nic nie brakuje.
zrobie to samo co on, za dwa miesiace po porodzie jak juz bedzie mozliwosc wspolzycia, to odmowie i powiem ze zajme sie tylko dzieckiem jak on.
587 2012-09-20 21:50:14 Ostatnio edytowany przez smutny_miś (2012-09-20 22:05:11)
nic nie brakuje.
zrobie to samo co on, za dwa miesiace po porodzie jak juz bedzie mozliwosc wspolzycia, to odmowie i powiem ze zajme sie tylko dzieckiem jak on.
To może nie czekaj, tylko powiec mu dziś. Bo przez ten czas nazbiera się jeszcze więcej złości.
Zapytaj, czy tak ma wyglądać wasze wspólne życie, każdy sobie.
Uprzedź go, że jeśli nadal będzie tak Cię traktował - jakbyś nie istniała, to Ty będziesz traktowac go tak samo.
Powiec spokojnie, bez pretensji co Cię gryzie, tylko wprost, bo mężczyźni nie umieją czytać między wierszami. Nie masz co liczyć, że sam się domyśli, jesli nie powisz co Ci leży na wątrobie.
Nie dziwię się, że odechciało Cię cokolwiek robić, aby poprawić wasze relacje. Bo jeśli nie widzisz się efektów czy dobrych chęci z drugiej strony a tylko zobojętnienie, to zapał spada do zera.
Ale nie masz nic do stracenia, może za wyjatkiem odrobiny ambicji, ale może warto powalczyć. Sama zadecyduj.
CHABER czasem mam wrażenie, że mój mąż myśli, że nie jest tylko mister of Europa, ale of the world. Serio.
Ja głęboko wierzę, że od początku uda mi się pokazać gdzie jest miejsce teściowej w moim domu. To miejsce gościa. Będzie trudno, ale trzeba walczyć.'
NIKA z Polsce jest taka mentalność, że matka MUSI karmić piersią, MUSI wyrzekać się wszystkiego dla dziecka. To bzdura. Na zachodzie już normą jest, że już w szpitalu możesz poprosić o leki na wstrzymanie laktacji i od początku karmić sztucznie. Każdy ma własne zdanie na ten temat. U nas powiedzieliby, że jesteś wyrodną matką. Oczywiście dziecko jest bardzo ważne, ale ono ma odrębne życie, a matka ma odrębne i jestem daleka od tego, żeby poświęcać dziecku wszystko. Ktoś tu na mnie bardzo "krzyczał", że zostawiłam dziecko z teściową, której nie lubię i wróciłam do pracy. Dzięki temu byłam szczęśliwsza, więc ponownie zrobiłabym to samo. Nie jestem służącą dla dziecka i mam własne życie. Potrzebuję się realizować po swojemu, żeby być szczęśliwym. Dziecku nic się nie stanie kiedy pobędzie z inną osobą. Trudno, że jest to teściowa, ale jest to również babcia mojej córki i nie mam nic przeciwko, żeby obie siebie kochały i spędzały ze sobą czas.
Jeśli Ciebie ktoś zechce wyręczyć w opiece nad Małym nie wzbraniaj się, tylko idź na spacer, na zakupy, gdziekolwiek - będziesz szczęśliwsza, bo po prostu odpoczniesz, a na dziecko też dobrze to wpływa, bo nie "dziknie", że chce tylko do matki, lubi innych ludzi, umie sobie poradzić bez mamy i dzięki temu będzie mu łatwiej w przyszłości pójść do szkoły, poradzić sobie w społeczeństwie. Jeśli masz potrzebę posiedzenia przed komputerem, a partner może zająć się dzieckiem, to nie miej wyrzutów sumienia. To też jego dziecko. Przejdzie Ci to uczucie, że jesteś brzydka i beznadziejna. Każda kobieta to przechodzi.
GOJKA prawa może i każdy ma mieć takie same, ale dla mnie dziecko jest ważniejsze niż mąż, matka czy ojciec. Jest najważniejsze.
ja juz zaobserwowalam, sie wyręczam wszystkimi.....
nie robie obiadu, bo dziecko mi nie pozwala(beczy, marudzi)
pranie powiesze byle jak, a czas spedzam przed kompem-z czego wychodzi wytykanie ze tylko z facebookiem sie bratam-ale co robic, dziecko na rece i przed kompa, bo nie mam mozliwosci wyjsc z pokoju
590 2012-09-21 23:07:19 Ostatnio edytowany przez newlife (2012-09-21 23:07:59)
Jezyku - rodzilam nie tak dawno w nowoczesnym szpitalu w centrum Londynu. Bardzo zachecali do karmienia piersia, jako ze taki wlasnie pokarm najbardziej nadaje sie dla niemowlaka - dzieci nie sa cielatkami. Mowy nie bylo o zastrzykach na wstrzymanie laktacji.
Mleko matki jest bardzo wazne - daje dziecku tak wiele, ze mozna na ten temat wiele stron pisac.
Oczywiscie sa kobiety, ktore z roznych wzgledow nie moga karmic i wtedy podawanie im mleka zastepczego jest zlem koniecznym. Moze troche poczytaj na ten temat.
Polska nie jest zacofanym krajem i lekarze sa w wiekszosci dobrzy.
A odnosnie twojej wielkiej milosci do dzieci - najpierw opisujesz jaka ta twoja tesciowa to niechluja i jak sie brzydzisz i jakie to bakterie tam zeruja; po czym swoja malenka coreczke zostawiasz z tesciowa, bo to przeciez jest jej wnuczka a ty musisz sie rozwijac i realizowac.
A nie boisz sie ze mala zlapie salmonele i umrze? Jesli jest tak jak opisujesz to ja bym sie bardzo bala!! A moze nie chcesz nawet o tym myslec?
Tyle tu nadawalas na metody wychowawcze twojej tesciowej i teraz zostawiasz jej dziecko? A jak myslisz jak ja bedzie wychowywac?
Klocicie sie i nie szanujecie oboje z mezem i w to dysfunkcyjne malzenstwo zdecydowalas sie sprowadzic drugie malenkie dziecko i juz na poczatku chcesz je odrzucic decydujac, ze nie bedziesz karmic piersia - tak to jest odrzucenie...
Opowiadasz, ze dziecko wazniejsze niz maz, matka czy ojciec - a czy jest wazniejsze niz twoja wygoda i potrzeba samorealizacji?? Wlasnie teraz gdy dzieci sa male? Na to wszystko przyjdzie czas - jestes mloda, zdazysz sie rozwinac i zrealizowac - tylko prosze nie kosztem dzieci.
Od meza nie chcesz odejsc mimo, ze go nie kochasz a on ciebie nie szanuje, bo budujecie swoj dom, w ktorym ty tesciowej pokazesz kto tu jest teraz pania. Nie walczysz tez o zmiany w malzenstwie - nie chcesz zwiazku partnerskiego, ignorujesz zachowania meza wzgledem ciebie.
Bardzo to wszystko pogmatwane - wydaje mi sie, ze siedzisz tam wylacznie ze wzgledu na pieniadze -mieszkanie u tesciowej za darmo, krowy przynosza wiecej niz praca w miescie i juz niedlugo przeprowadzisz sie do wlasnego domu.
Bardzo dobrze ze dzieci beda mialy wlasny czysty dom, powinny miec takze kochajaca mame i tate i prawidlowe wzorce rodzinne.
Witajcie dziewczyny, witaj Jeżyku. Przypadkowo wpadłam na ten wątek, ale tak bardzo mnie wciągnął, że od dwóch dni czytam i poznaję Twoją historię. Twoje wpisy czytałam z mieszanymi uczuciami, dawno nie odczuwałam takich emocji... zastanawiając się ,,co będzie dalej?", ,,jak sobie poradzi". Od pierwszego wpisu bardzo Ci kibicowałam, żebyś jakoś sobie poradziła z mężem, z teściową, z nową sytuacją. Byłaś taka pełna nadziei, taka pełna wiary w miłość, wiary w męża, starałaś się robić tak aby wszyscy byli zadowoleni, nie myśląc o sobie. Całą winę za problemy z mężem pokładałaś w teściowej. Teraz już wiesz, że Twój mąż, którego tak broniłaś nie jest niewiniątkiem. Chciałabym powiedzieć Ci tyle rzeczy, dodać siły i nadziei na lepsze dni. Wiesz, że większość z nas radzi Ci zmykać z tamtąd jak najszybciej. Podzielam zdanie Klaudyny59, która jest doświadczoną i bardzo mądrą kobietą. Nie chcę Cię straszyć lub zniechęcać,ale mimo mojego młodego wieku wiele już przeżyłam i widziałam. I jedno wiem napewno: zły mąż nigdy się nie zmienia w dobrego. Od początku trwania waszego małżeństwa okłamywał Cię, poniżał, doczepił do swojej rodziny nie tworząc waszej własnej. Nie wyznaczył granic swojej matce, ograbił Cię ze wszystkiego co miałaś własne. Macie tak krótki staż małżeński w już tak źle dzieje się między wami. Moje małżeństwo ma podobny staż, również mieliśmy wzloty i upadki ale mąż nigdy, przenigdy nie użył w stosunku do mnie wulgaryzmu, ani nie wyzywał mnie.
Targają Tobą silne emocje, żyjesz nadzieją, że w nowym domu wszystko się ułoży. Ale czy ten ,,dom" ma silne fundamenty? Widzisz dla mnie dom to nie budynek, z firankami od Ewy Minge i kubeczkiem kawusi. Dom to rodzina, a żeby to wszystko poprawnie funkcjonowało potrzeba silnych fundamentów. Wiem, że ogromnie kochasz swoją córeczkę, ale czy miłość do dziecka wynagrodzi wszystko inne? A co bedzie, gdy dzieci podrosną i nie bedą tak bardzo Cię potrzebowały? Musisz zacząć myśleć o sobie. Pamiętaj, że szczęśliwa matka to szczesliwe dzieci. A dziecka nie da się oszukać, ono jak nikt wyczuwa emocje, humory. Myślisz, że uda wam się udawać wielką małżeńską miłość? Wiem, że tak naprawdę to nie masz wyjscia juz teraz i musisz w tym trwac. Łatwo powiedzieć uciekaj... Ale dokąd? Wszystko co miałaś zainwestowałaś w dom, więc logiczne że nie chcesz teraz tego zostawić. Również w gospodarstwo dużo włożyłaś skoro ciągle w nim pracujesz i już wciągnęła Cię ta ,,wiocha" i krowy. W momencie gdy przeczytałam o sprzedaży mieszkania, które było tak pewnm zabezpieczeniem, czułam jak to się dalej potoczy. Życzę Ci jak najlepiej i pragnę, żebyś po przeprowadzce miała taką sytuację jak sobie wymarzyłaś. Ale słabo mi się to widzi. Od początku nie byłaś konsekwentna w stosunku do swojego męża i teściowej, poddałaś się, nie zostawiłaś wyjścia awaryjnego. Nie chciałaś brać udziału w hodowli krów itp a mimo to weszłaś w to od razu po ślubie. Przejmując się wyłącznie tym co teściowa, rodzice powieddzą..... myśle, że gdybyś byla wierna sobie, swoim marzeniom, nadal realizowała siebie i swoje passje a nie męża, to wszystko troche inaczej by wygladalo. Czy gdyby twoj mąż był górnikiem to poszłabyś zap....ć z nim do kopalni? Albo gdyby mial jeszcze inna prace to wyrzeklabys sie siebie, swojej pracy i z nim bys pomykala? Dałaś się wciagnąć w tą chorą wsiurską mentalność. Jak chcial baby do krow to niechby na jakies wiejskie dyskobłysko jechal i tam by znalazl. Chciał kobiete na poziomie, wykształconą a teraz chce Cię sprowadzić do roli parobka. Żeby jeszcze potrafił docenić Twoją pracę i Twój wkład.
Gratuluję Ci kolejnego dzidziusia mam dzieci z taką samą różnicą wieku jaka będzie między twoimi. Tylko odwrotnie bo starszy jest chłopiec 22 miesiące a młodsza dziewczynka 5 mcs
Myślę, że narodziny dziecka nie poprawią twojej relacji z mężem ale dodadzą ci siły. Zobacz jak nabrałaś wigoru po narodzinach córeczki
Teściową troche usadziłaś, zdystansowałaś się trochę. Oszczędzaj się w tej ciąży, druga nie koniecznie przebiega tak jak pierwsza. I nie przejmuj się tyciem czy jakimis tam głupotami. Przy 2 dzieci bedziesz miala tyle biegania, ze w mig zrzucisz ;D
Proszę Cię nie poddawaj się!
dziewczyny macie rację każda., ja mysle ze ona jest taka silna, ze jej mąż dopiero się dowie o tym!i dopiero się zdziwi.
jezyku moja tesciowa tak malego kocha, ze az mnie to dziwi. jezdze w gosci raz na tydzien an godzine wiec nie odczuwam zlych wektorów.
co u ciebie misiu?
Zgadzam się z Kaliope, że gdyby Jeżyk i każda z nas była wierna sobie, swoim marzeniom, nadal realizowała siebie i swoje pasje a nie męża, to wszystko troche inaczej by wygladalo.
