pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Strony Poprzednia 1 27 28 29 30 31 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1,821 do 1,885 z 8,335 ]

1,821 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-18 22:20:33)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

A ja fajne zdanie przeczytałam na jednym z moich ulubionych blogów:

Zanim pomyślę o lepszym samopoczuciu, najpierw pozwalam sobie poczuć się gorzej. I nawet jeśli niespecjalnie mi się to podoba (...), pozwalam emocji przejść jak ciemnej chmurze na niebie.
Pomimo że takie chwile nie należą do najprzyjemniejszych, trzymam się tej zasady, bo dobrze na niej wychodzę.
Emocje są od tego, żeby przekazać jakąś informację, pokręcić się jakiś czas koło nas i po wykonanej robocie odejsć w siną dal. A to, jak długo będzie trwał "jakiś czas", w sporej mierze zależy od nas.
Im większy opór stawiasz, tym mocniej takie emocje się do Ciebie przykleją

A problemem nie jest samotność, tylko nasz stosunek do niej.

Ja dziś też jakaś "niepociumana" byłam ("niepociumana" w moim regionie, to nieutulona, nieucałowana, bo "pociumać" to u nas pocałować). Ale z bardzo prozaicznych przyczyn, po prostu gorsza forma fizyczna. Jutro będzie lepiej. No... może pojutrze smile Ale nie powiem, byłoby fajnie, gdyby jakieś silne ramię objęło i przygarnęło smile

P.S. Blog ma tytuł "Wonder and ponder", żeby nie było, że kradnę cudze dokonania  smile Polecam, bo jest bardzo wspierający i przystępnie napisany.

Zobacz podobne tematy :

1,822 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-18 22:27:46)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Hmmm... obserwuję dwa związki, a raczej koniec dwóch związków, które wydawały się takie udane, szczęśliwe. Cieszyłam się, że koleżanki wreszcie trafiły w dziesiątkę. Tymczasem jednej sypnął się związek po sześciu latach, drugiej po dwóch. W obu przypadkach panowie wystraszyli się poważniejszych deklaracji, a dziewczynom na tym zależało.
Można by pozazdrościć, że mimo wszystko coś przeżyły, ale teraz niewątpliwie cierpią.

Nie, nie chcę ani sobie, ani nikomu obrzydzać związków, ale odrobina stoicyzmu i filozoficznego dystansu czasem się przydaje. Pewna starsza znajoma mawiała mi: "Nie ciesz się, gdy ci dobrze, i nie płacz, gdy Ci źle" - jasne, że nie dosłownie.
Może jakaś bozia wie, czemu i po co jesteśmy same. Wierzę w sens, który nie zawsze znamy.

1,823

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Emocje są od tego, żeby przekazać jakąś informację, pokręcić się jakiś czas koło nas i po wykonanej robocie odejsć w siną dal. A to, jak długo będzie trwał "jakiś czas", w sporej mierze zależy od nas.
Im większy opór stawiasz, tym mocniej takie emocje się do Ciebie przykleją

Hmm, czyli pogodzić się z aktualnym stanem, a wtedy nic nie będzie Cię prześladować w myślach?

Ale wtedy odbierze nam to chęć do działań aby ten stan który nam się nie podoba zmienić.

1,824 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-18 22:34:12)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Peter4x napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

Emocje są od tego, żeby przekazać jakąś informację, pokręcić się jakiś czas koło nas i po wykonanej robocie odejsć w siną dal. A to, jak długo będzie trwał "jakiś czas", w sporej mierze zależy od nas.
Im większy opór stawiasz, tym mocniej takie emocje się do Ciebie przykleją

Hmm, czyli pogodzić się z aktualnym stanem, a wtedy nic nie będzie Cię prześladować w myślach?

Ale wtedy odbierze nam to chęć do działań aby ten stan który nam się nie podoba zmienić.

Peter, wybór należy do nas smile
To nie tak, ze przestaniesz myśleć i cierpieć, ale to nie będzie tak dojmujące. Przyjdzie, przejdzie...
A co mi szkodzi akceptować samotność, ale jednak poszukać trochę - bez tej spiny i dołowania się, gdy nie wyjdzie.

Mnie się akurat "na dzień dzisiejszy" nie chce szukać, ale nie jest powiedziane, że to się nigdy nie zmieni.

1,825 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2019-08-18 22:39:08)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Może jakaś bozia wie, czemu i po co jesteśmy same. Wierzę w sens, który nie zawsze znamy.

Właśnie zawsze było dla mnie ciekawe, na jakiej zasadzie wiara w jakiś niedostępny naszemu poznaniu sens tego, że życie się nie układa, ludzi pociesza i podbudowuje.

Najgorsza opcja to taka, że moje porażki mają sens, albo co gorsza, cel smile To by znaczyło, że nie mam wpływu na własne życie - jest sterowane i nie mogę niczego zmienić.

Przecież myśl, że mam narzuconą jakąś drogę życia, jest niebywale dołująca.

1,826 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-18 22:41:12)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

P.S. Dziś sprawdziłam swoje gg, bo dawno nie zaglądałam. Miałam wiadomość od faceta pracującego w moim mieście. Nie był zbyt ciekawym rozmówcą, ale postanowiłam nie być wredna jak pokrzywa (a bywam, bywam!) i poczekać, co z tego wyniknie. Zadałam jednak wreszcie pytanie, czy w miejscu zamieszkania nie czeka jakaś miła żonka, że pan sobie szuka "bratniej duszy" w obcym mieście.
Odpowiedź: "Może, no i co z tego?"
Eeeeech...
Śmiechu warte, co też niniejszym czynię smile

1,827 Ostatnio edytowany przez Peter4x (2019-08-18 22:48:58)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Peter, wybór należy do nas smile
To nie tak, ze przestaniesz myśleć i cierpieć, ale to nie będzie tak dojmujące. Przyjdzie, przejdzie...
A co mi szkodzi akceptować samotność, ale jednak poszukać trochę - bez tej spiny i dołowania się, gdy nie wyjdzie.

Mnie się akurat "na dzień dzisiejszy" nie chce szukać, ale nie jest powiedziane, że to się nigdy nie zmieni.

W zupełności się zgadzam. To było tylko takie pierwsze wrażenie jak przeczytałem ten cytat.

Piegowata'76 napisał/a:

Zadałam jednak wreszcie pytanie, czy w miejscu zamieszkania nie czeka jakaś miła żonka, że pan sobie szuka "bratniej duszy" w obcym mieście.
Odpowiedź: "Może, no i co z tego?"
Eeeeech...
Śmiechu warte, co też niniejszym czynię smile

To jest właśnie ten problem, że większość facetów po 40-tce jest znudzona swoim małżeństwem i szuka odskoczni.

1,828 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-18 22:58:58)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
niepodobna napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

Może jakaś bozia wie, czemu i po co jesteśmy same. Wierzę w sens, który nie zawsze znamy.

Właśnie zawsze było dla mnie ciekawe, na jakiej zasadzie wiara w jakiś niedostępny naszemu poznaniu sens tego, że życie się nie układa, ludzi pociesza i podbudowuje.

Najgorsza opcja to taka, że moje porażki mają sens, albo co gorsza, cel smile To by znaczyło, że nie mam wpływu na własne życie - jest sterowane i nie mogę niczego zmienić.

Przecież myśl, że mam narzuconą jakąś drogę życia, jest niebywale dołująca.

Ej, niekoniecznie.
Popatrz na Nicka Vujicića chociażby. Przekuł swoje nieszczęście w sukces. To jest ten sens.
Nasze sensy może nie są tak spektakularne, ale są.
Już dawno wyrosłam w wiary, że mogę wszystko. Guzik prawda, przyszła choroba i muszę się zgodzić z pewnymi ograniczeniami. Ale w ramach ograniczeń mogę sporo.
A ilu znam ludzi, którzy mogą, a nie korzystają z możliwości, choć nawet chcieliby.

Był taki, może trochę naiwny serial dla dzieci: "Domek na prerii". W którymś odcinku dziewczyna traci wzrok, wali jej się świat, a załamanemu ojcu pastor z parafii mówi, że Bóg pewnie ma dla córki specjalne zadanie. Dziewczyna zostaje nauczycielką w szkole dla niewidomych. Choć to tylko kino familijne, warto się nad tym zastanowić.

Moja choroba też mnie czegoś uczy i może to jej cel?
Nie interpretujmy tego tak zupełnie dosłownie i naiwnie, że gdzieś tam coś kombinuje jakiś starzec z brodą (choć jeśli ktoś chce, to może smile )
Wiara to taka wielka darmowa psychoterapia, wymyślona wieki temu, zanim jeszcze nastał Freud, Eichelberger czy Katarzyna Miller (moja ulubiona).

