nic
Czemu nic? Czytałam Twój wpis rano ... ale nie wiedziałam co doradzić
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Strony Poprzednia 1 … 394 395 396 397 398 … 405 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
nic
Czemu nic? Czytałam Twój wpis rano ... ale nie wiedziałam co doradzić
też czytalam, ale ze w pracy na telefonie to odpisac nie moglam..
i tez nie wiem co Ci doradzic.. musisz sprobowac jeszcze znalezc sile na to chyba.. a myslalas o psychoterapii? to nie jest tania opcja ale jest zawsze jakas opcja, ktora inaczej pozwala Ci spojrzec na rzeczy, inne decyzje podjac, znalezc dodatkowa sile, ktora jest Ci teraz potrzebna..
Dziękuję wam bardzo za zainteresowanie.Skasowałam, bo doszłam do wniosku, że nikt nie jest w stanie mi pomóc rozwiązać tej sytuacji.Pomału wracam do siebie i swojego dnia codziennego Zrobiłam błąd, że poruszyłam z nim temat relacji między nami.Zwyczajnie coś mnie podkusiło.Może miałam już dosyć tego udawania, że wszystko jest w porządku, że to jest normalne.Nie będę już tego robić, bo potem ciężko odchorowuję te jego wygłupy.
Na pewno psychoterapia by mi pomogła,próbowałam, ale miałam wyraźnego pecha do psychoterapeutów,albo mój przypadek jest zbyt trudny Może jeszcze poszukam.Dzięki
Witam
Nie wiem gdzie się podłączyć i nie chcę zakładać nowego wątku ale proszę Was o radę, opinie, cokolwiek.
Wyczytuję literki z tego forum już dobre trzy lata. Nie udzielam się bo znajduję odpowiedzi w innych wątkach . Mam też z kim pogadać, byłam na terapii ale nic nie pomaga.
W moim życiu była zdrada, kochanka mojego męża, jego powrót , kochanie za bardzo , alkohol, kłamstwa, moja głupota i ślepota chyba już wszystko było, dużo wiem , wiele rozumiem.
Staram się ze wszystkich sił żyć dla siebie.
Ale .... no własnie . jest jedno ale.
Była kochanica mojego męża. Ona została w moim życiu.
Obawiam się ,że mam obsesję na jej punckie , interesuje mnie wszystko co jest z nią związane.
Nie jest to codziennie - takie fazy mam np. trzy tygodnie nic a później tydzień szukania, szperania, śledzenia, podglądania i do bólu dosłownie aż boli. Jedno czego nie robię to nie śledzę jej na ulicy może dlatego,że mam do niej trochę daleko.
Jak już wpadnę w taki "trans" to się zastanawiam czy jak coś robię to ona też tak robiła , czy może inaczej. Jak się wypowiada? Jak się ubiera? Jak śpi? Wszystko . Oczywiście łącznie seksem.
To z czasem przechodzi, wracam do równowagi ale wraca i mnie męczy.
Nie umiem, nie potrafię wywalić jej z życia.
Blokowałam na portalach społecznościowych, staram się za wszelką cenę robić coś co mnie odciągnie od myśli o niej ale nie idzie. Przychodzi moment i buum, znowu siedzi mi w głowie.
Jak żyć? Jak o niej zapomnieć? Od jej ostaniego starcia ze mną o niego minęło 8 miesięcy. A od ich ostaniego spotkania trzy.
Podłączyłam się pod ten wątek bo wiem,że tutaj są osoby z róznymi przejściami, może jest ktoś mądrzejszy odemnie albo ktoś kto ma tak samo.
Dziękuję wam bardzo za zainteresowanie.Skasowałam, bo doszłam do wniosku, że nikt nie jest w stanie mi pomóc rozwiązać tej sytuacji.(...)
Na pewno psychoterapia by mi pomogła,próbowałam, ale miałam wyraźnego pecha do psychoterapeutów,albo mój przypadek jest zbyt trudnyMoże jeszcze poszukam. (...)
Usunęłaś post, bo nikt nie jest w stanie Ci pomóc. Z psychoterapii zrezygnowałaś, bo miałaś pecha do terapeutów. Przypadkowa zbieżność? A może Twój sposób bycia?
W psychoterapii znane jest zjawisko oporu. Gdy klient mimo zabiegów psychoterapeuty obstaje, by nie uczynić kroku dalej, terapeuta ustępuje. Jeśli to drugie przypuszczenie jest prawdziwe, to czemu stawiasz opór? Przed czym się bronisz? Co stałoby się, gdybyś tego oporu nie stawiała, do jakich wniosków byś doszła?
Przejrzałam Twe posty, wynika z nich, że wiesz wszystko na temat uzależnienia. Skąd więc kolejna próba takiego kontaktu z mężem, o którym napisałaś?
To takie moje refleksje po przeczytaniu Twych dwóch ostatnich postów w tym wątku.
rojka, między zapomnieniem a zrezygnowaniem ze skupiania swej uwagi jest olbrzymia różnica. Zapomnieć o ważnej dla siebie osobie (bo kochanka męża znacząco wpłynęła na Twe życie) możliwe jest tylko w jednym przypadku - utraty pamięci, ta zaś towarzyszy tylko ciężkim obrażeniom po wypadku/różnym poważnym chorobom. Skoro marzysz o zapomnieniu, to od razu skazujesz się na frustrację, bo marzysz o niemożliwym. Po co takie marzenia?
Stąd moje kolejne pytanie. Dlaczego tak bardzo interesujesz się tą kobietą TERAZ? Do czego jej używasz? Jakie korzyści (tak, nie pomyliłam się) masz ze śledzenia kochanki?
