Luxie - kto ma takie podejście, ten ma.
Wielu ma takie podejście. Jak nie dziewica, to puszczalska. Jak dziewica, to dziwadło
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » SEKS, SEKSUALNOŚĆ, PSYCHOLOGIA » "Przeterminowane", czyli dziewice po trzydziestce
Strony Poprzednia 1 … 11 12 13 14 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Luxie - kto ma takie podejście, ten ma.
Wielu ma takie podejście. Jak nie dziewica, to puszczalska. Jak dziewica, to dziwadło
Jak nie ruchacz, tak niedojda prawiczek.
Tak wahadełko się porusza, a ostatecznie nikomu to nie pomaga, bo tylko piętnuje.
Jak nie ruchacz, tak niedojda prawiczek.
Lucyfer666- owszem, nikt nie karze czekać, ale jednak nie chciałabym robić tego z pierwszym lepszym napaleńcem, bo to obleśne. Ja tego nie odczuwam jako presja społeczna, bo tak jak mówię- nie przyznaję się, więc presji nie ma, z resztą mam dużo znajomych, którzy nigdy nikogo nie mieli. Po prostu za długo czekam będąc gotowa fizycznie i psychicznie i takie są niestety skutki
umajona- nie wolno Ci myśleć, że to Twoja wina. Szczerze mówiąc nawet nie dziewica nie pójdzie od razu z facetem do łóżka. Najpierw trzeba się poznać i to nie tylko moja opinia, bo często widzę podobne na forach. To nowe doświadczenie i nie ma nic na szybko. Jakby takiemu facetowi kazali skoczyć na bungee, gdy nigdy tego nie robił to też by nie skoczył tak od razu, tylko potrzebował instrukcji, wytłumaczenia, pokazania, chwile się zastanowi i wtedy skoczy
Snake- Mam 2 bliższe koleżanki: jedna szara cicha myszka w swetrach siedząca w książkach, miała kilku chłopaków, druga wyglądająca jak modelka, wysportowana, często rzuca seksualne podteksty i nie miała nigdy chłopaka, ja o tym wiem, ale z zewnątrz ciężko się domyślić, tak więc na czole wypisane to nie jest, jeśli już to by ktoś powiedział to na odwrót, a Ty piszesz o przypadku, gdy dziewica mówi wprost, że nią jest "głodne kawałki o zachowaniu dziewictwa do ślubu...", to co innego. Ja nie przyznaję się ludziom, że jestem dziewicą (lepiej się wtedy czuję, sama dla siebie) i nikt nie podejrzewa nawet, że to może być kłamstwo. Opowiadam ludziom o moim chłopaku z liceum, co nie jest kłamstwem, bo trochę się spotykaliśmy, ale nie spaliśmy ze sobą, z resztą sami wiecie jak to w tych związkach nieletnich bywa- niby związek, ale nie związek
umajona- nie wolno Ci myśleć, że to Twoja wina. Szczerze mówiąc nawet nie dziewica nie pójdzie od razu z facetem do łóżka. Najpierw trzeba się poznać i to nie tylko moja opinia, bo często widzę podobne na forach. To nowe doświadczenie i nie ma nic na szybko. Jakby takiemu facetowi kazali skoczyć na bungee, gdy nigdy tego nie robił to też by nie skoczył tak od razu, tylko potrzebował instrukcji, wytłumaczenia, pokazania, chwile się zastanowi i wtedy skoczy
Efira, dzięki Też mam takie podejście i nie chcę go zmieniać. On to widział zupełnie inaczej
Chociaż kto wie, może jak się kiedyś w jakiejś dziewczynie zakocha, to będzie patrzył na nią inaczej, nie tylko jak na obiekt seksualny? Po prostu mu na mnie nie zależało, tak myślę. Mieliśmy inne oczekiwania od znajomości.
Ja nie przyznaję się ludziom, że jestem dziewicą
Też nie rozpowiadam na lewo i prawo, bo po co? Z pytaniami, czy jestem dziewicą się nie spotkałam i w sumie się nie dziwię, bo to trochę prywatna sprawa, więc co komu do tego ;p Temu "mojemu" też się nie chwaliłam - sam zgadł, gdy nie mógł zrozumieć mojego braku entuzjazmu do zabaw łóżkowych ;p Ale z nim jest o tyle ciekawie, że nawet jak się dowiedział, to dalej nie mógł zrozumieć, czemu nie chcę tak od razu
(...)Ja nie przyznaję się ludziom, że jestem dziewicą (lepiej się wtedy czuję, sama dla siebie) i nikt nie podejrzewa nawet, że to może być kłamstwo (...)
Nie rozumiem Twojego podejścia. Nikt nikomu nie musi tłumaczyć się ze swojego życia seksualnego. Przyznanie się do późnego dziewictwa może stanowić wstydliwy problem wobec partnera, lecz kobieta ma ten komfort, że w zupełności może tę kwestię przemilczeć a mężczyzna i tak nie zorientuje się, co najwyżej stwierdzi, że kobieta ma małe doświadczenie w seksie lub miała dłuższą przerwę, bo od strony "technicznej" zorientowanie się na 100% że jest dziewicą jest praktycznie niemożliwe. To mężczyzna ma większy problem, bo to on jest w przeważającej części stroną czynną seksu. Kobieta może spokojnie pozostać bierna lub mało aktywna i nie będzie to podejrzane za pierwszym razem.
Ja nowym partnerem zawsze byłam onieśmielona, i nie będąc już dziewicą, za pierwszym razem z nowym partnerem zachowywałam się jak dziewica Nie jestem w te klocki zbyt przebojowa, dopóki nie poznam dobrze partnera.
Efira napisał/a:umajona- nie wolno Ci myśleć, że to Twoja wina. Szczerze mówiąc nawet nie dziewica nie pójdzie od razu z facetem do łóżka. Najpierw trzeba się poznać i to nie tylko moja opinia, bo często widzę podobne na forach. To nowe doświadczenie i nie ma nic na szybko. Jakby takiemu facetowi kazali skoczyć na bungee, gdy nigdy tego nie robił to też by nie skoczył tak od razu, tylko potrzebował instrukcji, wytłumaczenia, pokazania, chwile się zastanowi i wtedy skoczy
Efira, dzięki
Też mam takie podejście i nie chcę go zmieniać. On to widział zupełnie inaczej
Chociaż kto wie, może jak się kiedyś w jakiejś dziewczynie zakocha, to będzie patrzył na nią inaczej, nie tylko jak na obiekt seksualny? Po prostu mu na mnie nie zależało, tak myślę. Mieliśmy inne oczekiwania od znajomości.
Efira napisał/a:Ja nie przyznaję się ludziom, że jestem dziewicą
Też nie rozpowiadam na lewo i prawo, bo po co? Z pytaniami, czy jestem dziewicą się nie spotkałam i w sumie się nie dziwię, bo to trochę prywatna sprawa, więc co komu do tego ;p Temu "mojemu" też się nie chwaliłam - sam zgadł, gdy nie mógł zrozumieć mojego braku entuzjazmu do zabaw łóżkowych ;p Ale z nim jest o tyle ciekawie, że nawet jak się dowiedział, to dalej nie mógł zrozumieć, czemu nie chcę tak od razu
Jak tak to czytam, to wydaje mi się, że jemu zależało tylko na łóżku, mogę się mylić oczywiście, ale wydaje mi się, że jak facetowi zależy to nie będzie naciskał a już na pewno wrzeszczał na kobietę z tego powodu
Jeszcze jak się kogoś dobrze zna, ale jak nie znasz gościa to nie idź z nim od razu do łóżka, bo można się rozczarować. Oczywiście nie popadajmy też w paranoję ze zbyt długim czekaniem, seks to jednak też forma przyjemności
Ja niestety mam w sobie takie "coś", że przyciągam wielu facetów, ale tylko takich, którzy chcą przelecieć i albo to po prostu widać albo mówią o tym bez owijania w bawełnę. Bardzo tego nie lubię, wolałabym przyciągać mężczyzn a nie napalonych dupków, ale no wolne życzenia
Mam podobnie jak Ty, też nie potrafię budować poważnej relacji inaczej, niż stopniowo. Chcę poznać tę osobę dokładnie, niczego nie przeoczyć, zbudować coś solidnego, na wyższym poziomie emocjonalnej więzi, z dużym zaangażowaniem obu stron.
