Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Strony Poprzednia 1 396 397 398 399 400 405 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 25,806 do 25,870 z 26,307 ]

25,806 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2016-02-17 19:48:22)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Skoro w każdym związku popełniasz te same błędy, to każdy kończy się klęską. By kolejny był udanym, masz zmienić swoje myślenie o sobie, o mężczyznach, o relacjach w związku. W jaki sposób to zrobić? Drogi są różne: albo samodzielnie, albo decydując się na psychoterapię. Pomocnym jest też przeczytanie mądrych książek oraz całego tego wątku. smile

Jeśli tylko będziesz zdeterminowana, by walczyć z sobą samą o siebie, dasz radę. smile

Zobacz podobne tematy :

25,807

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
krągła_babeczka napisał/a:

Witam. Też jestem kobietą kochająca za bardzo.  Nie ukrywam, że jestem tym zmęczona. Wczoraj zakończył się mój kolejny związek. Nie potrafię zbudować trwałęj relacji. Zawsze tak bardzo się staram, planuję, organizuje życie w związku, żeby mój mężczyzna się nie nudził, nie denerwował. Dobijam do 30 i nie widzę sensu w moim życiu, najchętniej leżałabym cały dzień w łózku i płakała, bo przecież każdy związek i tak skońćzy się klęską. Po co znów zaczynać? Żeby ponownie tyle wycierpieć ? Proszę o zrozumienie.

krągła_babeczka, to na pewno nie tylko Twoja wina, że związki się rozpadały. Za relację zawsze odpowiedzialne są dwie strony. Poza tym każdy ma prawo popełniać błędy. Ktoś kiedyś mądrze napisał na jakimś forum, że w miłości nie ma skali dawania, miłość sama w sobie jest darem. Nie da się go zmierzyć żadną miarą.  Problem zaczyna się wtedy kiedy pojawia się nierównowaga pomiędzy partnerami. Wówczas kochający za bardzo dają coraz więcej. Zapamiętaj, że to ich strata, że nie chcieli takiej kobiety jak Ty, czyli ciepłej, kochającej, wiernej, pomocnej. Nie ma sensu zwalczać w sobie takich cech jak te które wymieniłam, przecież to samo dobro. Zwalczyć można jedynie negatywne myślenie o sobie. Widocznie oni nie byli Ciebie warci? Może czeka na Ciebie ktoś inny? Nie bierz całej odpowiedzialności na siebie. Jesteś DDA?

25,808 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2016-02-17 23:01:15)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Nieżalenie od tego, czy druga osoba w związku jest partnerem czy też współtworzy nierówną relację, to problem osoby "kochającej za bardzo" pozostaje. W przypadku rozsądnego partnera, to on wówczas wyznacza granice i nie pozwala na 'zagłaskanie siebie na śmierć', ale gdy tylko przestanie tych granic pilnować, to KKZB natychmiast wykorzysta sytuację. A przecież w związku nie chodzi o pilnowanie swych granic przed drugą osobą, nie chodzi o to, by baczyć, czy KKZB nie wciska na siłę całej swej dobroci, miłości, it.p..

Mamy wpływ (bezpośredni) tylko na własne zachowanie. Warto więc, chcąc zmienić swój sposób myślenia o sobie, o innych osobach, o świecie, o relacjach, zastanowić się nad tym, na co mamy (bo nie dotyczy to tylko KKZB) wpływ. Wymienione wyżej cechy: ciepła, wierna pomocna, kochająca, są zaletami tylko wtedy, gdy ich posiadaczka nie zalewa nimi swych partnerów/domowników/bliskich. A KKZB nie znają umiaru w okazywaniu swych uczuć.

25,809

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Ja też ostatnio zrozumiałam ,że kocham za bardzo. Kiedyś mówiłam mu wprost ,że jestem zła nawet jeśli wiedziałam ,że skończy się to kłótnią ,ostatnio zauważyłam ,że wybaczam mu wszystko ,nie odzywam sie jak woli spędzać czas z kolegami niż ze mną ,jak nie odzywa się przez cały dzień. Kiedy długo się nie widzimy tuli mnie w taki sposob ,ze czuje jego miłość.. myślę ,że to taki typ faceta który chce skorzystać z młodości i towarzystwa dobrych kolegów ,nie chodzi na imprezy, nie upija się ,trenuje  i spotyka się z kolegami przy piwku. Dość mocno sie zmienił ,ale dał mi do zrozumienia ,że uważa to za taki etap związku ,w którym nie musimy ciągle pisać i spędzać ze sobą czasu by się kochać. Z natury jestem inna "romantyczka" caly czas się staram.W łóżku ,które kiedyś było dla mnie słabe wszystko sie zmieniło ,dba o mnie jest cudowny. Myślę ,że w końcu zaakceptowałam go takiego jaki jest i nasz związek się zmienił ,mimo iż wydaje mi się ,że kocham bardziej jestem pewna również jego miłości smile

25,810

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Wielokropek napisał/a:

Nieżalenie od tego, czy druga osoba w związku jest partnerem czy też współtworzy nierówną relację, to problem osoby "kochającej za bardzo" pozostaje. W przypadku rozsądnego partnera, to on wówczas wyznacza granice i nie pozwala na 'zagłaskanie siebie na śmierć', ale gdy tylko przestanie tych granic pilnować, to KKZB natychmiast wykorzysta sytuację. A przecież w związku nie chodzi o pilnowanie swych granic przed drugą osobą, nie chodzi o to, by baczyć, czy KKZB nie wciska na siłę całej swej dobroci, miłości, it.p..

Mamy wpływ (bezpośredni) tylko na własne zachowanie. Warto więc, chcąc zmienić swój sposób myślenia o sobie, o innych osobach, o świecie, o relacjach, zastanowić się nad tym, na co mamy (bo nie dotyczy to tylko KKZB) wpływ. Wymienione wyżej cechy: ciepła, wierna pomocna, kochająca, są zaletami tylko wtedy, gdy ich posiadaczka nie zalewa nimi swych partnerów/domowników/bliskich. A KKZB nie znają umiaru w okazywaniu swych uczuć.

U mnie terapeuta zdiagnozował "kochanie za bardzo", ale nigdy raczej nie zagłaskiwałam nikogo na śmierć. Bardziej polegało to na tym, że to moi partnerzy przesuwali granicę w różnych kwestiach, tak aby było tak jak oni chcą, a ja z lęku przed samotnością zaczęłam się na to godzić. Przykład? Kwestia kasy - umówiłam się, że będziemy odkładać kasę na wspólny cel, po czym okazało się, że mój eks odkładał albo nie taką kwotę jak trzeba albo wcale (chociaż zarabiał bardzo dużo). Wcale nie przesadzałam z dogadzaniem mu. Zachowywałam się jak przeciętne kobieta - od czasu do czasu jakaś seksi bielizna, ciepłe słowo, dobry obiad. Totalna normalność. Bardziej problem przejawiał się tym jak opisałam na początku - przesuwaniem granic ze strony partnera i moim akceptowaniem tego najprawdopodobniej z potwornego z lęku przed samotnością. Miałam przecież wybór. Nie musiałam się na to godzić, a jednak.

25,811

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Witam Panie,

Mój 9 letni związek od 3 lat umiera. Od początku roku zdecydowaliśmy się na rozstanie i wszystko ukladalo mi się dobrze. Jednak po 1,5 miesiąca nastąpiło tąpnięcie lękowe, które ścielo mnie z nóg. Oprócz wychodzenia z relacji borykam się z depresją lękową. Chodzę do terapeutki i leczę się lekami.
Moja choroba zaczeła być łagodniejsza, jedna do czasu, teraz boję się najbardziej o swoje zdrowie. Mam pracę, a 5 dni ataków paniki spowodowały że w ogóle nie spałam.

Od 3 lat nie mieszkamy razem, jednak byliśmy ze sobą. Sam fakt wyprowadzki miał pomóc mi stawać na nogi i zdawało mi się że się udaje, póki nie przyszło ścięcie. Mam swoich przyjaciół, mam kochane piesa, wykształcenie, jednak nie radzę sobie z tym wychodzeniem. Boję sie tego przeokrutnie, szczególnie że mam juz problemy zdrowotne,

Partner- bardzo dobrze wykrztalcony, z domu w którym ojciec nadużywal alkoholu, brak okazywania uczuć i czerpanie przyjemności z negatywnych wydarzeń, mocno krytykujący, obarczający mnie winą za naszą sytuację, lubiący co wknd alko spędzanie czasu, nieobliczalny po wypiciu (zwykle wychodzil z domu w jakiś nieznanych mi celach), naciskający na dziecko (przez to że mu nie urodzilam jest dla mnie niedobry), brak przemocy fizycznej, ciągłe namawianie na seks (aż w pewnym momencie odebral mi z tego przyjemnosć), brak empatii, wsparcia i przyjaźni (bardziej chęć rywalizacji).

Najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że nie rozumiem czy inni też tak mają? Może to nie toksyczność tylko życie, a ja jako wrażliwiec jestem nieprzystosowana.

Chętnie się do Was przyłączę, by zacząć widzieć obiektywnie, na razie moje emocje biją ślepo o ścianę, a mechanizm poznawczy zdaje się robic ze mnie żarty.

Po 5 latach związku zachorowałam i wtedy zaczęłam widzieć swoją samotność i jego ciężko stronę. Wtedy musialam być zdana na niego, a on mial dystans, wciaż kłócił się i żył swoim życiem. Myślałam, trafiłaś choleryka przecież to nie skreśla czlowieka i trwałam. Myślałam nie rozumie co cię spotkało to nie wie jak pomóc. Moim celem stalo się stanąć na nogi i odejść.

Po roku stan byl już względnie stabilny, ale będąc niepewna siebie, przeszlam z związku w związek. I bach zmienia się, zrozumial, walczy. Pół roku gdy ja próbowałam stworzyć nową relację. Dałam szansę, wrócilam i się przeliczylam. Szybko moje odejście potraktowane zostało za zdradę i następna tona poczucia winy lądowała na moich barkach. W koncu zaczęłam tak o sobie myśleć, że najwyraźniej odeszłam bo bylam tchórzem i tak strasznie zranilam go.

Na chwilę obecną czuję że trochę się zbudowalam z terapeutką, ale wciąż 40% mnie powtarza, że powinnam starać się o niego, bo inaczej stracę wszystko. Ciche mysli w głowie szepcą, przecież on szybko będzie szczęśliwy a Ty będziesz załowała, bo kto Cię teraz chorą weźmie. Mówią, że to moja chora projekcja robi z niego potwora, by było mi lżej poradzić sobie z samą sobą. I na koncu myśli, kto jest toksyczny? Ja czy on, a może nikt.

Na pierwszy post wystarczy, dziękuje za udostępnienie przestrzeni wirtulanej w Waszym zacnym gronie.
Pozdrawiam i życzę przede wszystkim zdrowia!

25,812

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
sluuu napisał/a:

Witam Panie,

Mój 9 letni związek od 3 lat umiera. Od początku roku zdecydowaliśmy się na rozstanie i wszystko ukladalo mi się dobrze. Jednak po 1,5 miesiąca nastąpiło tąpnięcie lękowe, które ścielo mnie z nóg. Oprócz wychodzenia z relacji borykam się z depresją lękową. Chodzę do terapeutki i leczę się lekami.
Moja choroba zaczeła być łagodniejsza, jedna do czasu, teraz boję się najbardziej o swoje zdrowie. Mam pracę, a 5 dni ataków paniki spowodowały że w ogóle nie spałam.