W mojej rodzinie były przypadki alzheimera więc jest szansa na utratę pamięci ale to jeszcze nie teraz .
Intersuję się nią teraz bo jej nie wierzę,że odpuściła.
Tak samo jak nie wierzę w to,że nie wiedziała o moim istnieniu.
Pomińmy tu rozważania na temat zdradzacza i o tym jak on nasz związek jej kiedyś przedstawił , bo ja już to wiem. Rozumiem co nim kierowało , czego on chciał ,jak sie zachował itd ,itp.
Wiedziała. I dlatego jej nie wierzę.
Używam "jej" a może bardziej wiedzy na jej temat do tego,żeby się przekonać czy ona nadal jest w stanie stanąć do boju .
To tak na wszelki wypadek,żeby już nie być zakoczoną.
Bo nie jestem do końca przekonana czy ta ich wielka miłość już sie wypaliła.
Tak-jemu też nie wierzę.
Co do korzyści to chyba nie mam żadnych. Chyba - na to pytanie jest mi najtrudniej odpowiedzieć.
Twoja korzyść jest oczywista, nie chcesz być zaskoczoną. Stąd Twe śledzenie jej, stąd porównywanie was obu. Śledzenie jej odsuwa też (i to może jest główną korzyścią) Cię od... zajęcia się sobą samą i rozwiązaniem (wcześniej zaś uświadomieniem) swoich problemów.
Witam
Nie wiem gdzie się podłączyć i nie chcę zakładać nowego wątku ale proszę Was o radę, opinie, cokolwiek.Wyczytuję literki z tego forum już dobre trzy lata. Nie udzielam się bo znajduję odpowiedzi w innych wątkach . Mam też z kim pogadać, byłam na terapii ale nic nie pomaga.
W moim życiu była zdrada, kochanka mojego męża, jego powrót , kochanie za bardzo , alkohol, kłamstwa, moja głupota i ślepota chyba już wszystko było, dużo wiem , wiele rozumiem.Staram się ze wszystkich sił żyć dla siebie.
Ale .... no własnie . jest jedno ale.
Była kochanica mojego męża. Ona została w moim życiu.
Obawiam się ,że mam obsesję na jej punckie , interesuje mnie wszystko co jest z nią związane.
Nie jest to codziennie - takie fazy mam np. trzy tygodnie nic a później tydzień szukania, szperania, śledzenia, podglądania i do bólu dosłownie aż boli. Jedno czego nie robię to nie śledzę jej na ulicy może dlatego,że mam do niej trochę daleko.
Jak już wpadnę w taki "trans" to się zastanawiam czy jak coś robię to ona też tak robiła , czy może inaczej. Jak się wypowiada? Jak się ubiera? Jak śpi? Wszystko . Oczywiście łącznie seksem.To z czasem przechodzi, wracam do równowagi ale wraca i mnie męczy.
Nie umiem, nie potrafię wywalić jej z życia.
Blokowałam na portalach społecznościowych, staram się za wszelką cenę robić coś co mnie odciągnie od myśli o niej ale nie idzie. Przychodzi moment i buum, znowu siedzi mi w głowie.
Jak żyć? Jak o niej zapomnieć? Od jej ostaniego starcia ze mną o niego minęło 8 miesięcy. A od ich ostaniego spotkania trzy.
Podłączyłam się pod ten wątek bo wiem,że tutaj są osoby z róznymi przejściami, może jest ktoś mądrzejszy odemnie albo ktoś kto ma tak samo.
Postaraj się jej wybaczyć. Ale tak naprawdę, w swoim sercu, wybacz, puść. Bo cały czas trzyma Cię przy niej to, że Cię skrzywdziła, rujnując Twoje poczucie własnej wartości. To nie jest tak, że skoro mąż Cię z nią zdradził, to ona jest od Ciebie lepsza w jakimkolwiek stopniu, nie musisz się do niej porównywać. Ona też jest osobą, też ma uczucia, jak każdy szukała szczęścia, pech chciał, że akurat Twoim kosztem. Wyobrażaj sobie ją, jak odpływa w dal po tafli jeziora, a Ty stoisz na pomoście i machasz na pożegnanie. Żegnaj ją, życząc jej szczęścia. Daj jej w końcu odejść, bo teraz powinnaś zająć się sobą. Swoją sympatią do samej siebie, tym, żeby odbicie w lustrze powodowało Twój uśmiech i zadowolenie, a spojrzenie było spokojne. Żebyś nie widziała w tym lustrze osoby w jakiś sposób pokonanej. Rozmawiaj ze sobą z troską, z uczuciem. Nie poddawaj się transowi, zapytaj sama siebie na głos: PO CO CI TO? Po co grzebać w śmietniku? Póki nie przestaniesz grzebać w przeszłości, nie zdołasz otworzyć się na przyszłość. Trzymam za Ciebie kciuki.
ps. założenie swojego wątku ma wartość terapeutyczną. Po pierwsze "its out there", nie ma wstydu, teraz się tu chowasz między postami. Po drugie będziesz mogła do niego wracać i patrzeć na postępy, jakie robisz. Po trzecie zobaczysz, ilu życzliwych ludzi wypowie się, ile dostaniesz wsparcia, to też na pewno podniesie Twoją samoocenę. Po czwarte wyrzygasz z siebie wszystko, a to pomaga.
