( światło... serce?
wilgoć... łzy? )
( światło... serce?
wilgoć... łzy? )
Tak Ci się przyglądam od pewnego czasu, O'kruszynko...
I wiesz co odkrywam?
Ładne masz to "w środku", co Ci świerszczem gra...
Wolność,
Prawda
Współczucie
Odwaga
By za powyższe oddać życie.
Auroro ...
Może wróćmy do tematu. To co opisuje Elle zapewne jest droga. O tyle skuteczna o ile niesie ze sobą spokoj. Moim zdaniem jest to kryterium skuteczności a wiele osob widzi czy czuje, większy lub mniejszy dysonas co do odbieranej rzeczywistości a tego jak powinno być czy jest. W zyciu człowieka niemal wszystko jest kwestia wyboru a ew. "kreacja" zachodzi na określonym, "dostępnym" poziomie. Inne, jeśli "sa" sa nieuświadomione. Co wiec zrobić żeby wyzwolić się z okowow tego swiata. Trzeba zaprzeczyć jego "wartości", odrzucić lancuchy zniewolenia, szukac polaczenia ze "ZRODLEM". Sa jednak drogi do tego mniej i bardziej skuteczne. Ale i tak najpierw trzeba zrozumieć, ze ta zmiana postrzegania jest konieczna. Dopiero kiedy ona nastapi można zacząć cos konstruktywnie robic. Niestety i tutaj ludzie ludziom narzucają swoje zdanie. Mowia ze żeby osiagnac X trzeba zrobić A, B, C, itd. a ktoś widzi ze osiagnal X bez robienia tego wszystkiego. Ponieważ nie ma ograniczen tego typu. Sa tylko relacje ze Soba i Zrodlem. Inne relacje w rzeczywistości "uziemiają" ludzi, powinny być traktowane jako doświadczenie. Do takich wnioskow doszedłem i wybrałem indywidualna droge, za która jestem sam odpowiedzialny, nie mogę nikogo za sobą pociagnac ale mogę dac jakiś przykład zrozumienia tego o ile to wogole jest możliwe. Jednak kazda "rada" jest falszywa ponieważ na drodze indywidualnego poznania rad i drogowskazow nie ma. Jest tylko prawda albo falsz, a tego nikt poza toba samym nie jest w stanie rozroznic. Potrzeba wiec jakiegoś "bezwglednego" umocowania w sobie a jednocześnie jakiejś wielkiej otwartości, której granice będzie wyznaczać to, co inni, będą chcieli narzucić Tobie.
526 2015-03-12 10:03:27 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2015-03-12 23:08:04)
Co wiec zrobić żeby wyzwolić się z okowow tego swiata. Trzeba zaprzeczyć jego "wartości", odrzucić lancuchy zniewolenia, szukac polaczenia ze "ZRODLEM". Sa jednak drogi do tego mniej i bardziej skuteczne. Ale i tak najpierw trzeba zrozumieć, ze ta zmiana postrzegania jest konieczna.
Maniek Uśmiecham się do Ciebie, czytając post.
Zmiana postrzegania?
To, co mogę Tobie zasugerować to "rozciągnięcie" postrzegania, bo świat jest wielowymiarowy.
dlaczego Eli już tu nie ma ?
Ode mnie pytanie - jak podwyższać poziom swojej świadomości?
(odpowiedź "pracą nad sobą" jest za 0 pkt, chodzi mi o konkretne działania)
Zwykła, dobrze wykonana codziennie praca, modlitwa i odpoczynek. To wszystko. A rzadko komu to wychodzi, bo zazwyczaj jeden z tych elementów jest zaniedbany, cos w nim nie tak, niewłaściwie, etc...
maniek_z_maniek napisał/a:Co wiec zrobić żeby wyzwolić się z okowow tego swiata. Trzeba zaprzeczyć jego "wartości", odrzucić lancuchy zniewolenia, szukac polaczenia ze "ZRODLEM". Sa jednak drogi do tego mniej i bardziej skuteczne. Ale i tak najpierw trzeba zrozumieć, ze ta zmiana postrzegania jest konieczna.
Maniek Uśmiecham się do Ciebie, czytając post.
Zmiana postrzegania?
To, co mogę Tobie zasugerować to "rozciągnięcie" postrzegania, bo świat jest wielowymiarowy.
Zwał jak zwał.... Źródło jest wszędzie... nie jest czymś oddzielonym, czymś enigmatycznym... Jego przejawy są w każdym naprawdę dobrym geście, słowie itd. Jednak bala bym się ujęcia tego na kształt 'nirwany' ... Ono po prostu Jest. No wymiarów jak fizyka prawi jest zapewne nieskończenie wiele,... ' by zrozumieć, czym jest Długość, Szerokość, Głębokość...' tego jest studnia bez dna, a tutaj jest ciągle muskanie, ale kropla drąży skale....
Zmiana postrzegania, może chodzi o perspektywę? Ze to co było kiedyś najważniejsze straciło swój status na rzecz czegoś innego? Ze odkrywamy o co w życiu tak naprawdę nam chodzi, zaczynamy kopać itd.. ? Drążyć temat?matko, niezmierna ilość konstelacji.. Tych gwiazd i każda wydaje się być ok
Dzisiaj piszac w innym temacie "zrozumialem" roznice w pewnym ujeciu pojmowania rzeczywistosci miedzy mna a Elle88. Napisalem tam, ze istotne jest to z kims sie stykamy "blisko" fizycznie gdyz jest to polaczone ze sfera duchowa. Np. Elle88 rozpatruje to zawsze na poziomie doposowania, rozwoju i celowosci. Dla mnie jest to natomiast obszar przenikania, tez celowosci i zgodnosci "sumienia" takze nie dotyczy sfery zgodnosci duchowej w sensie zrozumienia i inteligencji (jak U Elle88) ale sfery zgodnosci duchowej w sensie sumienia, wiary, celu gdzie sie chce byc po smierci. Kazdy z nas, tak mi sie wydaje, po prostu skupia sie na nieco innym aspekcie, odcieniu. Stad np. cierpienie ... z powodu bycia z kim "prostackim" - to niezgodnosc z kims na elementarnym poziomie czy to zrozumienia czy to celu. Ale cierpienie kogos w robieniu czegos wewnetrzenie nieakceptowalnego - to wewnetrzna niezgodnosc z samym soba.
Dlatego tez pomimo tego ze pracuje w srodowisku ludzi bardzo inteligetnych, rownie dobrze sie czuje wrod ludzi prostych. Z czasem zauwazylem brak powiazan ich cech ze sfera duchowosci.
Elle88 napisał/a:Coś mnie wzięło i dosłownie rzuciło o glebę - jakieś choróbsko (ostatnio sporo nazbierałam różnych energii), jeszcze nie wiem co
karma....
To jak mnie: rozlozylo na łopatki ale zbieram się, koronkowa robotka
Nie znam się do końca na karnie, katolicyzm mi bliższy a to oznacza, ze nie zawsze człowiek dobry zbiera dobro, wręcz przeciwnie bym powiedziała... Im dalej, lepiej, głębiej... Tym bardziej dostaje, ale o czym tu ja... Dotarlam w końcu do robotyki koronowej, znaczy zaczynam misternie dziergac.... Oczko po oczu
Dom, herbatka i nauka francuskiego....
I bol głowy : D
pitagoras napisał/a:Elle88 napisał/a:Coś mnie wzięło i dosłownie rzuciło o glebę - jakieś choróbsko (ostatnio sporo nazbierałam różnych energii), jeszcze nie wiem co
karma....
To jak mnie: rozlozylo na łopatki ale zbieram się, koronkowa robotka
Nie znam się do końca na karnie, katolicyzm mi bliższy a to oznacza, ze nie zawsze człowiek dobry zbiera dobro, wręcz przeciwnie bym powiedziała... Im dalej, lepiej, głębiej... Tym bardziej dostaje, ale o czym tu ja... Dotarlam w końcu do robotyki koronowej, znaczy zaczynam misternie dziergac.... Oczko po oczu
Dom, herbatka i nauka francuskiego....
I bol głowy : D
Jak sie nie ma nic sensownego do powiedzenia to proponuje nie zabierac głosu. Proste?
je veux napisał/a:pitagoras napisał/a:karma....
To jak mnie: rozlozylo na łopatki ale zbieram się, koronkowa robotka
Nie znam się do końca na karnie, katolicyzm mi bliższy a to oznacza, ze nie zawsze człowiek dobry zbiera dobro, wręcz przeciwnie bym powiedziała... Im dalej, lepiej, głębiej... Tym bardziej dostaje, ale o czym tu ja... Dotarlam w końcu do robotyki koronowej, znaczy zaczynam misternie dziergac.... Oczko po oczu
Dom, herbatka i nauka francuskiego....
I bol głowy : DJak sie nie ma nic sensownego do powiedzenia to proponuje nie zabierac głosu. Proste?
Maniek,
Mam sporo, ale odniosła się do jednego, wybranego wątku, w inne się nie zaglebiam...
Zbyt dużo mam sama pracy,
Pozdrawiam i o dalsze dyskusje się nie napraszam z toba rzecz jasna...
maniek_z_maniek
ok, to potraktuje to jako "fakt dziennikarski" i przez to twoja wiarygodnosc nie ucierpiala, wrecz przeciwnie.
Stosunek do drugiego czlowieka oczywiscie ze musi sie wyrazic przez zrozumienie-wspolczucie, inaczej to bedzie po prostu litosc (mam na mysli takie negatywne patrzenie na druga osobe, ze ona taka bidulka jest). W buddyzmie wspolczucie nie ogranicza sie tylko do drugiego czlowieka ale wszystkich czujacych istot. Wszystkich czyli twoich najblizszych, twoich wrogow, zwierzat, osob ktore cie krzywdza etc. Wspolczujesz bo rozumiesz, bo widzisz z szerszej perspektywy, bo rozumiesz dlaczego ta osoba zachowuje sie tak jak sie zachowuje (nawet wtedy gdy nie jest to mile) i wtedy dzialasz. Jest tez bardzo duzo mowy o oddawaniu siebie, o stawianiu innych wyzej od siebie etc poczytaj sobie np. 37 praktyk Bodhisattwy albo o praktykach Tonglen.
Przyszlosc, mysle ze jak najbardziej mozna rozwijac sie przez relacje a bycie z samym soba mozna miec chocby wychodzac na lake czy samotny spacer. Bowiem zyjemy w spoleczenstwie zarowno w tym zyciu jak i po smierci a wiec nauka relacji, ich poglebianie to poznawanie zarowno siebie, innych, rozwoj siebie i innych. Tutaj raczej widze reperkusje tego co opisuje powyzej, zderzenia buddyjskiego i chrzescijanskiego wyobrazenia o rozwoju czlowieka. Buddyjski w zaden sposob nie kladzie nacisku na relacje z innymi, chrzescijanski wrecz przeciwnie ale w tym drugim jest rowniez wskazanie na samotnosc przez konkretna propozycje samotnej modlitwy i samotnej kontemplacji wiezi z Ojcem.
Ludzie sa rozni i potrzebuja roznych rzeczy. Na pewnych etapach relacje z ludzmi czy samym soba beda sie zmieniac. Niektorzy beda od poczatku zaszywac sie w jaskini a inni beda dzialac wsrod ludzi. Potem moze ten "jaskiniowiec" wyjdzie do spolecznosci bo stwierdzi ze juz sie nasiedzial i zrobil porzadek z samym soba.
Tutaj taki off topic-przypomniala mi sie ksiazka "Nic nie zdarza sie przypadkiem" Terzani Tiziano. Czytal ktos?
Nie wiem czemu tak podkreslasz roznice w sposobie buddyjskim i chrzescijanskim. Szczerze mowiac im wiecej i glebiej wchodze tym mniej roznic widze.
Jakbys mogl rozwinac to zdanie: "Buddyjski w zaden sposob nie kladzie nacisku na relacje z innymi". Skad takie wnioski?
Otoz zyjemy w okreslonym spoleczentwie, ktore nas ksztaltuje. Ogromna wrecz wine ponosi tutaj sytstem edukacji a dzisiejszy jest juz jakas karykatura nawet tego znanego nam poprzedniego. Wogole nie uczy samodzielnosci, wolnosci myslenia. Dzieciom nie podaje sie do rozwazan "konceptow rzeczywistosci" one w edukacji i wychowaniu otrzymuja schematy zachowan, przypisane do okreslonycych emocj oraz "jedynie sluszny opis rzeczywistosci".
Podpisuje sie pod tym recami obiema.
Ale i tak najpierw trzeba zrozumieć, ze ta zmiana postrzegania jest konieczna.
I co dalej? Jaki jest nastepny krok?
Przyszłość
Tez funkcjonuje w tzw. spoleczenstwie (nie siedze gdzies na odludziu) tylko widze jak czesto rozmowy prowadzone sa na roznych poziomach. Nie chodzi o to ze ja jestem taka wspaniala i uduchowiona i odkrylam Prawdziwa Nature Wszechswiata i Prawde Ostateczna, bo nie jestem. Ale nasze doswiadczenia sa inne, spojrzenia na swiat jest inne (a to wynika z doswiadczen) i reakcje na wiele rzeczy tez sa rozne. Nie chodzi mi o jakies obce osoby ale rodzine oraz osoby bliskie. I niestety powstaja tutaj konflikty. Bo ja jestem tzw. "dziwna" a dla mnie dziwne jest to ze druga strona nie widzi oczywistych rzeczy A moze wlasnie brakuje mi calkowitego dystansu? Nie wiem, musze pomyslec
spanowany Ciekawe pytanie-po co sie jest? Dla mnie wazniejszym pytaniem jest-jak byc?
?Ogolnie mam wraznie ze sie wszyscy krecimy wokol tego samego (albo idziemy w ta sama strone), czasami nazywamy pewne rzeczy inaczej, widzimy pewne rzeczy troche inaczej. Ale moze wszyscy mamy racje. Bo moje doswiadcznie bedzie tylko moim doswiadczeniem a twoje doswiadczenie nie bedzie moim. Doswiadczenia te beda jednak prawdziwe chociaz moze sie nam wydawac ze sa zaprzeczeniem??
Tutaj żeby odnieść się do "faktu" musiałbym przewetrowac wszystkie sutry. Jednak siegnalem wczoraj do historia zycia Buddy i co mnie jedno "urzeklo"? To ze jego oświecenie, nie było aktem jego woli, ale było jakby dane mu z góry. Decyzja musiala wiec być od strony jego nadswiadomosci a nie jego swiadomosci. Swiadomie to on się do tego przygotowal, wychodzil to. Dzis wiec istotna roznice w chrzesciajanskiej i buddyjskiej drodze zycia widze w sposobie dazenia do "oświecenia". Otoz celowo tu nie pisze o "osiagnieciu oświecenia" gdyż w tym momencie uważam to za forme dania, laski, której nie można osiagnac samodzielnie, jak tylko poprzez otwarcie się na to dzialanie. Otoz zauwazylem ze jakościowo, nie wiaze tego ilościowo, ale jakosciowo medytacja może w tym ujęciu odpowiadac modlitwie. Przykladem jest tutaj o. Pio, który "uzyskal" dzięki lasce te same "właściwości", które opisane sa w sutrach. Dazenie do "oświecenia" czasami wydaje mi się bezcelowe w tym sensie w jakim początkowo Budda umartwial swoje ciało. Wyobrazmy sobie np. ze oświecenie to postep o 100% w skali 0-100. Poswiecajac tyle czasu na medytacje, co poswiecajac, w ciągu całego zycia osiągnie się 1% na tej skali, gdzie np. "swiety człowiek" dzięki lasce w momencie śmierci osiągnie 100%. To pewien obraz, który tak pojmuje. Jaki wiec jest sens tej medytacji? Medytacja musiałaby być droga zycia, zawarta być w każdym aspekcie zycia, tak jak pojmowal to Budda, a nie tak jak jest to w praktyce realizowane, poprzez "pojedyncze cwiczenia". To stan umysłu i ducha, który co więcej można osiagnac nie tylko na drodze medytacji ale również na drodze laski. Zakladajac ze moja teza odnośnie zrodla oświecenia Buddy jest sluszna. Ze była to decyzja nadswiadomosci a Budda jedynie przygotowal "swoje ciało" na przyjecie tego (tej "energii").
brown eyes ,I look forward to further discussions.
brown eyes ,I look forward to further discussions.
Hahahahhha
Jestem jestem, tylko już się naprodukowałam tyle, a sami też sobie fajnie radzicie i rozkminiacie tematy, w których ja nie do końca siedzę, więc z partyzanta sobie zaglądam i jest git.
538 2015-03-20 01:08:36 Ostatnio edytowany przez EXTRA_terrestrial (2015-03-20 01:18:37)
Tak najkrócej to na dzisiaj dla mnie w "czuciu" jest zapisana prawda o nas, która zmienia się w "wiem", gdy zgodzi się z rozumem "oczyszczonym" z błędnych programów, z EGO na czele.
To mniej więcej to samo, o co mi chodziło
Na tej samej zasadzie działa prawo kreacji: gdy podświadomość, świadomy umysł i nadświadomość (Intuicja) współpracują, a nie "walczą" ze sobą.]Tylko jak wytłumaczysz fakt, ze np. dla mnie intuicja to "przebłyski serca" a nie "przebłyski swiadomosci"?
Kwestia idywidualnych określeń Sens ten sam.
Można oczywiście podchodzić do tego zupełnie racjonalnie i efekt jak sądzę będzie ten sam.
Przykładowo można przyjrzeć się temu, że ludzie uczą się w oparciu o kilka podsystemów w mózgu z których tylko jeden /na 5 :-) / uczy się w sposób, który subiektywnie i świadomie rejestrujemy w trakcie działania.
