pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Strony Poprzednia 1 105 106 107 108 109 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 6,891 do 6,955 z 8,335 ]

6,891

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Co dokładnie rozwiązać?
Nie rozumiem.

Zobacz podobne tematy :

6,892

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Co dokładnie rozwiązać?
Nie rozumiem.

Normalnie, czemu za każdym razem się tak dzieje.

6,893

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Żeby móc to odkryć, to musiałby to stwierdzić jakiś człowiek, który miał z Tobą do czynienia ,,na żywo".

6,894 Ostatnio edytowany przez Roxann (2022-06-19 23:46:16)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Co dokładnie rozwiązać?
Nie rozumiem.

Normalnie, czemu za każdym razem się tak dzieje.

Zapewne tak jest. Ja również miałam problem przez długi czas by zbudować trawałą relację. Nigdy na przelotnych mi nie zależało i zawsze, za każdym razem myślałam, że to ten a potem... guzik. Albo ja odchodziłam, albo mnie zostawiano, choć to pierwsze częsciej. Jednak nie o to chodzi. Za każdym razem musiałam to odchorowywać, raz mniej, raz bardziej ale traktowałam to trochę jako osobistą porażkę. Nawet w pewnym momencie uznałam, że do związku nie nadaję. I nie dlatego, że nowego, adrenaliny itd. potrzebowałam, tylko takich facetów przyciągałam.
U Ciebie jest chyba jednak inny problem - z początkiem relacji i jej rozwojem (u mnie to działo na dalszym etapie), że skoro piszesz były zainteresowania ale mimo iż myślałaś, że to idzie do przodu, facet znajdował inną. Dystans, chłód? Tak zgaduję. "Znam" Cię tylko z forum, nie wiem jaka jesteś w kontaktach z ludźmi. Może brakuje Ci luzu? Może za bardzo chowasz za jakimś pancerzem. Faceci w obecnych czasach są wygodni i wolą kiedy nie tyle kobieta przejmuje inicjatywę, co im ją ułatwiają. Ja byłam, jestem i będę zdania, że to kobieta wybiera faceta ale jednak spośród tych którzy ją wybiorą, dlatego jak facet zwraca uwagę, szczególnie taki który nam podoba, to trzeba "działać", dyskretnie ale jednak. wink

6,895 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2022-06-20 09:10:59)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Lenistwo lub też przekonanie, że jednak fajnie poczuć zainteresowanie z drugiej strony a nie tylko samemu wiecznie "stroszyć piórka" tongue

Nie wiem, co Rox ma dokładnie  na myśli mówiąć "luz", ale wydaje mi się, że właśnie tu może leżeć problem. Sam miałem do czynienia z takimi osobami, które poznająć kogoś, od samego początku niemal były NASTAWIONE na to, że wszystko musi się koniecnzie udać i przebiegać według planu. Założenie było takie, że skoro kogoś poznają i się spotykają(choćby krótko) to nie ma prawa to absolutnie inaczej się zakończyć, niż dalszy rozwój znajomości aw konsekwencji związek.

6,896

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Roxann napisał/a:
rossanka napisał/a:
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Co dokładnie rozwiązać?
Nie rozumiem.

Normalnie, czemu za każdym razem się tak dzieje.

Zapewne tak jest. Ja również miałam problem przez długi czas by zbudować trawałą relację. Nigdy na przelotnych mi nie zależało i zawsze, za każdym razem myślałam, że to ten a potem... guzik. Albo ja odchodziłam, albo mnie zostawiano, choć to pierwsze częsciej. Jednak nie o to chodzi. Za każdym razem musiałam to odchorowywać, raz mniej, raz bardziej ale traktowałam to trochę jako osobistą porażkę. Nawet w pewnym momencie uznałam, że do związku nie nadaję. I nie dlatego, że nowego, adrenaliny itd. potrzebowałam, tylko takich facetów przyciągałam.
U Ciebie jest chyba jednak inny problem - z początkiem relacji i jej rozwojem (u mnie to działo na dalszym etapie), że skoro piszesz były zainteresowania ale mimo iż myślałaś, że to idzie do przodu, facet znajdował inną. Dystans, chłód? Tak zgaduję. "Znam" Cię tylko z forum, nie wiem jaka jesteś w kontaktach z ludźmi. Może brakuje Ci luzu? Może za bardzo chowasz za jakimś pancerzem. Fac wink

Tak było kiedyś. A już najbardziej byłam chłodna, niedostępna gdy widziałam zaloty mężczyzny, na którym mi nie zależało jak na mężczyźnie, tylko jak na koledze, albo ogólnie nie chciałam się z tamtą osobą bliżej spoufalac. Odmawiałam spotkań, byłam chłodna i zdystansiwana. Skutek odwrotny, wcale ich to nie odstraszalo, wręcz przeciwnie.
Wniosek, jak mężczyźnie zależy na znajomości, mało co go odstrasza i zniechęca. Widać tamci z mojej przeszlosci nie byli zainteresowani.

6,897

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Roxann napisał/a:
rossanka napisał/a:

Normalnie, czemu za każdym razem się tak dzieje.

Zapewne tak jest. Ja również miałam problem przez długi czas by zbudować trawałą relację. Nigdy na przelotnych mi nie zależało i zawsze, za każdym razem myślałam, że to ten a potem... guzik. Albo ja odchodziłam, albo mnie zostawiano, choć to pierwsze częsciej. Jednak nie o to chodzi. Za każdym razem musiałam to odchorowywać, raz mniej, raz bardziej ale traktowałam to trochę jako osobistą porażkę. Nawet w pewnym momencie uznałam, że do związku nie nadaję. I nie dlatego, że nowego, adrenaliny itd. potrzebowałam, tylko takich facetów przyciągałam.
U Ciebie jest chyba jednak inny problem - z początkiem relacji i jej rozwojem (u mnie to działo na dalszym etapie), że skoro piszesz były zainteresowania ale mimo iż myślałaś, że to idzie do przodu, facet znajdował inną. Dystans, chłód? Tak zgaduję. "Znam" Cię tylko z forum, nie wiem jaka jesteś w kontaktach z ludźmi. Może brakuje Ci luzu? Może za bardzo chowasz za jakimś pancerzem. Fac wink

Tak było kiedyś. A już najbardziej byłam chłodna, niedostępna gdy widziałam zaloty mężczyzny, na którym mi nie zależało jak na mężczyźnie, tylko jak na koledze, albo ogólnie nie chciałam się z tamtą osobą bliżej spoufalac. Odmawiałam spotkań, byłam chłodna i zdystansiwana. Skutek odwrotny, wcale ich to nie odstraszalo, wręcz przeciwnie.
Wniosek, jak mężczyźnie zależy na znajomości, mało co go odstrasza i zniechęca. Widać tamci z mojej przeszlosci nie byli zainteresowani.

Ross, a masz jakieś dane od tych kolesi, co znajdowali sobie inną, dlaczego taki był scenariusz?
Ja tu dorzucę może jeszcze jedno, aby utrzymać relację lub pragnienie jej utrzymania wzbudzić, potrzebne są emocje . Ja nie mówię tylko o motylkach, różowych okularach, ale pewnej grze, sztuce uwodzenia, podtrzymania zainteresowania. Tutaj można to nabyć chyba tylko dwutorowo: poprzez większą pewność siebie i treningi. Zatem warto próbować, aby się tylko w tym porozkoszować, bez nastawienia, że to "ten" czy "nie ten". Sztuka dla sztuki Ross, wtedy samo wyjdzie, bo i wybór będzie.
Naturalnie i z luzem (nie na siłę), o którym mówiła Rox i trochę czasem z przejęciem kontroli, o której wspomina bagienni_k . Tutaj to nastawienie i jakaś determinacja w oczach, aby "tym razem się udało", "może nareszcie" lub z rezygnacją w stylu "znowu będzie to samo" itd. może też odstraszać, bo to widać w postawie, oczach, głosie.

6,898

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Evergreen napisał/a:
rossanka napisał/a:
Roxann napisał/a:

Zapewne tak jest. Ja również miałam problem przez długi czas by zbudować trawałą relację. Nigdy na przelotnych mi nie zależało i zawsze, za każdym razem myślałam, że to ten a potem... guzik. Albo ja odchodziłam, albo mnie zostawiano, choć to pierwsze częsciej. Jednak nie o to chodzi. Za każdym razem musiałam to odchorowywać, raz mniej, raz bardziej ale traktowałam to trochę jako osobistą porażkę. Nawet w pewnym momencie uznałam, że do związku nie nadaję. I nie dlatego, że nowego, adrenaliny itd. potrzebowałam, tylko takich facetów przyciągałam.
U Ciebie jest chyba jednak inny problem - z początkiem relacji i jej rozwojem (u mnie to działo na dalszym etapie), że skoro piszesz były zainteresowania ale mimo iż myślałaś, że to idzie do przodu, facet znajdował inną. Dystans, chłód? Tak zgaduję. "Znam" Cię tylko z forum, nie wiem jaka jesteś w kontaktach z ludźmi. Może brakuje Ci luzu? Może za bardzo chowasz za jakimś pancerzem. Fac wink

Tak było kiedyś. A już najbardziej byłam chłodna, niedostępna gdy widziałam zaloty mężczyzny, na którym mi nie zależało jak na mężczyźnie, tylko jak na koledze, albo ogólnie nie chciałam się z tamtą osobą bliżej spoufalac. Odmawiałam spotkań, byłam chłodna i zdystansiwana. Skutek odwrotny, wcale ich to nie odstraszalo, wręcz przeciwnie.
Wniosek, jak mężczyźnie zależy na znajomości, mało co go odstrasza i zniechęca. Widać tamci z mojej przeszlosci nie byli zainteresowani.

Ross, a masz jakieś dane od tych kolesi, co znajdowali sobie inną, dlaczego taki był scenariusz?
.

Oj, to było 15- 20 lat temu. Po 30 nie zdarzyła mi się tają sytuacja już, dopiero teraz raz ostatnio( pisałam o tym). Do 30 byłam przeciez inna niż jestem teraz.
Po 30 stce jak kogoś poznawałam, to się szybko interesiwalam, czy jest inna i wtedy od razu odpuszczałam.
Poza tym pisałam tu o moich zaburzeniach lękowych i ludzie z forum radzili mi, aby najpierw wyleczyć te zaburzenia(bo nikt nie chce brać sobie za partnera osobę z takim bagazem), no to leczyłam te zaburzenia. I uczyłam się żyć sama ze sobą i nie uzależniać swojego szczęścia od obecności innej osoby, umieć zająć się soba(tak naprawdę umiałam od dziecka zajmować się sobą, umiałam sama spędzać czas i Nnie uzależniłam szczęścia od po sia da nia drugiej osoby). Ale niech będzie. Zeszło mi na tym 10 lat. Chyba wystarczy już tej"nauki" życia samej że sobą. A może żyć kolejne 10 lat sama ze sobą? Tak tu będę pisać, że po liczku na przykład brakuje mi obecności drugiej osoby w życiu i przez 10 lat będę słuchała świetnych rad, aby żyć szczęśliwie samej od osób będących od lat w związkach.
Albo,że osób z zaburzeniami-od takich się trzymać z daleka.
A może coś w tym jest

6,899

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Evergreen napisał/a:
rossanka napisał/a:

Tak było kiedyś. A już najbardziej byłam chłodna, niedostępna gdy widziałam zaloty mężczyzny, na którym mi nie zależało jak na mężczyźnie, tylko jak na koledze, albo ogólnie nie chciałam się z tamtą osobą bliżej spoufalac. Odmawiałam spotkań, byłam chłodna i zdystansiwana. Skutek odwrotny, wcale ich to nie odstraszalo, wręcz przeciwnie.
Wniosek, jak mężczyźnie zależy na znajomości, mało co go odstrasza i zniechęca. Widać tamci z mojej przeszlosci nie byli zainteresowani.

Ross, a masz jakieś dane od tych kolesi, co znajdowali sobie inną, dlaczego taki był scenariusz?
.

