3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej. - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Strony Poprzednia 1 2 3 4 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 131 do 195 z 235 ]

131

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Nie, ja chcę kobiety z kategorii idealnych tylko wydaję mi się że mnie mam u nich szans. Bo moja kobieta idealna, jej styl jest dość przeciwny do mojego.

Z moją kobietą było tak, że tak naprawdę gdy ją poznałem ona była takim brzydkim kaczątkiem, zero pewności siebie, zero seksowności.
To ja ją wykreowałem na naprawdę zajebistą, atrakcyjną laskę, zaczęła się pewnie siebie ubierać, akceptować swoje ciało, no po prostu dzięki mnie czuła i stałą się seksowną kobietą.
Najlepsze/najgorsze jest to że parę razy już po rozstaniu ona mi za to dziękuje. Że zrobiłem z niej super, pewnego siebie, zajebistego lachona.
Czuje się przez to wykorzystany, wziął pod skrzydła dziewczynę zrobił z niej seksowną kobietę, przygotował ją do związku z kimś innym.
No czuje się mega wykorzystany, pomijając jej metamorfozę wyglądu i pewności siebie to też doświadczeń łóżkowych. Ona była moją pierwszą, ja byłem jej pierwszym. W kwestii łóżkowych dziewczyna w niektórych "dziedzinach" doszła do takiej wprawy... że szok.
Czuje się właśnie jakbym zrobił jej 4 letni kurs do przystosowania w życiu, w związku. hmm straszne uczucie.

Zmieniając temat, jedziemy tutaj po mojej byłej co zrobiła jak oszukała, wymieniłem jej wady. W tym temacie ona jest tą "złą"
A z ciekawości, i tutaj proszę o opinie pań napisze jakie to ja wady miałem w tym związku.

1) Nie okazywałem uczuć, byłem mocno "chłodny", dziewczyna potrzebowała dużo czułości, przytulania się, ja okazywałem to rzadko, a każdy dzień kończył się czułością ale w łóżku.
2) Przyznam się, byłem dość egoistyczny najlepszy przykład - ona miała długi, martwiła się nimi, męczyło ją to. Ja zamiast jej pomóc spłacić, chociażby pożyczyć kasę by ona mogła odetchnąć, nie myślałem o tym w ogóle, i po pracy przyszedłem np w nową kurtką.
3) Chyba monotonia, ale tak lubiłem spędzać czas z nią, że ciężko mnie było namówić na wyjście gdzieś, zawsze byłem albo zmęczony albo mi się nie chciało. W domu fajnie było posiedzieć film oglądać, potem do łóżka i do spania.
4) Nie wspierałem w potrzebach? przykładowo moja była jest w pracy, zapomniała zabrać czegoś np choćby fajek, ja skończyłem prace i wracam do domu ona do mnie pisze "Misiu, zapomniałam zabrać fajek, podwiózł byś mi do pracy?" - wtedy znajdywałem 1000 wymówek na nie.
5) Przesadne jaranie się innymi laskami, tak teraz większość kobiet złapie się za głowie, ale będąc np na zakupach w tesco z moją była, nagle zza regału wyłania się zajebista laseczka w szpilkach, potrafiłem szarpnąć moją była i jej powiedzieć "ty patrz jaka dupa!". A moja była miała niskąsamoocene i kompleksy. Ale zawsze jej powtarzałem że ją kocham, że mi odpowiada, że gdyby nie odpowiadała to bym z nią nie był.
6) Nie wiem czy to rzeczywiście wada, ale dla niej to była wada. Przykład, zostaje mi z wypłaty tylko 500zł, mam ochotę jej kupić nowe szpilki, więc kupuje 400zł wydane, zostaje mi 100zł na cały miesiąc, czyli po tygodniu już nie mam co jeść i muszę "prosić" byłą o pomoc. Za dużo myślałem o niej zamiast o sobie - tak, to dla niej była wada.

<Myśli 5minut>

7) Nie akceptowanie większości jej znajomych, może nie że nie akceptowanie ale brak potrzeby integracji = moja szczerość, ktoś mi nie odpowiada, nie czuje więzi, potrzeby rozmowy, wspólnych tematów, to nic nie mówię. Ona to odbierała jako brak akceptacji jej znajomych - niech to będzie moja wada.
8) Z racji tego że nic więcej już nie ma to niech będzie to, mam dość spory temperament i duże potrzeby seksualne, co najmniej 1 pornol dziennie, ale nie tak jak tutaj opisują ludzie chore sytuacje że gość uzależniony od pornoli nie zaspokaja swojej kobiety. Nie. Ja oprócz tego że musiałem się zaspokoić pornolem, to za 1h zaspokoiłem się swoją kobietą oraz dbałem o to by zaspokoić ją. Ale gdy widzę tematy "omg! on ogląda pornole, zdradza mnie!" uznam moje mocne potrzeby za wadę tongue

Więc jak widać, parę postów wstecz wymieniłem jej wady, teraz moje. Jak widać moich jest znacznie więcej. Czyli może ona nie zostawiła mnie bez powodu? Może faktycznie to ja jestem zły i powinienem popracować nad sobą?
Napisał bym swoje zalety "w związku" Ale jest ich za dużo... rly big_smile

Zobacz podobne tematy :

132 Ostatnio edytowany przez thepass (2014-05-06 02:07:30)

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Przeciez wciaz mowie o tym samym. Nie chcesz kobiety z wyzszej półki (jakkolwiek to brzmi) wizualnej, bo uwazasz, ze nie zasługujesz na taką. Grunt przerobic takie myslenie, ze zasługujesz na najlepszą i wtedy nie boisz sie odejscia, nie ma zazdrosci. Mozesz miec obok każdą inną też z wysokiej półki. Wiadomo, buduje sie to na pewnych osiagnieciach, doswiadczeniu. Nie na samym gadaniu i wmawianiu sobie jaki jestes pro.

A te wady to nie trzeba byc kobietą, by umiec ocenic. Mysle ze 6 dosc powaznych. Z jednej strony zbyt mocne olewanie, a pozniej nagła przemiana w ta ciepła kluche. To troche jakbys zgrywał się na bohatera, a w srodku dalej taki malutki.

Poczucie wykorzystania też nie jest zdrowe, dlatego że w zdrowym związku robisz coś bezinteresownie. Dajesz, nie wymagasz rewanżu. Ale faktycznie często jest tak, że wymaga sie po prostu tego, żeby ktoś był i nic więcej. A ten ktos nagle znika, zrywa i juz zmieniamy myslenie. A to wychodzi, że tyle robiłem i robiłem wszystko, by tylko ze mną była/została. Nie dlatego, ze tak ją szanuje, doceniam i chce dla niej dobrze. To takie podswiadome "chce dla siebie dobrze".

A to kupowanie jej wszystkiego i ciągle myśli o niej to też juz ciepło kluchostwo (i to bylo w trakcie zwiazku).

133

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Mój ubiór właściwie totalnie NIE utożsamia się ze mną. Ale mimo to go lubię.
Tak jak napisałem wyżej adio/dc na nogach, bluza z kapturem, czapka z prostym daszkiem.
Pewnie wyglądam jakbym słuchał jakiegoś rapu, dubestepu, elektro. Chyba

Nie wiem, słucham głównie różnych odmian rocka, ew właśnie rapu.
Totalnie jestem inny niż na jakiego wyglądam.

Jeśli chodzi o ubiór i styl kobiety, jest to dla mnie bardzo ważne. Dlatego że... bardzo się na tym znam.
Jak wyżej napisałem, moja była właśnie mnie zawdzięcza swoją metamorfozę. - nie bez przyczyny.
Jako facet czuje się z tym mega dziwnie, dużo razy zwierzałem się z tego koleżanką - najeba**
Ale teraz też już jestem najeba** więc o tym wspomnę.

Od 4 lat (od kiedy byłem w związku z nią) sobie praktycznie NIC nie kupiłem do ubrania.
Za to na nią, wydałem pewnie parę tyś.

Czuje się z tym dziwnie bo nigdy się z tym nie spotkałem, żaden znajomy tak nie ma.
Przychodziłem z pracy, zamiast odpalić sobie grę, film, cokolwiek to siedziałem na allegro 4h szukając jakiś ładnych nowych szpilek dla niej.
Jej garderoba, nawet aktualna rzekłbym to 90% rzeczy ode mnie, lub też poleconych prze mnie.
Nie siedzę w damskiej modzie, nie wiem co jest na "topie", nie obchodzi mnie to, obchodziło mnie to co jest w moim i mojej byłej guście.
Dzięki temu co miałem jakiś wolny grosz to jej coś kupowałem - szczęście takie że miała gust jak ja, i z wszystkiego była zadowolona.
Nawet rajstopy, pończochy, kur** no na wszystkim się znam, haha, jak robiłem jakieś zamówienie to np rajstop/pończoch za 300zl, ale powtórzę, miała gust jak ja więc z wszystkiego była zadowolona. Nie wiem mam z tym problem szczerze, czuje się trochę gejaszczo że się na tym tak znam, że wolę siedzieć i szukać przez 5h fajnych majtek dla dziewczyny niż porobić coś innego. No ale cóż.

134 Ostatnio edytowany przez jestemsam (2014-05-06 02:27:13)

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

thepass
No właśnie wady, dlatego o nich piszę bo może nie jestem ich świadom, może dla mnie nie są istotne a dla mojej partnerki moją być przepaścią, dlatego to poruszyłem i jestem ciekaw opinii kobiet co o nich myślą.

Mam swoje przypuszczenia co do całego związku, moja byłą chciała mnie rozkochać cały czas, ale że ja nie okazywałem swych uczuć może ona nie była świadoma tego jak ją kocham i mi zależy. A może jej nie zależało tak jak mi. I po jej wyjeździe gdy stałem się tą kluchą może wtedy ona zrozumiała "okur** ale on mnie kocha, ale mu zależy, kur** nie wiedziałam że aż tak! ja go aż tak nie kocham! kur** skoro on tak mnie kocha a ja jego nie to muszę to skończyć" Są właśnie takie przemyślenia, że dopiero gdy ona wyjechała to spostrzegła jak ja ja kocham... dopiero wtedy. I ją to przestraszyło... A ja kochałem i kocham cały czas tak samo, tylko że wcześniej milczałem a teraz krzyczę.

Alkohol mi nie służy, co za dużo szczerości to nie zdrowo. tongue
Ale ciesze się że tu jestem i mi pomagacie, jutro rano po przebudzeniu zamiast wejść na maila w oczekiwaniu na wiadomość byłej, wejdę na forum w oczekiwaniu na odpowiedź smile To jest zawsze jakiś progress!
Dobranoc tongue

Btw napisałem wcześniej jak długo się nie kontaktowaliśmy, ciekawy jestem jak ona to wytrzymuje, jak przez 4 lata nie było dnia beze mnie. Nawet gdy wyjechała, codziennie skype itp. Ona tam nie ma koleżanek, znajomych mieszka u swoich pracodawców, tam też pracuje. I że tak nagle jej nie brakuje mnie? Co ona robi? Kończy prace o 17:00 no i co? Tak to gadała ze mną, a teraz? Siedzi i ogląda kwejka do 22:00? Ze jej mnie nie brakuje... dziwie się strasznie.

