Historia Kasieńki mną wstrząsnęła. Rozumiem ją, bo przecież jestem matką i nie wyobrażam sobie cierpienia mojej córeczki. Dlatego kończę ten wątek. Kończę narzekać na błahe sprawy. W życiu są naprawdę ważniejsze rzeczy niż relacje z teściową. Kobieta jest, istnieje i o co mam pretensje? Że sama wprowadziłam się do niej? A mąż niby co ma zrobić z nią? Wygonić, czy źle traktować, bo ja jej nie lubię? Nie wiem, czego oczekiwałam przejmując się takimi bzdurami. Dla mnie najważniejsze teraz jest, że córka rośnie zdrowo i z mężem udało nam się zakończyć kryzys. Dom już praktycznie w stanie surowym zamkniętym ? zostały blachą pokryć, okna i drzwi zamontować. Wszystko już zamówione, tylko czekamy.
Z Kasieńką mam kontakt mailowy, a Ciebie Smutny Misiu pozdrawiam i życzę wytrwałości. Pamiętaj wszystko się ułoży, tylko głowa do góry.
Żegnam NetKobiety. Z narodzinami mojej córki zaczęło się nowe, lepsze życie, już nie mam czego szukać w wątku o depresji. Mam cudowną rodzinę: córkę i męża. Oboje staramy się o siebie i budujemy dom. Już planujemy mieć więcej dzieci.
Jestem szczęśliwa.
"Historia Kasieńki mną wstrząsnęła. Rozumiem ją, bo przecież jestem matką i nie wyobrażam sobie cierpienia mojej córeczki. Dlatego kończę ten wątek. Kończę narzekać na błahe sprawy. W życiu są naprawdę ważniejsze rzeczy niż relacje z teściową. Kobieta jest, istnieje i o co mam pretensje? Że sama wprowadziłam się do niej? A mąż niby co ma zrobić z nią? Wygonić, czy źle traktować, bo ja jej nie lubię? Nie wiem, czego oczekiwałam przejmując się takimi bzdurami. Dla mnie najważniejsze teraz jest, że córka rośnie zdrowo i z mężem udało nam się zakończyć kryzys. Dom już praktycznie w stanie surowym zamkniętym ? zostały blachą pokryć, okna i drzwi zamontować. Wszystko już zamówione, tylko czekamy.
Z Kasieńką mam kontakt mailowy, a Ciebie Smutny Misiu pozdrawiam i życzę wytrwałości. Pamiętaj wszystko się ułoży, tylko głowa do góry.
Żegnam NetKobiety. Z narodzinami mojej córki zaczęło się nowe, lepsze życie, już nie mam czego szukać w wątku o depresji. Mam cudowną rodzinę: córkę i męża. Oboje staramy się o siebie i budujemy dom. Już planujemy mieć więcej dzieci."
Jestem szczęśliwa.
Offline
Jezyku, mna wstrzasnela Twoja decyzja!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ja zabraniam Ci zamykac swojego watki z mojego powodu!!!!!!!! i wcale nie mysle ze narzekalas na blahe sprawy, wrecz przeciwnie!!!!!! dalej Cie podziwiam ze taka dzielna ciagle jestes i tak sobie dobrze radzisz, i prowadz dalej ten watek, bo potrzebujesz pomocy, potrzebujesz spojrzenia roznych ludzi na Twoje problemy, kazde doradzi cos innego. ja byc moze patrze za bardzo z mojej perspektywy. Ale absolutnie nie miej nawet przez sekunde poczucia takiego ze zajmowalas sie bzdurami. Bo to ze cieszysz sie z cudownej rodziny to super i tak powinno byc, a to ze przytlaczaja cie inne sprawy niezalezne od Ciebie to jeszcze inna! i to wcale nie sa blahe problemy, dlatego prosze Cie kochana, przemysl wszystko jeszcze raz na spokojnie!!
ja przezylam swoj dramat, Ty mialas swoich tysiace dramatow na codzien z tesciowa. Ja cie doskonale rozumiem i nie chcialam ci powiedziec: widzisz jakie ja mam problemy, a Ty sie tesciowa przejmowalas, to wcale nie tak!!!! ja dalej wierze ci co ty przechodizlas i przechodzisz, bo ja sama ostatnio malo co nie sfiksowalam przez rodzine i musialam walczyc zeby zachowac spokoj i wyjsc z sytuacji obronna reka i wtedy pomagala mi Twoja historia! dlatego kochana przemysl sprawe i nie mysl w ten sposob.
Jezeli cos ci daje pisanie tutaj to prosze pisz, tu sa rozni ludzie, ktorzy ci moze lepiej doradza niz ja, moze ty pomozesz wielu osobom dzieki swoim przemysleniom, tak jak smutnemu misiowi.
Jezeli nie - to zrob to tykko ze wzgledu na siebie, jezeli ci po prostu juz to nie jest potrzebne, ja z ogromna checia pomailuje z Toba
ale prosze przemysl to jeszcze raz
jestes bardzo dzielna i bardzo Cie podziwiam i nigdy nie mysl o swoich problemach i o tym co tu pisalas jako o bzdurach.
Sle moc buziakow i usciskow Tobie i coreczce :*
Z narodzinami mojej córki zaczęło się nowe, lepsze życie, już nie mam czego szukać w wątku o depresji. Mam cudowną rodzinę: córkę i męża. Oboje staramy się o siebie i budujemy dom. Już planujemy mieć więcej dzieci.
Jestem szczęśliwa.
JEŻYKU, bardzo miło się czyta, że jesteś szczęśliwa, w pełni Ci się to należy i należało za fakt bycia taką cudowną osobą, za wytrwałość i tak ogromną miłość do męża, nawet kiedy były trudniejsze dni. Trzymam kciuki i życzę wszystkiego najlepszego. Będzie mi Ciebie brakować na forum.
smutny misiu, a jak u Ciebie, jak Twoje malzenstwo? wszystko powolutku zmierza w dobrym kierunku?
smutny misiu, a jak u Ciebie, jak Twoje malzenstwo? wszystko powolutku zmierza w dobrym kierunku?
Najpierw powiem Ci, że szczerze trzymam kciuki za zdrówko synka i każdego dnia mam Was w myślach i wysyłam pozytywne wibracje
a co Twojego pytania, to jest byle jak, nie bardzo się rozumiemy i nie mamy za wiele wspólnych punktów.
a kurs sie skonczyl juz pewnie? co zamierzasz dalej? ja tez o Tobie mysle, nie powiem ze codziennie bo naprawde czasami sil brak tyle obowiazkow, ale mysle o Tobie smutny misiu co jakis czas i rowniez przesylam ogrom wsparcia.
masz juz jakis pomysl co dalej zrobic, czy czekasz i szukasz szczescia w tym zyciu w ktorym jestes?
Dziękuję bardzo za wsparcie. Uważam, że nie powinnam tutaj pisać o swoich problemach, bo to był wątek JEŻYKA. Cieszmy się tym, że jest szczęśliwa i wierzmy, że jednak czasami zdarza się happy end.
U mnie niestety zakończenie nie było pozytywne, każde z Nas poszło w swoją stronę. Może odezwę się w innym wątku, jeszcze nie wiem.
Pozdrawiam i życzę wszystkiego co najlepsze.
na pewno kazdy zauwazyl ze nie pisze tu wiecej o swoich problemach, chcialam zapytac tylko Ciebie jak Twoja historia sie uklada. nie napisalam wiecej ani slowa tego co u mnie, jak zdrowie mojego syna i co z moim malzenstwem u wcale nie chwalilam sie moim szczesciem i nie kazalam sie ciesztc wam z mojego szczescia, ktore przeplatane jest rowniez smutkiem i lzami ale to nie jest w tym momencie istotne. Chcialam tylko dowiedziec sie co u Ciebie. poza tym namawialam jezyka zeby powrocil do swojego watku i nie zamykal go z mojego powodu i mysle ze jezyk za te killka postow na pewno nie bedzie mial do mnie zalu. wiem to na pewno. i na pewno by nie pomyslala ze chce przejac jej watek,bo nawet nie mialabym ani checi ani powodow zeby to robic.
Pozdrawiam i zycze powodzenia w nowym zyciu, abys odnalazla swoje szczescie gdzie indziej bo na pewno istnieje, musisz tylko w to wierzyc i starac sie je znalezc.
Rowniez pozdrawiam i tak jak jezyk jakis czas temu zegnam net kobiety, a w zasadzie tylko Ciebie bo do nikogo wiecej tu sie poza Toba i jezykiem nie zwracalam.
Pozdrawiam i wszystkim zycze ktorzy to czytali wiary ducha i sily w rozwiazywaniu problemow, mysle ze jezyk tez by wam tego wszystkiego zyczyla i by potwierdzila moje slowa.
Dziękuję Tobie KASIENKO i Tobie JEŻYKU za wsparcie i za sympatię, którą od Was otrzymałam, byłyście bratnimi duszami i kompanami niedoli. Dziękuję za podnoszenia na duchu i zrozumienie, gdybyście potrzebowały życzliwej duszy, to odezwijcie się w tym wątku albo na maila. Ściskam Was mocno.
Cześć
Chciałam napisać o moich lękach związanych z przeprowadzką. Szukam wsparcia - tutaj jest taka miła atmosfera, że zdecydowałam się zarejestrować.
Słuchajcie, mój problem jest chyba błahy, ale czuję taką blokadę i stres, jakbym miała wyprowadzić się na drugi kraniec ziemi...
Mieszkam niedaleko Krakowa (25 km) - stąd mam wszędzie dobry dojazd. Tutaj pracuję. Mieszkamy z mężem (2 lata) w moim domu rodzinnym - na jednym poziomie z rodzicami.
W skrócie - mąż ma już dość... i prosi mnie, abyśmy przeprowadzili się do jego domu rodzinnego na wieś - tam jest wolne piętro (siostra studentka wpada z chłopakiem). Na wynajem nas nie stać.
Mój problem: bronię się przed tym już roku....choć chciałabym mieszkać "osobno".
W moim domu jest mi dobrze, rodzice nam pomagają, bo nas wiecznie nie ma...Niewiele robimy - chociaż tyle, że dokładamy się do utrzymania.
Mąż uczy się i pracuje. Ja pracuję i dodatkowo założyłam firmę (początek), więc żyję pracą?
Oboje zarabiamy niewiele (najniższe krajowe).
I teraz co? Mąż prawie co dzień pyta: kiedy będziemy mogli się przeprowadzić? A ja milczę?milczę?a w nim się gotuje w środku?.
Czego się boję?
1. dojazdów ? 25 km samochodem (40 min) do pracy, a teraz mam 10 min. pieszo. Ja odebrałam prawko 2 tygodnie temu ? a zima idzie?
Poza tym moja działalność kwitnie w innej części regionu ? też dojazdowo?
2. wydatków (2 samochody) ? mąż też musiałby dojeżdżać i to sporo? obawiam się, że na dentystę może zabraknąć?
3. wsi spokojnej, wsi sielskiej ? cenię, ale rekreacyjnie?
4. innej mentalności ? to jest widoczne? inaczej się mówi, inaczej widzi świat ? ludzie są przyzwyczajeni, że wszędzie trza dojechać samochodem, a ja miałam wszystko na wyciągnięcie ręki?
5. obowiązków domowych ? ja czasem wpadam do domu, jak do hotelu?. a mój mąż nie garnie się do gotowania?
Smutno mi, bo myślę o moich rodzicach. Wiele zrobili dla nas?. a wychodzi tak, jakbyśmy (niewdzięczni) chcieli uciec (mama nie życzy mi mieszkania na wsi? - pewnie sama boi się, że zostanie sama)?
I co? Mam pakować pudła i próbować? Nawet na siłę?...
Wiem, że usamodzielnienie się jest dobre, że musielibyśmy sobie ugotować i radzić jakoś.
Wiem też, że będzie mi trudniej, niż jest.
No i wiem, że musze dbać o moje małżeństwo i że mam już dość dąsów męża?
Będę wdzięczna za opinie.
Pozdrawiam!
Dojazd co dzień 25 km samochodem do pracy to pewnie jakieś 500 zł... Tyle wydaje mój mąż przy dobrych wiatrach tzn. gdy nie ma awarii... To kwestia finansowa bardzo istotna, by nie przeprowadzać się.
Świeżo zrobione prawo jazdy tuż przed zimą to też argument, by jednak być gdzie jesteście. Zależy jak odśnieżane są drogi, bo w niektórych rejonach bywa ciężko.
Nie piszesz czego ma dość Twój Mąż, może da się to zmienić tu gdzie mieszkacie... a jeśli Ty będziesz miala dość w jego rodzinnym domu, to warto porozmawiać co wtedy zrobicie.
Pozdrawiam ciepło. To wcale nie błahy problem.
plimka, ja bym się w to nie pakowała.
Przeczytaj sobie posty Jezyka, a zrozumiesz przed czym chcemy Cię ochronic.
Czytałam posty Jeżyka - smutna historia
Ja nie dałabym rady - spakowałabym się i wyniosła...Ale też wiem, że mam dokąd...Nie każdy tak ma...
Myślę jednak, że moja sytuacja jest nieco inna... Tam nie ma gospodarstwa...to w sumie dom posród lasów, taka dzielnica większego miasteczka (4km)...Dla mnie - jak wieś - jeden sklep, dwa pks-y na dzień itp.
Z pewnością jednak nie będę musiała fizycznie pracować. Zresztą nie pisałabym się na to.
Zwłaszcza teraz, gdy rodzina mi się powiększy.... Dowiedziałam się tydzień temu....:)
Jakkolwiek - podejmę ryzyko - jutro ekipa zabiera sprzęty. Czuję, że to sprawdzian, że nie mam wyjścia. (Mąż ma dość mieszkania na jednym poziomie z moimi rodzicami - przyzwyczajeń, wspólnej kuchni itp.)
Najbardziej boję się dojazdów - to mój najwięszy stres.
A teściowie chyba będą się starać o dobre relacje - mówią, że jak będzie nam źle, to możemy wrócic do mnie lub coś innego się wymyśli... Nie wiem tylko, co moi rodzice na to...
Wiszę, że tata podchodzi bez emocji, sceptycznie...
Mama, emocjonalna, przeżywa, popłakuje, chyba czuje się urażona, że "uciekamy"...a Ona się tak starała - z tym mi ciężko...
To takie odcięcie pępowiny
Teściowa dzwoniła wczoraj, że umyła podłogi, okna...żebym się nie męczyła teraz....
Start będzie więc myślę ok...
A dalej to się okaże...
Może w pewnym momencie pójdę na L4 i będę huśtać dzidziusia pośród lasów...
Dzięki dziewczyny - trzymajcie kciuki!
Plimka będzie dobrze .Zgadzam sięz twoim mężem wspólna kuchnia -koszmar., Na pewno nie chcialabyś dzielić kuchni z teściową Postaraj się abyś miała to poczucie prywatności od początku.Wszystko zależy od tego jak ułożą się relacje pomiędzy wami a rodzicami twojego męża.Inne sprawy to bajka .Najważniejsze to aby wam było razem dobrze.Maluszkowi będzie zdecydowanie lepiej na wsi.Gratulacje dla przyszłej mamusi
Jeżyku123 śledziłam twoją opowieść od początku, pisałam i czasem dodawałam otuchy. Miałam małe zawirowania we własnym życiu i nie było mnie tutaj na netkobietach parę miesięcy, ale jak weszłam dziś to bardzo się ucieszyłam, że na świecie jest już twój największy skarb GRATULUJĘ CI SERDECZNIE!
Widzę że twój świat się odmienił:) A jak jeszcze dom będzie wykończony to mam nadzieję że będziesz w końcu szczęśliwa. Tego ci życzę z całego serca. Pozdrawiam ciebie i twoją córunie!
341 2011-11-03 17:05:27 Ostatnio edytowany przez Maugosias (2011-11-03 17:12:17)
Dojazd co dzień 25 km samochodem do pracy to pewnie jakieś 500 zł... Tyle wydaje mój mąż przy dobrych wiatrach tzn. gdy nie ma awarii... To kwestia finansowa bardzo istotna, by nie przeprowadzać się.
Przeprowadziłam się z miasta na zapadłą wieś, bo kogoś pokochałam. Do busa jest z naszego domu kilka km. Do najbliższego sklepu też. do tyciego miasteczka żyjącego w dwa dni w tygodniu (targ), gdzie jest przychodnia ze wszystkimi najważniejszymi specjalistami, urzędy i szpital, jest kilkanaście km.
Faktycznie, nie wiem, czy mogę się podpiąć pod ten temat, by opisać całą moją historię z przeprowadzką. Po krótce - nie dość, że z miasta na wieś, to jeszcze do towarzystwa o niższym (w większości dużo niższym, niż ja) wykształceniu, choć też to osoby, które porzuciły miasto dla "sielskiego spokoju"... Różni nas dużo - doświadczenia, wiedza teoretyczna i praktyczna i podejście do wielu spraw. Wciąż uczę się jakoś żyć w tym społeczeństwie, ale kocham mojego partnera ze wzajemnością, więc póki co zagryzam wargi, obserwuję i uczę się jakoś rozsądnie reagować na to środowisko, choć czasem jest mi bardzo trudno.
