Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Strony Poprzednia 1 395 396 397 398 399 405 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 25,741 do 25,805 z 26,307 ]

25,741

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Witajcie dziewczyny.
Nie zdążyłam jeszcze przeczytać wszystkich wypowiedzi tutaj, ale już wiem że mam podobny problem. Byłam (w sumie nadal jestem) w bardzo szczęśliwym związku przez dwa lata. Mój chłopak zawsze był czuły, troskliwy, opiekuńczy, wpatrzony we mnie jak w obrazek. Byłam chyba najszczęśliwszą i najbardziej kochaną kobietą na ziemi.
Oczywiście do czasu.
Mój chłopak, który jest kimś w rodzaju menadżera hotelowego, zaczął pracować w jednym z nadmorskich hoteli. Ja mieszkałam i pracowałam na śląsku. Odległość prawie całej Polski. Ale o dziwo ta odległość nie zniszczyła naszego związku - wręcz przeciwnie. Co trzy tygodnie on przyjeżdżał do mnie i spędzał u mnie cały tydzień, za jakiś czas kiedy ja się stęskniłam wsiadałam w pociąg i jechałam chociażby na trzydniowy czy czterodniowy weekend nad morzem. Codziennie kilkugodzinne nocne rozmowy, Skype, smsy, facebook, itp. itd. Wszystkie długie weekendy, ferie, święta itp. spędzone razem. Nawet sezon letni, kiedy jest najwięcej ludzi i rzeczy do zrobienia, nie był jakiś straszny i nie wniósł zmian do naszego związku.
Do czasu kiedy mój chłopak awansował. Wtedy wszystko się powoli zmieniało. Te minione wakacje były największym koszmarem mojego życia. Z powodu nawału obowiązków coraz mniej czasu, rozmowy coraz krótsze i sporadyczne... W czasie trzech letnich miesięcy nie było czasu żeby się zobaczyć, a mój partner pracował tak ciężko, że w pewnym momencie nawet dostał się do szpitala z powodu wycieńczenia organizmu. Prosił żebym poczekała z przyjazdem do września, kiedy wszystko się uspokoi i będzie mi mógł poświęcić więcej czasu. Tak długa rozłąka była dla mnie straszna, ale zgodziłam się i w ciężkiej depresji przez trzy miesiące czekałam tylko na to aż znowu go zobaczę, przytulę się i powiem jak bardzo go kocham.
Teraz właśnie jestem nad morzem, siedzę w naszym pokoju, na naszym łóżku, i ryczę całe dnie. Kiedy przyjechałam nic już nie było jak przedtem. Mój kochany się zmienił, i to bardzo. Stał się egoistą, dla którego liczą się tylko pieniądze. Cale dnie pracuje i ani myśli przestać, bo przecież to przyniesie mu straty. Codziennie obiecuje mi spacer, wspólne wyjście itp., do czego oczywiście nie dochodzi, bo praca praca i praca. Z kochającego romantyka stał się zimnym, wyrachowanym draniem. Pierwszego dnia po moim przyjeździe powiedział, że nie wie co będzie dalej z naszym związkiem, bo planuje teraz jeszcze bardziej się rozwinąć i wziąć na siebie więcej obowiązków. Na związek już nie starczy mu czasu.
Po takim ciosie nie mogę się otrząsnąć. Nie wiem co będzie dalej, pojutrze wracam do domu i nie wyobrażam sobie że mam wsiąść w pociąg i nigdy go już nie zobaczyć. Czuję że jestem uwięziona emocjonalnie. Kocham go tak bardzo, że aż za bardzo. Pomimo tego czym się stał.
Nocą, podczas snu, zdarza mu się być tym dawnym sobą. Przytula mnie mocno, całuje w głowę, sprawdza czy jestem okryta kołdrą i nie marznę. To sprawia że wariuję i tęsknię za tym co było jeszcze bardziej. Nie mogę jeść, spać. Ubrania po tygodniu dosłownie ze mnie lecą. Żyję w dużym napięciu, kilka razy zdarzyło mi się zasłabnąć, jestem wykończona psychicznie i fizycznie. Mam myśli samobójcze, bo nie mogę sobie poradzić ze stratą.
Nie jestem idiotką, wiem że ten związek się kończy. Trzeba by było cudu żeby wrócić do momentu, kiedy było dobrze.
I boję się, tak bardzo się boję. Myślałam że mam kogoś z kim pójdę przez życie, a tymczasem zostanę całkiem sama. Powiedzcie, jak radzicie sobie z tm lękiem? Czy w ogóle cokolwiek można zrobić żeby jakoś wszystko złagodzić? Boję się że nie wytrzymam tego wszystkiego.
Strasznie się rozpisałam, wiem. Ale potrzebowałam się wygadać. Jeżeli chociaż jedna osoba to przeczyta to będę bardzo wdzięczna. Za jakieś słowo wsparcia również.
Pozdrawiam was dziewczyny, trzymajcie się.

Zobacz podobne tematy :

25,742

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Wiesz, że związek nie ma żadnej przyszłości, podjęłaś (?) decyzję. Ok.
Boisz się? Czego? Bycia i życia bez opierania się o drugą osobę?

Pytasz o rady.
1. Przestań tworzyć czarne scenariusze.
2. Przestań uważać siebie za niezdolną do samodzielnego życia.
3. Spojrzyj na swoje nogi. Są zdrowe? To możesz na nich pewnie stać. Nie musisz mieć żadnej podpory, nie musisz na nikim się wieszać, nikogo używać do zapewnienia sobie szczęścia.

25,743

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Boję się tej pustki która pojawi się potem.
Byłam zawsze bardzo samotna - nie dlatego że stronię od ludzi, a dlatego że mam to wątpliwe szczęście przywiązywania się do osób, które po jakimś czasie znikają z mojego życia. Przyjaciółka z dzieciństwa, z którą praktycznie dorastałam wyprowadziła się do innego, bardzo odległego miasta. W wieku 12 lat, bez telefonu komórkowego jak współczesne nastolatki, facebooka itp. to oznaczało po prostu koniec znajomości. Najlepsza przyjaciółka do której byłam bardzo przywiązana, z którą przetrwałyśmy gimnazjum, liceum i wiele szalonych sytuacji wyemigrowała z Polski i założyła rodzinę za granicą. Koleżanki z pracy, z którymi zawsze mogłam porozmawiać zostały zwolnione. Teraz codzienne siedzę sama w pustym biurze i do głowy przychodzą mi tylko czarne scenariusze.
I takich przykładów mam ze swojego życia mnóstwo.
Zawsze się pocieszałam że mam przecież kochającego chłopaka na którego zawsze mogę liczyć, i w gruncie rzeczy jestem szczęściarą bo niektórzy nie mają nawet tego.
Cóż, teraz ja też nie mam. Tego właśnie się boję, co będzie po utracie tej ostatniej osoby, na której w dodatku zależy mi bardziej niż na kimkolwiek innym.
Wielokropek, dziękuję za taki otrzeźwiający post. Chyba tego mi trzeba. Wszystkie Twoje rady wezmę sobie głęboko do serca.

25,744 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2015-09-24 14:07:41)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Co złego jest w pustce?
Dlaczego pustka ma Tobie towarzyszyć?
Dlaczego chcesz ją zapełnić drugą osobą? Przecież to pewny przepis na stworzenie toksycznego związku (każdego, nie tylko damsko-męskiego).
Dlaczego uciekasz przed sobą samą?

Poniższy cytat, którego dzisiaj już w jednym z wątków użyłam, pasuje i do Twej sytuacji:

Irvin Yalom w książce "Kat miłości" napisał/a:

(...) Pierwszym krokiem w każdej zmianie jest przyjęcie odpowiedzialności za swoje życie. Jak bowiem możemy je zmieniać, jeśli w ogóle nie czujemy się za nie odpowiedzialni? (...)


Przeczytałam Twój post w innym wątku.
Znamiennym jest to zdanie:

(...) Też potrzebuję całkowitego odcięcia, ale jeszcze nie wiem czy dam radę to zrobić. (...)

Mam dla Ciebie złą wiadomość. wink
Wszystko zależy od Ciebie.
Jeśli nie będziesz zdeterminowaną, szukać będziesz (i znajdziesz) uzasadnienia dla pozostawania w tym związku. Mało tego, gdy niczego w swym myśleniu o sobie, o związku, o relacjach w związku nie zmienisz, to w każdym związku (jeśli z obecnego faktycznie zrezygnujesz) będziesz bluszczem.

25,745

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

agata, a mnie nasunęła się pewna myśl - piszesz, że był wrażliwym, romantycznym facetem, że pracował tak ciężko, aż wylądował w szpitalu, a teraz stał się zimnym draniem, jednak w nocy jest taki jak dawniej. Wiesz co ja bym winiła? Pracę. Być może musi być twardy, żeby sobie z tymi wszystkimi obowiązkami poradzić. Spójrz na to z tej strony. Myślę, że nie wszystko stracone, jakaś naprawdę szczera rozmowa by się przydała, spróbuj.

25,746

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Zbytdelikatna, masz oczywiście rację, praca jest tutaj winowajczynią bez dwóch zdań, i niektórzy mogliby pomyśleć że wyolbrzymiam mój problem bo to "tylko" praca. Ale jestem przerażona za każdym razem widząc co się z nim stało, np. sytuacja sprzed 5 minut, kiedy wpadł do pokoju, ucałował mnie, powiedział że przeprasza "że muszę tak sama siedzieć w pokoju, ale musi pracować i próbował mnie ostrzec że tak będzie zanim jeszcze przyjechałam", a potem wyciągnął z szuflady swoją kasetkę na pieniądze i zaczął je liczyć z taką szczęśliwą miną i błogim uśmiechem jakby to były co najmniej... no sama nie wiem, nie mam porównania. Potem zwykle się przytula, bierze laptopa i sprawdza saldo swojego konta. A potem znowu mnie całuje i leci czym prędzej skontrolować sytuację w całym hotelu jak gdyby miał się zawalić jak on nie będzie w pracy przez pół godziny. I telefon służbowy. Dzwoni dosłownie co 5 minut, więc każda próba rozmowy kończy się przerwaniem w połowie zdania i jego tekstem "Agusia, zaraz wracam", który doprowadza mnie po prostu do szału, bo to "zaraz" to czasem parę godzin.
Pracoholizm to choroba i jest tak samo straszna jak alkoholizm czy narkomania. Czuję się dosłownie jak współuzależniona. Nie wiem czy mam jakiekolwiek szanse z jego nową miłością - pracą. Dlatego przygotowuję się na najgorsze. I boje się tego najgorszego. A to że są te króciutkie chwile kiedy on się staje moim dawnym kochanym cudownym chłopakiem wcale mi nie pomaga.