Od 3 lat nie mieszkamy razem, jednak byliśmy ze sobą. Sam fakt wyprowadzki miał pomóc mi stawać na nogi i zdawało mi się że się udaje, póki nie przyszło ścięcie. Mam swoich przyjaciół, mam kochane piesa, wykształcenie, jednak nie radzę sobie z tym wychodzeniem. Boję sie tego przeokrutnie, szczególnie że mam juz problemy zdrowotne,

Partner- bardzo dobrze wykrztalcony, z domu w którym ojciec nadużywal alkoholu, brak okazywania uczuć i czerpanie przyjemności z negatywnych wydarzeń, mocno krytykujący, obarczający mnie winą za naszą sytuację, lubiący co wknd alko spędzanie czasu, nieobliczalny po wypiciu (zwykle wychodzil z domu w jakiś nieznanych mi celach), naciskający na dziecko (przez to że mu nie urodzilam jest dla mnie niedobry), brak przemocy fizycznej, ciągłe namawianie na seks (aż w pewnym momencie odebral mi z tego przyjemnosć), brak empatii, wsparcia i przyjaźni (bardziej chęć rywalizacji).

Najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że nie rozumiem czy inni też tak mają? Może to nie toksyczność tylko życie, a ja jako wrażliwiec jestem nieprzystosowana.

Chętnie się do Was przyłączę, by zacząć widzieć obiektywnie, na razie moje emocje biją ślepo o ścianę, a mechanizm poznawczy zdaje się robic ze mnie żarty.

Po 5 latach związku zachorowałam i wtedy zaczęłam widzieć swoją samotność i jego ciężko stronę. Wtedy musialam być zdana na niego, a on mial dystans, wciaż kłócił się i żył swoim życiem. Myślałam, trafiłaś choleryka przecież to nie skreśla czlowieka i trwałam. Myślałam nie rozumie co cię spotkało to nie wie jak pomóc. Moim celem stalo się stanąć na nogi i odejść.

Po roku stan byl już względnie stabilny, ale będąc niepewna siebie, przeszlam z związku w związek. I bach zmienia się, zrozumial, walczy. Pół roku gdy ja próbowałam stworzyć nową relację. Dałam szansę, wrócilam i się przeliczylam. Szybko moje odejście potraktowane zostało za zdradę i następna tona poczucia winy lądowała na moich barkach. W koncu zaczęłam tak o sobie myśleć, że najwyraźniej odeszłam bo bylam tchórzem i tak strasznie zranilam go.

Na chwilę obecną czuję że trochę się zbudowalam z terapeutką, ale wciąż 40% mnie powtarza, że powinnam starać się o niego, bo inaczej stracę wszystko. Ciche mysli w głowie szepcą, przecież on szybko będzie szczęśliwy a Ty będziesz załowała, bo kto Cię teraz chorą weźmie. Mówią, że to moja chora projekcja robi z niego potwora, by było mi lżej poradzić sobie z samą sobą. I na koncu myśli, kto jest toksyczny? Ja czy on, a może nikt.

Na pierwszy post wystarczy, dziękuje za udostępnienie przestrzeni wirtulanej w Waszym zacnym gronie.
Pozdrawiam i życzę przede wszystkim zdrowia!

Z tego co napisałaś wynika, że Twój partner jest DDA, a to się leczy. Z mojej wiedzy o DDA wynika, że objawia się to inaczej u kobiet i mężczyzn, a dokładnie mężczyźni częściej powielają schematy rodzinne (piją, bija, krzyczą, są "trudni"), natomiast kobiety DDA poświęcają się w miłości. Oczywiście od tej reguły bywają wyjątki. Terapia DDA jest trudna i bolesna, a przede wszystkim wymaga wiele samozaparcia, jest czasochłonna. Są nawet (w moim mieście) terapie dla związków, w których jeden lub obydwoje partnerów jest DDA.
Jeśli chodzi o miłość, to w zdrowym związku zdarzają się gorsze dni, kłótnie, ale nie może trwać to permamentnie, bo wtedy to już zdrowe nie jest. Najczęściej wina leży po obu stronach, ale ja osobiście nie zgadzam się, że wina ta zawsze rozłożona jest 50:50. W zdrowym związku człowiek powinien czuć się spokojnie i bezpiecznie. Mogą być chwile słabości, kryzysy, ale one przydarzają się raz na jakiś nieokreślony czas. Musisz sama odpowiedzieć sobie na pytanie, które chwile w Twoim związku przeważają - te dobre czy te złe, zapytaj też otoczenia, bo kochająca kobieta może mieć zniekształcony obraz rzeczywistości. Jeśli chodzi o chorobę, to w dzisiejszych czasach może ona dopaść każdego - ja też leczę się, a apogeum moich stanów lekowych nastąpiło właśnie wtedy kiedy zostałam porzucona. Nie ma co się licytować kto jest bardziej toksyczny - Ty czy On. Warto zająć się sobą, bo mamy wpływ tylko na siebie. To kwintesencja dojrzałości, którą bardzo trudno zrozumieć kobietom -szczególnie tym, które żyją w niestabilnych, burzliwych związkach. Z autopsji wiem, że na początku jest bardzo trudno. Kiedy ja zostałam porzucona, to zaczęłam na siłę dbać o siebie. Na początku czułam się z tym fatalnie i właśnie wtedy zrozumiałam jak bardzo ja nie lubię siebie. Radzę zatem wszystkim kobietom aby początkowo zaczęły uszczęśliwiać siebie na siłę, a potem wejdzie im to samo w krew. Jeśli chodzi o depresję lękową, to myślę, że warto leczyć się farmakologicznie, bo mi leki pomogły bardzo.
Nie patrz na to co było, bo założę się, że masz teraz w głowie tysiące błędów, które popełniłaś w tym związku. Nie ty pierwsza i nie ostatnia. Liczy się teraźniejszość. Problem jest ewidentnie, bo gdyby go nie było nie szukałabyś pomocy na forum. Pamiętaj, że życie masz jedno i nie powinno być ono determinowane obecnością mężczyzny, bo on może odejść, umrzeć, zaginąć. Liczysz się ty. Czeka cię bardzo trudna droga, ale możesz z tego wyjść. Pisze do Ciebie kobieta, która z miłości umierała przez ponad 10 lat. Też popełniłam mnóstwo błędów, byłam okropna, ale nigdy nie robiłam tego celowo. Teraz wiem, że muszę zająć się sobą i każdego dnia proszę Boga o siłę. Raz jest lepiej raz gorzej, ale jestem spokojniejsza. Tobie też się uda.

25,813 Ostatnio edytowany przez sluuu (2016-02-22 12:19:08)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

oby_do_przodu- tak kochana leczę sie farmakologicznie od początku choroby. Czuje że leki wspierają mnie, jednak w tych największych zderzeniach z rzeczywistością nawet one nie powstrzymują natrętnych myśli wijących się jak dzikie węże, przy każdej możliwej okazji.

Już myślałam że wygrałam z draństwem, a znów mozolnie próbuję wyciągać jakieś wnioski.

Czasami myślę, że lepiej gdyby on definitywnie zakończył to, bym sama nie brała odpowiedzialności za własne życie. Nie tak mialo być. Miłego dnia,

25,814

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
sluuu napisał/a:

(...) Czasami myślę, że lepiej gdyby on definitywnie zakończył to, bym sama nie brała odpowiedzialności za własne życie. (...)

Znamienne zdanie. hmm

Rzecz w tym, że to metryka wyznacza granicę, po przekroczeniu której każdy z nas jest odpowiedzialny za własne życie czy tego chce, czy nie chce.

25,815

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
sluuu napisał/a:

oby_do_przodu- tak kochana leczę sie farmakologicznie od początku choroby. Czuje że leki wspierają mnie, jednak w tych największych zderzeniach z rzeczywistością nawet one nie powstrzymują natrętnych myśli wijących się jak dzikie węże, przy każdej możliwej okazji.

Już myślałam że wygrałam z draństwem, a znów mozolnie próbuję wyciągać jakieś wnioski.

Czasami myślę, że lepiej gdyby on definitywnie zakończył to, bym sama nie brała odpowiedzialności za własne życie. Nie tak mialo być. Miłego dnia,

sluuu - tylko nie daj sobie wmówić, że nie wyjdziesz z tego. Uwierz mi, że można pokonać natrętne myśli. Kwestią kluczową jest poznanie siebie. Jak uda ci się w pełni zaakceptować i pokochać siebie, to nerwica też zniknie. Wiem co mówię, bo przechodziłam przez to. Tyle tylko, że NAPRAWDĘ musisz pomyśleć o sobie. Jeżeli ciągle będziesz zastanawiała się nad NIM, to niestety nie wróży nic dobrego. Cokolwiek było w Twoim życiu - po prostu wydarzyło się i dziękuj za to. Nawet jak zrobiłaś coś źle, masz do tego pełne prawo.
Kiedy ja rozpoczęłam terapię u psychologa, to wściekałam się, bo ciągle rozmawialiśmy o mnie, a ja tak nie potrafiłam. Dziś każdego dnia, krok po kroku uczę się kochać siebie. Powoli staje się to nawykiem.

25,816

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Wielokropek- w rzeczy samej! Niewątpliwie metryka powinna stanowić o wejściu w dojrzałość, jednak ta moja sfera emocjonalna przypomina mi raczej małą plącząca, zlęknioną dziewczynkę.
oby_do_przodu- wiesz boję się rozlecieć, bo w nerwicy lękowej nie chodzi tylko o popuchnięte od płaczu oczy, ale o tiki, somatyzację, bezsenność, ataki paniki, a boję sie że stracę to co trzyma mnie w tym wszystkim, czyli pracę. Błędne kolo.

25,817

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
sluuu napisał/a:

Wielokropek- w rzeczy samej! Niewątpliwie metryka powinna stanowić o wejściu w dojrzałość, jednak ta moja sfera emocjonalna przypomina mi raczej małą plącząca, zlęknioną dziewczynkę.
oby_do_przodu- wiesz boję się rozlecieć, bo w nerwicy lękowej nie chodzi tylko o popuchnięte od płaczu oczy, ale o tiki, somatyzację, bezsenność, ataki paniki, a boję sie że stracę to co trzyma mnie w tym wszystkim, czyli pracę. Błędne kolo.

sluuu, nie kwestionuję tego, że cierpisz, bo znam tę chorobę, ja tylko powtarzam, że z tego można wyjść. To nie jest choroba nieuleczalna.

25,818

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

sluuu, w swym poprzednim poście, w którym zacytowałam Twe zdanie, nie napisałam o dojrzałości i o uzależnieniu jej od metryki. (Zgadzam się ze stwierdzeniem, że u niektórych nie idzie to w parze.) Napisałam za to, że po przekroczeniu pewnego wieku (i nie jest to 18 lat, lecz znacznie wcześniej) jesteśmy za swe decyzje odpowiedzialni. Dodam też, że brak decyzji też jest decyzją.

25,819

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Wielokropku- czy Ty przechodziłaś wychodzenie z toksycznej relacji? Jeśli tak to opowiedz w skrócie jak to wyglądało?
oby_do_przodu- i jak się teraz czujesz? czy kontakt zerwaliście całkowicie?

