Kocham kochanka, boję się rozwieść... - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Kocham kochanka, boję się rozwieść...

Strony Poprzednia 1 2

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 102 z 102 ]

66

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

Co u Ciebie? Jesteś mądra i odważna. Podziwiam Cię.

Zobacz podobne tematy :

67

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

to juz Twoja decyzja jak postapisz.Pamietaj o dzieciach bo one sa wtym wszystkim najwazniejsze.Moim zdaniem Twoj maz nie zmieni sie na lepsze,ludzie niestety sie nie zmieniaja.Zasługujesz na szczescie ,jesli Ty bedzis szczesliwa to i Twoje dzieciaczki rowniez.Niekorzy potepiaja Cie,ze zle robisz bo kochanek...ale nie sa w Twojej sytuacji.Zrob to co uwazasz za słuszne,nie słuchaj innych.Trzymam kciuki za Ciebie  i za Twoje nowe lepsze zycie .POZDRAWIAM!!!!!

68

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

ja to pewnie pisze 5 lat po watku....

ale dziwi mnie ta sytuacja

niewiem czy dzieci to byly trojaczki ale chyba po pierwszym dziecku czy nawet przed pojawily sie zgrzyty takze dlaczego miec wiecej dzieci?...

jesli chodzi o meza to niestety wielu facetow  ktorzy placa cale rachunki maja mniemanie o sobie ze sa panami i wladcami 

w ogole  to wydaje  mi  sie ze oboje jestescie malo dojrzali i Ty i maz .....

swiadczy o tym to ze pomimo zgrzytow   w malzenstwie zdecydowaliscie  sie miec wiecej dzieci  i  tym nalozylliscie  sobie petle na szyje

jezeli ma sie swoje pieniadze i pomocna rodzine  to mozna sie z  takiej syt wydostac

jezeli nie jestes uziemniona na wiele lat

sytuacja bardzo nieciekawa ......

mam wrazenie ze kochanek po paru miesiacach mieszkania z  3 ka nieswoich dzieci moze miec obiekcje i moze chciec zakonczyc zwiazek tym bardziej ze po latach ponizania przez meza mozesz miec syndrom ofiary i byc malo asertywna /ja np jestem malo asertywna / i wszyscy zaraz zaczynaja mi wlazic na glowa i mna rzadzic ....nawet moje koty ...lol

takze to duze ryzyko liczyc na kochanka a znowu zostawic dzieci z  mezem i odwiedzac je  to tez b kiepskie wyjscie

Twoja syt materialna jest zla i nie masz dokad isc i to blokuje sznase na szczesliwsze zycie ....

jak rowniez  b nie podoba mi sie fakt ze maz cie uderzyl  to moze sie powtarzac i moze zrobic  Ci kiedys kzywde

na Twoim miejscu postaralabym sie zastanowic nad soba i jak zmienic ta sytuacje i stac sie niezalezniejsza .....

moze jakies kursy moze wyjazd za granice do pracy /opiekunki w niemczech/ .....

z kochankiem mozesz takze podtrzymywac dyskretna wiez ale od czasu do czasu

ale b ostoznie ...nie uzywajac komputera domowego /b latwo wykryc  gdzie wchodzilas itp it,moze miec ukryta gdzies

osobna komorke/...jest ryzyko ze jak maz zauwazy to Cie znowu uderzy albo gorzej


takze staralabym sie znalezc jakis sosob zeby odejsc od meza powoli moze w ciagu ilus lat .....

i zmienic siebie starac sie byc silniejsza i niezalezniejsza poczekac z nowymi dziecmi

a milosc na pewno przyjdzie do takiej osoby

mozliwe ze moglabys starac sie o separacje /to nie rozwod/ ale daje jakies poczucie odsuniecia sie od meza i tym on

zaczyna tracic wladze absolutna nad Toba....

powodzenia

69

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

jakie dziwne rady daja ludzie  na forum...

Tak odejscie od meza

i maz z pewnoscia az sie bedzie palil z ochoty do placenia rachunkow

co za naiwnosc !!!!!!

tu niestety trzeba sie dogadac najpierw z mezem ......i ustalic co i jak

aby cos ruszylo w pozytywniejszym kierunku

70 Ostatnio edytowany przez moonway (2014-02-22 23:39:43)

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

Minęły ponad 2 lata od mojego ostatniego postu. Postanowiłam odświeżyć wątek, aby uporządkować choć trochę swoje roztrzęsione myśli.


KOCHANEK...

Dwa lata temu podjęłam bardzo trudną emocjonalnie dla mnie decyzję o zerwaniu kontaktu "w realu" z kochankiem. Nie spotkaliśmy się więcej. Mieliśmy tylko kontakt na czacie, czasami krótka rozmowa telefoniczna. BARDZO wiele mnie to kosztowało, jego też, ale uszanował moją decyzję. Może wizja trójki obcych dzieci na "jego głowie" z czasem go otrzeźwiła?

Poza tym, za bardzo go kochałam i nie chciałam niszczyć jego przyszłości. Był bezdzietnym singlem i mógł poznać z czasem jakąś fajną dziewczynę i mieć WŁASNE dzieci. Bardzo chciałam, żeby miał kiedyś własne dzieci. Takie piękne i mądre jak ON. Nie chciałam go tego pozbawiać. Ja już nie mogę mieć więcej dzieci. Jego rodzice nigdy by mi nie wybaczyli, gdyby był bezdzietny z mojego powodu. Jestem tego pewna.

Jak to wygląda po 2 latach?
Mamy sporadyczny kontakt - tylko na czacie, tak z raz na miesiąc. Wymieniamy kilka neutralnych zdań i tak to zostawiamy, wiedząc, że za miesiąc znowu porozmawiamy "o pogodzie". Nie rozmawiamy o przeszłości. On popadł w pracoholizm, nie założył rodziny i nie szuka sobie dziewczyny, chociaż go proszę, żeby ułożył sobie jakoś życie i BYŁ SZCZĘŚLIWY. Ale on nie chce szukać nowej miłości. Żyje z dnia na dzień, a ma już 36 lat. Ale czuję, że podjęłam właściwą decyzję.


MĄŻ...

A co z moim mężem?
Przez te 2 lata żyliśmy dalej w separacji. On się starał, o wiele mniej awantur urządzał, lepiej mnie traktował (ale i tak czułam się przedmiotem), dzieci przestały się go bać w końcu. Dla niego tak naprawdę liczyło się tylko szczęście dzieci ("najważniejsze, żeby jego dzieci miały matkę w domu") i to, że "brakuje mu seksu". Ja czułam się dalej tylko tłem dla "jego córeczek".

Ale przed Bożym Narodzeniem postanowiłam się przełamać i dać naszemu małżeństwu "ostatnią szansę". To był błąd. On jest szczęśliwy, ale ja NIE. Nienawidzę seksu z nim. Nie sprawia mi żadnej przyjemności. Czuję się strasznie z tym i pojęcie "obowiązek małżeński" nabrał dla mnie złowieszczego i smutnego znaczenia.

Ratowanie małżeństwa "tylko" dla dzieci chyba (?) nie ma sensu. One są teraz szczęśliwe. Ja NIE. Choć mam mniej niż 40 lat, to w środku czuję się skopaną przez życie i zniedołężniałą staruszką. Jestem WYPALONA...


NIERÓWNA WALKA O NIEZALEŻNOŚĆ FINANSOWĄ I O UMYSŁY DZIECI

Od roku pracuję, mam ciężką, ale chociaż za to stabilną pracę. Lubię ją, ale nie dałabym rady utrzymać się sama z trójką dzieci za pieniądze które zarabiam.