135 Ostatnio edytowany przez thepass (2014-05-06 02:41:09)

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Jeszcze nie słyszałem przypadku udanego związku, w ktorym mężczyzna kocha bardziej. To znaczy, kiedy jest zależny od kobiety, a także bardziej niestabilny emocjonalnie. Tylko pytanie czemu tak sie dzieje i na to pytanie kobieta najczęściej nam nie odpowie. Często nie zna powodu czemu jej uczucia giną. Nie wiem czy też tak masz, ale w tej pierwszej fazie związku czuje sie zawsze mega pewny siebie, widze ile kobieta dla mnie robi, że mam kontrolę i niewiele musze robić. Czuje sie niezależny, wyluzowany. Dlatego nic nie robie, bo wydaje się, że ona chce bym nic nie robił, czy bym był taki jaki jestem (w koncu w takim sie zakochała). Widocznie tak lubi, to tak będzie miała. Inaczej by przecież zakomunikowała, że jest coś nie tak. A ona nic nie mowi i nagle przestaje robić to wszystko i pękam. Dopiero przecież tak tęskniła, płakała,a dzis? Niech sie dzieje co chce. I odpuszczam wtedy też, bo mysle sobie to po prostu koniec motylków. I tak nic nie zdziałam, bo niby co, jak ona nie wie czemu sie to konczy? Tylko co ma wspolnego to z miloscia? Jak dla mnie to to wszystko jest wypracowaniem pewnych schematów. Nie ma miłości za to kim ktoś jest, tylko czy umie sie dobrze zachowywać w związku i go utrzymac, prowadzić. Reszta to tylko pożądanie. I to też tylko wtedy jak sie umie dobrze zachować w tych czy innych sytuacjach, które to pożądanie wytwarzają, a pozniej podtrzymują. Sama chęć dobrego seksu z kimś kto "dobrze żyje". Pozniej ewentalnie związek jak ludzie sie dogadują. Ale też dogadanie się istnieje tylko wtedy, gdy ludzie rozmawiają. Szczególnie o tym co jest nie tak. A tego często brakuje maskując się tym, że "nie powiem mu, bo odejdzie, bo go skrzywdze, bo mnie zostawi". A jak nie powiesz, to sie psuje związek i sama odchodzisz durna babo, gadając o niedopasowaniu, a to tylko brak komunikacji potrzeb.

Właśnie ludzie sie odkochują to nagle zapominają o drugiej osobie. Raczej mają w głowie same mysli "odrzucające" od tej drugiej osoby i je pielęgnują. Po to ,by wlasnie szybko zapomniec. A te zranione osoby pielęgnują tęsknotę i tym sie męczą.

136 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2014-05-06 09:32:28)

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Ciekawa diagnoza, thepass wink Ale myślę, że to naprawdę trochę mniej skomplikowane.

Problem polega na tym, że kręcimy się cały czas wokół miłości tego "najniższego szczebla", bo bardzo płytkiej i powierzchownej - opartej na pożądaniu głównie i obudowanej wokół tego. Żądza i zazdrość - najniższe wibracje w skali duchowości.  Do tego dochodzi maniakalna wręcz potrzeba "zawłaszczania" obiektu uczuć, czyli potrzeba kontroli jego emocji, stanu zaangażowania, wyborów..itd.
Niskie wibracje mają to do siebie, że trudno jest z nich ewoluować na wyższy poziom, bo zniewalają (jak każdy narkotyk), a człowiek zniewolony jest bezwolny i zaślepiony, bez szans na podejmowanie decyzji w oparciu o intuicję i najwyższe dobro - swoje i drugiej osoby. Liczy się tylko żądza i chęć pozostawania na 'haju'.
Upatrzony 'Obiekt' ma być wdzięczny i "lojalny" - to ostatnie pojmowane oczywiście w specyficzny sposób, przez filtr uzależnienia. 


Dlatego, takie niskowibracyjne związki po rozstaniu pozostawiają objawy współuzależnienia i dają wrażenie zapadania się w pustkę, ale taki człowiek był 'pusty' już dużo wcześniej, zanim wszedł w relację, a raczej przyciągnął kompatybilną do swoich oczekiwań osobę.
To, że działo się to poza świadomą kontrolą nie ma tu nic do rzeczy, dlatego często taka osoba nie jest w stanie przyjąć do wiadomości faktu, że gdyby sama miała wyższe wibracje, jej związek wyglądałby zupełnie inaczej.

Więc co pozostaje takiej osobie? Ano właśnie próby racjonalizacji sytuacji, idealizacja, katowanie się wyrzutami sumienia i wrażenie, że widocznie 'za mało się starałem' = poczucie niezasługiwania i bycia wykorzystanym.
Autor wątku jest świetnym przykładem jak reaguje, krok po kroku, psychika człowieka o takim syndromie.


Ale z tego stanu nie ma ucieczki 'od siebie', można tylko "uciec DO SIEBIE". Kolejny paradoks z punktu widzenia szukania ratunku dla spełnienia swoich podstawowych potrzeb emocjonalnych na zewnątrz  wink

Najgorsze jest w tym wszystkim to, że niektórzy lubią gloryfikować swoje uzależnienie - jest to jeden ze sposobów "radzenia sobie" z uczuciami i bliznami, które pozostały. Wiadomo, że powtarzając sobie jak mantrę, że nasz Obiekt był idealny, nie możemy sobie niczego zarzucić - a już na pewno braku kontroli nad własnymi wyborami czy uzależnienie, no bo jak tu nie ulec tak Nieskazitelnej Osobie?
Dla niektórych to wręcz powód do dumy, bo postrzegając ex partnera jako osobę absolutnie wyjątkową, sami mogą uważać się za bardzo wyjątkowych, dokarmiać swoje niedowartościowanie (swoją drogą - główny powód zapadnięcia na te "chorobę")
Niestety, jest to zgubna metoda i jak każda współzależność uniemożliwia zdjęcie obiektu z 'piedestału', sabotując pełne wyzdrowienie.

137 Ostatnio edytowany przez thepass (2014-05-06 09:46:35)

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Okej Elka, tylko jak sądzisz jaki jest powód zawierania takich związków? Bo mysle, ze ci ludzie dopoki nie uświadomią sobie czemu tak sie dzieje, to będą dalej zapętlać sie w takie jak to nazywasz "nisko wibracyjne" znajomosci. I czy jednak mozna tu mowic o jego winie, że jednak dawał jej uczucie niższego szczebla - czego nie mogła docenić i sie do niego mocniej przywiązać.

Wydaje mi sie, ze kazdy dowartosciowuje sie byciem w zwiazku. Czlowiek przeciez buduje swoja wartosc np swoimi zasobami, ale takze tym, ze ktos go docenia (czy w pracy, czy w relacjach). To jest zawsze jakis sukces.

138

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.
jestemsam napisał/a:

Właściwie jakby się zastanowić to ja tak tłumaczę swoją byłą, a prawda może być okrutna.
Może już od paru miesięcy kogoś ma, a ja o tym nie wiem. A ona mi nie powie by nie wyjść na tą złą.
W takim przypadku ona teraz się cieszy i ze mnie śmieje - "on płacze, ma mnie za ideał a ja go robiłam w chu** od paru miesięcy."
Kurde... może tak być.

Na pewno kogoś ma. Kobiety raczej nie odchodzą ot tak. Zwykle chodzi o jakiegoś fagasa, o chęć "wyszalenia się". W sumie podobnie jak z facetami, facet odejdzie dopiero jak pozna jakąś laskę. U mnie to było tak, że tak naprawdę ON ze mną zerwał. Ale ja się odizolowałam, bo chciał utrzymywać kontakt na zasadzie nie wiem jakiej, przyjacielskiej? (to wyglądało tak, że chciał się spotykać a jak znalazł jakąś fajną laskę przez neta to izolował się ode mnie, potem jak tamta dała mu kosza - był milutki) Póki co, protestów w sprawie mojej izolacji nie widzę z jego strony, więc chyba było warto.

Zresztą... Byliśmy zaręczeni, a on stwierdził że jest NIEDOJRZAŁY (czyt. "chcę jeszcze pobzykać laski z neta").

A ja głupia - doszło już do tego, że zaczęłam się na to godzić i myślałam "jak mu się jakaś nie spodoba, to może wróci". Do tego już doszło. A teraz jestem w silnej depresji po roku upokorzeń, których w większości sama jestem sobie winna, bo nie powiedziałam w porę STOP.

Ale wszystko mi go przypomina, mam studia w Warszawie i nie chcę tam wracać.

139

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.
thepass napisał/a:

Okej Elka, tylko jak sądzisz jaki jest powód zawierania takich związków? Bo mysle, ze ci ludzie dopoki nie uświadomią sobie czemu tak sie dzieje, to będą dalej zapętlać sie w takie jak to nazywasz "nisko wibracyjne" znajomosci. I czy jednak mozna tu mowic o jego winie, że jednak dawał jej uczucie niższego szczebla - czego nie mogła docenić i sie do niego mocniej przywiązać.

Powód zawierania takich związków już wyjaśniłam - niskie poczucie wartości po obydwu stronach. Z tym niuansem, że z jednej strony objawia się ono poczuciem niezasługiwania (autor), a z drugiej przerostem ego (jego ex). Oczywiście na początku oboje startują z podobnego pułapu, co podkreślił sam autor - "z szarej myszki demon seksu" wink
Takie skrajności mają to do siebie, że nie wypadają na osoby o zrównoważonej osobowości..

Jasne, kluczem do "nie zapadania" w takie związki jest podnoszenie świadomości, nie jojczenie i oczekiwanie na ratunek w osobie kolejnego partnera.

Chodzi o to, że niska świadomość nie jest "grzechem" czy "winą". Tu nie ma winnych, są tylko 'ofiary' - własnych oczekiwań.
A że oczekiwania były mało wyszukane wink to i finał mało zaskakujący.

140 Ostatnio edytowany przez jestemsam (2014-05-06 20:13:06)

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Kurde, pogubiłem się tzn związek niskowibracyjny? Oczekiwania mało wyszukane?

Normalnie się poznaliśmy, normalnie znajomość przerodziła się w związek, zamieszkaliśmy razem, kochaliśmy się, robiliśmy wszystko razem, wspieraliśmy się, planowaliśmy przyszłość, ona chciała żebym się zaręczył, rozmawialiśmy dużo o dzieciach, aż w końcu postanowiliśmy razem wyjechać na drugi koniec świata. Chyba to normalny zwykły związek, nie rozumiem was teraz big_smile Pogubiłem się.