Wielokropku ja dowiedziałam się o tym, że jestem uzależniona dopiero z internetu i o tym jak się bronić przed tym - też z internetu.Psychoterapia polegała na przepraszam sra...w banię, nic mi nie dawała, a wpędzała w coraz większą niechęć i zwątpienie również w siebie.Owszem przyznaję tylko raz byłam prywatnie, bo mnie zwyczajnie nie stać.Ale siedziałam też w szpitalu niby miałam tam fachowych psychoter. przynajmniej za takich się mieli.Nikt mnie nie naprowadził na prawdziwy trop moich problemów.Sama trafiłam.Jasne, że niepotrzebnie zaczęłam z mężem, ale kontaktu zerwać się nie da dopóki dzieci są w domu ze mną.A takie poprawne gadki i to, że on ma wielkie plany w związku ze swoim przyjazdem do nas na urlop ( nie był od roku )wytrąciło mnie z równowagi.Wiem jak to będzie wyglądało.Będzie odstawiał stęsknionego tatusia i będzie wymagał ode mnie żeby atmosfera była poprawna ( wliczając w to seks ), bo przecież on jest tylko na chwilę i nie wiadomo kiedy się zobaczymy, a przecież jesteśmy rodziną, małżeństwem.A jak nie pomoże to zacznie mnie zastraszać samobójstwem itd.Ech, na razie nie umiem sobie z tym poradzić.Co innego poczytać rady na forum, a co innego życie.
On może sobie różne rzeczy mówić o samobójstwie, problemem jest to, że Ty wierzysz w swoją moc sprawczą. Że to od Ciebie zależy, czy popełni on samobójstwo, czy nie. Tymczasem prawda jest inna. On Ciebie szantażuje, Ty temu szantażowi ulegasz. Jeśli ktoś chce popełnić samobójstwo, to nikt go przed nim nie ochroni, potencjalny samobójca wykorzysta chwilę nieuwagi osoby pilnującej.
Czym innym jest utrzymywanie kontaktu z mężem, by nie odcinać go od dzieci, czym innym Twoja rozmowa na temat relacji mąż-żona oraz Twoja zgoda na seks z nim. Jego oczekiwanie, by podczas wizyty atmosfera był poprawna nie jest niczym nadzwyczajnym. Tobie też chyba zależy, by ten czas upłynął bez awantur.
Rojka, pani baronowa dała ci świetną radę,dokładnie, to co robisz to jest grzebanie w śmietniku.Jakieś natręctwo moim zdaniem.Mnie kochanki mojego nie interesowały wcale, czyli jednak się da.A czy ty nadal jesteś z mężem ? A on dąży do odbudowy twojego zaufania?
Wiem Wielokropku, że to szantaż.Ale on jak wpada w szał, to stać go na wiele.Nawet na złość mógłby to zrobić.Muszę podać o rozwód,innej opcji nie ma.I jakos to przetrwać mimo wszystko.
rojka - rozumiem Cie w sumie. Nie mialam moze tak hardcorowej sytuacji jak Ty, ale też miałam obsesję. Miałam obsesję i na punkcie faceta (sprawdzałam kiedy ostatnio był online itd), ale też na punkcie laski, mojej eks przyjaciołki, która sobie z nim sypiała... U mnie to było tak, że byłam zakochana w nim, ona była moją dobrą koleżanką, której mowilam wszystko, analizowałam z nią czemu on mnie nie chce, czemu nie jest zainteresowany itd. Po czym po paru miesiącach, jak przez przypadek przeczytalam jej wiadomosci z nim na FB dowiedzialam sie, ze sypiali ze soba od ponad pol roku........... Nie ze milosc, zakochanie. Po prostu umawiali sie na "seksik". Niedobrze mi jest nawet teraz jak ot ymw szystkim mysle. A mi tak mydlili oczy przez te wszystkie miesiace. Najlepsze, zeja mialam przeczucie. I wtedy wlasnie mialam lekka obsesje na ich punkcie - sprawdzalam, ze np. byli dostepni/niedopsteni na FB w tym samym czasie, ze jak ona nie odbierala telefonu, to on tez nie.. I duzo innych takich akcji mialam.Jednoczesnie wmawialam sobie "Glupia, to na pewno Twoj mozg CI tam wmawia tylko, a nic nie ma, no wez, przeiez to Twoja kolezanka, wszystko wie jakie uczucia silnego do niego czujesz"... Powiem Wam, tragedia. Jak jakas telenowela to bylo jak sie dowiedzialam
lime ale to była twoja przyjaciółka, to trochę coś innego.Współczuję, zostałaś zdradzona podwójnie.Niestety to częsty scenariusz.
Wiem, że inne.. Ale zachowywałam się jak Ty - potrafiłam pojechać pod jej mieszkanie jak mi się wydawało, że on może akurat u niej być. Albo ona mówiła, że siedzi w domu i ogląda film albo robi cos tam to potrafiłam zadzwonić do niej i sprawdzić czy odbierze i czy będzie mogła długo i swobodnie ze mną gadać (czyli że jego nie będzie obok...)
Jest problem. I to niemały.
Opisywałam go w innym wątku ..i nawet chciałam dokończyć ale pech chciał, że zwyczajnie zostałam wyszpiegowana przez kogoś z rodziny męża. I mnie totalnie zamurowało gdy usłyszałam, że piszę brednie, żaląc się w internecie.
Ale teraz mam to kompletnie gdzieś, nie piszę nic, co mijałoby się z prawdą.
Rzeczywistość jest jaka jest, inna nie będzie, przynajmniej w tej chwili.
Do rzeczy.
Razem 15 lat, po ślubie dokładnie 10.
Na początku małżeństwa przewijały się jakieś zakochane przyjaciółki, mąż lubił zawsze być adorowany, dziecinada, smsy, miałam nadzieję, że nic więcej. Do dzisiaj nie znam całej prawdy.
Potem choroba dziecka, ja zostawiłam pracę, on wyjechał za granicę ( z moim tatą) i tam poznał jakąś eskimoskę, smsa z propozycją sexu wysłał do mnie, zamiast do niej, łamaną angielszczyzną. Dostałam szoku, uwierzyłam, że to " tylko smsy".