Jestem przemęczona. Pracuję 200-300 godzin miesięcznie, żeby poopłacać różne rzeczy, bo on ma inną wizję wydawania "swoich" pieniędzy. Np. za nianię i zajęcia dodatkowe dzieci płacę ja, bo wg niego to moja "fanaberia". Jedzenie do domu też kupuję głównie ja. Generalnie czuję, że pracuję na darmo. Ogarnia mnie poczucie bezsilności. Nie jestem w stanie nic zaoszczędzić, bo jemu ciągle brakuje pieniędzy i ja "muszę" pomagać, np. on NIE MA pieniędzy na leki dla chorych dzieci, bo MU SIĘ SKOŃCZYŁY i ja muszę kupować, i tysiąc innych sytuacji, kiedy sięga się po moje pieniądze. On jest jak "czarna dziura". I czasami mam wrażenie, że chodzi mu tylko o to, ŻEBYM JA NIGDY NIE MIAŁA ŻADNYCH SWOICH PIENIĘDZY. Bo wtedy może odejdę od niego...

Mieszkanie jest JEGO, zarabia trzy razy więcej ode mnie, pracuje dwa razy mniej ode mnie... Nie ma porównania dla jego i mojej sytuacji finansowej i czasowej. Ma o wiele więcej pieniędzy i wolnego czasu, które z przyjemnością poświęca dzieciom, bo STAĆ GO NA TO! Córki go uwielbiają. JEST SUPER HERO TATĄ!

Ja się czuję przegrana i wypalona. Czasowo i finansowo. Mąż poświęca dzieciom 99% swojego wolnego czasu, mi 1%.

Może, gdybym wywalczyła alimenty, to wtedy jakoś od biedy poradziłabym sobie. Ale bez pomocy rodziny (rodzina stoi murem za mężem, bo "on dobrze zarabia, dba o dom i jest wspaniałym ojcem") będzie mi bardzo ciężko.

Walczę o siebie, ale meta tego wyścigu daleko daleko... Obawiam się, że gdzieś upadnę i skonam po drodze, bo się forsuję.

71

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...
creativeaurvana napisał/a:

Twoja sytuacja jest identyczna jak sytuacja pewnej kobiety matki dwojga dzieci, którą poznałem w pracy, oczywiście inicjatywa z jej strony, że chce odejść od męża, że się we mnie zakochała. I to trwa ponad rok. A tej pani poznanej w pracy powiedzialem ostatecznie "jak uporasz sie ze swoimi sprawami i z sobą to odezwij sie" Wiem, że na Nią to nie zadziałało. Taka kobiet, która jest w nie udanym małżeństwie poznając kawalera czego może chcieć: pocieszenia, zrozumienia, słodkich spędzonych chwil z kimś kto da Jej to czego nigdy nie miała od swojego męża, czyli czułości, namiętności a słowa takiej kobiety są gówno warte, to tylko słowa na przetrzymanie swojej ofiary, żeby za szybko nie uciekła. Tak sie dzieje jak mężatki mają kryzys w małżeństwie.

Wiesz....takie sytuacje zdarzają się również wśród mężczyzn, którzy mają kryzys albo i nie.....też są tacy, którzy rzucają słowa na wiatr i ich słowa też są "gówno warte". Uważam, tak ogólnie że jak komuś jest bardzo źle, to po kiego diabła tkwią w czymś nieszczęśliwi i narzekający. Cała odwaga polega na zmianie sytuacji, na jej polepszeniu.......

72

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...
moonway napisał/a:

Minęły ponad 2 lata od mojego ostatniego postu. Postanowiłam odświeżyć wątek, aby uporządkować choć trochę swoje roztrzęsione myśli.


KOCHANEK...

Dwa lata temu podjęłam bardzo trudną emocjonalnie dla mnie decyzję o zerwaniu kontaktu "w realu" z kochankiem. Nie spotkaliśmy się więcej. Mieliśmy tylko kontakt na czacie, czasami krótka rozmowa telefoniczna. BARDZO wiele mnie to kosztowało, jego też, ale uszanował moją decyzję. Może wizja trójki obcych dzieci na "jego głowie" z czasem go otrzeźwiła?

Poza tym, za bardzo go kochałam i nie chciałam niszczyć jego przyszłości. Był bezdzietnym singlem i mógł poznać z czasem jakąś fajną dziewczynę i mieć WŁASNE dzieci. Bardzo chciałam, żeby miał kiedyś własne dzieci. Takie piękne i mądre jak ON. Nie chciałam go tego pozbawiać. Ja już nie mogę mieć więcej dzieci. Jego rodzice nigdy by mi nie wybaczyli, gdyby był bezdzietny z mojego powodu. Jestem tego pewna.

Jak to wygląda po 2 latach?
Mamy sporadyczny kontakt - tylko na czacie, tak z raz na miesiąc. Wymieniamy kilka neutralnych zdań i tak to zostawiamy, wiedząc, że za miesiąc znowu porozmawiamy "o pogodzie". Nie rozmawiamy o przeszłości. On popadł w pracoholizm, nie założył rodziny i nie szuka sobie dziewczyny, chociaż go proszę, żeby ułożył sobie jakoś życie i BYŁ SZCZĘŚLIWY. Ale on nie chce szukać nowej miłości. Żyje z dnia na dzień, a ma już 36 lat. Ale czuję, że podjęłam właściwą decyzję.


MĄŻ...

A co z moim mężem?
Przez te 2 lata żyliśmy dalej w separacji. On się starał, o wiele mniej awantur urządzał, lepiej mnie traktował (ale i tak czułam się przedmiotem), dzieci przestały się go bać w końcu. Dla niego tak naprawdę liczyło się tylko szczęście dzieci ("najważniejsze, żeby jego dzieci miały matkę w domu") i to, że "brakuje mu seksu". Ja czułam się dalej tylko tłem dla "jego córeczek".

Ale przed Bożym Narodzeniem postanowiłam się przełamać i dać naszemu małżeństwu "ostatnią szansę". To był błąd. On jest szczęśliwy, ale ja NIE. Nienawidzę seksu z nim. Nie sprawia mi żadnej przyjemności. Czuję się strasznie z tym i pojęcie "obowiązek małżeński" nabrał dla mnie złowieszczego i smutnego znaczenia.

Ratowanie małżeństwa "tylko" dla dzieci chyba (?) nie ma sensu. One są teraz szczęśliwe. Ja NIE. Choć mam mniej niż 40 lat, to w środku czuję się skopaną przez życie i zniedołężniałą staruszką. Jestem WYPALONA...


NIERÓWNA WALKA O NIEZALEŻNOŚĆ FINANSOWĄ I O UMYSŁY DZIECI

Od roku pracuję, mam ciężką, ale chociaż za to stabilną pracę. Lubię ją, ale nie dałabym rady utrzymać się sama z trójką dzieci za pieniądze które zarabiam.

Jestem przemęczona. Pracuję 200-300 godzin miesięcznie, żeby poopłacać różne rzeczy, bo on ma inną wizję wydawania "swoich" pieniędzy. Np. za nianię i zajęcia dodatkowe dzieci płacę ja, bo wg niego to moja "fanaberia". Jedzenie do domu też kupuję głównie ja. Generalnie czuję, że pracuję na darmo. Ogarnia mnie poczucie bezsilności. Nie jestem w stanie nic zaoszczędzić, bo jemu ciągle brakuje pieniędzy i ja "muszę" pomagać, np. on NIE MA pieniędzy na leki dla chorych dzieci, bo MU SIĘ SKOŃCZYŁY i ja muszę kupować, i tysiąc innych sytuacji, kiedy sięga się po moje pieniądze. On jest jak "czarna dziura". I czasami mam wrażenie, że chodzi mu tylko o to, ŻEBYM JA NIGDY NIE MIAŁA ŻADNYCH SWOICH PIENIĘDZY. Bo wtedy może odejdę od niego...