Nie uważam tego za niedojrzałe i by w pewnym wieku trzeba było z tego rezygnować, wręcz przeciwnie. W Twoim przypadku po prostu źle trafiłaś/wybrałaś.Właściwie nawet nie chodzi o to, że wszystko musi postępować tak wolno, bo potrafię i lubię być spontaniczna, ale nie chcę, by było to mechaniczne, zimne. Mam wrażenie, że u wielu ludzi związki przelatują... Hmm, jakby to nazwać? Taśmowo, jeden za drugim - szybkie poznanie się, sex, później wypalenie i kolejny związek, znowu ten sam schemat. Jednocześnie żaden z tych związków nie ma większego znaczenia, do listy dopisuje się kolejnego ex-a i tyle. Szkoda mi emocji, czasu i energii na śmieciowe, byle jakie relacje. Jak się w coś angażuję, to całą sobą. Nie umiałabym nagle nazwać obcej osoby bliską, jak i na odwrót.
Niestety mamy takie czasy, w których ludzie żyją szybko i nie lubią dawać zbyt wiele od siebie, a uczucia wyższe mają za zbędne, komplikujące życie. Jeden człowiek traktuje drugiego bardziej jak urządzenie, które ma spełniać pewne funkcje. Ty ich nie spełnisz lub z jakiegoś powodu przestaniesz spełniać, spełni je ktoś inny.
Wyszło dość pesymistycznie, ale wiadomo, odmieńcy się zdarzają, tacy pozytywni. Jakieś szanse są...
Naprawdę myślisz, że po prostu źle trafiłam? Odkąd go poznałam i musiałam skonfrontować się z podejściem odmiennym od mojego, uważniej obserwuję to, co się dzieje dookoła, zwracam na to uwagę i zauważyłam, że ze swoim podejściem jestem daleko do tyłu, jakby nie z tego świata. Właśnie mam podobne odczucia i obserwacje do tych, jakie opisałaś.
Zastanawia mnie jeszcze, czy skoro jest taki łatwy dostęp do różnych partnerów seksualnych, to czy możliwa jest wieloletnia wierność w związku? Jak to w ogóle jest, że mężczyzna na pewnym etapie swojego życia spotyka kobietę, z którą chce się związać na stałe i inne już go nie interesują?
Za dużo pięter panie chcą stawiać. Przeleccie po prostu jakiegoś faceta i tyle. Sorki za proste rady ale to w przerwie od tańca i pijaństwa, bo na weselu jestem.
Są jeszcze odcienie szarości między puszczalską, a świętą dziewicą. Po prostu tak około 30-tki nie należy oczekiwać, że fakt dziewictwa rozczuli faceta i rzuci na kolana. Prędzej nabierze podejrzeń, że coś jest nie tak. No chyba, że mówimy o wiecznych prawiczkach. Może im to zaimponuje i poczują jakieś pokrewieństwo duszy.
Jesuuu, facet prawiczek po 30tce? Uciekłabym od razu. Serio. Faceci pewnie myślą zazwyczaj podobnie...
Ale każdy ma inne losy życiowe, więc nigdy nie patrzyłam na wiek i kwestię dziewictwa. To zazwyczaj kompletnie nieistotne dla jakichkolwiek nie-oszołomów.
Przeszkadzało mi raczej, że mój pierwszy facet twierdził, że kochał się z dziewczyną, z którą był krótko i niewiele ich łączyło (kłamał, bo potem przyznał, że ja byłam pierwsza, tylko mu było głupio). Nie chodziło o to czy miał doświadczenia, tylko że niby akurat z nią, a dla mnie to był pewien zgryz.
Zabawna anegdotka: po mnie miał inny związek i... poznałam w pracy jego niedoszłego teścia. Wiedział kim jestem, bo okazało się, że jego córka bardzo przeżywa to, że jestem jakimś "niedoścignionym wzorcem z Sevres". Uśmiałam się...
]
Jesuuu, facet prawiczek po 30tce? Uciekłabym od razu. Serio.
Faceci pewnie myślą zazwyczaj podobnie...
Ale każdy ma inne losy życiowe, więc nigdy nie patrzyłam na wiek i kwestię dziewictwa. To zazwyczaj kompletnie nieistotne dla jakichkolwiek nie-oszołomów.
Jak można przypisać sobie 2 kompletnie sprzeczne podejścia jedno po drugim? jessuu
Myślę, że ocena tego, czy ktoś w takim wieku miał czy nie miał doświadczenia seksualne, powinna być raczej skierowana na to, dlaczego nie udało mu się być w żadnym związku - bo przecież coś ten seks zazwyczaj poprzedza, nie ląduje się od razu w łóżku. I jeżeli osoba po 30 nigdy z nikim nie była, a nie był to jej wybór, to można z dużym prawdopodobieństwem wnosić o jakimś problemie z wchodzeniem w relacje, albo innym, który powoduje, że nawet nie ma okazji ich tworzenia. Dla potencjalnego partnera może to być ciężki orzech do zgryzienia, nawet nie z powodu seksu.
Naprawdę myślisz, że po prostu źle trafiłam? Odkąd go poznałam i musiałam skonfrontować się z podejściem odmiennym od mojego, uważniej obserwuję to, co się dzieje dookoła, zwracam na to uwagę i zauważyłam, że ze swoim podejściem jestem daleko do tyłu, jakby nie z tego świata. Właśnie mam podobne odczucia i obserwacje do tych, jakie opisałaś.
Zastanawia mnie jeszcze, czy skoro jest taki łatwy dostęp do różnych partnerów seksualnych, to czy możliwa jest wieloletnia wierność w związku? Jak to w ogóle jest, że mężczyzna na pewnym etapie swojego życia spotyka kobietę, z którą chce się związać na stałe i inne już go nie interesują?
Twoje podejście jest dobre, gwarantuje że spotkasz faceta który będzie Cię szanował i dla którego będziesz znaczyć coś więcej niż "dziewczyna do zaspokajania potrzeb seksualnych".
Myślę, że ocena tego, czy ktoś w takim wieku miał czy nie miał doświadczenia seksualne, powinna być raczej skierowana na to, dlaczego nie udało mu się być w żadnym związku - bo przecież coś ten seks zazwyczaj poprzedza, nie ląduje się od razu w łóżku. I jeżeli osoba po 30 nigdy z nikim nie była, a nie był to jej wybór, to można z dużym prawdopodobieństwem wnosić o jakimś problemie z wchodzeniem w relacje, albo innym, który powoduje, że nawet nie ma okazji ich tworzenia. Dla potencjalnego partnera może to być ciężki orzech do zgryzienia, nawet nie z powodu seksu.
Coś w tym jest. Choć ja nie byłam w związku dlatego, bo nie umiem być z kimś, do kogo nic nie czuję. Pytanie, dlaczego nie mogę się zakochać z wzajemnością Miałam pisać, że jakiegoś tłumu mężczyzn zainteresowanych mną nigdy nie było, więc pewnie coś w moim charakterze lub sposobie bycia jest takiego, co zniechęca do bliższego poznania mnie. Ale po chwili sobie uświadomiłam, że przecież nie chodzi o to, żeby mieć wielu adoratorów. A poza tym chcę, żeby ktoś pokochał mnie taką, jaka jestem. Więc może po prostu jeszcze nie spotkałam JEGO...?
Twoje podejście jest dobre, gwarantuje że spotkasz faceta który będzie Cię szanował i dla którego będziesz znaczyć coś więcej niż "dziewczyna do zaspokajania potrzeb seksualnych".
Trzymam Cię za słowo Mam takie marzenie. Chciałabym czuć, że jestem dla tego wybranego ważna, że kocha...
niepodobna napisał/a:Myślę, że ocena tego, czy ktoś w takim wieku miał czy nie miał doświadczenia seksualne, powinna być raczej skierowana na to, dlaczego nie udało mu się być w żadnym związku - bo przecież coś ten seks zazwyczaj poprzedza, nie ląduje się od razu w łóżku. I jeżeli osoba po 30 nigdy z nikim nie była, a nie był to jej wybór, to można z dużym prawdopodobieństwem wnosić o jakimś problemie z wchodzeniem w relacje, albo innym, który powoduje, że nawet nie ma okazji ich tworzenia. Dla potencjalnego partnera może to być ciężki orzech do zgryzienia, nawet nie z powodu seksu.
Czy fakt, że nie wyobrażam sobie związku z kimś, do kogo nic nie czuję, zaliczasz do braku związku z wyboru? Zresztą mimo wszystko szczerze muszę przyznać, że tłumu chętnych na bliższe poznanie mnie nigdy nie było... Nie licząc kilkudniowego epizodu z portalem randkowym, gdzie dostałam masę wiadomości od facetów. Ale w realu tylko kilka razy ktoś okazał swoje zainteresowanie mną.
Nieraz się zastanawiałam, z czego to wynika. Nie wiem, to dla mnie zagadka. Ale coś musi być w moim charakterze, sposobie bycia... Tylko nie wiem, co. Niedawno obstawiłam, że może chodzi o to, że nie jestem kokieteryjna. Ale czy rzeczywiście to o to chodzi? Nie mam pojęcia.