25,820

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
sluuu napisał/a:

Wielokropku- czy Ty przechodziłaś wychodzenie z toksycznej relacji? Jeśli tak to opowiedz w skrócie jak to wyglądało? (...)

1. Przestałam usprawiedliwiać swoje zachowanie (przestałam zasłaniać się zachowaniem innych osób, przeżytymi trudnymi doświadczeniami, it.p.).
2. Zajęłam się sobą, swoim zachowaniem i jego przyczynami. 
3. Stwierdziłam, przekonałam się, uwierzyłam, że jestem osobą wartościową.
4. Uwierzyłam, że to ja jestem odpowiedzialna za moje decyzje, mam wpływ na swoje zachowanie i nikt za mnie mego życia nie przeżyje, że tylko ode mnie zależy czy widzę szklankę do połowy pełną czy do połowy pustą.

Kiedyś w jednym z wątków napisałam o sobie (cytuję fragmenty - dobrze opisują moją drogę):

Wielokropek opowiada się za niezależnością.

Wielokropek twierdzi, że niezależność nie polega na byciu i życiu samotnie, bez partnera.

Wielokropek powtarza, że osoba niezależna żyje z partnerem, bo tak zdecydowała, a nie dlatego, że tego potrzebuje, bo bez partnera zginie.

Wielokropek sądzi, że opłaca się uświadomić sobie, że jest się osobą samodzielną i decyzyjną.

Wielokropek myśli, że nie warto uwieszać się na kimkolwiek, nawet na bliskich osobach.

Wielokropek nauczył się prosić o pomoc.

Wielokropek przyznaje się do różnych swych słabości.

Wielokropek okazuje już uczucia i mówi o nich.

Wielokropek popiera twierdzenie, że warto odkrywać miękki brzuszek.

Wielokropek wiele lat temu podjął decyzję o byciu osobą z miękkim brzuszkiem.

Wielokropek wie również, bo tego doświadczył, że często miękki brzuszek narażony jest na uderzenia nieprzyjaznych osób, mimo to Wielokropek ma miękki brzuszek nadal.

Wielokropek wie, że warto stoczyć walkę z samą sobą o siebie.

Wielokropek jest osobą szczęśliwą, mimo różnych trudnych wydarzeń go dotykających.

Wielokropek nie lubi obłudy, zawiści, chamstwa, przemocy.

25,821

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Co znaczy okazywać uczucia, pytanie zdaje się banalne, ale dla mnie nie jest takim?
Miękki brzuszek :-)

25,822 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2016-02-25 16:00:49)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

sluuu, Twoje pytanie nie jest banalne, tym bardziej, że użyłam skrótu myślowego. smile

Pierwszym krokiem jest uświadomienie sobie, nazwanie przeżywanych uczuć i… przyznanie się do ich przeżywania.  Zresztą, nie wiem w jakiej to jest/było kolejności.
Najłatwiejszym uczuciem była dla mnie złość. Gdy byłam zła, było widać, słychać i czuć. wink Znacznie trudniej…  łżę. Schody zaczynały się przy tym, gdy miałam powiedzieć, że jestem zła, że coś/ktoś mnie złości. Co to, to nie. hmm  Na zadane mi pytanie o to co czuję, miałam dwie, stosowane zamiennie, odpowiedzi: „Nic” i „Nie wiem”. Na pytanie o to, co mnie złości, miałam jedną odpowiedź: „Nic”, choć gołym okiem widać było, że kłamię.
Nauczyłam się nie ukrywać zirytowania, nauczyłam się mówić o tym, że jestem zirytowana/zła/wściekła; nie ukrywając i nie magazynując tych uczuć łatwiej było/jest mi żyć z innymi i innym osobom ze mną, bo nie doprowadzałam/doprowadzam już do sytuacji, w której wkurzałam/wkurzam się, że ktoś oddycha. tongue
Kolejne schody napotkałam przy miłości, wzruszeniu i podobnych uczuciach. Ooooo! Co to, to nie. Mogłam się złościć, mogłam o swej złości i jej przyczynach mówić, ale żeby nie wstydzić się powiedzieć o tym, że kocham, nie wstydzić się łez, gdy byłam wzruszona, it.p.? Spocona byłam przełamując się. Nauczyłam się! Warto!

25,823

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Mam schowane tyle emocji, że jakbym je spuscila to byłby spektakl emocjonalny pochodzący pod histerie. Muszę powoli się do nich dokopać, ponieważ nawet nie wiem co oznacza owe pokazywanie emocji.

25,824

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Podejrzewam, że na skutek ujawnienia emocji Twa nerwica powie "żegnam Cię". smile

25,825

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Wiele lat chowałam w sobie emocje az pewnego dnia nie dałam rady i wybuch był jak wulkan ale słowo daje ze tak jak mi wtedy ulzyło tak dobrze sie nie czułam. Był napad żalu, histerii i złości, ale od tamtej pory staram sie nic nie trzymac w sobie i jestem szczesliwsza

25,826

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Wielokropek napisał/a:

sluuu, Twoje pytanie nie jest banalne, tym bardziej, że użyłam skrótu myślowego. smile

Pierwszym krokiem jest uświadomienie sobie, nazwanie przeżywanych uczuć i… przyznanie się do ich przeżywania.  Zresztą, nie wiem w jakiej to jest/było kolejności.
Najłatwiejszym uczuciem była dla mnie złość. Gdy byłam zła, było widać, słychać i czuć. wink Znacznie trudniej…  łżę. Schody zaczynały się przy tym, gdy miałam powiedzieć, że jestem zła, że coś/ktoś mnie złości. Co to, to nie. hmm  Na zadane mi pytanie o to co czuję, miałam dwie, stosowane zamiennie, odpowiedzi: „Nic” i „Nie wiem”. Na pytanie o to, co mnie złości, miałam jedną odpowiedź: „Nic”, choć gołym okiem widać było, że kłamię.
Nauczyłam się nie ukrywać zirytowania, nauczyłam się mówić o tym, że jestem zirytowana/zła/wściekła; nie ukrywając i nie magazynując tych uczuć łatwiej było/jest mi żyć z innymi i innym osobom ze mną, bo nie doprowadzałam/doprowadzam już do sytuacji, w której wkurzałam/wkurzam się, że ktoś oddycha. tongue
Kolejne schody napotkałam przy miłości, wzruszeniu i podobnych uczuciach. Ooooo! Co to, to nie. Mogłam się złościć, mogłam o swej złości i jej przyczynach mówić, ale żeby nie wstydzić się powiedzieć o tym, że kocham, nie wstydzić się łez, gdy byłam wzruszona, it.p.? Spocona byłam przełamując się. Nauczyłam się! Warto!

Jeśli chodzi o moją złość, to dla mnie uczucie, którego zawsze się bałam. Bedąc w związku ciągle, miałam wrażenie, że złoszczsc się-nie potrafię kochać, a właśnie kochanie było moim priorytetem. Kiedy czułam złość na coś/na kogoś, to w efekcie wkurzałam się na siebie. Błędne koło. Byłam chyba nie do zniesienia smile
Przez długi czas próbowałam zrozumieć to, jak to możliwe, że zachowywałam się jak osoba niezrównoważona psychicznie, będąc w związku miałam takie huśtawki emocjonalne jak jakaś psycholka smile Najdziwniejsze jest to, że jestem sama i jestem o wiele bardziej stabilna. Chyba nie nadaję się do życia stadnego smile Wiem tylko tyle, że już nigdy nie znajdę odpowiedzi, dlaczego zachowywałam się irracjonalnie. Przestałam już nawet szukać jakichkolwiek odpowiedzi. Ot, było minęło.
A co do płaczu Wielokropku, to doskonale cię rozumiem. Ja też się pocę, kiedy się przełamuję, ale to chyba dobrze o nas świadczy, bo niektórzy nie lubią się pocić tongue Generalnie jestem teraz na takim etapie, że czasami naprawdę nie wiem co ja czuję, taka jakby pustka, ale też przestałam już tym się przejmować.

25,827

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

oby_do_produ, to co opisałam wyżej (moje trudności m.in. z uczuciami) należy do przeszłości. Od lat jestem świadoma swych uczuć i przestałam się ich przeżywania wstydzić. Gdy jestem szczęśliwa, śmieję się i podskakuję do góry; gdy smutna czy wzruszona - płaczę; złoszczę się, gdy coś mnie wkurza, it.d.. smile

Trening czyni mistrza. big_smile

25,828

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
sluuu napisał/a:

Wielokropku- czy Ty przechodziłaś wychodzenie z toksycznej relacji? Jeśli tak to opowiedz w skrócie jak to wyglądało?
oby_do_przodu- i jak się teraz czujesz? czy kontakt zerwaliście całkowicie?

Ja kontakt zerwałam, on nie. Od czasu do czasu napisze do mnie : co słychać u mnie i u synka. Jeśli chodzi o moje uczucia, to jest we mnie jakaś nowość, bo zawsze potrzebowałam mężczyzny, a teraz mam wrażenie, że napotkała mnie jakby druga skrajność. Przez 75% czasu myślę, że miłość, związki, to coś przereklamowanego. Czuję totalną obojętność jeśli chodzi o związki, mężczyzn. nie mam potrzeby podobania się jakiemukolwiek facetowi. Totalna obojętność.

Dziś koleżanka w pracy powiedziała, że po rozstaniu zmieniłam się w bardzo pozytywną osobę, a mnie przez to złapał totalny dół, bo pomyślałam sobie, dlaczego ja nie potrafię funkcjonować w związku, dlaczego będąc z mężczyzną cierpię na depresję, a jak jestem sama to nagle schudłam i wszyscy mi mówią, że świetnie wyglądam, dlaczego będąc z facetem jestem płaczliwa i rozgoryczona. Naprawdę tego nie wiem.
Widocznie jakieś braki jednak mam, ale nauczyłam się nie dramatyzować. Mój dzienny grafik jest tak napięty, że nie mam czasu na ponure myśli. sluuu wierzę, że Tobie się uda, bo widać, że chcesz coś zmienić smile

25,829

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Oby_do_przodu czuję to samo co Ty. Tzn. Całe życie byłam z kimś związku, ale zawsze czułam brak więzi z partnerem. Huśtawki, też. I cały czas walka o siebie, pilnowanie by mnie szanowano, by kochano, a efekt i tak nie został osiągnięty. Boje się przyznać, że jest grono osób niezdolnych do stworzenia zdrowej relacji, a najgorsze, że pewnie do niego należę.

25,830

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
sluuu napisał/a:

Oby_do_przodu czuję to samo co Ty. Tzn. Całe życie byłam z kimś związku, ale zawsze czułam brak więzi z partnerem. Huśtawki, też. I cały czas walka o siebie, pilnowanie by mnie szanowano, by kochano, a efekt i tak nie został osiągnięty. Boje się przyznać, że jest grono osób niezdolnych do stworzenia zdrowej relacji, a najgorsze, że pewnie do niego należę.