Jest więc 5 takich podststemów:
1) Związany ze strukturami zwanymi hipokampami i współpracującymi z mimi częściami wzgórza, przyśrodkowej kory skroniowej, sklepienia, ciał suteczkowatych, szlaku suteczkowo-wzgórzowego.
Ten podsystem obsługuje:
a)Pamięć epizodyczną w zakresie nabywania i późniejszego wydobycia informacji
-uszkodzenie - np. przy niedotlenieniu czy długim zatrzymaniu krążenia daje wieloletnią amnezję wsteczną od momentu uszkodzenia mózgu w tył, oraz niemożność nauczenia się nowych informacji(amnezję następczą).
Np.: człowiek nie będzie pamiętał, że jest żonaty jeśli niepamięć ma -8 lat a ożenił -4 lata temu. Jeśli amnezja następcza jest pełna, przy każdym spotkaniu musisz mu się przedstawiać od nowa i wyjaśniać cel wizyty. Nie będzie pamiętał że sprzedał mieszkanie po śmierci rodziców i będzie próbował tą "zaległą" sprawę załątwić (jeśli pamięć "urwała" mu się przed sprzedażą.). Jeśli po wypadku zmieni adres, będzie wracał na stary.
b)Pamięć semantyczną (usystematyzowaną wiedzę ogólną i zasób słownictwa) w zakresie nabywania.
Po uszkodzeniu nie nauczymy się treści żadnej nowej książki, ale przeczytane przed uszkodzeniem będziemy pamiętać - zasoby wiedzy tego rodzaju można naruszyć tylko uszkadzając "nośnik" czyli kojarzeniową kore skroniową (głównie tą).
TEN SYSTEM UCZENIA DZIAŁA ŚWIADOMIE. Raczej nie kojarzymy efektów uczenia w tym systemie z intuicją. Chyba, że po jakimś czasie zapomnimy epizodyczny ślad przyswajania wiedzy (instruktora mówiącego nam rzeczy które zapamiętaliśmy) ale wciąż przechowujemy ślad pamięciowy związany z tą wiedzą (np. przy zmianie pasa z lewego na prawy, pierwszeństwo mają pojazdy z prawej).
Jednak, nawet wtedy zwykle mamy "metapamięć" , czyli wiedzę o tym że "powinniśmy to wiedzieć".
2)Związany z ciałem migdałowatym.
Ta starsza filogenetycznie struktura umie głównie zapamiętywać emocje - niezwykle trudna do uszkodzenia - przetrwa zatrzymanie krążenia i niedotlenienie, najchętniej pamięta "ilość" emocji negatywnej/zagrażającej kojarzącej się z bieżącymi bodźcami jeśli spotkano je wcześniej. Nawet pacjent z uszkodzeniem (1) - hipokampów może dzięki temu uczyć się unikać osób zagrażających - takich, które dały mu popalić (tyle że nie będzie wiedział dlaczego ich unika). Pacjent w śpiączce i bez świadomości będzie pamiętał ból jaki przeszedł, i będzie miał obiawy stressu pourazowego ale nie będzie pamiętał dlaczego.
Dzięki temu możemy się w pewnym zakresie nauczyć unikania osób budzących wcześniej silne uczucia awersyjne, unikać pokarmów, zapachów kojarzących się z zagrożeniem. Nie wiemy JAK się tego uczymy ale "coś nam mówi" aby unikać - "INTUICJA" ;-)
Uszkodzenie tego systemu (b. rzadko opisywane) daje bezkrytyczne zaufanie do ludzi, brak uczenia się awersyjnego i łatwośc chodzenia po gzymsach balkonów. :-)
3)Związany z układem pozapiramidowym - skorupa, gałka blada, jądro ogoniaste - tworzy to obwody z korą czołową.
Ten podsystem odpowiada za "automatyzmy" działania. Olbrzymia część naszej aktywności ruchowej i poznawczej jest zautomatyzowana tak, aby nie obciążać świadomości. Mogę wypić kubek herbaty i nie zauważyć kiedy jestem zajęty czymś innym. Włączę światło do łazienki nie wiedząc że to robię.
Ten podsystem odpowiada za dwa typy uczenia się:
a) Uczenie się proceduralne np. jazda na rowerze - pacjenta z uszkodzeniem (1) można tego nauczyć, ale świadomie będzie twierdził, że (jak wcześniej) tego nie umie. Posadzony na rowerze pojedzie i zdziwi się że się to udało. W tym sensie, człowiek, który uczy się wielu procedur CAŁKIEM NIEŚWIADOMIE - działając i często nawet nie wie, że je wykonuje - bo działają dopóki nie zwróci się na nie uwagi co jest równoznaczne z wyłączeniem "automatyki" i przejścia na sterowanie "ręczne" - czytaj: z użyciem świadomości. Wtedy też układ pozapiramidowy wyłącza się, a włącza się kora. Tak np. parkinsonik (mają uszkodzony ten układ) dopóki patrzy na kartkę w ręce, jest jej świadom i z niej czyta - nie trzęsie ręką. Gdy jednak zapomni o kartce i będzie trzymał ja "bezwiednie" ujawni natychmiast drżenia, jakże częste w tej chorobie. Po prostu przełączy się ze świadomie działającej (nieuszkodzonej) kory na "automatykę" (tu: uszkodzonego) układu pozapiramidowego co ujawni objawy.
W konsekwencji umiemy i robimy wiele rzeczy nie zdając sobie z tego sprawy - działamy jakby INTUICYJNIE ;-)
b)uczenie probabilistyczne - jeśli stary góral wyjdzie przed bacówkę, to dzięki temu jak bardzo bolą go kości, czy mu wysycha w nosie, czy jest mu zimno i czy jest słońce itp. - będzie w stanie przewidzieć pogodę - oczywiście żartuję - ale chodzi o sytuację w której na podstawie wielu informacji (z których żadna nie jest PEWNYM wskaźnikiem pogody i niepogody) umieć sobie to wszystko "uśrednić" i podjąć decyzję.
Inna sytuacja - "wyczuwamy" kiedy możemy przyśpieszyć i ominąć samochód na poboczu, a kiedy musimy zahamować i poczekać na samochód z przeciwka. Uśredniamy tu nieświadomie mnóstwo danych - o przypuszczalnej prędkości samochodu z przeciwka, o "tonie" gry naszego silnika, o zmagazynowanej w pojeździe energii kinetycznej, o jego znanych właściwościach przyśpieszania/hamowania, o odległości naszego i "przeciwnego" samochodu od parkującego "zawalidrogi" itp.
Oczywiście - takie czynności wykonujemy NIEŚWIADOMIE BEZ PRZERWY - jak się zastanowicie nawet teraz i podejmujemy decyzje.... INTUICYJNIE ;-)
4)System reprezentacji percepcyjnych. Mamy trzy główne odbiorcze zmysły (wzrok, dotyk, słuch) - skupmy się na nich. Wielokrotna prezentacja bodźca - np. napisu - słowa, powoduje jego zapamiętywanie/odstęplowanie się/ np. w korze wzrokowej. Dzięki temu np. czytając, czytamy nie TYLKO to co widzimy ale i wykorzystujemy do przyśpieszenia procesu wyuczoną wcześniej wizję "kształtu" słowa. To bardzo skraca proces. Dzięki temu NIE WIDZIMY mnóstwa np. literówek w tekście, bo czytając sprawdzamy tylko ogólne podobieństwo bodźca do wyuczonego wzorca. Ten wzorzec nazwijmy "reprezentacją" i zauważmy, że podobnymi dysponujemy do rozpoznawania słuchowego słów, wzrokowego lub czuciowego rozpoznawania przedmiotów. Przez całe życie, spotykając powtarzalne bodźce NIEŚWIADOMIE UCZYMY się wzorców - zwróćmy uwagę, że mogą być dowolnie złożone.
Dzięki nim możemy rozpoznać coś nawet jeśli ujawniło się NIE W PEŁNI - czyli - INTUICJA?
Zabawne - pacjenta z uszkodzeniem hipokampów (1) można dzięki temu wyuczyć pisemnego dokańczania zdania:
"Mieszkanie rodziców zostało dawno sprzed... /ane/
potem:
"Mieszkanie rodziców zostało dawno .......... /sprzedane/
Tyle że jeśli POZA TYM KONTEKSTEM zapytamy co z mieszkaniem rodziców, wyjaśni, że właśnie ma je sprzedać....
Utrata struktur przetwarzających reprezentacje daje zaburzenia rozpoznawańia bodźców w uszkodzonej modalności. Marnie to wygląda BTW...
Zamiast terminu "Uczenie się percepcyjne" - czyli uczenie oparte wyłacznie o korę nabudowanej wokół kory odbierającej wrażenia, używa się też terminu "priming"
5)Warunkowanie. Jest wszędzie, zawsze i najczęściej nie wiemy, że zachodzi. Można znacznie uszkodzić mózg i będzie działało. Wystarczy mieć zachowany jakiś receptor i jakiś efektor i "trochę mózgu" między nimi. Np. nauczymy się zamykać oko profilaktycznie po dzwonku, jeśli następowało po nim "dmuchnięcie" powietrza w rogówkę. Można tego nauczyć pacjenta (1) któremu musimy się przedstawiać za każdym razem. Mnóstwo rzeczy uczymy się robić "profilaktycznie" i nawet o tym nie wiemy.
Kiedy sobie to uświadomimy dziwimy się własnej..... INTUICJI ;-)
Podsumowując:
Intuicja to skumulowany efekt działania nieświadomych mechanizmów uczenia.
Podsumowując:
Intuicja to skumulowany efekt działania nieświadomych mechanizmów uczenia.Po raz pierwszy kompletnie nie mogę się z Tobą zgodzić.
Myślę, że to wynik Twojego racjonalnego do bólu momentami podejścia i próby znalezienia na wszystko odpowiedzi w nauce, podczas gdy świat duchowy operuje na innych narzędziach, o czym wspominaliśmy nie raz.
EDIT: Btw. Proponuję przenieść naszą rozmowę do naszego tematu w Religiach. Zanim moderacja nas pokasuje
Powiem tylko, że jak wgryzłam się bardziej w Twój wywód to jest w nim tyle specjalistycznych określeń- zapewne jest to Twoja wiedza związana z pracą lub zainteresowaniami, z którymi ciężko polemizować i nawet nie zamierzam, przyjmując to za fakt, bo nie wątpię, że z naukowego punktu widzenia wiesz o czym mówisz.
Z tymże tu znów ocieramy się o wiedzę nie podlegającą weryfikacji narzędziami nauki, może za wyjątkiem możliwości weryfikacji stanu mózgu- częstotliwości fal, na jakich działa w momencie "łapania kontaktu", ale reszta to już kwestie ekstrasensoryczne i umiejętność poruszania się w subtelnych materiach.
PRZEKLEJAM - mogą nas z tamtąd wykasować.
Nie wychodziłem z inicjatywą umieszczania tego w tym wątku bo jak wspominałem, nie chciałem tu robić nic innego tylko drążyć to co masz do powiedzenia.
Nie przejmuj się terminami neuroanatomicznymi - wrzuciłem dlatego, że sporo ludzi ma tu wykształcenie biologiczne lub medyczne. Każdorazowo jednak opisałem ZNANĄ i OPISANĄ w sposób możliwy do udowodnienia FUNKCJĘ każdego z 5 podsystemów. Zauważ, że każdorazowo masz sporo przykładów opisujące w jakich sytuacjach znanych z życia dana struktur zaczyna działać. Jestem pewien, że przykłady są czytelne i raczej unikałem w nich terminów specjalistycznych.
One są dla Ciebie, abyś nie musiała uczyć się niepotrzebnie neuroanatomii.
Łatwo się domyślić, że za tymi "z życia wziętymi" przykładami stoją badania w kontrolowanych warunkach i na życzenie kogoś pragnącego któryś z podtematów rozszerzyć mogę coś poszukać.
Zwracam uwagę, że działaniu każdego z podsystemów pamięci "tej nieświadomej"czyli 2-5 (nazywają to też pamięć "utajona", "niedeklaratywna") mogą w praktyce towarzyszyć subiektywne wrażenia WIEDZENIA czegoś, "umienia czegoś" NIE WIADOMO SKĄD. Nie mamy ŻADNEJ pewności, że to co subiektywnie odczuwamy jako INTUICJĘ pochodzi "SPOZA NAS" w takiej sytuacji.
PS. Jestem na zwolnieniu do poniedziałku, a nawet nie mogę pogadać z E-tką bo zarażam więc jestem "izolowany" w osobnym pokoju a jeśli ona wypadnie z obiegu będzie miałą w aktualnej sytuacji tyły w pracy. Stąd ta zwiększona aktywność na forum jakby któś nie rozumiał co się dzieje ;-)))
Intuicja - najprościej mówiąc, to jest czysty przekaz ze Źródła (Nadświadomości). Jest to bardzo subtelny "głos", tak jak wszystkie wysokie wibracje- im wyższe, tym na subtelniejszych ("czyściejszych") częstotliwościach operują. To oznacza, że człowiek by móc je w miarę wyraźnie odebrać sam musi wysubtelnieć na tyle, lub tylko czasowo wejść w rezonans z falami mózgu na jakich ma dostęp do Intuicji (do Źródła). Zazwyczaj są to fale Theta. Najbliższe temu stanowi są stany około i medytacyjne (nie mylić z hipnozą).
Ale są to też zwykłe momenty w ciągu dnia, kiedy mózg na chwilę "zwalnia" galopadę myśli i tworzy się 'przestrzeń', która jest otwarta na subtelne przekazy - kiedy podświadomość jest na chwilę "uśpiona", traci czujnośćDoświadczyłaś kiedyś tzw. 'przebłysków świadomości'? Na pewno doświadczyłaś
To tzw. "efekt ACHA!", kiedy wszystko staje się jasne i nie ma się co do prawdziwości postrzegania jakiejś kwestii żadnych wątpliwości.
Intuicja oznacza WIEM. A wiedzieć coś, to zupełnie co innego niż czuć lub domniemywać.To moment, kiedy byłaś podłączona do Źródła. Takiej wiedzy nie da się z niczym innym pomylić. Jest jak uderzenie pioruna, tylko subtelniejsze w odbiorze
540 2015-03-22 13:48:32 Ostatnio edytowany przez lilly25 (2015-03-22 13:54:53)
Ja zauważyłam coś takiego że np. osoby jakie spotykam i szaleje na ich punkcie są tak jakby stworzone z osób które poprzednio uwielbiałam, i to co uznalam w nich za najlepsze. Przykładowo jeśli np. ktoś kochał bardzo swojego psa, i podobała mu sie taka pieska milosc pelna oddania, to potem przyjmuje rolę takiego psa gdy kogoś poznaje, ta milosc jest wynikiem, jest stworzona przez to co uznalo się za dobre w poprzedniej relacji.
Widze też (ale nie mogę mieć pewności że to dzieje się naprawdę) że osoby ktore spotykam na swojej drodze, sytuacje są prawie takie same jak moje wczesniejsze fantazje ktorym poswiecalam czas, no po prostu jakby ktos ozywil swiat mojej wyobraźni, i zaludnil je postaciami z niej. Oczywiscie nie sa to same dobre rzeczy.
Czesto tez wchodze niechcaco, czy chcaco w trans, i widze mniej wiecej przyszlosc, a le popelniam blad i biore te przecieki z przyszlosci zbyt doslownie.
Dochodzi do tego że nieraz wydaje mi sie ze stworzylam cala rzeczywistosc.
541 2015-03-23 15:25:15 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-03-23 17:30:59)
Ja zauważyłam coś takiego że np. osoby jakie spotykam i szaleje na ich punkcie są tak jakby stworzone z osób które poprzednio uwielbiałam, i to co uznalam w nich za najlepsze. Przykładowo jeśli np. ktoś kochał bardzo swojego psa, i podobała mu sie taka pieska milosc pelna oddania, to potem przyjmuje rolę takiego psa gdy kogoś poznaje, ta milosc jest wynikiem, jest stworzona przez to co uznalo się za dobre w poprzedniej relacji.
Widze też (ale nie mogę mieć pewności że to dzieje się naprawdę) że osoby ktore spotykam na swojej drodze, sytuacje są prawie takie same jak moje wczesniejsze fantazje ktorym poswiecalam czas, no po prostu jakby ktos ozywil swiat mojej wyobraźni, i zaludnil je postaciami z niej. Oczywiscie nie sa to same dobre rzeczy.
Czesto tez wchodze niechcaco, czy chcaco w trans, i widze mniej wiecej przyszlosc, a le popelniam blad i biore te przecieki z przyszlosci zbyt doslownie.
Dochodzi do tego że nieraz wydaje mi sie ze stworzylam cala rzeczywistosc.
Wez pod uwage taka mozliwosc, ze jesli ogladasz film ze swojego zycia przed zajsciem pokazanych tam zdarzen, i jednoczesnie sie z nimi utozsamiasz przez swoja "otwartosci" na sugestie, to moze Ci sie wydawac ze kreujesz swoja rzeczywistosc, kiedy w rzeczywistosci kreuje ja ktos inny. Jest pewna grupa osob, ktora uwaza ze jestesmy w tym aspekcie oszukiwani (dotyczy to rowniez mechanizmu "karmy") i nawet jak sie czyta relacje ludzi z hipnozy dotyczace wspomniej okresu zycia duszy miedzy zyciami fizycznymi, widac ten "nacisk" na zrobienie czegos. Ten nacisk jednak nie pochodzi od Wszechobecnosci ale od niesprecyzowanych "nauczycieli". To podobnie jak zyjac tutaj na Ziemi. Wiekszosci mysli tak, jak im to podaja w mediach.