Oj, to było 15- 20 lat temu. Po 30 nie zdarzyła mi się tają sytuacja już, dopiero teraz raz ostatnio( pisałam o tym). Do 30 byłam przeciez inna niż jestem teraz.
Po 30 stce jak kogoś poznawałam, to się szybko interesiwalam, czy jest inna i wtedy od razu odpuszczałam.
Poza tym pisałam tu o moich zaburzeniach lękowych i ludzie z forum radzili mi, aby najpierw wyleczyć te zaburzenia(bo nikt nie chce brać sobie za partnera osobę z takim bagazem), no to leczyłam te zaburzenia. I uczyłam się żyć sama ze sobą i nie uzależniać swojego szczęścia od obecności innej osoby, umieć zająć się soba(tak naprawdę umiałam od dziecka zajmować się sobą, umiałam sama spędzać czas i Nnie uzależniłam szczęścia od po sia da nia drugiej osoby). Ale niech będzie. Zeszło mi na tym 10 lat. Chyba wystarczy już tej"nauki" życia samej że sobą. A może żyć kolejne 10 lat sama ze sobą? Tak tu będę pisać, że po liczku na przykład brakuje mi obecności drugiej osoby w życiu i przez 10 lat będę słuchała świetnych rad, aby żyć szczęśliwie samej od osób będących od lat w związkach.
Albo,że osób z zaburzeniami-od takich się trzymać z daleka.
A może coś w tym jest

big_smile Tego, abyś żyła sobie szczęśliwie samotnie, ode mnie nie usłyszysz big_smile. Ode mnie raczej, żebyś szalała ile sił! big_smile Podejście w stylu "a co mi tam, phi!" lub "jedziemy z tej górki!", to bardziej tak mogę tu uderzyć. Na to możesz liczyć ode mnie smile
Jak weekend,  Ross ?

No skoro takie scenariusze były 20 lat temu i w między czasie radziłaś sobie terapeutycznie ze sobą samą, to nie ma o czym mówić teraz.  Masz inny start, ale pewnie jakieś może mniejsze demony przeszłości się tam plączą. Identyfikować je i wyłapywać wink lub ugłaskać i nakarmić smile

6,900

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Rossanka, wydaje mi się, że sami swoją osobą, sposobem bycia 'przyciągamy' takie, a nie inne osoby. Dlatego dziwi, że u Ciebie przez tyle lat żaden albo jakieś pojedyncze przypadki, których nawet dobrze nie zdążyłaś poznać. Może w złym towarzystwie obracasz? Trochę brutalnie mówiąc, jak szukam inteligentnego zadbanego faceta, to nie szukam pod budką z piwem.
Ja obecnie od kilku lat jestem w stałym związku ale jak się rozejrzeć, to kilku potencjalnych ewentualnych by się znalazło w moim otoczeniu. Tyle, że ja mam swój typ, nie tyle z wyglądu co ze sposobu bycia/życia dlatego nie miałam problemu by poznać kogoś kto mi się podoba. Ja akurat nie należę do tych osób o których pisze Bagienni_k czyli uznających, że coś przyjdzie z czasem, ja wiem "tu i teraz" czy to ma sens czy nie. Po prostu wiem jakich cech u mężczyzn szukam. Nie zdaję się "tylko" na tzw. chemię, bo wiem co na mnie działa wink
Może Ty sama nie wiesz czego chcesz bo takie ogólniki czy niezidentyfikowane "to coś" to wiadomo. Zawsze warto wiedzieć czego się szuka, niż to robić po omacku.

6,901

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Evergreen napisał/a:
rossanka napisał/a:
Evergreen napisał/a:

Ross, a masz jakieś dane od tych kolesi, co znajdowali sobie inną, dlaczego taki był scenariusz?
.

Oj, to było 15- 20 lat temu. Po 30 nie zdarzyła mi się tają sytuacja już, dopiero teraz raz ostatnio( pisałam o tym). Do 30 byłam przeciez inna niż jestem teraz.
Po 30 stce jak kogoś poznawałam, to się szybko interesiwalam, czy jest inna i wtedy od razu odpuszczałam.
Poza tym pisałam tu o moich zaburzeniach lękowych i ludzie z forum radzili mi, aby najpierw wyleczyć te zaburzenia(bo nikt nie chce brać sobie za partnera osobę z takim bagazem), no to leczyłam te zaburzenia. I uczyłam się żyć sama ze sobą i nie uzależniać swojego szczęścia od obecności innej osoby, umieć zająć się soba(tak naprawdę umiałam od dziecka zajmować się sobą, umiałam sama spędzać czas i Nnie uzależniłam szczęścia od po sia da nia drugiej osoby). Ale niech będzie. Zeszło mi na tym 10 lat. Chyba wystarczy już tej"nauki" życia samej że sobą. A może żyć kolejne 10 lat sama ze sobą? Tak tu będę pisać, że po liczku na przykład brakuje mi obecności drugiej osoby w życiu i przez 10 lat będę słuchała świetnych rad, aby żyć szczęśliwie samej od osób będących od lat w związkach.
Albo,że osób z zaburzeniami-od takich się trzymać z daleka.
A może coś w tym jest

big_smile Tego, abyś żyła sobie szczęśliwie samotnie, ode mnie nie usłyszysz big_smile. Ode mnie raczej, żebyś szalała ile sił! big_smile Podejście w stylu "a co mi tam, phi!" lub "jedziemy z tej górki!", to bardziej tak mogę tu uderzyć. Na to możesz liczyć ode mnie smile
Jak weekend,  Ross ?

No skoro takie scenariusze były 20 lat temu i w między czasie radziłaś sobie terapeutycznie ze sobą samą, to nie ma o czym mówić teraz.  Masz inny start, ale pewnie jakieś może mniejsze demony przeszłości się tam plączą. Identyfikować je i wyłapywać wink lub ugłaskać i nakarmić smile

Dlatego mówię, że z forami trzeba uważać. Nie brać tego za pewnik. Przed exem od pelnoletnosci do przekroczenia 30ki byłam sama. Umiałam być sama. Sama spędzać ze sobą czas. Sama chodziłam na wesela koleżanek, sama na zakupy, sama spędzałam weekendy, wieczory, dlugie zimowe wieczory rowniez, jak wychodziłam, to ze znajomymi parami na doczepkę (sama kobieta w pubie to jednak dla mnie hardcore). W święta byłam sama, w sylwestra też. Na wakacje po prostu odwiedzałam gdzieś rodzinę. Po czym otrzymuje rady na forum, abym nauczyła się być sama ze sobą. Albo, że jakaś mezatka bardzi miło wspomina lata swojego singielstwa, bo dopiero jak miała 25 lat poznała kogoś, i abym cieszyła się tym czasem. Haha. A ja już wtedy miałam 36 lat i poważnie bałam się co będzie dalej i że nie zdążę zajść w ciążę . Chociaż tu też jest śmiesznie, otoczenie, rodzina twierdziła, że przez te 4 lata do 40ki, wszystko się jeszcze może zdarzyć, że za 4 lata pewnie już będę z kimś a i dziecko albo nawet dwójkę zdążę mieć( co się oczywiście zdarza, koleżanka między 35 a 40 rokiem życia urodziła dwoje dzieci w odstępie dwóch lat). Teraz jest śmiesznie, z otoczenia nikt już nie porusza tematu rodziny, dzieci, wszyscy tylko spuszczają głowy. Albo patrzą że współczuciem. A rodzona traktuje tak jakbym nie miała własnego zycia- samotna to jest na każde zawołanie.  Jakbym miała męża czy nawet dzieci, nie ośmieliliby sie tak ingerować w moje życie. A co jesli wyjechałabym z rodziną na stałe za granicę? Bo takich znajomych też mam? A tak to weź, zawieźć, pożycz, zrob, co nie chcesz mi pomóc? Czyli rozumiem, że nie mogę liczyć na ciebie? - oszaleć można. To oczywiście wpływa na moje lęki, więc na ogół odcinam sie i coś sobie tam sama robię, mam własne zajęcia bo bym już dawno oszalała.
Kiedyś, jak byłam dużo młodsza, właśnie tak do 30, właściwie to do terapii, czyli parę lat po 30, uważałam, że muszę zasłużyć aby ktoś był ze mną(wiecie, tak jak w domu ciągle słyszysz, a czy zasłużyłaś na to? Chyba nie zasłużyłaś?- normalnie jak zasłużysz, masz  miłość rodziców, jak nie zasłużysz- nie masz jej, tylko nie piszcie mi, że tak nie mieliście, lata 80te kto się wtedy przejmował psychologią). Teraz to wiem skąd takie myślenie się pojawiło, ale zanim do tego doszłam to dobiegała do 40, a o dzieciach to sobie teraz mogę pomarzyć. Ale nie na tego złego, możemy były jakieś chore, czy nieznośne, czy wyrosłe na kryminalistów albo totalne ofermy,  kto to wie, może własnie dobrze jest jak jest teraz.

6,902

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Roxann napisał/a:

Rossanka, wydaje mi się, że sami swoją osobą, sposobem bycia 'przyciągamy' takie, a nie inne osoby. Dlatego dziwi, że u Ciebie przez tyle lat żaden albo jakieś pojedyncze przypadki, których nawet dobrze nie zdążyłaś poznać. Może w złym towarzystwie obracasz? Trochę brutalnie mówiąc, jak szukam inteligentnego zadbanego faceta, to nie szukam pod budką z piwem.
Ja obecnie od kilku lat jestem w stałym związku ale jak się rozejrzeć, to kilku potencjalnych ewentualnych by się znalazło w moim otoczeniu. Tyle, że ja mam swój typ, nie tyle z wyglądu co ze sposobu bycia/życia dlatego nie miałam problemu by poznać kogoś kto mi się podoba. Ja akurat nie należę do tych osób o których pisze Bagienni_k czyli uznających, że coś przyjdzie z czasem, ja wiem "tu i teraz" czy to ma sens czy nie. Po prostu wiem jakich cech u mężczyzn szukam. Nie zdaję się "tylko" na tzw. chemię, bo wiem co na mnie działa wink
Może Ty sama nie wiesz czego chcesz bo takie ogólniki czy niezidentyfikowane "to coś" to wiadomo. Zawsze warto wiedzieć czego się szuka, niż to robić po omacku.

Wiem czego chce. Co do towarzystwa, to zwykle było inteligenckie, dobrze wychowane, oczytane, kulturalne. Jakiś typków typu pijak z pod budki z piwem jak to określasz, czy seryjny ruchacz z dyskoteki, albo narkoman, pensjonariusz wieznienny,złodziej i tym podobne- takich ludzi nie znałam, bo normalnie nie obracałam się w takim towarzystwie, jakoś tak samo wychodziło. Wiedziałam, że takie osoby istnieją, ale znałam je tylko z widzenia np wiedziałam, że mąż babki z bloku obok siedział w więzieniu. Albo, że sprzedawca że sklepu na osiedlu bije żonę. Ale to nie było zadni moi znajomi.

6,903

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Wiem czego chce.

Ale czy Twoje wymagania są realne. Zauważyłam, że wiele osób bez powodzenia czy też doświadczenia zbyt idealizuje swoją wizję potencjalnego partnera/partnerki.
W innym wątku pisałaś:

rossanka napisał/a:

wszyscy Ci, którzy wchodzą w z góry skazane na porażkę relacje ( np widzę, że facet to Babiarz, ale nie można mieć wszystkiego, więc wchodzę to, bo dobrze zarabia i lubi dzieci. Albo: seks jest beznadziejny, ale jest inteligentny, pracowity i chce założyć rodzinę, to jakoś to będzie. Albo: nie dogadujemy się na wielu płaszczyznach ale nie ma ludzi idealnie do nas pasujących, to nie będę wybrzydzać i lata kecą na dodatek

Nie sądzę by istniała jakaś para, która jest z obu stron idealnie dobrana. Każdy ma swoje wady i zalety. Jak szukasz ideału, to od startu jesteś skazana na porażkę. Nad pewnymi rzeczami można pracować i jeśli ludziom na sobie zależy to to robią. Oczywiście nie zawsze się da coś naprawić czy poprawić ale ... chyba można w miarę łatwo 'ocenić' czy jest potencjał czy nie.
Ja np. jak poznałam mojego partnera, ten miał brzuszek i to nawet dość spory (choć przy prawie 190 to aż tak źle nie wyglądało) i przykładowo mogłabym go odrzucić bo nie znoszę "brzuszków" u facetów ale... to jest akurat coś co łatwo można zmienić i teraz po kilku latach ze mną figurę ma jak marzenie.
Podobnie może być np. z seksem, to że może na początku nie wychodzi, nie znaczy że zawsze będzie kiepsko. Choć to oczywiście zależy.

6,904 Ostatnio edytowany przez rossanka (2022-06-20 10:31:45)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Roxann napisał/a:
rossanka napisał/a:

Wiem czego chce.