1,829 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2019-08-18 22:56:49)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:
niepodobna napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

Może jakaś bozia wie, czemu i po co jesteśmy same. Wierzę w sens, który nie zawsze znamy.

Właśnie zawsze było dla mnie ciekawe, na jakiej zasadzie wiara w jakiś niedostępny naszemu poznaniu sens tego, że życie się nie układa, ludzi pociesza i podbudowuje.

Najgorsza opcja to taka, że moje porażki mają sens, albo co gorsza, cel smile To by znaczyło, że nie mam wpływu na własne życie - jest sterowane i nie mogę niczego zmienić.

Przecież myśl, że mam narzuconą jakąś drogę życia, jest niebywale dołująca.

Ej, niekoniecznie.
Popatrz na Nicka Vujicića chociażby. Przekuł swoje nieszczęście w sukces. To jest ten sens.
Nasze sensy może nie są tak spektakularne, ale są.
Już dawno wyrosłam w wiary, że mogę wszystko. Guzik prawda, przyszła choroba i muszę się zgodzić z pewnymi ograniczeniami. Ale w ramach ograniczeń mogę sporo.
A ilu znam ludzi, którzy mogą, a nie korzystają z możliwości, choć nawet chcieliby.

Był taki, może trochę naiwny serial dla dzieci: "Domek na prerii". W którymś odcinku dziewczyna traci wzrok, wali jej się świat, a załamanemu ojcu pastor z parafii mówi, że Bóg pewnie ma dla córki specjalne zadanie. Dziewczyna zostaje nauczycielką w szkole dla niewidomych. Choć to tylko kino familijne, warto się nad tym zastanowić.

Tylko, że dziewczynki nikt nie pytał, czy chce być w ten sposób wybrana do specjalnych zadań wink Z grubsza o to chodzi.

Ja wolę wierzyć w sploty okoliczności.

Wiem, że moja niezgoda na pewne wizje rzeczywistości też jest w jakieś mierze naiwna, ale tak mam.

1,830

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
niepodobna napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

Może jakaś bozia wie, czemu i po co jesteśmy same. Wierzę w sens, który nie zawsze znamy.

Właśnie zawsze było dla mnie ciekawe, na jakiej zasadzie wiara w jakiś niedostępny naszemu poznaniu sens tego, że życie się nie układa, ludzi pociesza i podbudowuje.

Najgorsza opcja to taka, że moje porażki mają sens, albo co gorsza, cel smile To by znaczyło, że nie mam wpływu na własne życie - jest sterowane i nie mogę niczego zmienić.

Przecież myśl, że mam narzuconą jakąś drogę życia, jest niebywale dołująca.

Ludzie zawsze próbowali się pocieszać gdy nie było nadziei i wszystko się waliło. Jednak może też chodzić o to że "Bozia" ustrzegła Cię przed jakimś psychopatą czy innym ciemnym typem nie stawiając go na Twojej drodze życia smile

1,831 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2019-08-18 23:02:31)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Peter4x napisał/a:
niepodobna napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

Może jakaś bozia wie, czemu i po co jesteśmy same. Wierzę w sens, który nie zawsze znamy.

Właśnie zawsze było dla mnie ciekawe, na jakiej zasadzie wiara w jakiś niedostępny naszemu poznaniu sens tego, że życie się nie układa, ludzi pociesza i podbudowuje.

Najgorsza opcja to taka, że moje porażki mają sens, albo co gorsza, cel smile To by znaczyło, że nie mam wpływu na własne życie - jest sterowane i nie mogę niczego zmienić.

Przecież myśl, że mam narzuconą jakąś drogę życia, jest niebywale dołująca.

Ludzie zawsze próbowali się pocieszać gdy nie było nadziei i wszystko się waliło. Jednak może też chodzić o to że "Bozia" ustrzegła Cię przed jakimś psychopatą czy innym ciemnym typem nie stawiając go na Twojej drodze życia smile


Haha, tak smile
Tylko czemu "ustrzegła" mnie też przed dobrymi rzeczami? Czy jest możliwość, by spotykać samych psychopatów i jak nie psychol, to nikt inny? Chyba nie.

Edit: wiesz, Peter, ktoś głęboko wierzący właśnie próbował tak mi tłumaczyć moją samotność. "Bo może zostałabyś bardzo zraniona". Ta osoba myślała, że robi dobrze, ale co tak naprawdę przekazuje takimi słowami? Jeśli próbując ułożyć sobie z kimś życie mogłabym TYLKO zostać zraniona, to kim ja jestem, co powinnam o SOBIE myśleć?

Także takie pocieszanie jest wątpliwe.

1,832

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
niepodobna napisał/a:

Haha, tak smile
Tylko czemu "ustrzegła" mnie też przed dobrymi rzeczami? Czy jest możliwość, by spotykać samych psychopatów i jak nie psychol, to nikt inny? Chyba nie.

No wiesz, życie się jeszcze nie kończy. Może te dobre rzeczy jeszcze Cię spotkają szybciej niż myślisz. A może nie wink Tego nikt nie wie.

1,833 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-18 23:06:16)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
niepodobna napisał/a:

Tylko, że dziewczynki nikt nie pytał, czy chce być w ten sposób wybrana do specjalnych zadań wink Z grubsza o to chodzi.

Ja wolę wierzyć w sploty okoliczności.

Wiem, że moja niezgoda na pewne wizje rzeczywistości też jest w jakieś mierze naiwna, ale tak mam.


Jak zwał, tak zwał. Nie upieram się przy jedynie słusznej wersji. Ale sens ten sam. Sens życia to zadanie dla nas.
Tak, nikt jej nie pytał, tak samo jak nas nie pyta, czy chcemy być same. Ale może coś z tym można zrobić, po coś może to jest.
A może czegoś nam los oszczędza, bo np. nie przeżywam takich przykrości (za to inne daje, żeby nie było nudno wink ) jak te moje koleżanki.
Przewrotne to wszystko, aż przyszła mi ochota oko puścić.

1,834 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2019-08-18 23:07:12)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Peter4x napisał/a:
niepodobna napisał/a:

Haha, tak smile
Tylko czemu "ustrzegła" mnie też przed dobrymi rzeczami? Czy jest możliwość, by spotykać samych psychopatów i jak nie psychol, to nikt inny? Chyba nie.

No wiesz, życie się jeszcze nie kończy. Może te dobre rzeczy jeszcze Cię spotkają szybciej niż myślisz. A może nie wink Tego nikt nie wie.

Ja nic nie zakładam.
W moim życiu były wartościowe relacje, związki. A takie przyjacielskie nadal są.
Ja tylko się buntuję przeciw pewnemu schematowi wyjaśniania tego, że teraz czegoś nie ma (czy - że być może nie ma być, bo coś tam...).

Wiem, że może się to wydawać trochę dziwne w zestawieniu z faktem, że wierzę w Boga, ale nie mogę mieć takiej wizji Boga, w ramach której zamyka mi możliwości, bo tak, bo byłaby dla mnie destrukcyjna. wink

1,835 Ostatnio edytowany przez Peter4x (2019-08-18 23:10:48)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
niepodobna napisał/a:

Edit: wiesz, Peter, ktoś głęboko wierzący właśnie próbował tak mi tłumaczyć moją samotność. "Bo może zostałabyś bardzo zraniona". Ta osoba myślała, że robi dobrze, ale co tak naprawdę przekazuje takimi słowami? Jeśli próbując ułożyć sobie z kimś życie mogłabym TYLKO zostać zraniona, to kim ja jestem, co powinnam o SOBIE myśleć?

Także takie pocieszanie jest wątpliwe.

To jest właśnie to tłumaczenie złych i niechcianych rzeczy tym że "Bozia" tak chciała, co według mnie jest krzywdzące dla osoby której to dotyczy. Wszyscy mamy wolna wolę, przynajmniej tak jest napisane w Piśmie Świętym. Ja też nie chcę wierzyć że moje życie jest sterowane przez kogoś z zewnątrz i w zupełności Ciebie rozumiem.

1,836

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ja akurat nic nie wyjaśniam, ja tylko wiem, że życie jest nieprzewidywalne i że we wszystkim można dopatrzeć się sensu. Że nie ma tego złego...
Że pomiędzy naszym udziałem (świadomym i nieświadomym) a rolą przypadku jest ocean możliwości, scenariuszy. Jedno i drugie tak się czasem dziwnie splata... i tyle.
Trudno nie pytać, dlaczego ja, ale... bądź tu mądry.

Ja nie jestem religijna, wiele razy to podkreślałam, ale w pewnym sensie mocno wierząca. Właśnie w sens i cel. I w nasz udział w nadawaniu sensu. Albo uwierzymy w sens, każdy po swojemu, albo zwariujemy. Albo przejdziemy życie ze skwaszoną miną, na co ja osobiście zgody nie wyrażam. Na mecie chcę powiedzieć, że było fajnie i było warto.