W zeszłym roku doszła zdrada, do której się przyznał ale obawiam się, że wyjścia nie miał, prawdę dawkował mi powoli, jak truciznę w szklaneczce.
Postanowiliśmy próbować, on szalał, ja dałam szansę, coś budowaliśmy. Przynajmniej mi się tak wydawało.
Zaczęłam psychoterapię już jakiś czas temu, zbudować się, przestać uzależniać swoje samopoczucie od czyjegoś widzimisię i czyichś decyzji, myśleć o sobie, stanąć na nogi.
Miesiąc temu mąż stwierdził, że się wyprowadza, coś w nim pękło, coś się skończyło, będzie cudownym ojcem i biznes będzie prowadził wspaniały ale mężem być nie ma zamiaru dłużej.
Oczywiście musimy się dogadać, jest dziecko, na dodatek trudne, tęskniące.
I myślałam, że będę się trzymać jakoś. A jest okropnie ciężko.
Mąż wynajął sobie mieszkanie w innym mieście, jakieś 20 km od tego, gdzie mieszkam z synem, ogarnia sprawy z kiepsko idącym interesem, ma w głowie tylko same dobre myśli, pisze smsy typu " to najcięższy moment w życiu ale trzeba być silnym", pisze, że mamy cudowne wspomnienia i w sercu zawsze to będzie jego skarb.. że zazdrości facetowi z którym będę jak naprawię sobie głowę, że ze mną nie będzie, same kwiatki po prostu.
Nie znam jego adresu, powiedział , że mi nie poda, pewnie sądził, że będę siedziała u niego na wycieraczce. On chyba naprawdę ma mnie za nic.
Przychodzi do domu jak do siebie, robi sobie jajecznicę, wywala nogi na sofie i ogląda tv. To wszystko wygląda jak jakaś patologia kompletna.
Dodam, że mamy kredyty, ja nie mogę więcej pracować, mamy niepełnosprawnego syna. na dzień dzisiejszy uzależniona jestem od czasu i chęci męża, kiedy przyjedzie, kiedy się nim zajmie.
Mąż ze stoickim spokojem mówi, że wie, iż ja mam gorzej od niego. Nie mam tu rodziców, mieszkają za granicą, teściowa, która była moją ukochaną od tylu lat - nie dzwoni 3 tydzień i nawet nie zapyta, jak sobie radzę.
Mam wsparcie takie psychiczne, mam psychologa.. ale technicznego wsparcia nikt nie jest w stanie mi zaoferować.
Mamy kredyty, masę opłat , terapię dziecka, wszystko to koszmarne pieniądze. I na pewno nie stać nas na wynajęcie dodatkowego mieszkania.
A ten tylko sypie tymi swoimi sloganami.
Za dużo mu przepuściłam przez palce, kochałam go bardziej niż siebie. Mówi, że czuł się zmanipulowany, osaczony, że zawsze musiało być tak jak ja chcę, że on się tak starał.
I uwierzyłam w to, że jestem psychiczna, chociaż tak z tym walczyłam. Mąż mówi, że wina leży po obu stronach ale.. sama jestem sobie winna, że mnie zdradził, że się unosił, że miał ataki gniewu.. Moja pani psycholog wszystko weryfikuje na bieżąco , tylko ogromnie mi trudno słuchać tego.
Powrotu mąż nie przewiduje, chociaż na dzień dzisiejszy wolę kiedy nie am go w domu.
Szlag mnie trafia, kiedy widzę tę jego zadowoloną twarz, tapetę w telefonie, z napisem, nigdy się nie poddawaj.
A kiedy mówię cokolwiek z żalem tylko pyta " miałaś dzisiaj gorszy dzień" ?
Ja zawsze będę obok, będę Cię wspierał, pomagał Ci i zajmował się dzieckiem... jak tylko poukładam swoje sprawy.
Czy Wy coś z tego rozumiecie?
Co byście zrobiły na moim miejscu?
Kiedy mówię mu, jak sytuacja wygląda od strony prawnej on wrzeszczy, że chcę go zniszczyć, że go straszę, że osaczam.
1,5 miesiąca temu byłam jak jego " milion dolarów". Dzisiaj na to wspomnienie chce mi się tylko śmiać. Już nawet nie płakać.
Dodam jeszcze, że mąż nie ma żadnych przyjaciół, z nikim na ten temat nie rozmawia a swoim rodzicom powiedział , że wina leży po obu stronach ale , że ja go osaczyłam, zmanipulowałam, że on miał dosyć starania się i że nic nie zostało doceniane, swojej winy nie wyszczególnił, poza zdradą.. i to powiedział, że nie dawałam mu żyć, nie spaliśmy ze sobą i nie wytrzymał, zdradził i to było jednorazowe i nie ma o czym mówić, że do psychologa to chodzę nie z powodu zdrady, że tam jakiś szerszy jest problem. Tak powiedział swojej mamie.. Był to dla mnie kompletny szok. Nie wspomniał, że 2 miesiące jeździł, kłamał, oszukiwał , aż w końcu zabrał na weekend daleko a mnie zostawił z majstrami od remontu łazienki i naszym dzieckiem w pakiecie.
I że przyjaciół też nie ma przeze mnie, że ja go blokowałam.
Ja jestem towarzyska, mam znajomych, przyjaciół, lubię ludzi i lubię z ludźmi przebywać, nigdy nie byłam typem samotnika, nawet jego znajomych zapraszałam, szykowałam pyszności. Tyle, że on nie czuł potrzeby , żeby samemu dbać o te kontakty, nawet nie miał żadnego hobby, słomiany zapał do wszystkiego. I to wszystko moja jest wina.
