pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Strony Poprzednia 1 29 30 31 32 33 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1,951 do 2,015 z 8,335 ]

1,951

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

A nie macie obaw, że  już do końca życia będziecie sami i zawsze sami?  Bez partnera, męża,  dzieci, wnuków itd?  Będziecie mieli jedynie sąsiadów w bloku i parę koleżanek,  wiecie o co chodzi. Nie chodzi mi o Święta,  że w święta będziecie sami, bo te dni są parę razy do roku. Ale tak na codzień. W zdrowiu, chorobie,  w zimie, w lecie,  w lepszych chwilach, gorszych? Jak źyjecie  ze świadomością,  że nigdy nie będzie dzieci ( oczywiście jak chcecie je miec), wnukow, rodzinnych spotkań i takiego codziennego życia? Jak sobie z tym radzicie na poziomie emocjonalnym,  bo rozsądkowo  to łatwo sobie wytłumaczyć.

Zobacz podobne tematy :

1,952

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
niepodobna napisał/a:

[

Ale prosta mowa dla wielu nudną jest smile

I zbyt oczywistą, przynajmniej na początku znajomości, kiedy to wręcz niezręcznie jest wykładać bez ogródek kawę na ławę wink

1,953

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
MalaMe napisał/a:
niepodobna napisał/a:

[

Ale prosta mowa dla wielu nudną jest smile

I zbyt oczywistą, przynajmniej na początku znajomości, kiedy to wręcz niezręcznie jest wykładać bez ogródek kawę na ławę wink

Wiesz, nie chodzi o wykładanie, jakie się ma plany wink A po prostu o sposób komunikacji.

1,954

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
niepodobna napisał/a:
MalaMe napisał/a:
niepodobna napisał/a:

[

Ale prosta mowa dla wielu nudną jest smile

I zbyt oczywistą, przynajmniej na początku znajomości, kiedy to wręcz niezręcznie jest wykładać bez ogródek kawę na ławę wink

Wiesz, nie chodzi o wykładanie, jakie się ma plany wink A po prostu o sposób komunikacji.

Wiem, że chodzi o sposób komunikacji. Prosta mowa kojarzy mi się z hasłem "Hej mała, podobasz mi się". Zdecydowanie wolę coś bardziej wyszukanego, mniej oczywistego i bezpośredniego.

1,955 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-24 10:19:29)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Według wersji flirtu MałejMe oraz mojej flirtuję bardzo często, flirtuję po prostu... z życiem smile . Ten drugi jest mi raczej obcy. Już napisałam, że zawsze wydawał mi się przerysowany i sztuczny - a już w moim wydaniu byłby taki na pewno, to po prostu nie mój sposób bycia. Nie bardzo chyba nawet wiem, jak to się robi. No bo jak? Chętnie bym, swoją drogą, przeczytała jakieś bardzo konkretne przykłady.
Dziś jestem śmielsza, ale dawniej faceci mnie onieśmielali zwłaszcza ci, którzy wpadli mi w oko. Kiedyś koleżanka bez pudła rozpoznała, że podoba mi się chłopak, bo go unikam, nie patrzę mu w oczy, nie zagaduję... Po prostu tak mnie peszył.
Gier i pozy nie lubię, nie uznaję. Chcę prosto i "nudno". Albo mnie bierzcie, jaką jestem, albo... nie bierzcie, przecież to nie obowiązek wink


Co do obaw przed samotnością, miałam taki etap, że myślałam o przyszłości z obawą i smutkiem. Stopniowo jednak przeszło, fale smutku wracały rzadziej i łagodniej, a dziś... muszę się dobrze zastanowić, czy w ogóle wracają. Może czasem, gdy ogólnie mam chandrę. Dziś po prostu żyję zwyczajnie, jakby nigdy nic i mam mnóstwo innych powodów do cieszenia się życiem.
Dziecko mam, ale z dzisiejszym podejściem do życia w razie bezdzietności poszukałabym sensu gdzie indziej - może wolontariat wśród maluchów, może przyjaźń z dzieckiem sąsiadów.
Teraz tęsknię za bobasem, bo mój syn tak szybko wyrósł, ale hołubię wszystkie znajome dzieciaki. Na moim podwórku bywa dwóch szkrabów, jeden dopiero uczy się chodzić, a drugi ma jakieś dwa latka. Zawsze się z nimi trochę pobawię, gdy spotykam, zagadam, tego młodszego za rękę pooprowadzam, pokręcę się z nim w kółko. Wpadał też do mnie prawie co dzień w odwiedziny sześciolatek z sąsiedztwa, który jednak wyprowadził się z rodzicami.
W ogóle zawsze żartuję, że mam dzieci cały powiat, choć tylko jedno rodzone.
Pewne sprawy biorę też na rozum, tłumaczę sobie jak filozof smile Koleżance-nauczycielce, która nie ma własnych dzieci, powiedziałam kiedyś, że może (podkreślam "może", bo nikomu nie mam prawa niczego dyktować) ci wszyscy malcy, których uczy i wychowuje to jakby "jej" dzieci. Może warto temu przydać więcej znaczenia?
Ale te sensy i znaczenia już każdy sam musi odnaleźć. Mnie to w życiu pomaga.

1,956

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Według wersji flirtu MałejMe oraz mojej flirtuję bardzo często, flirtuję po prostu... z życiem smile . Ten drugi jest mi raczej obcy. Już napisałam, że zawsze wydawał mi się przerysowany i sztuczny - a już w moim wydaniu byłby taki na pewno, to po prostu nie mój sposób bycia. Nie bardzo chyba nawet wiem, jak to się robi. No bo jak? Chętnie bym, swoją drogą, przeczytała jakieś bardzo konkretne przykłady.
Dziś jestem śmielsza, ale dawniej faceci mnie onieśmielali zwłaszcza ci, którzy wpadli mi w oko. Kiedyś koleżanka bez pudła rozpoznała, że podoba mi się chłopak, bo go unikam, nie patrzę mu w oczy, nie zagaduję... Po prostu tak mnie peszył.

Co do obaw przed samotnością, miałam taki etap, że myślałam o przyszłości z obawą i smutkiem. Stopniowo jednak przeszło, fale smutku wracały rzadziej i łagodniej, a dziś... muszę się dobrze zastanowić, czy w ogóle wracają. Może czasem, gdy ogólnie mam chandrę. Dziś po prostu żyję zwyczajnie, jakby nigdy nic i mam mnóstwo innych powodów do cieszenia się życiem. Dziecko mam, ale z dzisiejszym podejściem do życia w razie bezdzietności poszukałabym sensu gdzie indziej - może wolontariat wśród maluchów, może przyjaźń z dzieckiem sąsiadów.
Teraz tęsknię za bobasem, bo mój syn tak szybko wyrósł, ale hołubię wszystkie znajome dzieciaki. Na moim podwórku bywa dwóch szkrabów, jeden dopiero uczy się chodzić, a drugi ma jakieś dwa latka. Zawsze się z nimi trochę pobawię, gdy spotykam, zagadam, tego młodszego za rękę pooprowadzam. Wpadał też do mnie prawie co dzień w odwiedziny sześciolatek z sąsiedztwa, który jednak wyprowadził się z rodzicami.
Pewne sprawy biorę też na rozum, tłumaczę sobie jak filozof smile Koleżance-nauczycielce, która nie ma własnych dzieci, powiedziałam kiedyś, że może (podkreślam "może", bo nikomu nie śmiem niczego dyktować) ci wszyscy malcy, których uczy i wychowuje to jakby "jej" dzieci. Może warto temu przydać więcej znaczenia?
Ale ten sensy i znaczenia już każdy sam musi odnaleźć. Mnie to w życiu pomaga.

Nie chodzi mi o sens życia w posiadaniu dzieci, bo one sensu nie daja,
Nie chodzi mi też o wolontariat,  prace z innymi dziećmi,  bo to Twoje dzieci nigdy nie będą.  Praca w przedszkolu to tylko praca, to są dzieci tych kobiet, które mają mezow (albo i nie), oni wszyscy są dla siebie rodziną.
Chodzi mi o taką samotność,  gdy człowiek oczywiście ma znajomych w pracy,  sasiadow, koleżanki,  ale tak w prywatnym życiu np jest sam. Czy da si e wogole to zmienić? Tzn ten lęk,  że tak już będzie zawsze? A jak zdrowie pozwoli, to dożywocie późnej starości,  gdy wyląduje się w domu opieki?  Chociaż z drugiej strony tak zaawansowana starość jest jeszcze tak odległa,  że nie powinnam o niej myśleć,

1,957 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-24 10:38:43)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Kurde, Rossanko, tak po prostu bywa i trzeba sobie z tym po prostu poradzić. Tylko tyle i aż tyle. Niczego nie zmieni rozkminianie, ileż można?
Jest niemało osób, które mimo że mają dzieci, lądują w domu opieki. Nawet nie muszą to być wyrodne dzieci, wystarczy taka sytuacja, jaka miała miejsce w mojej rodzinie, gdy ciężko zachorowała babcia, a wszystkie jej dzieci mieszkały daleko i miały już swoje dzieci potrzebujące opieki. Mama i jej siostry (a raczej siostra, bo druga mieszkała za granicą) wymieniały się opieką nad babcią, brały urlopy, wyjeżdżały do babci na dwa, trzy tygodnie, zostawiając swoich mężów z dziećmi. A ileż w końcu ma się tego urlopu? Dobrze, że na miejscu był jeszcze dziadek. A gdyby babcia mieszkała sama, gdyby miała jedno dziecko? Dom opieki byłby chyba koniecznością i ja takiego rozwiązania wcale nie potępiam.
Po co myśleć o tak odległej przyszłości? Nie wiadomo, czy doczekamy - to po pierwsze. Po drugie nie zapomnę lekcji, jaką mi dała pewna pacjentka oddziału paliatywnego. Do przedsionka tego oddziału wychodziłam z pewną panią na papierosa (byłam na reumatologii). Ta pani zaczęła kiedyś głośno współczuć "paliatywnej" pacjentce, a ta jej na to: "Proszę pani, po tym co przeszłam przed szpitalem, to ja tutaj mam raj".
Kurczę, lekcja na całe życie, którą przypominam sobie w chwilach słabości. Nie ma co się bać życia na zapas.