Gdy ją poznałem na pewno nie miałem zaniżonej wartości, i nie przesadzajmy też z tym demonem sexu, no ona była szarą myszką i z czasem zrobił się z niej super pewny siebie lachon. To nie był nigdy typ "cwanej laski z zadartym nosem".

141 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2014-05-06 22:44:25)

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.
jestemsam napisał/a:

Zgadza się, ciągle liczę na cud. I dopóki nie przestanę na niego czekać to nigdy się nie ogarnę.
Wiem wiem jestem tego świadom, no ale to nie jest takie proste do realizacji tongue

Hmmm... gdyby ów cud się wydarzył, trzebaby zaraz Kongregację ds. Nauki i Wiary powoływać dla świadectwa... Tłumy ludzi przyjeżdzałyby ów cud oglądać... Straszne zamieszanie by było... ;-)


Czytuję Twój wątek, bo przeglądam się w Twojej historii usiłując przeżyć do końca własną. Bo moja relacja też przez kilka ładnych lat była bardzo fajna, zdrowa i z obustronnymi perspektywami na wspólną przyszłość.

I choć nie katuję się podglądaniem jego profilu w sieci, nie oglądam zdjęć, nie wracam do pamiątek, nie czytam e-maili, które do mnie pisał w czasie rozłąki, nie pytam o niego, nie drążę żadnych wspólnych tematów, to wcale nie jest mi lżej. Wszystko bowiem rozgrywa się w mojej głowie. Tak już długo nad tym rozstaniem filozofuję, że niebawem Seneką zostanę i jakiś traktat sprokuruję ;-)

W czasie Wielkiej Majówki doszłam do wniosku, że moim problemem w tak długim pożegnaniu, bardzo przeszkadza mi "niedomknięta furtka", czyli jego słowa typu: "dajmy sobie czas", "nie analizuj tego zbytnio, bo w Tobie nie ma winy, za wszystko ja ją ponoszę", "życie nie jest płaskie, wszystko może się jeszcze zmienić", "jesteś świetną osobą, nie chcę Cię stracić", etc. W ten oto sposób przez wiele miesięcy "stałam na uczuciowej warcie", wierząc, że on coś jeszcze przemyśli, że zatęskni, że znowu będziemy razem. I tak fundowałam sobie kolejne etapy mego niekończącego się "Tour de Coeur" prowadzącego donikąd...
Postanowiłam zatem zatrzasnąć furteczkę sama, zamknąć ją na łańcuch i siedem kłódek, a na dodatek postawić jeszcze przy niej wściekłego pit bulla, aby mnie nie korciło dłubać przy zamkach. Od ubiegłej niedzieli przestałam czekać. Zobaczymy co będzie dalej...

Wiem, że do Elle88 są długie kolejki oczekujących, ale chyba zapiszę się na "zabieg wychlastania exa", co i Tobie proponuję, Jestemsam. ;-)

Bywaj zdrów!

142

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Aurora... masz dużo racji pisząc o 'niedomkniętej furtce'. Miałam identycznie. Postawiłam sprawę na ostrzu noża, stwierdziłam, ze ktoś musi mieć w tej relacji większe jaja. No i co ? poczułam ulgę.. pozbyłam się nadziei. Nie jest idealnie super... ale jest dużo lepiej niż miesiąc temu.
Mam chwile załamania, ale się podnoszę.

143

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Ja się pozbyłem nadziei już dawno temu, wiem że ten związek nie wróci mimo tego że chciałbym żeby wrócił - to oznacza że zamknąłem furtkę?
Od 2 tyg czyli od niej ostatniego maila już nie czekam aż zatęskni, nie czekam na polepszenie sytuacji. Ostro dała mi znać że to koniec i ona teraz czuje się zajebiście jak nigdy dotąd!

Ja jestem w ciężkim szoku naprawdę, ostatni raz byliśmy razem, ostatni pocałunek był 11 września. To kupa czasu, a ja dalej przeżywam.
Od 11 września (jej wylotu) do 25 stycznia (rozstanie) ona nie zamknęła się w tym związku nie stała się oschła itp, było zajebiście codziennie robiła nowe nadzieje, codziennie udowadniała ja to kocha i jak będzie za niedługo zajebiście gdy przyjadę i będę z nią mieszkał w tej Kanadzie.
A tu zonk z dnia na dzień wszystko legło. Nie wiem czemu to u mnie tyle trwa tongue

No ale cóż, nie ucieknę od tego muszę w tym tkwić.
Miałem już tyle myśli, prób samobójczych że szczerze powinienem teraz leżeć zamknięty pod opieką.
Od 2 tygodni jest spokój, nie myślę o tym. Nie myślę o niczym związanym z nią.
Zmieniło się też podejście, bo teraz chcę zapomnieć, chce się pogodzić z tym.
A jeszcze te 2 tyg temu gdy kolega mi napisał "nie przejmuj się minie, znajdziesz sobie nową pannę sto razy lepszą niż Twoja była"
Odpowiedz była prosta "nie! spier*** z takimi tekstami, nie znajdę, nie chce znaleźć, nie chcę nikogo innego, albo ona albo nic!"
Więc mimo tego że mam uczucie że się cofam to jednak z każdym dniem idę do przodu.

144 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2014-05-06 23:25:49)

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.
jestemsam napisał/a:

Ja się pozbyłem nadziei już dawno temu, wiem że ten związek nie wróci mimo tego że chciałbym żeby wrócił - to oznacza że zamknąłem furtkę?

Wybacz, Jestemsam, ale w tym zdaniu jest jakaś sprzeczność i chyba nie do końca umiem pojąć jego właściwy sens.

Dla mnie zamknięcie furtki oznacza pozbycie się iluzji. Mam dość bujną wyobraźnię, więc takie majaki ze wspólnej przeszłości, takie niedokończone myśli, w pół urwane obietnice były dla niej doskonałą okazją, aby długo jeszcze błąkać się po oceanie nierzeczywistości niczym Odyseusz.

 

jestemsam napisał/a:

Nie wiem czemu to u mnie tyle trwa tongue ?

Nie wiem, czy jest w tym jakaś racja, ale sądzę, że jeśli Twoje uczucie było szczere, jeśli w tym związku byłeś spełniony, jeśli miałeś pewność, że właśnie ta dziewczyna jest Tobie pisana, to takie rozstanie boli bardziej, dłużej dochodzi się po nim do siebie i głębiej tęskni. Tak też i samej sobie próbuję to tłumaczyć.


jestemsam napisał/a:

No ale cóż, nie ucieknę od tego muszę w tym tkwić.

Zdaje mi się, że ten czas "tkwienia" jest też do czegoś człowiekowi potrzebny. Do uporządkowania siebie, swojego wnętrza, swoich myśli. To czas na przedziwną pracę, która być może w tej chwili wydaje nam się bezużyteczna, trudna, niewdzięczna, a jednak bez niej nie można by było zrobić w przyszłości żadnego kroku naprzód w nowej innej już relacji.

jestemsam napisał/a:

Więc mimo tego że mam uczucie że się cofam to jednak z każdym dniem idę do przodu.

Gdyby były to przynajmniej trzy kroki do przodu - dwa do tyłu, to już powinno być lepiej...

PS Pamiętaj o syropie klonowym. Postawiłam go na półce w Twojej spiżarce. Jedna łycha dziennie...
Zacznij kurację już dziś ;-)

145 Ostatnio edytowany przez jestemsam (2014-05-06 23:32:43)

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Wiesz, właściwie to się ciągnie od kilkunastu postów, muszę to jakoś wyjaśnić i sprecyzować choćby na głupich przykładach.

Ona zakończyła wszystko definitywnie i jest w tym naprawdę konsekwentna.
Nie mam żadnych nadziei na cokolwiek, ona mi ich nie dała.
Nie mam nawet 0,0001% nadziei na to że za jakiś czas zatęskni, będzie chciała wrócić.
Wiem że nie zatęskni i nie wróci.

Ale, bardzo bym chciał żeby tak się stało, ale wiem że tak się nie stanie.
Tak jakbym najeba** podarł banknot na 10 części i wyrzucił przez okno, następnego dnia gdybym trzeźwy wstał, wiedziałbym że tego nie cofnę. Że nie jestem w stanie nic zrobić, ale najbardziej bym chciał żeby ten banknot znalazł się u mnie z powrotem w portfelu.

Tak jakbym stracił nogę w jakimś wypadku, bardzo bym chciał mieć ją z powrotem, zrobił bym wszystko żeby znów ją mieć. Ale nie miał bym żadnej nadziei że ona odrośnie bo nie odrośnie. Ale marzę o tym żeby ją mieć, choć to niemożliwe. Ale pogodziłem się że jej nie mam, że muszę żyć bez niej... co nie zmienia faktu że wszystko bym dał za to żeby znów mieć tą nogę.

Nie wiem czy rozumiecie tongue

aurora borealis Ok! Bij mnie za to.
Syrop klonowy...mmm...z naleśnikami!
Ale ja nigdy nie robiłem nawet naleśników, pewnie by mi nie wyszły.
A moja była robiła takie zajebiste! aaaaa
Ok, koniec tego. big_smile
Głupota mnie naszła. Haha

146

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Amator pejczyka i kajdanek? Mmmmm? ;-)

Dobrze to opisujesz, bo rozstanie z kimś, to jakby utrata "kawałka" siebie. Jednak życie w każdej ze swych form dąży do równowagi. Zatem tracisz, by zyskać. Nie ma innej opcji!

Jakie to szczęście, że z drugim człowiekiem pojawia się zawsze nowa nadzieja!

Naleśnikami się nie martw. 90% niewiast uczy się je smażyć między 11 a 17 rokiem życia. Masz więc ogromne szanse, by niebawem pochłaniać je niemal wprost z patelni, w którą "uzbrojona" będzie dama Twojego serca (i żołądka). ;-)

147

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.
jestemsam napisał/a:

Wiesz, właściwie to się ciągnie od kilkunastu postów, muszę to jakoś wyjaśnić i sprecyzować choćby na głupich przykładach.

Ona zakończyła wszystko definitywnie i jest w tym naprawdę konsekwentna.
Nie mam żadnych nadziei na cokolwiek, ona mi ich nie dała.
Nie mam nawet 0,0001% nadziei na to że za jakiś czas zatęskni, będzie chciała wrócić.
Wiem że nie zatęskni i nie wróci.

Ale, bardzo bym chciał żeby tak się stało, ale wiem że tak się nie stanie.
Tak jakbym najeba** podarł banknot na 10 części i wyrzucił przez okno, następnego dnia gdybym trzeźwy wstał, wiedziałbym że tego nie cofnę. Że nie jestem w stanie nic zrobić, ale najbardziej bym chciał żeby ten banknot znalazł się u mnie z powrotem w portfelu.