Mieszkanie jest JEGO, zarabia trzy razy więcej ode mnie, pracuje dwa razy mniej ode mnie... Nie ma porównania dla jego i mojej sytuacji finansowej i czasowej. Ma o wiele więcej pieniędzy i wolnego czasu, które z przyjemnością poświęca dzieciom, bo STAĆ GO NA TO! Córki go uwielbiają. JEST SUPER HERO TATĄ!

Ja się czuję przegrana i wypalona. Czasowo i finansowo. Mąż poświęca dzieciom 99% swojego wolnego czasu, mi 1%.

Może, gdybym wywalczyła alimenty, to wtedy jakoś od biedy poradziłabym sobie. Ale bez pomocy rodziny (rodzina stoi murem za mężem, bo "on dobrze zarabia, dba o dom i jest wspaniałym ojcem") będzie mi bardzo ciężko.

Walczę o siebie, ale meta tego wyścigu daleko daleko... Obawiam się, że gdzieś upadnę i skonam po drodze, bo się forsuję.

wiesz....tak sobie czytam.....jak dla mnie to żadne małżeństwo, żadna poprawa....jak on może nie łożyć pieniedzy? cóż to za dziwny podział? kurcze on nie robi żadnej łaski skoro zdecydował się na dalsze bycie z tobą......czy to ty jesteś facetem? czy twoim obowiązkiem jest wszystko opłacać i utrzymywać? nie gniewaj się ale dla mnie to niezrozumiałe.......

73

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

mysticboutique to pewnie jej mąż !!!
Musisz od niego odejść innego wyjścia niema.

74

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

moonway twoja historia niech będzie ostrzeżeniem dla tych kobiet, które mówią '' wybaczę mu zdradę, bicie, poniewieranie dla dobra dzieci''.
Mdli mnie ten argument. Wkurza, że kobiety w jakiś poroniony sposób rozumieją pojęcie ''normalna rodzina''.
Twoje dzieci są jeszcze małe, ale za parę lat będą się zastanawiały dlaczego ty nie jesteś szczęśliwa, dlaczego patrzysz na męża z odrazą. A one się będą uczyły, że właśnie tak wyglądają relacje w rodzinie. Tak ma wyglądać żona, a tak ma się zachowywać mąż.
Śmiem twierdzić, że miałabyś się o wiele lepiej, twoje dzieci miały by się lepiej gdybyś wtedy od niego odeszła.

75 Ostatnio edytowany przez moonway (2014-02-23 22:22:26)

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

Jestem bardzo bardzo bardzo nieszczęśliwa i wydaje mi się, że doszłam do jakiejś ściany. I nie mogę ani jej ominąć, ani przebić własną głową, bo to się dla mnie źle skończy :-(

76

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

moonway ale ty sama postanowiłaś te dwa lata temu dać swojemu małżeństwu szansę. To konsekwencje tego postanowienia.
Powiem ci tak: wiem co czujesz. Naprawdę wiem. To tak jakby się myślało: czy to już wszystko co mogę dostać od życia? Myśli się: dobra w tym życiu się pomęczę, ale w tym drugim już będę wiedzieć czego nie robić. Ale nie będzie tej drugiej szansy.
Nie wiem co ci doradzić. Jest mi smutno, że jesteś nieszczęśliwa. Marne to pocieszenie, że nie jesteś sama.
A masz jakąś koleżankę, z którą mogłabyś pogadać? Nie musi być obecna, ale na przykład taka ze szkolnej ławki, z którą dałoby się pogadać od serca?
Ile lat ma twój mąż? Jak reaguje na to, że zachowujesz się mało angażująco w łóżku? Czy chciał rozmawiać o twojej zdradzie?

77 Ostatnio edytowany przez Margolinka (2014-02-23 22:49:07)

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

Moonway, jeśli nie można, ani ominąć tej "ściany", ani rozbić jej głową, to trzeba odwrócić się i pójść w przeciwnym kierunku. Innego wyjścia nie ma, bo stać pod tą "ścianą" całe życie też się nie da.
Musisz coś zrobić ze swoim życiem. Nie możesz wciąż myśleć tylko o szczęściu innych. To nie będzie już egoizm, tylko "instynkt samozachowawczy". Oczywiście o szczęściu dzieci zapomnieć nie można, ale i o swoim też.

Oczywiście mam na myśli sytuacje, gdy nie widzisz już żadnej szansy na poprawę stosunków z mężem.
Tutaj niestety oboje musielibyście tego chcieć, inaczej nic z tego nie będzie.

78 Ostatnio edytowany przez Secondo1 (2014-02-23 22:53:52)

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...
Aniaa34 napisał/a:

moonway twoja historia niech będzie ostrzeżeniem dla tych kobiet, które mówią '' wybaczę mu zdradę, bicie, poniewieranie dla dobra dzieci''.
Mdli mnie ten argument. Wkurza, że kobiety w jakiś poroniony sposób rozumieją pojęcie ''normalna rodzina''.

Aniaa34, to moonway zdradziła, nie mąż.
Mąż przez 15 lat nigdy jej nie zdradził, pisała przecież...

moonway, Ty nigdy nie zerwałaś z kochankiem.
On ciągle jest w Twojej głowie, idealizujesz jego obraz, teraz jeszcze bardziej bo wirtualnie.
Po zdradzie to zdradzacz ma walczyć o naprawę związku a zdradzony jedynie usiłować nie przeszkadzać.
U Was chyba zabrakło, tego arcy ważnego etapu przepracowania zdrady, z korzyścią dla obu stron.
Za szybko przeszliście do "normalności".

Konieczna jest terapia. Psycholog, dobry, nie pierwszy lepszy ale taki z którym będziecie czuli "chemię". Terapia rodzinna (!!)
Pisałaś że obydwoje jesteście religijni.
Są całkiem dobre kościelne ośrodki poradnictwa rodzinnego, szczególnie w dużych miastach. Zdarzają się tam prawdziwi fachowcy, z dużymi osiągnięciami w ratowaniu małżeństw, np warsztaty typu "Marriage Encounter" lub inne. Jest tam zazwyczaj duża koleka chętnych (takie czasy...) ale czasami uda się wcisnąć w nad komplet w przypadkach "na cito".
Nauka dialogu, zrozumienia wzajemnych potrzeb, itd.
Poszukaj pomocy dla siebie i dla Waszej rodziny.

79

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

Z jednej strony posty autorki bardzo mnie poruszyły, odmalowała przed moją wyobraźnią naprawdę sugestywny, wzruszający obraz kobiety żyjącej w warunkach rodem z państwa muzułmańskiego. Z drugiej strony w jej pierwszym poście jakoś mnie tak tknęło że słowo "pieniądze" pojawia się bardzo często... Jestem facetem, ciężko mi się postawić na miejscu kobiety, ale myślę że w takiej sytuacji jaką autorka opisała, hajs byłby ostatnią rzeczą o jakiej bym pomyślał...

80

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...
Sith'ari napisał/a:

Z jednej strony posty autorki bardzo mnie poruszyły, odmalowała przed moją wyobraźnią naprawdę sugestywny, wzruszający obraz kobiety żyjącej w warunkach rodem z państwa muzułmańskiego. Z drugiej strony w jej pierwszym poście jakoś mnie tak tknęło że słowo "pieniądze" pojawia się bardzo często... Jestem facetem, ciężko mi się postawić na miejscu kobiety, ale myślę że w takiej sytuacji jaką autorka opisała, hajs byłby ostatnią rzeczą o jakiej bym pomyślał...