P.S. Nie trzeba starości... Nie znamy dnia ani godziny. Pracuje teraz u nas młoda kobieta, która nie wstała na nogi po większym przeziębieniu.

Akceptacja życia na pewno wymaga pracy, nie pomoże samo myślenie, ale nie da się też przepracować pewnych rzeczy wyłącznie emocjami.

1,958

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Nie chodzi mi o sens życia w posiadaniu dzieci, bo one sensu nie daja,
Nie chodzi mi też o wolontariat,  prace z innymi dziećmi,  bo to Twoje dzieci nigdy nie będą.  Praca w przedszkolu to tylko praca, to są dzieci tych kobiet, które mają mezow (albo i nie), oni wszyscy są dla siebie rodziną.
Chodzi mi o taką samotność,  gdy człowiek oczywiście ma znajomych w pracy,  sasiadow, koleżanki,  ale tak w prywatnym życiu np jest sam. Czy da si e wogole to zmienić? Tzn ten lęk,  że tak już będzie zawsze? A jak zdrowie pozwoli, to dożywocie późnej starości,  gdy wyląduje się w domu opieki?  Chociaż z drugiej strony tak zaawansowana starość jest jeszcze tak odległa,  że nie powinnam o niej myśleć,

Boże jak się to czyta to można popaść w depresję. Nie, ja nie mam takich obaw. Oczywiście nie planuję zostać sam do końca życia. Możliwości zawsze i w każdym wieku jest dużo. Potrzeba tylko trochę odwagi i pozytywnego myślenia.

Przypomina mi się wypowiedź osoby "słaba kobieta" w wątku "psychologia->zacznij kochac siebie", ale nie chcę go cytować bo mi nie wypada. smile

1,959 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-24 10:52:02)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Domyślam się, że Rossanka daje wyraz uczuciom, które nawiedzają ją od czasu do czasu, a nie permanentnie, ale fakt, że zebrane w jednym miejscu mają smutny wydźwięk i trudno się do tego wydźwięku nie odnieść. Ale jakoś to jednak odzwierciedla ogólne podejście do zagadnienia.
We mnie jest dużo niezgody i buntu przeciwko demonizowaniu samotności.

1,960 Ostatnio edytowany przez MalaMe (2019-08-24 10:56:01)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Faktycznie, ogromnie dołujące jest to w jaki sposób rossanka o tej samotności napisała. Nie mam takich obaw, ponieważ mam świadomość, że w życiu tak naprawdę można liczyć wyłącznie na samego siebie. Moje szczęście w życiu zależy ode mnie samej. Nie opieram tej szczęśliwości w całości na nikim innym. Dlatego nie liczę na rodziców, na rodzeństwo, na partnerów, na przyjaciół ani znajomych, bo każda z tych osób może odejść lub odwrócić się ode mnie.  Oczywiście nie zakładam z góry wersji fatalistycznych, nie unikam nawiązywania bliskich relacji z założeniem lub podejrzeniami o rychłą i nieuchronną zdradę. Jedynie nie buduję swojego szczęścia wyłącznie w relacji do innych osób. Relacje z innym ludźmi - była już o tym mowa - są jedną wielką zmienną. Nic nie jest dane raz na zawsze. Mam świadomość tej zmiennej.

Peter4x napisał/a:

Przypomina mi się wypowiedź osoby "słaba kobieta" w wątku "psychologia->zacznij kochac siebie", ale nie chcę go cytować bo mi nie wypada. smile

Też mi się wydaje, że rossanka potrzebuje w życiu kogoś na kim mogłaby się oprzeć. Rodzi to jednak dla niej i dla tej osoby bardzo duże niebezpieczeństwo, biorąc pod uwagę jak rossanka tego pragnie. Dla niej niebezpieczeństwo jest takie, że uzależni się od kogoś, a dla kogoś, że stanie się w relacji do tej osoby toksyczna i zaborcza.

1,961

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
MalaMe napisał/a:
Peter4x napisał/a:

Przypomina mi się wypowiedź osoby "słaba kobieta" w wątku "psychologia->zacznij kochac siebie", ale nie chcę go cytować bo mi nie wypada. smile

Też mi się wydaje, że rossanka potrzebuje w życiu kogoś na kim mogłaby się oprzeć. Rodzi to jednak dla niej i dla tej osoby bardzo duże niebezpieczeństwo, biorąc pod uwagę jak rossanka tego pragnie. Dla niej niebezpieczeństwo jest takie, że uzależni się od kogoś, a dla kogoś, że stanie się w relacji do tej osoby toksyczna i zaborcza.

Ja bym się bardziej obawiał tego że można trafić na nieodpowiednią osobę, która najpierw rozkocha w sobie a później zrani i odrzuci. Ale to dotyczy nas wszystkich. Mam nadzieję że na takiego faceta nie trafi.

1,962 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-24 11:07:03)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

A ja, Me, wiem, że pierwszą swoją opiekunką, owszem, jestem ja sama, ale wiem też, przekonałam się nieraz i nie dwa, że świat jest pełen niespodziewanych zwrotów akcji, również tych pomyślnych, zaskakujących aktów dobroci innych ludzi itp.
Jeśli będę dla innych człowiekiem, to wróci. Zawsze wraca, nierzadko w bardzo zaskakujący sposób.
Chyba jeszcze nie zdarzyło mi się zostać z jakimś problemem sama jak palec. Nie prosiłam, a dostawałam wsparcie.

Często myślę, że otrzymuję niepomiernie więcej, niż daję i może pora wreszcie zacząć spłacać dług. Trochę próbuję...
Niedawna samobójcza śmierć koleżanki uprzytomniła mi, że za mało, stanowczo za mało wychodzę do innych. Zdarza mi się myśleć o telefonie do dawno niewidzianej znajomej, ale hamuje mnie trema, jakaś bariera, pośpiech i oczekiwanie na bardziej sprzyjającą rozmowie chwilę. I myślę sobie: "Aaaa...! Jutro!" i z tego jutra robi się rok. Tak było z tą moją koleżanką. A mogłam coś zrobić, mogłam porozmawiać, mogłam niewiele i wiele, pamiętam, że mnie słuchała i doceniała, miewałam na nią wpływ.
A my tu biadolimy nad swoim marnym losem, myślimy tylko o sobie. Cholera!!!
Furda facet, jak ma być, to będzie, a jak nie, to - patrz wyżej ; tylu ludzi do zauważenia, do kochania...
Sorry za emocjonalny ton.

1,963 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-24 16:57:42)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

No i co ja poradzę, że mnie znowu gadulstwo ponosi?
Czytaliście kiedys "Filipinkę"? Publikowała tam kiedyś swoje felietony Danuta Wawiłow, poetka, cudowna kobieta.
Kiedyś pisała o sobie, że pochodziła z zimnego domu i wyniosła z niego ogromny głód miłości. Tego głodu nie zaspokoiło nawet małżeństwo i rodzicielstwo, ciągle było jej za mało. Dokonała tego dopiero działalność na rzecz innych, prowadziła Klub Ludzi Artystycznie Niewyżytych, w "Filipince" prowadziła kącik "Puchowa kołdra", gdzie udzielała młodym wsparcia i rady. Miała w sobie mnóstwo mądrości i ciepła, mogę powiedzieć, że w pewnym stopniu wychowała mnie i pewnie wielu innych.

I ona kiedyś napisała coś w tym stylu: "Kochani, cudów nie ma. Jeśli jesteś samotny, znajdź kogoś jeszcze bardziej samotnego: staruszka, dziecko, kota..."
Ona też napisała, że nie dostaniemy ani źdźbła więcej niż jesteśmy w stanie unieść, choć "może nie od razu, może będzie bolało".
I kupę, kupę, kupę mądrych rzeczy u niej wyczytałam. Na przykład to: "Jak w tym haśle na murze - nie ufaj rodzicom, zrób się sam" - chodziło właśnie o samorozwój, pracę nad sobą i swoim życiem.

Niewiele jest osób publicznych, których tak cenię i szanuję jak Ją.

1,964

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Kurde, Rossanko, tak po prostu bywa i trzeba sobie z tym po prostu poradzić. Tylko tyle i aż tyle. Niczego nie zmieni rozkminianie, ileż można?

Jak to zrobić? Bywa, że mam lepsze momenty, ale Te myśli zawsze w którymś momencie wracają. Staram się wtedy czymś zając, uciekam w aktywności - to działa tylko na pewien czas.

Peter4x napisał/a:

Boże jak się to czyta to można popaść w depresję. Nie, ja nie mam takich obaw. Oczywiście nie planuję zostać sam do końca życia. Możliwości zawsze i w każdym wieku jest dużo. Potrzeba tylko trochę odwagi i pozytywnego myślenia.

No oczywiście, że nie masz takich obaw, jesteś mężczyzną, możesz mieć jeszcze w przyszłości własną rodzinę. Ja raczj nie. Mam moze 1procent szansy, to tyle co nic.