Betsy to typowe u takich typów - zwalić winę na ofiarę.Tak tak na ofiarę swoich kompleksów, które leczy twoim kosztem. Wszystko mogę zrozumieć, ale żeby zostawić na pastwę losu żonę z niepełnosprawnym dzieckiem, to jakim trzeba być człowiekiem?
A to, że przeszkadza mu że się żalisz w internecie, czy tam jego rodzinie.Wiesz o co chodzi - o odcięcie ciebie od jakiegokolwiek wsparcia, żebyś nie miała możliwości spojrzenia obiektywnie na to co z tobą wyprawiają. Masz być ofiarą i tak masz się czuć, bo jemu i rodzinie jest z tym wygodniej.
On twierdzi, że nas nie zostawił, że zawsze będzie obok i mogę liczyć na jego " pomoc".
Dziecko zabierze na lody, basen czy nad jezioro, przyjeżdża do niego codziennie i poświęca ze 2 godziny.
A potem ja zostaję z tęsknotą syna, z jego siedzeniem w oknie, z agresją, ponieważ zaczyna się moment dorastania, trudny dla dzieci ze spektrum autyzmu, syn rośnie, ja jestem drobna i szczupła, tego się obawiam.
Pilnuję terapii, zawsze sprawy edukacyjne, terapeutyczne, wszystko załatwiałam i wszystkiego pilnowałam ja, żeby dziecko miało najlepszą możliwą opiekę, jaka dostępna jest u nas w kraju.
Ale to on uważa się za super ojca i że on nie ma z synem żadnych problemów.. Bo jakie problemy może mieć zabierając go w fajne miejsca i dostarczając rozrywki poza domem.
Prawdziwy dramat rozgrywa się u nas w mieszkaniu, niestety i sama z tym sobie radzę.
Jestem osobą wykształconą, myślę, że mąż może mi wielu rzeczy pozazdrościć, jednak on uważa, że to on żyje najlepiej, jest najlepszy, najfajniejszy, jest super tatą, jest sam dla siebie supermenem. Wali mi jakimiś wyświechtanymi cytatami ze szkoleń asertywności, zupełnie nie chcąc dopuścić do siebie, że w białych rękawiczkach rujnuje czyjeś życie.
Posypałam się z lekka, chociaż nadal jestem pod opieką psychologa i moja terapia jeszcze potrwa.
Jadę teraz na wakacje z synem.
Mówię mu i piszę, jak bardzo krzywdzi tego naszego chłopaka, jak mu burzy jego spokój i świat. Ale mąż na to, że to minie, że teraz jest najgorszy moment w życiu ale trzeba być silnym.
Nie ma z kim rozmawiać, z kim gadać.
Ciężko jest ale bardzo chcę to dźwignąć.
I kochałam za bardzo, wybaczałam zbyt wiele, dawałam szansę - wystarczyło, że poprosi.
Mam to, czego chciałam.
zbytdelikatna, Wielokropoku, lime, panibaronowo
Dziękuję za odpowiedzi są cenne, wszystkie rozważę .
Pytanie zadane mi przez Wielokropka dało mi spro do myślenia, bo jeżeli jedyną korzyścią jest TYLKO nie być zakoczoną to nie ma sensu wogóle zaprzatać sobie głowy tamtą kobietą, nic więcej mi to nie da. Bardziej pwinnam sie skupić na odbudowaniu mojego zaufania do męża niż ufaniu jej bo nie chcę, żeby mnie z nią już nic łączyło a z mężem owszem chcę się łączyć i jednoczyć.
Nie potrafię jej wybaczyć chociaż bywały momenty,w których było mi jej żal. Odeszła i rozwiodła się ze Swoim mężem dla mojego a On mimo jej poświęcenia wrócił do mnie . Nie wybaczę bo ona nigdy nie myślała i nie mówiła o mnie tylko o Sobie jak to właśnie ona została przez tego mojego drania potraktowana, wieszała psy na nim i ona i jej przyjaciółki. Nie widząc ani odrobiny winy samej zainteresowanej. To ja byłam winna,że mnie zdradził i to ja później byłam winna,że do mnie wrócił i za wszelką cenę chciała to zmienić, szczyciła się tą zdradą, chwaliła tym,że nadal ma z nią kotakt. Tylko,żeby dopiec.
Tak mój mąż stara się i ja się staram, obydwoje sie staramy ale nie o to mi chodziło,żeby pisac tutaj o moich relacjach z nim tylko o mich uczuciach do niej.
Tak jak wspomniałam wizyta tytaj pomogła, dała do myślenia i podbudowała wiarę w siebie.
Jeszcze raz bardzo dziękuję.
I kochałam za bardzo, wybaczałam zbyt wiele, dawałam szansę - wystarczyło, że poprosi.
Mam to, czego chciałam.
Ty po prostu go kochałaś ... za bardzo jak my wszystkie swoich H. ... a to zwykły egoista i tyle ...
Bedzie trudniej.. Znacznie trudniej.. Dowiedzialam sie wlasnie, ze "moj" wraca w polowie sierpnia do PL. Na stale. Wiec bede go miala od rana do popoludnia w pracy, w swoim biurze... Dodatkowo pewnie bedzie mnie gdzies ciagle chcial wyciagac itd Co zrobic,zeby do jego powrotu nabrac sily zeby jak juz tu bedzie,nie dac mu sie znow okrecic, odmawiac mu itd.. eh
Lime86 kurcze będzie ciężko ... tylko dystans i pogodzenie się, że to nie ten jedyny ...
Czytam od wczoraj bloga "Moje dwie głowy" ... masakra, tak jakbym czytała o sobie i H ...
