A skąd ja wezmę jakiekolwiek tabletki o tej porze? Apteki pozamykane do rana.. Nie wymagasz ode mnie za dużo?
Humor i tak mi się już poprawił, pytanie czy się coś zmieni jutro..Ale zakładam, że tu wrócę
Szukają Cię w wątku Adeli
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Strony Poprzednia 1 … 89 90 91 92 93 … 129 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
A skąd ja wezmę jakiekolwiek tabletki o tej porze? Apteki pozamykane do rana.. Nie wymagasz ode mnie za dużo?
Humor i tak mi się już poprawił, pytanie czy się coś zmieni jutro..Ale zakładam, że tu wrócę
Szukają Cię w wątku Adeli
A skąd ja wezmę jakiekolwiek tabletki o tej porze? Apteki pozamykane do rana.. Nie wymagasz ode mnie za dużo?
Humor i tak mi się już poprawił, pytanie czy się coś zmieni jutro..Ale zakładam, że tu wrócę
Dziękuję za wyrozumiałość i słodkich snów o strumieniach
Cała przyjemność po mojej stronie
do Adeli idź zobacz czy to dzięcioł czy nie sam jestem ciekaw
do Adeli idź zobacz czy to dzięcioł czy nie sam jestem ciekaw
Naxdzieciola wygląda, ma czerwona czapeczkę.
paslawek napisał/a:NIKT ale to NIKT tu i gdziekolwiek indziej nie posłużył się żadnym w jakiejkolwiek formie argumentem związanym z twoją niepełnosprawności
Bo mało kto o tym wie, głównie kilku starszych bywalców forum, w tym rossanka.
Ona dobrze wie o mojej niepełnosprawności, a mimo to gra ze mną w gierki psychologiczne, które ruszają imię mojej matki.Nie chcę jej znać i mieć z nią cokolwiek wspólnego.
Nikt mi takiej krzywdy na tym forum nie zrobił jak ona.
Nikt.
Jak dotąd to nieudolne techniki manipulacyjne próbowałeś wykorzystać ty. A z tą Twoją niepełnosprawnością, co ma piernik do wiatraka? Można by rzec, że mąkę... Niepełnosprawnością chamstwa nie można tłumaczyć, ograniczenie umysłowe już prędzej.
Nerwów na wodzy życzę chłopaku bo rozpętujesz burze, a potem płaczesz, że cały świat Cię nienawidzi i atakuje.
Mało tam się ostatnio chyba dzieje, ale sytuacja poratowana Miejmy nadzieję, że Ajko skorzysta z rady
Wiesz co Ross. Przemyślałam ten Twój związek - nie-związek. I chyba nazwałabym go nadal związkiem (randkującym) coś jak w liceum, gdy mieszka się z rodzicami i nie ma jak inaczej ze sobą przebywać. I skoro gościu w ciągu 5 lat nie był w stanie się zadeklarować czy idzie w to głębiej i zaczyna tworzyć POWAŻNY związek z tym zamieszkaniem i jakąś formą wspólnoty, to znaczy, że odpowiadała mu wolność jego świata i nie chciał tworzyć wspólnego świata z Tobą. Chyba nie ma co tego odbierać personalnie, bo najwyraźniej myślał, że tak sobie będzie funkcjonował. Randkowanie, spotykanie, jakieś wspólne wyjazdy czy akcje - TAK, przynależność i ingerencja w jego świat - NIE. Czy to w porządku z jego strony - nie, bo znał pewnie Twoją historię i wiedział jak bardzo tego potrzebowałaś, a zwodzenie przez 5 lat kogoś, bądź co bądź bliskiego, jest słabe.
Po drugie, czy ktoś mi wytłumaczy dlaczego R. wczoraj tak zaatakował Ross właśnie? Przecież ta dziewczyna była dla niego niezasłużenie miła. Zupełnie tego nie rozumiem i mam jakiegoś kaca po tej akcji.
Bagiennik, mam nadzieję, że dobrze spałeś
Dziękuję i pozdrawiam
Evergreen
Wiesz co Ross. Przemyślałam ten Twój związek - nie-związek. I chyba nazwałabym go nadal związkiem (randkującym) coś jak w liceum, gdy mieszka się z rodzicami i nie ma jak inaczej ze sobą przebywać. I skoro gościu w ciągu 5 lat nie był w stanie się zadeklarować czy idzie w to głębiej i zaczyna tworzyć POWAŻNY związek z tym zamieszkaniem i jakąś formą wspólnoty, to znaczy, że odpowiadała mu wolność jego świata i nie chciał tworzyć wspólnego świata z Tobą. Chyba nie ma co tego odbierać personalnie, bo najwyraźniej myślał, że tak sobie będzie funkcjonował. Randkowanie, spotykanie, jakieś wspólne wyjazdy czy akcje - TAK, przynależność i ingerencja w jego świat - NIE. Czy to w porządku z jego strony - nie, bo znał pewnie Twoją historię i wiedział jak bardzo tego potrzebowałaś, a zwodzenie przez 5 lat kogoś, bądź co bądź bliskiego, jest słabe.
Po drugie, czy ktoś mi wytłumaczy dlaczego R. wczoraj tak zaatakował Ross właśnie? Przecież ta dziewczyna była dla niego niezasłużenie miła. Zupełnie tego nie rozumiem i mam jakiegoś kaca po tej akcji.
Bagiennik, mam nadzieję, że dobrze spałeś
Dziękuję i pozdrawiam
Evergreen
Krócej było niż 5 lat, już mi on dawno przeszedł, tylko się zaczęłam zastanawiać gdzie jest granica? Kiedy to jest luźne spotykanie, w czasie którym można się też spotykać z innymi, a kiedy to już związek, gdzie pada stwierdzenie: dzięki za zaproszenie, ale nie jestem już wolna. Czy wolny.
Jak jest np po ślubie to sprawa jasna.
Ale przed? Nikt nikogo niczym nie wiąże. Czy wyznacznikiem jest dopiero wspólne mieszkanie?
Albo plany? A co jeśli te plany to takie gadanie na odczep się: Tak kochanie myślę nad pierścionkiem tak tak, za pół roku zamieszkamy razem. Oczywiście, że kiedyś będę chciał mieć dzieci.
adela 07 napisał/a:Ross
Chyba się pogubiłam...
Potencjalny kandydat do ręki. Zainteresowany Tobą, ale bez wzajemności. Tak?
Czyli go nie chcesz, tak?
Skąd zatem skarga, że musiałabyś się zmuszać do seksu, skoro musiałabyś się zmuszać do WSZYSTKIEGO?
Czy bierzesz pod uwagę związek tylko dla bycia z kimś i narzekasz że musiałabyś uprawiać seks?
Bo nie rozumiem?Jeżeli to były w przeszłości osoby z którymi nie chciałam utrzymywać żadnych kontaktów, albo to byli tylko koledzy, lubiłam ich ale jak kolegów, nie jak facetow(przeciez nie każdy kolega to potencjalny kandydat na partnera) to będąc z nimi w związku musiałabym zmuszać się do seksu.
Natomiast jakbym jakimś cudem była w związku z którymś z mężczyzn z przeszłości, którymi byłam zainteresowana (a oni mną nie ale załóżmy jednak, że wzajemność byłaby z obu stron, to do seksu z nimi nie musiałabym się zmuszać.
Rozumiesz?
Oczywiście, że tak.
Nie sądziłam po prostu że brałaś pod uwagę związek z kimś kto jest tylko kolegą dla Ciebie.
Evergreen napisał/a:Wiesz co Ross. Przemyślałam ten Twój związek - nie-związek. I chyba nazwałabym go nadal związkiem (randkującym) coś jak w liceum, gdy mieszka się z rodzicami i nie ma jak inaczej ze sobą przebywać. I skoro gościu w ciągu 5 lat nie był w stanie się zadeklarować czy idzie w to głębiej i zaczyna tworzyć POWAŻNY związek z tym zamieszkaniem i jakąś formą wspólnoty, to znaczy, że odpowiadała mu wolność jego świata i nie chciał tworzyć wspólnego świata z Tobą. Chyba nie ma co tego odbierać personalnie, bo najwyraźniej myślał, że tak sobie będzie funkcjonował. Randkowanie, spotykanie, jakieś wspólne wyjazdy czy akcje - TAK, przynależność i ingerencja w jego świat - NIE. Czy to w porządku z jego strony - nie, bo znał pewnie Twoją historię i wiedział jak bardzo tego potrzebowałaś, a zwodzenie przez 5 lat kogoś, bądź co bądź bliskiego, jest słabe.
Po drugie, czy ktoś mi wytłumaczy dlaczego R. wczoraj tak zaatakował Ross właśnie? Przecież ta dziewczyna była dla niego niezasłużenie miła. Zupełnie tego nie rozumiem i mam jakiegoś kaca po tej akcji.
Bagiennik, mam nadzieję, że dobrze spałeś
Dziękuję i pozdrawiam
EvergreenKrócej było niż 5 lat, już mi on dawno przeszedł, tylko się zaczęłam zastanawiać gdzie jest granica? Kiedy to jest luźne spotykanie, w czasie którym można się też spotykać z innymi, a kiedy to już związek, gdzie pada stwierdzenie: dzięki za zaproszenie, ale nie jestem już wolna. Czy wolny.
Jak jest np po ślubie to sprawa jasna.
Ale przed? Nikt nikogo niczym nie wiąże. Czy wyznacznikiem jest dopiero wspólne mieszkanie?
Albo plany? A co jeśli te plany to takie gadanie na odczep się: Tak kochanie myślę nad pierścionkiem tak tak, za pół roku zamieszkamy razem. Oczywiście, że kiedyś będę chciał mieć dzieci.
No ale to nie jest "luźne" spotykanie, raczej już deklaratywne i wiążące obie strony - ja bym to tak odebrała właśnie. Wymagałabym wierności i zaangażowania w relację i, no nie wiem, po max 2 latach zażyczyłabym sobie wspólnego zamieszkania (mówię, jako Tobie w tym czasie 30-35lat, bo ja obecnie nie widzę się w zamieszkaniu z kimkolwiek), bo inaczej szkoda naszego czasu, jeśli ja potrzebuję zacieśnienia relacji, może kiedyś małżeństwa i dzieci. A jak zakończyłaś? Kością niezgody była ta właśnie deklaracja?
Chyba, że ktoś od początku umawiał się na to, że jesteśmy wolni, spędzamy ze sobą czas, ale możemy się spotykać z innymi, również na seks - czego ja nie wyznaję osobiście jako formę związku tylko fwb. Znam takie układy nawet, że jest para, która spotyka się tylko na seks bez tych friends (ze strony kobiety - liczy na znacznie więcej, ale nie chce zamieszkania, jest w naszym wieku. On nie chce pokazywać się z nią na wyjściach i okazywać czułości publicznie - taki dziwak).
rossanka napisał/a:adela 07 napisał/a:Ross
Chyba się pogubiłam...
Potencjalny kandydat do ręki. Zainteresowany Tobą, ale bez wzajemności. Tak?
Czyli go nie chcesz, tak?
Skąd zatem skarga, że musiałabyś się zmuszać do seksu, skoro musiałabyś się zmuszać do WSZYSTKIEGO?
Czy bierzesz pod uwagę związek tylko dla bycia z kimś i narzekasz że musiałabyś uprawiać seks?
Bo nie rozumiem?Jeżeli to były w przeszłości osoby z którymi nie chciałam utrzymywać żadnych kontaktów, albo to byli tylko koledzy, lubiłam ich ale jak kolegów, nie jak facetow(przeciez nie każdy kolega to potencjalny kandydat na partnera) to będąc z nimi w związku musiałabym zmuszać się do seksu.
Natomiast jakbym jakimś cudem była w związku z którymś z mężczyzn z przeszłości, którymi byłam zainteresowana (a oni mną nie ale załóżmy jednak, że wzajemność byłaby z obu stron, to do seksu z nimi nie musiałabym się zmuszać.
Rozumiesz?Oczywiście, że tak.
Nie sądziłam po prostu że brałaś pod uwagę związek z kimś kto jest tylko kolegą dla Ciebie.