Piegowata'76 napisał/a:

Niedawna samobójcza śmierć koleżanki uprzytomniła mi, że za mało, stanowczo za mało wychodzę do innych. Zdarza mi się myśleć o telefonie do dawno niewidzianej znajomej, ale hamuje mnie trema, jakaś bariera, pośpiech i oczekiwanie na bardziej sprzyjającą rozmowie chwilę. I myślę sobie: "Aaaa...! Jutro!" i z tego jutra robi się rok. Tak było z tą moją koleżanką. A mogłam coś zrobić, mogłam porozmawiać, mogłam niewiele i wiele, pamiętam, że mnie słuchała i doceniała, miewałam na nią wpływ.
A my tu biadolimy nad swoim marnym losem, myślimy tylko o sobie. Cholera!!!
n.

I tak powinno być, ja staram się w pierwszej kolejności myśleć o sobie. Jak sama o sobie nie pomyślę, to kto pomyśli? Użytkownik z forum? Sąsiad? Kuzynka? Koleżanka? - Ależ oni wszyscy mają swoje życie. Takie myślenie, że inni mają gorzej - no mają, zawsze ktoś będzie miał gorzej. Kiedyś miałam właśnie takie podejście do życia: co tam moje problemy, Kowalska  ma gorzej, bo mąż jej ciężko zachorował, Iksiński ma gorzej, bo jego syn wpadł w podejrzane towarzystwo i tak dalej. Doszło do tego, ze zepchnęłam swoje potrzeby na dalszy plan, bo zawsze ktoś był wazniejsz i miał gorzej. Swoje problemy też bagateliziwałam w myśl: ciesz się z tego co masz, inni mają gorzej.  No więc było tak, że problemy rossanki byłyu nieważne, niewarte uwagi, starałam się o nich nie myśleć, no bo inni mają gorzej i tak się to skumulowało, że w pewnym momencie nie dałam już rady. A całkiem młoda babka jeszcze byłam.

Piegowata'76 napisał/a:

Domyślam się, że Rossanka daje wyraz uczuciom, które nawiedzają ją od czasu do czasu, a nie permanentnie, ale fakt, że zebrane w jednym miejscu mają smutny wydźwięk i trudno się do tego wydźwięku nie odnieść. Ale jakoś to jednak odzwierciedla ogólne podejście do zagadnienia.
We mnie jest dużo niezgody i buntu przeciwko demonizowaniu samotności.

Tak, tu daje upust "demonom" tongue
Na ogół przedstawiam się jako miło, poukładana, zadowolona i zaradna kobieta. Wybredna i wiedząca czego chce.
smile

MalaMe napisał/a:

Faktycznie, ogromnie dołujące jest to w jaki sposób rossanka o tej samotności napisała. Nie mam takich obaw, ponieważ mam świadomość, że w życiu tak naprawdę można liczyć wyłącznie na samego siebie. Moje szczęście w życiu zależy ode mnie samej. Nie opieram tej szczęśliwości w całości na nikim innym. Dlatego nie liczę na rodziców, na rodzeństwo, na partnerów, na przyjaciół ani znajomych, bo każda z tych osób może odejść lub odwrócić się ode mnie.  Oczywiście nie zakładam z góry wersji fatalistycznych, nie unikam nawiązywania bliskich relacji z założeniem lub podejrzeniami o rychłą i nieuchronną zdradę. Jedynie nie buduję swojego szczęścia wyłącznie w relacji do innych osób. Relacje z innym ludźmi - była już o tym mowa - są jedną wielką zmienną. Nic nie jest dane raz na zawsze. Mam świadomość tej zmiennej.

Też tak uważam, szczęscia nie da inna osoba.




MalaMe napisał/a:

Też mi się wydaje, że rossanka potrzebuje w życiu kogoś na kim mogłaby się oprzeć. Rodzi to jednak dla niej i dla tej osoby bardzo duże niebezpieczeństwo, biorąc pod uwagę jak rossanka tego pragnie. Dla niej niebezpieczeństwo jest takie, że uzależni się od kogoś, a dla kogoś, że stanie się w relacji do tej osoby toksyczna i zaborcza.

Stop!
Nie , rossanka nie chce się na nikim uwiesić i obciazyć swoimi problemami. Tak myślałam , ale to było 20 lat temu big_smile
NIe, nie szukam faceta by rozwiązywał moje problemy, aby wypełniał mi świat, aby był dla mnie całkowitym oparciem i odczarował wszystko.
Dziwne nie?
Jestem inteligentna i mądra i nie zrobiłabym tego drugiej osobie, przecież jestem świadoma, na czym to polega.
Po prostu chciałabym z kimś dzielić życie, a nie sama.
Byłam w życiu już sama, potem w związku i potem znów sama. Związek nie skończył się szczęsliwie, ale wiem już, że to był mój stan naturalny, w którym czułam się jak właściwy człowiek na właściwym miejscu, a nie w długiej samotności.
Z resztą zabawne, czy ja kogoś samotnego, kto chce być sam namawiam, żeby koniecznie sobie kogoś znalazl? No nie namawiam.
Albo wezmy hipotetyczną sytuację, za miesiąc piszę na forum: spotkałam świetnego mężczyznę, dobrze mi z nim, swobodnie się z nim czuję, mamy taki sam pogląd na życie, jest uczucie z wzajemnościa, poza tym bardzo podoba mi się fizycznie i na odwrót, ogólnie dobrze mi z nim -  jaki byłby odzew: czy gratulacje, oby Wam się wiodło, czy rossanka, rzuć go, drugi człowiek nie jest, aby się na nim uwieszać i stworzyć toksyczny związek, on ci szczęścia nie da, bo to masz dać sobie sama. wink

Już tu gdzieś pisałam, ale nie wiem, skąd przekonanie, że szukam faceta aby mnie uszczęśliwił i rozwiązywał moje problemy. Już jestem duża i to robię od dawna sama, a mimo tp chciałabym jeszcze kogoś poznać.

1,965 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-24 11:58:35)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Rossanko, to normalne, że emocje mają swoje przypływy i odpływy. Nie ma co im zaprzeczać. Z lektur i własnego doświadczenia wiem, że muszą po prostu wybrzmieć, trzeba je przeżyć i robić swoje, żyć, a nie uciekać przed nimi. To właściwie wygląda identycznie, ale psychiczne podejście jest inne. Więc nie uciekam w pracę, by nie myśleć o samotności, ale pomimo niej (albo raczej - z nią po prostu) zajmuję się czymś tam, a emocja za chwilę odpłynie, zwyczajnie zapomnę. Wróci, oczywiście, bo to jest zupełnie naturalne. Ale u mnie na przykład te trudne emocje były jak fale, które na początku rozhuśtane, wracały coraz rzadziej i łagodniej. Teraz już praktycznie jest o.k., żyję sobie jako singiel i tyle. Cytując koleżankę, a mam w życiu szczęście do mądrych ludzi: "Jest słońce, które ogrzewa moje ciało (...) A że nie mam wszystkiego? Widocznie Bóg tak chce".
A jak mnie czasem dół nawiedzi, nawet większy, to wiem, że minie.
Zima była dla mnie ciężka. Chorowałam, odreagowywałam śmierć byłego męża (tak, nawet byłego się odreagowuje), nie zapomnę, jak odstawiłam cyrk w PTTK, kiedy to uciekłam popłakać do ubikacji i tam mnie znaleźli znajomi - ale nauczona już doświadczeniem, wiedziałam nawet wtedy, że to nie potrwa wiecznie i że mam święte prawo do emocji. No i chyba przeszło, choć zawsze będę myślała o byłym ze współczuciem i żalem, że takie trudne i krótkie miał życie, że nie udało nam się...
Jest więc gdzieś tam smutek, ale jest też radość, że mi słoneczniki zaglądają do okien.

1,966

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

P.S. Jak spotkasz swoją miłość, to Was oboje wyściskam, życząc wszystkiego najlepszego smile

1,967

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

P.S. Jak spotkasz swoją miłość, to Was oboje wyściskam, życząc wszystkiego najlepszego smile

Zupełnie ostatnio straciłam nadzieję.
Ja już nigdy nikogo nie spotkam,  nie ważne,  który to będzie rok. A ten wątek będzie się ciągnąć bez końca na forum.
Jednocześnie ma, paradoksalnie świadomość,  nawiązując do wpisów wyżej,  że zawsze może być jeszcze gorzej. Aż tak głupia nie jestem, doceniam to, co mam i w sumie fajne rzeczy w życiu osiągnęłam.

1,968 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-24 12:15:53)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ross, jak Cię zaraz palnę w ucho... wink

Spotkasz albo nie spotkasz. Nie zawracaj sobie tym głowy za mocno (bo tak w ogóle to się pewnie nie da). Żyj. Bierz, co Ci życie daje i nie myśl za dużo, czego nie daje.

1,969 Ostatnio edytowany przez MalaMe (2019-08-24 12:46:51)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

NIe, nie szukam faceta (...) aby wypełniał mi świat, aby był dla mnie całkowitym oparciem i odczarował wszystko.
Dziwne nie?

vs.

rossanka napisał/a:

Zupełnie ostatnio straciłam nadzieję.
Ja już nigdy nikogo nie spotkam,  nie ważne,  który to będzie rok. A ten wątek będzie się ciągnąć bez końca na forum.

rossanka napisał/a:

Jestem inteligentna i mądra i nie zrobiłabym tego drugiej osobie, przecież jestem świadoma, na czym to polega.

Takie rzeczy (te rzeczy) robi się nieświadomie. Wbrew sobie. Swoim twierdzeniom i zapewnieniom. Nie twierdzę, że tak będzie. Ale niebezpieczeństwo popełnienia tego błędu przy tak mocnym pragnieniu obarczonym beznadzieją sytuacji jest bardzo wysokie.


Pierwszy krok do zrobienia, to pozbycie się poczucia tej beznadziejności.