Zapewniam Cię, że jak będziesz miał trójkę dzieci, to TEŻ będziesz myślał o pieniądzach. I to nie dla siebie, ale DLA DZIECI. Ciężko pracuję i samotnie dałabym radę się utrzymać, ale samotnie Z DZIEĆMI JUŻ NIE, bo musiałabym wynająć mieszkanie.

81

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...
Secondo1 napisał/a:
Aniaa34 napisał/a:

moonway twoja historia niech będzie ostrzeżeniem dla tych kobiet, które mówią '' wybaczę mu zdradę, bicie, poniewieranie dla dobra dzieci''.
Mdli mnie ten argument. Wkurza, że kobiety w jakiś poroniony sposób rozumieją pojęcie ''normalna rodzina''.

Aniaa34, to moonway zdradziła, nie mąż.
Mąż przez 15 lat nigdy jej nie zdradził, pisała przecież...

moonway, Ty nigdy nie zerwałaś z kochankiem.
On ciągle jest w Twojej głowie, idealizujesz jego obraz, teraz jeszcze bardziej bo wirtualnie.
Po zdradzie to zdradzacz ma walczyć o naprawę związku a zdradzony jedynie usiłować nie przeszkadzać.
U Was chyba zabrakło, tego arcy ważnego etapu przepracowania zdrady, z korzyścią dla obu stron.
Za szybko przeszliście do "normalności".

Konieczna jest terapia. Psycholog, dobry, nie pierwszy lepszy ale taki z którym będziecie czuli "chemię".
Pisałaś że obydwoje jesteście religijni.
Są całkiem dobre kościelne ośrodki poradnictwa rodzinnego, szczególnie w dużych miastach. Zdarzają się tam prawdziwi fachowcy, z dużymi osiągnięciami w ratowaniu małżeństw, np warsztaty typu "Marriage Encounter" lub inne.
Poszukaj pomocy dla siebie i dla Waszej rodziny.

Ratowanie małżeństwa z typem który ją uderzył, i traktował jak śmiecia? No tak, każda o tym marzy.

82

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...
moonway napisał/a:
Sith'ari napisał/a:

Z jednej strony posty autorki bardzo mnie poruszyły, odmalowała przed moją wyobraźnią naprawdę sugestywny, wzruszający obraz kobiety żyjącej w warunkach rodem z państwa muzułmańskiego. Z drugiej strony w jej pierwszym poście jakoś mnie tak tknęło że słowo "pieniądze" pojawia się bardzo często... Jestem facetem, ciężko mi się postawić na miejscu kobiety, ale myślę że w takiej sytuacji jaką autorka opisała, hajs byłby ostatnią rzeczą o jakiej bym pomyślał...

Zapewniam Cię, że jak będziesz miał trójkę dzieci, to TEŻ będziesz myślał o pieniądzach. I to nie dla siebie, ale DLA DZIECI. Ciężko pracuję i samotnie dałabym radę się utrzymać, ale samotnie Z DZIEĆMI JUŻ NIE, bo musiałabym wynająć mieszkanie.

świetnie to rozumiem, ale myślenie o pieniądzach, a mówienie o pieniądzach to nie do końca to samo.

83

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

Ja bym mógł pomoc autorce w podjęciu decyzji odnośnie kochanka ale z informacji które podaje mało co wynika, słowa słowami nie warto w nie wierzyć liczą się czyny i to jaką człowiek ma psychike.
Kochanek niewątpliwe bardzo kocha i jest się wstanie poświęcić i pokochać "bagaż" ale jak ma w sobie chociaz 20 % z melancholika, a ma na co wskazuje skłonnośc do poświęceń, to podołałby jakiś czas.
Pan z 2 strony komputera na 100 % nadwymiar cierpi mimo iż jest wyrozumiały co jest kolejna cechą melancholików, mówi ze cię rozumie potrafi słuchać <kolejna cecha melancholika> ale wątpie zeby człowiek który nie ma dzieci i który nie jest wstanie wyobrazic sobie z czym to sie wiąże podoła az 3...
Sam kiedys zapewniałem dziewczyne ze przyjme jej skarby i szczerze wieżyłem ze podołam, mówiłem to w miłosnym amoku, ten amok z czasem ustaje jak sama zapewne wiesz.
I po 3-5 miechach człowiek sie zmieni będzie oziębły zaczną sie wyrzuty, to nie moja krew, bawie wytwory lędzwi kogos innego, nie kocham tych dzieci, trwonie kase na nie, sranie w banie az po roku sie kapnie ze nie musi sie męczyć z dzieciakami. Następne pół roku przezyje z ciągłymi wyrzutami sumienia ze cie zawiodł, aż się złamie, miłość prysnie i albo sie bedzie chciał zabić albo spierdol.... gdzie pieprz rośnie i będzie cierpiał dalej. To nie moj przykład bo ja naszczęscie sie z tego amoku obudziłem przed podjęciem decyzji. Uderz się w klatke dziewczyno rozumiem cię bardzo dobrze ale potępiam !!! Tobie nie potrzebne jest współczucie a bardzo mocny KOP w dupe zebyś zebrała w sobie siły i tak jak kilku moich "przedmówców" pisało usamodzielnić się finansowo od wszystkich. Trudne zadanie biorąc pod uwage fakt ze 2 osoby czekają na twoją decyzje, przed tobą być moze nie wykonalne zadanie ale nie skupiaj się na samym końcu lecz na kazdym małym kroczku, na pierwszej umowie, na pierwszym spotkaniu o prace, na pierwszej rozmowie o mieszkaniu, i działaj małymi kroczkami a poczujesz sie lepiej. I jak juz staniesz sie niezalezna to wal do kochanka albo zostan z mezem, wtedy zawsze będziesz miała 2 opcje, nie bedziesz wybierała albo mąż żmija albo niepewny kochanek bedziesz miała "SIEBIE".
Nienawidze takich kobiet jaką stałaś sie przez męża, i nienawidze takich ludzi jak twój mąż. Mozna sobie tłumaczyć ze to nie twoja wina ale co to daje ? nic ? TRZEBA DZIAŁAĆ a nie mowic mowić i po czasie stwierdzic ze mowienie nic nie daje i zamknąć sie w sobie. Popełniłas wiele błędów w małżeństwie, dla twojego faceta twoje słowa były bez pokrycia nic nie warte.
Jeszcze raz mowie KOP w dupe i jedziesz !!! Nie chce sie ? popłacz, wstawaj i jedziesz dalej. A i kontakt z psychologiem cały czas.

PODOŁASZ !!!

84

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

I powiem wam wszystkim ze oceny, opinie ludzi ktorzy mogą chłodno na sytuacje spojrzeć, są takie trafne ze az nie do przyjęcia przez podmiot znajdujących sie w tych sytuacjach.
Emocje są piękne ale emocje to pułapka tongue

85

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...
odyn88 napisał/a:

I powiem wam wszystkim ze oceny, opinie ludzi ktorzy mogą chłodno na sytuacje spojrzeć, są takie trafne ze az nie do przyjęcia przez podmiot znajdujących sie w tych sytuacjach.
Emocje są piękne ale emocje to pułapka tongue

W pełni się zgadzam. Nic dodać nic ująć.