Kurka.. EXTRA - żeby nie było, że Twój wpis olałam. Po prostu mam trochę teraz na głowie i czasem brakuje energii by coś dłuższego napisać na nasze tematy, ale pamiętam o tym i się ustosunkuję wkrótce.
Cieszę się, że temat żyje i jestem zaskoczona, że już tyle stron naprodukowaliście, mimo, że mało brakowało, a swego czasu wylecielibyśmy z nim z orbity zupełnie
Zwracam uwagę, że sam temat zawiera zwrot o charakterze "maślanego masła". Nie istnieje coś takiego jak "szczególna teoria wszystkiego". Teoria wszystkiego już ze swojej natury jest najbardziej ogólną teorią.
Obawiam się, że ten niezbyt szczęśliwy zwrot może odnosić się do części wpisów w tym wątku...
Kurka.. EXTRA - żeby nie było, że Twój wpis olałam. Po prostu mam trochę teraz na głowie i czasem brakuje energii by coś dłuższego napisać na nasze tematy, ale pamiętam o tym i się ustosunkuję wkrótce.
Cieszę się, że temat żyje i jestem zaskoczona, że już tyle stron naprodukowaliście, mimo, że mało brakowało, a swego czasu wylecielibyśmy z nim z orbity zupełnie
OK, zbierz siły :-)
Zwracam uwagę, że sam temat zawiera zwrot o charakterze "maślanego masła". Nie istnieje coś takiego jak "szczególna teoria wszystkiego". Teoria wszystkiego już ze swojej natury jest najbardziej ogólną teorią.
Obawiam się, że ten niezbyt szczęśliwy zwrot może odnosić się do części wpisów w tym wątku...
Masz rację, przynajmniej gdy popatrzeć na to z punktu widzenia metodologii badań naukowych - najbardziej ogólna teoria powinna z definicji mieć największą moc wyjaśniającą i dotyczyć wszystkiego.
Jednak zwrot "ogólna teoria wszystkiego" funkcjonuje w świadomości społecznej nie tyle jako termin metodologiczny, ale określenie dla bardzo teoretycznych i graniczących z mniemanologią rozważań o nieznanej przydatności praktycznej. Chciałem w ten sposób zachęcić dyskutantów aby nie żałowali sobie i nie narzucali niepotrzebnych ograniczeń :-)
Masz rację, przynajmniej gdy popatrzeć na to z punktu widzenia metodologii badań naukowych - najbardziej ogólna teoria powinna z definicji mieć największą moc wyjaśniającą i dotyczyć wszystkiego.
Jednak zwrot "ogólna teoria wszystkiego" funkcjonuje w świadomości społecznej nie tyle jako termin metodologiczny, ale określenie dla bardzo teoretycznych i graniczących z mniemanologią rozważań o nieznanej przydatności praktycznej. Chciałem w ten sposób zachęcić dyskutantów aby nie żałowali sobie i nie narzucali niepotrzebnych ograniczeń :-)
Ten zwrot jest po prostu nadmiarowy językowo. Nie sądzę, żeby miało to coś wspólnego z nauką. Rozumiem jednak co chciałeś osiągnąć i chyba to się w znacznym stopniu udało. Nie przeszkadzam już.
Nie wiem czy ktoś zaprzeczy, że zanim sie zaczniemy zagłębiać w świat "duchowy", należy dobrze poznać ten, który jest.
Żeby nie musieć wymyślać Zeusa, kiedy się zobaczy piorun.
I w tym kontekście, należałoby sobie odpowiedzieć uczciwie:
- czy wiem coś o mechanizmach uczenia się (opisał je wyżej Terrestial) i pracy mózgu, czytałem o tym dużo i uznałem za niewystarczające;
- czy nie uważam tego w ogóle za interesujące, coś tam liznąłem ale w sumie to nie znam, ale intuicja i tak ma źródło zewnętrzne... bo tak (jest mi łatwiej wierzyć).
Nie wiem czy ktoś zaprzeczy, że zanim sie zaczniemy zagłębiać w świat "duchowy", należy dobrze poznać ten, który jest.
Żeby nie musieć wymyślać Zeusa, kiedy się zobaczy piorun.
I w tym kontekście, należałoby sobie odpowiedzieć uczciwie:
- czy wiem coś o mechanizmach uczenia się (opisał je wyżej Terrestial) i pracy mózgu, czytałem o tym dużo i uznałem za niewystarczające;
- czy nie uważam tego w ogóle za interesujące, coś tam liznąłem ale w sumie to nie znam, ale intuicja i tak ma źródło zewnętrzne... bo tak (jest mi łatwiej wierzyć).
Znana mi wiedza o mózgu napotyka na ciekawy paradoks, który opisałem tu w poście #227
548 2015-04-06 10:41:43 Ostatnio edytowany przez Czarna Kotka (2015-04-06 10:42:57)
Chodzi Ci o zdolność do przeżywania stanów transcendencji?
Zazwyczaj nie zdarza się nam na co dzień, prawda? W związku z tym nie ma większego wpływu na dobór naturalny.
Być może to jest po prostu skutek uboczny powstania czegoś innego, który, ponieważ nie wpływa negatywnie na zdolność przeżywania i przekazywania genów, to po prostu sobie jest.
/.../to po prostu sobie jest.
Ewolucja nie tworzy struktur niepotrzebnych. One co najwyżej stają się niepotrzebne jeśli zmieni się środowisko.
Czytałeś o ostatnich badaniach na temat homoseksualizmu?
Matki i ciotki ze strony matek homoseksualnych mężczyzn mają średnio o wiele więcej dzieci niż te same krewne mężczyzn heteroseksualnych - są dla mężczyzn pod wieloma względami bardziej atrakcyjne. (Badania Anderi Campero Ciani).
Na to wygląda, że ten sam czynnik (lub zestaw czynników) powoduje większy sukces reprodukcyjny tych kobiet, ale skutkiem ubocznym są homoseksualne skłonności niektórych z ich synów.
Coś takiego miałam na myśli pisząc o skutku ubocznym - czynnik (lub konfiguracja czynników), którego istnienie pociąga za sobą więcej niż jedną cechę. Pierwsza cecha cecha jest korzystna ewolucyjnie, a druga neutralna, albo na tyle mało niekorzystna, ze nie przeważa benefitów tej korzystnej, więc czynnik utrzymuje się w populacji.
Czytałeś o ostatnich badaniach na temat homoseksualizmu?
Matki i ciotki ze strony matek homoseksualnych mężczyzn mają średnio o wiele więcej dzieci niż te same krewne mężczyzn heteroseksualnych - są dla mężczyzn pod wieloma względami bardziej atrakcyjne. (Badania Anderi Campero Ciani).
Na to wygląda, że ten sam czynnik (lub zestaw czynników) powoduje większy sukces reprodukcyjny tych kobiet, ale skutkiem ubocznym są homoseksualne skłonności niektórych z ich synów.Coś takiego miałam na myśli pisząc o skutku ubocznym - czynnik (lub konfiguracja czynników), którego istnienie pociąga za sobą więcej niż jedną cechę. Pierwsza cecha cecha jest korzystna ewolucyjnie, a druga neutralna, albo na tyle mało niekorzystna, ze nie przeważa benefitów tej korzystnej, więc czynnik utrzymuje się w populacji.
Rozumiem. Znam cos podobnego - to w wariancie dotyczącym matek, i dotyczyło liczby CHŁOPCÓW w rodzinie. Nawiasem wraz z wielkością rodziny, rośnie prawdopodobieństwo bycia w niej dwóch chłopców i słabego dozoru wychowawczego. Interpretacja może być "środowiskowa" i wiązać w większym prawdopodobieństwem doznania "fascynacji" (lub doświadczeń) wczesnodziecięcych o typie homoseksualnym.
Nie widzę jednak powodu, dla którego AKURAT tą zdolność (przeżycie transcendencji) traktować inaczej niż każdy inny zmysł czy modalność poznawczą - tak jak do każdego bodźca dodaje się "znakująca" go emocja, tak do części przeżyć psychicznych dokłada się składowa przeżycia wrażenia transcendencji. Czemu akurat to miałoby być traktowane jako UBOCZNY SKUTEK a znak emocjonalny towarzyszący dowolnemu procesowi psychicznemu JUŻ NIE? Moim zdaniem, dopóki nie znajdziemy powodów dla NEGOWANIA ZNACZENIA CZEGOŚ TAK WAŻNEGO, nie ma sensu tego robić :-)
Jednak siegnalem wczoraj do historia zycia Buddy i co mnie jedno "urzeklo"? To ze jego oświecenie, nie było aktem jego woli, ale było jakby dane mu z góry.
Przyznam sie ze nie wiem jak doszedles do takich wnioskow. Kto mu dal oswiecenie? Jesli nie bylo aktem jego woli to znaczy ze bylo aktem czyjes woli? Czyjej?
Dzis wiec istotna roznice w chrzesciajanskiej i buddyjskiej drodze zycia widze w sposobie dazenia do "oświecenia".
Tutaj sie zgodze. Ja w buddyjskiej widze to jako droge, pokonywanie nastepnych etapow ale nie czeka sie na laske, trzeba podwinac rekawy i zabrac sie do pracy, praktyka, praktyka i jeszcze raz praktyka. W chrzescijanskiej istotna jest laska/ dar na ktory sie czeka.
Otoz celowo tu nie pisze o "osiagnieciu oświecenia" gdyż w tym momencie uważam to za forme dania, laski, której nie można osiagnac samodzielnie, jak tylko poprzez otwarcie się na to dzialanie.
Osiagniecie oswiecenia mozna osiagnac tylko samodzielnie bo nie ma nikogo kto by ci ta "laske" dal.
medytacja może w tym ujęciu odpowiadac modlitwie.
Jest medytacja i jest modlitwa. Tak samo jak w chrzesijanstwie. Z tego co wiem to w chrzescijanstwie tez jest medytacja. Czym sie rozni medytacja od kontemplacji w chrzesijanstwie?
Przykladem jest tutaj o. Pio, który "uzyskal" dzięki lasce te same "właściwości", które opisane sa w sutrach.
Nie wiem o czym piszesz. Jakie wlasciwosci i w ktorej sutrze to jest?
Dazenie do "oświecenia" czasami wydaje mi się bezcelowe w tym sensie w jakim początkowo Budda umartwial swoje ciało.
On tez to zauwazyl i w tym temacie by sie z Toba zgodzil Dlatego po pewnym czasie zmienil swoja taktyke
Medytacja musiałaby być droga zycia, zawarta być w każdym aspekcie zycia, tak jak pojmowal to Budda, a nie tak jak jest to w praktyce realizowane, poprzez "pojedyncze cwiczenia".
Budda pojmowal medytacje jako droge zycia? Szczerze powiem ze nigdy wczesniej czegos takiego nie slyszalam.
Wydaje mi sie ze cos co byddysci nazywaja Dharma jest droga zycia (i Budda tez do tego doszedl i tego nauczal) a nie samo siedzenie tylkiem na poduszce z zamknietymi oczami.
Ze była to decyzja nadswiadomosci a Budda jedynie przygotowal "swoje ciało" na przyjecie tego (tej "energii").
Budda szukal i odpowiedz znalazl. Nie czekal na laske i na przyjscie energii. Nie przygotowywal swojego ciala tylko "badal" swoj umysl. Bo tutaj tylko o umysl chodzi.
Czym jest "stan laski" w Chrzescijanstwie?
553 2015-04-13 16:38:19 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-04-13 17:03:02)
maniek_z_maniek napisał/a:Jednak siegnalem wczoraj do historia zycia Buddy i co mnie jedno "urzeklo"? To ze jego oświecenie, nie było aktem jego woli, ale było jakby dane mu z góry.
Przyznam sie ze nie wiem jak doszedles do takich wnioskow. Kto mu dal oswiecenie? Jesli nie bylo aktem jego woli to znaczy ze bylo aktem czyjes woli? Czyjej?
maniek_z_maniek napisał/a:Dzis wiec istotna roznice w chrzesciajanskiej i buddyjskiej drodze zycia widze w sposobie dazenia do "oświecenia".
Tutaj sie zgodze. Ja w buddyjskiej widze to jako droge, pokonywanie nastepnych etapow ale nie czeka sie na laske, trzeba podwinac rekawy i zabrac sie do pracy, praktyka, praktyka i jeszcze raz praktyka. W chrzescijanskiej istotna jest laska/ dar na ktory sie czeka.
maniek_z_maniek napisał/a:Otoz celowo tu nie pisze o "osiagnieciu oświecenia" gdyż w tym momencie uważam to za forme dania, laski, której nie można osiagnac samodzielnie, jak tylko poprzez otwarcie się na to dzialanie.
Osiagniecie oswiecenia mozna osiagnac tylko samodzielnie bo nie ma nikogo kto by ci ta "laske" dal.
maniek_z_maniek napisał/a:medytacja może w tym ujęciu odpowiadac modlitwie.
Jest medytacja i jest modlitwa. Tak samo jak w chrzesijanstwie. Z tego co wiem to w chrzescijanstwie tez jest medytacja. Czym sie rozni medytacja od kontemplacji w chrzesijanstwie?
maniek_z_maniek napisał/a:Przykladem jest tutaj o. Pio, który "uzyskal" dzięki lasce te same "właściwości", które opisane sa w sutrach.
Nie wiem o czym piszesz. Jakie wlasciwosci i w ktorej sutrze to jest?
maniek_z_maniek napisał/a:Dazenie do "oświecenia" czasami wydaje mi się bezcelowe w tym sensie w jakim początkowo Budda umartwial swoje ciało.
On tez to zauwazyl i w tym temacie by sie z Toba zgodzil Dlatego po pewnym czasie zmienil swoja taktyke
maniek_z_maniek napisał/a:Medytacja musiałaby być droga zycia, zawarta być w każdym aspekcie zycia, tak jak pojmowal to Budda, a nie tak jak jest to w praktyce realizowane, poprzez "pojedyncze cwiczenia".
Budda pojmowal medytacje jako droge zycia? Szczerze powiem ze nigdy wczesniej czegos takiego nie slyszalam.
Wydaje mi sie ze cos co byddysci nazywaja Dharma jest droga zycia (i Budda tez do tego doszedl i tego nauczal) a nie samo siedzenie tylkiem na poduszce z zamknietymi oczami.maniek_z_maniek napisał/a:Ze była to decyzja nadswiadomosci a Budda jedynie przygotowal "swoje ciało" na przyjecie tego (tej "energii").
Budda szukal i odpowiedz znalazl. Nie czekal na laske i na przyjscie energii. Nie przygotowywal swojego ciala tylko "badal" swoj umysl. Bo tutaj tylko o umysl chodzi.
Czym jest "stan laski" w Chrzescijanstwie?
Napisze ogolnie. Swoim obecnym umysłem możesz poruszać się jedynie w sferze dostępnej dla niego rzeczywistości. Nie jesteś w stanie przekroczyć tego zadnym aktem woli. Sama "sfera" medytacji jest ograniczona. Nie jest oczywiście ograniczona do sfery materialnej ale dostępne rzeczywistości leza "nizej" niż np. sfery dostępne po śmierci. Możesz wiec medytować cale zycie a w momencie laczenia się z nadswiadomoscia np. w następstwie śmierci wszystkie te osiagniecia pogrzebac wobec potęgi nadswiadomosci. Żeby ja przekroczyć potrzeba aktu woli ale ze strony nadswiadomosci. Nadswiadomosc nie jest tozsama ze swiadomoscia ale swiadomosci mogą się utozsamiac. Kontemplacja i medytacja znacznie się roznia gdyż istota kontemplacji jest to co w temacie, jeśli rozumiesz znaczenie pojec. Kontempluje się po prostu cos, np. jakies wydarzenie podczas modlitwy, rozmysla o tym. Medytacja to działanie odwrotne. Tam się takie rzeczy odrzuca chyba ze chodzi o wytworzenie "obrazow osobistych" w osobistej sferze astralnej. Natomiast wszystko to co robimy jest nasza droga zycia. Z tego co czytałem oświecenie stapilo na Budde a on się do tego tylko przygotowal, oczywiście ciało i umysl jednocześnie jako calosc. On tego pragnal, wręcz "rzadal" ale to nie zalezalo od niego. Zauwaz ile roznych pokus pochodzi "od ciala" wiec żeby kontrolować "wielkie energie" potrzeba kontroli przede wszystkim pragnień i emocji. Budda po "oświeceniu" dosc długo dochodzil do siebie. Także jeśli uważasz ze w umyśle znajdziesz cos to się mylisz gdyż umysl jest jedynie droga gdzies dalej. Z tego dalej możemy otrzymywać laske. Jeśli jesteśmy w odpowiednim stanie pokory, zrozumienia, itp. Co do właściwości to poczytaj o tym co robil o. Pio, mogl przebywać w dwóch miejscach rownoczesnie. Stan laski wynika z relacji jaka mamy ze Zrodlem laski z tamtej strony.
Wszystkie te informacje sa nam już dawno dane. Wystarczy polaczyc dostępne informacje z roznych kultur, słowa Jezusa, przykłady zycia ludzi, którzy pokazywali nam cos. Można tez rozmawiać z ludzmi, którzy maja osiagniecia w tym temacie (choćby medytacji). Ostatnio zona opowiadala mi o takim europejskim mistrzu, który w praktyce studiowal droge buddy, stanal kiedy kazano wyrzec mu się milosci, wrocil i naucza swoich doswiadczen, wlasnie w kwestii odrzucenia milosci w buddyzmie. Sam kiedyś rozmawiałem z osoba, która w medytacji przekroczyla dana ludziom granice, została "stracona" i już nigdy nie mogla się wznieść ponad to co jest dostępne czyli maksymalnie to co jest sfera "biala". Sama smierc i niemozliwosc powrotu do zycia polega podobno na przekroczeniu mostu, który się tam znajduje.
