą czuję
to smutne, że to z takich egoistycznych pobudek). Wiem, że rodzice już jakiś czas temu obiecali mu pomoc i wsparcie bez względu na to co zrobi.
Więź... wydaje mi się, że ta relacja przeszła na inny poziom, że my już nie jesteśmy i nie będziemy kochankami, to już bardziej przyjaźń. Wydaje mi się, że to co teraz się dzieje całkowice eliminuje wystapienię między nami czegoś więcej kiedykolwiek. nie będe ukrywała, że troche mi smutno z tego powodu, ale też czuję ulgę. On ma wyrzuty sumienia, że mnie obciąża, ciągnie w dół za sobą... odsuwa się. Ten człowiek zawsze bierze winę na siebie, nie wiem czy on będzie potrafił skorzystać z pomocy innych. Czasami bardzo mi go żal, ale mam tak ograniczone pole zrobienia czegokolwiek, ta bezsilność i przyglądądanie się temu jest bolesne. Nie mogę spać... żeby zasnąc muszę się wyciszyć farmakologicznie (nigdy tego nie rozbiłam, ale teraz to nie do zniesienia, ja muszę spać).
Ale wiem, że chcę, nie wiem dlaczego, ale chcę (nie udżwigne tylko tego jezeli on odejdzie od zony, jesli tak się stanie, to boję się ze uciekne)
To naturalne, co czujesz.
Człowiek z problemami wzbudza troskę, a nie pożądanie.
Choć to moze się zmienić ..... niejeden smutny pan potrafi zaskoczyc nagłym przerodzeniem sie w seksownego samca
i wtedy kolejny problem się pojawia...
Nie bierz nic ponad swoje siły, nie zapominaj o mężu, bo może warto o ten związek zawalczyć i powodzenia
A czy On planuje cokolwiek robić? jakiś krok w przód? Czy stara się utrzymywać prozaiczny spokój, nie "wywoływać" awantur itp?
Czy nie jest u Niego tak, że czeka, aż czas albo los albo cokolwiek zrobi coś za Niego?
Bo może musi się stać "jakieś najgorsze", żeby do Niego dotarło, że prozaiczny spokój nie jest dobry dla nikogo, a zwłaszcza dla dzieciaków, które tam żyją w tym domu.
I jeszcze... przecież przyjaciele nie uciekają...
Przepraszam, że tak się wtrąciłam w temat (ale oczywiście czytam od początku), ale wierzę w to co tu Pani opisuje.
579 2015-09-12 16:07:27 Ostatnio edytowany przez toorank (2015-09-12 16:09:10)
Horses dziękuję Ci.
Okruszynka jest trochę tak jak napisałaś. On czeka na cud. Nie wie co zrobić więc czeka. Ustępuje na każdym kroku, robi wszystko żeby tylko była zadowolona i pewnie czasami się udaje bywają fazy miodowego miesiąca, i wiem, że on za każdym razem wierzy, że może tak już zostanie, że coś się zmieni. I czeka... oddając siebie po kawałku, nie wiem czy jeszcze coś z niego zostało.
Czasami myślę, że może cały ten romans to po co żeby się wydało. Że gdyby się wydało to coś by się zmieniło cokolwiek.
Myślę też, że on cały czas bada. Bada otoczenie jakby zareagowało, rodzinę, mnie, dzieci. Sprawdza, szuka, próbuje.
Tak jakby chciał się upewnić kto z nim zostanie, bo ponad wszystko boi się samotności.
To straszne co teraz napiszę, ale zdaje mi się, że on bardziej boi się tego co pomyślą kiedyś o nim o dzieci o tym, że na to pozwalał niż samej krzywdy, która im się dzieje i tego co im grozi. Nie lubię go za to
Dziękuję Okruszynka, za to, że mi wierzysz.
Też sobie pomyślałam, że może usłyszeć w przyszłość takie pytanie "Tato, dlaczego...."
Czy Pani wie, czego On się tam najbardziej boi? Mówi o tym?