Ale tu chciałabym nawiązać do zacytowanego na początku zdania.
Moja teściowa przeprowadziła się z miasta na wieś, bo m.in. niby tu taniej. Niby jest "na swoim", ale zapomina, że wprawdzie nie płaci za czynsz miesiąc w miesiąc od kilkuset do ponad 1000 zł, ale mój partner (jej syn) płaci za dojazdy do pracy 300-500 zł, a bez jego 2000 zł na rękę marnie widzę to domostwo. Już nie mówiąc o tym, że gdy tu zabraknie męskiej pary rąk (jedna to nadal za mało, co widzę na co dzień, choć mój partner się stara), to po prostu to będzie katastrofa
Rozumiem, ja też wyszłam za mąż i wyprowadziłam się na wieś. Teraz całe dnie pomykam w gumiakach, kufajce (żeby było cieplej) i chustce na głowie, teściowa podarowała mi fartuch po kostki aby nie pobrudzić drelichowych spodni...moje atrakcje to targ co dwa tygodnie i praca w chlewni i oborze, doję krowy, karmię świnie i nawet muszę wyrzucać gnój, bo mój mąż pracuje zawodowo i nie może cuchnąć. Do nalbliższego miasta mam 50 kilometrów i brak czasu na takie swawole bo robota czeka (tekst teściowej). Poza tym do moich obowiązków należy praca w domu i na polu, na ciągniku też musiałam się szybko nauczyć jeżdzić, jest mi ciężko, to targanie kubłów z żarciem, sterczenie pod krową (a doję ręcznie, bo taniej) i wyworzenie gnoju na pole pozwoliło mi zapomnieć, że jestem kobietą. Włosy mi śmierdzą pomimo nie zdejmowania chustki przez cały dzięń, moje spodnie i gumiaki są uwalane gnojem - nie takiego życia chciałam ale kocham mojęgo męża!
Kochane moje, ja też wyprowadziłam się z Warszawy na wieś i dojeżdżam do pracy, co oczywiscie jest kosztowne, ale nic nie zastapi uroków wsi, zycie w miescie było juz dla mnie nie do zniesienia, wszechobecny smród spalin, blokowiska, agresja, bandy wałesających się nierobów, pijacy pod sklepami z piwem, masakra..... Zamieniłam to na życie na wsi, korzystam z dobrej zywnosci, świeżego powietrza, wolniej toczącego sie życia, ale to kwestia podejscia do sprawy, szkoda, że nie widzicie dobrych stron swojego życia, bo to znacznie to życie utrudnia. Nawet wędliny i kiełbasy robię i wędzę sama, piekę chleb, uprawiam warzywa i owoce, bo te sklepowe "specjaly" nie nadaja się, aby je wziąć do ust.
344 2011-12-22 17:05:01 Ostatnio edytowany przez Maugosias (2011-12-22 17:07:52)
Kochane moje, ja też wyprowadziłam się z Warszawy na wieś i dojeżdżam do pracy, co oczywiscie jest kosztowne, ale nic nie zastapi uroków wsi, zycie w miescie było juz dla mnie nie do zniesienia, wszechobecny smród spalin, blokowiska, agresja, bandy wałesających się nierobów, pijacy pod sklepami z piwem, masakra..... Zamieniłam to na życie na wsi, korzystam z dobrej zywnosci, świeżego powietrza, wolniej toczącego sie życia, ale to kwestia podejscia do sprawy, szkoda, że nie widzicie dobrych stron swojego życia, bo to znacznie to życie utrudnia. Nawet wędliny i kiełbasy robię i wędzę sama, piekę chleb, uprawiam warzywa i owoce, bo te sklepowe "specjaly" nie nadaja się, aby je wziąć do ust.
Tak, wszystko ma swoje wady i zalety. Ja niestety nie wyobrażam sobie siebie uprawiającą "grządki na własne potrzeby" czy hodowlę kilku sztuk drobiu "na jajka lub mięso na własny użytek". Mojej teściowej to pasuje, ale to już kobieta na emeryturze, która już pracy zarobkowej, do której w dodatku trzeba dojeżdżać, już nie podejmie.
Ja chcę podjąć pracę, jak tylko się da - z dojazdami może mnie nie być w domu prawie cały dzień (z dojazdami) w dzień powszedni.
Wkrótce pojawi się dziecko - kiedy podrośnie, chcę mieć czas także dla niego, więc weekendy na dodatkowe prace gospodarskie też odpadają - a raczej muszą być ograniczone do minimum, czyli do prac porządkowo - naprawczych wokół domu i gotowania.
Wiem, że możesz napisać, że wszystko da się pogodzić, jak się chce, jednak niestety - nie wszyscy nadają się w 100% do życia na wsi, a nie tylko "posiadania tam miejsca zamieszkania, czy noclegu".
Dobre strony mojego życia? Hmmm - jestem z kimś kogo kocham ze wzajemnością, ale... Czy mogę powiedzieć "wsi spokojna, wsi wesoła" jak słyszę o "kłótniach o miedzę" czy o 2-metrowy pas ziemi szerokości pół metra (najgorszej klasy, właściwie sam piach!!!), za który "miejscowi" chcą ogromne sumy odsprzedając państwu - by mogła powstać droga asfaltowa, to życie na wsi aż tak pięknie nie wygląda - nie ta takiej zapadłej
Nie mogłam się powstrzymać i wróciłam na forum.
Czytałam co piszecie. TES jesteś bezbłędna. Nie wiem co miałaś na myśli pisząc o sobie, ale mnie to rozśmieszyło. Ja też doję czasem krowy, ale nigdy nie wkładam fartucha, czy chustki. Ha ha. To byłaby katastrofa dla mojej kobiecości. Zawsze jestem normalnie ubrana i zawsze rano układam włosy i maluję choćby rzęsy, depiluję nogi, żeby czuć się kobieco. Nawet jak idę do obory. A pranie jest codziennie i nigdy nie zdążę tak strasznie prześmiardnąć. Od razu po oborze się kąpiemy, nawet jeśli jest to więcej niż dwa razy dziennie. A mój mąż to wogóle ma hopla na tym punkcie. Doi w spodniach Wranglera albo Lee. Kupuje na ciuchach i w takich doi i chodzi po podwórku. Ma kilka par, codziennie piorę jedną parę i codziennie ma czyste. Tutaj nie dałam się zwariować. Na początku też zaczęłam chodzić tylko w dresach, ale potem zauważyłam, że w dresach nie czuję jak tyję i przeszłam tylko i wyłącznie na jeansy w domu i na podwórku. Jeżdżę na zakupy "ubraniowe" przynajmniej raz w miesiącu i nigdy ich nie żałuję, żeby chodzić na co dzień. Jeszcze tego by brakowało, żeby doić krowy i kompletnie nic z tego nie mieć. Nie można wyjechać, bo krowy, bez sensu jest coś kopić bo i tak idzie się do krów? To pytanie: Po jaką cholerę te pieniądze z mleka, skoro i tak i tak nie można ich na nic wykorzystać, bo nie ma wyjazdów, ani zakupów?
Mi tam krowy nigdy nie przeszkadzały. Poza tym nie zamierzam na razie rezygnować z mojej pracy. I może dlatego mam lekkie podejście do chodzenia do obory. Lubię to nawet.
To dojenie ręczne też mnie zaskakuje. Pieniądze z mleka szybko się inwestuje, żeby było łatwiej. Ty TES trafiłaś w dziwne miejsce. Nie wyobrażam sobie ręcznego udoju. Tu podłączasz aparat i stoisz, popijasz piwko. Nic strasznego. Cały dzień kobieta jest w domu, do pracy na określone godziny chodzić nie musi. O wiele lżej niż w mieście. Kiedy myślę jak moja mama się uwijała przy domu i dzieciach i leciała na zmiany do pracy to miała gorzej. Tutaj godzina dojenia rano i wieczorem i te same obowiązki co wszędzie - dzieci, obiad, sprzątanie.
Mi wiele się w głowie teraz ułożyło. Teściowa - praktycznie nie istnieje w mojej głowie. Gdzieś tu się plącze po domu i podwórku, ale ja żyję po swojemu. Opiekuję się córką i jest cudownie.
Jak wcześniej latałam jak głupia ze szmatą po wszystkich i robiłam co ona każe - ogórki, mięso, obsługa gości, to teraz nie robię nic. Pomyślałam sobie, skoro tak bardzo jej nie lubię to po jaką cholerę latam jak kot z pęcherzem, żeby ona była z synowej zadowolona. Przestałam. Mało to. Robię wręcz odwrotnie. Kruszę specjalnie, brudzę specjalnie, chodzę w nocy najgłośniej jak się da, żeby tylko ją obudzić, brzdąkam szklankami, gotuję wody więcej niż mi potrzeba, jak spuszczam wodę w toalecie to otwieram drzwi podczas pracy spłuczki, nie czekam do końca, tylko po to, żeby królową obudzić. Specjalnie wyrzucam gąbkę za szafkę, że niby mi spadła, coś rozlewam, że niby przez przypadek, a ona chodzi i poprawia. Nie wiem czemu wcześniej nie wpadłam na taki pomysł. Teraz żyję tu jak gość i tylko czekam na wyprowadzkę. Mamusia ugotuje, to zjem i odstawię talerz żeby mamusia umyła. Już trochę stara się utemperowała, ale jeszcze wiele brakuje. Raz nawet z nostalgią patrzyła w okno, patrząc na nasz dom i mówi tak "myślałam że będziemy żyć dalej szczęśliwie razem, ale zaczynam rozumieć, że tak nie będzie". Prawdopodobnie mamusia była spakowana. Jeszcze wiele krwi mi psuje i mam gorsze dni że płaczę przez nią, ale dałam sobie na luz. Mogłam, bo wiem, że za jakiś rok już mnie w jej domu nie będzie. W naszym domu już jest dach, okna, drzwi, elektryka. Teraz pochłania mnie aranżacja wnętrz. Cudownie. Nie mam czasu na przejmowanie się teściową. Mężowi też przestałam płakać w rękaw i narzekać na jego matkę i od razu nasze stosunki się polepszyły. Mamusia nauczyła się pukać, bo jej w końcu wygarnęłam. I nie puka bezszelestnie i wchodzi, tylko puka kilka razy aż sama jej otworzę, jeśli nie otwieram, odchodzi.
Dla mnie ta kobieta to brudaska (w jednej misce zmywa naczynia, podłogę i parapet po kotach, gdzie jedzą i nawet sikają), chwalipięta, przemądrzalec i wredna żmija. Dla mnie nie istnieje.
Pozdrawiam netkobiety.
346 2012-01-08 15:51:33 Ostatnio edytowany przez smutny_miś (2012-01-08 15:51:56)
fajnie Jeżyku, że wróciłaś na forum - bez Ciebie to nie było to samo. Miło czyta się Twój post pełen radości i zadowolenie z życia - optymizm bije i zaraża innych wiele przeżyłaś zawirowań z panią teściową i wiele cennych rad udzielisz dziewczynom, z podobnymi problemami.
p.s.A teraz pozwolę sobie na małą prywatę - ściskam Cię serdecznie
Pisz Smutny Misiu co u Ciebie.
Moja teściowa to agentka z kosmosu. Takie żmije chyba są rzadko spotykane. Na przykład moje dziecko je naprawdę dużo. Zajada zupki, mięsko, owoce, kaszki aż jej się uszy trzęsą, a żmija chodzi i tylko mi powtarza "ona chce coś "mocniejszego na wzmocnienie kośći" "- znienawidziłam ten slogan teściowej. No wiecie, że niby głodzę dziecko, że przecież słoiczek zupki to za mało dla 5-miesięcznego szkraba, że zamiast jednego ciasteczka z mlekiem powinnam podać jej z pięć ciastek, że "żałuję" soku mojej córce, tylko wodę daję, przecież dzieci nie lubią ohydnej wody. I tak mówi do małej "woda jest fuj". Nienawidzę żmijicy za to.
Nie dam rady opisać wszystkiego co przez te miesiące mojej nieobecności na forum moja teściowa mi zgotowała, ale może chociaż odrobinę przytoczę, żebyście się pośmiały. Tak, tylko śmiać się z tego można, nic więcej.
Z zagranicy wrócił brat mego męża. Mieszka z nami, na górze. Czasem pomieszkuje tu też jego dziewczyna. Kiedy jest to teściowa zajmuje się sobą, a kiedy dziewczyny nie ma, to idzie o 8 rano do synka cyt. "zobaczyć czy chociaż żyje, bo coś za długo nie schodzi". I nie ważne że śpi codziennie długo. Ona codziennie ze strachu o 36letniego synka idzie do jego pokoju serdecznie go powitać.
Kiedy jest pora obiadu, teściowa wyciąga trzy talerze, nalewa zupę sobie i dwóm synkom i siada do stołu ogłaszając, że jest obiad. A ja? Nie wiem, może ona nieświadomie to robi, bo myśli, że lubię sama sobie wszystko wziąć. A najdziwniejsze jest to, że nikt poza mną tego procesu podawania obiadu nie zauważa. Ja tak jakbym nie istniała.
Wigilia wyglądała podobnie. Byliśmy ja, mąż, córka i teściowa. Usiedliśmy do kolacji, córka zrobiła kupkę od razu po opłatku, więc mówię, że tylko zmienię pieluchę i przychodzę. Kiedy wróciłam teściowa i mężuś już zjedli i poszli się położyć. Takim sposobem po raz pierwszy w życiu nie jadłam kolacji wigilijnej. Dziwnie się czułam i byłam zła głównie na męża. Teściowa tryumfowała, że zjadła w towarzystwie tylko i wyłącznie swego ukochanego synusia.
W drugi dzień Bożego Narodzenia pojechaliśmy do brata męża. Oczywiście teściowa z nami. Bratowa sprawiła mi komplement, że ładnie wyglądam w sukience, a teściowa szybko przy wszystkich, że taki krój faktycznie pasuje do tęgiej osoby. Było mi tak przykro......
Więcej kolejnym razem bo córcia się budzi.
To byłaby katastrofa dla mojej kobiecości. Zawsze jestem normalnie ubrana i zawsze rano układam włosy i maluję choćby rzęsy, depiluję nogi, żeby czuć się kobieco. Nawet jak idę do obory.
Bardzo podoba mi się to podejście, to my kobiety same czynimy siebie mniej lub bardziej atrakcyjnymi i kobiecymi. A to co mamy na sobie, ma bardzo duży wpływ na nasze samopoczucie, kobiecość i własną wartość. No i nasi Panowie też są zadowolenia z takiego obrotu sprawy.
nie zamierzam na razie rezygnować z mojej pracy.
Właściwe podejście, praca pozwala Ci być niezależną finansowo, przebywać z ludzmi, robić to co lubisz, no i oczywiście macie drugie (pewne) źródło utrzymania.
Jak ten czas szybko leci, Twoja Niunia ma już 5-msc. Masz cudownego męża i cudowną rodzinę i...w końcu robisz co chcesz i jak chcesz. Bardzo dobrze, że żyjesz po swojemu, bo szczęśliwa mama i szczęśliwa żona potrafi dać szczęście swojej rodzinie.
Co do opisanych zachowań tesciówki, no cóż, różne sa charaktery i zachowania i typy osobowosci, które nigdy się nie dogadają - jak Ty i ona. Jestem pewna, że jak się wyprowadzisz, to dopiero doceni jaka z Ciebie fantastyczna żona, pani domu i matka. Będzie Cię wychwalać pod niebiosa. Postaw jasne granice w wychowaniu córeczki, powiec jej, ze Ty jesteś matką i Ty wiesz najlepiej co jest dla córki najlepsze. Powiec, że jak będziesz potrzebowała porady czy pomocy to się zwrócisz do niej (oczywiście nie zwrócisz - to tylko grzecznościowy zwrot), a póki co będziesz robić, to co Ty uważasz, w kwestiach karmienia, picia i innych.
Podejrzewam, że niektóre jej zachowania, wynikają niekoniecznie ze złej woli, tylko z faktu braku domyślności, obycia i taktu. Np. opisana przez Ciebie sytuacja z sukienką, poprostu nie wie, co wypada a co nie, powiedzieć w towarzystwie. Ja bym na Twoim miejscu odpowiedziała, że "w takim razie to krój idealny dla mamusi, ukryje co nie co"
Zagranie z wigilią, doskonale rozumiem, jak się poczułaś, zlekceważona i jakby wogóle Cię nie było. Może ona nie zna tradycji wspólnych, rodzinnych posiłków, wspólnej wieczerzy. Dla niej to normalne, że każdy je sam a potem idzie do roboty. Powiec, że było Ci przykro, że nie poczekali na Ciebie z kolacją. A niech wie, że nie życzysz sobie następnym razem takiej sytuacji.
Podobnie sprawa się ma z nalewaniem zup, ona poprostu jest nauczona, że mężczyznom należy wszystko podać pod nos, a Ty sobie poradzisz.
Nie usprawiedliwiam jej zachowań, czy komentarzy, ona poprostu nie umie inaczej.