1,970

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
MalaMe napisał/a:
rossanka napisał/a:

NIe, nie szukam faceta (...) aby wypełniał mi świat, aby był dla mnie całkowitym oparciem i odczarował wszystko.
Dziwne nie?

vs.

rossanka napisał/a:

Zupełnie ostatnio straciłam nadzieję.
Ja już nigdy nikogo nie spotkam,  nie ważne,  który to będzie rok. A ten wątek będzie się ciągnąć bez końca na forum.

rossanka napisał/a:

Jestem inteligentna i mądra i nie zrobiłabym tego drugiej osobie, przecież jestem świadoma, na czym to polega.

Takie rzeczy (te rzeczy) robi się nieświadomie. Wbrew sobie. Swoim twierdzeniom i zapewnieniom. Nie twierdzę, że tak będzie. Ale niebezpieczeństwo popełnienia tego błędu przy tak mocnym pragnieniu obarczonym beznadzieją sytuacji jest bardzo wysokie.


Pierwszy krok do zrobienia, to pozbycie się poczucia tej beznadziejności.

Nie wiem jak to zrobić.  Dawno nie byłam w takim dole  (jeśli chodzi o relacje damsko mekie). Nie mam kompletnie nadziei, nie widze zadnego jaśniejszego punktu w tym temacie
Samej sobie mi się to nie podoba.
Muszę coś wymyślić,  bo się zamęczę hmm
Tylko,  ze nic nie działa. Działa chwilowo.

1,971

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

No oczywiście, że nie masz takich obaw, jesteś mężczyzną, możesz mieć jeszcze w przyszłości własną rodzinę. Ja raczj nie. Mam moze 1procent szansy, to tyle co nic.

Nie wiem skąd to przekonanie. Wiesz, mając do wyboru wspaniałą, inteligentą, czułą kobietę w tym samym wieku i młodą kokietkę, wredną, której w głowie tylko zakupy, zapewniam Cię że mężczyzna wybierze właśnie tą kobietę która jest w tym samym wieku co on. Potomstwo to nie wszystko. Jak jest przyjaźń, zrozumienie i dwie osoby dobrze się czują w swoim towarzystwie to są to wartości które przeważają. Nie każdy facet ma parcie na to żeby mieć potomstwo.

1,972 Ostatnio edytowany przez umajona (2019-08-24 13:35:20)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

W sumie jestem ciekawa, czy wśród osób, które są same, ale chciałyby być w związku, są takie autentycznie i szczerze szczęśliwe. Ja tak o sobie nie mogę powiedzieć. Mimo iż mam w życiu mnóstwo szczęśliwych chwil, staram się to życie doceniać, cieszyć nim na różne możliwe sposoby, to gdzieś tam w środku tli się czasem mniejsza, a czasem większa myśl, że szkoda, że nie mogę tych chwil i tych radości dzielić z ukochanym... I tak, zaraz się przywołuję do porządku, żeby nie popaść w jakieś większe przygnębienie, bo przecież nie mam żadnego wpływu na to, że jest jak jest, ale to takie trochę rozumowe oszukiwanie samej siebie.

Można czytać i pisać całe eseje o tym, że da się być szczęśliwym samemu, udowadniać to rozumowo na wszelkie możliwe sposoby. Ale siebie samego się nie oszuka. A cudze nieszczęścia nigdy nie były dla mnie pocieszeniem. Zresztą wydaje mi się, że bagatelizowanie czyichś smutków stwierdzeniem, że inni mają gorzej, nie jest dobre. To takie jakby ignorowanie emocji danej osoby. Czy komuś, kto jest nieuleczalnie chory powie się, żeby nie przesadzał, bo inni tracą rodziny w katastrofach? Albo na odwrót? Nie... Niby takie mówienie ma na celu pocieszenie danej osoby, ale moim zdaniem to nie jest dobra metoda.

Nie wiem, Rossanko, jak sprawić, by emocjonalnie czuć się szerze szczęśliwą. Może taki stan w pewnym momencie sam przychodzi?
Myślę, że na pewno warto bardziej skupiać uwagę na tym, co dobre w naszym życiu i daje uśmiech, niż na tych chwilach przygnębienia. A tym smutnym chwilom załamki, które się pojawiają, pozwalać swobodnie odpłynąć - czyli ani nie walczyć z nimi na siłę, ani nie trzymać się ich kurczowo.

1,973 Ostatnio edytowany przez MalaMe (2019-08-24 13:41:53)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Tutaj nikt nie bagatelizuje smutków rossanki ani tez nie udowadnia - w ramach pocieszania - że inni mają gorzej lub że można mieć gorzej, bo poczucie lepiej-gorzej jest tak względne i subiektywne, że całkowicie nieporównywalne i jest totalnym nieporozumieniem.

Życie jest zbyt nieprzewidywalne, aby można było założyć dla siebie jego jedną jedyną szczęśliwą wersję - czy to będzie wersja bycia w związku, czy też bycia samotnym - i tylko o to tu chodzi.

1,974

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
MalaMe napisał/a:

Tutaj nikt nie bagatelizuje smutków rossanki ani tez nie udowadnia - w ramach pocieszania - że inni mają gorzej lub że można mieć gorzej, bo poczucie lepiej-gorzej jest tak względne i subiektywne, że całkowicie nieporównywalne i jest totalnym nieporozumieniem.

Życie jest zbyt nieprzewidywalne, aby można było założyć dla siebie jego jedną jedyną szczęśliwą wersję - czy to będzie wersja bycia w związku, czy też bycia samotnym - i tylko o to tu chodzi.

To mnie martwi, ta nieprzewidywalność. Teraz narzekam, że jestem sama, a mogę przecież ciężko zachorować, mogę nawet umrzeć. Niczego się nie przewidzi. Przeraza mnie to, a zwłaszcza fakt, ze nie mam na to wpływu.

umajona napisał/a:

W sumie jestem ciekawa, czy wśród osób, które są same, ale chciałyby być w związku, są takie autentycznie i szczerze szczęśliwe.

Też się zastanawiam, czy to możliwe. Wiem, że mozna być szczęśliwym samemu jakiś czas, ale tak ciągle? Nie znam takich osób. Chyba, że są to osoby zranione, po nieszczęśliwych zwiąkach, gdzie była przemoc, może zdrady, może poniżanie - wtedy taka osoba chce być sama, ale nie dlatego, ze jej dobrze samej tylko jej lepiej samej w porównaniu do czasu, gdzie była w beznadziejnym związku, a wtedy samotność to wybawienie. Inna kategoria to wdowcy - po śmierci ukochanego partnera ktoś może chcieć być sam, bo nie wyobraża sobie kogo innego u swego boku. Innych opcji nie ma, jest malutki ułamek tzw samotników z krwi i kości, co to nie potrzebują partnera, partnerki. A i wtedy bywa, że nagle pojawia się KTOŚ i okazuje się, ze ten samotnik chętnie porzuca swój samotny stan.



umajona napisał/a:

Nie wiem, Rossanko, jak sprawić, by emocjonalnie czuć się szerze szczęśliwą. Może taki stan w pewnym momencie sam przychodzi?

Umajona - pojęcia nie mam. Bywały momenty, że było mi już bardzodobrze samej (jeśłi chodzi o wymiar związkowy), ale po paru miesiącach się to zmieniało.
Pod innymi względami jestem szczęśliwa, ale nie pod względem związkowym. Nie uważam też tego za coś złego.
Jeśli mam być szczera, to nie przekonują mnie słowa:polub samotność, zaakceptuj ją bo samotnym też można być szczęśliwym (tylko co innego roczna samotność a coinnego wieloletnia) i to od osób, które od lat same są w związkach (ciekawe dlaczego więc w te związki weszły), albo od osób samotnyh obecnie, ale po rozwodach, ciężkich małżeństwach z przemocą w tle - dla których rozwód był wybawieniem z beznadziejnego związku.





umajona napisał/a:

Myślę, że na pewno warto bardziej skupiać uwagę na tym, co dobre w naszym życiu i daje uśmiech, niż na tych chwilach przygnębienia. A tym smutnym chwilom załamki, które się pojawiają, pozwalać swobodnie odpłynąć - czyli ani nie walczyć z nimi na siłę, ani nie trzymać się ich kurczowo.

Tak robię.

Peter4x napisał/a:

Nie wiem skąd to przekonanie. Wiesz, mając do wyboru wspaniałą, inteligentą, czułą kobietę w tym samym wieku i młodą kokietkę, wredną, której w głowie tylko zakupy, zapewniam Cię że mężczyzna wybierze właśnie tą kobietę która jest w tym samym wieku co on. Potomstwo to nie wszystko. Jak jest przyjaźń, zrozumienie i dwie osoby dobrze się czują w swoim towarzystwie to są to wartości które przeważają. Nie każdy facet ma parcie na to żeby mieć potomstwo.

Takiego kogoś szukam, bo nie chcę kłamać, ale dziecka (prawdopodobnie) już mu nie "Dam", żeby później nie było pretensji.
Ale jakbym spotkała faceta, który też nie może mieć dzieci (może z powodu choroby), to przecież nie zostawiłabym go tylko z tego powodu, jeśli czułabym, że to TEn.

1,975

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

To mnie martwi, ta nieprzewidywalność. Teraz narzekam, że jestem sama, a mogę przecież ciężko zachorować, mogę nawet umrzeć. Niczego się nie przewidzi. Przeraza mnie to, a zwłaszcza fakt, ze nie mam na to wpływu.

Mnie przeraża Twoje podejście do życia. Widzisz w nim same nieszczęścia i tragedie. Totalny brak pozytywnego spojrzenia. Radości z życia. Nieprzewidywalność dotyczy w takiej samej mierze wydarzeń nieszczęśliwych jak i szczęśliwych.