13. Wykopałaś go? Brawo! Sam poszedł ? tys piknie. Nie czekaj na jego powrót. Chrzań to. I tak nie wróci, a jak wróci, to dokopie jeszcze mocniej - dokładnie tak zrobił, wrócił i tak dokopał, że myślałam że już się nie podniosę ... ale niedoczekanie jego
Jak to możliwe, że potrafił mnie tak zniewolić psychicznie ... z radosnej osoby stałam się smutnym kimś ...
Kurcze czy to możliwe że on jest właśnie takim "czymś" bo osobą go nie nazwę ...
A ja jestem niestety pieprznięta.Wczoraj zadzwonił i odebrałam ja, czego się nie spodziewał.I usłyszałam pełen lęku głos mojego tyranka.Po ostatniej wymianie zdań tak wymiękł Oczywiście udałam, że nic,wysłuchałam, odpowiedziałam,a potem...no właśnie, było mi go żal. Jak to możliwe, ile razy jeszcze będzie musiał mi dokopać żebym pozbyła się tych głupich uczuć, że mi go żal, że beze mnie sobie nie poradzi,że to jednak moja wina.Wiem, że głupio myślę, ale jednak tak myślę.Też czytam moje dwie głowy, bardzo dobra lekturka. Ale wiecie co, to jest niesamowite, ja boję się zrobić mu jakąkolwiek "krzywdę", nie potrafię.Niepojęte.Dobrze, że nie mieszkamy razem, bo pewnie nadal robiłabym to samo co przedtem,jestem niereformowalna
Lime86 kurcze będzie ciężko ... tylko dystans i pogodzenie się, że to nie ten jedyny ...
taaaaa.. tylko jak zachowac dystans.. bede go miala w pracy (wiec na korytarzu, mozliwe nawet ze wyladujemy w jednej grupie), bede go miala w miescie, bede go miala pod nosem w moim nowo zrobionym mieszkanku
Ale wiecie co, to jest niesamowite, ja boję się zrobić mu jakąkolwiek "krzywdę", nie potrafię (
On doskonale to wie ... tylko nie zrób sobie krzywdy , nasza empatia przekracza wszelkie granice
. Ja mam o tyle dobrze, że do mnie się nie odzywa a czas robi swoje ...
.
(...) taaaaa.. tylko jak zachowac dystans.. (...)
Pamiętając, że jesteś człowiekiem i masz (dopóki sama z nich nie zrezygnujesz) takie same prawa co on.
(...) nasza empatia przekracza wszelkie granice
. (...)
To nie jest empatia. To brak szacunku do siebie, rezygnowanie z własnej godności.
Dziewczyny, ja jednak uważam, że na starą złą miłość,najlepszym lekiem jest nowa miłość.Mamy już swoje doświadczenie, wiemy co nas krzywdzi i razi,czego nie chcemy.To bardzo dużo.Ktoś powie,że nie,ale jak długo można taplać się w tym błocie.Nowe uczucie,zainteresowanie potrafi naprawdę dać pozytywnego kopa i wtedy łatwo odsunie się tę zdechłą żabę, która nie pozwala nam ruszyć do przodu.Przecież to nie znaczy, że od razu mamy z kimś zakładać fundamenty pod nowy trwały związek, może zacznijmy "rozglądać"się wokół siebie i nie traćmy więcej czasu na tę nieudana walkę z czymś, co nie ma prawa bytu już w naszym życiu.
Wielokropku, nie zgodzę się z tobą tym razem To jest empatia, durna to durna, ale jednak.Ja wolę być skrzywdzona nie tylko przez partnera niż komukolwiek zrobić krzywdę, bo mnie się wydaje, że ja to potrafię udźwignąć, a kogoś mogłoby zabić.Wiem, że to głupie, ale tak jest.
(...) To jest empatia, durna to durna, ale jednak.Ja wolę być skrzywdzona nie tylko przez partnera niż komukolwiek zrobić krzywdę, bo mnie się wydaje, że ja to potrafię udźwignąć, a kogoś mogłoby zabić.Wiem, że to głupie, ale tak jest.
I póki wybierać tak będziesz, póty będziesz tworzyła toksyczne związki (nie tylko męsko-damskie, ale i towarzyskie - niezależnie od płci). Rzecz w tym, że relacje między ludźmi widzisz tylko jako kat - ofiara. Tymczasem można tak tworzyć układy, by nie było krzywdzących i skrzywdzonych.
Co do tego potrzeba? Zmiany myślenia o sobie, o świecie i relacjach między ludźmi.
tylko ja nawet ni zauważyłam kiedy tą godnosć zaczęłam tracić ... eh
A pomoglaby Ci diagnoza, ze ten typ tak ma i sie nie zmieni. Dla nikogo!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Mi pomoglo, jak sie dowiedzialam (sama znalazlam w internecie po tym jak sie obwinialam, ze jestem do d..py i to wszystko moja wina, bo on odszedl) ze ten typ to byl narcysta. Powazne zaburzenie osobowosci i sie nie zmienia chocbym sie dwoila i troila. A kogo biora sobie takie zaburzone osobowosci za partnerki???? No wlasnie nas KKKZ! Jest klodka to sie tez znajdzie kluczyk!
mi też to pomaga ...
Ale ja nie mam problemu z innymi Potrafię też się bronić i swoich racji, nie mam problemu z powiedzeniem -nie.
Wiem też, że nieraz dobrymi chęciami jest piekło brukowane.;)
majka neurotycy tez tak mają.Leczą własne kompleksy kosztem partnera. Im bardziej będziesz idealna tym bardziej będziesz go wkurzać.
majka neurotycy tez tak mają.Leczą własne kompleksy kosztem partnera. Im bardziej będziesz idealna tym bardziej będziesz go wkurzać.