581 2015-09-12 16:50:14 Ostatnio edytowany przez toorank (2015-09-12 17:03:29)
Nie mówi wprost, ale chyba jej nieobliczalności i tego, że dzieciom mogłoby się coś stać podczas jej ataku wściekłości (nie chodzi o to, że ona celowo z premedytacją fizycznie jest w stanie skrzywdzić dzieci, raczej o ryzyko, że nie są pod należyta opieką kiedy ona traci nad sobą kontrolę np. podczas próby wywiezienia dzieci i prowadzenia auta w tak silnym stresie, może też tego, że jeśli nie dostosuje się do narzuconych wymagań zastanie puste mieszkanie, bo ona odejdzie zabierając dzieci bez podania mu miejsca ich pobytu, to są realne sytuacje nie hipotetyczne tzn. tego rodzaju szantaż jest przez nią prowadzony). Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że psychicznie dzieci tez doznają uszczerbku, ja sama zauważyłam po starszym, że jest inny, inny niż rówieśnicy, cichy, zalękniony, wycofany, bardzo smutny. Chłopiec nie sprawia żadnych problemów wręcz przeciwnie jest bardzo mądry, grzeczny, bardzo zapatrzony w tatę i chyba bardzo z nim związany. To straszne, że często jest świadkiem poniżania ojca i stawiany jest przed wyborem jednego z rodziców. To oczywiście moje obserwacje i wnioski.
Więc może warto Go poprowadzić na inne tory jego myślenia o dzieciach?
Jemu się teraz wydaje, że dbając o pozorny spokój, o to by wszystko wyglądało pięknie i dobrze - że dba o dzieci.
A niech się przyglądnie temu z boku - dba o ich "cichość, zalęknienie, wycofanie, smutek".
Może tak Go poprowadzić? żeby zrozumiał (jeśli jest w stanie, jeśli "pranie mózgu" nie jest takie rozległe) to odwrotnie niż rozumie teraz.
(Ja wiem, że wszystko można sobie pięknie "maskować", tworzyć kolorowy obrazek dla znajomych, nawet dla rodziny.
I nikt nic nie wie, nikt nie zareaguje, nie odczyta sygnałów, a potem... "o jejuu ta rodzina? ten facet? ta kobieta? niewiarygodne...")
Nie bierz nic ponad swoje siły, nie zapominaj o mężu, bo może warto o ten związek zawalczyć i powodzenia
Nie wiem czy są jeszcze jakieś szanse. Nie piszę tu wiele o mężu, nie dlatego, ze o nim nie myślę tylko dlatego, że istnieje prawdopodobieństwo, że on podczytuje ten wątek od czasu do czasu.
Wie o kochanku i rozmowa o tym nie sprawia nam problemów, rozmowa o naszym związku owszem .
horses napisał/a:Nie bierz nic ponad swoje siły, nie zapominaj o mężu, bo może warto o ten związek zawalczyć i powodzenia
Nie wiem czy są jeszcze jakieś szanse. Nie piszę tu wiele o mężu, nie dlatego, ze o nim nie myślę tylko dlatego, że istnieje prawdopodobieństwo, że on podczytuje ten wątek od czasu do czasu.
Wie o kochanku i rozmowa o tym nie sprawia nam problemów, rozmowa o naszym związku owszem.
Okryszynka, staram się żeby spojrzał na to inaczej dlatego odesłałam go po pomoc do kogoś z zewnatrz chocby pracowanika ośrodka pomocy, jesli nie ma odwagi rozmawiac osobiscie ostatecznie może skontaktować sie mailowo, telefonicznie. Cokolwiek oby spojrzał na to człowiek obiektywny. Nie wiem czy się na to zdobędzie. W domu obecnie jest chyba spokojnie, trochę lepszy okres, bo nic nie mówi (albo jest tak bardzo źle).
nie wydaje mi się , żeby skorzystał z pomocy mopsu....
w takim przypadku - zwłaszcza kiedy mężczyzna jest ofiarą - wydaje mi się, że MUSI stać się katastrofa, żeby podjął kroki do zmiany