Buddyzm i chrzescijanstwo sa rozbierzne. Natomiast w obu tych naukach znajduja się elementy opisujące jakies części rzeczywistości. Buddyzm niestety jest ograniczony, skupiony na sferze "materializmu" pojmowanego w zakresie dostępnych sfer oraz indywidualizmu. Poza tworzeniem "wycofanej" jednostki nie daje swiatu nic. A jako swiat mam na myśli ten w którym zyjemy z jego natura. Sama dyscyplina, która z tego wynika szczerze, przydalaby się każdemu. Natomiast MILOSC i WRZECHOBECNOSC KTORA przesyca wrzeswiat z buddyzmem nie ma nic wspólnego poza odniesienem do "obrazu" ze oddech Boga potrzymuje istnienie swiata. Jak np. chcesz odczuc wrzechobecnosc, która odczuwają dusze po śmierci (patrz relacje wspomnienia ludzi z hipnozy przedprenatalnej - książki Newtona) jeśli skupiasz się tylko na swoim umyśle? Jak chcesz nawiazac relacje ze Stworca, Praprzyczyna, jeśli odrzucasz relacje milosci i milosc sama w sobie, skoro znający ponoc Stworce najlepiej z ludzi, mowil przede wszytkim o milosci, ze bez milosci jest się niczym. To ogromny kontrast miedzy buddyzmem i chrześcijanizmem, który przecież jest tak widoczny ze nie można go ignorować. Buddyjskie wspolczucie to nie milosc, tam nie ma tez poswiecenia dla innych. Jest tylko osoba buddysty. Zupelnie inaczej jest w chrześcijaństwie. Nie rozumiem jaki tu widzisz analogie? Bez milosci jest się niczym. Można być bytem, inteligentnym ale w oczach Stworcy, dla relacji z Nim, ta kwestia milosci pewnie jest zasadnicza. Również powinna być dla samego siebie.
Napisze ogolnie. Swoim obecnym umysłem możesz poruszać się jedynie w sferze dostępnej dla niego rzeczywistości. Nie jesteś w stanie przekroczyć tego zadnym aktem woli.
Jestes w stanie przekroczyc te sfery wlasnie dzieki swojej woli i praktyce.
Sama "sfera" medytacji jest ograniczona. Nie jest oczywiście ograniczona do sfery materialnej ale dostępne rzeczywistości leza "nizej" niż np. sfery dostępne po śmierci.
Wg mnie sfera medytacji nie jest ograniczona (no moze czesciowo bo to zalezy od medytujacego:), dzieki niej mozesz dojsc do sfery smierci, czasu pomiedzy i nastepnych etapow. Sa tacy co im sie udalo dlatego mogli osiagnac np Rainbow Body.
Możesz wiec medytować cale zycie a w momencie laczenia się z nadswiadomoscia np. w następstwie śmierci wszystkie te osiagniecia pogrzebac wobec potęgi nadswiadomosci.
Zalezy jak medytujesz, to kwestia jakosci a nie ilosci To co sie stanie w momencie smierci zalezy tylko od ciebie. To czy bedziesz w stanie przejac kontrole czy moze nawykowo emocje zaczna kontrolowac wszystko. Dlatego warto sie przygotowac.
Żeby ja przekroczyć potrzeba aktu woli ale ze strony nadswiadomosci.
Jesli swiadomosc i nadswiadomosc sa twoje to akt woli siwadomosci i nadswiadomosci bedzie tez twoj. Tutaj piszesz o nadswiadomosci jak o Bogu/Stworcy. Czyli jak Nadswiadomosc nie bedzie chcial to moje wysilki sa zbedne a jak Nadwiadomosc bedzie chciala zebym cos osiagnela to laskawie udostepni swoj akt woli. Rownie dobrze moge sie polozyc na kanapie i czekac.
Nadswiadomosc nie jest tozsama ze swiadomoscia ale swiadomosci mogą się utozsamiac.
Czym jest nadswiadomosc? Czy moja swiadomosc i nadswiadomosc jest moja?
Kontemplacja i medytacja znacznie się roznia gdyż istota kontemplacji jest to co w temacie, jeśli rozumiesz znaczenie pojec. Kontempluje się po prostu cos, np. jakies wydarzenie podczas modlitwy, rozmysla o tym. Medytacja to działanie odwrotne.
Mam inne doswiadczenia w tym tamacie. Sa rozne medytacje i z tego co piszesz to sa takie ktore mozna nazwac medytacje kontemplacyjne (czyli rozmyslania na jakis temat) oraz medytacja ktora bedzie koncentrowala sie na byciu tu i teraz, sa tez medytacje gdzie np. obserwuje sie swoje mysli. Dla kazdego cos milego
Medytacja to działanie odwrotne. Tam się takie rzeczy odrzuca chyba ze chodzi o wytworzenie "obrazow osobistych" w osobistej sferze astralnej.
Tutaj nie wiem o co Ci chodzi.
Natomiast wszystko to co robimy jest nasza droga zycia.
Wczesniej pisalez ze medytacja ale OK. Czyli nie tylko medytacja jest droga zycia tylko wszystko co robimy? Pytanie tylko jak to robimy i czy rozumiemy co robimy.
Z tego co czytałem oświecenie stapilo na Budde a on się do tego tylko przygotowal, oczywiście ciało i umysl jednocześnie jako calosc. On tego pragnal, wręcz "rzadal" ale to nie zalezalo od niego.
Nigdy nie slysalam zeby oswiecenie stapilo. Czyli Budda osiagnal oswiecenie ktore nie zalezalo od niego? Ciekawa interpretacja ale podwaza wszystko to o czym mowil Budda. Oczywiscie mogl sie mylic i moze Ty masz racje.
Zauwaz ile roznych pokus pochodzi "od ciala" wiec żeby kontrolować "wielkie energie" potrzeba kontroli przede wszystkim pragnień i emocji.
Pragnienia, emocje i pokusy powstaja w umysle. Gdzie powstaje moja zlosc? W kolanie?
Budda po "oświeceniu" dosc długo dochodzil do siebie.
Jakis dowod na ta teorie?
Także jeśli uważasz ze w umyśle znajdziesz cos to się mylisz gdyż umysl jest jedynie droga gdzies dalej. Z tego dalej możemy otrzymywać laske. Jeśli jesteśmy w odpowiednim stanie pokory, zrozumienia, itp..
Wszystko znajdziesz tylko w umysle i w umysle tez jest droga dalej, wszystko powstaje i zanika w umysle. Zgadzam sie co do pokory i zrozumienia. Bez tego nie da sie zajsc daleko.
Co do właściwości to poczytaj o tym co robil o. Pio, mogl przebywać w dwóch miejscach rownoczesnie. Stan laski wynika z relacji jaka mamy ze Zrodlem laski z tamtej strony.
Buddysci na to mowia "skutki uboczne medytacji":) Nie jest to zrodlo laski z zadnej strony. Nie jest to cel ktory ktokolwiek chce osiagnac. To dokladnie tak jak osoba ktora duzo biega bo chce miec lepsza kondycje przy okazji rozwinie sobie miesnie. Takie skutki uboczne moga byc przydatne ale nie powinno sie nimi ekscytowac.
Ostatnio zona opowiadala mi o takim europejskim mistrzu, który w praktyce studiowal droge buddy, stanal kiedy kazano wyrzec mu się milosci, wrocil i naucza swoich doswiadczen, wlasnie w kwestii odrzucenia milosci w buddyzmie.
Wydaje mi sie ze pewnie nastapilo jakies nieporozumienie. We wszystkich tekstach, we wszystkich naukach bardzo duza wage przywiazuje sie do milosci. Milosc jest czescia praktyki. Podaj moze nazwisko mistrza to bedzie latwiej znalezc informacje.
Sam kiedyś rozmawiałem z osoba, która w medytacji przekroczyla dana ludziom granice, została "stracona" i już nigdy nie mogla się wznieść ponad to co jest dostępne czyli maksymalnie to co jest sfera "biala".
Szczerze powiem ze nic z tego nie zrozumialam. Przekroczyla granice, zostala stracona? Mozesz konkretniej?
Sama smierc i niemozliwosc powrotu do zycia polega podobno na przekroczeniu mostu, który się tam znajduje.
Smierc jest smiercia. Umierasz, przechodzisz stan posredni i rodzisz sie na nowo. Co masz na mysli piszac most ktory sie tam znajduje? Gdzie?
Buddyzm i chrzescijanstwo sa rozbierzne.
W niektorych punktach tak ale w wielu punktach mowia o tym samym.
Buddyzm niestety jest ograniczony, skupiony na sferze "materializmu" pojmowanego w zakresie dostępnych sfer oraz indywidualizmu. Poza tworzeniem "wycofanej" jednostki nie daje swiatu nic.
Pewnie mamy rozne doswiadczenia w tym temacie ale ja odnioslam wrazenie ze buddysci sa dosc otwarci, nie sa wycofani, pomocni jakos tak bardziej pozytywnie nastawieni do swiata. Nie daja swiatu nic, ostra ocena, moze nawet za ostra.
Buddyzm materializm i indywidualizm?ciekawe ale czy prawdziwe?
Natomiast MILOSC i WRZECHOBECNOSC KTORA przesyca wrzeswiat z buddyzmem nie ma nic wspólnego poza odniesienem do "obrazu" ze oddech Boga potrzymuje istnienie swiata.
Milosc z buddyzmem nie ma nic wspolnego? Tutaj chyba musze sie poddac. Masz oczywiscie prawo do takich stwierdzen. Niestety widze ze wynikaja one z niewiedzy.
jak chcesz nawiazac relacje ze Stworca, Praprzyczyna, jeśli odrzucasz relacje milosci i milosc sama w sobie,
Kto odrzuca milosc? Nie chce nawiazywac relacji ze Stworca bo Stworcy nie ma. Jak nie wierze w Stworce to automatycznie odrzucam milosc?
skoro znający ponoc Stworce najlepiej z ludzi, mowil przede wszytkim o milosci, ze bez milosci jest się niczym.
Bez milosci jest sie niczym, dlatego warto w sobie pielegnowac i rozwijac milosc. Wlasnie do tego buddysci maja rozne rozne praktyki o ktorych pisalam wczesniej.
Buddyjskie wspolczucie to nie milosc, tam nie ma tez poswiecenia dla innych.
I tutaj najwyrazniej widac ze nic na temat buddyzmu nie wiesz. Jest milosc, jest wspolczucie, jest dzialanie, jest poswiecenie dla innych. To wszystko jest. Jesli tego nie widzisz to juz twoj problem. Pisalam tez o tym wczesniej. Gdybys poswiecil choc chwile czasu na zapoznanie sie z tematem to bys wiedzial a tak powtarzasz rzeczy ktore sa bledne.
Ja w tym wlasnie punkcie milosci, wspolczucia i poswiecania sie widze wspolne podloze z chrzescijanstwem.
Bez milosci jest się niczym. Można być bytem, inteligentnym ale w oczach Stworcy, dla relacji z Nim, ta kwestia milosci pewnie jest zasadnicza. Również powinna być dla samego siebie.
Nie potrzeba Storcy zeby kwestia milosci byla zasadnicza. Kwestia milosci jest zasadnicza i to akurat nie podlega dyskusji. Czym jest milosc to jednak odrebny temat.
Maniek mysle ze powinnismy odpuscic sobie temat buddyzmu bo przyznajmy szczerze bardzo malo na ten temat wiesz.
Moze na koniec wytlumacz mi czym jest nadswiadomosc bo przyznaje ze troche sie tutaj gubie.
555 2015-04-14 16:01:39 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-04-14 16:03:32)
Ciekawe ze w większości się ze mna zgadzasz zakonczajac ze na buddyzmie nie znam się nic a nic. Rozumiem ze mówisz to z jakiegoś "poziomu", który osiagnales? Nie za bardzo chce mi się ty wchodzić w te polemikę ale jest taka ksiazka, która pokazuje roznice miedzy buddyzmem a chrzescijanstwem:
"Prof. Bolewski napisał książkę pod znamiennym tytułem ?Nic jak Bóg?, w której przedstawił analizę porównawczą buddyzmu i chrześcijaństwa. Buddyjskie ?Nic? zostało skonfrontowane z chrześcijańskim pojęciem ?Bóg?. Zestawienie to z całą mocą ujawniło fundamentalną różnicę pomiędzy oboma poglądami na rzeczywistość"...
...
"Joseph Marie Verlinde, który przez lata praktykował buddyzm, porównuje życie człowieka, jego tożsamość do łagodnego morza, na którym co pewien czas pojawiają się fale. Fale powstają, przez chwilę wyróżniają się na tle tafli morskiej, po czym ponownie rozpływają się w ogólnej masie wody. Ta metafora ilustruje buddyjskie pojęcie indywidualności człowieka, jego powstawanie z niebytu i ponowne pogrążanie się w niebycie. Nasza chwilowa świadomość istnienia jest nam niejako użyczana na moment, aby ponownie ulec wchłonięciu przez bezosobową masę energii, otchłani morskiej czy kosmicznej. W Buddyzmie nie ma osoby Boga (tym bardziej Trójjedynego), nie ma też wartości istnienia jednostki. Zadaniem człowieka jest przeżyć życie wg zasad moralnych aby jak najmniej popełnić uchybień, które mogłyby w kolejnym wcieleniu powodować dolegliwości ponownego istnienia. Aby zrozumieć system wyrzeczeń i ascezy buddyjskiej należy powrócić do samego życiorysu Buddy, który przez lata jako książę doświadczał jedynie luksusu i był chroniony przed cierpieniem. Któregoś dnia kiedy samowolnie opuścił pałac i udał się w nieznane rejony świata spotkał się z biedą, nędzą, chorobami, bólem, brudem, upadkiem i niegodziwością. Z ogromnym smutkiem zauważył, że przez lata okłamywano go nie pokazując mu prawdy o życiu i ludziach. Zdarzenie to spowodował, że książę postanowił wejść w cierpienie tak jak jego lud. Zrezygnował z bogactwa i luksusu, zidentyfikował się z biedą i cierpieniem prostego człowieka i zaczął praktykować ascezę. Być może ktoś dostrzeże w tej przemianie pewne analogie z Chrystusem. Podobieństwo jest tylko pozorne. Budda nie radzi sobie z cierpieniem, tworzy zatem system medytacji, działań filozoficznych, praktyk fizycznych, które mają prowadzić do wyrzeczenia się wszelkich pragnień i odczuć, aby nie cierpieć. Wyrzeka się niestety także miłości. Doskonali swój system oddalając się od odczuwania i pożądania, znika i rozpływa się w niebycie. Znaczącą ilustracją ucieczki Buddy od cierpienia jest także jego śmierć. Budda w momencie śmierci zwija się w pozycji embrionalnej, kurczy się i znika. Zamknięty na doznania zmysłowe, na ludzi i świat, nie świadomy istnienia Boga po prostu znika, rozpływa się w oceanie, kosmosie, nieistnieniu. Budda nie znajduje w ciągu swojego życia odpowiedzi na pytanie o sens i wartość cierpienia. Nie znajduje sposobu na przeżywanie cierpienia , usiłuje je eliminować z życia poprzez ? nie czucie?, ?nie bycie?, ?nie istnienie? ?Nic jak Bóg?. Zamiast Boga otrzymujemy w buddyzmie ?NIC?."
Czy ta opinia JMV jest wiarygodna. Z tego co wiem jak sam się wypowiada na Youtube to osignal on 4 lub 5ty stopien na drodze buddyjskiej (nie wiem co to jest) mieszkajas przez wiele lat w Azji, w klasztorze buddyjskim. Mysle wiec ze wie lepiej od nas.
"Jeszcze siedem tygodni Budda spędził w medytacji obok drzewa bodhi. Nie było już niczego, co mógłby jeszcze osiągnąć, ani niczego, czego powinien się pozbyć. Musiał jedynie przyzwyczaić swoje ciało do tego nowego, niezwykłego doświadczenia" - Powyzsze na temat dostosowania ciala do oświecenia.
"przysiągł, że nie ruszy się z tego miejsca, zanim nie urzeczywistni takiego poziomu doświadczania, który wykracza poza cierpienia starości, choroby i śmierci. Sześć dni i nocy spędził tam siedząc w głębokiej medytacji."- to przygotowanie
Może i nie znam się na buddyzmie tak jak na hinduizmie czy mahometanizmie ale przynajmniej staram się czytac ze zrozumieniem i nigdzie nie przeczytałem żeby "akt" oświecenia był osiagniety wola ani ze sam ten akt nie musial byc okupiony koniecznoscia dostosowania się. Znaleziony teksty mowia co innego. Poza tym buddyzm nie jest religia ale spojrzeniem w glab siebie, w "pustke umysłu".
maniek nadal nie zrozumiales. Sprobuje wiec wyjasnic prosciej. Oczywiscie ze w wielu miejscach sie bede z Toba zgadzala, np w puntach dotyczacych milosci, przemiany, poswiecenia dla innych. Dlaczego mam sie nie zgadzac? Caly czas powtarzam ze w tych punktach widze podobienstwa. A ty walczysz z jakims obrazem w swojej glowie.
Nie zgadzam sie jednak z Twoim twierdzeniem ze tego wszystkiego nie ma w buddyzmie. Jest to po prostu zwyklym klamstwem (czy wynika z niewiedzy czy czegos innego to juz inna sprawa). Mam nadzieje ze teraz juz wystarczajaco jasno sie wyrazilam.