Ale czy Twoje wymagania są realne. Zauważyłam, że wiele osób bez powodzenia czy też doświadczenia zbyt idealizuje swoją wizję potencjalnego partnera/partnerki.
W innym wątku pisałaś:

rossanka napisał/a:

wszyscy Ci, którzy wchodzą w z góry skazane na porażkę relacje ( np widzę, że facet to Babiarz, ale nie można mieć wszystkiego, więc wchodzę to, bo dobrze zarabia i lubi dzieci. Albo: seks jest beznadziejny, ale jest inteligentny, pracowity i chce założyć rodzinę, to jakoś to będzie. Albo: nie dogadujemy się na wielu płaszczyznach ale nie ma ludzi idealnie do nas pasujących, to nie będę wybrzydzać i lata kecą na dodatek

Nie sądzę by istniała jakaś para, która jest z obu stron idealnie dobrana. Każdy ma swoje wady i zalety. Jak szukasz ideału, to od startu jesteś skazana na porażkę. Nad pewnymi rzeczami można pracować i jeśli ludziom na sobie zależy to to robią. Oczywiście nie zawsze się da coś naprawić czy poprawić ale ... chyba można w miarę łatwo 'ocenić' czy jest potencjał czy nie.
Ja np. jak poznałam mojego partnera, ten miał brzuszek i to nawet dość spory (choć przy prawie 190 to aż tak źle nie wyglądało) i przykładowo mogłabym go odrzucić bo nie znoszę "brzuszków" u facetów ale... to jest akurat coś co łatwo można zmienić i teraz po kilku latach ze mną figurę ma jak marzenie.
Podobnie może być np. z seksem, to że może na początku nie wychodzi, nie znaczy że zawsze będzie kiepsko. Choć to oczywiście zależy.

Sorki ale nie mam zamiary nikogo poprawiać czy ulepszać. Jak widzę, że facet ma brzuszek, to go biorę całego z nadwagą, a nie, że jak będziemy razem to będę go odchudzac, bo nie lubię wystających brzuchów.
Co do seksu, to nie wyobrażam sobie iść do lozka z kimś, z kim do łóżka nue chce iść, mowy nie ma.

Uważam, że z takim podejściem wiele ludzi kończy jak kończy w całkiem nieudanych zwiazkach: ona- chciałam dzieci on nie, ale myślałam, że z czasem mu się odmieni- nie odmieniło sie, potem placz na forum.  On- fajna dziewczyna, trochę za gruba, ale ja lubię sport, jak będziemy razem to schudnie razem ze mną- ona nie chudnie  a za rok ma 15 kg więcej. On zawiedziony, związek się sypie.
Jak z kimś chce być, to go biorę jakim jest, czy bez zęba z przodu, czy z nadwagą, czy z tym, że zamiast filozofów woli poczytać komiksy o Spider-Manie.
Jakoś nie przekonuje mnie coś takiego, że coś mi w danej osobie nie pasuje i będę jej to zmieniać po ślubie. Nikogo nie mam zamiary zmieniać. Ani zmuszać do niczego. Związek to nie niewola.

Nie moglabymbyc w związku jednak z kimś kto:
1. Nie lubię go, albo nie pasuje mi jego charakter, a podoba wygląd.
2. Lubię go i jego charakter, ale nie czuje do niego pociągu fizycznego, nie chce z nim uprawiać seksu.

To są moje dwa "wymagania".

6,905

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Jakoś nie przekonuje mnie coś takiego, że coś mi w danej osobie nie pasuje i będę jej to zmieniać po ślubie. Nikogo nie mam zamiary zmieniać. Ani zmuszać do niczego.

Ale ja go chciałam i z tym brzuszkiem i nie był to dla mnie jakiś wymóg. W sumie samo wyszło wink Jak się żyje razem to siłą rzeczy ludzie jakoś dopasowują do siebie. A u niego nawet katowanie na siłowni nie było potrzebne, wystarczyły regularne zdrowsze posiłki i trochę więcej ruchu. Ludzie zmieniają. Ja również zmieniłam trochę nawyków odkąd z nim jestem ale to też wyszło naturalnie.
To nie jest tak, że jak poznajesz faceta tu i teraz, to on taki sam będzie cały czas. Nie tylko z czasem lepiej go poznasz ale ludzie nie są constans.
Inna sprawa, że trudno być z kimś kogo nie lubimy lub nas nie pociąga fizycznie. Tyle że o ile z tym pierwszym to raczej bariera nie do przeskoczenia, choć nigdy nie mów nigdy, tak w drugim przypadku to może warto zastanowić dlaczego. Ja np. nie znoszę brodaczy (przykładowo) ale jak faceta lubię i ogólnie podoba, to może nie jest dla niego jakimś dużym wyrzeczeniem tą brodę zgolić? Tak jak faceta szczerbatego bym nie pocałowała ale jeśli np. wiem, że stracił je w jakimś np. wypadku i zaraz je zrobi to by to nie był dla mnie problem by "poczekać".

6,906

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Roxann napisał/a:
rossanka napisał/a:

Jakoś nie przekonuje mnie coś takiego, że coś mi w danej osobie nie pasuje i będę jej to zmieniać po ślubie. Nikogo nie mam zamiary zmieniać. Ani zmuszać do niczego.

Ale ja go chciałam i z tym brzuszkiem i nie był to dla mnie jakiś wymóg. W sumie samo wyszło wink Jak się żyje razem to siłą rzeczy ludzie jakoś dopasowują do siebie. A u niego nawet katowanie na siłowni nie było potrzebne, wystarczyły regularne zdrowsze posiłki i trochę więcej ruchu. Ludzie zmieniają. Ja również zmieniłam trochę nawyków odkąd z nim jestem ale to też wyszło naturalnie.
To nie jest tak, że jak poznajesz faceta tu i teraz, to on taki sam będzie cały czas. Nie tylko z czasem lepiej go poznasz ale ludzie nie są constans.
Inna sprawa, że trudno być z kimś kogo nie lubimy lub nas nie pociąga fizycznie. Tyle że o ile z tym pierwszym to raczej bariera nie do przeskoczenia, choć nigdy nie mów nigdy, tak w drugim przypadku to może warto zastanowić dlaczego. Ja np. nie znoszę brodaczy (przykładowo) ale jak faceta lubię i ogólnie podoba, to może nie jest dla niego jakimś dużym wyrzeczeniem tą brodę zgolić? Tak jak faceta szczerbatego bym nie pocałowała ale jeśli np. wiem, że stracił je w jakimś np. wypadku i zaraz je zrobi to by to nie był dla mnie problem by "poczekać".


Piszę, że odrzucałam zawsze w przypadku gdy: kogoś nie lubiłam, albo drażnił mnie jego charakter, ogólnie osoba,albo gdy dobrze się dogadywałam ale traktowałam kogoś jak brata, nie do pomyślenia było iść z kimś takim do łóżka.
Innych przypadków, że świetnie mi było z kimś charakterologicznie, mielibyśmy zbliżona wizję przyszłości plus wzajemna fascynacja fizyczna, ale facet nie ma zęba/ ma 20kg nadwagi/ pracuje w Tesco/ jest łysy/rody/ma jedną nogę krotsza/ nie lubi poezji/ nie potrafi gotować- w życiu mi się nie zdarzyło odrzucić kogoś z powodu takich cech.
Jedynie gdy: kogoś nie lubiłam
Albo gdy nie pociągał mnie fizycznie
Albo gdy miał żonę, partnerkę, konkubinę.
Tylko tych odrzucalam.

6,907 Ostatnio edytowany przez Roxann (2022-06-20 12:11:29)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Piszę, że odrzucałam zawsze w przypadku gdy: kogoś nie lubiłam, albo drażnił mnie jego charakter, ogólnie osoba,albo gdy dobrze się dogadywałam ale traktowałam kogoś jak brata, nie do pomyślenia było iść z kimś takim do łóżka.
Innych przypadków, że świetnie mi było z kimś charakterologicznie, mielibyśmy zbliżona wizję przyszłości plus wzajemna fascynacja fizyczna, ale facet nie ma zęba/ ma 20kg nadwagi/ pracuje w Tesco/ jest łysy/rody/ma jedną nogę krotsza/ nie lubi poezji/ nie potrafi gotować- w życiu mi się nie zdarzyło odrzucić kogoś z powodu takich cech.
Jedynie gdy: kogoś nie lubiłam
Albo gdy nie pociągał mnie fizycznie
Albo gdy miał żonę, partnerkę, konkubinę.
Tylko tych odrzucalam.

Jeżeli pomiędzy tymi wytycznymi na "nie" nie ma "i", to jeśli np. kogoś lubisz, nie jest zajęty itd., w dodatku nie przeszkadzają Ci takie defekty jak brak zęba czy nadwaga, to co jest powodem, że nie pociąga Cię fizycznie? Jesteś w stanie to określić?
U mnie to są właśnie raczej takie niuanse, które w większości da się dość łatwo wyeliminować/poprawić. Oczywiście jeśli chodzi o fizyczność bo zdecydowanie bardziej wymagająca jestem jeśli chodzi o intelekt.
Dlatego bardzo rzadko mi się zdarzało, że miałam z kimś fajne "flow" (fajnie gadało, spędzało czas) i ten ktoś nie pociągał mnie fizycznie. Ale chyba właśnie ten intelekt jest dla mnie najbardziej pociągający, na tyle, że na inne cechy wyglądu (czy nawet wady) łatwiej mi było przymknąć oko. Poza tym tacy ludzie raczej siłą rzeczy mają ciekawą osobowość, są bardziej kulturalni, obyci itd.

6,908

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Roxann napisał/a:
rossanka napisał/a:

Piszę, że odrzucałam zawsze w przypadku gdy: kogoś nie lubiłam, albo drażnił mnie jego charakter, ogólnie osoba,albo gdy dobrze się dogadywałam ale traktowałam kogoś jak brata, nie do pomyślenia było iść z kimś takim do łóżka.
Innych przypadków, że świetnie mi było z kimś charakterologicznie, mielibyśmy zbliżona wizję przyszłości plus wzajemna fascynacja fizyczna, ale facet nie ma zęba/ ma 20kg nadwagi/ pracuje w Tesco/ jest łysy/rody/ma jedną nogę krotsza/ nie lubi poezji/ nie potrafi gotować- w życiu mi się nie zdarzyło odrzucić kogoś z powodu takich cech.
Jedynie gdy: kogoś nie lubiłam
Albo gdy nie pociągał mnie fizycznie
Albo gdy miał żonę, partnerkę, konkubinę.
Tylko tych odrzucalam.

Jeżeli pomiędzy tymi wytycznymi na "nie" nie ma "i", to jeśli np. kogoś lubisz, nie jest zajęty itd., w dodatku nie przeszkadzają Ci takie defekty jak brak zęba czy nadwaga, to co jest powodem, że nie pociąga Cię fizycznie? Jesteś w stanie to określić?
d.

Tego właśnie nie wiem. Albo ktoś mnie obrzydzał fizycznie (nie wiem czym), albo był jak brat( i idź tu do łóżka z nim) albo pociągał fizycznie, a mógł wtedy rzeczywiście mieć brak zęba, łysinę, czy duży brzuch, co u kogoś innego by mi przeszkadzało a u tej osoby nie. Jak się w kimś zauroczyłam mógł mieć obawiam się nawet sztuczna szczękę, zeza, czy 20 kg nadwagi. U tej osoby wszystko mi się podobało, nawet to, co u innego byliby fizyczną wadą.
Co do samego wygladu- nie miałam określonego typu. Był i wysoki 185cm wzrostu ale i facet o 165cm. Był jeden z 20 kg nadwagi i był jeden chudzina. Był i łysy i z włosami. Napakowany i nienapakowany. Nlondyn i szatyn.Brak jakiegoś wygladowego szablonu.

6,909

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Roxann napisał/a:
rossanka napisał/a:

Piszę, że odrzucałam zawsze w przypadku gdy: kogoś nie lubiłam, albo drażnił mnie jego charakter, ogólnie osoba,albo gdy dobrze się dogadywałam ale traktowałam kogoś jak brata, nie do pomyślenia było iść z kimś takim do łóżka.
Innych przypadków, że świetnie mi było z kimś charakterologicznie, mielibyśmy zbliżona wizję przyszłości plus wzajemna fascynacja fizyczna, ale facet nie ma zęba/ ma 20kg nadwagi/ pracuje w Tesco/ jest łysy/rody/ma jedną nogę krotsza/ nie lubi poezji/ nie potrafi gotować- w życiu mi się nie zdarzyło odrzucić kogoś z powodu takich cech.
Jedynie gdy: kogoś nie lubiłam
Albo gdy nie pociągał mnie fizycznie
Albo gdy miał żonę, partnerkę, konkubinę.
Tylko tych odrzucalam.