1,837

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Peter4x napisał/a:
niepodobna napisał/a:

Edit: wiesz, Peter, ktoś głęboko wierzący właśnie próbował tak mi tłumaczyć moją samotność. "Bo może zostałabyś bardzo zraniona". Ta osoba myślała, że robi dobrze, ale co tak naprawdę przekazuje takimi słowami? Jeśli próbując ułożyć sobie z kimś życie mogłabym TYLKO zostać zraniona, to kim ja jestem, co powinnam o SOBIE myśleć?

Także takie pocieszanie jest wątpliwe.

To jest właśnie to tłumaczenie złych i niechcianych rzeczy tym że "Bozia" tak chciała, co według mnie jest krzywdzące dla osoby której to dotyczy. Wszyscy mamy wolna wolę, przynajmniej tak jest napisane w Piśmie Świętym. Ja też nie chcę wierzyć że moje życie jest sterowane przez kogoś z zewnątrz i w zupełności Ciebie rozumiem.

Cieszę się. Właśnie zrozumienie mojej kontry do takiego obrazu rzeczywistości jest budujące. W odróżnieniu od niego samego.

1,838

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ja akurat nic nie wyjaśniam, ja tylko wiem, że życie jest nieprzewidywalne i że we wszystkim można dopatrzeć się sensu. Że nie ma tego złego...
Że pomiędzy naszym udziałem (świadomym i nieświadomym) a rolą przypadku jest ocean możliwości, scenariuszy. Jedno i drugie tak się czasem dziwnie splata... i tyle.
Trudno nie pytać, dlaczego ja, ale... bądź tu mądry.

Ja nie jestem religijna, wiele razy to podkreślałam, ale w pewnym sensie mocno wierząca. Właśnie w sens i cel. I w nasz udział w nadawaniu sensu. Albo uwierzymy w sens, każdy po swojemu, albo zwariujemy. Albo przejdziemy życie ze skwaszoną miną, na co ja osobiście zgody nie wyrażam. Na mecie chcę powiedzieć, że było fajnie i było warto.

1,839 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-18 23:22:56)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ludzie, a po co kontra? Prawda gdzieś pośrodku leży.
Czy ja sobie wybrałam moją chorobę?
Tak chciał los, jeśli nie chcemy mieszać w to bytów wyższych (a i tak na jedno wychodzi).

1,840

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Ludzie, a po co kontra? Prawda gdzieś pośrodku leży.
Czy ja sobie wybrałam moją chorobę?
Tak chciał los, jeśli nie chcemy mieszać w to Boga (a i tak na jedno wychodzi).

Choroba to jeszcze inna sprawa, coś, czego nie podejmuję się interpretować.

Chodziło mi (a chyba Peterowi też) o sprawy, o których teoretycznie decydujemy sami, w praktyce jednak nie ma żadnych decyzji do podjęcia...

1,841 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-18 23:28:04)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Niepodobna, ta dyskusja toczy się wokół związków, a tu jak widać, też nie wszystko od nas zależy. A nawet jeśli zależy, to nie zawsze jesteśmy tego świadomi.
Bo gdyby było inaczej, nie bylibyśmy same (sami) Przeciez chcemy być w związkach (choć w moim przypadku, daję słowo, wcale nie mam co do tego pewności smile )

1,842 Ostatnio edytowany przez Peter4x (2019-08-18 23:49:30)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
niepodobna napisał/a:

Choroba to jeszcze inna sprawa, coś, czego nie podejmuję się interpretować.

Chodziło mi (a chyba Peterowi też) o sprawy, o których teoretycznie decydujemy sami, w praktyce jednak nie ma żadnych decyzji do podjęcia...

Też na pewnym etapie mojego życia miałem dość poważne problemy zdrowotne. Nie wierzę i nigdy nie uwierzę, że to akurat było Bożym planem wobec mnie, aby tak mnie gnębić.

EDIT : wcześniej się trochę drażniłem z tym przykładem o psychopatach. To nie było na poważnie wink


BTW szkoda że wybrałem taki paskudny angielski nick, ale trudno.

1,843

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Peter, ja też nie wiem. Wiem, że nic nie wiem. Ale ode mnie zależy, czy przekuję negatywne doświadczenia w coś wartościowego, czy też uznam wyłącznie za niepotrzebne cierpienie.
Bozia to mój taki skrót myślowy, termin umowny i próba tłumaczenia rzeczy, wobec których nasz rozum jest baaaardzo malutki.
Mogę sobie powiedzieć, że jakiś wredny los (demon czy co tam jeszcze) tak podle mnie doświadcza, ale mogę też uznać, że ktoś mądry wychowuje mnie i uczy - nie zawsze tylko głaszcząc, czasem przez ból.
A w gruncie rzeczy zauważ - to my decydujemy, jaki sens nadamy temu wszystkiemu, co nas spotyka.

1,844

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Peter, ja też nie wiem. Wiem, że nic nie wiem. Ale ode mnie zależy, czy przekuję negatywne doświadczenia w coś wartościowego, czy też uznam wyłącznie za niepotrzebne cierpienie.
Bozia to mój taki skrót myślowy, termin umowny i próba tłumaczenia rzeczy, wobec których nasz rozum jest baaaardzo malutki.
Mogę sobie powiedzieć, że jakiś wredny los (demon czy co tam jeszcze) tak podle mnie doświadcza, ale mogę też uznać, że ktoś mądry wychowuje mnie i uczy - nie zawsze tylko głaszcząc, czasem przez ból.
A w gruncie rzeczy zauważ - to my decydujemy, jaki sens nadamy temu wszystkiemu, co nas spotyka.

Rozumiem Cię. Czasami myślę że może to było po to abym się czegoś nauczył, abym myślał inaczej niż kiedyś. Jednak gdybym miał wybór to wolałbym tych doświadczeń nie przechodzić. Zakładam po prostu że to był pech sad

1,845

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Oooo, któżby nie wolał?
Tylko czy nas pytano o zgodę? smile

Mogło być gorzej. I zawsze może.

1,846

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Oooo, któżby nie wolał?
Tylko czy nas pytano o zgodę? smile

Mogło być gorzej. I zawsze może.

Przypomina mi się pewien cytat znany wśród lekarzy smile

"Proszę się nie martwić. Jeszcze nie jest tak źle żeby nie mogło być gorzej."

1,847 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-19 00:16:53)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

I tym optymistycznym akcentem kończę na dzisiaj forumową pogawędkę smile
Dobrej nocy!

P.S. "Operacja się udała, tylko pacjent zmarł" big_smile

1,848

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
niepodobna napisał/a:

To by znaczyło, że nie mam wpływu na własne życie - jest sterowane i nie mogę niczego zmienić.

Przecież myśl, że mam narzuconą jakąś drogę życia, jest niebywale dołująca.

Nigdy nie miałaś tak, że o kolejach Twojego losu decydowali inni ludzie, na których nie masz wpływu? Ja właśnie tego doświadczam i nie jest to miła myśl, sto razy wolałbym się dołować brakiem związku.

1,849 Ostatnio edytowany przez MalaMe (2019-08-19 08:05:21)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
niepodobna napisał/a:

Najgorsza opcja to taka, że moje porażki mają sens, albo co gorsza, cel smile To by znaczyło, że nie mam wpływu na własne życie - jest sterowane i nie mogę niczego zmienić.

Trochę odbiegamy od tematu, chyba, ale powyższe zdanie przykuło moją uwagę, więc napiszę, że moje porażki miały i sens i cel. Ukazały mi moje słabe strony, o których nie wiedziałam, oraz skutki zaistnienia tych które były mi znane, oraz to, że potrafię sobie poradzić z trudnymi przeciwnościami losu - taki banał, lecz w życiu bardzo ważny. To przecież porażki hartują ducha człowieka, czyż nie tak?

Natomiast w kontekście bycia w związku trudno mówić o porażce za życia, na jakimś jego etapie, skoro to życie jeszcze trwa i cały czas ten związek może się zdarzyć. Poza tym, oczekiwania od życia należy dostosowywać do zmieniających się warunków życia. Nie ma sensu tracić ani czasu ani wysiłku w marzenie o tym, że chcielibyśmy coś, do osiągnięcia czego, trzeba byłoby cofnąć czas.

1,850

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Symbi napisał/a:
niepodobna napisał/a:

To by znaczyło, że nie mam wpływu na własne życie - jest sterowane i nie mogę niczego zmienić.

Przecież myśl, że mam narzuconą jakąś drogę życia, jest niebywale dołująca.

Nigdy nie miałaś tak, że o kolejach Twojego losu decydowali inni ludzie, na których nie masz wpływu? Ja właśnie tego doświadczam i nie jest to miła myśl, sto razy wolałbym się dołować brakiem związku.


