Wątek założony w 2011, ostatni post ponad rok temu, ale i tak chętnie podzielę się swoimi spostrzeżeniami, bo uważam, że to ciekawy temat, który dotyczy wbrew pozorom dużej liczby osób. Przeczytałam 1 stronę odpowiedzi i do nich jeśli już też będę się odnosić.
Mam tylko albo aż 22 lata. Niby to nie jest dużo, ale to jest mój wiek fizyczny. Mentalnie niestety lub stety zawsze byłam kilka lat do przodu.
Dla mnie moje dziewictwo to ciężkie brzemię, ale nie dlatego, że wszystkie koleżanki mają to już za sobą i mi jest wstyd. Wręcz przeciwnie. Wielu znajomych na studiach przyznaje, że nie miało nigdy chłopaka/dziewczyny i nie jest to dla nich problem i ja się bardzo z tego cieszę, ale ja mam po prostu inną mentalność. Dosyć wcześnie dojrzałam. W wieku 15 r.ż. byłam już gotowa na spotykanie się z chłopakami, w wieku lat 17 wzrosło moje libido i byłam już psychicznie gotowa do współżycia, bardzo chciałam to zrobić, problem w tym, że nie miałam z kim. Niby od zawsze uprawiam sport (więc mam dosyć ładną, atletyczną figurę), staram się robić delikatny makijaż, dbam o skórę, więc twarz mam taką, że bez podkładu wygląda dobrze...z charakteru też chyba w miarę okej, bo ludzie mówią, że nie można mi nic złego zarzucić, często żartuję z innymi, mam dystans do siebie (co też mi mówiło wiele osób), jestem troskliwa (martwię się o bliskie mi osoby)
Generalnie nikt nie mógł się nadziwić, czemu jestem sama i to cały czas. Wyjechałam na studia to się nie przyznawałam się nikomu, nawet jak pytał, to mówiłam, że mam to już za sobą, ale to nie była presja społeczeństwa, bo ja jestem osobą nie ulegającą presji innych ludzi, głośno mówię swoje przekonania, ale muszę sama w nie wierzyć. Jako że wcześniej byłam gotowa na współżycie to to czekanie (już 5 lat) było dla mnie frustrujące. Jak się nie przyznaję, że jeszcze jestem cnotka to czuję się lepiej, bo inni mi wierzą.
Uważam, że mam po prostu pecha do facetów. W liceum większość ludzi to dziewczyny, chłopaków może było 2-3 fajnych, ale już zajęci wtedy. Myślałam, że na studiach będzie lepiej i owszem, sytuacja się polepszyła, poszłam do dużego miasta na studia i umawiałam się na randki. Stwierdziłam, że nie ma co wybrzydzać, nawet jak ktoś mi się nie podobał, to starałam się chociaż na 1 spotkanie pójść, a nóż "zaiskrzy" i coś poczuję. Więc to nie tak, że wybrzydzam, ale nie jestem aż taką desperatką, żeby wiązać się z pierwszym lepszym.
Niestety chłopaki bardzo często chcą mnie zaciągnąć tylko do łóżka, nie zależy im na mnie tylko na tym, co mam pod bluzką. Rok temu stwierdziłam, że to tylko chwila, że najwyżej zrobię to ten jeden raz i koniec. Próbował mnie zaliczyć kolega z uczelni. Mieliśmy na zajęcia zrobić projekt. Przyjechałam do niego, on powiedział wprost, czego chce. Na początku się zastanawiałam, nawet były pieszczoty typu peeting z jego strony (wkładał mi "tam" palce"), nawet przez chwile robił minetkę (dosłownie 10 sekund, ale zdecydowałam, że jednak nie chcę tego z nim robić). Mówił, że ma w kieszeni prezerwatywy. Boję się ciąży, a on trzymał prezerwatywy w kurtce w dosyć wysokiej temperaturze i bałam się, że mogły stracić na jakości a z nim dzieci mieć nie chciałam. Po czasie trochę żałowałam, ale no cóż zrobić...
Generalnie mam pecha do facetów. Tak po prostu. nie stronię od nowych znajomości, ale po prostu nie wychodzi. Albo ktoś zajęty, albo np. wyjazd czy wyprowadzka na studia i drogi się krzyżują. Jak np. rodzice przychodzą ze znajomymi, którzy mają synów, nie stronię od ich poznania. Tylko mówię- nie zawsze wychodzi.
Bardzo bym chciała poznać w końcu, co to seks. W wieku lat 19 kupiłam mały wibrator łechtaczkowy i dzięki niemu nie chodzę aż tak sfrustrowana, bo mogę dać upust emocjom. Niedawno kupiłam już taki normalny, duży, dopochwowy tylko boję się użyć, ze względu na błonę, którą trzeba przebić i no to co tam jest przy 1 razie. Tego się trochę boję, ale muszę się kiedyś w końcu przemóc.