Jeżeli pomiędzy tymi wytycznymi na "nie" nie ma "i", to jeśli np. kogoś lubisz, nie jest zajęty itd., w dodatku nie przeszkadzają Ci takie defekty jak brak zęba czy nadwaga, to co jest powodem, że nie pociąga Cię fizycznie? Jesteś w stanie to określić?
U mnie to są właśnie raczej takie niuanse, które w większości da się dość łatwo wyeliminować/poprawić. Oczywiście jeśli chodzi o fizyczność bo zdecydowanie bardziej wymagająca jestem jeśli chodzi o intelekt.
Dlatego bardzo rzadko mi się zdarzało, że miałam z kimś fajne "flow" (fajnie gadało, spędzało czas) i ten ktoś nie pociągał mnie fizycznie. d.

Flow miewałam z bardzo duża ilością kolegów jeszcze na studiach, naprawdę super się gadało. Ale z żadnym z nich nie chciałam przekroczyć bariery kolezenstwa, byli jak bracia. Jedynie z jednym z grupy, ale on sobie znalazł inną big_smile

6,910

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Kiedyś, jak byłam dużo młodsza, właśnie tak do 30, właściwie to do terapii, czyli parę lat po 30, uważałam, że muszę zasłużyć aby ktoś był ze mną(wiecie, tak jak w domu ciągle słyszysz, a czy zasłużyłaś na to? Chyba nie zasłużyłaś?- normalnie jak zasłużysz, masz  miłość rodziców, jak nie zasłużysz- nie masz jej, tylko nie piszcie mi, że tak nie mieliście, lata 80te kto się wtedy przejmował psychologią).

Hmm... Ja tak nie miałam. Cokolwiek bym nie zrobiła to i tak bym nie zasłużyła na uwagę rodziców. Robiłam świetnie, mogli by być ze mnie dumni - nie byli. Rozrabiałam - też nie podziałało.
Płynie z tego nauka, że nie poprzez zasługi dostaje się uczucie. Uczucie to bardziej dar na który ani się zasłużyło ani nie zasłużyło. Kto chce to Ci da, jeśli chce i może ofiarować. Strata czasu takie zasługiwanie i zwracanie na siebie uwagi... Bądź sobą, po prostu, taka jaka jesteś... A jesteś witrażem dobrych i złych cech, jak każdy człowiek. Nie wstydź się swoich ułomności, bo i one dodają Ci charakteru. Będziesz się pewniej poruszać w świecie wiedząc, że taka jaka jesteś - jesteś wystarczająca. Ale taka jaka jesteś naprawdę a nie jaką się kreujesz poprzez podszepty superego. Twoja nieświadomość wie o Tobie dużo więcej. Przyjrzyj się swoim popędom. Tam jest dużo nieodkrytych skarbów smile

6,911

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
DeepAndBlue napisał/a:
rossanka napisał/a:

Kiedyś, jak byłam dużo młodsza, właśnie tak do 30, właściwie to do terapii, czyli parę lat po 30, uważałam, że muszę zasłużyć aby ktoś był ze mną(wiecie, tak jak w domu ciągle słyszysz, a czy zasłużyłaś na to? Chyba nie zasłużyłaś?- normalnie jak zasłużysz, masz  miłość rodziców, jak nie zasłużysz- nie masz jej, tylko nie piszcie mi, że tak nie mieliście, lata 80te kto się wtedy przejmował psychologią).

Hmm... Ja tak nie miałam. Cokolwiek bym nie zrobiła to i tak bym nie zasłużyła na uwagę rodziców. Robiłam świetnie, mogli by być ze mnie dumni - nie byli. Rozrabiałam - też nie podziałało.

Nie wierze.
Nie wierzę, że nawet jak narozrabialas to Cię kochali, to tak nie działa.

Ale niedawno rozmawiałam z mamą, coś tam gadamy o związkach, małżeństwach, mówię, że jakiś czas temu kogoś poznałam i miałam nadzieję, ale koniec końców okazało się, że nie był zainteresowany. Wiesz co usłyszałam? (Spodziewałam się czegoś w stylu; wiesz tak to bywa w zyciu). Uslyszalam: widać za mało się kręciłaś wokół niego i nie umiałaś go sobie zakręcić.
To jak to jest? Miałam się starać bardziej tak to zinterpretowałam.

6,912

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Po swojemu kochali w serduszku pewnie, ale nic nie okazywali, nie umieli po prostu. Rodzice są różni. Przynajmniej mi sieczki w głowie nie robili, że muszę sobie zasłużyć na uwagę, bo się nie dało, po prostu, ani tak ani srak. Sama musiałam do jakiś wniosków dojrzeć i poszukać swoich mistrzów poza domem, co wcale głupie nie było, daje więcej perspektyw.

Hmm... Słowa Twojej mamy na pierwszy rzut oka brzmią właśnie tak, że za mało się starałaś i powinnaś sobie faceta owinąć wokół palca. I pewnie odbierasz to tak, że znowu jesteś niewystarczająca itd Ale ja bym przerobiła to na dobrą monetę. Otóż... Tak! Może spróbuj właśnie kiedyś ośmielić jakiegoś pana, który wpadnie Tobie w oko? Wbrew pozorom oni potrzebują sygnału od kobiety, bo jak słusznie twierdzą to kobieta wybiera sobie partnera. Spróbuj jakiegoś zbajerować smile Na początku to zawsze jest gra, flirt, zabawa... W tym cały urok! A wyjdzie czy nie wyjdzie, to tam mniejsza. Ważne byś właśnie spróbowała jakiegoś oczarować sobą! Tak! Mama ma rację jeśli tak na to spojrzeć. Może bardziej o to jej chodziło. Ja tam zawsze szukam dobrych intencji wiedząc, że słowa czasami bywają niewystarczające... Co Ty na to???

6,913

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
DeepAndBlue napisał/a:

Po swojemu kochali w serduszku pewnie, ale nic nie okazywali, nie umieli po prostu. Rodzice są różni. Przynajmniej mi sieczki w głowie nie robili, że muszę sobie zasłużyć na uwagę, bo się nie dało, po prostu, ani tak ani srak. Sama musiałam do jakiś wniosków dojrzeć i poszukać swoich mistrzów poza domem, co wcale głupie nie było, daje więcej perspektyw.

Hmm... Słowa Twojej mamy na pierwszy rzut oka brzmią właśnie tak, że za mało się starałaś i powinnaś sobie faceta owinąć wokół palca. I pewnie odbierasz to tak, że znowu jesteś niewystarczająca itd Ale ja bym przerobiła to na dobrą monetę. Otóż... Tak! Może spróbuj właśnie kiedyś ośmielić jakiegoś pana, który wpadnie Tobie w oko? Wbrew pozorom oni potrzebują sygnału od kobiety, bo jak słusznie twierdzą to kobieta wybiera sobie partnera. Spróbuj jakiegoś zbajerować smile Na początku to zawsze jest gra, flirt, zabawa... W tym cały urok! A wyjdzie czy nie wyjdzie, to tam mniejsza. Ważne byś właśnie spróbowała jakiegoś oczarować sobą! Tak! Mama ma rację jeśli tak na to spojrzeć. Może bardziej o to jej chodziło. Ja tam zawsze szukam dobrych intencji wiedząc, że słowa czasami bywają niewystarczające... Co Ty na to???

Że za mało sie starałam:(
Pisałam już, wykonałam do tamtego krok zapraszając go na pewne wydarzenie w moim mieście. Chyba wystarczający krok?

6,914

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Nie tongue Chodzi o uwodzenie bardziej niż formalności. Spojrzenie w oczy, zalotny uśmiech, jakiś delikatny "przypadkowy" dotyk, dwuznaczne słowa... No wiesz!

Ktoś pomoże?? Evergreen ??? smile

6,915

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Zawsze mi się wydawało, że na fizyczność składa się sporo rzeczy i nie chodzi tutaj tylko o czyste pożądanie kogoś, w sensie dotyku czy pragnienia seksu, ale przytulanie, czy choćby satysfakcja z obserwowania cziychś gestów, ruchów, mimiki itp. Jezzu, jak czasami się można ropzłynąć nad tym, jak dana osoba, jeśli jest otwarta, z rozmawia z potencjalnym obiektem. Pzecież wylądowanie razem w łóżku to raczej owa "wisienka" na torcie", do której jednak trzeba dojść.

6,916 Ostatnio edytowany przez Evergreen (2022-06-20 14:24:56)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ross moja Kochana! Ale tu ładnie się otworzyłaś i parę spraw powychodziło. No cieszę się smile :*
Myślę, że jest kilka spraw do poprawki dla Ciebie samej i Twojego samopoczucia. Kwestia dotyku i kwestia rodziny.

To co czułam, że wychowanie Cię dopada, to potwierdziłaś. Wiem o czym mówisz i widzę, że Deep zna te sygnały też, że nasi rodzice nie są nam tak do końca przychylni. Ja akurat wyszłam z tego założenia bardzo wcześnie w dzieciństwie i ograniczyłam do niezbędnego minimum wiedzę na mój temat szacownej rodzicielce. Gdyby wiedziała co ja wyprawiałam, to siedziałabym prawdopodobnie pod kluczem w domu z zakazem wyjścia. Poza tym nigdy przenigdy nie byłam wystarczająco dobra dla niej, zawsze było coś nie tak. Jak dostałam 5- to dlaczego to "mniej"?! "Oj dziecko, ty się napewno nie dostaniesz do liceum, ty się od razu na wieczorowe zapisz" mówiąc do dziecka 14 lat z czerwonym paskiem i garniturem piątek na świadectwie, wzorowym zachowaniu, przewodniczącej klasy, organizatorce najlepszych imprez szkolnych i wycieczek. Na studia też według niej nie miałam szans, a dostałam się i skończyłam z piątkami dzienne, i jedne i drugie, ale jęki nadal słyszałam za sobą. LECZ jest tu niezły psikus, gdyż okazuje się, że we wszystkich okolicznych sklepach, u znajomych, rodziny pod moją nieobecność jestem chwalona pod niebiosa, jaka to ze mnie bohaterka i półbogini przynajmniej (nie do końca sama JA, tylko "córka tej rodzicielki" wink). Do mnie komunikat jest inny. I teraz jak ja sobie z tym radzę? No tak, że NIE MÓWIĘ JEJ NIC O MOIM ŻYCIU, chyba, że są to cenne informacje, które z jakiś powodów muszę udzielić. To czego zrobić już nie możesz, to zmienić przeszłości. Ja w dzieciństwie dość szybko zorientowałam się, że od matki wsparcia emocjonalnego i motywacji nie uzyskam, więc zaczełam szukać akceptacji wśród równieśników. Testowałam to całą podstawówkę, a w liceum i na studiach zbierałam kosze owoców. Można powiedzieć, że wychowała mnie ulica (nie patologia, ale społeczne wymogi, które na żywo musiałam poznać, aby w tym środowisku dobrze funkcjonować i spełniać swoje potrzeby, które nie były spełniane w domu). Zatem odcięcie pępowiny w postaci ograniczenia uzależnienia od rodziców i zrucenie ich z piedestału autorytetu u mnie zdało egzamin.
I teraz śmieszna akcja apropos nacisków rodzinnych. W związku z tym, że tak jak mówiłam zakończyłam jakiś czas temu ultra długi związek narzeczeńsko-małżeński, to mój wiekowy ojciec będąc ze mną w restauracji i oczekując na posiłek, pyta się mnie po raz kolejny czy "posiadam w końcu jakiegoś absztyfikanta, bo chyba nie zamierzam do końca życia być sama?". Powiedziałam mu krótko i z uśmiechem: " Ojciec... przecież przez ostatnie ćwierć wieku byłam w związku, myślisz, że taka jestem chętna na ładowanie się spowrotem w taki sam bajzel?!" Ojcu coś zaświeciło w głowie wyraźnie. Nie zdawał sobie sprawy najwyraźniej. Dodałam jeszcze: " Nie martw się, ja się wystarczająco teraz dobrze bawię" smile. Chwilę tak siedział z pochyloną głową, ale widziałam, że chyba jakaś tęsknota, niespełnione marzenie przemknęło mu przez myśl. Podniósł głowę, spojrzał na mnie, rozpromienił się i powiedział: "Tak, rzeczywiście, masz rację, widzę, ze teraz jesteś szczęśliwa córciu". I tyle i na takie chwile warto czekać smile