A teraz dwa słowa tego co u mnie. Przez jakiś czas z mężem mieszkaliśmy oddzielnie. Za bardzo brałam wszystko do siebie i nie nawidziłam swojego życia. Musiałam się wyprowadzić, bo inaczej oszalałabym albo popadła w depresję, nie chciało mi się żyć. Mąż poprosił o jeszcze jedną szansę, ponieważ wciąż zależało mi Nim, postanowiłam spróbować, aby potem nie żałować, że tego nie zrobiłam. Było ciężko, sporo żalów i pretensji, ale jakoś sie udało, choć sporo pracy przed Nami jeszcze.
Z powodów rodzinnych na dłuższy czas teściowa wyjechała, dzięki temu zbliżylismy się do siebie z mężem. Żyliśmy w końcu jak małżeństwo, tak jak zawsze sobie wyobrażałam, okazało się, że on widzi wiele rzeczy podobnie jak ja.
Po powrocie teściowej jest jakby lepiej, chyba pozytywnie się zdziwiła, że tak doskonale sobie radziliśmy, że codziennie dwudaniowe obiady, że posprzątane, że wszystko dograne. Że mąż nie schudł i nie wydzwaniał i nie prosił "mamusiu wróć". Okazało się, że święta mieliśmy bardziej tradycyjne i wystawne niż te, które ona przygotowała razem z córką - zatkało ją. Może mnie doceniła w końcu, że coś jednak umiem. A może zobaczyła, że każdy ma prawo do własnego życia, że jej córki żyją jak chcą i że teściowe mają za nic. Może ona nie chce być taką znienawidzoną teściową. Narazie upłynęło zbyt mało czasu, aby stwierdzić, jak dalej będą wyglądać nasze relacje, ale póki co, ja również staram się żyć, tak abym to ja była szczęśliwa a nie uszczęśliwiać innych kosztem siebie.
Kasienko, jeżyku, gratuluję Wam...pózno, bo pozno,ale szczerze
Niech słoneczka Wasze rosną w zdrowiu,niech każdy dzień rozświetla Wam uśmiech Waszych dzieciątek.
Obyście wszyscy byli szczęśliwi
Wpadłam na ten wątek zobaczyć co u jezyka, a tu niespodzianka
Nie w sensie że Jeżyku urodziłaś,ale że jesteście dwie- dzielne A raczej czworo Was
Czwórka dzielnych, Jeżyk z KASIENKĄ i ich dzidziusie...
O mężach zapomniałam....ehhh...
Ja już skończę swoje wywody i pójdę spać
Ale jeszcze raz Serdeczne Gratulacje i buziaki dla maluszków
Jak czytam Was- dziewczyny,które przeprowadziłyście się na wieś to oczami wyobraźni widzę siebie.
Mój mąż jest ze wsi- takiej głuchej,bez telefonu przez wiele lat,pralki i odkurzacza.Gospodarstwo jakieś wielki nie było,ze dwie,trzy krowy,trzy świnie,koń- obowiązkowo i kury.
Mój mąż,podobnie jak i dwójka jego braci nie pracują na roli.Mąż ma sieć przychodni,jedna pięć kilometrów od rodzinnego domu.
Mąż spłacił braci i postanowił wyremontować górę- ponad stumetrową żeby można było przyjechać z dzieckiem,w weekend pomieszkać..
Moi teściowie są strasznymi brudasami,kiedy jeszcze nie mieliśmy zrobionej góry przyjeżdżaliśmy w weekendy,czasem też pomóc w polu. czasie żniw nie pomagałam bo mam alergię ale sprzątałam ten cały domowy syf.Było mi smutno jak za tydzień przyjeżdżaliśmy i syf był jeszcze większy.
Od paru lat przyjeżdżamy na wieś latem,w wakacje z córką.Mamy wielkie trzy pokoje,tarasy,własną kuchnię i łazienkę i nawet klimę bo latem jest gorrąco.Mój mąż liczył i liczy nadal,że zgodzę się przeprowadzić tam na stałe. W tym roku założył nawet kaloryfery więc święta spędzliśmy tam.
Wywalczył z rodziną porządek na podwórzu- zasadził mnóstwo świerków od strony ulicy,zrobił płot,zapłacił za ułożenie kostki,jest sporo tujek a wiosną mnóstwo kwiatów.Córka ma na dworze huśtawki,trampolinę,basen a pod wielką piękną lipą mamy stół,hamaki i tam przyjmujemy gości,którzy są zachwyceni i nie rozumieją dlaczego ja chcę mieszkać w mieście w 50 metrowym mieszkaniu.
A ja wiem,że gdybym się przeprowadziła moja teściowa żyć by mi nie dała bo ona jest tak samo sukowata jak Twoja- Jeżyku.Tylko,że ja nie jestem tu codziennie a poza tym ostro ją opierdzielam,żeby na zbyt wiele sobie nie pozwoliła.
Poza tym wszyscy czują się tu bardziej u siebie niż ja.Bracia mego męża,mimo,że zostali spłaceni nadal czują się tu wyjątkowo swobodnie.Jeden z nich w zeszłym roku przywiózł swoje auto po wypadku i postawił je obok ławek pod lipą.No bo on ma gospodarstwo agro i przecież nie bedzie zaśmiecał podwórka swego jakimś złomem.
Chłopaki potrafią wpadać i podrzucać dzieci mi do opieki,bo niby do babci je wiozą ale one już do babci na dół przez cały dzień nie schodzą tylko siedzą u nas.Co niedzielę całe towarzystwo z rodziną- razem 8 osób wpada do mamusi na obiadek a potem( czy tego chcemy czy nie) do nas na kawkę czy piwko czy na grilla.I nieistotne,że ja mam akurat innych gości- oni świetnie się asymilują.
Wykorzystują to bez umiaru,że ja praktycznie całe wakacje mam wolne więc podrzucają dzieci jak jadą do pracy bo przecież 13 latek i 7- latka nie poradzą sobie w domu przez sześc godzin.
Moja teściowa robi identyczne akcje jak Twoja Jeżyku- potrafi zawołać męża z córką na dół na "ciasteczko" na przykład zapominając,że jestem też ja.Albo mój ulubiony tekst kiedy wyjeżdżamy na wakacje- do wnuczki-"trzymaj się taty bo wiesz tam ludzie po polsku nie mówią".No tak,to mąż przez trzy lata prawie siedział na tylku i zajmował się dzieckiem dopóki nie poszło do przedszkola,no to kogo ma się "trzymać".Heheh- moja córka jak jestem w pracy a raz w tygodniu z przedszkola odbiera ją mąż potrafi do mnie wydzwaniać kiedy wrócę bo jej smutno beze mnie.Ale kiedy była mała moja teściowa potrafiła powiedzieć" no to córusia tatusia,chce do taty" kiedy ten brał ją na ręce.A wtedy właśnie córka płakała i wyciągała ręce do mnie.Ona generalnie jest mistrzynią w zaklinaniu rzeczywistości.
Widzę to i mam świadomość( jak i pozostałe synowe),że jestem tylko dodatkiem do synusia i wnusi.Moja teściowa potrafi uzgadniać z synkiem jakie kwiaty zasadzić przed domem,jakich warzyw z ogrodu chce do domu- jak wracamy do miasta,doradza mu gdzie postawić trampolinę a gdzie basen.Wpada do nas na górę i rozkłada święte obrazki
351 2012-01-15 14:13:26 Ostatnio edytowany przez chaber05 (2012-01-15 14:14:34)
Jeżyku, brak mi słów by wyrazić radość z twojego powrotu na forum. Jesteś niezwykle mądrą i rozsądną kobietą, radzisz sobie doskonale, choć czuję, że chyba sporo cię to kosztuje. Pozdrowienia dla całej waszej rodzinki. Mam cichą nadzieję doczekać się forumowej parapetówki domku.
Pisanie tutaj jest formą terapii, więc klikajcie.
Gojko, jakże podobna historia do opisywanych tutaj. Różni się tylko szczegółami. Główny bohater - teściowa i jej niechęć do zaakceptowania zmian. Nieoderwana pępowina ze synem, przy jednoczesnej chęci uszczęśliwienia jego rodziny na swoją modłę. Synowa jako dodatek, wnuki jako bonus albo utrapienie.
Twoja teściowa chętnie widzi pomoc materialną, ale na jej warunkach, przy jednoczesnej niechęci do ustępstw. Nie dziwię się, że nie chcesz zamieszkać z nia pod jednym dachem. Też bym wolała małe, ciasne, ale własne. Męża kusi perspektywa posiadania większego metrażu, dom pod miastem to już coś, więcej niźli mieszkanie. Wszystkim dzieciom wydaje się, że skoro oni dogadują sie ze swoimi rodzicami, to synowa czy zięć nie będą mieć problemu. Idealizowanie rodzica, to jest to.
Twój mąż inwestuje wasze pieniądze bez uzgodnienia z tobą, i tu jest pies pogrzebany. To jakie warzywa i gdzie trampolina czy basen decyduje właściciel posesji czyli teściowa i mąż.
Jeśli zgodzisz się tam przeprowadzić, nie będziesz mieć żadnych praw do nieruchomości ani nic do powiedzenia. Zazwyczaj rodzice przepisuja dom za tzw dożywocie. Mąż spłacił braci, ale ty zostałaś dopisana w akcie notarialnym jako współwłaściciel? Pewnie nie, tego się raczej nie praktykuje. Na razie między wami jest dobrze, ale co będzie gdy teściowa doprowadzi cię do ciężkiej nerwicy i depresji. Będziesz chciała powrotu, to będziesz miała gdzie?
Możesz obudzić się z ręką w nocniku. Mieszkając pod jednym dachem z teściową, która cię nie znosi, mającą oczekiwania wdzięczności po grób przy jednoczesnym braku możliwości na ewakuację, to może być piekło.
352 2012-01-15 16:50:53 Ostatnio edytowany przez gojka102 (2012-01-15 16:52:29)
Chaberku- nie wiem co musiałoby się stać żebym zgodziła się przenieść.Fakt,często mam dość małego mieszkania,do którego trudno kogoś zaprosić.Mój mąż wręcz wstydzi się tego jak mieszkamy(łazienka zrobiona dopiero teraz po dwóch latach mieszkania,stara,śmierdząca boazeria w przedpokoju i kuchni,odnowiony właściwie tylko pokój córki),nie zaprasza tam swoich znajomych i współpracowników.Ale na wieś- proszę bardzo-żeby się pochwalić jaki to ma "wypas" w domu.
Ja też trochę wstydzę się mojego mieszkania w mieście i dość mam pytań znajomych:"czemu wy tu nic nie remontujecie,przecież was stać".No tak,stać mojego męża,ja zarabiam znacznie mniej.
Chaberku,mój mąż nie inwestuje naszych pieniędzy-on inwestuje swoje.Mamy rozdzielność majątkową.Jego rodzice o tym nie wiedzą i pamiętam jak kiedyś jego ojciec mi powiedział,że powinnam mu dziękować na kolanach jaki to on dom postawił bo ja mogę sobie tu teraz przyjeżdżać a po jego śmierci to też będzie moje.Nie miałam ochoty temu złosliwemu prostakowi niczego tłumaczyć,więc tak zostało...
Kiedy już mam chwilami dość i zrobię awanturę,mój mąż zaczyna się liczyć z tym,że ja też mam prawo decydować co potrzebne nam jest do domu na wsi a co do naszego mieszkania i skoro ja prowadzę dom jeden i drugi to należałoby mnie informować na przykład o niezapowiedzianych gościach czy planach na popołudnie.
Moja teściowa jest na tyle prymitywną kobietą,że obgaduje mnie do swich dwóch synowych a je dwie obgaduje do mnie.Potrafi też poskarżyć się synkowi a kiedy ja robię wielkie oczy ze zdziwienia jej relacją i przedstawiam jak naprawdę sytuacja wyglądała mój mąż z lekka baranieje i nie bardzo wie co z tym fantem zrobić.Ja sama mu mówię,że wiem od jego braci,że z nimi postępuje tak samo: obgaduje jednego syna przy innym.
Gdyby jej pozwolić wtrącałaby się we wszystko.Ostatnio moja córka po raz kolejny "zgubiła" balona napełnionego helem.Powiedziałam,że to ostatni jakiego ode mnie dostała bo to są drogie rzeczy a mnie nie stać na puszczanie w niebo 20 złotych.Córka sobie popłakała a za chwilę przyszła z babcią,która powiedziała mi,że mam jej następnym razem balona kupić bo nie może tak być,że dziecko płacze.Celowo nie zwróciłam się do teściowej tylko powiedziałam córce,że ja już się na ten temat wypowiedziałam a jak babcia ma ochotę to niech kupuje wnuczce a ode nie ma prawa wymagać.
Takich sytuacji jest kilka w tygodniu ale jestem twarda i nie ustąpie na palec bo wtedy teściowa już będzie mnie miała.
Powiedziałam mężowi,że ja się na wieś nie wyprowadzę i nie godzę się także na postawienie osobnego domu w pobliżu teściowej.
Mam świadomość,że jak ona albo teść zaniemogą to nie synkowie będą koło nich skakać tylko ja.Powinni czasem o tym pomyśleć zanim coś chamskiego czy złośliwego do mnie powiedzą.
Mąż spłacił braci i postanowił wyremontować górę- ponad stumetrową żeby można było przyjechać z dzieckiem,w weekend pomieszkać...
Niestety tak to jest, czy spłacone czy przyrzeczone, że kiedyś będzie nasze, nadal nie czujemy się tam u siebie. My tam wciąż jesteśmy gośćmi i nie mamy nic do powiedzenia. Bracia nadal czują się jak u siebie, bo to ich dom rodzinny. Uważają, ze dzieci przywożą do babci, aby miała ich na oku, ale oczywistym jest, że wolą siedzieć Tobie na głowie, bo babcia nie zapewnia takich fajnych atrakcji i nie ma pomysłów na spędzanie wolnego czasu.
Ale patrząć z drugiej strony, jak my zachowujemy się jadąc do rodziców, też czujemy się jak u siebie.
i tam przyjmujemy gości,którzy są zachwyceni i nie rozumieją dlaczego ja chcę mieszkać w mieście w 50 metrowym mieszkaniu
nikt kto wie, jak wygląda mieszkanie wspólnie z teściami albo ma wyobraźnie, aby się domyślić, nie będzie się dziwił, że wolisz małe ale własne mieszkanie.
Gojka, nie rozumiem tylko czemu Twój mąż nie dokłada się do mieszkania, przecież też tam mieszka. Można wyremontować mieszkanie i urządzić w fajnym nowoczesnym stylu. Czy on inwestuje tylko w dom rodzinny, a ma w nosie jak Wy mieszkacie??
Gdybym chciała coś wymusić, to postępowałabym tak jak mąż Gojki. Nie remontuje mieszkania, bo w jego głowie siedzi plan, być może już od dawna - po co ładować pieniądze w remont, skoro i tak dąży się do sprzedaży. Rozdzielność majątkowa ma swoje plusy i minusy. W tym przypadku moze się okazać katastrofą, a jeśli jeszcze mieszkanie jest własnością męża - to pasztet.
Pieniądze są czymś pożądanym, ale mogą też być potężnym orężem wykorzystywanym do osiągania swoich celów. Mieszkanie jest super lokatą i zabezpieczeniem. Jego wartość nie maleje, można go wynajmować, ale też nikt nie będzie chciał nory, trzeba zainwestować w remont. O co kurna chodzi w tym przypadku? O całkowite uzależnienie żony od siebie? O kontrolę? Jak zamieszkasz na wsi, to wiadomo, że będzie jak u wielkiego brata. Każde wyjście, przyjmowani goście i wiele innych spraw pod czujnym i zawsze wszystko wiedzącym okiem mamusi.
A dzieci, ich kształcenie, dostęp do przedszkola, świetlicy? Owszem zdarzają się wyjątki wiejskich placówek, ale to w miejscowości takiej jak moja, bliskiej miasta, kilkutysięcznej wsi, o zagęszczonej zabudowie. Tutaj działa świetlica, przedszkole, jest oferta zajęć dodatkowych, można spokojnie do 17-tej powierzyć dzieci.
Jak będzie to wyglądało tam, jakie perspektywy będą mieć dzieci. Czy tylko maż widzi swoje korzyści. Perspektywa opiekunki starszych ludzi też by mnie odstraszyła. Wiem z czym się to wiąże, nie zwracamy często uwagi ile osób zostało uwiezionych w domach, przy swoich rodzicach czy teściach. Sama zajmowałam się swoimi dziadkami, babcia wymagała w ostatnich miesiącach pielęgnacji niczym niemowlę. Tylko rozmiary wszystkiego spore, a i zapach towarzyszący temu, to nie kupka niemowlęca. Często o jakimkolwiek wypoczynku mowy nie ma, o wyjeździe tym bardziej, rodzina najczęściej zadeklaruje pomoc, ale jej nie dotrzymuje.
Kochanej osoby nie stawiamy pod ścianą, liczymy się z jej uczuciami, nie zmuszamy do lubienia czegoś na co ochoty nie ma, decyzje podejmujemy wspólnie, nie usiłujemy ograniczać jej poprzez narzucenie czegokolwiek.