86 Ostatnio edytowany przez Czarna Kotka (2014-02-24 01:20:28)

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

Jesteś w typowym toksycznym związku.
Teraz doszedł do tego gwałt, którego oboje, Ty i Twój mąż dopuszczacie się na Twoim ciele.
Facet wciąż stosuje wobec Ciebie przemoc ekonomiczną i psychiczną.
Dzieci patrzą jak tata traktuje mamę, w przyszłości będą te wzorce z powodzeniem odtwarzać - masz córkę? To ona też wybierze despotę i będzie miała takie zycie jak Ty. Chcesz tego dla niej? Nie? To pokaż jej, że w ten sposób się kobiety, ani żadnego innego człowieka NIE TRAKTUJE i że to, co robi Twój mąż jest CHORE, a nie normalne. Bo to, czego się uczymy w domu to jest absolutna podstawa, do której potem odwołujemy się w całym naszym życiu. W Twoim dzieciństwie też musiało pójść coś nie tak, skoro dajesz się w ten sposób traktować.
Alimenty od niego w razie rozwodu należą się Twoim dzieciom w sposób oczywisty. Nie poradzisz sobie z alimentami?

Przeczytaj książkę i bloga "moje dwie głowy". To o Tobie.

Ile z tych punktów:
http://mojedwieglowy.blogspot.com/p/zota-przemocowa-dwudziestka.html
dotyczy Ciebie?

87

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

Nie ma sytuacji bez wyjścia.
Nie kochasz męźa - złóź pozew o rozwód i alimenty na dzieci.Łaski  nie robi - to jego obowiązek.
Nie sądze aby ten typ faceta  był w stanie wybaczyć zdradę.Traktuje Cie jak swoją własność.A czy on pytał się ciebie czy ty mu wybaczysz krzywdy jakie ci zrobił?!

Wrocisz do niego ale nie da Ci spokoju...

Sprawa kochanka - zostaw te romanse na jakiś czas .Odbuduj wiarę we własne moźliwości,poszukaj odppowiedzi na pytaniia wychodzące z  twojego wnetrza.Jesteś matką dwóch  córek - jesteś dla nich wzorem kobiecości.Jaka jesteś dziś - jaka będziesz jutro zaleźy tylko pd Ciebie.Odnalezienie swojej wewnetrznej siły powinno być na pirrwszym miejscu-bo córki patrzą i uczą się od.Ciebie.


Opowiem Wam moją historię:

Przez lata źyłam z alkoholikiem.Przemoc fizyczna i równieź seksualna.Uległam raz,drugi - czułam się potem okropnie.Zdarzało się zdzieranie bielizny...
W końcu postanowiłam się bronić ,lek gdzieś przepadł i odniosłam zwycięsrwo.Usłyszałam tylko:

- Silna jesteś!!!

I tak jak wierzyłam w to źe jestem beznadziejna,( bo on tak powiedział)  tak postanowiłam uwierzyć i w te słowa.Nigdy więcej się do mnie nie zbliźył.Jestem pewna źe sama siebie ocaliłam przed źyciem w poniźeniu i pogardzie.Dziś jestem rozwódką - pół godziny - i byłam po sprawie rozwodowej.Jeszcze duźo trudnych spraw mnie czeka -ale dam rady bo-...jestem silna!!! Ty teź jesteś.!!! Nie moźna być nastolatką kiedy ma się troje dzieci.,Źycie to nie bajka.
Z pewnymi sprawami naleźy się pogodzić,opłakać straty i walczyć dalej.I  zachowac czujność czy aby nie przyciągasz trudne elementy...mam na myśli facettów

Piszesz źe jesteś wierząca -porozmawiaj z duchownym.Czasem to naprawdę pomaga.

88

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

Bardzo dziękuję za link do bloga. Chłonę go właśnie i jestem załamana, bo dotarło do mnie, że JESTEM PSEM z tego eksperymentu. I wy poczytajcie...


"..Na początku lat sześćdziesiątych przeprowadzono ważne badania dające wgląd w zjawisko utraty instynktu samozachowawczego u kobiet. Grupa naukowców (16) badała zwierzęta w celu poznania zagadnienia instynktu ucieczki u ludzi. W jednym z eksperymentów psa umieszczono w klatce, w której połowa podłogi była pod napięciem. Za każdym razem, kiedy pies postawił nogę po prawej stronie klatki, doznawał nieprzyjemnych wstrząsów. Wkrótce nauczył się trzymać lewej połowy.
Następnie w tym samym celu podłączono napięcie po lewej stronie, natomiast prawa była bezpieczna. Pies szybko się przeorientował i nauczył trzymać prawej strony klatki. Wreszcie podłączono prąd pod całą podłogą klatki i włączano w nieregularnych odstępach czasu, tak że niezależnie, gdzie pies stał czy leżał, prędzej czy później doznawał porażenia. Początkowo był zdezorientowany, potem wpadł w panikę. Na koniec poddał się i położył, obojętnie przyjmując wstrząsy, nie usiłował od nich uciec ani wykorzystać swego sprytu.
Na tym jednak eksperyment się nie zakończył. Drzwi klatki otwarto. Uczeni spodziewali się, że pies wybiegnie, ale nic podobnego się nie stało. Chociaż mógł w każdej chwili opuścić klatkę, leżał, narażając się na przypadkowe wstrząsy. Wyciągnięto z tego wniosek, że kiedy zwierzę jest długo narażone na przemoc, w końcu się do niej przyzwyczaja, tak że kiedy zagrożenie ustaje, kiedy zwierzęciu zwróci się wolność, zdrowy instynkt ucieczki zostaje w dużym stopniu okaleczony, a zwierzę pozostaje na miejscu(17).

(16) Badania nad normalizacją przemocy i wyuczoną bezradnością prowadził między
innymi eksperymentujący psycholog Martin Seligman.
(17) W roku 1970 w swej przełomowej książce o maltretowanych kobietach (The Battered Woman, New York: Harper & Row, 1980) Lenore E. Walker zastosowała tę zasadę, by wyjaśnić zagadkę, dlaczego kobiety nie odchodzą od partnerów, którzy znęcają się nad nimi.." (fragment z książki Biegnąca z wilkami - C. Pinkola-Estes)

89

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

Chłoń, chłoń smile
Chłoń owocnie. Nie jesteś jedyną osobą z takim problemem, nie jesteś sama. Jest jeszcze drugi blog, nazywa się "terapia przez pisanie" i tam pisze autorka "głów" oraz wiele innych kobiet, które doświadczyły związku z przemocowcem.

Pisałaś kiedyś, że masz jakieś nagrania. Może one pozwoliłyby przekonać rodzinę lub chociaż jej część, że Twój mąż wcale nie jest taki kryształowy? Może podrzuć rodzinie jakąś literaturę na temat przemocy psychicznej, żeby mieli większe pojęcie czego doświadczasz i że to nie jest tylko Twój "wymysł"?

W piekle już jesteś. Wolność może być tylko lepsza. Masz prawo walczyć o siebie. I o dzieci, bo w tej chwili oboje fundujecie im skrzywione wzorce, plus, kiedy zaczna dorastać, mieć więcej pytań i własne zdanie, wtedy do głosu dojdzie ten sam despota, który wdeptuje w ziemię Ciebie.

Na "głowach", w miniarchiwum jest świetny tekst kobiety głęboko wierzącej, która zdecydowała się odejść od męża przemocowca. Nazywa się "Kochaj bliźniego swego JAK siebie samego a nie ZAMIAST". Być może on trafi do przekonania Twojej rodzinie. Oraz Tobie, jeśli jesteś wierząca.

" Wielokrotnie chciałam odejść od swojego krzywdziciela. Ale zawsze bałam się, że Bóg się na mnie za to obrazi, albo, że przynajmniej Go zawiodę. Kiedy przyszedł czas (po wielu latach), że zaczęłam wreszcie moje małżeńskie problemy oddawać w spowiedzi, ku swojemu zdziwieniu odkryłam, że kapłani wcale nie każą mi dłużej dźwigać tego "krzyża". Wręcz przeciwnie: od CZTERECH różnych księży (od młodzika po starzyka!) usłyszałam w konfesjonale takie zdania:

- Bóg nie chce zniszczonej psychiki. Nie musisz żyć z tym człowiekiem pod jednym dachem.

