ET,
Super, że przekonałeś Szanowne Moderatorki do odblokowania wątku
Jak wieść gminna głosi nie byłem osamotniony w przekonywaniu, mając jawne i ciche wsparcie z "tu i teraz" czyli teraźniejszości (Elle88) i Przyszłości :-)
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » RELIGIA - DUCHOWE POSZUKIWANIA » OGÓLNA TEORIA WSZYSTKIEGO by ELLE88 - netkafejka
Strony Poprzednia 1 … 4 5 6 7 8 9 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
ET,
Super, że przekonałeś Szanowne Moderatorki do odblokowania wątku
Jak wieść gminna głosi nie byłem osamotniony w przekonywaniu, mając jawne i ciche wsparcie z "tu i teraz" czyli teraźniejszości (Elle88) i Przyszłości :-)
Elle,
Gdzie przebywasz?
Czy są tu inne osoby zainteresowane tematyką świadomości i samoświadomości?
jestem
przerabiam dzisiaj utożsamianie "ja" z "mnie"
jestem
przerabiam dzisiaj utożsamianie "ja" z "mnie"
Wspaniale
In_ka,
Jak Ty definiujesz (chodzi mi o czucie) świadomość i samoświadomość?
Dla przypomnienia definicje ET i Elle:
Ty natomiast jak widzę używasz pojęcia "swiadomość" inaczej niż jako "aktualne pole świadomości" czyli suma rzeczy i procesów, które akurat przetwarzam, mając poczuce (samoświadomość) że to robię.
Świadomość jako 'pozostawanie przytomnym' - jest obserwacja, nie ma obserwatora
Samoświadomość - stosunek do pewnych spraw jako wypadkowa sumy doświadczeń, przeżytych i przepracowanych emocji, w tym świadomość posiadanych umiejętności, zalet i wad; pochodna mądrości życiowej. Rozróżnijmy to np. w ten sposób
zgadzam się z Elle, mogę to, tak definiować
świadomość najwyższy poziom przytomności ...
samoświadomość akt refleksji ...
zgadzam się z Elle, mogę to, tak definiować
świadomość najwyższy poziom przytomności ...
A ja gdzieś jestem "pomiędzy", przy czym ET reprezentuje dla mnie "szkiełko i oko" a Elle "czucie i wiarę"
Ostatnio zaczęłam sama siebie pytać (nie ma jak to pogadać z kimś inteligentnym ), czym dla mnie jest świadomość. I mi wyszło, że w szerokim znaczeniu świadomość to:
-Wiedzą
-Subiektywne doświadczenie
-Głębszy poziom perspektywy
-JA, moja subiektywność
-Stan funkcjonowania mózgu
-Zrozumienie, że istnieją równolegle poziomy świata (np. atomowy, nuklearny, itd.) ale wówczas rodzi się pytanie o wspólną płaszczyznę.
Jest to też suma moich studiów i próby zrozumienia z różnych poziomów.
Trochę już jestem tym zmęczona i czuję, że jak poświęcę więcej czasu i energii to narażę się na zagubienie, bo to wciąż labirynt tajemniczości.
I jeszcze te pytania:
Czy istnieją poziomy stanu świadomości i czym jest ewentualnie pełna, "najwyższa" świadomość?
A jeśli wszystko na świecie posiada wspólne źródło a w ślad za tym czy istnieje uniwersalna rzeczywistość a w konsekwencji wspólna świadomość?
Pamiętam taki film "Odmienne stany świadomości", zrobił na mnie wrażenie.
Mój mąż nałogowo oglądał "Star Trek" i tam znowu jest przykład wspólnej świadomości.
hm najwyższa świadomość - czy jest osiągalna?
mnie bardzo determinuje "czucie i wiara" chociaż "szkiełko i oko" przemawia ...
widzę, jak na przestrzeni lat zmienia się moja samoświadomość
/.../ przy czym ET reprezentuje dla mnie "szkiełko i oko" /.../
U "szkiełkowców" świadomość traktuje się to jako "scalak" dzięki któremu możliwa jest integracja zachowania. To pojęcie mające interpretację kliniczną, przykładowo: jeśli się to psuje delikwent zaczyna się modlić w łazience(w sensie mówić pacierz bo coś tu podobne jest do ołtarza - "modlić" to za dużo powieddziane) i siusiać do doniczek/autentyczne/ - przypadkowy bodziec wyzwala krótkie sekwencje stereotypowych czynności, słów, (i zapewne myśli) ale nie ma czynnika spajającego zachowanie. Składa się ono wtedy z impulsywnych, niepowiązanych ze sobą ciągów uruchamianych przypadkowo czynności. Zwykle w tym stanie nie działa też pamięć. Najłatwiej takie rzeczy zobaczyć na ostro w szybko narastającym wodogłowiu wewnętrznym, gdy istnieje wzrost ciśnienia na ściany komór mózgowych bo nie ma odpływu dla produkowanego w nich płynu mózgowo-rdzeniowego.
no i podobno można tą świadomość włączyć i wyłączyć
w każdym razie, tak naukowcy twierdzą wystarczy oddziaływać na przedmurze, brr
no i podobno można tą świadomość włączyć i wyłączyć
w każdym razie, tak naukowcy twierdzą wystarczy oddziaływać na przedmurze, brr
Z przedmurzem to raczej ściema - ono ma swój system projekcji więc nie wiadomo co pośrednio włączyli/wyłączyli drażniąc. Uszkodzenia przedmurza nie dają same w sobie permanentnych zaburzeń swiadomości. Różnie natomiast bywa z ogniskami epileptycznymi umiejscowionymi w przedmurzu - tam czasem to widać.
ale patrząc z medycznego punktu widzenia jest, to możliwe
ale patrząc z medycznego punktu widzenia jest, to możliwe
Tak ale ne wiadomo jak to się dzieje, bo system projekcji sieje po całym mózgu. Była teoria, że przedmurze koordynuje coś tam, ale niewiadomo co to "coś tam" - no i (ostatnio nie sprawdzałem), ale na razie nikt tego nie powtórzył
Pytanie 3
Co to są właściwie ciała subtelne - gdzie i w jaki sposó istnieją, wcześniej pisałaś o różnym ich rozłożeniu w różnych warstwach /tylko czego/:
Ciała subtelne istnieją w powiązaniu z 'planami' przejawiania się, o których pisałam na samym początku. W zależności od posiadanego stopnia rozwoju poszczególnych planów, wzrasta ilość ciał subtelnych (poziom oświecenia). Przy czym nie każdy z planów posiada ciała subtelne, bo np. ciało fizyczne (plan fiz.) zbudowane jest gł. z 'materii stałej', w związku z czym nie ma predyspozycji do przeżywania większych poruszeń, które związane są z przeżyciami duchowymi, od tego są inne wyższe plany.
Dla powtórki, mamy kilka rodzajów planów:
- fizyczny
- eteryczny
- astralny
- mentalny
- przyczynowy
- buddialne
- atmaniczne
...itd.
I tak jak wspomniałam, w zależności od ilości i stopnia rozwoju tych ciał, człowiek ma dostęp do węższej lub szerszej perspektywy postrzegania natury spraw i rzeczy, co przekłada się z kolei na możliwości efektywnej komunikacji. Wiadomo, że im większa różnica w ilości ciał s. między osobami, tym większa przepaść jeśli chodzi o rozwój, a komunikacja jest prawie niemożliwa.
Rozumiem to w ten sposób, że stan "Świadomości" wiąże się z doświadczaniem "bezosobowym" jakby z pozostawieniem swojej osoby, z wszystkimi jej emocjami, patologiami, instynktami, potrzebami na boku i skupieniem na "patrzeniu" na to co się dzieje. Identyfikacja z bohaterem zdarzenia byłaby w tym stanie przywróceniem ograniczeń.
Mniej więcej tak można to opisać, z ta różnicą, by w miarę możliwości wyeliminować element "skupiania", bo to kojarzy się jednak z wysiłkiem 'Uważność'/ Przytomność to coś na tyle naturalnego od pewnego poziomu rozwoju, że nie jest związana z żadnych wysiłkiem.
Funkcja obronną jaką pełnią jest oczywista - "oddzielenie" się od własnej osoby
Tak, ale tu opisałeś klasyczny mechanizm wyparcia i ucieczkę od trudnych emocji, a pozostawanie w stanie Świadomości nie polega w żadnym razie na ucieczce od emocji, tylko na czymś w zasadzie odwrotnym: na pełnej zgodzie na ich współistnienie, ot po prostu nie ma już kontekstu przyczynowo-skutkowego (w naszym 'tradycyjnym' rozumieniu) by była potrzebna gotowa historia, która te emocje uwiarygadnia i uprawomocnia
Dzięki. Z perspektywy ewentualnego "użytkownika" widzę coś w rodzaju problemu dostatecznej ilości "zasobów" które trzeba "z siebie" wydzielić dla pełnego przeskoczenia.
Jakie konkretnie 'zasoby' masz na myśli? Teraz ja proszę o doprecyzowanie
Kolejny problem polega na tym, że w sytuacjach realnych, emocje są na tyle silne, że z całą bezwzględnością przywiązują przeciętnego użytkownika mózgu (czy tego czegoś o czym piszesz) do siebie - na takim np. jak tu forumie, można sobie pozwolić na chwilę medytacji zanim zacznie się odpowiadać na sytuację. W realu trudniej ale prawdopodobnie jest do wyćwiczenia.
W sytuacjach newralgicznych dla kogoś, kto dopiero zaczyna, jest na pewno trudniej pozostawać przytomnym, bo wciąż się z emocjami i historiami identyfikuje, oczekuje sam od siebie jakiejś reakcji na to wszystko i frustruje go to swoja 'opieszałość' to 'reaktywność' i tak na zmianę Innymi słowy pozostaje wtedy nieprzytomny, a im bardziej stara się być przytomny, tym bardziej jest tą walka ze sobą umęczony.
W zasadzie nie ma większego znaczenia w jakich sytuacjach uważność "ćwiczymy", to o co chodzi naprawdę to zajście tzw. 'szyfty'/przeskoczenie klapki w głowie i od tego momentu następuje taki poziom zrozumienia, po którym nie ma już potrzeby i chęci powrotu do dawnego stanu reaktywności. Oczywiście to się zdarza, ale można to "wyłączyć" w miarę szybko. Czasem to wpadanie na powrót w 'dramaturgię' jakichś zdarzeń ma na celu wejście w bliższy kontakt z uczestnikami jakiejś sytuacji, gdzie z wyższego poziomu byłoby to niemożliwe z powodów, o których pisałam na samym początku tego posta.
Innymi słowy pozostaje wtedy nieprzytomny, a im bardziej stara się być przytomny, tym bardziej jest tą walka ze sobą umęczony.
bingo
ale z drugiej strony, ta umiejętność wczuwania się w emocje, jest tak pożądaną - empatią
czy przytomność pozbawia nas empatii ?
matko, właśnie miałam deja vu z kimś już na forum, tak rozmawiałam, chyba ...
Pytanie 3
Co to są właściwie ciała subtelne - gdzie i w jaki sposó istnieją, wcześniej pisałaś o różnym ich rozłożeniu w różnych warstwach /tylko czego/:Ciała subtelne istnieją w powiązaniu z 'planami' przejawiania się, o których pisałam na samym początku. W zależności od posiadanego stopnia rozwoju poszczególnych planów, wzrasta ilość ciał subtelnych (poziom oświecenia). Przy czym nie każdy z planów posiada ciała subtelne, bo np. ciało fizyczne (plan fiz.) zbudowane jest gł. z 'materii stałej', w związku z czym nie ma predyspozycji do przeżywania większych poruszeń, które związane są z przeżyciami duchowymi, od tego są inne wyższe plany.
Dla powtórki, mamy kilka rodzajów planów:
- fizyczny
- eteryczny
- astralny
- mentalny
- przyczynowy
- buddialne
- atmaniczne
...itd.I tak jak wspomniałam, w zależności od ilości i stopnia rozwoju tych ciał, człowiek ma dostęp do węższej lub szerszej perspektywy postrzegania natury spraw i rzeczy, co przekłada się z kolei na możliwości efektywnej komunikacji. Wiadomo, że im większa różnica w ilości ciał s. między osobami, tym większa przepaść jeśli chodzi o rozwój, a komunikacja jest prawie niemożliwa.
To może nie Twój problem ale mój /z oczywistych powodów ;-)/ więc mimo wszystko chciałbym abyś coś napisała o tym czy one jakoś istnieją "fizycznie" czy nie.
A przy okazji - o planach /ze dwa trzy słowa/:
- fizyczny -ok rozumiem
- eteryczny - WTF?
- astralny - WTF???
- mentalny - CHYBA rozumiem
- przyczynowy -CHYBA nie rozumiem
- buddialne -???
- atmaniczne - ???
Rozumiem to w ten sposób, że stan "Świadomości" wiąże się z doświadczaniem "bezosobowym" jakby z pozostawieniem swojej osoby, z wszystkimi jej emocjami, patologiami, instynktami, potrzebami na boku i skupieniem na "patrzeniu" na to co się dzieje. Identyfikacja z bohaterem zdarzenia byłaby w tym stanie przywróceniem ograniczeń.
Mniej więcej tak można to opisać, z ta różnicą, by w miarę możliwości wyeliminować element "skupiania", bo to kojarzy się jednak z wysiłkiem
'Uważność'/ Przytomność to coś na tyle naturalnego od pewnego poziomu rozwoju, że nie jest związana z żadnych wysiłkiem.
