pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Strony Poprzednia 1 59 60 61 62 63 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 3,901 do 3,965 z 8,335 ]

3,901

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:
rossanka napisał/a:
bagienni_k napisał/a:

Naprawdę?

To wszytko co masz i co osiągnęłaś się zupełnie nie liczy? Ta jedna rysa przesłania Ci wszystko?

Niewiarygodne...

Ale co ja osiągnęłam? Praca i takie tam to normalny dorosły robi, to nie jest nic wielkiego.

Na litość boską, dziecko też byle kto może urodzić.

nie byle kto, ja nie.

Zobacz podobne tematy :

3,902

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Ja mam wrażenie, że nie miłość jest głównym problemem Rossanki (to swoją drogą). Najbardziej ubolewa nad tym że nie jest taka jak "standardowe"  kobiety, czuje się od nich gorsza, a to przecież czysty absurd.

Mam podobne odczucie. Poza tym, to wszystko, z czego człowiek czerpie radość nie może automatycznie stracić na ważności aż tak bardzo, jak to właśnie widzę tutaj.. Nie z każdej osoby samotnej wydziera takie zwątpienie i gorycz, jak tutaj. Przepraszam, ale tak to widzę..

3,903 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-07-06 18:18:09)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Umiesz, umiesz, Ross. wink Urodzić, znaczy się.

3,904 Ostatnio edytowany przez umajona (2020-07-06 18:33:13)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Bagiennik, jest różnica między byciem samotnym chwilowo, a byciem samotnym całe życie (w kontekście związkowym). Naprawdę znasz tak wiele takich osób? Choć Rossanka miała związek, ale dawno, krótki, jedyny...
Też czuję, jakbym była więdnącym kwiatem... Mimo całego uroku życia, które bardzo kocham i bardzo doceniam smile


Edit:
Zresztą na zewnątrz pewnie nikt by nie zgadł, że Rossanka jest smutna. Pewnie chodzi radosna i uśmiechnięta.
Tu, na forum, ma okazję i możliwość się szczerze wygadać.
Więc to, że w Twoim otoczeniu wszyscy są szczęśliwi, to mogą być tylko pozory wink

3,905

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Same sprzeczności..

3,906

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Nie chcę się wypowiadać za Rossankę, bo jej nie znam, więc wypowiem się za siebie.
Tu dużo piszę o tym, że mi smutno i że chciałabym się szczęśliwie zakochać. Ale na co dzień w normalnym życiu żyję normalnie, jestem wesoła, zajmuję się swoimi sprawami i pewnie nikt nawet nie pomyśli, że tęsknię. Więc być może też tak jest z Twoimi znajomymi samotnymi osobami.

3,907

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

Ja mam wrażenie, że nie miłość jest głównym problemem Rossanki (to swoją drogą). Najbardziej ubolewa nad tym że nie jest taka jak "standardowe"  kobiety, czuje się od nich gorsza, a to przecież czysty absurd.

Mam podobne odczucie. Poza tym, to wszystko, z czego człowiek czerpie radość nie może automatycznie stracić na ważności aż tak bardzo, jak to właśnie widzę tutaj.. Nie z każdej osoby samotnej wydziera takie zwątpienie i gorycz, jak tutaj. Przepraszam, ale tak to widzę..

A piszą one tu na forum? Bo poza forum z moich znajomych też się nikt nie domyśla, chociaż powiedziałam paru koleżankom, ale nie skarże sięim, to było na zasadzie, wiesz, zawsze chciałam miec 2 dzieci, ale nie wyszło, ona pokiwała głową i tyle.
Znajomi nie wiedzą co ja tu na forum wypisuję. Wiem, ze jestem uważana za bardzo pokukładaną osobę, której w życiu wiele rzeczy "wyszło", mądrą rozsądną, ładną, dającą sobie radę w życiu (to wszystko słyszałam).
Może Twoje znajome odbierasz tak samo, bo nie piszą na forum?
Raz się przyznałam znajomej to była w szoku, bo mysłała, że jak tak specjalnie żyję bo nigdy nie chciałam miec dzieci. Aż mnie przeprosiła.

3,908

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
umajona napisał/a:
bagienni_k napisał/a:

Naprawdę nie wierzysz w to, że można w życiu czerpać radość i satysfakcję z czegoś innego, niż rodzina, partner i dzieci?

Ale przecież Rossanka czerpie z tego radość, jak sama wcześniej napisała, wymieniając te wszystkie rzeczy, że je lubi.
Po prostu brakuje jej miłości, własnej rodziny, i jest to jak najbardziej zrozumiałe.
No, może nie dla Ciebie, bo Ty tego nie potrzebujesz. Ale są osoby, które potrzebują.

Nie wiem, czemu tak trudno zrozumieć osobę, która całe lata jest sama, z jednym krótkim epizodem miłosnym. Ja Rossankę rozumiem. Nie wiem, czy na przykład Winter miała by teraz takie podejście wobec sprawy Rossanki, gdyby nie miała miłosnych doświadczeń w swoim życiu z mężczyznami.

Moje podejscie do problemow Rossanki wynika z dwoch rzeczy: Patrze na nia z punktu mojej wiedzy i jest mi jej zal bo ja lubie i dlatego przemawiam do niej w ten sposob.
Rossanka ma bardzo podobna historie nerwicy jak ja mialam i latwo mi z nia empatyzowac.
JEDNAK jej nie bedzie latwo empatyzowac ze mna bo ona idzie pod gore, a ja juz stoje na tej gorze i widze rzeczy inaczej.
Dla mnie ta sprawa z dzieckiem i czuciem sie gorsza to kolejny objaw chorobowy, ktory przyslania co naprawde sie dzieje.

Czy jako osoba zwykla, poza moja wiedza i wszystkim innym, rozumiem, ze ktos moze obsesyjnie myslec w jakims temacie bo go nie ma?
Tak. Oczywiscie, ze rozumiem. To samo rozumiem w stosunku do mordercy, ktory zabija bo jest impotentem i czuje sie nieadekwatny. Rozumiem to naprawde. Jednak wiem, ze to nie jest droga jedyna.
Ostatecznie wszystko kreci sie wokolo tego: Chcialabym by Rossanka nie czula sie gorsza. Nie czula sie w ten sposob i wiem, ze nie musi.
Lubie taki cytat od Ireny Sendler 'Strach tez mozna pokonac, tylko trzeba chciec' i to jest problem wiekszosci osob w sytuacji Rossanki, czy wczesniej mojej czy nawet takiego mordercy.
Tak naprawde nikt nie chce. Nie chce, mimo, ze mowi, ze chce. Tak dziala cala sztuczka zaburzenia psychicznego.
Nawet jak chcesz to nie chcesz bo jestes osoba rozwalona na czesci. Czesc chce to, a czesc co innego.

Dlatego, ze ona nie chce to cale nasze gadanie, ze gorsza nie jest i podawanie przykladow ze swojego zycia nic nie da.

Jest cos co bardzo uwielbiam i co jest dla mnie bardzo wazne, a czego NIGDY nie bede miala.
Nie, nie sa to randki z facetami. Ale jednak jest cos takiego i wydaje mi sie, ze wiele osob cos takiego ma.

3,909 Ostatnio edytowany przez rossanka (2020-07-07 12:38:04)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:
umajona napisał/a:
bagienni_k napisał/a:

Naprawdę nie wierzysz w to, że można w życiu czerpać radość i satysfakcję z czegoś innego, niż rodzina, partner i dzieci?

Ale przecież Rossanka czerpie z tego radość, jak sama wcześniej napisała, wymieniając te wszystkie rzeczy, że je lubi.
Po prostu brakuje jej miłości, własnej rodziny, i jest to jak najbardziej zrozumiałe.
No, może nie dla Ciebie, bo Ty tego nie potrzebujesz. Ale są osoby, które potrzebują.

Nie wiem, czemu tak trudno zrozumieć osobę, która całe lata jest sama, z jednym krótkim epizodem miłosnym. Ja Rossankę rozumiem. Nie wiem, czy na przykład Winter miała by teraz takie podejście wobec sprawy Rossanki, gdyby nie miała miłosnych doświadczeń w swoim życiu z mężczyznami.

Moje podejscie do problemow Rossanki wynika z dwoch rzeczy: Patrze na nia z punktu mojej wiedzy i jest mi jej zal bo ja lubie i dlatego przemawiam do niej w ten sposob.
Rossanka ma bardzo podobna historie nerwicy jak ja mialam i latwo mi z nia empatyzowac.
JEDNAK jej nie bedzie latwo empatyzowac ze mna bo ona idzie pod gore, a ja juz stoje na tej gorze i widze rzeczy inaczej.
Dla mnie ta sprawa z dzieckiem i czuciem sie gorsza to kolejny objaw chorobowy, ktory przyslania co naprawde sie dzieje.

Czy jako osoba zwykla, poza moja wiedza i wszystkim innym, rozumiem, ze ktos moze obsesyjnie myslec w jakims temacie bo go nie ma?
Tak. Oczywiscie, ze rozumiem. To samo rozumiem w stosunku do mordercy, ktory zabija bo jest impotentem i czuje sie nieadekwatny. Rozumiem to naprawde. Jednak wiem, ze to nie jest droga jedyna.
Ostatecznie wszystko kreci sie wokolo tego: Chcialabym by Rossanka nie czula sie gorsza. Nie czula sie w ten sposob i wiem, ze nie musi.
Lubie taki cytat od Ireny Sendler 'Strach tez mozna pokonac, tylko trzeba chciec' i to jest problem wiekszosci osob w sytuacji Rossanki, czy wczesniej mojej czy nawet takiego mordercy.
Tak naprawde nikt nie chce. Nie chce, mimo, ze mowi, ze chce. Tak dziala cala sztuczka zaburzenia psychicznego.
Nawet jak chcesz to nie chcesz bo jestes osoba rozwalona na czesci. Czesc chce to, a czesc co innego.

Dlatego, ze ona nie chce to cale nasze gadanie, ze gorsza nie jest i podawanie przykladow ze swojego zycia nic nie da.

Jest cos co bardzo uwielbiam i co jest dla mnie bardzo wazne, a czego NIGDY nie bede miala.
Nie, nie sa to randki z facetami. Ale jednak jest cos takiego i wydaje mi sie, ze wiele osob cos takiego ma.

Nie mam za bardzo koncepcij co z tym zrobić, bo wydaje mi się, ze jak nerwicy nie będzie, to się rozpadnę (jakkoleiwk głupio to brzmi), nie cierpię tych objawów i są męczące, ale czuje jakby one trzymały mnie w całości, nie wiem czy ktoś to rozumie.
To tak jakbym pozbyła się  nerwicy, swoich objawów, to co by mi zostało i kim bym była? Gdzie kończę się ja a gdzie zaczyna ona? Jakbym ją straciła to nie byłabym do końca sobą - bo mam to od dziecka, nie wiem jak to jest tego nie mieć. To kim ja będę bez tego?  Czuje to tak, jakby komuś zabrać całe poczucie humoru, albo innemu wrażliwość na krzywdę ludzką, a jeszcze innemu możliwość odczuwania miłości, albo jeszcze komus poczucie strachu - nie będzie się nagle bał tygrysa, rozpędzonego pociągu, gdy stoi na torach albo chorób, śmierci - i każdy z nich niby będzie sobą, ale nie będzie sobą. To tak jakby komuś odciąć stopę, albo dłoń - to jest ta sama osoba ale nie do końca.  Jakoś tak to widzę.

3,910

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Wow, temat ciągnie się już przez 7 lat i wygląda na ciekawy.  Doczytałem się kilku podstawowych faktow, że rossanka jest około 40-stki, wykształcona, oczytana, samodzielna, zadbana, atrakcyjna, samotna, bez dzieci, miała jeden związek ale się rozpadł i mimo oczywistych zalet, jak zaklęta nie znajduje partnera na życie.

Rossanko, sporo pytań sie nasuwa, na które odpowiedzi na pewno były już napisane, ale nie dam rady przeczytać 72 stron.  Dlaczego rozpadł się ten jeden związek?  Czy to było małżeństwo?  Dlaczego nie miałaś wtedy dzieci?  Na czym polega twoje parcie na dzieci?  Czy nadal koniecznie chcesz urodzić własne dzieci?  Jaki powinien być twój wymarzony partner?  Czego od niego oczekujesz?  Co oferujesz?  Jak chciałabyś przeżyć resztę życia z partnerem?  Na pewno odpowiedziałaś już 1000 razy na te same pytania, więc nie obrażę się jeśli po prostu wskażesz mi łaskawie które posty powinienem sobie przeczytać.

3,911 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-07-08 02:01:38)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:
umajona napisał/a:

Ale przecież Rossanka czerpie z tego radość, jak sama wcześniej napisała, wymieniając te wszystkie rzeczy, że je lubi.
Po prostu brakuje jej miłości, własnej rodziny, i jest to jak najbardziej zrozumiałe.
No, może nie dla Ciebie, bo Ty tego nie potrzebujesz. Ale są osoby, które potrzebują.

Nie wiem, czemu tak trudno zrozumieć osobę, która całe lata jest sama, z jednym krótkim epizodem miłosnym. Ja Rossankę rozumiem. Nie wiem, czy na przykład Winter miała by teraz takie podejście wobec sprawy Rossanki, gdyby nie miała miłosnych doświadczeń w swoim życiu z mężczyznami.

Moje podejscie do problemow Rossanki wynika z dwoch rzeczy: Patrze na nia z punktu mojej wiedzy i jest mi jej zal bo ja lubie i dlatego przemawiam do niej w ten sposob.
Rossanka ma bardzo podobna historie nerwicy jak ja mialam i latwo mi z nia empatyzowac.
JEDNAK jej nie bedzie latwo empatyzowac ze mna bo ona idzie pod gore, a ja juz stoje na tej gorze i widze rzeczy inaczej.
Dla mnie ta sprawa z dzieckiem i czuciem sie gorsza to kolejny objaw chorobowy, ktory przyslania co naprawde sie dzieje.

Czy jako osoba zwykla, poza moja wiedza i wszystkim innym, rozumiem, ze ktos moze obsesyjnie myslec w jakims temacie bo go nie ma?
Tak. Oczywiscie, ze rozumiem. To samo rozumiem w stosunku do mordercy, ktory zabija bo jest impotentem i czuje sie nieadekwatny. Rozumiem to naprawde. Jednak wiem, ze to nie jest droga jedyna.
Ostatecznie wszystko kreci sie wokolo tego: Chcialabym by Rossanka nie czula sie gorsza. Nie czula sie w ten sposob i wiem, ze nie musi.
Lubie taki cytat od Ireny Sendler 'Strach tez mozna pokonac, tylko trzeba chciec' i to jest problem wiekszosci osob w sytuacji Rossanki, czy wczesniej mojej czy nawet takiego mordercy.
Tak naprawde nikt nie chce. Nie chce, mimo, ze mowi, ze chce. Tak dziala cala sztuczka zaburzenia psychicznego.
Nawet jak chcesz to nie chcesz bo jestes osoba rozwalona na czesci. Czesc chce to, a czesc co innego.