Że też synowie mamusiom takich numerów nie wycinają, tylko zonie, swoim dzieciom. A niech by mama sprzedała dom, pieniądze dała młodym i sama u nich robiła za służbę.
slyszałam od dziewczyny znajomej, ze jej sie zwiazek rozpadl, bo nie zostawi rodzicow, a siedz stara panno teraz z rodzicami, chlop poszedl w siną dal i nie wróci.
Gdybym chciała coś wymusić, to postępowałabym tak jak mąż Gojki. Nie remontuje mieszkania, bo w jego głowie siedzi plan, być może już od dawna - po co ładować pieniądze w remont, skoro i tak dąży się do sprzedaży. Rozdzielność majątkowa ma swoje plusy i minusy. W tym przypadku moze się okazać katastrofą, a jeśli jeszcze mieszkanie jest własnością męża - to pasztet.
pomyślam podobnie, że mąż Gojki, nie remontuje mieszkania, aby "zmusić" ją do przeprowadzki
ALEGORIA26- co Twoja wypowiedź ma do tematu, bo nie rozumiem
Ech,smutny misiu- ja rozumiem,że to dom rodzinny jego braci ale niech oni na litość boską czują się u siebie jak są u swoich rodziców na dole!Niech złomu na podwórko nie przywożą i nie biorą sobie tego co im się akurat przyda.Na przykład jeden z braci "wziął sobie" wielką grubą folię,którą przykrywamy stół pod lipą na zimę.Innym razem idą do garażu i "pożyczają sobie" jakieś frezarki,przycinarki,wiertarki.Mój mąż zrobił już szafkę na kłódkę...
W zeszłym roku któryś z braci wpadł sobie na górę do naszego kibelka i tam nawalił.A że była zima a my wtedy jeszcze nie mieliśmy kaloryferów i woda była pozakręcana to pływało to do wiosny.Mój mąż sprzątał i powiedział,że straszny syf był.Do mamusi nie wpadną bo ma syfiasty kibel.
Macie rację dziewczyny,mój mąż pewnie cały czas jest przekonany,że dam się złamać i wyprowadzę się na wieś.Ale mama nadzieję,że moja sytuacja się trochę odmieni bo zakładam firmę i nie będę musiała liczyć tylko męża w kwestii urządzania mieszkania.
Chwilami mój mąż ma takie przebłyski,że jednak warto by coś zrobić w naszym mieszkaniu- pokazuje mi jakieś meble czy mi odpowiadają,robotnikowi remontującemu naszą łazienkę powiedział,że tą boazerią trzeba będzie się zająć na wiosnę.
Smutny misiu- przyznam,że ja też tak za bardzo na remont i urządzanie mieszkania nie nalegam.To jest dla nas za małe i wiele zrobić się tu nie da- myślę raczej o zamianie.Ale wiem z doświadczenia,że zamienić jest lepiej "zrobione" mieszkanie.
Chaber- wioska jest pięć kilometrów od niedużego miasteczka.Jest tam jedna szkoła podstawowa,jedno gimnazjum,jedno liceum i technikum.Jest też szkoła muzyczna.
Moja córka od września idzie do prywatnej szkoły,która jest w mieście,w którym mieszkamy- to już postanowione.W naszym mieście ma możliwość rozwijania swoich umiejętności czy talentów,te szkoły w tym miasteczku są kiepskie.
Poza tym nie mam prawa jazdy( i prawdopodobnie mieć nie będę ze względu na moją chorobę) a te pięć kilometrów do miasteczka trzeba pokonać na rowerze lub na piechotę bo tu jeździ jeden autobus(szkolny) dziennie.
Ale p
Przede wszystkim wielkie słowa uznania dla Jeżyka !!! Znalazłem ten post wczoraj..., czytałem do 1-szej w nocy i tylko zdrowy rozsądek ( że trzeba kiedyś spać) kazał mi dokończyć lekturę dziś. Poruszająca historia ..., pełna zmagań, zmian na lepsze.... za chwilę na gorsze.... z niezmiennym nieszczęściem w postaci teściowej ....
Kiedy czytałem pierwsze Twoje wpisy Jeżyku , krzyczałem do ekranu - Uciekaj stamtąd !!!!, Nie sprzedawaj swojego mieszkania !!!!. Zaryzykowałaś...... a ja przed pójściem spać przerzuciłem się na ostatnią stronę by przeczytać, że........ uff - jesteś szczęśliwą mamą i żoną ! Gratulacje J !!! Bardzo, bardzo się cieszę....!!!
Twoja miłość do męża i oddajmy też sprawiedliwość mężowi - jego do Ciebie sprawiła, że powoli, powoli ale idziecie w wymarzonym przez Ciebie kierunku. Przyznam, że nie byłem tego pewny a właściwie to spodziewałem się, że rzucisz wszystko w diabły !. Wiem..... ?miłość ci wszystko wybaczy?... ale mimo wszystko jestem pod wrażeniem Twojej walki o małżeństwo, pomimo strasznej teściowej i... niestety niejednoznacznej postawy męża. JESTEŚ WIELKA Jeżyku !!! Martwi mnie tylko to, że ciągle mimo słów radości co chwila jednak czytam w Twoim poście słowa skargi na teściową ale i na męża, który jednak nie do końca niestety odciął jeszcze pępowinę od ?mamusi?...
Fajnie, że wreszcie znalazłaś sposób na czarownicę....:). Tak się składa, że takie ?postawienie się? jest najlepszą metodą na tego typu osoby. Od czasu do czasu udaje mi się ?nakrzyczeć? na kogoś ?ważnego? kto normalnie krzyczy na innych..... Nieraz aż się nie mogę powstrzymać od śmiechu jak takie pokazanie, że ?się ciebie nie boję? przynosi zbawienne skutki. Szkoda, że nie zastosowałaś tej metody od razu ale rozumiem, że nie chciałaś ?zadzierać? z matką swojego faceta.
Poza tym... jak piszesz.. ?mieszkasz u niej? No i właśnie...... To jest niewłaściwe myślenie, Ty nie mieszkasz u niej tylko mieszkasz ze swoim mężem !. Nie u niej, nie u niego - tylko z nim !. No niestety..., z opisu widać, że mąż tego przynajmniej na początku zupełnie nie rozumiał. Oczywiście, dzięki Twojej determinacji już niedługo będziesz mieszkać ?u siebie? i ...że tak się wyrażę... ?na swoich śmieciach? nie pozwolisz teściowej się szarogęsić... I bardzo dobrze... !
Piszesz, że wasz nowy dom będzie stać ok. 180 metrów od obecnego...... Jest to jakaś ochrona przed tym potworem ale...... Tak naprawdę, to bardziej niż w fundamenty musisz jednak inwestować w męża. To on powinien stanowić najbardziej skuteczną ochronę dla Ciebie. Zgadzam się z wypowiedzią którejś z dziewczyn, że facet po prostu wyrósł w takiej kulturze, w której syn słucha mamusi a jak jeszcze ją ?ubóstwia? no to nawet mu przez myśl nie przejdzie, że mamusia może nie mieć racji a jej postawa może rozwalić jego małżeństwo... I musisz mu to uzmysłowić...
Jeśli mogę coś poradzić, to skoro w swojej pracy zawodowej masz kontakt z rolnikami to powinnaś już zorientować się, że żadna teoria, nawet najlepsza nie przekona chłopa tak skutecznie jak ....... przykład zza miedzy... Agronom może namawiać go do nowej odmiany zboża i nic nie wskóra ale jak sąsiad tą nową odmianę zasieje i zbierze taaaki plon, to następnego roku połowa wsi ją sieje.... Taka nasza przypadłość rolnicza...:)
W Twoim przypadku dobrze by było znaleźć wśród znajomych, może krewnych dwa małżeństwa. Jedno takie, które rozpadło przez wtrącającą się do wszystkiego teściową (przy aprobacie syna) a drugie takie, w który teściowa też się wtrącała ale mąż okazał się być facetem z jajami i stanął po stronie żony i teraz są razem szczęśliwi itd., itp...., sama rozumiesz... Jesteś inteligentną dziewczyną, więc chyba nie muszę pisać, że ma to być zrobione ?dyskretnie?, nic na siłę... - niech sobie facet przemyśli sprawę....... A jak nie znasz takich małżeństw to poproś jakichś znajomych by odegrali takie role.... Myślę, że warto.
Oczywiście, też póki teściowa faktycznie nie będzie wymagała waszej pomocy - trzymaj ją z daleka od swojego domu !
A teraz tak ogólnie do wszystkich tych dziewczyn, które zastanawiają się czy przyjść na wieś za swoją miłością. Miłość miłością, ale jeśli macie jakiekolwiek podejrzenia, że w waszym konkretnym przypadku może to działać głównie w jednym kierunku to musicie się dobrze zastanowić i najlepiej by było sprawdzić te przyszłe warunki wzajemnych relacji...... Mówię tu o prawdziwym stosunku waszych przyszłych teściów i samego ewentualnego męża do was....
Jak słusznie Jeżyk napisała - teściowa przed i po ślubie to dwie różne kobiety. I niestety podobnie może być z jej synem, który w sytuacjach, kiedy jesteście sami jest wspaniałym facetem (inaczej byście go nie kochały) ale pod czujnym okiem taty i mamy... może się okazać, że zdecydowanie bardziej jest ich synem niż waszym mężem ! Myślę, że niewiele dałaby tu nawet szczera rozmowa.
Bo mogłoby się okazać, że będzie tak jak w przypadku mieszanych narodowościowo (kulturowo) małżeństw. Na pewno znacie przypadki kiedy Polka wyszła za np.. Araba... i wszystko było cudownie.... Facet był wspaniałym mężem , o niebo lepszym od polskich parterów jej przyjaciółek - do czasu kiedy mieszkali w Polsce.... Ale kiedy wyjechali do jego kraju to kultura islamu sprawiała, że facet zmieniał się nie do poznania!. To było silniejsze od niego. I podobnie może z mężczyznami na wsi..., będą na wszystko się zgadzać i będą faktycznie szczerze to mówić... ale jeśli nie będą mieć odwagi przeciwstawić się ?tradycji?, a głównie swoim rodzicom - to marnie to widzę....
Zresztą i Jeżyk i inne kobiety pisały tu o tym, że kiedy ich facet był w jakiś sposób przez pewien czas ?odizolowany? od ?mamusi? to był tym ?dawnym, kochanym mężczyzną? ale pojawiają się ?oni? i chłopak zapomina, że nosi spodnie i kocha swoją kobietę.
Na szczęście coraz więcej jest ?prawdziwych facetów?. Znam zresztą wiele takich przypadków, kiedy synowa wbrew oczekiwaniom (mniejszym lub większym) teściów niespecjalnie udziela się w gospodarstwie (w tym o zgrozo (:)) dotyczy to kobiet wychowanych na wsi) ale ponieważ ich mężom to wcale nie przeszkadza to mają udane małżeństwa!. A i teściowie nie pozwalają sobie w tej sytuacji na jakieś zagrywki.
Dobrze by było byście przy okazji jakiejś kolejnej wizyty u swojego chłopaka na wsi zabrali ze sobą jakąś koleżankę czy krewną, która przyjrzała by się relacjom waszego chłopaka z rodzicami , tamtejszym obyczajom, zwyczajom i by ?wyczuła? prawdziwe intencje ewentualnych teściów wobec was. Wy jesteście zakochane, więc nie oszukujmy się - nie ma większych szans byście mogły prawidłowo ocenić sytuacje, ale wasza przyjaciółka..... chłodnym okiem...... bez emocji wiele zauważy......!
I jeszcze jedno - piszę o wsi bo historia Jeżyka rozgrywa się w tych klimatach ale... rzecz tak naprawdę dotyczy wszystkich....
Drogi Jeżyku... jeszcze raz wyrazy uznania i życzenia spełnienia marzeń......!!!
Będzie dobrze !
Ech,smutny misiu- ja rozumiem,że to dom rodzinny jego braci ale niech oni na litość boską czują się u siebie jak są u swoich rodziców na dole!Niech złomu na podwórko nie przywożą i nie biorą sobie tego co im się akurat przyda.Na przykład jeden z braci "wziął sobie" wielką grubą folię,którą przykrywamy stół pod lipą na zimę.Innym razem idą do garażu i "pożyczają sobie" jakieś frezarki,przycinarki,wiertarki.Mój mąż zrobił już szafkę na kłódkę...
W zeszłym roku któryś z braci wpadł sobie na górę do naszego kibelka i tam nawalił.A że była zima a my wtedy jeszcze nie mieliśmy kaloryferów i woda była pozakręcana to pływało to do wiosny.Mój mąż sprzątał i powiedział,że straszny syf był.Do mamusi nie wpadną bo ma syfiasty kibel.
Gojka, ja naprawdę doskonale Cię rozumiem, bo sama mieszkam z teściową. Niby góra nasza, ale mamusia wciąż ma więcej do powiedzenia niż ja. To ona decydowała, gdzie i w jakiej kolejności robimy podłogi, jakie mają być i z czego. Jak z mężem coś ustalimy, to ona i tam wtrąca się i uważa, że to ona jest inwestorką i najwięcej ma do powiedzenia, co, jak, kiedy a co gorsza sama coś robi, kiedy ja wyjadę. Ostatnio z mężem wyjechaliśmy i o powrocie zastaliśmy polakierowane drzwi i parapety - pomalowała, bo według niej były zbyt matowe - a ja własnie takie chciałam i takie mi się podobały. Bez uzgodnienia, bez zapytania co Nam się podoba. Wiem, że powinnam jej powiedzieć, że mi nie podobało się takie zachowanie, ale widać jestem za mało asertywna. Ponadto mojemu mężowi jest wszystko jedno, więc nie mam w nikim oparcia, więc to ja będę ta jedna zła, co się czepia.
Macie rację dziewczyny,mój mąż pewnie cały czas jest przekonany,że dam się złamać i wyprowadzę się na wieś.Ale mama nadzieję,że moja sytuacja się trochę odmieni bo zakładam firmę i nie będę musiała liczyć tylko męża w kwestii urządzania mieszkania.
Życzę powodzenia w prowadzeniu działalności. I z własnego przykładu doradzam, im dalej od teściów tym lepiej.
Smutny misiu- przyznam,że ja też tak za bardzo na remont i urządzanie mieszkania nie nalegam.To jest dla nas za małe i wiele zrobić się tu nie da- myślę raczej o zamianie.Ale wiem z doświadczenia,że zamienić jest lepiej "zrobione" mieszkanie.
Chaber- wioska jest pięć kilometrów od niedużego miasteczka.Jest tam jedna szkoła podstawowa,jedno gimnazjum,jedno liceum i technikum.Jest też szkoła muzyczna.
Moja córka od września idzie do prywatnej szkoły,która jest w mieście,w którym mieszkamy- to już postanowione.W naszym mieście ma możliwość rozwijania swoich umiejętności czy talentów,te szkoły w tym miasteczku są kiepskie.
Poza tym nie mam prawa jazdy( i prawdopodobnie mieć nie będę ze względu na moją chorobę) a te pięć kilometrów do miasteczka trzeba pokonać na rowerze lub na piechotę bo tu jeździ jeden autobus(szkolny) dziennie.
Gojka, sama ładnie sobie zaplanowałaś co najlepiej zrobić. Mieszkanie - to inwestycja, nigdy nie traci na wartości. Po drugie córeczka będzie miała bliżej do szkoły, a bez auta 5 km to dość daleko.
Smutny misiu to Wy jak wyjeżdżacie to zostawiacie klucze do swojej części teściowej?No jak można tak włazić o robić po swojemu? Poza tym jak to ona uważa,że to Ty jesteś u niej? Przecież płacicie rachunki,sami remontujecie...Jak z niej inwestorka? Inwestuje za Waszą kasę? heheh.
Rzeczywiście,za mało asertywna jesteś i cierpisz na tym...
Wiesz,ja to chyba wredna suka jestem bo czasem tak sobie myślę,że byłoby dobrze jakby moja teściowa z teściem za długo nie żyli bo powykańczają psychicznie swoje synowe.I synów też...
A i wnuki będą miały o nich lepsze zdanie...Bo moja teściowa to potrafi wnuki przeciwko matce nastawiać.Jakiś czas temu dzieci jednego z braci mojego męża zadzwoniły od babci,że tata pobił mamę i że była u nich policja a na to babcia,żeby głupot nie gadały i się wyłączyła.Jak synek przywiózł i zostawił na parę godzin dzieci to te powtórzyły to samo a wnuk pokazał babci swoje plecy z razami po pasie bo bronił chyba mamy.
Ta kretynka powiedziała,że ich mama jest nienormalna i to nie może być prawda tylko ona- mama tak kazała im mówić...
Wiesz,z każdym dniem jestem coraz bardziej moją teściową przerażona...
