Moje pytanie kieruję do kobiet w średnim wieku. Wyobraź sobie że jesteś ponad 20 lat w małżeństwie. Oboje z mężem przekroczyliście 50, nie macie dzieci, kredytów, nie ma już między Wami żadnej namiętności, nawet już zbyt często ze sobą nie rozmawiacie, żyjecie po prostu obok siebie zakładając że tak już pewnie będzie do śmierci. Już lata temu podejrzewałaś że on ma kogoś ale zawsze się wypierał i choć czułaś że może Cię zdradza to póki były to tylko podejrzenia można było jakoś żyć. Ale nadchodzi dzień w którym okazuje się że Twoja intuicja Cię nie zawiodła. Pewnego dnia dowiadujesz się że mąż przez ostatnie kilkanaście lat małżeństwa miał kilka kochanek - były to dłuższe romanse, trwające po kilka miesięcy a nawet lat. Jesteś finansowo niezależna, zarabiasz więcej od męża, nic Cię przy nim nie trzyma, więc wyprowadzasz się od niego. On cały czas zabiega o Twój powrót do domu. Mija dwa lata, on coraz częściej domaga się Twojej deklaracji co do przyszłości. Ty wciąż nie dajesz odpowiedzi, zastanawiasz się co zrobić. Zdecydować się na rozwód? Żyć osobno ale bez rozwodu? Wrócić do jego domu? Ile czasu potrzebowałabyś żeby mieć pewność swojej decyzji i co byś zrobiła?
Oczywiście na 99,9% nie zamierzam do niego wracać. Minęło dużo czasu, już 2 lata nie mieszkamy razem, pewnie z 5 lat odkąd całkowicie wygasły wszystkie więzi fizyczne i uczuciowe plus jeszcze jego romanse, wiem że rozwód dostanę na pierwszej rozprawie Nie będę chciała orzekać o winie. Jeśli chodzi o kwestie majątkowe to nie mieliśmy intercyzy, ale nie przewiduję podziału majątku. Mam swoje pieniądze i nie chcę nic od niego. Powiedziałam mu wyraźnie że jeśli chce to może włożyć pozew a ja niczego mu utrudniać nie będę. Ale on woli poczekać aż to ja podejmę decyzję. Cały czas jednak ma nadzieję że wrócę do domu, choć wydaje mi się że im więcej czasu mija, tym bardziej on zdaje sobie sprawę że nie zamierzam wracać.
Odeszłam z klasą, bez kłótni, wywlekania brudów, ale macie rację że ta zadra jest. Wiem że te kobiety z którymi miał romanse na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat nie były zwykłe przygody. Powiedział że do każdej coś czuł, może nie wielką miłość, ale każda była mu bliska. I oczywiście czuję trochę urażoną dumę gdy pomyślę że gdy formalnie będzie wolny będzie mógł ożenić się z dwudziesto-paro letnią kochanką, przecież dla niego to jak wygrana na loterii, koledzy będą mu zazdrościć że wymienił żonę na dwa razy młodszy model.
Ja jakiś czas po odejściu od męża poznałam kogoś, bardzo ostrożnie do tego podchodzę z racji na wiek i rozczarowanie które już raz doznałam, za wcześnie o mówieniu o wielkiej miłości, ale widzę potencjał. Na razie spędzam z tym mężczyzną jakieś weekendy, on zna moją formalną sytuację i nie naciska na podjęcie decyzji, choć też oczywiście pyta czy zamierzam rozwiązać tę sytuację. I ja skłaniam się do złożenia tego pozwu. Ale zastanawiam się czy może jeszcze potrzymać męża w niepewności i zawieszeniu, czy dwa lata to już wystarczająco długo i nie ma sensu tak tkwić kolejny rok.