Kurcze cos w tym jest ... ostatnio powiedziałam mu, że dostałam awans w pracy a on może chciał mi przez to co zrobił udowodnić że jestem jednak nic nie warta... no i znów mu się udało. Normalna osoba zwiałaby od niego od razu ... a ja jako kkzb trwałam i czekałam aż się zmieni hehe naiwna
Wielokropku mój kochany,znowu Cię potrzebuję. A dokładniej Twojej mądrej rady. Widzisz, staram się żyć zgodnie z mottem "...jeśli ktoś chce,znajdzie sposób". I zamiast oczekiwać zmian w swoim życiu, po prostu je przeprowadzam. Małymi krokami,stopniowo. I kiedy uda mi się samodzielnie przeżyć kolejny dzień, kiedy uda mi się samodzielnie poradzić sobie z kolejnym problemem, jestem z siebie dumna. Ale strasznie boli mnie jak ludzie, w tym najbliższa rodzina, odsuwają się ode mnie. A utrzymują kontakt z moim mężem. I nie przyjmują do wiadomości, że jestem nieszczęśliwa,wykończona i wiecznie smutna żyjąc z nim. Dla nich rozbijam rodzinę; przecież on nie pije, pracuje,zarabia,dorabia... Odrzucają mnie, a ja staram się od niego uniezależnić i chcę się jeszcze śmiać w życiu, zamiast wciąż zadręczać... Chciałabym, aby stanęli po mojej stronie,w końcu to rodzina.Nie mam zrozumienia,wsparcia...Nie umiem sobie poradzić z myśleniem o tym wszystkim i z odrzuceniem ze strony ludzi...Pozdrawiam Cię serdecznie.
Od dawna wiem, że jestem wiedźmą. "Coś" wlazło do mej głowy i "mówiło", by koniecznie właśnie teraz zajrzeć i na forum, i do tego wątku.
Odrzucenie jest rzeczą przykrą. Odrzucenie ze strony, wydawałoby się, bliskich osób przykre podwójnie. Popatrz na te sytuacje od innej strony. Robisz postępy, żyjesz zgodnie ze swoimi potrzebami. Jest to też niezły, choć bolesny dla Ciebie, sprawdzian życzliwości osób Cię otaczających. Dzięki niemu odsiewasz plewy od ziarna. Uwierz, mimo wszystko warto przez to przejść. Zostaniesz pewnie z niewielkim kręgiem znajomych/przyjaciół, ale sprawdzonych. Napisałaś
(...)W końcu to rodzina (...)
Często/gęsto tzw. rodzinę nie tworzą bliscy, serdeczni i życzliwi. Często/gęsto lepiej jest wybrać sobie swoją rodzinę, osób myślących i czujących podobnie, o podobnej hierarchii wartości.
Dziękuję Ci serdecznie za odpowiedź Wielokropku. Wiesz, to jest o tyle trudniejsze, że moje własne dzieci też buntują się przeciwko mnie i są przykre. Mąż-jako,że od zawsze dorabia na prawo i na lewo, więc jest w dobrej sytuacji finansowej- wręcza im często pieniążki. Mnie nie stać na takie rozrzutne życie,zarabiam tyle samo co mąż,ale po zapłaceniu połowy kredytu za dom i połowy rachunków, zostaje mi tylko skromnie do wypłaty następnej. Daję tylko maleńkie tygodniówki jak zawsze,gotuję,piorę,sprzątam,doradzam,wysłuchuję... Ale dzieci moje nie chcą pomagać w domu,nawet jeśli proszę i błagam,albo co gorsza wpadam w nerwy.Mąż też nigdy mi nie pomagał w domu,więc chyba powielają ten przykład.A on nigdy nic na to nie mówi-siedzi sobie obok i milczy...A potem radośnie pyta ich np. czy chcą aby zamówił im pizzę. Jestem wykończona nerwowo-myślę,że chodzi o to,żebym się złamała i poddała. A ja chcę tylko być spokojna i szczęśliwa...
Z kolegą w pracy mieliśmy najpierw kilka złych dni-w sensie zawodowym,a po nich radosny,spokojny tydzień.Zbliżyliśmy się bardzo,pogadaliśmy sobie...Nie piszę do niego,nie mam żadnego kontaktu,jesteśmy na urlopie. Jak będzie chciał,sam mnie znajdzie-tak sądzę.Tęsknię za nim,za jego uśmiechem,za rozmowami z nim.Źle znoszę rozstanie. Czy ja to wszystko przetrzymam? Powiedział mi kiedyś,że na pewno tak i że potem będzie dobrze...