Smutny misiu to Wy jak wyjeżdżacie to zostawiacie klucze do swojej części teściowej?No jak można tak włazić o robić po swojemu? Poza tym jak to ona uważa,że to Ty jesteś u niej? Przecież płacicie rachunki,sami remontujecie...Jak z niej inwestorka? Inwestuje za Waszą kasę? heheh
Też nie potrafię zrozumieć jak można kogoś uszczęśliwiać na siłę. Nigdy nie przyszło mi do głowy zamykać, bo przecież jesteśmy dorosłymi ludźmi i każdy powinnien wiedzieć, jakie są granice stosownego zachowania. Ale jak widać nie wszyscy to rozumieją.
Rzeczywiście,za mało asertywna jesteś i cierpisz na tym...
miałam kurs asertywności, ale w tym przypadku to śliska sprawa, bo jakbym nie postapiła będzie źle. Jak pozamykam drzwi i postawię się to odebrane to zostanie - przyszła na gotowe i rządzi na naszym. Jak nic nie zrobię, to będą po mnie jeździć. Tak więc mam w planie zacząć małymi krokami, najpierw powiem, że mi nie podoba się, jak urządza się moje wnętrza, a potem inne sprawy.
Ta kretynka powiedziała,że ich mama jest nienormalna i to nie może być prawda tylko ona- mama tak kazała im mówić...
Wiesz,z każdym dniem jestem coraz bardziej moją teściową przerażona
jak to czytam to mnie to przeraża, jak można być takim zaślepionym w swojego syna...kiedy on bije żonę, udawać że nie ma sprawy, synowej i wnukom wmawiać, że kłamią. Nie zdziwię się, jak w niedługim czasie synowa i wnuki zaprzestaną kontaktów z babcią. Ja bym tak zrobiła. A wtedy babcia będzie narzekać, jaką to ma podłą synową, że zabrania kontaktów z wnukami.
Nie jesteś suką wiele osób w podobnej sytuacji myśli podobnie
O kurczę, jak przeczytałam Gojko o tym pobiciu i reakcji teściowej, to mną zatrzęsło. Co za głupie babsko, jak można spoglądać na obite plecy dzieci i gadać takie farmazony. Też jestem przerazona, nie zgadzaj się za skarby świata na zamieszkanie na tym zadupiu. Nie masz prawka, jesteś chora, nie wyobrażam sobie twoich dojazdów. Toż to śmierć za życia, zostaniesz odcięta od wszystkiego, a otrzymasz jedno - teściową.
Smutny misiu, wasze inwestycje to ułamek wartości domu. Teściowa nie powinna wtrącać się do was, malować i cudować. Co nie znaczy, ze przestała mieć jakiekolwiek prawo głosu. Ten dom jest nadal jej. Gdyby mi wypominano inwestycje, szybko wyliczyłabym ile zaoszczędziliście na wynajmie mieszkania, wyliczenia podsunęłabym pod nos. Nie tędy droga Misiu, wy remontujecie, nie musicie wynajmować. Teściowa się cieszy, że jej chałupa wypiękniała i wzrosła wartość. Co do reszty to wiem, co przezywasz, z dala od bliskich można ześwirować.
Facet ze wsi, pięknie napisane. Miło, że jakiś mężczyzna się odezwał. Tak delikatnie do wszystkiego podszedłeś, zupełnie jak mój mąż. Też przeprowadziłam się na wieś, tylko nie mamy gospodarstwa. Od swojego meża oczekiwałam, że będzie facetem z jajami, powie raz a stanowczo swoim rodzicom - nie, nie życzę sobie, nie wtrącajcie się. A on delikatnie, w białych rękawiczkach, byle nie urazić, nie narazić się. Owszem, krzyknąć potrafi, ale na mnie. Tylko, ze ja już sobie nie daję w kaszę dmuchać, awantura jest, aż się iskry sypią, skorupy fruwają.
Jak to miło, że się taką jak Jeżyk, co to kasę wyłoży znalazło, ale zadbać o nią to już nie teges, co? Facet, a miałbyś odwagę krzyknąć na swoją matkę, widząc jakie przykrości czyni żonie? Czy też tak delikatnie, lawirując, oczekiwałbyś na cud polubienia się kobiet? No tak, z jednej strony wizja zapisanego gospodarstwa, z drugiej inwestycja żony, jak wybrnąć łapiąc dwie sroki za ogon?
Sorry Jeżyku, na starość robię się cyniczna, Facet ze wsi miał może dobre intencje, a ja zamiast ciebie mu wysmarowałam to i owo.
Chaberku drogi - nie wiem ile masz lat więc nie mnie twierdzić czy jesteś cyniczna czy nie ale ?wredota? to z Ciebie jest ! To ja ze szczerego serca tu się udzielam... a Ty mi ?koło pióra robisz? ! Czytając to zdanie: ?Tak delikatnie do wszystkiego podszedłeś, zupełnie jak mój mąż? miałem mieszane uczucia.......
Ale chętnie odpowiem na Twoje wątpliwości. Jestem singlem z konieczności, bo od zawsze marzyłem o udanej, szczęśliwej rodzinie...., może dlatego tak trudno mi się zdecydować . I wierz mi, że znam i cenię sobie wartość udanego związku. Dlatego nie pozwoliłbym nikomu (szczególnie po tylu latach poszukiwań) na zniszczenie mojego małżeństwa. Czy potrafiłbym się jasno opowiedzieć po stronie żony ? Na ?Net Kobietach? udzielam się na jeszcze jednym forum i tam napisałem, że wszyscy wiedzą, że jeśli tylko założę swoją rodzinę to od razu stawiam ścianę w poprzek korytarza bo chcę mieć swój (nasz) własny świat.
Znam swoją matkę i wiem, że jej ?wtrącanie się? z ?dobrymi radami? gwarantuje rozwalenie mojego małżeństwa. Ja to wytrzymuję bo mam silną psychikę - olewam jej gadanie i robię swoje (jakkolwiek by to nie zabrzmiało brutalnie). Mojej żonie nie chcę fundować takich wrażeń...... ! Myślę, że już znasz odpowiedź na nurtujące Cię pytania.
PS. Mam nadzieję, że po ?awantura jest, aż się iskry sypią, skorupy fruwają? ?godzenie się? przebiega w jeszcze gorętszej atmosferze..... .
364 2012-01-25 17:53:26 Ostatnio edytowany przez chaber05 (2012-01-25 18:20:18)
A mnie chodzi o konkrety. Jak postąpiłbyś na miejscu męża Jezyka, jak obroniłbyś żonę przed własną matką, proszę odnieś się do wigilii, pozostałych zachowań jej męża. Napisz jak oceniasz postawę męża Gojki, jego matki. Co ty byś radził piszącym tu kobietom.
Mój mąż też olewa gadanie rodziców, tylko to nie jemu matka ze sąsiadką obrabia tyłek, a nam "obcym", miejskim synowym. Taką metodę to sobie można...
Ty również chowasz głowę w piasek. Powiedz, ale tak szczerze, co by powiedziała i jak się odniosła twoja matka, gdyby to tobie żona taką awanturę urządziła?
Podziwiam naiwne i idealistyczne podejście większości mężczyzn do matek. Na wsi ten bałwochwalczy szacunek jest o wiele bardziej widoczny. Oczywiście panowie twierdzą, ze są bardziej dojrzali, starych rodziców na śmietnik nie wyrzucą, nie widzą niczego złego w mieszkaniu z mamusią, itp. Jak co do czego przychodzi, jego rodzicami zmuszona jest zajmować się żona. Jeśli robi to samotny syn, nie da rady, jest rozgrzeszany przez społeczność.
Mój syn też rzucał deklaracjami. Poprosiłam ładnie, studencik zakasz rękawki i wio na wolontariat do DPS-u, nie rzucaj słów na wiatr i nie pitol jeśli sam czegoś nie zakosztowałeś.
Facecie ze wsi, wszystko pięknie, klawiatura nie jedno przyjmie - tylko na litość, byłbyś o wiele bardziej wiarygodny mając żonę. Mój kochany mężuś nie takie rzeczy obiecywał, poddał się szybko.
Jesteś wykształcony, a zupełnie oderwany od rzeczywistości. Ty możesz sobie nic nie robić z gadania rodziców, ale winną i tak byłaby twoja żona. Ty stawiasz ścianę w poprzek korytarza. O manipulowanie synkiem w celu odcięcia cię od rodziców posądzono by... Jak myślisz, kogo?
Dlatego mówię stanowcze NIE, mieszkaniu z rodzicami. Dotyczy to też mojej matki, każda nasza utarczka to byłoby łypanie złym okiem na męża. Za nic pojąć nie mogę, czemu zamiast jednej wielgachnej chałupy, nie lepsze są dwie mniejsze. Nie znam takiej technologii, która zapewniłaby wyciszenie 100% sufitu.
Chaberku, rozumiem, że te wszystkie lata praktyki małżeńskiej utwierdziły Cię w przekonaniu, że niemożliwym jest spotkać na świecie faceta, który będzie inny niż Twój i pozostali opisywani przez wypowiadające się tu kobiety. W tej sytuacji nie wiem czy jest sens odpowiadać na Twoje pytania skoro i tak zawsze możesz skwitować je stwierdzeniem, że ?klawiatura nie jedno przyjmie?. Proszę Cię więc byś przyjęła ?na słowo?, że moja odpowiedź jest jak najbardziej prawdziwa (bo mimo wszystko nie rozumiem dlaczego nie znając mnie zakładasz, że kłamię?).
Do rzeczy ! Jak się zorientowałem czytałaś moje wpisy na drugim forum. Powinnaś więc zauważyć, że już tam w pewien sposób Ci odpowiedziałem wyprzedzając Twoje niektóre pytania.
Piszesz - ?tylko to nie jemu matka ze sąsiadką obrabia tyłek, a nam "obcym", miejskim synowym? Widzisz, wiele zależy właśnie od męża, jestem pewien, że żaden sąsiad ani sąsiadka ani mnie ani mojej żonie nie odważyliby się powiedzieć wprost jaką mam złą żonę ! A że gadaliby za plecami ? Co według Ciebie mąż powinien w tej sytuacji zrobić? ... Biegać ze sztachetą po wsi i ?ręcznie: tłumaczyć jak wygląda prawda ?
Ludzie gadają i będą gadać ale sprawą męża jest dać w tym momencie oparcie swojej żonie. Jeśli będzie wiedziała, że mąż jest po jej stronie to ona również będzie to ?olewać?! I nie jest to żadne ?chowanie głowy w piasek?, tylko zdrowe podejście do sytuacji !
Kwestia kolacji wigilijnej... Facet ewidentnie zachował się jak ( .....) !!! Nie chcę używać tu ?słów? i przy okazji wyjaśniam dlaczego dość oględnie obniosłem się z mężem Jeżyka - właśnie dlatego, że po przeczytaniu wszystkich jej postów zrozumiałem, że po 1. powoli powoli ale sytuacja się poprawia, po 2. Ona go kocha i ze względu na szacunek dla niej, nie będę się ?wyrażał? o jej facecie. Konkretna odpowiedź - zaczekałbym z kolacją na powrót żony, koniec kropka!
Piszesz - ?starych rodziców na śmietnik nie wyrzucą? Chcesz napisać, że Ty wyrzuciłabyś? Masz to szczęście, że nie jesteś na miejscu swojego męża ! Ciekawe czy na jego miejscu powiedziałabyś - idźcie sobie gdzieś bo nam przeszkadzacie !?
Akurat w moi przypadku wynajęcie im np. mieszkania w mieście nie byłoby problemem finansowym, problemem jest to, że oni nie wyprowadzą się z domu, który pobudowali i całe życie w nim spędzili.
Piszesz - ?O manipulowanie synkiem w celu odcięcia cię od rodziców posądzono by... Jak myślisz, kogo?? Przeczytaj proszę jeszcze raz mój post na tym drugim forum... Tam jest wyraźnie napisane, że od dawna wszystkim zapowiedziałem, że kiedy się ożenię to mieszkamy we własnym świecie. Jeśli rodzina i znajomi (sąsiedzi też) wiedzą to już na 10 lat przed moim ślubem to co tu mówić o manipulacji synowej ?
Muszę się w tym miejscu odnieść do zarzutu, że jestem oderwany od rzeczywistości. Otóż pozwól ale... odbiję piłeczkę w stronę Twoją i pozostałych kobiet, które są przekonane, że postawienie obok drugiego - ?swojego? domu sprawę załatwia.....
Taka mała historyjka.... Rodzice mojego znajomego, kiedy ożenił się, kupili młodym dom w mieście. Przez pierwszych kilka miesięcy jego matka raz na tydzień sprawiała im ?wizyty kontrolne? w celu sprawdzenia jak dbają o dom kupiony za ich (tj. rodziców) pieniądze i jak jako młode małżeństwo ?na dorobku? gospodarują finansami... Zawsze się do czegoś przyczepiła... a to taką dużą butlę coca coli kupili (a ona jak chcę się napić to piję wodę z kranu!) a to znowu psu dają jakieś specjalne ?pieskie? jedzenie zamiast zlewki od obiadu...
I co Ci da to, że mieszkasz w drugim domu?, co nie wpuścisz mamusi do domu ?, żeby sąsiedzi zza siatki widzieli ? Dlatego radziłem Jeżykowi, by znacznie więcej niż w fundamenty nowego domu inwestowała w swojego męża... Bo to on powinien być tą najmocniejszą zaporą przed ?mamusią?
I jeszcze jedno nawet gdyby moi rodzice byli ?super ekstra nowoczesnymi? ludźmi i szanowaliby ?prawo małżeństwa? do prywatności to i tak po ślubie chcę mieszkać oddzielnie. Choćby po to by najzwyczajniej w świecie czuć się swobodnie w swoim domu... Przy wspólnym mieszkaniu zawsze może się zdarzyć nawet niechcący niezręczna sytuacja... .Więc również mówię NIE mieszkaniu razem w rodzicami !
Mam niewiele czasu, więc do rzeczy. Po jakiego grzyba biegać ze sztachetą. Biorę mamusię na bok i zdecydowanym tonem: za dużo plotek krąży, żona się uskarża, jeśli nie od ciebie wyszły te wiadomości, to od kogo? Tak samo podchodzę do swojej matki, ostro i konkretnie, mamuś nie interesuj się, nie wnikaj, bo stosunki zahaczą o zimną wojnę.
Moi synowie, też muszą nauczyć się tej sztuki w stosunku do mnie. Nie czarujmy się i bądźmy uczciwi, prawdopodobnie wykorzystałabym ich uległość. Z jednej strony złoszczę się na pyskacza, z drugiej wiem, że delikatnym i rozlazłym działaniem czy tonem, nic się nie wskóra.
Jestem niezależna, cenię tę cechę u innych bardziej niźli inne. Postawa poddańcza w stosunku do rodziców dziwi mnie, nie umiem jej zaakceptować.
Mam szczerą nadzieję, że będziesz umiał zrealizować to o czym napisałeś. Dla mnie jest to niewyobrażalne. Nie znam ani jednego małżeństwa, mieszkającego nawet na oddzielnym piętrze, mogącego ukryć co się u nich dzieje. Powtarzam raz jeszcze - zawsze rodzice patrzeć będą krzywym okiem na kłótnie, nawet jeśli to są dorosłe dzieci. Tego nie da się przeskoczyć.
Dom mamy wybudowany w odległości kilometra od rodziców męża. Owszem, nie wpuszczam teściów pod dach. Zdziwiony? To dobrze, tak też można. Sąsiedzi zza siatki nie reagują, teścia nikt nie lubi. Mąż może do woli odwiedzać rodziców, nie ma sprawy. Ja powiedziałam stop, jeśli swoją matkę widuję 6 razy w roku, to oglądanie kilkaset razy, w tym samym okresie teścia, przychodzącej kiedy jej wygodnie teściowej, przelało czarę goryczy.
Mąż nie potrafił zapanować nad tym całym chaosem, unormować naszych stosunków, wzięłam sprawę w swoje ręce.
Jestem wredna, sama przyznaję. Jeśli znajdziesz odpowiednią kandydatkę na żonę, wsłuchuj się z należytą uwagą w to co mówi, nie lekceważ jej zdania i uczuć.
Może źle cię oceniłam, z całego serca chcę się mylić.
367 2012-01-26 14:13:16 Ostatnio edytowany przez smutny_miś (2012-01-26 14:24:29)
FACET ZE WSI - moim zdaniem, to, że widzisz problem, to już dużo. Bo wielu mężów, nie rozumie w czym problem i czemu my - żony, czepiamy się i mamy jakieś ale do teściowych i dlaczego za wszelką cenę chcemy mieszkać oddzielnie.