Funkcja obronną jaką pełnią jest oczywista - "oddzielenie" się od własnej osoby
Tak, ale tu opisałeś klasyczny mechanizm wyparcia i ucieczkę od trudnych emocji, a pozostawanie w stanie Świadomości nie polega w żadnym razie na ucieczce od emocji, tylko na czymś w zasadzie odwrotnym: na pełnej zgodzie na ich współistnienie, ot po prostu nie ma już kontekstu przyczynowo-skutkowego (w naszym 'tradycyjnym' rozumieniu) by była potrzebna gotowa historia, która te emocje uwiarygadnia i uprawomocnia
Nie przypomina to typowego wyparcia z uwagi na totalność tego zjawiska - wyparcie jest selektywne. A to - to raczej całkowite odcięcie się, ale to szczegół bo jak widzę my nie o tym.
Dzięki. Z perspektywy ewentualnego "użytkownika" widzę coś w rodzaju problemu dostatecznej ilości "zasobów" które trzeba "z siebie" wydzielić dla pełnego przeskoczenia.
Jakie konkretnie 'zasoby' masz na myśli? Teraz ja proszę o doprecyzowanie
Cofam pytanie, tak jak jest zaczyna mi się to kleić, myślałem, że to działa inaczej./Że np.:jest to jakby wydzielenie z "siebie" spokojnego miejsca o którym piszesz - ale jak widzę to raczej stan całości./
Kolejny problem polega na tym, że w sytuacjach realnych, emocje są na tyle silne, że z całą bezwzględnością przywiązują przeciętnego użytkownika mózgu (czy tego czegoś o czym piszesz) do siebie - na takim np. jak tu forumie, można sobie pozwolić na chwilę medytacji zanim zacznie się odpowiadać na sytuację. W realu trudniej ale prawdopodobnie jest do wyćwiczenia.
W sytuacjach newralgicznych dla kogoś, kto dopiero zaczyna, jest na pewno trudniej pozostawać przytomnym, bo wciąż się z emocjami i historiami identyfikuje, oczekuje sam od siebie jakiejś reakcji na to wszystko i frustruje go to swoja 'opieszałość' to 'reaktywność' i tak na zmianę
Innymi słowy pozostaje wtedy nieprzytomny, a im bardziej stara się być przytomny, tym bardziej jest tą walka ze sobą umęczony.
W zasadzie nie ma większego znaczenia w jakich sytuacjach uważność "ćwiczymy", to o co chodzi naprawdę to zajście tzw. 'szyfty'/przeskoczenie klapki w głowie i od tego momentu następuje taki poziom zrozumienia, po którym nie ma już potrzeby i chęci powrotu do dawnego stanu reaktywności. Oczywiście to się zdarza, ale można to "wyłączyć" w miarę szybko. Czasem to wpadanie na powrót w 'dramaturgię' jakichś zdarzeń ma na celu wejście w bliższy kontakt z uczestnikami jakiejś sytuacji, gdzie z wyższego poziomu byłoby to niemożliwe z powodów, o których pisałam na samym początku tego posta.
Nawiasem - postulaty aby robić to bezwysiłkowo, aby nie walczyć z czymkolwiek, przypominają mi instrukcje różnych praktyków medytacji. Zwykle dochodzą jeszcze sugeste aby w miarę możliwości przygotować sobie wejście w coś takiego poprzez "pozwolenie się zatrzymać" dziejącym sie czynnym procesom psychicznym na ile to możliwei aby oczyścić wcześniej umysł.
Widać, że wiesz co mówisz. Szkoda, że znam zaledwie "dalekie echo" tego o czym piszesz. Więc dla ciekawości:
Pytanie 4
CO JEST DALEJ?
Innymi słowy pozostaje wtedy nieprzytomny, a im bardziej stara się być przytomny, tym bardziej jest tą walka ze sobą umęczony.
Nie miało tu pisać "Świadomy"?
...widzę, jak na przestrzeni lat zmienia się moja samoświadomość
in_ka,
A ja dzisiaj mam wrażenie, że przez wiele lat "spałam". A tyle było szkoleń, sesji coachingowych, których zadaniem było "uświadamianie"mnie
Przyszłość napisał/a:/.../ przy czym ET reprezentuje dla mnie "szkiełko i oko" /.../
U "szkiełkowców" świadomość traktuje się...
ET, ponieważ w Twojej wypowiedzi umieściłeś fragment mojego posta, pozwól, że zapytam: co chciałeś przekazać w swojej wypowiedzi ?
/.../
ET, ponieważ w Twojej wypowiedzi umieściłeś fragment mojego posta, pozwól, że zapytam: co chciałeś przekazać w swojej wypowiedzi ?
Ponieważ wcześniej wstawiłaś cytat z podaną tu przeze mnie definicją świadomości. Raczej się jej nie poczuje jeśli nie widziało się realnej, praktycznej wartości tego pojęcia. Sytuacji w której pojęcie to coś wyjaśnia i do czegoś służy. Poprzednio podałem definicję świadomości - czym JEST, tu zaś skoncentrowałem się na ukazaniu skutków jej BRAKU. Dopiero wtedy widać naprawdę dlaczego definiuję świadomość tak a nie inaczej. (Oczywiście termin tu i ówdzie chodzi ale już "nieostro" w innych znaczeniach, jak piszesz)
To może nie Twój problem ale mój /z oczywistych powodów ;-)/ więc mimo wszystko chciałbym abyś coś napisała o tym czy one jakoś istnieją "fizycznie" czy nie.
A przy okazji - o planach /ze dwa trzy słowa/:
- fizyczny -ok rozumiem
- eteryczny - WTF?
- astralny - WTF???
- mentalny - CHYBA rozumiem
- przyczynowy -CHYBA nie rozumiem
- buddialne -???
- atmaniczne - ???
Ich istnienia nie doświadczysz w taki sposób jak doświadczasz formy/materii fizycznie. Nie dotkniesz, nie 'zobaczysz' zmysłem wzroku - jak sama nazwa wskazuje "ciała subtelne "
eteryczne - najbliższe ciału fizycznemu (poziom energii chi/prana) Kondycja tego poziomu wpływa na ogólne zdrowie ciała (poziom fizyczny) i v-ce versa. Kiedy masz do czynienia z bioenergoterapeutą to oni w większości właśnie z tego poziomu sczytują poziom energetyczny poszczeg. narządów/części ciała. Każdy narząd z ciała ma swój 'odpowiednik wibracyjny' w polu eterycznym, o może w ten sposób
astralne - odpowiada za sczytywanie emocji od innych oraz ujawnia nasze innym osobom
przyczynowe - przyczyna i skutek
atmaniczne - w skrócie: poziom czystych idei (religie, różne wzniosłe przekonania o świecie, Prawda, Dobro, etc.)
Że np.:jest to jakby wydzielenie z "siebie" spokojnego miejsca o którym piszesz - ale jak widzę to raczej stan całości./
Dokładnie. W innym wypadku, przy "wydzielaniu" z siebie kolejnego czegoś byłoby to tworzenie kolejnych niepotrzebnych 'bytów', tyle że w sobie i kolejne pole do identyfikacji.
Pytanie 4
CO JEST DALEJ?
Dalej od czego? Albo co jest po czym?
Nie miało tu pisać "Świadomy"?
Zależy co chciałeś powiedzieć?
Elle88 może w ostateczności przeniesie się wątek do netkafejki smile
Co do karmy to Elle88 karma jest swego rodzaju prawem uniwersalnym i bezosobowym czy jest ściśle związana z jakiś wyższym bytem ?
Rozpisałam się m.in. n/t w jednym z poprzednich dłuższych postów. pozdr.
Przyszłość napisał/a:/.../
ET, ponieważ w Twojej wypowiedzi umieściłeś fragment mojego posta, pozwól, że zapytam: co chciałeś przekazać w swojej wypowiedzi ?Ponieważ wcześniej wstawiłaś cytat z podaną tu przeze mnie definicją świadomości. Raczej się jej nie poczuje jeśli nie widziało się realnej, praktycznej wartości tego pojęcia. Sytuacji w której pojęcie to coś wyjaśnia i do czegoś służy. Poprzednio podałem definicję świadomości - czym JEST, tu zaś skoncentrowałem się na ukazaniu skutków jej BRAKU. Dopiero wtedy widać naprawdę dlaczego definiuję świadomość tak a nie inaczej. (Oczywiście termin tu i ówdzie chodzi ale już "nieostro" w innych znaczeniach, jak piszesz)
OK. Rozumiem :-)
Dzięki za info.
ET napisał/a:Nie miało tu pisać "Świadomy"?
Zależy co chciałeś powiedzieć?
W międzyczasie chyba już zrozumiałem:
ET napisał/a:Kolejny problem polega na tym, że w sytuacjach realnych, emocje są na tyle silne, że z całą bezwzględnością przywiązują przeciętnego użytkownika mózgu (czy tego czegoś o czym piszesz) do siebie - na takim np. jak tu forumie, można sobie pozwolić na chwilę medytacji zanim zacznie się odpowiadać na sytuację. W realu trudniej ale prawdopodobnie jest do wyćwiczenia.
W sytuacjach newralgicznych dla kogoś, kto dopiero zaczyna, jest na pewno trudniej pozostawać przytomnym, bo wciąż się z emocjami i historiami identyfikuje, oczekuje sam od siebie jakiejś reakcji na to wszystko i frustruje go to swoja 'opieszałość' to 'reaktywność' i tak na zmianę
Innymi słowy pozostaje wtedy nieprzytomny, a im bardziej stara się być przytomny, tym bardziej jest tą walka ze sobą umęczony.
Przez "przytomny" rozumiesz jakiś kontakt z sytuacją bieżącą na poziomie np. tego aby na kogoś nie wpaść.
W zasadzie nie ma większego znaczenia w jakich sytuacjach uważność "ćwiczymy", to o co chodzi naprawdę to zajście tzw. 'szyfty'/przeskoczenie klapki w głowie i od tego momentu następuje taki poziom zrozumienia, po którym nie ma już potrzeby i chęci powrotu do dawnego stanu reaktywności. Oczywiście to się zdarza, ale można to "wyłączyć" w miarę szybko. Czasem to wpadanie na powrót w 'dramaturgię' jakichś zdarzeń ma na celu wejście w bliższy kontakt z uczestnikami jakiejś sytuacji, gdzie z wyższego poziomu byłoby to niemożliwe z powodów, o których pisałam na samym początku tego posta.
W zasadzie, to ważne byłoby nauczyć się reakcji, w której sytuacja wymaga takiego przełączenia się bo odpowiedź emocją na emocje byłaby nieefektywna. Gdy np. szef manipuluje podwładnym, mąż żoną, sprzedawca kupującym. Zauważanie tego i reakcja STOP + przejście w stan widzenia sytuacji bez obciążania się emocjonalnie bodźcem, na który w intencji innej osoby mam jakoś zareagować.
-------------------------------
ET napisał/a:Pytanie 4
CO JEST DALEJ?Dalej od czego? Albo co jest po czym?
Rozwijam: to jest opis tego od czego się ZACZYNA.
/wcześniejszy post:/
Najpierw był moment 'oderwania', o którym wspominałam. Większość osób, które tego doświadczają tez wspominają to doświadczenie jako początek do zmiany perspektywy, tego się nie da zapomnieć czy wrócić do stanu idealnie 'sprzed'
Skoro już wiedziałam, że istnieje takie "miejsce" gdzieś we mnie (nie mylić z 'mózgiem' -ale to osobny temat), przestrzeń, w której mogę przestać się ze sobą (emocjami, myślami i ich projekcjami) szarpać, zamiast tego postrzegam je jako osobne struktury /myślokształty/, które jeśli nie zatrzymuję się na nich uporczywie i nie przytrzymuję, nie przyklejam się do nich - po prostu płyną dalej, to chciałam te momenty błogości powtórzyć, wydłużyć
Na początku to są ledwie kilkusekundowe momenty, które najlepiej - tym razem w sposób w pełni świadomy- 'przywoływać' jako stan (który już znam, a więc mogę w każdej chwili odtworzyć) i powtarzać, np. kilka razy w ciągu dnia lub jak kto woli.Z czasem staje się to coraz bardziej naturalne i wymaga coraz mniejszego skupienia (=wysiłku), bo i nie o wysiłek tu chodzi, a naturalny stan pełnej akceptacji i błogości.
Czyli, jakbym to miała w 1 zdaniu podsumować: pierwszą sprawą jest rozpoznać w sobie TEN stan, a potem próbować go odtwarzać, az stopniowo wejdzie w nawyk
Pytanie 4.
Jeśli to co powyżej to początek, to co jest dalej? Co się osiąga, jak funkcjonuje z tym, jak rozwija...itp.
Ewentualnie jakieś przykłady z praktyki (jeśli nie ma nic dalej i to już właściwie wszystko.)
W zasadzie, to ważne byłoby nauczyć się reakcji, w której sytuacja wymaga takiego przełączenia się bo odpowiedź emocją na emocje byłaby nieefektywna. Gdy np. szef manipuluje podwładnym, mąż żoną, sprzedawca kupującym. Zauważanie tego i reakcja STOP + przejście w stan widzenia sytuacji bez obciążania się emocjonalnie bodźcem, który w intencji innej osoby mam jakoś zareagować.
Metodyka na wyzbycie sie reaktywności w codziennym podejściu i relacjach b. dobra, ale to jeszcze nie Świadomość, tyko 'mechaniczne' sobie z efektami emocjonalnego wzburzenia radzenie
Przez "przytomny" rozumiesz jakiś kontakt z sytuacją bieżącą na poziomie np. tego aby na kogoś nie wpaść.
"Nie wpaść" w sensie?
Pytanie 4.
Jeśli to co powyżej to początek, to co jest dalej? Co się osiąga, jak funkcjonuje z tym, jak rozwija...itp.
Ewentualnie jakieś przykłady z praktyki (jeśli nie ma nic dalej i to już właściwie wszystko.)