ALE, ALE mam historyjkę o bracie , specjalnie dla Ciebie big_smile ŚWIEŻUTKA big_smile Nie moja to historyjka, bo u mnie wszystkie przyjaźnie damsko-męskie kończyły się na...khmmm... zacieśnieniu relacji wink, najpóźniej rok po rozpoczęciu tej przyjaźni. Osobiście nie wierzę w taką czystą przyjaźń, bo zawsze jakaś strona jest zaangażowana lub się zaangażuje, lub chociaż ma jakiś sentyment. No i miałam w otoczeniu jeden przykładzik takiej" CZYSTEJ" przyjaźni na którą patrzyłam podejrzliwym okiem, jak koleżanka opowiadała, że "to taki kumpel i zawsze można na niego liczyć, i znamy się od podstawówki, i nigdy między nami nic nie było, nawet się nie całowaliśmy" itp. itd.
Zatem koleżanka, która całekiem niedawno wyszła z bardzo długiego związku małżeńskiego i jest osobą, która wcześniej była dość aktywna imprezowo wink weszła na ten rynek z ochotą na swobodę i luz, i zabawę, no ale braki w zaspokojanaiu potrzeb seksualnych były również. Jakoś sobie dziewczyna radziła sama, ale wiadomo trudno tak długo pociągnąć, więc po jakimś czasie zaczęło ją już trochę nosić. A że przypadkowi koledzy z klubu, to może nie koniecznie ją rajcują, to dopadło ją aby spotkać się i nagle napaść na jedyną osobę rodzaju męskiego, której ufała czyli tego swojego przyjaciela smile Nie knuła tego, wyszło jakoś spontanicznie, a wynikało tylko i wyłącznie z potrzeby fizycznej. Przyjacielowi gałki z oczu wyskoczyły, ale oporu nie stawiał. Miała kobieta wyrzuty sumienia, bo czuła, że gościa wykorzystała, "a to przyjaciel i nie chciałaby stracić tej przyjacielskiej relacji" i olaboga. Ale z drugiej strony, było fajno, no i co teraz? No to po 2 czy 3 takim spotkaniu w konkretnym celu, się odbyła rozmowa między tymi kochankami i się okazało i wyszło, że miałam rację tongue gdyż ten oto Pan Przyjaciel od tej podstawówki podkochiwał się w naszej koleżance i stąd ta piękna przyjaźń się utrzymywała, bo sentyment był i żył swoim maleńkim żywotem i czekał na akcję. Akcja wyszła od koleżanki i wynikała może z innych przesłanek niż wielka miłość, ALE UWAGA, UWAGA. Sytuacja w głowie koleżanki zmieniła się diametralnie - podchodzi do przyjaciela już całkiem inaczej. Uważa, że "gdzie ona miała oczy", przecież "on jest fantastyczny i tak o nią dba i o jej potrzeby" i teraz kombinują jakby tu być ze sobą na stałe i właściwie na codzień, i budzić się rano przy sobie i latach w majtach i robić sobie jajęcznicę. big_smile Taka historia Ross, więc nie zamykaj ocząt na takich braci, bo może oni tylko na to czekają, abyś dała jakiś znak.

6,917

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
DeepAndBlue napisał/a:

Nie tongue Chodzi o uwodzenie bardziej niż formalności. Spojrzenie w oczy, zalotny uśmiech, jakiś delikatny "przypadkowy" dotyk, dwuznaczne słowa... No wiesz!

Ktoś pomoże?? Evergreen ??? smile

Ojej....
https://media1.giphy.com/media/IHuF78peMmj3G/giphy.gif?cid=ecf05e47k51ozksw6mw274e205kckc4k2obgu2s3099m3zuj&rid=giphy.gif&ct=g

Garego bym tu zaprosiła, on lubi takie, jak to określił "emocjonalne sprawy" - znaczy podryw - kręci go to najwyraźniej wink mógłby coś podpowiedzieć z męskiej strony. Chociaż jest też nastawiony mocno na seks, to nie wiem czy Ross taka postać przypasuje wink

6,918

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Evergreen napisał/a:

Ross moja Kochana! Ale tu ładnie się otworzyłaś i parę spraw powychodziło. No cieszę się smile :*
Myślę, że jest kilka spraw do poprawki dla Ciebie samej i Twojego samopoczucia. Kwestia dotyku i kwestia rodziny.

To co czułam, że wychowanie Cię dopada, to potwierdziłaś. Wiem o czym mówisz i widzę, że Deep zna te sygnały też, że nasi rodzice nie są nam tak do końca przychylni. Ja akurat wyszłam z tego założenia bardzo wcześnie w dzieciństwie i ograniczyłam do niezbędnego minimum wiedzę na mój temat szacownej rodzicielce. Gdyby wiedziała co ja wyprawiałam, to siedziałabym prawdopodobnie pod kluczem w domu z zakazem wyjścia. Poza tym nigdy przenigdy nie byłam wystarczająco dobra dla niej, zawsze było coś nie tak. Jak dostałam 5- to dlaczego to "mniej"?! "Oj dziecko, ty się napewno nie dostaniesz do liceum, ty się od razu na wieczorowe zapisz" mówiąc do dziecka 14 lat z czerwonym paskiem i garniturem piątek na świadectwie, wzorowym zachowaniu, przewodniczącej klasy, organizatorce najlepszych imprez szkolnych i wycieczek. Na studia też według niej nie miałam szans, a dostałam się i skończyłam z piątkami dzienne, i jedne i drugie, ale jęki nadal słyszałam za sobą. LECZ jest tu niezły psikus, gdyż okazuje się, że we wszystkich okolicznych sklepach, u znajomych, rodziny pod moją nieobecność jestem chwalona pod niebiosa, jaka to ze mnie bohaterka i półbogini przynajmniej (nie do końca sama JA, tylko "córka tej rodzicielki" wink). Do mnie komunikat jest inny. I teraz jak ja sobie z tym radzę? No tak, że NIE MÓWIĘ JEJ NIC O MOIM ŻYCIU, chyba, że są to cenne informacje, które z jakiś powodów muszę udzielić. To czego zrobić już nie możesz, to zmienić przeszłości. Ja w dzieciństwie dość szybko zorientowałam się, że od matki wsparcia emocjonalnego i motywacji nie uzyskam, więc zaczełam szukać akceptacji wśród równieśników. Testowałam to całą podstawówkę, a w liceum i na studiach zbierałam kosze owoców. Można powiedzieć, że wychowała mnie ulica (nie patologia, ale społeczne wymogi, które na żywo musiałam poznać, aby w tym środowisku dobrze funkcjonować i spełniać swoje potrzeby, które nie były spełniane w domu). Zatem odcięcie pępowiny w postaci ograniczenia uzależnienia od rodziców i zrucenie ich z piedestału autorytetu u mnie zdało egzamin.
I teraz śmieszna akcja apropos nacisków rodzinnych. W związku z tym, że tak jak mówiłam zakończyłam jakiś czas temu ultra długi związek narzeczeńsko-małżeński, to mój wiekowy ojciec będąc ze mną w restauracji i oczekując na posiłek, pyta się mnie po raz kolejny czy "posiadam w końcu jakiegoś absztyfikanta, bo chyba nie zamierzam do końca życia być sama?". Powiedziałam mu krótko i z uśmiechem: " Ojciec... przecież przez ostatnie ćwierć wieku byłam w związku, myślisz, że taka jestem chętna na ładowanie się spowrotem w taki sam bajzel?!" Ojcu coś zaświeciło w głowie wyraźnie. Nie zdawał sobie sprawy najwyraźniej. Dodałam jeszcze: " Nie martw się, ja się wystarczająco teraz dobrze bawię" smile. Chwilę tak siedział z pochyloną głową, ale widziałam, że chyba jakaś tęsknota, niespełnione marzenie przemknęło mu przez myśl. Podniósł głowę, spojrzał na mnie, rozpromienił się i powiedział: "Tak, rzeczywiście, masz rację, widzę, ze teraz jesteś szczęśliwa córciu". I tyle i na takie chwile warto czekać smile


ALE, ALE mam historyjkę o bracie , specjalnie dla Ciebie big_smile ŚWIEŻUTKA big_smile Nie moja to historyjka, bo u mnie wszystkie przyjaźnie damsko-męskie kończyły się na...khmmm... zacieśnieniu relacji wink, najpóźniej rok po rozpoczęciu tej przyjaźni. Osobiście nie wierzę w taką czystą przyjaźń, bo zawsze jakaś strona jest zaangażowana lub się zaangażuje, lub chociaż ma jakiś sentyment. No i miałam w otoczeniu jeden przykładzik takiej" CZYSTEJ" przyjaźni na którą patrzyłam podejrzliwym okiem, jak koleżanka opowiadała, że "to taki kumpel i zawsze można na niego liczyć, i znamy się od podstawówki, i nigdy między nami nic nie było, nawet się nie całowaliśmy" itp. itd.
Zatem koleżanka, która całekiem niedawno wyszła z bardzo długiego związku małżeńskiego i jest osobą, która wcześniej była dość aktywna imprezowo wink weszła na ten rynek z ochotą na swobodę i luz, i zabawę, no ale braki w zaspokojanaiu potrzeb seksualnych były również. Jakoś sobie dziewczyna radziła sama, ale wiadomo trudno tak długo pociągnąć, więc po jakimś czasie zaczęło ją już trochę nosić. A że przypadkowi koledzy z klubu, to może nie koniecznie ją rajcują, to dopadło ją aby spotkać się i nagle napaść na jedyną osobę rodzaju męskiego, której ufała czyli tego swojego przyjaciela smile Nie knuła tego, wyszło jakoś spontanicznie, a wynikało tylko i wyłącznie z potrzeby fizycznej. Przyjacielowi gałki z oczu wyskoczyły, ale oporu nie stawiał. Miała kobieta wyrzuty sumienia, bo czuła, że gościa wykorzystała, "a to przyjaciel i nie chciałaby stracić tej przyjacielskiej relacji" i olaboga. Ale z drugiej strony, było fajno, no i co teraz? No to po 2 czy 3 takim spotkaniu w konkretnym celu, się odbyła rozmowa między tymi kochankami i się okazało i wyszło, że miałam rację tongue gdyż ten oto Pan Przyjaciel od tej podstawówki podkochiwał się w naszej koleżance i stąd ta piękna przyjaźń się utrzymywała, bo sentyment był i żył swoim maleńkim żywotem i czekał na akcję. Akcja wyszła od koleżanki i wynikała może z innych przesłanek niż wielka miłość, ALE UWAGA, UWAGA. Sytuacja w głowie koleżanki zmieniła się diametralnie - podchodzi do przyjaciela już całkiem inaczej. Uważa, że "gdzie ona miała oczy", przecież "on jest fantastyczny i tak o nią dba i o jej potrzeby" i teraz kombinują jakby tu być ze sobą na stałe i właściwie na codzień, i budzić się rano przy sobie i latach w majtach i robić sobie jajęcznicę. big_smile Taka historia Ross, więc nie zamykaj ocząt na takich braci, bo może oni tylko na to czekają, abyś dała jakiś znak.

Mam rozumieć tamtą historyjkę tak, że temu mężczyźnie, który mnie olał, za jakiś czas będzie jednak zależało, że przejrzy na oczy? Mam mieć nadzieję?

Bo jeśli mnie nasz na myśli, to w drugą stronę to tak nie działa. Jak nie mam do kolegi pociągu fizycznego, nic z tego nie będzie mimo upływu lat. Tu się nic nie zmienia, że nagle mnie olśni. Chyba, że byłby to kolega znany od 20 lat ale kontakt był raz na dwa lata, albo przez fb, taki nardziej znajomy niż kolega i nagle potych 20 latach kontakt stałby się intensywny, wtedy mogłoby się coś zmienić.

To myślisz, że mam mieć nadzieję co do tego mężczyzny, który jednak okazało się, że nie był zainteresowany?

6,919

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Evergreen napisał/a:
DeepAndBlue napisał/a:

Nie tongue Chodzi o uwodzenie bardziej niż formalności. Spojrzenie w oczy, zalotny uśmiech, jakiś delikatny "przypadkowy" dotyk, dwuznaczne słowa... No wiesz!

Ktoś pomoże?? Evergreen ??? smile

Ojej....
https://media1.giphy.com/media/IHuF78peMmj3G/giphy.gif?cid=ecf05e47k51ozksw6mw274e205kckc4k2obgu2s3099m3zuj&rid=giphy.gif&ct=g

Garego bym tu zaprosiła, on lubi takie, jak to określił "emocjonalne sprawy" - znaczy podryw - kręci go to najwyraźniej wink mógłby coś podpowiedzieć z męskiej strony. Chociaż jest też nastawiony mocno na seks, to nie wiem czy Ross taka postać przypasuje wink

Zależy. Jeśli bym z miasta dsma chciała srksu to bym to zrobiła. Jeśli nie, to nie zmusicie mnie do tego co to to nie. Za każdym razem się zmuszslam, bo koleżanki namawiały.