Nic innego droga sluuu nam nie pozostało w takim razie jak nauczyć się żyć w pojedynkę. Ja wiem tylko tyle, że mój eks na swój sposób mnie kochał. Szkoda tylko, że w naszym związku było tyle cierpienia. Dziś mogę napisać z czystym sumieniem, że jestem wypalona. Nigdy jeszcze tak się nie czułam. Jak oglądam zakochane pary, to nie zazdroszczę im tak jak kiedyś. Czasami im nawet współczuję i wydaje mi się, że oni w tych swoich związkach są poszkodowani. Widzę sama po sobie, że mi moje rozstania zupełnie nie wyszły na dobre.
Uczę się żyć w pojedynkę i wiem, że dam radę. Właściwie to już przyzwyczaiłam się.
Też czułam brak więzi z partnerem i cholernie mnie to bolało. Ja doszłam do etapu, że nie boję się perspektywy, że mogę nie nadawać się do związku - w końcu życie samotne też jest powołaniem. U Ciebie też na pewno przyjdzie etap, że pogodzisz się z możliwością takiej wizji. Głowa do góry, trzymam kciuki i pisz jak najwięcej o sobie. Będziemy się wspierać.

25,831

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Dzień dobry,
Oby_do_przodu nie wiem czy chciałabym być sama, szczególnie ze nie mam dzieci. Baaa! Ja się tego boję.

25,832

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
oby_do_produ napisał/a:

Nic innego droga sluuu nam nie pozostało w takim razie jak nauczyć się żyć w pojedynkę.  (...)

Dla osób tzw. kochających za bardzo, jest to najlepsza droga do stworzenia partnerskiego związku. Dopiero wtedy.

sluuu napisał/a:

(...) nie wiem czy chciałabym być sama, szczególnie ze nie mam dzieci. Baaa! Ja się tego boję.

Smutnym jest tkwienie (bo inaczej określić tego nie można) w związku ze strachu przed samotnością.

25,833

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
sluuu napisał/a:

Dzień dobry,
Oby_do_przodu nie wiem czy chciałabym być sama, szczególnie ze nie mam dzieci. Baaa! Ja się tego boję.

Pocieszające jest to, że kobiety, które naprawdę były cierpliwe w szukaniu swojej drugiej połówki najczęściej świetnie na tym wychodzą. Moja koleżanka od października jest w związku małżeńskim. Jestem pewna, że jest uzależniona od miłości, bo jak wynika z jej opowieści wyszła za mąż za mężczyznę "trudnego". Po ślubie przestał dbać o higienę, dużo czasu spędza przed komputerem zamiast z nią, jest mało zaradny. Zapytałam ją  dlaczego wyszła za niego za mąż, odpowiedziała mi coś co mniej więcej znaczyło, że nie miała odwagi zacząć wszystkiego od nowa.
Myślę, że wiele kobiet zbyt pochopnie decyduje się na małżeństwo np. ze strachu przed samotnością i nie zawsze wybory te są właściwe.
Cierpliwości, a na pewno wszystko się ułoży. Dzieci też jeszcze zdążysz mieć smile Moje dziecko wychowuje się bez ojca i czasami bardzo tego żałuję. Może tobie się uda stworzyć pełną rodzinę i tego ci życzę.

25,834

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Wielokropek napisał/a:
oby_do_produ napisał/a:

Nic innego droga sluuu nam nie pozostało w takim razie jak nauczyć się żyć w pojedynkę.  (...)

Dla osób tzw. kochających za bardzo, jest to najlepsza droga do stworzenia partnerskiego związku. Dopiero wtedy.

sluuu napisał/a:

(...) nie wiem czy chciałabym być sama, szczególnie ze nie mam dzieci. Baaa! Ja się tego boję.

Smutnym jest tkwienie (bo inaczej określić tego nie można) w związku ze strachu przed samotnością.

Myślę Wielokropku, że KKZB w gruncie rzeczy kochają tych swoich partnerów i trzymają się przy nich nie tylko ze strachu przed samotnością, ale trzyma je jeszcze uczucie. Niemiej jednak pracować nad sobą trzeba. Dla nas KKZB najlepszym rozwiązaniem byłoby znaleźć mądrego, dojrzałego partnera, wówczas nie musiałybyśmy bać się manipulacji, oszustw - właśnie na to najbardziej jesteśmy narażone, a kłamstwa łykamy jak pelikany. A co do samotności, to mój psycholog stwierdził, że z abstynencją od randek nie ma co za długo czekać, bo można pójść w drugą skrajność. Oczywiście miał na myśli randkowanie a nie związki smile Wielokropku, jeśli mogę zapytać, czy ty jesteś teraz z kimś?

25,835

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
sluuu napisał/a:

Witam Panie,

Mój 9 letni związek od 3 lat umiera. Od początku roku zdecydowaliśmy się na rozstanie i wszystko ukladalo mi się dobrze. Jednak po 1,5 miesiąca nastąpiło tąpnięcie lękowe, które ścielo mnie z nóg. Oprócz wychodzenia z relacji borykam się z depresją lękową. Chodzę do terapeutki i leczę się lekami.
Moja choroba zaczeła być łagodniejsza, jedna do czasu, teraz boję się najbardziej o swoje zdrowie. Mam pracę, a 5 dni ataków paniki spowodowały że w ogóle nie spałam.

Od 3 lat nie mieszkamy razem, jednak byliśmy ze sobą. Sam fakt wyprowadzki miał pomóc mi stawać na nogi i zdawało mi się że się udaje, póki nie przyszło ścięcie. Mam swoich przyjaciół, mam kochane piesa, wykształcenie, jednak nie radzę sobie z tym wychodzeniem. Boję sie tego przeokrutnie, szczególnie że mam juz problemy zdrowotne,

Partner- bardzo dobrze wykrztalcony, z domu w którym ojciec nadużywal alkoholu, brak okazywania uczuć i czerpanie przyjemności z negatywnych wydarzeń, mocno krytykujący, obarczający mnie winą za naszą sytuację, lubiący co wknd alko spędzanie czasu, nieobliczalny po wypiciu (zwykle wychodzil z domu w jakiś nieznanych mi celach), naciskający na dziecko (przez to że mu nie urodzilam jest dla mnie niedobry), brak przemocy fizycznej, ciągłe namawianie na seks (aż w pewnym momencie odebral mi z tego przyjemnosć), brak empatii, wsparcia i przyjaźni (bardziej chęć rywalizacji).

Najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że nie rozumiem czy inni też tak mają? Może to nie toksyczność tylko życie, a ja jako wrażliwiec jestem nieprzystosowana.

Chętnie się do Was przyłączę, by zacząć widzieć obiektywnie, na razie moje emocje biją ślepo o ścianę, a mechanizm poznawczy zdaje się robic ze mnie żarty.

Po 5 latach związku zachorowałam i wtedy zaczęłam widzieć swoją samotność i jego ciężko stronę. Wtedy musialam być zdana na niego, a on mial dystans, wciaż kłócił się i żył swoim życiem. Myślałam, trafiłaś choleryka przecież to nie skreśla czlowieka i trwałam. Myślałam nie rozumie co cię spotkało to nie wie jak pomóc. Moim celem stalo się stanąć na nogi i odejść.

Po roku stan byl już względnie stabilny, ale będąc niepewna siebie, przeszlam z związku w związek. I bach zmienia się, zrozumial, walczy. Pół roku gdy ja próbowałam stworzyć nową relację. Dałam szansę, wrócilam i się przeliczylam. Szybko moje odejście potraktowane zostało za zdradę i następna tona poczucia winy lądowała na moich barkach. W koncu zaczęłam tak o sobie myśleć, że najwyraźniej odeszłam bo bylam tchórzem i tak strasznie zranilam go.

Na chwilę obecną czuję że trochę się zbudowalam z terapeutką, ale wciąż 40% mnie powtarza, że powinnam starać się o niego, bo inaczej stracę wszystko. Ciche mysli w głowie szepcą, przecież on szybko będzie szczęśliwy a Ty będziesz załowała, bo kto Cię teraz chorą weźmie. Mówią, że to moja chora projekcja robi z niego potwora, by było mi lżej poradzić sobie z samą sobą. I na koncu myśli, kto jest toksyczny? Ja czy on, a może nikt.

Na pierwszy post wystarczy, dziękuje za udostępnienie przestrzeni wirtulanej w Waszym zacnym gronie.
Pozdrawiam i życzę przede wszystkim zdrowia!

sluuu jaki był twój tato? Mój psycholog powiedział, że kobieta DDA bądź DDD ma przymus powtarzania schematu. Moi eks byli bardzo nerwowi zupełnie jak mój tato. Psycholog wyjaśnił mi to w ten sposób, że w dzieciństwie bardzo chciałam poradzić sobie z "trudnym" ojcem, ale oczywiście jako dziecko nie mogłam sobie z tym poradzić i teraz jako dorosła kobieta podświadomie wybieram nerwowych partnerów, ponieważ mam przymus poradzenia sobie z tą sytuacją, z którą nie mogłam sobie poradzić w dzieciństwie.

25,836 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2016-02-28 15:10:49)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
oby_do_produ napisał/a:

(...) Dla nas KKZB najlepszym rozwiązaniem byłoby znaleźć mądrego, dojrzałego partnera, wówczas nie musiałybyśmy bać się manipulacji, oszustw - właśnie na to najbardziej jesteśmy narażone, a kłamstwa łykamy jak pelikany.

Pozwolę sobie nie zgodzić się z tym stwierdzeniem. smile
To, po raz kolejny, tak charakterystyczne dla tzw. KKZB przerzucanie odpowiedzialności. To nie partner ma być gwarantem czegokolwiek, tylko  tzw. KKZB; jeśli zdecyduje ona o zmianie swego sposobu myślenia i zachowania, ma tego dokonać niezależnie od czegokolwiek. I tzw. KKZB żyjące w związkach, w których partner nie jest toksycznym swe zachowania ujawniają. Póki tzw. KKZB nie "zrobi porządku ze sobą", to żaden jej związek nie będzie udanym. Dlaczego? Bo jej sposób myślenia o sobie, o drugiej osobie i o relacji między nimi, jest chory.


Tak. Jestem w związku z tym samym mężczyzną od baaaardzo wielu lat. smile

25,837

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Wielokropek napisał/a:
oby_do_produ napisał/a:

(...) Dla nas KKZB najlepszym rozwiązaniem byłoby znaleźć mądrego, dojrzałego partnera, wówczas nie musiałybyśmy bać się manipulacji, oszustw - właśnie na to najbardziej jesteśmy narażone, a kłamstwa łykamy jak pelikany.

Pozwolę sobie nie zgodzić się z tym stwierdzeniem. smile
To, po raz kolejny, tak charakterystyczne dla tzw. KKZB przerzucanie odpowiedzialności. To nie partner ma być gwarantem czegokolwiek, tylko  tzw. KKZB; jeśli zdecyduje ona o zmianie swego sposobu myślenia i zachowania, ma tego dokonać niezależnie od czegokolwiek. I tzw. KKZB żyjące w związkach, w których partner nie jest toksycznym swe zachowania ujawniają. Póki tzw. KKZB nie "zrobi porządku ze sobą", to żaden jej związek nie będzie udanym. Dlaczego? Bo jej sposób myślenia o sobie, o drugiej osobie i o relacji między nimi, jest chory.


Tak. Jestem w związku z tym samym mężczyzną od baaaardzo wielu lat. smile

Zgodzę się z Tobą Wielokropku. Jednak przez cały czas odnoszę wrażenie, że szukanie zadry w sobie u KKZB odnosi odwrotny skutek. Te kobiety zazwyczaj mają o sobie tak niskie mniemanie, że aż strach. Kiedy ja byłam u terapeuty, to ku mojemu zdziwieniu przez większy czas on starał się pokazywać mi, że jestem wartościowa, zasługuję na to co najlepsze i ni jestem żadną wariatką smile Terapeuta nawet doradził mi abym w trakcie terapii nie czytała książek psychologicznych, bo mogą nawet zaszkodzić.