Dlatego, ze ona nie chce to cale nasze gadanie, ze gorsza nie jest i podawanie przykladow ze swojego zycia nic nie da.

Jest cos co bardzo uwielbiam i co jest dla mnie bardzo wazne, a czego NIGDY nie bede miala.
Nie, nie sa to randki z facetami. Ale jednak jest cos takiego i wydaje mi sie, ze wiele osob cos takiego ma.

Nie mam za bardzo koncepcij co z tym zrobić, bo wydaje mi się, ze jak nerwicy nie będzie, to się rozpadnę (jakkoleiwk głupio to brzmi), nie cierpię tych objawów i są męczące, ale czuje jakby one trzymały mnie w całości, nie wiem czy ktoś to rozumie.
To tak jakbym pozbyła się  nerwicy, swoich objawów, to co by mi zostało i kim bym była? Gdzie kończę się ja a gdzie zaczyna ona? Jakbym ją straciła to nie byłabym do końca sobą - bo mam to od dziecka, nie wiem jak to jest tego nie mieć. To kim ja będę bez tego?  Czuje to tak, jakby komuś zabrać całe poczucie humoru, albo innemu wrażliwość na krzywdę ludzką, a jeszcze innemu możliwość odczuwania miłości, albo jeszcze komus poczucie strachu - nie będzie się nagle bał tygrysa, rozpędzonego pociągu, gdy stoi na torach albo chorób, śmierci - i każdy z nich niby będzie sobą, ale nie będzie sobą. To tak jakby komuś odciąć stopę, albo dłoń - to jest ta sama osoba ale nie do końca.  Jakoś tak to widzę.

To co opisalas to jest doslownie, jak to mowia 'hit nail on the head'. Bo tak wlasnie to dziala nerwica.
Wrecz duzo naszych cech pozytywnych osobowosci wynika z nerwicy i to jest prawda. To co opisujesz nie jest tylko jakimis wyobrazeniem.
Oczywiscie w pewnym sensie jest.
To co piszesz jest podobne do tego co mowil Jung na temat nerwicy, a mowil: Ze osoba czasami jest funkcjonalna tylko dlatego, ze ma nerwice.
Ze nerwica to jest metoda przetrwania, a nie tylko choroba. Mowil tez, ze nerwica trzyma osobe w miejscu.
To cos takiego jak wbity w serce noz. Wyjmiesz to sie wykrwawisz, ale jak bedziesz z nim to bedziesz przyszpilona.
Dla mnie nerwica to jak skala na oceanie. Cos na czym stalam, znany i staly grunt. Zeby pozbyc sie nerwicy trzeba umrzec.

Pomoglo mi w sumie cos bardzo smiesznego. Jestem osoba, ktora od dziecinstwa byla bardzo skupiona na wiedzy i duza mialam zawsze slabosc do basni i metafor. Jak pozniej zaczelam robic research w kierunku interpretacji basni to w basniach zwykle jest moment gdzie glowny bohater umiera metaforycznie i wtedy zaraz nabiera wiecej sily.
Tak jest np w Harrym Potterze gdzie Potter jest symbolicznie zabity przez Voldemorta.
Jak spojrzalam poprzez ta symbolike na swoje problemy to te problemy wydawaly mi sie... Ladniejsze? Lzejsze? Mniej przytlaczajace.
Ogolnie Harry Potter to byla dobra podpora dla mnie dlatego, ze ona tam uzywa wielu metafor, ktore pasowaly do mojej sytuacji.

Ale juz odchodze od tematu. Dlatego wyleczenie sie jest tak trudne, bo czesciowo nie chcesz sie wyleczyc, a tutaj doslownie trzeba pozwolic na zniszczenie wszystkiego.
Zniszczenie calego swojego 'ja'. Nerwica oszukuje jak szatan, bo mowi 'to ja jestem toba' i to jest tak realne, tak zywe.
Przez moment nastapilo u mnie calkowite poddanie sie, wszystko bylo mi obojetne. Pozniej byl straszny czas gdzie chodzilam jak zepsute jakies rozregulowane radio i wydawalo sie jakgdybym miala zaraz stac sie opetana jak w horrorze. Gdzie nawet moj glos sie zmienial i twarz sie zmieniala. Mialam jakies dziwne jazdy i odruchy, ze chcialam sie zegnac lub odmawiac 'Zdrowas Mario'. Albo wydawalo mi sie, ze zadusze zaraz kota mojego, bo przeciez bez nerwicy nie mam konktroli nad soba i jestem zdolna do wszystkiego. Wiec lepiej trzymac sie nerwicy nie? Bo zaraz bez niej oszaleje. Krecilo mi sie w glowie, widzialam kolory jak w negatywie w jednym oku, albo raz calkiem stracilam wzrok na kilka minut. Wydawalo mi sie, ze zaraz rozedre cialo swoje na strzepy i zmienie sie w bestie.
Caly czas czulam sie zle, doslownie caly czas. Tylko od zle do gorzej i znowu. Wcale nie mialam zadnych normalnych ludzkich mysli typu, ze o czyms marze czy czegos chce. Nie bylam w stanie nawet udawac, ze wszystko jest ok ze mna. Oczywiscie nie bylo widac tego tak chamsko, ze robilam jakies dziwne ruchy przy obcych, ale np moj maz juz to widzial doskonale.
To jest najgorszy moment i ten moment jest wlasnie przez to o czym mowisz. Bo jak sie juz zacznie wychodzic z tego to nie da sie przestac, ale nadal chce sie w tym zostac.
To bylo tak trudne i tak okropne, tak meczace, tak wkurzajace, takie jak ciemny nie konczacy sie tunel. Jednak latwiej mi sie bylo z tym pogodzic i przejsc przez to wszystko majac ta swiadomosc, ze nie da sie ominac tej drogi. Jak chce sie wyjsc to trzeba przez to przejsc.

Te wszystkie objawy, ktore opisuje to cos podobnego jak z ludzmi z zaburzeniami. Nie wiem czy masz do czynienia z osobami z zaburzeniami, ktore wymagaja zeby drugi czlowiek bral w nich udzial. Ja mialam, oczywiscie, wiele takiego kontaktu. Jezeli np osoba, mowi, ze pojdzie spac na burzy na dworzu bo nikt tej osoby nie kocha i robi wielka afere z placzem i krzykiem. Jezeli Ty nie zareagujesz na to i nie bedziesz np prosic osoby by zostala to wtedy ta osoba zacznie sie zachowywac jak zepsuta gra komputerowa. Zacznie doslownie sie rozpadac i zachowanie zacznie sie jeszcze pogarszac poniewaz nie wie co zrobic.
To samo stalo sie ze mna bo powiedzialam 'Nie bede juz dzialac wedle zasad mojej nerwicy' i wtedy doslownie zaczelam sie rozpadac. Tak jak gdybym chciala sama sobie pokazac, ze lepiej sie nie leczyc bo przeciez mi sie pogarsza.

Jak mowilam wczesniej, latwo w pewnym sensie bylo mi sie leczyc bo mam bardzo prymitywna symbolike jako czlowiek. Wszystko biore na metafore, tlumacze innym poprzez metafory i posluguje sie bardzo prosta symbolika: katolicka.
Nigdy nie bylam wierzaca, ale Katolicyzm jest bardzo wazny w Polsce i ma bardzo klarowne  i ladne symbole.
To tez pasuje do tego na czym stal moj problem. Moj problem stal zawsze na tym, ze uwazalam siebie za zla osobe.
Nie watpilam w swoje umiejetnosci, w swoja wiedze, w swoj talent. Wrecz przeciwnie, wydawalo mi sie, ze jestem tym bardziej niebezpieczna im bardziej jestem inteligentna. Wydawalo mi sie, ze musze sie trzymac na ciaglej smyczy. Wiec tutaj te 'szatanskie' porownania i symbole maja sens bo sama siebie widzialam doslownie jako jakies zlo.
Trzymanie na uwiezi swoich emocji wywoluje zaraz przeciez nerwice i tak w kolo. Dokladalam sobie do pieca.
Problem wiec byl prosty, ale za to bolesny do rozwiazania. To tez czynilo mnie gorsza jezeli idzie o psychologie, poniewaz widzialam innych tak samo czarno bialo jak i siebie. Teraz nawet do mordercy nie podchodze na takiej zasadzie.

3,912

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Akurat cos pisalam i chcialam jeszcze dodac do Ciebie Rossanko:
Puszczenie sie nerwicy wydawalo mi sie rownie sensowne jak puszczenie sie galezi i wpadniecie do oceanu w srodku sztormu.
Dlatego, ze nerwicowe schematy sprawily, ze zawsze bylam niezwykle dla siebie przewidywalna i bardzo skuteczna w praktycznie wszystkim.
Nerwicowe schematy sprawialy, ze umialam sie kontrolowac do nienormalnego stopnia. Moglam zmusic sie doslownie do wszystkiego, a emocje nie graly zadnej roli w zadnej sytuacji. Nie wazne jak bardzo cos kochalam, moglam sie tego pozbyc, nie wazne jak bardzo czegos chcialam moglam sobie tego odmowic, nie wazne jak bardzo czegos sie balam i tak moglam to wykonac.
Ta totalna kontrola, uratowala mi doslownie zycie. Z drugiej strony zawsze mi sie wydawalo, ze kontroluje i zduszam sie bo mam zla strone i ta strona jest straszna. Im bardziej bylam pod wplywem 'suppression' tym bardziej bylam wsciekla, a im bardziej wsciekla tym bardziej mialam 'dowody', ze jestem zla. Jednak taka kontrolowana zlosc byla mi tez przydatna bo z jednej strony nie okazywalam nigdy nawet zdenerwowania, a z drugiej strony potrafilam w sytuacji zagrozenia wypuscic czesc tej energii.
Kiedy zaatakowal mnie gwalciciel to mniejszym dylematem dla mnie byl potecjalny gwalt, a duzo wiekszym jak sie powstrzymam od zabicia go.
Powstrzymanie sie od zabicia kogos w takiej sytuacji,  bylo dla mnie wysilkiem prawie ponad miare.
Porzucenie nerwicy znaczylo, ze nie bede miala calkowitej kontroli nad soba, a to jest cos na czym calkowicie polegalam. Porzucenie nerwicy znaczylo, ze byc moze wszystko co straszne i od dawna we mnie trzymane wyleje sie i zmienie sie w jakies monstrum. Porzucenie nerwicy oznaczalo utrate gniewu, ktory mi tyle razy pomogl.
Skad mialam wiedziec czy przetrwam cos takiego? Wszystko co dawalo mi sile do zycia, wszystko co mnie trzymalo w pionie to nerwica. Co z tego, ze to wiezienie? Co byloby ze mnie bez tego?

3,913

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:

Akurat cos pisalam i chcialam jeszcze dodac do Ciebie Rossanko:
Puszczenie sie nerwicy wydawalo mi sie rownie sensowne jak puszczenie sie galezi i wpadniecie do oceanu w srodku sztormu.
Wszystko co dawalo mi sile do zycia, wszystko co mnie trzymalo w pionie to nerwica. Co z tego, ze to wiezienie? Co byloby ze mnie bez tego?

Te dwa zdania to sedno wszystkiego, ten post powużej - też to wszystko rozumiem. No może oprócz tego, że czułam, ze mam złą strone, czy mogę coś zrobić czy jakoś superdziwacznie sie zachować - bo tak nie jest, czy kogoś skrzywdzić - takich myśli nie miałam.
Ale to coś właśnie jak puszczenie się gałęzi, myślę, ze wpadnę do oceanu. Możliwe, ze spadłabym, na piasek na plaży, albo na miękką łakę, ale tego tak nie widzę. Musi być jak mówisz ocean, puszczę się i zginę. Racjonalnie wiem, że to jest bezsensu takie myślenie. Ale gdzieś w środku mam obawe.
Jednye co mi przychodzi do głowy to puścić te wszystkie obawy, a jak sie będą pojawiać - pozwolić im wyjść to często działą, ale nie umiem jeszcze zrobić tak całkowicie. Na przykład Miałam kiedyś jechać pksem 50 km od domu. Oczywiście stresowałam się, że będzie mi niedobrze, na pewno zwymiotuję, albo zasłabnę, ludzie mnie wyśmieją, albo wezwią karetkę i narobię ambarasu , a może dostane też derealizacji i mrowienia twarzy do tego? No nic, jechać musiałam i w pewnym momencie powiedziałam sobie, trudno, no to zemdleję, obrzygam pół autobusu i odlecę w derealizację. I wiesz co, oczywiście w czasie drogi nie było mi kompletnie nic . Zero.  Kiedyś pojechałam do galerii na zakupy. No i w pewnym momencie czuję, ze łapie mnie znajoma kula w gardle i nie mogę oddychać. Jeszcze pare lat temu byłoby tak, ze szybko wróciłabym do domu, albo pojechała na pogotowie, krzycząc, ze umieram. Ale tym razem myślę: nieee, mam tu zamiar zrobić zakupy, są wyprzedaże, przez jakąś głupią kule a gardle nie zrezygnuję przecież z zakupów, za dużo fajnych rzeczy już widzę na wieszakach.  Nawet nie wiem kiedy mi to przeszło, obkupiłam się, namierzyłam, ubrań i wróciłam do domu. Dla mnie były to takie drobne puszczenia się z gałezi jak mówisz, ale właśnie do żadnego oceanu nie wpadałam.
Takie drobne rzeczy umiem już zrobić, co było kiedyś nie możliwe, ale nie wszystko i mam jeszcze parę takich, nad którymi nie mogę zapanować. Za słaba jestem aby się puscić - albo mi się tylko tak wydaje. Ja czasem nie wiem, gdzie kończe się ja a gdzie zaczyna nerwica.

3,914

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:

Akurat cos pisalam i chcialam jeszcze dodac do Ciebie Rossanko:
Puszczenie sie nerwicy wydawalo mi sie rownie sensowne jak puszczenie sie galezi i wpadniecie do oceanu w srodku sztormu.
Wszystko co dawalo mi sile do zycia, wszystko co mnie trzymalo w pionie to nerwica. Co z tego, ze to wiezienie? Co byloby ze mnie bez tego?