W przypadku Jeżyka szansą dla męża, której nie wykorzystał moim zdaniem było to, że mógł "podciągnać" się do jej poziomu. Niestety wszystko poszło w drugą stronę to Jeżyk dostosował się do życia, które było poniżej jej możliwości i oczekiwań. Nawet nie tyle do życia męża, co teściowej. Pół biedy, gdyby wspólnie Jeżyk i mąż ustalili, że taki mają pomysł na własne życie, ale to mąż i tesciowa zagrali główne skrzypce. Ale wierzę w Jeżyka, w jej siłę i rozsądek.
Oczywiście dziecko jest bardzo ważne, ale ono ma odrębne życie, a matka ma odrębne i jestem daleka od tego, żeby poświęcać dziecku wszystko. Ktoś tu na mnie bardzo "krzyczał", że zostawiłam dziecko z teściową, której nie lubię i wróciłam do pracy. Dzięki temu byłam szczęśliwsza, więc ponownie zrobiłabym to samo. Nie jestem służącą dla dziecka i mam własne życie. Potrzebuję się realizować po swojemu, żeby być szczęśliwym. Dziecku nic się nie stanie kiedy pobędzie z inną osobą. Trudno, że jest to teściowa, ale jest to również babcia mojej córki i nie mam nic przeciwko, żeby obie siebie kochały i spędzały ze sobą czas.
Dobrze, że zauważyłaś, że oprócz bycia matką, jesteś jeszcze kobietą, która dla siebie też powinna coś zrobić. Nie potępiałam tego, że wróciłaś do pracy, bo doskonale rozumiem, jak ważna jest niezależność i realizowanie się. Niezrozumiałym dla mnie było tylko to, że zostawiałaś dziecko pod opieką teściowej. Osoby, która na każdym kroku próbowała ingierować w wychowanie wnuczki i przedstawiona została jako osoba nieodpowiedzialna.
Najbardziej mnie jednak martwią relacje z mężem. Rozumiem, że dla dzieci można zrobić wszystko, udawać, że ma się szcześliwą rodzinę. Tylko ile może to trwać, na ile starczy sił. Ja nie potrafiłabym tak udawać, bo w środku, by mnie to "zjadało".
Powyżej piszesz, że jesteś daleka, aby poświęcać dziecku wszystko. To jak ma to się do udawania idealnej rodziny przed dzieckiem. Czy nie poświęcasz wszystkiego?? Bo przecież masz również prawo być kochaną, docenianą, szanowaną.
dzis partner mnie prosil abym na tydzien przeprowadzila sie do jego domu, odmowilam....
chodzilo o pilnowanie domu podczas nieobecnosci jego mamy
eh nie moge sie przelamac, w gosci pojade, nocowac nie bede:(
I jak to przyjął, zrozumiał? To by była dość spora wyprawa z małym i tym czego potrzebuje. Dobrze by Wam zrobiło pobycie razem, tylko we trójkę, ale na innym terenie raczej nie czułabyś się swobodnie w domu teściowej
nie ma mowy misiu, nigdzie nie jade, w gosci na 2 godziny tak,ale nie na nocowanie!
wiem, ze jego marzenie to objac dom po swoich rodzicach, a ja wlasnie taka odmową akcentuje, ze nie ma mowy ani dzis ani za 10 lat.
nie ma mowy misiu, nigdzie nie jade, w gosci na 2 godziny tak,ale nie na nocowanie!
wiem, ze jego marzenie to objac dom po swoich rodzicach, a ja wlasnie taka odmową akcentuje, ze nie ma mowy ani dzis ani za 10 lat.
Gdybym ja dawno temu postąpiła tak samo, to inaczej dzisiaj by wszystko wyglądało w moich relacjach małżeńskich. Mój szacunek Nika za konsekwencję w działaniu.
A powiec, jak Wam się układa? Poprawiły się wasze relacje czy nadal każdy sobie? Pewnie teraz teściowa obrażona, że nie chcesz u niej pomieszkać i buntuje Ci chłopa.
U mnie relacje wróciły na właściwe tory. Sporo rozmawiamy o życiu codziennym i o przyszłości. Okazało się, że podobne mieliśmy oczekiwania względem siebie i podobne cele. Błędem było, że jasno o tym nie mówiliśmy, tylko każde trzymało to w sobie. Kolejny raz okazało się, że domysły są błędne i nie ma to jak szczera rozmowa. Tak więc w chwili obecnej stawiamy na mój rozwój osobisty i zawodowy. Podsumowując układa nam się nieźle w życiu codziennym i intymnym. Ale z tym drugim nigdy nie było problemu
Nika pamiętaj, że tylko konsekwentne stanie przy swoich decyzjach przynosi pozytywne efekty A chociaż by złote góry Ci obiecywał to i tak jakby z mamusią zamieszkał to dwie lewe rączki by mu się zrobiły. Mój mąż potrafił wszystko kiedy mieszkaliśmy sami, a teraz to ,,dobra zrobię" dopóki nie wyjdzie za nasze drzwi. Wcześniej nigdy nie było problemu ze znalezieniem skarpet, gaci i wkładaniem prania do kosza. Teraz wszystko się wala po łazience, a na moje narzekania mamusia zawsze ma odpowiedź ,,bo jemu się zawsze śpieszy"
Misiu widzę, że masz gorący temperament ;D ze skrajności w skrajność ale przynajmniej w waszym związku nie jest nudno. Może poprostu zbyt szybko czasem się denerwujesz (tak jak ja). Na poczatku doprowadzalo mnie do furi, ze mąż po powrocie do domu najpierw zachodził do rodziców a dopiero potem do mnie. Od kiedy mam dzieci to mam to w nosie gdzie idzie najpierw bo mam z nimi tyle biegania, że jak jego nie ma to mam mniej zajęć i sprzatania ;D Chociaz od kiedy sa dzieci to on od raz do domu przychodzi ;D
599 2012-09-25 20:51:23 Ostatnio edytowany przez smutny_miś (2012-09-25 21:51:06)
Misiu widzę, że masz gorący temperament ;D ze skrajności w skrajność ale przynajmniej w waszym związku nie jest nudno. Może poprostu zbyt szybko czasem się denerwujesz (tak jak ja). Na poczatku doprowadzalo mnie do furi, ze mąż po powrocie do domu najpierw zachodził do rodziców a dopiero potem do mnie. Od kiedy mam dzieci to mam to w nosie gdzie idzie najpierw bo mam z nimi tyle biegania, że jak jego nie ma to mam mniej zajęć i sprzatania ;D Chociaz od kiedy sa dzieci to on od raz do domu przychodzi ;D
Kaliope ja jestem nad wyraz spokojny człowiek jedynie często działam bardzo emocjonalnie, szczególnie jeśli chodzi o kwestie dotyczące mnie bezpośrednio i mojego małżeństwa. Zależy mi na związku, w którym będę czuła się spełniona i doceniona. Spełniona jako kobieta i jako żona. Ważną do mnie rzeczą jest połączenie obu tych rzeczy. Ważne dla mnie jest własne "ja" i zamierzam dbać o sibie, bo nikt inny tego za mnie nie zrobi. A jeśli przy okazji nadal będe z człowiekiem, na którym mi zależy - z moim mężem, to fantastycznie. Dopóki nie jesteśmy sobie obojętni, to walczę. Jak wyjdzie, pokaże czas.
Miałam gorsze dni, kiedy czułam się bezradna. Bo czułam się bezradna na to, co dzieje się w moim małżeństwie. Nie podobało mi się to, chciałam to zmienić, ale jednocześnie nie chciałam nikogo urazić. Ale teraz wiem, że tak się nie da. To moje życie i będę egoistyczna. Niech mówią i myślą, że jestem zołzą, nie obchodzi mnie to.
obrazony jest i tyle..temat ucichl.
nasze relacje? cóż dziecko powoduje ze musimy sie porozumiewac i basta.
konsekwencja? to jedno co w tym temacie mi idzie, poza tym jestem raczej miękka na pewne sprawy
obrazony jest i tyle..temat ucichl.
nasze relacje? cóż dziecko powoduje ze musimy sie porozumiewac i basta.
konsekwencja? to jedno co w tym temacie mi idzie, poza tym jestem raczej miękka na pewne sprawy
A wyjaśniłaś mu, jaki jest powód Twojej decyzji? Czy tylko stanęło na tym, że "nie idę" i koniec. Bo to zasadnicza różnica. Ja bym powiedziała, że to duża wyprawa dla dziecka i że nie czułabym się swobodnie będąc tam.
A nie da się na dochodne pilnować tego domu, trzeba tam koniecznie mieszkać?
Powiec szczerze, czy naprawdę zostało już tylko "muszę się porozumiewać"? Czy nie ma już ani odrobiny "chcę".
Trafiłam tutaj całkowicie przez przypadek. Wpisałam w google hasło: "forum dla tych co mają dosyć" i wyskoczyłyście mi Wy W ciągu kilku godzin przeczytałam całość. Przy pierwszych wpisach Jeżyka krzyczałam UCIEKAJ! Potem UCIEKAJ! krzyczałam przy kolejnych historiach aż wreszcie zrozumiałam, że łatwo jest mówić UCIEKAJ!, gdy na czyjąś historię patrzymy z dystansu, gdy - choć nam bliska - bezpośrednio nas nie dotyczy. Łatwo mi dawać radę UCIEKAJ choć sama w życiu, gdy trzeba było uciekać stałam trzymając się kurczowo nadziei. Całkiem tak jak Jeżyk... Nie wiem Jeżyku czy dostrzegasz jak bardzo się od założenia wątku zmieniłaś? Zmienił się nawet język, którego używasz. Gdy tracisz jedną NADZIEJĘ zaraz znajdujesz kolejną, gdy tracisz tę łapiesz następną. Pragnęłaś miłego domu, kochającego męża i dzieci. Kiedy nie dostałaś "miłego domu" (patrz teściowa), sobie i nam wmawiałaś, że mąż jest kochający. Kiedy mąż okazał się draniem uczepiłaś się nadziei na nowy dom i miłości do dzieci. Gdy kiedyś - życzę Ci aby nigdy - przyjemność z samodzielności we własnym domu i bezgranicznej miłości dzieci się skończą (dom spowszechnieje a dzieci dorosną) znajdziesz coś innego. Miałaś mieć Jeżyku wszystko a godzisz się na coraz mniej. Ponoć życie zmusza nas do kompromisów, ale królami życia są tylko ci, którzy biorą wszystko.
Chciałam znaleźć forum, na którym mogłabym się pożalić nad swoim losem, ale zamiast użalać się nad sobą przejęłam się waszymi historiami i wyszło mi, że moje "straszne problemy" to "mały pikuś". Jednak Wasze historie są też moją historią bo zrozumiałam, że ja też zbyt łatwo (a najczęściej zaledwie dla tzw. świętego spokoju) godzę się na kompromisy.
Nie znam Was, wiem o Was tyle ile chciałyście napisać, ale Was bardzo lubię i życzę Wam jak najmniej kompromisów w życiu. Miał być królewicz z bajki to ma być królewicz z bajki, bo królewicze istnieją, ale zmniejsza się popyt na nich skoro się zadowalamy byle podróbą. Oczywiście to tak w przenośni
Cudowne forum, na którym nikt nie wytyka błędów ortograficznych i nie czepia się byle czego. Dziekuję Wam za to, że jesteście.
603 2012-09-26 10:36:41 Ostatnio edytowany przez nika29 (2012-09-26 10:39:18)
nika29 napisał/a:obrazony jest i tyle..temat ucichl.
nasze relacje? cóż dziecko powoduje ze musimy sie porozumiewac i basta.
konsekwencja? to jedno co w tym temacie mi idzie, poza tym jestem raczej miękka na pewne sprawyA wyjaśniłaś mu, jaki jest powód Twojej decyzji? Czy tylko stanęło na tym, że "nie idę" i koniec. Bo to zasadnicza różnica. Ja bym powiedziała, że to duża wyprawa dla dziecka i że nie czułabym się swobodnie będąc tam.
A nie da się na dochodne pilnować tego domu, trzeba tam koniecznie mieszkać?
Powiec szczerze, czy naprawdę zostało już tylko "muszę się porozumiewać"? Czy nie ma już ani odrobiny "chcę".
to ponad 30km, nie da się, a ja nie chce tam nocowac, zeby kiedys nie wymyslili sobie, ze tam pójde mieszkac:(
never!
moze latwiej takimi oto sposobami jest to pokazac?
on gada jak wcześniej, czy wróci do tematu?wiem, ze mu zalezy. mimo, ze zrobilabym dla niego wiele(np tak powtarzalam sobie przed porodem, ze to dla niego, ze chcialam mu dac dziecko) to tego nie zrobie, predzej oddalabym nerkę niz zamieszkalabym na tym zadupiu.
Ciekawe jak tam wiedzie się Jeżykowi. Jeżyku daj znać jak znosisz ciąże i kiedy wprowadzasz się do siebie?
Pewnie zajęta przeprowadzką...
Możetakmożenie witaj w naszym wątku, który bywa czasami radosny a czasami smutny. Przynajmniej u mnie - mój związek to istna sinusoida
Ponoć życie zmusza nas do kompromisów, ale królami życia są tylko ci, którzy biorą wszystko.