CHABER - w wielu kwestiach zgadzam się z Tobą. Odniosę się tylko do nielicznych
O manipulowanie synkiem w celu odcięcia cię od rodziców posądzono by... Jak myślisz, kogo?
prawda - bo dotychczas synkowi nie przeszkadzało wspólne mieszkanie, a raptem chce się odgrodzić - to napewno ona mu kazała
Jeśli znajdziesz odpowiednią kandydatkę na żonę, wsłuchuj się z należytą uwagą w to co mówi, nie lekceważ jej zdania i uczuć.
jakże proste i oczywiste, a ile złości i problemów pozwoliło by uniknać, nie tylko w tym temacie, ale również we wielu innych poruszanych na forum. Oczywiście słuchanie zobowiązuje w obie strony
Od razu mi raźniej, że nie tylko ja jestem taką zozłą Co za samokrytyka Drogie Panie
Jestem wredna, sama przyznaję
ja to chyba wredna suka jestem
Ja chyba padnę, wróciłam z przychodni ( NFZ do odstrzału) i muszę stwierdzić jedno: to tylko na wsi możliwe. Pan pyta panią: dobrego masz zięcia? Cała poczekalnia zamieniona w słuch, będą niusy.Czegoś takiego w mieście nigdy nie słyszałam, uwagi wymienia się szeptem, nie zbierają się grupki kumoszek, panowie nie roztrząsają sytuacji politycznej na całe gardło.
Pragnę coś jeszcze dodać, odnośnie tematu. Ktoś, kto się wprowadza do współmałżonka, pod dach teściow, nigdy nie będzie czuł się swobodnie, będzie miał opory. Żal i narastająca frustracja prędzej czy później doprowadzą do wybuchu. Mąż czy żona przyzwyczajeni do swojej matki, ale czy ich współmałżonek nie może mieć odmiennego zdania o cudownej mamuni? Trzeba krytykę przyjąć na klatę i coś wreszcie zrobić, a nie czekać, a nuż sytuacja sama się wyklaruje.
Najgorsze są jednak słowa " przesadzasz", to własnie one uwolniły lawinę. Nastała cisza przed burzą, mojemu staruszkowi wydawało się, ze wszystko na dobrej drodze, nic bardziej mylnego. Ja się przygotowywałam do wojny, skoro on lubi się migać, nie stanie twarzą w twarz z problemem, to dla mnie dobrze. Coś tam przebąkiwał o matce, a ja oczywiście " przesadzasz". Pytał co ma przekazać matce, a ja na to, to co mnie latami mówiłeś. Dalej też twardo, konsultowałam z tobą każdą wizytę matki - konsultowałam, przyjechała kiedykolwiek bez zaproszenia? - nigdy. Proszę o takie samo potraktowanie swoich rodziców. Teściowa oczywiście żale po wsi rozniosła, moją odpowiedzią było pytanie: a znacie państwo moją matkę? Jak często jest tu widywana? Wiejskie wścibstwo na coś się wreszcie przydało.
Nic nie robienie, zbywanie drugiej strony, unikanie i lawirowanie, to moim zdaniem zawsze doprowadzi do wybuchu. Mieszkając pod jednym dachem z synową, wolałabym nie usłyszeć ich kłotni, bo jednak gdzieś w podświadomości stanęłabym po stronie syna. Wiem jednak jaki ma charakter, aniołem nie jest i należałoby czasami nim wstrząsnąć. Dlatego czego uszy nie słyszą, oczy nie widzą, sercu nie żal.
Trzeba uczciwie i bezstronnie patrzeć na swoich rodziców. Ja mam od groma wad, moja matka mnie wkurza, ja ją, potrafimy wbić sobie po szpili. Można zwrócić jej uwagę, focha nie strzeli, a jeśli coś jej nie pasuje, klarownie wyjaśniam, ale nie dam sobą dyrygować, ani tym bardziej wtrącać się. Ma jasno zapowiedziane, że na temat mojego męża może się do mnie wypowiedzieć, nigdy publicznie, nie ma prawa w jego własnym domu nim dyrygować.
Facecie ze wsi, opiekowałam się dziadkami, bo matka pracowała, męża w to nie mieszałam, pracował, albo jeździł załatwiać różne sprawy związane z domem. Raczej tego doświadczenia nie chcę powtarzać. Moja matka widziała ile mnie to kosztowało, jest zgodna co do zamieszkania w domu spokojnej starości. My z mężem także wybieramy taką opcję.
Jak myślisz, dlaczego zasugerowałam synowi wolontariat w DPS-ie? Jeśli kiedykolwiek zechce zająć się nami, to sam, niech nigdy nie wpadnie na pomysł obarczenia tym żony. Nie widział i tak jeszcze stadiów terminalnych, czy też agresywnych staruszków z alzheimerem. Koleżanka matki z pracy, została dotkliwie pobita i podrapana przez własną matkę. Tak więc szumne deklaracje spełniajmy sami, a wszystko będzie ok.
Jeżyku super,że jesteś:*
Z twoich słów bije taka siła i pewność siebie, ze szok...Zmieniłaś się dziewczyno.Świetne podejście i jak widać przynosi efekty. Gratuluję córeczki raz jeszcze:-)
A twoja teściowa naprawdę bywa śmieszna:-)
370 2012-01-27 12:14:43 Ostatnio edytowany przez fabienka (2012-01-27 12:41:58)
Witam serdecznie!
Jezyku przeczytalam cały watek i serce mi peka..ilez Ty musialas przejsc moja droga
cchialam tylko napisac ze zycze Ci duzo sił i wytrwałosci i oby tesciowa nie rozwalila waszego malzenstwa niech sie corcia zdrowo chowa:) Ja urodzilam cztery miesiace temu:)
Jestes wspaniała kobieta nie daj sie tej małpie z piekła:*
O kurcze kurcze. Jakie gorące dyskusje wzbudził mój temat. Nigdy bym nie pomyślała.
Dla rozładowania emocji napiszę kilka sytuacji jakie ostatnio zrobiła teściowa. Śmieszne, rozpaczliwie głupie, żenujące ? każdy doda odpowiedni przymiotnik.
Pojechałam na chwilę na zakupy spożywcze. Teściowej musiałam zostawić Małą, bo mąż był zajęty. Zostawiłam na kartce ile miarek mleka do wody dodać, ile herbatki i takie tam. Wracam patrzę a tam w kubeczku niekapku zajebiście czerwony napój. Pytam skąd ona to wzięła. Odpowiedziała, że to herbatka malinowa. Mówię, że ta herbatka jest różowa kiedy ja ją robię. Co się okazało. Babci było żal Małej że ta herbatka była taka ?słaba? więc zamiast 1 łyżeczki na 100 ml dodała 3 łyżeczki. Według niej ja wszystkiego dzieciakowi żałuję i z trzech herbatek które akurat są kupione do picia nadaje się tylko i wyłącznie malinowa, bo pozostałe są ?pe? (z kopru włoskiego i melisy) tylko oby był kolor to już dziecku się ?nie żałuje?.
Mąż kupił mi wielką czekoladę z orzechami. Położyłam ją w kuchni na stole. Wieczorem chciałam otworzyć, szukam nie ma. Pytam ze śmiechem męża, czy aby na pewno prezent był dla mnie czy dla niego łasucha (myślałam, że sam ją zjadł). Okazało się, że to teściowa schowała do szafki, bo powiedziała, że taka fajna to schowała dla gości (czyt. Jej dzieci które ciągle przyjeżdżają i stołują się).
Przyjechali goście i w prezencie przywieźli marsy w metalowym pudełku. Teściowa ustawiła pudełko na segmencie w kuchni. Wow, patrzcie wszyscy!! Mieliśmy marsy. Pudełko stało jako ozdoba 2 miesiące, teraz posadziła w nim kwiatka.
Wymyśliła sobie, że kupimy (czyli ja i mój mąż, bo ona ma tylko głodową rentę) kuchenkę za 1200 zł, bo jej już ciężko na starej gotować. Kategorycznie odmówiłam, bo przecież ja jej fundować coraz to nowszych sprzętów nie będę. Na swoje zbieram do mego domu. I tak kupiliśmy pralkę, lodówkę nową i to przecież wszystko zostanie dla niej i jej syna. Niech ten drugi syn teraz kupuje skoro ma tam zostać.
Siedziałam sobie w kuchni, zrobiło mi się zimno, a obok leżała cieplutka bluza męża, więc włożyłam ją, żeby się zagrzać. Następnego dnia teściowa zaczęła chodzić w tej bluzie (nigdy, przenigdy wcześniej nie wkładała, żadnej bluzy mojego męża). Raz poszła w niej po jajka, potem po węgiel, a potem już całkiem ją sobie przywłaszczyła. Była tak zazdrosna, że ja ją nosiłam?..
Siedzieliśmy we trójkę w kuchni: ja, mąż, teściowa. Teściowa wstała podeszła do czajnika i pyta ??..(tu imię mego męża) zrobić ci coś do picia?? Milutka, prawda?
Z moim mężem to chyba nie do końca dobrze mnie zrozumieliście. Nie mówię mu nic, więc się nie kłócimy. Ale co to za małżeństwo kiedy ja trzymam wszystko w sobie, o uczuciach z mężem nie rozmawiam. Nie chce mi się o nim tutaj ani pisać, ani o nim myśleć. Nie mam w nim przyjaciela, więc to że w naszym małżeństwie nie ma rozmów o tym co myślimy, świadczy tylko o tym że miłość wygasa, udawana jest już teraz tylko dla dziecka. Nie mam ani uczucia miłości, ani tęsknoty za mężem, ani potrzeby przebywania z nim. To jest straszne. Wiem, że on ma tak samo. Może jakoś to jeszcze poukładamy. Na razie to mi on koło d... się wieje. Przykre to jest. Takie udawanie.... na potrzeby rodziny. Na razie wygląda to tak, że rozmawiamy o życiu, czyli domu, dziecku i bieżących sprawach, żadnych wgłębień w duszę, żadnych przytulanek, czy poważnych rozmów. Życie z dnia na dzień, daleko, daleko od siebie. I nie zawaham się powiedzieć że to wina teściowej. Przez nią nasze nerwy nie wytrzymały. Teraz odliczam tylko dni do wyprowadzki. Niedawno były 2 lata, potem rok a teraz zostało już tylko kilka miesięcy i będziemy we własnym domu. Moim kochanym azylu. Gdzie będę biegać w stringach z cekinami i nikt nawet nie sapnie
I jeszcze.....
GOJKA.
Też mamy z mężem oddzielne pieniądze i doprowadza mnie do czerwoności kiedy każdy zapomina, że ja pracuję i mam swoje pieniądze, że dom jest budowany za pieniądze ze sprzedanego przeze mnie mieszkania. Tutaj fakt, że jestem kobietą świadczy o tym, że mąż musi mi dawać na zakupy, bo kobieta tu nic nie ma. Działa to na mnie jak czerwona płachta na byka. Tu jest w ogóle nie wyobrażalne, że ja mogę mieć coś swojego. Na wsi wszyscy myślą, że ja wszystko zawdzięczam mężowi. Teściowa i cała ich rodzina i cała wieś i nawet ci co u nas pracują na budowie myślą, że za wszystko płaci mój mąż. Wszyscy się śmieją do mnie, że jak mi dobrze że mąż tylko kasę wykłada, a ja sobie jak pączek w maśle żyję i grymaszę "wybieram ten panel, wybieram tę sofę; pitu pitu" A rzeczywistość jest taka, że stan surowy zamknięty to pieniądze moich rodziców ze sprzedaży mieszkania, a raty kredytu na resztę budowy, opłacane są z mojej wypłaty. Ale ja milczę, niech wszyscy myślą swoje. Ja wiem swoje.
Tutaj też wszyscy przywożą graty. Jeśli jakiemuś dziecku teściowej coś już nie jest potrzebne przywozi do nas i stoi tu gromada pralek, wersalek, złomu. To wszystko stoi na podwórku przy ścianach obory lub w garażach. Syf jest odrażający. A ta walnięta baba chodzi cały dzień po podwórku i myśli że jest taką działaczką. A w domu i na podwórku brud i bałagan. Ona chodzi gwoździe przybija, kwiatki przesadza (np. w wiaderko po kapuście kiszonej, bo uważa że to super wygląda) chodzi chodzi robi cały dzień i uważa że jest taka super pracowita, a efektu żadnego. Na podwórku ja sprzątam co się da, a ona i tak wszystko na nowo ustawi po staremu. W domu ja jeździłam na szmacie przez ponad rok, a teraz już zmądrzałam robię tylko minimum. Nie zażynam się. U siebie w domu i na swoim podwórku, będzie w końcu normalnie, czyli ład i porządek i czystość przede wszystkim.
Wizyt jej dzieci to ja mam po dziurki w nosie, bo Ty to chociaż zamkniesz się na górze i masz święty spokój, a ja to muszę gości ładnie obsłużyć, uczestniczyć w wizycie (na szczęście lubię męża rodzeństwo, oprócz ich gadek jaka to ja jestem szczęściara że u ich mamusi świętej mieszkam), a potem posprzątać. Niestety to, że jest gdzieś brudno, to teraz świadczy o mnie, bo przecież ja jestem tu ?nowa gospodyni? a mamusia to już powinna odpoczywać. Ale ja przymykam na to oko, dla mnie ważne żeby było czysto tam gdzie jest moja córka.
FACECIE ZE WSI. Wszystko fajnie tylko jedno mnie zastanawia. Dlaczego skoro stać Cię na wynajem mieszkania, to masz w planach zamieszkać u mamy z przyszłą żoną? Dlaczego nie wynajmiecie czegoś oddzielnie, lub nie weźmiesz kredytu i nie kupisz mieszkania, czy (jeśli też jesteś rolnikiem i nie możesz wyjechać) nie wybudujesz oddzielnego domu? Dlaczego uparcie wszyscy faceci tkwią przy tych mamusinych cyckach?
Jestem szczęśliwą mamą, ale nie żoną. Nie czuję spełnienia. Nawet w procencie. Mam nadzieję, że odczuję to w mojej kuchni, w mojej sypialni, bez mamusi mego męża. I żadna ściana by mi nie pomogła w domu teściowej. Poza tym ta ściana?.. to wszystko byłaby wina Twojej żony. To głupie, sam byś ją pogrążył.
CHABER. Podziwiam, rozumiem i myślę, że kiedy będę już dojrzała emocjonalnie jak Ty, będę taka sama. Wara z mojej twierdzy.
No to Jeżyku miałaś niezłe "przeboje" z tą tesciową;) Grunt to sie nie poddawać, chociaż ja chyba będę musiała...
Doradźcie coś, bo sie trochę zamotałam w życiu. Dwa lata temu postanowiłam uciec z miasta na wieś. Trafiła sie mi okazja kupna domu. Na poczatku wszystko było ok, wiedzialam na co sie decyduje i co mnie moze czekac. Niestety przeliczyłam siły. Nieprzewidziałam że mogę nie dostać stałej pracy lub że nie bedzie opłacalne dojeżdzanie do niej, ceny paliwa tak poszybowały w góre, ze szok, a z tego mego zadupia tylko autem sie wydostane. Kasa, która miałam odłożoną rozpłynęła sie nie wiadomo kiedy, nic konkretnego nie jest zrobione w sensie remontów itd. Brak centralnego ogrzewania, w pokoju tylko tymczasowy piecyk weglowy, ale co z tego jak ostatnio ledwo uzbierałam na wegiel. Gdy w zimie przez jakis czas mnie nie bylo popękały zawory od wody. Paranoja. Dach zaczał przeciekac. I jeszcze duzo innych spraw do poprawki. Generalnie chałupa do remontu, na który mnie kompletnie nie stac. ostatnio i tak ledwo wiaze koniec z koncem. Mysle o sprzedazy i wroceniu jednak do miasta, aczkolwiek troche mi szkoda. Chyba nie daje rady tak żyć. Przez jakis czas mieszkałam tam z facetem, to było we dwoje łatwiej. Ale ostatecznie sie rozeszliśmy i nawet nie mysle ze wrocimy do siebie, ale to inna historia. Jestem coraz bardziej skłonna to sprzedac w cholere i wrocic, ze tak powiem, na przynajmniej znane mi stare smieci;) Rany, mam wrazenie ze ciągle podejmuje niewłaściwe decyzje. Alb działam zbyt pochopnie. Ah, nic juz niewiem...
AGUŚKA jak czytam różne wątki, to rozdzielam ludzi na trzeźwo myślących, którzy zawsze podejmują słuszne decyzje i kierują się tylko i wyłączie rozumem i na takie ciamajdy jak my, które zawsze wybierają kłopoty, komplikują sobie życie, a mogłybyśmy przecież żyć teraz bez problemów w swoich starych mieszkaniach w mieście z ogrzewaniem, pracą blisko..... Nie wiem co Ci napisać. Chyba jestem ostatnią osobą, która ma prawo coś Ci doradzać. Sama nigdy sobie nie wybaczę tego, że zaślepiła mnie miłość i zostawiłam swoje stare miejsce, że może pozbawiłam swoje dziecko możliwości na rozwój swoich zdolności, bo z tej dziury to nie wiem gdzie będę musiała wozić córkę na zajęcia rozwijające pasje.
Aguśka podziwiam Cię za samodzielność i życzę poprawnych decyzji.