Pisałam co się osiąga..spokój 'duSZy'
Nie ma niczego poza Świadomością, tak samo jak nie ma niczego dalej. "Początki" i "końce" to jest percepcja z punktu widzenia zakładającego 'skończoność' (dualizm). A skoro wszystko istnieje w teraźniejszości i niczego poza nią nie ma, nic poza tym momentem nie istnieje, to nie ma niczego dalej
Paradoks 'przebudzenia' polega na tym, że trzeba nauczyć się rezygnacji z dodawania mózgowi kolejnych procesów myślowych, 'zadań' do analizy tego stanu z przed, w trakcie jak i po i ciągłego porównywania stanu obecnego z "tym, co to ma dopiero nadejść".
To są wszystko próby uzyskania tego stanu oparte na starych błędnych założeniach, tj. przy wykorzystaniu intelektu. A do tego by zyskać Świadomość intelekt jest zbędny. Ba, nie trzeba być do tego nawet specjalnie wykształconym czy inteligentnym. Świadomość to postawa Ducha wyrażająca się w Uważności na teraźniejszość.
Drzewa i ptaki są świadome np, a nigdy nie dokonywały podobnych analiz tego stanu jak większość ludzi
Elle, Andriej wymiata. Choć raz tak zatańczyć... /czy zapisałaś się już na warsztaty dancehall?/
Taniec to medytacja? dla początkujących?
To może nie Twój problem ale mój /z oczywistych powodów ;-)/ więc mimo wszystko chciałbym abyś coś napisała o tym czy one jakoś istnieją "fizycznie" czy nie.
A przy okazji - o planach /ze dwa trzy słowa/:
- fizyczny -ok rozumiem
- eteryczny - WTF?
- astralny - WTF???
- mentalny - CHYBA rozumiem
- przyczynowy -CHYBA nie rozumiem
- buddialne -???
- atmaniczne - ???Ich istnienia nie doświadczysz w taki sposób jak doświadczasz formy/materii fizycznie. Nie dotkniesz, nie 'zobaczysz' zmysłem wzroku - jak sama nazwa wskazuje "ciała subtelne "
eteryczne - najbliższe ciału fizycznemu (poziom energii chi/prana) Kondycja tego poziomu wpływa na ogólne zdrowie ciała (poziom fizyczny) i v-ce versa. Kiedy masz do czynienia z bioenergoterapeutą to oni w większości właśnie z tego poziomu sczytują poziom energetyczny poszczeg. narządów/części ciała. Każdy narząd z ciała ma swój 'odpowiednik wibracyjny' w polu eterycznym, o może w ten sposób
![]()
astralne - odpowiada za sczytywanie emocji od innych oraz ujawnia nasze innym osobom
przyczynowe - przyczyna i skutek
atmaniczne - w skrócie: poziom czystych idei (religie, różne wzniosłe przekonania o świecie, Prawda, Dobro, etc.)
Że np.:jest to jakby wydzielenie z "siebie" spokojnego miejsca o którym piszesz - ale jak widzę to raczej stan całości./
Dokładnie. W innym wypadku, przy "wydzielaniu" z siebie kolejnego czegoś
byłoby to tworzenie kolejnych niepotrzebnych 'bytów', tyle że w sobie i kolejne pole do identyfikacji.
Pytanie 4
CO JEST DALEJ?Dalej od czego? Albo co jest po czym?
Nie miało tu pisać "Świadomy"?
Zależy co chciałeś powiedzieć?
To co opisuje Elle jest znane i poznane empirycznie, ale nie jest zebrane w jednym jakims opracowaniu. Plany to niejako rozne wymiary, rzeczywistosci i w nich istnieja okreslone "nasze" ciala. Tak jak w rzeczywistosci 3 wymiarow, plaszczyznie fizycznej istnieje cialo fizyczne, tak samo w eterycznym cialo eteryczne, w astralnym cialo astralne, itd. Jest tak dlatego ze np. w rzeczywistosci astralnej nie moze istniec cialo fizyczne a jakos tam "czlowiek" sie porusza. Podobno "pelny" "doskonaly" czlowiek (prawdopodobnie Jezus takim jest, pamietajmy co powiedzial, ze czlowiek w przyszlosci bedzie musial sie ponownie narodzic w duchu) jest zlozeniem 7 takich cial (ktore swiadomie kontroluje a my mamy problem z kontrola nawet tych "nizszych" cial), w kazdym razie bezposrednio mamy do czynienia z 4rema, to max. co mozna doznac z poziomu ciala fizycznego, reszta to same idee tego i raczej nikt na Ziemi tego nie doswiadczyl (w praktyce sa to zwykle domysly albo teorie).
Jednak ja to wszystko odczytuje inaczej.
Cialo fizyczne - wszyscy je znamy, po smierci rozpada sie, nie posiada osobowosci, posiada okreslony mozg
Cialo eteryczne - mozna to opisac jako pewnien rodzaj energii/materii, po smierci rozplywa sie w "eterze", nie posiada osobowosci
Cialo astralne - inaczej podswiadomosc, czesto uzywane okreslenie to dusza, posiada osobowosc o inteligencji na poziomie "dziecka", po smierci przechodzi z zycia do zycia lub w skrajnych przypadkach zatrzymuje sie w tzw. nizszej sferze astralnej i moze funkcjonowac jako duch (odbicie osoby, ktora zyla kiedys w rzeczywistosci), nie jest przypisane do konkretnego czlowieka, nie umiera, odpowiada za emocje
Cialo duchowe - ktore mowi sie ze wraca do krainy przodkow, to zrodlo naszej swiadomosci, gdzie obecna nasza swiadomosc jest zlozeniem tego ciala i konstrukcji naszego mozgu, to ze rodzimy sie jako ludzie, wynika z przyzwyczajenia tego ciala do inkarnacji w ciele czlowieka, gdzyz musi sie to cialo przystosowac do budowy mozgu konkretego gatunku, zwykle nazywane dusza, co jest sluszne jesli mowimy o ciele duchowym (w sensie niematerialnym w stosunku do materii naszego wymiaru, ktory bezposrednio obserwujemy; wszystko jednak jest zbudowane z "materii" okreslonego rodzaju), posiada swiadomosc ktora sie rozwija wraz z doswiadczeniem, podobnie jak nasza podczas zycia na ziemie, posiada osobowosc (nie mylic z pojeciem ja), tutaj rzeczywiscie mozemy mowic o tzw. karmie
Co do reszty sie nie wypowiadam, jednakze pewne doswiadczenia duchowe, wynikaja z istnienia "polaczenia" miedzy cialem duchowym tu "na ziemi" a cialem duchowym tam poniewaz inkarnujac na ziemi to cialo duchowe dzieli sie, rzadko moze dochodzic do sytuacji gdzie prowadzi dwa rownolegle zycia, pozostajac jednoczesnie w tamtym swiecie, dlatego tez ludzie umierajac czesto spotykaja swoje "bliskie dusze" osob, ktore jeszcze zyja na ziemi
Wszystko to opisuja poprzez swoje doswiadczenia (wspomnienia) ludzie poddani specjalnej odmianie hipnozy przedprenatalnej. Niestety, z tego co wiem nie ma takich specjalistow w Polsce.
Zachecam tez do zapoznania sie z moja wypowiedzia w tym watku na stronie 8, w poscie #296
Moge sie tez wypowiedziec na temat medytacji w sensie empirycznego doswiadczenia kogos, kto mi kiedys na ten temat opisywal swoje doswiadczenia. Otoz medytujac, moim zdaniem wiele osiagnac sie nie da. Opisane wyzej "poziomy" mozna przelozyc na cos co mozna opisac jako pewne poziomy energii, ktore nie w scisly sposob (mozna tez pojmowac ze w scisly jesli przypiszemu cialu eterycznemu sfere, ktora opisuje jako osobista) odpowiadaja przedstawionym powyzej cialom czlowieka. Otoz "nad plaszczyna" fizyczna znajduje sie jakby podwojna sfera astralna (osobista i wspolna) dlatego tez np. mnisi indyjscy potrafia wielbic wizerunek bostwa w swoich "wyobrazeniach' ktore staja sie realne. Natomiast w czesci tej sfery znajduje sie tzw. nizsza sfera astralna, gdzie zyja dusze
(to co opisuje jako ciala podswiadome, emocjonalne), ktore nie moga sie wyzwolic z wymiaru ziemskiej energii. Zeruja one na ludziach i ich emocjach, sa "wykorzystywane" w praktykach voodoo (w rzeczywistosci to ludzie sa wykorzystywani) wchodzac np. na chwile w "cialo" czlowieka. Potem mamy tzw. biala przestrzen na koncu ktorej znajduje sie most, ktorego przebycie zwykle oznacza brak mozliwosci powrotu do obecnego zycia. W tej bialej przestrzeni ma sie odczucie nieswiadomosci i to jest maksymanie co mozna osiagnac z plaszczyzny wymiaru ziemskiego. To jednak jest nic, wobec plaszczyzny zycia ducha, ktory w momencie smierci niemal natychmiast przebywa te cala "biala" przestrzen i znajduje sie poza, gdzie dusze (duchy) prowadza normalne zycie, ktore mozna porownac do naszego. Z tego punktu widzenia, medytacja (ew. joga) w kierunku poznania dalszej duchowosci nie ma zupelnie sensu (chyba ze tylko dla relaksu, odbicia sie czasowego od wymiaru ziemskiego, jako swoista forma wypoczynku, czy terapii), bo ta mozliwosc (doswiadczenia dalej) jest po prostu dla ludzi zablokowana, tak samo jak by powiedziec ze medytujac mozna ew. dotrzec do jakis planet ukladu slonecznego ale juz dalej nie.
To zycie wspominaja ludzie poddani hipnozie, co opisuje amerykanski hipnoterapeuta Newton w swoich ksiazkach. Wobec tych wspomnien opisy ludzi, ktorzy w momencie smierci klinicznej znalezli sie dopiero przy "wejsciu" do tamtego swiata, sa niezwykle wrecz ograniczone.
jak tutaj cicho - bez awantur,
czytam sobie, te posty powoli ...
i tak się zastanawiam albo inaczej uświadamiam mechanizmy rządzące grupą ludzi,
świetnie w tym wątku, to widać wręcz świadomość i samoświadomość w praktyce
z upływem czasu potrafię być coraz bardziej "przytomna", choć nadal bywa, to dość trudne
Elle88
Pytanie 5
/techniczne/
Efekt długotrwałej praktyki medytacyjnej (sądząc z niektórych opisów) WYDAJE mi się dość podobny do opisanego przez Ciebie stanu: uzyskiwanie tego za pomocą uwagi (może to o czym piszesz to maksymalne POSZERZENIE pola uwagi - skoro nie skupienie wymagające wysiłku?), oderwanie się od "podmiotu" dokonującego tego aktu i otwarcie się głównie na percepcję, z "zapomnieniem" o osobie która tego dokonuje, postulat nie identyfikowania się z emocjonalnym tłem wydarzeń podlegających takiej percepcji. Wspominasz o spokoju będącym efektem tego stanu, ale chyba też o jakimś wyostrzeniu zmysłów(?).
Czy jest możliwe, że stan który opisujesz jest "spontanicznym" odkryciem przez "amatora" medytacji? A zwłaszcza końcowego jej stadium w którym część osób w istocie znajduje uspokojenie? W końcu w przeszłości musiały być jakieś uzdolnione osoby, które odkryły ten stan i zaproponowały techniki zwiększające prawdopodobieństwo jego wystąpienia.
Gdyby tak było można skorzystać z dorobku jakieś szkoły medytacji aby to osiągnąć. Piszę bo dawno temu zetknąłem się z medytacją transcendentną i niezdarnie tego używałem.
A i przypomniałem sobie wreszcie skąd znam pewne elementy tego co opisujesz - to zabawne, ale po prostu przyśniło mi się to - mam na myśli stan o którym piszesz- i sen ten zapamiętałem mimo upływu sporego "szmatu" czasu(10-15 lat). Wrażenie spokoju było idealne - głównie dlatego to pamiętam. Był wręcz UDERZAJĄCY w zestawieniu z typowym szumem emocjonalnym, trwając jeszcze chwilę po wybudzeniu. Jeśli we śnie można całkowicie pozostawić za sobą hałas emocjonalny, to z całą pewnością wprowadzenie (no sorry Winnetou) "mózgu" ;-) w podobny stan powinno być tylko kwestią treningu.
Pytanie 6
Jak z perspektywy aparatu pojęciowego, którego używasz przebiega to co ludzie skłonni są nazywać miłością. Czy można wyjaśniać/opisać w tym - nazwijmy to "paradygmacie" takie zjawiska jak dopasowanie/niedopasowanie partnerów (i jak), zjawisko zakochania, ale i zjawisko zaniku uczucia.
Pytanie wiąże się z Twoją częstą obecnością na wątkach rozwodniczych i dużą ematią którą wykazujesz.
GetReal: Jeśli przeczytasz uważnie wątek od początku, wszystkie odpowiedzi, które można podać z poziomu intelektu, już tutaj padły
Przeczytalam uwaznie i nawet zrobilam sobie notatki. Czesc wyjasnila sie dopiero pozniej bo wczesniej Swiadomosc byla w kilku roznych kontekstach (Swiadomosc jako przestrzen - dla mnie to akurat jest naturalny stan Umyslu, Stan swiadomosci, Swiadomosc jako doswiadczenie, Bycie swiadomym etc. Wynikac to tez moze z niestety ubogiego slownictwa w jezyku polskim. (Nie pisze ze twoje slownictwo jest ubogie tylko ze np jezyku Pali czy w Sanskrycie kazdy poziom swiadomosci, emocji i Umyslu ma swoja wlasna nazwe, np w niektorych szkolach wyroznia sie az 85 swiadomosci. W jezyku polskim i angielskim wszystko jest wrzucane do jednego worka pt Swiadomosc albo Umysl a to nie ulatwia sprawy.