25,747 Ostatnio edytowany przez 80Kasia80 (2015-10-19 15:23:55)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Weszłam tu i trudno mi się sprecyzować. Bo miałam i miewam strasznie niskie poczucie wartości. Pracuję nad tym. W chwilach dołów wydaje mi się, że za brzydka, bo zmarszczki, bo gdzieś tam cellulit. Bo tu za dużo, a tu za mało. Nie jest tak codziennie, staram się nie być już tak wymagająca względem siebie, jednak jak przyjdzie etap zdołowania to tak myślę... Ale mam i dni, kiedy myślę - jesteś fajna taka jaka jesteś! Właśnie taka!  Ogólnie w towarzystwie uchodzę za bardzo atrakcyjną, mam za sobą mikro karierę modelki... Mój mąż jest opanowany, a równocześnie pozytywnie kopnięty, zawsze dotrzymywał słowa, pracowity, troskliwy. Zawsze był i jest pomocny w kwestiach formalnych, finansowych, wspierał, kiedy przeżywałam rozterki związane z rodziną, karierą. Zrobił pyszną herbatę, kupił coś smacznego, zrobił jakiegoś psikusa, przytulił. Bywa jednak zamknięty w sobie, nie wykrzykuje codziennie wielu słów uwielbienia. Byliśmy kumplami, przyjaciółmi, kochankami. W chwilach słabości czułam jednak wewnętrzny głód słów, które dadzą mi poczucie, że jestem najlepsza, najładniejsza, najfajniejsza... Podświadomie w słabszych momentach czegoś mi brakowało. Kilka razy w naszym 13 letnim związku zdarzyły się jakieś awantury i szarpaniny, padły mocniejsze słowa, jednak tak jak piszę - zdarzyło się to kilka razy w sytuacjach ogromnego przeciążenia stresem i padało to z obu stron.  Na co dzień staraliśmy się rozwiązywać wszystkie problemy po partnersku. Po urodzeniu się naszego dzieciaka, i przeciążeniu obowiązkami, braku wsparcia ze strony rodziny i nałożeniu się wielu problemów, między nami zaczęło się psuć. W pracy cały czas chciałam robić więcej i więcej - bo muszę się wykazać. W domu od męża za mało słów, które potwierdzą, że jestem naprawdę kochana i wspaniała. Wciąż coś robić, pędzić, być idealną matką, idealną pracownicą, idealną żoną... Mój mąż często powtarzał: zwolnij Kasia, odpuść sobie, wyluzuj, nie musisz wszystkiego tak idealnie zrobić... A ja nie słuchałam... On mnie akceptował bez tych wszystkich rzeczy, a ja niestety wciąż byłam niezadowolona z siebie, z mojej wydajności... I przestałam zauważać Jego... W głowie miałam słowa ojca. Że matka nie gotowała, nie prasowała, nie była pracowita...Aż zaczęło brakować sił... I czułam, że ponoszę klęskę... Że jestem beznadziejna... Że do d... Oddaliłam się od męża, stałam opryskliwa, niemiła, zimna. Żeby się odsunąć... Żeby nie być pierwsza odrzucona? Długo nie zauważałam Jego gestów miłości, czynów świadczących o niej... Mój mąż zawsze o mnie dbał. Wydaje mi się, że podświadomie prowokowałam niszczycielskie sytuacje. W strachu mówiłam, że mi na Nim nie zależy, że powinniśmy się rozwieść. Nie mówiłam o tym, co naprawdę czuję, że się boję, że nadal kocham, tylko czuję, że nasza więź się rozpada. Zamiast mówić co tak naprawdę czuję, mówiłam coś przeciwnego - chcąc wywołać w Nim silne emocje. Bywało, że stosowałam szantaż emocjonalny...Niestety, ponad 3 miesiące temu odkryłam Jego romans - historia opisana w moim temacie... Teraz walczymy o siebie. Szukam siebie, próbuję walczyć, naprawiać to co spierniczyłam. Czytam "Kobiety, które kochają za bardzo". Mój mąż nie jest narkomanem, alkoholikiem ( chociaż ostatnio wypija codziennie 2 piwka wieczorem ), nie używa przemocy, nie krzyczy na mnie, nie poniża. . Teraz przestałam patrzeć tylko na siebie, na swoje potrzeby i zauważać, że On też chce usłyszeć miłe słowo, czy być obdarzony czułym gestem... Kiedyś o Niego dbałam... Obecnie staram się nad sobą pracować, wzmocnić swoje poczucie wartości, doceniać to co On robi, jednak poczucie krzywdy, którą mi wyrządził sprawia, że czasem strach jest silniejszy. Chodzę na terapię. Chcę o siebie zadbać. Nie wiem, czy ocalę nasz związek, do jakich dojdę wniosków. Bardzo Go kocham i wiem, że tak naprawdę jest wspaniałym mężem i długo dawał z siebie bardzo wiele... Ogólnie boję się niewiadomej. Zaufać po takim zawodzie jest strasznie trudno. Dbamy o siebie, jesteśmy troskliwi. Z tyłu głowy siedzi mi jednak myśl, że w nas zaczął wątpić. Z drugiej strony racjonalne tłumaczenie w mojej kapucynie powtarza - nie dało się trwać w takim związku, musiało się coś wydarzyć. Albo stworzymy jego nową jakość, albo dojdę do wniosku, że dalej idę sama. Na chwilę obecną walczymy razem. Myślę, że mi jest dużo trudniej - ze względu na ten smutny bagaż doświadczeń, opuszczenie przez rodzinę, niskie poczucie własnej wartości nad którym pracuję, no i brak wiedzy co On tak naprawdę myśli. Bo po takich kłamstwach trudno zaufać na nowo... Czy jestem kobietą, która kocha za bardzo? Na pewno coś z tego syndromu w sobie mam. Wciąż przeglądałam się w oczach innych ludzi. Wciąż porównywałam do innych. Wciąż patrzałam na to, jak zadowolić partnera. Tyle tylko, że nie słuchając Go... Bo mój mąż nie jest wymagający... Wielokrotnie powtarzał odpuść, zwolnij, wypocznij, nie musisz tego robić... A ja nie słuchałam. Słuchałam tej presji w mojej głowie. Co muszę zrobić, aby być idealna, co mój ojciec powtarzał matce... Moja mama zawsze była oziębła, nie pamiętam przytulania , słów "Kocham Cię", spędzania razem czasu... Tata głównie w pracy, wymagający, kontrolujący. Siostra zawistna. Kiedy rodzice się rozwiedli ojciec uwiesił się na mnie z problemami. Co prawda nie byłam dzieciakiem, miałam 21/22 lata, ale to ja stałam się jego opiekunem... W podstawówce byłam brzydkim dzieckiem, zamkniętym w sobie... Pierwszy prawdziwy chłopak okazał się być niezrównoważony... Nękał psychicznie, doszło do rękoczynów. Odeszłam. Kolejny facet był niezmiernie ciepły, ale czegoś mi brakowało i po 3 latach Go opuściłam dla mojego męża.

Staram się nie dać zjeść tym negatywnym emocjom. Iść do przodu wyznaczoną ścieżką. Wrócić do pozytywnej, uśmiechniętej Ja. Pozbyć się tego plecaka pełnego niepotrzebnych kamieni, które częściowo sama do niego napakowałam... Wierzyć, że dam radę...

25,748

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Witam ja jestem tu nowa jak zacząć jak się uwolnić od tego?Przeczytałam już książkę i wiem,że tak zemną tak jest.Mam dziecko jeszcze do tego i jestem od dziś sama niby.

25,749

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Rozejrzyj się wokół, by zobaczyć, że Twój (chyba) eks nie jest całym światem, że życie poza nim istnieje.

Przypomnij sobie, co lubisz robić, co Ciebie bawi i... rób to. Zacznij (i nie przestawaj) zauważać swe zalety i cenić siebie.

Zauważ, że umiesz stać na własnych nogach i nie potrzebujesz do życia żadnej podpórki.

Przypomnij sobie znaczenie słów 'godność' i 'szacunek'.

Wiedz, że to co inni mówią o Tobie jest ich opinią na Twój temat, nie zaś prawdą objawioną.

25,750

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Witam wszystkie forumowiczki. Napisałam, ponieważ CHCĘ sobie pomóc i jest mi ciężko, a robię bardzo dużo. Przeczytałam już "Kobiety, które kochają a bardzo". Uczestniczę od ponad miesiąca w terapii DDA i biorę antydepresanty, a mimo to jest mi ciężko. Mój pierwszy związek, który zakończył się małżeństwem był bardzo toksyczny. Miałam 17 lat jak się poznaliśmy. W wieku moich 20 lat, jego 24, on namówił mnie na dziecko. Kochałam go i zgodziłam się. Kiedy zaszłam w ciążę powiedział "Przepraszam cię za tę wpadkę". Co mi zafundował?
- opowiadał jak to robił z innymi kobietami z pikantnymi wstawkami,
- raz mnie kopnął, raz spoliczkował,
- żerował na mnie finansowo (ciągle),
- ukradł moją kartę do bankomatu i nie przyznał się do tego,
- jak byłam w ciąży i już o mały włos chciałam zerwać zaręczyny, to przyszedł do mnie ze strzykawką i powiedział, że wstrzyknie środek poronny (miała to być terapia szokowa, ponieważ według niego byłam niezrównoważona),
- kilkukrotnie uszkodził mój samochód, który dostałam od rodziców i nie raczył naprawić uszkodzeń,
- mówił do mnie, że mam zadatki na prostytutkę,
- był o mnie chorobliwie zazdrosny,
- co najmniej kilka razy okłamał mnie, to tylko namiastka tego co znosiłam. Ślub wzięliśmy jak ja miałam lat 20, on 24. Zaraz po ślubie urodziło się dziecko. W opiece nad małym pomagali mi głównie teściowie, finansowo równie. Jako, że eks mężuś był leniwy, to finansowo też było wspomaganie ze strony dziadków. Nie wytrzymałam, wyprowadziłam się do moich rodziców. Żyliśmy w około 8 miesięcznej separacji. Złożyłam pozew o rozwód i alimenty. Nie chciałam orzekania o winie. chciałam mieć to wszystko a sobą.
W międzyczasie poznałam faceta i zaczęłam wierzyć, że teraz to los się odmieni i stworzę normalną rodzinę. Trochę dziwne było dla mnie to, że młody zdolny chłopak zadecydował o tym, że nie skończy technikum. Uargumentował to stresem. Druga lampka ostrzegawcza - dom rodzinny - bardzo duża bieda. Mój nowy partner szybko wprowadził się do mnie. Od początku były między nami zgrzyty. Naciskałam na to aby troszkę się rozwijał, bo pracował głównie na czarno. Związek był bardzo burzliwy, też przeze mnie bo po małżeństwie miałam ogromną traumę i powiedziałam mu o tym. Miałam ogromne problemy z zaufaniem i ten paniczny lęk przed zaangażowaniem. Ciągle płakałam ze strachu, ale jednocześnie chciałam spróbować. O co się kłóciliśmy głównie o wychowywanie mojego synka, niestety w związku z tym, że wychowywałam w domu gdzie była przemoc, nawet mały krzyk na mojego syna powodował, że cała się trzęsłam. Drugą płaszczyzną naszych sporów  był właśnie jego rozwój. Chciałam aby skończył szkołę i znalazł dobrą pracę na miejscu. Rozstaliśmy się po tym jak dowiedziałam się, że z kolegą pojechali na piwo do agencji towarzyskiej. Twierdził, że nigdy w życiu by mnie nie zdradził. Zrobiłam mu za to dziką awanturę, a on się wkurzył i powiedział do mnie "szmato". Kazałam mu się wynosić i tak się stało. Po jakimś czasie zaczął pisać i wróciliśmy do siebie. Po powrocie zaczęłam czuć się samotna. Brakowało mi rozmów i poświęcenia czasu. W dodatku ciągle miałam wrażenie, że jest zbyt surowy dla synka, pomimo, że spędzali razem bardzo dużo czasu. Pewnego dnia pękłam i stwierdziłam, że nie potrafię tak, nie czuję się kochana. Zerwałam. Znów chciał wrócić po pół roku i wrócił. Mój tato załatwił mu robotę a granicą i zarabiał na polskie przez 1 rok około 5000 a przez drugi około 7000. Zaoszczędził jedynie około 14.000. Nie wiedziałam co się działo z kasą. Ciągle miałam o to pretensje. Zaczęłam wyżywać się i wkurzać na wszystko. Zachowywałam się irracjonalnie, czasami bardzo agresywnie. Nie poznawałam siebie i nienawidziłam za te zachowanie. 1,5 miesiąca temu rozstaliśmy się, bo jak powiedział cos się między nami wypaliło. Wyglądał strasznie, a ja nie wiedziałam co robić. Czułam się coraz gorzej. Potem okazał się, że w pracy za granicą umawiał się  inną dziewczyną. Twierdził, że nie zdradził i że rozstaliśmy się nie z powodu tej dziewczyny. Nie mogę się pozbierać. Czuję się jak wrak człowieka.
Nie chcę żadnej litości. Chciałabym jedynie prosić o wsparcie, bo czuję się totalnie bezwartościowa, mimo że on nigdy nie powiedział mi, że jestem brzydka. Zapomniałam zaznaczyć, że kiedyś jeszcze widziałam jak napisał do koleżanki "jaki ja byłem głupi, że nie chciałem wtedy z tobą być" a był wtedy ze mną.
Dziewczyny jestem 1,5 miesiąca po rozstaniu, ciężko mi jak cholera, bo ten mój drugi partner miał jednocześnie wiele pięknych cech.
Jak pójść do przodu? Czy są tu dziewczyny którym się udało?