Podoba mi się ten tekst z królami życia. Przyjmę za motto zyciowe
Nie znam Was, wiem o Was tyle ile chciałyście napisać, ale Was bardzo lubię i życzę Wam jak najmniej kompromisów w życiu. Miał być królewicz z bajki to ma być królewicz z bajki, bo królewicze istnieją, ale zmniejsza się popyt na nich skoro się zadowalamy byle podróbą. Oczywiście to tak w przenośni
Cudowne forum, na którym nikt nie wytyka błędów ortograficznych i nie czepia się byle czego. Dziekuję Wam za to, że jesteście.
Zgadzam się, że gdy całkowicie zrezygnujemy z siebie, nie będziemy szczęśliwe.
Nika, pisz co u Ciebie??
Czytałam w innym wątku, co pisałaś o swoim mężczyźnie. Jeśli dobrze pamiętam, to coś w stylu, że "najlepszy jakiegoś znasz" i ze dużo byś dla niego poświęciła. Czyli jest nadzieja, że znowu znajdziecie porozumienie.
duzo oprócz mieszkania z jego rodziną, jezdze w gosci i to juz jest dla mnie poswiecenie! wczesniej zawsze czulam sie jak 5 kolo gdy tam jechalam, a skutki widac do tej pory!
misiu nasz wątek jest duzo milczy niz ten jazgot, ktory ciagle czytam na 'tesciowych" kazdy mysli ze ma racje, a malo kto slucha drugiej strony.
wczoraj mielismy klotnie, on nie rozumie ze ja nie daje rady zrobic nic przy dziecku, ma pretensje za balagan, tymczasem ja sie troję i nie daję rady. co ciekawe nie mogę odejsc od dziecka, a potem slucham ze robie balagan. np zaczynam wieszac pranie,dziecko placze, zostawiam pranie, zapominam o nim bo musze doprawic zupe, dziecko placze lece do dziecka, wykipi, potem wracam do prania a tu trzeba zejsc bo przyszedl listonosz czy inny pierdola akwizytor i dyndoli dzwonkiem ze nie dosc ze mi dziecko obudzi to jeszcze bede stala jak pxxxxx i marzla w podomce, bo trzeba odebrac poczte ktora i tak nie jest moja, tylko brata biznesmena-najczesciej nie schodze i nie odbieram az zobacze kto dzwoni na telefon, tzn ze ktos konkretny a nie jakis listonosz, niech sobie awiza zostawia a biznesmeni odbieraja je na poczcie. wrrrr.
jestem zla misiu, bo najgorzej jest gdy sie starasz a ci taki powie, ze nic nie robisz.
dzieciak wyje pól dnia, uspokaja go spacer wiec lazimy kilka godzin po dworzu, a on mysli ze ja sie wlocze po sklepach, a owszem bo co mam robic skoro juz chodze, a jest to meczace.
i poza tym jestem marudna, bo dzis mialam fatalna noc, walcze z zaparciami i nie daje rady. a narzeczony uparl sie nie zmieniac mleka...
duzo oprócz mieszkania z jego rodziną, jezdze w gosci i to juz jest dla mnie poswiecenie! wczesniej zawsze czulam sie jak 5 kolo gdy tam jechalam, a skutki widac do tej pory!
misiu nasz wątek jest duzo milczy niz ten jazgot, ktory ciagle czytam na 'tesciowych" kazdy mysli ze ma racje, a malo kto slucha drugiej strony.
wczoraj mielismy klotnie, on nie rozumie ze ja nie daje rady zrobic nic przy dziecku, ma pretensje za balagan, tymczasem ja sie troję i nie daję rady. co ciekawe nie mogę odejsc od dziecka, a potem slucham ze robie balagan. np zaczynam wieszac pranie,dziecko placze, zostawiam pranie, zapominam o nim bo musze doprawic zupe, dziecko placze lece do dziecka, wykipi, potem wracam do prania a tu trzeba zejsc bo przyszedl listonosz czy inny pierdola akwizytor i dyndoli dzwonkiem ze nie dosc ze mi dziecko obudzi to jeszcze bede stala jak pxxxxx i marzla w podomce, bo trzeba odebrac poczte ktora i tak nie jest moja, tylko brata biznesmena-najczesciej nie schodze i nie odbieram az zobacze kto dzwoni na telefon, tzn ze ktos konkretny a nie jakis listonosz, niech sobie awiza zostawia a biznesmeni odbieraja je na poczcie. wrrrr.
jestem zla misiu, bo najgorzej jest gdy sie starasz a ci taki powie, ze nic nie robisz.
dzieciak wyje pól dnia, uspokaja go spacer wiec lazimy kilka godzin po dworzu, a on mysli ze ja sie wlocze po sklepach, a owszem bo co mam robic skoro juz chodze, a jest to meczace.
i poza tym jestem marudna, bo dzis mialam fatalna noc, walcze z zaparciami i nie daje rady. a narzeczony uparl sie nie zmieniac mleka...
Nika, nie dziwię się, że nie ogarniasz wszystkiego. W końcu dziecko pochłania duzo czasu i dochodzi wiele nowych obowiązków. Wierzę, że jednak z czasem wypracujesz jakiś logiczny system działania i zorganizujesz sobie czas. Pamietaj, że nie wszystko musi być idealnie i perfekcyjnie, bo wpedzisz się w błędne koło sprzatania, prania itp. Tymczasem zaangażuj swojego pana narzeczonego niech Ci pomaga a nie tylko czeka na gotowe
Pomysł Jogi (wątek o teściowej...) z nosidełkiem i kiloma obiadami gotowymi w zamrażarce, warto zastosować.
misiu nasz wątek jest duzo milczy niz ten jazgot, ktory ciagle czytam na 'tesciowych" kazdy mysli ze ma racje, a malo kto slucha drugiej strony.
wczoraj mielismy klotnie, on nie rozumie ze ja nie daje rady zrobic nic przy dziecku, ma pretensje za balagan, tymczasem ja sie troję i nie daję rady. co ciekawe nie mogę odejsc od dziecka, a potem slucham ze robie balagan. np zaczynam wieszac pranie,dziecko placze, zostawiam pranie, zapominam o nim bo musze doprawic zupe, dziecko placze lece do dziecka, wykipi, potem wracam do prania a tu trzeba zejsc bo przyszedl listonosz czy inny pierdola akwizytor i dyndoli dzwonkiem ze nie dosc ze mi dziecko obudzi to jeszcze bede stala jak pxxxxx i marzla w podomce, bo trzeba odebrac poczte ktora i tak nie jest moja, tylko brata biznesmena-najczesciej nie schodze i nie odbieram az zobacze kto dzwoni na telefon, tzn ze ktos konkretny a nie jakis listonosz, niech sobie awiza zostawia a biznesmeni odbieraja je na poczcie. wrrrr.
jestem zla misiu, bo najgorzej jest gdy sie starasz a ci taki powie, ze nic nie robisz.
dzieciak wyje pól dnia, uspokaja go spacer wiec lazimy kilka godzin po dworzu, a on mysli ze ja sie wlocze po sklepach, a owszem bo co mam robic skoro juz chodze, a jest to meczace.
i poza tym jestem marudna, bo dzis mialam fatalna noc, walcze z zaparciami i nie daje rady. a narzeczony uparl sie nie zmieniac mleka...
Nika29 daj sobie czas i nie przejmuj się. Jeszcze 10-20 lat i wypracujesz metodę:) każda ma swoją. Chyba nie chcesz pretendować do korony "idealnej pani domu"? Zastanów się co dla ciebie jest najważniejsze: dziecko, porządki czy dobre samopoczucie narzeczonego. Jeżeli swój czas zainwestujesz w dziecko i będziesz go uczyć to na pewno z czasem będzie ci lżej. Bałagan nie zając nie ucieknie a narzeczonego trzeba dłużej wychowywać niż dziecko.
Zapomniałabym dlaczego akurat weszłam na wątek "przeprowadzka z miasta na wieś". Ja też będę się przeprowadzać. Na razie (od roku) trwa remont. Najpierw przeprowadzamy firmę a potem rodzinę. Wieś jest z rodzaju tych "zabitych dechami", gdzie wszyscy wszystkich dotychczas znali od "zawsze". My właściwie zamieszkamy tak trochę poza wsią, ale już wokół nas zaczynają budować domki. Maż zapowiedział, że w ramach "adaptacji do nowego miejsca" mam zacząć chodzić do kościoła, zapisać się do koła gospodyń wiejskich oraz - koniecznie- uznać, iż mąż jest głową rodziny. Oczywiście się zgodziłam, ale pod kilkoma warunkami, a mianowicie, że on będzie ze mną do tego kościoła chodził, zapisze się do ochotniczej straży pożarnej a jako głowa rodziny będzie dostawał w łeb za każdym razem gdy uznam, że cofa się w rozwoju. Mój mąż co jakiś czas próbuje być macho (maczo) bo tak żył jego tatuś więc synuś ma zapędy, ale normalnie jest rozsądnym facetem. Ja jego próby bycia macho zabijam śmiechem.
Jakoś nie boję się tej wsi, ale to pewnie dlatego, że jestem asertywna i w nosie mam co i kto o mnie myśli i wiecie co... po 20 latach... wszyscy w rodzinie się przyzwyczaili i to ze mną się najbardziej liczą.
Nika29 daj sobie czas i nie przejmuj się. Jeszcze 10-20 lat i wypracujesz metodę:) każda ma swoją. Chyba nie chcesz pretendować do korony "idealnej pani domu"? Zastanów się co dla ciebie jest najważniejsze: dziecko, porządki czy dobre samopoczucie narzeczonego. Jeżeli swój czas zainwestujesz w dziecko i będziesz go uczyć to na pewno z czasem będzie ci lżej. Bałagan nie zając nie ucieknie a narzeczonego trzeba dłużej wychowywać niż dziecko.
Zapomniałabym dlaczego akurat weszłam na wątek "przeprowadzka z miasta na wieś". Ja też będę się przeprowadzać. Na razie (od roku) trwa remont. Najpierw przeprowadzamy firmę a potem rodzinę. Wieś jest z rodzaju tych "zabitych dechami", gdzie wszyscy wszystkich dotychczas znali od "zawsze". My właściwie zamieszkamy tak trochę poza wsią, ale już wokół nas zaczynają budować domki. Maż zapowiedział, że w ramach "adaptacji do nowego miejsca" mam zacząć chodzić do kościoła, zapisać się do koła gospodyń wiejskich oraz - koniecznie- uznać, iż mąż jest głową rodziny. Oczywiście się zgodziłam, ale pod kilkoma warunkami, a mianowicie, że on będzie ze mną do tego kościoła chodził, zapisze się do ochotniczej straży pożarnej a jako głowa rodziny będzie dostawał w łeb za każdym razem gdy uznam, że cofa się w rozwoju. Mój mąż co jakiś czas próbuje być macho (maczo) bo tak żył jego tatuś więc synuś ma zapędy, ale normalnie jest rozsądnym facetem. Ja jego próby bycia macho zabijam śmiechem.
Jakoś nie boję się tej wsi, ale to pewnie dlatego, że jestem asertywna i w nosie mam co i kto o mnie myśli i wiecie co... po 20 latach... wszyscy w rodzinie się przyzwyczaili i to ze mną się najbardziej liczą.
Masz bardzo zdrowe podejście, podoba mi się to. Ciekawa jestem jakie będą Twoje wrażenia za 2 lub 3 lata. Czy polubisz tą wieś. Zastanawiam się, czy to co stało się Jeżykowi zależy od charakteru czy od okoliczności /mąż, rodzina wspólne mieszkanie z teściową/.
narzeczony pomaga, ale ja jestem mloda mamusią.
kladziemy sie obok siebie wieczorem i zanim pomysle, ze czas pomyslec o "byciu"tzn przytulaniu, to juz spimy, a potem jest 1 i wstaje on, a o 4 ja i juz nie spie do 6.
nowa uczestniczka forum-jest roznica w mieszkaniu na wsi samemu bez rodzicow/tesciow, bez gospodary itd, dla was to po prostu sypialnia i odpoczynek. jezyk mieszka na gospodarze z tesciowa i mezem, ktory mamusi slucha.
misiu mam postepy! nie zgodzilam sie nocowac na tydzien, bylam pewna i nawet doradzalam, zeby jechal tam na noc sam.
jaki efekt? zostaje ze mna, mama powiedziala ze to dlatego ze dzieciaka pilnuje, a ja wcale sie nie ciesze, bo fajnie ze jest odpowiedzialny, ale z drugiej strony...
Masz bardzo zdrowe podejście, podoba mi się to. Ciekawa jestem jakie będą Twoje wrażenia za 2 lub 3 lata. Czy polubisz tą wieś. Zastanawiam się, czy to co stało się Jeżykowi zależy od charakteru czy od okoliczności /mąż, rodzina wspólne mieszkanie z teściową/.
A Jeżyka jak nie ma tak nie ma Jeden powód to nie powód. Historia Jeżyka to całkiem spora kupa powodów. No i Jeżyk - w gruncie rzeczy - nie da sobie w kaszę dmuchać i jest szansa, że postawi na swoim. Charakterna dziewczyna.
