Witam serdecznie wszystkich,
W momencie kiedy zaczęły się moje przejścia małżeńskie, wpisałem w googlach o rozwodzie i zdradzie, i nie myślałem, że takie problemy dotyczą tak szerokiego grona. Od kilku miesięcy tylko czytałem przeżycia innych, ale nie opisywałem swoich przeżyć związanych z rozejściem. Chciałbym się z wami podzielić moją historią która do tej pory się tworzy i moja rzeczywistość nie jest łatwa dla mnie.
Małżeństwem jesteśmy (byliśmy) 15 lat, znaliśmy się od szkoły średniej, mamy 14 letnią córkę, ale...
Kryzysy w małżeństwach były, są i będą to oczywiste i w naszym też tak było, ale zaczęło się rok temu po przeprowadzce do miasteczka pod Warszawą po zmianie pracy przez nas, pracujemy w jednej dużej firmie, ale nigdy nie widujemy się w pracy (ja pracuję w terenie). Nie mogliśmy znaleźć wspólnego języka, kłótnie o drobnostki, złośliwości jeden wobec drugiego, nasze łóżko obumierało od paru lat i żona nie chciała tego zmieniać, żona zaczęła coraz później wracać z pracy nawet o 22, mówiła że musi przemyśleć wiele spraw na spacerach ( dziwne 4-5 godzinne spacery codziennie).
Ja pracowałem na wyjazdach (często wyjeżdżałem do pracy na 26 do 30 godzin i wracałem w południe kolejnego dnia). W 15 rocznicę naszego ślubu w maju byliśmy w pracy do nocy, a po powrocie do domu oznajmiła mi o rozwodzie i wyprowadzce żony z córką. Na początku była wściekłość, mnóstwo negatywnych emocji i słów których nie powinno być.
Podejrzewałem, że jest ktoś trzeci (przyjaciel z pracy) i nadal tak myślę, ale nie byłem i nadal nie mogę tego udowodnić (za namową gościa od którego mieliśmy dom założyłem żonie podsłuch w telefonie, ale powiedziałem jej o tym dwa dni później, po prostu nie nadaję się do takich rzeczy, chociaż z drugiej strony chyba nie chcę wiedzieć. Poza tym córka twierdzi że mógłbym wybaczyć (a mojej córce bardzo wierzę, jak na 14 lat jest wyjątkowo dojrzałą osóbką)
W tym wszystkim jest mnóstwo mojej winy z powodu mojej bierności w małżeństwie, nie organizowałem wspólnego czasu i nie miałem ochoty na jej pomysły kiedy byłem wykończony po całodobowym siedzeniu w pracy, dużo czasu przed komputerem i nowe miejsce w którym nie znaliśmy nikogo.
Żona zaczęła działać bardzo skrupulatnie w kierunku formalnego załatwienia rozwodu, osobne mieszkania, osobne konta, żadnych przelewów między kontami, sama zarabia lepiej ode mnie więc wzięła na siebie spłatę kredytów, choć finansowo jej pomagałem, po jej przeprowadzce do Warszawy, zostawiliśmy wynajmowany dom i ja pojechałem na miesiąc na urlop i szkolenie zaraz po nim. Wróciłem z nadzieją że jakoś wszystko może nam się poukłada, ale ona była jakby mocniej przekonana do rozwodu, mieszkaliśmy razem jeszcze miesiąc w jej mieszkaniu gdzie normalnie rozmawialiśmy na każdy temat tylko nie na temat nas bo wtedy wściekała się i nie można było dojść do porozumienia, wychodziła wieczorami na spacery( 3-5 godzin) albo do znajomych z pracy (których ja nie znam i ona nie chce żebym poznał) od tygodnia osobno.
Kocham moje obie perełki i teraz widzę że nie mogę bez nich
Przepraszam za chaos i ogólniki w poście ale nadal ciężko mi dzielić się tym co się dzieje, a przede wszystkim jest mi wstyd, że zadeptałem swoją różę, a teraz ponoszę tego konsekwencje