rossanka napisał/a:20-30
Tylko rozmawiałam, nie flirtowalam, nie rzucałam aluzji, zadnych zarcikiw seksualnych, wtedy myślałam, że byłoby to nachalne , nie chciałam się narzucać, tak, okazywało się, że mieli już dawno kogoś, raz chyba tylko zdarzyło się, że facet w trakcie znajomości ze mną poznał inną. .
no to tu jest problem - nachalne, narzucać. Myśleli, że Ty taka koleżanka jesteś, bez... płciowa. Co to znaczy nachalne? Że komuś oczko puścisz i się uśmiechniesz? Że dasz sobie pomyśleć o kimś w głowie nieprzyzwoicie? Trzeba by popuścić tu cugle wyobraźni i emocji.
Moi znajomi faceci czuli jakoś feromonowo czy instynktownie, że ja nadaje na innych rezonach, przyciągało ich to, a jednocześnie wrażenie, że ja taka mądra i doświadczona jestem i taka ekscytująca. Jeden mi powiedział, że jak mnie poznał (byłam wtedy podczas długiego związku), to myślał, że ja jestem taka niedostępna i tajemnicza, a jak mnie bliżej poznał, to stwierdził, że jeszcze dodatkowo jestem zachwycająca, i inne za- Drugi też z tym "bajecznie cudownym" szeptem. Trzeci (chłopak koleżanki po pijaku), że jestem "zajebista" takim chrapliwym łóżkowym głosem, na moim ślubie chciał cały czas ze mną tańczyć. Takie sformułowania kilka razy powtórzyły się w moim życiu. Z czego to wynika? Nie do końca wiem z zewnątrz, ale myślę, że z mojej perspektywy: pewność siebie i eeee... jakiś seksapil (?) Koleżanki mi mówią, że jestem seksowna (nie, nie chodzi o miniówki, cyc na wierzchu i szpile). To było kiedyś, nie wiem jak teraz
, ale myślę, że chłopaki mnie lubią pod tym względem bo jestem otwarta, nie mam zahamowań, blokad (nie to, że się na nich rzucam, tylko można ze mną o wszystkim pogadać, poflirtować, pożartować itp. nawet jak nie skończy się w łóżku), ale nie idę w wulgarność, tylko wszystko jest takie.... niedopowiedziane. Pozostaje jakiś niedosyt. Nawet teraz jest coś takiego z mężami koleżanek, że mówią przy mnie jakieś insynuacje (nie podoba mi się to akurat, bo jakoś obracam to w żart, ale czuję, że to nie do końca z ich strony żarcik jest, a żony ich słyszą, a ja tych ich żon - moich koleżanek - stracić przez to nie chcę)
Tiaa wychodzi, że taka ekstra bomba ze mnie
Może zatem odnośnie Ciebie Ross: swoboda, nie ma że coś wypada-nie wypada, popuść emocje (koniecznie idź na roller coaster jakiś i serio mówię), pozwól sobie na wyobraźnię, pewność siebie nie wiem czy masz - czy to tylko sieć pozwala takie wrażenie pozostawić - też się przyda. Nie oczekująca księżniczka z maślanymi oczkami tylko branie spraw we własne ręce i robienie to czego chcesz, a jak nie dadzą to spadówa.
rossanka napisał/a: jeden tuż po mojej 20stce (on pod 30ke wtedy), bardzo dobrze się z nim rozmawiało o filmach, religii, książkach, podróżach, ale na samą myśl o całowaniu z nim czułam się jakbym to robiła z bratem. Dla mnie facet całkiem aseksualny.
No tu może szkoda, jednak.
rossanka napisał/a: Drugi zainteresowany, z wygladu podobał się, gorzej z charakteru, miał napady agresji ( nie do mnie ale do ludzi z jego otoczenia, zawsze się bałam, że mnie tak kiedyś potraktuje), ciągle nawiązywał do seksu, ale nie mogłam się do niego przekonać, ani do seksu ani do chodzenia, ani do niczego, wiec pozostalam z nim na stopie kolezenskiej, a on wkrotce zwiazal sie z moja kolezanka.
No to bogu dzięki, że nie wyszło i instynkty Tobą kierowały prawidłowo
rossanka napisał/a: Trzeci był wolny kolega koleżanki, która nas chciała wyswatać. Pamiętam, że kiedy nas przedstawiła po 2 minutach pomyślałam, o nie tylko nie to. Ale myślałam, nie wybrzydzaj jest wolny, można się pospotykac i poznać. Co spotkanie to nie mogłam doczekać się jego końca, wiesz czasem nie musi być wielka miłość, ale jak nie masz ochoty spotykać się z jakąś osobą, nie masz ochoty do niej dzwonić, to nic z tego nie będzie, nawet kolezenstwa. Znajomosc sie rozeszla, on z reszta wyjechal gdzies do innego miasta z tego co pamietam.
Tu mnie zaciekawiło. Żadna koleżanka nigdy nie przedstawiła mi nikogo, jako potencjalnego chłopaka. Jak oceniają Cię koleżanki?
rossanka napisał/a: jeszcze przypomniał mi się jeden wojskowy, poznałam go przypadkiem to było tuż przed moją 30 ką, nawet pare razy wyszliśmy gdzieś razem po czym facet zapadł się pod ziemię, do dziś nie wiem co się stało. Polubiłam go ale zaangażować się nie zdążyłam, to nie cierpiałam po tamtej znajomości.
Tajemnicza sprawa 
rossanka napisał/a: Związek po 30stce, tak, mieliśmy podobne charaktery, bardzo, bardzo zbliżone zainteresowania, gusta, lubiliśmy te same miejsca i podobnie spędzać czas. Miał wcześniej 2 związki ale o szczegóły nie pytałam. Wiem tylko, że narzekał, że te dziewczyny były nachalne i go osaczały.
Znaczy zdradzał.
rossanka napisał/a: Rozmów o przyszłości nie było. Proponowałam po jakimś czasie aby zaczął pomieszkiwać u mnie, ale mówił, że to jak będzie na to gotowy. Kłótni żadnych nie było, ani cichych dni czy sporów.
Byłaś mu wygodna, potrzebował Cię do czegoś może? 5 lat związku, to jednak szmat czasu, bez dyskusji na temat planów, niechęć zamieszkania, jakaś podejrzana niegotowość, to znaczy, że nie mieliśmy tu do czynienia z miłością żadną i nic mu się w takim razie nie "odwidziało".
O związkach, to może jutro jeszcze napiszę, bo ju z padam.