Przypuszczam, że za 2-3 lata moje wiejskie wrażenia będą takie: wieś sobie a ja sobie, każdy sobie rzepkę skrobie Na razie zawarliśmy porozumienie z jednym z nielicznych przedsiębiorców - piekarzem, więc głodem nas nie wezmą...
Pracownicy kończą remont parteru. Za miesiąc przeprowadzamy firmę... chyba?
W granicy naszej działki kopią rowy pod kable energetyczne dla nowych domków. Cudzy koń nam trawę wyżera. Całkiem przyjazny ten koń. Łazi za nami. Niech sobie tę trawę żre - koszenia będzie mniej. Sąsiedzi systematycznie nam podkradają drewno. Trzeba będzie wszystko grodzić na wiosnę, bo a to drewno ukradną a to puste butelki po piwie podrzucą. Pracownicy gniazdo szerszeni w starym szybie kominowym znaleźli. Nie wiem co z nimi zrobili, ale już szerszeni nie ma. Same atrakcje !
613 2012-10-14 10:10:18 Ostatnio edytowany przez nika29 (2012-10-14 10:10:57)
szwagierka wyjezdza, a teściowa zostaje sama w domu. boje sie, ze ktos za pare lat bedzie zmuszal mnie do przeprowadzki, bo ona zachoruje jak kiedyś. a ja wiem ,ze tam nie pojde. nie pojde i koniec.
Nika29, po co się przejmujesz czymś co może być a nie musi i to w dalekiej przyszłości? Masz teraz różne zmartwienia więc po co dodawać takie, których jeszcze nie ma? Odnoszę wrażenie, że Twoje problemy wynikają z tego, iż bardzo trudno Ci się dostosować do "nowej rzeczywistości" (nowe dziecko, nowy dom, nowa rodzina itp), buntujesz się wewnętrznie bo brak Ci starej dobrej wolności, bo musisz przed swoje potrzeby stawiać potrzeby dziecka, narzeczonego i reszty obcych Ci osób (rodziny narzeczonego). W większości przypadków to samo mija, potrzeba tylko czasu. Staraj się teraz żyć tak aby coś z tego wykroić dla siebie. Znajdź czas na coś co dawniej sprawiało ci przyjemność albo poszukaj czegoś nowego.
Nika29, po co się przejmujesz czymś co może być a nie musi i to w dalekiej przyszłości? Masz teraz różne zmartwienia więc po co dodawać takie, których jeszcze nie ma? Odnoszę wrażenie, że Twoje problemy wynikają z tego, iż bardzo trudno Ci się dostosować do "nowej rzeczywistości" (nowe dziecko, nowy dom, nowa rodzina itp), buntujesz się wewnętrznie bo brak Ci starej dobrej wolności, bo musisz przed swoje potrzeby stawiać potrzeby dziecka, narzeczonego i reszty obcych Ci osób (rodziny narzeczonego). W większości przypadków to samo mija, potrzeba tylko czasu. Staraj się teraz żyć tak aby coś z tego wykroić dla siebie. Znajdź czas na coś co dawniej sprawiało ci przyjemność albo poszukaj czegoś nowego.
mieszkam z moimi rodzicami
misiu, jezyku gdzie jestescie?:(
617 2012-10-28 18:13:15 Ostatnio edytowany przez smutny_miś (2012-10-28 18:24:51)
misiu, jezyku gdzie jestescie?:(
Jestem, jestem dopadła mnie kontuzja barku i ciężko mi pisać na kompie, ale postaram sie naskrobać kilka zdań.
Wiekszą część dnia pochłania mi akcja - szukam pracy i z tego powodu bywam tu troszkę mniej. Teraz przyczepiła się kontuzja, więc akcja szukania wyhamowała.
Nika, widze, że Twój mężczyzna odciał pępowinę. I nie poleciał na zawołanie mamusi opiekować się jej domem ale został z Tobą i Kostkiem. To dobry znak. Poczuł się za Was odpowiedzialny i poczuł sie głową rodziny.
I na czym stanęło z chrzcinami? Moje zdanie jest takie, rób to co Tobie pasuje. Babcia niech się fochuje jak chce, powiec jej, że wybraliście ten a nie inny kościół i nie zamierzacie zmienić zdanie. A swoją drogą to zagrania typu, jak nie będzie po mojemu to nie przyjdę, to strasznie mnie bawią. Chce sie powiedzieć: starzy ludzie a zachowuja się jak dzieci. Mi od razu cisnie się na usta, "to nie przychodź". To nie babcie będzie wysłuchiwać kazań od nawiedzonego księdza, tylko Ty.
Masz już przykład ze ślubem, mieliście swoje plany i wizje i przez wtrącanie się innych, to Ty zrezygnowałaś ze swoich planów.
Jeżyk, chyba nasz wątek porzuciła
możetakmożenie i jak na Twojej wsi? Twoja sytuacja jest zgoła odmienna od naszej - mojej i Jeżykowej. Bo problem tkwi nie we wsi, jako miejscu, ale w mentalności "współlokatorów". Ty i mąż wybraliscie wspólnie to miejsce. To wasz dom i wy bedziecie w nim "królowcami". Będzie robić co i kiedy będziecie chcieć i nikt nie będzie się wtrącał. To wasza przestrzeń, którą stworzyliście a nie życie w trójkącie - syn, matka, synowa.
jezyk albo sie zwinął, albo znowu napisze jeden post na 2 miesiace...ALE PORZADNY.
cala rodzina zepsula mi macierzyństwo, swoimi tekstami budzili we mnie niechęc do dziecka!najbardziej to chyba ciotka i wujek, smutne to ale coz
mowisz o pepowinie?no nie wiem cos przewiduje na swieta jakis wyjazd,chociaz ja nigdzie nie chce jezdzic:(
jemu sie marzy tam nocowac, a mi skądże
Jest środek nocy a ja zamiast spać prześledziłam cały wątek. Jeżyk123 Dziewczyno chyba otworzyłas mi oczy na pewne sprawy. Ale od poczatku. Mój facet też ma spore gospodarstwo z tym że jest to uprawa zielarska,jakies krowy tez tam maja i to jego mama ciagle przy nich lata,on sie nimi nie zajmuje bo jak twierdzi szczerze tego nienawidzi. Mieszkamy daleko od siebie bo jakies 100 km,do tej pory wsciekalam sie o to ze sie nie widujemy zbyt czesto bo on nie ma czasu,bo praca pochlania go calkowicie tym bardziej ze rozkreca to wszystko coraz bardziej(nowe odmiany sadzonek,kolejne maszyny,zakup ziemi) Ja oczywiscie ślepo w nim zakochana i świata poza nim nie widze.Tylko ze jak teraz tak sobie wszystko przeanalizuje no to coz wakacji nie mielismy bo on nie mial czasu sie wyrwac,bo czas zniw,bo budowa suszarni,ktora buduja sami z ojcem bo jego ojciec twierdzi ze tak taniej(po pierwsze to kase maja a po drugie to gowno prawda bo teraz po czasie sie okazalo ze cos nie tak zrobili i nie dziala jak powinna)wiecznie zmeczony,najlepiej wypic piwo i juz przed 22 isc spac(standard). Zeby mial wolny weekend to tez musi zdarzyc sie cud(tym bardziej ze przy takiej odleglosci jaka nas dzieli spotkanie sie na pare chwil jest raczej niemozliwe). Tak wiec nie bywamy praktycznie nigdzie,jak już sie spotkamy to siedzimy tylko w domu.Raz zabral mie na wycieczke nad zalew ktory jest niedaleko niego to po przyjezdzie je go matka skwitowala to ze wloczymy sie pol dnia nie wiadomo gdzie zamiast siedziec w domu. Jest jedynakiem wiec wszystko jest przepisane na niego,kiedys wyszedl temat wspolnej przyszlosci i zapowiedzial mi ze on napewno nie bedzie sie nigdzie wyprowadzal bo po co skoro tu ma juz dom,budowa drugiego to niepotrzebne wywalanie kasy(czyli dozywotnie zycie z jego mamusia)A co do mamusi... od pierwszych chwil u niego ta kobieta nie przypadla mi do gustu jakos,w domu kuchnia wyposazona ale praktycznie nieuzywana bo "na pokaz" jak ktos przyjdzie. Za to stoluje sie i gotuje w kotlowni do ktorej sa wstawione stare ohydne szafki,jakas lipna kuchenka i w zasadzie nawet nie ma sie tam jak ruszyc i jak dla mnie hit jest tam tez taka malutka umywalka ktora sluzy za zlew kuchenny i jednoczesie spelnia funkcje mini lazienki,bo potrafia sie tam myc golic itd. W domu ogolny rozgardiasz,na podworku typowy burdelnik. To nic ze dom sie sypie i przydalby sie remont ale waniejsze jest kupienie kolejnej maszyny do gospodarstwa. Owa mamusia oczywiście zyje zyciem innych i ciagle tylko wyglada przez okno i za przeproszeniem gdzie by sie pies nie z... ona wszystko wie. Motyw z pobudka poprzez w walenie w rury tez juz u nich zaobserwowalam,jak w niedziele nie zejdziemy na dół przed 8 rano to wala w kaloryfer aż dudni. Jak naszykuje wedliny na sniadanie tak potrafi je trzymac na stole do wieczora i potem podac na kolacje(latem przy upalach) to nic ze troche zielonkawe sie zrobily. W meblach w pokoju gdzie sa szybki ma poukladane a raczej rzucone ubrania,co wyglada wrecz super. Kiedys sie pochwalila ze jak jest gdzies w gosciach albo na jakims weselu to zawsze je mielone bo do innych mies to juz trzeba uzywac noza i widelca a tak to samy widelcem sobie uciapie. o zgrozo!!! No ale do tej pory przymykalam na to oko bo moj luby jakby nie bylo w niczy mamusi nie przypomina bo to wyksztalcony facet,po studiach i z mnostwem ukonczonych roznych kursow. Przez jakis czas nawet mieszkal i pracowal w Warszawie ale potem stwierdzil ze on na zadnego idiote nie bedzie zarabial i chce byc szefem sam sobie i tak tez moje marzenia o wspolnym zamieszkaniu gdzies indziej niz u niego i znalezieniu pracy legly w gruzach. Poza tym on nawet nie chce slyszec o tym ze moglby gdzies pracowac na etat. Jesli chodzi o mnie to pracuje zawodowo w miescie ,choc tez mieszkam na wsi ale zupelnie innej niz ta jego. U mnie jest raczej tak "rekreacyjnie" nikt tu nie ma gospodarstwa,kazdy ma swoj domek z ogrodkiem i gdzies tam pracuje. I taki styl zycia odpowiada mi w 100%,poza tym jestem przyzwyczajona do spotkan z kolezankami,wypadow na zkupy,zawsze zadbana,makijaz itd. Ale jak widze jak kobiety chodza tam to mnie krew zalewa,malo ktora gdzies pracuje,wszystkie oczywiscie gdzies na gospodarce. Kiedy mowilam mu ze ja w przyszlosci chcialabym normalnie pracowac to skwitowal tylko zobaczymy jak to bedzie. To sie teraz moge domyslac jakby to mialo byc. Na nic kompletnie nie ma czasu tylko to pole i pole,innego zycia tam nie ma. Nawet nasze rozmowy przez tel ostatnio ograniczaja sie do tego ze ciagle opowiada mi o problemach z ta swoja suszarnia i to codziennie slysze to samo,wszystko rozumiem ale ile mozna sluchac tego samego?Jakby innych tematow juz nie bylo. Zapomnialabym najlepszego,jak do niego dzwonie to nie raz odzrzuca polaczenie a jak sie pytam dlaczego to mi odowida ze mama byla w pokoju i ogladali razem telewizje(facet ma 28 lat)jakby sie nie dalo na moment wyjsc z pokoju. Kiedys tak sie o to wkurzylam ze powiedzialam mu ze jest maminsynkiem ,tylko sie obrazil i nadal jak jest z mamusia to nie odbiera. Tak wiec zamiast wsciekac ie ze on znow nie ma dla mnie czasu to chyba powinnam brac nogi za pas i poszukac kogos kto jest z "mojego" swiata zanim bedzie za pozno. Smutne to ale chyba prawdziwe,tym bardziej ze juz nie raz gryzlam sie z mysla jak by to wszystko mialo wygladac,przeciez ja nie znam sie na pracy na roli,na gospodarce i wcale mnie do tego nie cignie i chyba nie potrafilabym zyc w takim zascianku jak jest tam zawlazcza z jego mamusia od ktorej on nie moze sie oderwac. Z jednej strony kocham go ale z drugiej boje sie tego co mogloby mnie tam czekac,pogubilam sie juz w tym wszystkim...
lepiej poszukaj sobie innego chłopaka, tym bardziej ze nie masz kasy z mieszkania jak jeżyk żeby postawic nawet fundamenty. nic gorszego niz tesciowa z gospodarstwa rolnego.
do sasenki...
szkoda mi bo wielu fajnych facetów zostaje starymi kawalerami na wiochach, bo kazda normalna laska daje w nogi
622 2012-11-02 14:04:19 Ostatnio edytowany przez smutny_miś (2012-11-02 14:44:54)
SASENKO, po pierwsze witaj w naszym wątku Po drugie bardzo dobrze, że tu trafiłaś i dzięki temu jesteś bogatsza o nasze doświadczenia.