Jestem 4 miesiąe na detoksie, a nada czuję się bardzo chora.

25,838 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2016-02-28 18:04:37)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

To prawda, tzw. KKZB mają o sobie kiepskie mniemanie, nie widzą i/lub nie doceniają siebie.
Uświadomienie tego, że to one (a raczej to myślenie o sobie) są przyczyną takiego a nie innego stylu życia jest jednak kluczowe dla podjęcia pracy nad sobą. Nikt tutaj (ze mną włącznie) nie ma zamiaru dokopywać, ani nie dokopuje tym osobom (gdybyś znała me posty, wiedziałabyś, że nie używam słowa "winien", "winna", bo w opisywanych sytuacjach nie ma ono sensu).

Twoje twierdzenie, które zacytowałam wyżej, jest dla tzw. KKZB mylące, bo według niego wszystko byłoby dobrze, gdyby wybrały one na swego TŻ kogoś innego. Tymczasem ich problem pozostałby nietknięty, dalej kiepsko myślałyby o sobie i czyniły próby wmanewrowania TŻ w toksyczną sytuację. Dlaczego? Bo problem nie leży w takim czy innym TŻ, ale w sposobie myślenia tzw. KKZB.

25,839

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Wielokropek napisał/a:

To prawda, tzw. KKZB mają o sobie kiepskie mniemanie, nie widzą i/lub nie doceniają siebie.
Uświadomienie tego, że to one (a raczej to myślenie o sobie) są przyczyną takiego a nie innego stylu życia jest jednak kluczowe dla podjęcia pracy nad sobą. Nikt tutaj (ze mną włącznie) nie ma zamiaru dokopywać, ani nie dokopuje tym osobom (gdybyś znała me posty, wiedziałabyś, że nie używam słowa "winien", "winna", bo w opisywanych sytuacjach nie ma ono sensu).

Twoje twierdzenie, które zacytowałam wyżej, jest dla tzw. KKZB mylące, bo według niego wszystko byłoby dobrze, gdyby wybrały one na swego TŻ kogoś innego. Tymczasem ich problem pozostałby nietknięty, dalej kiepsko myślałyby o sobie i czyniły próby wmanewrowania TŻ w toksyczną sytuację. Dlaczego? Bo problem nie leży w takim czy innym TŻ, ale w sposobie myślenia tzw. KKZB.

To ja w takim razie nie jestem chyba KKZB, bo ja swoich problemów nie upatrywałam w TŻ, właśnie bardziej w sobie. Tylko nie umiałam wyjaśnić co jest nie tak i mówiłam do TŻ- "Dlaczego my ta cierpimy?". Wiedziałam, że coś ze mną nie tak tylko nie wiedziałam co. Dopiero powoli uczę się siebie i zaczynam wierzyć, że potrafię kochać. Dodam, że jestem DDA po terapii. Będąc w związku winiłam siebie czasami o wszystko, ale ktoś może wierzyć mi lub nie - to było silniejsze de mnie.

25,840

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Jestem wrogiem dopinania etykietek. Czy to ważne czy i jakie napiszesz sobie (albo ktokolwiek inny) literki: KKZB, DDA, DDR, SR, ADHD, iin.? Cokolwiek to zmieni? Usprawiedliwi? Zmniejszy/powiększy problem? Nie. Problem zostanie i od każdej/każdego z nas zależy decyzja co do dalszego postępowania. Jedni dokonują zmian w swym myśleniu (czy to samodzielnie, czy dzięki terapii), inni usprawiedliwiając swe zachowanie niczego nie zmieniają, it.d.. Która droga jest lepsza? To zależy od celu, który przyświeca tej konkretnej osobie, od tego, czy zdecydowała się jednak być samodzielną psychicznie czy pozostać zzewnątrzsterowną.

25,841

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Czyli to my niszczymy relacje?  To przez nas oni nas nie szanują?

25,842

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Historia każdej osoby jest inna.

Nie niszczysz relacji? Szanujesz siebie?

25,843 Ostatnio edytowany przez sluuu (2016-02-29 11:09:37)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Czy szanuję siebie? Nie wiem. Moje granice są plynne, nie jestem bita, wyzywana, ale czuję że coś nie gra w sferze szacunku, ciagle na niego musze zasługiwać. Czy bylo tak w moim domu, tak- z moim zdaniem nikt sie nie liczył, moje potrzeby były dopiero w którejś kolejności. Wychowanie wdg zasady dzieci i ryby głosu nie mają.
Teraz jestem w zwiazku, w którym też nie czuję sie ważna, bezpieczna, szanowana. Tylko czy czuję się tak przez "braki" z dziecinstwa, czy może naprawdę mam podstawy, tego nie umiem pojąć, bo nie wiem jakie są normy. Moja mama jest kobietą zawieszoną na tacie, nie pracuje sama, nie jeździ sama i wszystkim daje dyspozycje i rozlicza innych z tego co powinni byli zrobić wdg niej, ale sama sobie ich nie daję, jak chce to robi obiad, jak chce to pracuje w ogrodzie, jednak tak naprawdę za nic nie odpowiada.
Ja pracuję, sama jeżdzę, mam swoich znajomych, zainteresowania- a jednak wciąż jestem na zakręcie i w strachu. Ciągle nie czuję sie bezpieczna, szanowana, kochana, ale mogą to być puste zbiorniki z dzieciństwa, których w życiu nie uzupelnię i powinnam zaakceptować to.


Jak być samodzielną psychicznie?
Czyli rozwiązniem jest tylko rozstanie? By pożyć trochę sama.

25,844

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Można żyć w związku i być samodzielną psychicznie, ale też można żyć w pojedynkę i być zależną. Zależność psychiczna nie jest skorelowana z tym, czy i z kim mieszka się pod jednym dachem.

Truizmem jest stwierdzenie, że żyjąc z partnerem część planów jest wspólna, że bierze się pod uwagę poglądy, potrzeby drugiej osoby. Diabeł tkwi jednak w szczegółach. Kto, w Twych oczach, w Waszym związku jest ważniejszy, czyje zdanie jest decydujące, czyje potrzeby zaspokajasz w pierwszej kolejności, czy swoje plany podporządkowujesz planom męża, w jaki sposób ustalacie wspólne działania?

25,845

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
sluuu napisał/a:

Jak byś samodzielną psychicznie?
Pracuję, mam zainteresowania, ale chcąc nie chcąc będąc w związku jakiaś cześć naszego życia jest spolona z partnerem.
Czyli rozwiązniem jest tylko rozstanie? By pożyć trochę sama.

Przede wszystkim wszystko zależy od Twojego związku. Jeżeli jesteś z wartościowym mężczyzną, macie podobne pasje i zależy wam na sobie, to absolutnie nie decydowałabym się na rozstanie. Poza tym dla mnie nie ma usprawiedliwienia dla braku szacunku. To tak jakby usprawiedliwiać przemoc. Bił, ponieważ był z KKZB. Czyż to nie przesada? Jeśli ma się zasady, to się po prostu szanuje. Owszem, pewne zachowania mogą się przyczyniać do tego, że ktoś do kogoś traci szacunek, ale według mnie każdy odpowiada za siebie i jeśli partner stracił do Ciebie szacunek, to macie dwa wyjścia. Albo on zechce z powrotem nauczyć się do ciebie szacunku, a ty będziesz bardzo konsekwentna w stawianiu granic, albo do widzenia. Z autopsji wiem, że ciężko będzie ci zaciągnąć faceta na terapię dla par, ale próbować zawsze warto. Zapamiętaj też, że każdy popełnia błędy - ty tez masz do nich prawo.
Reasumując, uważam, ze jeśli on bardzo mocno cię kocha, a ty jego to walczcie.

25,846

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Zanim domagać się będziemy szacunku od innych, zacznijmy szanować siebie.

25,847

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

1.Kto jest ważniejszy, każdy stara się walczyc o swoje. Tylko myślałam że w związku nie trzeba walczyć.
2. Zdanie tego kto mocniej postawi na swoim- znów walka.
3. Potrzeby- matko nie wiem, Jak to ocenić?
4. Różnie, ciągle spornie równiez w tych kwestiach
5. Nie sposób nam ustalać wspólne działania, czuję jakby wszystko robił na przekór,

25,848

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Dla mnie związek, w którym:
- bezustannie trwa walka z drugą osobą,
- potrzeby jednej osoby są zaspokajane kosztem drugiej,
- jedna osoba traktuje siebie (i pozwala na takie traktowanie) gorzej niż tą drugą osobę,
- jedna osoba jest na ołtarzu/pomniku/piedestale, druga zaś jest jej podnóżkiem,
jest kiepskim związkiem.

25,849

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Wielokropku-jak to wygląda na przykładzie w zdrowym związku? Ja nie rozumiem.

25,850

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

W zdrowym związku osoby szanują i siebie, i drugą osobę, potrzeby i prawa każdego są tak samo ważne i w tym samym stopniu zaspokajane a wspólne sprawy razem omawiane. (I znów: w zdrowym związku, między kochającymi się osobami, nie ma przykładania miarki i porównywania, czy 'dostałam' tyle samo co 'dałam'. Obie osoby dbają o równowagę.) Każdy stawia swoje granice i nie przekracza granic drugiej osoby. Obie osoby są wobec siebie życzliwe, serdeczne. Nikt nikogo nie wykorzystuje, nikt z nikim nie walczy, nikt nikomu nie robi na przekór.

Kilkukrotnie umieszczałam poniższy cytat:

Roma Ligocka napisał/a:

Najtrudniejsze, ale i najpiękniejsze w miłości jest jej współistnienie z wolnością. Dać komuś miłość, partnerowi, dziecku czy przyjaciołom, nie odbierając jednocześnie jego powietrza, jego obszaru wolności. Niczego nie narzucać, nawet samego siebie, to najtrudniejsze zadanie.

25,851

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Wielokropek napisał/a:

Zanim domagać się będziemy szacunku od innych, zacznijmy szanować siebie.

To dla mnie jedne z najbardziej spornych zdań, które usłyszałam. Ja staram się szanować nawet te osoby, które siebie nie szanują. Znam takie. Powtarzam - staram się, czyli efekty są różne. Już w czasach szkolnych pojawiały się tzw. "kozły ofiarne", czyli osoby brzydsze, biedniejsze, takie dziwaki i zawsze szkoda mi było jak inni się z nich śmieją, a te osoby nie reagują - choć cierpią. Mojego syna również uczę, że ma szanować innych bez względu na wszystko.
Rozumiem też osoby, które nie szanują, bo na pewno bardzo męczy je ta postawa i w głębi serca się obwiniają. Z dwojga złego chyba lepiej zakończyć relację, w której brak szacunku, z drugiej strony gdyby wziąć pod uwagę kryteria dobrego związku, to myślę, że połowa polskich małżeństw by ich nie spełniała.
Pozostaje ciężka praca obojga partnerów nad rozwojem samych siebie.

25,852

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Moje zdanie nie jest sprzeczne z Twoim, ba, mimo że w obu poruszana jest sprawa szacunku, to każde z nich dotyczy innego zagadnienia.