Doczytalam ze odradza sie dusza i w sumie tutaj temat sie konczy. I nie wiem czy mam to rozumiec tak jak to jest w Hinduizmie czy moze twoja opinia jest inna?
Nie znalazlam odpowiedzi na temat Umysl=Ego. Dla mnie to dwie osobne rzeczy. Jakbys mogla odpowiedziec dlaczego Umysl i Ego to to samo, bylabym wdzieczna.
/.../np jezyku Pali czy w Sanskrycie kazdy poziom swiadomosci, emocji i Umyslu ma swoja wlasna nazwe, np w niektorych szkolach wyroznia sie az 85 swiadomosci. /.../
A to mi się podoba. Od razu widać na co ukierunkowuje się dana kultura i w konsekwencji co jest dla niej ważne - tak jak śnieg dla Inuitów, którzy na określenie różnych rodzajów śniegu mają kilkanaście rzeczowników.
Przeczytalam uwaznie i nawet zrobilam sobie notatki. Czesc wyjasnila sie dopiero pozniej bo wczesniej Swiadomosc byla w kilku roznych kontekstach (Swiadomosc jako przestrzen - dla mnie to akurat jest naturalny stan Umyslu, Stan swiadomosci, Swiadomosc jako doswiadczenie, Bycie swiadomym etc. Wynikac to tez moze z niestety ubogiego slownictwa w jezyku polskim. (Nie pisze ze twoje slownictwo jest ubogie tylko ze np jezyku Pali czy w Sanskrycie kazdy poziom swiadomosci, emocji i Umyslu ma swoja wlasna nazwe, np w niektorych szkolach wyroznia sie az 85 swiadomosci. W jezyku polskim i angielskim wszystko jest wrzucane do jednego worka pt Swiadomosc albo Umysl a to nie ulatwia sprawy.
Słusznie zauważyłaś, że trudno o precyzyjne określenie czym jest Świadomość posługując się jedynie językiem, który jak wspomniałam już wcześniej, nie zawsze jest rozumiany zgodnie z intencją. I nie chodzi nawet tyle o sam zasób słów, ile o różnice w rozwoju między ludźmi. Czasem można mówić bardzo prostym językiem, a i tak zostać opacznie zrozumianym, ze względu na brak właściwych konotacji pojęciowych po drugiej stronie 'kabla'
Nie znalazlam odpowiedzi na temat Umysl=Ego. Dla mnie to dwie osobne rzeczy. Jakbys mogla odpowiedziec dlaczego Umysl i Ego to to samo, bylabym wdzieczna.
Może w ten sposób: Wszystko z czym wchodzimy w taki rodzaj stosunku, w którym uzależniamy swoje poczucie wartości od posiadania danej cechy, zasobu, tytułu, etc. wynika z potrzeby ego, dlatego że ego potrafi szacować swoją wartość tylko i wyłącznie w oparciu o nieustanne porównania z innymi.
Sam intelekt (umysł) nie musi być wykorzystywany ściśle dla celów ego, ale..najczęściej jest
Identyfikujemy się np. z osiągnięciami naukowymi, albo ze swoim stosunkiem do jakiejś sprawy opartym na akademickiej literaturze, albo ze swoim bogatym zasobem słownictwa, etc. - to wszystko są wytwory intelektu i jego 'podniety'.
Oczywiście można korzystać z umysłu w bardziej 'praktyczny' sposób. Dzieje się to za każdym razem kiedy wykorzystujemy go np. do dokonania jakichś szybkich obliczeń, podejmowania decyzji czy wdrażaniu jakichś instrukcji w życie - nie deliberując nad tym za nadto.
I pytanie, jak rozmawiać by głównym celem rozmowy nie był interes ego?
Najczęściej robimy to, kiedy potrafimy zadać pytanie w taki sposób by nie zakładać z góry odpowiedzi jaką się chcę usłyszeć. Albo odpowiadając 'z głębi siebie', nie robiąc do tego mnóstwa przypisów do pozycji naukowych.
Wybaczcie powrót do karmy.
Rozumiem, że jeśli przed śmiercią nie zdamy sobie sprawy z działania karmy i możliwości odkupienia przewinień (odkupienie=zrozumienie własnych obciążeń i wyeliminowanie ich) to po śmierci nasza dusza wchodzi w kolejne wcielenie. Czyli tak jakby wchodzenie w każde następne wcielenie można rozumieć jako karę. A więc co się dzieje z tymi duszami które nie muszą odpokutować za swój poprzedni żywot? Nie przybierają już żadnych wcieleń? Funkcjonują jako energia?
Elle, ty wracaj do działu o rozstaniach, bo ciebie tam nie widzę cosik
Czy jest możliwe, że stan który opisujesz jest "spontanicznym" odkryciem przez "amatora" medytacji? A zwłaszcza końcowego jej stadium w którym część osób w istocie znajduje uspokojenie? W końcu w przeszłości musiały być jakieś uzdolnione osoby, które odkryły ten stan i zaproponowały techniki zwiększające prawdopodobieństwo jego wystąpienia.
Stan medytacji często jest porównywany do stanu w trakcie orgazmu Dlatego, że w obydwu przypadkach chodzi o całkowite wejście (wszystkimi zmysłami i stanem umysłu) w tu i teraz. W przyp. orgazmu ten stan trwa średnio kilka sekund, ale odczucie warte jest powtarzania, stąd niektórzy nie potrafiąc odnaleźć tego stanu w innych wariantach i czynnościach w życiu, popadają w obsesje (seksoholizm, 'związki motylkowe' etc.).
Drugim znanym sposobem osiągnięcia tego stanu jest właśnie medytacja, z tą zasadniczą różnicą, że w tym przyp. nie wymagana jest od nas żadna inwestycja energii, np. w postaci określonej sekwencji ruchów posuwisto-zwrotnych , a efekt powstaje w wyniku wprowadzenia mózgu w określoną częstotliwość fal, co jest możliwe albo przez odcięcie od bodźców z zew. na dość długi czas, albo wyćwiczona umiejętność doświadczania tego stanu bez kilkugodzinnych prób.
Czyli odpowiadając na Twoje pytanie, podczas medytacji jest to jak najbardziej możliwe i doświadczane przez jej amatorów wielokrotnie - m.in. taki jest cel medytacji
Ps. co do snu, który opisałeś również jest to doświadczenie dosyć powszechne wśród osób rozwijających się duchowo.
Bardzo częstym zjawiskiem są sny z pogranicza LD (Lucid dreaming) czy stany OOBE (Out of body experience).
ak z perspektywy aparatu pojęciowego, którego używasz przebiega to co ludzie skłonni są nazywać miłością. Czy można wyjaśniać/opisać w tym - nazwijmy to "paradygmacie" takie zjawiska jak dopasowanie/niedopasowanie partnerów (i jak), zjawisko zakochania, ale i zjawisko zaniku uczucia.
Pytanie wiąże się z Twoją częstą obecnością na wątkach rozwodniczych i dużą ematią którą wykazujesz.
Ciekawe pytanie
Faktycznie znacząco zmienia się perspektywa i zdolności do odczuwania Miłości, ale w stosunku ogólnie do ludzi i pozostałych istot, nie tyle do 'wybranej osoby'.
U mnie zmiana polegała gł. na tym, że poszerzyła mi się zdolność empatii, która nie polega jak niektórzy błędnie to interpretują na zatraceniu zdolności do wyrażania jakiejkolwiek opinii odnośnie jakichś zasad czy norm etycznych i biernemu przyglądaniu się czyimś fatalnym działaniom. Im większa empatia, tym większa zdolność do robienia rzeczy bezinteresownie i okazywania miłości bezinteresownie. I znowu- niekoniecznie 'wybrankowi/wybrance', co ludziom, z którymi ma się do czynienia na co dzień. Nawet jeśli spotykasz się po drugiej stronie z chamską reakcja czy jakimś rodzajem braku wdzięczności to przestaje mieć znaczenie- ego chwilę się podąsa , ale po chwili znów wracasz do punktu równowagi, którym jest miłość do ludzi.
Co do 'stanu zakochania' - tu też zupełnie zmienia się perspektywa, choć w moim przypadku o 'motylkowe zakochanie' zawsze było b. trudno, bo sama fizyczność nigdy mnie nie pobudzała do tego stopnia.
'Zakochanie' związane jest teraz z odczuwaniem głębszej więzi, taki rodzaj porozumienia pomiędzy Wyższymi Jaźniami jak wspominałam. Nie zakocham się w osobie, z którą nie łączy mnie podobny poziom świadomości siebie jak i Świadomości To jest kwestia priorytetowa. W związku z tym o motyle też stosunkowo trudniej, ale paradoksalnie- jeśli już się pojawią - to mają o wiele głębsze podłoże i przenikają przez 'więcej warstw', bo więcej nas łączy, w związku z tym ich potencjał by relacja mogła trwać i przekształcać się osiągając coraz wyższe poziomy jest o wiele większy niż w przyp. tradycyjnych 'motylkowych relacji' opartych na pozornych podobieństwach wynikających z obopólnych projekcji i wyobrażeń o sobie na wzajem.
Elle, ty wracaj do działu o rozstaniach, bo ciebie tam nie widzę cosik
In_ka, zaglądam tam, tylko co i rusz widzę reaktywację tych samych wątków, a w nich albo skowyt za przeszłością (choćby i fatalną) albo stan wiecznego wyczekiwania na raj np. z kochankiem w niedalekiej bądź dalszej przyszłości.
in_ka napisał/a:Elle, ty wracaj do działu o rozstaniach, bo ciebie tam nie widzę cosik
In_ka, zaglądam tam, tylko co i rusz widzę reaktywację tych samych wątków, a w nich albo skowyt za przeszłością (choćby i fatalną) albo stan wiecznego wyczekiwania na raj np. z kochankiem
w niedalekiej bądź dalszej przyszłości.
no takie prawo...
a twoje, przymknąć na to oko
i nie przywiązuj się aż tak do tego wątku,
bo w innych możesz więcej dobrego zdziałać, bo wiesz Elle kto, jak nie ( MY, WY, ONI - właściwe podkreślić )
Nie, ja nie mam misji 'ratowania świata' na siłę
Wypowiadam się tylko w wątkach, gdzie wyczuwam potencjał do zmian u autora. Tam gdzie tego nie widzę, szkoda mi czasu, bo to monologi w próżnię, a ktoś pisze głównie po to by a) dać sobie złudzenie, że coś robi b) wydatkuje nadmiar energii powstałej w wyniku niezaspokojonego pożądania na pisanie
Nie, ja nie mam misji 'ratowania świata' na siłę
Wypowiadam się tylko w wątkach, gdzie wyczuwam potencjał do zmian u autora. Tam gdzie tego nie widzę, szkoda mi czasu, bo to monologi w próżnię, a ktoś pisze głównie po to by a) dać sobie złudzenie, że coś robi b) wydatkuje nadmiar energii powstałej w wyniku niezaspokojonego pożądania na pisanie
Elle a kto o misji mówi
ja tylko zauważam, że możesz podzielić się swoja wiedzą na "praktycznym" gruncie, bo to zawsze bardziej zrozumiałe, niż forma wykładu
a ten wątek, taką formę przybiera ...
a tylko zauważam, że możesz podzielić się swoja wiedzą na "praktycznym" gruncie, bo to zawsze bardziej zrozumiałe, niż forma wykładu
a ten wątek, taką formę przybiera ...
Bo ten wątek miał bardzo określony cel na początku, który mu przyświecał. Z czasem pojawiają się kolejne pytania, na które staram się niezbyt rozwlekle odpowiadać.
Zauważ, że wątki z działu Rozstania i Zdrady oczekują zupełnie innej formuły i nie ma tam z reguły miejsca na tego rodzaju refleksyjne podejście do siebie. Co zresztą jest głównym powodem generującym problemy, z powodu których powstają wątki.
Ja myślę, że jeśli ktoś będzie chciał mojej 'opinii' to mnie znajdzie Mam tez poczucie, że mnóstwo postów tam zostawiłam i co rusz można się na nie w cudzych wątkach natknąć, więc tym bardziej podzieliłam się wiedzą, a dalej to jest już w kółko powtarzanie tego samego
Elle mamy WOLNĄ WOLĘ, to my dokonujemy wyboru ...
pozostaję w nadziei, że zrozumiałaś, co chciałam, tobie powiedzieć
Elle88
ET napisał/a:/.../Pytanie wiąże się z Twoją częstą obecnością na wątkach rozwodniczych i dużą ematią którą wykazujesz.
Ciekawe pytanie
/.../
Odpowieć była równie ciekawa, ale pytałem o co innego, spróbuję to lepiej sprecyzować. Tym razem pytanie jest jednak z poziomu "ego" (czyli bardziej o wiedzę), ale w związku z faktem, że czynisz znak równości pomiędzy wiedzą a doświadczeniem jest pewnie możliwa odpowiedź z innego poziomu.
Skoro nie wiedza psychologiczna jest podstawą do tego co wiesz o związkach między ludźmi...
/Dziwny związek.../
Bardzo mało fachowej literatury akurat z psychologii prześlizgnęło mi się przez ręce. A to dlatego, że w pewnym momencie zrozumiałam, że psychiki ludzkiej nie da się ogarnąć tylko z jednej perspektywy, a psychologia -zwłaszcza w ujęciu klasycznym - lubi jednak te wszystkie tabelki i proste, niemal zahaczające o statystykę wyjaśnienia zachowań i zależności. Ja tego nie kupuje do końca, potrzebowałam czegoś znacznie więcej - stąd duchowość. Tu znalazłam większość odpowiedzi ..i spokój smile
Ale to nie temat na ten wątek.