25,751

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Jak pójść do przodu? Przeczytaj mój poprzedni post smile a później cały ten wątek, w nim jest mnóstwo przykładów na uporanie się z psychopatycznymi, agresywnymi TŻ.

25,752

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Problem polega tylko na tym, że "kochanie za bardzo", to rodzaj uzależnienia. Ciągnie nas do tych facetów jak muchy do lepu. Przykre, ale prawdziwe. Tutaj podobno najważniejszy jest czas, ale to wymaga dużo siły. Stąd postanowiłam, że im więcej źródeł pomocy tym lepiej.

25,753

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Najważniejszy jest czas? Odpowiem przypowieścią:

Uczeń zapytał Mistrza:
- Czy długo trzeba oczekiwać zmiany na lepsze?
Mistrz odpowiedział:
- Jeśli chcesz oczekiwać - to długo.

25,754

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Przyznam szczerze, że zaczęłam praktykować ćwiczenia oddechowe. Pomagają koncentrować się na TU i TERAZ. Generalnie biorę się za siebie i obiecuję, że jak w pełni stanę na nogi, będę pomagała innym dziewczynom. Dziękuję Wielokropku smile

25,755

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

smile

Zobacz, że stoisz na nogach. smile Bardziej nie możesz (ani Ty, ani nikt inny, bo albo się stoi na nogach, albo nie).

25,756

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Tak, ale każdy sms od byłego, dzisiaj na przykład napisał do mnie, powoduje, że świat zaczyna się walić. Może źle to ujęłam. Chyba bardziej chodzi mi o taką życiową mądrość i nie poddawanie się destrukcyjnym schematom.

25,757

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

i się doczekałam. kochałam za bardzo a on po ponad 4 latach związku okazał się gejem

25,758

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
blondibraz napisał/a:

i się doczekałam. kochałam za bardzo a on po ponad 4 latach związku okazał się gejem

Hmmm, i przez te 4 lata żadnych sygnałów, że coś nie tak? Jak się objawiało twoje kochanie za bardzo?

25,759

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Dołączam.. historia długa i skomplikowana.. jedno jest pewne oboje kochaliśmy za bardzo ale nadszedł czas kiedy oboje mieliśmy dość - ja niedomówień on zazdrości.. której nie chciał zrozumiec..  to cudowny czlowiek.. dal mi tyle ciepla.. i dlatego tak cięzko jest iść dalej..

25,760

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Basia38 napisał/a:

Dołączam.. historia długa i skomplikowana.. jedno jest pewne oboje kochaliśmy za bardzo ale nadszedł czas kiedy oboje mieliśmy dość - ja niedomówień on zazdrości.. której nie chciał zrozumiec..  to cudowny czlowiek.. dal mi tyle ciepla.. i dlatego tak cięzko jest iść dalej..

                             Basia38 jak ddługo jesteście po rozstaniu? Bardzo ci współczuję,  bo mój tez jest cudownym człowiekiem,  wiem jak trudno jest iść do przodu. Ja żyję teraz dla syna.

25,761

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Witam wszystkich! Czytałam już wpisy z tego tematu dwa lata temu. Też jestem kochającą za bardzo. Reprezentuje wzorzec zauroczeń i fantazjowania. Po prostu zawsze "zakochuję się" w ludziach niedostępnych, takich którzy mnie nie chcą. Odkąd pamiętam byłam w kimś skrycie zakochana i bardzo cierpiałam z tego powodu, tak mocno jakby to było na prawdę.
Dwa lata temu leczyłam się z mojego pierwszego, nieudanego związku z zamkniętym w sobie, niedostępnym i skrzywdzonym chłopakiem. Od początku było źle, potem już tylko gorzej. Związek szczęśliwie się zakończył, mój ból trwał jeszcze przez kolejne pół roku, zmieniłam otoczenie i znowu się zakochałam.
Tym razem spodobał mi się chłopak, którego dość często widywałam- studiowaliśmy na tej samej uczelni. Uśmiechaliśmy się do siebie, wpadaliśmy w różnych dziwnych miejscach, nie mieliśmy okazji pogadać. Pewnego dnia spotkaliśmy się na imprezie. Niestety nie zrobiłam dobrego wrażenia. Okazało się, ze ten chłopak i tak miał już dziewczynę, z którą szybko zerwał. Próbowałam go bliżej poznać, ale on był raczej nastawiony do mnie niechętnie. Romansował pod moim nosem z nasza wspólną koleżanką, podczas gdy mi pękało serce. Zachowywał się niejednoznacznie np. gapił się na mnie, ale nie próbował rozmawiać, czy nawiązać bliższego kontaktu.
Nie widziałam go później przez pół roku, w międzyczasie poznałam innego chłopaka. Postanowiłam dać nam szanse- jesteśmy razem do dzisiaj. Po pół roku pojawił się znowu chłopak, którego byłam "cichą wielbicielką"- razem studiowaliśmy i odkryłam, że nadal coś do niego czuję. On oczywiście nie próbował nawiązywać ze mną żadnego kontaktu i po prostu zachowywał się tak jakby mnie wcześniej nie znał. Totalny zlew... Na moich oczach zaczął kręcić z inną dziewczyną. Przeżywałam straszny ból i odrzucenie. Wielokrotnie zastanawiałam się co jest ze mną nie tak? Dlaczego mu się nie podobam? Teraz jestem za granicą, pół roku go już nie widziałam i nadal o nim myślę... Przy czym jesem też w realnym związku z moim chłopakiem, którego kocham inną miłością... może tą prawdziwą?

25,762

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
ISofiaa napisał/a:

Witam wszystkich! Czytałam już wpisy z tego tematu dwa lata temu. Też jestem kochającą za bardzo. Reprezentuje wzorzec zauroczeń i fantazjowania. Po prostu zawsze "zakochuję się" w ludziach niedostępnych, takich którzy mnie nie chcą. Odkąd pamiętam byłam w kimś skrycie zakochana i bardzo cierpiałam z tego powodu, tak mocno jakby to było na prawdę.
Dwa lata temu leczyłam się z mojego pierwszego, nieudanego związku z zamkniętym w sobie, niedostępnym i skrzywdzonym chłopakiem. Od początku było źle, potem już tylko gorzej. Związek szczęśliwie się zakończył, mój ból trwał jeszcze przez kolejne pół roku, zmieniłam otoczenie i znowu się zakochałam.
Tym razem spodobał mi się chłopak, którego dość często widywałam- studiowaliśmy na tej samej uczelni. Uśmiechaliśmy się do siebie, wpadaliśmy w różnych dziwnych miejscach, nie mieliśmy okazji pogadać. Pewnego dnia spotkaliśmy się na imprezie. Niestety nie zrobiłam dobrego wrażenia. Okazało się, ze ten chłopak i tak miał już dziewczynę, z którą szybko zerwał. Próbowałam go bliżej poznać, ale on był raczej nastawiony do mnie niechętnie. Romansował pod moim nosem z nasza wspólną koleżanką, podczas gdy mi pękało serce. Zachowywał się niejednoznacznie np. gapił się na mnie, ale nie próbował rozmawiać, czy nawiązać bliższego kontaktu.
Nie widziałam go później przez pół roku, w międzyczasie poznałam innego chłopaka. Postanowiłam dać nam szanse- jesteśmy razem do dzisiaj. Po pół roku pojawił się znowu chłopak, którego byłam "cichą wielbicielką"- razem studiowaliśmy i odkryłam, że nadal coś do niego czuję. On oczywiście nie próbował nawiązywać ze mną żadnego kontaktu i po prostu zachowywał się tak jakby mnie wcześniej nie znał. Totalny zlew... Na moich oczach zaczął kręcić z inną dziewczyną. Przeżywałam straszny ból i odrzucenie. Wielokrotnie zastanawiałam się co jest ze mną nie tak? Dlaczego mu się nie podobam? Teraz jestem za granicą, pół roku go już nie widziałam i nadal o nim myślę... Przy czym jesem też w realnym związku z moim chłopakiem, którego kocham inną miłością... może tą prawdziwą?

ISofiaa - z tego co napisałaś wynika, że problem jest Ci znany od co najmniej dwóch lat. Czy podejmowałaś w tym czasie jakieś działania zmierzające do pracy nad sobą?
Jeśli chodzi o miłość do obecnego chłopaka, to ważne jest to jakie są wasze relacje. KKZB często przyciągają pewien określony typ mężczyzn. Jeśli trafiłaś do dojrzałego faceta, to chyba już pierwszy krok ku wyzdrowieniu.
Prawdziwa miłość według mnie jest wolnym wyborem. To ja decyduję, że chcę kochać tę konkretną osobę i biorę pod uwagę, że mogą spotkać nas różne trudności (w tym nieplanowane zauroczenia). Oczywiście piszę o miłości odwzajemnionej, czyli takiej, w której dwie osoby deklarują wybór kochania siebie. Podobno człowiek w swoim życiu może zakochać się bardzo wiele razy, a więc właśnie dlatego zakochanie nie ma nic wspólnego z miłością.
Myślę, że warto to przemyśleć. I jeszcze jedno. Sama tego nigdy nie doświadczyłam, ale podobno w tej prawdziwej miłości jest dużo spokoju, poczucia bezpieczeństwa, radości, cierpliwości, zaangażowania, empatii. Jeżeli taki jest twój obecny związek, to warto abyś podjęła wybór, czy chcesz kochać tego właśnie faceta.

25,763

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Czy ktoś tu jeszcze zagląda Jestem 3 miesiące po rozstaniu i nie daję sobie rady. Właśnie skończyłam kilkumiesięczną terapię u psychologa. Nie mogę poradzić sobie z tym że jestem sama. Chyba oszaleję  szczerze nienawidzę siebie. Co robić?
I żeby nie było - nie jestem bierna - działam!

25,764

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Na czym polega różnica między poradzeniem sobie a nieporadzeniem z tym, że jesteś sama? I skąd ta nienawiść do siebie mimo terapii?

25,765

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Wielokropek napisał/a:

Na czym polega różnica między poradzeniem sobie a nieporadzeniem z tym, że jesteś sama? I skąd ta nienawiść do siebie mimo terapii?

Dziękuję Wielokropku za odpowiedź. Mój terapeuta stwierdził, że jestem bardzo silną kobietą - bo tak wyglądam. Dobrze radzę sobie jako matka i pracownik. Jeżeli chodzi o związki natomiast to tak jakbym stawała się kimś zupełnie innym.
Nie radzenie sobie polega na tym, że są stany tak głębokiej rozpaczy, ze płaczę, błąkam się z kata w kąt i czuję się podle, bo nie opuszcza mnie silne przekonanie, że kocham za mało. O ile tuz po rozstaniu jako tako dawałam sobie radę, o tyle teraz mam wrażenie, że się uwsteczniam, bo zaczęłam wpadać w stany strasznego smutku do tego stopnia, że nie chce mi się żyć i biorę leki uspokajające. Na zewnątrz sprawiam wrażenie za to kogoś zupełnie innego, bo dbam o dom, dziecko, zwierzaka, dużo czytam. Jednak stan umysłu to bagno. Tak jest teraz.
W moich poprzednich związkach jak tylko pomyślałam coś złego na temat partnera, to czułam się bardzo podle, czułam nienawiść do siebie. Wniosek jest taki, że jak byłam w związku to też się strasznie męczyłam - bo w każdej prawie ze minucie analizowałam. To bardzo wykańczające. Wyglądało to tak, że siedziałam z moim kochanym i zamiast ponieść się chwili analizowałam jego głos, jak jest ubrany, co powiedział, jakim tonem - najczęściej dokonywałam złej oceny i autentycznie nienawidziłam siebie za to.
Czasami mam wrażenie, że jestem jakaś zaburzona pod względem uczuć. Tak bardzo pragnę spokoju, a go nie mam.

