Dzieki...dobrze sie z wami bawilam, ale mnie tez powoli nudzi pisanie tych postow i odpowiedzi. To jest troche strata czasu, zwlaszcza ze ani wy mnie, ani ja was, do swojego stanowiska nie przekonam.
Zdradzilam jednego z was, faceta po przejsciach zadowolonego z wlasnego trybu zycia, wiec raczej zdziwilabym sie gdybyscie okazali mi zrozumienie. Kazdy z was moze przeciez sympatyzowac z nim, brac pod uwage ze kiedys to ktores z was moze kiedys znalesc sie na jego miejscu.
Wielu z was nawet nie zadalo sobie trudu by przeczytac ze zrozumieniem wszystkie moje posty i posty osob, z ktorym dyskutowalam od poczatku. Nie dziwie sie, bo strasznie ich duzo, sa dlugie i czytanie tego wszystkiego mozna porownac z przebjaniem sie przez opisy przyrody u Orzeszkowej.
Sorry lecz ciagle odpowiadanie na te same pytania, na ktore juz wczesniej odpowiedzialam, iprostowanie moich mysli, ktore przekrecacie lub stosujece slowa, ktore zmieniaja ich znaczene( np.. :jak sie ma "sprzyja" do "gwarantuje") jest meczace?
Niby w ktorym momencie napisalam ze moja zdrada jest czyms "szlachetnym" lub wyparlam sie tego ze wykorzystalam mojego kochanka tak samo jak moj maz wykorzystywal swoje partnerki?
Nigdy nie udawalam ze akceptuje przeszlosc mojego meza i otwarcie mu o tym mowilam.
Owszem gdy zaangazowalam sie w ten zwiazek ..staralam sie zaakceptowac jego przeszlosc, lecz nigdy przed nim nie udawalam ze mi sie to udalo.
Od czasu do czasu dawalam mu to odczuc zwlaszcza gdy dumnie wypowiadal swoje poglady i dzielil swoimi doswiadczenami w gronie naszych znajomych.
I tak jest winny temu ze wprowadzil mnie w zbyt duzo szczegolow ze swojej przeszlosci, z ktorymi moze bym sie jeszcze przegryzla, gdyby nie wprowadzal w nie rowniez ludzi nam bliskich. Watpie ze to zrozumiece ,ale bylo to dla mnie upokorzenie.
Gdyby chodzilo mi zeby sie na nim zemscic i triumfowac nad nim, z pewnoscia znalazlabym swietny sposob ,aby calkowicie zrujnowac jego zycie, odebrac mu wszystko na czym mu zalezy, lacznie z naszymi dziecmi i upewnic sie ze sie dlugo z tego nie podniesie.
Nie widze i nie widzialam ku temu powodu. Zalezalo mi jedynie na pozbyciu negatywnych emocji, ktore niszczyly mi zycie i ten cel osiagnelam.
Nigdy tez w zadnym z postow nie powolywalam sie na religie czy Boga by usprawiedliwic moje zachowane...ktorego de facto NIGDY NIE STARALAM SIE USPRAWIEDLIWIC ANI NKOMU NIE POLECALAM JAKO METODE ROZWIAZANA PROBLEMU z nieradzenem sobie z przeszloscia partnera. (Choc pewne znajda sie i tacy ktorzy zechca ja z roznym skutkiem zastosowac ...)
To ktos z was probowal uzyc Boga jako straszaka na mnie, bo zlamalam " swieta przysiege malzenska".
JESLI WYMAGACIE ODE MNIE LUB OD KOGOS INNEGO SWIETOSCI TO SAM BADZCIE SWIECI!
Dumnie sie puszczacie na lewo i prawo nie przejmujac sie zbytnio tym czy ktos na tym nie cierpi i to jest ok....lecz gdy ktos dumnie sie puscil nie przejmujac sie tym czy zrani kogos takiego jak wy ...to jest be...
Nie wiecie o mnie zbyt wiele by okreslic ilu mam znajomych...byc moze wasze grona sie zmniejszaja w miare jak zaliczacie coraz wieksza ilosc partnerow, ktorych potem nie konieczne macie ochote ponownie spotkac czy zapoznac z waszymi nowymi "milosciami".
Ja nie mam takiego problemu. Moi byli przed mezem, nadal znajduja sie w gronie bliskich mi osob z ktorych dziecmi przyjazna sie moje dzieci.
No pewnie nie malabym nigdy ochoty spotykac bylych mojego meza. Ani tez nie staram sie nawiazac jakiejs " przyjazni z moim bylym kochankiem" z powodow oczywistych.
Poza tym nikogo bez wzgledu na tryb zycia nie odrzucam i nie odrzycalam ...
Jak juz wczesniej wspomnialam nie obchodzi mnie jak inni ludzie zyja...ja reguluje jedyne swoje zycie w sposob, ktory nie musi sie nikomu podobac.
Co do tego ze jestem swietnym przykladem na to ze dziewica nie moze byc godna pelni zaufania to obrazacie wszystkie dziewice z wyboru. Znam wiele malzenstw gdzie ludzie sa i byli tylko dla siebie i sa to bardzo udane malzenstwa.
Moze lepiej okreslic ze jestem przykladem tego ze nie mozna zaufac dziewicy gdy wchodzi w zwiazek z kims z przeszloscia z ktora sobie nie radzi.
Znam siebie na tyle ze jestem 100% pewna ze gdyby moj maz nie mial przeszlosci nawet przez mysl by mi nie przeszlo isc do lozka z kims innym.
Uroki sexu bez zobowiazan, ani wchodzenie w kontakty z "milosci", ktora jest tylko zwyklym zakochaniem nigdy nie mialy i nadal nie maja dla mnie specjalnego uroku.
Przed moim mezem bylam w zwiazkach, ktore wy nazywacie dlugimi (najdluzszy trawl 1.5 roku chodz gdyby policzyc wczesniejsze chodzenie z tym samym chlopakiem to mozna by okreslic jako 2 lata). Jednak nigdy do glowy mi nie przyszlo by " wyprobowac" tych ludzi na tle sexualnym.(choc nie powiem mialam czasem ochote by byc blizej lecz powstrzymywaly mnie przed tym konsekwencje takich decyzji)
Sex zaslepia i sprawia ze ludzie, ktorzy normalnie nie przetrwaliby ze soba zbyt dlugo zostaja ze soba lata (bawia sie w dom)... a jak im sie jeszcze po drodze jakas ciaza trafi to nawet sie zenia by po latach malzenstwo sie rozpadlo.
Sexualnosc byla dla mnie czyms nad czym trzeba panowac, aby nie potraktowac drugej osoby jak przedmiotu lub samemu pozwolc na to by ktos nas uzywal.
Lubie dobry sex, ale podporzadkowuje go rozumowi. Gdybym przywiazywala do niego wieksza wage pewnie teraz nadal bylabym z moim kochankiem, bo przewyzszal mojego " doswiadczonego" meza fantazja i temperamentem i jesli wziac pod uwage sam przebieg "aktu" to bylo mi z nim znacznie lepiej niz z mezem.