Napisałaś o tym, że każda osoba jest godna szacunku, że szanujesz i uczysz szacunku też wobec takich osób, które nie szanują siebie. (Myślę i zachowuję się tak samo.)

Ja napisałam o żądaniach. Moim zdaniem żądanie szanowania mnie w pierwszej kolejności należy skierować pod własnym adresem; najpierw ja mam szanować siebie, dopiero później żądać szacunku od innych. A że ktoś będzie mnie szanował mimo tego, że siebie nie szanuję, to inna sprawa.

25,853

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Szanować siebie, a dopiero później oczekiwać szacunku od innych?  Rozwiń proszę. Juz sam fakt że oczekuje szacunku od partnera, budzi we mnie frustrację, bo tak powinno być, a nie to ze na każdym kroku  mam mu o tym przypominać.
Sytuacja dnia wczorajszego. Przyjechałam i planowałam się spotkać. Poinformował mnie, że będzie za 1.5 h , wiec udałam się na zakupy. Po 1.6 h dzwoni i pyta się gdzie jestem. Odpowiedziałam, a on z zarzutem, że "to do mnie przyjechalas, czy na zakupy, nie przyjezdzaj, jadę zjeść na miasto ". Jak obuchem w łeb.

25,854 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2016-02-29 23:33:13)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Co tu jest do rozwinięcia? Moim zdaniem głupio/nie na miejscu/nielogicznym jest nieszanowanie siebie a żądanie od innych okazywania go. Od dawna jestem zdania, by zmiany wprowadzać zaczynając od siebie, a od innych oczekiwać tego, co sama robię.

Przypominać drugiej osobie o tym, by mnie szanowała? Przypominać? Wolne żarty. "Zdrowa" osoba po przekonaniu się, że brak szacunku jest stałym/cyklicznym zachowaniem, rozluźnia relacje lub ją zrywa.


Przykład z dnia wczorajszego: albo miał trudny dzień i na Tobie odreagował, albo... . Jeśli to pierwsze, wylałabym na jego głowę wiadro lodowatej wody, by oprzytomniał.



Niedawno przeczytałam:

Jesper Juul napisał/a:

Człowiek niepotrafiący zadbać o własne granice jest jak ogród bez ogrodzenia, z którego każdy może korzystać, kiedy tylko mu się podoba.

25,855

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Powiedziałam, ze reakcja była nieprzyjemna i bezzasadna.
On się uniósł, że przecież nie będzie w domu głodował, gdy ja jeżdżę sobie na zakupki.  Wytłumaczyłam, że mógł wyrazić się inaczej niż zrywaniem połączenia i wysyłaniem sms z zarzutem. Wystarczyło poprosić bym wcześniej przyjechała, a nie manipulować emocjami. I dalej to samo, nie zrozumiał.

Tu nie chodzi o tą jedną sytuacje, bo one po prostu zbyt często się zdarzają. Jak można się szanować, gdy cały czas człowiek walczy z dysonansem poznawczym.

25,856

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
sluuu napisał/a:

(...) Jak można się szanować, gdy cały czas człowiek walczy z dysonansem poznawczym.

Można się szanować. smile Można ten dysonans zlikwidować. Można, nie trzeba.

25,857

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
sluuu napisał/a:

Powiedziałam, ze reakcja była nieprzyjemna i bezzasadna.
On się uniósł, że przecież nie będzie w domu głodował, gdy ja jeżdżę sobie na zakupki.  Wytłumaczyłam, że mógł wyrazić się inaczej niż zrywaniem połączenia i wysyłaniem sms z zarzutem. Wystarczyło poprosić bym wcześniej przyjechała, a nie manipulować emocjami. I dalej to samo, nie zrozumiał.

Tu nie chodzi o tą jedną sytuacje, bo one po prostu zbyt często się zdarzają. Jak można się szanować, gdy cały czas człowiek walczy z dysonansem poznawczym.

Nie lubię wtrącać się w cudze relacje, tym bardziej jeśli druga strona nie może się wypowiedzieć, ale z tego co piszesz związana jesteś z tak zwanym "trudnym mężczyzną", co nie znaczy że złym. Życie u boku trudnego mężczyzny moim zdaniem jest bardzo trudne i kobiety, które nie doświadczyły życia u boku takiego faceta nigdy Ciebie nie zrozumieją. Ja byłam z tego typu facetem i po tej relacji stałam się wrakiem psychicznym. Kiedy byłam w ciąży, to urządził mi awanturę, że spaghetti nie takie. Dziś oczywiście nie jesteśmy już razem.
W przyrodzie tak to już jest, że są jednostki bardziej ugodowe i bardziej waleczne i niestety świata nie zmienimy.
Oczywiście powyższy wpis opieram tylko na moim doświadczeniu.

Życie masz jedno i przede wszystkim uważam, że nie warto podejmować żadnych decyzji kierując się myśleniem typu:
"wszystkie koleżanki już zajęte a ja jeszcze nie"
"na pewno już nikogo nie poznam"
"to ostatni dzwonek aby zdecydować się na dziecko"
Uważam, że to duży błąd kierować się właśnie takimi argumentami.

Temat do przemyślenia smile

25,858

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Wielokropku- jak widzisz nie mam wyczucia co jest brakiem szacunku, a co nie. Owszem uderzenie , wyzwiska byłyby oczywiste, ale przy takich rzeczach nie mam wzorców.
oby_do_produ- na bank jest trudny, bez dwóch zdań, a ja umęczona tym wszystkim. Przeraża mnie zaczynanie od nowa, przeraża wchodzenie w to, przeraża mnie wszystko. I jeszcze ta koszmarna nerwica z elementami depresji, no masz ci los.,

25,859

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
sluuu napisał/a:

Wielokropku- jak widzisz nie mam wyczucia co jest brakiem szacunku, a co nie. Owszem uderzenie , wyzwiska byłyby oczywiste, ale przy takich rzeczach nie mam wzorców.
oby_do_produ- na bank jest trudny, bez dwóch zdań, a ja umęczona tym wszystkim. Przeraża mnie zaczynanie od nowa, przeraża wchodzenie w to, przeraża mnie wszystko. I jeszcze ta koszmarna nerwica z elementami depresji, no masz ci los.,

Nikt nie da Ci sluuu odpowiedzi co się stanie jak Ty sama się zmienisz - w sensie zaczniesz bardzo konsekwentnie stawiać granice. To duże ryzyko i chyba tego się boisz. Faktycznie albo pod wpływem Twojej zmiany zmieni się też Twój partner albo ucieknie gdzie pieprz rośnie i wtedy będziesz widziała jak bardzo Ciebie kochał. Żadne ryzyko nie powoduje takiego bólu jak stagnacja, w której teraz żyjesz. Wiem, bo przerabiałam na sobie. Z resztą teraz biorę leki, bo jestem po trudnym rozstaniu i mogę powiedzieć, że doświadczyłam śmierci za życia - inaczej nie mogę nazwać tego co działo się po moim rozstaniu. Jednak Twoja sytuacja może być zupełnie inna.
Sluuu bardzo Cię proszę przeczytaj poniższy artykuł i będziesz już wiedziała czy to TEN.

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/o … o-ten.html

25,860

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

hej oby do przodu, napisałam priv.

25,861

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Moje drogie,
Dzisiaj mój były narzeczony - a raczej były oprawca - bierze ślub. A przynajmniej miał brać, bo nie wiem, czy w końcu do niego doszło (na pewno jednak nadal jest z tamtą panienką). I chciałabym Wam oznajmić, że...

MAM TO W DUPIE big_smile

Nie sądziłam, że kiedykolwiek uda mi się od niego tak bardzo uwolnić psychicznie, że będę miała gdzieś czy bierze ślub, czy nie. Czego i Wam życzę z Waszymi byłymi (lub jeszcze-nie-byłymi wink).
Ch*j mu na nową drogę życia.

25,862 Ostatnio edytowany przez I_see_beyond 7176 (2016-04-16 19:45:23)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Byla_Narzeczona napisał/a:

Moje drogie,
Dzisiaj mój były narzeczony - a raczej były oprawca - bierze ślub. A przynajmniej miał brać, bo nie wiem, czy w końcu do niego doszło (na pewno jednak nadal jest z tamtą panienką). I chciałabym Wam oznajmić, że...

MAM TO W DUPIE big_smile

Nie sądziłam, że kiedykolwiek uda mi się od niego tak bardzo uwolnić psychicznie, że będę miała gdzieś czy bierze ślub, czy nie. Czego i Wam życzę z Waszymi byłymi (lub jeszcze-nie-byłymi wink).
Ch*j mu na nową drogę życia.

To wspaniały stan ducha, prawda? big_smile Wszystkie powolutku do tego dojrzewamy. Przychodzą trudniejsze chwile, ale to normalne, nie trwają one wiecznie. Potem na cudowna, wszechogarniająca obojętność tongue

25,863

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
I_see_beyond napisał/a:
Byla_Narzeczona napisał/a:

Moje drogie,
Dzisiaj mój były narzeczony - a raczej były oprawca - bierze ślub. A przynajmniej miał brać, bo nie wiem, czy w końcu do niego doszło (na pewno jednak nadal jest z tamtą panienką). I chciałabym Wam oznajmić, że...

MAM TO W DUPIE big_smile

Nie sądziłam, że kiedykolwiek uda mi się od niego tak bardzo uwolnić psychicznie, że będę miała gdzieś czy bierze ślub, czy nie. Czego i Wam życzę z Waszymi byłymi (lub jeszcze-nie-byłymi wink).
Ch*j mu na nową drogę życia.

To wspaniały stan ducha, prawda? big_smile Wszystkie powolutku do tego dojrzewamy. Przychodzą trudniejsze chwile, ale to normalne, nie trwają one wiecznie. Potem na cudowna, wszechogarniająca obojętność tongue

Taaa, to jest wspaniały stan, ale moja podświadomość chyba obojętna nie pozostała, bo całą noc mi się śnił ich ślub i ona śmiejąca mi się w twarz hmm W śnie się nawnerwiałam jak cholera, teraz na jawie znowu mam na to wywalone, więc bardzo dziwne to wszystko hmm

25,864

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Byla_Narzeczona napisał/a:

Taaa, to jest wspaniały stan, ale moja podświadomość chyba obojętna nie pozostała, bo całą noc mi się śnił ich ślub i ona śmiejąca mi się w twarz hmm W śnie się nawnerwiałam jak cholera, teraz na jawie znowu mam na to wywalone, więc bardzo dziwne to wszystko hmm

Z tą podświadomością to może tak być sad To w końcu wszystko bardzo traumatyczne przeżycia, nie da się ich tak po prostu wymazać jak śladu ołówka gumką, wiem. Może potrzeba więcej czasu, może taki koszmarek dopaść człowieka w najmniej spodziewanym momencie.

A sny to nic innego jak odzwierciedlenie obrazów zarejestrowanych gdzieś tam na jawie.

Ale cieszy mnie to, że jednak na jawie masz wywalone tongue Trzymam kciuki za jakiś fajny sen w ramach rekompensaty za ten ze śmiejącą się szmaciurą!