Brałam, bo ludzie mi cAsem mówili, że seks to nie podstawa, że trzeba budować związek na przyjaźni, bo seks się kiedyś może skończyć a przyjaźń zostanie. Tylko nigdy tak nie potrafiłam.
rossanka napisał/a:Evergreen napisał/a:Wiesz co Ross. Przemyślałam ten Twój związek - nie-związek. I chyba nazwałabym go nadal związkiem (randkującym) coś jak w liceum, gdy mieszka się z rodzicami i nie ma jak inaczej ze sobą przebywać. I skoro gościu w ciągu 5 lat nie był w stanie się zadeklarować czy idzie w to głębiej i zaczyna tworzyć POWAŻNY związek z tym zamieszkaniem i jakąś formą wspólnoty, to znaczy, że odpowiadała mu wolność jego świata i nie chciał tworzyć wspólnego świata z Tobą. Chyba nie ma co tego odbierać personalnie, bo najwyraźniej myślał, że tak sobie będzie funkcjonował. Randkowanie, spotykanie, jakieś wspólne wyjazdy czy akcje - TAK, przynależność i ingerencja w jego świat - NIE. Czy to w porządku z jego strony - nie, bo znał pewnie Twoją historię i wiedział jak bardzo tego potrzebowałaś, a zwodzenie przez 5 lat kogoś, bądź co bądź bliskiego, jest słabe.
Po drugie, czy ktoś mi wytłumaczy dlaczego R. wczoraj tak zaatakował Ross właśnie? Przecież ta dziewczyna była dla niego niezasłużenie miła. Zupełnie tego nie rozumiem i mam jakiegoś kaca po tej akcji.
Bagiennik, mam nadzieję, że dobrze spałeś
Dziękuję i pozdrawiam
EvergreenKrócej było niż 5 lat, już mi on dawno przeszedł, tylko się zaczęłam zastanawiać gdzie jest granica? Kiedy to jest luźne spotykanie, w czasie którym można się też spotykać z innymi, a kiedy to już związek, gdzie pada stwierdzenie: dzięki za zaproszenie, ale nie jestem już wolna. Czy wolny.
Jak jest np po ślubie to sprawa jasna.
Ale przed? Nikt nikogo niczym nie wiąże. Czy wyznacznikiem jest dopiero wspólne mieszkanie?
Albo plany? A co jeśli te plany to takie gadanie na odczep się: Tak kochanie myślę nad pierścionkiem tak tak, za pół roku zamieszkamy razem. Oczywiście, że kiedyś będę chciał mieć dzieci.No ale to nie jest "luźne" spotykanie, raczej już deklaratywne i wiążące obie strony - ja bym to tak odebrała właśnie. Wymagałabym wierności i zaangażowania w relację i, no nie wiem, po max 2 latach zażyczyłabym sobie wspólnego zamieszkania (mówię, jako Tobie w tym czasie 30-35lat, bo ja obecnie nie widzę się w zamieszkaniu z kimkolwiek), bo inaczej szkoda naszego czasu, jeśli ja potrzebuję zacieśnienia relacji, może kiedyś małżeństwa i dzieci. A jak zakończyłaś? Kością niezgody była ta właśnie deklaracja?
Chyba, że ktoś od początku umawiał się na to, że jesteśmy wolni, spędzamy ze sobą czas, ale możemy się spotykać z innymi, również na seks - czego ja nie wyznaję osobiście jako formę związku tylko fwb. Znam takie układy nawet, że jest para, która spotyka się tylko na seks bez tych friends (ze strony kobiety - liczy na znacznie więcej, ale nie chce zamieszkania, jest w naszym wieku. On nie chce pokazywać się z nią na wyjściach i okazywać czułości publicznie - taki dziwak).
Jak zakończyłam? Powiedział, że się teraz musi zastanowic przez jakis czas czy chce dalej ze mną być bo sam nie wie. To zakończyłam.
Kolega R. wyjechał ostro na ROss, bo śmiała poddać w wątpliwość jego "jedynie słuszne" zdanie. Nie zgadza się to z jego "filozofią życiową", dlatego musiał dać upust swoim frustracjom.
Tak bardzo mu przeszkadza, żę nie "postąpiła zgodnie z jego oczekiwaniami".
Co do luźnych i otwartych związków, to chyba nadal jest to temat tabu. Wzbudza kontrowersje, gdzie wiele osób sceptycznie odnosi się do tego pomysłu. CHoćby ze względu na to, iż wątpią oni czy od samego początku jedna ze stron się nie angażuje, ale dla podtrzymania dobrej miny ciągnie tą relację dalej..
Evergreen Spało się twardo, jak prawie zawsze Chyba, że coś dziwnego się człowiekowi przyśni
Kolega R. wyjechał ostro na ROss, bo śmiała poddać w wątpliwość jego "jedynie słuszne" zdanie. Nie zgadza się to z jego "filozofią życiową", dlatego musiał dać upust swoim frustracjom.
Tak bardzo mu przeszkadza, żę nie "postąpiła zgodnie z jego oczekiwaniami".Co do luźnych i otwartych związków, to chyba nadal jest to temat tabu. Wzbudza kontrowersje, gdzie wiele osób sceptycznie odnosi się do tego pomysłu. CHoćby ze względu na to, iż wątpią oni czy od samego początku jedna ze stron się nie angażuje, ale dla podtrzymania dobrej miny ciągnie tą relację dalej..
Evergreen Spało się twardo, jak prawie zawsze
Chyba, że coś dziwnego się człowiekowi przyśni
Nic nie mam do wolnych związków, tylko głupio się wtedy poczułam, załamałam się, myślałam, że to powazny związek, a okazało się to być takie głębsze koleżeństwo taki bardziej licealny związek niż związek dwojga 30 latków. Potem zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd.
Zwiazek to kwestia pewnej umowy miedzy ludzmi. Trzeba rozmawiac o tym smialo i ustalic zasady jak najszybciej, przynajmniej te podstawowe. Jestesmy w powaznej relacji? Jestesmy w zwiazku na wylacznosc? W klasycznym zwiazku? Jesli tak to zasady klasycznego zwiazku sa takie i takie. Jestesmy razem na wylacznosc a wiec zdrada oznacza koniec. Przestaniesz kochac a pokochasz kogos innego- koniec. Mamy wylacznosc i wspolne plany. Tworzymy wspolnote: mieszkamy razem, mamy wspolne dzieci itd Jestesmy teraz MY. Nie? No to nie jestesmy w powaznym zwiazku. Od tej klasycznej formy sa rozne udziwnienia i tam sobie ludzie juz sie dogaduja jak i co. Jest to czasem bardzo plynne. Ale klasyczny zwiazek ma dosc jasne zasady i sa one wiazace, mozna wiec domagac sie pewnych rzeczy na tej podstawie jak i zrezygnowac jesli cos nam nieodpowiada. 5 lat w wieku 30+ na niejasnych zasadach... Co kto woli. Ale masz prawo Rossanko ustalic te zasady duzo szybciej, nawet podczas randkowania. Oczywiscie nie mowie o pierwszych randkach ale juz takich hmm... notorycznych Smialo mow czego oczekujesz. Postaw jakis stelaz zwiazku zanim zaczniecie budowac.
Zwiazek to kwestia pewnej umowy miedzy ludzmi. Trzeba rozmawiac o tym smialo i ustalic zasady jak najszybciej, przynajmniej te podstawowe. Jestesmy w powaznej relacji? Jestesmy w zwiazku na wylacznosc? W klasycznym zwiazku? Jesli tak to zasady klasycznego zwiazku sa takie i takie. Jestesmy razem na wylacznosc a wiec zdrada oznacza koniec. Przestaniesz kochac a pokochasz kogos innego- koniec. Mamy wylacznosc i wspolne plany. Tworzymy wspolnote: mieszkamy razem, mamy wspolne dzieci itd Jestesmy teraz MY. Nie? No to nie jestesmy w powaznym zwiazku. Od tej klasycznej formy sa rozne udziwnienia i tam sobie ludzie juz sie dogaduja jak i co. Jest to czasem bardzo plynne. Ale klasyczny zwiazek ma dosc jasne zasady i sa one wiazace, mozna wiec domagac sie pewnych rzeczy na tej podstawie jak i zrezygnowac jesli cos nam nieodpowiada. 5 lat w wieku 30+ na niejasnych zasadach... Co kto woli. Ale masz prawo Rossanko ustalic te zasady duzo szybciej, nawet podczas randkowania. Oczywiscie nie mowie o pierwszych randkach ale juz takich hmm... notorycznych
Smialo mow czego oczekujesz. Postaw jakis stelaz zwiazku zanim zaczniecie budowac.
To było mniej niż 5 lat.
Ale wiesz, osoba może powiedziec: No tak, prawda, mówiłem tak, ale teraz zmieniłem zdanie i już tak nie myślę. I ma do tego prawo, dlatego słowne deklaracje dla mnie nic nie znaczą. Raz ktoś powie: będę przy tobie, będę Ci pomagał w trudnych chwilach, ty się liczysz nie inna a za rok Ci powie" wtedy nie kłamałem, ale teraz mi się odmienilo, nie widzę dalej tego zwiazku".
Tak, mozna zerwac umowe. Ale przez niecale 5 lat w zwiazku byliscie? 5 lat prawilnego zwiazku? Moze nie do konca klasycznego?
Nic nie mam do wolnych związków, tylko głupio się wtedy poczułam, załamałam się, myślałam, że to powazny związek, a okazało się to być takie głębsze koleżeństwo taki bardziej licealny związek niż związek dwojga 30 latków. Potem zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd.
Ale "poważny" związek to nie był, bo zabrakło tych planów itd. To nie znaczy, że nie był to związek. Ty wobec niego nie popełniłaś żadnego błędu, z tego co widzę, ale popełniłaś poważny błąd w stosunku do SIEBIE, bo nie zadbałaś o swoje potrzeby, a potrzeby Twoje wiadomo jakie były. Coś mi się wydaje, że z Twojej strony była taka radocha, że "wreszcie, nareszcie udało się, niezależnie co będzie, to ja wytrwam, bo przecież dotychczas same porażki, poświęcę się i swoje potrzeby, aby tylko to utrzymać, fikać nie będę, bo jeszcze spłoszę kandydata". A to nie tędy droga i taki nierówny układ jest skazany na porażkę prędzej czy później.
Jak zakończyłam? Powiedział, że się teraz musi zastanowic przez jakis czas czy chce dalej ze mną być bo sam nie wie. To zakończyłam.)
No i dobrze zrobiłaś Ross. Zastanowić po 5 latach, no weź. Znaczy, że jego emocje albo były gdzie indziej, albo nie chciał wchodzić w to głębiej, bo taki ma styl. A to, że zwodził i przeciągał, to już nie jego "wina", tak, tak.
Podsumowując, tak, byłaś w związku, tylko, że z nieodpowiednim partnerem, który nie ma zdrowego społecznego i empatycznego podejścia. I liczą się czyny, a nie słowa, więc deklaracja początkowa, że "teraz i na zawsze", to wychodzi w praniu i trzeba takiego delikwenta co pewien czas rozliczać. Można co do kogoś zmienić zdanie, że w praktyce okazało się, że jednak jest/nie jest taki jak się go na początku projektowało, ale 5 lat, to kawał czasu i można człowieka sprawdzić pod wszelkimi kątami. Nawet w 1 rok można dużo o takim powiedzieć, pod warunkiem, że się z nim zamieszka (bo tu wyłażą wszystkie kwiatki). Także jedna podstawowa sprawa: dbać o zaspokajanie swoich podstawowych potrzeb Ross (miłości, przynależności, no seksu niech będzie ), nie to, że ten czy tamten to dar niebios i trzeba na niego chuchać i dmuchać, aby przy nas był. Ale rozumiem, dlaczego tak w to weszłaś, to jest zupełnie zrozumiałe znając Twoje wcześniejsze historie miłosne, tylko teraz próbujemy inaczej, bo wiesz, że takie akcje nie wypalają, bo nie ma w nich Ciebie.
Edit: I nie analizujemy teraz tego gościa, bo on nie istnieje, tylko to jak Ty się widziałaś w związku z jakimś NN i jak Ty to odbierałaś.
Tak, mozna zerwac umowe. Ale przez niecale 5 lat w zwiazku byliscie? 5 lat prawilnego zwiazku? Moze nie do konca klasycznego?
Czy klasycznego? Bez mieszkania razem chyba nie.