Odniosę się do kilku wątków, które dla mnie są najbardziej wymowne.
Jest jedynakiem wiec wszystko jest przepisane na niego,kiedys wyszedl temat wspolnej przyszlosci i zapowiedzial mi ze on napewno nie bedzie sie nigdzie wyprowadzal bo po co skoro tu ma juz dom,budowa drugiego to niepotrzebne wywalanie kasy(czyli dozywotnie zycie z jego mamusia)
Stara śpiewka, po co się wyprowadzac skoro on ma już dom i budowa drugiego to niepotrzebne wydawanie pieniędzy. On - a nie Wy. On dba tylko o swoja wygodę, bo mamusia wszystko zrobi, ugotuje poda po nos i jeszcze popracuje na gospodarce. Jak widać, on juz ma plan na wasze życie - na gospodarce, wspólnie z rodzicami. Nie widzę z jego strony chęci dyskusji i iścia na kompromis odnośnie waszego wspólnego życia. Niestety widzę, że oczekuje się od Ciebie rezygnacji ze wszystkiego i dopasowania do ich obecnego życia. On będzie żył tak jak dotychczas, dodatkowo będzie miał w twojej osobie żonę i kochankę.
Już dziś wiele zachowań ewentualnej teściowej nie odpowiada Ci i rozmija się z twoimi, więc po wspólnym zamieszkaniu razem będzie tylko gorzej. Raz na jakiś czas jesteśmy w stanie tolerować irytujące nas zachowanie. Kiedy mamy z nim do czynienia codziennie, urasta ono do mega problemu. Z moich własnych doświadczeń powiem Ci, że ja w domu teściowej nie czuje się jak u siebie. Nie czuję się żoną, gospodynią, kochanką.
No ale do tej pory przymykalam na to oko bo moj luby jakby nie bylo w niczy mamusi nie przypomina bo to wyksztalcony facet,po studiach i z mnostwem ukonczonych roznych kursow. Przez jakis czas nawet mieszkal i pracowal w Warszawie ale potem stwierdzil ze on na zadnego idiote nie bedzie zarabial i chce byc szefem sam sobie i tak tez moje marzenia o wspolnym zamieszkaniu gdzies indziej niz u niego i znalezieniu pracy legly w gruzach. Poza tym on nawet nie chce slyszec o tym ze moglby gdzies pracowac na etat.
a ja myślę, że przypomina bardziej niż Ci się wydaje chociażby ten tekst "że na żadnych idiotów nie będzie zarabiał". Mi to wyglada na poglądy i słowa jego rodziców, które przyjął za swoje.
Ale jak widze jak kobiety chodza tam to mnie krew zalewa,malo ktora gdzies pracuje,wszystkie oczywiscie gdzies na gospodarce. Kiedy mowilam mu ze ja w przyszlosci chcialabym normalnie pracowac to skwitowal tylko zobaczymy jak to bedzie. To sie teraz moge domyslac jakby to mialo byc. Na nic kompletnie nie ma czasu tylko to pole i pole,innego zycia tam nie ma. Nawet nasze rozmowy przez tel ostatnio ograniczaja sie do tego ze ciagle opowiada mi o problemach z ta swoja suszarnia i to codziennie slysze to samo,wszystko rozumiem ale ile mozna sluchac tego samego?Jakby innych tematow juz nie bylo. Zapomnialabym najlepszego,jak do niego dzwonie to nie raz odzrzuca polaczenie a jak sie pytam dlaczego to mi odowida ze mama byla w pokoju i ogladali razem telewizje(facet ma 28 lat)jakby sie nie dalo na moment wyjsc z pokoju. Kiedys tak sie o to wkurzylam ze powiedzialam mu ze jest maminsynkiem ,tylko sie obrazil i nadal jak jest z mamusia to nie odbiera. Tak wiec zamiast wsciekac ie ze on znow nie ma dla mnie czasu to chyba powinnam brac nogi za pas i poszukac kogos kto jest z "mojego" swiata zanim bedzie za pozno. Smutne to ale chyba prawdziwe,tym bardziej ze juz nie raz gryzlam sie z mysla jak by to wszystko mialo wygladac,przeciez ja nie znam sie na pracy na roli,na gospodarce i wcale mnie do tego nie cignie i chyba nie potrafilabym zyc w takim zascianku jak jest tam zawlazcza z jego mamusia od ktorej on nie moze sie oderwac. Z jednej strony kocham go ale z drugiej boje sie tego co mogloby mnie tam czekac,pogubilam sie juz w tym wszystkim...
Najlepsza rada to nie daj się zbyć słowami "zobaczymy jak to będzie". Dziś już trzeba ustalić tak ważne kwestie jak zamieszkanie, praca zawodowa. Jakie sa mozliwości lokalowe, czy będziecie w pełni samodzielni, oddzielne pietro, kuchnia, łazienka itp. Co będzie, jeśli wspólne mieszkanie z rodzicami nie wypali, czy widzi mozliwość wyprowadzki i budowania drugiego domu. Co do pracy - jakie są tam dla Ciebie perspektywy znalezienia pracy, czy zostanie Ci tylko gospodarstwo.
Życie na gospodarce nie jest złe, ale tylko jeśli obydwie osoby mają taki plan na życie, jesli obojgu to odpowida. Przeraziło mnie, że ogladanie telewizji z mamusią jest ważniejsze od rozmowy z Tobą. Chyba faktycznie masz do czynienia z maminsynkiem.
Nie chce być złym prorokiem, ale to co napisałaś, to bliźniaczo odpowiada sytuacji Jeżyka. Musisz porozmawiać z chłopakiem szczerze i zapytać jak widzi wasze wspólne zycie i skonfrontować jego oczekiwania z Twoimi. Jeśli ty nie zadbasz o siebie to nikt tego nie zrobi za Ciebie. Już i tak jestes mądrzejsza od nas, bo widzisz, że sytuacja może być problemowa i że czasami miłość to za mało.
Możesz też zerknąć na wątek "ach ta teściowa" w dziale: relacje z przyjaciólmi, relacje w rodzinie...tam masz podejście obu stron do wspólnego mieszkania, synowych i teściowych
NIKA, musisz być bardziej asetywna. Nie pozwól ciotkom-dobra rada i reszcie towarzystwa ingerować w swoje życie. To przez to, że ciągle cię pouczają i doradzają nie czujesz się pewnie jako matka. To wy decydujecie jak wychowujecie własne dziecko i jakie macie z nim relacje. Nie pozwól aby obce osoby decydowały o relacjach między Tobą a dzieckiem oraz partnerem. Mam wrażenie, że tak Cie wkurzają rady innych, że nieważne czy sa dobre czy złe, starasz się robić odwrotnie niż radzą. Być moze dlatego, że liczysz, że domyslą się, że i tak zrobisz na odwrót. Wątpię, żeby się domyślili Może lepszym wyjściem będzie, powiedzenia na początku nim sie rozkręca, dziekuję za rade, ale zrobię jak uważam. I tak do skutku, choćby milion razy dziennie. Im mniej udawadniania sobie kto ma rację, tym lepiej.
Dziękuje wam kobietki,czasem spojrzenie na sprawe obcej osoby jest chyba najbardziej obiektywne. To jest chyba prawda ze sama milosc nie wystarczy bo jak zaczna sie problemy to beda sie tylko pietrowac i nic dobrego z tego nie wyjdzie. Podejrzewam że ze znalezieniem pracy tam u niego mialabym problemy bo wszedzie jest daleko,najblizsze wieksze miasto jest oddalone o 40 km,a takie mniejsze o 30 km,a wiadomo jak to dzisiaj jest ciezko na rynku pracy. Zarobic najnizsza krajowa i wydac ja praktycznie na paliwo tez calkowicie mija sie z celem(no chyba ze jakims gigantycznym cudem udaloby sie znalezc dobrze platna prace,ale ja jestem raczej realistka i widze co sie niestety dookola dzieje). Z jednej strony boje sie ze utkne tam w zupelnie nie moim swiecie i z dnia na dzien bedzie tylko gorzej, z drugiej jakos boje sie samotnosci,a co jesli nikogo innego nie spotkam z kim chcialabym byc? Jak już sie widzimy i jestesmy razem to jest cudownie,fakt ze ten czas spedzamy głównie w domu ale mimo wszystko kochany z niego facet. Jak jestesmy gdzies poza jego domem(np. u mnie) to calkiem inny facet,tam u niego mam wrazenie ze to wszystko jakby go przytlacza,tam przesiakl tym domem i praca do szpiku kosci. Wydaje mi sie ze gdyby go stamtad wyrwac w sensie ze wlasnie zaczac zyc na swoim,miec normalna prace to byloby ok. Tylko ze byc z kims na chwile a spedzic z nim cale zycie to tez dwie calkiem rozne sprawy. Zawsze bylam osoba realnie myslaca i nie bladzilam gdzies w marzeniach,raczej najpierw wszystko przemysle,wyważe,nie dzialam pochopnie,dlatego teraz tez mam z tym problem bo serce mowi jedno a rozum drugie.
Wiecie co Wam powiem jeszcze,właśnie przed chwila rozmawialam z moim facetem przez telefon,pytal sie jak mi minal dzien no to mu opowiadam o problemie(chodzi o to ze moj tata po smierci mamy niestety ale zaczal zagladac do kieliszka i robi to caraz czesciej,ostatnio nie ma dnia zeby nie byl pijany,mam jeszcze dwojke mlodszego rodzenstwa,w tym siostre jeszcze niepelnoletnia i praktycznie caly dom jest na mojej glowie bo mojemu ojcu wszystko lotto). No to mu opowiadam ze dzisiaj znow poklocilam sie z ojcem o to jego picie i wsiadlam w auto i pojechalam do kumpeli praktycznie na caly dzien bo juz mialam wszystkiego dosc,a ten mi opowiada o swoim kocie. Pytam sie dlaczego mowi mi o jakichś pierdolach i nawet nie zareagowal na to co mu powiedzialam to mi odpowiedzial ze a coz on mi moze najwiecej pomoc,przeciez nic tu nie poradzi. A wystarczyloby przeciez zeby jakos pocieszyl czy powiedzial cos milego,no cholera czy ja mam mu mówić co chciałabym od niego slyszec?! przeciez to bez sensu... jestem coraz blizej decyzji o rozstaniu z nim. Momentami mam wszystkiego serdecznie dosyć.
625 2012-11-02 21:24:23 Ostatnio edytowany przez smutny_miś (2012-11-02 21:26:41)
SASENKO, piszesz, że kiedy jesteście na neutralnym terenie to całkiem inny z niego facet, niż w jego domu. Doskonale to rozumiem, bo mam podobnie. Mój mąż, kiedy jest ze mną poza domem to swietny, inteligentny i zaradny facet a w domu, kiedy jest z mamusią, to okazuje się, że nic nie umie, nic nie potrafi i nagle ma dwie lewe ręce do wszystkiego. Nie wiem czy wynika to z tego, że matka go zdominowała czy z tego, że chce aby matka czuła się potrzebna.
Piszesz, że gdyby udało się wyrwac twojego chłopaka z tego wszystkiego, to byłby inny. Pytanie tylko, czy on chce żyć gdzies indziej? Bo z tego co pisałaś wcześniej odnoszę wrażenie, że niekoniecznie.
No to mu opowiadam ze dzisiaj znow poklocilam sie z ojcem o to jego picie i wsiadlam w auto i pojechalam do kumpeli praktycznie na caly dzien bo juz mialam wszystkiego dosc,a ten mi opowiada o swoim kocie. Pytam sie dlaczego mowi mi o jakichś pierdolach i nawet nie zareagowal na to co mu powiedzialam to mi odpowiedzial ze a coz on mi moze najwiecej pomoc,przeciez nic tu nie poradzi.
Fakt, że mężczyźni sa niedomyślni i trzeba do nich wprost mówić, ale nie oznacza to, że sami nie muszą wykazac sie odrobiną zaangażowania. W związku ważna jest świadomość, że możesz na kogos liczyć. Czasami są sytuacje, że faktycznie nic nie mozna poradzić, ale w takiej sytuacji liczą się chęci pomocy, rozmowa, zrozumienie. Musisz sama rozważyć, czy mozesz liczyc na partnera w trudnych sytuacjach, czy stanie na wysokosci zadania czy uda, że nie widzi problemu albo powie: nic tu nie poradzę to po co o tym rozmawiać.
Widzę jeszcze jeden problem, w całej sytuacji, twoje rodzeństwo. Jak sobie by poradzili, jesli wyprowadziłabyś się do teściów. Jak najbardziej masz prawo do własnego życia, ale czy nie będziesz ciągle myslec jak sobie radzą?
Piszesz, że boisz sie samotności, że nikogo nie znajdziesz. Ale w związku tez można byc samotnym. Co więcej samotność w związku jest jeszcze gorsza, bo niby masz kogoś a nie możesz na niego liczyć.