25,766 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2016-02-06 13:09:53)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

To, że jesteś silną kobietą nie znaczy, że nie przeżywasz różnych trudnych uczuć. smile
Twoja rozpacz jest sposobem poradzenia sobie. Trzeba, moim zdaniem, dać ujście różnym nieprzyjemnym uczuciom, a nie udawać, że ich się nie przeżywa. Im głębiej je ukrywamy, tym bardziej, po jakimś czasie, znajdują ujście. Jest Ci smutno, nie broń się przed tym. Płacz, jeśli przynosi Ci ulgę. Płacz, ale nie twórz czarnych scenariuszy z sobą w roli głównej. Odpłacz, pozwól sobie na żałobę po wszystkich zawiedzionych marzeniach.

Kochasz za mało? Czym owo kochanie mierzysz?

Wszystko analizujesz? Po co? Czy aby celem tej analizy jest utwierdzenie się, że nic nie wystaje spoza sztywnych ram, które na różny użytek sobie stworzyłaś? Skoro nie lubisz czegoś robić, skoro ta rzecz jest szkodliwa dla Ciebie, to zrezygnuj z niej.

Pragniesz spokoju. Cóż, jest to jedna z rzeczy, której nie można kupić. Chcesz spokoju, to stań się spokojną.

25,767

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Wielokropek napisał/a:

To, że jesteś silną kobietą nie znaczy, że nie przeżywasz różnych trudnych uczuć. smile
Twoja rozpacz jest sposobem poradzenia sobie. Trzeba, moim zdaniem, dać ujście różnym nieprzyjemnym uczuciom, a nie udawać, że ich się nie przeżywa. Im głębiej je ukrywamy, tym bardziej, po jakimś czasie, znajdują ujście. Jest Ci smutno, nie broń się przed tym. Płacz, jeśli przynosi Ci ulgę. Płacz, ale nie twórz czarnych scenariuszy z sobą w roli głównej. Odpłacz, pozwól sobie na żałobę po wszystkich zawiedzionych marzeniach.

Kochasz za mało? Czym owo kochanie mierzysz?

Wszystko analizujesz? Po co? Czy aby celem tej analizy jest utwierdzenie się, że nic nie wystaje spoza sztywnych ram, które na różny użytek sobie stworzyłaś? Skoro nie lubisz czegoś robić, skoro ta rzecz jest szkodliwa dla Ciebie, to zrezygnuj z niej.

Pragniesz spokoju. Cóż, jest to jedna z rzeczy, której nie można kupić. Chcesz spokoju, to stań się spokojną.

Ja bardzo pragnę wyjść z TEGO, ale nie jest to łatwe. Gdyby było łatwe nigdy nie powstałaby taka grupa na tym forum. Jestem osobą wierzącą i nie rozumiem - dlaczego tak jest, nigdy nie chciałam eksperymentować z facetami, a życie mnie do tego zmusza.
To co mnie boli to to, że straciłam nadzieję - po raz pierwszy w życiu. To mnie martwi, bo zawsze uważałam, że nadzieja musi być w życiu.

25,768 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2016-02-07 11:07:51)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Czy gdziekolwiek napisałam, że to łatwe działanie? Tylko Twoje zdanie, podobnie jak i wszystkich w ten sposób wypowiadających się, jest usprawiedliwieniem własnego zastoju i trwania w bezruchu. Powtarzanie sobie, że to coś, czego pragniesz nie jest łatwe znakomitej większości osób podcina skrzydła i demobilizuje. Zamiast zastanawiać się nad tym, czy jest łatwe czy nie, zamiast powtarzać sobie 'to nie jest łatwe', lepiej jest zająć się znalezieniem odpowiedzi na pytanie "co mam zrobić, by z TEGO (cokolwiek pod to słowo podłożysz) wyjść?". Na czym polega różnica? To pierwsze zachowanie, jak wyżej napisałam, demobilizuje, dzięki drugiemu zaczynasz myśleć nad działaniem. Niby niewielka różnica. Niby.

Twierdzisz, że straciłaś nadzieję. Dla mnie oznacza to jedno: poddanie się i zgodę na życie, jakie prowadzisz, a które wedle Twych słów nie odpowiada Tobie. A gdybyś tak zajrzała w siebie i doszukała się innych, oprócz zniechęcenia i rozpaczy, uczuć? Może znalazłabyś złość (to bardzo energetyczne i zmuszające do działania uczucie), może znalazłabyś strach (strach, że tak funkcjonować będziesz do końca życia)? I wówczas, zamiast zajmować się narzekaniem na to, że jesteś złą i się boisz, skorzystać z siły tych uczuć i wykorzystać je do uczynienia swego życia takim jakim tego chcesz?





Edycja:
Przed chwilą zobaczyłam te Twoje słowa w innym wątku:

(...) Na dzień dzisiejszy ja nie wiem jak sobie pomóc i pytam samego Boga dlaczego TAKA JESTEM - uzależniająca się  od dziwnych relacji. Jeśli ktoś da mi receptę jak z tego wyjść, to chwała mu za to. Dodam, że CHCĘ z tego wyjść. (...)

Okazuje się, że podczas terapii nie dotarłaś do przyczyn Twojego uzależniania się. Nie odpowiedziałaś sobie na najważniejsze pytanie "dlaczego wchodzę w rolę tzw. kochającej za bardzo"? Bez odpowiedzi na pytania dotyczące przyczyn, nie zrobisz kroku do przodu. I jeszcze jedno. Przy całym szacunku do Twej wiary, zasłanianie się Bogiem i brakiem odpowiedzi od niego, jest znowu postawą bierną. To nie Bóg ma dać Ci odpowiedź, to sama masz ją znaleźć, w sobie.

25,769

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Wielokropek napisał/a:

Czy gdziekolwiek napisałam, że to łatwe działanie? Tylko Twoje zdanie, podobnie jak i wszystkich w ten sposób wypowiadających się, jest usprawiedliwieniem własnego zastoju i trwania w bezruchu. Powtarzanie sobie, że to coś, czego pragniesz nie jest łatwe znakomitej większości osób podcina skrzydła i demobilizuje. Zamiast zastanawiać się nad tym, czy jest łatwe czy nie, zamiast powtarzać sobie 'to nie jest łatwe', lepiej jest zająć się znalezieniem odpowiedzi na pytanie "co mam zrobić, by z TEGO (cokolwiek pod to słowo podłożysz) wyjść?". Na czym polega różnica? To pierwsze zachowanie, jak wyżej napisałam, demobilizuje, dzięki drugiemu zaczynasz myśleć nad działaniem. Niby niewielka różnica. Niby.

Twierdzisz, że straciłaś nadzieję. Dla mnie oznacza to jedno: poddanie się i zgodę na życie, jakie prowadzisz, a które wedle Twych słów nie odpowiada Tobie. A gdybyś tak zajrzała w siebie i doszukała się innych, oprócz zniechęcenia i rozpaczy, uczuć? Może znalazłabyś złość (to bardzo energetyczne i zmuszające do działania uczucie), może znalazłabyś strach (strach, że tak funkcjonować będziesz do końca życia)? I wówczas, zamiast zajmować się narzekaniem na to, że jesteś złą i się boisz, skorzystać z siły tych uczuć i wykorzystać je do uczynienia swego życia takim jakim tego chcesz?

Wielokropku - nie wiem dlaczego, ale czuję ogromną złość - na siebie. Nie ma więc mowy o braku złości. Czuję się podle i chciałabym ukarać się za negatywne emocje. Boję się żyć tak jak chcę, bo mogę przy okazji skrzywdzić ludzi, a to dramat dla mnie. Wolę sama cierpieć niż krzywdzić innych. Przepraszam za te jęki, ale ból jest straszny. Mam takie zawroty głowy, że nie wiem co się dzieje.





Edycja:
Przed chwilą zobaczyłam te Twoje słowa w innym wątku:

(...) Na dzień dzisiejszy ja nie wiem jak sobie pomóc i pytam samego Boga dlaczego TAKA JESTEM - uzależniająca się  od dziwnych relacji. Jeśli ktoś da mi receptę jak z tego wyjść, to chwała mu za to. Dodam, że CHCĘ z tego wyjść. (...)

Okazuje się, że podczas terapii nie dotarłaś do przyczyn Twojego uzależniania się. Nie odpowiedziałaś sobie na najważniejsze pytanie "dlaczego wchodzę w rolę tzw. kochającej za bardzo"? Bez odpowiedzi na pytania dotyczące przyczyn, nie zrobisz kroku do przodu. I jeszcze jedno. Przy całym szacunku do Twej wiary, zasłanianie się Bogiem i brakiem odpowiedzi od niego, jest znowu postawą bierną. To nie Bóg ma dać Ci odpowiedź, to sama masz ją znaleźć, w sobie.

Sama się waham czy jestem kochająca za bardzo. Zastanawiam się czy umiem kochać. Wielokropku - ludzie zazwyczaj jak wyjdą z piekłą, to nie mówią o tym. Obiecuję, że jak wyjdę z tej matni, to napiszę o tym. TUTAJ na tym forum. Na razie towarzyszą mi takie uczucia jakbym miała zwariować. Czasem mam wrażenie, że lepiej by mi było jakby mnie gdzieś zamknęli - w jakimś szpitalu.

25,770

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Naprawdę tak istotną dla Ciebie sprawą jest doklejenie etykietki? Co ona zmieni w Twym życiu, jak wpłynie na Twe decyzje?

Tak. Pobyt w szpitalu ogranicza podejmowanie własnych niezależnych decyzji. W oczach niektórych uznanie ich za osoby chore zwalnia od jakiegokolwiek działania i odpowiedzialności za nie. Szpitale są dla ludzi, idą do nich dobrowolnie, by wyleczyć się, zamykani są tylko (i to na skutek wyroku sądu) ludzie niebezpieczni, zagrażający sobie i/lub innym.

Dlaczego zależy Ci na byciu bierną?

25,771

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Wielokropek napisał/a:

Naprawdę tak istotną dla Ciebie sprawą jest doklejenie etykietki? Co ona zmieni w Twym życiu, jak wpłynie na Twe decyzje?

Tak. Pobyt w szpitalu ogranicza podejmowanie własnych niezależnych decyzji. W oczach niektórych uznanie ich za osoby chore zwalnia od jakiegokolwiek działania i odpowiedzialności za nie. Szpitale są dla ludzi, idą do nich dobrowolnie, by wyleczyć się, zamykani są tylko (i to na skutek wyroku sądu) ludzie niebezpieczni, zagrażający sobie i/lub innym.

Dlaczego zależy Ci na byciu bierną?

Wielokropku, bo się może boję? Niedawno dowiedziałam się że Marylin Monroe była kobietą uzależnioną od miłości. Ta, która mogła mieć każdego!!!
Serce mi pęka jak słyszę takie historie.
Ja Wielokropku zostałam porzucona i czuję się winna, ze to moja wina , bo byłam depresyjna i niezrównoważona. Czy dlatego nie miałam szansy na miłość? Czy tylko zdrowy człowiek zasługuje na uczucie?
Tak jak napisałam jak tylko będę wiedziała co jest problemem, napiszę o tym. Tylko, że ja nie wiem. Co mam zrobić aby się dowiedzieć? Jedynie szukać odpowiedzi. Jak ją poznam będę szczęśliwa. A jeżeli rzeczywiście jestem kobietą uzależnioną od miłości, to przechodzę właśnie abstynencję. Tak jak u alkoholika może pojawić się wszystko - włącznie z myślami samobójczymi, które miałam jak kiedyś mój związek był w rozsypce. Chyba to trzeba przeżyć żeby zrozumieć.