Nie wiem, do czego bym zaliczyła Twój problem, czy do bycia samą z wyboru, czy nie z wyboru... Trudne pytanie. To, że nie wchodzisz w związki, byle tylko w nich być, jest dobrym podejściem. Po to tworzyć jakieś fikcje? Ja też nie wyobrażam sobie bycia z kimś, do kogo nic nie czuję, a żyję sama już 4 lata.
Jeśli chodzi o powód... To skoro na portalu miałaś dużo kontaktów, a realnie nie spotykasz się z większym zainteresowaniem, to może faktycznie rzecz w sposobie bycia? Może wydajesz się zamknięta, czy chłodna, niezainteresowana? Trudno powiedzieć, w czym sprawa.
Może wydajesz się zamknięta, czy chłodna, niezainteresowana? Trudno powiedzieć, w czym sprawa.
Wiesz, coś w tym może być, bo bardzo nie chcę wyjść na desperatkę, więc pewnie podświadomie tworzę jakiś dystans.
niepodobna napisał/a:Może wydajesz się zamknięta, czy chłodna, niezainteresowana? Trudno powiedzieć, w czym sprawa.
Wiesz, coś w tym może być, bo bardzo nie chcę wyjść na desperatkę, więc pewnie podświadomie tworzę jakiś dystans.
Może tak być. Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że o ile w młodym wieku taki dystans, czy pewne wycofanie nie przeszkadza, to od osób 30+ oczekuje się w kontakcie czegoś innego i gdy nie ma wyraźnych sygnałów, to nikomu się nie chce rozkminiać, co się kryje za enigmatycznym zachowaniem. Introwertycy czy osoby mało ekspresyjne mają gorzej...
umajona napisał/a:niepodobna napisał/a:Może wydajesz się zamknięta, czy chłodna, niezainteresowana? Trudno powiedzieć, w czym sprawa.
Wiesz, coś w tym może być, bo bardzo nie chcę wyjść na desperatkę, więc pewnie podświadomie tworzę jakiś dystans.
Może tak być. Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że o ile w młodym wieku taki dystans, czy pewne wycofanie nie przeszkadza, to od osób 30+ oczekuje się w kontakcie czegoś innego i gdy nie ma wyraźnych sygnałów, to nikomu się nie chce rozkminiać, co się kryje za enigmatycznym zachowaniem. Introwertycy czy osoby mało ekspresyjne mają gorzej...
Może...
A może po prostu nie trafiłam jeszcze na tego właściwego? Myślę, że choć mi teraz trochę smutno, to jeśli kiedyś spotkam kogoś, w kim się zakocham z wzajemnością i uda nam się stworzyć związek, to nie będzie dla mnie wtedy miało znaczenia to, że wcześniej nie byłam w żadnym innym związku
Zastanawia mnie jeszcze, czy skoro jest taki łatwy dostęp do różnych partnerów seksualnych,
Po pierwsze nie jest łatwy dostęp. Mężczyźnie bardzo trudno jest znaleźć kochankę, bo kobiety mają ma wielu, wielu chętnych... Kobieta wśród tych wielu chętnych na seks ma do wyboru wielu słabych kochanków, wielu średnich, kilku dobrych, ale nie ma szans ich odróżnić. Obie strony są niezadowolone niestety.
... to czy możliwa jest wieloletnia wierność w związku? Jak to w ogóle jest, że mężczyzna na pewnym etapie swojego życia spotyka kobietę, z którą chce się związać na stałe i inne już go nie interesują?
Albo mężczyzna jest taki, dla (1) którego seks ma drugoplanowe znaczenie, albo jest taki (2) dla którego seks jest ważny.
W tym pierwszym przypadku (1)... Poznali się, on się zakochał, biegał za nią, był może miły, dobry, zaradny. Ona nauczona przez mamę, że mężczyźni chcą tylko seksu cieszyła się, że on jest całkiem normalny, a nie jak cała reszta, która chciała ją tylko przelecieć. Lata mijają, charaktery się zaostrzają, bardziej drażnią wady drugiej osoby. Seks ich nie łączy... nigdy nie łączył... ale ona zaczyna zaczyna myśleć, że on jest niemęski, nie pocągający. Ich seks jest albo kiepski, albo w ogóle tego seksu nie ma. To ją boli coraz bardziej, a potem pisze w wątku "żony aseksualnych mężczyzn". No ale przynajmiej się za innymi nie rozgląda... Chyba że mu stuknie 40 lat, jakieś młode laski kręcące się w pobliżu, w pracy, obudzą instynkt, ogarnie, że zmarnował sobie życie, poczuje siłę pociągu ... no i pójdzie w tango z pierwszą kochanką, która się zgodzi z nim mieć seks.
Mężczyzna (2) pewnie da jej dobry seks, ale po ślubie choć obiecał byc wierny, to i tak zgodnie ze swoją naturą bęzdie się oglądał za innymi kobietami. Niezależnie od tego czy się wyszalał w młodści czy nie wyszalał... Czy będzie zdradzał? Nie wiadomo, bo to świadoma decyzja.
Wnioski? Ślub nie jest przełącznikiem trybu mężczyzny z takiego co się ogląda za kobietami (1) do takiego co się nie ogląda (2).
Snake- problem w tym, że my uważamy, że przelecenie pierwszego lepszego to a) desperacja b) obrzydliwe fuuu przecież nie wiadomo na co ta osoba choruje, a gumka zawsze może pęknąć
niepodobna- może to być prawda, że ktoś ma problemy w nawiązywaniu relacji, ale nie musi. Wystarczy, że dziewczyna w liceum chodzi do klasy pełnej dziewczyn, na studia pójdzie też tam, gdzie dużo dziewczyn (albo same laski) i ma też damskie zainteresowania typu fitness to ciężko jej poznać jakiegoś faceta. Tak samo z facetami- mam kolegę, 28 lat, przystojny, wysportowany inżynier, sympatyczny z zainteresowaniami, dziewczyny raczej nie miał, a jest to na prawdę świetny kandydat na męża i nie uważam, żeby było z nim coś nie tak
Jak dla mnie większy problem z relacjami ma 16stka, która sypia na imprezie z pierwszym lepszym "dla szpanu", bo to jest mega słabe i już chyba lepiej być dziewicą do 30stki (chociaż nie wiem, nie znam się, ale dla mnie nastolatki to powinny się uczyć i nawiązywać przyjaźnie, a nie sypiać ze sobą na imprezach)
niepodobna- to też jest dobre pytanie, "do czego zaliczyć Twój problem", bo faktycznie ja popieram nie wchodzenie w związki tylko zeby w związku być, ale chcemy się zakochać, to wtedy jesteśmy sami z wyboru czy nie? Dobre pytanie powiem szczerze
umajona napisał/a:Zastanawia mnie jeszcze, czy skoro jest taki łatwy dostęp do różnych partnerów seksualnych,
Po pierwsze nie jest łatwy dostęp. Mężczyźnie bardzo trudno jest znaleźć kochankę, bo kobiety mają ma wielu, wielu chętnych... Kobieta wśród tych wielu chętnych na seks ma do wyboru wielu słabych kochanków, wielu średnich, kilku dobrych, ale nie ma szans ich odróżnić. Obie strony są niezadowolone niestety.
... to czy możliwa jest wieloletnia wierność w związku? Jak to w ogóle jest, że mężczyzna na pewnym etapie swojego życia spotyka kobietę, z którą chce się związać na stałe i inne już go nie interesują?
Albo mężczyzna jest taki, dla (1) którego seks ma drugoplanowe znaczenie, albo jest taki (2) dla którego seks jest ważny.
W tym pierwszym przypadku (1)... Poznali się, on się zakochał, biegał za nią, był może miły, dobry, zaradny. Ona nauczona przez mamę, że mężczyźni chcą tylko seksu cieszyła się, że on jest całkiem normalny, a nie jak cała reszta, która chciała ją tylko przelecieć. Lata mijają, charaktery się zaostrzają, bardziej drażnią wady drugiej osoby. Seks ich nie łączy... nigdy nie łączył... ale ona zaczyna zaczyna myśleć, że on jest niemęski, nie pocągający. Ich seks jest albo kiepski, albo w ogóle tego seksu nie ma. To ją boli coraz bardziej, a potem pisze w wątku "żony aseksualnych mężczyzn". No ale przynajmiej się za innymi nie rozgląda... Chyba że mu stuknie 40 lat, jakieś młode laski kręcące się w pobliżu, w pracy, obudzą instynkt, ogarnie, że zmarnował sobie życie, poczuje siłę pociągu ... no i pójdzie w tango z pierwszą kochanką, która się zgodzi z nim mieć seks.