Nie chce mi sie tutaj wklejac calych cytatow z roznych tekstow ale dla jasnosci i rzetelnosci informacji podam slowa kluczowe (Bodhistattva, Bodhicitta, Cztery Niezmierzalnosci, Praktyki Tonglen, Lam Rim, Lojong, Paramita... lista jest dosc dluga i kazdy moze sprawdzic, nie sa to jakies tajne i sekretne nauki).
Dla buddystow jest bardzo jasne ze bez rozwiniecia Bodhicitty i osiagniecia czy stania sie Bodhisattva nie osiagnie sie Oswiecenia. Bodhicitta jest zrodlem i podstawa calej sciezki duchowej. Citta oznacza umysl ale co ciekawe oznacza tez serce (nie chodzi o miesien po naszej lewej stronie klatki piersiowej). Citta umiejscowiona jest na mostku. Bodhi oznacza najwyzszy stan czystosci/oczyszczenia. Chodzi o calkowite oczyszczenie ze wszystkich blokujacych emocji, negatywnych emocji takich jak samouwielbienie, zlosci, zazdrosci, arogancji i tego calego syfu ktory przynosci nam oraz innym cierpienie (bo powiedzmy sobie szczerze kiedy ja jestem arogancka i zlosc przejmuje nade mna kontrole to cierpie ja ale tez osoby ktore sa blisko mnie). Wtedy zostaje nam czysta, niczym nie ograniczona milosc, wtedy pojawiaja sie wszystkie pozytywne emocje jak milosc (bezwarunkowa do wszystkich czujacych istot bez wzgledu na to jak zachowuja sie w stosunku do ciebie), zostaje wspolczucie, patrzenie przede wszystkim na dobro innych osob i dzialanie dla dobra innych osob etc. (niektorzy nauczyciele buddyjscy np mowia ze Jezus byl Bodhisattva, wlasnie ze wzgledu na jego nauki o milosci). Najwiekszym naszym wrogiem, naszym demonem (uklon w strone pana Cejrowskiego) jest samouwielbienie, egoistyczne nastawienie. I tylko wspolczucie, milosc, dzialanie dla pozytku innych potrafia temu zaradzic i "pokonac" tego demona.
Tutaj pozwole sobie wstawic cytat (Przepraszam ze po angielsku ale jest dosc prosty wiec mysle nie nie bedzie problemu, mozesz tez go znalezc w Tybetanskiej Ksiedze Zycia I Smierci - chyba taki tytul jest po Polsku, Sogyal Rinpoche):
"Compassion is the source and essence of enlightenment, and the heart of enlightened activity. As Shantideva says: What need is there to say more? The childish work for their own benefit, the buddhas work for the benefit of others. Just look at the difference between them. If I do not exchange my happiness for the suffering of others, I shall not attain the state of buddhahood and even in samsara I shall have no real joy."
Przypomniala mi sie taka jedna historia: jeden z nauczycieli bardzo intensywnie praktykowal i postanowil ze sie odrodzi w jednym z "najnizszych piekiel" zeby pomagac innym. Wyobrazasz sobie swiadome odrodzenie w piekle tylko po to by pomoc innym. Moze nawet komus kto cie skrzywdzil, ktos kto byl twoim wrogiem, ktos kto trafil np do piekla bo zabil twoich rodzicow? Czy nie jest to akt milosci i wspolczucia?
Mowiac w skrocie do osiagniecia oswiecenia potrzebna jest milosc, wspolczucie ktore laczy sie ze zrozumieniem i etyka. To jest buddyzm, podstawa buddyzmu. Nie wierz mi na slowo, sprawdz.
Faktem jest tez ze nie zgadzam sie z twoim spojrzeniem dotyczacym osiagniecia Oswiecenia. To mozna osiagnac tylko samodzielnie. Do takiego wniosku doszedl Budda poprzez swoje doswiadczenie. Nauczyciele moga Ci pokazac sposoby, przekazac nauki ale reszta zelezy tylko od Ciebie. Nawet buddowie nie sa w stanie jakos popchnac Cie do przodu (moga byc inspiracja), gdyby mogli to poprzez "dar laski" uwolniliby wszystkich od cierpienia (tutaj pisze w uproszczeniu, czym jest cierpienie mozna sobie poczytac - 4 Szlachetne Prawdy). Jedyne co moga to odradzac sie, nauczac i pomagac w rozny sposob. Wyzwolenie albo Przebudzenie mozesz osiagnac tylko samodzielnie.
Co do Buddy to jest kilka sutr w ktorych mozna poczytac o jego histori. Sa jednak roznice pomiedzy Therevada, Mahayana a tekstami Tantrycznymi. Z tego co pisza to po chyba 49 dniach osiagnal Oswiecenie, przez nastepne 7 tygodni jeszcze medytowal (w sumie to sie nie dziwie, ludzie po osiagnieciu Shamathy siedza w tym stanie tygodniami) i podobno tez zastanawial sie jak przekazac ludziom to co odkryl. Faktycznie musial to dobrze przemyslec bo ludzie sa rozni, na roznych poziomach a to do czego on doszedl dla niektorych moglo byc szokujace. A potem wstal, otrzepal sie i przez nastepne 40 czy 45 lat nauczal. Wrocil do domu, jego syn zostal jego uczniem, tak samo jak ciotki i chyba nawet jego ojciec. Spal, chodzil, oddychal, jadl, chodzil do toalety i moze czasami bolaly go zeby. Nie rozplynal sie w powietrzu po osiagnieciu Oswiecenia, nie zniknal. Umarl w wielku 80-85 lat. Tutaj dyskutuje sie czy ze starosci czy z powodu otrucia. Polozyl sie na prawym boku, z prawa reka pod glowa i umarl. Cialo Buddy zostalo skremowane. Uczniowie potem nie mogli sie dogadac co do tego kto bierze relikwie i podobno nawet doszlo do walk. Ostatecznie relikwie Buddy zostaly podzielone na 7 czesci i umieszone w 7 stupach. The end.
Co do ojca profesora Bolewskiego. Ksiazki nie czytalam, bo wychodze z zalozenia ze chrzescijanstwo niech tlumacza chrzesijanie a buddyzm buddysci (Podobaja mi sie jednak dialogi pomiedzy religiami). Inaczej z tego wychodza wlasnie takie "kwiatki":
-Budda nie radzi sobie z cierpieniem - Budda doglebnie zrozumial cierpienie i bardzo dobrze sobie z nim poradzil
-Wyrzeka sie milosci etc
Jak chce sie czegos dowiedziec o chrzescijanstwie to czytam teksty oraz slucham nauczycieli z tej tradycji. Proste, skuteczne, nie ma nadinterpretacji etc.
Oczywiscie ze profesor Bolewski bedzie udowadnial ze tylko Chrystus jest zbawieniem i tutaj przyznam mu racje, calkowicie sie z nim zgadzam. Dla chrzescijanina TYLKO Chrystus jest zbawieniem. Nie Budda, nie Allah ale wlasnie Jezus. Przeciez profesor Papieskiego Wydzialu Teologicznego nie moze napisac ze ktos zbawienie moze osiagnac poprzez Budde. To by bylo bez sensu i z chrzescijanskiego i buddyjskiego punktu widzenia.
Nie wiem co to jest "Nic" bo jak mowilam ksiazki nie czytalam ale zaciekawilo mnie to nic. Wiesz cos wiecej na ten temat?
Dlaczego stwierdzilam ze masz male pojecie o buddyzmie. Min. przez ten tekst: "Buddyjskie wspolczucie to nie milosc, tam nie ma tez poswiecenia dla innych. " Ale temat milosci i wspolczucia i relacji z innymi opisalam juz wyzej wiec nie musze tego nadal rozwijac. Kazdy zainteresowany moze sam sobie poszukac odpowiedzi. I przyznam sie tez szczerze ze dobiles mnie ojcem Josphem Marie Verlinde. Spodziewalam sie po tobie czegos wiecej. Do kompletu brakuje tylko Cejrowskiego i siostry Pawlik.
Dla jasnosci, ja sie bardzo ciesze ze ojciec Verlinde znalazl swoja sciezke w chrzescijanstwie. Szukal i to dlugo i w koncu znalazl. Podoba mi sie to ze poszukiwal, ze nie byl jak owca i ze ostatecznie stwierdzil ze dla siebie widzi wybawienie w Jezusie. I tak powino byc, kazdy powinien znalezc swoja duchowa sciezke. Koniec i kropka i amen
Wyjasnijmy sobie jednak jedna sprawe, ojciec Verlinde byl uczniem Maharishi Mahesh Yogi, to ten guru od the Beatles i praktykowal medytacje transcendentalna (to samo co David Lynch). I powiedzmy sobie szczerze, to nie buddyzm to hinduizm. I nie mieszkal w klasztorze buddyjskim tylko ashramie hinduistycznym. Wiem ze czasami hinduizm sie myli z buddyzmem. Nie wiem o co chodzi z 4 lub 5 stopniem na drodze buddyjskiej (mozesz podac konkretny link bo z checia odlucham a nie chce przekopywac sie przez wszystkie filmy). Moge za to Ci powiedziec jak jest w buddyzmie (moze to latwo sprawdzic np dzwoniac do jakiegokolwiek osrodka buddyjskiego). Ludzie w buddyzmie prowadza rozne praktyki (cel ten sam), praktyki ktore maja rozne stopnie i poziomy. Nikt z praktykujacych i zaden z nauczycieli nie bedzie oglaszal publicznie i sie przechwalal " a ja wlasnie osiagnalem 10 stopien Shamathy!", "a ja w zeszlym tygodniu osiagnalem realizacje pustki!", te tematy sa omawiane tylko miedzy uczniem i nauczycielem. Sa praktyki tantryczne o ktorych uczen nie moze wykonywac przy innych osobach. Sa tez praktyki tantryczne o ktorych uczen moze rozmawiac tylko z nauczycielami i nie moze informowac innych jaki rodzaj praktyki wykonuje. Ale to juz wyzsza szkola jazdy. To tantra i ja w ten temat nie bede wchodzic. Za to jest w buddyzmie taki bardzo dobry zwyczaj informowania o tym kto byl twoim nauczycielem, w ktorej linii, z ktorej szkoly i np z ktorego klasztoru. Tak dla jasnosci. I tej informacji brakuje mi przy wypowiedziach ojca Verlinde, a szkoda.
nigdzie nie przeczytałem żeby "akt" oświecenia był osiagniety wola.
Czyli jak mozna osiagnac oswiecenie? Z tego co zrozumialam to dzielki "darze laski". Kto daje ta laske? Jezus? Nadswiadomosc? Bog? Bogowie?
Piszesz o nadswiadomosci jako czyms z zewnatrz, jak o Bodu/Stworcy. Czy nadswiadomosc jest moja tak samo jak swiadomosc? I dla jasnosci nie czepiam sie tylko probuje zrozumiec czym dla Ciebie jest nadswiadomosc.
ani ze sam ten akt nie musial byc okupiony koniecznoscia dostosowania się.
Okupiony koniecznoscia...dla mnie to brzmi troche jak np szczupla figura modelki jest okupiona dieta a w sumie to glodzeniem sie. Budda asceta byl a potem stwierdzil ze to bez sensu ze takim okupieniem to on nigdzie nie dojdzie. I tak kochane dzieci powstala Droga Srodka....;)
Dostosowania sie do czego? Oswiecenie jest zmiana a nie dostosowaniem sie, zmiana umyslu/serca i tego jak odbierasz rzeczywistosc. Wszystkie praktyki sa po to bys sie zmienil a nie glupio podazal za nawykami. To tez jest wyjasnione wyzej.
I nie wbijaj mi szpil bo mnie gilgocza
557 2015-04-16 10:51:29 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-04-16 10:54:47)
Tak uwazam ze "akt laski" ma swoje zrodlo z "tamtad". Moze to nie bedzie dla Ciebie dobry przyklad ale np. w wizjach Faustyny Kowalskiej Jezus mowi wyraznie i jednoznacznie o tym ze jego spokoj pochodzi od Ojca. Kiedy sie zastanawiam nad czesciami wspolnymi buddyzmu i chrzescijanizmu, kiedy wchodze w polemike (tzw. intelektualna gdzie argumentami w rozmowie sa teksty w stylu zeczegos wiecej sie po Tobie spodziewalem, itp.) gdzie pojawia sie wiedza ale nie pojawia sie madrosc. To tak jak jest podane w ST ze sa trzy sily we Wrzeswiecie: Bog, Jego Duch i Madrosc. Wlasnie Madrosc jest darem bo integinecja jest tylko cecha. Ale odchodze od tematu. Kiedy wiec dyskusja zmierza na tory "argumentacji" bo wszystko mozna zargumentowac (liczy sie zrozumienie) to przyjmuje ostateczne kryterium, a sa nim owoce, w sensie owoce zycia, nauki, przykladu. Kiedy porownujemy Budde z Jezusem co widzimy? Pierwsza rozniaca jest w tym ze Budda twierdzil ze wszystko pochodzi od niego samego, Jezus ze od Ojca, Budda zyl przede wszystkim dla siebie (potem nauczal o tym co zrozumial), Jezus oddal zycie za innych w pojeciu grzechu, czyli czegos co nas obciaza. Budda uczyl zrozumienia, Jezus poswiecenia sie dla innych. Te roznice sa drastyczne i nie ma tu czesci wpolnych. Opisuja wiec albo zupelnie rozne rzeczywistosci albo rozne ich czesci.
Dla mnie to jest o tyle spojne ze nauki Buddy zgodne sa w istocie ze wspomnieniami ludzi z hipnozy przedprenatalnej gdzie opisuja oni stan miedzy zyciami (ze swoich wlasnych wspomnien, ktore sa zablokowane dla swiadomosci) i mozliwosc wgladu w poprzednie zycia, prace nad tym oraz mozliwosc poslugiwania sie energiami. Dla mnie wiec nie ma zadnej roznicy miedzy tym stanem po smierci (miedzy zyciami) a oswieceniem poniewaz uwazam ze po smierci osiagamy to oswiecenie poprzez odblokowanie sie od protezy umyslu ciala czlowieka. Dzieje sie to automatycznie a jesli dusza postanawia odrodzic sie w ciele ponownie (nie bede omawial celowosci tego i czy tak wogole jest) to w tym ujeciu znowu zapomina na czas zycia na Ziemi. Oswiecenie w tym ujeciu jest wiec proba odblokowania tego dostepu, co i tak dzieje sie automatycznie po smierci, i na razie udana dla jedynie jednego czlowieka. Nie zmienia to w zaden sposob karmy czy nauki ktora trzeba przezyc w danym zyciu. Zmienia sie wiec tylko ew. wglad. Co ciekawe czasami zdarza sie ze czesciowe odblokowanie roznych wspomnien czy zdolnosci dzieje sie przypadkowo, w wyniku jakiegos zdarzenia, wypadku. Po co wiec mam tracic czas na dazenie do oswiecenia skoro i tak z automatu bedzie to mialo miejsce po smierci, skoro to i tak jest bez znaczenia i jest bezcelowe? Jedyny cel ktory widze to umiejetnosc swiadomego wyboru w momencie smierci i swiadome uwolnienie sie od inkarnacji w momencie osiagniecia pelniejszej swiadomosci (oswiecenia) w momencie smierci i nie sugerowanie sie naciskami w celu ponownej inkrarnacji (w sensie koniecznosci i woli podjecia takiej a nie innej decyzji). Tak tej wiedzy mi brakuje bo brakuje mi wgladu we wlasne wspomnienia z zycia tam i zyc wczesniej. Mam tylko przeblyski i glebokie przekonanie o tym, ze nie chca juz tutaj wracac. Potem jak stane w odpowiednim momencie to chce wiedziec co robic. Moj ew. strach przed smiercia dotyczy przede wszystkim tego wlasnie aspektu. Po prostu nie chce byc juz wiklany w lancuchy przyczynowo-skutkowe i emocji zwiazane z charakterem zycia na Ziemi.
Kiedy sie zastanawiam nad czesciami wspolnymi buddyzmu i chrzescijanizmu, kiedy wchodze w polemike (tzw. intelektualna gdzie argumentami w rozmowie sa teksty w stylu zeczegos wiecej sie po Tobie spodziewalem, itp.) gdzie pojawia sie wiedza ale nie pojawia sie madrosc.
No i znowu szpila. Ostro mnie oceniasz, ostro Tutaj musze jednak podziekowac ci za nawet ta ostra ocene, ego mi zadrzalo a to dosc cenna nauka. Bo to dobra lekcja zeby sobie przypomniec ze nie jest sie tak madrym jak sie mysli Wiec dziekuje. I nie, nie ironizuje. Szczerze dziekuje.
Przy okazji tworzenia eseju o milosci w buddyzmie znazlam jedna rzecz ktora kiedys szukalam. I to w sumie dzieki Tobie. Wiec dziekuje ponownie Esej przygotowalam tylko po to bys mogl sam ocenic ile jest milosci w buddyzmie bo wydaje mi sie ze powtarzanie blednych informacji ktore nie maja odzwierciedlenia w rzeczywistosci na temat jakiejs tradycji jest po prostu nie w porzadku.
Nie chodzi mi o przekonywanie ze buddyzm jest taki cudowny i to lek na wszystko a chrzescijanstwo to takie nic. Bo jak juz pisalam kazdy powinien znalezc swoja sciezke ale jednoczesnie nie powinno sie powielac blednych informacji na temat innych sciezek.