25,772

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Boisz się? Strach jest takim samym uczuciem, jak każde inne. Ważnym jest uświadomienie sobie swoich uczuć, ale także stwierdzenie tego, co pod ich wpływem robisz. Nie znam osób, które niczego się nie boją, są jednak dwie grupy osób: jedne ulegając owemu strachowi, stają się bierne, inne mimo strachu działają.

Czujesz się winną porzucenia. Owo poczucie winy, jeśli na nim się skoncentruje, pozwala taplać się w nieszczęściu i nie widzieć wyjścia z sytuacji. Znam to, wbrew pozorom, to bardzo wygodna pozycja, co prawda bajorko śmierdzi, ale jest znajome i na nie można przerzucać odpowiedzialność za swoje życie, bo przecież nikt (poza tak bezczelnymi jak ja) nie powie 'kobieto, rusz się, jesteś w stanie wyjść z tego'. A Ty, sądząc po ostatnim Twym zdaniu, oczekujesz własnie użalania się nad Tobą. Ode mnie tego nie dostaniesz, bo wiem, jak takie użalanie jest szkodliwe. Wiem też jak szkodliwym jest przejęcie/przerzucenie odpowiedzialności za/na kogoś.

25,773

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Wielokropku, ja jestem na tym forum po to żeby dać przykład innym dziewczynom, że z tego można wyjść. Nie jestem głupią kobietą. Zaczęłam pisać książkę. Serio. Jestem tu po to żeby udowodnić tym wszystkim dziewczynom, że można. Kiedy czytam wątki na tym forum typu - od 5 lat nie mogę zapomnieć o byłej miłości, to mam ochotę pomóc tym wszystkim ludziom. Mój psycholog powiedział mi, że problematyka miłości jest największym ludzkim wyzwaniem. Jestem tu po to  żeby pokazać innym, że można.
Sama Wielokropku napisałaś żeby nie blokować płaczu i emocji. Ja jestem przykładem DDA, w dzieciństwie musiałam zaciskać zęby kiedy ojciec bił matkę. Płakałam w kącie. Teraz to wszystko wychodzi w dorosłym życiu. Piszę tutaj żeby się "wyżyć". Widocznie jest mi to potrzebne. Absolutnie nie chcę litości, ale uwierz mi Wielokropku kiedy całe życie żyło się według niewłaściwych schematów, to trzeba wiele czasu aby to odkręcić.
Dziękuję ci bardzo, że masz w sobie chęci aby odpisywać. Chwała Ci za to, bo dziś nikt nie chce słuchać innych. Naprawdę dziękuję.
Chciałabym aby ten wątek odżył, bo wiem że jest wielu ludzi z problemami. Warto pomóc choćby jednej osobie. Sama jestem pracownikiem socjalnym i na co dzień pomagam ludziom. Taki paradoks.
Ten wątek musi żyć, bo to tak jak z alkoholikami, nawet jak spośród setki pomożesz jednemu, to i tak warto smile

25,774

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
oby_do_produ napisał/a:

Ja Wielokropku zostałam porzucona i czuję się winna, ze to moja wina , bo byłam depresyjna i niezrównoważona. Czy dlatego nie miałam szansy na miłość? Czy tylko zdrowy człowiek zasługuje na uczucie?

Pozwól, że włącze się do dyskusji.
Zostałaś porzucona i czujesz się winna, rozumiem to, bo ja też tak miałam. Przez długi czas nie umiałam mówić ani myśleć o niczym innym. Paradoksalnie, żalenie się na forach nie przynosiło mi nic poza chwilową ulgą, dopiero jak przestałam o tym mówić i pisać, mój stan się polepszył. Jednak nie uwazam za złe faktu, że potrzebowałam długo o przeżyciach związanych z porzuceniem mówić, bo to w jakiś sposób pozwoliło mi uporządkować swoje emocje.
Tak, śmiało mogę powiedzieć, że wina za jakość związku rozkłada się w jakimś stopniu, nie zawsze równym. Ale oprócz winy istnieje również odpowiedzialność za rozpad związku. Zastanów się, może czujesz się współwinna, ale przecież nie powinnaś czuć się odpowiedzialna. Może mylisz winę z odpowiedzialnością, tak jak ja myliłam długo te pojęcia. Odpowiedzialny partner dba o porozumienie w związku, skoro jak piszesz, byłaś depresyjna i niezrównoważona, Twój były partner powinien był stać za Tobą murem i wspierać Cię na drodze do znalezienia równowagi, a nie szukać łatwiejszej dla siebie drogi. Od tego właśnie ma się partnera - by był podporą w trudnych okresach życia, a nie tylko towarzyszem zabaw.

25,775

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Symbi napisał/a:
oby_do_produ napisał/a:

Ja Wielokropku zostałam porzucona i czuję się winna, ze to moja wina , bo byłam depresyjna i niezrównoważona. Czy dlatego nie miałam szansy na miłość? Czy tylko zdrowy człowiek zasługuje na uczucie?

Pozwól, że włącze się do dyskusji.
Zostałaś porzucona i czujesz się winna, rozumiem to, bo ja też tak miałam. Przez długi czas nie umiałam mówić ani myśleć o niczym innym. Paradoksalnie, żalenie się na forach nie przynosiło mi nic poza chwilową ulgą, dopiero jak przestałam o tym mówić i pisać, mój stan się polepszył. Jednak nie uwazam za złe faktu, że potrzebowałam długo o przeżyciach związanych z porzuceniem mówić, bo to w jakiś sposób pozwoliło mi uporządkować swoje emocje.
Tak, śmiało mogę powiedzieć, że wina za jakość związku rozkłada się w jakimś stopniu, nie zawsze równym. Ale oprócz winy istnieje również odpowiedzialność za rozpad związku. Zastanów się, może czujesz się współwinna, ale przecież nie powinnaś czuć się odpowiedzialna. Może mylisz winę z odpowiedzialnością, tak jak ja myliłam długo te pojęcia. Odpowiedzialny partner dba o porozumienie w związku, skoro jak piszesz, byłaś depresyjna i niezrównoważona, Twój były partner powinien był stać za Tobą murem i wspierać Cię na drodze do znalezienia równowagi, a nie szukać łatwiejszej dla siebie drogi. Od tego właśnie ma się partnera - by był podporą w trudnych okresach życia, a nie tylko towarzyszem zabaw.

Symbi masz 100% rację, też staram się zapomnieć. Poważnie! Dlatego w przeciwieństwie do bardzo wielu ludzi na tym forum - Nie piszę o NIM, ale o SOBIE. Taka mała dygresja smile Nie miałam problemu aby powiedzieć mu żeby przestał do mnie pisać i dał mi spokój. Jak na KKZB to chyba i tak dużo. Po prostu robię wszystko aby o NIM nie myśleć.
Myślę że ten wątek  powinien służyć tylko NAM. Powinniśmy tu pisać tylko o NASZYCH emocjach, uczuciach, planach, przeżyciach z zupełnym pominięciem - ICH.
Bardzo dziękuję za rozróżnienie pomiędzy poczuciem winy i odpowiedzialnością. Super uwaga smile Zapamiętam ją sobie.

25,776

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
oby_do_produ napisał/a:

(...) jestem na tym forum po to żeby dać przykład innym dziewczynom, że z tego można wyjść. (...)

Świetnie. smile
I nigdy nie uważałam Cię za głupią. smile
To prawda, jestem zwolenniczką 'odpłakania się', tyle tylko, że odróżniam je od użalania się nad sobą, a miałam wrażenie, że w ostatnich swych postach, mimo swej całej mądrości, zmierzasz w tym drugim kierunku.

25,777

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Wielokropek napisał/a:
oby_do_produ napisał/a:

(...) jestem na tym forum po to żeby dać przykład innym dziewczynom, że z tego można wyjść. (...)

Świetnie. smile
I nigdy nie uważałam Cię za głupią. smile
To prawda, jestem zwolenniczką 'odpłakania się', tyle tylko, że odróżniam je od użalania się nad sobą, a miałam wrażenie, że w ostatnich swych postach, mimo swej całej mądrości, zmierzasz w tym drugim kierunku.

To bardziej płacz oczyszczający chyba, bo przynosi ulgę. Nie wiem z jakich regionów Polski jesteście, ale na Dolnym Śląsku piękne słońce i musze wreszcie opuścić cztery ściany. Jakiś spacer wskazany.
Miłego dnia wszystkim smile

25,778 Ostatnio edytowany przez Symbi (2016-02-07 14:46:16)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Napisałaś, że piszesz książkę - myślę, że do dobra forma autoterapii. Ja też pisałam, z przerwami, co prawda nie książkę, ale bloga i to mi bardzo pomogło przede wszystkim wyrzucić z siebie emocje. Kiedy poszłam do terapeutki, etap mówienia o bólu, jaki przeżywałam, miałam już za sobą. Dlatego skończyło się na kilku wizytach, bo terapia nie przynosiła mi nic nowego. Byl tu wspominany blog Uciekamy do przodu, polecam lekturę, ja żałuje tylko, że trafiłam na niego, kiedy sprawy emocjonalne miałam już uporządkowane.

25,779

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
oby_do_produ napisał/a:

Wielokropku, ja jestem na tym forum po to żeby dać przykład innym dziewczynom, że z tego można wyjść. Nie jestem głupią kobietą. Zaczęłam pisać książkę. Serio. Jestem tu po to żeby udowodnić tym wszystkim dziewczynom, że można. Kiedy czytam wątki na tym forum typu - od 5 lat nie mogę zapomnieć o byłej miłości, to mam ochotę pomóc tym wszystkim ludziom. Mój psycholog powiedział mi, że problematyka miłości jest największym ludzkim wyzwaniem. Jestem tu po to  żeby pokazać innym, że można.
Sama Wielokropku napisałaś żeby nie blokować płaczu i emocji. Ja jestem przykładem DDA, w dzieciństwie musiałam zaciskać zęby kiedy ojciec bił matkę. Płakałam w kącie. Teraz to wszystko wychodzi w dorosłym życiu. Piszę tutaj żeby się "wyżyć". Widocznie jest mi to potrzebne. Absolutnie nie chcę litości, ale uwierz mi Wielokropku kiedy całe życie żyło się według niewłaściwych schematów, to trzeba wiele czasu aby to odkręcić.
Dziękuję ci bardzo, że masz w sobie chęci aby odpisywać. Chwała Ci za to, bo dziś nikt nie chce słuchać innych. Naprawdę dziękuję.
Chciałabym aby ten wątek odżył, bo wiem że jest wielu ludzi z problemami. Warto pomóc choćby jednej osobie. Sama jestem pracownikiem socjalnym i na co dzień pomagam ludziom. Taki paradoks.
Ten wątek musi żyć, bo to tak jak z alkoholikami, nawet jak spośród setki pomożesz jednemu, to i tak warto smile

Witajcie, także jesem DDA i nie wiem czy to kochanie za bardzo nie wynika z tego, żę jestem DDA. Jestem w trakcie rozwodu a ciągle obwiniam się chodż to on nas porzucił, Dołuję się i zzastanawiam co żle zrobiłam i za wszystko obwiniam siebie. Mam niskie poczucie własnej wartości. Chodziłam do psycholog 6 mcy nic mi to nie dało. Ciągle użalam się nad sobą myślę jaki on jest pewnie szczęśliwy a ja tylko żyję przeszłością, zę odszedł i że to ja nie nadaję się do niczego. On mi to ciągle mówl, żę nie mam pasji i jestem nikim. Nie wiem jak zapomnieć jak żyć jak iść do przodu? i jeszcze to DDA i wiem,że kochałam za bardzo