Jak teraz na to patrzę, to był taki studencki związek. Spędzanie czasu razem i osobno. Nocowanie razem, ale mieszkanie już nie. Rachunki osobno bo mieszkanie osobno. Razem np wczasy ( płacone osobno), weekendy, wyjścia w tygodniu. Potem każdy do siebie. Na początku to mi odpowiadało, przecież nie zamieszkamy razem po tygodniu. Ale potem przypominam sobie, czegoś było brak. Były rozmowy o kulturze, historii, geografii, sztuce. O filmie, muzyce, jakie ma plany na weekend,. Albo opowiadaliśmy sobie o swoim życiu, szkole, wyjazdach, domu, jakiś wydarzeniach z przeszłości, a to ktoś był na fajnym sylwestrze w Białce a to jak ktoś się uczył do sesji i zsppmnial indeksu z domu, takie głupoty. Nie było nigdy jakichkolwiek planów zwiazkowych na przyszłość, oraz wspólnego życia. To chyba było bardziej randkowanie niż związek nigdy nie weszło na level wyżej
Z deklaracjami słownymi to jest niestety tak, że z jednej strony po czasie ludzie mogą stwierdzić, że się wycofują, bo np. czegoś się boją i jest to silniejsze niż pragnienie bliskości. W innych okolicznościach deklaracje nie mają dla kogoś znaczenia, bo nagle np jedna strona czuje się zaangażowana i wtedy dla niej słowa nic nie znaczą. Ale już mogą znaczyć dla tej drugiej Czy racja którejkolwiek ze stron jest ważniejsza? I wtedy mamy szkopuł..
rossanka napisał/a:Nic nie mam do wolnych związków, tylko głupio się wtedy poczułam, załamałam się, myślałam, że to powazny związek, a okazało się to być takie głębsze koleżeństwo taki bardziej licealny związek niż związek dwojga 30 latków. Potem zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd.
Ale "poważny" związek to nie był, bo zabrakło tych planów itd. To nie znaczy, że nie był to związek. Ty wobec niego nie popełniłaś żadnego błędu, z tego co widzę, ale popełniłaś poważny błąd w stosunku do SIEBIE, bo nie zadbałaś o swoje potrzeby, a potrzeby Twoje wiadomo jakie były. Coś mi się wydaje, że z Twojej strony była taka radocha, że "wreszcie, nareszcie udało się, niezależnie co będzie, to ja wytrwam, bo przecież dotychczas same porażki, poświęcę się i swoje potrzeby, aby tylko to utrzymać, fikać nie będę, bo jeszcze spłoszę kandydata". A to nie tędy droga i taki nierówny układ jest skazany na porażkę prędzej czy później.
rossanka napisał/a:Jak zakończyłam? Powiedział, że się teraz musi zastanowic przez jakis czas czy chce dalej ze mną być bo sam nie wie. To zakończyłam.)
No i dobrze zrobiłaś Ross. Zastanowić po 5 latach, no weź. Znaczy, że jego emocje albo były gdzie indziej, albo nie chciał wchodzić w to głębiej, bo taki ma styl. A to, że zwodził i przeciągał, to już nie jego "wina", tak, tak.
Podsumowując, tak, byłaś w związku, tylko, że z nieodpowiednim partnerem, który nie ma zdrowego społecznego i empatycznego podejścia. I liczą się czyny, a nie słowa, więc deklaracja początkowa, że "teraz i na zawsze", to wychodzi w praniu i trzeba takiego delikwenta co pewien czas rozliczać. Można co do kogoś zmienić zdanie, że w praktyce okazało się, że jednak jest/nie jest taki jak się go na początku projektowało, ale 5 lat, to kawał czasu i można człowieka sprawdzić pod wszelkimi kątami. Nawet w 1 rok można dużo o takim powiedzieć, pod warunkiem, że się z nim zamieszka (bo tu wyłażą wszystkie kwiatki). Także jedna podstawowa sprawa: dbać o zaspokajanie swoich podstawowych potrzeb Ross (miłości, przynależności, no seksu niech będzie
), nie to, że ten czy tamten to dar niebios i trzeba na niego chuchać i dmuchać, aby przy nas był. Ale rozumiem, dlaczego tak w to weszłaś, to jest zupełnie zrozumiałe znając Twoje wcześniejsze historie miłosne, tylko teraz próbujemy inaczej, bo wiesz, że takie akcje nie wypalają, bo nie ma w nich Ciebie.
Edit: I nie analizujemy teraz tego gościa, bo on nie istnieje, tylko to jak Ty się widziałaś w związku z jakimś NN i jak Ty to odbierałaś.
Nie, jego nie chce analizować, niech sobie żyje gdzieś tam. Bardziej chodzi mi o pojęcie zwiazku.
I tak, byłam zadowolona, 30 na karku, juhuu w końcu nasz związek myślałam, dbaj o niego bo się skończy i znowu będziesz 10 lat sama. Co się zresztą sprawdziło, zwiazku nie ma a ja byłam dalej sama haha.
Wiem, że nie powinnam wtedy się tak podkladac emocjonalnie, ale jak ktoś w zasadzie zawsze był sam, to będąc w końcu z kimś (nareszcie jakiś mnie zechciał z wzajemnoscia- tak wtedy myslalam), skaczesz z radosci do góry.
A potem był wysyp żonatych. Albo niezainteresowany.
Już mi czasem głupio pisać, jakby mi koleżanka powiedziała że 10 lat jest sama, szuka i nic to bym sama pomyślała, że albo nikt jej nie pasuje, albo odstrasza wszystkich czymś ( nie wiem, bierze pieniądze i nie oddaje), albo, że woli być sama. Dlatego rozumiem też niektóre osądy.
Co do żonatych to aż się sama dziwię.
Czasem, w sklepie na ulicy, tak sobie patrzę na facetów i oceniam w myślach samą fizyczność i trochę zachowania ( trudno coś powiedzieć o kimś kogo się widzi 5 minut w sklepie). Wnioski mam takie, że jak tylko pomysle" o fajny facet" to 90 procent z nich ma obrączkę na palcu. 10 procent obrączki nie ma, ale za chwilę podchodzi do niego partnerka, albo jego dziecko, a matka dochodzi zaraz do nich.
Ostatnio stoję w kolejce - fajny facet w zbliżonym wieku co do mojego. Ok myślę pewnie żonaty. Obrączki brak. Stoi sam. Nikt nie podchodzi do niego, ani kobieta, ani dzieci. Myślę, o fajny facet zakupy sobie robi, czyżby wolny? Dziwne. Nagle odbiera komórkę i słyszę jak mowi: co kochanie, co chcesz. Tak kupiłem. Myszko, może jeszcze proszek wezmę, to zobacz czy kupić czy nie. Tak kochanie no już będę się zbierał do domu.
Taka akcja.
Z deklaracjami słownymi to jest niestety tak, że z jednej strony po czasie ludzie mogą stwierdzić, że się wycofują, bo np. czegoś się boją i jest to silniejsze niż pragnienie bliskości. W innych okolicznościach deklaracje nie mają dla kogoś znaczenia, bo nagle np jedna strona czuje się zaangażowana i wtedy dla niej słowa nic nie znaczą. Ale już mogą znaczyć dla tej drugiej
Czy racja którejkolwiek ze stron jest ważniejsza? I wtedy mamy szkopuł..
Np jak nie chce to niech nie deklaruje. A nie raz tak raz siak. Raz chce, za pół roku nie chce. Za miesiąc znowu jednak chce. A za kolejny jednak nie chce.
Wszystko w takim razie przed Toba. Powoli zaliczasz te klasyczne zwiazki, bo opisalas klasyczny zwiazek nastolatkow tylko nieco za bardzo rozciagniety w czasie i dosc pozno w zyciu ale masz to za soba. Taki slimaczek troche z Ciebie wszystko powolutku i ostroznie ale po swojemu. W tych nastoletnich zwiazkach tez czesto ktoras ze stron jest za bardzo ulegla albo zbyt mocno naursza swoje granice. To taka lekcja budowania zwiazkow. Widzisz, ze pewne zachowania i przekonania ewoluuja. No to teraz czas na cos powazniejszego. Bylas w zwiazku tylko sie nie rozwinal. Mozna sie poczuc, ze stracilo sie czas, rozumiem, tez tak czasem mysle o swoich zwiazkach
ale w gruncie rzeczy to nie do konca... Spedzilam czas- o, brzmi troche lepiej
Niektorzy to nawet mowia, staruszki np, ze stracily cale zycie u boku swojego dziaduchy, hehe. I zaraz czlowiek ma wizje piekniej przezytego czasu... W wyobrazni wszystko jakies takie prostsze. Wystarczylo tylko to i tamto... I byloby pieknie. A w rzeczywistosci to tak latwo juz nie jest. W wyobrazni mamy kontrole nad innymi
taka roznica. W realu nie i z tym trzeba sie pogodzic.
Wszystko w takim razie przed Toba. Powoli zaliczasz te klasyczne zwiazki, bo opisalas klasyczny zwiazek nastolatkow tylko nieco za bardzo rozciagniety w czasie i dosc pozno w zyciu ale masz to za soba. Taki slimaczek troche z Ciebie
To jest prawda. Nie ma nic złego w byciu opóźnionym ale są pewne granice. 6 lat starsza koleżanka właśnie została babcią. Czujesz, babcią, już ma dziecko po studiach które na teraz swoje dziecko.
A ja na etapie licealnego związku.
Ale aby nie było różowo, narzeka, że życie jej przelecialo, nie ma nic i ogólnie nie bardzo jest z niego zadowolona ( ma od30 lat tego samego męża, dzieci, wnuka teraz, dom, pracuje zawodowo). Nie rozumiem, wszystko ma a narzeka. Pieniądze też mają, bo się dorobili.
Evergreen napisał/a:rossanka napisał/a:Nic nie mam do wolnych związków, tylko głupio się wtedy poczułam, załamałam się, myślałam, że to powazny związek, a okazało się to być takie głębsze koleżeństwo taki bardziej licealny związek niż związek dwojga 30 latków. Potem zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd.
Ale "poważny" związek to nie był, bo zabrakło tych planów itd. To nie znaczy, że nie był to związek. Ty wobec niego nie popełniłaś żadnego błędu, z tego co widzę, ale popełniłaś poważny błąd w stosunku do SIEBIE, bo nie zadbałaś o swoje potrzeby, a potrzeby Twoje wiadomo jakie były. Coś mi się wydaje, że z Twojej strony była taka radocha, że "wreszcie, nareszcie udało się, niezależnie co będzie, to ja wytrwam, bo przecież dotychczas same porażki, poświęcę się i swoje potrzeby, aby tylko to utrzymać, fikać nie będę, bo jeszcze spłoszę kandydata". A to nie tędy droga i taki nierówny układ jest skazany na porażkę prędzej czy później.
rossanka napisał/a:Jak zakończyłam? Powiedział, że się teraz musi zastanowic przez jakis czas czy chce dalej ze mną być bo sam nie wie. To zakończyłam.)
No i dobrze zrobiłaś Ross. Zastanowić po 5 latach, no weź. Znaczy, że jego emocje albo były gdzie indziej, albo nie chciał wchodzić w to głębiej, bo taki ma styl. A to, że zwodził i przeciągał, to już nie jego "wina", tak, tak.
Podsumowując, tak, byłaś w związku, tylko, że z nieodpowiednim partnerem, który nie ma zdrowego społecznego i empatycznego podejścia. I liczą się czyny, a nie słowa, więc deklaracja początkowa, że "teraz i na zawsze", to wychodzi w praniu i trzeba takiego delikwenta co pewien czas rozliczać. Można co do kogoś zmienić zdanie, że w praktyce okazało się, że jednak jest/nie jest taki jak się go na początku projektowało, ale 5 lat, to kawał czasu i można człowieka sprawdzić pod wszelkimi kątami. Nawet w 1 rok można dużo o takim powiedzieć, pod warunkiem, że się z nim zamieszka (bo tu wyłażą wszystkie kwiatki). Także jedna podstawowa sprawa: dbać o zaspokajanie swoich podstawowych potrzeb Ross (miłości, przynależności, no seksu niech będzie
), nie to, że ten czy tamten to dar niebios i trzeba na niego chuchać i dmuchać, aby przy nas był. Ale rozumiem, dlaczego tak w to weszłaś, to jest zupełnie zrozumiałe znając Twoje wcześniejsze historie miłosne, tylko teraz próbujemy inaczej, bo wiesz, że takie akcje nie wypalają, bo nie ma w nich Ciebie.
Edit: I nie analizujemy teraz tego gościa, bo on nie istnieje, tylko to jak Ty się widziałaś w związku z jakimś NN i jak Ty to odbierałaś.
Nie, jego nie chce analizować, niech sobie żyje gdzieś tam. Bardziej chodzi mi o pojęcie zwiazku.
I tak, byłam zadowolona, 30 na karku, juhuu w końcu nasz związek myślałam, dbaj o niego bo się skończy i znowu będziesz 10 lat sama. Co się zresztą sprawdziło, zwiazku nie ma a ja byłam dalej sama haha.
Wiem, że nie powinnam wtedy się tak podkladac emocjonalnie, ale jak ktoś w zasadzie zawsze był sam, to będąc w końcu z kimś (nareszcie jakiś mnie zechciał z wzajemnoscia- tak wtedy myslalam), skaczesz z radosci do góry.