Kiedy wiec dyskusja zmierza na tory "argumentacji" bo wszystko mozna zargumentowac (liczy sie zrozumienie)
I widzisz, znowu sie z Toba zgadzam, zrozumienie a najlepiej przez doswiadcznie.
w ST ze sa trzy sily we Wrzeswiecie: Bog, Jego Duch i Madrosc. Wlasnie Madrosc jest darem bo integinecja jest tylko cecha.
Ja zawsze mialam problem ze zrozumieniem "daru". To jest cos co dostajesz z zewnatrz, od kogos/czegos? Kto dostaje "dar" i jak mozna na taki "dar" zasluzyc?
Czym jest Bog i czym jest Jego Duch?
Ty szukasz roznic i szanuje to ale ja szukam podobienstw bo wg mine to sa po prostu tylko rozne sciezki (czy jest tutaj ktos kto praktykuje sufizm?). Teksty mistykow chrzescijanskich brzmia dal mine jak Dzogchen. Czy to hie jest piekne: "The eye with which I see God is the same with which God sees me. My eye and God's eye, and one sight, and one knowledge, and one love." (Eckhart Meister) Przeciez to piekny opis braku dualizmu i to w jednym zdaniu! Mistrz! A zamien sobie to na Budda. Piekne, po prostu piekne !
Ja np widze duzo podobienstw miedzy Budda a Jezusem min. w tym jak podwazyli i zakwestionowali sposob widzenia i wczesniejsz nauki. Budda podwazyl i zakwestionowal niektore rzeczy w Hinduizmie a Jezus w Judaizmie. Obudwoje uczyli altruizmu, ze dawanie jest lepsze niz branie, ze nie warto byc egoista. Obydwoje uczyli o milosci ktora jako jedyna moze pokonac nienawisc. Budda nauczal ze osoby ktore osiagnely Oswiecenie nie musza sie odradzac w samsarze ktora jest cierpieniem, Jezus nauczal o Niebie w ktorym nie ma cierpienia.
I tutaj znowu sobie pozwole na wklejenie cytatu:
Buddha- "Just as a mother would protect her only child at the risk of her own life, even so, cultivate a boundless heart towards all beings. Let your thoughts of boundless love pervade the whole world."
Jezus-"This is my commandment, that you love one another as I have loved you. No one has greater love than this, to lay down one's life for one's friends."
Pierwsza roznica jest w tym ze Budda twierdzil ze wszystko pochodzi od niego samego, Jezus ze od Ojca.
A sa tacy co twierdza ze Ojciec jest wewnatrz, ze Ojciec i "naturalny stan umyslu" "natura buddy" to to samo. No wlasnie czym jest Ojciec?
Faktem jest ze w chrzescijanstwie postac Stworcy jest podstawa a w buddyzmie Stworcy nie ma, ale sa bogowie.
Jezus oddal zycie za innych w pojeciu grzechu, czyli czegos co nas obciaza. Budda uczyl zrozumienia, Jezus poswiecenia sie dla innych.
Budda uczyl min. i zrozumienia i milosci i wspolczucia i poswiecenia sie dla innych. (co ty tak uparcie powtarzasz ze tych rzeczy nie ma?)
Nigdy nie moglam zrozumiec po co Jezus umiera na krzyzu za grzechy ludzi. Bo czy po jego "smierci" grzechy zniknely? Ludzie grzeszyli tak samo, tak samo byli zazdrosni, gniewni i krzywdzili innych. Nie rozumiem jaki wiec byl cel?
I ponownie zaznaczam ze nie zadaje tych pytan zeby sie przyczepic czy udowodnic wyzszosc jednego nad drugim, probuje tylko zrozumiec.
ze wspomnieniami ludzi z hipnozy przedprenatalnej gdzie opisuja oni stan miedzy zyciami (ze swoich wlasnych wspomnien, ktore sa zablokowane dla swiadomosci) i mozliwosc wgladu w poprzednie zycia,
Podsz link albo tytul ksiazki to sobie poczytam?
Dla mnie wiec nie ma zadnej roznicy miedzy tym stanem po smierci (miedzy zyciami) a oswieceniem poniewaz uwazam ze po smierci osiagamy to oswiecenie poprzez odblokowanie sie od protezy umyslu ciala czlowieka.
Dla mnie stan smierci to taki moment kiedy masz mozliwosc osiagnac Oswiecenie ale nie osiagniesz Oswiecenia automatycznie. Gdyby to bylo automatycznie to nikt by sie nie odradzal a problem polega na tym ze krecimy sie w tym kole bo nie jestesmy w stanie przejac kontroli w momencie smierci i nie osiagamy Oswiecenia z automatu. Wiec "dusza" nie postanawia (bo nie ma kontroli nad tym) ale po prostu jej karma zaczyna dzialac, do tego dochodza nawyki i rodzi sie tam gdzie sie rodzi i ma zycie takie na jakie sobie zapracowala wczesniej. Jesli jednak osoba przygotowala sie, oczyscila ten swoj syf i w momencie smierci rozpoznala ten specjalny moment (duzo ludzi nie jest nawet w stanie rozpoznac tego momentu) to jest w stanie osiagnac Oswiecenie i albo pozostac w tym stanie albo swiadomie odrodzic sie. Moze swiadomie odrodzic sie kiedy chce i gdzie chce bo nie ma juz emocjonalnego syfu i nie ma karmy (wiec nic jej nie zzassie do kola samsary i nie ma ograniczen. Dla mnie Oswiecenie to czysty (w sensie ze nie ma tego syfu emocjonalnego) stan umyslu/swiadomosci (ulomnosc polskiego jezyka To ta przestrzen o ktorej pisala Elle ale bez syfu, jest tylko czysta bezwarunkowa milosc, nie ma oceniania, nie ma dualistycznego patrzenia bo widzisz wszystko zupelnie inaczej. Oczywiscie w uproszczeniu.
Ale szczerze co my muniek wiemy? Teoretyzujemy sobie tutaj a co sie stanie w momencie smierci a przekonamy sie kiedy nasz czas przyjdzie.
Po co wiec mam tracic czas na dazenie do oswiecenia skoro i tak z automatu bedzie to mialo miejsce po smierci, skoro to i tak jest bez znaczenia i jest bezcelowe?
Nie jest z automatu i wlasnie dlatego dazenie do Oswiecenia jest wazne by moc jak sam piszesz - umiejetnosc swiadomego wyboru w momencie smierci i swiadome uwolnienie sie od inkarnacji i nie sugerowanie sie naciskami w celu ponownej inkrarnacji.
Tak tej wiedzy mi brakuje bo brakuje mi wgladu we wlasne wspomnienia z zycia tam i zyc wczesniej.
Tez bym chciala wiedziec ale co my biedne zuczki mozemy skoro nawet nie pamietamy co jedlismy na obiad 2 miesiace temu Wiesz ze duzo osob np nie pamieta drogi z pracy do domu bo jedzie na autopilocie. Pol biedy kiedy jest w metrze zapatrzona w tablet ale taka osoba na autopilocie jadaca samochodem to prawie jak zombi. Jest jednak duzo osob ktorym sie udalo, calkowicie i wyraznie zobaczyc wszystkie swoje poprzednie wcielenia. Nam zostaly przeblyski.
Mam tylko przeblyski i glebokie przekonanie o tym, ze nie chca juz tutaj wracac. Potem jak stane w odpowiednim momencie to chce wiedziec co robic. Moj ew. strach przed smiercia dotyczy przede wszystkim tego wlasnie aspektu. Po prostu nie chce byc juz wiklany w lancuchy przyczynowo-skutkowe i emocji zwiazane z charakterem zycia na Ziemi.
Mam dokladnie taki sam strach przed smiercia. Nie chodzi o to ze umre i mnie nie bedzie ale wlasnie o te lancuchy przyczynowo skutkowe ktore mnie pociagna. Jedyna nadzieja ze wszystko co sobie teraz w tym zyciu posprzatam, to wszystko co sobie tutaj wypracuje, zaoowocuje w momencie smierci. I wiem ze sie odrodze (bo taka ulomna jestem;) ale mam nadzieje ze dzieki swojej pracy odrodze sie w miejscu gdzie nie bedzie wojny i gdzie bede mogla praktykowac. Amen.
Jeszcze tylko napisz mi czym jest akt laski i czym jest nadswiadomosc?
Ty muniek heretykiem jestes, chrzescijanin i reinkarnacja. Dobrze ze to XXI wiek bo by cie na stosie spalili ( oczywisicie w imie "prawdy") az by skwierczalo:))
Witam! Dziekuje Ci za odpowiedz "pelna pokory". Moze odpowiem pokrotce na Twoje konkretne pytania.
"Ja zawsze mialam problem ze zrozumieniem "daru". To jest cos co dostajesz z zewnatrz, od kogos/czegos? Kto dostaje "dar" i jak mozna na taki "dar" zasluzyc?
Czym jest Bog i czym jest Jego Duch?"
To trudne bo zrozumienie tego wymaga chyba doswiadczenia tego. Poza tym "laska" czesto dotyczy aspektu duchowego oraz prawdopodobnie zmienia czlowieka z czasem. Ale w kilku
momentach kryzysowych odczulem bezposrednio w jednej chwili jakby zabranie mi czesci bolu zupelnie nagle. Mysle ze efektem dzialania "laski" czy jakis energii jest danie czlowiekowi
spokoju. Na tyle jest to ciekawe, ze jest to niezalezne od trybu zycia ale i tez poglebia doswiadczenie. Jesli np. teraz obecnie jestem na glodowce, wlasnie po to zeby osiagnac spokoj (to
dobrze dziala mi nie tylko na cialo ale i na glowe) to wczoraj odczulem wielki spokoj, jakiego nie odczuwalem wczesniej, niestety tylko przez chwile, za krotko niz bym tego chcial.
To jakby ktos pokazywal mi droge. Jezus tez wyraznie o tym mowi ze otrzymal spokoj od Ojca. A ten droge mozna obserwowac bo sa to przemyslania, ciagla autorefleksja, zmiany w stosunku
do ludzi i otaczajacego swiata, zmiany w zachowaniu.
Osobiscie wierze tylko w jednego Boga, tak jak tez powiedzial Jezus, ze JEST SAM JEDEN BOG. Jest On tez Praprzyczyna gdyz moze istniec tylko jedna przyczyna pierwszego zjawiska/skutku fizycznego.
Mysle ze opis ST trzech sil we Wrzeswiecie odzwierciedla jakas wiedze "starozytna" na ten temat. Madrosc to wg. mnie sila itneligentna (co oznacza rowniez byt ale nam trudno wyobrazic sobie byt, ktory przenika caly wrzeswiat) ktora odpowiada za "dzialanie" materii. Taka koncepcje odnalazlem kiedys w paranaukowej teorii ingenezy. Co do Ducha, to nie tylko moja koncepcja Boga "mowi" o inne przestrzeni gdzie Przebywa, z Wrzeswiatem kontaktuje sie wiec przez Ducha, rozumiem to jako Jego emanacje ale tez sile miedzy Jego przestrzenia a nasza tak jak cialo eteryczne jest lacznikiem miedzy cialem fizycznym a astralnym. Poza tym uwazam ze "duze skupiska materii" w stylu Ziemia, Slonce, jakies skupione sily z racji ilosci i organizacji posiadaja swoja wlasna samoswiadomosc. Nie jest to dla mnie dziwne, czy dziwniejsze od "problemu" ze inni ludzie, na ktorych patrze posiadaja swoje swiadomosci. I tak samo dla mnie niezrozumiale, jednak jest kwestia mojego przekonania.
I teraz przytaczasz mysl o milosci gdzie porownujesz slowa B. i J. Otoz nie jest to samo, gdzyz Jezus wyraznie odroznia milosc do przyjaciol mowiac co za zasluga jesli kochacie tych co was kochaja. Jezus mowi o milosci do wrogow a nie matki do dziecka. Sama tez kwestia negacji czegos przez obu nie jest kwestia "wspolna". Po prostu zawsze jak sie pojawia cos "nowego" w jakiejs czesci moze to negowac cos "starego".
Ksiazki o ktorych wzmiankowej sa to Michael Newton "Wedrowka Dusz" i dalsze czesci. I jesli wierzyc przedstawionym tam wspomnieniom Wrzechobecnosc (Ojciec, Bog) nie tylko jest obecny na zewnatrz duszy ale jest wrzechobecny oraz ciagle dusze (energie) zradza a nie stwarza.
Byc moze co do "chwili smierci" masz racje bo ludzie sa uwiklani ale na wlasny wybor. Zobacz co sama piszesz:
"te lancuchy przyczynowo skutkowe ktore mnie pociagna. Jedyna nadzieja ze wszystko co sobie teraz w tym zyciu posprzatam, to wszystko co sobie tutaj wypracuje, zaoowocuje w momencie smierci. I wiem ze sie odrodze (bo taka ulomna jestem;) "
Mimo ze pragniesz czegos innego (wyzwolenia sie) to swiadomie godzisz sie na cos innego (zniewolenie). Gdzie tu sens?
560 2015-04-17 13:28:06 Ostatnio edytowany przez GetReal (2015-04-17 13:40:28)
Dziekuje Ci za odpowiedz "pelna pokory".
Pokora jest bardzo dobra i przydatna praktyka, szczerze ja wszystkim polecam.
A ten droge mozna obserwowac bo sa to przemyslania, ciagla autorefleksja, zmiany w stosunku do ludzi i otaczajacego swiata, zmiany w zachowaniu.
Dla mnie na tym wlasnie polega droga albo sciezka. Kazdy ma swoja ale te zmiany etc pojawiaja sie na kazdej.
Czyli "dar laski" mozna otrzymac od Boga. Jak mozna na taki " dar zasluzyc"? Dlaczego niektorzy taki dar dostaja a inni nie?
Ten krotkotrwaly spokoj jaki opisujesz to mi bardzo przypomina spokoj jaki mozna osiagnac praktykujac Shamathe czyli uwaznosc poprzez min obserwacje oddechu, po ok 1-8 tygodni odczuwa sie spokoj ktory jest, przyjemny ale krotkotrwaly.
Dzieki za opis Boga, Madrosci i Ducha. Troche mi sie rozjasnilo, bo niestety taka jest ulomnosc forum ze w formie prawie smsowej probuje sie przekazac wiedze na tak trudne tematy. Mysle jednak ze jakos dajemy rade.
Nie oznacza to ze w Stworce/Boga uwierzylam. Chodzi mi o to ze Twoj Swiat zaczyna miec jakies ksztalty.
Poza tym uwazam ze "duze skupiska materii" w stylu Ziemia, Slonce, jakies skupione sily z racji ilosci i organizacji posiadaja swoja wlasna samoswiadomosc.
Wczoraj ogladalam w internecie film na temat wody, dokladnie tego ze woda posiada pamiec i tam tez bylo troche o Masaru Emoto. A czytales o The Global Consciousenss Project na Uniwersytecie Princeton? Bardzo ciekawy.
I tak samo dla mnie niezrozumiale, jednak jest kwestia mojego przekonania.
????? Czy ja dobrze rozumiem ze niezrozumiala jest dla Ciebie kwestia Twojego przekonania? Czy to moze przejezyczenie?
IJezus mowi o milosci do wrogow a nie matki do dziecka.
Znowu? Rece i cycki opadaja. Tak, Jezus mowil o milosci do Boga, do przyjaciol i do wrogow. I o tym samym mowil Budda. Moze na spokojnie przeczytaj cytat, caly cytat.
"Just as a mother would protect her only child at the risk of her own life, even so, cultivate a boundless heart towards all beings. Let your thoughts of boundless love pervade the whole world."
Ale ok, przygladnijmy sie temu blizej. Przebadajmy ten fragment a dzieki temu sami bedziemy mogli ocenic czy tutaj jest opis tylko milosci matki do dziecka (to raczej dosc oczywista milosc) czy cos wiecej? To sprawdzamy:
Just as a mother would protect her only child at the risk of her own life- czyli " Tak jak matka troszczaca sie o swoje jedyne dziecko nawet ryzykujac swoje wlasne zycie?" (tak tlumaczac w uproszczeniu bez poetyki bo jestem w tym slaba).
W buddyzmie czesto podaje sie przyklad milosci miedzy matka a dzieckiem jako przyklad milosci bezwarunkowej, czystej, dobrej, wspolczujacej, madrej etc.
"?protect..at the risk of her own life?" - ryzykujac swoje wlasne zycie czyli matka dla ktorej zycie dziecka jest wazniejsze od jej wlasnego i bedzie je chronila nawet jesli mialaby za to stracic zycie.
Tak jak - przez to sformulowanie wiemy ze jest to przykladowy opis i ze powinnismy zachowywac sie w podobny sposob.
A teraz rozlozmy na czesci nastepny kawalek - "cultivate a boundless heart towards all beings."
Rozwijaj/pielegnuj/kultywuj nieograniczone, bezgraniczne, niezmierzone serce w kierunku/wzgledem WSZYSTKICH istot.
Czyli, rozwijaj nieograniczona milosc wzgledem WSZYSTKICH istot. Tak jak wczesniej pisalam, wszystkich czyli robakow, zwierzat, glodnych duchow, demonow, twoich wrogow, osob najblizszych, obcych, ufoludkow.
Nie chodzi o taka ograniczona milosc typu, kocham Zosie bo mi powiedziala ze jestem przystojny i pocalowala w policzek tydzien temu, i kocham moja mame i babcie.
WSZYSTKICH oznacza wszystkich bez wyjatku, bez rozrozniania. Praktykujesz i rozwijasz milosc do wszystkich bez rozrozniania, czyli nawet tych co Cie krzywdza, co Cie rania, do tego smierdzacego pana w metrze, tej pani w sklepie ktora burczy i sie nigdy nie usmiecha, do ludzi z ISIS (czy jak tam oni sie teraz nazywaja), do sasiada co przejechal ci kota i do samego siebie tez.