- żaden sakrament nie daje prawa człowiekowi do deptania drugiego człowieka!

- a nie myślała Pani o tym żeby przerwać to małżeństwo?

- dziecko kochane, ani jednego dnia dłużej! Ten człowiek wyssie z Ciebie całą energię, a potrzebujesz jej, by żyć dla swoich dzieci, dla innych ludzi, którzy Cię potrzebują, a przede wszystkim dla SIEBIE! Jesteś piękną, wartościową kobietą! Masz życie przed sobą!

Ostatni spowiednik spytał, czy mam gdzie mieszkać i biegał ze mną po mieście do domów  swoich parafian w poszukiwaniu mieszkania dla mnie i dla moich dzieci."

Pozdrawiam serdecznie.

90

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

Moonway. Właśnie przeczytałam cały wątek. Sytuacja u mnie jest niemal identyczna. Tylko dziecko jedno. I nie mam takiej odwagi, żeby pisać o tym na forum. Bardzo dobrze rozumiem co piszesz. Jak to wygląda teraz?

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

Czytam te posty i nic z tego nie rozumiem. Dlaczego skoro było znęcanie się nie zostało to małżeństwo zakończone przed znalezieniem sobie kochanka-pocieszyciela. A mam pytanie, czy ten taki straszny potwór-mąż nie miał wcześniej powodów do czucia się zagrożonym ze strony małżonki? Czy ona biorąc z nim ślub nie wiedziała jaki on jest? Coś mi tu nie gra, przemoc w rodzinie zarówno psychiczna jak i fizyczna jest niedopuszczalna i prawo chroni osoby pokrzywdzone. Dlaczego nie została wcześniej założona tzw. niebieska karta na małżonka? A może było coś, co małżonek mógłby wyciągnąć na światło dzienne? Nie mogę uwierzyć, że można z takim człowiekiem jak opisuje ta Pani żyć tyle lat, płodzić wiele dzieci i mieć jeszcze czas na kochanka? Teraz ze słów tej Pani wynika że mąż się stara poprawić ale ona nie potrafi uprawiać z nim seksu. A może nie potrafi dlatego, że myśli o seksie z kochankiem i seks z mężem już jej nie smakuje? Chciałbym na te wszystkie wątpliwości otrzymać jakieś wyjaśnienie. Ja tutaj nikogo nie potępiam, ani nie bronię. Sam jestem przeciwko jakiejkolwiek przemocy w rodzinie. Ale czy zawsze winna jest tylko jedna osoba?

92

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...
Po przejściach 48 napisał/a:

Czytam te posty i nic z tego nie rozumiem. Dlaczego skoro było znęcanie się nie zostało to małżeństwo zakończone przed znalezieniem sobie kochanka-pocieszyciela. A mam pytanie, czy ten taki straszny potwór-mąż nie miał wcześniej powodów do czucia się zagrożonym ze strony małżonki? Czy ona biorąc z nim ślub nie wiedziała jaki on jest? Coś mi tu nie gra, przemoc w rodzinie zarówno psychiczna jak i fizyczna jest niedopuszczalna i prawo chroni osoby pokrzywdzone. Dlaczego nie została wcześniej założona tzw. niebieska karta na małżonka? A może było coś, co małżonek mógłby wyciągnąć na światło dzienne? Nie mogę uwierzyć, że można z takim człowiekiem jak opisuje ta Pani żyć tyle lat, płodzić wiele dzieci i mieć jeszcze czas na kochanka? Teraz ze słów tej Pani wynika że mąż się stara poprawić ale ona nie potrafi uprawiać z nim seksu. A może nie potrafi dlatego, że myśli o seksie z kochankiem i seks z mężem już jej nie smakuje? Chciałbym na te wszystkie wątpliwości otrzymać jakieś wyjaśnienie. Ja tutaj nikogo nie potępiam, ani nie bronię. Sam jestem przeciwko jakiejkolwiek przemocy w rodzinie. Ale czy zawsze winna jest tylko jedna osoba?

Ja przed ślubem nie wiedziałam. Nic na to nie wskazywało. A może nie chciałam widzieć? Jak się ma dwadzieścia parę lat, myśli się jednak inaczej. Niebieska karta? W przypadku przemocy psychicznej chyba nie zdaje egzaminu. Nie ma się śladów na ciele, sąsiedzi nie słyszą awantur, na zewnątrz jest super. Za to wywiady środowiskowe, np. w szkole mogą tylko zaszkodzić. dziecku. Co do seksu. Jeśli ktoś traktuje Cię w poniżający sposób, staje się z czasem kimś zupełnie obcym. Ja nie uprawiam seksu z obcymi. Trzeba czuć emocjonalną więź, zaufanie. A jak ufać komuś, kto uważa Cię za coś gorszego?
Czy zawsze jest winna jedna osoba? Nie. Zawsze obie strony. Moją winą była moja słabość. Niskie poczucie wartości, brak stanowczości spowodowały, że zamiast stanąć na własnych nogach, po prostu się dostosowałam. Bo myślałam, że jak będę taka jak on chce, to wreszcie będzie mnie traktować jak równą sobie. Z taką postawą musiałam być naprawdę mało atrakcyjna.

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

Masz rację, ale w pewnym momencie powinno przyjść zrozumienie że uległość nic nie da, i wtedy stawia się twarde ultimatum. Albo, albo. Jeżeli to nic nie daje to definitywnie kończy się związek. Przecież dzieci widzą tą szarpaninę, więc jaki tutaj jest przykład i kierunkowskaz na przyszłość dla nich? Czy o tym się nie myśli?
Przecież skoro są dzieci to i on musiałby na nie płacić alimenty.

94

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

Tyle że niskie poczucie wartości odbiera jej siłę na działanie. Ja znam dla odmiany gościa która też ma takie niskie o sobie mniemanie. To się bardzo trudno leczy, głównie psychoterapia. Leki tu nic nie dadzą samemu wyjść jest bardzo trudno ale się podobno da smile

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...
kicur napisał/a:

Tyle że niskie poczucie wartości odbiera jej siłę na działanie. Ja znam dla odmiany gościa która też ma takie niskie o sobie mniemanie. To się bardzo trudno leczy, głównie psychoterapia. Leki tu nic nie dadzą samemu wyjść jest bardzo trudno ale się podobno da smile

Przecież nie można męczyć się w nieskończoność. Trzeba to rozwiązać dla dobra wszystkich stron.

96

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

Pierwszą rzecz jaką musiałaby zrobić autorka postu to znaleść pracę.

W jakim wieku są dzieci?

Druga sprawa to nie ma co jojczyć źe sprawa przemocy nie da się udowodnić - naleźy iść i  pytać.


Dziwie się,źe masz czas na kochanka mając troje dzieci .Odeślij go bo przepraszam moźe to zabrzmi okrutnie - ale dupa Tobą rządzi.No,chyba źe chcesz kolejne dzieci i wisieć nowemu facetowi  na karku.
I wtedy nie będziesz miała szans by odbudować swoje źycie.

Źyjemy w czasach kiedy dla  kobiety kolejne dziecko powoduje źe sama na własne źyczenie stawia sobie betonowe ściany z których moźe się wydostać kiedy dzieci dorosną.
Dziś męźczyzna który dba o rodzinę to rzadkość - dlatego lepiej jest liczyć na siebie.

97

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...
moonway napisał/a:

Kocham kochanka, boję się rozwieść... Tak w skrócie.
Pewnie zaraz posypią się gromy na mnie. Ale cóż... Taki los zgotowałam sobie SAMA.