Tak jakbym stracił nogę w jakimś wypadku, bardzo bym chciał mieć ją z powrotem, zrobił bym wszystko żeby znów ją mieć. Ale nie miał bym żadnej nadziei że ona odrośnie bo nie odrośnie. Ale marzę o tym żeby ją mieć, choć to niemożliwe. Ale pogodziłem się że jej nie mam, że muszę żyć bez niej... co nie zmienia faktu że wszystko bym dał za to żeby znów mieć tą nogę.

Ulalala, trochę się miotać zacząłeś, ale to dobrze, kolejny etap, by iść dalej, już nie pier..lisz, że chciałbyś, że chciałbyś aby wróciła i nic więcej. Jednak dalej w tyle jesteś. Uwierz mi, że nie zamknąłeś tej furtki, pisząc, że masz ją gdzieś, ale chciałbyś by wróciła, to jest oznaka, że chcesz by wróciła, ale nie chcesz już cierpieć, takie pójście na łatwiznę, ale tak się nie da i nie można, to jak skok na bungee. Jesteś na górze i masz skoczyć, ale chcesz wrócić, ale powrót okazuje się porażką, do tego ściąganie tych pasów wszystkich, zjazd na dół i zawiedzenie ludzi, którzy poświęcili Ci czas byś tam wjechał pojawia się coś na zasadzie "dobra, na pewno się nie cofnę, ale z drugiej strony boje się też skoczyć, kurde, co mam robić, nie wiem", coś na takiej zasadzie się tworzy w Twojej głowie. Jakbys zamknął furtkę, to bys w mgnieniu oka zapomniał o tym wszystkim i nic by Cię nie męczyło. Ja zacząłem od innej strony, najpierw ubiłem wspomnienia i inne diabły, a teraz biorę się za zamykanie furtki, jak w grach, najpierw ubijam obstawe, a później biorę się za bossa tongue

148

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Z ta utrata nogi to hardcorowy przykład, noga nie odrośnie, ale jeszcze jakiś czas będziesz czul ze ja masz i Ciebie boli. Wszystko to sprawka naszego sprytnego mózgu.

149

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Uwierz mi, że nie zamknąłeś tej furtki, pisząc, że masz ją gdzieś, ale chciałbyś by wróciła, to jest oznaka, że chcesz by wróciła, ale nie chcesz już cierpieć

No dokładnie, prawie... bo nie mam jej gdzieś, ale chcę żeby wróciła. Ale zdaję sobie sprawę z tego że nie wróci, więc nie mam co się łudzić.
Nie mam za co jej znienawidzić. No fakt mam za to co zaczęła robić od 25 stycznia. W jaki sposób zerwała, w którym momencie (wtedy gdy jej najbardziej potrzebowałem bo byłem rozp****** emocjonalnie z powodu jej braku i tęsknoty), no i to co potem mówiła, jak się zachowywała. No gdy już ze mną zerwała to zaczęła mnie strasznie krzywdzić. Ale dopóki byliśmy razem to było sooo perfect.

150

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

a może wydaje Ci się tylko, że było tak cudownie? może idealizujesz?

151

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Na pewno po części idealizuje, choć nie wiem dokładnie co, na pewno coś.
Ale szczerze, nie mam do czego się przyczepić, wypisałem gdzieś wyżej jej wady w związku, wypisałem moje - moich było więcej.

Kochała mnie ja ją, mieliśmy plany na przyszłość, poważne rozmowy, na początku związku ustaliliśmy "jak coś Ci nie będzie odpowiadać we mnie to daj mi znać" I gdy tylko coś nie odpowiadało, rozmawialiśmy o tym, dążyliśmy do tego żebyśmy oboje byli szczęśliwi i nie krzywdzili się. Życie seksualne co np dla mnie jest bardzo istotne było bardzo satysfakcjonujące. Dla niej też bo nigdy nie miała zażaleń. No nie mogę się do niczego "przypieprzyć". Dla mnie to była wybranka na całe życie. Nie miałem też potrzeby zdrady itp, z wszystkimi problemami sobie radziliśmy.
Jasne poniekąd czasem czułem się jakbym był w 30 letnim małżeństwie. Ona zmęczona po pracy wiecznie, bez pasji, na gitarze przestała dawno grać. Jedyne co by robiła to odpoczywała. Ja też zmęczony, nie chce mi się nigdzie wyjść, wolę zostać w domu. Owszem bywało nudno, źle. Ale radziliśmy sobie z tym OBOJE i to jest najważniejsze. To że obie osoby chciały dobrze dla siebie i dla partnera. Dla mnie związek idealny, partnerka też.

I tak jak mówię więcej problemów wychodziło z mojej strony...
Ona tak bardzo okazywała to jak mnie kocha, że hmm... że już jej nie zdobywałem.
Nieświadomie pozwoliłem sobie na lekki "luz" w związku.
To ona się bardziej starała o związek niż ja.
Egoistyczne zagrywki... ale kurde no... nieświadomie. Faktycznie byłem egoistą,
jak w podanym przykładzie gdzieś wcześniej, ona ma dług, czuje się z tym źle, ja jako jej partner powinienem jak najszybciej pomóc jej by czuła się dobrze by ją to nie męczyło, już nawet nie dać a pożyczyć kasę na spłacenie długu by czuła się "komfortowo". To nie, to o tym nie pomyślałem a przyszedłem z nową kurtką do domu. Więc no trochę egoistycznie. Stawiałem swoje szczęście na pierwszym miejscu... Ja/my/ona
A ona przykładała się bardziej, może i za bardzo bo powiedział bym...On/my/ja.

Byłem trochę zaślepiony swoim szczęściem bo naprawdę miałem się wręcz idealnie. Troszkę zapominałem o niej.
Oczywiście mądry polak po szkodzie, bo wszystko zauważyłem jak wyjechała (wyjechała a nie zerwała).
Starałem się wszystko zmienić, dowartościować ją... ale przez skype bo innej opcji nie było. Pewnie nie było to realistyczne.
A nawet jeśli trochę było to nagle taka zmiana (zacząłem ją doceniać itp) pewnie ją przygniotła.
Ok bo już piszę o maśle maślanym (grant's 0,7 za 45zł w promocji był:) ) to mam wenę kingkonga haha.
Podsumując, związek był naprawdę niemalże idealny, mógłby trwać do końca życia. Nie jest to idealizowanie po zerwaniu. Idealizuje pewne kwestie które mi przeszkadzały w związku. Ale napisałem co mi przeszkadzało. Nie były to rzeczy których nie można zmienić, nie były to rzeczy z którymi nie da się żyć.

152

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Podstawowe błędy w związku
- słaba komunikacja potrzeb i oczekiwan (ciche dni, strach przed skrzywdzeniem drugiej strony, oczekiwanie domyslania się, zamiatanie problemow pod dywan)
- zazdrosc, zaborczosc
- rutyna
- brak balansu uczuc - czyli dwie strony powinny sobie dawac po ok 50% (choc tu uwazam, ze jednak kobieta troche więcej jako emocjonalna istota)
- brniecie w znajomosci z innymi atrakcyjnymi dla nas osobami, zamiast urywanie ich

I co z tego miales?

153

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

rutyna - tak, wkradała się
brak balansu uczuć - nie okazywałem uczuć tak mocno jak oczekiwała moja druga połówka. ona okazywała je wystarczająco dla mnie.

Te 2 rzeczy.

154

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

A ja mysle, ze jeszcze to 1, a pewnie tez to ostatnie gdy wyjechała i tak to sie skonczyło.
Nastepnym razem bedziesz wiedział. Z reszta czy ona wyjechała przez Ciebie? Mowisz, ze to nie było rozstanie.
Wyjechała i co? Ty nie probowales jej zatrzymac? Albo nie mowiles o tym, by wrocila bo czekasz na nią?

155 Ostatnio edytowany przez jestemsam (2014-05-08 02:41:32)

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

To 1 nie, na pewno nie z mojej strony, mieliśmy ten układ "mówmy co nam się nie podoba" i rozmawialiśmy dużo, nie unikaliśmy problemów, zawsze o każdym sobie mówiliśmy i próbowaliśmy je rozwiązać. Ja tak robiłem, ona też tak robiła - chyba że udawała, jeśli tak to robiła to perfekcyjnie.

Ona wyjechała przez... przez nikogo.
Mieszkaliśmy razem w Warszawie, no idealnie to tu nie było, ani finanse ani "miejsce".
Ja marzyłem o Kanadzie, ze względu na mój sport - w Kanadzie dużooo bikerparków.
Właściwie to był początek związku, albo nawet jeszcze to nie był związek.
Wtedy powiedziała że ma ciocie w Kanadzie.
Po 2 latach związku stwierdziliśmy - a może by tak wyjechać? na stałe?
Pół roku namyśleń i postanowiliśmy, ok przeprowadźmy się!
Zaczęliśmy działać w tym kierunku, dużooo papierów załatwień no masakra.
Po prawię roku udało się, ona dostała propozycję pracy w Kanadzie.
I teraz pytanie? "To jak robimy? nie chcemy być osobno długi czas"
Ale stwierdziliśmy... niech ona wyjedzie pierwsza skoro ma taką możliwość w tym momencie, będziemy już jedną nogą w Kanadzie.
Będzie już punktem zaczepienia. Ja miałem dołączyć za jakiś czas.
No i jednak... nie zdążyłem bo mnie zostawiła.
Gdyby tak się nie stało to już byłbym w Kanadzie, bo miałem w okolicach kwietnia/maja wyjechać.

Więc jak widzisz, to nie była jej decyzja, nie miałem co jej zatrzymywać.
My dwoje byliśmy jednością - postanowiliśmy że przeprowadzamy się do Kanady. Razem.
Tak jak para która mieszka w Warszawie i postanawia jednak mieszkać w Krakowie smile
Tylko że inna odległość, inny kontynent, ale zasada ta sama.

156

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Widocznie udawała, że było właśnie tak perfekcyjnie. U mnie to samo, bo bylem przeswiadczony, ze jest cudownie (tak mowila), a dopiero pewne rzeczy wyszły po wielu miesiącach, kiedy jeszcze raz drążyłem temat. Jakby było tak perfekcyjnie, to przeciez by tęskniła, miała dobre wspomnienia i chciała to rozbudzić na nowo. Albo jednak kogoś poznała. Odległość potrafi zabić, pewnie, ale widzimy wiele historii w których to kobiety tęsknią wciąż, martwią się i to sie nie rozpada.