Mężczyzna (2) pewnie da jej dobry seks, ale po ślubie choć obiecał byc wierny, to i tak zgodnie ze swoją naturą bęzdie się oglądał za innymi kobietami. Niezależnie od tego czy się wyszalał w młodści czy nie wyszalał... Czy będzie zdradzał? Nie wiadomo, bo to świadoma decyzja.
Wnioski? Ślub nie jest przełącznikiem trybu mężczyzny z takiego co się ogląda za kobietami (1) do takiego co się nie ogląda (2).
Nie jest przełącznikiem, zgadza się. Albo wierność jest dla kogoś naturalna, albo... nie jest. I nie jest to wprost uzależnione od tego, ile dla kogoś znaczy seks. To jest coś bardzo głębokiego. Nie jest tak, że jeśli komuś brakuje seksu, to automatycznie będzie zdradzał.
SanTi napisał/a:]
Jesuuu, facet prawiczek po 30tce? Uciekłabym od razu. Serio.
Faceci pewnie myślą zazwyczaj podobnie...
Ale każdy ma inne losy życiowe, więc nigdy nie patrzyłam na wiek i kwestię dziewictwa. To zazwyczaj kompletnie nieistotne dla jakichkolwiek nie-oszołomów.Jak można przypisać sobie 2 kompletnie sprzeczne podejścia jedno po drugim? jessuu
A już myślałem, że to że mną coś nie tak. No tak sobie zaprzeczyć to faktycznie trzeba mieć talent.
Wnioski? Ślub nie jest przełącznikiem trybu mężczyzny z takiego co się ogląda za kobietami (1) do takiego co się nie ogląda (2).
Nawet mi nie chodzi o ślub, tylko o to, że w pewnym momencie swojego życia mężczyzna spotyka kobietę, z którą chce być i której chce być wierny. I nie mam na myśli tego, że nie ogląda się na ulicy za innymi kobietami. W końcu kobiety to piękno, więc trudno się za nimi nie oglądać Tylko właśnie o wierność mi chodzi, o to, że nie interesują go zdrady. Ciekawe
Może tu chodzi o miłość?
Nawet mi nie chodzi o ślub, tylko o to, że w pewnym momencie swojego życia mężczyzna spotyka kobietę, z którą chce być i której chce być wierny. I nie mam na myśli tego, że nie ogląda się na ulicy za innymi kobietami. W końcu kobiety to piękno, więc trudno się za nimi nie oglądać
Tylko właśnie o wierność mi chodzi, o to, że nie interesują go zdrady. Ciekawe
Może tu chodzi o miłość?
Jak naprawdę będzie Cię kochał i będzie czuł że to uczucie jest odwzajemnione to nie będą go interesować zdrady. Tak, tu chodzi o miłość.
na pewno coś pozytywnego, gdybym wiedział że mam kontakt z taką dziewczyną, postarałbym się żeby nie czuła się w żaden sposób źle z tego powodu i nie martwiła się żadnymi stereotypami tylko przeciwnie. Też nie mam hmm żadnych doświadczeń więc osobę będącej w tej samej sytuacji raczej dobrze rozumiałbym.Chyba czułbym się lepiej, mniejsza nieśmiałość. To jest oczywiste że gdy wybiera się jedyną dziewczynę z którą chce się być, to jest najlepszy wybór dla mnie, i nie zakłada się zmian w przyszłości, nie patrzy się na inne dziewczyny, nie czuje się nic fizycznie do innych bo chce się być z moją dziewczyną która jest mi najbliższa, może zdarzyć się błąd, ale trudno, jeśli zna się kogoś kilkanaście miesięcy albo kilka lat, to wydaje się mało prawdopodobne.
Myślę, że wiem, o co chodziło Snake'owi w tym "coś z nią nie tak", ale przyznaję: zabrzmiało okrutnie.
Jak już wielokrotnie powtarzałam, co człowiek to inna historia i każdy przypadek trzeba rozpatrzyć indywidualnie. Czasami komuś w udziale przypada mało standardowy los i tyle.
Ja akurat "zdążyłam" przed mityczną trzydziestką, ale sama byłam bardzo długo, pierwsze doświadczenia seksualne miałam traumatyczne i serio dzisiaj mówię, że warto choćby bardzo długo, ale poczekać na coś pozytywnego (nie musi być zaraz wielka miłość, choć osobiście z "obcym chłopem" bym nie chciała) niż kierować się jakimiś odgórnymi "dyrektywami".
A dziewictwfo to coś, o co moim zdaniem robi się zbędny szum - albo traktuje się je nabożnie, albo sprowadza do prymitywnego fizycznego poziomu. Zresztą jedno i drugie wbrew pozorom idzie w parze (zawsze mnie "zachwyca", jak bardzo w katolickiej religii zaprzecza się całkiem sporemu znaczeniu ciała i rzeczy materialnych).
(zawsze mnie "zachwyca", jak bardzo w katolickiej religii zaprzecza się całkiem sporemu znaczeniu ciała i rzeczy materialnych).
Tak z ciekawości, mogłabyś rozwinąć co cię tak "zachwyca" ??
Bo zawsze miałem wrażenie, że jest odwrotnie.
Zwyczajny, a chociażby kult relikwii, cudownych medalików, obrazów... kult dziewictwa tež mi się poniekąd kojarzy.
Nie neguję, ale widzę tę pewną niekonsekwencję.
Nawet mi nie chodzi o ślub, tylko o to, że w pewnym momencie swojego życia mężczyzna spotyka kobietę, z którą chce być i której chce być wierny.
A może spotyka kobietę z którą chce żyć, być, mieć seks, zestarzeć się z nią, widzieć ją wieczorem i rano... ale wierność to kompromiskompromisu: albo stała relacja + wierność, albo samotność + swoboda seksualna? No i czy w ogóle warto tę swobodę utrzymywać jak się jest samotnym? Chyba nie warto...
I nie mam na myśli tego, że nie ogląda się na ulicy za innymi kobietami. W końcu kobiety to piękno, więc trudno się za nimi nie oglądać
Tylko właśnie o wierność mi chodzi, o to, że nie interesują go zdrady. Ciekawe
Może tu chodzi o miłość?
Może niektórzy jak oglądają się za kobietą, to po to, aby powiedzieć sobie jaka ona jest piękna... może... Choć raczej bym się przychylał do stwierdzenia, że oglądają się pożądliwie z myślami o seksie.
Dziewictwo to nie żaden skarb wycenialny na milion za który można sobie kupić lepszego faceta niż koleżanki niedziewice- to tak nie działa.
Dziewczyny są dziewicami z różnych powodów- chyba obawy związane z seksualną stroną mężczyzny mają znaczenie, jak i może wyobrażeenia o księeciu z bajki?
Przeterminowane? w żadnym wypadku!
Ale w przypadku mężczyzn jest podobnie- a bardziej to w ich głowie, bo tego poznać się nie da.
Czy o wartości kobiety świadczy? Jak ktoś nie chce by miała wcześniejszych paertnerów w głowie, to pewnie tak.
Ale dziewica może być zołzą i złą babą też.
Dziewictwo to skarb kobiety, ale jej jeszcze większym skarbem jest młodość.
Ofiarowując obydwa skarby facetowi znacząco zwiększa szansę na szczęśliwe małżeństwo.
Trzydziestoletnia dziewica? Hmm, to że jest dziewicą to super, ale to że ma 30 na karku to już nie za bardzo.
dubel
Dziewictwo to skarb kobiety, ale jej jeszcze większym skarbem jest młodość.
Ofiarowując obydwa skarby facetowi znacząco zwiększa szansę na szczęśliwe małżeństwo.
Trzydziestoletnia dziewica? Hmm, to że jest dziewicą to super, ale to że ma 30 na karku to już nie za bardzo.
wiesz, ofiarowałam oba i po latach mam inne zdanie na temat tego co jest skarbami kobiety w życiu i w małżeństwie
w sumie jedyna rzecz której dojrzałość czy starość może zazdrościć młodości to stan zdrowia- tego się nie przeskoczy
edit: Coś wcięło posta kawałek:
Dziewictwa nie uważam z punktu widzenia kobiety za skarb, bo poznanie więcej niż 1 mężczyzny daje jakiś obraz czego chcemy w życiu od związku i jakiego szukamy mężczyzny. A do tego droga prowadzi przez wchodzenie w relacje.
a młodość?- nie chciałabym mieć znowu 25 lat- teraz jestem lepszą i mądrzejszą osobą po prostu
Uważam więc że koleżanki nic nie zyskują teoretyzując i czekając.
Nie mam na myśli przygodnego seksu, tylko wchodzenia w relacje.