Kiedyś z powodu braku faceta byłam bardzo sfrustrowana, wręcz arogancka. Dzisiaj jest już trochę lepiej, ale mogło by być jeszcze fajniej. Nie uważam, że facet jest potrzebny do szczęścia, ale wiem z własnych doświadczeń, że długotrwała samotność wyniszcza człowieka
Nie uważam, że 30 letnia dziewica czy prawiczek to coś złego, że są gorsi, ale ja im współczuję, bo wiem, jak się czują. Może to wynika z przekonań religijnych (chociaż wątpię, bo ci, co czekają do ślubu przeważnie szybko wychodzą za mąż/żenią się), może kiedyś zostali bardzo skrzywdzeni i boją się zakochać, a może tak jak ja mają mega pecha w szukaniu.
Uważam, że seks jest potrzebny człowiekowi, to potrzeba fizjologiczna jak np. załatwianie się, jedzenie... mało tego powiem, że uważam, że seks jest tak samo ważny jak jedzenie czy sport.
Mam moje wibratory, dzięki temu mogę choć część napięcia spuścić, ale powiedzmy sobie szczerze- wibrator po wszystkim cię nie przytuli. Wibrator nie będzie cię wspierał w trudnych chwilach, wibratorowi nie pochwalisz się sukcesem. To znaczy możesz, ale no kurczę...to nie to samo, co facet
Nie ukrywam, że jak widzę młodych ludzi w wieku licealnym i studenckim, którzy idą za ręce jako para, to ja spuszczam wzrok, czuję złość (złość na los, że mi nie dał możliwości sparowania się z kimś), żal i zazdrość, że oni mogą być razem a ja nie. Nie okazuję tego, nikt nie wie, co siedzi w mojej głowie, bo nie jestem wylewna (jakby ktoś znajomy przeczytał to, co tu napisałam to by nie uwierzył, że to ja napisałam).
Sama jestem na studiach, mam zainteresowania, dbam o samorozwój, ale nie popadam w skrajność jak moje koleżanki, cytuję "ja nie chcę mieć dzieci, a facet to prędzej czy później zdradzi". Ja tego nie popieram, chcę pracować i się rozwijać, ale chciałabym przy tym założyć rodzinę.
Nie jestem desperatką- jakbym chciała chłopaka jakiegokolwiek, to bym już była w związku, ale nie potrafię pocałować kogoś, kto jest dla mnie nieatrakcyjny pod każdym względem (np. mój kolega z roku jest we mnie bardzo zakochany, ale nie podoba mi się ani z wyglądu a z charakteru to już w ogóle). Jak chodziłam na randki to też z chłopakami, którzy mi się nie podobali z wyglądu, liczyłam tylko, że charakter będą mieli lepszy. Jednak teraz tak się zastanawiam, jak trafię na kogoś atrakcyjnego fizycznie to w końcu się z nim prześpię, nawet bez miłości, ale no ileż można czekać. Gdybym chociaż znała datę...
Wiem, że do 30stki sporo czasu, ale no to samo mówiłam w wieku lat 15:"jeszcze mam dużo czasu" a tu zleciało tak szybko, ani się nie obejrzałam a cały czas jestem sama. Nie mam nawet zbyt większego doświadczenia. Z powodu braku bliskiej osoby mimo że nie mogę swojemu wyglądowi zbyt dużo zarzucić, to znajduję w sobie coraz więcej kompleksów: cellulit (który widzę tylko ja, koleżanki nie), rozstępy po dojrzewaniu (których też nie ma za dużo i też są widoczne głównie przeze mnie), za duży nos (gdzie wszyscy mówią, że jest normalny), krótkie rzęsy (które przecież wystarczy pomalować tuszem). Z charakteru też się dopatruję jakiś mankamentów. Bo "przecież musi być ze mną coś nie tak, skoro już tyle jestem sama"- tak sobie myślałam. Moje kompleksy na 100% są spowodowane brakiem kogoś bliskiego. Skąd to wiem? Zakochałam się kilka miesięcy temu w chłopaku. Natychmiast przestałam myśleć o wszystkich mankamentach, czułam się piękna, miałam motyle w brzuchu, chodziłam cały czas uśmiechnięta. Niestety chłopak nie odwzajemnił uczuć i natychmiast zaczęłam się zastanawiać, co poprawić w swoim wyglądzie, jak zniwelować widoczne rozstępy, zaczęłam myśleć o tatuażu czy dodatkowych kolczykach, o zmianie fryzury/ paznokci/ czegokolwiek- no obłęd jakiś.
Teraz wiem, że to tylko kwestia szczęścia, czy uda nam się poznać osobę, która będzie dla nas atrakcyjna i która odwzajemni uczucia.
Wiem, że długi wywód, ale no wydaje mi się, że sporo "przeterminowanych" cnot ma właśnie podobny problem. Wątpię, że ktoś jest aż tak religijny, żeby czekał tak długo. Po prostu albo się kiedyś sparzył, albo nie może nikogo sobie znaleźć tak jak ja
I nie ma na to rady. Albo się ma szczęście i znajdzie miłość albo nie. Ja nie ukrywam, że mam nadzieję, że "gdzieś tam" czeka na mnie ten jedyny, ale z drugiej strony bliższe mi jest uczucie starej panny niż szczęśliwie zakochanej. Smutne to, ale no co zrobić. Ja się mogę jedynie przedstawić od jak najlepszej strony, ale nie zmuszę nikogo do kochania
Brawa dla tych, którzy wytrwali do końca!