... to chciałem po prostu abyś z perspektywy tej, jak piszesz niepsychologicznej wiedzy ukazała...:
/.../
Jak z perspektywy aparatu pojęciowego, którego używasz przebiega to co ludzie skłonni są nazywać miłością. Czy można wyjaśniać/opisać w tym - nazwijmy to "paradygmacie" takie zjawiska jak dopasowanie/niedopasowanie partnerów (i jak), zjawisko zakochania, ale i zjawisko zaniku uczucia.
Pytanie wiąże się z Twoją częstą obecnością na wątkach rozwodniczych i dużą ematią którą wykazujesz.
Pamiętałem, że zaczęłaś nawet pisać coś co dałoby się wykorzystać, ale było to jednak o czymś innym. Nie chciało mi się poprzednio szukać tego posta. Zawarłaś tam niemal "wstęp do teorii miłości" z odwołaniem się do takiej koncepcji człowieka którą podzielasz (cytuję poniżej w całości).
"Dziwny związek..." #352
/.../
To nie 'dobro' sensu stricto, wymaga od nas komplikowania sytuacji i codziennej walki z emocjami, wolną wolą - swoją i partnera.
Za wszelka walkę odpowiedzialne są wzorce : ukryte głęboko w podświadomości przekonania i nawykowe reakcje n/t relacji. Mają tu też swoje źródło wszelkie 'bodźce' (tzw. wyzwalacze określonych reakcji, pożądań, emocji), które nie zawsze (a raczej bardzo rzadko) mają coś wspólnego z właściwie pojmowanym 'dobrem jednostki' rozumianym jako umożliwianie i pomaganie jej w rozwoju emocjonalnym, duchowym, mentalnym, itd.
I teraz- jeśli patrzysz na dobro i czynienie dobra, jak napisałeś, w kontekście Oprogramowania (podświadome programy/wzorce) z jakim się wcielamy w tę rzeczywistość, to faktycznie wydaje się ono czymś ogromnie skomplikowanym i wymagającym ogromu pracy, coś jak "walka ze sobą" i całym światem.
"Złem", zgodnie z tym podejściem, będą wszystkie sytuacje i reakcje, które wynikają z wadliwego Oprogramowania.Zmierzam do tego, że 'dobro' jest wartością/jakością względnie 'obiektywną' w subiektywnym świecie (paradoks
) i spójną, czyli działa na zasadzie wspólnej dla wszystkich istot matrycy będącej odbiciem pewnych wartości z materii duchowej (wymiar 3.0) na świat materialny (wymiar 2.0).
Matryca ta tkwi tak głęboko w świadomości zbiorowej, że umożliwia - nawet największym cynikom i sceptykom - na tzw. "przebłyski świadomości", gdzie są oni w stanie w pełnym świetle zobaczyć swoje uchybienia i złą wolę w działaniu (oczywiście nie musi to się równać decyzji o zadośćuczynieniu).Dobro jest PROSTE, bo jest naturalnym dążeniem jednostki do osiągnięcia pełni swojego rozwoju (na wielu płaszczyznach).
I teraz dochodzimy do sedna... To, że wszyscy posiadamy w podświadomości pewne programy, ograniczające a czasem sabotujące nasze rozumienie i rozwój, nie jest 'usprawiedliwieniem' i powodem do tego by wchodzić w związki i trwać w nich z partnerami, którzy są z nami niekompatybilni w sensie czynienia nas najlepsza wersją siebie, bo kompatybilni w kontekście dogrywania wzorców
Z prostego powodu: każda jednostka, niezależnie od Oprogramowania, posiada swój 'plan duszy', choć wcale nie musi być go na poziomie rozumu/logiki świadoma.
Przykładowo: czyimś planem duszy na tą inkarnację może być przepracowanie wzorców ofiary/męczennika.
(co objawia się np. wchodzeniem i trwaniem w nierokujące, pełne kłótni, przemocy i braku miłości związki)Ktoś inny ma plan bycia 'katalizatorem' dla w/w jednostki do przepracowania w sobie tych wzorców, ALE musi je ona sobie uświadomić - katalizator wcale nie musi niczego pokazywać paluszkiem i wprost, wystarczy sama możliwość zaistnienia interakcji
Reasumując, bo jak zwykle się rozwlekłam.. Dobro i czynienie dobra jest dla istoty ludzkiej sprawą głęboko intuicyjną (a więc prostą), bo jego wzorce istnieją na doskonałym i najwyższym poziomie jaźni - odwzorowane w Matrycy.
Jeśli w którymkolwiek momencie czujemy, że zbaczamy w swoim rozwoju, dobrym samopoczuciu z właściwej ścieżki, wtedy sprawy zaczynają się komplikować.
Ale w żadnym razie nie wpływa to na meritum - nie sprawia, że dobro staje się czymś 'trudnym' i skomplikowanym, a jedynie to, że zgubiliśmy właściwy kurs i niebezpiecznie kierujemy się na mieliznę.Zbyt często mamy skłonności do trwania przy błędnym kursie, tylko po to, by nie zmierzyć się z prawda o tym, że sami sobie go w pewnym momencie źle ustawiliśmy.
Jak opisujesz zakochanie, miłość, zanik uczucia międzu dwojgiem ludzi z perspektywy nie własnego doświadczenia, ale tej całej jak piszesz "niepsychologicznej wiedzy".
Traktuj to niezobowiązująco (jeśli nie będzie Ci się chciało olej bez bólu) :-)
Ja już właściwie mam komplet informacji(czy też "wrażeń" ;-), których brak potrafiłem sobie wyobrazić. Jeśli jest coś ważnego co warto żebym wiedział, daj - opcjonalnie - znać. Dzięki za wszystkie odpowiedzi :-)
PS.I nie mogli dać ludziom spokojnie porozmawiać od razu?
in_ka napisał/a:Elle, ty wracaj do działu o rozstaniach, bo ciebie tam nie widzę cosik
In_ka, zaglądam tam, tylko co i rusz widzę reaktywację tych samych wątków, a w nich albo skowyt za przeszłością (choćby i fatalną) albo stan wiecznego wyczekiwania na raj np. z kochankiem
w niedalekiej bądź dalszej przyszłości.
Powtarzalność pewnych wzorców jest w istocie nużąca. Mi się dobrze "pracuje" jeśli temat jest w jakimś sensie nowy - to znaczy muszę sięgnąć do wiedzy, doświadczenia wcześniej nieeksploatowanego. Lubię tez sytuacje tajemnicy - gdy niewiele rozumiem i stopniowo docieram do istoty problemu. Nawet niekoniecznie oczekuję zmiany u autora, bardziej jego reakcji która mówi mi bezpośrednio lub pośrednio coś o tym co wydaje mi się że zrozumiałem, mówi mi też coś o metodzie, którą obrałem aby do autora dotrzeć. Sam potencjał autora nie jest najważniejszy - wątki czytają inni, którzy uczą się lub reagują korygując/rozwijając to co się pisze. Wydaje mi się, że sprawiedliwe jest "coś dawać" ale też "coś brać" w sensie uczenia się w taki interaktywny sposób.
Sam potencjał autora nie jest najważniejszy - wątki czytają inni, którzy uczą się lub reagują korygując/rozwijając to co się pisze. Wydaje mi się, że sprawiedliwe jest "coś dawać" ale też "coś brać" w sensie uczenia się w taki interaktywny sposób.
tak właśnie jest,
dlatego nadal jestem na forum, bo "coś biorę" i "coś daję",
lubię się uczyć i rozwijać a te spotkania z tak różnymi ludźmi są wielką nauką i właśnie wpływają na moją samoświadomość
weronka44 napisał/a:O co chodzi z tą karmą - powracającą? To, że eks mnie rzucił to znaczy, że karma do mnie wróciła /i walnęła między oczy/? Znaczy wcześniej ja zrobiłam komuś kuku?
Ot takie życiowe pytanie
Na własnym przykładzie potwierdzam tą teorię
To taki specyficzny "łańcuszek szczęścia"...
uff to teraz wiem dlaczego zostałam kochanką! dlatego ,że przedtem byłam zdradzoną żoną!
uff to teraz wiem dlaczego zostałam kochanką! dlatego ,że przedtem byłam zdradzoną żoną! smile
To mam problem taki jak Mr Klejący Się z innego wątku, bo nie wiem czy ten gość śmieje się czy płacze. Może on też nie wie czy śmiać się czy płakać ;-)
Może on też nie wie czy śmiać się czy płakać ;-)
O to to. <yes>
uff to teraz wiem dlaczego zostałam kochanką! dlatego ,że przedtem byłam zdradzoną żoną!
To zbyt prymitywne i za mało transcendentalne tłumaczenie.
Zostałaś kochanką w ramach karmy odziedziczonej po pradziadku kurwiarzu.
Zostałaś kochanką w ramach karmy odziedziczonej po pradziadku kurwiarzu.
została nią z własnej woli i własnego wyboru
chociaż, może i pradziadek był taki, jak piszesz - kto wie
Słusznie zauważyłaś, że trudno o precyzyjne określenie czym jest Świadomość posługując się jedynie językiem, który jak wspomniałam już wcześniej, nie zawsze jest rozumiany zgodnie z intencją. I nie chodzi nawet tyle o sam zasób słów, ile o różnice w rozwoju między ludźmi. Czasem można mówić bardzo prostym językiem, a i tak zostać opacznie zrozumianym, ze względu na brak właściwych konotacji pojęciowych po drugiej stronie 'kabla'
Dlatego mysle ze warto doprecyzowac niektore pojecia. Po to tez chyba zostal zalozony ten watek by zrozumiec albo przynajmniej probowac zrozumiec Twoje widzenie swiata. Czesc roznic wynikac moze z ubogiego slownictwa w jezyku polskim a czesciowo z roznych doswiadczen. I tylko tyle.
Może w ten sposób: Wszystko z czym wchodzimy w taki rodzaj stosunku, w którym uzależniamy swoje poczucie wartości od posiadania danej cechy, zasobu, tytułu, etc. wynika z potrzeby ego, dlatego że ego potrafi szacować swoją wartość tylko i wyłącznie w oparciu o nieustanne porównania z innymi.
Sam intelekt (umysł) nie musi być wykorzystywany ściśle dla celów ego, ale..najczęściej jest
Identyfikujemy się np. z osiągnięciami naukowymi, albo ze swoim stosunkiem do jakiejś sprawy opartym na akademickiej literaturze, albo ze swoim bogatym zasobem słownictwa, etc. - to wszystko są wytwory intelektu i jego 'podniety'.
Tutaj bardzo jasno rozpisalas czym jest Ego i Intelekt. Sa "polaczone" ale nie sa tym samym. Czym jest wiec Umysl? Czy Umysl - Ego - Intelekt to to samo wg Ciebie?
W punkcie dotyczacym Ego zgadzamy sie totalnie. Ego to skurczybyk ktory juz niejednego polozyl na lopatki chociaz dalej wydawalo mu sie ze lewituje ))
Pozwole sobie zadac jeszcze jedno pytanie. Czy mozesz podac nazwiska osob ktore sa dla Ciebie inspiracja i sa/maja wg. Ciebie "wyzszy poziom Swiadomosci". Z tego co wyczytalam to np Osho.
Eckhart Tolle?
hehe, weronka: Ekharta bardzo cenię, jak najbardziej. Mega sympatyczny, a do tego skromny starszy pan
Odpowiem Wam ET i GetReal niebawem. Nie olałam Was, po prostu teraz nie mam jak skupić się na dłuższą wypowiedź.
Dzisiaj przez tzw "przypadek" znalazlam to: https://www.youtube.com/user/Adyashanti
W oczekiwaniu na odpowiedz od Elle88 (Elle88-nie musisz sie spieszyc z odpowiedzia, mam czas i cierpliwa tez jestem , wyklad Osho: https://www.youtube.com/watch?v=fUsTTa5inbs
Z góry uprzedzam i przepraszam, że będzie to gigantyczny OT przeniesiony ze względów dyplomatycznych z innego działu i z innego wątku, a skierowany do EXTRA_terrestrianki i EXTRA_terrestriala, który nie ma nic wspólnego z tematyką wiodącą prezentowaną tutaj.
/.../
Oczywiście, że poczułam miętę, rozmaryn, tymianek i lebiodę do "misjonarza", ale zreflektowałam się, że umowa na czas nieokreślony zobowiązuje mnie do odbywania stosunku pracy, a nie do odbywania stosunków w pracy (w sensie przygotowywania gruntu pod takież już poza zakładem;-)))
Po przeczytaniu tego tekstu uznałem najpierw, że chcesz zostać świętą za życia, co jednak wydało mi się nieprawdopodobne. Nie kumałem bowiem jakie problemy może mieć rozwódka(!) z taką sytuacją. Straciwszy punkty odniesienia w Twoim skomplikowanym systemie etycznym udałem się na konsultację do E-tki, która gdyby jej się chciało mogłaby tu wymiatać ale nie zrobi tego bo leniwa.
E-tka najpierw spłakała się ze śmiechu czytając Twą prozę, a zwłaszcza fragment zieleniący się ziołowymi metaforami uczuć. Następnie zasugerowała, że gość musiał być jednak daleki od Twej wizji "Ostatecznego Rozwiązania Kwestii Mężowskiej" bo gdyby misja "misjonarza" nie była "Mission Impossible", to zamiast siedzieć na tym forum zajmowała byś się teraz trzódką płowowłosych niewinnych istot będących owocem stosunków pozazawodowych. I miałabyć w głębokim niepoważaniu takie drobiazgi jak to kto powinien zrezygnować z pracy. E-tka podejrzewa więc, że natura twej skłonności doń musiała być nieakceptowalna w świetle wiary Twych przodków, której sama nie podziela w sposób równie głęboki. Ostatniego wniosku nie jest jednak pewna bo jej myśl próbując przeniknąć tę kwestię napotyka pustkę.