A sama.... z tą pracą to lipa. Niby przepisy chronią matki, ale i tak mamy pod górę. Skończył się macierzyński, wypoczykowy, a ja nie mam gdzie wracać do pracy. Na moim miejscu zatrudniono nową osobę, a mi zapraponowano pracę rejestratorki..... Tyle czasu szukałam swojej pracy, tyle o nią walczyłam, a teraz chcą mnie zdegradować do stażysty. Chce mi się płakać. I jeszcze moja siedziba jest 70 km w jedną stronę od mego miejsca zamieszkania. Przecież nie zostawię dziecka, żeby codziennie dymać 140 km na klepanie w komputerze. Taką pracę to ja znajdę w pobliskim miasteczku 10 km ode mnie. Na razie wzięłam pół roku wychowawczego, potem może wszystko się wyjaśni. A jak nie to tylko kolejna ciąża i zwolnienie mnie ratuje. Jakoś to trzeba zaplanować, żeby nie dać się wykorzystać, tylko ich wykorzystać.
Błagam, Jezyku jeśli coś się psuje to drugie dziecko nie tylko nie uratuje cię z opresji, ale może byc gwoździem do trumny. Wiesz jak przykro jest czytać, że miedzy wami się nie układa. Nie wiem, początkowo miałam jakąś nadzieję na cud, ze może twój mąż inny... Ech, a jednak zaściankowość wiejska wygrywa, patriarchat panoszący całą gębą.
Strasznie najeżdżam na mężczyzn ze wsi, rolników. Jednak czytając takie historie tylko utwierdzam się w swoich racjach. Sama po przeprowadzce do miejscowości męża przeżywałam szok za szokiem. Nadal jestem przybyszem, choć dzięki społecznej działalności juz nie tak obca. Baba to baba, nic nie umie, nie rozumie, we wszystkim jest gorsza i nie daj Boże udowodnić, że jest inaczej. Jednak znalazłam tutaj podobne do mnie kobiety, tak samo niezależne i kurcze, lepsze agentki ode mnie. Potrafią same naprawić samochód, rąbać drewno, koszą trawniki, nie obce im awarie domowe. Pogardliwie mówią o nas babo-chłopy, choć wyglądem w niczym takiego tworu nie przypominamy. Niech do tego dojdzie jeszcze niezależność finansowa i krzywo ludzie patrzą.
Jeżyku, czemu nie mówisz głośno czyje to pieniądze. Robisz sobie krzywdę, asekuruj sie na przyszłość. Nie chcę krakać, ale gdyby coś wam nie wyszło.... Nie graj honorowej. Tak samo głupio postąpiła nie jedna i to nie tylko w kwestii pieniędzy, ale np. płodności. Kobiety zakochane biorą wsio na siebie, mężowie kryci ( strasznie ich honor i ego by ucierpiało), a teściowa lata z łozorem po wsi i miele, oczernia.
Twój mąż to też ziółko, pasuje mu fikcja, rola zaradnego rolnika, a jaki wizerunek wykreowany. Odbywa sie to kosztem żony, ale co tam własny tyłek ważniejszy i to słynne "co ludzie powiedzą".
Jeżyku, gdyby mozna było cofnąć czas... Ileż ja razy tak myślałam, nigdy w życiu nie zgodziłabym sie na budowę w pobliżu rodziców męża. A jeśli już wieś, to owszem taka jak ta gdzie mieszkam, ale po drugiej stronie miasta. Dzieliłaby by nas odległość mierzona korkami, niełatwym przejazdem.
Aguśka, wcale sie nie dziwię twojej chęci powrotu do miasta. Wiesz ile osób jest niezadowolonych z decyzji zamieszkania w oddali od aglomeracji? Kiedyś był pęd na wieś, a teraz koszt zakupu działki + cena paliwa + korki + długi czas dojazdu odstraszają.
Niedawno były 2 lata, potem rok a teraz zostało już tylko kilka miesięcy i będziemy we własnym domu. Moim kochanym azylu. Gdzie będę biegać w stringach z cekinami i nikt nawet nie sapnie
I tego ci życzę!
I oby udało się naprawić wszystko między wami!
Rzadko się odzywam, ale śledzę wątek.
JEŻYKU, zachowania twojej teściowej nie chce mi się nawet krytykować, bo szkoda słów. To kobieta niereformowalna, niekulturalna, niewychowana a do tego fałszywa.
Smutno mi, bo liczyłam na lepsze wieści od Ciebie, że w końcu wszystko się poukładało. Jednak nadal wierzę, że kiedy wprowadzisz się do swojego domu za kilka miesięcy, napłynie optymizm i będziesz wieść swoje fajne życie. Będziesz robić wszystko po swojemu, a Twój mąż przypomni sobie jaką jesteś SUPER kobietą.
Nie wiem, czy tak dzieje się z biegiem czasu w każdym związku, czy mi jest już wszystko jedno, aby gonić za idealnym związkiem, ale ja z mężem też rozmawiam tylko o codziennym życiu, nie ma rozmów o tym co czujemy, czego pragniemy. Pewnie mężczyźni nie potrzebują tego typu rozmów, bo dla nich to babskie bzdurne tematy.
A co do głupich tekstów, że wszystko to zasługa męża, że wszystko to on płaci. Rozumiem, ze Cię to wkurza, bo to Ty poświęciłaś najwięcej i najwięcej zainwestowałaś, aby powstał ten dom. A mnie wkurza to, że wszystkich wokoło interesuje, kto i za ile. Jeżyku, jesteś inteligentną, wykształconą kobietą i nie daj z siebie robić "sieroty", powiec dobitnie jednemu i drugiemu, aż pójdzie mu w buty Ja bym powiedziała, że za swoje kupuję i wybieram taką czy inną kanapę.
Tak, więc głowa do góry, bo jesteś fajną, dzielną kobitką
Chyba nie przemyślałaś dobrze swojej decyzji przeprowadzając się na wieś.Chwała Bogu,że nie masz jeszcze dziecka. Strach pomyśleć jak przeminie pierwsze zauroczenie mężem.Jesteście z dwóch różnych bajek i nie wiem czy znajdziesz upodobanie w prowadzeniu gospodarstwa.Jeszce dobrze się zastanów nad swoją decyzją zostania na wsi.Z dzieckiem lepiej poczekać.Musisz naprawdę chcieć tak żyć, zanim zostaniesz matką.Dla dziecka kobieta robi wszystko.Ale czy to nie będzie dla Ciebie zbyt wielkie poświęcenie?
379 2012-03-05 17:56:25 Ostatnio edytowany przez smutny_miś (2012-03-05 20:27:30)
Aisoglam, podejrzwam, ze przeczytałaś tylko ostatnie posty. Bo JEŻYK, przez długi czas walczyła o swoje małżeństwo, kiedy wiele z nas powiedziałoby dość, ona brała wciąż nowe siły, nie wiadomo skąd, aby uratować związek. Poza tym JEŻYK ma cudowną córeczkę, kóra jest dla niej całym światem.
JEŻYKU z niecierliwością czekam na jakieś wieści od Ciebie.
U mnie jest niezaciekawie. Ja mam już dość. Jestem traktowana jak śmieć przez teściową i męża i nie mam siły dłużej starać się o lepsze wspólne jutro, bo nie widzę w tym sensu.
Po pierwsze mąż pożyczył komuś dużą sumię pieniędzy, nie zapytał nawet mnie o zdanie. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie liczy się ze mną. Sprawa się wydała, bo okazało się, ze ten ktoś jest niewypłacalny i pieniądze są nie odzyskania, pozostaje droga sądowa.
Druga sprawa ustaliliśmy z mężem, że meblujemy sobie górę, zamówiłam meble do salonu, wpłaciłam zaliczki, ze swoich pieniędzy, a dziś teściowa stwierdziła, że ona mebluje sobie dół i robi generalny remont. Oczywiście dowiedziałam się o tym, w momencie, kiedy zastałam graciarnię i zbieraninę jej mebli w swoim salonie, bo przecież tam jest wolne miejsca, aby je wstawić. Mąż jej pomagał przenieść i teraz pomaga jej we wszystkim. A co z moimi meblami, teraz nie mam gdzie ich wstawić, musiałam wycofać zamówienie i straciłam zaliczki.
Jezyku 123 uciekaj nie bedziesz szczesliwa,dziecko bedzie nieszczesliwe,to nie wrozba ale prawda.
Kobiety doswiadczone wiedza ze gdy jestesmy w ciazy mamy miec spokoj a nie plakanie po katach samobojcze mysli,
po pewnym czasie przekonasz sie ze mam racje.
Takie dzieci duzo placza bez powodu,sa bardziej w przyszlosci nerwowe,gdyz w czasie ciazy mialas duzo stresu nie zdziwie sie gdy pewnego dnia dziecko ucieknie z domu
Nie wiem czemu duzo matek zapomina o tym ze wszystko to co odczuwamy bedac w ciazy pozostawia slad w psychice dziecka
zapominamy ze to malenstwo slyszy i czuje to co matka.
chaber 05 jestes twarda jak ja bylam, ale to wszystko jest do czasu.
Dzisiaj mam rozwod z wlasnie takim rolnikiem ktory sluchal tylko mamusi ,
ja bylam darmowym parobkiem i workiem do bicia.
Tak tak, tesciowa probowala na mnie swoich pazurow,nie dalam sie to dopiero mi dali popalic
Ucieklam daleko ,szukal mnie wrocilam uspokoilo sie na 2 lata i powtorka z rozrywki.
Ucieklam powtornie lecz juz duzo dalej zeby nie mogl mnie znalezc.Mialam dwoje malych dzieci ,nie bylo mi latwo.
W naszym kraju jest tak pieknie mowione ze samotne kobiety maja pomoc g....o prawda nikt nam nie pomaga.Jak nie wydeptasz sciezek i nie powycierasz klamek to nie wiesz ile trzeba drzwi otworzyc i walic czesto glowa o mur.
Polityka prorodzinna.Puste haslo i falszywy slogan.Ktos powie opieka spoleczna tez bzdura,predzej pijak dostanie rente socjalna bo chory niz kobieta z malymi dziecmi pomoc finansowa.
Przezylam nedze i glodowalam razem z dziecmi nikt mi nie pomogl ale powiedzialam ze nie wroce do tego bydlaka .
On tez sluchal mamusi i probowal swoich piesci na mnie
Wiecie dziewczyny co mi ztego malzenstwa zostalo?
Dwoje wspanialych dzieci ,ale i depresja.
Po naszej ucieczce ,dzieci czesto w nocy krzyczaly przez sen,a gdy juz w miare po rozwodzie zaczal przyjezdzac bo dostal przez sad prawo widywania to i tak wyczuwaly kiedy przyjedzie bo zawsze plakaly w nocy i zrywaly sie ze snu.
Super mielismy pieklo, moja tesciowa to stalin a moj maz to hitler.
I co wy na to? Nie chce wspominac,jakie to bylo malzenstwo
chcialam isc na gospodarstwo lubie to.Pracowalam w polu jak za piasta kolodzieja chodzilam za kosa,umiem to poniewaz mam rodzine na wsi.
Marzylam o wlasnym gospodarstwie,myslalam ze jak pokaze tesciowej i jego rodzinie ze nie boje sie pracy w polu,to mnie przyjma do siebie.Ze bede nalezec do rodziny.Bylam radosna szczesliwa i co?" dupa dupa cycki " jak mowi moja kolezanka.
Jedno wiem kobiety czy z miasta czy ze wsi .jak trafi na zolze tesciowa ma zycie zmarnowane
Ja mam depresje na pamiatke. Gdybym wiedziala gdzie upadne to bym sie usiadla i miekka poduszke podlozyla
Czlowiek nigdy nie wie co nas spotka
Pobieramy sie z milosci a rozdziela nas nienawisc i albo sami nie rozmawiamy bo nikt nas nie nauczyl ,
albo rodzina sie wtraca.Nie ma madrych na nasze zycie,wszystko zalezy od tego jak zostalismy wychowani.
Dzisiaj dziewczynysa samodzielne a mezczyzni mlodzi oczekuja sluzacej.
Mam dorosla corke i to jest jej opinia z jej doswiadczenia,niestetypotwiedzam.Zaznaczam ze nie narzucam jej swojego zdania nauczylam ja ze decyzje o sobie podejmuje sama.nie wtraca sie nawet gdy mnie o to poprosi
mnie tego nie nauczono
Mnie mama nauczyla "siedz w kacie a znajda cie,"mama wychowala mnie na cieple kluchy zebym byla wlasnie taka kukla do ustawiania w kacie.
Lecz zycie nauczylo mnie za mam prawo walczyc o siebie.
Jestem z natury osoba spokojna i ulegla nie lubie awantur,
wole porozmawiac,bo krzykiem mozna zrobic duzo zlego.
Tylko ze jak do mojego meza mowilam literackim jezykiem ,patrzyl na mnie jak na kosmitke
ale gdy nauczylam sie mowic jego jezykiem to zaraz zrozumial o co mi chodzi.
Niestety odbija sie to na moich nerwach
Gdy przeczytalam na forum przezycia jezyka123 to przypomnialam sobie moje zycie i moje problemy.Uciekaj dziewczyno,nic was nie laczy a jeszcze z czasem bedzie dzielic.
On sie nie zmieni,zawsze taki bedzie,uwierz mi doswiadczonej kobiecie.
CHABER dzięki dziecku funkcjonuję normalnie i wierzę, że tylko duża rodzina daje szczęście. Dziecko to nigdy nie jest gwóźdź do trumny tylko powód do szczęścia. Wierzę jeszcze, że moja miłość do męża się reaktywuje, kiedy będziemy żyć w końcu jak rodzina sami, oddzielnie.
A faceci ze wsi..... to niestety, ale niereformowalni, zasiedziali mamisynkowie. Zdania nie zmienię.
Mam nadzieję, że i ja znajdę kiedyś koleżanki. Na razie nikogo nie mogę zaprosić tutaj, a kiedy raz umówiłam się z taką dziewczyną na kawę, to mój mąż akurat nie mógł zostać z dzieckiem. Już nie powiem dlaczego..... Nie chce mi się o nim w ogóle opowiadać.
A bronić się i wszystkim opowiadać, że ja też zarabiam, że mam pieniądze nie mam siły. Jakby nie patrzeć to w gospodarstwo też mam wkład bo codziennie pomykam doić krowy, to z tego przecież też pieniądze mi się należą (chociaż oczywiście nigdy ich nie używam). Zwyczajnie zrozumiałam, że im więcej przemilczę tym zdrowsza będę, bo co bym nie mówiła, oni i tak tego nie zrozumieją.
Chaber gdybym mogła cofnąć czas to ..... nie zamieszkałabym u teściowej. Na wsi tak, ale nie u kogoś. Wieś bym wybrała zdecydowanie, bo życie tutaj jest łatwiejsze niż w mieście. Dojenie krów to żaden wysiłek. Godzinka rano i godzinka wieczorem i cały dzień dla domu i rodziny i kupa kasy z mleka. Naprawdę przy życiu kobiet w mieście to bajka.
SMUTNY MISIU Tobie życzę wytrwałości. Na Twoim miejscu czyli nie mając dziecka, wiedząc że będę nadal mieszkać u teściowej, rozwiodłabym się. Jestem tego pewna w 100%. Teraz nie widzę u siebie takiej potrzeby. Nie widzę powodu dla którego miałabym zrezygnować z mego domu. Nie chcę z niego rezygnować.
Ten jego dług trochę komplikuje Twoją sytuację.....
AISOGLAM mam dziecko i zamierzam mieć więcej.
KOBIETO52 nigdzie nie zamierzam stąd uciekać. Tu jest mój dom. Rośnie 200 metrów od mego chwilowego miejsca pobytu i jeśli ktoś nie ma ochoty ze mną żyć to niech sam zostanie u mamy. Ja nie widzę powodu, żeby rezygnować ze swoich planów i mego domu przez innych. Teściowa jeszcze gorzko pożałuje tego co mi zgotowała tutaj.
Wiem, że okres ciąży był u mnie traumatyczy i tyle co ja wtedy przepłakałam bez niczyjego wsparcia to tragedia dla mego dziecka, ale uwierz mi, że to był stan silniejszy ode mnie. Nie umiałam sobie z tym w żaden sposób poradzić. Nawet kiedy powiedziałam o całej sytuacji rodzicom, to Ci stwierdzili, że tylko mi się wydaje, że jest źle. Teraz udają, że tej rozmowy nigdy nie było i że jestem taka szczęśliwa z mężem. Nikt mi nie pomógł, a sama ie umiałam sobie poradzić. Moja matka też mnie tak wychowała Mąż choćby pił i bił to mam z nim być i cicho siedzieć. I jeszcze mu dziękować, że mnie np nie zabił.
Kobieto52 rozwód jest zawsze możliwy w przyszłości ale ja nie wyjdę z mego domu. Niech on wychodzi. Ale nie poddam się bez próby. Poczekam i zobaczę jak będzie kiedy będziemy żyć samodzielnie. Chcę walczyć i będę do końca. Nie zrezygnuję.
Ja bałabym się uciec z dziećmi bo mąż by mi tego nie podarował. Wiem, że zgłosiłby porwanie lub coś w tym stylu i walczyłby o opiekę nad dzieckiem, a gdybym leczyła depresję to byłby jego główny argument przy walce o dziecko, bo by udowadniał sądowi, że jestem "chora psychicznie". Znam go i jego sprytne podejście.