Jak najwięcej rozmawiaj z chłopakiem o waszym przyszłym życiu juz teraz, o tym jakie ma oczekiwania, plany wzgledem Ciebie i waszego życia. Podobne poglądy, cele, pragnienia to dużo znaczy w związku. Masz czas, aby wszystko przemyśleć i poznać chłopaka oraz zastanowić się, czego oczekujesz od związku i czy to otrzymujesz.
Wiecie co Wam powiem jeszcze,właśnie przed chwila rozmawialam z moim facetem przez telefon,pytal sie jak mi minal dzien no to mu opowiadam o problemie(chodzi o to ze moj tata po smierci mamy niestety ale zaczal zagladac do kieliszka i robi to caraz czesciej,ostatnio nie ma dnia zeby nie byl pijany,mam jeszcze dwojke mlodszego rodzenstwa,w tym siostre jeszcze niepelnoletnia i praktycznie caly dom jest na mojej glowie bo mojemu ojcu wszystko lotto). No to mu opowiadam ze dzisiaj znow poklocilam sie z ojcem o to jego picie i wsiadlam w auto i pojechalam do kumpeli praktycznie na caly dzien bo juz mialam wszystkiego dosc,a ten mi opowiada o swoim kocie. Pytam sie dlaczego mowi mi o jakichś pierdolach i nawet nie zareagowal na to co mu powiedzialam to mi odpowiedzial ze a coz on mi moze najwiecej pomoc,przeciez nic tu nie poradzi. A wystarczyloby przeciez zeby jakos pocieszyl czy powiedzial cos milego,no cholera czy ja mam mu mówić co chciałabym od niego slyszec?! przeciez to bez sensu... jestem coraz blizej decyzji o rozstaniu z nim. Momentami mam wszystkiego serdecznie dosyć.
Sasenko
Z takim gosciem co ucieka od problemow swojej partnerki nie stworzysz udanego zwiazku . Faceci to generalnie tchorze nie wszyscy ,ale wiekszosc i w takich sytuacjach tylko nieliczni potyrafia zrozumiec czy wczuc sie chociazby w czyjas sytuacje ....wystarczylyby slowa wsparcia typu kochanie wiem ,ze Ci ciezko damy rade razem nie martw sie masz mnie a nie wywody na temat kota no rece opadaja . Wyobraz sobie taka sytuacje ,ze mieszkacie razem i pojawiaja sie problemy zyciowe wspolne wiesz co on zrobi ? Podwinie ogon i ucieknie .... Chcesz z takim gosciem zyc ?
627 2012-11-03 00:03:02 Ostatnio edytowany przez sasenka27 (2012-11-03 00:09:21)
Hej Kobietki mam chyba jakiś fatalny dzień dzisiaj,w domu atmosfera po prostu masakra za sprawa mojego ojca(wczesniej po krótce pisałam o co chodzi) Nie wiem czy ta sa glupie wywody pijanego czlowieka czy co mam o tym myslec ale wlasnie doszlo do kolejnej awantury. A mianowicie sam oprocz tego ze chodzi do pracy to niewiele wiecej robi(i to niewiadomo jak dlugo pociagnie bo zdarza nu sie coraz czesciej isc do pracy na rauszu).Pranie,sprzatanie,zakupy,gotowanie to wszystko jest na mojej glowie,oprocz tego tez pracuje. Z mojej pensji place za internet, kupuje jedzenie dla calej rodziny,srodki czystosci itd,slowem zakupy ja finansuje,dodatkowo jak zajdzie taka potrzeba dokladam sie do wiekszych wydatkow jak ostatnio np do zakupu nowej pralki i co? Dzisiaj uslyszalam od ojca ze jestem beznadziejna i do niczego sie nie nadaje. I jak zwykle klotnia o pieniadze bo trzeba zaplacic za rachunki,kupic wegiel na zime cala masa innych rzeczy a ja sie do tego nie dokladam i że w ogóle nic mnie nie obchodzi. No rece mi opadly,zarabiajac 1500 zl najnormalniej w swiecie chocbym chciala nie mam tych pieniedzy ale do ojca to nie dociera. (Dochodzi jeszcze do tego utrzymanie auta bo mam swoje-jakos do pracy musze dojezdzac) Same wiecie jakie sa ceny żywnosci i paliwa,zarabiajac sama na siebie na prawdę niewiele mi z tego zostaje na moje wydatki,wiele rzeczy muszę sobie odmówić. Z ojcem nie da sie rozmawiać,on za każdym razem krzyczy,nawet przekrzyczeć sie go nie da,nic do niego nie dociera. Z resztą z bratem i siostrą też sie kłóci,zawsze znajdzie powód żeby sie do czegoś przyczepic i sprowokowac awanture. Chyba juz wszyscy sasiedzi slysza te dzikie wrzaski. Dzisiaj tez powiedzial mi ze mam wyper... do miasta i mieszkac sobie w bloku to wtedy zobacze jakie drogie jest utrzymanie. Nie mam sily do tego wszystkiego,nie wiem jak to ogarnac.Mam wrazenie ze najlepiej by mu pasowalo jakbym mu oddala cala swoja pensje i jeszcze wszystko w domu zrobila. Najchetniej to rzeczywiscie bym sie wyprowadzila tylko ze to wiaze sie z poszukiwaniem nowej pracy(a tu moze byc problem) no i pewnie nie byloby mnie stac na wynajecie mieszkania samemu.Musialam wziasc dwie tabletki persenu bo az sie cala trzese z nerwow. Do faceta nawet nie dzwonie bo nie mam ochoty sluchac o kocie. Patowa sytuacja na całej linii.
sasenko jezeli cie kocha to pójdzie do miasta, a gospodarstwo...dzieci i gospodyni mu nie urodzi!
smutny misiu jestem asertywna
Jak żyję już trochę na tym świecie, nie spotkałam mężczyzny gotowego pierdyknąc wszystkim i iśc za ukochaną. Kobiety takie znam, sama tak zrobiłam, jedna ze szwagierek sprzedała mieszkanie po babci i zainwestowała w dom (brat męża był wniebowzięty, zero wysiłku finansowego, bo ona też nieźle zarabia, o ile nie więcej od mężulka). Ba, znam taką, co właśnie całe gospodarstwo upłynniła.
Niestety takiego rolnika nie spotkałam, nigdy nie słyszałam o takim przypadku. Faceci cenią sobie niezależnośc. Będą urabiac się po łokcie, byle na swoim i nieważne, że gdzieś tam mogliby wieśc wygodne życie za podobne zyski.
To wszystko jest niczym w porównaniu do wiejskiej mentalności. Obecnie te różnice światopoglądowe zacierają się, ale przed 20-tu laty przeżyłam szok. Jak opisujecie te swoje teściowe to wierzyc mi się nie chce, że jeszcze gdzieś taki ciemnogród istnieje. A jednak trafiam czasami na taki przypadek i zęby mnie bolą, gdy słucham idiotyzmów.
Od kandydata na męża w zawodzie rolnik trzymałabym się z daleka. Wszystko ładnie, pięknie, tylko na początku. Z biegiem czasu wylezie jego mentalnośc. Po co budowac nowy dom, skoro z rodzicami można zamieszkac - za tą deklarację zabiłabym na miejscu. Jadąc do matki mijam niezliczoną ilośc betonowych, piętrowych klocków i tak sobie myślę: ile rodzin tu zamieszkuje i jakie życie wiodą. Będąc na targach budowlanych obserwowałam oglądających projekty domów i zauważylam, że ludziska są zainteresowane tymi większymi.
Sami posiadamy dom o 120m kw, więcej wydaje mi się przesadą. Czy nie lepiej byloby wybudowac dwa mniejsze, a jeden wynajmowac i czerpac z tego zyski? A tu co krok stodoły po 200m i więcej. Mało tego, wspólne wejście mają, instalację nie dającą się rozdzielic i tym podobne kwiatki.
Faceta maminsynka odpuść sobie. lepsza jest czasem własna samotność niż samotność w związku.facet jest ewidentnie uzależniony od rodziców (i nie myślę tu o kwestii finansowej) i w zasadzie niczym nie różni się od męża Jeżyka, niestety... W tym związku nigdy nie będziesz szczęśliwa.
A co do ojca - tu musisz szukać wyjścia i jakiegoś radykalnego rozwiązania . Jeśli ojciec zaczyna zaniedbywać rodzinę i pije - może zapytać co na to poradzić w Osrodku Pomocy Społecznej (zwłaszcza , że siostra jest niepełnoletnia). ? Jesli zaniedbania względem dziecka są rażące - możesz starać się stworzyć rodzinę zastępczą dla siostry .
631 2012-11-05 23:34:47 Ostatnio edytowany przez nika29 (2012-11-05 23:36:56)
Jak żyję już trochę na tym świecie, nie spotkałam mężczyzny gotowego pierdyknąc wszystkim i iśc za ukochaną. Kobiety takie znam, sama tak zrobiłam, jedna ze szwagierek sprzedała mieszkanie po babci i zainwestowała w dom (brat męża był wniebowzięty, zero wysiłku finansowego, bo ona też nieźle zarabia, o ile nie więcej od mężulka). Ba, znam taką, co właśnie całe gospodarstwo upłynniła.
Niestety takiego rolnika nie spotkałam, nigdy nie słyszałam o takim przypadku. Faceci cenią sobie niezależnośc. Będą urabiac się po łokcie, byle na swoim i nieważne, że gdzieś tam mogliby wieśc wygodne życie za podobne zyski.To wszystko jest niczym w porównaniu do wiejskiej mentalności. Obecnie te różnice światopoglądowe zacierają się, ale przed 20-tu laty przeżyłam szok. Jak opisujecie te swoje teściowe to wierzyc mi się nie chce, że jeszcze gdzieś taki ciemnogród istnieje. A jednak trafiam czasami na taki przypadek i zęby mnie bolą, gdy słucham idiotyzmów.
Od kandydata na męża w zawodzie rolnik trzymałabym się z daleka. Wszystko ładnie, pięknie, tylko na początku. Z biegiem czasu wylezie jego mentalnośc. Po co budowac nowy dom, skoro z rodzicami można zamieszkac - za tą deklarację zabiłabym na miejscu. Jadąc do matki mijam niezliczoną ilośc betonowych, piętrowych klocków i tak sobie myślę: ile rodzin tu zamieszkuje i jakie życie wiodą. Będąc na targach budowlanych obserwowałam oglądających projekty domów i zauważylam, że ludziska są zainteresowane tymi większymi.
Sami posiadamy dom o 120m kw, więcej wydaje mi się przesadą. Czy nie lepiej byloby wybudowac dwa mniejsze, a jeden wynajmowac i czerpac z tego zyski? A tu co krok stodoły po 200m i więcej. Mało tego, wspólne wejście mają, instalację nie dającą się rozdzielic i tym podobne kwiatki.
genialne! u mnie na osiedlu we większości domy emerytów, dzieci spitalają do dużych miast, a rodzice z połamanymi po nieudanej walce " o dzieci ", skrzydłami, zostają w nich sami. A TAKI DUŻY DOM BUDOWALIŚMY, ŻEBY KAŻDY MIAŁ SWÓJ POKÓJ, ŻEBY NAS DZIECI NIE ZOSTAWIŁY.
tak było u moich sąsiadów, dodam że to małe miasto, zero rolników!walczyli o syna, który wyrwal się do Warszawy, syn poznał dziewczynę. walka trwala długo. pogodził wszystkich wnuczek. teraz mają chorą miłość do wnuczka....dodam, że nadal synowi myją samochód i mu czapkują. a on przyjeżdza do rencistów jak PREZES.
Gdyby taki potencjalny chętny chciał wybudowac taką stodołę w mieście, to musiałby byc dziany. Mówiąc krótko: nie ma możliwości palenia szajsem, często bywa przymus podłączenia do sieci ciepłowniczej, reszta typu kanalizacja i wodociąg walą po kieszeni. Trzeba Wam wiedziec, że obecnie częśc domów czy mieszkań, nie jest podłączana do sieci gazowniczej. Jeśli kuchenka to indukcyjna. Co region to inaczej, zależy od kosztów przyłączy.