1,976

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Zupelnie powaznie biore pod uwage zamieszkanie na starosc z przyjacielem jesli nadal bede samotny. Teraz jeszcze na pewno nie bo kręcą sie po domu dzieci , wypatruje sie jeszcze partnerki i co ludzie powiedza ale tak za 15 -20 lat...  . Znam takie przypadki choc tylko kobiet poki co.

1,977

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
umajona napisał/a:

W sumie jestem ciekawa, czy wśród osób, które są same, ale chciałyby być w związku, są takie autentycznie i szczerze szczęśliwe. Ja tak o sobie nie mogę powiedzieć. Mimo iż mam w życiu mnóstwo szczęśliwych chwil, staram się to życie doceniać, cieszyć nim na różne możliwe sposoby, to gdzieś tam w środku tli się czasem mniejsza, a czasem większa myśl, że szkoda, że nie mogę tych chwil i tych radości dzielić z ukochanym... I tak, zaraz się przywołuję do porządku, żeby nie popaść w jakieś większe przygnębienie, bo przecież nie mam żadnego wpływu na to, że jest jak jest, ale to takie trochę rozumowe oszukiwanie samej siebie.

Bardzo dobrze powiedziane! Ja doszłam już do momentu, gdzie uważam, że posiadanie wartościowego partnera u boku jest wartością dodaną w naszym życiu, a nie celem samym w sobie. O wiele łatwiej wtedy zaakceptować taki stan rzeczy, tę swoją samotność. Ja staram się też rozróżniać bycie samym od bycia samotnym. Tyle, że ja mam dzieci, więc to też bardzo wiele zmienia in plus, myślenie o przyszłości bez partnera też już inaczej wygląda, bo człowiek ma świadomość tego, że dzieci wkrótce będą miały swoje rodziny, pojawią się wnuki i może jednak będzie ktoś kto zechce podać tę przysłowiową szklankę wody na starość.

1,978

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
MalaMe napisał/a:
rossanka napisał/a:

To mnie martwi, ta nieprzewidywalność. Teraz narzekam, że jestem sama, a mogę przecież ciężko zachorować, mogę nawet umrzeć. Niczego się nie przewidzi. Przeraza mnie to, a zwłaszcza fakt, ze nie mam na to wpływu.

Mnie przeraża Twoje podejście do życia. Widzisz w nim same nieszczęścia i tragedie. Totalny brak pozytywnego spojrzenia. Radości z życia. Nieprzewidywalność dotyczy w takiej samej mierze wydarzeń nieszczęśliwych jak i szczęśliwych.

W którym momencie napisałam,  że widzę Same nieszczęścia i tragedie i skąd wiesz, że nie mam radości z życia.  Przecież mnie nie znasz.? A może piszę na tym wątku gdy mam totalnego doła? Bo ten wątek to dla mnie taki wentyl bezpieczeństwa,  gdzie mogę dać upust  emocjom.

1,979

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Nie należy się poddawać,
Samotność jest okresem przejściowym jednak pozostająca dłużej kształtuje rzeczywistość Dlatego Szukaj znajomości bo każda miesi z sobą inne doznania które nas wzmacniają

1,980

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Nie należy się poddawać,
Samotność jest okresem przejściowym jednak pozostająca dłużej kształtuje rzeczywistość Dlatego Szukaj znajomości bo każda miesi z sobą inne doznania które nas wzmacniają

1,981

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
MalaMe napisał/a:
rossanka napisał/a:

To mnie martwi, ta nieprzewidywalność. Teraz narzekam, że jestem sama, a mogę przecież ciężko zachorować, mogę nawet umrzeć. Niczego się nie przewidzi. Przeraza mnie to, a zwłaszcza fakt, ze nie mam na to wpływu.

Mnie przeraża Twoje podejście do życia. Widzisz w nim same nieszczęścia i tragedie. Totalny brak pozytywnego spojrzenia. Radości z życia. Nieprzewidywalność dotyczy w takiej samej mierze wydarzeń nieszczęśliwych jak i szczęśliwych.

W którym momencie napisałam,  że widzę Same nieszczęścia i tragedie i skąd wiesz, że nie mam radości z życia.  Przecież mnie nie znasz.? A może piszę na tym wątku gdy mam totalnego doła? Bo ten wątek to dla mnie taki wentyl bezpieczeństwa,  gdzie mogę dać upust  emocjom.

Ja czasami próbuje się tak pocieszać (że inni mają gorzej) chociaż bycie singlem nie jest w tej chwili moim największym problemem. Jednak takie coś jest dobre tylko na krótką metę. Wydaje mi się że trzeba ustawic poprzeczkę wysoko bo wtedy jest szansa że się więcej osiągnie.


Mam nadzieję że dalej będziesz tutaj pisać i co jakiś czas dawać znać co u Ciebie słuchać bo już zdążyłem Cię polubić. smile

1,982 Ostatnio edytowany przez MalaMe (2019-08-24 15:18:45)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
MalaMe napisał/a:
rossanka napisał/a:

To mnie martwi, ta nieprzewidywalność. Teraz narzekam, że jestem sama, a mogę przecież ciężko zachorować, mogę nawet umrzeć. Niczego się nie przewidzi. Przeraza mnie to, a zwłaszcza fakt, ze nie mam na to wpływu.

Mnie przeraża Twoje podejście do życia. Widzisz w nim same nieszczęścia i tragedie. Totalny brak pozytywnego spojrzenia. Radości z życia. Nieprzewidywalność dotyczy w takiej samej mierze wydarzeń nieszczęśliwych jak i szczęśliwych.

W którym momencie napisałam,  że widzę Same nieszczęścia i tragedie i skąd wiesz, że nie mam radości z życia.  Przecież mnie nie znasz.? A może piszę na tym wątku gdy mam totalnego doła? Bo ten wątek to dla mnie taki wentyl bezpieczeństwa,  gdzie mogę dać upust  emocjom.

W tym:

rossanka napisał/a:

To mnie martwi, ta nieprzewidywalność. Teraz narzekam, że jestem sama, a mogę przecież ciężko zachorować, mogę nawet umrzeć. Niczego się nie przewidzi. Przeraza mnie to, a zwłaszcza fakt, ze nie mam na to wpływu..

Czemu właśnie jako przykłady nieprzewidywalności dałaś akurat same tragiczne wydarzenia w życiu, mało tego, jedno z nich akurat jest przewidywalne? Czyli jesteś sama, a jako przejaw nieprzewidywalności, że może być jeszcze gorzej. Będąc w związku również możesz ciężko zachorować a także umrzeć (eh...).

1,983

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
MalaMe napisał/a:
rossanka napisał/a:
MalaMe napisał/a:

Mnie przeraża Twoje podejście do życia. Widzisz w nim same nieszczęścia i tragedie. Totalny brak pozytywnego spojrzenia. Radości z życia. Nieprzewidywalność dotyczy w takiej samej mierze wydarzeń nieszczęśliwych jak i szczęśliwych.

W którym momencie napisałam,  że widzę Same nieszczęścia i tragedie i skąd wiesz, że nie mam radości z życia.  Przecież mnie nie znasz.? A może piszę na tym wątku gdy mam totalnego doła? Bo ten wątek to dla mnie taki wentyl bezpieczeństwa,  gdzie mogę dać upust  emocjom.

W tym:

rossanka napisał/a:

To mnie martwi, ta nieprzewidywalność. Teraz narzekam, że jestem sama, a mogę przecież ciężko zachorować, mogę nawet umrzeć. Niczego się nie przewidzi. Przeraza mnie to, a zwłaszcza fakt, ze nie mam na to wpływu..

Czemu właśnie jako przykłady nieprzewidywalności dałaś akurat same tragiczne wydarzenia w życiu, mało tego, jedno z nich akurat jest przewidywalne? Czyli jesteś sama, a jako przejaw nieprzewidywalności, że może być jeszcze gorzej. Będąc w związku również możesz ciężko zachorować a także umrzeć (eh...).

Bo mnie to przeraża. Z resztą innych ludzi pewnie też.
A w związku może być jeszcze gorzej.  Mąż mi może umrzeć,  albo zachorować.  Trzeba być przygotowanym na każdą okoliczność.  Dziś jesteś jutro Cię nie ma.nic na to nie poradzisz.
Naprawdę nie macie takich myśli?

1,984

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Peter4x napisał/a:
rossanka napisał/a:
MalaMe napisał/a:

Mnie przeraża Twoje podejście do życia. Widzisz w nim same nieszczęścia i tragedie. Totalny brak pozytywnego spojrzenia. Radości z życia. Nieprzewidywalność dotyczy w takiej samej mierze wydarzeń nieszczęśliwych jak i szczęśliwych.

W którym momencie napisałam,  że widzę Same nieszczęścia i tragedie i skąd wiesz, że nie mam radości z życia.  Przecież mnie nie znasz.? A może piszę na tym wątku gdy mam totalnego doła? Bo ten wątek to dla mnie taki wentyl bezpieczeństwa,  gdzie mogę dać upust  emocjom.

Ja czasami próbuje się tak pocieszać (że inni mają gorzej) chociaż bycie singlem nie jest w tej chwili moim największym problemem. Jednak takie coś jest dobre tylko na krótką metę. Wydaje mi się że trzeba ustawic poprzeczkę wysoko bo wtedy jest szansa że się więcej osiągnie.


Mam nadzieję że dalej będziesz tutaj pisać i co jakiś czas dawać znać co u Ciebie słuchać bo już zdążyłem Cię polubić. smile

Dziękuję. smile
Jeśli masz na myśli życie związkowe,  to nuda  i nie ma o czym pisać,  bo nic się nie dzieje. A jak się dzieje to bez happy endu.
Na innych obszarach dzieje się duzo, ale nie o tym wątek.  Piszę w obecnym  tylko o jedanym,  więc mogę się wydawać monotematyczna.