Te dwa zdania to sedno wszystkiego, ten post powużej - też to wszystko rozumiem. No może oprócz tego, że czułam, ze mam złą strone, czy mogę coś zrobić czy jakoś superdziwacznie sie zachować - bo tak nie jest, czy kogoś skrzywdzić - takich myśli nie miałam.
Ale to coś właśnie jak puszczenie się gałęzi, myślę, ze wpadnę do oceanu. Możliwe, ze spadłabym, na piasek na plaży, albo na miękką łakę, ale tego tak nie widzę. Musi być jak mówisz ocean, puszczę się i zginę. Racjonalnie wiem, że to jest bezsensu takie myślenie. Ale gdzieś w środku mam obawe.
Jednye co mi przychodzi do głowy to puścić te wszystkie obawy, a jak sie będą pojawiać - pozwolić im wyjść to często działą, ale nie umiem jeszcze zrobić tak całkowicie. Na przykład Miałam kiedyś jechać pksem 50 km od domu. Oczywiście stresowałam się, że będzie mi niedobrze, na pewno zwymiotuję, albo zasłabnę, ludzie mnie wyśmieją, albo wezwią karetkę i narobię ambarasu , a może dostane też derealizacji i mrowienia twarzy do tego? No nic, jechać musiałam i w pewnym momencie powiedziałam sobie, trudno, no to zemdleję, obrzygam pół autobusu i odlecę w derealizację. I wiesz co, oczywiście w czasie drogi nie było mi kompletnie nic . Zero.  Kiedyś pojechałam do galerii na zakupy. No i w pewnym momencie czuję, ze łapie mnie znajoma kula w gardle i nie mogę oddychać. Jeszcze pare lat temu byłoby tak, ze szybko wróciłabym do domu, albo pojechała na pogotowie, krzycząc, ze umieram. Ale tym razem myślę: nieee, mam tu zamiar zrobić zakupy, są wyprzedaże, przez jakąś głupią kule a gardle nie zrezygnuję przecież z zakupów, za dużo fajnych rzeczy już widzę na wieszakach.  Nawet nie wiem kiedy mi to przeszło, obkupiłam się, namierzyłam, ubrań i wróciłam do domu. Dla mnie były to takie drobne puszczenia się z gałezi jak mówisz, ale właśnie do żadnego oceanu nie wpadałam.
Takie drobne rzeczy umiem już zrobić, co było kiedyś nie możliwe, ale nie wszystko i mam jeszcze parę takich, nad którymi nie mogę zapanować. Za słaba jestem aby się puscić - albo mi się tylko tak wydaje. Ja czasem nie wiem, gdzie kończe się ja a gdzie zaczyna nerwica.

Kiedy sie puscilam tej 'galezi' to zdecydowanie zaczelam tonac i tonelam dlugo bo dluzej niz rok.
Pamietalam caly czas taki cytat:
-Czuje sie jak gdybym byla zlapana przez przyplyw i wciagnieta do morza
-Morze prowadzi do wielu miejsc, moze skonczysz w jakims lepszym.

I tego sie trzymalam caly czas.

To co opisujesz to sa postepy i to sa kroki dobre. Nie spada nagle lawina, nie da sie tego zalatwic ekspresowo.
Wiele osob dochodzi do samych siebie, ostatecznie majac dobrze po 40 roku zycia. Tak bylo nawet z Jungiem i tak bylo z Anthonym Hopkinsem, ktory tez swietnie sobie poradzil z problemami.
Wiec masz czas na wszystko nadal.
Jezeli przyjdzie wlasciwy moment to on sie sam pokaze i najwyzej wtedy zanurkujesz w to wszystko. Wtedy bedzie prawdziwie ciezki czas, ale ciezki czas tez sie skonczy. Narazie pokazujesz sama sobie, ze mozesz, ze nie musi to miec nad Toba wladzy. To pokazalas mowiac 'a trudno jak narzygam to narzygam' to jak powiedzienie 'nie bedziesz mi rozkazywac'.

3,915 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-07-09 11:07:52)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Nerwicy, o ile wiem, nie mam, ale to, co napisała Winter, można odnieść i do zdrowych (albo zdrowszych wink ).
W tym całym pisaniu o samotności widzę wielki lęk przed "puszczeniem się", przed poddaniem się, nie tym rozumianym negatywnie, ale jako zaprzestanie walki i szarpaniny, jako danie sobie przyzwolenia na to, że jest jak jest.
Też mam wrażenie, że im jestem starsza, tym mi bliżej do siebie, tym mi ze sobą samą bardziej po drodze. Myślę, że to jest dojrzewanie. Do pełni człowieczeństwa.
Często spotykam się z pytaniem: "Jak chiałbyś umrzeć?" Dojrzała! Własnie dojrzała i pełna. Jasna i gotowa.

3,916 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-07-09 11:23:31)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ross, to świetna metafora o szerszym znaczeniu: "Jak narzygam, to narzygam". Kupuję! big_smile
A może: jak będę sama, to będę. Jak nie będę miała dzieci, to nie będę i już.
Ja tak właśnie podchodzę do swojego singielstwa. Będzie, co będzie.
W czasie największej koronawirusowej paniki też mówiłam: a co gorszego niż śmierć może mnie spotkać?
I kurde, żyję, a wirus nawet koło mnie nie leżał (chyba że nie wiem, w każdym razie mam się znakomicie i nie znam nikogo zarażonego).

3,917

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Nerwicy, o ile wiem, nie mam, ale to, co napisała Winter, można odnieść i do zdrowych (albo zdrowszych wink ).
W tym całym pisaniu o samotności widzę wielki lęk przed "puszczeniem się", przed poddaniem się, nie tym rozumianym negatywnie, ale jako zaprzestanie walki i szarpaniny, jako danie sobie przyzwolenia na to, że jest jak jest.
Też mam wrażenie, że im jestem starsza, tym mi bliżej do siebie, tym mi ze sobą samą bardziej po drodze. Myślę, że to jest dojrzewanie. Do pełni człowieczeństwa.
Często spotykam się z pytaniem: "Jak chiałbyś umrzeć?" Dojrzała! Własnie dojrzała i pełna. Jasna i gotowa.

Bardzo mi sie podoba ta odpowiedz na to pytanie o smierc! Jasna i gotowa big_smile  Przypomnial mi sie tez taki cytat 'Chcialbym przybyc na swoja smierc spozniony, zakochany i troche pijany'. Sama to zawsze czytalam w sensie 'zakochany w zyciu'.
Nerwica to jest nie jest sam w sobie problem, to jest odpowiedz osoby na problem. W odpowiedzi na problem tworzy nerwice i pozniej sie tego trzyma. Jednak nerwica to jednoczesnie klucz do rozwiazania problemu bo nerwica wywoluje jakies lęki, a te z kolei mowia w czym jest problem.
Stad tez, ze to jakis mechanizm obronny to wiele osob ma na duzo mniejsza skale podobne odczucia i moze to dobrze zrozumiec.
Trzymanie sie czegos to akurat ludzie mistrzowsko robia, nie? Tutaj na forum czesto sa przyklady tego, szczegolnie w zwiazkach.

3,918 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-07-09 12:34:44)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:

Bardzo mi sie podoba ta odpowiedz na to pytanie o smierc! Jasna i gotowa big_smile

To z piosenki Woźniaka:



3,919

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:

To co opisujesz to sa postepy i to sa kroki dobre. Nie spada nagle lawina, nie da sie tego zalatwic ekspresowo.
Wiele osob dochodzi do samych siebie, ostatecznie majac dobrze po 40 roku zycia. Tak bylo nawet z Jungiem i tak bylo z Anthonym Hopkinsem, ktory tez swietnie sobie poradzil z problemami.
Wiec masz czas na wszystko nadal.
Jezeli przyjdzie wlasciwy moment to on sie sam pokaze i najwyzej wtedy zanurkujesz w to wszystko. Wtedy bedzie prawdziwie ciezki czas, ale ciezki czas tez sie skonczy. Narazie pokazujesz sama sobie, ze mozesz, ze nie musi to miec nad Toba wladzy. To pokazalas mowiac 'a trudno jak narzygam to narzygam' to jak powiedzienie 'nie bedziesz mi rozkazywac'.

Tak też tak sądzę, że robię to małymi krokami, które sama widzę. Ale też wiem, że muszę umrzeć jak Potter, aby się tego całkim pozbyć, ja to rozumiem wszystko co piszesz. Zawsze to nazywałam: muszę glebnąć o ziemię, bez zabezpieczeń, linek, poduszek bez amortyzacji, wiem, ze wtedy jakby "zginę" ale nie zginę przecież, tak mi się tylko wydaje. Ale jeszcze się boję, moze to w koncu kiedyś przyjdzie jak mówisz. Pokręcone to wszystko, że też ja to musiałam "wylosować".

3,920

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:

To co opisujesz to sa postepy i to sa kroki dobre. Nie spada nagle lawina, nie da sie tego zalatwic ekspresowo.
Wiele osob dochodzi do samych siebie, ostatecznie majac dobrze po 40 roku zycia. Tak bylo nawet z Jungiem i tak bylo z Anthonym Hopkinsem, ktory tez swietnie sobie poradzil z problemami.
Wiec masz czas na wszystko nadal.
Jezeli przyjdzie wlasciwy moment to on sie sam pokaze i najwyzej wtedy zanurkujesz w to wszystko. Wtedy bedzie prawdziwie ciezki czas, ale ciezki czas tez sie skonczy. Narazie pokazujesz sama sobie, ze mozesz, ze nie musi to miec nad Toba wladzy. To pokazalas mowiac 'a trudno jak narzygam to narzygam' to jak powiedzienie 'nie bedziesz mi rozkazywac'.

Tak też tak sądzę, że robię to małymi krokami, które sama widzę. Ale też wiem, że muszę umrzeć jak Potter, aby się tego całkim pozbyć, ja to rozumiem wszystko co piszesz. Zawsze to nazywałam: muszę glebnąć o ziemię, bez zabezpieczeń, linek, poduszek bez amortyzacji, wiem, ze wtedy jakby "zginę" ale nie zginę przecież, tak mi się tylko wydaje. Ale jeszcze się boję, moze to w koncu kiedyś przyjdzie jak mówisz. Pokręcone to wszystko, że też ja to musiałam "wylosować".

Szczerze mowiac to ja sie ciesze, ze taka nerwice wylosowalam jak patrze na inne osoby.
Jak ktos ma bipolar, borderline, problemy z jedzeniem, wyrywa wszystkie wlosy lub ma przerozne inne problemy ciagnace sie wiekami.
Jednak z nerwica to zwykle jakos da sie zyc, chyba, ze ktos jest juz maksymalnie podzielony na czesci jak np Annalise Michel.

3,921

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:
rossanka napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:

To co opisujesz to sa postepy i to sa kroki dobre. Nie spada nagle lawina, nie da sie tego zalatwic ekspresowo.
Wiele osob dochodzi do samych siebie, ostatecznie majac dobrze po 40 roku zycia. Tak bylo nawet z Jungiem i tak bylo z Anthonym Hopkinsem, ktory tez swietnie sobie poradzil z problemami.
Wiec masz czas na wszystko nadal.
Jezeli przyjdzie wlasciwy moment to on sie sam pokaze i najwyzej wtedy zanurkujesz w to wszystko. Wtedy bedzie prawdziwie ciezki czas, ale ciezki czas tez sie skonczy. Narazie pokazujesz sama sobie, ze mozesz, ze nie musi to miec nad Toba wladzy. To pokazalas mowiac 'a trudno jak narzygam to narzygam' to jak powiedzienie 'nie bedziesz mi rozkazywac'.

Tak też tak sądzę, że robię to małymi krokami, które sama widzę. Ale też wiem, że muszę umrzeć jak Potter, aby się tego całkim pozbyć, ja to rozumiem wszystko co piszesz. Zawsze to nazywałam: muszę glebnąć o ziemię, bez zabezpieczeń, linek, poduszek bez amortyzacji, wiem, ze wtedy jakby "zginę" ale nie zginę przecież, tak mi się tylko wydaje. Ale jeszcze się boję, moze to w koncu kiedyś przyjdzie jak mówisz. Pokręcone to wszystko, że też ja to musiałam "wylosować".

Szczerze mowiac to ja sie ciesze, ze taka nerwice wylosowalam jak patrze na inne osoby.
Jak ktos ma bipolar, borderline, problemy z jedzeniem, wyrywa wszystkie wlosy lub ma przerozne inne problemy ciagnace sie wiekami.
Jednak z nerwica to zwykle jakos da sie zyc, chyba, ze ktos jest juz maksymalnie podzielony na czesci jak np Annalise Michel.

Wiesz co, wydaje mi się, że nerwica w żadnym typie nie jest dobra. Sama kiedyś miałam coś a la nerwicę natręctw. Miałam spory trądzik na twarzy i jak tylko byłam zdenerwowana to wręcz nałogowo męczyłam pryszcze na twarzy, co wyglądało potem tragicznie i bardzo długo musiałam leczyć. Czasem drapałam się po twarzy bezwiednie- myśląc o jakiejś stresującej sytuacji. Dopiero mi np. mama zwracała uwagę, że mam przestać
Tak więc wydaje mi się, ża każdy typ nerwicy jest zły

Ja mam delikatne oznaki dwubiegunówki: raz jestem szczęśliwa, wesoła, pozytywna, czuję że mogę wszystko, że mogę uratować świat, mam plany i ambicje, a za chwilę mam stany depresyjne, nie mam siły wstać z łóżka, myśleć o przyszłości, nie mam nawet siły na podstawowe czynności jak umycie zębów
Często też mam huśtawki emocji i potrafię wręcz wybuchnąć ze złości (głównie przy rodzinie, która mnie po prostu denerwuje)
Zamierzam to przepracować u psychologa, ale trochę wątpię, że to przyniesie jakieś efekty. Może co najwyżej zminimalizuje

Ja mimo wszystko współczuję każdemu, kto miał jakąkolwiek nerwicę, bo to już jest jakiś sygnał, że z naszą psychiką dzieje się coś niedobrego
Podziwiam ludzi, którym udało się z tego wyjść, wygrali tą ciężką walkę <3

3,922

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:
rossanka napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:

To co opisujesz to sa postepy i to sa kroki dobre. Nie spada nagle lawina, nie da sie tego zalatwic ekspresowo.
Wiele osob dochodzi do samych siebie, ostatecznie majac dobrze po 40 roku zycia. Tak bylo nawet z Jungiem i tak bylo z Anthonym Hopkinsem, ktory tez swietnie sobie poradzil z problemami.
Wiec masz czas na wszystko nadal.
Jezeli przyjdzie wlasciwy moment to on sie sam pokaze i najwyzej wtedy zanurkujesz w to wszystko. Wtedy bedzie prawdziwie ciezki czas, ale ciezki czas tez sie skonczy. Narazie pokazujesz sama sobie, ze mozesz, ze nie musi to miec nad Toba wladzy. To pokazalas mowiac 'a trudno jak narzygam to narzygam' to jak powiedzienie 'nie bedziesz mi rozkazywac'.

Tak też tak sądzę, że robię to małymi krokami, które sama widzę. Ale też wiem, że muszę umrzeć jak Potter, aby się tego całkim pozbyć, ja to rozumiem wszystko co piszesz. Zawsze to nazywałam: muszę glebnąć o ziemię, bez zabezpieczeń, linek, poduszek bez amortyzacji, wiem, ze wtedy jakby "zginę" ale nie zginę przecież, tak mi się tylko wydaje. Ale jeszcze się boję, moze to w koncu kiedyś przyjdzie jak mówisz. Pokręcone to wszystko, że też ja to musiałam "wylosować".