25,865

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Witajcie.
Zastanawiam się nad tym wątkiem i dochodzę do wniosku, że jest on bardzo głęboki.. Tzn ze należy zajrzeć w siebie z totalną szczerością aby wydobyć odpowiedź na pytanie dlaczego kochamy za bardzo...
Kiedy zastanawiam się nad sobą myślę o tym, że mój tato całe moje dzieciństwo i wiek nastoletni pracował za granicą.. I mimo że bardzo go kocham i on mnie również.. Byliśmy i nadal jesteśmy normalną rodziną, która zawsze jest razem to był to pierwszy element do złożenia mojej miłości za bardzo... Podswiadome szukanie przytulen, ciepła i dawanie od razu całej siebie... Od zawsze czułam że jestem typem wrazliwca... Walczylam z tym a kiedy się podałam i dałam całą siebie zostałam zraniona... Wielokrotnie.. A mimo to wciąż kocham...
Drugi element to poczucie potrzeby domu pełnego radości,uśmiechu, ciepła etc... Na przeciwko tego stoi nieubłaganie przemijajcy czas...
I wreszcie poczucie że osoba którą tak bardzo kocham była taka jak ja... Rozumielismy się bez słów...  Myślałam że moja miłość o której wiedział, którą czuł przetrwa... A im było gorzej... Im bardziej ranił tym bardziej kochałam... Masochistycznie... Przerazajaco... Upadlajaco... Za bardzo... Bo to miało zwyciężyć wszystko...
Przegrało wszystko... Zostałam sama z moją miłością za bardzo.........

25,866

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Lavida26 napisał/a:

Witajcie.
Zastanawiam się nad tym wątkiem i dochodzę do wniosku, że jest on bardzo głęboki.. Tzn ze należy zajrzeć w siebie z totalną szczerością aby wydobyć odpowiedź na pytanie dlaczego kochamy za bardzo...
Kiedy zastanawiam się nad sobą myślę o tym, że mój tato całe moje dzieciństwo i wiek nastoletni pracował za granicą.. I mimo że bardzo go kocham i on mnie również.. Byliśmy i nadal jesteśmy normalną rodziną, która zawsze jest razem to był to pierwszy element do złożenia mojej miłości za bardzo... Podswiadome szukanie przytulen, ciepła i dawanie od razu całej siebie... Od zawsze czułam że jestem typem wrazliwca... Walczylam z tym a kiedy się podałam i dałam całą siebie zostałam zraniona... Wielokrotnie.. A mimo to wciąż kocham...
Drugi element to poczucie potrzeby domu pełnego radości,uśmiechu, ciepła etc... Na przeciwko tego stoi nieubłaganie przemijajcy czas...
I wreszcie poczucie że osoba którą tak bardzo kocham była taka jak ja... Rozumielismy się bez słów...  Myślałam że moja miłość o której wiedział, którą czuł przetrwa... A im było gorzej... Im bardziej ranił tym bardziej kochałam... Masochistycznie... Przerazajaco... Upadlajaco... Za bardzo... Bo to miało zwyciężyć wszystko...
Przegrało wszystko... Zostałam sama z moją miłością za bardzo.........

Ja również kocham za bardzo. Byłam w kilku związkach i w każdym popełnialam ten sam błąd, za bardzo się angażowałam, byłam gotowa zrobić wszystko dla eks... I co za to dostałam? Wielkiego kopa w cztery litery

25,867 Ostatnio edytowany przez Byla_Narzeczona (2016-04-24 00:26:35)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Chciałabym się podzielić z Wami dziwną sytuacją, jaka mnie wczoraj spotkała.

Słowem wstępu: ponad rok temu, kiedy mój były z powrotem wprowadził się do mnie, zarzekał się, że chce mnie odzyskać, kocha mnie ponad wszystko i tym podobne bzdury, nagle pojawiła się w jego życiu pewna panna. Zakochała się w nim, wypisywała do niego, przychodziła do pracy (były pracuje w - powiedzmy - sklepie) i każdy mówił, że "macha mu tyłkiem przed oczami". Ja jej nie poznałam osobiście ani wcześniej nie rozmawiałam z nią wirtualnie, bo cwaniaczek zawsze wymyślał powody, dla których nie mogłam akurat w te dni przyjeżdżać do tego jego sklepu. Panna nie wiedziała o moim istnieniu.
Wkrótce potem się na chwilę oficjalnie zeszliśmy i wtedy postanowił być dobrodupny i pokazać mi wiadomości od niej. "Żeby być szczerym na nowym początku". Dziewczyna mu wysyłała nagie zdjęcia. Nazywał ją przy mnie szmatą i dz..., żalił się, że mu gitarę zawraca, a on nie chce, nigdy jej nie przeleciał (tia... oczywiście, że ją bzyknął, co mi "wykrzyczała", zresztą znam go na tyle, że nic nie musiała mówić). Tak mnie nakręcił, że niestety uwierzyłam mu, że to ona go biednego napastuje i zrobiłam pannie małe piekiełko w wiadomościach na FB, pożarłyśmy się ostro. Zniknęła z jego życia, znalazła niby kogoś innego no i cześć.

I wczoraj właśnie nagle zaprosiła mnie do znajomych, później napisała, że rozstała się z tym facetem i jest jej źle, bo ją wykorzystywał, a mój były to dno kompletne, debil itd. i musimy się umówić na ploty.

Oświećcie mnie, bo chyba już nie rozumiem świata: panna rozstaje się z toksycznym facetem, więc po ponad roku odzywa się do kobiety, z którą odbyła jedną jedyną, bardzo nieprzyjemną rozmowę z wyzwiskami itd., żeby się jej zwierzyć i zaprosić na plotkowanie??? WTF???

25,868

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Byla_Narzeczona napisał/a:

Chciałabym się podzielić z Wami dziwną sytuacją, jaka mnie wczoraj spotkała.

Słowem wstępu: ponad rok temu, kiedy mój były z powrotem wprowadził się do mnie, zarzekał się, że chce mnie odzyskać, kocha mnie ponad wszystko i tym podobne bzdury, nagle pojawiła się w jego życiu pewna panna. Zakochała się w nim, wypisywała do niego, przychodziła do pracy (były pracuje w - powiedzmy - sklepie) i każdy mówił, że "macha mu tyłkiem przed oczami". Ja jej nie poznałam osobiście ani wcześniej nie rozmawiałam z nią wirtualnie, bo cwaniaczek zawsze wymyślał powody, dla których nie mogłam akurat w te dni przyjeżdżać do tego jego sklepu. Panna nie wiedziała o moim istnieniu.
Wkrótce potem się na chwilę oficjalnie zeszliśmy i wtedy postanowił być dobrodupny i pokazać mi wiadomości od niej. "Żeby być szczerym na nowym początku". Dziewczyna mu wysyłała nagie zdjęcia. Nazywał ją przy mnie szmatą i dz..., żalił się, że mu gitarę zawraca, a on nie chce, nigdy jej nie przeleciał (tia... oczywiście, że ją bzyknął, co mi "wykrzyczała", zresztą znam go na tyle, że nic nie musiała mówić). Tak mnie nakręcił, że niestety uwierzyłam mu, że to ona go biednego napastuje i zrobiłam pannie małe piekiełko w wiadomościach na FB, pożarłyśmy się ostro. Zniknęła z jego życia, znalazła niby kogoś innego no i cześć.

I wczoraj właśnie nagle zaprosiła mnie do znajomych, później napisała, że rozstała się z tym facetem i jest jej źle, bo ją wykorzystywał, a mój były to dno kompletne, debil itd. i musimy się umówić na ploty.

Oświećcie mnie, bo chyba już nie rozumiem świata: panna rozstaje się z toksycznym facetem, więc po ponad roku odzywa się do kobiety, z którą odbyła jedną jedyną, bardzo nieprzyjemną rozmowę z wyzwiskami itd., żeby się jej zwierzyć i zaprosić na plotkowanie??? WTF???

Dziewczyna jest zraniona, ma złamane serduszko i szuka przyjaciółki której mogłaby się wyżalić. Dlaczego wybrała Ciebie? Bo wie ze kiedyś też miałaś złamane serce (chyba zapomniała ze sama sie do tego przyczynila) I myśli ze jej pomożesz. Takie za przeproszeniem s*ki przeważnie nie mają koleżanki której mogłyby się zwierzyć wiec szuka na siłę smile moja rada nie godz sie na to, nie wyzywaj jej ale normalnie powiedz ze nie masz ochoty się z nią spotkać ani rozmawiać, wiem co mówię bo sama byłam w podobnej sytuacji. Chłopak zdradził mnie po prawie 4 latach, potem tamta panna mnie wyzywala, obrazala publicznie, kiedy i ją zdradził postanowiła się ze mną zaprzyjaźnić. Ja na to poleciałam bo żal mi się dziewczyny zrobiło ( wiem ze to głupie skoro rozwaliła mój związek ale niestety jestem bardzo wspólczującą?  Osobą). Na początku wszystko było pięknie fajnie, żaliła mi się,  traktowała jak przyjaciółkę,  planowała wspólne imprezy, wypady itd. Na szczęście w samą porę przejrzałam na oczy. Dowiedziałam się że opowiada na lewo i prawo na mój temat różne niemiłe rzeczy i zerwałam z nią całkiem kontakt. Dziewczyna ma chyba niepokolei w głowie, zaczęła mnie naśladować,  zmieniła fryzurę na taką jak moja, zaczęła się tak samo ubierać, a na jednym portalu społecznościowym ustawiła sobie nick prawie identyczny jak moj. Potem miałam chłopaka z którym spotykałam się jakieś 3 miesiące, kiedy zerwalismy to ona zaczęła do niego pisać !! Dziewczyna jest nienormalna i podejrzewam ze Twoja ma to samo. I wcale mi ich nie szkoda, zasłużyły na to swoim wcześniejszym zachowaniem!

25,869 Ostatnio edytowany przez Byla_Narzeczona (2016-04-26 00:10:00)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
mila999 napisał/a:
Byla_Narzeczona napisał/a:

Chciałabym się podzielić z Wami dziwną sytuacją, jaka mnie wczoraj spotkała.

Słowem wstępu: ponad rok temu, kiedy mój były z powrotem wprowadził się do mnie, zarzekał się, że chce mnie odzyskać, kocha mnie ponad wszystko i tym podobne bzdury, nagle pojawiła się w jego życiu pewna panna. Zakochała się w nim, wypisywała do niego, przychodziła do pracy (były pracuje w - powiedzmy - sklepie) i każdy mówił, że "macha mu tyłkiem przed oczami". Ja jej nie poznałam osobiście ani wcześniej nie rozmawiałam z nią wirtualnie, bo cwaniaczek zawsze wymyślał powody, dla których nie mogłam akurat w te dni przyjeżdżać do tego jego sklepu. Panna nie wiedziała o moim istnieniu.
Wkrótce potem się na chwilę oficjalnie zeszliśmy i wtedy postanowił być dobrodupny i pokazać mi wiadomości od niej. "Żeby być szczerym na nowym początku". Dziewczyna mu wysyłała nagie zdjęcia. Nazywał ją przy mnie szmatą i dz..., żalił się, że mu gitarę zawraca, a on nie chce, nigdy jej nie przeleciał (tia... oczywiście, że ją bzyknął, co mi "wykrzyczała", zresztą znam go na tyle, że nic nie musiała mówić). Tak mnie nakręcił, że niestety uwierzyłam mu, że to ona go biednego napastuje i zrobiłam pannie małe piekiełko w wiadomościach na FB, pożarłyśmy się ostro. Zniknęła z jego życia, znalazła niby kogoś innego no i cześć.