1,985 Ostatnio edytowany przez MalaMe (2019-08-24 15:39:16)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
MalaMe napisał/a:
rossanka napisał/a:

W którym momencie napisałam,  że widzę Same nieszczęścia i tragedie i skąd wiesz, że nie mam radości z życia.  Przecież mnie nie znasz.? A może piszę na tym wątku gdy mam totalnego doła? Bo ten wątek to dla mnie taki wentyl bezpieczeństwa,  gdzie mogę dać upust  emocjom.

W tym:

rossanka napisał/a:

To mnie martwi, ta nieprzewidywalność. Teraz narzekam, że jestem sama, a mogę przecież ciężko zachorować, mogę nawet umrzeć. Niczego się nie przewidzi. Przeraza mnie to, a zwłaszcza fakt, ze nie mam na to wpływu..

Czemu właśnie jako przykłady nieprzewidywalności dałaś akurat same tragiczne wydarzenia w życiu, mało tego, jedno z nich akurat jest przewidywalne? Czyli jesteś sama, a jako przejaw nieprzewidywalności, że może być jeszcze gorzej. Będąc w związku również możesz ciężko zachorować a także umrzeć (eh...).

Bo mnie to przeraża. Z resztą innych ludzi pewnie też.
A w związku może być jeszcze gorzej.  Mąż mi może umrzeć,  albo zachorować.  Trzeba być przygotowanym na każdą okoliczność.  Dziś jesteś jutro Cię nie ma.nic na to nie poradzisz.
Naprawdę nie macie takich myśli?

Nie. I dla mnie to już nawet nie jest skrajny pesymizm. To coś więcej. Nie wiem jak to nazwać.
Takie jest życie. Rodzimy się. Żyjemy. Umieramy. Nie miewam na tym tle natrętnych myśli.

1,986

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
MalaMe napisał/a:
rossanka napisał/a:
MalaMe napisał/a:

W tym:



Czemu właśnie jako przykłady nieprzewidywalności dałaś akurat same tragiczne wydarzenia w życiu, mało tego, jedno z nich akurat jest przewidywalne? Czyli jesteś sama, a jako przejaw nieprzewidywalności, że może być jeszcze gorzej. Będąc w związku również możesz ciężko zachorować a także umrzeć (eh...).

Bo mnie to przeraża. Z resztą innych ludzi pewnie też.
A w związku może być jeszcze gorzej.  Mąż mi może umrzeć,  albo zachorować.  Trzeba być przygotowanym na każdą okoliczność.  Dziś jesteś jutro Cię nie ma.nic na to nie poradzisz.
Naprawdę nie macie takich myśli?

Nie. I dla mnie to już nawet nie jest skrajny pesymizm. To coś więcej. Nie wiem jak to nazwać.
Takie jest życie. Rodzimy się. Żyjemy. Umieramy. Nie miewam na tym tle natrętnych myśli.

W takim razie jesteś szczęściarą.  Ja mam te myśli od dziecka. Jakoś nie wiem, jak to jest ich nie mieć.

1,987

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Ja mam te myśli od dziecka. Jakoś nie wiem, jak to jest ich nie mieć.

W takim razie myślę, że może powinnaś poszukać profesjonalnej pomocy w tym zakresie. Natomiast nie wiem jaki to ma związek z Twoim pragnieniem bycia w związku?

1,988

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
MalaMe napisał/a:
rossanka napisał/a:

Ja mam te myśli od dziecka. Jakoś nie wiem, jak to jest ich nie mieć.

W takim razie myślę, że może powinnaś poszukać profesjonalnej pomocy w tym zakresie. Natomiast nie wiem jaki to ma związek z Twoim pragnieniem bycia w związku?

Byłam u profesjonalisty.
Nic takiego nie mówiłam,  dyskusja zeszła na tematy śmierci po prostu.

1,989

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
MalaMe napisał/a:
rossanka napisał/a:

Ja mam te myśli od dziecka. Jakoś nie wiem, jak to jest ich nie mieć.

W takim razie myślę, że może powinnaś poszukać profesjonalnej pomocy w tym zakresie. Natomiast nie wiem jaki to ma związek z Twoim pragnieniem bycia w związku?

Byłam u profesjonalisty.
Nic takiego nie mówiłam,  dyskusja zeszła na tematy śmierci po prostu.

Wywołałaś ten temat.
Ja pisałam o nieprzewidywalności życia pod kątem związków, w kontekście Twojej wypowiedzi, że na pewno już nikogo nie poznasz. Tego nie wiesz, po prostu, dlatego że życie jest nieprzewidywalne właśnie.

1,990

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
MalaMe napisał/a:
rossanka napisał/a:
MalaMe napisał/a:

W takim razie myślę, że może powinnaś poszukać profesjonalnej pomocy w tym zakresie. Natomiast nie wiem jaki to ma związek z Twoim pragnieniem bycia w związku?

Byłam u profesjonalisty.
Nic takiego nie mówiłam,  dyskusja zeszła na tematy śmierci po prostu.

Wywołałaś ten temat.
Ja pisałam o nieprzewidywalności życia pod kątem związków, w kontekście Twojej wypowiedzi, że na pewno już nikogo nie poznasz. Tego nie wiesz, po prostu, dlatego że życie jest nieprzewidywalne właśnie.

No i z tą nieprzewidywalnością wyszedl temat nieprzyjemnych zdarzeń,  których nie przewidzisz. Nie było to związane ze związkiem.
Co do zwiazku, to się zgadzam, tu się nie przewidzi. Równie dobrze już za 8 tygodni można by  już  związku,  albo nadal samemu. Uważam jednak,  że jest to możliwe,  ale dla innych. Nie dla mnie. Zastanawiałam się,  dlaczego właśnie nie dla mnie? Tu wydaje mi się,  że ma wpływ przeszłość,  z wyjątkiem jednego związku,  nigdy nie udała mi się relacja z wzajemnością,  a i w związku się nameczyłam,  aby on trwał,  bo skończyłoby się o wiele wcześniej.
Znam tylko, z doświadczenia,  dwa modele: pierwszy, gdy ja kogoś darze uczuciem,  a ktoś mnie olewa, a drugi, gdy ktoś mnie darzy uczuciem, ja go nie.

1,991

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

No i z tą nieprzewidywalnością wyszedl temat nieprzyjemnych zdarzeń,  których nie przewidzisz. Nie było to związane ze związkiem.

Też miałem kiedyś paniczny strach przed śmiercią, przed tym że może być bardzo ciężka choroba i skończyć się tragicznie. Później samo jakoś przeszło. Może przez to że zacząłem bardziej wgłębiać się w sprawy duchowe, niekoniecznie Ewangelię ale bardziej relacje osób które przeszły śmierć kliniczną, wizualizację pozytywną, psychologię, psychoterapię z dziedziny past life regression, to co ludzie opowiadali podczas hipnozy, itd. To wszystko sprawiło że pewne lęki ustąpiły.


rossanka napisał/a:

Co do zwiazku, to się zgadzam, tu się nie przewidzi. Równie dobrze już za 8 tygodni można by  już  związku,  albo nadal samemu. Uważam jednak,  że jest to możliwe,  ale dla innych. Nie dla mnie. Zastanawiałam się,  dlaczego właśnie nie dla mnie? Tu wydaje mi się,  że ma wpływ przeszłość,  z wyjątkiem jednego związku,  nigdy nie udała mi się relacja z wzajemnością,  a i w związku się nameczyłam,  aby on trwał,  bo skończyłoby się o wiele wcześniej.
Znam tylko, z doświadczenia,  dwa modele: pierwszy, gdy ja kogoś darze uczuciem,  a ktoś mnie olewa, a drugi, gdy ktoś mnie darzy uczuciem, ja go nie.

Skąd ja to znam. Też mam trochę takich wspomień. Jedno pamiętam dobrze aż do dziś. Jakoś po latach bardziej mnie to nawet boli że w pewnym momencie musiałem powiedzieć nie i zranić tą osobę.

1,992 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-24 16:34:50)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Dziewczyny, ale naiwnością jest oczekiwać, że przejdzie się przez życie bez bólu i smutku.
Przeżywam różne emocje, ale gdybym miała ocenić całokształt swojego życia, podsumować - nie jest źle.
Pomysły z zeszytami wdzięczności wydają się banalne i naiwne, ale gdyby tak spisać wszystkie powody do uśmiechu każdego dnia - zdziwł(a) by się niejeden(-na), ile tego jest.
Wierzę, że sztuką szczęśliwego życia jest właśnie umieć to zauważyć.
Partnera, związek i wszystko inne ma się albo nie ma i tyle.
Joanna Sałyga, która zmarła na raka, zawsze odwracała pytanie "dlaczego ja?" i przekornie pisała na swoim blogu: "A dlaczego nie ja?".

Już pisałam, że po swojemu wierzę w siłę wyższą i uważam nasze pragnienie kontroli nad wszystkim za brak pokory.
Będzie, co ma być. Pewnie, że się czasem boję, ale nie mam nic do gadania, więc nie ma sensu za dużo myśleć. Właśnie w tym tygodniu zmarła dzieczyna młodsza ode mnie, chora na to samo, co ja - tyle że ona chorobę przechodziła bardzo ciężko. Miałam okazję osobiście ją kiedyś poznać.
Rozmawiałam o tym z przyjaciółką, z którą widuję się teraz bardzo rzadko. Sama jest po poważnych kłopotach ze zdrowiem. Napisała mi: "Piegowata, trzeba być zawsze gotowym".

A z tym "komunalnym" mieszkaniem, przypomina mi się któryś tom "Ani z Zielonego Wzgórza". Tam też pani Linde po śmierci męża (i pozostaniu bez środków do życia bodajże) przeprowadza się do Maryli Cuthbert. Dla wyeliminowania ewentualnych konfliktów panie postanawiają tylko oddzielnie gotować smile
Da się? Da! Jest wiele niestandardowych rozwiązań.