Trochę źle mnie rozumiesz.

Dołująco działają na mnie myśli, że jakaś wyższa siła steruje moim każdym krokiem i niezależnie od tego, co zrobię, nie wyjdę poza te tory, że miałoby istnieć coś w rodzaju przeznaczenia.

To może równie dobrze dotyczyć życia osobistego jak każdej innej sprawy.

Nie napisałam, że dołuję się brakiem związku. To jest wątek o samotności. To, że tu marudzimy albo analizujemy, nie znaczy, że na tym mija nam życie...

1,851

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Niepodobna, nie napisałam, że dołujesz się brakiem związku, bo wątek regularnie czytam, tylko się na nim nie wypowiadałam.
Po prostu uważam, że gdzieś jest zapisany nasz los. Może w genach, może w wychowaniu, w charakterze, a może gdzieś tam u góry.

1,852

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
niepodobna napisał/a:

r, ktoś głęboko wierzący właśnie próbował tak mi tłumaczyć moją samotność. "Bo może zostałabyś bardzo zraniona". Ta osoba myślała, że robi dobrze, ale co tak naprawdę przekazuje takimi słowami? Jeśli próbując ułożyć sobie z kimś życie mogłabym TYLKO zostać zraniona, to kim ja jestem, co powinnam o SOBIE myśleć?

Także takie pocieszanie jest wątpliwe.

big_smile
Skąd ja to znam. Ludzie próbują pocieszyć,  zwykle, jeśli już rozmowa zejdzie na tematy związkowe,  slysze: A może dobrze, że jesteś sama, pomyśl, mogłabyś mieć męża pijaka, albo takiego co by cie bił,  albo zdradzał,  albo był chamski.... a tak to jesteś sama. Chyba wolisz być sama, niż z takim kimś?
A ja wtedy odpowiadam (tzn od pewnego czasu, bo wczesniej przytakiwalam), że dlaczego miałabym mieć męża pijaka? A moze miałabym bardzo fajnego, mądrego i dobrego męża,  bo ten wariant też jest możliwy. Pytam ludzi,  czy uważają więc,   jestem tak bezwartosciowa i benadziejna, że mi "należy "się tylko alkoholik,cham, albo taki co zdradza? Ze tylko taki mam szansę że się mną zainteresuje? Wtedy zapada niezreczna cisza. Albo osoba tłumaczy się,  że nie to migła na myśli.  Pytam wtedy,  dlaczego nie powiedziała,  że trafi mi się normalny, poukładany, wartościowy facet tylko zakładają,  że miałabym mieć partnera przysłowiowego pijaka i menela spod sklepu.
smile
Albo coś w tym jest
Pamiętam  jak byłam nieletnia, zawsze się w domu śmiano, jak oglądaliśmy telewizję i tam był facet tzw 4 litery,  albo jakiś nieudacznik,  albo dziwak,  albo ogólnie coś było nie tak z jakimś bohaterem filmowym, że  Rossanka  będzie miała takiego męża. big_smile a może rodzina widziała coś,  czego nie widzialam ja?

1,853

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

A nie pomyślałyście kobietki, że jakoś mało precyzyjny obraz mężczyzny pasującego do Was macie w głowie?
Albo w czymś w sobie sprzeczny?
Mi  się w życiu zawsze jakoś pojawiały takie znajomości, na jakie byłam gotowa wink

1,854

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Pamiętam  jak byłam nieletnia, zawsze się w domu śmiano, jak oglądaliśmy telewizję i tam był facet tzw 4 litery,  albo jakiś nieudacznik,  albo dziwak,  albo ogólnie coś było nie tak z jakimś bohaterem filmowym, że  Rossanka  będzie miała takiego męża. big_smile a może rodzina widziała coś,  czego nie widzialam ja?

Czyżby po x latach i 49 stronach tematu udało się znaleźć przyczynę?
Realizujesz poznając jakiś "nie teges facetów", albo starasz się uciec w singielstwo, skrypt z dzieciństwa. Brzmi całkiem wiarygodnie. 
To naprawdę może być takie proste. roll

1,855 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-08-19 10:27:58)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Czasami w dzieciństwie rzucane są na nas takie zaklęcia wink W bajkach wszelkich jest dużo życiowych prawd.
jak nam bajka nie pasuje, proponuję przenieść się do innej.
Jak ktoś wziął sobie do serca że ma mieć męża dziwaka, może podświadomie unikać związków.
A jedna ze szkodliwych bajek to ta o śpiącej królewnie..

Bardziej naukowo: mózg jest programowalny- bo to najdoskonalszy komputer smile

1,856

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Zniknął mój post. :  /

1,857

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Ela210 napisał/a:

: mózg jest programowalny- bo to najdoskonalszy komputer smile

Stąd cała wiara w afirmacje.

1,858 Ostatnio edytowany przez MalaMe (2019-08-19 10:56:58)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Skąd ja to znam. Ludzie próbują pocieszyć,  zwykle, jeśli już rozmowa zejdzie na tematy związkowe,  slysze: A może dobrze, że jesteś sama, pomyśl, mogłabyś mieć męża pijaka, albo takiego co by cie bił,  albo zdradzał,  albo był chamski.... a tak to jesteś sama. Chyba wolisz być sama, niż z takim kimś?
A ja wtedy odpowiadam (tzn od pewnego czasu, bo wczesniej przytakiwalam), że dlaczego miałabym mieć męża pijaka? A moze miałabym bardzo fajnego, mądrego i dobrego męża,  bo ten wariant też jest możliwy. Pytam ludzi,  czy uważają więc,   jestem tak bezwartosciowa i benadziejna, że mi "należy "się tylko alkoholik,cham, albo taki co zdradza? Ze tylko taki mam szansę że się mną zainteresuje? Wtedy zapada niezreczna cisza. Albo osoba tłumaczy się,  że nie to migła na myśli.  Pytam wtedy,  dlaczego nie powiedziała,  że trafi mi się normalny, poukładany, wartościowy facet tylko zakładają,  że miałabym mieć partnera przysłowiowego pijaka i menela spod sklepu.

Zapada niezręczna cisza, bo wtedy dostrzegają jak BARDZO Ci na tym zależy, do tego stopnia, że nie widzisz że bycie w związku to także ryzyko porażki, niespełnienia i pasma rozczarowań, a Ty postrzegasz związek jako gwarantowaną pełnię szczęśliwości, już nawet za sam fakt jego zaistnienia. Oni Ci w ten sposób mówią, że związek to też loteria. Loteria życia.

1,859

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ludzie czasami uważają, że jak ktoś ma problem to należy go pocieszyć. I bezrefleeksyjnie często coś palną zwykle wg własnych doświadczeń i przekonań.
Więc spuśćmy zasłonę milczenia.

1,860 Ostatnio edytowany przez MalaMe (2019-08-19 11:31:41)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ależ to nie jest pocieszanie. To jest mowa o wszystkich odcieniach szarości związku.
Związki są mniej lub bardziej udane, związek to ciężka praca z drugim człowiekiem, ustępstwa, kompromisy. Związek to druga osoba, która ma swoje wady i zalety, która też się zmienia pod wpływem czasu, doświadczeń życiowych. Związek to nie constans, a zmienna w czasie i przestrzeni, i fajnie jest jeśli wypracowany na solidnych podstawach.

Nie sztuką jest wejść w związek, sztuką jest wypracować związek i go utrzymać.

1,861 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-19 11:53:41)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
MalaMe napisał/a:

Natomiast w kontekście bycia w związku trudno mówić o porażce za życia, na jakimś jego etapie, skoro to życie jeszcze trwa i cały czas ten związek może się zdarzyć. Poza tym, oczekiwania od życia należy dostosowywać do zmieniających się warunków życia. Nie ma sensu tracić ani czasu ani wysiłku w marzenie o tym, że chcielibyśmy coś, do osiągnięcia czego, trzeba byłoby cofnąć czas.


Mądre słowa. Żal tego, co minęło, ale kijem rzeki nie zawrócisz.
Miewam takie przemyślenia, że coś mnie w życiu ominęło, gdy był na to czas, że gdzieś tkwi we mnie pragnienie, by to "nadrobić" - ale to już nie byłoby to, to już nie na moją miarę, tylko na tę dziewczynę sprzed lat.
Nie wierzę już w magiczną moc związków. Jasne, że przydają życiu barw i radości, ale permanentnie nie uleczą naszych bólów istnienia. Naiwne mi się wydaje składanie swojego życia w ręce jakiegoś drugiego człowieka (kurczę, mam pewien problem z ubraniem tych myśli w słowa i mogę zostać źle zrozumiana). Naiwne mi się wydaje, że się żyje w poczuciu bezpieczeństwa, jakby coś miało wiecznie trwać - a potem wielkie zaskoczenie, bo zawalił się budowany latami świat.
Znowu "pojadę" wielkimi słowami, ale za pewną koleżanką powtórzę: bardziej ufam Bogu niż ludziom (podkreślam, że nomenklatura umowna). I sobie, choć tu już się
nieco waham, czy aby na pewno, czy aby zawsze. Ale wolę na własnych nogach stać, a związek to "w bonusie" smile
I to miałam na myśli pisząc o moich koleżankach, które zakończyły swoje tak podobno udane związki: nie jakieś marne pocieszanie się, tylko fakty.
Nic nie jest na pewno. Na pewno jest tylko "tu" i "teraz" (a i tu starożytni sceptycy, o których kiedyś pisałam referat na studiach, chętnie by podyskutowali).