157

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

U mnie było perfekcyjnie z mojego punktu widzenia, u niej nie było perfekcyjnie (domyślam się) z jednego powodu. Że nie byłem tak uczuciowy jak chciała. To był dla niej problem, często mi to wypominała, często zwracała na to uwagę. Za mało przytulam, za mało okazuje jej czułości. Ona nie czuje się jak "kochana" dziewczyna. To był główny problem w tym związku, niestety ja tego problemu nie widziałem, mimo tego że ona mi o tym mówiła, często zwracała na to uwagę. Ja odbierałem to jako "marudzenie", obracałem to w żart. Tak to moja wina, nie dostrzegłem że to jest naprawdę problem. Ale gdy wyjechała, ja momentalnie odczułem jej stratę. Zacząłem ją tak "kochać" wylewać wszystkie uczucia, dowartościowywać.. w 6 miesięcy chyba "pokazałem" wszystkie uczucia z 3 lat związku które "ukrywałem".
Wtedy ona powinna się cieszyć że osiągnęła swój cel, że w końcu jestem taki uczuciowy jak ona chciała zawsze!
Ale chyba było za późno? Bo stałem się taki, do czego ona dążyła przez cały związek, i w tym momencie ze mnie zrezygnowała.

Trochę mówię to co chciałbym żeby było ale uważam że było to tak:

Byliśmy razem aż 6 miesięcy od jej wyjazdu, pierwszy miesiąc był masakryczny - będę mówił cały czas o fizyczności, oboje nie mogliśmy spać, bo sami w łóżku, nie można się przytulić, nie czuje się tej drugiej osoby. Dramat. Wracasz po pracy (ja jak i ona) do domu, gdzie nie ma tej drugiej osoby. Dramat. Dramat był przez pierwszy miesiąc - dwa. Potem logiczne jest to że zaczęliśmy się przyzwyczajać że tej drugiej osoby nie ma na co dzień. Więc to spanie samemu, czy powrót do pustego domu, nie był już taki straszny jak przez pierwsze 2 miesiące.
Więc po 6 miesiącach kompletnie odzwyczailiśmy się od siebie fizycznie. Domyślam się że ona po prostu sobie powiedziała "kur**! ja potrafię żyć bez niego, mogę spać, pracować, bawić się, nie ma go przymnie a jakoś żyję i to dobrze - czyli ja go nie potrzebuję - zrywam z nim".
Tak sobie to tłumaczę, ale mówię - pewnie myślę to co chcę usłyszeć. Może to złudne.

U mnie było inaczej, odzwyczaiłem się od tej fizyczności jednak no brakowało mi jej cały czas, z każdym dniem pewnie coraz mniej. Ale nawet teraz najbardziej co bym chciał? Nie wygrać 6stke w totka czy coś, najbardziej chciałbym po prostu się do niej przytulić i żeby to trwało, trwało... jak najdłużej sad

Gdy ona wyjechała to ja z każdym dniem dramatyzowałem coraz bardziej, że tak mi jej brakuje że tęsknie, to było aż niezdrowe, było ze mną naprawdę źle, miałem takie ataki depresyjne, nawet gdy ten związek dalej trwał ale już minęły z 4 miesiące od jej wyjazdu, ja byłem tak załamany że jej nie ma, że nie wiadomo kiedy się zobaczymy... nie chciałem żyć. Spałem/pracowałem na zmianę i czekałem tylko aż wejdzie na skype. Bardzo źle ze mną było z każdym dniem coraz gorzej. No aż nagle mnie zostawiła do tego mam trochę żal... bo zostawiła mnie naprawdę w najgorszym momencie, tak mi jej brakowało, było tak źle... najbardziej wtedy potrzebowałem jej wsparcia... no kurde! wsparcia od mojej wybranki życia, od dziewczyny z którą mieliśmy zaplanowaną przyszłość do końca życia. I wtedy dolała oliwy do ognia i mnie zostawiła gdy byłem w takim stanie... hmm Najgorszy moment na zostawienie mnie.

158 Ostatnio edytowany przez thepass (2014-05-08 04:29:07)

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Przypominasz mnie w tym aspekcie. Obracam takie poważne rzeczy też w żart, a one są naprawde ważne. Czuje sie wtedy panem sytuacji i to mnie nakręca. Kobieta chce sie czuć pożądana - w innym przypadku ją to demotywuje i nie widzi sensu starań, wypala się. Wszystkiego da sie nauczyc i mysle, ze fajnie, że wiesz gdzie błędy popełniałeś. Trochę sie ich nazbierało. Pytanie tylko co się działo tam z nią, gdy wyjechała. Kiedy zauwazyles jej schłodzenie? W jaki sposob zaczales okazywac te uczucia tak mocno? Nie miała pretensji? Nie odwzajemniała? Czy moze Ty płakałeś, męczyłeś się, a ona była chłodna i przez to było Ci gorzej? Moze widziała, że Cie krzywdzi i uznała, ze lepiej takiego słabego faceta zostawić.

Rozumiem Cie, bo mialem to samo. Dokładnie to samo i to samo przez odległość! Tez miałem takie mysli - pewnie sie przyzwyczaiła, że mnie nie ma, to znaczy, że wcale nie jestem jej potrzebny.

I wiesz co? Tez mowilem - one zawsze zostawią Cie w najgorszym mozliwym momencie. Wlasnie wtedy kiedy jest źle i sobie nie radzisz. Kiedy sie potkniesz. A im wiecej takich "potkniec" tym szybciej uzna za bezwartościowego. Szczegolnie wtedy, gdy ona staje się całym swiatem dla Ciebie. Gdy jej nie ma Twoja wartosc, oraz Twoje samopoczucie podupada. Atrakcyjnosc nagle maleje. Nagle odpycha, a nie przyciąga. Wychodzi, ze slabi faceci nigdy nie budują szczęśliwych związków.

Bo wiesz, prawdziwy facet nie płakałby za dziewczyną tylko ułożyłby sobie życie. Jakoś by sobie poradził z tym. Miałby inne opcje, bo przecież gdyby był atrakcyjny to inne by go chciały i by sie nimi pocieszał - jeśli nie, to koledzy, koleżanki, pasje. Wszystko, by przeczekać i napełnić swoją dziewczyne też pozytywną wiarą w to uczucie. Upadasz i nie wstajesz - rzuca Cie. Upadasz, tracisz szacunek u innych - liczy sie status społeczny - tez nie bardzo dziewczyna chce mieć kogoś z kogo sie smieją, tylko kim mogłaby sie chwalić. Tracisz ten respekt. Nie chce tutaj generalizować, ale w każdym moim związku miałem jakiś inny przypadek łamania puzzli atrakcyjności w sobie lub właśnie braku okazywania uczuc partnerce, jakby była przedmiotem. Tzn niektóre kobiety w takich związkach żyją, ale sądze że to tylko te najbardziej toksyczne i uzależnione (gdzie kobieta czuje sie winna i bierze na barki całe uczucie, związek, daje z siebie 200% i nie może sie uwolnić, usprawiedliwia partnera). Tutaj chyba tego nie mieliscie. Ten Twoj "egoizm uczuciowy" wyrażałeś wydawaniem na nią kasy. Tak jakos kojarze. A dla kobiety jednak mysle wazniejsze jest poczucie bycia ważną, kochaną i docenianą, tym kim jest. Prezenty, pamięć, dbanie o nią, ale kwestie materialne tylko dla niektórych typów dziewczyn są najważniejsze.

159

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Ona wyjechała że wrześniu. Tak naprawdę wszystko było spoko do listopada, wtedy przyjechała do niej mama na pół roku (mieszkały osobno).
Moja była wtedy z czasem stała się taka wulgarna, trochę arogancka coś w tym stylu. Naprawdę łatwo to było dla mnie zauważyć bo rozmawialiśmy codziennie na skype. Ja z jej mamą miałem "średnie" układy tzn pod publikę ona mnie lubiła bardzo itp a coś czuję że jest bardzo dwulicową kobietą. Ja też popełniłem błąd z jej rodzicami, nie pokazywałem im jak bardzo moja była jest dla mnie ważna, u niej w domu traktowałem ją trochę jak koleżankę. Ok jak jej mama przyjechała i ona stawała się coraz chłodniejsza, wulgarna itp etc to chodziły z mamą co weekend do klubów na piwo itp Wtedy wyszła ta dwulicowość jej mamy bo niby w żartach pokazywała jej jakiegoś typka i mówi "bierz się za niego" czy "czy na pewno chcesz być ze swoim do końca życia?" Moja była sama mi o tym powiedziała już wtedy, na bieżąco ale mówiła że to żarty i mam się nie przejmować.

I właśnie jakoś wtedy ja zacząłem za mocno okazywać uczucia, NIE nie byłem zazdrosny, nie zabraniałem jej nic!
Ale codziennie chciałem byśmy rozmawiali na skype, czepiałem się gdy się spóźniła po pracy np 1h a ja czekałem (u mnie to np 4 w nocy..)
Zaczęło się codziennie dramatyzowanie, jak jest źle... że tęsknie... kiedy będziemy razem... że widzę to w czarnych barwach.
Doszło do tego że powiedziałem że nie chcę żyć. Moje życie to była wegetacja... oczekiwanie na skype... żeby ją zobaczyć.
Wtedy na pewno do niej doszło to że kocham ją na maksa! Ale przecież o to jej chodziło, żebym okazywał uczucia. Ale okazywałem ich za dużo.
I miałem za dużą ala"depresje" poprzez brak mojej byłej.. przy mnie.
I tak, płakałem i męczyłem się.

ALE oboje wiedzieliśmy że jeszcze tylko parę miesięcy tej męczarni i będziemy razem! 
Nie doczekałem się...

Co do dalszej części Twojego postu, nie nikt się ze mnie nie śmiał, koleżanki zazdrościły że też chciały by żeby ktoś je tak kochał, koledzy "zdradzacze" byli w szoku że można być tak komuś oddanym. Koleżanki mojej byłej też jej zazdrościły mnie. Oczywiście miała też znajomych - moich przeciwników.

"egoizm uczuciowy" wyrażałeś wydawaniem na nią kasy." - nie, to nie było zastępstwo, po prostu tak jak mówiłem ja nie widziałem potrzeby okazywania uczuć, nie wiedziałem że ona naprawdę tego tak potrzebuje - mimo tego że mi to mówiła.
Wydawanie kasy było bezinteresowne, po prostu lubiłem jej coś kupić, żeby miała ładne, fajne, żeby ładnie wyglądała żeby się cieszyła. Mimo tego że potem do końca miesiąca jadłem zupki chińskie. Ale po prostu lubiłem to bardzo, kupowanie jej rzeczy. Aż się trochę można powiedzieć od tego uzależniłem. Ale mi to nie przeszkadzało... no ona była najważniejsza!