1,993 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-24 16:46:04)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Mnie akurat już w dzieciństwie myśli o śmierci nie były obce. Musiało się stać coś, co je wywołało, a czego nie pamiętam. Może przedwczesna śmierć znanego mi tylko z opowiadań wujka?
Ale niezależnie od tego musimy sobie jakoś z tym radzić. Swoje sposoby wypracowałam i dzielę się oraz dzieliłam na forum.
Zawsze sobie tłumaczę, że nawet jeśli czegoś nie pojmuję, może jest ktoś większy i mądrzejszy ode mnie, a te nasze losy są fragmentem większej całości i większego sensu.

W przemyśleniach pomaga mi to wszystko, co czytam, a lubię takie egzystencjalne lektury.

No i ta nieprzewidzialność... Gdyby nie możliwości współczesnej medycyny, już od ponad dwudziestu lat wąchałabym kwiatki od spodu. A w wypadkach giną młodzi, zdrowi, pełni planów ludzie. Jak ostatnio te dzieci na Giewoncie...
To co ja się, kurrde, będę martwić? Róbmy swoje i tyle.

1,994

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piotr Introwertyk napisał/a:

Zupelnie powaznie biore pod uwage zamieszkanie na starosc z przyjacielem jesli nadal bede samotny. Teraz jeszcze na pewno nie bo kręcą sie po domu dzieci , wypatruje sie jeszcze partnerki i co ludzie powiedza ale tak za 15 -20 lat...  . Znam takie przypadki choc tylko kobiet poki co.

Piotrze, a ja znam jeden męski przypadek. Były alkoholik, który przez nałóg po prostu zniszczył swoje rodzinne życie, jednak zawalczył o siebie. Pracuje, pasjonuje się wędkarstwem, a żeby łatwiej podołać kosztom życia, wynajmuje mieszkanie z jakimś innym facetem. Chyba całkiem dobrze to funkcjonuje.

1,995 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-08-25 10:15:53)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Zaryzykuję włożenie kija w mrowisko tutaj, zamiast zakładać nowy temat:
Wydaje mi się, że samemu może każdy czasowo być z różnych powodów. Ale samotność to już przyczyny szukałabym w samotniku- i to nie tyle w tym, że On jest jakoś nieatrakcyjny dla innych, bo często tak na pierwszy rzut oka niczego im nie brakuje.
raczej szukałabym przyczyny w egocentryzmie, który nie pozwala się jakoś tak..zachwycić innym człowiekiem, nie patrząc na swoje cele.
Myślę, że to absolutnie niezbędne by wyjść ze skorupy.
Zakładanie, że przez dziesięciolecia nikogo takiego się nie spotka to szaleństwo smile

1,996 Ostatnio edytowany przez MalaMe (2019-08-25 11:00:10)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Ela210 napisał/a:

(...)0raczej szukałabym przyczyny w egocentryzmie, który nie pozwala się jakoś tak..zachwycić innym człowiekiem, nie patrząc na swoje cele.(...)

Jeżeli celem jest związek jako związek, to nie uda się. Jeżeli celem będzie człowiek, z którym w konsekwencji może być związek, to uda się. Trzeba szukać człowieka, a nie związku.

1,997

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
MalaMe napisał/a:

Trzeba szukać człowieka.

Powodzenia
https://pbs.twimg.com/profile_images/914584035803979776/kr1d0WWn_400x400.jpg

1,998

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Ela210 napisał/a:

Zakładanie, że przez dziesięciolecia nikogo takiego się nie spotka to szaleństwo smile

Czemu szaleństwo?
Jaki procent ludzi jest autentycznie wart zachwytu? Jaka jest szansa, że oni również uznają ciebie za wartego zachwytu? Jaka jest szansa, że gdy się już nawet wzajemnie sobą zachwycicie, nic nie stanie na waszej drodze?
Kiedy próbuję sobie to wszystko oszacować, wychodzi mi, że znalezieniu szczęścia w miłości przeczy matematyka. Kiedy konfrontuję moje szacowania ze swoim życiem, wychodzi mi że matematyka wciąż ma rację, co pokazują nie lata, a właśnie dziesięciolecia mojej samotności. Ale kiedy widzę pary, to są dla mnie jakieś anomalie - coś co w zasadzie nie miało prawa zajść, a zachodzi masowo. Mam wrażenie, że niemal cały świat podstawia fałszywe wartości do tego równania.

1,999

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Znerx napisał/a:
MalaMe napisał/a:

Trzeba szukać człowieka.

Powodzenia
https://pbs.twimg.com/profile_images/914584035803979776/kr1d0WWn_400x400.jpg

Chyba się nie rozumiemy.

2,000 Ostatnio edytowany przez Znerx (2019-08-25 11:21:32)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
MalaMe napisał/a:

Chyba się nie rozumiemy.

Diogenes z Synopy - taki grecki filozof - miał przechadzać się w dzień po rynku zapaloną latarnią. Zapytany, dlaczego to robi, odpowiedział, że: szukam człowieka.
I właśnie nie mógł znaleźć wink

2,001 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-25 11:59:14)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Szczerze mówiąc, mnie też to nieco razi: mam na myśli ten odmieniany przez wszystkie przypadki "związek". Właśnie chcę spotkać człowieka i wtedy mogę się "związkować" wink
Istnieją ludzie, którzy mnie zachwycają, podobają mi się, choć przyznaję, że od dawna nie poznałam nikogo takiego. Świetnym facetem jest mój dobry kolega "Warszawiak", ale on jest zajęty i absolutnie nie zamierzam go traktować inaczej niż po koleżeńsku. Podoba mi się i ogromnie lubię Sąsiadunia, ale on "nie rokuje", więc pozostaje koleżeństwo i to bardzo luźne. Ale cenię ich jako ludzi i to już jest wartościowe.
Zdarzało mi się spotykać z facetami z czatu. W większości niestety bardzo pospolici, niczym mnie nie zainteresowali. Samo to, że ktoś chce z kimś  być, to za mało.
Tak, wiem, że ten na pierwszy rzut pospolity człowiek przy bliższym poznaniu może okazać się ukrytym skarbem, ale na to panowie nie mieli czasu. No, to przepraszam, ale znajmości "fast" mnie nie interesują.
Może też być tak, że ten zachwycający objawi z czasem zwykłe ludzkie słabości i kto wie, czy nie okaże się to poważną przeszkodą (zależy jakie te słabości). Nie jestem już skora do natychmiastowych zachwytów. Czas pokaże...

2,002

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Tycho napisał/a:

Jaki procent ludzi jest autentycznie wart zachwytu? Jaka jest szansa, że oni również uznają ciebie za wartego zachwytu? Jaka jest szansa, że gdy się już nawet wzajemnie sobą zachwycicie, nic nie stanie na waszej drodze?
Kiedy próbuję sobie to wszystko oszacować, wychodzi mi, że znalezieniu szczęścia w miłości przeczy matematyka. Kiedy konfrontuję moje szacowania ze swoim życiem, wychodzi mi że matematyka wciąż ma rację, co pokazują nie lata, a właśnie dziesięciolecia mojej samotności. Ale kiedy widzę pary, to są dla mnie jakieś anomalie - coś co w zasadzie nie miało prawa zajść, a zachodzi masowo. Mam wrażenie, że niemal cały świat podstawia fałszywe wartości do tego równania.

Tycho, ale to, że dostrzegasz pary wcale nie przeczy Twoim szacunkom. Bo teraz gdybyśmy się zagłębili w jakość tych relacji, to nagle mogłoby się okazać, że wcale tam zachwytu nie było, tylko związali się ze sobą z braku laku, z samotności albo ze względu na ciśnienie kobiety na dziecko. A ile jest takich par, które trwają ze sobą, bo kredyt, bo dzieci, bo kobieta obawia się, że sobie finansowo nie poradzi lub zwyczajnie boi się odejść od męża tyrana albo "gdzie ja tera innego chłopa znajdę"? Ileż ja znam par, które na zewnątrz wyglądają niemal idealnie, a w środku je robak toczy!

2,003

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Znerx napisał/a:
MalaMe napisał/a:

Chyba się nie rozumiemy.

Diogenes z Synopy - taki grecki filozof - miał przechadzać się w dzień po rynku zapaloną latarnią. Zapytany, dlaczego to robi, odpowiedział, że: szukam człowieka.
I właśnie nie mógł znaleźć wink

Bardzo wysublimowana riposta. Nie powiem. Uściślę swoją wypowiedź w takim razie, chociaż jak widzę teraz, doskonale wiesz o co mi chodziło. A więc autorka powinna w pierwszej kolejności w mężczyźnie dostrzegać mężczyznę który spełnia jej wyobrażenia o tym kimś dla niej wyjątkowym, a dopiero potem materiał na partnera do związku. W przeciwnym razie może mieć związek z facetem z ulicznej łapanki, jeśli tylko ten będzie chętny wink

2,004 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-25 11:43:12)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Jerzy Liebert napisał/a:

Uczę się ciebie, człowieku.
Powoli się uczę, powoli.
Od tego uczenia trudnego
Raduje się serce i boli.

O świcie nadzieją zakwita,
Pod wieczór niczemu nie wierzy.
Czy wątpi, czy ufa - jednako -
Do ciebie, człowieku, należy.

Uczę się ciebie i uczę
I wciąż cię jeszcze nie umiem-
Ale twe ranne wesele,
Twą troskę wieczorną rozumiem.