1,862

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
MalaMe napisał/a:

Ależ to nie jest pocieszanie. To jest mowa o wszystkich odcieniach szarości związku.
Związki są mniej lub bardziej udane, związek to ciężka praca z drugim człowiekiem, ustępstwa, kompromisy. Związek to druga osoba, która ma swoje wady i zalety, która też się zmienia pod wpływem czasu, doświadczeń życiowych. Związek to nie constans, a zmienna w czasie i przestrzeni, i fajnie jest jeśli wypracowany na solidnych podstawach.

Zgadzam się, ale zrozumiałam, że rossanka słyszy takie słowa pocieszania właśnie.

1,863 Ostatnio edytowany przez Symbi (2019-08-19 13:05:45)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:
MalaMe napisał/a:

Natomiast w kontekście bycia w związku trudno mówić o porażce za życia, na jakimś jego etapie, skoro to życie jeszcze trwa i cały czas ten związek może się zdarzyć. Poza tym, oczekiwania od życia należy dostosowywać do zmieniających się warunków życia. Nie ma sensu tracić ani czasu ani wysiłku w marzenie o tym, że chcielibyśmy coś, do osiągnięcia czego, trzeba byłoby cofnąć czas.


Mądre słowa. Żal tego, co minęło, ale kijem rzeki nie zawrócisz.
Miewam takie przemyślenia, że coś mnie w życiu ominęło, gdy był na to czas, że gdzieś tkwi we mnie pragnienie, by to "nadrobić" - ale to już nie byłoby to, to już nie na moją miarę, tylko na tę dziewczynę sprzed lat.
Nie wierzę już w magiczną moc związków. Jasne, że przydają życiu barw i radości, ale permanentnie nie uleczą naszych bólów istnienia. Naiwne mi się wydaje składanie swojego życia w ręce jakiegoś drugiego człowieka (kurczę, mam pewien problem z ubraniem tych myśli w słowa i mogę zostać źle zrozumiana). Naiwne mi się wydaje, że się żyje w poczuciu bezpieczeństwa, jakby coś miało wiecznie trwać - a potem wielkie zaskoczenie, bo zawalił się budowany latami świat.
Znowu "pojadę" wielkimi słowami, ale za pewną koleżanką powtórzę: bardziej ufam Bogu niż ludziom (podkreślam, że nomenklatura umowna). I sobie, choć tu już się
nieco waham, czy aby na pewno, czy aby zawsze. Ale wolę na własnych nogach stać, a związek to "w bonusie" smile
I to miałam na myśli pisząc o moich koleżankach, które zakończyły swoje tak podobno udane związki: nie jakieś marne pocieszanie się, tylko fakty.
Nic nie jest na pewno. Na pewno jest tylko "tu" i "teraz" (a i tu starożytni sceptycy, o których kiedyś pisałam referat na studiach, chętnie by podyskutowali).

Piegus, myślę, że się z Tobą i MałąMe zgadzam, związek to jedna wielka zmienna, to proces. Naiwna ta wiara, że nic się nie zmieni w związku, naiwne to zawierzanie komuś, oj naiwna byłam ja, ale z drugiej strony - czyż nie właśnie o zaufanie w związku chodzi? Czyż nie o wspólne budowanie wspólnego świata? Czyż nie o te drobne gesty, powiedzonka, nawet sposób kichania, który sprawia, że kochamy tę drugą osobę?
Dużo audycji słuchałam i czytałam o miłości i spotkałam się z definicją, że miłość to nie uczucie, a decyzja, wybór. Ja świadomie wybrałam, że będę kochać męża i jestem wierna tej decyzji, choć w miarę wydarzeń i upływu czasu obecnie ta miłość nie ma nic wspólnego z erotyką i pożądaniem. W podświadomości gdzieś ta pamięć o nim i o miłości do niego jednak istnieje. To z nim przeżywałam wszystko, co było pierwsze dla mnie i dla niego, tego już nie powtórzę z nikim. Jednocześnie jestem świadoma zmienności związków jako procesu i tego, że obecnie coraz mniej osób chce pracować nad związkiem, a woli go porzucić, gdy nie sprawia satysfakcji na różnych polach. Nie mam ochoty wchodzić w związek, który potrwa jakiś czas, chcę pewności, tej naiwności, że będzie stały. Chce wejść w niespieszny związek, który będzie rozwijał się tylko w dobrym kierunku. A to niemal niemożliwe. Mam swój prototyp mężczyzny, po prostu go jeszcze nie spotkałam. Dlatego  w tej chwili wybieram związek ze sobą.

1,864 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-19 13:58:24)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Symbi, to trochę pokrętne i paradoksalne, ale mam wrażenie, że zrozumiesz, o co mi chodzi.
Bez zaufania sobie nie wyobrażam...
Nigdy nie zastanawiałam się nad wiernością mojego byłego męża, nie snułam przypuszczeń, podejrzeń, nie sprawdzałam i nigdy w związku nie chcę tego robić. Czytam czasami, że życie trzeba "puścić" i wydaje mi się, że to słuszne postępowanie. Bo co ma być, to będzie.
Jednak to zaufanie nie znaczy, że nie mam świadomości, iż bywa różnie, więc i na to mam margines. Nie myślę o tym, nie drżę, ale nie mam już poczucia, że zawsze... że nigdy... tego to ja nie wiem... Mogę tylko brać odpowiedzialność za siebie.. Póki mogę, póki mnie jakiś alzheimer nie rąbnie na przykład.
Nie musi być zaraz zdrady, może być śmierć na przykład, co już zupełnie na ogół nie zależy od nas.

Pod Twoimi ostatnimi zdaniami podpisuję się oburącz.
Więc skoro mam konkretne oczekiwania i marzy mi się nieczęste dobro, to uznaję swoją pojedynczość za pewną konsekwencję i wybór. Może z Rossanką jest podobnie: nie chce czegokolwiek, byle było i to cała filozofia?

1,865

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

P.S. Tak, Symbi, bardzo zgadzam się ze zdaniem, że miłość to akt woli. Chciałabym spotkać kogoś, kto myśli podobnie.

1,866

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Symbi napisał/a:

Dużo audycji słuchałam i czytałam o miłości i spotkałam się z definicją, że miłość to nie uczucie, a decyzja, wybór. Ja świadomie wybrałam, że będę kochać męża i jestem wierna tej decyzji, choć w miarę wydarzeń i upływu czasu obecnie ta miłość nie ma nic wspólnego z erotyką i pożądaniem. W podświadomości gdzieś ta pamięć o nim i o miłości do niego jednak istnieje. To z nim przeżywałam wszystko, co było pierwsze dla mnie i dla niego, tego już nie powtórzę z nikim.

Piękne i tak to właśnie powinno wyglądać. Tylko że nie każdy miał tyle szczęścia aby się zakochać ze wzajemnością u progu życia. Czasami świadomie wybrać nie można chociażby się bardzo chciało.

Ela210 napisał/a:

Bardziej naukowo: mózg jest programowalny- bo to najdoskonalszy komputer smile

Z tym programowaniem mózgu i podświadomości, szczególnie we wczesnym okresie życia, to bardzo niebezpieczna sprawa. Jak komuś się wmawia dzień w dzień przez miesiące, lata że jest taki i taki, że jego życie właśnie tak się potoczy, że nie osiągnie tego i tego, to w końcu ten komu się to wmawia sam w to uwierzy i będzie sam siebie sabotował żeby nie osiągnąć sukcesu i szczęścia w życiu.

Jak z tego wyjść? Pokonać zaprogramowane przeznaczenie? Wydaje mi się że pierwsze co, to zdać sobie sprawę z tego że jesteśmy negatywnie zaprogramowani i dniami, tygodniami, a nawet miesiącami próbować zaprogramować się pozytywnie.