160 Ostatnio edytowany przez Mazgaj (2014-05-12 21:23:21)

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

I tu jest pies pogrzebany kolego bo w ten oto sposób jak i moi znajomi wyhodowałeś sobie taką osobę ponieważ brak okazywania uczuć i nadrabianie tego prezentami daje w efekcie nieciekawy koniec sad Na pocieszenie to nie tylko twój błąd ale błąd setek innych ludzi.

161

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

@Mazgaj
Nie to nie było "nadrabianie" uczuć prezentami.
Uczucia swoją drogą - ona mówiła ja wiem że ty mnie bardzo kochasz ale okazujesz to na swój sposób.
Nie łączmy okazywania uczuć z prezentami.
Nie byłem jak kamień, mówiłem że kocham bo kocham, przytulałem. Ale nie tak często i tak mocno jak ona oczekiwała.
I na pewno nie było to odbierane przez nikogo w stylu - ok, on przez tydzień mnie mało przytulał i za to mi kupił szpilki.
To są osobne sprawy.
A NAWET jeśli by tak nie było. To ona zauważyła że się zmieniłem, zauważyła że jest całym moim światem gdy wyjechała.

162

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Jestemsam,

Masz przekonanie, że gdybyś dawał więcej i okazywał uczucie ze zdwojoną siłą, to nie rozstalibyście się? Uważasz, że to jest główna przyczyna wygaśnięcia uczucia?

Sądzisz, że półroczne oddalenie się od siebie z powodu jej wyjazdu w tak znaczącym stopniu zaważyło na zakończeniu Waszej relacji?



Cierpisz, bo właśnie w maju miałeś już być z nią, właśnie tam, i... wszystko się skończyło.

Doskonale Cię rozumiem, bo ja z kolei od jesieni miałam kompletnie zmienić swoje życie, przeprowadzić się 4000 km stąd, podjąć tam pracę i razem z osobą najbliższą memu sercu już wspólnie budować to, co wydawało mi się być czymś na zawsze...   Przez ostatnie dwa lata gruntownie się do tych zmian przygotowywałam... Teraz nie ma już nic... Jedynie pamięć wyświetla mi nieustannie obrazki, miejsc, zdarzeń, sytuacji z tym samym, niezmiennie powtarzającym się podpisem: JUŻ NIGDY NIE BĘDZIEMY RAZEM. Często jeszcze w wyobraźni spaceruję z nim, opowiadam tak, jak zwykle, co przydarzyło mi się dzisiaj, co mnie ucieszyło, co zastanowiło...  zakładam w książkach zakładki, by przeczytał fragmenty, które szczególnie mi się podobały, tłumaczę dla niego piosenki, pokazuję mu zdjęcia zrobione pospiesznie telefonem, aby mógł widzieć to, co i ja widziałam, ale z tej drugiej strony jest już tylko martwa cisza. Dojmująca cisza, która niczego nie tłumaczy, niczego nie zmienia...

Prawie każdego dnia zastanawiam się jak to jest, że miłość się kończy, a świat mimo wszystko istnieje dalej. Ziemia się kręci, ludzie robią zakupy, tramwaje dzwonią tak samo, tak, jakby nic się nie zdarzyło... Panta rhei...

Z etapu bólu i łez przechodzę do zdumienia, że tyle "czasu i atłasu" zamieniło się nic nie wartą garstkę popiołu wspomnień, że pojęcie stałości wcale nie istnieje, a przynajmniej nie w tym znanym nam wymiarze czasoprzestrzeni.

Z fajnych osiągnięć w minionym tygodniu jest to, że udaje mi się przespać całą noc, że już nie wyję, a wyłącznie momentami popłakuję i szybciej się uspakajam. Że kupiłam sobie buty, których będąc z nim nie mogłabym nosić z powodu wysokości obcasów...

Czuję, że idzie "nowe", w tempie żółwia z atrofią, co prawda, ale idzie ;-)...

Pij syrop klonowy, susz żagle, Jestemsam, wkrótce wypłyniesz. Zobaczysz!

163

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Wkrótce...

Hmm... byłem w rodzinnym mieście - Bielsko smile
Pojechałem na zawody, miał to być wyjazd spokojny, miałem się dobrze bawić nie myśleć o niej.
Wszystko obróciło się o 180"
4 dni piekła dosłownie... na treningach na zawodach ryczałem...
Dalej przeżywam to jak mam zrytą psychikę, mój "życiowy" sport, zawody jest fajnie! a ja stoję w kolejce do wyciągu i płacze.
Bo zawsze na zawody jeździłem z nią, bo gdy zjeźdzałem to wiedziałem że ona na mnie czeka na dole, mój Misiu.
A teraz... a teraz nikt, nie ma jej... czuje się jakbym jechał za karę.
DRAMAT.

Co gorsze/lepsze?... napisałem do niej maila że tęsknie dalej i ją kocham... sad
Nie robię sobie ŻADNYCH nadziei bo wiem że to nic nie zmieni.
FAK za 2 tyg minie 5 msc...

164

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Desperacja.. Nic tak nie zniechęca do drugiej osoby.
Jesteś zbyt słaby psychicznie by mieć cień szansy, że ona wróci.
Pokazałeś, że nie masz swojego życia kompletnie- cały twój świat kręcił się i kręci wokół niej.
Atrakcyjność takiego faceta - zerowa.
A ty dalej brniesz..

Katastrofa.

165

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

To są kadry, stop-klatki... Leci film nagrany przez Twoją pamięć... Twoja własna superprodukcja z gwiazdami - Tobą i nią w rolach głównych.

W tej chwili to obraz HD, ale z czasem zmieni się w CGA... Uwierz!
Właśnie o ten czas teraz najbardziej biega...

Pozwól tym obrazkom przesuwać się swobodnie w Twojej głowie. Scena za sceną... Płacz, uśmiechaj się, żałuj... Postaraj się tylko nie wciskać przycisku "PAUZA"...

166

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Elle88
No zgodzę się, zdaję sobie sprawę że jestem zbyt słaby psychicznie... nie wiedziałem nigdy że taki jestem.
Zawsze byłem osobą cieszącą się życiem, miałem na dużo rzeczy "wyjeb***", lubiłem siebie lubiłem swoje życie dobrze się bawiłem.
Zmieniłem się na PLUS gdy poznałem moją była, trochę wydoroślałem, ułożyłem się, z poważniałem.
No i tak dokładnie to co piszesz, po jej wyjeździe, desperacja i słaba psychika wyszła...
No ale nie dało się inaczej miałem idealne życie że tak powiem naglę wszystko runęło, myślałem że w 100% przeze mnie chciałem to naprawić, w końcu zrozumiałem że muszę okazywać jej miłość TAK żeby ona była szczęśliwa - i ja też.
No ale chyba przesadziłem. Bardzo zmieniłem się po jej wyjeździe.

Gdy byliśmy razem to ja miałem swoje życie, ona swoje i mieliśmy wspólne życie.
Miałem zajawki miałem cele, mieliśmy cele.
A faktycznie gdy ona wyjechała wszystko zaczęło się kręcić wokół niej - 0 życia.
No ale nie dało się inaczej, skoro postanowiliśmy wyjazd do tej Kanady, zaplanowaliśmy sobie właściwie pół życia.
Nie mogłem naglę zmienić wszystkiego, przyszłości, priorytetów.
Więc no jestem słaby psychicznie, atrakcyjność zerowa itp etc ale nie wstydzę się tego taki jestem.

167

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Elle,

Powiedz, czy nie może być tak, że jedno kocha, zwyczajnie, po prostu, a drugie budzi się po kilku latach z iluzji, którą hodowało zamiast miłości? I wtedy robi się "kicha"?

Nie mogę za nic dogrzebać się w swoim związku toksyczności, uzależnienia. Nie wydaje mi się też, bym robiła za "glonojada" przyssanego całym jestestwem do ukochanego, bo lubię okresową samotność, potrzebuję jej wręcz. "Mój" miał swoje pasje, swoje przestrzenie, gdzie tylko mu kibicowałam, ja zaś własne "małe światki", gdzie on tylko czasem lubił zaglądać...

Coś się spieprzyło...

Potrzebuję czasu, aby go "wydalić"... Przecież nic nie dzieje się natychmiast.

Taka "porozstaniowa czkawka", wszystkie retrospekcje mają chyba jakieś uzasadnienie? Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie chce cierpieć i budzić się każdego ranka z imieniem swej dawnej miłości na ustach lub na zwojach mózgowych...

Jak to jest?

168 Ostatnio edytowany przez jestemsam (2014-05-12 23:58:52)

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Powiedz, czy nie może być tak, że jedno kocha, zwyczajnie, po prostu, a drugie budzi się po kilku latach z iluzji, którą hodowało zamiast miłości? I wtedy robi się "kicha"?

Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie chce cierpieć i budzić się każdego ranka z imieniem swej dawnej miłości na ustach lub na zwojach mózgowych...

No 2 idealne zdania!
Zwłaszcza to pierwsze bo właściwie tak też wygląda nasza sytuacja.

169

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.
aurora borealis napisał/a:

Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie chce cierpieć i budzić się każdego ranka z imieniem swej dawnej miłości na ustach lub na zwojach mózgowych...

A czy ktoś cierpi napędzając się świadomie? To nie kwestia zdrowych zmysłów tylko właśnie tych zwojów odpowiedzialnych za podświadomość. Podświadomość ma gdzieś to czy jak czujesz się w danym momencie, nie analizuje w sposób spójny różnic wynikających z potrzeb ukierunkowanych w świadomości.

170 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2014-05-13 00:26:02)

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Aurora,


Jasne, że istnieją miłości nietoksyczne (choć na tym portalu to mały procent) i wierzę, że Twoja się do tej grupy zalicza. Nie mam najmniejszego powodu Ci nie wierzyć zresztą.

Chodzi właśnie o to, że czasem ludzie są na 'innych stronach', czego innego im w życiu w danej chwili trzeba. Wiadomo, że boli..
Ale nie można, po prostu NIE WOLNO "zamrażać" swojego życia i przez cały czas spoglądać przez ramię na to co było, a co już nie będzie.
Wiem, że wiesz o tym, ale to tylko w teorii brzmi jak jakiś banał.

W praktyce - to esencja na czym życie polega. Na niestaniu w miejscu. Życie to zmiany, ciągłe, nieustające.
Cierpi tylko ten, kto nie akceptuje tego co jest, przeciwstawia się naturalnemu biegowi rzeczy.
Wszechświat jest od nas mądrzejszy. Czasem to co nam wydaje się dobre - było dobre, ale na "czas określony". Skończyło się, to oznacza, że jest coś dalej, coś ważniejszego, czemu 'stare' musiało ustąpić miejsca. Ale zatopieni w bólu nie chcemy tego widzieć.