Nie mogłam się oprzeć smile

2,005

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Zaraz zaraz, przecież to oczywista oczywistość, że najpierw kogoś trzeba poznać, aby być dokładnie z nim w związku. A nie wejść w związek z powietrza. Myślałam, że to oczywiste. Przecież nie każdy napotkany mężczyzna na drodze będzie się nadawał do związku ze mną. To jasne.
A jeśliby  hipotetycznie taki był, to dopiero może się z tego narodzić związek. Z resztą zawsze tak było, co "moi"mężczyźni z przeszłosci - najpierw ich poznawałam na gruncie neutralnym i powoli jakoś tak wychodziło, w miarę rozmów, że okazywało się, że właśnie takiej osoby "szukałam". Chociaż pojawiali się oni przypadkiem wtedy, kiedy zupełnie nie szukałam.

2,006 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-25 12:21:53)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

No i, Rossanko, może dlatego jesteś sama? Kto ma oczekiwania większe niż związek dla związku, ten byle czego nie weźmie. Tylko Tobie trudno się z tym pogodzić. Ja to sobie już - mam nadzieję - przepracowałam.
Tak, mam pewne oczekiwania, z pewnych historii bez żalu rezygnuję i sobie mówię, że albo spotkam "tego" człowieka albo będę sama i nie umrę z tego powodu. A moim wyborem jest mimo wszystko żyć szczęśliwie.
Mam też dużo oporów przed ewidentnym poszukiwaniem. Kojarzy mi się to z wybieraniem ziemniaków na bazarze, tak jakoś... przedmiotowo. Wolę poznawać, co na czacie na przykład spotykało się z totalnym niezrozumieniem. Panowie pytali na dzień dobry, kogo szukam, co mnie bardzo drażniło. Odpowiadałam, że nie szukam, a oni odczytywali to jako sygnał, że zupełnie nie jestem zainteresowana. Nie chciało mi się wyjaśniać.
Ze dwa razy spróbowałam przełamać swoje schematy i nie bawiąc się w ceregiele umówiłam się na spotkanie. Kiepski pomysł.

2,007

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

No i, Rossanko, może dlatego jesteś sama?

To znaczy dlaczego?

2,008

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
MalaMe napisał/a:

Jeżeli celem jest związek jako związek, to nie uda się. Jeżeli celem będzie człowiek, z którym w konsekwencji może być związek, to uda się. Trzeba szukać człowieka, a nie związku.

Oczywiście zgadzam się i chyba wszyscy się z tym zgadzamy. Jest tyle ogłoszeń w necie że taki związek z łapanki nie powinien stanowić problemu dla nikogo. Jednak istnieje bardzo duże ryzyko że będzie o wiele gorzej niż jakby było się samemu. Bez dobrego poznania drugiej osoby, spędzenia dłuższego czasu razem, nawet na jakiejś wycieczce, kółku zainteresowań, itp. nie ma szans na udany związek. Dlaczego większośc związków powstaje na studiach? Bo ci ludzie mają ze sobą kontakt przez dłuższy okres czasu, mogą się dobrze poznać, razem przeżywać stres (egzaminy), smutki i radości.

Piegowata'76 napisał/a:

No i, Rossanko, może dlatego jesteś sama? Kto ma oczekiwania większe niż związek dla związku, ten byle czego nie weźmie. Tylko Tobie trudno się z tym pogodzić. Ja to sobie już - mam nadzieję - przepracowałam.

To jest bardzo dobre podejście. Sam mam takie. smile

2,009 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-25 12:42:48)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

No i, Rossanko, może dlatego jesteś sama?

To znaczy dlaczego?

Patrz: pierwszy akapit mojego postu, który zacytowałaś. Przytoczył go też Peter powyżej.

2,010

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:
rossanka napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

No i, Rossanko, może dlatego jesteś sama?

To znaczy dlaczego?

Patrz: pierwszy akapit mojego postu, który zacytowałaś. Przytoczył go też Peter powyżej.

No ale kto wejdzie w bliższą relację z osobą, z którą źle się czuje?

2,011

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:
rossanka napisał/a:

To znaczy dlaczego?

Patrz: pierwszy akapit mojego postu, który zacytowałaś. Przytoczył go też Peter powyżej.

No ale kto wejdzie w bliższą relację z osobą, z którą źle się czuje?

BTW Ja napisałem że zgadzam się z Twoim podejściem, a nie z tym żeby to przepracować. smile

2,012 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-25 14:57:59)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Kupa ludzi wchodzi ignorując sygnały ostrzegawcze.
Rossanko, moim zdaniem wszystko z Tobą w porządku, tylko po prostu nie możesz się pogodzić, że jest jak jest.

Moim zdaniem właśnie to pogodzenie się jest do przepracowania, ale ludzie boją się pogodzić, bo kojarzy im się to z poddaniem się i klęską.


P.S. A przecież jeśli spotkam kogoś, kto mnie zachwyci (i kto się mną zachwyci), nie powiem mu "spadaj!".

2,013

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Znerx napisał/a:
MalaMe napisał/a:

Chyba się nie rozumiemy.

Diogenes z Synopy - taki grecki filozof - miał przechadzać się w dzień po rynku zapaloną latarnią. Zapytany, dlaczego to robi, odpowiedział, że: szukam człowieka.
I właśnie nie mógł znaleźć wink

To trzeba było nie po Rynku, tylko w boczne uliczki wejść
Z matematyką ciekawa sprawa big_smile
Jaki procent? całościowo- niewielki
W poszczególnych aspektach- dużo większy już
I każdy ma swoje priorytety.
Związki z rozsądku- kiedyś najmodniejsze straciły rację bytu bo świat jest otwarty i pełen możliwości więc jak kiedyś Kasia wybrała Jasia to byli ze sobą bo co innego mogli, jak było żle.
A teraz?  Trzeba się zdać na wyczucie i ludzie pogubieni..

2,014 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2019-08-25 20:12:05)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Hej kobitki, chciałm sie podzielić z wami moimi przemyśleniami. Mam juz 52 lata.. Wiecie, zmarszczki na czole, tu cos opada tam dobrze nie przylega ;D ha ha. Testowałam mnóstwo kremów i chodziłam na przeeeróżne zabiegi. Kremy wiadomo nie od dziś - tylko nawilżają bo mają za duże cząsteczki żeby przedostały się do naszej skóry, oczywiscie i tak na codzien je stosuje. Chodzenie co miesiąc do kosmetyczki etc. to duzo czasu mi zabierało i wiadomo pieniążków. Moja przyjaciółka też w moim wieku, ale ona buszuje ciągle po intenecie i jakieś nowinki sprawdza. 4 miesiące temu zamówiła sobie urządzenie do lifitngu twarzy, powiedziałam ze ja w takie urządząnka nie wierze, bo coś musi boleć zeby działało ;D. Ona jednak stosowała codzinnie około 10 min to urządzenie. Po miesiącu, ja byłam w szoku, nie wierzyłam, że takie efekty przyniosło jej tylko ten masaż ultradźwiękami... sama sobie zaraz kupiłam i teraz mija 5 tydzien z tym urządzeniem. Zmarszcz bardzo wyraźnie się "ukryły" he he. Worki pod oczami jakby wyparowały, skóra zliftingowała.. Ja wierze też w kanały energii... do tego też stosowałam to urządzenie i dało mi to co chciałam osiągnąć wink nie jest to lokowanie produktu hi hi, chciałm tylko się z tym z Wami kochane podzielić, że warto, mi bardzo pomogło, pięknego dnia buziaki. spamshop urządzenie spam

2,015

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Mam też dużo oporów przed ewidentnym poszukiwaniem. Kojarzy mi się to z wybieraniem ziemniaków na bazarze, tak jakoś... przedmiotowo. Wolę poznawać, co na czacie na przykład spotykało się z totalnym niezrozumieniem. Panowie pytali na dzień dobry, kogo szukam, co mnie bardzo drażniło. Odpowiadałam, że nie szukam, a oni odczytywali to jako sygnał, że zupełnie nie jestem zainteresowana. Nie chciało mi się wyjaśniać.
Ze dwa razy spróbowałam przełamać swoje schematy i nie bawiąc się w ceregiele umówiłam się na spotkanie. Kiepski pomysł.

Mam podobne odczucia. Nawet, jeśli się poszukuje, to trzeba zacząć od poznania człowieka jako człowieka. Potem można myśleć o tym, czy ten ktoś by się nadawał na partnera i czy my nadajemy się dla niego. Na czatach powszechne podejście jest właśnie takie, że zaczynają od ustalania, kogo Ty szukasz i od wyliczania własnych oczekiwań. Ja też już w tym momencie wiem, że dalsza rozmowa nie ma sensu, bo takie podejście do poznawania ludzi to część większej całości, jakiegoś rodzaju świadomości, z którą moja nigdy się nie zgra - jasny sygnał mentalnej obcości takiego człowieka. Zawsze, kiedy mimo tego przekonania próbowałam kontynuować kontakt, okazywało się, że mam rację. Inny typowy schemat to parę zdań wstępu z udawanym zainteresowaniem tematem, jako pretekst, by przejść do sedna, czyli gadki o seksie, co też mnie ani nie bawi, ani nie kręci. Czasem próbowałam to uciąć stwierdzeniem, że seks to jest coś, co się robi, a nie rozprawia o tym, ale wtedy co? "To może się umówimy."
Dużo takich sytuacji.
Ale i tak czaty są dużo lepsze od portali. Bo jest tam od początku żywa rozmowa, z której można wychwycić znacznie więcej, niż z opisu w jakimś profilu...To, jaki ktoś jest, poznaje się przecież w tym, co mówi na różne naturalnie nasuwające się tematy, a nie w tym, co napisze o sobie samym. ('Opisz siebie' - kolejny tekst, który mnie rozbraja smile )

Posty [ 1,951 do 2,015 z 8,335 ]

Strony Poprzednia 1 29 30 31 32 33 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024