A potem był wysyp żonatych. Albo niezainteresowany.
Już mi czasem głupio pisać, jakby mi koleżanka powiedziała że 10 lat jest sama, szuka i nic to bym sama pomyślała, że albo nikt jej nie pasuje, albo odstrasza wszystkich czymś ( nie wiem, bierze pieniądze i nie oddaje), albo, że woli być sama. Dlatego rozumiem też niektóre osądy.
Co do żonatych to aż się sama dziwię.
Czasem, w sklepie na ulicy, tak sobie patrzę na facetów i oceniam w myślach samą fizyczność i trochę zachowania ( trudno coś powiedzieć o kimś kogo się widzi 5 minut w sklepie). Wnioski mam takie, że jak tylko pomysle" o fajny facet" to 90 procent z nich ma obrączkę na palcu. 10 procent obrączki nie ma, ale za chwilę podchodzi do niego partnerka, albo jego dziecko, a matka dochodzi zaraz do nich.
Ostatnio stoję w kolejce - fajny facet w zbliżonym wieku co do mojego. Ok myślę pewnie żonaty. Obrączki brak. Stoi sam. Nikt nie podchodzi do niego, ani kobieta, ani dzieci. Myślę, o fajny facet zakupy sobie robi, czyżby wolny? Dziwne. Nagle odbiera komórkę i słyszę jak mowi: co kochanie, co chcesz. Tak kupiłem. Myszko, może jeszcze proszek wezmę, to zobacz czy kupić czy nie. Tak kochanie no już będę się zbierał do domu.
Taka akcja.
To samo u mnie. Dlatego zaglądam na portale, no bo tam teoretycznie więcej tych potencjalnie do związku.
Wolę poznawać ludzi w realu, ale no właśnie wygląda to tak jak piszesz, Ross.
Jednego, nawet do rzeczy znalazłam, ale nie poszło...
Może wspomnę o tym, ale to już u siebie.
rossanka napisał/a:Evergreen napisał/a:Ale "poważny" związek to nie był, bo zabrakło tych planów itd. To nie znaczy, że nie był to związek. Ty wobec niego nie popełniłaś żadnego błędu, z tego co widzę, ale popełniłaś poważny błąd w stosunku do SIEBIE, bo nie zadbałaś o swoje potrzeby, a potrzeby Twoje wiadomo jakie były. Coś mi się wydaje, że z Twojej strony była taka radocha, że "wreszcie, nareszcie udało się, niezależnie co będzie, to ja wytrwam, bo przecież dotychczas same porażki, poświęcę się i swoje potrzeby, aby tylko to utrzymać, fikać nie będę, bo jeszcze spłoszę kandydata". A to nie tędy droga i taki nierówny układ jest skazany na porażkę prędzej czy później.
No i dobrze zrobiłaś Ross. Zastanowić po 5 latach, no weź. Znaczy, że jego emocje albo były gdzie indziej, albo nie chciał wchodzić w to głębiej, bo taki ma styl. A to, że zwodził i przeciągał, to już nie jego "wina", tak, tak.
Podsumowując, tak, byłaś w związku, tylko, że z nieodpowiednim partnerem, który nie ma zdrowego społecznego i empatycznego podejścia. I liczą się czyny, a nie słowa, więc deklaracja początkowa, że "teraz i na zawsze", to wychodzi w praniu i trzeba takiego delikwenta co pewien czas rozliczać. Można co do kogoś zmienić zdanie, że w praktyce okazało się, że jednak jest/nie jest taki jak się go na początku projektowało, ale 5 lat, to kawał czasu i można człowieka sprawdzić pod wszelkimi kątami. Nawet w 1 rok można dużo o takim powiedzieć, pod warunkiem, że się z nim zamieszka (bo tu wyłażą wszystkie kwiatki). Także jedna podstawowa sprawa: dbać o zaspokajanie swoich podstawowych potrzeb Ross (miłości, przynależności, no seksu niech będzie
), nie to, że ten czy tamten to dar niebios i trzeba na niego chuchać i dmuchać, aby przy nas był. Ale rozumiem, dlaczego tak w to weszłaś, to jest zupełnie zrozumiałe znając Twoje wcześniejsze historie miłosne, tylko teraz próbujemy inaczej, bo wiesz, że takie akcje nie wypalają, bo nie ma w nich Ciebie.
Edit: I nie analizujemy teraz tego gościa, bo on nie istnieje, tylko to jak Ty się widziałaś w związku z jakimś NN i jak Ty to odbierałaś.
Nie, jego nie chce analizować, niech sobie żyje gdzieś tam. Bardziej chodzi mi o pojęcie zwiazku.
I tak, byłam zadowolona, 30 na karku, juhuu w końcu nasz związek myślałam, dbaj o niego bo się skończy i znowu będziesz 10 lat sama. Co się zresztą sprawdziło, zwiazku nie ma a ja byłam dalej sama haha.
Wiem, że nie powinnam wtedy się tak podkladac emocjonalnie, ale jak ktoś w zasadzie zawsze był sam, to będąc w końcu z kimś (nareszcie jakiś mnie zechciał z wzajemnoscia- tak wtedy myslalam), skaczesz z radosci do góry.
A potem był wysyp żonatych. Albo niezainteresowany.
Już mi czasem głupio pisać, jakby mi koleżanka powiedziała że 10 lat jest sama, szuka i nic to bym sama pomyślała, że albo nikt jej nie pasuje, albo odstrasza wszystkich czymś ( nie wiem, bierze pieniądze i nie oddaje), albo, że woli być sama. Dlatego rozumiem też niektóre osądy.
Co do żonatych to aż się sama dziwię.
Czasem, w sklepie na ulicy, tak sobie patrzę na facetów i oceniam w myślach samą fizyczność i trochę zachowania ( trudno coś powiedzieć o kimś kogo się widzi 5 minut w sklepie). Wnioski mam takie, że jak tylko pomysle" o fajny facet" to 90 procent z nich ma obrączkę na palcu. 10 procent obrączki nie ma, ale za chwilę podchodzi do niego partnerka, albo jego dziecko, a matka dochodzi zaraz do nich.
Ostatnio stoję w kolejce - fajny facet w zbliżonym wieku co do mojego. Ok myślę pewnie żonaty. Obrączki brak. Stoi sam. Nikt nie podchodzi do niego, ani kobieta, ani dzieci. Myślę, o fajny facet zakupy sobie robi, czyżby wolny? Dziwne. Nagle odbiera komórkę i słyszę jak mowi: co kochanie, co chcesz. Tak kupiłem. Myszko, może jeszcze proszek wezmę, to zobacz czy kupić czy nie. Tak kochanie no już będę się zbierał do domu.
Taka akcja.To samo u mnie. Dlatego zaglądam na portale, no bo tam teoretycznie więcej tych potencjalnie do związku.
Wolę poznawać ludzi w realu, ale no właśnie wygląda to tak jak piszesz, Ross.
Jednego, nawet do rzeczy znalazłam, ale nie poszło...
Może wspomnę o tym, ale to już u siebie.
Brak wzajemniego zainteresowania?
DeepAndBlue napisał/a:Zwiazek to kwestia pewnej umowy miedzy ludzmi. Trzeba rozmawiac o tym smialo i ustalic zasady jak najszybciej, przynajmniej te podstawowe. Jestesmy w powaznej relacji? Jestesmy w zwiazku na wylacznosc? W klasycznym zwiazku? Jesli tak to zasady klasycznego zwiazku sa takie i takie. Jestesmy razem na wylacznosc a wiec zdrada oznacza koniec. Przestaniesz kochac a pokochasz kogos innego- koniec. Mamy wylacznosc i wspolne plany. Tworzymy wspolnote: mieszkamy razem, mamy wspolne dzieci itd Jestesmy teraz MY. Nie? No to nie jestesmy w powaznym zwiazku. Od tej klasycznej formy sa rozne udziwnienia i tam sobie ludzie juz sie dogaduja jak i co. Jest to czasem bardzo plynne. Ale klasyczny zwiazek ma dosc jasne zasady i sa one wiazace, mozna wiec domagac sie pewnych rzeczy na tej podstawie jak i zrezygnowac jesli cos nam nieodpowiada. 5 lat w wieku 30+ na niejasnych zasadach... Co kto woli. Ale masz prawo Rossanko ustalic te zasady duzo szybciej, nawet podczas randkowania. Oczywiscie nie mowie o pierwszych randkach ale juz takich hmm... notorycznych
Smialo mow czego oczekujesz. Postaw jakis stelaz zwiazku zanim zaczniecie budowac.
To było mniej niż 5 lat.
Ale wiesz, osoba może powiedziec: No tak, prawda, mówiłem tak, ale teraz zmieniłem zdanie i już tak nie myślę. I ma do tego prawo, dlatego słowne deklaracje dla mnie nic nie znaczą. Raz ktoś powie: będę przy tobie, będę Ci pomagał w trudnych chwilach, ty się liczysz nie inna a za rok Ci powie" wtedy nie kłamałem, ale teraz mi się odmienilo, nie widzę dalej tego zwiazku".
Ale co to za tekst "mi się odmieniło", w podstawówce jesteście? Albo mówimy otwarcie, "nie tego oczekiwałem, bo... (argumenty i konkrety), "czuję, że potrzebuję kogoś, kto jest ... (argumenty i konkrety)" a nie taki bełkot "się odmieniło", albo uznajemy, że nie umiemy, nie chcemy rozmawiać. Rozumiem, że nie każdy potrafi się wypowiedzieć jasno, ale po to się rozmawia i wyjaśnia aby zaznaczyć swoje potrzeby czy brak ich realizacji, ale do tego potrzebne są 2 rzeczy: chęci i zaangażowanie, a tu u u Twojego NN, tego zabrakło. Jakby traktował Cię jak taką przylepę, z którą właściwie chce być, ale na zasadach, które sam egoistycznie narzuca, nie zwracając uwagi na uczucia przylepy. Zazwyczaj w takich przypadkach postawienie sprawy na ostrzu noża: rybka albo pipka, daje efekt zerwania z hukiem lub spektakularnego powrotu (jednakowoż krótkotrwałego), bo jeśli od początku jedna ze stron jest w tej niższej pozycji, to ta druga będzie wymagać, aby wróciła ta podporządkowana na swój zydelek, bo tak mu dotychczas pasowało. Jeśli od razu na początku jedna i druga są spójne i dbają o swoje potrzeby i tego wymagają, to potem nie będzie pretensji, że ktoś nagle zaczął "fikać", bo nie będzie to fikanie, tylko norma, która była znana od początku. No i się to akceptuje lub nie, od początku.
Bo to cos za cos Rossanko. Trawa u sasiada zawsze zielensza. Twoja kolezanka szybko leci z tematem, Ty powolutku. Obie opcje na zycie maja swoje plusy i minusy. Moze nawet podswiadomie wzbraniasz sie przed takim ulozonym zyciem pomimo iz rozumem wydaje Ci sie, ze to sluszne wyjscie i jedyne poprawne. Czlowiek jest zakrecony Moze wewnatrz wcale nie chcesz tego ale wolisz takie przyjazniane zwiazki z pieprzem? I potrzebny Ci towarzysz do wspolnych pasji a nie maz, ojciec, dziadek? Tak sie tylko zastanawiam
Przekornie czlowiek zazwyczaj chce tego czego nie ma. Nie masz dzieci- czesto chcesz. Masz dzieci- chcesz swietego spokoju. Grunt chyba by pogodzic sie ze swoim polozeniem, tym co los nam ofiarowal.
rossanka napisał/a:DeepAndBlue napisał/a:Zwiazek to kwestia pewnej umowy miedzy ludzmi. Trzeba rozmawiac o tym smialo i ustalic zasady jak najszybciej, przynajmniej te podstawowe. Jestesmy w powaznej relacji? Jestesmy w zwiazku na wylacznosc? W klasycznym zwiazku? Jesli tak to zasady klasycznego zwiazku sa takie i takie. Jestesmy razem na wylacznosc a wiec zdrada oznacza koniec. Przestaniesz kochac a pokochasz kogos innego- koniec. Mamy wylacznosc i wspolne plany. Tworzymy wspolnote: mieszkamy razem, mamy wspolne dzieci itd Jestesmy teraz MY. Nie? No to nie jestesmy w powaznym zwiazku. Od tej klasycznej formy sa rozne udziwnienia i tam sobie ludzie juz sie dogaduja jak i co. Jest to czasem bardzo plynne. Ale klasyczny zwiazek ma dosc jasne zasady i sa one wiazace, mozna wiec domagac sie pewnych rzeczy na tej podstawie jak i zrezygnowac jesli cos nam nieodpowiada. 5 lat w wieku 30+ na niejasnych zasadach... Co kto woli. Ale masz prawo Rossanko ustalic te zasady duzo szybciej, nawet podczas randkowania. Oczywiscie nie mowie o pierwszych randkach ale juz takich hmm... notorycznych
Smialo mow czego oczekujesz. Postaw jakis stelaz zwiazku zanim zaczniecie budowac.