6,920

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Mam rozumieć tamtą historyjkę tak, że temu mężczyźnie, który mnie olał, za jakiś czas będzie jednak zależało, że przejrzy na oczy? Mam mieć nadzieję?

Bo jeśli mnie nasz na myśli, to w drugą stronę to tak nie działa. Jak nie mam do kolegi pociągu fizycznego, nic z tego nie będzie mimo upływu lat. Tu się nic nie zmienia, że nagle mnie olśni. Chyba, że byłby to kolega znany od 20 lat ale kontakt był raz na dwa lata, albo przez fb, taki nardziej znajomy niż kolega i nagle potych 20 latach kontakt stałby się intensywny, wtedy mogłoby się coś zmienić.

To myślisz, że mam mieć nadzieję co do tego mężczyzny, który jednak okazało się, że nie był zainteresowany?

Nie Ross, masz rozumieć, że nawet po 30 latach znajomości/kumpelstwa ludzie mogą się odnaleźć w innej roli. Wszystko zależy od chęci, okoliczności, odwagi, szaleństwa, pragnienia i tysiąca czynników. Zwyczajnie nie szufladkować ludzi z którymi dobrze się czujemy, bo może wyjść totalnie inaczej i może to będzie TO właśnie, nawet jeśli nie będzie na kolejne 20 lat, tylko nawet na pół roku, też super.

Żadnej mi tu nadziei na kogoś, kto Cię olał. Olewający został spalony na stosie i nie istnieje. PUFF i znika. Kropa, the End.

Nikt Cię nie zmusza do seksu Ross, absolutnie nie. To przemoc jest przecież. Chodzi o odblokowanie pewnych części mózgu, perspektywy, innej percepcji, abyś zobaczyła innych nieco inaczej. Tylko tyle.

6,921

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Nie sposób się nie zgodzić Ever wink

Tym bardziej, jak właśnie w swoim otoczeniu znam takie przypadki, choć może nie po 30 latach, ale po kilku..

6,922

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Evergreen napisał/a:
rossanka napisał/a:

Mam rozumieć tamtą historyjkę tak, że temu mężczyźnie, który mnie olał, za jakiś czas będzie jednak zależało, że przejrzy na oczy? Mam mieć nadzieję?

Bo jeśli mnie nasz na myśli, to w drugą stronę to tak nie działa. Jak nie mam do kolegi pociągu fizycznego, nic z tego nie będzie mimo upływu lat. Tu się nic nie zmienia, że nagle mnie olśni. Chyba, że byłby to kolega znany od 20 lat ale kontakt był raz na dwa lata, albo przez fb, taki nardziej znajomy niż kolega i nagle potych 20 latach kontakt stałby się intensywny, wtedy mogłoby się coś zmienić.

To myślisz, że mam mieć nadzieję co do tego mężczyzny, który jednak okazało się, że nie był zainteresowany?

Nie Ross, masz rozumieć, że nawet po 30 latach znajomości/kumpelstwa ludzie mogą się odnaleźć w innej roli. Wszystko zależy od chęci, okoliczności, odwagi, szaleństwa, pragnienia i tysiąca czynników. Zwyczajnie nie szufladkować ludzi z którymi dobrze się czujemy, bo może wyjść totalnie inaczej i może to będzie TO właśnie, nawet jeśli nie będzie na kolejne 20 lat, tylko nawet na pół roku, też super.

Żadnej mi tu nadziei na kogoś, kto Cię olał. Olewający został spalony na stosie i nie istnieje. PUFF i znika. Kropa, the End.

Nikt Cię nie zmusza do seksu Ross, absolutnie nie. To przemoc jest przecież. Chodzi o odblokowanie pewnych części mózgu, perspektywy, innej percepcji, abyś zobaczyła innych nieco inaczej. Tylko tyle.


Zaraz zaraz. Twoja koleżanka przez lata też olewała tego kolegę jako faceta, a odmieniło jej się po latach. Zgodnie z Twoim przykładem, on powinien ją spalić na stosie i powinna dla niego nie istnieć.

Co do seksu to mi się nie odmienia. Nie muszę czuć pożądania przy pierwszym czy drugim spotkaniu. Tylko gdy mija miesiąc, dwa, pół roku, rok i nic, to nagle pożądanie mi się nie wlączy( przy założeniu częstych spotkań a nie raz na miesiac).

Kurcze, dlaczego mi się ciągle zdarzają takie porady?  Wystarczy, że ktoś w innym wątku napiszę, że spotkał się z kimś, ale chemii na poziomie fizycznym nie ma, to forumowicze jakoś nie namawiają tej osoby, aby się jeszcze spotykala pół roku, w nadziei, że jedna się przekona do seksu.

6,923

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:

Nie sposób się nie zgodzić Ever wink

Tym bardziej, jak właśnie w swoim otoczeniu znam takie przypadki, choć może nie po 30 latach, ale po kilku..

To będę czekać w takim razie, może mu się odmieni. Skoro piszesz, że to możliwe.

6,924

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Przecież nie twierdzimy tutaj, że to reguła.. Jednak tak wiele opnii już słyszałem, że niemożliwym jest, aby poczuć coś więcej do kogoś po dłuższym czasie, więc warto chociaż o tym wspomnieć, że takie zjawisko jest możliwe.

6,925

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Evergreen napisał/a:
rossanka napisał/a:

Mam rozumieć tamtą historyjkę tak, że temu mężczyźnie, który mnie olał, za jakiś czas będzie jednak zależało, że przejrzy na oczy? Mam mieć nadzieję?

Bo jeśli mnie nasz na myśli, to w drugą stronę to tak nie działa. Jak nie mam do kolegi pociągu fizycznego, nic z tego nie będzie mimo upływu lat. Tu się nic nie zmienia, że nagle mnie olśni. Chyba, że byłby to kolega znany od 20 lat ale kontakt był raz na dwa lata, albo przez fb, taki nardziej znajomy niż kolega i nagle potych 20 latach kontakt stałby się intensywny, wtedy mogłoby się coś zmienić.

To myślisz, że mam mieć nadzieję co do tego mężczyzny, który jednak okazało się, że nie był zainteresowany?

Nie Ross, masz rozumieć, że nawet po 30 latach znajomości/kumpelstwa ludzie mogą się odnaleźć w innej roli. Wszystko zależy od chęci, okoliczności, odwagi, szaleństwa, pragnienia i tysiąca czynników. Zwyczajnie nie szufladkować ludzi z którymi dobrze się czujemy, bo może wyjść totalnie inaczej i może to będzie TO właśnie, nawet jeśli nie będzie na kolejne 20 lat, tylko nawet na pół roku, też super.

Żadnej mi tu nadziei na kogoś, kto Cię olał. Olewający został spalony na stosie i nie istnieje. PUFF i znika. Kropa, the End.

Nikt Cię nie zmusza do seksu Ross, absolutnie nie. To przemoc jest przecież. Chodzi o odblokowanie pewnych części mózgu, perspektywy, innej percepcji, abyś zobaczyła innych nieco inaczej. Tylko tyle.


Zaraz zaraz. Twoja koleżanka przez lata też olewała tego kolegę jako faceta, a odmieniło jej się po latach. Zgodnie z Twoim przykładem, on powinien ją spalić na stosie i powinna dla niego nie istnieć.

Co do seksu to mi się nie odmienia. Nie muszę czuć pożądania przy pierwszym czy drugim spotkaniu. Tylko gdy mija miesiąc, dwa, pół roku, rok i nic, to nagle pożądanie mi się nie wlączy( przy założeniu częstych spotkań a nie raz na miesiac).

Kurcze, dlaczego mi się ciągle zdarzają takie porady?  Wystarczy, że ktoś w innym wątku napiszę, że spotkał się z kimś, ale chemii na poziomie fizycznym nie ma, to forumowicze jakoś nie namawiają tej osoby, aby się jeszcze spotykala pół roku, w nadziei, że jedna się przekona do seksu.

Nie olewała go tylko się z nim przyjaźniła/kumplowała dokładnie tak jak on. Mieli swoje związki i małżeństwa i o wszystkim tym sobie opowiadali. Byli w kumpelskiej relacji, nie codziennej wszak, ale raz/kilka razy do roku się widzieli. Nie było powodu do palenia kogokolwiek.

Ross, ja Ci nie radzę, tylko pokazuję, że są różne sytuacje i nie należy kasować jednych, bo "tak", a wzdychać tylko za innymi, którzy, jak na złość "nie". I wisieć na jakiejś nadziei jak na nie najlepszym stryczku. Właściwie nie polecam trzymać się żadnej nadziei (może to brzmi okrutnie), tylko iść tam gdzie nogi poniosą i chwytać co życie przyniesie. I patrzeć szeroko otwartymi oczami. Może to nie jest konkret, Ross, ale konkrety do Ciebie nie przemawiają, bo je za każdym razem olewasz lub bojkotujesz. To może coś w ten deseń zatem smile

6,926 Ostatnio edytowany przez rossanka (2022-06-20 16:18:13)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Evergreen napisał/a:
rossanka napisał/a:
Evergreen napisał/a:

Nie Ross, masz rozumieć, że nawet po 30 latach znajomości/kumpelstwa ludzie mogą się odnaleźć w innej roli. Wszystko zależy od chęci, okoliczności, odwagi, szaleństwa, pragnienia i tysiąca czynników. Zwyczajnie nie szufladkować ludzi z którymi dobrze się czujemy, bo może wyjść totalnie inaczej i może to będzie TO właśnie, nawet jeśli nie będzie na kolejne 20 lat, tylko nawet na pół roku, też super.

Żadnej mi tu nadziei na kogoś, kto Cię olał. Olewający został spalony na stosie i nie istnieje. PUFF i znika. Kropa, the End.

Nikt Cię nie zmusza do seksu Ross, absolutnie nie. To przemoc jest przecież. Chodzi o odblokowanie pewnych części mózgu, perspektywy, innej percepcji, abyś zobaczyła innych nieco inaczej. Tylko tyle.


Zaraz zaraz. Twoja koleżanka przez lata też olewała tego kolegę jako faceta, a odmieniło jej się po latach. Zgodnie z Twoim przykładem, on powinien ją spalić na stosie i powinna dla niego nie istnieć.

Co do seksu to mi się nie odmienia. Nie muszę czuć pożądania przy pierwszym czy drugim spotkaniu. Tylko gdy mija miesiąc, dwa, pół roku, rok i nic, to nagle pożądanie mi się nie wlączy( przy założeniu częstych spotkań a nie raz na miesiac).

Kurcze, dlaczego mi się ciągle zdarzają takie porady?  Wystarczy, że ktoś w innym wątku napiszę, że spotkał się z kimś, ale chemii na poziomie fizycznym nie ma, to forumowicze jakoś nie namawiają tej osoby, aby się jeszcze spotykala pół roku, w nadziei, że jedna się przekona do seksu.

Nie olewała go tylko się z nim przyjaźniła/kumplowała dokładnie tak jak on. Mieli swoje związki i małżeństwa i o wszystkim tym sobie opowiadali. Byli w kumpelskiej relacji, nie codziennej wszak, ale raz/kilka razy do roku się widzieli. Nie było powodu do palenia kogokolwiek.

Ross, ja Ci nie radzę, tylko pokazuję, że są różne sytuacje i nie należy kasować jednych, bo "tak", a wzdychać tylko za innymi, którzy, jak na złość "nie". I wisieć na jakiejś nadziei jak na nie najlepszym stryczku. Właściwie nie polecam trzymać się żadnej nadziei (może to brzmi okrutnie), tylko iść tam gdzie nogi poniosą i chwytać co życie przyniesie. I patrzeć szeroko otwartymi oczami. Może to nie jest konkret, Ross, ale konkrety do Ciebie nie przemawiają, bo je za każdym razem olewasz lub bojkotujesz. To może coś w ten deseń zatem smile

Ale ja nie chce być z kimś na siłę, czemu mnie do tego namawiasz?
Całe życie od koleżanek słyszę coś w ten deseń i skutkowało to tym, że nie chciałam kogoś poznawać, spotykać się, ale koleżanki namawiały, to się spotykałam, z każdym spotkaniem zastanawiając się, co ja tu robię. Ale koleżanki nadal namawiały i znowu to robiłam
Co dziwne, mnie nigdy jakiś nie słuchały, mówiłam np Wiola pospotykaj się z Krzyśkiem, daj mu szanse- a Wiola tylko prychała i mówiła, że nie ma opcji, bo jej nie pociąga fizycznie, albo ma dziecko, albo jest za niski, albo za mało oczytany, czy, że ją nudzi. (Wiola to zmyślone imię, przykład moich różnych kolezanek). Efektem tego było, że jak nie chciały kontynuować znajomości, to je urywały.