Szczerze mowiac to ja sie ciesze, ze taka nerwice wylosowalam jak patrze na inne osoby.
Jak ktos ma bipolar, borderline, problemy z jedzeniem, wyrywa wszystkie wlosy lub ma przerozne inne problemy ciagnace sie wiekami.
Jednak z nerwica to zwykle jakos da sie zyc, chyba, ze ktos jest juz maksymalnie podzielony na czesci jak np Annalise Michel.

Mnie ona nie cieszy, napisałaś coś kiedyś,  że ona wskazuje drogę.  Ja to mialam jak miałam chyba 5 czy 6 lat. Co nerwica ma wskazać dziecku  w zerowce?  A jak sięgam pamiecią, jak miałam te 10, czy 13 lat to juz miałam klasyczne objawy, tylko, że wtedy nie wiedziałam,  co się dzieje. Zastanawiam się,   że jakby wtedy podjęte było leczenie, czy nie byłoby tego w przyszłości to znaczy tych nasilonych objawów?  Być może za daleko to już zaszło,  stało się zbyt zaawansowane. Ale roboe co mogę,  jakoś z tym żyje,  choć objawy bywają męczące.  Oczywiście otoczeniu, koleżankom nic nie mówię,  bo jaki niby to by miało mieć sens. Muszę sama sobie z tym poradzić.

3,923

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:
rossanka napisał/a:

Tak też tak sądzę, że robię to małymi krokami, które sama widzę. Ale też wiem, że muszę umrzeć jak Potter, aby się tego całkim pozbyć, ja to rozumiem wszystko co piszesz. Zawsze to nazywałam: muszę glebnąć o ziemię, bez zabezpieczeń, linek, poduszek bez amortyzacji, wiem, ze wtedy jakby "zginę" ale nie zginę przecież, tak mi się tylko wydaje. Ale jeszcze się boję, moze to w koncu kiedyś przyjdzie jak mówisz. Pokręcone to wszystko, że też ja to musiałam "wylosować".

Szczerze mowiac to ja sie ciesze, ze taka nerwice wylosowalam jak patrze na inne osoby.
Jak ktos ma bipolar, borderline, problemy z jedzeniem, wyrywa wszystkie wlosy lub ma przerozne inne problemy ciagnace sie wiekami.
Jednak z nerwica to zwykle jakos da sie zyc, chyba, ze ktos jest juz maksymalnie podzielony na czesci jak np Annalise Michel.

Mnie ona nie cieszy, napisałaś coś kiedyś,  że ona wskazuje drogę.  Ja to mialam jak miałam chyba 5 czy 6 lat. Co nerwica ma wskazać dziecku  w zerowce?  A jak sięgam pamiecią, jak miałam te 10, czy 13 lat to juz miałam klasyczne objawy, tylko, że wtedy nie wiedziałam,  co się dzieje. Zastanawiam się,   że jakby wtedy podjęte było leczenie, czy nie byłoby tego w przyszłości to znaczy tych nasilonych objawów?  Być może za daleko to już zaszło,  stało się zbyt zaawansowane. Ale roboe co mogę,  jakoś z tym żyje,  choć objawy bywają męczące.  Oczywiście otoczeniu, koleżankom nic nie mówię,  bo jaki niby to by miało mieć sens. Muszę sama sobie z tym poradzić.

Nerwica sama w sobie jest rozwiazaniem dlatego, ze wywoluje rozne objawy i te objawy na cos wskazuja.
Nerwica wywolywala rozne strachy we mnie, ze balam sie np wymiotowania lub pol przymknietych drzwi... Tak dalej. Wiec przygladajac sie temu, dlaczego akurat tego sie boje, a nie tamtego, zwyczajnie odkrylam powody mojej nerwicy. Nerwica zaczela sie w dziecinstwie, ale jej powody sa teraz tez bo nadal sie utrzymuje i temu trzeba sie przygladac.
Z ta nerwica to jest troche tak jak ze smokiem 'Smok dlugo nas chronil, ale teraz juz musimy sie przed nim bronic'
Jako dziecko, zeby przetrwac robisz cos co wywoluje nerwice i to jeden z glownych powodow dlaczego tak trudno sie wyleczyc. Jak mozna odkleic siebie od swego obroncy? Jak mozna zaprzestac metod prowadzenia zycia, kiedy to metody kontroluja nas, a nie my metody?
Ta nerwica jest tak stara, jest z Toba od tak dawna, ze Ty nawet nie wiesz jakie sa inne sposoby myslenia bo tak sie juz przyzwyczailas.
Jak ten dzieciak co to, po ukrywaniu sie w kanale, wyszedl na slonce i chcial wrocic spowrotem. Bo takie znal zycie, w ciemnosci, w ciszy i to mialo dla niego sens.
Nerwica czasami wywoluje bardzo kolorowe i realistyczne sny. U mnie wszystko bylo jasne przez sny, u Ciebie, nie wiem jak to jest?

3,924

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:
rossanka napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:

Szczerze mowiac to ja sie ciesze, ze taka nerwice wylosowalam jak patrze na inne osoby.
Jak ktos ma bipolar, borderline, problemy z jedzeniem, wyrywa wszystkie wlosy lub ma przerozne inne problemy ciagnace sie wiekami.
Jednak z nerwica to zwykle jakos da sie zyc, chyba, ze ktos jest juz maksymalnie podzielony na czesci jak np Annalise Michel.

Mnie ona nie cieszy, napisałaś coś kiedyś,  że ona wskazuje drogę.  Ja to mialam jak miałam chyba 5 czy 6 lat. Co nerwica ma wskazać dziecku  w zerowce?  A jak sięgam pamiecią, jak miałam te 10, czy 13 lat to juz miałam klasyczne objawy, tylko, że wtedy nie wiedziałam,  co się dzieje. Zastanawiam się,   że jakby wtedy podjęte było leczenie, czy nie byłoby tego w przyszłości to znaczy tych nasilonych objawów?  Być może za daleko to już zaszło,  stało się zbyt zaawansowane. Ale roboe co mogę,  jakoś z tym żyje,  choć objawy bywają męczące.  Oczywiście otoczeniu, koleżankom nic nie mówię,  bo jaki niby to by miało mieć sens. Muszę sama sobie z tym poradzić.

Nerwica sama w sobie jest rozwiazaniem dlatego, ze wywoluje rozne objawy i te objawy na cos wskazuja.
Nerwica wywolywala rozne strachy we mnie, ze balam sie np wymiotowania lub pol przymknietych drzwi... Tak dalej. Wiec przygladajac sie temu, dlaczego akurat tego sie boje, a nie tamtego, zwyczajnie odkrylam powody mojej nerwicy. Nerwica zaczela sie w dziecinstwie, ale jej powody sa teraz tez bo nadal sie utrzymuje i temu trzeba sie przygladac.
Z ta nerwica to jest troche tak jak ze smokiem 'Smok dlugo nas chronil, ale teraz juz musimy sie przed nim bronic'
Jako dziecko, zeby przetrwac robisz cos co wywoluje nerwice i to jeden z glownych powodow dlaczego tak trudno sie wyleczyc. Jak mozna odkleic siebie od swego obroncy? Jak mozna zaprzestac metod prowadzenia zycia, kiedy to metody kontroluja nas, a nie my metody?
Ta nerwica jest tak stara, jest z Toba od tak dawna, ze Ty nawet nie wiesz jakie sa inne sposoby myslenia bo tak sie juz przyzwyczailas.
Jak ten dzieciak co to, po ukrywaniu sie w kanale, wyszedl na slonce i chcial wrocic spowrotem. Bo takie znal zycie, w ciemnosci, w ciszy i to mialo dla niego sens.
Nerwica czasami wywoluje bardzo kolorowe i realistyczne sny. U mnie wszystko bylo jasne przez sny, u Ciebie, nie wiem jak to jest?

Teraz rzadko mi ie coś śni tzn ostatnio. A kolorowe i realistyczne sny miałam jak byłam na leczeniu,  ale wyczytalam, że to normalne jak się bierze leki.
Pamiętam jak byłam dzieckiem, takim właśnie 5-6 letnim, że snily mi się tylko 3 sny,  3 sny, a każdy kolejny był straszniejszy od poprzedniego. Wszystkie dla mnie były wtedy straszne,  ale sen 3 był najładniejszy a 1 to horror  (tzn dla tamtejszej 6 latki).nie będę ich tu teraz opisywać,  ale za każdym razem śniło mi się to samo, nie wiem rok czy dwa to trwało,  tylko z a każdym razem jeden sen z tych trzech. Myślisz,  że to normalne w tym wieku, może dzieci tak mają? Pamiętam ich treść do dziś,  co jest dziwne. Nie opiszę Ci ich tu publicznie,  ale jeden z nich to było odrzucenie przez rówieśników,  brak z nimi kontaktu, drugi to było odrzucenie prze moją  mamę, która była w tym śnie nie sobą, ale potworem,  a trzeci to był wielki strach przed tym czego nie widze za plecami.  Później  już,  będąc w podstawówce nie miałam już tamtych snów, ale miałam już tą nerwice. Ech pogmatwane  to wszystko,  może po prostu miałam taki podatny charakter.

3,925

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:
rossanka napisał/a:

Mnie ona nie cieszy, napisałaś coś kiedyś,  że ona wskazuje drogę.  Ja to mialam jak miałam chyba 5 czy 6 lat. Co nerwica ma wskazać dziecku  w zerowce?  A jak sięgam pamiecią, jak miałam te 10, czy 13 lat to juz miałam klasyczne objawy, tylko, że wtedy nie wiedziałam,  co się dzieje. Zastanawiam się,   że jakby wtedy podjęte było leczenie, czy nie byłoby tego w przyszłości to znaczy tych nasilonych objawów?  Być może za daleko to już zaszło,  stało się zbyt zaawansowane. Ale roboe co mogę,  jakoś z tym żyje,  choć objawy bywają męczące.  Oczywiście otoczeniu, koleżankom nic nie mówię,  bo jaki niby to by miało mieć sens. Muszę sama sobie z tym poradzić.

Nerwica sama w sobie jest rozwiazaniem dlatego, ze wywoluje rozne objawy i te objawy na cos wskazuja.
Nerwica wywolywala rozne strachy we mnie, ze balam sie np wymiotowania lub pol przymknietych drzwi... Tak dalej. Wiec przygladajac sie temu, dlaczego akurat tego sie boje, a nie tamtego, zwyczajnie odkrylam powody mojej nerwicy. Nerwica zaczela sie w dziecinstwie, ale jej powody sa teraz tez bo nadal sie utrzymuje i temu trzeba sie przygladac.
Z ta nerwica to jest troche tak jak ze smokiem 'Smok dlugo nas chronil, ale teraz juz musimy sie przed nim bronic'
Jako dziecko, zeby przetrwac robisz cos co wywoluje nerwice i to jeden z glownych powodow dlaczego tak trudno sie wyleczyc. Jak mozna odkleic siebie od swego obroncy? Jak mozna zaprzestac metod prowadzenia zycia, kiedy to metody kontroluja nas, a nie my metody?
Ta nerwica jest tak stara, jest z Toba od tak dawna, ze Ty nawet nie wiesz jakie sa inne sposoby myslenia bo tak sie juz przyzwyczailas.
Jak ten dzieciak co to, po ukrywaniu sie w kanale, wyszedl na slonce i chcial wrocic spowrotem. Bo takie znal zycie, w ciemnosci, w ciszy i to mialo dla niego sens.
Nerwica czasami wywoluje bardzo kolorowe i realistyczne sny. U mnie wszystko bylo jasne przez sny, u Ciebie, nie wiem jak to jest?

Teraz rzadko mi ie coś śni tzn ostatnio. A kolorowe i realistyczne sny miałam jak byłam na leczeniu,  ale wyczytalam, że to normalne jak się bierze leki.
Pamiętam jak byłam dzieckiem, takim właśnie 5-6 letnim, że snily mi się tylko 3 sny,  3 sny, a każdy kolejny był straszniejszy od poprzedniego. Wszystkie dla mnie były wtedy straszne,  ale sen 3 był najładniejszy a 1 to horror  (tzn dla tamtejszej 6 latki).nie będę ich tu teraz opisywać,  ale za każdym razem śniło mi się to samo, nie wiem rok czy dwa to trwało,  tylko z a każdym razem jeden sen z tych trzech. Myślisz,  że to normalne w tym wieku, może dzieci tak mają? Pamiętam ich treść do dziś,  co jest dziwne. Nie opiszę Ci ich tu publicznie,  ale jeden z nich to było odrzucenie przez rówieśników,  brak z nimi kontaktu, drugi to było odrzucenie prze moją  mamę, która była w tym śnie nie sobą, ale potworem,  a trzeci to był wielki strach przed tym czego nie widze za plecami.  Później  już,  będąc w podstawówce nie miałam już tamtych snów, ale miałam już tą nerwice. Ech pogmatwane  to wszystko,  może po prostu miałam taki podatny charakter.

Nawet z tych fragmentow, te sny maja dla mnie sens.
Czasami bywa tak, ze dzieci maja koszmary, ale w przypadku moim czy Twoim to jest jeszcze bardziej 'typowe'
Tez mialam koszmary, ale z kolei dwa takie co pamietam  i jeden co przez niego  co noc budzilam sie z krzykiem jako 5 latka.
W kolo to samo bylo. Jako dorosla tez mialas koszmary?

3,926

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:
rossanka napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:

Nerwica sama w sobie jest rozwiazaniem dlatego, ze wywoluje rozne objawy i te objawy na cos wskazuja.
Nerwica wywolywala rozne strachy we mnie, ze balam sie np wymiotowania lub pol przymknietych drzwi... Tak dalej. Wiec przygladajac sie temu, dlaczego akurat tego sie boje, a nie tamtego, zwyczajnie odkrylam powody mojej nerwicy. Nerwica zaczela sie w dziecinstwie, ale jej powody sa teraz tez bo nadal sie utrzymuje i temu trzeba sie przygladac.
Z ta nerwica to jest troche tak jak ze smokiem 'Smok dlugo nas chronil, ale teraz juz musimy sie przed nim bronic'
Jako dziecko, zeby przetrwac robisz cos co wywoluje nerwice i to jeden z glownych powodow dlaczego tak trudno sie wyleczyc. Jak mozna odkleic siebie od swego obroncy? Jak mozna zaprzestac metod prowadzenia zycia, kiedy to metody kontroluja nas, a nie my metody?
Ta nerwica jest tak stara, jest z Toba od tak dawna, ze Ty nawet nie wiesz jakie sa inne sposoby myslenia bo tak sie juz przyzwyczailas.
Jak ten dzieciak co to, po ukrywaniu sie w kanale, wyszedl na slonce i chcial wrocic spowrotem. Bo takie znal zycie, w ciemnosci, w ciszy i to mialo dla niego sens.
Nerwica czasami wywoluje bardzo kolorowe i realistyczne sny. U mnie wszystko bylo jasne przez sny, u Ciebie, nie wiem jak to jest?