To było mniej niż 5 lat.
Ale wiesz, osoba może powiedziec: No tak, prawda, mówiłem tak, ale teraz zmieniłem zdanie i już tak nie myślę. I ma do tego prawo, dlatego słowne deklaracje dla mnie nic nie znaczą. Raz ktoś powie: będę przy tobie, będę Ci pomagał w trudnych chwilach, ty się liczysz nie inna a za rok Ci powie" wtedy nie kłamałem, ale teraz mi się odmienilo, nie widzę dalej tego zwiazku".Ale co to za tekst "mi się odmieniło", w podstawówce jesteście? Albo mówimy otwarcie, "nie tego oczekiwałem, bo... (argumenty i konkrety), "czuję, że potrzebuję kogoś, kto jest ... (argumenty i konkrety)" a nie taki bełkot "się odmieniło", albo uznajemy, że nie umiemy, nie chcemy rozmawiać. Rozumiem, że nie każdy potrafi się wypowiedzieć jasno, ale po to się rozmawia i wyjaśnia aby zaznaczyć swoje potrzeby czy brak ich realizacji, ale do tego potrzebne są 2 rzeczy: chęci i zaangażowanie, a tu u u Twojego NN, tego zabrakło. Jakby traktował Cię jak taką przylepę, z którą właściwie chce być, ale na zasadach, które sam egoistycznie narzuca, nie zwracając uwagi na uczucia przylepy. Zazwyczaj w takich przypadkach postawienie sprawy na ostrzu noża: rybka albo pipka, daje efekt zerwania z hukiem lub spektakularnego powrotu (jednakowoż krótkotrwałego), bo jeśli od początku jedna ze stron jest w tej niższej pozycji, to ta druga będzie wymagać, aby wróciła ta podporządkowana na swój zydelek,.
Było dokładnie jak opisałaś.
Bo to cos za cos Rossanko. Trawa u sasiada zawsze zielensza. Twoja kolezanka szybko leci z tematem, Ty powolutku. Obie opcje na zycie maja swoje plusy i minusy. Moze nawet podswiadomie wzbraniasz sie przed takim ulozonym zyciem pomimo iz rozumem wydaje Ci sie, ze to sluszne wyjscie i jedyne poprawne. Czlowiek jest zakrecony
Moze wewnatrz wcale nie chcesz tego ale wolisz takie przyjazniane zwiazki z pieprzem? I potrzebny Ci towarzysz do wspolnych pasji a nie maz, ojciec, dziadek? Tak sie tylko zastanawiam
Przekornie czlowiek zazwyczaj chce tego czego nie ma. Nie masz dzieci- czesto chcesz. Masz dzieci- chcesz swietego spokoju. Grunt chyba by pogodzic sie ze swoim polozeniem, tym co los nam ofiarowal.
Właśnie nie. Z resztą od tamtej pory nie zdarzyliy mi się relacje przyjaznianych z pieprzem jak to opisałaś.
Co do tej trawy zieleńszej u sasiada- nie do końca to racja. Jeśli obydwie dożyjemy do 80ki, to ja mam pewne, że albo skończę niesprawna w przytułku, czy ośrodku dla starszych i schorowanych osób, bez rodziny. Ona ma dzieci, teraz wnuka, jak dożyje 80ki sama nie będzie, choć by była niesprawna. Będzie miała rodzinę, chociaż już razem nie będą mieszkać na codzień.
Roznie bywa. Z mojego doswiadczenia z pracy ze staruszkami to te opiekowanie sie jak i czestotliwosc odwiedzin rodziny a zwlaszcza wnukow to tak bliskie zera prawie. Moze na 30 staruszkow dwoch mialo regularne odwiedziny od swoich dzieci, nie wnukow. Jeden byl odwiedzany przez przyjaciela, nie mial rodziny. Druga miala rodzine ale odwiedzala ja tylko przyjaciolka. Trzecia przezyla wszystkich z rodziny, rowniez syna a syn nie mial rodziny to odwiedzal ja syn sasiada. Nie jest tak kolorowo jakby sie moglo wydawac. Trzeba zyc tu i teraz bo w wieku 80 lat jak rozum jeszcze nie opusci czlowieka to juz tylko siedzenie przed TV i czesto walenie w pieluche. Czasem nawet wlasnej rodziny nie poznajesz i pytasz kto to, niech sobie pojda. Nie ma co Rossanko. Teraz rob co dla Ciebie mile
Roznie bywa. Z mojego doswiadczenia z pracy ze staruszkami to te opiekowanie sie jak i czestotliwosc odwiedzin rodziny a zwlaszcza wnukow to tak bliskie zera prawie. Moze na 30 staruszkow dwoch mialo regularne odwiedziny od swoich dzieci, nie wnukow. Jeden byl odwiedzany przez przyjaciela, nie mial rodziny. Druga miala rodzine ale odwiedzala ja tylko przyjaciolka. Trzecia przezyla wszystkich z rodziny, rowniez syna a syn nie mial rodziny to odwiedzal ja syn sasiada. Nie jest tak kolorowo jakby sie moglo wydawac. Trzeba zyc tu i teraz bo w wieku 80 lat jak rozum jeszcze nie opusci czlowieka to juz tylko siedzenie przed TV i czesto walenie w pieluche. Czasem nawet wlasnej rodziny nie poznajesz i pytasz kto to, niech sobie pojda. Nie ma co Rossanko. Teraz rob co dla Ciebie mile
Tak gdybam, bo może starości nie dożyje, więc i problemu nie będzie. Tylko mi głupio czasem, że tak się to potoczyło. Koleżanki mają mężów, dzieci, zaraz wnuki a ja nic nie mam. I więcej na mojej głowie. Koleżanki zrobią obiad i prasowanie, a mężowie pojadą zmienić opony i zajmą się naprwmawą kranu albo zorganizują hydraulika. Ja robię to i to i " damskie rzeczy" i " meskie" nie to abym narzekała, bo ogarniam ale wkurza mnie gadanie koleżanek, że Ty to sama to masz więcej czasu dla siebie. Czy tyle więcej? Robię za dwie osoby w związku to i czasu mam mniej. Bo i obiadokolacje ja i zakupy ja i sprzątanie ja, i ja do mechanika, ja kupuje meble, jadę umyć samochód, przynoszę z auta ciężkie zakupy, maluje balkon i dzwonie po elektrykach. A to czasu też schodzi.
Oj, rozumiem Cie doskonale pod tym wzgledem. Typowa samotna matka, ktorej cieknie kran i nad nim lamentuje, to ja Sama wszystko, sama przytuli, sama skarci, sama byc do rany przyloz, sama pobyc czasem grozna, zaleznie od potrzeb. Meh. Remonty, naprawy, rachunki, obowiazki domowe, obowiazki pozadomowe... Bleh. Wszystko sama. A jak chora to sama se zaparz ziolek, sama se zdrowiej, baniek se sama nie postawisz.
Ale moglby Ci sie trafic taki maz co tylko zarabiac a w domu nic nie zrobi, martw sie sama. A i dziecko do tego i rachunki pol na pol dzielone po zydowsku. Znam takie cuda Tez roznie bywa.
Ale nie poddajemy sie. Moze los sie jeszcze usmiechnie do Ciebie, Rossanko. Znam wiele kobiet co znalazlo milosc pozno... wszystko jeszcze moze sie wydarzyc. Samotnosci nie chcemy, co to to nie. Ale samotnosci w zwiazku tez nie. I ma byc seeks! Rzeklam Ma byc seks. No ma byc
Byc ma.
DeepAndBlue napisał/a:Roznie bywa. Z mojego doswiadczenia z pracy ze staruszkami to te opiekowanie sie jak i czestotliwosc odwiedzin rodziny a zwlaszcza wnukow to tak bliskie zera prawie. Moze na 30 staruszkow dwoch mialo regularne odwiedziny od swoich dzieci, nie wnukow. Jeden byl odwiedzany przez przyjaciela, nie mial rodziny. Druga miala rodzine ale odwiedzala ja tylko przyjaciolka. Trzecia przezyla wszystkich z rodziny, rowniez syna a syn nie mial rodziny to odwiedzal ja syn sasiada. Nie jest tak kolorowo jakby sie moglo wydawac. Trzeba zyc tu i teraz bo w wieku 80 lat jak rozum jeszcze nie opusci czlowieka to juz tylko siedzenie przed TV i czesto walenie w pieluche. Czasem nawet wlasnej rodziny nie poznajesz i pytasz kto to, niech sobie pojda. Nie ma co Rossanko. Teraz rob co dla Ciebie mile
Tak gdybam, bo może starości nie dożyje, więc i problemu nie będzie. Tylko mi głupio czasem, że tak się to potoczyło. Koleżanki mają mężów, dzieci, zaraz wnuki a ja nic nie mam. I więcej na mojej głowie. Koleżanki zrobią obiad i prasowanie, a mężowie pojadą zmienić opony i zajmą się naprwmawą kranu albo zorganizują hydraulika. Ja robię to i to i " damskie rzeczy" i " meskie" nie to abym narzekała, bo ogarniam ale wkurza mnie gadanie koleżanek, że Ty to sama to masz więcej czasu dla siebie. Czy tyle więcej? Robię za dwie osoby w związku to i czasu mam mniej. Bo i obiadokolacje ja i zakupy ja i sprzątanie ja, i ja do mechanika, ja kupuje meble, jadę umyć samochód, przynoszę z auta ciężkie zakupy, maluje balkon i dzwonie po elektrykach. A to czasu też schodzi.
No to Cię pocieszę, moja Droga, spora część kobiet w małżeństwach, robi to wszystko sama + jeszcze ogarnia dzieci (znam z autopsji i z innych moich znajomych historii), nie wiesz jaka poczwara Ci się trafi
Tylko, jedno ALE. W Twoich wypowiedziach dużo widać słów: "nudne", "nic", "zero" - pomyśl Ross o tym, bo to, że jest to zero, nic, nudne, to nie uwierzę, chyba, że piszesz z bezpiecznego pokoju oddziału zamkniętego psychiatrii to wtedy sorry, że poganiam
Czasami nie rozumiem(czysto subiektywnie) skąd w ludziach ujawnia się tak silne poczucie przynależności do stada, kiedy zwracają tak bardzo uwagę na to, co się dzieje u innych. Inaczej mówiąc kiedy wzmaga się to uczucie jeśli tylko widzi się inne osoby, cieszące się swoim szczęściem. Pewnie jest to zmienne osobniczo i ma podłoże instynktowe, ale jednak bywa, że ujawnia się dośc silnie. Nie zamierzam Cię pod żadnym pozorem atakować Ross, tylko wielokrotnie spotykałem się z tym zjawiskiem. U mnie z kolei jakoś silnie drzemie to poczucie indywidualizmu, które wręcz każe mi jak najmniej patrzeć na innych
Czasami nie rozumiem(czysto subiektywnie) skąd w ludziach ujawnia się tak silne poczucie przynależności do stada, kiedy zwracają tak bardzo uwagę na to, co się dzieje u innych. Inaczej mówiąc kiedy wzmaga się to uczucie jeśli tylko widzi się inne osoby, cieszące się swoim szczęściem. Pewnie jest to zmienne osobniczo i ma podłoże instynktowe, ale jednak bywa, że ujawnia się dośc silnie. Nie zamierzam Cię pod żadnym pozorem atakować Ross, tylko wielokrotnie spotykałem się z tym zjawiskiem. U mnie z kolei jakoś silnie drzemie to poczucie indywidualizmu, które wręcz każe mi jak najmniej patrzeć na innych
A bo Ty sobie podglądasz intymne życie zwierzątek i Ci starcza
Czasami nie rozumiem(czysto subiektywnie) skąd w ludziach ujawnia się tak silne poczucie przynależności do stada, kiedy zwracają tak bardzo uwagę na to, co się dzieje u innych. Inaczej mówiąc kiedy wzmaga się to uczucie jeśli tylko widzi się inne osoby, cieszące się swoim szczęściem. Pewnie jest to zmienne osobniczo i ma podłoże instynktowe, ale jednak bywa, że ujawnia się dośc silnie. Nie zamierzam Cię pod żadnym pozorem atakować Ross, tylko wielokrotnie spotykałem się z tym zjawiskiem. U mnie z kolei jakoś silnie drzemie to poczucie indywidualizmu, które wręcz każe mi jak najmniej patrzeć na innych
To na zasadzie, bo ja bym też chciała innym wyszło a mi nie, a na tym właśnie mi zależało.