6,927

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Evergreen napisał/a:
rossanka napisał/a:

Zaraz zaraz. Twoja koleżanka przez lata też olewała tego kolegę jako faceta, a odmieniło jej się po latach. Zgodnie z Twoim przykładem, on powinien ją spalić na stosie i powinna dla niego nie istnieć.

Co do seksu to mi się nie odmienia. Nie muszę czuć pożądania przy pierwszym czy drugim spotkaniu. Tylko gdy mija miesiąc, dwa, pół roku, rok i nic, to nagle pożądanie mi się nie wlączy( przy założeniu częstych spotkań a nie raz na miesiac).

Kurcze, dlaczego mi się ciągle zdarzają takie porady?  Wystarczy, że ktoś w innym wątku napiszę, że spotkał się z kimś, ale chemii na poziomie fizycznym nie ma, to forumowicze jakoś nie namawiają tej osoby, aby się jeszcze spotykala pół roku, w nadziei, że jedna się przekona do seksu.

Nie olewała go tylko się z nim przyjaźniła/kumplowała dokładnie tak jak on. Mieli swoje związki i małżeństwa i o wszystkim tym sobie opowiadali. Byli w kumpelskiej relacji, nie codziennej wszak, ale raz/kilka razy do roku się widzieli. Nie było powodu do palenia kogokolwiek.

Ross, ja Ci nie radzę, tylko pokazuję, że są różne sytuacje i nie należy kasować jednych, bo "tak", a wzdychać tylko za innymi, którzy, jak na złość "nie". I wisieć na jakiejś nadziei jak na nie najlepszym stryczku. Właściwie nie polecam trzymać się żadnej nadziei (może to brzmi okrutnie), tylko iść tam gdzie nogi poniosą i chwytać co życie przyniesie. I patrzeć szeroko otwartymi oczami. Może to nie jest konkret, Ross, ale konkrety do Ciebie nie przemawiają, bo je za każdym razem olewasz lub bojkotujesz. To może coś w ten deseń zatem smile

Ale ja nie chce być z kimś na siłę, czemu mnie do tego namawiasz?
Całe życie od koleżanek słyszę coś w ten deseń i skutkowało to tym, że nie chciałam kogoś poznawać, spotykać się, ale koleżanki namawiały, to się spotykałam, z każdym spotkaniem zastanawiając się, co ja tu robię. Ale koleżanki nadal namawiały i znowu to robiłam
Co dziwne, mnie nigdy jakiś nie słuchały, mówiłam np Wiola pospotykaj się z Krzyśkiem, daj mu szanse- a Wiola tylko prychała i mówiła, że nie ma opcji, bo jej nie pociąga fizycznie, albo ma dziecko, albo jest za niski, albo za mało oczytany, czy, że ją nudzi. (Wiola to zmyślone imię, przykład moich różnych kolezanek). Efektem tego było, że jak nie chciały kontynuować znajomości, to je urywały.

Ross, ja wręcz przeciwnie, nie namawiam Cię do bycia z kimkolwiek i kiedykolwiek. Namawiam Cię do bycia sobą i spełniania swoich pragnień. Tylko zanim to, musisz wiedzieć czego pragniesz. CZEGO PRAGNIESZ ROSS?

6,928

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Evergreen napisał/a:
rossanka napisał/a:
Evergreen napisał/a:

Nie olewała go tylko się z nim przyjaźniła/kumplowała dokładnie tak jak on. Mieli swoje związki i małżeństwa i o wszystkim tym sobie opowiadali. Byli w kumpelskiej relacji, nie codziennej wszak, ale raz/kilka razy do roku się widzieli. Nie było powodu do palenia kogokolwiek.

Ross, ja Ci nie radzę, tylko pokazuję, że są różne sytuacje i nie należy kasować jednych, bo "tak", a wzdychać tylko za innymi, którzy, jak na złość "nie". I wisieć na jakiejś nadziei jak na nie najlepszym stryczku. Właściwie nie polecam trzymać się żadnej nadziei (może to brzmi okrutnie), tylko iść tam gdzie nogi poniosą i chwytać co życie przyniesie. I patrzeć szeroko otwartymi oczami. Może to nie jest konkret, Ross, ale konkrety do Ciebie nie przemawiają, bo je za każdym razem olewasz lub bojkotujesz. To może coś w ten deseń zatem smile

Ale ja nie chce być z kimś na siłę, czemu mnie do tego namawiasz?
Całe życie od koleżanek słyszę coś w ten deseń i skutkowało to tym, że nie chciałam kogoś poznawać, spotykać się, ale koleżanki namawiały, to się spotykałam, z każdym spotkaniem zastanawiając się, co ja tu robię. Ale koleżanki nadal namawiały i znowu to robiłam
Co dziwne, mnie nigdy jakiś nie słuchały, mówiłam np Wiola pospotykaj się z Krzyśkiem, daj mu szanse- a Wiola tylko prychała i mówiła, że nie ma opcji, bo jej nie pociąga fizycznie, albo ma dziecko, albo jest za niski, albo za mało oczytany, czy, że ją nudzi. (Wiola to zmyślone imię, przykład moich różnych kolezanek). Efektem tego było, że jak nie chciały kontynuować znajomości, to je urywały.

Ross, ja wręcz przeciwnie, nie namawiam Cię do bycia z kimkolwiek i kiedykolwiek. Namawiam Cię do bycia sobą i spełniania swoich pragnień. Tylko zanim to, musisz wiedzieć czego pragniesz. CZEGO PRAGNIESZ ROSS?

Od 30 lat to samo,  być w związku.
Może głupie, ale z latami ta potrzeba wcale mi nie zmalała.
Dodakabym jeszcze dzieci, ale to już nierealne więc nie ma co dodawać.

6,929

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Evergreen napisał/a:
rossanka napisał/a:

Ale ja nie chce być z kimś na siłę, czemu mnie do tego namawiasz?
Całe życie od koleżanek słyszę coś w ten deseń i skutkowało to tym, że nie chciałam kogoś poznawać, spotykać się, ale koleżanki namawiały, to się spotykałam, z każdym spotkaniem zastanawiając się, co ja tu robię. Ale koleżanki nadal namawiały i znowu to robiłam
Co dziwne, mnie nigdy jakiś nie słuchały, mówiłam np Wiola pospotykaj się z Krzyśkiem, daj mu szanse- a Wiola tylko prychała i mówiła, że nie ma opcji, bo jej nie pociąga fizycznie, albo ma dziecko, albo jest za niski, albo za mało oczytany, czy, że ją nudzi. (Wiola to zmyślone imię, przykład moich różnych kolezanek). Efektem tego było, że jak nie chciały kontynuować znajomości, to je urywały.

Ross, ja wręcz przeciwnie, nie namawiam Cię do bycia z kimkolwiek i kiedykolwiek. Namawiam Cię do bycia sobą i spełniania swoich pragnień. Tylko zanim to, musisz wiedzieć czego pragniesz. CZEGO PRAGNIESZ ROSS?

Od 30 lat to samo,  być w związku.
Może głupie, ale z latami ta potrzeba wcale mi nie zmalała.
Dodakabym jeszcze dzieci, ale to już nierealne więc nie ma co dodawać.

No, ale co to dla Ciebie znaczy konkretnie? Co to znaczy być w związku według Ciebie? Spróbuj to wypisać po kolei? Konkretnie.

6,930 Ostatnio edytowany przez rossanka (2022-06-20 16:52:17)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Evergreen napisał/a:
rossanka napisał/a:
Evergreen napisał/a:

Ross, ja wręcz przeciwnie, nie namawiam Cię do bycia z kimkolwiek i kiedykolwiek. Namawiam Cię do bycia sobą i spełniania swoich pragnień. Tylko zanim to, musisz wiedzieć czego pragniesz. CZEGO PRAGNIESZ ROSS?

Od 30 lat to samo,  być w związku.
Może głupie, ale z latami ta potrzeba wcale mi nie zmalała.
Dodakabym jeszcze dzieci, ale to już nierealne więc nie ma co dodawać.

No, ale co to dla Ciebie znaczy konkretnie? Co to znaczy być w związku według Ciebie? Spróbuj to wypisać po kolei? Konkretnie.

O rany, no być z kimś w codzienności. Pogadać, pośmiać się, pokłócić. Wspierać wzajemnie gdy nadejdą jakieś trudności typu zdrowotne, czy w pracy, czy w codziennym życiu. Posoedzac razem czas, czasem gdzieś razem wyjść, ale czasem osobno, aby dać sobie przestrzeń, mieć razem seks, albo po prostu tylko się poprzytulać i pochodzić za rękę, nue myszą być zawsze dzikie orgie.
To by było tyle. O dzieciach bym napisała, ale już nieaktualne.
Po prostu aby była druga osoba obok.Rraz w życiu byłam w związku i w zasadzie tylko wtedy czułam, że żyje tak jak chce żyć, wystarczyła mi wtedy sama świadomość,  że jest taka osoba obok. To był mój stan naturalny.

6,931

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

A z ręką na sercu, Rossanko, wyleczyłaś się z tego poprzedniego partnera?

6,932

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
DeepAndBlue napisał/a:

A z ręką na sercu, Rossanko, wyleczyłaś się z tego poprzedniego partnera?

Z osoby tak.
Że związku jeszcze mnie trzepie, że pod koniec się zrobiło jak się zrobiło. Ale dobra szkołę tam przeszłam.

6,933

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
DeepAndBlue napisał/a:

A z ręką na sercu, Rossanko, wyleczyłaś się z tego poprzedniego partnera?

No nieźle Deep właśnie miałam to napisać...
Ross, to co było "to se ne vrati". Nie zrobisz kopiuj + wklej, bo cokolwiek to będzie teraz, będzie inne. Powinno być inne dla Twojego dobra.

Widzę, że to czego chcesz, to jest takie "małżeństwo", ale nawet jeśli zanim to niby małżeństwo, to jeszcze wiele wiele jest przed. Człowiek musi Cię pokochać, a Ty musisz go chcieć w sobie rozkochać.

6,934

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Evergreen napisał/a:
DeepAndBlue napisał/a:

A z ręką na sercu, Rossanko, wyleczyłaś się z tego poprzedniego partnera?

No nieźle Deep właśnie miałam to napisać...
Ross, to co było "to se ne vrati". Nie zrobisz kopiuj + wklej, bo cokolwiek to będzie teraz, będzie inne. Powinno być inne dla Twojego dobra.

Widzę, że to czego chcesz, to jest takie "małżeństwo", ale nawet jeśli zanim to niby małżeństwo, to jeszcze wiele wiele jest przed. Człowiek musi Cię pokochać, a Ty musisz go chcieć w sobie rozkochać.

Ale ja bym nie chciała by tamto wróciło.
Tyle to wiem, że to musi być z obu stron. Co mi po związku na siłę, gdzie jestem z kimś właśnie na siłę. Albo z faktu, że ja chce, a druga strona nie chce. Z resztą przerabiałam już to.

6,935

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

rossanka, jakie miałabyś podejście do chłopaka, który nosi aparat słuchowy? Dałabyś mu kosza?

6,936

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

rossanka, jakie miałabyś podejście do chłopaka, który nosi aparat słuchowy? Dałabyś mu kosza?

Ze względu jedynie na fakt noszenia aparatu? Nie.

6,937

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

A miałaś kiedyś do czynienia z takim chłopakiem?

6,938

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

A miałaś kiedyś do czynienia z takim chłopakiem?

Z aparatem? Nie.

6,939

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

rossanka pisałaś kiedyś, że sama potrafisz sobie organizować rozrywki, że sama chodzisz do kina, na wakacje itp.
Dalej to praktykujesz? Jak się przyzwyczaiłaś do spędzania czasu w pojedynkę?
Pytam, ponieważ ja nie wyobrażam sobie samemu jechać w góry czy nad morze z takiej racji, że nie miałbym się do kogo odezwać.
Co jest fajnego w tym, że człowiek leży sobie na plaży i nie ma nawet z kim porozmawiać?