25,780 Ostatnio edytowany przez Symbi (2016-02-08 19:14:03)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Franiu, ja też tam miałam, obwiniałam się za wszystko, uważałam, że to moja oczywista wina, że on zdradził, bo kto by wytrzymał z taką żona jak ja. uważałam, że ta druga jest wspaniała, dużo lepsza ode mnie. Długo żyłam pogrążona bólem, nie widziałam sensu swojego istnienia.
Ale do czasu, gdy drugi raz przeczytałam książkę "Sekret szczęścia'. 7 fundamentów szczęśliwego życia". Dzięki pewnemu fragmentowi zrozumiałam, że to nie prawda mnie boli, tylko  historie jakie sama zaszczepiam w swoim umyśle na temat mojego byłego męża. TO było jak olśnienie. Zastanów się, skąd możesz wiedzieć, że on jest szczęśliwy niż był? Bo on CI tak powiedział? Dlaczego więc nie potrafił Ci w czasie trwania związku powiedzieć, że coś mu nie pasuje w Tobie? Uwolniła go dopiero inna kobieta? Mój były tez mi powtarzał, że jestem do niczego, że jestem nudna i wszystko we mnie jest złe, że to moja wina, że on mnie non stop okłamywał. Z tego co wymieniłam przez kilka lat od rozwodu myśli z innymi rozwodzącymi się kobietami, 99% mężczyzn obwinia żony i wybiela się przed kochankami.
Poza tym pewien mężczyzną, z którym nawiązałam korespondencję mailową wyjaśnił mi, że nalezy zwrócić uwagę na poczucie winy a odpowiedzialność za rozpad związku. Ja wiem, że nie byłam idealna, ale relacja z innym mężczyzną, diametralnie różnym od mojego eksmęża udowodniła mi, że potrafię funkcjonować w normalnym związku.
Pozdrawiam
Postaram wysłać CI ten fragment nieco przerobiony na maila, jeśli tylko masz taką możliwość.
Poszukaj też bloga UCiekamy do przodu, jest tam wiele historii, z których można wyciągnąć morał.
Poza tym jest też jedno pytanie - ja chodziłam przez jakiś czas do terapeutki i razu pewnego zajęczałam jej, że jestem do bani, nieudolna i w ogóle. A ona mnie krótko zapytała "JAKIE SĄ NA TO DOWODY?" Nie miałam żadnych dowodów, to tylko była kwestia utrzymywania się w takim przekonaniu.

25,781

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Franiu231, pytasz, jak iść do przodu.

Z uporem powtarzam: póki nie dotknie Cię (oby!) ciężka choroba, której efektem będzie amnezja, póty będziesz pamiętać swą przeszłość. Użalasz się nad sobą, żyjesz przeszłością, wyobrażasz sobie to, co z jeszczemężem się dzieje. To wszystko sprawia, że nie zajmujesz się najważniejszym: sobą. Samo stwierdzenie tego, że jest się DDA (albo dopasowując inną etykietę, np.: tzw. kochającej za bardzo) niczemu nie służy, bywa zaś wykorzystywane jako usprawiedliwienie obecnych zachowań. A przecież można wyciągnąć ze swej przeszłości wnioski, można zaakceptować przeszłość, można porzucić toksyczne myślenie i o sobie, i o towarzyszu życia, i o innych ludziach, i o wzajemnych relacjach oraz zdecydować, że przeszłość nie będzie rządziła obecnym i przyszłym życiem.

To wszystko można osiągnąć albo bez żadnego fachowego wsparcia, albo korzystając z pomocy psychoterapeuty. Są jednak osoby, które mimo 'chodzenia' do psychoterapeuty (nie każdy psychoterapeuta jest psychologiem i nie każdy psycholog jest psychoterapeutą) niczego w swym myśleniu nie zmieniają i cały czas posługują się toksycznymi schematami. Rzecz bowiem nie jest w chodzeniu dokądkolwiek, ale w pracy nad sobą; żaden psychoterapeuta nie wykona tej pracy za klienta.

25,782

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Witajcie, także jesem DDA i nie wiem czy to kochanie za bardzo nie wynika z tego, żę jestem DDA. Jestem w trakcie rozwodu a ciągle obwiniam się chodż to on nas porzucił, Dołuję się i zzastanawiam co żle zrobiłam i za wszystko obwiniam siebie. Mam niskie poczucie własnej wartości. Chodziłam do psycholog 6 mcy nic mi to nie dało. Ciągle użalam się nad sobą myślę jaki on jest pewnie szczęśliwy a ja tylko żyję przeszłością, zę odszedł i że to ja nie nadaję się do niczego. On mi to ciągle mówl, żę nie mam pasji i jestem nikim. Nie wiem jak zapomnieć jak żyć jak iść do przodu? i jeszcze to DDA i wiem,że kochałam za bardzo

Jesteśmy jak kalki papieru, siostry bliźniaczki, dwie krople wody Franiu, z jakichś powodów uważamy, że jesteśmy beznadziejne, nieatrakcyjne, wstrętne baby jagi, które są zmorą facetów smile Na dodatek czytamy w poradnikach, że mamy być seksowne, niedostępne, siakie i owakie. Wiecie co? Mam to gdzieś smile Moją idolką jest Judyta z filmu "Nigdy w życiu". Mężuś ją zostawił, a ona potem znalazła sobie innego, a najwspanialsze jest to, że przed tym nowym facetem mogła być sobą. Owszem - zaczęła bardziej o siebie dbać, ale była dalej tą samą wrażliwą, niedoskonałą Judytą. Nie musiała kreować się na jakąś famme fatale i chwała jej za to. Była tą niedoskonałą Judytą, a mimo to znalazł się taki, który ją pokochał.
Jestem pewna Franiu, że dasz radę i będę trzymała za Ciebie kciuki. Będę brutalna, ale receptą na Nasze wyzdrowienie jest zaprzestanie myślenia o NICH. Przetestowałam na sobie smile Zauważyłam, że każda myśl o eks zaczęła powodować u mnie lawinę negatywnych uczuć, które kierowałam względem siebie. Aż w końcu dotarłam do momentu, że zaczęłam odrzucać wszystko co z nim związane i o dziwo stałam się normalniejsza, choć też czasami łapię się na tym, że jestem wyrodnym potworem skoro nie myślę o nim. Niestety z dwojga złego lepiej nie myśleć.

25,783

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Symbi napisał/a:

Franiu, ja też tam miałam, obwiniałam się za wszystko, uważałam, że to moja oczywista wina, że on zdradził, bo kto by wytrzymał z taką żona jak ja. uważałam, że ta druga jest wspaniała, dużo lepsza ode mnie. Długo żyłam pogrążona bólem, nie widziałam sensu swojego istnienia.
Ale do czasu, gdy drugi raz przeczytałam książkę "Sekret szczęścia'. 7 fundamentów szczęśliwego życia". Dzięki pewnemu fragmentowi zrozumiałam, że to nie prawda mnie boli, tylko  historie jakie sama zaszczepiam w swoim umyśle na temat mojego byłego męża. TO było jak olśnienie. Zastanów się, skąd możesz wiedzieć, że on jest szczęśliwy niż był? Bo on CI tak powiedział? Dlaczego więc nie potrafił Ci w czasie trwania związku powiedzieć, że coś mu nie pasuje w Tobie? Uwolniła go dopiero inna kobieta? Mój były tez mi powtarzał, że jestem do niczego, że jestem nudna i wszystko we mnie jest złe, że to moja wina, że on mnie non stop okłamywał. Z tego co wymieniłam przez kilka lat od rozwodu myśli z innymi rozwodzącymi się kobietami, 99% mężczyzn obwinia żony i wybiela się przed kochankami.
Poza tym pewien mężczyzną, z którym nawiązałam korespondencję mailową wyjaśnił mi, że nalezy zwrócić uwagę na poczucie winy a odpowiedzialność za rozpad związku. Ja wiem, że nie byłam idealna, ale relacja z innym mężczyzną, diametralnie różnym od mojego eksmęża udowodniła mi, że potrafię funkcjonować w normalnym związku.
Pozdrawiam
Postaram wysłać CI ten fragment nieco przerobiony na maila, jeśli tylko masz taką możliwość.
Poszukaj też bloga UCiekamy do przodu, jest tam wiele historii, z których można wyciągnąć morał.
Poza tym jest też jedno pytanie - ja chodziłam przez jakiś czas do terapeutki i razu pewnego zajęczałam jej, że jestem do bani, nieudolna i w ogóle. A ona mnie krótko zapytała "JAKIE SĄ NA TO DOWODY?" Nie miałam żadnych dowodów, to tylko była kwestia utrzymywania się w takim przekonaniu.

                                                   Dziękuję Sambi smile już minał rok odkąd on odszedł ale jeszcze rozwód trwa. Podam Ci swojego meila- Justyna7314@wp.pl        jeśli możesz podaj mi tytuł ksiązki o jakiej napisałaś i tytuł bloga. Kochałam za bardzo. Tak normalnie czuję się inną osobą a przy nim czułam się taka mu uległa wszystko robiłam pod niego a on i tak mnie nie doceniał.  To już nie o niego chodzi mi teraz a o mnie o to abym zaczęł myśleć o sobie pozytywnie, nie owbiniać się itp pozdrawiam

25,784

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
oby_do_produ napisał/a:

Witajcie, także jesem DDA i nie wiem czy to kochanie za bardzo nie wynika z tego, żę jestem DDA. Jestem w trakcie rozwodu a ciągle obwiniam się chodż to on nas porzucił, Dołuję się i zzastanawiam co żle zrobiłam i za wszystko obwiniam siebie. Mam niskie poczucie własnej wartości. Chodziłam do psycholog 6 mcy nic mi to nie dało. Ciągle użalam się nad sobą myślę jaki on jest pewnie szczęśliwy a ja tylko żyję przeszłością, zę odszedł i że to ja nie nadaję się do niczego. On mi to ciągle mówl, żę nie mam pasji i jestem nikim. Nie wiem jak zapomnieć jak żyć jak iść do przodu? i jeszcze to DDA i wiem,że kochałam za bardzo

Jesteśmy jak kalki papieru, siostry bliźniaczki, dwie krople wody Franiu, z jakichś powodów uważamy, że jesteśmy beznadziejne, nieatrakcyjne, wstrętne baby jagi, które są zmorą facetów smile Na dodatek czytamy w poradnikach, że mamy być seksowne, niedostępne, siakie i owakie. Wiecie co? Mam to gdzieś smile Moją idolką jest Judyta z filmu "Nigdy w życiu". Mężuś ją zostawił, a ona potem znalazła sobie innego, a najwspanialsze jest to, że przed tym nowym facetem mogła być sobą. Owszem - zaczęła bardziej o siebie dbać, ale była dalej tą samą wrażliwą, niedoskonałą Judytą. Nie musiała kreować się na jakąś famme fatale i chwała jej za to. Była tą niedoskonałą Judytą, a mimo to znalazł się taki, który ją pokochał.
Jestem pewna Franiu, że dasz radę i będę trzymała za Ciebie kciuki. Będę brutalna, ale receptą na Nasze wyzdrowienie jest zaprzestanie myślenia o NICH. Przetestowałam na sobie smile Zauważyłam, że każda myśl o eks zaczęła powodować u mnie lawinę negatywnych uczuć, które kierowałam względem siebie. Aż w końcu dotarłam do momentu, że zaczęłam odrzucać wszystko co z nim związane i o dziwo stałam się normalniejsza, choć też czasami łapię się na tym, że jestem wyrodnym potworem skoro nie myślę o nim. Niestety z dwojga złego lepiej nie myśleć.