Teraz rzadko mi ie coś śni tzn ostatnio. A kolorowe i realistyczne sny miałam jak byłam na leczeniu,  ale wyczytalam, że to normalne jak się bierze leki.
Pamiętam jak byłam dzieckiem, takim właśnie 5-6 letnim, że snily mi się tylko 3 sny,  3 sny, a każdy kolejny był straszniejszy od poprzedniego. Wszystkie dla mnie były wtedy straszne,  ale sen 3 był najładniejszy a 1 to horror  (tzn dla tamtejszej 6 latki).nie będę ich tu teraz opisywać,  ale za każdym razem śniło mi się to samo, nie wiem rok czy dwa to trwało,  tylko z a każdym razem jeden sen z tych trzech. Myślisz,  że to normalne w tym wieku, może dzieci tak mają? Pamiętam ich treść do dziś,  co jest dziwne. Nie opiszę Ci ich tu publicznie,  ale jeden z nich to było odrzucenie przez rówieśników,  brak z nimi kontaktu, drugi to było odrzucenie prze moją  mamę, która była w tym śnie nie sobą, ale potworem,  a trzeci to był wielki strach przed tym czego nie widze za plecami.  Później  już,  będąc w podstawówce nie miałam już tamtych snów, ale miałam już tą nerwice. Ech pogmatwane  to wszystko,  może po prostu miałam taki podatny charakter.

Nawet z tych fragmentow, te sny maja dla mnie sens.
Czasami bywa tak, ze dzieci maja koszmary, ale w przypadku moim czy Twoim to jest jeszcze bardziej 'typowe'
Tez mialam koszmary, ale z kolei dwa takie co pamietam  i jeden co przez niego  co noc budzilam sie z krzykiem jako 5 latka.
W kolo to samo bylo. Jako dorosla tez mialas koszmary?

Tak, też w kólko miałam te same sny jako dziecko. Jako dorosła czasem mam koszmary, ale takie randomowe. Np raz mi się może śnić,  że nic nie umiem na maturze, albo, że nie wiem,  wojna jest, albo coś jeszcze. Raczej ich nie miewam, tzn nic one nie znaczą.  Mam natomiast miast jeden sen, on się ciągnie od dziecinstwa  do teraz (gdzieś tak od wczesnej podstawowki), śni mi się jedno miejsce, zawsze to samo, w którym jestem uwięziona,  nie mogę z niego wyjść i we śnie wiem, że nie będę mogła z niego wyjść,  tzn tak bylo kiedys.  Bo teraz już od lat sni mi się czasami (ale już nie tak czesto) to miejsce, w którym jestem uwięziona,  ale teraz jakoś wiem, że to jest sen i potrafie się z niego sama obudzić. Mówię sobie wtedy we snie: obudź się i wtedy naprawdę się budzę.  Albo nie wiem,  że to jest sen, ale czuję wtedy taką jakąs  energię i pewność,  że sobie poradzę i wyjdę z tego miejsca, że we śnie ono pęka (to pomieszczenie)eksploduje, albo zupelnie nic się z nim nie dzieje a ja z niego i tak wychodzę,  bo wiem, że jestem w stanie z niego wyjść,  coś jak siła umysłu,  ja to WIEM, że z tego wyjdę,  to wychodzę.  Jako dziecko, bałam się tego miejsca we snie i nigdy z niego nie uciekam,  jedyna nadzieja była,  że się obudze.
Teraz ten sen nie robi ja mnie wrażenia,  nie lubię go, ale się nie boję.

3,927

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:
rossanka napisał/a:

Teraz rzadko mi ie coś śni tzn ostatnio. A kolorowe i realistyczne sny miałam jak byłam na leczeniu,  ale wyczytalam, że to normalne jak się bierze leki.
Pamiętam jak byłam dzieckiem, takim właśnie 5-6 letnim, że snily mi się tylko 3 sny,  3 sny, a każdy kolejny był straszniejszy od poprzedniego. Wszystkie dla mnie były wtedy straszne,  ale sen 3 był najładniejszy a 1 to horror  (tzn dla tamtejszej 6 latki).nie będę ich tu teraz opisywać,  ale za każdym razem śniło mi się to samo, nie wiem rok czy dwa to trwało,  tylko z a każdym razem jeden sen z tych trzech. Myślisz,  że to normalne w tym wieku, może dzieci tak mają? Pamiętam ich treść do dziś,  co jest dziwne. Nie opiszę Ci ich tu publicznie,  ale jeden z nich to było odrzucenie przez rówieśników,  brak z nimi kontaktu, drugi to było odrzucenie prze moją  mamę, która była w tym śnie nie sobą, ale potworem,  a trzeci to był wielki strach przed tym czego nie widze za plecami.  Później  już,  będąc w podstawówce nie miałam już tamtych snów, ale miałam już tą nerwice. Ech pogmatwane  to wszystko,  może po prostu miałam taki podatny charakter.

Nawet z tych fragmentow, te sny maja dla mnie sens.
Czasami bywa tak, ze dzieci maja koszmary, ale w przypadku moim czy Twoim to jest jeszcze bardziej 'typowe'
Tez mialam koszmary, ale z kolei dwa takie co pamietam  i jeden co przez niego  co noc budzilam sie z krzykiem jako 5 latka.
W kolo to samo bylo. Jako dorosla tez mialas koszmary?

Tak, też w kólko miałam te same sny jako dziecko. Jako dorosła czasem mam koszmary, ale takie randomowe. Np raz mi się może śnić,  że nic nie umiem na maturze, albo, że nie wiem,  wojna jest, albo coś jeszcze. Raczej ich nie miewam, tzn nic one nie znaczą.  Mam natomiast miast jeden sen, on się ciągnie od dziecinstwa  do teraz (gdzieś tak od wczesnej podstawowki), śni mi się jedno miejsce, zawsze to samo, w którym jestem uwięziona,  nie mogę z niego wyjść i we śnie wiem, że nie będę mogła z niego wyjść,  tzn tak bylo kiedys.  Bo teraz już od lat sni mi się czasami (ale już nie tak czesto) to miejsce, w którym jestem uwięziona,  ale teraz jakoś wiem, że to jest sen i potrafie się z niego sama obudzić. Mówię sobie wtedy we snie: obudź się i wtedy naprawdę się budzę.  Albo nie wiem,  że to jest sen, ale czuję wtedy taką jakąs  energię i pewność,  że sobie poradzę i wyjdę z tego miejsca, że we śnie ono pęka (to pomieszczenie)eksploduje, albo zupelnie nic się z nim nie dzieje a ja z niego i tak wychodzę,  bo wiem, że jestem w stanie z niego wyjść,  coś jak siła umysłu,  ja to WIEM, że z tego wyjdę,  to wychodzę.  Jako dziecko, bałam się tego miejsca we snie i nigdy z niego nie uciekam,  jedyna nadzieja była,  że się obudze.
Teraz ten sen nie robi ja mnie wrażenia,  nie lubię go, ale się nie boję.

To tez jest bardzo symboliczny sen.
Nie mowie tutaj za duzo wiecej, dlatego, ze nie chce wskoczyc na interpretowanie snow Twoich bez podstaw.
Dla mnie to co mowisz ma sens, ale tak naprawde to trzeba znac jakiej symboliki ktos uzywa i tez zycie osoby, zeby cos wiecej powiedziec i nie byc w bledzie.
Nawet ludzie, ktorzy zajmowali sie tworzeniem tych teorii potrafili zle interpretowac sny. Szczegolnie Freud, ktory interpretowal kazdy sen Junga jako atak na siebie, ze niby Jung chce sie go pozbyc czy zabic. Projektowal wlasne poczucie zagrozenia od mlodszego kolegi na sny tamtego.
Ja z kolei nie jestem z Toba w takiej relacji bym miala projektowac cos z relacji na ten Twoj sen, ale z kolei moge projektowac wlasne sny.
Uwiezienie w jakims miejscu jest raczej uniwersalnym symbolem, gdzie czesc nas gdzies jest zatrzymana i uwieziona, ucisniona i to sie pokazuje w snach. Nerwica bierze sie z takiego zachowania, wiec to mialoby sens z Twoim zaburzeniem.
Wszystkie moje sny to cos co nazwalabym 'przyjemnym koszmarem' i wszystkie sa bardzo symboliczne.
Pamietam taki jeden sen, ktory byl dawno temu, ale jeden z tych snow zaczal moja droge ku leczeniu. To byl sen, ze uciekalam po pustych salach przed czyms strasznym i probowalam sie schowac za wieszakami z ubraniami bo nie wiedzialam gdzie mam juz isc i sama nie wiedzialam co sie stanie, ale wiedzialam, ze cos okropnego nadchodzi.
W tym momencie jak chowalam sie za tymi ubraniami drzwi sie otworzyly i do srodka weszlam ja z kijem. To przed tym tak uciekalam i przerazenie bylo wielkie jak zobaczylam sama siebie.
Po tym jak zaczelam grzebac w snach to zaczely sie tez dziac dziwne rzeczy z moimi snami i tez moj paraliz senny bardzo sie nasilil.
Paraliz senny wlasciwie byl jednym z najbardziej przydantych rzeczy, jezeli chodzi o moje wyleczenie.

3,928

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:

To tez jest bardzo symboliczny sen.
Nie mowie tutaj za duzo wiecej, dlatego, ze nie chce wskoczyc na interpretowanie snow Twoich bez podstaw.
Dla mnie to co mowisz ma sens, ale tak naprawde to trzeba znac jakiej symboliki ktos uzywa i tez zycie osoby, zeby cos wiecej powiedziec i nie byc w bledzie.
Nawet ludzie, ktorzy zajmowali sie tworzeniem tych teorii potrafili zle interpretowac sny. Szczegolnie Freud, ktory interpretowal kazdy sen Junga jako atak na siebie, ze niby Jung chce sie go pozbyc czy zabic. Projektowal wlasne poczucie zagrozenia od mlodszego kolegi na sny tamtego.
Ja z kolei nie jestem z Toba w takiej relacji bym miala projektowac cos z relacji na ten Twoj sen, ale z kolei moge projektowac wlasne sny.
Uwiezienie w jakims miejscu jest raczej uniwersalnym symbolem, gdzie czesc nas gdzies jest zatrzymana i uwieziona, ucisniona i to sie pokazuje w snach. Nerwica bierze sie z takiego zachowania, wiec to mialoby sens z Twoim zaburzeniem.
Wszystkie moje sny to cos co nazwalabym 'przyjemnym koszmarem' i wszystkie sa bardzo symboliczne.
Pamietam taki jeden sen, ktory byl dawno temu, ale jeden z tych snow zaczal moja droge ku leczeniu. To byl sen, ze uciekalam po pustych salach przed czyms strasznym i probowalam sie schowac za wieszakami z ubraniami bo nie wiedzialam gdzie mam juz isc i sama nie wiedzialam co sie stanie, ale wiedzialam, ze cos okropnego nadchodzi.
W tym momencie jak chowalam sie za tymi ubraniami drzwi sie otworzyly i do srodka weszlam ja z kijem. To przed tym tak uciekalam i przerazenie bylo wielkie jak zobaczylam sama siebie.
Po tym jak zaczelam grzebac w snach to zaczely sie tez dziac dziwne rzeczy z moimi snami i tez moj paraliz senny bardzo sie nasilil.
Paraliz senny wlasciwie byl jednym z najbardziej przydantych rzeczy, jezeli chodzi o moje wyleczenie.


Tak, taka interpretacja zależy od jednostki, ja wiem co one symbolizowały.
Z tym snem, gdzie zobaczyłaś samą siebie, to musiąlło być zdumiewające uczucie, też miałam podobny, ale w innych okolicznościach i zupełnie czegoś innego dotyczył tamten sen, ale finał podobny, bardzo się wtedy zdziwiłam.

"Ta nerwica jest tak stara, jest z Toba od tak dawna, ze Ty nawet nie wiesz jakie są inne sposoby myąlenia bo tak sie juą przyzwyczailas. " właśnie, właśnie w tym sedno, do tego doszłam na terapii. W zasadzie psycholog na to wpadł, bo ja nie. I powiem Ci, ze tak się nieraz zastanawiałam (bo utknęłam w tym punkcie), ze w zasadzie nie wiem, jakie są inne sposoby myślenia, nie wiem, co powinna myśleć. Jak myśleć. Gdzieś tu musi być błąd, ale zupełnie go nie widzę. Jak mówisz, a raczej piszesz, ta nerwica jest ze mną tak dawno, ze nie wiem, jak to jest być bez niej i w tym sęk. Inaczej by było, jakbym ją miała pierwszy raz jako 30 latka albo 20, albo nawet 15 latka. Pamiętałabym, jak byo wcześniej, zanim "zachorowałam" Niestety nie wiem, jak było wcześniej, bo nie pamiętam, abym nerwicy kiedyś nie miała.

3,929

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:

To tez jest bardzo symboliczny sen.
Nie mowie tutaj za duzo wiecej, dlatego, ze nie chce wskoczyc na interpretowanie snow Twoich bez podstaw.
Dla mnie to co mowisz ma sens, ale tak naprawde to trzeba znac jakiej symboliki ktos uzywa i tez zycie osoby, zeby cos wiecej powiedziec i nie byc w bledzie.
Nawet ludzie, ktorzy zajmowali sie tworzeniem tych teorii potrafili zle interpretowac sny. Szczegolnie Freud, ktory interpretowal kazdy sen Junga jako atak na siebie, ze niby Jung chce sie go pozbyc czy zabic. Projektowal wlasne poczucie zagrozenia od mlodszego kolegi na sny tamtego.
Ja z kolei nie jestem z Toba w takiej relacji bym miala projektowac cos z relacji na ten Twoj sen, ale z kolei moge projektowac wlasne sny.
Uwiezienie w jakims miejscu jest raczej uniwersalnym symbolem, gdzie czesc nas gdzies jest zatrzymana i uwieziona, ucisniona i to sie pokazuje w snach. Nerwica bierze sie z takiego zachowania, wiec to mialoby sens z Twoim zaburzeniem.
Wszystkie moje sny to cos co nazwalabym 'przyjemnym koszmarem' i wszystkie sa bardzo symboliczne.
Pamietam taki jeden sen, ktory byl dawno temu, ale jeden z tych snow zaczal moja droge ku leczeniu. To byl sen, ze uciekalam po pustych salach przed czyms strasznym i probowalam sie schowac za wieszakami z ubraniami bo nie wiedzialam gdzie mam juz isc i sama nie wiedzialam co sie stanie, ale wiedzialam, ze cos okropnego nadchodzi.
W tym momencie jak chowalam sie za tymi ubraniami drzwi sie otworzyly i do srodka weszlam ja z kijem. To przed tym tak uciekalam i przerazenie bylo wielkie jak zobaczylam sama siebie.
Po tym jak zaczelam grzebac w snach to zaczely sie tez dziac dziwne rzeczy z moimi snami i tez moj paraliz senny bardzo sie nasilil.
Paraliz senny wlasciwie byl jednym z najbardziej przydantych rzeczy, jezeli chodzi o moje wyleczenie.