I trzecia czesc - "Let your thoughts of boundless love pervade the whole world"
Pozwol by twoja nieograniczona milosc przeniknela/owladnela CALY swiat.
Czyli masz wypracowac , rozwijac i kultywowac taka milosc bezwarunkowa (jaka ma matka do swojego dziecka), milosc dla ktorej bylbys w stanie ryzkowac swoim zyciem i taka wlasnie miosc powinienes miec do WSZYSTKICH istot bez wyjatku.
Kochaj i traktuj wszystkich jakby byli dla Ciebie czyms najcenniejszym (tak jakby te osoby byly dla ciebie tak cenne jak jedyne dziecko dla matki).
To przeklad z angielskiego. Tutaj jest 17 przekladow Metta Sutta (Khp.9 - Mowa o miłującej dobroci) z Pali na Angielski- w w w . l e i g h b . c o m / m e t t a s u t t a s . h t m
Mozesz sobie porownac, sprawdzic. Mozesz sobie wlaczyc slownik Pali i tlumaczyc kolejne slowa.
Tutaj masz przeklad na jezyk Polski w wersji poetyckiej w w w . b u d d y z m . i n f o . p l / m e t t a - s u t t a - s u t t a - d o b r o c i
Maniek, moze powinienes sie siebie spytac dlaczego tak bardzo zalezy Ci na udowodnieniu tego ze milosci w buddyzmie nie ma albo jest bardzo plytka, ograniczona i egoistyczna. Tak bardzo ci na tym zalezy ze nie przyjmujesz zadnych argumentow, ze robisz nadinterpretacje tekstow. Nie odpowiadaj tutaj na forum, odpowiedz sam sobie.
Nie bede ciagnela tematu milosci i wspolczucia w buddyzmie bo mysle ze przedstawilam dosc jasno argumenty w tym temacie. Kto chce to sobie sprawdzi.
Byc moze co do "chwili smierci" masz racje bo ludzie sa uwiklani ale na wlasny wybor. Zobacz co sama piszesz:?"te lancuchy przyczynowo skutkowe ktore mnie pociagna. Jedyna nadzieja ze wszystko co sobie teraz w tym zyciu posprzatam, to wszystko co sobie tutaj wypracuje, zaoowocuje w momencie smierci. I wiem ze sie odrodze (bo taka ulomna jestem;) "?Mimo ze pragniesz czegos innego (wyzwolenia sie) to swiadomie godzisz sie na cos innego (zniewolenie). Gdzie tu sens?
Tak, jestesmy uwiklani przez wlasne decyzje ale czesto tego nie widzimy i uwielbiamy zwalac wine na innych
Z tym swiadomym godzeniem sie (zniewoleniem) to nie do konca tak wyglada. Ja po prostu wiem na jakim etapie jestem, wiem na co mnie stac, znam swoje demony, czesciowo wiem ile mam do przepracowania i wiem jak ciezko jest to zrobic. Nie bede oszukiwala siebie ze nawyki ktore wypracowalam przez niezliczona ilosc wcielen uda mi sie przepracowac albo pozbyc w ciagu powiedzmy 50 lat. Nie mam wiec co sie oklamywac ze konsekwencje moich durnych dzialan ktore podjelam w tym wcieleniu i poprzednich uda mi sie przepracowac tak szybko.
To nie jest wiec kwestia "zgody" na zniewolenie (wiesz jak taka otlumaniona owca co idzie do rzezni bo nie widzi sensu walki), to kwestia swiadomosci. Nie mam co liczyc na jakis cud skoro musze najpierw skonczyc porzadki u siebie. To troche tak jakbym nie miala rak a sie oszukiwala ze za kilka lat uda mi sie zagrac w NBA.
Ja i tak uwazam ze duzo przepracowalam, wiesz jak trudno odrodzic sie jako czlowiek? Czy wiesz jaka ja musze miec dobra karme skoro jestem tu gdzie jestem i mam dostep do nauk i nauczycieli i moge rozwijac sie dalej i isc ta sciezka? Ze urodzilam sie np w miejscu i czasie gdzie nie ma wojny. To jest cos bardzo, bardzo cennego.
Nie godze sie na zniewolenie, gdyby tak bylo to bym nic nie robila i leciala na autopilocie. A ja jestem na sciezce. Tak, pragne wyzwolenia/przebudzenia sie ale wiem ze na ten moment, w tym zyciu nie mam szans. Za duzo syfu do przepracowania. Jak to jeden mistyk (Terton Sogyal) powiedzial ze latwiej zamienic podloge z sufitem albo przemienic ogien w wode niz wyzwolic sie z chociaz JEDNEJ negatywnej emocji. A ja mam takich emocji pelno, a najtrudniejszy do przepracowania jest taki Gollum co siedzi w srodku i ciagle mamrocze - My preccccciousssssssss!!! Tego skubanca pozbyc sie bardzo ciezko. Pokora na niego dziala chociaz walczy mocno
Jeszcze napisz mi czym jest nadswiadomosc i po co Jezus umarl na krzyzu bo tych 2 rzeczy tez nie jestem w stanie pojac.
Na razie jestem zajęty ale o ciałach pisałem już w tym watku? definiując ciało fizyczne, eteryczne, astralne (podswiadomosc) i duchowe (swiadomosc).
562 2015-04-21 11:42:43 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-04-21 11:45:19)
Nie moge edytowac mimo ze nie minelo 24h.
Jesli chodzi o nadswiadomosc to pisalem o tym. Mam taki obraz ze czlowiek sklada sie z roznych cial. Kazde cialo ma nature i materie przestrzeni, wymiaru w ktorym sie porusza. Takie informacje sa nawet zawarte w roznych tekstach i kiedys przeczytalem ze jedna kultura na ziemi (nie moge tego odtworzyc gdzie to czytalem) mowi ze po smierci ciala fizycznego, jedno z trzech cial (ktore znali?) rozplywa sie w przestrzeni (cialo eteryczne), drugie przechodzi do kolejnego zycia (cialo astralne, podswiadomosc, potwierdzaja to zjawiska zmiany charakteru przy przeszczepie serca), a duch wraca do krainy przodkow (swiadomosc). W takim ujeciu nadswiadomosc jest wiec kolejnym cialem duchowym (dopuszczam mozliwosc ze mzoe byc wspolnym - tego typu koncepcja jest zawarta w tzw. ciele Chrystusa gdzie cale cialo stanowi inna jakosc, nie odmawiajac odrebnosci i samoswiadomosci czlonkom tego ciala) ale na ten temat nie mam zadnej wiedzy. Mysle tez ze "pelny czlowiek" tzw. doskonaly jest swiadomy wszystkich swoich cial duchowych i posiada je wszystkie jak i potrafi je uzywac. Z tego co pamietam np. Jezus potrafil sie objawiac jako duch a jednoczesnie jadl i pil.
Co do laski to laska to dar, prezent, gift. Kwestia jest jak to sie odczuwa, zauwaza, dostaje. Nie jest to wynikem aktu woli proszacego czy dostajacego ale moze byc wynikiem jego aplikowania o te laske. Jest to zrozumialem poniewaz zyjemy w swiecie materialnym gdzie spotykamy setki innych ludzi bedac w relacjach z nimi. Ten swiat to mniej niz 5% materialnego swiata ktory obserwujemy w wyniku "besposredniego doswiadczenia". Mamy wiec miejsce na Ziemi, ktore jest pylkiem pylkow w ogromie materialnego Wrzeswiata, ktory stanowi jedynie mniej niz 5% "obserwowalnej" bo oddzialywujacej na materie "energii", co stanowi jakas przestrzen, ograniczone wymiary w calosci rzeczywistosci. Twierdzic ze to wszystko, kazda z tych czesci jest niezamieszkala przez inteligentne byty jest po prostu nonsensem. A jesli ktos jest to moze dawac, moze zabierac, moze byc przyjazny, moze byc wrogi, moze posiadac rozne cechy. Zupelnie tak samo jak na Ziemi. Jednak bycie bytem "niefizycznym" umozliwia wglad w nasz wymiar lub poprzez ciala, wspolne dla rzeczywistosci w ktorej dany byt zyje, stad mozliwosc interakcji, wplywu (pozytywnego, negatywnego) czy przekazywania informacji (prawdy, klamstwa).
A co do milosci to ostatecznym kryterium jest to jak jest. Np. w religii muzulmanskiej jedni widza pokoj, drudzy wojne. Wiele osob ma watpliwosci co do "milosc" w filozofii buddyjskiej. Byc moze roznie te nauki odbieraja. Jest jednak tez takie ciekawe powiedzienie azjatyckie ze mozna powiedziec 1000 prawd (tysiac) zeby powiedziec jedno klamstwo. A wiec kiedy mimo pozornego piekna czegos, ktos zaczyna nam narzucac cos co jest niezgodne z nasza wiara, przekonaniem, sumieniem powinna zapalic sie nam czerwona lampka. Bo zeby zmieniac to trzeba wiedziec po co i dlaczego, jakie beda tego skutki a nie dlatego ze wczesniej wszystko bylo ok. Patrzcie na tresc przytoczonego powiedzenia. Skoro jest znane, obecne w tamtym obszarze kulturowym oznacza to ze mowiac prawde przez dlugi czas ktos moze nas naklonic do jakiegos klamstwa i zrobi to cierpliwie, nawet po latach. Bo takie jest tam myslenie.
Elle gdzie jesteś, sprawdzam tylko czy jeszcze jesteś na forum
daj znaka
już wiem - jesteś,
uff
Sorewicz- zajrzałam dopiero. Wstyd, bo to niejako "mój" temat
Jestem jestem, choć nie mam takiej weny do dywagacji jak wcześniej, jakoś mam teraz etap po prostu "życia", jeśli wiecie o co
Inna sprawa, że drobne dolegliwości zdrowotne odciągnęły moją uwagę dodatkowo. (Uprzedzam pytania - mam to pod kontrolą, jest coraz lepiej )
Ale obserwuję i podczytuję Was :>
<pokój>
maniek_z_maniek
Przeczytalam co napisales o nadswiadomosci i nadal mam pytania.
Czy nadswiadomosc jest moja tak samo jak swiadomosc, czy jest to cos z zewnatrz?
Jak uzyskac dostep do nadswiadomosci i jak uzyskac swiadomosc z punktu widzenia "nadswiadomosci"?
Akt laski - czyli musze prosic i aplikowac o laske? Od czego zalezy czy ja dostane czy nie i od kogo laske dostaje? Czy moje aplikowanie i prosby o laske nie sa aktem mojej woli? Jesli dostaje laske bez aktu mojej woli to brzmi to tak jakbym dostala w sumie przez przypadek, bo ktos/cos ma kaprys. Musisz niestety wyjasnic jasniej.
Po co Jezus umarl na krzyzu? Jakbys mogl napisac z punktu widzenia chrzescijanstwa i ze swojego punktu widzenia.
Uorzedzam ze mi nie chodzi by udowodnic ze moje jest najmojsze ale by zrozumiec.
A co do milosci to ostatecznym kryterium jest to jak jest. Np. w religii muzulmanskiej jedni widza pokoj, drudzy wojne. Wiele osob ma watpliwosci co do "milosc" w filozofii buddyjskiej. Byc moze roznie te nauki odbieraja. Jest jednak tez takie ciekawe powiedzienie azjatyckie ze mozna powiedziec 1000 prawd (tysiac) zeby powiedziec jedno klamstwo. A wiec kiedy mimo pozornego piekna czegos, ktos zaczyna nam narzucac cos co jest niezgodne z nasza wiara, przekonaniem, sumieniem powinna zapalic sie nam czerwona lampka. Bo zeby zmieniac to trzeba wiedziec po co i dlaczego, jakie beda tego skutki a nie dlatego ze wczesniej wszystko bylo ok. Patrzcie na tresc przytoczonego powiedzenia. Skoro jest znane, obecne w tamtym obszarze kulturowym oznacza to ze mowiac prawde przez dlugi czas ktos moze nas naklonic do jakiegos klamstwa i zrobi to cierpliwie, nawet po latach. Bo takie jest tam myslenie.
W sumie to dobre kryterium, tylko trzeba najpierw sprawdzic jak jest a nie jakie ktos ma watpliwosci i interpretacje. Oczywiscie watpliwosci sa zrozumiale ale to juz problem osoby ktora te watpliwosci ma a czesto watpliwosci swoich nie chce rozwiac i tak tkwi w bledzie. Ale to w sumie tez jej problem.
Mi sie zapala czerwona lampka jak ktos o czyms mowi a ja tego nie rozumiem, wtedy uruchamia mi sie antropologiczne zboczenia zawodowe i zaczynam dociekania, pytania i probuje zrozumiec.
Nie wiem o co ci chodzi z tym powiedzeniem o klamstwie gdzies w Azji. To ma byc argument na .......?
Jak będę miał czas to odpisze. Powoli jednak znikam z tej listy.
568 2015-05-05 08:08:11 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-05-05 08:12:18)
Widzisz w ciagu naszego zycia obserwujemy jak sie budzi nasza swiadomosc. W okresie dziecinstwa, potem doroslosci, ciaglego dojrzewania (nie wszyscy te ostatnie maja, niektorzy sie zatrzymuja) nasza swiadomosc jakby sie "otwiera", poszerza zakres pojmowania i rozumienia. Uczy sie tez panowania nad emocjami. W tym sensie po smierci swiadomosc rowniez sie poszerza, natomiast czy jest to kwestia zrzucenia skorupy swiadomosci ducha, ktory wraca do krainy przodkow a jego swiadomosc po odrzuceniu ciala emocjonalnego i fizycznego, nie jest juz tak ograniczona jak na ziemi, czy jest to kwestia "obudzenia" sie kolejnego po duchu ciala swiadomego (nadswiadomosci) to nie jestem tego w stanie stwierdzic i takie rozwazania nie maja znaczenia z praktycznego punktu widzenia swiadomosci tutaj na Ziemi ale maja byc moze w sensie wyboru drogi po smierci. Moja przeszla definicja nadswiadomosci odpowiada wiec poszerzonej swiadomosci ale obecnie moze odpowiadac kolejnej odrebnej od swiadomosci, nadswiadomosci.
Co do laski to dawanie oznacza dawce i biorce z tym ze biorca moze spelniac okreslone kryteria a dawca chciec dac. Mamy wiec sytuacje gdzie potencjalnie biorca jest na taki akt gotowy, co moze determinowac mozliwosc jego zajscia, natomiast decyzje podejmuje dawca. Tego typu zjawiska sie obserwuje namacalnie w sensie np. naglego poprawienia stanu zdrowia nie uzasadnionego medycznie, czy bardziej subtlenie, w postaci zmiany myslenia, samopoczucia czy sytuacji zyciowej. To co sie dzieje w duszy tego "bezposrednio" nie obserwujemy ale niektorzy potrafia wyczuwac tego typu oddzialywania, obserwowac zmiany. Niestety w tym ujeciu co piszesz, akt laski oznacza aplikowanie o nia i adwersarza - zdrodlo laski, bo nic nie bierze sie z nikad. Odrzucajac ten istotny element, odrzuca sie akt laski w ogolnosci, gdyz jest on zwiazany z tym wlasnie. Jak wiec mozna go doswiadczyc? Wtedy nie mozna. Dodatkowo jest on zwiazany z aktem woli odbiorcy, w tym sensie, ze odbiorca musi prawdopodobnie najpierw zgodzic sie swiadomie na takie dzialanie.
"Po co Jezus umarl na krzyzu? Jakbys mogl napisac z punktu widzenia chrzescijanstwa i ze swojego punktu widzenia." a o to nalezalo by zapytac jego, z tym ze odpowiedz jest w slowach Jezusa, bo tak polecil mu Ojciec.
"Nie wiem o co ci chodzi z tym powiedzeniem o klamstwie gdzies w Azji. To ma byc argument na .......?" pewne kultury, obszary maja swoje filozofie. Chodzi mi o to, ze jesli ktos chcialby cos uzyskac w kulturze, obszarze kultury zachodniej to po prostu uzylby jednego klamstwa. W kulturach azjatyckich jest nieco inna filozofia zycia (byla?) stad powiedzenie o jednym klamstwie wsrod 1000 prawd sugeruje mozliwosc innego podejscia do przesycania nieprawdy w kierunku drugiego czlowieka, zwlaszcza ze "prawda" tam jest oparta na osobie mentora, guru, mistrza, inaczej niz w kulturze naszej, gdzie "kazdy jest madry". Sugeruje to wiec koniecznosc wiekszej ostroznosci i doglebnej analizy tego co sie "przejmuje".
Czyli nadswiadomosc jest w pewien sposob odrebna od swiadomosci. Po smierci budzi albo rozwija sie nastepny poziom swiadomosci ktore ty nazywasz cialem swiadomym/nadswiadomoscia. Jak rozumiem i swiadomosc i nadswiadomosc jest twoja (nie wnikam czy jest rozwinieta czy nie). Gdzie jest zrodlo nadswiadomosci? Gdzie jest zrodlo laski? Kto daje laske?
Jezusa niestety sie nie spytam bo minelismy sie czasowo, o jakies 2000 lat.
Moze zapytam inaczej o ukrzyzowanie. Jaki jest sens ukrzyzowania w chrzescijanstwie, jakie ma znaczenie i jaki byl tego cel.
Zdaje sobie sprawe z tego ze ludzie klamia i jest to niezalezne od kultury, religii, koloru skory, plci i wieku.