Cierpienie jest sygnałem, że "uczepiliśmy się" czegoś, z czym się utożsamialiśmy.
W każdym rozstaniu zawsze zawarty jest element 'testu' od życia, które w ten sposób pyta: "Na ile (i czy jeszcze?) potrafimy być szczęśliwi sami ze sobą?" Jeśli zwijamy się z bólu, tzn. że gdzieś po drodze te zdolność zatraciliśmy i to ma być taki "wake up call" wink

Ale to cierpienie też jest iluzją. Może istnieć dopóki pozwalamy emocjom opowiadać niezliczone historie i interpretować je na dziesiątki sposobów.
Żyjemy po to żeby doświadczać i podnosić świadomość - cała reszta to iluzja.
Emocje, myśli, sytuacje, ludzie - wszystko to służy temu wyższemu celowi.
To MY nadajemy temu rangę i tylko my możemy tę rangę w dowolnej chwili zmienić.
I nie będzie w tym nic sztucznego!

Przyjęło się myśleć, że cierpienie jest czymś cholernie wzniosłym i świadczy o wielkim uczuciu.
Z nieco mniej ograniczonej perspektywy widać, że człowiek nie jest do tego stworzony.
Role cierpienia na poziomie emocji można porównać z uderzeniem się w mały palec u nogi na poziomie fizycznym. Dlaczego w tym drugim przypadku potrafimy wyciągnąć bardzo sensowne wnioski: "Cholera, boli. Czyli muszę teraz opatrzyć ten palec, a kolejnym razem jak będę szedł do lodówki po nocy zapalę chociaż nocna lampkę, żeby znów w stół palcem nie przyp.." i po sprawie.
Nie ma walania się po podłodze w szale i spazmach z pytaniem: "Jak to mi się k..mogło przydarzyć? Przecież zawsze chodziłem tędy do tej lodówki..no JAK??!!!" I z tym pytaniem na ustach nie leży się przecież na tej podłodze miesiącami z pretensjami do Boga, do stołu, do siebie.

To samo można zrobić z emocjami smile
Tylko jeden warunek: trzeba umieć odbierać sytuacje (również te nieprzyjemne) jako czyste doświadczenie, jako fakt.
To tylko w naszej "głowie" do pewnego poziomu świadomości widzimy zdarzenia w sposób linearny, właśnie po to, by mózg mógł robić swoja 'robotę', czyli tworzyć nam z nich historyjki i napędzać emocje.
Oczywiście wszystko to za naszym pełnym przyzwoleniem, głęboko skrywanym pragnieniem doświadczania cierpienia z tego powodu i zgodą.

Myślałaś kiedyś, dlaczego po pewnym czasie ludzie po rozstaniach przestają w końcu cierpieć?
Patrząc bardzo powierzchownie, pewnie większość ludzi powiedziałoby: "To kwestia czasu...czas zrobił swoje".
W takim razie dlaczego ludzie cierpią najbardziej po 1-szym rozstaniu, a każde kolejne potrafią juz znosić o wiele lepiej i krócej?
To wyraźnie pokazuje, że cały "pic" nie tkwi w czasie..tylko ..? wink

171

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Elle prawie sie udławiłam batonikiem ze śmiechu jak prezczytałam fragment o lodówce wink
ze wszystkim sie zgadzam, poza kwestią cierpienia. ból fizyczny ma trochę inną fizjologię niż cierpienie emocjonalne.
ale tak, trzeba szukać źródła ulgi w cierpieniu, nie można taplać się w tym błotku i napawać cierpieniem w imię wyższych celów.
tyle, że czasem, zwłaszcza na początku są to silne emocje niedające się uciszyć, atakują nasz mózg niemalże niczym choroby z autoagresji.
sama nie wiem dlaczego mój mózg przeinacza fakty. np :
odchodząc od exa była PEWNA że robię dobrze, że to słuszna decyzja, że byłam nieszczęsliwa. Kilka dni po odejsciu byłam z siebie dumna, niemalże dałam sobie order.
mija kilka tygodni a co robi mój mózg? zapomnina to co było złe, wspomina dobre! Teraz zastanawiam się czy podjęłam słuszną decyzje, że jednak byłam wtedy szczęsliwa, że kocham tego człowieka.
I CO? KTÓRE MYŚLENIE JEST TYM PRAWDZIWYM? wtedy miałam rację, czy teraz?
NIE WIEM..

172

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

sama nie wiem dlaczego mój mózg przeinacza fakty. np :
odchodząc od exa była PEWNA że robię dobrze, że to słuszna decyzja, że byłam nieszczęsliwa. Kilka dni po odejsciu byłam z siebie dumna, niemalże dałam sobie order.
mija kilka tygodni a co robi mój mózg? zapomnina to co było złe, wspomina dobre! Teraz zastanawiam się czy podjęłam słuszną decyzje, że jednak byłam wtedy szczęsliwa, że kocham tego człowieka.

Tu masz odpowiedź.
Mózg robi to, na co mu "pozwolimy", bo dlaczego nie? Kto powiedział, że mózg jest po to żeby nam życie ułatwiać wink
Ułatwia, ale tylko wtedy, kiedy DOKŁADNIE wiemy czego od niego oczekujemy i w którym kierunku chcemy zmierzać - wtedy jest naszym najlepszym sprzymierzeńcem.

Chaos porozstaniowy idealnie oddaje idee tego o czym napisałam: mózg wykorzystuje 'brak zadanego kursu' i uruchamia tryb popadania w skrajności.

To że teraz pokazuje Ci same miłe wspomnienia to świetny przykład smile

Większość osób natychmiast pobiegnie za ta historią i pojawią się wątpliwości.
Oczywiście wszystko w klimacie wyuczonej bezradności,  załamanych rąk i poczuciu, że należy "biec za emocją".
Czy nie tak? big_smile

173

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

no trochę biegnę za tą historią skoro pojawiaja się wątpliwości.
nie daję im płynąć i nie rozmyślam nad tym intensywnie, ale czuję jakby to sie nigdy miało nie skończyć, boję się, że jeszcze długo będę cierpieć.
oczywiście w praktyce nigdzie nie biegnę i nie pobiegnę tzn nie zamierzam się do niego odzywać, pisać, dzwonić.
ale boli cholera.
absurd.

174 Ostatnio edytowany przez thepass (2014-05-13 15:52:17)

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Iglasta kobietko Ty czasem byłaś nieszczęśliwa, bo to on tak naprawde chciał zerwać, ale czekał na podjęcie decyzji przez Ciebie? Bo mylicie mi sie tu wszystkie (szczególnie te z nickami na eS). Czyli ednocześnie uważasz go dalej za atrakcyjnego? Z tego co wiem kobiety odchodzą tylko wtedy, gdy partner przestaje byc atrakcyjny doszczętnie tzw "nic nie czują". Albo gdy maja juz inną "opcje" na oku, czy inny facet sam je poprowadzi ku rozstaniu. A Ty byłas NIESZCZĘŚLIWA z tego powodu jak Ciebie traktował, a nie że przestał być atrakcyjny/znudził się. Czyli pokazałaś siłę - cos co nie pokazuje zbyt wiele kobiet i tkwią w bardzo złych relacjach wmawiając sobie wielką miłość. Na Twoim miejscu czulbym sie bardziej wartościową.

A co do jestemsam to może i z tą kasą i prezentami niech będzie, że to pomyłka. Jednakże rozstanie przede wszystkim przyszło przez to, że przestał być mężczyzną. Własnie gdy zaczął szaleć z uczuciami, kiedy wcześniej był chłodny (moze nawet za bardzo, ale było to lepsze).

175

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.
sosenek napisał/a:

no trochę biegnę za tą historią skoro pojawiaja się wątpliwości.
nie daję im płynąć i nie rozmyślam nad tym intensywnie, ale czuję jakby to sie nigdy miało nie skończyć, boję się, że jeszcze długo będę cierpieć.
oczywiście w praktyce nigdzie nie biegnę i nie pobiegnę tzn nie zamierzam się do niego odzywać, pisać, dzwonić.
ale boli cholera.
absurd.

Boli, bo wciąż czujesz się winna rozpadu.
Nie dość dobra dla niego, skoro źle Cię traktował.

Mi przeszło zupełnie w momencie kiedy zrobiłam w myślach bilans: co dawałam, co dostawałam i jak zostałam potraktowana, plus - fatalne zachowanie podczas i po zerwaniu.
Facet- totalna porażka i klapa.

Uświadomiłam sobie przede wszystkim swoją desperacje i jeśli miałabym powiedzieć dziś, że czegoś żałuję to tylko tego.
Nie faktu spotkania czy tego, że się nie układało - bo tak musiało być, żebym się dużo nauczyła z tego, ale właśnie desperacji..
I zaniżenia standardów do granic absurdu.

176 Ostatnio edytowany przez jestemsam (2014-05-13 20:04:27)

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Ale co, uważacie że serio przez to że byłem chłodny cały związek - a ona chciała żebym taki nie był.
I gdy przestałem być chłodny i zacząłem jej okazywać ZA DUŻO uczuć to mnie zostawiła?
Myślicie że to przez to? Tak to wygląda?

Ja wiem że gdy to napiszę to cofnę się o parę miesięcy,
(ale tylko w waszych oczach, bo czy napiszę czy nie to i tak o tym myślę)
właściwie muszę zmienić nazwę tematu z 3 na 5..
Ale czy jest jakaś szansa żeby to obudować?

177

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.
jestemsam napisał/a:

Ale czy jest jakaś szansa żeby to obudować?

W tym momencie nie ma najmniejszej szansy na naprawianie czegokolwiek. Nie chodzi o czas, tylko uświadomienie sobie błędów jakie ciągle popełniasz bez znaczenia czy z nią aktualnie jesteś czy nie.

178

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Pewnie chodzi o to że ona nie może być całym moim światem i ja muszę być przedewszystkim szczęśliwy sam ze sobą tak?

179

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Masakra..Ile można się tak poniżać i skamleć i żebrać o czyjeś uczucie.. bleeee hmm

180

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Spokojnie, robię to tylko w moim umyśle.

Nie da się tego nie robić, chciałbym przestać ale się nie da.
Było mi z nią zajebiście, kocham ją jest całym moim światem.
I vicewersa ja też taki byłem dla niej cały czas AŻ nagle z dnia na dzień coś jej odbiło.
Do dnia w którym mnie zostawiła to było dokładnie na odwrót to ona się na mnie rzucała jak na nie wiem co.
A ja zawsze ją kochałem ona o tym wiedziała, wiedziała o tym że nie lubię "wylewać" uczuć.
Jak czytam tutaj te wszystkie tematy rozstania itp prawie że patologia... a u nas tak nie było.
Totalnie nie rozumiem jej odejścia może temu mnie to tak męczy.
Aż trudno odpowiedzieć "mądrze" na to wszystko, dlaczego dalej się tak poniżam.
Po prostu kocham, tęsknie i mi jej brakuje.