Na przykład nie podziwiam i nie zazdroszczę celebrytom, wywiadów, zdjęć, sławy i pieniędzy, nie mam myśli, że np Doda się wybiła a ja nie, bo mnie to nigdy nie ciągnęło. Tak jak nie zazdroszczę sławnym pisarzom, malarzom, aktorom, bo o sławie nigdy nie marzyłam. Natomiast marzenie miałam bardzo przyziemne, rodzina ( coś co teoretycznie może mieć każdy niezależnie od pochodzenia, wyglądu, miejsca zamieszkania, wyksztalcenia) I to była moja najważniejsza rzecz która mi w życiu nie wyszła . Na dodatek jak patrze na koleżanki, które albo dzieci nie chciały mieć albo trafiły się im z przypadku, a potem w ciąży był dramat, bo po co mi ta ciąża, nie chce dziecka, po co mi drugie, z jednym wystarczy roboty, albo dla odmiany: dzieci to bachory zabierające czas i energię, ja to na pewno nie będę miała dzieci- te kobiety już od dawna są matkami całkiem dużych już dzieci, czasc już pelnoletnich, z których są teraz dumne.
Evergreen Znowu Ciebie chyba ponosi Chyba trochę za wcześnie, nie sądzisz? Do wieczora jeszcze daleko
A tak na poważnie, to jakieś wewnętrzne poczucie, które człowiekowi dokladnie podpowiada, czego on oczekuje w życiu. O ile w wielu kwestiach można mieć wątpliwości, to pewnie w niektóych trzyma się twarde stanowisko. Tym bardziej, jeśli ktoś po prostu przez długi czas stawia sobie określone priorytety, z czegoś rezygnuje świadomie na rzecz innych.
Mozna posiedziec, ze los bywa przewrotny i czesto na przekor Chcesz rodzine? A takiego, nie umiesz w rodzine. Nie chcesz rodziny? A masz i co teraz zrobisz?
rossanka napisał/a:DeepAndBlue napisał/a:Roznie bywa. Z mojego doswiadczenia z pracy ze staruszkami to te opiekowanie sie jak i czestotliwosc odwiedzin rodziny a zwlaszcza wnukow to tak bliskie zera prawie. Moze na 30 staruszkow dwoch mialo regularne odwiedziny od swoich dzieci, nie wnukow. Jeden byl odwiedzany przez przyjaciela, nie mial rodziny. Druga miala rodzine ale odwiedzala ja tylko przyjaciolka. Trzecia przezyla wszystkich z rodziny, rowniez syna a syn nie mial rodziny to odwiedzal ja syn sasiada. Nie jest tak kolorowo jakby sie moglo wydawac. Trzeba zyc tu i teraz bo w wieku 80 lat jak rozum jeszcze nie opusci czlowieka to juz tylko siedzenie przed TV i czesto walenie w pieluche. Czasem nawet wlasnej rodziny nie poznajesz i pytasz kto to, niech sobie pojda. Nie ma co Rossanko. Teraz rob co dla Ciebie mile
Tak gdybam, bo może starości nie dożyje, więc i problemu nie będzie. Tylko mi głupio czasem, że tak się to potoczyło. Koleżanki mają mężów, dzieci, zaraz wnuki a ja nic nie mam. I więcej na mojej głowie. Koleżanki zrobią obiad i prasowanie, a mężowie pojadą zmienić opony i zajmą się naprwmawą kranu albo zorganizują hydraulika. Ja robię to i to i " damskie rzeczy" i " meskie" nie to abym narzekała, bo ogarniam ale wkurza mnie gadanie koleżanek, że Ty to sama to masz więcej czasu dla siebie. Czy tyle więcej? Robię za dwie osoby w związku to i czasu mam mniej. Bo i obiadokolacje ja i zakupy ja i sprzątanie ja, i ja do mechanika, ja kupuje meble, jadę umyć samochód, przynoszę z auta ciężkie zakupy, maluje balkon i dzwonie po elektrykach. A to czasu też schodzi.
No to Cię pocieszę, moja Droga, spora część kobiet w małżeństwach, robi to wszystko sama + jeszcze ogarnia dzieci (znam z autopsji i z innych moich znajomych historii), nie wiesz jaka poczwara Ci się trafi
Tylko, jedno ALE. W Twoich wypowiedziach dużo widać słów: "nudne", "nic", "zero" - pomyśl Ross o tym, bo to, że jest to zero, nic, nudne, to nie uwierzę, chyba, że piszesz z bezpiecznego pokoju oddziału zamkniętego psychiatrii
to wtedy sorry, że poganiam
U mnie w domu było po równo. Np mama gotowała, upiekła ciasto, tata poszedł podziecko do przedszkola
Tata wymalował kuchnie, mama uprasowala firanki i pocerowala nam ubrania.
Evergreen Znowu Ciebie chyba ponosi
Chyba trochę za wcześnie, nie sądzisz? Do wieczora jeszcze daleko
.
Ej, no nie ponosi, tylko taka prawda Wczoraj mnie poniosło, bo sam też nakręcałeś, wiesz?
. Już nie chce analizować, co to miał kolega na myśli, ale podteksty były i podwójne denka też. A dziewczyny miały też swoje nakrętki i jakoś poszło. Będzie się teraz wyżywał, bo przeprosiłam. No nie bywałe
No i proszę, taka lekcja i nauczka w wieku "dojrzałym"...
A tak na poważnie, to jakieś wewnętrzne poczucie, które człowiekowi dokladnie podpowiada, czego on oczekuje w życiu. O ile w wielu kwestiach można mieć wątpliwości, to pewnie w niektóych trzyma się twarde stanowisko. Tym bardziej, jeśli ktoś po prostu przez długi czas stawia sobie określone priorytety, z czegoś rezygnuje świadomie na rzecz innych.
Ross nie musi się tłumaczyć ze swoich podstawowych naturalnych potrzeb. Ma to poczucie, gryzie ją i ja to rozumiem. Pytanie teraz czy powinna się skupić na swoim bólu, czy na weryfikacji możliwości i sposobach realizacji/zaspokajania ich. Warunki realizacji są trudne, bo jednak większość facetów zajęta, albo inaczej skrzywiona przez los czy podejście do życia (Adela i Ross wspominały o swoich doświadczeniach ze spotkań różnych ludzi i ja się z tym zgadzam) zatem nie zależnie jaką możliwą ścieżkę obiorą, to jednak warto próbować i sprawdzać czy tego właśnie się chce. Łatwo określić czego się nie chce, gorzej z tym czego się chce. Jedno i drugie dowiesz się poprzez doświadczenia i/lub przemyślenia na ten temat. Ale do tego trzeba albo doświadczać (i to najlepiej) albo pokornie się pochylić nad swoim problemem i analizować nocami (to drugie trudniej, bo prowadzi do kompletnego wyzerowania siebie i totalnego przewartościowania, a na to trzeba mieć siłę).
Bo mnie to czasem wkurza. Juz to pisałam- przypadek z otoczenia, kobieta niedużo po 20stce. Chcę się bawić, jeździć na wycieczki, imprezować, umawiać się z facetami, może nawet wyjechać gdzieś w świat. Poznaje kogoś, za parę miesięcy okazuje się,że jest w ciąży. Szok, bo dzieci jakiś nie planowała, chciała się bawić i używać życia. Potem szybki ślub, bo ciąża. Mowi, ze trudno, jakis da rade, ale na razie to koniec.Ledwo dziecko dorosło do przedszkola- szok, bo druga ciąża, a przecież dziecko już odchowane, po co jej drugie, pokrzyżowało jej plany, po co jej ciąża- ciągle powtarza, rodzina martwi się, bo ona w słabej formie psychicznej, ciąża to dla niej katastrofa. Rodzi się drugie dziecko, też nie planowane. Mija prawie 20 lat, dzieci to teraz jej duma powód do pochwały, odchowane, ona teraz odżywa, jakieś kursy, nauki, wyjazdy, mówi nadrabia czas spędzony z dziećmi w domu.
I konkluzja: gdzie tam ona planowała jakieś dzieci mieć i rodzinę zakładać. Chciała się bawić i rodzina sama się przy tym założyła. A teraz i dzieci odchowane i czas na rozwój hobby i umiejętności.
Piszę nie aby powiedzieć, też tak chciałam ale ze właśnie taki bywa los, nie przewidzisz. Obydwie mamy odwrotnie niż chciałyśmy.
Bo mnie to czasem wkurza. Juz to pisałam- przypadek z otoczenia, kobieta niedużo po 20stce. Chcę się bawić, jeździć na wycieczki, imprezować, umawiać się z facetami, może nawet wyjechać gdzieś w świat. Poznaje kogoś, za parę miesięcy okazuje się,że jest w ciąży. Szok, bo dzieci jakiś nie planowała, chciała się bawić i używać życia. Potem szybki ślub, bo ciąża. Mowi, ze trudno, jakis da rade, ale na razie to koniec.Ledwo dziecko dorosło do przedszkola- szok, bo druga ciąża, a przecież dziecko już odchowane, po co jej drugie, pokrzyżowało jej plany, po co jej ciąża- ciągle powtarza, rodzina martwi się, bo ona w słabej formie psychicznej, ciąża to dla niej katastrofa. Rodzi się drugie dziecko, też nie planowane. Mija prawie 20 lat, dzieci to teraz jej duma powód do pochwały, odchowane, ona teraz odżywa, jakieś kursy, nauki, wyjazdy, mówi nadrabia czas spędzony z dziećmi w domu.
I konkluzja: gdzie tam ona planowała jakieś dzieci mieć i rodzinę zakładać. Chciała się bawić i rodzina sama się przy tym założyła. A teraz i dzieci odchowane i czas na rozwój hobby i umiejętności.
Piszę nie aby powiedzieć, też tak chciałam ale ze właśnie taki bywa los, nie przewidzisz. Obydwie mamy odwrotnie niż chciałyśmy.
No i spoko, może Cię to wkurzać, ale wtedy mówisz: "Acha, a ja chciałam mieć dzieci/rodzinę itd. przez całe życie i nie mam" I tamta co skosiła 2 wpadki się zamyka. Dobra, przykład taki: chcesz mieć dzieci i zajść w ciążę, starasz się rok, dwa, trzy, cztery, na invitro idziesz, a tu wokół wszystkie koleżanki w ciążę zachodzą od samego splunięcia, albo w ogóle nieplanowane, bo im gumka pękła czy coś. No i gdzie tu sprawiedliwość? Albo jesteś już w ciąży, chuchasz na siebie i dmuchasz, rodzisz dziecko i okazuje się później, że masz niepełnosprawne. I idziesz sobie ulicą ze swoim niepełnosprawnym na wózku inwalidzkim i widzisz mega patologiczną rodzinę: kobieta z nalaną twarzą (widać, że alkoholiczka) w zaawansowanej ciąży, za rękę 2 latek, obok starsza dwójka i jedno w wózku - niemowlak. Wszystkie rumiane i okazy zdrowia. No i gdzie sprawiedliwość? Jak tak masz podchodzić do życia, to nigdy do przodu nie pójdziesz. W każdej sytuacji są plusy i minusy, tylko żeby te minusy nie przesłoniły nam plusów.
I teraz sytuacja tej 20 latki czy Twojego kontekstu z nią związanego. Może kobita jęczała, że ma to dziecko za wcześnie, że się nie wyszumiała, ale odnalazła ten cel i sens w życiu, że te dzieci to jednak fajnie mieć. Znalazła plus tej sytuacji, Inna mogła narzekać cały czas, że ten bachor to jej całe życie zniszczył i po co to było. Zależy tu od człowieka. I znowu wracamy do tych głównych filarów: moje wspomnienia i dzieci, te, które posiadam. Przyznam Ci rację, że niezależnie czy jest ciężko czy mniej ciężko, to te dzieciaki dają ogromną satysfakcję, to jest jakby projekt życia i potem patrzysz sobie z boku jak Twój wysiłek i praca procentują. Trudno to zastąpić, wiem, ale jeśli ich nie masz, to te filary swoje musisz inne znaleźć, bo inaczej jesteś w ciągłym zawieszeniu i żyjesz utraconymi korzyściami (czyli przeszłością) i zostaje Ci siedzenie w oknie i podglądanie, jako te stare wścibskie sąsiadki. No tego chyba dla siebie nie chcesz, co?