Oby do przodu - nie mam wyjcia i Ty pewnie też trzeba iść dalej, ja szczerze nie chciałabym być z jm żyć z nim itp wiele razy mnie skrzywdził i moją córkę również nigdy mu tego nie wybaczę. To nieobliczalny człowiek. Ale mniejsza o to ja kochałam jego wady i zalety a on mnie chciał zmieniać. Chcem wymazać go z głowy, jak dla mnie ten człowiek to Piotruś Pan musiałam dostać, ąz taką nauczkę typu rozwód aby zrozumieć , wszyscy mi mówili kiedyś już raz mnie zostawił a ja dalej go stawiałam na piedestale. Mam za swoje. Chcem poprostu cieszyć się każdym dniem a nie jak kiedyś  znim robić tak aby mu było ok a o sobie nie myślałam. Ahh

25,785

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Frania231 napisał/a:

Oby do przodu - nie mam wyjcia i Ty pewnie też trzeba iść dalej, ja szczerze nie chciałabym być z jm żyć z nim itp wiele razy mnie skrzywdził i moją córkę również nigdy mu tego nie wybaczę. To nieobliczalny człowiek. Ale mniejsza o to ja kochałam jego wady i zalety a on mnie chciał zmieniać. Chcem wymazać go z głowy, jak dla mnie ten człowiek to Piotruś Pan musiałam dostać, ąz taką nauczkę typu rozwód aby zrozumieć , wszyscy mi mówili kiedyś już raz mnie zostawił a ja dalej go stawiałam na piedestale. Mam za swoje. Chcem poprostu cieszyć się każdym dniem a nie jak kiedyś  znim robić tak aby mu było ok a o sobie nie myślałam. Ahh

Każda z NAS musi osiągnąć swoje dno. Niby niewielkie odkrycie, ale kluczowe. Kiedyś przeczytałam, że właśnie KKZB może zmienić się dopiero wtedy, kiedy osiągnie swoje dno. To dno osiągamy wówczas, kiedy ból psychiczny i fizyczny opanował chyba każdy zakątek naszego ciała, a my same zaczynamy odczuwać, że już nie ma drogi powrotu, że już w gorsze g... wdepnąć nie można. Dla każdej z nas jest to inny moment. U mnie potrzeba było ponad 10 lat nałogowego kochania. Cierpienia były nie do opisania (włącznie z truciem się lekami). 5 lat związku z przemocowcem zakończone ślubem i szybkim rozwodem. Potem związek burzliwy z licznymi rozstaniami i powrotami. Trudno mi było zrozumieć tylko jedno w swoim zachowaniu. Do dziś nie wiem dlaczego przed każdym innym człowiekiem zachowywałam się normalnie, a przy moim EKS  jak niezrównoważona wariatka. Wiecznie z rozmazanymi oczami, jakaś taka smutna, depresyjna, czasami popadająca w jakiś obłęd! Nawet wtedy kiedy nie miałam do tego powodów! Nigdy nie znajdę odpowiedzi dlaczego taka się przy nim stawałam. Nie muszę wszystkiego wiedzieć.
Franiu po to jest ta grupa. Musimy się wspierać nawet jak będą upadki. Jeśli mogłabym Tobie cokolwiek doradzić, to napiszę, że tuż po samym rozstaniu brałam antydepresenaty, które pomogły mi bardzo. Planuję odstawić te leki powoli. Może warto abyś skonsultowała się z lekarzem?
Polecam również terapię i zwrócenie się do Siły Wyższej - jakkolwiek JĄ nazywasz. Głowa do góry. Skoro inne dziewczyny sobie poradziły - Ty poradzisz sobie też. Tylko musisz sobie odpowiedzieć czy już osiągnęłaś swoje dno. Jeśli nadal czujesz niedosyt upokorzeń, jeśli zbyt mało podupadłaś na zdrowiu psychicznym, jeśli nadal nie wyobrażasz sobie swojego świata bez niego, to chyba jeszcze nie ma tego dna.

25,786

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Franiu wysłałam @

25,787

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Symbi napisał/a:

Franiu wysłałam @

Dziękuję Symbi. poczytam w pracy bo teraz wychodzę do pracy. Miłego dnia. A co ucb?

25,788

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
oby_do_produ napisał/a:
Frania231 napisał/a:

Oby do przodu - nie mam wyjcia i Ty pewnie też trzeba iść dalej, ja szczerze nie chciałabym być z jm żyć z nim itp wiele razy mnie skrzywdził i moją córkę również nigdy mu tego nie wybaczę. To nieobliczalny człowiek. Ale mniejsza o to ja kochałam jego wady i zalety a on mnie chciał zmieniać. Chcem wymazać go z głowy, jak dla mnie ten człowiek to Piotruś Pan musiałam dostać, ąz taką nauczkę typu rozwód aby zrozumieć , wszyscy mi mówili kiedyś już raz mnie zostawił a ja dalej go stawiałam na piedestale. Mam za swoje. Chcem poprostu cieszyć się każdym dniem a nie jak kiedyś  znim robić tak aby mu było ok a o sobie nie myślałam. Ahh

Każda z NAS musi osiągnąć swoje dno. Niby niewielkie odkrycie, ale kluczowe. Kiedyś przeczytałam, że właśnie KKZB może zmienić się dopiero wtedy, kiedy osiągnie swoje dno. To dno osiągamy wówczas, kiedy ból psychiczny i fizyczny opanował chyba każdy zakątek naszego ciała, a my same zaczynamy odczuwać, że już nie ma drogi powrotu, że już w gorsze g... wdepnąć nie można. Dla każdej z nas jest to inny moment. U mnie potrzeba było ponad 10 lat nałogowego kochania. Cierpienia były nie do opisania (włącznie z truciem się lekami). 5 lat związku z przemocowcem zakończone ślubem i szybkim rozwodem. Potem związek burzliwy z licznymi rozstaniami i powrotami. Trudno mi było zrozumieć tylko jedno w swoim zachowaniu. Do dziś nie wiem dlaczego przed każdym innym człowiekiem zachowywałam się normalnie, a przy moim EKS  jak niezrównoważona wariatka. Wiecznie z rozmazanymi oczami, jakaś taka smutna, depresyjna, czasami popadająca w jakiś obłęd! Nawet wtedy kiedy nie miałam do tego powodów! Nigdy nie znajdę odpowiedzi dlaczego taka się przy nim stawałam. Nie muszę wszystkiego wiedzieć.
Franiu po to jest ta grupa. Musimy się wspierać nawet jak będą upadki. Jeśli mogłabym Tobie cokolwiek doradzić, to napiszę, że tuż po samym rozstaniu brałam antydepresenaty, które pomogły mi bardzo. Planuję odstawić te leki powoli. Może warto abyś skonsultowała się z lekarzem?
Polecam również terapię i zwrócenie się do Siły Wyższej - jakkolwiek JĄ nazywasz. Głowa do góry. Skoro inne dziewczyny sobie poradziły - Ty poradzisz sobie też. Tylko musisz sobie odpowiedzieć czy już osiągnęłaś swoje dno. Jeśli nadal czujesz niedosyt upokorzeń, jeśli zbyt mało podupadłaś na zdrowiu psychicznym, jeśli nadal nie wyobrażasz sobie swojego świata bez niego, to chyba jeszcze nie ma tego dna.

Oby do przodu, nie ja nie potrzebuję leków. Do jeszcze męża czuję żal i wyć mi się chce.... a co do Twojje wypowiedzi, że przy nim czułaś się inaczej iż przy innych. Ja też przy swoim jm czułam się smutna podprządkowana on wiecznie wszystko wiedzący taki tyran ktory ma kase i może wszytko a ja taka wrażliwa istotka, nienawidzę siebie, że byłam przy nim taka uległa a gdy się postawiłam doszło do jego odejścia ahh. Boli mnie jeszcze już chyba mniej, ale boli jeszcze, czemu są tacy ludzie podli....chciał na na buk wyrzucić dziwił się jak zobaczył, żę mam adwokata. Wszyscy jego znajomi i siostrzyczki fałszywe myślą, żę on prawdę mówi taki wieczny Piotruś Pan znam jego wady i znałam a mio to znowu wpakowałam się w to gówno z nim aż ślub wzięłam szook tak mnie omotał jak można kochać takiego manipulanta. Coś z emną nie tak, że mogłam takiego faceta emocjonalnie niedojrzałego kochac ma 38 lat a ciagle błądzi zwariuje boli jeszcze

25,789

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Franiu, ja się mam dobrze, ale dojście do obecnego etapu życia zabrało mi 4 lata. W tym czasie upadałam i wstawałam i tak kilka razy. Dużo czytałam, nie tylko książkę, którą Ci posłałam, dużo pisałam, rozmawiałam o moich emocjach. Aż wreszcie doszłam do takiego stanu, że nie czułam potrzeby ciągłego mówienia o tym, zaczęłam skupiać się na teraźniejszości, przestałam pozwalać by przeszłość rządziła moim życiem.
Niektóre postępy obserwowałam z dnia na dzień, niektóre w dłuższych okresach czasu. W każdym razie ze dwa lata temu robiłam sobie test Becka na depresję, miałam bardzo wysoki wynik, powyżej 40. Robiłam go ponownie kilka dni temu i wynik był 7.
czytałam wszystko co mi wpadło w w ręce, z niektórych tytułów pamiętam "Jak przestać się martwić i zacząć żyć", "Potęga podświadomości", wspomniany blog. Niektórzy polecają też "Koniec współuzależnienia" Beattie Melody.

25,790

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Podrzucam listę (kolejność przypadkowa) mądrych, pomocnych w rozwiązaniu problemu, książek:
1.    Beattie Melody, Koniec współuzależnienia
2.    Janet Woititz, Lęk przed bliskością
3.    Patricia Evans, Toksyczne słowa
4.    Janet Wojtitz, Dorosłe dzieci alkoholików
5.    Anna Dodziuk, Pokochać siebie
6.    Wojciech Eichelberger, Zdradzony przez ojca
7.    Sondra Ray, Zasługuję na miłość
8.    Susan Forward,  Toksyczni rodzice
9.    Susan Forward,Craig Buch, Toksyczne namiętności
10.    Arnold Mindell, Praca nad samym sobą
11.    Alice Miller, Gdy runą mury milczenia
12.    Susan Forward, Donna Frazier, Gdy Twój partner łże jak pies
13.    Pia Melody, Toksyczna miłość
14.    John Bradshaw, Toksyczny wstyd
15.    Alice Miller, Bunt ciała
16.    Eric Berne, W co grają ludzie
17.    Wojciech Eichelberger, Ciało i dusza
18.    J.C. Dobson, Miłość potrzebuje stanowczości
19.    Daniel Goleman, Inteligencja emocjonalna
20.    Susan Forward, Szantaż emocjonalny
21.    Alice Miller, Dramat udanego dziecka

25,791

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Wielokropku, jaka bibliografia - pięknie smile
Ale żeby gdzieś dołączyć (podpiąć), coby nie zginęło, w zalewie postów ...

25,792

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

In_ko, prosisz i masz. smile
Wkleiłam do dawno założonego, i chyba zapomnianego, wątku: http://www.netkobiety.pl/viewtopic.php?id=18280

25,793

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Nie wiem dlaczego? ale nachodzą mnie myśli czy jm ma kogoś, że jest szczęśliwy i wmawiam sobie swoją winę, rozkimniam nie często, ale jednak. Wiem na pewno, że bardzo go kochałam właśnie za bardzo i dlatego tak to jeszcze pobolewa. Powinnam przecie zmyśleć, że ok niech jest szczęśliwy przecież życie jest jedno, widocznie nie wyszło nam znowu,ale ja się nie cieszę a obwiniam siebie. Tak samo jak nie wiem dlaczego nas porzucił każy mowi, że miał inną tam z agranicą a ja tego do końca nie wiem...

25,794

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Frania231 napisał/a:

Nie wiem dlaczego? ale nachodzą mnie myśli czy jm ma kogoś, że jest szczęśliwy i wmawiam sobie swoją winę, rozkimniam nie często, ale jednak. Wiem na pewno, że bardzo go kochałam właśnie za bardzo i dlatego tak to jeszcze pobolewa. Powinnam przecie zmyśleć, że ok niech jest szczęśliwy przecież życie jest jedno, widocznie nie wyszło nam znowu,ale ja się nie cieszę a obwiniam siebie. Tak samo jak nie wiem dlaczego nas porzucił każy mowi, że miał inną tam z agranicą a ja tego do końca nie wiem...