Mystery_ napisał/a:Dziewictwo to skarb kobiety, ale jej jeszcze większym skarbem jest młodość.
Ofiarowując obydwa skarby facetowi znacząco zwiększa szansę na szczęśliwe małżeństwo.
Trzydziestoletnia dziewica? Hmm, to że jest dziewicą to super, ale to że ma 30 na karku to już nie za bardzo.wiesz, ofiarowałam oba
i po latach mam inne zdanie na temat tego co jest skarbami kobiety w życiu i w małżeństwie
![]()
w sumie jedyna rzecz której dojrzałość czy starość może zazdrościć młodości to stan zdrowia- tego się nie przeskoczy
edit: Coś wcięło posta kawałek:
Dziewictwa nie uważam z punktu widzenia kobiety za skarb, bo poznanie więcej niż 1 mężczyzny daje jakiś obraz czego chcemy w życiu od związku.
a młodość- nie chciałabym mieć znowu 25 lat- teraz jestem lepszą i mądrzejszą osobą po prostu
Rozumiem Twoje podejście, ale odmienna płeć stawia nas po przeciwnych stronach barykady. Dla mnie twoja mądrość życiowa nie ma żadnej wartości.
Tak jak dla mnie wypowiedzi kawalera o małżeńskich skarbach i gwarancjach udanego małżeństwa
Swój post kieruję raczej do koleżanek 30 letnich dziewic.
I tak zdanie żonatych długo mężczyzn miałoby większe dla Ciebie znaczenie niż to co wydaje Ci się na tym etapie życia.
Napisałem o męskich pragnieniach One nie muszą iść w parze z pragnieniami kobiet, dlatego wspomniałem o przeciwnej stronie barykady, a Ty się już pieklić zaczynasz
Napisałem o męskich pragnieniach
One nie muszą iść w parze z pragnieniami kobiet, dlatego wspomniałem o przeciwnej stronie barykady, a Ty się już pieklić zaczynasz
No chyba nie może być udanego małzeństwa bez zadowolonej żony?
Mystery_ napisał/a:Napisałem o męskich pragnieniach
One nie muszą iść w parze z pragnieniami kobiet, dlatego wspomniałem o przeciwnej stronie barykady, a Ty się już pieklić zaczynasz
No chyba nie może być udanego małzeństwa bez zadowolonej żony?
Istnieje tutaj konflikt interesów.
I pewnie kobieta, która jest sama i nie ma kochanków będzie niezadowolona.
Ale facet poznając taką kobietę będzie bardziej zadowolony niż zwykle i jeśli się okaże tym właściwym to na pewno jej to zrekompensuje
(zawsze mnie "zachwyca", jak bardzo w katolickiej religii zaprzecza się całkiem sporemu znaczeniu ciała i rzeczy materialnych).
Zwyczajny, a chociażby kult relikwii, cudownych medalików, obrazów... kult dziewictwa tež mi się poniekąd kojarzy.
Nie neguję, ale widzę tę pewną niekonsekwencję.
Tylko ja nadal nie widzę w tym zaprzeczeniu znaczeniu ciała.
Nie ma kultu dziewictwa. Dziewictwo jest świadectwem poświęcenia się innym, ważniejszym (dla wierzących) duchowym celom. Rezygnacją z doczesnych przyjemności. Tak samo nie czci się relikwi (medaliki, obrazy) tylko idee, osoby, które te przedstawiają, symbolizują, przypominają.
to że ma 30 na karku to już nie za bardzo.
właśnie wtedy najlepiej<3
Piegowata'76 napisał/a:(zawsze mnie "zachwyca", jak bardzo w katolickiej religii zaprzecza się całkiem sporemu znaczeniu ciała i rzeczy materialnych).
Piegowata'76 napisał/a:Zwyczajny, a chociażby kult relikwii, cudownych medalików, obrazów... kult dziewictwa tež mi się poniekąd kojarzy.
Nie neguję, ale widzę tę pewną niekonsekwencję.Tylko ja nadal nie widzę w tym zaprzeczeniu znaczeniu ciała.
Nie ma kultu dziewictwa. Dziewictwo jest świadectwem poświęcenia się innym, ważniejszym (dla wierzących) duchowym celom. Rezygnacją z doczesnych przyjemności. Tak samo nie czci się relikwi (medaliki, obrazy) tylko idee, osoby, które te przedstawiają, symbolizują, przypominają.
W teorii
Ja jednak widzę ten kult.
W teorii
Ja jednak widzę ten kult.
Chyba tylko u facetów, którzy chcieliby żenić się z dziewicami
Bo jak w Piśmie napisano: "Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię"
Tylko ja nadal nie widzę w tym zaprzeczeniu znaczeniu ciała.
Nie ma kultu dziewictwa. Dziewictwo jest świadectwem poświęcenia się innym, ważniejszym (dla wierzących) duchowym celom. Rezygnacją z doczesnych przyjemności. Tak samo nie czci się relikwi (medaliki, obrazy) tylko idee, osoby, które te przedstawiają, symbolizują, przypominają.
Chyba niezbyt precyzyjnie wyraziłam swoje myśli i odczucia. Sorry
Może nie tyle katolicyzm hołduje kultowi ciała, co wielu katolików interpretuje religijne wytyczne niesłychanie dosłownie i wąsko. Czasami to aż o prymitywizm się ociera, jak w przypadku tego roztrząsania, czy o dziewictwie decyduje posiadanie wiadomego szczegółu anatomicznego, czy też coś więcej.
Nie sądzę, by kościół czy Biblia mówiac o tym, na myśli miał czystą fizjologię.
Co do wspomnianego kultu ciała i materii, razi mnie też przywiązywanie wagi do relikwii typu szczątki jakiegoś świętego albo fragment szaty itp., ale to już inne zagadnienie.
Luxie napisał/a:W wielu męskich wypowiedziach tu na forum można przeczytać, że kobiety są nielogiczne i niespójne. To teraz popatrzcie jacy wy, mężczyźni jesteście niespójni. Narzekacie że kobiety są puszczalskie, nie szanują się, mają wielu partnerów a kiedy jakaś dziewczyna przyznaje się że czeka na szczerą, prawdziwą i jedyną miłość wyśmiewacie ją komentując że jest z nią coś nie tak i od takiej należy dać chodu.
To może w końcu zdecydujecie się jakie wartości cenicie u kobiet.Luxie, spokojnie
To tylko opinia Snake'a, nie wszystkich mężczyzn
Ciekawe jest poznawanie poglądów różnych osób.
Masz racje, nie patrz się na takie osoby jak Snake czy Gary boi to starzy ru.... Ja bym się cieszył jakbym na taką kobiete trafił byle by nie miała przesadnych wymagań. Dlatego bardzo mnie cieszy że jeszcze takie osoby są.
PS Tylko mam nadzieje że jak poznasz np mężczyzne który nie mieszka sam(czyt z rodziną), to go za to nie skreślisz, bo jednak sama też nie mieszkasz.
W wielu męskich wypowiedziach tu na forum można przeczytać, że kobiety są nielogiczne i niespójne. To teraz popatrzcie jacy wy, mężczyźni jesteście niespójni. Narzekacie że kobiety są puszczalskie, nie szanują się, mają wielu partnerów a kiedy jakaś dziewczyna przyznaje się że czeka na szczerą, prawdziwą i jedyną miłość wyśmiewacie ją komentując że jest z nią coś nie tak i od takiej należy dać chodu.
To może w końcu zdecydujecie się jakie wartości cenicie u kobiet.
Ja bym nosił na rękach Tylko ostrzegam uczciwie żeby potem nie było że brzydki czy głupi, Ty byś pewnie nie chciała być noszona przeze mnie
I tak to sie kręci
Ale na serio, jeden bedzie nosic na rekach, inny ucieknie, jeszcze inny oleje, jeszcze inny stwierdzi okej ale to nie ma znaczenia. Kwestia perspektywy doświadczeń itp. Ale wiedz że ja bym sie posikał ze szczęścia a raczej z komfortu psychicznego. Yayyy nikt mi nie bałamucił żony jak fajnie.
Chyba niezbyt precyzyjnie wyraziłam swoje myśli i odczucia. Sorry
Może nie tyle katolicyzm hołduje kultowi ciała, co wielu katolików interpretuje religijne wytyczne niesłychanie dosłownie i wąsko. Czasami to aż o prymitywizm się ociera, jak w przypadku tego roztrząsania, czy o dziewictwie decyduje posiadanie wiadomego szczegółu anatomicznego, czy też coś więcej.
Nie sądzę, by kościół czy Biblia mówiac o tym, na myśli miał czystą fizjologię.
Co do wspomnianego kultu ciała i materii, razi mnie też przywiązywanie wagi do relikwii typu szczątki jakiegoś świętego albo fragment szaty itp., ale to już inne zagadnienie.