1,867 Ostatnio edytowany przez umajona (2019-08-19 19:25:32)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Hmm, a tak już pomijając fakt akceptacji bycia singielką... wink

Tak się zastanawiam, bo jak czytam to forum, to często przewija się w różnych wątkach/komentarzach fakt, że dziewczyny często są zagadywane przez mężczyzn, zapraszane na kawę, szybko poznają nowych facetów, mają wiele krótszych lub dłuższych relacji damsko-męskich (niekoniecznie oficjalnych związków), chodzą na randki itd. A mi się to prawie nie zdarza. Nie przeszkadza mi to jako tako, nie muszę mieć potwierdzenia swojej wartości w oczach mężczyzny, lubię siebie i podobam się sobie. Ale zaczął mnie zastanawiać fakt, z czego to wynika? Mam bardzo duży kontakt z innymi, nie tylko poprzez swoją pracę, ale też bywam w różnych miejscach, bo lubię kursy tańca, lubię wędrówki górskie, lubię spacery po mieście, lubię czasem wyjść do knajpki/kina itd. I nic... Jakoś wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, dopiero jak zaczęłam bywać tu na forum i zauważyłam, jak to bywa u innych dziewczyn, to byłam w szoku, że tak w ogóle można big_smile Od razu przyznaję, że duszą towarzystwa nigdy nie byłam, ale z zagadywaniem, czy choćby pytaniem o drogę nie mam problemów. Ponurą miną też nie straszę wink W pracy też wesoło zagaduję, nieraz się pośmiejemy, ale żeby ktoś zaproponował wyjście na kawę/poprosił o numer telefonu, to mi się nie zdarzyło, choć 80 % przychodzących do nas osób to młodzi faceci. No, dwa razy w poprzednich pracach się zdarzyło i raz na wyjeździe dawno temu.

Hmm, ciekawe wink

Wiem, że mnie nie znacie, więc trudno będzie komukolwiek ocenić. Ale może ktoś coś zasugeruje? Nie obrażę się big_smile

Edit:
Chociaż chyba wiem, a przynajmniej częściowo - nie umiem i nie lubię flirtować, bo nieswojo się z tym czuję ;p I mam w sobie jakiś taki wewnętrzny opór przed tym, żeby przypadkiem nie wyjść na jakąś desperatkę, co być może w jakiś sposób się objawia na zewnątrz jakimś zdystansowaniem/murem z mojej strony.

1,868

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

co to znaczy flirtować wg Ciebie?

1,869 Ostatnio edytowany przez umajona (2019-08-19 23:05:18)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Ela210 napisał/a:

co to znaczy flirtować wg Ciebie?

Trudno mi to określić, ale coś tak jakby subtelnie dawać sygnał facetowi, że się podoba, uwodzić tonem głosu, niejednoznacznymi słowami, spojrzeniami? A tak w ogóle to się nie znam na tych sprawach wink Dziwnie się z nimi czuję. Tak nieswojo...

Edit:
Właśnie tak bardzo nie chcę wyjść na desperatkę, że chyba generalnie całą sobą pokazuję, że faceci w ogóle mnie "w tym sensie" nie interesują, tylko jako koledzy/znajomi. Nawet jak autentycznie chłopak mi się podoba ;/ Nawet z tamtym chłopakiem z mojego wątku nie umiałam być romantyczna. Jak opowiedziałam takiej znajomej pani o tym, w jaki sposób się z nim przywitałam, gdy do niego przyjechałam i że nie rozumiem, czemu mu się humor popsuł, to długo nie mogła się przestać ze mnie śmiać big_smile I jak mi wyjaśniła, co powinnam/mogłam zrobić w tamtej sytuacji, to sobie pomyślałam, że faktycznie nie ma co się facetowi dziwić ;p No daleko mi do zalotnego motyla w moich zachowaniach ;p Może to o to chodzi...?
A, i pamiętam jeszcze, że jak się zastanawiałam, jak się ubrać, tu uznałam, że oczywiście ładnie, ale zwyczajnie, żeby sobie czasem nie pomyślał nie wiadomo czego ;p Że go uwodzę, albo że mi zależy, czy coś big_smile A przecież jechałam do niego wtedy w celach romantycznych, a nie kumpelskich ;p Teraz mi samej chce się śmiać big_smile I jak sobie przypominam wszystko, co było dalej, to już aż tak się nie dziwię, że więcej nie zadzwonił. I to nie dlatego, że się z nim nie przespałam. Choć może dlatego też ;p

1,870 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-19 23:28:15)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Umajona, wiele osób można poznać i umówić się z nimi przez internet. W życiu realnym nieczęsto mamy odwagę nawiązać bliższy kontakt, do tego - wydaje mi się - trzeba już pewnej zażyłości. Aczkolwiek zdarzało mi się, że gdy wykrzesałam z siebie nieco energii i inicjatywy (wcale to nie takie znowu podniebne akrobacje), spotykało mnie jakieś zainteresowanie, chociaż razie jeszcze nie trafiłam w dziesiątkę, bo albo pan się rozmyślał, albo jakoś samo się rozmywało. Myślę, że trzeba się po prostu odważyć wejść w relację - i tyle.
Pan Pomocnik był moim znajomym z reala, w życiu bym nie pomyślała, że może być w jakikolwiek sposób mną zainteresowany, że ja mogłabym kiedykolwiek spojrzeć na niego inaczej niż na zwykłego kolegę męża. Innym razem znajomy antykwariusz zaczepił mnie na ulicy i powiedział, że chciałby mnie poznać lepiej (jednak się rozmyślił i obietnic nie spełnił, kontakt się urwał).
Zauważyłam, że warto nie mijać znajomych jak wyniosła księżniczka, że wielu facetów bardzo pozytywnie reaguje na nawiązanie kontaktu, choćby zwykłe, rzucone w osiedlowej Biedronce: "Dzień dobry, znowu pana tu spotykam"(tak było z antykwariuszem, kilka razy też zagadaliśmy do siebie na ulicy). Nie odnotowałam spektakularnych sukcesów w podrywaniu, ale widzę, że to dobry trop. Ludzie lubią, gdy się jest dla nich po prostu życzliwym, faceci też.

Co do flirtu, to nie jestem pewna, czy dobrze flirt rozumiem. Dla mnie to są takie sympatyczne, niezobowiązujące, pogodne przekomarzanki, droczenie się. Nie muszą mieć wyraźnego seksualnego podtekstu, on może być bardziej... domyślny, nieznaczny, choć wie się, że "coś wisi w powietrzu".
Zgorszyłam kiedyś dziewczyny z nieistniejącej już netkafejki, gdy napisałam, że coś w rodzaju flirtu uprawiałam nawet z własnym ojcem - a było to zupełnie niewinne. Dla przykładu przytoczę kilka rozmów:
- Tato, herbatę robię, napijesz się?
- Od ciebie? Od ciebie nawet arszeniku się napiję!
Albo:
- Tato, pomożesz mi odcedzić ziemniaki? Bo garnek taki duży, a ja taka malutka!
Albo gramolę się na brzeg z wodnego kąpieliska:
- Tato, czy ty jako prawdziwy mężczyzna użyczysz mi swej silnej dłoni?

Itede, itepe. Uwielbiałam te żarciki z moim "starszym".
Moim zdaniem to też rodzaj flirtu, choć całkowicie bezinteresownego

Ciekawa jestem, co na to inni. Czy też uważacie to za flirtowanie, czy też inaczej rozumiecie flirt? Może to ja się mylę?
Tylko mocno na mnie nie krzyczcie, okej? wink
Czym dla Was jest flirt. Jakie macie przykłady?

Ja według takiego pojęcia flirtu, flirtuję często.

O, na przykład konserwator w pracy mówi mi:
- Pani Piegowata, ja się z panią na randkę za to umówię (za pewna drobną przysługę)
- Oj, panie Jasiu (imię zmieniam), pan to mi już 20 lat tylko obiecuje i obiecuje tę randkę. Już w ogóle panu nie wierzę!


Dodam jeszcze, że w młodości byłam nieśmiała i chyba strasznie sztywna. Z wiekiem wyluzowałam. Po prostu lubię pożartować i cieszyć się kontaktem z ludźmi.

1,871 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-19 23:20:54)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

P. S. Umajona, ja się jakoś specjalnie "pod facetów" nie ubieram, ale lubię kobiece akcenty w stroju, więc często chodzę np. w sukienkach. Jeśli nakładam dżinsy i sweter, to dorzucam np. korale lub kolczyki, jakąś apaszkę... Taki mam styl po prostu.