Franiu - możesz z tego wyjść. To co przeżywasz jest jak najbardziej normalne. Boli i jeszcze troszkę będzie bolało, ale naprawdę może Ci się udać. Tylko że jedynym lekarstwem jest myślenie o sobie. Jeżeli gdzieś w Twojej okolicy znajduje się terapia uzależnień, to może zapytaj czy prowadzą terapię dla osób takich jak Ty. Dobrą metodą jest zajęcie się tylko i wyłącznie sobą. Na początku wyda Ci się to dziwne, będziesz płakała, ale to nic. Próbuj dalej - czegokolwiek się da (oczywiście oprócz używek i kolejnych toksycznych relacji). Jeśli jest z Tobą aż tak źle, to może wizyta u psychiatry?
To co siedzi teraz w Twojej głowie należy leczyć. Piszę poważnie, bo jeszcze niedawno zachowywałam się tak jak ty.
Obwiniasz się o to, że byłaś taka beznadziejna? Jeśli tak, to napisz, co takiego zrobiłaś swojemu eks? Chodzi mi nie o ogólniki, ale konkretne incydenty ze szczególnym opisem.

25,795

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Ja tez sie obwiniałam, jm zarzuca mi, ze go nie wspierałam, nie rozumiałam, że ta nowa dała mu wszystko czego ja mu nie dałam.... po tym jak zostawił mnie z dzieckiem wyłam całymi dniami..... obwiniałam się, że może faktycznie to moja wina, że mogłam być inna, że przecież nie znalazłby sobie innej gdyby miał w domu wszystko.... każdy zdradzający musi sie usprawiedliwić....

25,796

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Myślę, że to zwykły etap po silnym przeżyciu jakim jest zdrada. Ja też to przechodziłam. Aż zrozumiałam, że tworząc nową historię na temat jego rzekomego szczęścia z nią dołuję tylko siebie. Jaką skalą przecież można zmierzyć dwie różne relacje? Przecież z tego co widzę i obiektywnie mogę ocenić on się nie zmienił, powtarza swe zachowania, tylko tamta inaczej reaguje, bo nie jest mną, ma inny charakter.

25,797

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Napiszę tu, bo nie mam się z kim tym podzielić, a chcę po prostu to z siebie wyrzucić.
Gdy po 1,5 r. walki ostatecznie wyrwałam się z łap byłego (jakoś we wrześniu ubiegłego roku), olałam też wszystkich naszych wspólnych znajomych. Nie chciałam, by cokolwiek mnie z nim łączyło, poza tym wiedziałam, że oni i tak zostaną przy nim z pewnych względów i nie ma co walczyć o znajomość. Wczoraj jednak spotkałam na mieście jedną znajomą. Mój ex bierze niby ślub za dwa miesiące, o czym wiem od dawna. Nie rozmawiałyśmy o nim ogólnie, ale w pewnym momencie znajoma i tak zapytała, czy sądzę, że ten ślub dojdzie do skutku, bo wszyscy sądzą, że nie. Nie wiem, co takiego było w tym pytaniu, ale tak mnie to uderzyło, że od tamtej pory nie mogę pozbyć się z głowy natrętnych myśli. Tak jakby przeszłość nagle wróciła.

Nie kocham już byłego, od momentu zerwania kontaktu nie interesuję mnie, co się u niego dzieje, mam gdzieś ten jego cyrk ze ślubem po kilku miesiącach z nową panienką. A teraz siedzę i rozmyślam, czy on o mnie czasami myśli? Czy nadal uważa, że jestem miłością jego życia z racji tego, że był to jego najdłuższy i najpoważniejszy związek? Czy nie brakuje mu tego, że wiedziałam o nim wszystko i przede mną nie musiał grać kogoś, kim nie jest? Czy budząc się obok niej w "naszym" łóżku nie czuje czasami, że ktoś inny powinien obok niego leżeć? Nie wiem, po co się w ogóle nad tym zastanawiam. Nie widzę sensu we wspominaniu jego twarzy, a jednak to robię, po raz pierwszy od kilku miesięcy. Strasznie mnie to męczy i smuci.

25,798

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

BYła_narzeczona, nie martw się, przejdzie Ci, tylko moim zdaniem musisz "przespać się" z problemem. Te natrętne myśli spowodowane są przywołaniem przez znajomą wspomnień o byłym, daj czasowi czas, a przestaną Cię dręczyć.

25,799

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Też tak sądzę, że spotkałam "nitkę" łączącą mnie z nim i stąd to wszystko. Głupio mi, że jednak nie jestem jeszcze tak silna, jak myślałam, skoro kilka słów potrafi wytrącić mnie z równowagi. Zamiast olać, to znów mam nadzieję, że byłam jednak ważna w jego życiu, że te lata nie poszły na marne. Nie wiem po co chciałabym być ważna dla takiego - za przeproszeniem - kutafona. Jeszcze wczoraj mogłabym go minąć na ulicy i zignorować, dzisiaj miałabym ochotę podejść i dać mu w pysk. W sumie jemu i jego zaślepionej "narzeczonej", chociaż wiem, że ta desperatka jest przez niego zmanipulowana tak jak ja byłam. Jak sobie przypomnę, jak doszło do tych ich wspaniałych zaręczyn, to mi się rzygać chce. Gdybym mogła rzygałabym ogólnie na te 7 lat ze specjalnym uwzględnieniem dwóch ostatnich. Na nasze zaręczyny również.

25,800 Ostatnio edytowany przez Symbi (2016-02-13 17:29:08)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Cóż, skoro z jego łap jak piszesz wyzwoliłaś sie jakies pół roku temu, to pewnie czasem jeszcze będą wracać żywe uczucia względem tego przeszłego związku. Doskonale to rozumiem, bo sama tak miałam, niby już byłam obojętna, a potem coś się działo, co na powrót budziło dawne emocje. Ale mi minęło, choćby sie z nią trzy razy żenił i płodził kolejne dzieci, nic już nie jest w stanie mnie ruszyć. Daj czasowi czas, a tego czasu - jak mi mówiono-  trzeba dużo. Słyszałam rózne teorie - że dochodzi się do siebie przez połowę czasu spędzonego w związku, że przez dwa lata gdy się byłego nie spotyka, a trzy gdy się go spotyka, że pięć lat trwa żałoba po związku... Wszystkie te teorie łączy w sobie jedno - upływ czasu. Mnie osobiście uporządkowanie swojego świata i emocji po związku 13 letnim zabrało prawie 4 lata... ale warto było czekać na ten spokój w głowie i duszy. pozdrawiam smile

25,801

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Gelwira87 napisał/a:

Ja tez sie obwiniałam, jm zarzuca mi, ze go nie wspierałam, nie rozumiałam, że ta nowa dała mu wszystko czego ja mu nie dałam.... po tym jak zostawił mnie z dzieckiem wyłam całymi dniami..... obwiniałam się, że może faktycznie to moja wina, że mogłam być inna, że przecież nie znalazłby sobie innej gdyby miał w domu wszystko.... każdy zdradzający musi sie usprawiedliwić....

Ciekawe po co on Ci to wszystko mówi. Żeby Cię dobić? Skoro jest mu tak dobrze, to lepiej niech nie traci swojego czasu na pisanie z kobietą, z którą już nie jest.

25,802

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Wielokropek napisał/a:

Najważniejszy jest czas? Odpowiem przypowieścią:

Uczeń zapytał Mistrza:
- Czy długo trzeba oczekiwać zmiany na lepsze?
Mistrz odpowiedział:
- Jeśli chcesz oczekiwać - to długo.


Święte słowa dla wszystkich kobiet, które zastanawiają się ile trwa żałoba po związku.

25,803

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
oby_do_produ napisał/a:
Gelwira87 napisał/a:

Ja tez sie obwiniałam, jm zarzuca mi, ze go nie wspierałam, nie rozumiałam, że ta nowa dała mu wszystko czego ja mu nie dałam.... po tym jak zostawił mnie z dzieckiem wyłam całymi dniami..... obwiniałam się, że może faktycznie to moja wina, że mogłam być inna, że przecież nie znalazłby sobie innej gdyby miał w domu wszystko.... każdy zdradzający musi sie usprawiedliwić....

Ciekawe po co on Ci to wszystko mówi. Żeby Cię dobić? Skoro jest mu tak dobrze, to lepiej niech nie traci swojego czasu na pisanie z kobietą, z którą już nie jest.

On mi to wszystko powiedział zaraz po tym jak mnie zostawił... teraz jesteśmy na stopie wojennej w związku z rozwodem a nasz kontakt ogranicza się tylko do spraw dotyczących dziecka....
W tej chwili on jest baaaardzo szczęśliwy ze swoja nową gwiazdą, demonstruje to wśród rodziny, znajomych a głównie na Fb.....

25,804

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Gelwira87 napisał/a:
oby_do_produ napisał/a:
Gelwira87 napisał/a:

Ja tez sie obwiniałam, jm zarzuca mi, ze go nie wspierałam, nie rozumiałam, że ta nowa dała mu wszystko czego ja mu nie dałam.... po tym jak zostawił mnie z dzieckiem wyłam całymi dniami..... obwiniałam się, że może faktycznie to moja wina, że mogłam być inna, że przecież nie znalazłby sobie innej gdyby miał w domu wszystko.... każdy zdradzający musi sie usprawiedliwić....

Ciekawe po co on Ci to wszystko mówi. Żeby Cię dobić? Skoro jest mu tak dobrze, to lepiej niech nie traci swojego czasu na pisanie z kobietą, z którą już nie jest.

On mi to wszystko powiedział zaraz po tym jak mnie zostawił... teraz jesteśmy na stopie wojennej w związku z rozwodem a nasz kontakt ogranicza się tylko do spraw dotyczących dziecka....
W tej chwili on jest baaaardzo szczęśliwy ze swoja nową gwiazdą, demonstruje to wśród rodziny, znajomych a głównie na Fb.....

Przykre to wszystko, ale cokolwiek ON ci nie powie, twoje życie się nie skończyło. Trwa dalej. Wiesz, ja się po prostu poddałam bólowi i temu co przyniesie życie, cokolwiek by to nie było.
Sama nie wiem jak to się stało, że jestem na takim etapie jakim jestem. Zaczęłam kochać siebie taką miłością, że chyba zwariuję. A byłam w takim dnie, że to było coś strasznego (trułam się lekami).
Napiszę Ci tylko jedno - ja wyzdrowiałam dopiero wtedy, kiedy zupełnie odcięłam się od eksmęża, też mamy dziecko. Zero oglądania zdjęć, pochowanie wszystkich pamiątek, zero wspominania, zero pogaduszek z koleżankami na jego temat. Wiem, będzie trudno, ale jest to możliwe smile
Ograniczyłam kontakt z ojcem mojego dziecka jedynie do spraw dziecka.
Teraz jak już wcześniej pisałam jestem po drugim bolesnym rozstaniu. Myślałam, że umrę, ale jakoś żyję smile
Acha - pomagają bardzo ćwiczenia oddechowe.

25,805

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Witam. Też jestem kobietą kochająca za bardzo.  Nie ukrywam, że jestem tym zmęczona. Wczoraj zakończył się mój kolejny związek. Nie potrafię zbudować trwałęj relacji. Zawsze tak bardzo się staram, planuję, organizuje życie w związku, żeby mój mężczyzna się nie nudził, nie denerwował. Dobijam do 30 i nie widzę sensu w moim życiu, najchętniej leżałabym cały dzień w łózku i płakała, bo przecież każdy związek i tak skońćzy się klęską. Po co znów zaczynać? Żeby ponownie tyle wycierpieć ? Proszę o zrozumienie.

Posty [ 25,741 do 25,805 z 26,307 ]

Strony Poprzednia 1 395 396 397 398 399 405 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024