Męża już nie kocham od 4 lat, od ponad roku zero seksu i żyjemy w osobnych pokojach jak obcy ludzie (to była moja decyzja, mąż cierpi z powodu braku seksu, ale nadal jest mi wierny).

Moja miłość do męża umarła przez to, że przez 6 lat naszego małżeństwa znęcał się nade mną psychicznie. Poniżał mnie strasznie słownie, także przy dzieciach, czułam się całe lata JAK ŚMIEĆ I JAKI WIELKI NIKT. Wydzielał mi pieniądze, a raczej śmieszne grosze, które z ledwością wystarczały na jedzenie dla rodziny, a kilkukrotnie więcej rozwalał na SWOJE przyjemności - gadżety elektroniczne. Nigdy nie miałam NIC DO POWIEDZENIA,bo to ON ZARABIA, WIĘC OD DECYDUJE, a jeżeli mi się coś nie podoba, to przecież mogę iść do pracy. Nadmienię, że mam trójkę malutkich dzieci, więc gdybym poszła do pracy, to musiałabym wynająć opiekunkę do całej trójki I SAMA JĄ OPŁACAĆ "skoro mam taką fanaberię aby pracować". Więc pewnie pracowałabym TYLKO na opiekunkę... Nie mam także rodziny na miejscu, żadnej babci, która mogłaby  mi pomóc. No więc nie szłam do pracy - czekam aż dzieci pójdą do szkoły. W końcu to nastąpi, ale to jeszcze potrwa pewnie ze 3 lata :-/

Popadłam przez to w depresję i chodziłam do psychologa. Podczas terapii zrobiłam się bardziej odporna na jego poniżania mojej osoby, ale nadal bardzo cierpiałam. Moje błagania, prośby, aby traktował mnie normalnie, z szacunkiem, a chociaż jak zwykłą, obcą osobę, spełzaly na niczym. Prosiłam go: "Nie kłóć się chociaż przy dzieciach!" On mówił: "Nie mogę, muszę przy dzieciach, bo nie wytrzymam czekać do wieczora". Na dodatek miał dwie osobowości - córeczki traktował księżniczki i dla nich miał zawsze czas i pieniądze, a dla mnie ani jednego, ani drugiego, tylko poniżanie i wyzwiska. W tamtym okresie nie miałam sobie nic do zarzucenia - dbałam o dom, dbałam o dzieci, naprawdę nie było się czego przyczepić, wręcz stawałam na rzęsach, żeby mu we wszystkim dogodzić, TAK BARDZO CHCIAŁAM W KOŃCU ZASŁUŻYĆ SOBIE NA JEGO MIŁOŚĆ.

Niestety rok temu poddałam się. Po prostu się załamałam i przeprowadziłam do osobnego pokoju. PRZESTAŁAM GO KOCHAĆ, COŚ WE MNIE PĘKŁO I UMARŁO NA ZAWSZE. On przez 3 miesiące był obrażony, to znaczy udawał, że nic się nie stało, przychodził z pracy, zajmował się dziećmi, a wieczorami grał na konsoli godzinami. Po 3 miesiącach przyszedł do mnie i powiedział, ŻE JUŻ WYSTARCZY TYCH GŁUPOT I MAM WRÓCIĆ DO NIEGO, BO ON SIĘ CHCE POPRZYTULAĆ!!! Oczywiście wszytko w formie żądania, a nie jakiejś poważnej rozmowy w ludzkiej atmosferze. Ja powiedziałam mu wielkie NIE. On się obraził i nadal żyliśmy osobno, z tym, że od tego momentu zaczął się na mnie strasznie wyżywać, awantury urządzał prawie codziennie. Moje biedne dzieci na to patrzyły, płakały,a ja nie miałam na to wpływu. Nie miałam pieniędzy, żeby coś wynająć i się wyprowadzić, a moja rodzina mi nie pomoże, bo są przeciwni rozwodowi, bo "rozwód to grzech". Mój mąż też uważa się za bardzo religijnego, dlatego nigdy mnie nie zdradził. Ja też przez 15 lat naszego związku zawsze byłam mu wierna i nigdy nawet nie pomyślałam o innym facecie. Do czasu...

Kilka miesięcy po przeprowadzeniu się do osobnego pokoju, z samotności (nie mogłam mieć żadnych znajomych - mąż nie pozwalał mi wychodzić z domu, ciągle tylko dzieci i dom, zakupy, przedszkole - tak wygląda moje życie od kilku lat) zaczęłam wchodzić na czaty internetowe. I zakochałam się. W tym, że z kimś mi się super rozmawia, że mnie szanuje, że jest na każde moje zawołanie, że jest mi oddany i ŻE JEST PARTNEREM DO ROZMOWY. Oszalałam. Zwariowałam. Wplątałam się w romans internetowy i spotkaliśmy się kilka razy w realu tez. Tak więc mam kochanka... Nigdy tego nie planowałam. Nigdy nie myślałam, że upadnę tak nisko  :-/ Całe życie uważałam się za osobę religijną i to, co się teraz dzieje w moim życiu uważam za osobistą tragedię. Złamałam zasady w które wierzyłam całe życie. W imię miłości, której mi tak bardzo brakowało. Wydawało mi się, że umieram w środku. Kochałam tego drugiego faceta w ciągu tych kilku miesięcy bardziej, niż mojego męża kiedykolwiek podczas 15-telniego związku :-( Na dodatek trójka malutkich dzieci. Gdyby nie dzieci, to zostawiłabym męża. ALE MAM DZIECI!!!

Pewnie chcecie coś wiedzieć o kochanku... Kawaler, dwa lata młodszy ode mnie. Zakochany we mnie na zabój. Chce opiekować się mną i moimi córeczkami. Zawsze podkreślał, że mnie i córeczki traktuje jako JEDNOŚĆ. Że też mu zależy na dobru moich dzieci, bo ja je kocham nad życie, więc on też, bo on kocha mnie i chce, żebym ja była szczęśliwa. Do fizycznej zdrady doszło dopiero po pół roku internetowej znajomości. On wie, jak wygląda sytuacja pomiędzy mną a mężem i nie zrobi nic, na co ja się nie zgodzę. On po prostu czeka na moje ruchy i nie wywiera na mnie presji. Ze swojej strony zadeklarował się, że jak się rozwiodę, to on chce się ze mną od razu ożenić, że kocha mnie nad życie i chce tylko mojego dobra. Ja od roku prosiłam męża o rozwód, ale zawsze słyszałam w odpowiedzi: "ślubowałaś mi, to teraz musisz się ze mną męczyć aż do śmierci" lub "możesz odejść z domu, jak już dzieci będą dorosłe, wtedy już nie będziesz mi do niczego potrzebna". A ja byłam takim tchórzem, że nie miałam (i nadal nie mam) odwagi po prostu pójść do sądu i złożyć pozew rozwodowy.

Dwa miesiące temu mój mój mąż włamał mi się na maila i wszystko odkrył - przeczytał wszystkie maile i przeżył szok, że ktoś mnie - "takie nic" - szanuje, kocha i że chce być ze mną. Domyślacie co się działo dalej... Najpierw wielka awantura i "że jak tak strasznie chciałaś rozwodu,to w końcu masz na to moją zgodę, bo przegięłaś". A drugiego dnia zwrot o 180 stopni i zmienił zdanie: "Ja ci wszystko wybaczę i od teraz będę dobrym mężem i będę Cię kochał,tylko zerwij z nim". Ja nie potrafiłam zerwać kontaktu z kochankiem, więc on się tak wściekł, że mnie pobił (pierwszy raz w życiu mu to się zdarzyło). Ja wzięłam po tym dzieci, pojechałam z nimi na policję złożyć zeznania, a potem udałam się do ośrodka interwencji kryzysowej, gdzie przebywałam 3 tygodnie z dziećmi. Dzieci spały czasami u mnie (w ośrodku), czasami u niego (bo za nimi bardzo tęsknił, więc nie utrudniałam mu kontaktu).