Co do mnie w świetle tej interpretacji uważam, że nie było sensu robić z "igłów widłów" i trzaskać drzwiami, a zamiast tego korzystać z życia, zwłaszcza, że wielu świętych miało więcej za uszami.
E-tko! Ufam, że mnie słyszysz, bo nadaję do Ciebie przez megafon z transatlantyka ;-)))
Dziękuję za Twe łzy nade mną o godzinie piętnastej w nocy ;-) Podziwiam Cię, że wybudzona o tej porze, by przedzierać się przez nocne majaki Twojego Ślubnego nie przywaliłaś mu ?bez ep? tą ceramiczną patelnią, którą dostałaś od teściów w pierwszą rocznicę ślubu. Ja bym tak zrobiła. Dodatkowo wbiłabym mu w ciemiączko dwuręczny tasak do siekania bazylii, a w ust jego karmin szybkim ruchem wsunęłabym korkociąg i pokręciła zamaszyście. Doprawdy musisz być aniołem E-tko, że nie uczyniłaś czegoś Twemu Chłopu dzisiejszej chłodnej lutowej nocy?
Twój Małżon nie dorównał przeprowadzonym przez Ciebie nocnym aproksymacjom i widać, że egzaminy z etyki, katechezy oraz prawa kanonicznego musiał poprawiać w czasie ?kampanii wrześniowej? drugiego lub trzeciego roku ;-) Choć przyznaję, że post EXTRA_terrestriala # 1545 w wątku niejakiej Kroteczki (beata subito!!!) przewyższył wszystkie prawione przeze mnie na tym Forum morały i w skali od 0 ? 20 osiągnął poziom mocy 32, plasując się w hierarchii ?kazań? na drugim miejscu, tuż za wykładami z nauk przedmałżeńskich prowadzonych w nowej wsi, przez katechetkę w spódnicy maxi rozmiaru XXXL uszytej z kraciastego koca, co przez całe lata krył kozetkę na plebanii?
A jak się rzeczywiście sprawy miały z ?misjonarzem? i moim błyskawicznym oddaleniem się z "fabryki", w której pracowaliśmy? To on miał problem z wiarą przodków o wiele większy niż ja? Swego czasu, pod koniec naszych "uczuciowych workshopów" zapisał się był do pewnej ultrakatolickiej sekty, która spotykała się po zmroku w soboty w kościelnych "katakumbach" zjadając przaśnie chleby wypiekane w domowych piekarnikach kuchenek Amica - jego zdaniem skutecznie omodlonych w czasie całego procesu przygotowania i w tenże oto sposób ?konsekrowanych? niczym słynna Rozalka, co na trzy ?Zdrowaśki? trafiła do pieca? ;-)
Karmiąc się tymi chlebami i przebywając w towarzystwie ?Dzwonników Jednej Jedynej Prawdy? znacznie poszerzyła mu się ?świadomość? i zaczął przemawiać do mnie głównie językiem proroków i ojców kościoła, tak, że miałam wrażenie, że nasze randki zaczynają przypominać kurs katechetyczny II stopnia. Sekta orzekła, że ja - rozwódka cywilna w trakcie dobiegającego końca procesu uznania mojego małżeństwa za nieważnie zawarte - jestem dla ?misjonarza? tym, kim w ogólności była kobieta w czasach świętego Tomasza z Akwinu ;-).
Biedny ?misjonarz? długo nie mógł skoordynować wyznania swej dolnej ochotnej i mocno niesubordynowanej części ciała z wyznaniem górnej, w której ?nowa wiara? ulokowała mu się na którymś z zakrętów uzwojenia mózgowego. Lecz najprawdopodobniej dla ukojenia tej dychotomii, jego wspólnotowy "guru? nakreślał mu mapę obszaru nowej działalności ?misyjnej? już w ramach żeńskiej części sekty, tak, aby było ?po bożemu? i z dziewicą, a nie z ?ladacznicą? aurorą borealis na dodatek z małym dzieckiem?
Co do tego ostatniego nie mam całkowitej pewności, bo już szczęśliwie nie doczekałam dalszego ciągu jego kompulsywnego ?rozwoju duchowego?. Zakończyła się ta pieśń na etapie ?rozdartej sosny? pomiędzy jego "misjonarskim" afektem ku mnie a permanentnym wyznawaniem grzechu nieczystości.
Tak więc o ?trzódce płowowłosych owoców stosunków pozazawodowych? nie mogło być mowy i to nie z powodu skrajnej różnicy barw w ?umaszczeniu? ich potencjalnych rodziców, która genetycznie powinna poskutkować osobnikami o czuprynach w kolorze miedzi, ale nade wszystko, z powodu moich rozległych niekompetencji w zakresie religijnej kultury hodowlanej i agrarnej, które bardzo negatywnie oceniła kapituła sekty?
A teraz całkiem na serio, EXTRAśny? Zanim napisałeś te z ?górką? 500 postów byłeś uważny i zakładałeś możliwość popełnienia błędów w swej dedukcji. Teraz zaś czasami wnioskujesz zbyt śmiało na podstawie nielicznych przesłanek, opisu fragmentarycznych zdarzeń, nie zdając sobie chyba sprawy i zapominając o tym, jaką moc mogą mieć napisane przez Ciebie słowa?
aurora - padłam ... leżę i chyba, już nawet nie oddycham
/.../
A teraz całkiem na serio, EXTRAśny? Zanim napisałeś te z ?górką? 500 postów byłeś uważny i zakładałeś możliwość popełnienia błędów w swej dedukcji. Teraz zaś czasami wnioskujesz zbyt śmiało na podstawie nielicznych przesłanek, opisu fragmentarycznych zdarzeń, nie zdając sobie chyba sprawy i zapominając o tym, jaką moc mogą mieć napisane przez Ciebie słowa?
No i wiedziałem że walniesz mi umoralniającą gadkę na koniec, wiedziałem ;-( ale wiedz, że kibicuję Ci w misji znalezienia męskiego odpowiednika mojej E-tki w dającej się przewidzieć i wyobrazić przyszłości, i gotów jestem nawet Ci podpaść z tego powodu. Załączony opis wydarzenia zawierał luki przyczynowo-skutkowe, które uruchamiają procesy stawiania pytań u człowieka przyzwyczajonego do pewnej przewidywalności otaczającego go świata.
E-tka wybudzoną nie była, bo gdy nie musi akurat chodzić do pracy "wypoczywa" w sposób wyjątkowo niehigieniczny, grzebiąc po nocy w internecie. A że sam robię to samo, nie mogę być dla niej świetlanym wzorcem.
E-tka pozdrawia serdecznie, i pisze, że nie przeszkadza jej że robisz mi awanturę. Sama też uważa, że mam zmniejszyć "autorytarność". Patelnia ceramiczna moczy się w zlewie 3 dzień po spaleniu przez jedno z dzieci więc jest bezużyteczna. E-tka z przyczyn estetycznych nie używa do walenia męża spalonych patelni. Przypomina mi też, że prawdziwymi przyjaciółmi są dla mnie ci, którzy nie obawiają się życzliwie zwrócić mi uwagi [jakbym tego nie wiedział].
Cała historia zaś jest dla nas wielce pouczająca sama w sobie, i to że ją opisałaś jak zwykle z iskrą bożą dodaje do naszego obrazu świata kolejny obrazek wykraczający poza nasze codzienne doświadczenie.
Pozdrawiamy :-)))
E-T i E-Tka
Przeczytalem post #1545 i rzeczywiście "propozycja" pochylenia się nad cierpieniem meza biorac pod uwagę wcześniejsze wypowiedzi samej autorki jest po prostu urojeniem. Niestety ale przeintelektualizowanie wypowiedzi jest tutaj największym problemem (również często moim własnym) dlatego ET radze upraszczać a nie intelektualizowac. Żeby zrozumieć ludzi, i ew. im pomagać trzeba starac się dostosować do ich poziomu myslenia, argumentacji inaczej to jak kulą w plot. Widac to było szczególnie w watku Roberta. Rozdzwiek miedzy odbiorem autora a pisanymi postami był tak duży, ze "dyskusja" toczyła się na dwóch rożnych płaszczyznach ale nie wspólnych. Oczywiście intelektualizacja jest taka "adrealinka" dla mózgu, podobnie jak podobno medytacja, czy sport (dla ciala) ale nie rozwiazuje to praktycznych problemów. Wrecz przeciwnie. Osoba która cenie, która podobnie jak ja zajmuje, hmm, no pewna pozycje spoleczna, kiedy rozmawiałem z Nia na temat pewnych definicji zwiazkow, wiedzac ze rozumie to tak samo jak, ja powiedziała mi w pewnym momencie cos co mnie głęboko zastanowilo:
"Tak naprawdę nie interesują mnie te definicje. Wole rano wstać i zobaczyć co przyniesie mi dzień".
Czego i wam i sobie życzę. Mniej myslenia, więcej działania.
No i wiedziałem że walniesz mi umoralniającą gadkę na koniec, wiedziałem ;-( ale wiedz, że kibicuję Ci w misji znalezienia męskiego odpowiednika mojej E-tki w dającej się przewidzieć i wyobrazić przyszłości, i gotów jestem nawet Ci podpaść z tego powodu.
Serdeńko!
Do mojej głównej gadki umoralniającej skierowanej do Ciebie, to ja się dopiero wprawiam. To są zaledwie etiudy, takie ?Eine kleine Nachtmusik?, więc nie utyskuj i wsłuchuj się w dźwięki mego preludium? ;-)
A o wartości i mocy Twoich słów pisałam w sensie zarówno negatywnym jak i pozytywnym, bo zależy mi na tym, abyś się nie zmarnował?
Zaś za życzenia spotkania ?E-Tki w spodniach? mogę tylko podziękować i powątpić ;-)))
Dziękuję Wam Obojgu, że zimowymi nocami zajmujecie się tym, co tu z siebie na Forum wydzielam. To bardzo szlachetna postawa i dygam z wdzięczności, że krzewicie pod swoim dachem taki caritas, przeznaczając Wasz drogocenny czas tuż przed pianiem koguta na sercowe i zawodowe potknięcia jakiejś wirtualnej dziewoi ? czyli mnie, zamiast społem szorować druciakiem namaczane od trzech dób w zlewie naczynia kuchenne? (Teraz z ócz moich perlą się na pokraśniałych policzkach łzy wzruszenia? ;-)))
Kiedyś, jak mnie Moderacja na tym Forum opitalała, to w swoim exposé napisała mi tak: ?(?) piszący tu poświęcają swą uwagę i czas na Twoje posty (?)? i miała rację? Dwa najbardziej deficytowe towary w dzisiejszym świecie: UWAGA i CZAS? A tu proszę, co mi się przytrafiło! Zdublowana uwaga i czas E-Tki i E-Ta! Dzięx!!! (Jakbyście potrzebowali kiedy, jakiej akredytacji ? spuśćcie się na mnie? ;-)
Każda historia ma jakiś morał? Moja także ;-) Ta akurat ma ich nawet kilka:
1. Nawiązywanie w pracy relacji o charakterze ?misyjnym? powoduje konieczność zmiany tej pracy lub tymczasowe bezrobocie jednej ze stron?
2. Zaniechanie ?misji? i zwolnienie z pracy skutkuje przejściem z dowolnego rozmiaru na rozmiar 34-36 w ciągu 2 tygodni i koniecznością wymiany garderoby oraz wzbudzeniem zachwytu u misjonarza: ?Super wyglądasz! Teraz możesz wskoczyć w najfajniejsze ciuszki!??
3. Wejście w kontakt z ?misjonarzem? mocno umocowanym w sekcie jest równoznaczne z poszerzeniem wiedzy na własny temat dzięki opinii przywódców owej sekty, którzy bez potrzeby osobistego kontaktu, z góry, wiedzą who is who i czy ?toto? co oceniają ?Wejdzie do Królestwa Niebieskiego?, czy też nie?
4. Przebywanie w towarzystwie ?misjonarza?, jest tym samym, gruntownym i trwałym zapoznaniem się z licznymi cytatami biblijnymi i apokryficznymi (do dziś mogę cytować perykopy (np. św. Pawła czy Księgę Syracydesa na wyrywki) oraz doskonałego przyswojenia sobie slangu sekty ? w ciągu 5 minut rozmowy wyczuwam na 250 km przynależność do tej konkretnej wspólnoty religijnej, a liczba moich ?trafień? wynosi 100%...
5. Odseparowanie od ?misjonarza? jest bolesną raną dla dziecka, które go poznało, polubiło i podziwiało oraz 24 miesiącami powstawania z dna upokorzenia jego matki?
Ale to wszystko nic, w porównaniu z paradoksem, iż właśnie wtedy, gdy ocknęłam się już do życia, narodziła się moja wiara w Boga :-)
Historia ta ma jeszcze Finale Grande jeśli chodzi o aspekt awansu zawodowego, ale byłoby to już niestosowne i nieskromne wzmiankowanie o tym tutaj.
Jest jeszcze coś?
Załączony opis wydarzenia zawierał luki przyczynowo-skutkowe, które uruchamiają procesy stawiania pytań u człowieka przyzwyczajonego do pewnej przewidywalności otaczającego go świata.
