Umajona, wiele osób można poznać i umówić się z nimi przez internet. W życiu realnym nieczęsto mamy odwagę nawiązać bliższy kontakt, do tego - wydaje mi się - trzeba już pewnej zażyłości. Aczkolwiek zdarzało mi się, że gdy wykrzesałam z siebie nieco energii i inicjatywy (wcale to nie takie znowu podniebne akrobacje), spotykało mnie jakieś zainteresowanie, chociaż razie jeszcze nie trafiłam w dziesiątkę, bo albo pan się rozmyślał, albo jakoś samo się rozmywało. Myślę, że trzeba się po prostu odważyć wejść w relację - i tyle.
Pan Pomocnik był moim znajomym z reala, w życiu bym nie pomyślała, że może być w jakikolwiek sposób mną zainteresowany, że ja mogłabym kiedykolwiek spojrzeć na niego inaczej niż na zwykłego kolegę męża. Innym razem znajomy antykwariusz zaczepił mnie na ulicy i powiedział, że chciałby mnie poznać lepiej (jednak się rozmyślił i obietnic nie spełnił, kontakt się urwał).
Zauważyłam, że warto nie mijać znajomych jak wyniosła księżniczka, że wielu facetów bardzo pozytywnie reaguje na nawiązanie kontaktu, choćby zwykłe, rzucone w osiedlowej Biedronce: "Dzień dobry, znowu pana tu spotykam"(tak było z antykwariuszem, kilka razy też zagadaliśmy do siebie na ulicy). Nie odnotowałam spektakularnych sukcesów w podrywaniu, ale widzę, że to dobry trop. Ludzie lubią, gdy się jest dla nich po prostu życzliwym, faceci też.
Co do flirtu, to nie jestem pewna, czy dobrze flirt rozumiem. Dla mnie to są takie sympatyczne, niezobowiązujące, pogodne przekomarzanki, droczenie się. Nie muszą mieć wyraźnego seksualnego podtekstu, on może być bardziej... domyślny, nieznaczny, choć wie się, że "coś wisi w powietrzu".
Zgorszyłam kiedyś dziewczyny z nieistniejącej już netkafejki, gdy napisałam, że coś w rodzaju flirtu uprawiałam nawet z własnym ojcem - a było to zupełnie niewinne. Dla przykładu przytoczę kilka rozmów:
- Tato, herbatę robię, napijesz się?
- Od ciebie? Od ciebie nawet arszeniku się napiję!
Albo:
- Tato, pomożesz mi odcedzić ziemniaki? Bo garnek taki duży, a ja taka malutka!
Albo gramolę się na brzeg z wodnego kąpieliska:
- Tato, czy ty jako prawdziwy mężczyzna użyczysz mi swej silnej dłoni?
Itede, itepe. Uwielbiałam te żarciki z moim "starszym".
Moim zdaniem to też rodzaj flirtu, choć całkowicie bezinteresownego
Ciekawa jestem, co na to inni. Czy też uważacie to za flirtowanie, czy też inaczej rozumiecie flirt? Może to ja się mylę?
Tylko mocno na mnie nie krzyczcie, okej? 
Czym dla Was jest flirt. Jakie macie przykłady?
Ja według takiego pojęcia flirtu, flirtuję często.
O, na przykład konserwator w pracy mówi mi:
- Pani Piegowata, ja się z panią na randkę za to umówię (za pewna drobną przysługę)
- Oj, panie Jasiu (imię zmieniam), pan to mi już 20 lat tylko obiecuje i obiecuje tę randkę. Już w ogóle panu nie wierzę!
Dodam jeszcze, że w młodości byłam nieśmiała i chyba strasznie sztywna. Z wiekiem wyluzowałam. Po prostu lubię pożartować i cieszyć się kontaktem z ludźmi.