Powiem szczerze, że obecnie sami palimy węglem. Mamy piec z podajnikiem i jakoś leci, bo gazowe ogrzewanie waliło po kieszeni. Niestety za wywóz popiołu dopłacamy, bo u nas obowiązuje segregacja śmieci. Dom zbudowany przed 20-tu laty, ocieplenie styropianem w murze, nie na zewnątrz ( jak to dzisiaj ma miejsce). Owszem jest ciepły, ale nie tak jak te dzisiejsze, z 20-to centymetrową warstwą izolacyjną. Jedyna zaleta to grube mury, działające jak klimatyzacja latem, no i możliwośc nadbudowy i rozbudowy. Oczywiście mój staruszek przewidział możliwośc wejścia z innej strony i podziału instalacji. Mamy dojazd z drugiej strony, więc jesteśmy mądrzy, ale i tak wolałabym nie mieszkac z młodymi, a wynajmowac obcym. Dzieci mogą ten zysk skonsumowac. To najlepsze rozwiązanie.
gdzie ten jeżyk:( brakuje nam informacji od ciebie
HEJ KOBITKI!!! Przeczytałam wątek można powiedzieć do połowy, i postanowiłam wyrazić swoją opinię na temat zawierania małżeństw z rolnikami i przeprowadzka na wieś. Wiem, że większość się obrazi, ale każdy ma prawo do swojej opinii, sama wychowałam się na wsi, napatrzyłam się od małego na to wszystko, pracowałam, pomagałam rodzicom w gospodarstwie, i zawsze pragnęłam tylko jednego: wyrwać się stamtąd i nie rozumiem tego, jak kobiety z miasta, niezależne, pchają się na własne życzenie w takie bagno i pomyje. Na wsi słowo miłość, uczucie, nie ma żadnego znaczenia i sensu, nie istnieje, masz robić w polu, w oborze i za dużo nie dyskutować, liczy się tylko twoja praca. Nie ma miejsca na takie pierdoły i rozterki jakie wy tu przeżywacie, ja w życiu nie związałabym się z typowym rolnikiem, który zamierza pracować na gospodarce, bo to jest taka mentalność, nic jej nie zmieni, nie da się wychować takiego faceta, nie należy się pchać gdzieś, gdzie o niczym nie masz pojęcia, bo tak można sobie zmarnować życie. Wiejskie teściowe są bardzo specyficzne i trudno z nimi wytrzymać. Miłość miłością, ale nie warto, nawet dla miłości, ugrzęznąć do końca życia w gnoju pod krową. Czytając posty niektórych dziewczyn bardzo was podziwiam za tą siłę i chęć walki z przeciwnościami, i życzę powodzenia, bo życie na wsi jest bardzo ciężkie i trudne.
witam,
ja również zakochałam się w chłopaku ze wsi, też urodziłam się i wychowałam na wsi. Pracowałam, pomagałam i wiem jak to wszytko wygląda. Na szczęście mam to już za sobą już od dłuższego czasu mam stałą dobrą pracę w mieście. Poznałam chłopaka z dobrego domu, katolika, grzeczny, inteligenty, po studiach, pracujący zawodowo, zadbany, pracowity - wpadłam do uszy, zakochałam się, fanie mam się gadało, myślałam że nie możemy żyć bez siebie. Na początku naszej znajomości nic nie mówił o swoim gospodarstwie, hektarach i przez myśl mi nie przeszło że szuka kogoś na gospodarkę. Mieszka około 30-40 km od większego miasta a nasze domy są oddalone o około 70-80 km. Dopiero później wszystko się popsuło kiedy powiedział że on domu nie zostawi. Ja też mam warunki abyśmy zamieszkali u mnie. Nie chciał iść na jakikolwiek kompromis a gdybym się do niego przeprowadziła to raczej za duża odległość aby codziennie dojeżdżać do pracy a o pracy w jego okolicach mogę zapomnieć bo wiem że nie znajdę. Poza tym nie wyobrażam sobie życia na wsi tak oddalonej do miasta, zdaję sobie sprawę że gdyby pojawiły się dzieci to bym wsiąkła tam na amen. Na prawdę nie mam nic przeciwko byciu kurą domową - bardzo lubię dbać o dom, lubię sprzątać, gotować, piec, nie uciekam od tego - ale warunek jest jeden - to wszystko po pracy i na weekendach. Nie jesteśmy razem, "nie poszłam za nim" minęło już trochę czasu od rozstania - ale wierzcie mi że nadal go kocham, jest mi ciężko, nie mogę zapomnieć, bardzo chciałaby być z nim ale po prostu uważam że związek to kompromisy, nie można sobie kogoś podporządkowywać ani dać się podporządkować, bałam się zrezygnować z pracy bo nie wyobrażam sobie iść do kogoś mieszkać nie zarabiać i być bez pieniędzy bez pracy, bez ruchu, liczyć całe życie na kogoś i bać się co ze mną będzie, z dziećmi kiedy jego zabraknie, odejdzie itp. tym bardziej że nie byłam pewna jego miłości, nie czułam się przy nim bezpieczna. Ja czekałam aż mi się oświadczy a on aż zgodzę się do niego pójść. Odległość między jego miejscem pracy zawodowej a moim to 40 km więc można było się jakoś pogodzić ale ta mentalność wiejska - facet pracuje a baba do garów i wychowywania dzieci. nie wiem czy dobrze zrobiłam, życie to zweryfikuje, bardzo brakuje mi rodziny...
ja mieszkam na wsi 22 lata i nie widzę takich rzeczy jak wy mam 20 km do miasta i u nas nie ma czegoś takiego jak życie kobiety w garach i w polu do śmierci. Wiadomo tu prawie każdy ma gospodarkę...ale to nie są jakieś wielkie hektary i duże gospodarstwa. Młodzi ludzie są wykształceni, mają pracę , swoje samochody, stawiają domy....Natomiast ludzie starej daty typu 70-100lat właśnie miało takie życie jak wy tu opisujecie. Nie powiem są ludzie co żyją z KRUSU całe życie ale to tylko wygoda. Taka osoba nie musi iść w niedzielę do pracy lub wstawać codziennie o tej samej porze...w pole sobie pójdzie kiedy chce , robi swoim tempem i tylko wtedy jak jest ta robota - a jak wiadomo nie robi się w polu cały rok. Z tego co widzę te kobiety nie narzekają - wręcz im na rękę takie życie. Tylko zaznaczam to sa małe i średnie gospodarstwa a nie jakieś mega wielkie. Ja osobiście jestem zadowolona z życia na wsi. Mam tu spokój ....mój facet też jest ze wsi i też ma takie samo zdanie jak ja....my jesteśmy zadowoleni...
witam,
ja również zakochałam się w chłopaku ze wsi, też urodziłam się i wychowałam na wsi. Pracowałam, pomagałam i wiem jak to wszytko wygląda. Na szczęście mam to już za sobą już od dłuższego czasu mam stałą dobrą pracę w mieście. Poznałam chłopaka z dobrego domu, katolika, grzeczny, inteligenty, po studiach, pracujący zawodowo, zadbany, pracowity - wpadłam do uszy, zakochałam się, fanie mam się gadało, myślałam że nie możemy żyć bez siebie. Na początku naszej znajomości nic nie mówił o swoim gospodarstwie, hektarach i przez myśl mi nie przeszło że szuka kogoś na gospodarkę. Mieszka około 30-40 km od większego miasta a nasze domy są oddalone o około 70-80 km. Dopiero później wszystko się popsuło kiedy powiedział że on domu nie zostawi. Ja też mam warunki abyśmy zamieszkali u mnie. Nie chciał iść na jakikolwiek kompromis a gdybym się do niego przeprowadziła to raczej za duża odległość aby codziennie dojeżdżać do pracy a o pracy w jego okolicach mogę zapomnieć bo wiem że nie znajdę. Poza tym nie wyobrażam sobie życia na wsi tak oddalonej do miasta, zdaję sobie sprawę że gdyby pojawiły się dzieci to bym wsiąkła tam na amen. Na prawdę nie mam nic przeciwko byciu kurą domową - bardzo lubię dbać o dom, lubię sprzątać, gotować, piec, nie uciekam od tego - ale warunek jest jeden - to wszystko po pracy i na weekendach. Nie jesteśmy razem, "nie poszłam za nim" minęło już trochę czasu od rozstania - ale wierzcie mi że nadal go kocham, jest mi ciężko, nie mogę zapomnieć, bardzo chciałaby być z nim ale po prostu uważam że związek to kompromisy, nie można sobie kogoś podporządkowywać ani dać się podporządkować, bałam się zrezygnować z pracy bo nie wyobrażam sobie iść do kogoś mieszkać nie zarabiać i być bez pieniędzy bez pracy, bez ruchu, liczyć całe życie na kogoś i bać się co ze mną będzie, z dziećmi kiedy jego zabraknie, odejdzie itp. tym bardziej że nie byłam pewna jego miłości, nie czułam się przy nim bezpieczna. Ja czekałam aż mi się oświadczy a on aż zgodzę się do niego pójść. Odległość między jego miejscem pracy zawodowej a moim to 40 km więc można było się jakoś pogodzić ale ta mentalność wiejska - facet pracuje a baba do garów i wychowywania dzieci. nie wiem czy dobrze zrobiłam, życie to zweryfikuje, bardzo brakuje mi rodziny...
Nie wiem ile masz lat ale jesteś bardzo rozsądna tylko pozazdrościć. Nawet jak się w końcu zdecydujesz to przynajmniej będziesz świadoma tego co robisz.
ja mieszkam na wsi 22 lata i nie widzę takich rzeczy jak wy
mam 20 km do miasta i u nas nie ma czegoś takiego jak życie kobiety w garach i w polu do śmierci. Wiadomo tu prawie każdy ma gospodarkę...ale to nie są jakieś wielkie hektary i duże gospodarstwa. Młodzi ludzie są wykształceni, mają pracę , swoje samochody, stawiają domy....Natomiast ludzie starej daty typu 70-100lat właśnie miało takie życie jak wy tu opisujecie. Nie powiem są ludzie co żyją z KRUSU całe życie ale to tylko wygoda. Taka osoba nie musi iść w niedzielę do pracy lub wstawać codziennie o tej samej porze...w pole sobie pójdzie kiedy chce , robi swoim tempem i tylko wtedy jak jest ta robota - a jak wiadomo nie robi się w polu cały rok. Z tego co widzę te kobiety nie narzekają - wręcz im na rękę takie życie. Tylko zaznaczam to sa małe i średnie gospodarstwa a nie jakieś mega wielkie. Ja osobiście jestem zadowolona z życia na wsi. Mam tu spokój ....mój facet też jest ze wsi i też ma takie samo zdanie jak ja....my jesteśmy zadowoleni...
co do warunków życia na wsi które opisujesz, to chyba dotyczą osób które maja jakis dodatkowy dochód oprócz gospodarstwa, ludzie zyjacy tylko z ziemi, napewno nie wyjda w pole kiedy im sie chce , tylko staraja sie robic tak szybko aby miec szybki zysk i prace non stop aby gotówka wpadała non stop, bo inaczej to można na wsi z głodu zdechnąć, moi rodzice nie mieli duzó gospodarstwa a pracowalismy nawet i w niedziele bo w poniedzialek rano tata jechał na rynek sprzedacc warzywa, wieś jest różna są regiony gdzie ziemia jest mniej dostosowana do uprawy warzyw i wtedy tacy ludzie muszą przeżucic sie na cos innego typu hodowla zwierząt albo maja to i to, miejmy nadzieje ze wiejska mentalość powoli zacznie sie zmieniać , właśnie dzieki młodym, którzy już inaczej zaczną podchodzić do różnych spraw niż ich rodzice...
to Cię zaskoczę bo moi przyszli teściowie zyją tylko z pola i robią tak jak opisuję. Wiadomo codziennie kilka razy muszą zajrzeć do obory żeby napoić bydło czy obrządzić....Najgorszy okres mają od czerwca bo zaczynają się truskawki...potem żniwa....ziemniaki...czyli najwięcej pracy mają od czerwca do października...od kwietnia do czerwca robią sobie w polu na spokojnie kiedy im się chce, od października do listopada też robią kiedy im się chce...w tym momencie siedzą i za przeproszeniem pierdzą przez tv aż do kwietnia....
no to zazdroszczę, bo jakbym ja tak miała, to moje dzieciństwo napewno było by bardziej kolorowe
do REA_lna i inni
dziękuję bardzo tego mi teraz trzeba - bo oczywiście rozum swoje z serce swoje....
mam 31 lat, nie mam dużego doświadczenia życiowego ale rozsądek... myślę że nigdy mi go nie brakowało i może dlatego mimo swojego wieku jestem nadal sama.
Ja rozumiem że rodzice przepisali mu dom, gospodarstwo, dużo zainwestował, ma pracę do której dojeżdża ok 25 km ale ja również mam stałą dobrą pracę co w dzisiejszym czasach jest na wagę złota 8 h 5 x w tygodniu i dla mnie to było dziwne i takie nierozsądne że wymagał odemnie tego abym rzuciła pracę i co dalej.... mam siedzieć do końca życia robić w polu to po co mi były studia, po co ten cały wysiłek, kasa skoro teraz to wszystko miało by pójść na zmarnowanie, uczyłam się po to aby mi w życiu było lżej...