I wczoraj właśnie nagle zaprosiła mnie do znajomych, później napisała, że rozstała się z tym facetem i jest jej źle, bo ją wykorzystywał, a mój były to dno kompletne, debil itd. i musimy się umówić na ploty.

Oświećcie mnie, bo chyba już nie rozumiem świata: panna rozstaje się z toksycznym facetem, więc po ponad roku odzywa się do kobiety, z którą odbyła jedną jedyną, bardzo nieprzyjemną rozmowę z wyzwiskami itd., żeby się jej zwierzyć i zaprosić na plotkowanie??? WTF???

Dziewczyna jest zraniona, ma złamane serduszko i szuka przyjaciółki której mogłaby się wyżalić. Dlaczego wybrała Ciebie? Bo wie ze kiedyś też miałaś złamane serce (chyba zapomniała ze sama sie do tego przyczynila) I myśli ze jej pomożesz. Takie za przeproszeniem s*ki przeważnie nie mają koleżanki której mogłyby się zwierzyć wiec szuka na siłę smile moja rada nie godz sie na to, nie wyzywaj jej ale normalnie powiedz ze nie masz ochoty się z nią spotkać ani rozmawiać, wiem co mówię bo sama byłam w podobnej sytuacji. Chłopak zdradził mnie po prawie 4 latach, potem tamta panna mnie wyzywala, obrazala publicznie, kiedy i ją zdradził postanowiła się ze mną zaprzyjaźnić. Ja na to poleciałam bo żal mi się dziewczyny zrobiło ( wiem ze to głupie skoro rozwaliła mój związek ale niestety jestem bardzo wspólczującą?  Osobą). Na początku wszystko było pięknie fajnie, żaliła mi się,  traktowała jak przyjaciółkę,  planowała wspólne imprezy, wypady itd. Na szczęście w samą porę przejrzałam na oczy. Dowiedziałam się że opowiada na lewo i prawo na mój temat różne niemiłe rzeczy i zerwałam z nią całkiem kontakt. Dziewczyna ma chyba niepokolei w głowie, zaczęła mnie naśladować,  zmieniła fryzurę na taką jak moja, zaczęła się tak samo ubierać, a na jednym portalu społecznościowym ustawiła sobie nick prawie identyczny jak moj. Potem miałam chłopaka z którym spotykałam się jakieś 3 miesiące, kiedy zerwalismy to ona zaczęła do niego pisać !! Dziewczyna jest nienormalna i podejrzewam ze Twoja ma to samo. I wcale mi ich nie szkoda, zasłużyły na to swoim wcześniejszym zachowaniem!

Wiesz ja mam teraz podobną sytuację (przynajmniej jeśli chodzi o wstępniak), bo mnie mój były zaczął na poważnie zdradzać (na poważnie w sensie, że miał regularny romans z zakochaniem i wszystkimi innymi bajerami, wcześniej były max kilkurazowe przygody) po 5 latach, po kilku miesiącach się o tym dowiedziałam, zrobiłam tej pannie już prawdziwe piekło - kosztem niestety siebie. Po niecałym roku się rozstali, na co wpływu już nie miałam, mój były to po prostu psychiczny idiota. Przez ten czas, kiedy ze sobą byli zakumplowałam się z nią (nie mogę powiedzieć, że tak bezinteresownie, bo chciałam mieć jak największą kontrolę nad ich związkiem - oj, to popaprane czasy były i aż sama siebie z tamtego okresu nie poznaję). Po ich rozstaniu jednak okazało się, że naprawdę dziewczynę polubiłam, po dziś dzień utrzymujemy serdeczne stosunki, widujemy się często, no uwielbiam ją tongue Śmieję się czasem, że ona jest najlepszą "rzeczą", jaka mi po nim została big_smile
Ale ta, o której wspomniałam w poprzednim poście jest jakaś dziwna. Jeszcze bym zrozumiała, gdyby ten facet po którym płacze był moim byłym - okej, chce zakopać topór wojenny, pogadać o nim, bo też znam go dobrze. Ale nie, to jakiś kij wie jaki koleś. Aż taka desperatka bez znajomych, żeby narażać się na kolejne ostre słowa? tongue Jedyne co jej napisałam, to że tak w życiu bywa, nie płaczę po byłym i ona też da radę. Wolałam być ostrożna, bo cholera wie, czy ona z nim jednak kontaktu nie utrzymuje i nie przekazuje tego co piszę. Mój były narzeczony czasami miał bardzo osobliwe pomysły i potrafił namówić ludzi do największych głupot.

25,870

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Byla_Narzeczona napisał/a:
mila999 napisał/a:
Byla_Narzeczona napisał/a:

Chciałabym się podzielić z Wami dziwną sytuacją, jaka mnie wczoraj spotkała.

Słowem wstępu: ponad rok temu, kiedy mój były z powrotem wprowadził się do mnie, zarzekał się, że chce mnie odzyskać, kocha mnie ponad wszystko i tym podobne bzdury, nagle pojawiła się w jego życiu pewna panna. Zakochała się w nim, wypisywała do niego, przychodziła do pracy (były pracuje w - powiedzmy - sklepie) i każdy mówił, że "macha mu tyłkiem przed oczami". Ja jej nie poznałam osobiście ani wcześniej nie rozmawiałam z nią wirtualnie, bo cwaniaczek zawsze wymyślał powody, dla których nie mogłam akurat w te dni przyjeżdżać do tego jego sklepu. Panna nie wiedziała o moim istnieniu.
Wkrótce potem się na chwilę oficjalnie zeszliśmy i wtedy postanowił być dobrodupny i pokazać mi wiadomości od niej. "Żeby być szczerym na nowym początku". Dziewczyna mu wysyłała nagie zdjęcia. Nazywał ją przy mnie szmatą i dz..., żalił się, że mu gitarę zawraca, a on nie chce, nigdy jej nie przeleciał (tia... oczywiście, że ją bzyknął, co mi "wykrzyczała", zresztą znam go na tyle, że nic nie musiała mówić). Tak mnie nakręcił, że niestety uwierzyłam mu, że to ona go biednego napastuje i zrobiłam pannie małe piekiełko w wiadomościach na FB, pożarłyśmy się ostro. Zniknęła z jego życia, znalazła niby kogoś innego no i cześć.

I wczoraj właśnie nagle zaprosiła mnie do znajomych, później napisała, że rozstała się z tym facetem i jest jej źle, bo ją wykorzystywał, a mój były to dno kompletne, debil itd. i musimy się umówić na ploty.

Oświećcie mnie, bo chyba już nie rozumiem świata: panna rozstaje się z toksycznym facetem, więc po ponad roku odzywa się do kobiety, z którą odbyła jedną jedyną, bardzo nieprzyjemną rozmowę z wyzwiskami itd., żeby się jej zwierzyć i zaprosić na plotkowanie??? WTF???

Dziewczyna jest zraniona, ma złamane serduszko i szuka przyjaciółki której mogłaby się wyżalić. Dlaczego wybrała Ciebie? Bo wie ze kiedyś też miałaś złamane serce (chyba zapomniała ze sama sie do tego przyczynila) I myśli ze jej pomożesz. Takie za przeproszeniem s*ki przeważnie nie mają koleżanki której mogłyby się zwierzyć wiec szuka na siłę smile moja rada nie godz sie na to, nie wyzywaj jej ale normalnie powiedz ze nie masz ochoty się z nią spotkać ani rozmawiać, wiem co mówię bo sama byłam w podobnej sytuacji. Chłopak zdradził mnie po prawie 4 latach, potem tamta panna mnie wyzywala, obrazala publicznie, kiedy i ją zdradził postanowiła się ze mną zaprzyjaźnić. Ja na to poleciałam bo żal mi się dziewczyny zrobiło ( wiem ze to głupie skoro rozwaliła mój związek ale niestety jestem bardzo wspólczującą?  Osobą). Na początku wszystko było pięknie fajnie, żaliła mi się,  traktowała jak przyjaciółkę,  planowała wspólne imprezy, wypady itd. Na szczęście w samą porę przejrzałam na oczy. Dowiedziałam się że opowiada na lewo i prawo na mój temat różne niemiłe rzeczy i zerwałam z nią całkiem kontakt. Dziewczyna ma chyba niepokolei w głowie, zaczęła mnie naśladować,  zmieniła fryzurę na taką jak moja, zaczęła się tak samo ubierać, a na jednym portalu społecznościowym ustawiła sobie nick prawie identyczny jak moj. Potem miałam chłopaka z którym spotykałam się jakieś 3 miesiące, kiedy zerwalismy to ona zaczęła do niego pisać !! Dziewczyna jest nienormalna i podejrzewam ze Twoja ma to samo. I wcale mi ich nie szkoda, zasłużyły na to swoim wcześniejszym zachowaniem!

Wiesz ja mam teraz podobną sytuację (przynajmniej jeśli chodzi o wstępniak), bo mnie mój były zaczął na poważnie zdradzać (na poważnie w sensie, że miał regularny romans z zakochaniem i wszystkimi innymi bajerami, wcześniej były max kilkurazowe przygody) po 5 latach, po kilku miesiącach się o tym dowiedziałam, zrobiłam tej pannie już prawdziwe piekło - kosztem niestety siebie. Po niecałym roku się rozstali, na co wpływu już nie miałam, mój były to po prostu psychiczny idiota. Przez ten czas, kiedy ze sobą byli zakumplowałam się z nią (nie mogę powiedzieć, że tak bezinteresownie, bo chciałam mieć jak największą kontrolę nad ich związkiem - oj, to popaprane czasy były i aż sama siebie z tamtego okresu nie poznaję). Po ich rozstaniu jednak okazało się, że naprawdę dziewczynę polubiłam, po dziś dzień utrzymujemy serdeczne stosunki, widujemy się często, no uwielbiam ją tongue Śmieję się czasem, że ona jest najlepszą "rzeczą", jaka mi po nim została big_smile
Ale ta, o której wspomniałam w poprzednim poście jest jakaś dziwna. Jeszcze bym zrozumiała, gdyby ten facet po którym płacze był moim byłym - okej, chce zakopać topór wojenny, pogadać o nim, bo też znam go dobrze. Ale nie, to jakiś kij wie jaki koleś. Aż taka desperatka bez znajomych, żeby narażać się na kolejne ostre słowa? tongue Jedyne co jej napisałam, to że tak w życiu bywa, nie płaczę po byłym i ona też da radę. Wolałam być ostrożna, bo cholera wie, czy ona z nim jednak kontaktu nie utrzymuje i nie przekazuje tego co piszę. Mój były narzeczony czasami miał bardzo osobliwe pomysły i potrafił namówić ludzi do największych głupot.

Hmm no racja nie każdy człowiek jest taki sam, to ze mi się trafiła taka "psycholka" nie znaczy ze każda inna jest taka sama smile właściwie to Ci zazdroszczę tej z którą się tak zakumplowałas bo mogłyście się razem pośmiać z waszego byłego (dupka). Z tego co piszesz zrozumiałam ze jesteś po conajmniej dwóch dosyć burzliwych rozstaniach(zdrady, inna kobieta). Czy mogłabyś napisać ile czasu zajęło Ci dojście do siebie, kiedy przestałas płakać i tęsknić? Bo domyślam się ze bez łez się nie obyło hmm

Posty [ 25,806 do 25,870 z 26,307 ]

Strony Poprzednia 1 396 397 398 399 400 405 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024