To chyba z katolicyzmem nie ma wiele wspólnego, raczej ludzie tak interpretują. Nie słyszałem by Kościół stawiał dziewictwo jako warunek małżeństwa. Owszem promuje czystość przedmałżeńską, ale jej brak jest tylko grzechem i to wcale nie ciężkim.
A w wielu innych kulturach tak! Tam brak dziewictwa jest hańbą, i to się fizycznie sprawdza!
Dochodzi do tego, że kobiety chirurgicznie odtwarzają błonę dziewiczą
Co relikwi, to Kościół nie czci ich jako materii, a raczej w sensie pamiątek po wielkim zmarłym.
Zresztą tak ludzie czynią z wieloma sławnymi postaciami - to czysto ludzkie. Zbieranie autografów, aukcje ciuchów gwiazd, pukiel włosów aktorów, piosenkarzy. Ba, muzea są wypełnione takimi artefaktami. Że o kilometrowych kolejkach do mauzoleum mumii Lenina nie wspomnę
A w wielu innych kulturach tak! Tam brak dziewictwa jest hańbą, i to się fizycznie sprawdza!
Przecież w naszym kręgu kulturowym też się to sprawdzało/zawiadamiało świat np.: poprzez wywieszanie zakrwawionego prześcieradła po nocy poślubnej... i to nie w takim średniowieczu, bo jeszcze nawet w XX wieku
Mówimy tutaj o Polsce
Gdzieś czytałam, że w Polsce, wbrew częstemu przekonaniu, tych prześcieradeł nie praktykowano. Ale nie będę się zarzekać. Tak czy owak robi się szum wokół dziewictwa, które w sensie fizycznym jest dla mnie taką cechą jak kolor włosów czy fakt, że ktoś np. do czterdziestego roku życia nie był w Zakopanem.
Natomiast w sensie duchowym, mentalnym, moralnym nie ma prawa oceniać nikt, kto nie zna całości zagadnienia. Można uprawiać najgrubszego kalibru "wygibasy", dbając jedynie o zachowanie fizycznych oznak dziewictwa, można też niefortunnym zbiegiem okoliczności stracić je wcześnie i mimo to być w gruncie rzeczy bardzo skromną i powściągliwą osobą. Może trafić się źle ulokowane uczucie, może być gwałt na przyklad, moze być choćby i głupota, za którą też nie należy skreślać człowieka.
Nie, dziewictwo samo w sobie nie jest dla mnie wyznacznikiem wartości partnerki/partnera.
Tylko mam nadzieje że jak poznasz np mężczyzne który nie mieszka sam(czyt z rodziną), to go za to nie skreślisz, bo jednak sama też nie mieszkasz.
Nie skreśle Aczkolwiek imponuje mi, gdy mężczyzna jest samodzielny i wolałabym, żeby mieszkał poza domem rodzinnym. Co do mnie, to nie mieszkam sama, bo mieszkam ze wspollokatorami w wynajmowanym mieszkaniu. Docelowo chciałabym jednak mieć własne mieszkanie.
Nie pojmę nigdy w życiu, co ma wspólnego mieszkanie z rodzicami z samodzielnością. Owszem, może mieć, ale wcale nie musi. Nie myślmy tak strasznie szablonowo.
Miałam znajomego, który pomimo iż miał własne mieszkanie, stołował się u rodziców i zawoził swoje brudne rzeczy do prania do mamusi. Gdzie tu samodzielność?
Mam też koleżankę, która z rodzicami mieszka w dużym domu, gdzie swobodnie wszyscy się pomieszczą i jeszcze wynajmują pokoje studentom. Koleżanki rodzice mają swoje lata, matka ciężko choruje. Dom jest praktycznie na głowie tej mojej znajomej. Niesamodzielna??? Niezaradna?
To, że mój potencjalny partner mieszka z rodzicami, nie oznacza, że nie może się od nich wyprowadzić.
Z moją mamą nie chciałabym mieszkać, bo mamy zbyt konfliktowe charaktery, ale gdyby nie to - dlaczego nie? Taniej, praktyczniej i często przyjemniej niż samotnie, choć ja akurat nie z tych, których samotność przeraża.
Nie pojmę nigdy w życiu, co ma wspólnego mieszkanie z rodzicami z samodzielnością. Owszem, może mieć, ale wcale nie musi. Nie myślmy tak strasznie szablonowo.
Miałam znajomego, który pomimo iż miał własne mieszkanie, stołował się u rodziców i zawoził swoje brudne rzeczy do prania do mamusi. Gdzie tu samodzielność?
Mam też koleżankę, która z rodzicami mieszka w dużym domu, gdzie swobodnie wszyscy się pomieszczą i jeszcze wynajmują pokoje studentom. Koleżanki rodzice mają swoje lata, matka ciężko choruje. Dom jest praktycznie na głowie tej mojej znajomej. Niesamodzielna??? Niezaradna?
To, że mój potencjalny partner mieszka z rodzicami, nie oznacza, że nie może się od nich wyprowadzić.
Z moją mamą nie chciałabym mieszkać, bo mamy zbyt konfliktowe charaktery, ale gdyby nie to - dlaczego nie? Taniej, praktyczniej i często przyjemniej niż samotnie, choć ja akurat nie z tych, których samotność przeraża.
Dlatego nie skreslilabym kogoś, kto mieszka z rodzicami. I napisałam, że imponuje mi samodzielność, a nie mieszkanie samemu. Wiem, że może być różnie i sam fakt mieszkania z kimś lub samemu jeszcze o niczym nie świadczy...
Nie no wiadomo lepiej samemu z kredytem na 30 lat w klicie z betonowej płyty niż z rodzicami w domu z ogródkiem.
Bo to się nazywa samodzielność i dojrzałość
a deweloperzy i banksterzy tylko klepią po plecach i przytakują
Nie no wiadomo lepiej samemu z kredytem na 30 lat w klicie z betonowej płyty niż z rodzicami w domu z ogródkiem.
Bo to się nazywa samodzielność i dojrzałość
a deweloperzy i banksterzy tylko klepią po plecach i przytakują
No nie wiem jak Ty, ale ja mam tak jak przeciętny człowiek i w pewnym wieku już mam ochotę na to, żeby rodzice nie kontrolowali tego co jem, tego co robię, kiedy wracam itd. Co innego jak można np. dać dziecku całe piętro i dziecko sobie tam żyje samo, a co innego jak ma się dla siebie tylko swój pokój i jak się kogoś do siebie przyprowadza, to wszyscy o tym wiedzą albo jak się chce coś wspólnie ugotować to trzeba się ustawiać w kolejce do kuchni, bo wcześniej inne osoby też chcą. Nie wspominając o kolejce do łazienki. Plus zero intymności.
Ogólnie mieszkanie samemu i mieszkanie z rodzicami ma plusy i minusy, ale niezależność i brak kontroli nie dadzą się pobić nawet temu, że można żyć bez kredytu i mieć ogródek.
Ostatnio po roku mieszkania w klicie z betonowej płyty wróciłam na 3 dni do rodziców i domu z ogródkiem i po 3 dniach miałam ochotę uciekać gdyby nie to, że w mojej betonowej klicie nie było prądu, zwiałabym wcześniej. Pytanie 27letniej kobiety o to, czy zrobiła sobie śniadanie do pracy jest troszeczkę śmieszne
Pytanie 27letniej kobiety o to, czy zrobiła sobie śniadanie do pracy jest troszeczkę śmieszne
Lady Loka, troska rodzicielska nie umiera nigdy Dzieckiem swoich rodziców stajesz się raz na zawsze.
To tak w temacie offtopu
Lady Loka napisał/a:Pytanie 27letniej kobiety o to, czy zrobiła sobie śniadanie do pracy jest troszeczkę śmieszne
Lady Loka, troska rodzicielska nie umiera nigdy
Dzieckiem swoich rodziców stajesz się raz na zawsze.
To tak w temacie offtopu
Ale ja to wiem. Tylko właśnie to nie kojarzy się z zaradnością. Bo co, przyjdę do takiego pana do domu, na głowie mam od razu jego rodziców, ja osobiście nie umiem się wtedy na tyle rozluźnić, żeby się bardziej przytulać albo jakoś bardziej całować. Rodzice za ścianą to świetny środek antykoncepcyjny. Już nie mówiąc o tym, że ciężko pogadać na bardziej intymne tematy, ciężko nawet wypić samotnie herbatę w kuchni albo coś dla siebie ugotować, jakąś kolację wspólną zjeść czy coś. Zawsze są gdzieś obok rodzice.
Rodzice za ścianą to świetny środek antykoncepcyjny.
