Support, zgadzam się z powyższymi postami, bo niestety - oparte na wieloletnim doświadczeniu - są pełne prawdziwości. I nie odbieraj ich jako ataku na swoją osobę, tylko chęć POMOCY i uchronienia Cię przed masakrycznymi konsekwencjami niemądrych wyborów wynikających z Twojej naiwności.
Ja wiem, że jesteś zakochana, ale uwierz nam wszystkim - pięć miesięcy to tyle, co NIC.
Ja jestem w związku już prawie 8 lat (tak, wcześnie zaczęłam), ale tak NAPRAWDĘ poznałam swojego faceta dopiero po dwóch latach wspólnego mieszkania, czyli po 5 latach związku (gdzie widywaliśmy sie praktycznie codziennie przez ten cały czas). Wcześniej nie mieliśmy okazji przetestować się z tej bardzo praktycznej, codziennej strony i - wierz lub nie - wiele naszych zachowań nas wzajemnie bardzo zaskoczyło. Powtarzam - po 7 latach związku, w tym dwóch latach mieszkania ze sobą non stop. Dopiero wtedy mogłam oszacować, z kim tak naprawdę mam do czynienia. Piszę to, byś miała świadomość, jak bardzo go nie znasz. Byś wiedziała, że ten mężczyzna wciśnie Ci KAŻDY kit, jaki tylko chcesz usłyszeć, by osiągnąć swój cel.
A moim zdaniem celem Twojego mężczyzny jest usidlenie Cię, namówienie na dziecko, by zamknąć w złotej klatce, następnie stopniowe i coraz większe przejmowanie kontroli nad Twoim życiem. Nie będziesz miała nic do powiedzenia w kwestii SWOJEGO życia, bo podporządkowujesz je pod dyktando mężczyzny, którego znasz od kilku miesięcy. I napiszę to po raz kolejny - to tyle, co NIC.
Musisz zrozumieć, że ten facet nie myśli o Tobie i Twojej przyszłości, Twoich planach i zamiarach. Myśli tylko i wyłącznie o swoim widzimisię, swoich pragnieniach i celach, które chce zrealizować TWOIM KOSZTEM. Niestety jesteś na tyle naiwna, że stwierdzisz pewnie, iż on to robi z wielkiej miłości do Ciebie. UWAGA - po pięciu miesiącach nie mówimy o miłości, tylko zakochaniu. Mózgu zalanym chemią, buzujących hormonach i nieuleczalnych chwilowo motylkach. Miłość przychodzi później, jest znacznie dojrzalsza i jej wyznacznikiem z całą pewnością nie musi być pierścionek zaręczynowy. Ja też myślałam po paru misiącach, że kocham prawdziwą miłością (abstrahując już od tego, że byłam dzieciakiem), ale po takim czasie mam porównanie i widzę, że miłość przyszła później. Już na pewno wówczas, gdy zdechły motylki, a zdechły po jakichś czterech latach
Porównaj to sobie do swoich pięciu miesięcy i wyciągnij, proszę, wniosek, bo niestety mam wrażenie, że związek, w którym miałam te 15-16 lat był mimo wszystko dojrzalszy od tego, w którym tkwisz Ty - 19-latka.
Uwierz, szkoda tak pięknego startu w przyszłość. Jawisz się jako atrakcyjna i inteligentna dziewczyna, która mogłaby osiągnąć wszystko, gdyby nie jej życiowa nieporadność i naiwność. Nie traktuj tego jako atak bądź obrazę, po prostu odnoszę wrażenie, że nie poradziłabyś sobie sama - bez wsparcia rodziców bądź - teraz już - mężczyzny. A to bardzo niedobrze, ponieważ życie lubi płatać figle i bywają sytuacje, w których nasze życie może się z dnia na dzień diametralnie zmienić (utrata bliskiej osoby, choroba, kalectwo). Musisz zacząć myśleć bardziej o sobie i dywagować - " co by się ze mną stało, gdyby mój mężczyzna poniósł śmierć w wypadku?", "co by ze mną było, gdyby moja mama/mój tato bardzo poważnie zachorowali i potrzebowali mojej pomocy?", "co by było w sytuacji, gdybym została ofiarą pożaru i miała liczne oparzenia uniemożliwiające mi pracę w modelingu?"
Broń Boże nie chodzi o tworzenie czarnych scenariuszy, ale zastanowienie się nad tym, czy w obliczu w/w tragedii DAŁABYŚ SOBIE RADĘ i na jakich zasadach miałoby sie to odbyć. Musisz wiedzieć, że jesteś jedyną osobą, z którą Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ spędzisz całe życie, w związku z czym powinnaś o nią jak najlepiej zadbać i zabezpieczyć. Spełniać marzenia, zdobyć wykształcenie. Faceci i dzieci nie są w życiu najważniejsi. Najważniejsza jesteś Ty.
Z mojej strony poleciłabym Ci psychologa, który pomógłby Ci uporać się z tą życiową nieporadnością, nieumiejętnością podejmowania samodzielnych decyzji i emocjonalnym uzależnieniem do drugiego człowieka. W innym wypadku będziesz dymana przez każdego, kto tylko zechce wykorzystać Cię do swoich celów...