6,940 Ostatnio edytowany przez rossanka (2022-06-25 17:57:16)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

rossanka pisałaś kiedyś, że sama potrafisz sobie organizować rozrywki, że sama chodzisz do kina, na wakacje itp.
Dalej to praktykujesz? Jak się przyzwyczaiłaś do spędzania czasu w pojedynkę?
Pytam, ponieważ ja nie wyobrażam sobie samemu jechać w góry czy nad morze z takiej racji, że nie miałbym się do kogo odezwać.
Co jest fajnego w tym, że człowiek leży sobie na plaży i nie ma nawet z kim porozmawiać?

Sama nie wyjeżdżam, bo nie bawią mnie pojedyncze wyjazdy. Ale już sama mogę pójść do kina, na spacer, na siłownie, zakupy, do kawiarni, albo na łączkę na 2 godziny się poopalać czy na rower.
Samotny wyjazd na tydzień dobijałby mnie, mam to na codzień.
Mam samotną koleżankę, od lat praktykuje albo zorganizowane wycieczki, albo jedzie gdzieś w pojedynkę. Myślicie, że poznała tak faceta? Nie. Opowiadała, że o ile na zorganizowanej wycieczce wszyscy są razem, czas mają zorganizowany przez przewodnika, tak gdy wyjeżdża sama, to jest cały czas sama. Zwykle dookoła ma małżeństwa, małżeństwa z dziećmi, pary, albo pary kolezanek(od studentek po emerytki). Na prywatnej kwaterze, czy w pensjonacie kontakt z ludźmi ma na śniadaniu. Rodziny z dziećmi zaprzyjaźniają się z rodzinami z dziećmi, razem idą na szlak lub na plażę. Pary zakochanych spędzają czas w swoim towarzystwie. Zostaje więc sama na cały dzień, ewentualnie czasem spędza czas z grupką, czy parą koleżanek. Myślę, że prędzej kobieta sama gdzieś wyjedzie niż mężczyzna. Wyjątkiem są ekstrema, typu plecak, samotna wędrówka po Bieszczadach i spanie gdzieś w namiocie na szlaku, co praktykują niektórzy mężczyźni, coś jak przetrwanie w dziczy samemu.

6,941

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Jeszcze coś dopisze, są kobiety, które nie mają problemu sane, nawet bez koleżanki pojechać na urlop będąc singielkami. Ale dla większości, jest to trochę przygnebiajace. Dookoła będą pary, rodziny, dzieci, narzeczeni, dopiero się idzie zdołować. Fajny zachód słońca nad jeziorem, ale jak klikniesz przejdzie zakochana para, albo rodzice z dziećmi, to moment się robi smutno.

6,942

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ile ja bym dała za taką samotną wycieczkę smile Plecak, hostel i życie jak w Madrycie.

Pragnienia są różne, zależnie od niedosytu. Czasem wystarczyło by się tylko zamienić miejscem tongue Ale się nie da wink

6,943 Ostatnio edytowany przez Rumunski_Zolnierz (2022-06-25 17:54:00)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

rossanka zgadzam się w całości z tym co napisałaś.
Dlatego ja na wakacje nie jeżdżę praktycznie w ogóle bo jeżeli miałbym sam jak kołek łazić po górach przez bity tydzień to znudziłoby mi się to szybko.
Musiałbym jechać z kimkolwiek, nawet z jakimś kolegą ale ich nie mam tongue

Dlatego jak jadę ,,na wczasy" to maks 2-3 dni w jakimś miejscu oddalonym od miejsca zamieszkania i po tych 3 dniach już zaczyna mi się nudzić w pojedynkę.
Myślałem też, by jechać na jakieś zorganizowane wycieczki zagraniczne ale samemu to byłoby trochę smutne dla mnie smile

6,944 Ostatnio edytowany przez rossanka (2022-06-25 17:58:27)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
DeepAndBlue napisał/a:

Ile ja bym dała za taką samotną wycieczkę smile Plecak, hostel i życie jak w Madrycie.

Pragnienia są różne, zależnie od niedosytu. Czasem wystarczyło by się tylko zamienić miejscem tongue Ale się nie da wink

Tak, bo mam to na codzień.
Gdzieś w internecie widziałam wpis kobiety( mąż, 2dzieci), która zażyczyła sobie na urodziny, czy dzień kobiet prezent w postaci dnia wolnego. Robiła co chciała, siedziała w wannie godzinę, czytała książkę, mogła wyjść sama na spacer gdzie chciała, gdy siedziała w pokoju, a dziecko coś chciało, nie szło do niej ale mąż robił mu kanapkę, czy herbatę. Dzieci byly już kumate i rozumiały, że to taki dzień prezent dla mamy i gdy czegoś chciały szły do taty. Ona mówiła, że to był najlepszy prezent.

Ja to mam na codzień, lubię te niezależność ale dla mnie to zwykle życie, nothing special wink

Tylko, że ta kobieta- kiedy, gdy dzieci będą dorosłe, będzie miała właśnie ten spokój i robiła co chciała, bo nie będzie musiała odrabiać z nimi lekcji, rozstrzygać sporów czy robić im kanapek, prac i prasować. Tym się różnimy, że ja na sto procent nie będę mieć rodziny i to już jest pewne. Także kwestia czasu.

6,945

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Tak, ale jak przyjdzie czas, że dzieci dorosną to ona już będzie stara a i wnuki dojdą... Z jej perspektywy Ty możesz swoje młode lata spędzić robiąc co chcesz.
Każdy ma jakieś niedosyty i ten chociaż dzień wolnego... Boże... coś pięknego... smile Totalnie ją rozumiem i fajnie, że rodzina może jej zaoferować taki dzień. A Ty Rossanko możesz jeszcze kogoś poznać i będziesz wolna i bez zobowiązań, żadnych dram, zdrad, rozwodów na karku. Każda sytuacja ma swoje plusy i minusy.

6,946

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
DeepAndBlue napisał/a:

Tak, ale jak przyjdzie czas, że dzieci dorosną to ona już będzie stara a i wnuki dojdą... Z jej perspektywy Ty możesz swoje młode lata spędzić robiąc co chcesz.
Każdy ma jakieś niedosyty i ten chociaż dzień wolnego... Boże... coś pięknego... smile Totalnie ją rozumiem i fajnie, że rodzina może jej zaoferować taki dzień. A Ty Rossanko możesz jeszcze kogoś poznać i będziesz wolna i bez zobowiązań, żadnych dram, zdrad, rozwodów na karku. Każda sytuacja ma swoje plusy i minusy.

Wnukami mie musi się zajmować, własnymi dziećmi musi, bo by je opieka zabrała.
Czy stara? Moje leżanki pomału zaczynają zostawać babciami. Bacia to nie od razu 70latka. Możesz być babcią 40plus wink
Młode lata to akurat ich nie wspominam dobrze. Mając 20 lat czułam się brzydka, gruba, głupia i płakałam,że koleżanki mają chłopaków a ja zawsze jestem sama. Boże ile ja się wtedy napłakałam. Myślałam jednak, że znajdę bardzo późno faceta, bo pod 30ke:D

6,947

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
DeepAndBlue napisał/a:

Tak, ale jak przyjdzie czas, że dzieci dorosną to ona już będzie stara a i wnuki dojdą... Z jej perspektywy Ty możesz swoje młode lata spędzić robiąc co chcesz.
Każdy ma jakieś niedosyty i ten chociaż dzień wolnego... Boże... coś pięknego... smile Totalnie ją rozumiem i fajnie, że rodzina może jej zaoferować taki dzień. A Ty Rossanko możesz jeszcze kogoś poznać i będziesz wolna i bez zobowiązań, żadnych dram, zdrad, rozwodów na karku. Każda sytuacja ma swoje plusy i minusy.

Wnukami mie musi się zajmować, własnymi dziećmi musi, bo by je opieka zabrała.
Czy stara? Moje leżanki pomału zaczynają zostawać babciami. Bacia to nie od razu 70latka. Możesz być babcią 40plus wink
Młode lata to akurat ich nie wspominam dobrze. Mając 20 lat czułam się brzydka, gruba, głupia i płakałam,że koleżanki mają chłopaków a ja zawsze jestem sama. Boże ile ja się wtedy napłakałam. Myślałam jednak, że znajdę bardzo późno faceta, bo pod 30ke:D

6,948

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Myślałem też, by jechać na jakieś zorganizowane wycieczki zagraniczne ale samemu to byłoby trochę smutne dla mnie smile

Są specjalne wyjazdy "dla singli". Wiele biur podróży takie organizuje w odpowiedzi na potrzeby rynku wink Jadą tam same samotne osoby a wycieczki są ciekawe, np. zwiedzanie Egiptu po Nilu lub Skandynawii promem.

6,949

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ale mi Rossanko chodzi o znajome z mojego pokolenia co pierwsze dziecko późno sobie zrobiły, po 30. Pierwsze odchowają i są 50+ i tu okej... ale dzieci urodzone po 40 to odchowane będzie dopiero jak będzie 60+ Cała młodość w obowiązkach.

6,950

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Salomonka napisał/a:
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Myślałem też, by jechać na jakieś zorganizowane wycieczki zagraniczne ale samemu to byłoby trochę smutne dla mnie smile

Są specjalne wyjazdy "dla singli". Wiele biur podróży takie organizuje w odpowiedzi na potrzeby rynku wink Jadą tam same samotne osoby a wycieczki są ciekawe, np. zwiedzanie Egiptu po Nilu lub Skandynawii promem.


Wiem, że coś takiego istnieje smile
Tylko, że w moim wypadku skończyłoby się to w taki sposób, że wszyscy pewnie dobraliby się w pary a ja jak zwykle zostałbym sam jak kołek.
Przerabiałem to całą szkołę średnią i studia.

6,951

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:
Salomonka napisał/a:
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Myślałem też, by jechać na jakieś zorganizowane wycieczki zagraniczne ale samemu to byłoby trochę smutne dla mnie smile

Są specjalne wyjazdy "dla singli". Wiele biur podróży takie organizuje w odpowiedzi na potrzeby rynku wink Jadą tam same samotne osoby a wycieczki są ciekawe, np. zwiedzanie Egiptu po Nilu lub Skandynawii promem.


Wiem, że coś takiego istnieje smile
Tylko, że w moim wypadku skończyłoby się to w taki sposób, że wszyscy pewnie dobraliby się w pary a ja jak zwykle zostałbym sam jak kołek.
Przerabiałem to całą szkołę średnią i studia.

Jak się nie  przewrócisz, to nie będziesz umiał smile Czy jakoś tak to było..
Spróbuj. Może akurat dla ciebie nie zabraknie pary a wprost przeciwnie, poznasz kogoś jak ty samotnego? Może to nie będzie od razu jakaś dziewczyna na ślub i wesele, ale fajna koleżanka lub kolega do pogadania i wypicia piwa wieczorem w kafejce?

6,952

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Salomonka napisał/a:

Jak się nie  przewrócisz, to nie będziesz umiał smile Czy jakoś tak to było..
Spróbuj. Może akurat dla ciebie nie zabraknie pary a wprost przeciwnie, poznasz kogoś jak ty samotnego? Może to nie będzie od razu jakaś dziewczyna na ślub i wesele, ale fajna koleżanka lub kolega do pogadania i wypicia piwa wieczorem w kafejce?


Gdybym pojechał na jakieś wakacje ,,dla singli" to na 100% złapałby mnie taki stres, że bankowo zostałbym tam sam jak kołek.
Znam siebie i wiem jak się zachowuję w różnych sytuacjach.

6,953

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Wyjazdy w pojedynkę to super sprawa. Całe dnie w górach, można łazić jak się chce, gdzie się chce. Nikt dupy nie truje, nikt nie marudzi. A wieczorami jak starcza sił można w spokoju poczytać.

Jedyny minus to koszty bo pokój zwykle płacisz jak za 2 osoby.

6,954

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
M!ri napisał/a:

Wyjazdy w pojedynkę to super sprawa. Całe dnie w górach, można łazić jak się chce, gdzie się chce. Nikt dupy nie truje, nikt nie marudzi. A wieczorami jak starcza sił można w spokoju poczytać.

Jedyny minus to koszty bo pokój zwykle płacisz jak za 2 osoby.


Tylko, że Ty masz partnera, więc takie wakacje w pojedynkę to będą atrakcją.
Ja singielstwo mam na co dzień i kolejna ,,atrakcja" w postaci samotnego wyjazdu nie jest dla mnie jakąkolwiek zabawą.

6,955

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

rossanka kiedyś nadejdzie dzień, w którym rodzice odejdą na tamten świat.
Nie boisz się, że zostaniesz całkowicie sama?

Posty [ 6,891 do 6,955 z 8,335 ]

Strony Poprzednia 1 105 106 107 108 109 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024