Moją przeważnie pobudzało
Już nie mówiąc o tym, że ciężko pogadać na bardziej intymne tematy, ciężko nawet wypić samotnie herbatę w kuchni albo coś dla siebie ugotować, jakąś kolację wspólną zjeść czy coś. Zawsze są gdzieś obok rodzice.
Ja nie mógłbym mieszkać z teściami. Głównie ze względu na psychikę małżonki, która nie mogła znieść, że jej rodzice nieba by mi przychylili Ponadto 10 lat wcześniej złapałbym nadwagę, bo ciągle mnie przekarmiali. Nie mniej uważam, że nie powinno się mieszkać z rodzicami/teściami. Minimum to mieszkanie w jednym domu ale na całkowicie niezależnych kondygnacjach. U moich rodziców się sprawdzało, bo dziadkowie mieszkając na innym piętrze w ogóle się nie wtrącali. Owszem, babcia wpadała wieczorem na kawkę czy kielicha ale w dupie miała czy u nas jest posprzątane, co jest ugotowane albo czy wnuczkowie są ciepło ubrani. Nie znała się na tym kompletnie, bo jej dzieci wychowywała mamka, która też ogarniała dom dziadków, więc niby jak babcia miałaby się mądrzyć w tej materii?
Natomiast dziadkowie pod ręką byli fajni, bo teoretycznie można było zostawić nas, dzieci pod ich okiem. To znaczy można było ale żeby zaraz babcia kontrolowała co my robimy, to spory eufemizm. No ale to były inne czasy.
Moją mamę kocham ale nigdy nie planowałem, że się do niej sprowadzę. Owszem zakładam, że za jakiś czas ściągnę ją do siebie i moja żona musi nauczyć się z tym żyć. Dla równowagi może trafić do nas teść. Starymi rodzicami trzeba się opiekować. Nie oddałbym matki do domu opieki. Myłem i przebierałem babcię kiedy miałem 15 lat więc czemu miałbym w przypadku własnej matki zrobić wyjątek? Pewne sprawy powinny zostawać tylko między matką i dzieckiem.
Też pomimo i za wszystko kocham moją mamę, ale nasza relacja nigdy łatwa nie była. I ona, i ja zdajemy sobie sprawę, że pod jednym dachem byłoby mocno niekomfortowo, ale gdybym stanęła przed koniecznością zaopiekowania się nią - jest to oczywiste.
Potrzebę intymności rozumiem doskonale, mnie też bardzo krępowałoby, że rodzice czy teściowie są mimowolnymi świadkami bardziej i mniej intymnych chwil mojego małżeństwa. Teściowie proponowali nam zamieszkanie z nimi w w bloku, ale nie wyobrażałam sobie tego, wynajęliśmy z mężem osobne lokum.
Przy okazji "wypłynęła" tu kwestia intymności w innych sytuacjach...
Byłam kiedyś bardzo ciężko chora. Przez większość tego czasu byłam nieprzytomna, ale gdy stałam się świadoma, że myją mnie i przebierają - osiemnastoletnią wtedy - rodzice, było to niesamowicie krępujące. Wiem, co nimi kierowało, ale wolałabym, żeby robiły to obce dla mnie pielęgniarki.
No, ale to już tak na marginesie...
hahaha Snake fajny post:D ten fragment z nadwagą to się uśmiechnąłem
lepiej jest trzymać się rodziny, prace domowe jakie się wykonuje mają większą wartość gdy więcej osób może z tego skorzystać, niż gdy mieszka się samemu. Nie każdy układ mieszkania jest dobry dla dużej wielopokoleniowej rodziny (np. brak oddzielenia pomiędzy pomieszczeniami utrudnia prywatność), w niektórych rodzinach mogą być skomplikowane relacje, a dla osoby przychodzącej z zewnątrz zbyt długi czas spędzany razem może być niepożądany. Jednakże nie będąc w związku to jest odległa przyszłość i jak dla mnie nie byłoby sensu generować dodatkowych kosztów i utrudniać relacji tylko po to żeby nazywało się że mieszkam samemu.
30 letni prawiczek to nie dla mnie. Facet mieszkajacy z rodzicami tez totalnie nie dla mnie.
Ale nic w tym zlego ogolnie nie ma.
No nie wiem jak Ty, ale ja mam tak jak przeciętny człowiek i w pewnym wieku już mam ochotę na to, żeby rodzice nie kontrolowali tego co jem, tego co robię, kiedy wracam itd.
Ależ ja się z tym zgadzam, sam uważam, że wieczne mieszkanie z rodzicami nie wpływa dobrze na psychikę człowieka jak i jego rodziców.
Mi chodziło o to, że bekę mam z ludzi, którzy cisną na wynajem albo biorą kredyty w klitach z betonowej płyty na 10-20 lat tylko po to aby pokazywać całemu światu jakimi to oni są osobami wolnymi i zaradnymi życiowo oraz samodzielnymi, a prawda jest taka, ze są udupieni w kredytach po pachy.
30 letni prawiczek to nie dla mnie. Facet mieszkajacy z rodzicami tez totalnie nie dla mnie.
Mi kiedyś wmówiono, że liczy się podobno miłość w kontaktach z płcią przeciwną.
Widać, że jesteś bardzo postępowa i nowoczesna a co za tym się kryję to już zachowam dla siebie
Btw. z obserwacji otoczenia widzę, że większość kobiet, która mieszka ,,bez rodziców" tak naprawdę samemu tego nie osiągnęła i swoje ,,osiągnięcia" zawdzięczają tylko to, że np. ich chłopak ma swoje mieszkanie, samochód itp.
Zazwyczaj to wygląda w taki sposób:
Ja: mieszkasz sama czy z rodzicami?
Ona: nie no mieszkam bez rodziców, jestem na swoim, gdzie z rodzicami w moim wieku? haha
Ja: to fajnie, nie smutno Ci tak żyć z drugiej strony w pojedynkę?
Ona: ale jak to w pojedynkę? mieszkam z narzeczonym
Ja: o super, wprowadził się do twojego mieszkania, tak?
Ona: niee, To jest jego mieszkanie, własnościowe, ja z nim po prostu mieszkam
I tak jest w 99% przypadkach
Te panie, które tak się śmieją z mieszkania z rodzicami i uważają się za mega dorosłe bo są ,,na swoim" w rzeczywistości gdyby nie ich chłopak/mąż/narzeczony to by już tak kolorowo nie było
P.S Pokażcie mi kobietę, która sama postawiła dom albo kupiła mieszkanie za gotówkę, bez kredytów - ja nigdy nie mogłem takiej znaleźć a połowa moich kolegów właśnie tak się urządziła, ja też za kilka lat planuje kupić swoje lokum bez żadnych kredytów i wtedy sam będę się śmiał z tych ,,super samodzielnych" mieszkających ,,na swoim" (czyt: z chłopakiem) albo na wynajmach/kredytach całą wieczność.
Zazwyczaj to wygląda w taki sposób:
Ja: mieszkasz sama czy z rodzicami?
Ona: nie no mieszkam bez rodziców, jestem na swoim, gdzie z rodzicami w moim wieku? haha
Ja: to fajnie, nie smutno Ci tak żyć z drugiej strony w pojedynkę?
Ona: ale jak to w pojedynkę? mieszkam z narzeczonym
Ja: o super, wprowadził się do twojego mieszkania, tak?
Ona: niee, To jest jego mieszkanie, własnościowe, ja z nim po prostu mieszkam
Okrutny jesteś
P.S Pokażcie mi kobietę, która sama postawiła dom albo kupiła mieszkanie za gotówkę, bez kredytów - ja nigdy nie mogłem takiej znaleźć
a połowa moich kolegów właśnie tak się urządziła, ja też za kilka lat planuje kupić swoje lokum bez żadnych kredytów i wtedy sam będę się śmiał z tych ,,super samodzielnych" mieszkających ,,na swoim" (czyt: z chłopakiem) albo na wynajmach/kredytach całą wieczność.
Odkładanie na "swoje" co by bez kredytu ma sens tylko przy mieszkaniu z rodzicami. Odkładanie mieszkając w wynajętym nie ma sensu, bo wynajem zżera gros środków, które można by odłożyć. Natomiast już różnica czy pomieszkać 10 lat z rodzicami i w ten sposób odłożyć na mieszkanie czy kupić na kredyt od razu i 10 lat spłacać jest czysto akademicka. Odpowiedź zależy od indywidualnej filozofii życia. Ja nigdy nie zakładałem mieszkania z rodzicami/teściami, bo to oznaczałoby powrót do mieściny bez żadnych perspektyw dla mnie. Ewentualnie mogłem wrócić i korzystając z rodzinnych koneksji zostać nauczycielem, dorabiać na boku, pomału się rozpijać i roztapiać w nudzie.
