Dziewczę drogie,
Ty tak niczego nie kumasz, że aż szok.
Po wyprowadzce z domu utrzymywalam sie sama i sobie radziłam. Ale nie porównujmy wynajmu pokoju z zamieszkaniem z narzeczonym w jego nowym domui o to mi chodzi, że nie stac mnie płacić na pol bo wszystko jest droższe-inny standard zycia po prostu.
Kiedyś usłyszałam dobre stwierdzenie: "Jak się nie ma pieniędzy, to się siedzi na dupie". A kazał Ci ktoś żyć na tym "innym standardzie"? Ja sobie nie wyobrażam takiej sytuacji, żeby być na utrzymaniu faceta. Nawet jak idziemy z facetem to knajpy, to raz on zapłaci, raz ja. Po prostu byłoby mi wstyd przed samą sobą. Czułabym się jak pasożyt.
Nie chce być jego utrzymanka i dlatego będe dalej pracowac i skupie csie na modelingu zwlaszcza teraz latem.
Ha ha. Ty nie wiesz, czym jest praca. Z tego Twojego modelingu, to raz złapiesz fuchę a raz nie. No i, łatwo wypaść, bo przecież konkurencja duża. Mnie chodzi o prawdziwą pracę. Taką, w której w pocie czoła zarabiasz kasę. Doceniasz wartość pieniądza. Ty tego nie rozumiesz, bo całe życie byłaś chowana w złotej klatce. Najpierw utrzymywana przez rodziców, później przez faceta. Pracowałam w kilku miejscach. Nie twierdzę, że to były najcięższe zajęcia, bo niektórzy mają o wiele gorzej, ale tak, napracowałam się. Chociażby pracując w fastfoodzie, stojąc przy frytkownicy albo grillu przez 8 godzin, gdzie trzeba było zapierniczać, bo wygłodniały tłum, gdyby mógł, to by Cię stratował. Gdy się miało zmianę popołudniową, to trzeba było jeszcze zostać i wszystko szorować, a wyżej postawieni pracownicy zawsze dbali o to, żebyś odwaliła najgorszą robotę. Pracowałam na ankietach, gdzie jeśli ktoś po prostu Cię olał, to było dobrze, bo niejednokrotnie przy okazji zbluzgał, bo miał zły dzień. Przez chwilę roznosiłam ulotki po klatkach schodowych. To był sukces, gdy się udało dostać do klatki, a i tak często wypadał na Ciebie jakiś mieszkaniec i opieprzał, że on nie chce tych ulotek i też kończyło się to bluzgami. Uwierz, że co najmniej mnie śmieszy ta Twoja "praca zwłaszcza latem".
Nie była gotowa w wieku 30 lat? No proszę Cię! To po co mówiła, ze chce? I po co brała z nim slub? Jak tak pisać o trudach macierzyństwa to i w wieku 40 lat kobieta nie będzie pewna bo... choroby, wstawanie w nocy, problemy z wychowaniem... Im pózniej dziecko tym łatwiejsze wychowanie Twoim zdaniem? Pomijam kwestei finansowe bo jak pisałam to ona była niezalezna kobieta.
Ogarnij się w końcu. Tak, można być niegotowym na dziecko i w wieku 30 lat. Mnie się jednak wydaje, że ona się po prostu na mężusiu poznała i nie widziała w nim odpowiedniego kandydata na ojca. Mogła chcieć dziecka po ślubie, dobić do 30-tki i stwierdzić, że jeszcze nie jest gotowa. To, że Ty chciałabyś szybciej zajść w ciążę, to nie znaczy, że każdy musi chcieć. Ponadto, nie zgodzę się z tym, że rodzina jest dopiero wtedy, gdy dziecko się pojawi. Co za brednie...
Załóżmy, że z punktu widzenia biologii najlepszym wiekiem na zajście w ciążę jest wiek około 20-tki. Co z tego, skoro większość osób w tym wieku nie jest na to ani mentalnie, ani fizycznie gotowa? Większość kobiet, które znam, zaszły w ciążę mając już 30 lat (w tym moje dwie siostry). Wszystko okej, związki wieloletnie, udane, sytuacja materialna dobra. Bez porównania lepsza od dziewczyny 19-letniej, która ledwie szkołę średnią skończyła.
Ty tak niemiłosiernie tłumaczysz tego Twojego "lubego". Przed samą sobą, bo nikt inny tych ściem nie kupuje. Żyj, sobie dalej w tej fikcji. Co najśmieszniejsze, ludzie tutaj chcą Cię uświadomić życiowo, rodzice też chcieli- Ty nic nie łapiesz. Spoko. Rzecz w tym, że każdy, kto tutaj napisze komentarz, potem wraca do swojego życia. To Ty, mimo wyłączenia przeglądarki tkwisz dalej w tym syfie. Siebie możesz okłamywać, ale rzeczywistości nie zmienisz.