Niektóre z Twoich postów wskazują, że nieobca Ci jest dziedzina, która stała się kiedyś jednym z moich hobby. Odnosząc się zatem do Twego stwierdzenia chciałabym zacytować (niejako w odpowiedzi) słowa znanego Ci z całą pewnością Michała Hellera, który w książce ?Moralność myślenia? pisze tak:
?Wszystko, co istnieje w świecie, musi podlegać prawom logiki. Z wyjątkiem ludzkich myśli. Człowiek jest czymś więcej niż materią, bo prawa logiki może zawieszać?
I ja pozdrawiam Was serdecznym uśmiechem,
ab
Tak czytam sobie ten wątek i czytam... niezły "shitstorm" się tu zrobił A tak być nie powinno! Przypominam, że debata opiera się na wzajemnym szacunku rozmówców! Przypuszczam, żebym przez to nie przebrnął, gdyby nie cięte i sarkastyczne uwagi Pitagorasa, co prawda wymieszane w dużej mierze z pozamerytorycznym "rzucaniem mięsem", ale jednak celne (a przy okazji zabawne, lubię takie poczucie humoru)
Na początku kilka słow do Elle88. Powiem szczerze, że ten wątek mnie zaintrygował, za co należy Ci się szacuneczek
Temat ciekawy i chętnie bym się w niego zagłebił, wysłuchał na spokojnie tego co masz do powiedzenia
Może kiedyś prywatnie podyskutujemy
Chyba troszkę się pospieszyłeś EXTRA_terrestrial, chęci były dobre, ale jak widzisz zamiast debaty zrobił się rynsztok. Ludzie nie potrafią słuchać, wolą "łechtać" swoje ego i dochodzić kto ma rację, a to akurat jest najmniej istotne. Niestety ten problem tyczy się również Ciebie Elle, świadczą o tym Twoje agresywne zachowania. Musisz się ich wyzbyć
Nie zrozum mnie źle, ale o wiele lepiej by się czytało, gdybyś usystymatyzowała swoją wiedzę tym temacie. Na początku czytało się nieźle, ale później wypowiedzi przybrały formę swego rodzaju paranaukowego bełkotu (Nie odbierz tego proszę jako atak, bardziej jako taką konstruktywną krytykę). Podsumowując temat fajny i naprawdę szkoda byłoby go porzucić, trochę poprawek i będzie dobrze
Co do kwestii o mutacjach.. Ludzie kochani wystarczyłoby jakbyście sprawdzili definicję mutacji i sporu by nie było. Nie zabierajcie się do dyskusji nie posiadając podstawowej wiedzy w danym zakresie. Wygooglowanie "argumentów" nikomu nie zaimponuje. Także zainteresowanych odsyłam do literatury.
Ewolucja jest wrecz już prawem w przeciwieństwie do teorii Newtona która wręcz została wyparta przez Einsteina.
I mała dygresja do Kicura: Teoria ewolucji jak sama nazwa wskazuje jest tylko teorią A porównywanie jej do praw fizyki jest trochę... naiwne? Proszę mi powiedzieć jakie to prawa Newtona Einstein obalił
Powszechne prawo ciążenia? Ogólne zasady ruchu? I na koniec może pytanie, które właściwie powinno pojawić się na początku: Czy znasz definicję i rozumiesz sens ogólnej i szczególnej teorii względności? Jeśli nie to prosiłbym o nie wypowiadanie się w tym temacie, a jeśli jesteś zainteresowany tymi zagadnieniami to możemy o tym pogadać, nie widzę przeszkód
Pozdrawiam
Tak czytam sobie ten wątek i czytam... niezły "shitstorm" się tu zrobił
A tak być nie powinno! Przypominam, że debata opiera się na wzajemnym szacunku rozmówców! Przypuszczam, żebym przez to nie przebrnął, gdyby nie cięte i sarkastyczne uwagi Pitagorasa, co prawda wymieszane w dużej mierze z pozamerytorycznym "rzucaniem mięsem", ale jednak celne (a przy okazji zabawne, lubię takie poczucie humoru)
Na początku kilka słow do Elle88. Powiem szczerze, że ten wątek mnie zaintrygował, za co należy Ci się szacuneczek
Temat ciekawy i chętnie bym się w niego zagłebił, wysłuchał na spokojnie tego co masz do powiedzenia
Może kiedyś prywatnie podyskutujemy
Chyba troszkę się pospieszyłeś EXTRA_terrestrial, chęci były dobre, ale jak widzisz zamiast debaty zrobił się rynsztok. Ludzie nie potrafią słuchać, wolą "łechtać" swoje ego i dochodzić kto ma rację, a to akurat jest najmniej istotne. Niestety ten problem tyczy się również Ciebie Elle, świadczą o tym Twoje agresywne zachowania. Musisz się ich wyzbyć
Nie zrozum mnie źle, ale o wiele lepiej by się czytało, gdybyś usystymatyzowała swoją wiedzę tym temacie. Na początku czytało się nieźle, ale później wypowiedzi przybrały formę swego rodzaju paranaukowego bełkotu (Nie odbierz tego proszę jako atak, bardziej jako taką konstruktywną krytykę). Podsumowując temat fajny i naprawdę szkoda byłoby go porzucić, trochę poprawek i będzie dobrze
![]()
Co do kwestii o mutacjach.. Ludzie kochani wystarczyłoby jakbyście sprawdzili definicję mutacji i sporu by nie było. Nie zabierajcie się do dyskusji nie posiadając podstawowej wiedzy w danym zakresie. Wygooglowanie "argumentów" nikomu nie zaimponuje. Także zainteresowanych odsyłam do literatury.
kicur napisał/a:Ewolucja jest wrecz już prawem w przeciwieństwie do teorii Newtona która wręcz została wyparta przez Einsteina.
I mała dygresja do Kicura: Teoria ewolucji jak sama nazwa wskazuje jest tylko teorią
A porównywanie jej do praw fizyki jest trochę... naiwne? Proszę mi powiedzieć jakie to prawa Newtona Einstein obalił
Powszechne prawo ciążenia? Ogólne zasady ruchu? I na koniec może pytanie, które właściwie powinno pojawić się na początku: Czy znasz definicję i rozumiesz sens ogólnej i szczególnej teorii względności? Jeśli nie to prosiłbym o nie wypowiadanie się w tym temacie, a jeśli jesteś zainteresowany tymi zagadnieniami to możemy o tym pogadać, nie widzę przeszkód
![]()
Pozdrawiam
Poruszyles pewien problem a ja z innej mańki. Otóż w wszelkiego rodzaju dyskusjach pokutuje "problem" tego, że w szkołach, na praktycznie każdym etapie edukacji, oraz edukacji jako całości podaje się:
1. Wybrane teorie mimo, że:
a) istnieję teorie "alternatywne"
b) podane w punkcie a) teorie są uznawane przez oficjalną naukę
2. Podaje się tylko!!!! część teorii, opartej na kilku nierozłącznych filarach, ktore jako całość zmieniają całkowicie jej postrzeganie!!!! A podawanie wybiorcze wprowadza grube błędy rozumienia tej teorii.
Weżmy chociaż teorię ewolucji. Opiera się ona na obserwacji tzw. mechanizmu różnicowania się genetycznego. Jest więc teorią opartą na empiryce ale...mechanizm różncowania się genetycznego oparty jest na dwóch filarach:
a) pojawiania się mutacji
b) możliwości określonej liczby mutacji w określonej jednostce czasu
a) i b) są ze soba nierozerwalne to dlaczego w szkole uczyc się o a) a całkowici pomija b)?!!!! Poniewaz wprowadza to pytania odnośnie pochodzenia człowieka.
Otoż, wg. klasycznej teorii ewolucji człowiek (jako homo sapiens) nie mógł powstac. Otóż, do powstania człowieka z homo erectus potrzebna jest okreslona liczba zmian w czasie. To jest możliwe ale potrzeba na to czasu. Liczba zmian, ktore "zaobserwowano" nie jest zgodna z teoria ewolucji. Zawsze tutaj uzywam porownania takiego, ze z Ziemi owszem mozna dojechac na Slonce samochodem ale potrzeba na to czasu dłuższego od czasu życia człowieka. Po prostu mechanizm roznicowania genetycznego posiada statystyczna ceche czasowa, ktora jest nierozerwalnie zwiazana z samym mechanizmem. Czyli podanie całego mechanizmu ewolucji wprowadza niewygodne pytania dlatego podaje się tylko jego część.
I takich właśnie rzeczy brakuje!
Niestety ale obserwując historię rozwoju nauki, szczególnie fizyki widać, że w trakcie podjęto wiele założeń, opartych oczywiście na wynikach obserwacji ale niekoniecznie słusznych. Po prostu takie przyjęto i więcej się nad tym potem nie zastanawiano. Np. kuriozum jest to, że poruszajacy się ładunek cechuje powstawanie pola, ale nie zaobserwowano tego dla elektronu w atomie wiec przyjeto zalozenie ze to "wyjatek". A przeciez wyjatkow nie ma co oznacza ze wspolczesny opis budowy atomu jest bledny. Dlaczego wiec nie dyskutuje sie teorii alternatywnych? Inna ciekawostka. W chemii obserwuje sie tzw. bezpromieniste przekazanie energii na odleglosc wielu atomow. Obserwuje i nic. Jest to na porzadku dziennym ale mechanizmu tego nie bada nikt. A przeciez takie cos "nie jest mozliwe" ale jest. Jakie jest tego mechanizm? Albo czarna dziura. Twór wyłacznie teoretyczny ale wszyscy myslą, że rzeczywiscie coś takiego istnieje. A tego nie wiadomo bo obserwuje się tylko pewne zjawiska, itd. itd.
Poruszyles pewien problem a ja z innej mańki. Otóż w wszelkiego rodzaju dyskusjach pokutuje "problem" tego, że w szkołach, na praktycznie każdym etapie edukacji, oraz edukacji jako całości podaje się:
1. Wybrane teorie mimo, że:
a) istnieję teorie "alternatywne"
b) podane w punkcie a) teorie są uznawane przez oficjalną naukę
2. Podaje się tylko!!!! część teorii, opartej na kilku nierozłącznych filarach, ktore jako całość zmieniają całkowicie jej postrzeganie!!!! A podawanie wybiorcze wprowadza grube błędy rozumienia tej teorii.
Weżmy chociaż teorię ewolucji. Opiera się ona na obserwacji tzw. mechanizmu różnicowania się genetycznego. Jest więc teorią opartą na empiryce ale...mechanizm różncowania się genetycznego oparty jest na dwóch filarach:
a) pojawiania się mutacji
b) możliwości określonej liczby mutacji w określonej jednostce czasu
a) i b) są ze soba nierozerwalne to dlaczego w szkole uczyc się o a) a całkowici pomija b)?!!!! Poniewaz wprowadza to pytania odnośnie pochodzenia człowieka.
Otoż, wg. klasycznej teorii ewolucji człowiek (jako homo sapiens) nie mógł powstac. Otóż, do powstania człowieka z homo erectus potrzebna jest okreslona liczba zmian w czasie. To jest możliwe ale potrzeba na to czasu. Liczba zmian, ktore "zaobserwowano" nie jest zgodna z teoria ewolucji. Zawsze tutaj uzywam porownania takiego, ze z Ziemi owszem mozna dojechac na Slonce samochodem ale potrzeba na to czasu dłuższego od czasu życia człowieka. Po prostu mechanizm roznicowania genetycznego posiada statystyczna ceche czasowa, ktora jest nierozerwalnie zwiazana z samym mechanizmem. Czyli podanie całego mechanizmu ewolucji wprowadza niewygodne pytania dlatego podaje się tylko jego część.
I takich właśnie rzeczy brakuje!
Niestety ale obserwując historię rozwoju nauki, szczególnie fizyki widać, że w trakcie podjęto wiele założeń, opartych oczywiście na wynikach obserwacji ale niekoniecznie słusznych. Po prostu takie przyjęto i więcej się nad tym potem nie zastanawiano. Np. kuriozum jest to, że poruszajacy się ładunek cechuje powstawanie pola, ale nie zaobserwowano tego dla elektronu w atomie wiec przyjeto zalozenie ze to "wyjatek". A przeciez wyjatkow nie ma co oznacza ze wspolczesny opis budowy atomu jest bledny. Dlaczego wiec nie dyskutuje sie teorii alternatywnych? Inna ciekawostka. W chemii obserwuje sie tzw. bezpromieniste przekazanie energii na odleglosc wielu atomow. Obserwuje i nic. Jest to na porzadku dziennym ale mechanizmu tego nie bada nikt. A przeciez takie cos "nie jest mozliwe" ale jest. Jakie jest tego mechanizm? Albo czarna dziura. Twór wyłacznie teoretyczny ale wszyscy myslą, że rzeczywiscie coś takiego istnieje. A tego nie wiadomo bo obserwuje się tylko pewne zjawiska, itd. itd.