1,872

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
umajona napisał/a:

Hmm, a tak już pomijając fakt akceptacji bycia singielką... wink

Tak się zastanawiam, bo jak czytam to forum, to często przewija się w różnych wątkach/komentarzach fakt, że dziewczyny często są zagadywane przez mężczyzn, zapraszane na kawę, szybko poznają nowych facetów, mają wiele krótszych lub dłuższych relacji damsko-męskich (niekoniecznie oficjalnych związków), chodzą na randki itd. A mi się to prawie nie zdarza. Nie przeszkadza mi to jako tako, nie muszę mieć potwierdzenia swojej wartości w oczach mężczyzny, lubię siebie i podobam się sobie. Ale zaczął mnie zastanawiać fakt, z czego to wynika? Mam bardzo duży kontakt z innymi, nie tylko poprzez swoją pracę, ale też bywam w różnych miejscach, bo lubię kursy tańca, lubię wędrówki górskie, lubię spacery po mieście, lubię czasem wyjść do knajpki/kina itd. I nic... Jakoś wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, dopiero jak zaczęłam bywać tu na forum i zauważyłam, jak to bywa u innych dziewczyn, to byłam w szoku, że tak w ogóle można big_smile Od razu przyznaję, że duszą towarzystwa nigdy nie byłam, ale z zagadywaniem, czy choćby pytaniem o drogę nie mam problemów. Ponurą miną też nie straszę wink W pracy też wesoło zagaduję, nieraz się pośmiejemy, ale żeby ktoś zaproponował wyjście na kawę/poprosił o numer telefonu, to mi się nie zdarzyło, choć 80 % przychodzących do nas osób to młodzi faceci. No, dwa razy w poprzednich pracach się zdarzyło i raz na wyjeździe dawno temu.

Hmm, ciekawe wink

Srednia wieku zawieranie małżenstw w Polsce to 29 lat facet i 27 lat kobieta. Dlatego pare lat temu ( w poprzednich pracach) Ci sie to zdarzało a teraz nie. 30-35 latek w duzym % ma już żone alno narzeczoną, albo zaawansowany związek a jesli szuka to rozgląda sie za paniami 5 lat od siebie młodszymi. Nie żebym Cie dołował, czy presje wywoływał smile

1,873

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Umajona, a jak się przywitałaś? I jak miałabyś się niby przywitać "w celach romantycznych"?
O ile wiem, nie byliście na tyle sobie bliscy, żeby witać się wylewnie.
Jestem za tym, żeby tak postępować jak się czuje, a nie realizować jakieś "obowiązujące" scenariusze.

1,874 Ostatnio edytowany przez Peter4x (2019-08-20 00:05:24)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
foggy napisał/a:

Srednia wieku zawieranie małżenstw w Polsce to 29 lat facet i 27 lat kobieta. Dlatego pare lat temu ( w poprzednich pracach) Ci sie to zdarzało a teraz nie. 30-35 latek w duzym % ma już żone alno narzeczoną, albo zaawansowany związek a jesli szuka to rozgląda sie za paniami 5 lat od siebie młodszymi. Nie żebym Cie dołował, czy presje wywoływał smile

Wg danych statystycznych, z portalu ciekaweliczby :

W Warszawie w grupie wiekowej 25-39 lata, na koniec 2016 r. było o ponad 12% więcej kobiet niż mężczyzn. Statystycznie prawie co ósma kobieta w tym wieku nie ma szans na znalezienie partnera. W 2004 r. sytuacja w tej grupie wiekowej  była korzystniejsza: 105 kobiet przypadało na 100 mężczyzn.

Na koniec 2016 r. we wszystkich grupach wiekowych wśród mieszkańców Warszawy na 100 mężczyzn przypadało prawie 118 kobiet.

Faceci to gatunek zagrożony wyginięciem wink

1,875

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

A to umajona jest z Warszawy? To moze wiele tłumaczyć.

1,876

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

I tak połowa, tych facetów narzeka na samotność, a babka może jedna.

1,877

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
foggy napisał/a:

A to umajona jest z Warszawy? To moze wiele tłumaczyć.

To był tylko przykład ciekawych danych. Nie wiem skąd jest umajona smile


Burzowy napisał/a:

I tak połowa, tych facetów narzeka na samotność, a babka może jedna.

Fakt, trochę jest ich na forum. Może dlatego narzekają, bo wiedzą że to od nich powinna wychodzić inicjatywa. Są jednak zbyt nieśmiali aby cokolwiek zrobić w kierunku nie bycia samym i wolą sobie ponarzekać.

1,878

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Burzowy napisał/a:

I tak połowa, tych facetów narzeka na samotność, a babka może jedna.

Bo babki zwyczajnie lepiej sobie radzą z samotnością niż faceci i potrafią w niej odnaleźć pozytywy, a facet zamiast coś z tym zrobić będzie siedział i narzekał jakie to te baby wredne są wink

1,879

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

ja się jakoś specjalnie "pod facetów" nie ubieram, ale lubię kobiece akcenty w stroju, więc często chodzę np. w sukienkach. Jeśli nakładam dżinsy i sweter, to dorzucam np. korale lub kolczyki, jakąś apaszkę... Taki mam styl po prostu.

Hihi, pamiętam, że moim pierwszym pomysłem był dres i bluza z napisem "Friends", bo to niby miało być oglądanie filmu u niego big_smile Stwierdziłam jednak, że chyba trochę przesadziłam i założyłam sukienkę i czarne cienkie rajstopy, ale patrząc na siebie w lustrze stwierdziłam, że jeszcze sobie on coś pomyśli, że odstrzeliłam się jak na randkę ;p Jakoś nie umiałam traktować tego spotkania w kategorii randki - może dlatego, że czułam, że jemu na mnie jeszcze nie zależy, a randka to dla mnie spotkanie dwóch zakochanych osób... wink No to ostatecznie wskoczyłam w dżinsy i bluzkę (którą bardziej można nazwać nawet swetrem) ;p

Piegowata'76 napisał/a:

  a jak się przywitałaś? I jak miałabyś się niby przywitać "w celach romantycznych"?

Jeszcze przed spotkaniem, gdy się umawialiśmy na ten film on spytał, czy pocałunki i przytulanie też będą, i ja napisałam, że zobaczymy ;p
Jak przyjechałam, to najpierw zrobiłam rozgardiasz z rozbieraniem się z kurtki, coś tam nawijałam o tym, że ciężko było znaleźć miejsce na parkingu itd. Ogólnie trajkotałam cokolwiek, żeby tylko nie rzucić mu się na szyję, choć bardzo tego chciałam, ale nie chciałam mu tego okazać. W końcu on złapał mnie za ręce i powoli zaczął do siebie przyciągać, a ja wtedy takim zdecydowanie NIE kokieteryjnym tonem powiedziałam "Napisałam, że zobaczymy", wyrwałam mu się z rąk i uciekłam do pokoju, gdzie był telewizor ;p Mimo że nie marzyłam o niczym innym, jak tylko o przytuleniu się...
Ta pani śmiejąc się powiedziała mi, że mogłam go tak subtelnie musnąć ustami w policzek, coś szepnąć do ucha, delikatnie się uwolnić z jego objęć. Dać jakąś zachętę/obietnicę na ten wieczór wink A nie pocisnąć jak grom z jasnego nieba big_smile No, facet mógł być zdezorientowany i zaskoczony ;p I rozczarowany.

Piegowata'76 napisał/a:

Jestem za tym, żeby tak postępować jak się czuje, a nie realizować jakieś "obowiązujące" scenariusze.

No właśnie nie postępuję tak, jak czuję, bo nie chcę za bardzo okazać, że mi zależy....

foggy napisał/a:

Nie żebym Cie dołował, czy presje wywoływał

Nie dołujesz, jestem już pogodzona z ewentualnością pozostania singielką, choć nie miałabym nic przeciwko miłej niespodziance wink Możesz mieć rację z tym, że to pewnie o wiek chodzi. W jakimś stopniu na pewno. A dodatkowo może podświadomie, z obawy przed wyjściem na desperatkę, tworzę wokół siebie taką aurę, że jestem odbierana przez facetów na zasadzie "bez kija nie podchodź" ;p

1,880

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Znerx napisał/a:

Czyżby po x latach i 49 stronach tematu udało się znaleźć przyczynę?
Realizujesz poznając jakiś "nie teges facetów", albo starasz się uciec w singielstwo, skrypt z dzieciństwa. Brzmi całkiem wiarygodnie. 
To naprawdę może być takie proste. roll

Wiadomo przecież, ze wszystko ma swoją przyczynę, czy to z dzieciństwa, czy to gdzieś po drodze.

Ela210 napisał/a:

A nie pomyślałyście kobietki, że jakoś mało precyzyjny obraz mężczyzny pasującego do Was macie w głowie?
Albo w czymś w sobie sprzeczny?
Mi  się w życiu zawsze jakoś pojawiały takie znajomości, na jakie byłam gotowa wink

Nie, ja wiem jakiego partnera bym chciała. U mnie też pojawiały się takie znajomości, ale
1) mieli żony, dziewczyny, narzeczone
2) byli wolni, ale nie zainteresowani
Ale charakterologicznie to były moje typy.