181

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.
jestemsam napisał/a:

Pewnie chodzi o to że ona nie może być całym moim światem i ja muszę być przedewszystkim szczęśliwy sam ze sobą tak?

Tak. Niezależność, ale szczęśliwa niezależność.
I nie chodzi o samą zmiane z chłodnego w ciepłego. Tacy faceci, którzy tak panikują to jak małe dzieci. Cały szacunek straciłeś, a o atrakcyjnosci nie wspomne.

182

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Nie kapuje tego.

Albo jestem za stara żeby się dostatecznie wczuć w młodzieńcze porywy serca wink

183

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

I uważacie że skoro tak się zachowałem w tej sytuacji (jej wyjazdu, braku jej na miejscu)
To znaczy że takie rzeczy odwalał bym w przyszłości?

184

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

elle88
Słuchaj ja też tego nie kapuje, nie wiedziałem że ona stanie się dla mnie całym światem.
Nie wiedziałem że tak mnie rozkocha że aż mi "odbije" aż zatracę samego siebie.
Też tego nie kapuje, gdybym kapował to bym sobie lepiej radził i pewnie na tym forum by mnie nie było.

185

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.
jestemsam napisał/a:

Spokojnie, robię to tylko w moim umyśle.

Ano, a czy przypadkiem nie o to chodzi?

186

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.
Elle88 napisał/a:

Nie kapuje tego.

Albo jestem za stara żeby się dostatecznie wczuć w młodzieńcze porywy serca wink

Czego nie kapujesz dokładnie? Normalne objawy kochających za bardzo + porzuconych.

187 Ostatnio edytowany przez jestemsam (2014-05-13 20:41:38)

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

O to, ale przynajmniej nie poniżam się dalej przed nią.

Ale w sumie... co mnie by obchodziła ona gdybym nie chciał powrotu, miałbym wyje**** czy się poniżam czy nie.
Skoro "ciesze się" że nie poniżam się przed nią, to "liczę" na to że przyniesie to jakiś skutek i w skrócie mówiąc - wróci do mnie.
- teraz to wywnioskowałem.
No ale taki jest mój temat, ani razu nie napisałem że nie chce jej powrotu.
Chcę i to bardzo. Choć jest to niemożliwe (chyba?)
W sumie tak samo niemożliwe było że to się rozpadnie. Może warto wierzyć w cuda, sam już nie wiem...
Kompletnie nie wiem co mam myśleć i co mam zrobić z sobą.

188 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2014-05-13 20:44:43)

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Ale ja to wszystko rozumiem, że Ty nie wiesz co jak i dlaczego.

Jedno czego nie jestem w stanie zrozumieć to Twój brak chęci żeby wyleźć z tego i wyuczona bezradność - tak jakby to było cokolwiek warte.
Jakby to mogło komukolwiek pomóc.
A nie pomagasz tymi rozmyśleniami ani jej, ani sobie.

Ludzie się rozstają jeśli nie są dla siebie z różnych względów.

Ale żaden trzeźwo myślący człowiek, po opadnięciu pierwszego szoku, nie stawia ołtarzyka osobie, która go NIE CHCE.
No ileż można...

Wiem, że nie jesteś rekordzistą i są ludzie, którzy po rozstaniu czuja się jak weterani z Wietnamu i pielęgnują swoją traumę jak najcenniejszy skarb.
Tylko czemu to ma służyć?
Nie wiem..ktoś poklepie Cię po plecach i powie: "Ooo..stary, Ty naprawdę ją kochałeś.." i dostaniesz za to jakiś order?

Jaki jest CEL tego umartwiania się?
NIC złego nie zrobiłeś, po prostu jej przeszło..

Czy gdyby Ci napisała długi list z wyjaśnieniami, to dałbyś jej w końcu odejść?

Tobie chodzi o wyjaśnienia czy o co..bo naprawdę, jak mam dużo empatii w sobie, tak jojczenia i robienia z siebie ofiary nie znoszę.

Tym bardziej, że WIEM NA 100%, że można z tego wyjść.


I powiem Ci jeszcze jedno - to chyba i tak jedyne, co z tego całego wywodu wyniesiesz (bo będzie o NIEJ wink):
Otóż stawiając ja na tym piedestale i skupiając się tylko na niej -bo dla Ciebie przecież nie ma innych kobiet- nie zdajesz sobie sprawy jak mało atrakcyjny dla niej jesteś.
Może Cię mieć w każdej chwili..na kiwnięcie palce. Podanego na tacy jak prosiaka w święto.
Nawet gdyby chciała to po prostu.. taki facet odrzuca.
Tak jak mnie samo czytanie Twoich wypocin odrzuca.

Cierpienia Młodego Wertera to był dobry temat na maturze, ale w życiu..taki koleś zawsze jest popychadłem.
Potrafisz to zrozumieć czy nie ma szans?

189

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.
jestemsam napisał/a:

O to, ale przynajmniej nie poniżam się dalej przed nią.

Fajnie, ale jesteś nadal w martwym punkcie. Ona, nią, jej, ex tu, ex tam. A gdzie w tym wszystkim jesteś Ty?
Wasz związek tez tak wyglądał że była tylko ona i jakiś cień Twojej osoby?

Nawet gdyby Twój związek się walił, rozpadał i gnił to czułbyś się za to wszystko odpowiedzialny tylko i wyłącznie Ty bo winą obarczasz będziesz obarczał tylko i wyłącznie siebie.

Idealizujesz i nie tylko teraz, pod pojęciem idealizacji nie kryje się tylko tych kilka odruchów po zakończeniu związku, jestem przekonany że cały czas to robiłeś.

Idealizacja, autoiluzja, cały worek pojęć pod którymi kryje się toksyczny związek. Jak już wpadłeś w sidła to poczytaj dlaczego i jak możesz się z nich uwolnić bo minęło 5 miesięcy i nie ma mowy o próbie leczenia ran po tym związku, skoro nadal tkwisz w sidłach i nie potrafisz się z nich uwolnić.

190

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

To jest tak cholerna pułapka "miłości warunkowej".  Masz to autorze w sobie, gdzieś w dzieciństwie musiałeś podłapać.
Jeśli ktoś kocha Cię tylko za określone cechy, albo za to, że "czego nie robisz", albo Cię skreśla z życia kiedy uzna, że już dość i się znudziłeś, a Twoja pierwsza myśl to jest: "Czy zrobiłem coś złego?"
To masz cholerny problem... i zapewniam Cię, że nie jest nim ta dziewczyna.
Być może ona Ci zrobiła wielką przysługę swoim odejściem.

191 Ostatnio edytowany przez jestemsam (2014-05-13 23:46:54)

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Wasz związek tez tak wyglądał że była tylko ona i jakiś cień Twojej osoby?

Nie, jeśli mam być szczery to nasz związek wyglądał na odwrót.

To jest tak cholerna pułapka "miłości warunkowej".  Masz to autorze w sobie, gdzieś w dzieciństwie musiałeś podłapać.
Jeśli ktoś kocha Cię tylko za określone cechy, albo za to, że "czego nie robisz", albo Cię skreśla z życia kiedy uzna, że już dość i się znudziłeś, a Twoja pierwsza myśl to jest: "Czy zrobiłem coś złego?"
To masz cholerny problem... i zapewniam Cię, że nie jest nim ta dziewczyna.
Być może ona Ci zrobiła wielką przysługę swoim odejściem.

Nie, to nie jest tak że ja szukam tego czy zrobiłem coś złego.
Nie mam kompletnie żadnych problemów apropo tego co piszesz.
Wiem jakie błędy popełniałem w związku i jestem ich świadom, nie szukam winy w sobie.
Szukam po prostu wyjaśnienia dlaczego to się stało.
Jest właściwie na odwrót jak piszesz.
To ja uważam że byłem naprawdę zajebisty (oprócz błędów które popełniałem i jestem ich świadom), i dlatego mnie dziwi że skoro ja byłem bardzo ok, to dlaczego to się rozpadło. Bardziej doszukuje się tego co nią pokierowało.
Nie szukam winy w sobie. Nie obwiniam się.

192

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Oszukujesz sam siebie.

193 Ostatnio edytowany przez jestemsam (2014-05-13 23:52:51)

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Kurde wy naprawdę nie rozumiecie.
Miałem idealne życie, byłem w zajebistym związku z zajebistą kobietą która przez cały czas bardzo okazywała to że mnie kocha, planowała obiecywała wspólną przyszłość. Ja tak samo i też kochałem ją całym sercem. I z dnia na dzień ona Ci mówi że jednak nie chce z Tobą być.
No przecież to jest dziwne tak? Doszukuje się jakiegoś wytłumaczenia bo tego nie rozumiem.
Gdzie wy tu widzicie jakiś toksyczny związek!!??

elle88
Z czym oszukuje sam siebie? rozwiń temat proszę może do tego jakoś dojdziemy a raczej dojdę.
BTW właśnie kurde wydajesz mi się być bardzo sensowną osobą czytając Twoje posty tylko kurde odnoszę wrażenie że kompletnie mnie nie rozumiesz. Nie wiem czy w zły sposób piszę może za bardzo emocjami, nie wiem.
Może bym Ci napisał w "skrócie" historię tego związku na PW, od początku do końca, może wtedy jakoś zrozumiesz i coś ocenimy czy zdziałamy?

194 Ostatnio edytowany przez thepass (2014-05-13 23:53:00)

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Wychodzi na to, że jeśli kobieta nie umie sobie poradzić bez mężczyzny to jest dobrze. Jeśli mężczyzna bez kobiety sobie nie radzi to juz jest śmieciem. Najgorsze, że to prawda.

195

Odp: 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Dziwne jest to, że Ty ciągle wypierasz fakty.
Nieważne co Ci WCZEŚNIEJ obiecywała, skoro po wszystkim - kiedy nie musiała obawiać się Twojej reakcji i patrzenia Ci prosto w oczy- wyznała prawdę: że od dłuższego czasu nic nie czuła, że jej nie pociągałeś i że robiła to co robiła dla świętego spokoju (cytat z Ciebie).

Trudno jest Ci uwierzyć, że ludzie potrafią iść w zaparte i kłamać bez opamiętania z prostego powodu- wydaje im się, że jeśli coś odwleką lub będą unikali konfrontacji - druga osoba w końcu sama to "załatwi" i będzie mniej bolało, a ten co chce odejść będzie "rozgrzeszony".

Opowiadasz wciąż tą sama historię i chyba już udajesz sam przed sobą, że słowa, której od niej padły- nie padły.
No to co mogę powiedzieć..Okłamuj się dalej i udawaj, że ona nie podała Ci powodu, bo moim zdaniem podała i to BARDZO dosadnie i jasno, tyle że nie prosto w oczy.

Posty [ 131 do 195 z 235 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » 3 miesiące od porzucenia i jest coraz gorzej.

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024