Po tym, jak znalazłam się w ośrodku, powiedziałam kochankowi, że przez 3 miesiące nie będę się z nim kontaktować, bo muszę przemyśleć swoje postępowanie i potrzebuję na to separacji od niego. Że muszę się zastanowić, czy naprawdę się rozwiodę i -jak już się wszystko wydało - nie potrafiłam dłużej prowadzić podwójnego życia. To mnie przerosło. Byłam (i jestem) bliska obłędu. Na dodatek mój mąż powiadomił całą rodzinę wszerz i wzdłuż, że jestem okropną żoną i zniszczyłam mu życie, bo mam kochanka... To, co on ze mną wyrabiał przez lata teraz oczywiście nikogo już nie będzie interesować przy takim newsie :-/

Sytuacja wygląda teraz tak:

- Mąż bije się w piersi i zaklina, że będzie się starał wszystko naprawić, żebym tylko dała mu ostatnią szansę, że kocha mnie i nie chce mnie stracić. Na pytanie "dlaczego tak zachowywałeś się przez ostatnie lata?" odpowiada: "byłem głupi i nieświadomy błędów, które popełniałem, ale teraz już wiem, co robiłem źle i więcej tego robił nie będę. Jak do mnie wrócisz, to wszystko będzie dobrze. Ale jak zdecydujesz się na rozwód, to cię znienawidzę i wyrzucę z mego serca, i będę robił wszystko jak najlepiej tylko dla mnie i dla dzieci. Wybór należy do ciebie." Ja zdecyduję się na rozwód, to myślę, że on będzie próbował w sądzie zabrać mi dzieci :-/

- Kochanek cierpi w milczeniu i czeka cierpliwie na moją decyzję. Kocham go za to, że niezależnie od tego, co postanowię, on nadal będzie mnie kochał, nie powie mi ani jednego złego słowa, nie będzie mi utrudniał powrotu do męża, tylko dalej będzie mi pomagał i wspierał dobrym słowem, tylko, że już jako przyjaciel. To jest naprawdę silny psychicznie facet.

- Dzieci cieszą się, że znowu są w swoim domu z mamą i tatą, i że TATA JUŻ W OGÓLE NIE KRZYCZY NA MAMĘ!!!

- Ja po tych 3 tygodniach wróciłam z dziećmi do domu, po pobyt dla dzieci w ośrodku był koszmarem i przerosło mnie to wszystko. Za kilka dni mój mąż życzy sobie odpowiedzi, jaką decyzję podjęłam. Jeżeli rozwód,to zasugerował mi, abym SAMA wyprowadziła się z domu. BEZ DZIECI. Bo "tak będzie najlepiej dla dzieci" i on nigdy nie zgodzi się na żadnego tatę numer 2.  Więc wylewam tony łez i nie umiem się ogarnąć.

Męża nie kocham, myśl o potencjalnym seksie z nim paraliżuje mnie jak jad grzechotnika, ale jest mi go żal jako człowieka (skrzywdziłam go poprzez swoją zdradę i on to bardzo przeżył), no i jest ojcem trzech moich córeczek. Kochanka kocham nad życie, ALE moje dzieci bardzo kochają ojca i są z nim mocno emocjonalnie związane. W sumie tylko dzieci i litość do męża powstrzymują mnie przed rozwodem.

Proszę Was o wskazówki, może ktoś był w podobnej do mojej sytuacji?

..................................................................................................................................



Wiesz co bylem wpodobnej sytuacji jak twoj kochanek tylko u mnie trwalo to okolo 1,5 roku i w koncu dalem sobie spokoj bo ile mozna czekac na jakiekolwiek decyzje.Tez jej mowilem wiele razy ze chce jej i synka bo ja pokochalem za to jaka jest i co ma.Tez jej sie niby nie ukladalo jak mi mowila,tez spali w osobnych pokojach tylko zawsze bylo ze nie moge bo co mama powie co powiedza znajomi pomimo tego ze miala 33 lata.Meza nie kochala jak mi mowila a seks tez mowila ze jest dla niej na sile.Powiem ci ze po tym wszystkim juz w nic nie wierze.Bylem na kazde jej zawolanie i wiele razy pokazywalem jej ze mi na niej zalezy i na malym tez.Maly mnie polubil i to widziala.Obiady mi do pracy robila choc tego nie chcialem bo mowila ze w ten sposob chce mi pokazac jak mnie kocha.Gdy bylismy razem byla bajka i nie mowie tutaj tylko o seksie ale rozmowach i obecnoisci no miod malina.Byla zagubiona bo wiele razy mowila mi ze od meza nie odejdzie by na drugi dzien mowic mi ze teskni ze chciala by mnie pocalowac ale sie boi.Ale decyzji wciaz nie bylo.Dzis jest juz koniec.Dala mu szanse a ja sobie jakos poradze.Szansa byla ale nie moge czekac w wiecznosc.Tobie radze tez podjac pewne kroki bo ktos z tych dwoch panow w koncu sobie odpusci.

98 Ostatnio edytowany przez alexako80 (2016-10-31 13:07:50)

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

edit: wątek jest już stary, autorka to mimo wszystko mądra kobieta, dobrze, że zostawiłaś kochanka, to i tak by nie wyszło..

99

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...
alexako80 napisał/a:

edit: wątek jest już stary, autorka to mimo wszystko mądra kobieta, dobrze, że zostawiłaś kochanka, to i tak by nie wyszło..



Nie wiem bo go nie znam.Wiem czego ja chcialem .

100 Ostatnio edytowany przez Swanen (2016-10-31 21:52:27)

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

test

101

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

Przeczytałem cały wątek i nie rozumiem jednak podejścia i decyzji autorki... Przecież już był czas kiedy złożyła pozew o rozwód, miała pracę i mieszkała sama w wynajęte kawalerce. Dzieci były trochę u Niej, trochę u męża chorego psychicznie.
I nagle dwa lata później okazuje się, że jednak mieszkają razem, on nadal się nad Nią znęca psychicznie i ekonomiczne, do tego Ona jeszcze z nim sypia...
To jest tylko i wyłącznie wina autorki że teraz znowu jest w punkcie wyjścia, podczas gdy była już w większej połowie za tym wszystkim (pozew, praca, mieszkanie). I teraz Ona bidulka znowu biedna nie wie co ma robić i jest pod ścianą... PORAŻKA!!! A autorka zachowuje się jak osoba bezwolna i zupełnie nieprzystosowana do samodzielnego funkcjonowania. I dlatego ma jak ma. I się to nie zmieni raczej. Chyba że znajdzie innego głupiego na którym będzie mogła się znowu uwiesić.

102

Odp: Kocham kochanka, boję się rozwieść...

odkopuje, bo temat mocny i ciekawy. dziwi mnie przyjęty tu aksjomat, że albo z mężem, albo z kochankiem. a dlaczego nie sama i z czasem z kimś jeszcze innym?

internetowy kochanek mógł być katalizatorem zmian, ale nie musiał być odpowiedzią, wyjściem. dobrze że się pojawił, bo jak widać ruszyło Coś to z miejsca. szkoda tylko, że po dwoch krokach w przód zrobiłas dziesięć w tył. źle się stało, że nie wykorzystałas tego, by odejść od męża tyrana. nie do kochanka. odejść po prostu.

jak dziś wygląda Twoje życie?

Posty [ 66 do 102 z 102 ]

Strony Poprzednia 1 2

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Kocham kochanka, boję się rozwieść...

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024