Nie możesz też jednocześnie opierać swojego szczęścia tylko na aniele z nieba, bo po 1. to takich nie ma, a po 2. może Ci się taki nie trafić. Potrzebę posiadania faceta rozumiem, ale oparcia i stawiania na jedną kartę, nie pochwalam. Facet to ten dodatek, a nie druga połówka (nie ma czegoś takiego). Jest, nie ma, jest na dłużej, krócej - tak już jest, ale to już sama wiesz.
A tak zupełnie inaczej, czy satysfakcjonowała by Cie opieka nad dzieckiem adoptowanym lub rodzina zastępcza?
Potrzebę posiadania faceta rozumiem, ale oparcia i stawiania na jedną kartę, nie pochwalam. Facet to ten dodatek, a nie druga połówka (nie ma czegoś takiego). Jest, nie ma, jest na dłużej, krócej - tak już jest, ale to już sama wiesz.
Tak, jest coś takiego.
i proszę cie nie przenos swoich niepowodzeń miłosnych na cały męski ród.
Bo już któryś raz piszesz ze mężczyźni to czy tamto: generalizujesz, wręcz stygmatyzujesz mężczyzn.
nie rób tak.
To ze tobie nie było dane spotkać swojej drugiej połówki, nie oznacza ze ona nie istnieje.
Na swoim przykładnie i bliskich mi ludzie widzę ze jest to realne.
Dodatkowo, drugi człowiek nie jest dodatkiem do naszego życia.
rossanka napisał/a:Bo mnie to czasem wkurza. Juz to pisałam- przypadek z otoczenia, kobieta niedużo po 20stce. Chcę się bawić, jeździć na wycieczki, imprezować, umawiać się z facetami, może nawet wyjechać gdzieś w świat. Poznaje kogoś, za parę miesięcy okazuje się,że jest w ciąży. Szok, bo dzieci jakiś nie planowała, chciała się bawić i używać życia. Potem szybki ślub, bo ciąża. Mowi, ze trudno, jakis da rade, ale na razie to koniec.Ledwo dziecko dorosło do przedszkola- szok, bo druga ciąża, a przecież dziecko już odchowane, po co jej drugie, pokrzyżowało jej plany, po co jej ciąża- ciągle powtarza, rodzina martwi się, bo ona w słabej formie psychicznej, ciąża to dla niej katastrofa. Rodzi się drugie dziecko, też nie planowane. Mija prawie 20 lat, dzieci to teraz jej duma powód do pochwały, odchowane, ona teraz odżywa, jakieś kursy, nauki, wyjazdy, mówi nadrabia czas spędzony z dziećmi w domu.
I konkluzja: gdzie tam ona planowała jakieś dzieci mieć i rodzinę zakładać. Chciała się bawić i rodzina sama się przy tym założyła. A teraz i dzieci odchowane i czas na rozwój hobby i umiejętności.
Piszę nie aby powiedzieć, też tak chciałam ale ze właśnie taki bywa los, nie przewidzisz. Obydwie mamy odwrotnie niż chciałyśmy.No i spoko, może Cię to wkurzać, ale wtedy mówisz: "Acha, a ja chciałam mieć dzieci/rodzinę itd. przez całe życie i nie mam" I tamta co skosiła 2 wpadki się zamyka. Dobra, przykład taki: chcesz mieć dzieci i zajść w ciążę, starasz się rok, dwa, trzy, cztery, na invitro idziesz, a tu wokół wszystkie koleżanki w ciążę zachodzą od samego splunięcia, albo w ogóle nieplanowane, bo im gumka pękła czy coś. No i gdzie tu sprawiedliwość? Albo jesteś już w ciąży, chuchasz na siebie i dmuchasz, rodzisz dziecko i okazuje się później, że masz niepełnosprawne. I idziesz sobie ulicą ze swoim niepełnosprawnym na wózku inwalidzkim i widzisz mega patologiczną rodzinę: kobieta z nalaną twarzą (widać, że alkoholiczka) w zaawansowanej ciąży, za rękę 2 latek, obok starsza dwójka i jedno w wózku - niemowlak. Wszystkie rumiane i okazy zdrowia. No i gdzie sprawiedliwość? Jak tak masz podchodzić do życia, to nigdy do przodu nie pójdziesz. W każdej sytuacji są plusy i minusy, tylko żeby te minusy nie przesłoniły nam plusów.
I teraz sytuacja tej 20 latki czy Twojego kontekstu z nią związanego. Może kobita jęczała, że ma to dziecko za wcześnie, że się nie wyszumiała, ale odnalazła ten cel i sens w życiu, że te dzieci to jednak fajnie mieć. Znalazła plus tej sytuacji, Inna mogła narzekać cały czas, że ten bachor to jej całe życie zniszczył i po co to było. Zależy tu od człowieka. I znowu wracamy do tych głównych filarów: moje wspomnienia i dzieci, te, które posiadam. Przyznam Ci rację, że niezależnie czy jest ciężko czy mniej ciężko, to te dzieciaki dają ogromną satysfakcję, to jest jakby projekt życia i potem patrzysz sobie z boku jak Twój wysiłek i praca procentują. Trudno to zastąpić, wiem, ale jeśli ich nie masz, to te filary swoje musisz inne znaleźć, bo inaczej jesteś w ciągłym zawieszeniu i żyjesz utraconymi korzyściami (czyli przeszłością) i zostaje Ci siedzenie w oknie i podglądanie, jako te stare wścibskie sąsiadki. No tego chyba dla siebie nie chcesz, co?
Nie możesz też jednocześnie opierać swojego szczęścia tylko na aniele z nieba, bo po 1. to takich nie ma, a po 2. może Ci się taki nie trafić. Potrzebę posiadania faceta rozumiem, ale oparcia i stawiania na jedną kartę, nie pochwalam. Facet to ten dodatek, a nie druga połówka (nie ma czegoś takiego). Jest, nie ma, jest na dłużej, krócej - tak już jest, ale to już sama wiesz.A tak zupełnie inaczej, czy satysfakcjonowała by Cie opieka nad dzieckiem adoptowanym lub rodzina zastępcza?
Wiem, że nie ma sprawiedliwości, tylko się dziwie, że taki bywa los . Z dziećmi też masz rację, planujesz, chuchasz, dmuchasz i albo ciąży nie ma, albo poronisz, albo wychodzi uposledzenie w usg. A inną pije, pali, je fastfoody i dzieciak jak z wystawy, okaz zdrowia.
Dlatego mówi, część zależy od człowieka, a część od losu. Rodzina zastępcza tlraczej nie, czulabym się jak wychowawczyni, jedne klasy odchodzą inne przychodzą.
Już bardziej adopcja. Nawet kiedyś z ciekawości przeglądałam strony i jakoś słabo to wyglądało dla samotnej kobiety po 40stce bez partnera Rodzinom chętniej przyznają.
Dlatego mówi, część zależy od człowieka, a część od losu. Rodzina zastępcza tlraczej nie, czulabym się jak wychowawczyni, jedne klasy odchodzą inne przychodzą.
Już bardziej adopcja. Nawet kiedyś z ciekawości przeglądałam strony i jakoś słabo to wyglądało dla samotnej kobiety po 40stce bez partneraRodzinom chętniej przyznają.
No nie znam się na adopcjach, nie podpowiem, ale jeśli przeglądałaś, to rozumiem, że bierzesz pod uwagę. Może nie działasz, ale chociaż sprawdzasz. Git.
Evergreen napisał/a:Potrzebę posiadania faceta rozumiem, ale oparcia i stawiania na jedną kartę, nie pochwalam. Facet to ten dodatek, a nie druga połówka (nie ma czegoś takiego). Jest, nie ma, jest na dłużej, krócej - tak już jest, ale to już sama wiesz.
Tak, jest coś takiego.
i proszę cie nie przenos swoich niepowodzeń miłosnych na cały męski ród.
Bo już któryś raz piszesz ze mężczyźni to czy tamto: generalizujesz, wręcz stygmatyzujesz mężczyzn.
nie rób tak.
To ze tobie nie było dane spotkać swojej drugiej połówki, nie oznacza ze ona nie istnieje.
Na swoim przykładnie i bliskich mi ludzie widzę ze jest to realne.
Dodatkowo, drugi człowiek nie jest dodatkiem do naszego życia.
No widzisz i tu się różnimy. Uważam, że nie ma czegoś takiego jak dwie połówki, tylko są dwie osobne istoty, które według danych chęci, współpracują dla dobra rodziny czy związku, to jest tzw. dojrzałość związkowa. Idąc Twoim tropem, po rozstaniu stajesz się połową człowieka, lub nikim, a to nie prawda. Akurat to wyznawałam na początku swoich ścieżek. I dobrze na tym wyszłam. Jak byłam zakochana, to też mówiłam jak Ty. I nie znasz mojej sytuacji, nie mam żadnych niepowodzeń miłosnych Chyba, że mówisz o chłopaku z podstawówki, to może rzeczywiście
I nie oceniam całego męskiego rodu, bo sam skupiłeś się na facetach. A ja odpowiadam heteroseksualnej kobiecie na temat partnera rodzaju męskiego, jeśli zapytałby się heteroseksualny facet, odpowiedziałabym o kobiecie tak samo.
bagienni_k napisał/a:Evergreen Znowu Ciebie chyba ponosi
Chyba trochę za wcześnie, nie sądzisz? Do wieczora jeszcze daleko
.
Ej, no nie ponosi, tylko taka prawda
Wczoraj mnie poniosło, bo sam też nakręcałeś, wiesz?
. Już nie chce analizować, co to miał kolega na myśli, ale podteksty były i podwójne denka też. A dziewczyny miały też swoje nakrętki i jakoś poszło. Będzie się teraz wyżywał, bo przeprosiłam. No nie bywałe
No i proszę, taka lekcja i nauczka w wieku "dojrzałym"...
Ach, ja i prowokacje? Nigdy w życiu - moje drugie imię to prostolinijność
Nakrętki, denka - gdzie my jesteśmy? Ja tu żadnych słoików nie widzę..Przepraszać można, jak jest za co..
Co do tematu to jak najbardziej powwino się zastanawoić, czy da się zrealizować te pragnienia, zamiast skupiać się na przeżywaniu tego, że do tej pory nic nie było.
Szeptuch Przychylam się do zdania Koleżanki wyżej Człowiek, mimo, że jest istotą społeczną, to nie jest żadną połówką, która musi znaleźć drugą, aby w pełni czuła się uszczęśliwiona. Nie wspominając już o tym, że potrzeba bliskości czy obecnośći partnera jest zróżnicowana i nie każdy pragnie tak samo być kochanym, bo poza miłością czy partnerstwem jest jeszcze życie: praca, podejście do życia, hobby, znajomi. Bez tych rzeczy tez nie da się żyć czy zdrowo funkcjonować. Każdy z nas jest osobnym bytem, który może i powinien sam się czuć szczęsliwy i spełniony, póki nie stwierdzi, że pragnie zaprosić kogoś do wspólnego życia i szuka kogoś, kto w pełnym stopniu mu odpowiada. Większość przypadków, kiedy ludzie poza związkiem i partnerem nie widzą jakiejkolwiek radości z życia, kończyło się dla tej relacji tragicznie.
Szeptuch napisał/a:Evergreen napisał/a:Potrzebę posiadania faceta rozumiem, ale oparcia i stawiania na jedną kartę, nie pochwalam. Facet to ten dodatek, a nie druga połówka (nie ma czegoś takiego). Jest, nie ma, jest na dłużej, krócej - tak już jest, ale to już sama wiesz.
Tak, jest coś takiego.
i proszę cie nie przenos swoich niepowodzeń miłosnych na cały męski ród.
Bo już któryś raz piszesz ze mężczyźni to czy tamto: generalizujesz, wręcz stygmatyzujesz mężczyzn.
nie rób tak.
To ze tobie nie było dane spotkać swojej drugiej połówki, nie oznacza ze ona nie istnieje.
Na swoim przykładnie i bliskich mi ludzie widzę ze jest to realne.
Dodatkowo, drugi człowiek nie jest dodatkiem do naszego życia.No widzisz i tu się różnimy. Uważam, że nie ma czegoś takiego jak dwie połówki, tylko są dwie osobne istoty, które według danych chęci, współpracują dla dobra rodziny czy związku, to jest tzw. dojrzałość związkowa. Idąc Twoim tropem, po rozstaniu stajesz się połową człowieka, lub nikim, a to nie prawda. Akurat to wyznawałam na początku swoich ścieżek. I dobrze na tym wyszłam. Jak byłam zakochana, to też mówiłam jak Ty. I nie znasz mojej sytuacji, nie mam żadnych niepowodzeń miłosnych
Chyba, że mówisz o chłopaku z podstawówki, to może rzeczywiście
I nie oceniam całego męskiego rodu, bo sam skupiłeś się na facetach. A ja odpowiadam heteroseksualnej kobiecie na temat partnera rodzaju męskiego, jeśli zapytałby się heteroseksualny facet, odpowiedziałabym o kobiecie tak samo.