Myślę, że największy problem stanowi właśnie ludzka mentalność dążenia do słuszności absolutnej Jak sam zauważyłeś nieraz wykorzystuje się tylko wygodne fakty, co prowadzi w istocie do wypaczenia idei. Tak jak piszesz interpretacja teorii ewolucji jest świetnym przykładem tego typu zachowań
Zauważ jednak, że niektóre dyskusje tutaj polegają na utożsamieniu sięz poglądem, bez jakiegokolwiek relatywizmu. Zatraca się treść idei, a cały problem sprowadza się do konfliktu ego. Ważne staje się tylko kto ma rację
Co do historii nauki, dlatego przyjmuje się tak zwane "paradygmaty" w ramach metody naukowej. Nie mamy dostępu do prawdy objawionej, dlatego przyjmujemy jego założenie i sprawdzamy jego słuszność. Polemizowałbym z tym stwierdzeniem: "Po prostu takie przyjęto i więcej się nad tym potem nie zastanawiano.", teorie obecne są cały czas weryfikowane. To kuriozum dotyczące ładunku i elektronu rozwiązano wprowadzając pojęcie "mechaniki kwantowej". Czy wyjątków nie ma? hmmm... sformułowałbym to w inny sposób. Powiedziałbym, że są i to one determinują zakres zastosowania pewnych teorii. Dochodzenie czy coś jest czy tego nie ma jest bezsensem. W nauce ciężko jest wychodzić z "czarno-białego" założenia: tak i nie, coś może istnieć i jednocześnie nie istnieć. Wszystko jest kwestią punktu odniesienia. Widzę, że Ty to dostrzegasz
Widzisz czasem coś może nie istnieć, a jednak być układem odniesienia, już nie zagłębiając się w fizykę, a popierając się bardziej "przyziemną" ekonomią. Konkretnie mam na myśli pojęcie rynku idealnego wobec, którego analizuje i determinuje pojęcia rynków rzeczywistych
Pozdrawiam
/.../ Chyba troszkę się pospieszyłeś EXTRA_terrestrial, chęci były dobre, ale jak widzisz zamiast debaty zrobił się rynsztok. Ludzie nie potrafią słuchać, wolą "łechtać" swoje ego i dochodzić kto ma rację, a to akurat jest najmniej istotne./.../
Ja w kwestii formalnej. Właściwie mieliśmy tu z założenia dyskutować o duchowości wykorzystując tu jako "pretekst" to co Elle88 ma do powiedzenia w tej sprawie.
Jednak dyskusja wiele razy schodziła z głównego nurtu dotycząc kwestii raczej "światopoglądowych" niż duchowych.
Jestem w kropce, ale "nie mam serca" nakazywać tu bezwzględnego trzymania się tematu rozwoju duchowego, jako że i światopoglądowe implikacje duchowości są dla mnie również interesujące. Poza tym, ja po prostu lubię jak kumaci ludzie piszą co mają do powiedzenia w tych sprawach, a ten wątek zgromadził tych, których wypowiedzi na forum szczególnie cenię.
Sądzę, że kultura dyskusji poprawiła się nam znacznie. Apeluję więc jedynie o dalsze unikanie argumentów "ad personam", unikanie treści zawierających OCENY piszących zamiast argumentów i zachęcam do wymiany poglądów w wyżej wymienionych sprawach. :-)
/..../
Co do kwestii o mutacjach.. Ludzie kochani wystarczyłoby jakbyście sprawdzili definicję mutacji i sporu by nie było. Nie zabierajcie się do dyskusji nie posiadając podstawowej wiedzy w danym zakresie. Wygooglowanie "argumentów" nikomu nie zaimponuje. Także zainteresowanych odsyłam do literatury.
/.../
No jednak się czepnę :-) Jeśli masz wiedzę pisz. TO są argumenty sprowadzające się do tego, że gdzieś tam hen, hen, za górami za lasami...jest jakaś literatura/książki/google którą znasz więc masz rację.
Innymi słowy - jeśli masz tą wiedzę, zapewne możesz w prostych słowach przytoczyć ją jako argument w dyskusji.
I nie jest to podpucha - to podnosi jakość wypowiedzi.
Bez tej wiedzy - zrzuconej na forum - obawiam się znowu, że jest to:
"Ludzie nie potrafią słuchać, wolą "łechtać" swoje ego i dochodzić
kto ma rację, a to akurat jest najmniej istotne. "
Prawda?
GLOBETROTTER napisał/a:/..../
Co do kwestii o mutacjach.. Ludzie kochani wystarczyłoby jakbyście sprawdzili definicję mutacji i sporu by nie było. Nie zabierajcie się do dyskusji nie posiadając podstawowej wiedzy w danym zakresie. Wygooglowanie "argumentów" nikomu nie zaimponuje. Także zainteresowanych odsyłam do literatury.
/.../No jednak się czepnę :-) Jeśli masz wiedzę pisz. TO są argumenty sprowadzające się do tego, że gdzieś tam hen, hen, za górami za lasami...jest jakaś literatura/książki/google którą znasz więc masz rację.
Innymi słowy - jeśli masz tą wiedzę, zapewne możesz w prostych słowach przytoczyć ją jako argument w dyskusji.
I nie jest to podpucha - to podnosi jakość wypowiedzi.
Bez tej wiedzy - zrzuconej na forum - obawiam się znowu, że jest to:"Ludzie nie potrafią słuchać, wolą "łechtać" swoje ego i dochodzić
kto ma rację, a to akurat jest najmniej istotne. "Prawda?
EXTRA_terrestrial poprostu założyłem, że w dobie internetu nie jest problemem sprawdzenie definicji pojęcia o którym się debatuje Przypomnijmy, że spór zaczął się od tego, że ktoś stwierdził: "mutacje są wyłącznie negatywne". Tak więc idąc za ciosem pozwólcie, że przytoczę definicję zawartą w encyklopedii PWN:
mutacja [łac. mutatio ?zmiana?], genet. trwała zmiana w informacji genetycznej danego organizmu, polegająca na zmianie ilości lub struktury materiału genetycznego;
rozróżnia się: mutacje genowe, ograniczone do pojedynczego genu i powodujące powstanie jego nowej wersji (allelu) oraz mutacje chromosomowe, polegające na zmianie liczby lub struktury całych chromosomów (poliploidalność, aberracje chromosomów). Mutacje genowe mogą polegać na zmianie pojedynczego nukleotydu (mutacja punktowa), mogą też dotyczyć całego odcinka danego genu: delecja ? wypadnięcie odcinka, insercja ? włączenie dodatkowej sekwencji, oraz inwersja ? odwrócenie odcinka genu względem sekwencji otaczających; mutacje genowe mogą również polegać na duplikacji odcinka genu lub całego genu; zazwyczaj delecje i insercje w sekwencjach kodujących białko powodują dodatkowo zmianę ramki odczytu, co zmienia sekwencję aminokwasową białka kodowaną przez część genu położoną za miejscem mutacji. Mutacje wywierają różne skutki, od zupełnie niezauważalnych (mutacje neutralne) do mutacji powodujących śmierć organizmu (mutacje letalne); zwykle najcięższe zaburzenia są wynikiem mutacji chromosomowych oraz tych mutacji genowych, które istotnie zmieniają funkcję białek o podstawowym znaczeniu dla organizmu, albo mutacji w sekwencjach regulatorowych wywołujących znaczącą zmianę w poziomie ekspresji ważnych białek; efekt mutacji genowej może również zależeć od innych elementów genotypu (epistaza) oraz od wpływu danego allelu na fenotyp (dominowanie, recesywność, ekspresywność).
Proces powstawania mutacji jest nazywany mutagenezą; mutacje powstają samorzutnie (mutacje spontaniczne) lub są wywołane sztucznie (mutacje indukowane; mutageny); przeciętną częstość mutacji spontanicznych szacuje się na 10?9; oznacza to wystąpienie jednej mutacji punktowej na 109 nukleotydów.
Mutacje mogą wystąpić zarówno w komórkach linii płciowej, jak i w komórkach somatycznych; w pierwszym przypadku mutacje są dziedziczone i mogą być przyczyną chorób genetycznych, natomiast w drugim ich wpływ ogranicza się do komórek powstałych w wyniku podziału komórki, w której nastąpiła mutacja; jednakże nawet takie mutacje, jeśli dotyczą istotnych funkcji, mogą wywoływać ważne zmiany (onkogeny, antyonkogeny).
Mutacje są jednym z głównych mechanizmów powstawania zmienności organizmów stanowiącej niezbędny warunek ewolucji; stąd też, mimo że większość mutacji ma negatywny wpływ na funkcjonowanie organizmu, to jednak pewna niska częstość występowania mutacji jest dla danego gatunku korzystna; jest to szczególnie widoczne u prokariontów, gdzie spadek częstości mutacji w wyniku zwiększenia wierności replikacji zmniejsza zdolności przystosowawcze danego szczepu, oraz u niektórych wirusów, gdzie wysoka częstość mutacji jest podstawową strategią pokonania systemu immunologicznego gospodarza. Efekt mutacji może zostać zniesiony w wyniku kolejnej mutacji zmieniającej wpływ pierwszej mutacji na fenotyp (supresja) lub w wyniku tzw. mutacji powrotnej, przywracającej pierwotny genotyp (rewersja mutacji). Termin ?mutacja?, choć w innym znaczeniu, wprowadził do genetyki 1901 H. de Vries.
Pozostawiam do indywidualnej interpretacji
Wracając jeszcze do:
/.../ Chyba troszkę się pospieszyłeś EXTRA_terrestrial, chęci były dobre, ale jak widzisz zamiast debaty zrobił się rynsztok. Ludzie nie potrafią słuchać, wolą "łechtać" swoje ego i dochodzić kto ma rację, a to akurat jest najmniej istotne./.../
Ja w kwestii formalnej. Właściwie mieliśmy tu z założenia dyskutować o duchowości wykorzystując tu jako "pretekst" to co Elle88 ma do powiedzenia w tej sprawie.
Jednak dyskusja wiele razy schodziła z głównego nurtu dotycząc kwestii raczej "światopoglądowych" niż duchowych.
Jestem w kropce, ale "nie mam serca" nakazywać tu bezwzględnego trzymania się tematu rozwoju duchowego, jako że i światopoglądowe implikacje duchowości są dla mnie również interesujące. Poza tym, ja po prostu lubię jak kumaci ludzie piszą co mają do powiedzenia w tych sprawach, a ten wątek zgromadził tych, których wypowiedzi na forum szczególnie cenię.Sądzę, że kultura dyskusji poprawiła się nam znacznie. Apeluję więc jedynie o dalsze unikanie argumentów "ad personam", unikanie treści zawierających OCENY piszących zamiast argumentów i zachęcam do wymiany poglądów w wyżej wymienionych sprawach. :-)
Rzeczywiście moja wypowiedź mogłabyć odebrana za ciut "jadowitą". Chyba oskarżyłem Cię niepotrzebnie, że wystawiłeś Elle88 tym wątkiem na srogie "hejty". Jakiś taki nagły przypływ empatii mną targnął, ale to w końcu duża dziewczynka nie ma potrzeby jej bronić Poprostu przykro mi się czytało jak ktoś, kogoś za zainteresowania bluzga. Także przepraszam, mam nadzieję, że zrozumiesz i nie będziesz sie gniewał
A co do tych uwag do Elle, też pozwolę sobie wyjaśnić, żeby nie było nie jasności.Nie chodzi mi o treść, a jedynie o formę wypowiedzi. Z tym "paranaukowym bełkotem" miałem na myśli, że nie doprecyzowanie użytych pojęć i takie "zapętlanie" wypowiedzi psują obraz całości i dają wyżej wymieniony efekt Także podkreślam temat jest dla mnie bardzo ciekawy(i z przyjemnością będę go śledził), a moja uwaga miała na celu udoskonalenie formy przekazu. Tak poprostu, po ludzku chciałem wszystko zrozumieć. A i Elle tak zwyczajnie odetnij się od emocji tak jak początkowo robiłaś, nie daj się podpuszczać!
I pytanie do Elle88: Jak zatem zapatrujesz się na sprawę indywidualizmu? Czy jest miejsce na jakąś losowość? Czy wszystko jest determinowane karmą? Przyznam, że się trochę pogubiłem
/.../Przypomnijmy, że spór zaczął się od tego, że ktoś stwierdził: "mutacje są wyłącznie negatywne". Tak więc idąc za ciosem pozwólcie, że przytoczę definicję zawartą w encyklopedii PWN:
PWN napisał/a://.../ stąd też, mimo że większość mutacji ma negatywny wpływ na funkcjonowanie organizmu, to jednak pewna niska częstość występowania mutacji jest dla danego gatunku korzystna; jest to szczególnie widoczne u prokariontów, gdzie spadek częstości mutacji w wyniku zwiększenia wierności replikacji zmniejsza zdolności przystosowawcze danego szczepu, oraz u niektórych wirusów, gdzie wysoka częstość mutacji jest podstawową strategią pokonania systemu immunologicznego gospodarza. Efekt mutacji może zostać zniesiony w wyniku kolejnej mutacji zmieniającej wpływ pierwszej mutacji na fenotyp (supresja) lub w wyniku tzw. mutacji powrotnej, przywracającej pierwotny genotyp (rewersja mutacji). Termin ?mutacja?, choć w innym znaczeniu, wprowadził do genetyki 1901 H. de Vries.
Pozostawiam do indywidualnej interpretacji
Czy w konsekwencji masz jakąś definicję mutacji pozytywnej?
I jak oceniłbyś taką:
Oznacza ona dwie rzeczy NARAZ:
1)Pojawienie się nowej (w znaczeniu DODATKOWEJ) informacji w kodzie genetycznym
2)Jednoczesne pojawienie się zewnętrznie obserwowalnej (metodami fizykalnymi) przystosowawczej cechy organizmu w kontekście środowiska w którym funkcjonuje
/pomijając terminologię, bo w moim wykonaniu może być nieprecyzyjna -ewentualnie popraw/
Chodzi mi o to, że w wielu przypadkach przystosowawcze jest "uproszczenie" kodu genetycznego (w sensie zmniejszenia ilości informacji np. w bitach jeśli da się tak policzyć,) a ja "chciałbym" żeby coś czego nie było wcześniej się pojawiło+ odpowiadało za jakąś przystosowawczą cechę - moje intencje są tu chyba oczywiste więc nie będę szerzej tego rozwijał/
Strony Poprzednia 1 … 4 5 6 7 8 9 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » RELIGIA - DUCHOWE POSZUKIWANIA » OGÓLNA TEORIA WSZYSTKIEGO by ELLE88 - netkafejka
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024