To przykre co przeżywasz, ale w przeciwieństwie do Twojego męża mój dba o dziecko, nie krzyczy i nie bije. Chociaż raz pociągnął mnie za ucho co dla mnie jest też formą przemocy fizycznej. A teściowa.... dla mnie nie istnieje.
jeżyku... mąż sie nie zmieni tylko dlatego,że zamieszkacie u siebie. Niestety jeśli do tej pory nie zauwazył,że jesteś w jego zyciu najważniejsza(Ty i dziecko) to raczej nie wróży niczego dobrego... a mamusia nie odpuści i mącić bedzie nawet z odległości 200m.Póki on nie zrozumie że ma swoją rodzinę i z Tobą nie zacznie podejmować decyzji to nie ma szans na poprawę....
KOBIETA52, opisana przez Ciebie sytuacja bardzo mną wstrząsneła, przykre jest to co Cię spotkało, ale całe szczeście znalazłaś siłę, aby zmienić swoje życie. Podziwiam Cię i życzę, aby los był dla Ciebie łaskawy.
JEŻYKU, ja również jestem pewna, że rozwód to jedyne wyjście dla mnie. Niestety nadal kocham męża, ale wiem, że lepiej pocierpieć i odejść, niż męczyć się całe życie pod jednym dachem z teściową. A mój mąż nigdy jej nie zostawi. Teraz już wiem, że jak mężczyzna w wieku 25+ mieszka z matką, to napewno jest z nim coś nie tak, jest maminsynkiem i nie warto nawet patrzeć w jego stronę. Niestety za późno doszłam do takich wniosków. Jestem w dziwnej sytuacji, bo chwilowo nie mam gdzie wyprowadzić się. Moi rodzice oczywiście przyjęli by mnie, ale po sąsiedzku mieszka rodzina, która cieszy się z czyjegoś nieszcześcia. Zawsze, kiedy przyjeżdzam do rodziców, rozpowiadają, że napewno mąż mnie wygnał, bo niby dlaczego u nich siedzę. I jak mieszkać obok takich, zjedzą mnie swoim jadem. Muszę dozbierać jeszcze trochę oszczedności, aby mieć na najem jakiegoś kąta.
Smutny misiu nie bylo mi latwo,zamieszkalam z matka,
ale bardzo szybko podjelam prace, " wydeptalam "mieszkanie dla siebie i dzieci.
Poszlam na swoje.
Eks czasem przyjezdzal ,nie wpuszczalam go do mieszkania.
Spotkania odbywaly sie na zewnatrz, szlam z dziecmi na spotkanie z nim i tyle.
Nie pozwolilam zeby z nim byly same,poniewaz koniecznie chcial zabrac mi corke.
A ja uwazam ze dzieci to nie przedmioty lub zabawki,przeciez nie moglam ich rozdzielic.
Jezyku teraz jestes odwazna,ja tez taka bylam.
Maz z tego co sie od czasu do czasu dowiaduje nie zmienil sie wcale.
Zycie z takim czlowiekiem ktory trzyma sie mamy spodnicy i traktuje ja jak wyrocznie
jest bardzo trudne i zostawia slady .
To jest Twoja decyzja,walcz jesli uwazasz ze wygrasz.Ale musisz nauczyc sie miec skore krokodyla przed ciosami jakie Ci zycie z nim nie oszczedzi.
Czesto mezczyzni jeszcze pija w takiej sytuacji i dopiero po kilku miesiacach okazuje sie ze ten czlowiek ktorego kochamy jest po pijanemu zupelnie inny.
Ciezko jest wspominac tamten czas,nie chce rozdrapywac starych ran.
Bo znowu bedzie bolalo.
Tak malo dobrego pamietam z naszego malzenstwa.
Bylo kilka dobrych chwil,tylko wtedy gdy poklocil sie z mamusia i mial czas dla nas.
Ona bardzo starala sie zeby to nie trwalo zbyt dlugo.Miala dla niego jego najwiekszy smakolyk "flache gorzaly"
Wytrzymywal trzy dni i juz miala go dla siebie.
Zdarzylo nam sie tylko dwa razy w ciagi siedmiu lat malzenstwa ze mialam meza a dzieci ojca.
Nie bylo sensu walczyc o cos czego nigdy bysmy nie mieli
To byl jej dom a ja nie mialam wielkiej kasy tylko zdrowie i zapal.
No i byla jeszcze jego siostra z mezem i dziecmi.Mialam okazje zamieszkac w innym domu z rodzina sami we dwoje ,lecz malzonek nie chcial opuscic tych pustakow ktore kladl wlasnymi rekami.
Teraz ozenil sie ponownie,i poszadl mieszkac do zony i dalo sie i zostawil te pustaki.
A ja,no coz mieszkam w miescie, chociaz bardzo chcialam mieszkac na wsi.
Zycze jezykowi123 duzo odwagi i sily .
KOBIETO52 mój na szczęście nie pije, ale kto wie co będzie. Nie ufam. Teściowa na pewno by go w tym poparła. Popiera go we wszystkim co odsuwa go ode mnie. Te wspomniane wcześniej pociągnięcie za ucho, to było przy teściowej. Rozpłakałam się z bólu, czy z upokorzenia, już sama nie wiem z czego, a ta tylko krótko skwitowała "widocznie sobie zasłużyłaś" Serce mnie boli nie przez to co powiedziała, bo dla mnie to wisi, nie boli mnie nawet to, że mąż mnie tak potraktował, bo on też mi wisi, ale pomyślałam wtedy o swoich rodzicach i wiem że moja mama też by mnie nie broniła. Cichutko by siedziała, a potem udawała że nic się nie stało, że cudowne z nas małżeństwo. Żenada. Przestałam lubić Boga za to wszystko. Tak sobie analizuję i myślę, że jeszcze, że kiedyś siedziałam, a mąż mi przywalił w głowę taką wielką, sztywną poduszką. To może dla niektórych śmieszne, ale to była forma przemocy, bo on zrobił to podczas kłótni, a nie w formie zabawy, a uderzenie o mało nie zwaliło mnie z nóg. Myślałam, że głowa mi pęknie i płakałam z bólu, a on mówił tylko że naprawdę jestem nienormalna, że beczę. Czyżbym zaczynała go nienawidzieć? Wiem już, że go nie kocham, ale nienawiść?
JEŻYKU, ciężko być samemu i nie mieć w nikim oparcia. Musisz zacząć myśleć co zrobisz, jeśli nie uda Wam się wspólnie mieszkać w nowym domu. Co wtedy zrobisz?? Wszystko co miałaś zainwestowałaś.
A z tym lubieniem Boga mam podobnie, mam żal, dlaczego pozwolił, aby moje życie tak wyglądało. Przecież nigdy nikomu nic złego nie zrobiłam, a tak się męczę. Mam świadomość, że to moja wina, mój zły wybór i tylko ja mam wpływ na to, że tak wygląda moje życie. Ale i tak nie potrafię zrozumieć, dlaczego zaserwował mi takie nieudane życie.
U mnie wszystko się skąplikowało, prawdopodobnie jestem w ciąży, ale i tak jestem zdecydowana na odejście, nie mam siły dłużej tak żyć. Nie ma sensu tkwić w związku bez szans na zmianę.
Nie wiem, czemu życie tak beznadziejnie mi się ułożyło, czemu byłam taka głupia, że tego nie przewidziałam i dlaczego na własne życzenie taki horror sobie sprawiłam.
Jeżyku, rozumiem doskonale takie targanie za ucho rzucanie poduszką. Mój mąż ma podobne zachowania, mało tego, on też nie ma świadomości ,że mnie to zwyczajnie boli, uważa, że udaję. Kiedy byliśmy jeszcze kochającą się parą bez dziecka często pozwalaliśmy sobie na takie udawane walki. Kiedy mój mąż dla "żartu" zrobił coś takiego przy swojej rodzinie i kiedy żony jego braci patrzyły na mnie ze współczuciem powiedziałam dość. Niby nie była to przemoc, czasem ja miałam siniaka ,czasem mąż był podrapany ale no w pewnym momencie życia jakoś nie mam ochoty być łaskotana na siłę albo mieć przytrzymywane ręce, żeby się nie zrewanżować. Moja mama widząc takie "zabawy" żartowała, że zadzwoni na niebieską linię.
Mój mąż nie uderzył mnie na serio, choć raz w awanturze mnie odepchnął.
Co do stosunków z mężem- Jeżyku powiem ci to z autopsji: jeśli uważasz, że nic się nie da w Waszym związku naprawić odejdź od niego póki dziecko jest małe.
Przyznam,że ja żałuję chwilami, że tak nie zrobiłam. Teraz moja córka ma siedem lat,jest bardzo związana z ojcem i wiem, że rozwód poważnie zachwiałby jej psychiką.
Kiedyś, gdy miała może ze trzy lata- był to chyba ostatni dzwonek. Była taka sytuacja, że wieczorem robiliśmy zakupy. Mój mąż zaczął się nagle okropnie śpieszyć i powiedział, że on już idzie do auta i czeka na nas 15 minut. Po tym czasie wyszłam z córką na parking z siatami i okazało się, że auta nie ma, że mąż sobie pojechał a ja po godz.20 jestem na parkingu z dzieckiem. Zadzwoniłam wkurzona, że ma po nas przyjechać na co mój mąż ,żebym wzięła taksowkę. Powiedziałam,że nie starczy mi pieniędzy .Na co mój mąż się wyłączył. Zadzwoniłam więc do mamy z prośbą czy nie mogłaby po nas przyjechać. Przyjechała, nie chciałam wracać do więc mama podwiozła nas pod dom, poszła wziąć dla nas jakieś rzeczy,robiąc przy okazji awanturę mężowi.Następnego dnia,gdy mąż poszedł do pracy pojechałam z córką po rzeczy.Zamki były zmienione.Byłam tak zszokowana,córka płakała,że nie może wziąć zabawek.Wezwałam policję.Potem mój mąż twierdził,że on nie zmienił zamków po to żebym ja nie wchodziła ale przed moją mamą:)i właśnie miał do mnie zadzwonić, żeby dać mi klucze.
Córka przeżyła bardzo tą sytuację i gdy już się pogodziliśmy nie chciała wracać do domu .To była ostatnia szansa na to by bezboleśnie dla dziecka rozstać się z mężem.
Przemyśl sprawę bo jeśli teraz jest źle jaką masz gwarancję ,że za rok, dwa nie będzie gorzej?
A wiedz ,że z każdy rokiem dziecko coraz więcej rozumie i przeżywa to na swój sposób?
Czytałam kilka dni. Chociaż tytuł mnie trochę zmylił, bo szukałam kogoś w mojej sytuacji, która jest zupełnie inna niż Wasza Drogie Kobietki, ale jeżyk ma jakiś dar szczególny, bo już od pierwszego postu totalnie mnie chwyciła za serce. Wiem jak bardzo ciężko jest się rozstać z marzeniami. Ja miałam ogromnie rzadkie szczęście, że w momencie kiedy "miałam problemy w związku" z moim ówczesnym partnerem, zupełnie przypadkiem rozpoczęłam kurs specjalizacyjny z przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Gdyby nie to zrządzenie losu, kto wie gdzie byłabym teraz, jednak edukacja zdziałała cuda, oświeciło mnie:)
Jeżyku, jestem pełna emocji i nie mogę się uspokoić, bo zawsze takie historie mną wstrząsają, choć zetknęłam się z ich ogromną ilością, można by pomyśleć że powinnam się uodpornić, jednak to działa odwrotnie.
Niestety zawsze też one są podobne w kilku aspektach: zawsze jest huśtawka- na tym to polega!!! przeważnie też na początku partner jest uosobieniem ideału, on wie doskonale że jeśli pokaże na co go stać zbyt wcześnie to uciekniesz, każdy sprawca (i to nie musi być tylko przemocy fizycznej, ale i psychologicznej) bardzo świadomie osłabia twoje siły, uzależnia cię od siebie: finansowo, emocjonalnie, fizycznie, w każdym aspekcie w jakim tylko może, no inaczej to nie miałoby prawa zaistnieć. Ty Jeżyku jesteś doskonałym celem ze względu na wychowanie jakie otrzymałaś, i jakie z resztą prawie wszystkie otrzymałyśmy. Takie uzależnianie trwa często długimi latami- to się nazywa proces wiktymizacji! W większości małżeństw do ostrej przemocy dochodzi po kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu latach!!! Ale zawsze zaczyna się małymi " prztyczkami", a każdy następny "prztyczek" jest odrobinę silniejszy... I niestety większość z nas nigdy nie odważa się odejść, właśnie dlatego że niema siły!! on ją stopniowo zabiera: pozbawia cię pieniędzy, przyjaciół, znajomych (np.jak Ty już jakimś cudem umówiłaś się z kimś na kawę to on akurat nie może zostać z dzieckiem), pozbawia Cię jakiegokolwiek wsparcia z zewnątrz i twoich wewnętrznych zasobów!!!
Jak ja się rozradowałam jak znalazłam w Twoich Jeżyku ostatnich wpisach wreszcie odrobinę zdrowego egoizmu!!! Kochana, niestety wyparłaś całkowicie fakt że twój mąż nie jest dobrym człowiekiem i scedowałaś te wszystkie emocje na teściową, a prawda jest taka, że to wszystko co się działo, to działo się między Tobą a Nim!!!! Teściowa to głupia baba która stanowi tak naprawdę didaskalia waszego małżeństwa.
Wiesz, oczywiście, że dziecko to zawsze jest radość, ale... każde kolejne dziecko jeszcze bardziej uzależnia Cię od mężczyzny!! już masz dowód: straciłaś pracę!!! Jeśli twój mężczyzna jest przemocowy to jest bardzo poważna sprawa, i wtedy dziecko skazuje całą twoją rodzinę na życie w przemocy, a dzieci potwornie cierpią przez całe życie przez coś takiego, i często mają żal do matki że nie odeszła i nie zapewniła im zdrowego rozwoju, bo taki rozwój naprawdę daje siłę na całe życie, a przemoc to ciężki bagaż który niesie się całe życie na plecach, wiem bo jestem ofiarą przemocy.
Wiem że moje słowa nic nie zmienią w Twojej świadomości, ale chciałabym Ci powiedzieć jako kobieta i jako specjalista jedno: tak twój mąż stosuje wobec Ciebie przemoc. Twoja intuicja Cię nie myli!!!! Jeśli będziesz chciała zgłębić ten temat, to znajdziesz na pewno literaturę.
Podejście Twoich rodziców jest POTWORNIE PRZERAŻAJĄCE!!! Wiem jak Ci ciężko musi być jak właściwie cały świat jest przeciwko Tobie.. Takie wychowanie niestety powoduje, że przemoc nadal istnieje... Bóg każe nam się kochać, czytaj kochać samego siebie i dbać o siebie!!! Teraz nawet wielu księży ma stanowisko, że należy się rozstać w sytuacjach przemocowych.
I tak na końcu najważniejsze... w historii ludzkości nie było jeszcze takiej, gdzie zły mąż nagle staje się dobry!!! niestety zawsze z biegiem lat jest coraz gorzej, nawet wtedy kiedy wydaje się że już gorzej być nie może. A już na pewno miejsce zamieszkania niema żadnego wpływu na to, i w waszym domu nic się nie zmieni. Ty Jeżyku myślę, że tak pragniesz dużej rodziny i wielu dzieci, żeby to one dały Ci to czego Mąż Ci nie daje, ale to straszny błąd, bo zrobisz krzywdę i sobie i tym dzieciom, a dobro i zło się nie sumuje do zera, zło zawsze jest silniejsze!!!! Nawet jeśli On będzie przez rok najcudowniejszy, i będzie Ci szeptał do ucha, i robił śniadania, i nie wiem co jeszcze, to jedna akcja jak np.na Ciebie upadnie gdy jesteś w zaawansowanej ciąży, lub Ci powie, że gdyby nie ciąża to by Cię wygonił, więc taka jedna akcja przekreśla całe to dobro które zrobił (a zresztą jakie on to dobro wielkie Ci zrobił??? to ty mu tylko robisz dobro).
On Ci zatruje całe życie, nie będziesz się czuła jak w swojej twierdzy, tylko jak zalękniony zając, będziesz się kulić w sobie i tracić siły jak nie odejdziesz... a twoja córka wyjdzie za podobnego.
Ja jestem taką córką.
Pozbyłam się ZŁEGO mężczyzny z mojego życia, tylko dlatego że nabyłam niezłą edukację w tej dziedzinie. Jednak plecak został...
ps. Niewiele osób-nawet "żarliwych katolików" rozumie znaczenie przykazania : nie uzywaj imienia Pana Boga nadaremno, a to jest zawór bezpieczeństwa przed takimi nadużyciami jakie od tysiącleci się dzieją! Bóg każe nam się kochać, i jeśli skazujemy się sami na cierpienie to grzeszymy! To przykazanie jest skutecznie pomijane od zawsze, a w nim chodzi o to żeby w imię boga nie powodować zła, żeby nie być fanatykiem, i po prostu wybierać rozsądek nad religią!!!! To tak apropos wychowania katolickiego.
podpisuje sie obiema rekami pod tym co przeczytalam
jezyku nadal bede twierdzic uciekaj i nie patrz wstecz