Nie, to nie jest dojrzałość związkowa, tylko biznes gdzie dwoje wspólników prowadza spółkę z.o.o
Nie, po rozstaniu nie stajesz sie nikim, ale fakt stajesz sie niekompletny. Choć trzeba brać poprawkę tez na to czy z swoja prawdziwa druga połówka człowiek może się rozstać, w sensie po co? skoro to twoja druga połówka a ty jesteś jej.
Bez sensu. skoro się rozstaliście to znaczy ze to nie była twoja druga połówka.
I widzisz,jak byłas zakochana to tez tak mówiłaś, wiec co sie stało? Rzeczywistość okazała się brutala?
Wiesz, ja nie przeczę, kilka razy tu pisałem ze mam trochę disneyowskie wyobrażenie o miłość, fakt może być fałszywe.
Ale jestem zakochany w zonie 6 lat(5 po ślubie) i te motylki w brzuchu nie znikają.
Jak pisałem, mój przyjaciel 11 lat staż małżeński i motylki dalej nie znikają.
Sama pisałaś że miałaś straszny rozwód, wiec stąd wiozłem to niepowodzenie miłosne. choć fakt albo nie napisałaś albo nie doczytałem czy to ty się rozwiodłaś czy Ciebie zostawiono.
I serio evergreen ty i kilka kobiet tutaj cały czas generalizujecie o mężczyznach.
Juz nie pomne tej wyliczanki jacy to mężczyźni nie są uprzywilejowywani.
Deep raptem tydzień Ciebie nie było,sama zobacz co się dzieje - takie życie
określenie "biedny Biegiennik" uważam za oksymoron
zjawisko to będzie obiektem badań i eksperymentów a właściwie cały czas jest
Dajcie spokój, człowiek po rozstaniu niekompletny...Naprawdę myślałem, że jednak ludzie(w szczególności faceci) jednak trochę twardziej stąpają po ziemi..
Gdyby w ogóle istniały jakieś drugie połówki, to ludzie żyli by sobie po kres swoich dni z tym, z którym wiedzą, że się dobrze dobrali.. A tak co? Każdy związek czy relacja może niestety się zepsuć..A człowiek jest odrębną istotą, która nie potrzebuje drugiego człowieka jak powieterza, ale dla dodania życia dodatkowego uroku.
Evergreen napisał/a:bagienni_k napisał/a:Evergreen Znowu Ciebie chyba ponosi
Chyba trochę za wcześnie, nie sądzisz? Do wieczora jeszcze daleko
.
Ej, no nie ponosi, tylko taka prawda
Wczoraj mnie poniosło, bo sam też nakręcałeś, wiesz?
. Już nie chce analizować, co to miał kolega na myśli, ale podteksty były i podwójne denka też. A dziewczyny miały też swoje nakrętki i jakoś poszło. Będzie się teraz wyżywał, bo przeprosiłam. No nie bywałe
No i proszę, taka lekcja i nauczka w wieku "dojrzałym"...
Ach, ja i prowokacje? Nigdy w życiu - moje drugie imię to prostolinijność
![]()
Nakrętki, denka - gdzie my jesteśmy? Ja tu żadnych słoików nie widzę..Przepraszać można, jak jest za co..
![]()
Co do tematu to jak najbardziej powwino się zastanawoić, czy da się zrealizować te pragnienia, zamiast skupiać się na przeżywaniu tego, że do tej pory nic nie było.
Szeptuch Przychylam się do zdania Koleżanki wyżej
Człowiek, mimo, że jest isotą społeczną, to nie jest żadną połówką, która musi znaleźć drugą, aby w pełni czuła się uszczęśliwiona. Nie wspominając już o tym, że potrzeba bliskości czy obecnośći partnera jest zróżnicowana i nie każdy pragnie tak samo być kochanym, bo poza miłością czy partnerstwem jest jeszcze życie: praca, podejście do życia, hobby, znajomi. Bez tych rzeczy tez nie da się żyć czy zdrowo funkcjonować. Każdy z nas jest osobnym bytem, który może i powinien sam się czuć szczęsliwy i spełniony, póki nie stwierdzi, że pragnie zaprosić kogoś do wspólnego życia i szuka kogoś, kto w pełnym stopniu mu odpowiada. Większość przypadków, kiedy ludzie poza związkiem i partnerem nie widzą jakiejkolwiek radości z życia, kończyło się dla tej relacji tragicznie.
Piszesz tak jak by jedno z drugim się wykluczało.
Moja zona jest najważniejsza osoba dla mnie, jest moja druga połówka ale to nie oznacza ze nie mam przyjaciół czy hobby.
I ja to rozumiem przez to wyrażenie: to że mamy podobne spojrzenie na potrzebę bliskości.
Bo wiadomym jest ze można kogoś zagłaskać na śmierć.
Nie oznacza to (bo tak rozumiem twój post) braku życia poza partnerem, albo całkowite uzależnię od partnera czy tez zachłanność w kontaktach z partnerem.
kończyło się tragicznie ponieważ obiekt ich miłości nie odwzajemniał ich uczuć/wizji związku.
"Człowiek, mimo, że jest isotą społeczną, to nie jest żadną połówką, która musi znaleźć drugą, aby w pełni czuła się uszczęśliwiona"
Emm emm kobiety po 30 którym odezwał się instynkt macierzyński?.
Myślę że jest więcej ludzi którzy ze względu na swoje przeganiania, na swoje uczucia potrzebują tego 2 człowieka niż takich którym on jest nie potrzebny.
Ponieważ sa cele/pragnienia/marzenia które się nie spełni bez 2 osoby przy boku.
Dajcie spokój, człowiek po rozstaniu niekompletny...Naprawdę myślałem, że jednak ludzie(w szczególności faceci) jednak trochę twardziej stąpają po ziemi..
Gdyby w ogóle istniały jakieś drugie połówki, to ludzie żyli by sobie po kres swoich dni z tym, z którym wiedzą, że się dobrze dobrali.. A tak co? Każdy związek czy relacja może niestety się zepsuć..A człowiek jest odrębną istotą, która nie potrzebuje drugiego człowieka jak powieterza, ale dla dodania życia dodatkowego uroku.
A stąpaj sobie twardo po tej ziemi, nikt Cie nie broni. a mi pozwól latać wśród chmur
życie zweryfikuje gdzie to Cie zaprowadzi.
Trochę mnie po prostu drażni te frazes o "drugiej połówce". Może i jestem mało romantyczny, ale już określenie "partner" zdecydowanie bardziej pasuje.
Natomiast nie wiem, czy tych wszystkich celów, jakie człowiek pragnie czy też może osiągnąć, jest więcej, kiedy mamy u boku kogoś, niż wtedy, kiedy jesteśmy sami..
W szczególnośći jestem uczulony, kiedy ktoś twierdzi, że tak bardzo potrzebuje drugiego człowieka, żeby dzielić z nim swoje sukcesy i porażki, tzn ktoś jest potrzebny, aby dana osoba czuła się spełniona, bo musi swoje raodści czy sukcesy dzielić z partnerem. Tak, jakby żyjąc samemu, nie było to w ogóle możliwe. To samo tycyz się motywacji czy chęci rozwoju osobistego: kiedy jest ktoś obok, to mamy wiecej motywacji czy wsparcia..
To skąd się bierze całe pokolenie tych wszystkich singli, którzy odnosza nieprzeciętne sukcesy w życiu?
Takie myślenie sugeruje, że człowiek żyjący sam jest skazany na porażki i wieczne frustracje a będący w parze już nic tylko pokonuje kolejne przeszkody i ni go nie zatrzyma.
Deep raptem tydzień Ciebie nie było,sama zobacz co się dzieje - takie życie
określenie "biedny Biegiennik" uważam za oksymoron
zjawisko to będzie obiektem badań i eksperymentów a właściwie cały czas jest
No wlasnie widze... Widze...
Takie zycie...
Biedny bylby... A moze dopiero bedzie... Waham sie hehe Co robic...choroba...Rekojmia go obejmuje? Galeridaaa!!!
Badania w toku, Paslawku. Zobaczymy, zobaczymy... Jest juz jakis schemat?
Wielkie nieba! Co się tu dzieje?
Człowieka badają bez jego zgody i wiedzy..
Trochę mnie po prostu drażni te frazes o "drugiej połówce". Może i jestem mało romantyczny, ale już określenie "partner" zdecydowanie bardziej pasuje.
Natomiast nie wiem, czy tych wszystkich celów, jakie człowiek pragnie czy też może osiągnąć, jest więcej, kiedy mamy u boku kogoś, niż wtedy, kiedy jesteśmy sami..
W szczególnośći jestem uczulony, kiedy ktoś twierdzi, że tak bardzo potrzebuje drugiego człowieka, żeby dzielić z nim swoje sukcesy i porażki, tzn ktoś jest potrzebny, aby dana osoba czuła się spełniona, bo musi swoje raodści czy sukcesy dzielić z partnerem. Tak, jakby żyjąc samemu, nie było to w ogóle możliwe. To samo tycyz się motywacji czy chęci rozwoju osobistego: kiedy jest ktoś obok, to mamy wiecej motywacji.
To skąd się bierze całe pokolenie tych wszystkich singli, którzy odnosza nieprzeciętne sukcesy w życiu?
wybacz, ale cały twoj post wygląda mi na taką próba wmówienia sobie ze mimo ze jestem sam to mogę być szczęśliwy.
Od razu uprzedzam.
Nie twierdze że nie jesteś szczęśliwy.
Anie nie twierdze tez ze osoba samotna nie może być szczęśliwa .
Po prostu taki mam odbiór twoje psota.
"To skąd się bierze całe pokolenie tych wszystkich singli, którzy odnosza nieprzeciętne sukcesy w życiu"
A stad się to bierze że nie nie muszą się z nikim liczyć w swoich sprawach.
chcą to pracują po 16h/7.
Bedac w związku nie jesteś w stanie tak żyć, bo masz drugiego człowieka z którego zdaniem/pragnieniami a przede wszystkim czasem musisz się liczyć.
to bycie samemu zwiększa szanse na sukces a nie odwrotnie.
to jest tak oczywiste ze az dziwne ze trzeba o tym pisać.
A co to jest sukces?
"Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie?" łk9,25
znam ludzi którzy zarabiają po 200k-300k miesięcznie, dorobili sie takich pieniędzy bo właśnie byli sami,nikt z nich nie jest szczęśliwy. mimo ze co nowa pora roku to nowy samochód i nowy dom
Wielkie nieba! Co się tu dzieje?
Człowieka badają bez jego zgody i wiedzy..
Ciekawe czy pytasz ptaszyska o zgodę na obserwację i badania ?
Nie przesadzaj jakąś tam wiedzę mamy cały czas się też uczymy
pilnie
Jest juz jakis schemat?
zarysowuje się pewna prosta zależność i algorytm,ale jak napiszę o konkretach to obiekt badań się spłoszy
Ja w dwie polowki wierze. Ino moja umarla w roku 1975... Coz. Sila wyzsza, ze sie nie poznalismy w tym wcieleniu Moze w nastepnym hehe
Szeptuch Tak, źle odbierasz Ale spko, nie Ty pierwszy i nie ostatni masz takie wrażenie..:)
Natomiast wyścig po takie dobra, sławę czy kasę, to już uważam za grubą przesadę..Sam jestem zwolennikiem złotego środka
pasławku Jakby można je było zapytać to pewnie bym tak zrobił A tak, to sa pewne instytucje, które za to odpowiadają
Spłoszyć się nie spłoszy, ale wszystko wskazuje na to, że zacznie się zaraz taki okres, Że mnie tu przez dłuższy czas nie będzie..
Paslawku, obiekt badan migruje okresowo. W przeciwienstwie do bocianow, odlatuje jak sie robi cieplo... dobrze czaje?
Paslawku, obiekt badan migruje okresowo. W przeciwienstwie do bocianow, odlatuje jak sie robi cieplo... dobrze czaje?
Tak sezon się zaczyna,możliwe że na obrączkowanie nawet
wróci - zawsze wraca
Oj, za dużo o sobie człowiek zdradził wcześniej, teraz mają ułatwiona zabawę
Strony Poprzednia 1 … 89 90 91 92 93 … 129 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024