Tak, taka interpretacja zależy od jednostki, ja wiem co one symbolizowały.
Z tym snem, gdzie zobaczyłaś samą siebie, to musiąlło być zdumiewające uczucie, też miałam podobny, ale w innych okolicznościach i zupełnie czegoś innego dotyczył tamten sen, ale finał podobny, bardzo się wtedy zdziwiłam.

"Ta nerwica jest tak stara, jest z Toba od tak dawna, ze Ty nawet nie wiesz jakie są inne sposoby myąlenia bo tak sie juą przyzwyczailas. " właśnie, właśnie w tym sedno, do tego doszłam na terapii. W zasadzie psycholog na to wpadł, bo ja nie. I powiem Ci, ze tak się nieraz zastanawiałam (bo utknęłam w tym punkcie), ze w zasadzie nie wiem, jakie są inne sposoby myślenia, nie wiem, co powinna myśleć. Jak myśleć. Gdzieś tu musi być błąd, ale zupełnie go nie widzę. Jak mówisz, a raczej piszesz, ta nerwica jest ze mną tak dawno, ze nie wiem, jak to jest być bez niej i w tym sęk. Inaczej by było, jakbym ją miała pierwszy raz jako 30 latka albo 20, albo nawet 15 latka. Pamiętałabym, jak byo wcześniej, zanim "zachorowałam" Niestety nie wiem, jak było wcześniej, bo nie pamiętam, abym nerwicy kiedyś nie miała.

Ja tez nie pamietam! Tak, znam to.
Pamietam jak wzielam lsd, wlasnie w celach popchniecia terapii do przodu i wtedy po raz pierwszy w zyciu czulam sie totalnie, totalnie 'carefree' i bylam totalnie obecna w momencie.
To bylo jak bomba atomowa w mojej glowie, zmienilo sie wszystko dla mnie bo mialam doswiadczenie czegos calkiem innego, moglam wyjsc i stanac obok siebie.
To mi duzo dalo, musze przyznac.

3,930

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:

[
Ja tez nie pamietam! Tak, znam to.
Pamietam jak wzielam lsd, wlasnie w celach popchniecia terapii do przodu i wtedy po raz pierwszy w zyciu czulam sie totalnie, totalnie 'carefree' i bylam totalnie obecna w momencie.
To bylo jak bomba atomowa w mojej glowie, zmienilo sie wszystko dla mnie bo mialam doswiadczenie czegos calkiem innego, moglam wyjsc i stanac obok siebie.
To mi duzo dalo, musze przyznac.

A nie, narkotyk odpada. Ale pamiętam jak brałam leki, zastanawiałam się, czy one tak wgłuszają, wyciszają objawy, stres, zdenerwowanie, ze to jest aż nienaturalne, czy po prostu sprawiały, ze byłam na pozimie "zerowym" tzn takim, na jakim są zdrowe osoby. Myślałam wtedy: a więc to tak się czują osoby zdrowe nie czujące tych lęków i rozedrgania? No tak ale tu wracam do punktu wyjścia, dobrze się czułam nie czując lęku, ale z drugiej strony jak nie ja. Bo ja to lęk - innej siebie nie pamiętam. Wychodzi chyba na to, że będę to już miała zawsze, tylko z innym nasileniem i czas spojrzeć prawdzie w oczy.
Tylko wkurza mnie, że zostałam już "skreślona" niemal na starcie, bo od dziecka to miałam. A jak widać na całkowite wylecznie nie mam co liczyć. Mogę to tylko zaleczyć i starac się z tym żyć w miarę możliwości.

3,931

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

https://www.youtube.com/watch?v=nzwV9cW1aaI

Rossanko, znasz tą piosenkę?
Bardzo mi się kojarzy z tym, o czym opowiadasz.

3,932 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-07-22 12:11:53)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:

[
Ja tez nie pamietam! Tak, znam to.
Pamietam jak wzielam lsd, wlasnie w celach popchniecia terapii do przodu i wtedy po raz pierwszy w zyciu czulam sie totalnie, totalnie 'carefree' i bylam totalnie obecna w momencie.
To bylo jak bomba atomowa w mojej glowie, zmienilo sie wszystko dla mnie bo mialam doswiadczenie czegos calkiem innego, moglam wyjsc i stanac obok siebie.
To mi duzo dalo, musze przyznac.

A nie, narkotyk odpada. Ale pamiętam jak brałam leki, zastanawiałam się, czy one tak wgłuszają, wyciszają objawy, stres, zdenerwowanie, ze to jest aż nienaturalne, czy po prostu sprawiały, ze byłam na pozimie "zerowym" tzn takim, na jakim są zdrowe osoby. Myślałam wtedy: a więc to tak się czują osoby zdrowe nie czujące tych lęków i rozedrgania? No tak ale tu wracam do punktu wyjścia, dobrze się czułam nie czując lęku, ale z drugiej strony jak nie ja. Bo ja to lęk - innej siebie nie pamiętam. Wychodzi chyba na to, że będę to już miała zawsze, tylko z innym nasileniem i czas spojrzeć prawdzie w oczy.
Tylko wkurza mnie, że zostałam już "skreślona" niemal na starcie, bo od dziecka to miałam. A jak widać na całkowite wylecznie nie mam co liczyć. Mogę to tylko zaleczyć i starac się z tym żyć w miarę możliwości.

Caly czas, od dnia tej odpowiedzi proboje Ci odpisac i nic. Ciagle crashuje sie strona i nie wstawia sie.

Mam nadzieje, ze teraz sie uda.
No wiec, tez nie polecam narkotykow, oczywiscie, jezeli ktos sie nie zna.
Bo moze to nie wyjsc i zwyczajnie nic nie da. Ogolnie juz stosuje sie grzyby halcynogenne w terapiach i nauka zmierza do tego by uzywac lsd, ktorego glowna zaleta jest tzw ego dissolution. Sa tez przypadki wyleczenia sie z choroby poprzez uzycie takich narkotykow.
Np kobieta wyleczyla sie z bipolar disorder i doslownie w jeden dzien, ale wziela ogromna ilosc kwasu taka, ktorej ja nie bralam.

Jakie leki bralas? Jesli moge wiedziec, bo wiem, ze to bardzo prywatna sprawa.
Ja bralam kiedys xanax przez jakies kilka dni i dzialanie slabe mial na mnie, ale bralam nie jako lek na nerwice, a z powodu stresujacego okresu czasu. Z kolei bralam tez ketrel na nerwice, ale w bardzo malej ilosci. Zbyt malej by mial cos zmieniac, wedle wielu psychiatrow. Jednak dla mnie bylo to wystarczajace, ogoromna zmiana byla jednak glownie z powodu tego, ze lepiej spalam, troche wiekszy apetyt mialam i bylam troche spokojniejsza i to wystarczylo bym sie juz podniosla do pionu. Bo jak sie malo je czy malo spi to zaraz gorzej sie czuje tez.

3,933

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Musze wam powiedziec, ze niektorzy sa wybitnie samotni. Kolega z tematu o niskim wzroscie mi wiadomosci z dwoch innych kont wyslal na priv, zebym sie tlumaczyla z tego co powiedzialam. Szkoda, ze nie na jakis inny temat, ciekawszy.

3,934

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Portale randkowe to strata czasu ,tam są faceci co nie nadają się do związku nawet nie wiedzą jak się starać o kobietę porażka już nie wspomnę jaki niski poziom prezentują zachowanie typowe bamberka .Typowe Janusze co żadna ich nie chce i wszędzie wstydu narobią, tylko im w  głowie jedzenie i piwsko i to dziewczyna ma im służyć .Ten ich ubiór styl sposób wypowiadanie lepiej sama niż z byle kim .

3,935 Ostatnio edytowany przez rossanka (2020-08-02 10:32:38)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Coś nie działa.
Edit:
O działa!
Winter-Wiesz co brałam już dużo lekow, różne , one pomagają, ale objawy potem wracały, myślę, że to trzeba zwalczyć siłą umysłu, albo przywyknąć do nich. Różne ludzie mają choroby, mojej na pierwszy rzut oka nie widać. Musiałby ktoś że mną mieszkać 24/24, a że mieszkam sama, więc jest to niemal nie do ujawnienia dla innych osób. Gdzieś czytałam, że skłonności do tego mogą być genetyczne, jedna osoba z mojej rodziny też to miała przez większość życia . Szczęśliwie nikomu tego dalej nie przekaże, tzn tego genu, on umrze razem ze mną. Nie posiadanie dzieci ma więc tutaj swe plusy, nikogo nie skrzywdze.
Julkax-tak, lepiej być samą niż z kims na siłę albo z kims nieszczęśliwa. Portale są dosyć anonimowe dlatego oprócz garści fajnych osób przyciągają resztę odpadów społecznych. Dużo z resztą jest tam jedynie dla funu, to są portale dostępne dla wszystkich, dlatego jest jak jestm

3,936

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Coś nie działa.
Edit:
O działa!
Winter-Wiesz co brałam już dużo lekow, różne , one pomagają, ale objawy potem wracały, myślę, że to trzeba zwalczyć siłą umysłu, albo przywyknąć do nich. Różne ludzie mają choroby, mojej na pierwszy rzut oka nie widać. Musiałby ktoś że mną mieszkać 24/24, a że mieszkam sama, więc jest to niemal nie do ujawnienia dla innych osób. Gdzieś czytałam, że skłonności do tego mogą być genetyczne, jedna osoba z mojej rodziny też to miała przez większość życia . Szczęśliwie nikomu tego dalej nie przekaże, tzn tego genu, on umrze razem ze mną. Nie posiadanie dzieci ma więc tutaj swe plusy, nikogo nie skrzywdze.
Julkax-tak, lepiej być samą niż z kims na siłę albo z kims nieszczęśliwa. Portale są dosyć anonimowe dlatego oprócz garści fajnych osób przyciągają resztę odpadów społecznych. Dużo z resztą jest tam jedynie dla funu, to są portale dostępne dla wszystkich, dlatego jest jak jestm

Mi jakos duzo dalo i duzym krokiem dla mnie bylo zrozumienie tego jak bardzo w czesciach jest moj umysl.
I tez to, ze wszystko toczy sie w mojej glowie.
Bardzo latwo mi bylo w pewnym sensie odnalezc sie w takiej sytuacji, bo bardzo zawsze do mnie przemawialy 'horkruksy' Voldemorta i to latwa symbolika.
Horkruksy zapewniaja przetrwanie za wszelka cene, ale kazdy kolejny robi pozostala czesc duszy coraz to bardziej niestabilna.
Jedyny sposob by sie polaczyc w calosc to zrozumienie co sie zrobilo i bol tego procesu moze kogos zabic.
Jako, ze ja dobrze rozumiem fragmentowanie siebie i destabilizacje swojej psychiki na rzecz przetrwania za wszelka cene to latwo mi bylo uzyc tych porownan i bardzo mi pomogly.

3,937

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:

Mi jakos duzo dalo i duzym krokiem dla mnie bylo zrozumienie tego jak bardzo w czesciach jest moj umysl.
I tez to, ze wszystko toczy sie w mojej glowie.
Bardzo latwo mi bylo w pewnym sensie odnalezc sie w takiej sytuacji, bo bardzo zawsze do mnie przemawialy 'horkruksy' Voldemorta i to latwa symbolika.
Horkruksy zapewniaja przetrwanie za wszelka cene, ale kazdy kolejny robi pozostala czesc duszy coraz to bardziej niestabilna.
Jedyny sposob by sie polaczyc w calosc to zrozumienie co sie zrobilo i bol tego procesu moze kogos zabic.
Jako, ze ja dobrze rozumiem fragmentowanie siebie i destabilizacje swojej psychiki na rzecz przetrwania za wszelka cene to latwo mi bylo uzyc tych porownan i bardzo mi pomogly.

Z mi (zauważyłam dość mocno) pomaga, jak się nie spinam. Jak sobie mówię:  o nie, nie możesz mieć ataku, bo stanie sie cos złego, albo ludzie się będą śmiać, albo nigdy nie znajdziesz faceta bo z takim czymś nigdy nikt cię nie zechce, albo dzieci, jakie dzieci, ty się nie nadajesz do dzieci z tą netrwicą (takie myśli miałam w przeszłości jako 20 latka i 30 latka) - więc jak sobie tak mówiłam, gdy czułam, ze mnie "bierze", oczywiście robiło się coraz gorzej i miałam ataki. Teraz jak czuję, ze mnie bierze, mówię sobie, że przecież tysiąc razy już to miałam i nic się nie stało, poza tym mówię sobie, okey, możesz mieć atak i te dolegliwości, to nic złego, a jak to jest poza domem to daje sobie pozwolenie, że ludzie się mogą ze mnie śmiać - cóż ja im poradzę.  Wtedy jakoś przechodzi, a przynajmniej nie rośnie w siłę.
Z resztą czy ją mam czy nie, tak naprawdę jakie ma to znaczenie? Może mam parę ograniczeń, ale kto jakiś nie ma np mam koleżankę, która panicznie boi  się robić prawo jazdy, boi się wsiąść za kółko. Żyje , ma się dobrze, mąż ja wozi, albo taksówka, albo rodzice, albo jedzie autobusem. Normalnie żyje, a to ograniczenie nie powoduje, ze jej jakośc życia jest kiepska.  Ja to mam i pewnie mieć będę. Krzywdy nikomu nie robię. Meża nie mam, dziei też nie, więc nikt nie  cierpi, jakby co. Z resztą jakie to ma znaczenie, spójrz co się dzieje na świecie obecnie, fakt, czy mam nerwicę,  ba nawet fakt czy istnieję  to nie ma tak naprawdę kompletnie żadnego znaczenia.