W tym momencie robisz jakies alzuje o "pewnych kulturach" ktore chca "cos uzyskac" i "przesycaja nieprawde" i gdzies tam w Azji klamstwo jest. Sam chyba widzisz ze takie pisanie jest troche niepowazne. I szczerze mowiac nie wiem nawet do czego mam sie odniesc.
Piszesz o klamstwie i mam wrazenie (moze bledne) ze chcesz tego jakos uzyc w odniesieniu do Buddy i buddyzmu. Nie owijaj w bawelne, napisz po prostu i konkretnie. Ja to przyjme na klate i obiecuje ze nawet sie nie pogniewam.
Calkowicie sie zgadzam z ostatnim zdaniem. Nie kazdy guru jest Guru i nie kazdy mistrz bedzie Mistrzem. Dlatego wlasnie trzeba ich sprawdzac, byc ostroznym, obserwowac i dopiero podejmowac decyzje. Nie powinno opierac sie na slepej wierze i swoich wyobrazeniach. To jednak dotyczny kazdej wiary.
570 2015-05-11 08:32:42 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-05-11 08:37:15)
Witam!
Mysle ze na Twoje pytania juz odpowiedzialem. Jesli chodzi o "klamstwo" to chodzilo mi jedynie o pewna ostroznosc i wrazliwosc w poruszaniu sie po pewnych kulturach, ktorych zwlaszcza nie doswiadczamy na codzien. Jestes bardzo zafascynowana kulturami czy myslami filozoficznymi pochodzacymi z Azji ale zapominasz ze tam dalej obowiazuje kastowosc (w niektorych krajach), gdzie filozofia panstwa to jednostka podporzadkowana organizmowi, gdzie problemy egzystencjalne rozwiazuje sie bez poszanowania otoczenia, przyrody, rownowagi, drugiego czlowieka. To praktyczna otoczka a nie tylko teoretyczna.
Co do zrodla to zrodlem wszystkiego jest Jedyna Praprzyczyna. Mozna to udowodnic metoda logicznego dowodu przyczynowo-skutkowego. Natomiast jesli przyjmiemy ze ta Praprzyczyna jest Osobowa i Inteligentna (wiele na to wskazuje) to jest to Osoba, Ojciec, Stworca Wrzechrzeczy. Czy dziala bezposrednio, czy przez rozne sily, nie mam wiedzy na ten temat. Ale ludzie, ktorzy opisuje swoje wspomnienia z przed momentu urodzenia sie, mowia o dwoch rzeczach. Ze dusze ludzie sa zradzane oraz ze tam odczuwaja Jego Wszechobecnosc. To jest zrodlo wszystkiego rowniez np. dla Jezusa, ktory sam o tym mowi w rozmowach z siostra Kozlowska, ze caly spokoj otrzymal od Ojca.
Nie wiem ale moze powinnas porozomawiac z katolikami albo zarliwymi chrzescinajami. Nie rozumiem bo ignorujesz moje wypowiedzi, znowu sie pytasz:
"Moze zapytam inaczej o ukrzyzowanie. Jaki jest sens ukrzyzowania w chrzescijanstwie, jakie ma znaczenie i jaki byl tego cel."
A w poscie wyzej juz Ci odpisalem:
""Po co Jezus umarl na krzyzu? Jakbys mogl napisac z punktu widzenia chrzescijanstwa i ze swojego punktu widzenia." a o to nalezalo by zapytac jego, z tym ze odpowiedz jest w slowach Jezusa, bo tak polecil mu Ojciec."
"Jezusa niestety sie nie spytam bo minelismy sie czasowo, o jakies 2000 lat. " Ja nie bedac nim Ci nie odpowiem, jednak biorac pod uwage calosc rzeczywistosci (nie tylko te 3 wymiarowa, materialna) takie pytania i takie odpowiedzi istnieja, tak jak i osoby, byty, o ktore zachaczaja. Nie wymaga to jakiejs wielkiej wiary, po prostu jest logicznym polaczeniem dostepnych informacji z roznych dziedzin oraz doswiadczen ludzi. My doswiadczamy ogromnie ograniczonej rzeczywistosci, nie mamy nawet kontroli nad bodzcami, ktore przychodza z zewnatrz.
Ogolnie moge jedynie powiedziec ze wiele naszych spolecznych "uwazan" ze cos jest takie jakie jest (przyczyn, powodow) jest bledna a przynajmniej zalezy od naszego ograniczonego myslenia. Najlepiej podac by tu przyklad ale musze chwiel pomyslec zeby go wymyslic, np.
zalozmy ze dziecko chce wyjsc na rower (aktywne spedzanie czasu, rozwijanie umiejetnosci) ale moza ulec wypadkowi, rodzic majacy wiedze o tym (prawdopodobienstwa wyjscia tu i teraz w tym miejscu) zabrania mu, dziecko robi jednak co chce i A. konczy, B. nie konczy sie wypadkiem
A1. reflektuje sie i nawraca lub A2. ma pretensje do rodzica
B1. jednak sie relfektuje B2. brnie w gorsze sytuacje
itd. itd.
Piszac "Jaki jest sens ukrzyzowania w chrzescijanstwie, jakie ma znaczenie i jaki byl tego cel." musisz zachaczyc o wiele aspektow, o sens cierpienia, cel poswiecenia, kwestie posluszenstwa,
kwestie odbioru milosci, itd. Czesc z tym rzeczy jest dla nas nieznana, czesc roznie a najczesciej opatrznie rozumiana (np. sens cierpienia). Chociaz...np. w ksiazkach dr. Newtona (wspomnienia
z hipnozy przedprenatalnej) umieszczone sa opisy ludzi, ktorzy wiaza pewne sytuacje i cierpienia z "misja" pomocy sobie i innym, ze zwiazkami karmiczymi. Ksiazki wiec mozna by pisac w odpowiedzi na takie pytanie, mozna niemal wyrzuci ze 100 aspektow z rekawa i kazdy na wielostronne dyskusje. A przeciez istota jest w tym, ze to kazdy powinien sobie odpowiedziec na pytanie, nie co sadza inni, ale jaki jest moj stosunek do tego?
Natomiast wracajac do nadswiadomosci czy swiadomosci. Z punktu widzenia naszego zycia ona juz istnieje (gdyz zylismy i to swiadomie przed momentem naszego urodzenai sie w obecnym zyciu), tego zwiazku jednak swiadomie nie pamietamy. Natomiast wszystko kiedys zostalo stworzone badz zrodzone. Co wiecej, nie tylko my poslugujemy sie terminem wszech. To wskazuje na jedno zrodlo. Termin Wszechobecnosci uzywaja ludzie, ktorzy relacjonuja swoje przedprenatalne wspomnienia. Termin Stworca Wszechrzeczy uzywali Nephilim, ktorzy wg. pism sumeryjskich przyczynili sie do modyfikacji istoty, ktora juz istniaja na Ziemi. Terminu jednego konkretnego zrodla uzywa rowniez Jezus. Mysle ze tu nie ma jakiegos niedopowiedzenia, ktore na sile probujesz znalezc.
szkoda , że ten wątek umarł , miło było poczytać
maniek_z_maniek Przepraszam za tak dluga przerwe ale to wynika z mojej pracy.
Na poczatek ponownie chce wyjasnic bo wydaje mi sie (moze blednie) ze troche sie mijamy. Ja nie szukam hakow, niescislosci, braku logiki i niedopowiedzen w opisie Twojego swiata i tego jak Ty to odbierasz. Interesuje mnie tylko Twoj opis Twojego swiata. Czysto z antropologicznego punktu widzenia. Jesli zadaje pytania to tylko po to by sie dowiedziec wiecej a nie by udowodnic ze w tym czy tamtym punkcie jest blad.
Nie ignoruje Twoich wypowiedzi, spytalam ponownie o ukrzyzowanie bo odpowiedz "tak plecil mu Ojciec" nie jest dla mnie wystarczajaca. Po prostu draze temat. I sie nie mylilam bo nizej ten watek rozwijasz. I mam nadzieje ze rozwiniesz do konca.
Dzieki za troske ale mysle ze po tylu latach radze sobie niezle z kulturami wschodu. Zgadzam sie co kastowosci, czasami doprowadza mnie to do bialej goraczki i wtedy strasznie przeklinam. Nie zapominam bo zapomniec sie nie da, szczegolnie gdy probuje sie cos zalatwic albo zorganizowac niektore rzeczy. Denerwuje mnie to i utrudnia prace. Na szczescie to nie cala Azja. Troche jednak demonizujesz Wschod
573 2015-05-27 09:57:43 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-05-27 09:59:04)
maniek_z_maniek Przepraszam za tak dluga przerwe ale to wynika z mojej pracy.
Na poczatek ponownie chce wyjasnic bo wydaje mi sie (moze blednie) ze troche sie mijamy. Ja nie szukam hakow, niescislosci, braku logiki i niedopowiedzen w opisie Twojego swiata i tego jak Ty to odbierasz. Interesuje mnie tylko Twoj opis Twojego swiata. Czysto z antropologicznego punktu widzenia. Jesli zadaje pytania to tylko po to by sie dowiedziec wiecej a nie by udowodnic ze w tym czy tamtym punkcie jest blad.
Nie ignoruje Twoich wypowiedzi, spytalam ponownie o ukrzyzowanie bo odpowiedz "tak plecil mu Ojciec" nie jest dla mnie wystarczajaca. Po prostu draze temat. I sie nie mylilam bo nizej ten watek rozwijasz. I mam nadzieje ze rozwiniesz do konca.Dzieki za troske ale mysle ze po tylu latach radze sobie niezle z kulturami wschodu. Zgadzam sie co kastowosci, czasami doprowadza mnie to do bialej goraczki i wtedy strasznie przeklinam. Nie zapominam bo zapomniec sie nie da, szczegolnie gdy probuje sie cos zalatwic albo zorganizowac niektore rzeczy. Denerwuje mnie to i utrudnia prace. Na szczescie to nie cala Azja. Troche jednak demonizujesz Wschod
Chodzi Ci o sens cierpienia, zycia, roznych sytuacji?
Otoz to chyba oczywiste ze sens czegos rozpatruje sie w jakis kryteriach, w jakims systemie wartosci. Co ciekawe, juz dawno zauwazylem ze wszystko co sie WOGOLE dzieje musi miec swoje logiczne uzasadnienie, powody. Skoro jest wiec cos czego nie rozumiemy, co wiecej, jest w sprzecznosci z jakimis (najczesciej naszymi) kryteriami, to sugeruje to iz to ma powody, wartosci, w innym systemie wartosci, chocby pochodzil z innej kultury, byl wyznawany przez innego czlowieka, wrecz pochodzil z innego swiata.
Po drugie, np. danie jajmuzny, moze byc wyuczone a moze wynikac z glebokiej potrzeby wewnetrznej. Czyli ze wiele rzeczy dzieje sie we wnetrzu kogos kto to robi. My niekoniecznie musimy to rozumiec. Ale poprzez obserwacje, bardziej otwarte myslenie, cos tam w koncu zrozumiemy?
Chodzi mi konkretnie o to jaki byl sens ukrzyzowania, sens cierpienia etc. Licze na dluzszy esej. Wiem ze prosze o duzo ale mysle ze dasz rade.
Co ciekawe, juz dawno zauwazylem ze wszystko co sie WOGOLE dzieje musi miec swoje logiczne uzasadnienie, powody.
Wszystko ma powod i przyczyne. Zastanawiam sie nad logika Czasami my ludzie zachowujemy sie nielogicznie
Gdy zrobie cos glupiego z jakiegos powodu (oczywiscie moglam zareagowac na 500 roznych sposobow), ma to swoja przyczyne i bedzie mialo efekt i konsekwencje. Tutaj logika jest zachowana. Moja reakcja moze byc nielogiczna, nieadekwatna, wyolbrzymiona i jeszcze z 200 rzeczy sobie dopowiem i tutaj logiki troche brak.
Konkretny przylad: ide ulica, mija mnie jakas dziewczyna i "mierzy wzrokiem". Zaczynam sie wsciekac bo co ona mnie tak mierzy, za kogo ona sie ma? I zaczynam sie wkrecac i zaraz uznam ze pewnie ona jest glupia malo wyksztalcona pipa ktora mi do piet nie dorasta. Od razu dzwonie do przyjaciolki i jej opowiadam o tej glupiej pipie, ktora byla glupio ubrana i brzydka jak ?.(prosze sobie odpowiednie wstawic).
Powodem mojego zachowania bylo to ze dziewczyna na mnie popatrzyla, nielogiczne jest moje zachowanie bo od razu zaczelam tworzyc historie na jej temat i potem przez 2 dni przezywam. A ta glupia pipa mogla isc wlasnie do okulisty po okulary i slabo mnie widziala i wcale mnie nie zmierzyla tylko popatrzyla w dol bo za mna szla pani z fajnym psem a miala okropna mine bo jadac do okulisty ktos stuknal jej samochod.
Moje zachowanie bedzie nielogiczne w tym sensie ze oparte na glupich wymyslach ale bedze tez logiczne bo wynikac bedzie z tej jednej przyczyny albo powodu (dziewczyna sie popatrzyla). I logiczne i nielogiczne
Skoro jest wiec cos czego nie rozumiemy, co wiecej, jest w sprzecznosci z jakimis (najczesciej naszymi) kryteriami, to sugeruje to iz to ma powody, wartosci, w innym systemie wartosci, chocby pochodzil z innej kultury, byl wyznawany przez innego czlowieka, wrecz pochodzil z innego swiata.
Najczesciej cos bedzie sprzeczne z naszymi kryteriami wlasnie dlatego ze nie rozumiemy. Mamy tez tendencje to kurczowego chwytania sie naszych wlasnych kryteriow i nie chcemy patrzec szerzej. Tacy jestesmy ulomni.
Po drugie, np. danie jajmuzny, moze byc wyuczone a moze wynikac z glebokiej potrzeby wewnetrznej. Czyli ze wiele rzeczy dzieje sie we wnetrzu kogos kto to robi. My niekoniecznie musimy to rozumiec. Ale poprzez obserwacje, bardziej otwarte myslenie, cos tam w koncu zrozumiemy?
Dlatego motywacja albo intencja jest bardzo wazna i trzeba byc ostroznym z ocenianiem innych. Nie znam motywacji wszystkich ludzi ale bardzo istotne jest to by pilnowac siebie. Czy to co robie wynika z mojej czystej intencji czy tylko chce sie pokazac przed innymi?
Ogladales film Ex-Machina? Ciekawe rozmowy o Swiadomosci.
Elle, miło cie widzieć
576 2015-07-25 22:25:46 Ostatnio edytowany przez znajda (2015-07-25 22:26:20)
HEY Weronka a jak u Ciebie? lepiej , inaczej ? musisz wreszcie to wyrzucić , wszystko . inaczej będziesz ścieżkami pobocznymi dążyć do tego , czego możesz nie dotknąć jeśli nie uwierzysz w prawdę.
577 2015-08-01 18:12:33 Ostatnio edytowany przez weronka44 (2015-08-01 18:14:24)
O, mój post wcięło
Znajda - ja cię znam poeto
578 2015-08-10 12:56:44 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-08-10 12:58:24)
Ogladales film Ex-Machina? Ciekawe rozmowy o Swiadomosci.
Ostatnio ogladalem i tu akurat ciekawie pokazano intencje dzialania a nie koniecznie samo powstawanie swiadomosci. Powstawanie swiadomosci lepiej jest ukazane w serialu Caprica (z bardziej "mlodziezowego" punktu widzenia).
Problem swiadomosci bardzo mnie interesuje, jednak nie mysle ze mozna ja sztucznie wytworzyc. Swiadomosc istnieje niezaleznie od np. ludzkiego mozgu (sa na to dowody, np. opisuje to amerykanski neurochirug w swojej ksiazce o wlasnej spiaczce podajac konkretne medyczne odniesienia dotyczace aktywnosci mozgu i doznan swiadomosci) a mozg bez duszy nie przejawia samoswiadomosci.
A co do opisanego przykladu spotkania dziewczyny to wiele naszych zachowan jest wynikiem dzialania programu podswiadomosci. Tylko swiadome podchodzenie do danego "spotkania przy jednoczesnej swiadomosci istnienia "naciskow z podswiadomosci" pozwala na override tego programu. Inaczej jest on zwykle realizowany. Nie musi byc wiec to logiczne z punktu widzenia swiadomosci czy czegokolwiek tam samo jak nie mozna wytlumaczyc tego ze ktos lubi ryby a nie lubi melonow.
HEY Weronka a jak u Ciebie? lepiej , inaczej ? musisz wreszcie to wyrzucić , wszystko . inaczej będziesz ścieżkami pobocznymi dążyć do tego , czego możesz nie dotknąć jeśli nie uwierzysz w prawdę.
Tylko co jest PRAWDĄ?
prawda jest tak nie widoczna , że aż bliska tobie. Ciężko ją zauważyć - nie męcz się - poszukiwania spełzną na niczym, tak prościej - ty już wiesz co jest prawdą- lecz dalej kalkulujesz , co się opłaca , raj a może świat ducha itd . musi być mistrz by nauczyć mistrza... lecz prawdziwy mistrz wie , że uczeń kiedyś musi być mistrzem, inaczej to labirynt bez wyjścia. Doszedłem do wniosku, że albo idziemy do pkt pewnego nie odwracalnego, albo to wszystko już było a my odtwarzamy i . Chaos potęguje wygraną, ale czy to dobre czy złe i czego ja chce? cele - tak obłędne , ale jakoś trzeba to życie ubrać. a jak ? byle jak , też nic nie zmienia. tam u źródła istnieje tylko dobro, tylko niewygoda ta prawda, a to ciągle dobro- tylko nie twoje-na końcu się uśmiechniesz - 100% prawdy.