Gdyby poszedł na kompromis to nie mielibyśmy mniej kasy bo owszem z gospodarstwa kasa jest ale też ciągłe inwestycje w maszyny, ciągniki, kombajny i co z tego człowiek ma.... a co w przypadku suszy, gradobicia, itp. U mnie w domu sadziło się tytoń i czasem po burzy cała praca poszła na darmo bo grad zbił i z czego żyć? Praca zawodowa to inne życie, bo praca to nie tylko kasa ale też rozwój bo człowiek przebywa wśród ludzi, ma wiele innych profitów takich niematerialnych, niezauważalnych. W przypadku ciąży zwolnienia, macierzyńskiego mogę nie pracować a mam płacone, nie obawiam się że nie będę miała gdzie wracać bo to budżetówka i jeszcze prawa pracownicze są przestrzegane a na wsi... nic. Jak patrzę na moją mamę to żal mi serce ściska, nigdzie w życiu nie była, nic nie widziała jej całym światem jest podwórko, kiedyś ciężka harówka. Prawda jest taka że na wsi człowiek o siebie nie zadba bo po co do krów....
ja uważam że jeżeli się kogoś kocha to chce się dla tej osoby dobrze. Ja proponowałam abyśmy szli na swoje do miasta gdzie on ma pracę albo ja, jedno z nas mogłoby do pracy dojeżdżać, a drugie miałoby pracę na miejscu, on mógłby dojeżdżać do gospodarstwa bo nie oszukujmy się w zimie w polu nic się nie robi ale niestety on mojego dobra nie chciał, nie liczył się z moimi potrzebami, chciał się sam dobrze urządzić żeby miał kto domem się zająć, starszymi rodzicami, dzieci urodzić i wychować - a praca - w gruncie rzeczy to samo dobro kiedy idzie człowiek do ludzi i ma kasę i jest panem swojego losu więc za taką łaskę że ja zarobię a ty siedź w domu to dziękuję. Mi Bozia też dała ręce i nie rozumiem dlaczego nie miałbym pracować i dokładać się do wszystkiego. Jeszcze zależy na kogo się popadnie bo jak na dusigrosza to niestety...przechlapane, kiedy trzeba prosić o każdą złotówkę i nie można zaspokoić swoich potrzeb bo ktoś uważa inaczej, że nie potrzebny ci fryzjer, nowy ciuch.
W życiu bywa różnie, nie uprawiam czarnowidztwa ale są choroby, ludzie się rozstają i takie wymaganie od kogoś aby zostawił pracę skoro możliwy jest kompromis, pogodzenie się nie jest dla mnie oznaką miłości bo trzeba myśleć o tej osobie co z nią będzie jeśli mnie zabraknie, jak zachoruję itp. Dzieci są kochane i cudowne ale po pewnym czasie odfruwają i co wtedy, dzieci w swoją stronę, mąż w swoją a kobieta siedzi w domu i depresja.... Poza tym człowiek idąc do kogoś całe życie jest tylko parobkiem bo wszystko jest męża a człowiek zostaje z niczym.
Tak wiem teraz jestem sama = nieszczęśliwa ale wiem że gdybym się do niego przeniosła może na początku było bo fajnie ale z czasem też byłabym nieszczęśliwa a tak cóż może jeszcze kogoś poznam na swojej drodze... kogoś kto uszanuje moje potrzeby i będzie się z nimi liczył...
wiele się ostatnio nauczyłam a wszystkim kobietom polecam książkę "dlaczego mężczyźni kochają zozy" to nie jest prawda że jak będziemy posłuszne, ciche i skromne to faceci będą nas kochać...Ja też byłam na każde skinienie, starałam się ale nie warto trzeba zachować dystans, szanować siebie i swoją godność!
Calineczko jestem pod wrażeniem. Głównie chodzi o kompromis. Jeśli tylko jedna ze stron ma ustępowac, poczucie krzywdy będzie i to jakie. I naprawdę życie na wsi mogłoby byc znośne gdyby nie:
- to słynne zamieszkiwanie z rodzicami
- czasami faktycznie harówa od świtu do nocy
- patriarchalne wychowanie
- zamknięcie środowiska na nowych
- daleko od szosy, a co za tym idzie, utrudniony dostęp do kształcenia, pracy, kultury
- ploty i wścibianie nosa nieporównanie większe od miejskiego
Jak coś sobie jeszcze przypomnę to dorzucę. A Frytka to mieszka raczej w podmiejskiej sypialni, a nie prawdziwej wsi.
Tutaj gdzie mieszkamy niby jest bardziej z miejska, ale... niechbym z koleżanką pośmigała na rolkach, kółka na czole kręcą. Mężatka, do tego mająca już swoje lata, powinna zasiąśc przed tv i oglądac seriale. Święta spędzac jak tradycja nakazuje, a nie leżec i nic nie robic. Nawet drzewka nie ubieramy, a to jest dopiero skandal. Tylko dzieci klepią nas po plecach i mówią: nigdy nie jest za późno na bunt i zadbanie o własne potrzeby.
Calineczko, moja przyjaciółka również pokierowała się rozsądkiem. Jest singielką, ale jakże zadowoloną z życia. Początkowo też była podłamana, ten jedyny paskudnie z nią zagrał. Może jeszcze kogoś spotkasz, bo 31 lat, to jeszcze może się dziac, i to ile dziac. Gorzej byłoby gdybyś wyszła za mąż, bo presja środowiska czy rodziny Cię do tego pchnęła. To już nie te czasy, że kobieta coś tam powinna.
hmmm bo to jest tak, ojciec przepisuje na syna dom, gospodarstwo - i tak jak na tej reklamie o pożyczaniu pieniędzy od rodziny - coś za coś. Ja ci przepisuje ale Ty masz obowiązek zając się rodzicami na starość i prowadzić gospodarstwo i jest się uwiązany jak pies na sznurku...z całym szacunkiem dla rodziców ale uważam że nie można się kierować tylko i wyłącznie dobrem rodziców, trzeba pomyśleć o sobie i swojej rodzinie, przyszłości, szczęściu bo jak ja nie zostawię rodziców to oni z czasem mogą zostawić mnie, oczywiście trzeba im zapewnić opiekę na starość ale nie trzymać się kluczowo spódnicy...
ja wolę mieszkać w kawalerce ale naszej, wspólnej, dorabiać się całe życie niż mieszkać w najbardziej komfortowym pałacu. Mam własne zdanie, umiem się postawić i wiem czego w życiu chcę.
Myślę że facetom ciężko to wszytko zrozumieć bo oni za bardzo nie wiedzą o co mam chodzi. Oni nawet jak idą za zięcia to idą do pracy, wychodzą z domu na cały dzień, potem jakieś piwko z kumplami i jest ok. Nie rozumieją że kobieta idąc za synową spędza dużo czasu w kuchni z teściową, wierzcie mi że ja nie lubię być w kuchni z mamą - bo ciągle patrzy mi na ręce i doradza - a ja mam swoje lata, teraz żyje się inaczej, gotuje się inaczej więc staram się coś robić pod jej nieobecność ale nie dochodziło do konfliktów. Tak więc facet wraca do domu zadowolony i on nie wie co przeżywa kobieta w tym czasie, jak jej to wszytko działa na nerwy. Dla niego wszystko jest ok. Są różni ludzie, różne charaktery ale trzeba szanować tą właśnie inność, każdy musi mieć przestrzeń do własnego życia, decydowania...
Kiedyś na wsi żyło się inaczej było ciężko ale też była radość z tego życia ludzie byli życzliwi, spotykali się coś się działo, teraz każdy żyje swoim życiem, każdy siedzi w swoim domu. Ludzie są zazdrośni i że tak powiem podli kiedyś sobie pomagali a teraz jedno drugiego w szklance wody by utopił. Owszem mieszkam na wsi bo jeszcze się nie usamodzielniłam i mieszkam w domu rodzinnym ale niecałe 10 km od miasta i mojej pracy ale całe moje życie kręci się w mieście - i strasznie się złoszczę bo nie raz poszłabym na aerobik, czy kurs tańca czy na kawę z koleżanką czy do kina ale takie jeżdżenie jest nieekonomiczne - paliwo więcej kosztuje niż aerobik itp. Więc mieszkanie na wsi ma sens gdy człowiek pracuje tyko i wyłącznie na wsi a jeżeli ludzie dojeżdżają do pracy 30 km to gdzie sens i logika - wszędzie i wszyscy muszą dojeżdżać, po co się tak męczyć, po co tyle kasy wydawać na paliwo. Rozumiem 5 km pod miastem ale nigdy 30-40....
może to i racja że u mnie nie ma typowej prawdziwej wsi...ale ja się cieszę...przynajmniej nie muszę narzekać tak jak wy....i cieszę się że tu mieszkam a nie w mieście.
645 2012-11-14 12:32:06 Ostatnio edytowany przez nika29 (2012-11-14 12:38:38)
eh wlasnie widze moich drogich kuzynów: 3 dzieci, wszyscy studiują i spitalają ze wsi, jedno pracuje w banku, drugie w szkole, trzecie gdzies kelneruje, nie polaszcza sie na gospodarstwo u rodzicow, szefowie ich doceniaja bo pracowici są(pracy nauczyli sie na wsi)
no i poznali kuzyni swoich partnerów w miescie.....
pamietam moja kuzynke-dzis mezatke, pracuje w banku, jak to zapierdzielala na gospodarce, 5 lat zmywala naczynia stojąc na stolku, naczynia po calej ferajnie 5 ludzi!potem wieczne sprzatanie, wieczne ukladanie.nigdy czasu dla siebie, wiele nerwow i dzis choroba powazna.
tam wladze mial ojciec i matka, pas, kabel, kij od cielakow, gdy cielak wszedl w: kwiatki czy inne dziadostwo to dziecko dostawalo plaskacza, piesc w morde.
ktos tu pisze o sznurku...
ZNACIE WIDOK CHLOPCOW 14,16,20 I WIECEJ OPALONYCH Z ODSLONIETA KLATĄ, WYCHWALONYCH, JADĄCYCH W CIAGNIKACH JUZ OD SZKRABA, DZIEDZICOW KTORZY JAKO MEZCZYZNI PRACUJA CALY TYDZIEN NA GOSPODARCE, DODATKOWO COS TAM DORABIAJAC PO LEKCJACH W ZAWODÓWCE...
dyskoteki w remizie w sobotę...
TAKI DZIEDZIC, CHWALONY WIE JAKI MA OBOWIAZEK
I Z MILOSCI NIE RZUCI GOSPODARY!
A POTEM ZOSTAJĄ SAMI
spotykam kolezanki, ktore dostaly po dupie od facetow i czesto trafili na wiejskiego chlopa, przenosily sie
wiejski chlop jak sie w pore nie ozeni, to bedzie duzo pil alkoholu...
Mieszkam na wsi od dwóch lat, przeprowadzka z centrum Łodzi i polecam!!! Jest sporo niedogodności, ale teraz nie chciałabym sie rpzeprowadzi,ć za żadne skarby!!
Ależ kobietki, przeprowadzka do podmiejskiej sypialni, to nie to samo co ugrzęźnięcie w zapadłej dziurze. Do tego wieś wsi nierówna. Czym innym jest mieszkanie w swojej okolicy, a czym innym we wsi męża. Jeszcze lepiej gdy przeniesiemy się tam gdzie nas nie znają, pracujemy w pobliskim mieście i dojeżdżamy kawałek na tą naszą sielską-anielską.
Poczekamy, zobaczymy. Nigdy nie chwalę dnia przed zachodem słońca. U mnie ten hura optymizm zgasiły trudności, po przyjściu dzieci na świat.
Calineczko, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Masz dopiero 31 lat, dziac się może w Twoim życiu wiele, sama mozesz byc zdziwiona ile. Dojazd te 40 km jeszcze nie przeraża, gdyby samochód był w miarę dobry, tzn nie psujący się i na LPG. Schody zaczynają się przy małych dzieciach, oddalonym przedszkolu, przychodni, szpitalu, szkole. Zależy też jak mobilny jest mąż i kto może pomóc. Mnie by przerażało to, że do maleńkiego dziecka np duszącego się, nie zdąży pogotowie, ani ja nie zdążę dojechac na dyżur.
Faktem niepodważalnym jest drogi dojazd, bo mieszkając w mieście wolałam chodzic pieszo. Nawet tani transport miejski nie był mi potrzebny. A teraz mieszkam nieopodal miasta, ale na samym końcu osiedla. Jak zawieje, męczę się taranując zaspy, albo używam wożonej w bagażniku łopaty ( po drugiej zmianie ma się rozumiec taki cyrk bywa). Oczywiście nadal walczymy o oświetlenie na naszej uliczce. Swego czasu cieszyłam się jak głupia z kanalizacji, wreszcie kłopot z wywozem szamba został rozwiązany raz na zawsze.
niektórzy nie widzieli chyba polskiej wsi, zaścianek gdzie kobieta nawet obiad nakłada dla meża, a po pracy zapitala do krów...
to nie sypialnia miejska, podmiejska prawie
649 2012-11-23 15:21:03 Ostatnio edytowany przez malea (2012-11-23 15:21:59)
Nika29- podzielam Twoje zdanie.
Do tego żona ma być najlepiej podwładna mężowi.
Moja teściowa próbowała mi uzmysłowić, że do mnie należy naszykowanie mężowi ubrań i wszystkiego do pracy! -i wiele jeszcze innych ciekawych obowiązków mi znalazła.
Na szczęście młode pokolenie odchodzi już od wiejskich streotypów i zaściankowego stylu myślenia, życia i bycia. Ale ile jeszcze musi lat upłynąć żeby takie zmiany były widoczne? ehh..
JEZYKU, jesteśmy ciekawi co u Ciebie, jak sobie radzisz? Odezwij się do nas..
oni zmywarkę uważają za hańbę, bo to obowiązek kobiety.
śmieszne, co?
i to gospodarstwa na 40rogów(20 krów):>a nawet i kilkadziesiat hektarów.