3,938 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-08-12 14:48:02)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Piegowata'76, musialam sprawdzic co to sa te cynie!
I znam, tak moja prababka miala w ogrodzie naszym. Ja bardzo lubie dalie i biale begonie. Chociaz moje ulubione kwiaty to sa niezapominajki.
Tutaj jest maly ogrod przy domu, ale z przodu jest wielkie drzewo i one ma jakies takie sliwki niby to, co one sa z rodziny nerkowcow. Piekne jest drzewo i owoce bardzo dobre. Z kolei na tyle jest drzwo mango, ktore jest w sumie u sasiadow, ale owocow masa wisi po naszej stronie.
Poza tym to nie ma tu wielkiej roslinnosci wokolo  bo tutaj jest klimat pustynny, wiec poza ogrodem jest masa piachu wszedzie i tyle w sumie.
W bardzo bogatej okolicy w centrum jest tylko roslinnosc. O tak to wyglada i poza plaza to jest moja ulubiona czesc tego miasta, ale tak nie wyglada cale miasto tylko okolice gdzie sa wille dla milionerow. Tam jest tak pieknie, ze nawet to zdjecie nie oddaje tego uroku do konca:

https://scontent.fsjd1-1.fna.fbcdn.net/v/t1.0-9/85130216_10217060889655023_1702830842100842496_o.jpg?_nc_cat=111&amp;_nc_sid=8bfeb9&amp;_nc_ohc=0U-fCfx05OoAX9Ob60c&amp;_nc_ht=scontent.fsjd1-1.fna&amp;oh=453a71ffbe8fc9dc61eeb79e803535e4&amp;oe=5F598F91

Tutaj mango zanim dojrzaly:
https://scontent.fsjd1-1.fna.fbcdn.net/v/t1.15752-9/s2048x2048/96288538_664290641092212_1390915984759455744_n.jpg?_nc_cat=108&amp;_nc_sid=b96e70&amp;_nc_ohc=5ul8Zv4K-nsAX98s3GM&amp;_nc_ht=scontent.fsjd1-1.fna&amp;_nc_tp=7&amp;oh=9956dc9d91bdb76fc790ae9b5cb851b3&amp;oe=5F5ACBD1

Co takiego jeszcze milego jest to jaszczurki. Jaszczurki w domu, na suficie, na scianie. Bardzo je uwielbiam to jaszczurki w stylu gecko.
I tez niedawno byla niespodzianka, bo matka miala trzy kroliki samce... A tutaj nagle spod ziemi wychodzi maly krolik, a na nastepny dzien nastepny i trzeciego dnia kolejny, a pozniej nagle wyszlo 4 na raz bo moj maz wode wylal, a nie wiedzial, ze tam gdzies akurat dziura jest.
https://scontent.fsjd1-1.fna.fbcdn.net/v/t1.15752-9/116091028_284354219485426_4141650841452152965_n.jpg?_nc_cat=107&amp;_nc_sid=b96e70&amp;_nc_ohc=eqGVPQt9OfsAX96HaEa&amp;_nc_ht=scontent.fsjd1-1.fna&amp;oh=9e673cd72a731a88ec331e0f52eb2005&amp;oe=5F585DAB
Jakie slodkie sa i tez male kaczki sa.

Ogolnie te cale klimaty tutaj nie sa za bardzo moje i powoli mam dosyc. Ja to jestem bardziej w stylu cmentarza i ruin kosciola w deszczu i z ciagle szarym niebem nad glowa. Lubie takie klimaty.

3,939 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-08-12 14:57:55)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Winter, cudnie!
Cynie zawsze miała w ogrodzie moja mama. Oprócz tego obowiązkowo mieczyki i dalie, które u nas w domu nazywaliśmy georginiami.
Zawsze będą przypominać mi mamę, nawet gdy kiedyś jej zabraknie.
Bardzo lubię kwiaty w żywych kolorach, więc niezapominajki również.

Za naszym domem (mieszczącym trzy mieszkania) są ogródki działkowe dla mieszkańców, ale ponieważ mało kameralne, to poszłam w warzywa i z kwiatów tylko rządek pachnącej maciejki wysiałam. I do licha, nie czuję jej zapachu, bo w chorobie i powonienie mi "siadło" hmm

A ja to chyba wszystko lubię smile Ale zdecydowanie ciągnie mnie w stronę tego, co kolorowe i pozytywne ; szarość to też kolor smile
Żyć lubię.

3,940

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Winter, cudnie!
Cynie zawsze miała w ogrodzie moja mama. Oprócz tego obowiązkowo mieczyki i dalie, które u nas w domu nazywaliśmy georginiami.
Zawsze będą przypominać mi mamę, nawet gdy kiedyś jej zabraknie.
Bardzo lubię kwiaty w żywych kolorach, więc niezapominajki również.

Za naszym domem (mieszczącym trzy mieszania) są ogródki działkowe, ale ponieważ mało kameralne, to poszłam w warzywa i z kwiatów tylko rządek pachnącej maciejki wysiałam. I do licha, nie czuję jej zapachu, bo w chorobie i powonienie mi "siadło" hmm

A ja to chyba wszystko lubię smile
Żyć lubię.

A jaka jest pogoda u Ciebie? Cieplo jest?

Bardzo Ci wspolczuje choroby. Ale powonienie wroci tak? Masz czasem gorsze okresy i wtedy znowu lepsze? Czy jak dziala Twoja choroba?

3,941

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Wiesz, choroba jest skomplikowana, więc nie chcę zanudzać i przerażać. Nazywa się zespół Sjogrena i potrafi nieźle dać do wiwatu. Ze mną jeszcze nie jest najgorzej, ale ostatnio ból stawów i zmęczenie zatruwają mi życie. Czy węch wróci, nie mam pojęcia. Zupełnie go nie straciłam, ale w dużej mierze niestety. Dobrze, że przynajmniej pamiętam, wiem, jak pachnie siano czy maciejka i mogę sobie odtwarzać w wyobraźni.
Mam jeszcze inną chorobę, od urodzenia, ale o niej nie chcę pisać, bo jest bardzo rzadka i zbyt charakterystyczna, by zachować pewną anonimowość dzieląc się informacją na jej temat.

Tak się trafiło w pudełku czekoladek.

3,942

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Wiesz, choroba jest skomplikowana, więc nie chcę zanudzać i przerażać. Nazywa się zespół Sjogrena i potrafi nieźle dać do wiwatu. Ze mną jeszcze nie jest najgorzej, ale ostatnio ból stawów i zmęczenie zatruwają mi życie. Czy węch wróci, nie mam pojęcia. Zupełnie go nie straciłam, ale w dużej mierze niestety. Dobrze, że przynajmniej pamiętam, wiem, jak pachnie siano czy maciejka i mogę sobie odtwarzać w wyobraźni.
Mam jeszcze inną chorobę, od urodzenia, ale o niej nie chcę pisać, bo jest bardzo rzadka i zbyt charakterystyczna, by zachować pewną anonimowość dzieląc się informacją na jej temat.

Tak się trafiło w pudełku czekoladek.

I ktora choroba jest bardziej uciazliwa?
Ta od urodzenia czy Sjogren?

Mam nadzieje, ze niedlugo wroci Ci węch.
Moja matka ma endometrioze, ale nie jest ona w jakims bardzo strasznym stanie bo slyszalam o duzo gorszych przypadkach.
Ogolnie to podziwiam, ze ludzie tak sobie radza swietnie z chorobami, czasami bardzo powaznymi. Mi choroba jakas smiertlena czy przewlekla i uciazliwa wydaje sie gorsza od napadu z bronia.

3,943 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-08-12 17:42:31)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Sjogren zdecydowanie jest bardziej dokuczliwy.
Optymizm optymizmem, ale życie mnie nauczyło że trzeba być na wszystko przygotowanym, zarówno na pomyślne jak i niepomyślne zwroty akcji. Na zyski i straty.
Lubię czytać, a w Dezyderacie wyczytałam: "Rozwijaj siłę duchową by była ci wsparciem nagłym nieszczęściu". Mądre to i słuszne.

2 lata temu byłam świadkiem odchodzenia koleżanki z pracy. straszna choroba zabijała ją na raty, nieubłaganie i szybko. Dla mnie ta kobieta w swojej odwadze, z jaką patrzyła śmierci w oczy i z jaką przyjmowała chorobę, była wielka.

3,944 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-08-21 20:34:29)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Sjogren zdecydowanie jest bardziej dokuczliwy.
Optymizm optymizmem, ale życie mnie nauczyło że trzeba być na wszystko przygotowanym, zarówno na pomyślne jak i niepomyślne zwroty akcji. Na zyski i straty.
Lubię czytać, a w Dezyderacie wyczytałam: "Rozwijaj siłę duchową by była ci wsparciem nagłym nieszczęściu". Mądre to i słuszne.

2 lata temu byłam świadkiem odchodzenia koleżanki z pracy. straszna choroba zabijała ją na raty, nieubłaganie i szybko. Dla mnie ta kobieta w swojej odwadze, z jaką patrzyła śmierci w oczy i z jaką przyjmowała chorobę, była wielka.

Czasami nawet dzieci potrafia zaskoczyc czlowieka, kiedy same stoja w obliczu smierci. Widzialam takie przypadki...
Jest to smutne i raczej ciezkie.

Co was slychac? Jakie macie pogody?
Rossanka, jak sie czujesz? Piegowata, jak Twoje problemy zdrowotne?

3,945

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

Sjogren zdecydowanie jest bardziej dokuczliwy.
Optymizm optymizmem, ale życie mnie nauczyło że trzeba być na wszystko przygotowanym, zarówno na pomyślne jak i niepomyślne zwroty akcji. Na zyski i straty.
Lubię czytać, a w Dezyderacie wyczytałam: "Rozwijaj siłę duchową by była ci wsparciem nagłym nieszczęściu". Mądre to i słuszne.

2 lata temu byłam świadkiem odchodzenia koleżanki z pracy. straszna choroba zabijała ją na raty, nieubłaganie i szybko. Dla mnie ta kobieta w swojej odwadze, z jaką patrzyła śmierci w oczy i z jaką przyjmowała chorobę, była wielka.

Czasami nawet dzieci potrafia zaskoczyc czlowieka, kiedy same stoja w obliczu smierci. Widzialam takie przypadki...
Jest to smutne i raczej ciezkie.

Co was slychac? Jakie macie pogody?
Rossanka, jak sie czujesz? Piegowata, jak Twoje problemy zdrowotne?

Pogoda super. A dziś męczy mnie nerwica. Bylo mi niedobrze, potem miałam kaszel( nie nie covid, to psychosomatyczny) na koniec miałam miękkie nogi. Standard. Za pół godziny idę na spacer, powinno mi przejść, ruch dobrze mi robi. Boże,  jęczę jak stara baba.  Znowu nakręciłam się tym, że nie będę miała rodziny, no i mam efekty. Chyba nie powinnam o tym pisać na forum, bo wtedy potem mi się pogarsza. Ech.

3,946 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-08-22 05:29:06)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

Sjogren zdecydowanie jest bardziej dokuczliwy.
Optymizm optymizmem, ale życie mnie nauczyło że trzeba być na wszystko przygotowanym, zarówno na pomyślne jak i niepomyślne zwroty akcji. Na zyski i straty.
Lubię czytać, a w Dezyderacie wyczytałam: "Rozwijaj siłę duchową by była ci wsparciem nagłym nieszczęściu". Mądre to i słuszne.

2 lata temu byłam świadkiem odchodzenia koleżanki z pracy. straszna choroba zabijała ją na raty, nieubłaganie i szybko. Dla mnie ta kobieta w swojej odwadze, z jaką patrzyła śmierci w oczy i z jaką przyjmowała chorobę, była wielka.

Czasami nawet dzieci potrafia zaskoczyc czlowieka, kiedy same stoja w obliczu smierci. Widzialam takie przypadki...
Jest to smutne i raczej ciezkie.

Co was slychac? Jakie macie pogody?
Rossanka, jak sie czujesz? Piegowata, jak Twoje problemy zdrowotne?

Pogoda super. A dziś męczy mnie nerwica. Bylo mi niedobrze, potem miałam kaszel( nie nie covid, to psychosomatyczny) na koniec miałam miękkie nogi. Standard. Za pół godziny idę na spacer, powinno mi przejść, ruch dobrze mi robi. Boże,  jęczę jak stara baba.  Znowu nakręciłam się tym, że nie będę miała rodziny, no i mam efekty. Chyba nie powinnam o tym pisać na forum, bo wtedy potem mi się pogarsza. Ech.

I tak sobie swietnie radzisz z nerwica, ze chce Ci sie na spacer isc.
Mi zawsze rece tez dretwialy. Tez tak masz czasem? Te miekkie nogi mi to przypomnialy.

Mnie gardlo cos drapie i uszy nawet. Dlatego, ze moj maz lubi zebym mu czytala i wczoraj mu przeczytalam bez przerwy cala ksiazke 'Czarownice'. Moze znasz? Film byl taki z '91 chyba.

3,947

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:

I tak sobie swietnie radzisz z nerwica, ze chce Ci sie na spacer isc.
Mi zawsze rece tez dretwialy. Tez tak masz czasem? Te miekkie nogi mi to przypomnialy.

Tak tak, też miałam dretwienia rąk i twarzy. Pamiętam
Pierwszy atak, z dretwialo mi dokładnie pół twarzy, nos, język broda, jedna ręka. Myślałam,  że mam jakiś atak czy wylew, nie mogłam mowic,  rodzice zabrali mnie na pogotowie, ale tam jakoś od razu się poznali, ze to nerwica. Dostałam zastrzyk, polecenie aby iść do psychiatry i do domu. Oczywiście wszystko mi przeszło od razu. Aż do nastepnego razu. Chyba nawet byłam wtedy w Twoim wieku , miałam może 27-28 lat. Kurcze, Winter, ale Ci zazdroszczę,  w Twoim wieku, to ja nawet nie wiedziałam skad biorą się te objawy,  że to psychiką płata takie figle, byłam świecie przekonana,  że jestem na coś chora, a lęki  strasznie mnie blokowały. Oczywiście poszłam wtedy do psycholog,  jakas młoda koza to była,  ciągle siedziała z nosem w telefonie, albo robiła mi testy. Na jakąś konkretniejsza terapie trafiłam dopiero z 5 lat później,  a tak naprawdę ruszyło po tym jak rozeszła się z ex i trafiłam na kolejną terapie,  po drodze miałam jeszcze inne zawirowania życiowe.  Trochę mi to pomogło,  ale jak widać nie całkiem,  bo nadal to mam w jakimś natężeniu. Myślę,  że w przeszłości w jakimś stopniu nerwica rzutowala te na moje relacje, bałam się pokazać jaka jestem naprawdę,  udawałam, a o nerwicy nic nie mówiłam,  bo bałam się,  że facet mnie odrzuci. W efekcie tak się działo,  oni wybierali inne dziewczyny. Tzn ci wolni, bo jednak większość okazywala się być zawsze zajęta, o czym nie wiedziałam.  Fajnie masz Winter, przed 30, z pokonaną nerwica, oraz z mezem,  który to akceptowal.
Tylko dziwi mnie, mimo tej całej wiedzy jaka jest w internecie,  że ludzie czasem myślą,  że nerwicowiec  to rzuca talerzami, robi jazdy, szntarzuje i ogólnie siedzi w domu, trzeba go utrzymywać,  prowadzić za rękę i traktować jak jajko. Nigdy taka nie byłam,  dziwi mnie to podejście.  A może to jest jedynie kwestia odpowiedniego dobrania odpowiednich osób wokół siebie.

3,948 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2020-08-23 10:05:40)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:

I tak sobie swietnie radzisz z nerwica, ze chce Ci sie na spacer isc.
Mi zawsze rece tez dretwialy. Tez tak masz czasem? Te miekkie nogi mi to przypomnialy.