Odpowiedź zależy od indywidualnej filozofii życia.
No dokładnie - każdy do tego podchodzi indywidualnie, nie ma co gadać, że coś jest na 100% lepsze od drugiego. Są wady i zalety obu stron
Właśnie naszła mnie taka myśl, wiesz jak to wygląda?
Mieszkasz z rodzicami (odkładasz kasę na własne lokum) - osoby na wynajmach/kredytach śmieją się z Ciebie, że mieszkasz ,,u mamusi"
Przychodzi czas kiedy za odłożone pieniądze jesteś w stanie kupić swoje własne mieszkanie - robisz to.
Masz swoje własnościowe lokum, bez wynajmowania, bez kredytów, bez rat itp. - jesteś teraz w lepszej sytuacji finansowej (pod względem mieszkaniowych) niż wynajmujący/na kredytach
Oni się z Ciebie śmiali, że mieszkałeś z rodzicami ale Ty już teraz nie możesz się z ich śmiać, że są na wynajmach/kredytach bo to nie jest społecznie akceptowalne (takie wyśmiewanie się)
Takie mamy społeczeństwo
Snake napisał/a:Odpowiedź zależy od indywidualnej filozofii życia.
No dokładnie - każdy do tego podchodzi indywidualnie, nie ma co gadać, że coś jest na 100% lepsze od drugiego. Są wady i zalety obu stron
Właśnie naszła mnie taka myśl, wiesz jak to wygląda?
Mieszkasz z rodzicami (odkładasz kasę na własne lokum) - osoby na wynajmach/kredytach śmieją się z Ciebie, że mieszkasz ,,u mamusi"
Przychodzi czas kiedy za odłożone pieniądze jesteś w stanie kupić swoje własne mieszkanie - robisz to.
Masz swoje własnościowe lokum, bez wynajmowania, bez kredytów, bez rat itp. - jesteś teraz w lepszej sytuacji finansowej (pod względem mieszkaniowych) niż wynajmujący/na kredytach
Oni się z Ciebie śmiali, że mieszkałeś z rodzicami ale Ty już teraz nie możesz się z ich śmiać, że są na wynajmach/kredytach bo to nie jest społecznie akceptowalne (takie wyśmiewanie się)
Takie mamy społeczeństwo
Trochę bzdura znowu. Za bardzo generalizujesz.
Ja nigdy z nikogo się nie śmiałam, że mieszka u rodziców, ale widzę masę minusów takiego rozwiązania. W sumie nie znam nikogo, kto miałby 25+ lat i ciągle mieszkałby z rodzicami. A mieszkam w Krakowie. Tutaj jest może trochę inna mentalność, bo jest masa przyjezdnych z wiosek dookoła, więc naturalną siłą rzeczy jak zaczynają pracować, to sobie wynajmują pokój albo mieszkanie, ale nawet ci, którzy mają w Krakowie rodziców, prędzej czy później się wyprowadzają. W Krakowie nie ma warunków do tego, żeby mieszkać wielopokoleniowo. Jak ktoś ma mieszkanie z 4 pokojami, co już jest tutaj dosyć dużym luksusem, to i tak nie ma prywatności i intymności. W domach ludzie czasami budują sobie piętro nad rodzicami, ale to było rozwiązanie moich rodziców. Ja już nie jestem w stanie dobudować nad nimi kolejnego piętra, więc znowu jestem uziemiona. Z drugiej strony odkładanie kasy na mieszkanie 25metrów z 2 malutkimi pokojami całkowicie mija mi się z celem, bo jak mam kupować już jakieś swoje mieszkanie to po co mi coś, co za 5 lat będzie dla mnie o wiele za małe? Kupienie na teraz i sprzedanie za 5 lat też jest średnią opcją, bo rynek mieszkań wtórnych jest potwornie przesycony, a do tego ciągle powstają nowe osiedla, w sumie nie wiem po co, bo rynek jest już dosyć wysycony i ludzie nie rzucają się drzwiami i oknami, zeby takie mieszkania na nowych osiedlach kupować.
Więc przy zakupie decydowałabym się na coś, co będzie mi słuzyło min. 25-30 lat. Czyli jak dla mnie 3-4 pokojowe mieszkanie albo jakiś domek jednorodzinny. Patrząc na ceny w Krakowie, musiałabym przez jakieś 15 lat po studiach mieszkać z rodzicami, żeby na coś takiego odłożyć, odkładając przez te 15 lat co miesiąc 80% mojej pensji. Czyli przez 15 lat zero wakacji, zero nowych ciuchów, zero restauracji, kina itd, bo reszta kasy pewnie byłaby na jedzenie i dorzucenie się rodzicom do rachunków.
Sorry, ja mam w perspektywie 2 lat obecnie ślub, to przez kolejne 12 lat po nim mam mieszkać z mężem, rodzicami i potencjalnymi dziećmi po to, żeby mając 42 lata kupić sobie mieszkanie/dom? śmiech na sali.
Tak, wynajmuję mieszkanie. Tak, płacę za ten wynajem komuś do kieszeni. Ale jestem samodzielna, nikt mi z butami w życie nie wchodzi, nie przejmuję się usterkami w mieszkaniu, bo ogarnia je właściciel. Mam kasę na wakacje, mogę iść z moim facetem do kina i nie przeliczam każdej wydanej złotówki. Jasne, że chcę mieć w przyszłości coś własnego, ale są miejsca, gdzie bez kredytu się po prostu nie da. No chyba, że nagle dostaje się spadek albo mieszkanie po części fundują rodzice (co często się wśród moich znajomych zdarza). Jak się chce na takie mieszkanie odłożyć samemu to można albo odkładać 15 lat i wprowadzić się do tego mieszkania mając 35-40 lat i duże dzieci albo można kupić na kredyt i zamieszkać w nim teraz i spokojnie spłacać raty.
Całe swoje dorosłe życie, aż do niedawna wynajmowałam mieszkania. Miałam już serdecznie dość nie z powodów finansowych, bo skromne i oszczędne życie mnie nie przeraża, ale przez tę permanentną tymczasowość i prowizorkę. W Polsce ewenementem jest wynajem długoterminowy, a ciągłymi przeprowadzkami już, za przeproszeniem, rzygałam.
Zgadzam się z Rumuńskim, że mało kto może dziś się pochwalić samodzielnym kupnem mieszkania. Przeważnie zawdzięcza się je pomocy bliskich, najczęsciej rodziców. Ja sama bez pomocy Mamy do końca życia wędrowałabym z jednej stancji do drugiej, bo żaden bank nie chciał mi przyznać kredytu - a bez niego ani rusz.
Nie widzę absolutnie nic złego ani w mieszkaniu u rodziców, ani w innych rozwiązaniach sytuacji mieszkaniowej. To sprawa osobistych wyborów i preferencji. Osobiście wolę oddzielnie, bo znam charakter mój i mojej rodzicielki ; dwie mocne osobowości na wspólnej przestrzeni to naprawdę niełatwe. Choć przyznam, że teraz, gdy przyjechała z zagranicy, mogłabym siedzieć u niej i siedzieć Tęsknię za dawnym domowym ciepłem, tym z dziecięcych i młodzieńczych lat.
P.S. Loka, ja wynajmowałam dość tanio, ale liczyłam się z każdą złotówką. To już wolę kredyt spłacać, nawet gdyby koszty dorównywały wynajmowi, czy lekko go przewyższały. Byle tylko realnie dać radę. Po spłaceniu rat (przyznano mi pewną sumę pożyczki na mniej niz 10 lat, resztę dołożyła Mama ze swoich zagranicznych oszczędności) będę mieszkać znacznie taniej niż na stancji.
Mieszkanko mam malutkie, nieco poniżej 31 m. kwadratowych, jestem z synem (ma swój pokój), ale wcale mi to nie przeszkadza, a poczucie czegoś stałego w życiu - bezcenne!
Znacznie bardziej krytycznie ocenia się mężczyznę mieszkającego przy rodzicach czy tam z rodzicami niż kobietę. Dlaczego?
Pomijam już niewnikanie w powody takiego stanu rzeczy, lecz kobieta mieszkająca z rodzicami jeszcze jakoś ujdzie, lecz mężczyzna ma już w ocenie w oczach innych "przechlapane".
I dla kontrastu. Mam znajomego rozwodnika po 40, który po rozwodzie wprowadził się do mamy, mimo że ma dwa własnościowe mieszkania. Normalny facet. Spotykający się z normalną, fajną babką w stosownym wieku.
Strony Poprzednia 1 … 11 12 13 14 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » SEKS, SEKSUALNOŚĆ, PSYCHOLOGIA » "Przeterminowane", czyli dziewice po trzydziestce
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024