MalaMe napisał/a:

Zapada niezręczna cisza, bo wtedy dostrzegają jak BARDZO Ci na tym zależy, do tego stopnia, że nie widzisz że bycie w związku to także ryzyko porażki, niespełnienia i pasma rozczarowań, a Ty postrzegasz związek jako gwarantowaną pełnię szczęśliwości, już nawet za sam fakt jego zaistnienia. Oni Ci w ten sposób mówią, że związek to też loteria. Loteria życia.

Pokaż mi post, w którym pisałam, ze związek to pełnia szczęśliwości.
Przecież mnie nie znasz, nie wiesz co ja zakładam.

MalaMe napisał/a:

Ależ to nie jest pocieszanie. To jest mowa o wszystkich odcieniach szarości związku.
Związki są mniej lub bardziej udane, związek to ciężka praca z drugim człowiekiem, ustępstwa, kompromisy..

To to jest katorga a nie związek. Ale też kiedyś tak myślałam, że związek to ciężka praca,  ustępstwa i kompromisy - jakże bardzo się myliłam. Na szczęście po to są doświadczenia, aby nie popełniać tych samych błędów.

umajona napisał/a:

Właśnie tak bardzo nie chcę wyjść na desperatkę, że chyba generalnie całą sobą pokazuję, że faceci w ogóle mnie "w tym sensie" nie interesują, tylko jako koledzy/znajomi. Nawet jak autentycznie chłopak mi się podoba ;/ Nawet z tamtym chłopakiem z mojego wątku nie umiałam być romantyczna. Jak opowiedziałam takiej znajomej pani o tym, w jaki sposób się z nim przywitałam, gdy do niego przyjechałam i że nie rozumiem, czemu mu się humor popsuł, to długo nie mogła się przestać ze mnie śmiać big_smile I jak mi wyjaśniła, co powinnam/mogłam zrobić w tamtej sytuacji, to sobie pomyślałam, że faktycznie nie ma co się facetowi dziwić ;p No daleko mi do zalotnego motyla w moich zachowaniach ;p Może to o to chodzi...?

Musisz im dać jasny sygnał. Ale rozumiem Cię, też tak długo miałam, jak mi się facet bardzo podobał, nie dawałam poznać, ze mi się podoba. Myślę, że sądziłam wtedy, ze niemożliwe, aby tak mądry i fajny facet zainteresował się takim kimś jak ja, że to niemożliwe, ze dla mnie nadają się tylko wszelkiej maści nieudacznicy, niedojrzali emocjonalnie, niepoukładani i tacy w tym stylu.
Masz 31 lat, zmień podejście i to szybko, bo skończysz jak ja smile

foggy napisał/a:

Srednia wieku zawieranie małżenstw w Polsce to 29 lat facet i 27 lat kobieta. Dlatego pare lat temu ( w poprzednich pracach) Ci sie to zdarzało a teraz nie. 30-35 latek w duzym % ma już żone alno narzeczoną, albo zaawansowany związek a jesli szuka to rozgląda sie za paniami 5 lat od siebie młodszymi. Nie żebym Cie dołował, czy presje wywoływał smile

Umajona słyszysz, bierz pierwszego z brzegu, bo zostaniesz sama, facet w Twoim wieku, chce 5 lat młodszej od Ciebie.  smile
Szczęśliwie Umajona nie ma napisane na czole , ze ma 31 lat. Może wygląda na 27 i co wtedy ??? Panowie, sprawdzajcie PESel, aby nie być rozczarowanym jak już się zakochacie big_smile

Peter4x napisał/a:

Wg danych statystycznych, z portalu ciekaweliczby :

W Warszawie w grupie wiekowej 25-39 lata, na koniec 2016 r. było o ponad 12% więcej kobiet niż mężczyzn. Statystycznie prawie co ósma kobieta w tym wieku nie ma szans na znalezienie partnera. W 2004 r. sytuacja w tej grupie wiekowej  była korzystniejsza: 105 kobiet przypadało na 100 mężczyzn.

Na koniec 2016 r. we wszystkich grupach wiekowych wśród mieszkańców Warszawy na 100 mężczyzn przypadało prawie 118 kobiet.

Faceci to gatunek zagrożony wyginięciem wink

Po pierwsze, jeśli pań jest więcej niż panów, to dlaczego tyle panów jest samotnych?
A statystyka to nie życie.

1,881

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
umajona napisał/a:

foggy napisał/a:

Nie żebym Cie dołował, czy presje wywoływał

Nie dołujesz, jestem już pogodzona z ewentualnością pozostania singielką, choć nie miałabym nic przeciwko miłej niespodziance wink Możesz mieć rację z tym, że to pewnie o wiek chodzi. W jakimś stopniu na pewno. A dodatkowo może podświadomie, z obawy przed wyjściem na desperatkę, tworzę wokół siebie taką aurę, że jestem odbierana przez facetów na zasadzie "bez kija nie podchodź" ;p

Masz 31 lat! Jak to jesteś pogodzona z byciem singielką??? Na forum ludzi nie słuchaj, tu pisze wielu samotnych, sfrustrowanych, w nieudanych związkach. Niektórzy podaja się za tych, którymi nie są. Możesz mieć jeszcze faceta nawet młodszego od siebie (tzn jakbyś chciała).
A jak Ci się jakiś podoba to daj mu znak, ale tak nie nachalnie. Im wcześniej tym lepiej dla Ciebie, bo w razie odmowy (wszak nigdy nie wiesz, co druga strona sobie myśli). szybciej się otrząśniesz z ewentualnej porażki i nie będziesz miesiącami wzdychała do "obiektu". A jak coś z tego wyjdzie - to tylko się cieszyć.

1,882

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Musisz im dać jasny sygnał. Ale rozumiem Cię, też tak długo miałam, jak mi się facet bardzo podobał, nie dawałam poznać, ze mi się podoba. Myślę, że sądziłam wtedy, ze niemożliwe, aby tak mądry i fajny facet zainteresował się takim kimś jak ja, że to niemożliwe, ze dla mnie nadają się tylko wszelkiej maści nieudacznicy, niedojrzali emocjonalnie, niepoukładani i tacy w tym stylu.
Masz 31 lat, zmień podejście i to szybko, bo skończysz jak ja smile

No właśnie z tym jasnym sygnałem to ciężko. I też siedzi we mnie takie poczucie, że to niemożliwe, żeby dany chłopak się mną zainteresował, ale nie na takiej zasadzie, jak Ty miałaś, że niby nadaję się tylko dla nieudaczników itd., tylko na zasadzie zaskoczenia, że w końcu ktoś odwzajemnił moje zainteresowanie wink Bo do tej pory był brak wzajemności albo z mojej strony, albo ze strony faceta. I gdybym nagle się zakochała z wzajemnością, to chyba długo podchodziłabym do tego faktu jak do jeża big_smile No bo to niby tak naprawdę? To w ogóle możliwe? big_smile

1,883

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
umajona napisał/a:

No właśnie z tym jasnym sygnałem to ciężko. I też siedzi we mnie takie poczucie, że to niemożliwe, żeby dany chłopak się mną zainteresował, ale nie na takiej zasadzie, jak Ty miałaś, że niby nadaję się tylko dla nieudaczników itd., tylko na zasadzie zaskoczenia, że w końcu ktoś odwzajemnił moje zainteresowanie wink Bo do tej pory był brak wzajemności albo z mojej strony, albo ze strony faceta. I gdybym nagle się zakochała z wzajemnością, to chyba długo podchodziłabym do tego faktu jak do jeża big_smile No bo to niby tak naprawdę? To w ogóle możliwe? big_smile

A dlaczego ktoś miałby nie odwzajemnić Twojego uczucia, bo?

1,884

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Masz 31 lat! Jak to jesteś pogodzona z byciem singielką???

Jestem pogodzona z EWENTUALNOŚCIĄ, że zostanę singielką. Dla miłej niespodzianki od życia mam jeszcze otwarte serducho wink

1,885

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
umajona napisał/a:
rossanka napisał/a:

Masz 31 lat! Jak to jesteś pogodzona z byciem singielką???

Dla miłej niespodzianki od życia mam jeszcze otwarte serducho wink

" I gdybym nagle się zakochała z wzajemnością, to chyba długo podchodziłabym do tego faktu jak do jeża big_smile No bo to niby tak naprawdę? To w ogóle możliwe? big_smile:"

Niezupełnie masz otwarte serducho. Ale nie wszystkjo stracone, powiedziałabym, masz pabrdzo duze szanse na całkowitą odmianę losu, bo wiesz już mniej więcej, w czym masz problem. (chodzi mi o to okazywanie zaintertesowania)

Posty [ 1,821 do 1,885 z 8,335 ]

Strony Poprzednia 1 27 28 29 30 31 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024