Tak tak, też miałam dretwienia rąk i twarzy. Pamiętam
Pierwszy atak, z dretwialo mi dokładnie pół twarzy, nos, język broda, jedna ręka. Myślałam,  że mam jakiś atak czy wylew, nie mogłam mowic,  rodzice zabrali mnie na pogotowie, ale tam jakoś od razu się poznali, ze to nerwica. Dostałam zastrzyk, polecenie aby iść do psychiatry i do domu. Oczywiście wszystko mi przeszło od razu. Aż do nastepnego razu. Chyba nawet byłam wtedy w Twoim wieku , miałam może 27-28 lat. Kurcze, Winter, ale Ci zazdroszczę,  w Twoim wieku, to ja nawet nie wiedziałam skad biorą się te objawy,  że to psychiką płata takie figle, byłam świecie przekonana,  że jestem na coś chora, a lęki  strasznie mnie blokowały. Oczywiście poszłam wtedy do psycholog,  jakas młoda koza to była,  ciągle siedziała z nosem w telefonie, albo robiła mi testy. Na jakąś konkretniejsza terapie trafiłam dopiero z 5 lat później,  a tak naprawdę ruszyło po tym jak rozeszła się z ex i trafiłam na kolejną terapie,  po drodze miałam jeszcze inne zawirowania życiowe.  Trochę mi to pomogło,  ale jak widać nie całkiem,  bo nadal to mam w jakimś natężeniu. Myślę,  że w przeszłości w jakimś stopniu nerwica rzutowala te na moje relacje, bałam się pokazać jaka jestem naprawdę,  udawałam, a o nerwicy nic nie mówiłam,  bo bałam się,  że facet mnie odrzuci. W efekcie tak się działo,  oni wybierali inne dziewczyny. Tzn ci wolni, bo jednak większość okazywala się być zawsze zajęta, o czym nie wiedziałam.  Fajnie masz Winter, przed 30, z pokonaną nerwica, oraz z mezem,  który to akceptowal.
Tylko dziwi mnie, mimo tej całej wiedzy jaka jest w internecie,  że ludzie czasem myślą,  że nerwicowiec  to rzuca talerzami, robi jazdy, szntarzuje i ogólnie siedzi w domu, trzeba go utrzymywać,  prowadzić za rękę i traktować jak jajko. Nigdy taka nie byłam,  dziwi mnie to podejście.  A może to jest jedynie kwestia odpowiedniego dobrania odpowiednich osób wokół siebie.

Wiedza o zaburzeniach psychicznych jest ciągle bardzo mała i panują stereotypy.
Tak samo można się dowiedzieć "ciekawych" rzeczy o depresji. Ludzie są też wychowywani w przekonaniu, że problemy psychiczne to to samo co bycie wariatem, boją się panicznie dostać taką etykietę i przerzucają to szufladkowanie na innych, tak samo boją się związku z "wariatem" (a do tego co znajomi powiedzą i rodzina - ta sama, która im wpoiła te przekonania).
Jeśli facet, po twoich sygnałach, że masz problem, zaczyna się zastanawiać na ile jest on widoczny (bo to o to głównie chodzi) i na tym skupiać, to możesz spokojnie spisać tę znajomość na straty, bo i tak byłaby dla Ciebie toksyczna. Nawet wówczas, gdy nie słyszałabyś krytyki i stereotypowych ocen.

3,949

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Rossanko, sprawdzałaś sobie kiedyś poziom wit. D?

3,950

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
umajona napisał/a:

Rossanko, sprawdzałaś sobie kiedyś poziom wit. D?

Nieee. D niee.

3,951 Ostatnio edytowany przez umajona (2020-08-23 13:01:27)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
umajona napisał/a:

Rossanko, sprawdzałaś sobie kiedyś poziom wit. D?

Nieee. D niee.

Polecam sprawdzić, tak z ciekawości wink
Miałam kiedyś podobne objawy, te drętwienia, miękkie kolana, niemal codziennie w nocy przyspieszony puls, wrażenie, że umieram (nawet najgorszemu wrogowi tego nie życzę...). Trwało to długo (dla mnie za długo, choć niby tylko kilka miesięcy), lekarze rozkładali ręce, nawet rezonans mi robili i nic nie wychodziło, a mi ciągle było źle, więc w końcu przy tych lekarzach zaczęłam się czuć jak hipochondryczka jakaś, która wymyśla nie wiadomo co sad
Najśmieszniejsze jest to, że sama sobie oprócz zleconych badań prywatnie oznaczyłam wit. D i ten bardzo zaniżony wynik pokazywałam lekarzom razem z innymi wynikami, a żaden nie zwrócił na to uwagi.
Czyli podsumowując - z badań wszystko wychodziło ok (oprócz wit. D, którą nikt się nie zainteresował), lekarze twierdzili, że nic mi nie jest (w domyśle - sama sobie coś wymyślam), tylko jeden kardiolog stwierdził, że mam nerwicę, ale tylko to stwierdził jako informację dla mnie (w domyśle - jesteś znerwicowana i sobie te objawy wymyślasz). W końcu już się zaczęłam wstydzić chodzić do tych lekarzy i mówić o swoich dolegliwościach, bo dla nich się liczyło to, że z badań nic nie wynika, a nie to, że ja już płaczę z tej bezradności z moimi dolegliwościami sad
Co mogłam zrobić? Wziąć sprawy w swoje ręce, zaczęłam zażywać tą wit. D i po jakimś czasie objawy ustały. Minęło już kilka lat i to nie wraca. Choć tej witaminy regularnie nie zażywam już, tylko co jakiś czas, ale też co jakiś czas kontroluję, czy nie jest tak tragicznie niska, jak kiedyś... No i za wysoka też nie może być, ale to już by trzeba było mocno przeholować.

Może to zbieg okoliczności i coś innego pomogło lub samo mi minęło, a może to wit. D mi pomogła. Tego nie wiem i pewnie już się nie dowiem. Ale sprawdzić można wink Coś mi się kojarzy, że jak wtedy szukałam informacji w necie na ten temat, to gdzieś tam w czeluściach również znalazłam info, że komuś wit. D pomogła, czyli też miał duży niedobór. Aż jestem ciekawa, jaki jest jej poziom u Ciebie wink


Edit:
Pamiętam taką sytuację, że pobiegłam do lekarza i powiedziałam mu spanikowana, że coś mi się dzieje. On kazał pielęgniarce dać mi hydroksyzynę.
Potem, jak nieraz w nocy się budziłam z takim odczuciem, że umieram i miałam ochotę dzwonić na pogotowie, to się powstrzymywałam, no bo co powiem? Że coś mi się dzieje? Tylko mnie wyśmieją.
Więc ze łzami w oczach zaciskałam zęby i mówiłam sobie, że to zaraz minie. Już tak było przecież i mijało, więc nic złego się nie dzieje, tylko to chwilowe "coś" i zaraz minie......

3,952 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-08-23 21:32:58)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
umajona napisał/a:

Rossanko, sprawdzałaś sobie kiedyś poziom wit. D?

Jak bylam mlodsza to sie najadlam suplementu i nastroj mi sie poprawil, ale z kolei jaka bylam zamulona bo mam za niskie cisnienie, a jeszcze ta witamina obnizylam haha. Normalnie sie pokladalam, ale zadowolona bylam.


Rossanko, moj maz nie widzi nerwicy na zasadzie wady. Raczej jako zalete bo dla niego tylko bardzo podzielona psychika moze byc wspaniale polaczona znowu i duzo bardziej 'special' niz przecietnego smiertelnika.
Takze to dla niego dodatkowy bonus raczej niz jakas choroba i wada. I tacy sa ludzie.

3,953

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:
umajona napisał/a:

Rossanko, sprawdzałaś sobie kiedyś poziom wit. D?

Jak bylam mlodsza to sie najadlam suplementu i nastroj mi sie poprawil, ale z kolei jaka bylam zamulona bo mam za niskie cisnienie, a jeszcze ta witamina obnizylam haha. Normalnie sie pokladalam, ale zadowolona bylam.


Rossanko, moj maz nie widzi nerwicy na zasadzie wady. Raczej jako zalete bo dla niego tylko bardzo podzielona psychika moze byc wspaniale polaczona znowu i duzo bardziej 'special' niz przecietnego smiertelnika.
Takze to dla niego dodatkowy bonus raczej niz jakas choroba i wada. I tacy sa ludzie.

Wiesz co, tak ostatnio myślałam, doszłam do wniosku, że ja chyba nie chce być w związku. Samej mi lepiej. Nikt niczego ode mnie nie wymaga , nie muszę robić tego co on chce i mogę być całkiem sobą. Poza tym nie znioslabym myśli, że jestem ciężarem i ktoś się że mną męczy i kogoś hamuje w życiu. Myślę że byłoby to nie w porządku. Tzn za duża odpowiedzialność dla partnera.
Jak jest tak jak jest to jest dobrze, krzywdy nikomu nie robię, ani mężowi, ani dzieciom bo tej rodziny nigdy nie będzie. Żyje sobie sama i nikomu nie przeszkadzam. W sumie nie mam co narzekać.

3,954

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ja Ci też coś Rossanko poradzę. Sprawdzić poziom witaminy B12. Jeżeli będzie niedobór to suplementować odpowiednią formą tej witaminy, np metylokobalaminą do ssania pod język. No i dobre probiotyki które pomogą we wchłanianiu witamin z grupy B, bo sama suplementacja B-kompleks nie wystarczy. Ewentualnie do tego kwasy omega 3 - olej lniany.

Piszę to bo na pewnym etapie życia przez jakiś czas miałem podobne objawy do Twoich no i niedobór B12 - tzn poniżej normy.

3,955

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

doszłam do wniosku, że ja chyba nie chce być w związku. Samej mi lepiej.

W takim razie dlaczego ten temat ma ponad 70 stron? Sama się oszukujesz? smile

3,956

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:
rossanka napisał/a:

doszłam do wniosku, że ja chyba nie chce być w związku. Samej mi lepiej.

W takim razie dlaczego ten temat ma ponad 70 stron? Sama się oszukujesz? smile

Troche bez podstaw ten wniosek wyciagnales. Ma 70 stron bo my tu gadamy tyle o roznych rzeczach, a nie, ze 70 stron ona mowi, ze szuka zwiazku.

Zgadzam sie z Toba, ze czesciowo sama sie oszukuje bo rzeczywiscie, brzmi jakby to byla jakas chora na wirus i musi byc sama bo komus krzywde zrobi.
Rossanko, taka fajna jestes babka i tak myslisz, ze bylabys ciezarem. Szkoda.

3,957

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:
Rumunski_Zolnierz napisał/a:
rossanka napisał/a:

doszłam do wniosku, że ja chyba nie chce być w związku. Samej mi lepiej.

W takim razie dlaczego ten temat ma ponad 70 stron? Sama się oszukujesz? smile

Troche bez podstaw ten wniosek wyciagnales. Ma 70 stron bo my tu gadamy tyle o roznych rzeczach, a nie, ze 70 stron ona mowi, ze szuka zwiazku.

Zgadzam sie z Toba, ze czesciowo sama sie oszukuje bo rzeczywiscie, brzmi jakby to byla jakas chora na wirus i musi byc sama bo komus krzywde zrobi.
Rossanko, taka fajna jestes babka i tak myslisz, ze bylabys ciezarem. Szkoda.

Każdy widzi takie odbicie w lustrze, jakie chce widzieć.

3,958

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

.
rossanka
Jak czytam Twoje wypowiedzi przez te wszystkie lata, wydajesz się być taką sympatyczną kobietą. Niepotrzebnie ciągle się dołujesz tym singielstwem w kółko.

3,959

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Winter, dziękuję za pamięć.
U mnie w porządku. Dolegliwości się uspokoiły. Zwróciłam większą uwagę na swoje potrzeby, trochę poodpoczywałam, poleżałam i o dziwo, pomogło. Nawet roweremz z synem trochę udało się pojeździć.

Ja w sprawie związków czuję fajny spokój. Będzie, to super, nie będzie - to też dobrze, bo mam wiele źródeł dobrego samopoczucia i radości. Zwłaszcza gdy zdrowie w miarę przyzwoite.

3,960

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

.
rossanka
Jak czytam Twoje wypowiedzi przez te wszystkie lata, wydajesz się być taką sympatyczną kobietą. Niepotrzebnie ciągle się dołujesz tym singielstwem w kółko.

No właśnie, Rossanko, dajesz się lubić, więc masz coś do zaoferowania.
Nie myśl o sobie tylko jako o ciężarze dla kogoś.

3,961

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

.
rossanka
Jak czytam Twoje wypowiedzi przez te wszystkie lata, wydajesz się być taką sympatyczną kobietą. Niepotrzebnie ciągle się dołujesz tym singielstwem w kółko.

No właśnie, Rossanko, dajesz się lubić, więc masz coś do zaoferowania.
Nie myśl o sobie tylko jako o ciężarze dla kogoś.

"Take a good look in your heart, tell me what do you see
It's black and it's dark, now is that how you want it to be?
It's up to you, what you do will decide your own fate
Make your choice now for tomorrow may be far too late"

3,962

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Lucyfer666 napisał/a:

"Take a good look in your heart, tell me what do you see
It's black and it's dark, now is that how you want it to be?
It's up to you, what you do will decide your own fate
Make your choice now for tomorrow may be far too late"

Po polsku, proszę.
Polacy nie gęsi... smile

3,963

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:
Lucyfer666 napisał/a:

"Take a good look in your heart, tell me what do you see
It's black and it's dark, now is that how you want it to be?
It's up to you, what you do will decide your own fate
Make your choice now for tomorrow may be far too late"

Po polsku, proszę.
Polacy nie gęsi... smile

Bys wiedziala jaka to jest robota pisac po Polsku!
Musze tlumaczyc to co mowie bardzo czesto jak z wami rozmawiam, a tlumaczenie nie jest takie proste wcale bo pewne rzeczy calkiem inne maja znaczenie i inaczej brzmia po Polsku nawet jezeli slowa sa te same.

3,964

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:
Lucyfer666 napisał/a:

"Take a good look in your heart, tell me what do you see
It's black and it's dark, now is that how you want it to be?
It's up to you, what you do will decide your own fate
Make your choice now for tomorrow may be far too late"

Po polsku, proszę.
Polacy nie gęsi... smile

Ja bardzo często łapię się na tym, że sam myślę w języku angielskim zamiast w języku polskim smile
Bardzo często mam tak, że ktoś mnie prosi o przetłumaczenie tekstu z angielskiego na polski i nie jestem w stanie tego zrobić, mimo iż rozumiem sens.

3,965

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:
Lucyfer666 napisał/a:

"Take a good look in your heart, tell me what do you see
It's black and it's dark, now is that how you want it to be?
It's up to you, what you do will decide your own fate
Make your choice now for tomorrow may be far too late"

Po polsku, proszę.
Polacy nie gęsi... smile

Ja bardzo często łapię się na tym, że sam myślę w języku angielskim zamiast w języku polskim smile
Bardzo często mam tak, że ktoś mnie prosi o przetłumaczenie tekstu z angielskiego na polski i nie jestem w stanie tego zrobić, mimo iż rozumiem sens.

To jest znak, ze rozumiesz jezyk.
Dla mnie jezyk trzeba rozumiec, poza kontekstem wlasnego jezyka i wtedy serio sie go umie.

Posty [ 3,901 do 3,965 z 8,335 ]

Strony Poprzednia 1 59 60 61 62 63 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024