witam wszystkich czlonkow grupy. mam prosbe czy ktos ma moze jakies fajne ksiazki na pdf z tej dziedziny?? bylabym bardzo wdzieczna pozdrawiam x
witam wszystkich czlonkow grupy. mam prosbe czy ktos ma moze jakies fajne ksiazki na pdf z tej dziedziny?? bylabym bardzo wdzieczna pozdrawiam x
Niestety mam tylko w wersji papierowej ... mam bzika na punkcie książek, jak przeczytam musi być moja
Witam wszystkie panie. Od niedawna zaczęłam robić coś że sobą. Sytuacja jest szablonowa. Jak wszystkie kochałam czy kocham za bardzo. Sama już nie wiem. Mieszkam za granicą a to bardziej komplikuje sprawę. Jestem kompletnie sama. Po dwóch latach wróciłam do swojego byłego już męża z nadzieją że rozłąka czegoś nas razem nauczyła. On jak zwykle obiecywał mi tą jedną rzecz na której zależało mi najbardziej. Że będzie mnie kochał i moją córkę z poprzedniego małżeństwa. Mamy razem małego synka i jak teraz zrozumiałam to on jest głównym motorem który nakręca całą spiralę. B mąż pokazuje mu jak bardzo go kocha a nam daje obojętność arogancję i uwagi pod naszym adresem. Przejrzałam jego historię na FB przez ostatnie dwa lata miał kobiety a razczbyej młode kobietki które traktował jak boginie. Po czym każda kończyła jak rzecz Kiedy już je zdobył. Teraz widzę że on potrafi tylko zdobywać i ranić. A ja jestem jego najlepszą ofiarą. Dlaczego? Bo kochałam go za bardzo. Postawiłam mu wczoraj warunek że może zostać u mnie przez dwa miesiące do póki nie stanie na nogi i nie ogarnie swojego życia finansowo. Nic już nie chce mieć z nim wspólnego po za synkiem. Ale w środku wciąż czuje jak robię sobie nadzieje na kolejne kłamstwa. Pomóżcie proszę. Pomimo tego że nie jednej z was mogłabym dać dużo wsparcia i dobrych rad czuje się czasem za słaba żeby dać sobie ze sobą rady.
(...) Postawiłam mu wczoraj warunek że może zostać u mnie przez dwa miesiące do póki nie stanie na nogi i nie ogarnie swojego życia finansowo. (...) Ale w środku wciąż czuje jak robię sobie nadzieje na kolejne kłamstwa. Pomóżcie proszę. (...)
No właśnie.
Najpierw postawiłaś konkretny warunek, po czym od razu go rozmyłaś, mówiąc o stawaniu na nogi (a teraz on lata czy pełza?) i ogarnięciu finansowego życia (skoro do tej pory tego nie zrobił, to nie zrobi przez dwa miesiące). Dzięki temu zabezpieczyłaś się przed ewentualnym życiem bez niego.
Decyzje poznajemy nie po wypowiadanych słowach, ale po czynach.
Agiagi no właśnie komuś lepiej jest doradzać niż sobie . Wiem jedynie, że najlepszy jest brak kontaktu a czas sam pracuje na to abyśmy czuły się z dnia na dzień coraz lepiej. Jeśli przerwiesz to już teraz za dwa miesiące będziesz o dwa miesiące do przodu
. A reszta dziewczyn jak się trzyma ... lime86 jak przygotowania do przyjazdu
? Ja poszłam do terapeuty chociaż się zarzekałam ... dobrze jest się wygadać z bolączek ale dzięki temu forum wiedziałam chyba więcej niż ona ... ale i tak sama rozmowa dużo mi dała
.
jestem po rozstaniu z socjopatą z którym żyłam 4,5 roku, o ile można nazwać to życiem. Żyłam w iluzji, którą stworzył mój partner, pięknie na początku, szybkie zaręczyny, szybko wprowadził się do mnie i powoli zaczęła się gehenna, wyniszczanie mnie z poczucia godności, kobiecości, zrujnowanie finansowe, a na koniec agresja fizyczna i werbalna, wyzwiska od najgorszych, bicie, duszenie, popychanie, za co? Nie potrafię tego zrozumieć od roku szukałam odpowiedzi, jak to możliwe, że można jednego dnia mówić że się kocha, a drugiego z nienawiścią bić i poniżać. Nigdy go nie zdradziłam, nigdy nie oszukałam, dbałam jak mogłam, nie kupiłam sobie, ale jemu tak, nigdy tego nie docenił, zaniedbałam wszystkich i wszystko, wierzyłam, że to się zmieni i znów będzie jak na początku jak obiecywał, lecz było coraz gorzej. podejrzewałam rozdwojenie jaźni i tak szukając w internecie, w książkach i rozmowach z księdzem, psychoterapeutą i innymi ludźmi , bo w końcu przestałam udawać, że jestem szczęśliwa zresztą na dłuższą metę i tak nie da się nosić maski szczęśliwej, doszłam do stwierdzenia, że początek do którego tak tęskniłam to było pasmo kłamstw, że mój jedyny to socjopata, a ja wrak kobiety. Straciłam wszystko, straciłam ukochaną istotkę całą i jedyną radość mego życia pieska, jestem z długami, kredytami, sama bez zrozumienia, bo każdy kto nie spotkał na swojej drodze socjopaty ten nie zrozumie, chociaż mam już tą świadomość, mam żal, gniew, złość do tego człowieka, to ciągle jeszcze pojawia się ta chora nadzieja, może zrozumie, może się zmieni, może Bóg go odmieni, czasami też tęsknie choć wiem, że to uzależnienie, strach. Pomóżcie jak się z tego podnieść, odbić od dna. pozdrawiam
najtrudniej pogodzić się z prawdą o człowieku, któremu się ufało, wybaczało, dla którego zrobiłoby się wszystko. Mój były partner również wydawał się pracowity, miły, ale to wszystko było pozorem, zlekceważyłam sygnały i opinie ludzi którzy go znali, ba wydrapałabym oczy w obronie jego, wierzyłam i ufałam we wszystko co mówił. Czytałam prawie wszystkie wypowiedzi i z każdej historii mogłabym opisać swoją własną. Jakie one są podobne, Boże co to za ludzie, którzy z premedytacją niszczą innym życie, a później zostawiają- uciekają by znaleźć nową ofiarę, co gorsze mają jeszcze czelność obwiniać o sytuację tą osobę, którą tak okrutnie skrzywdziły. Ja w moim partnerze już na początku widziałam osobę niezwykle zagubioną , której chciałam nie tylko pomóc, ale wynagrodzić choć sama nie miałam w życiu lekko. Wierzyłam, że moja miłość i wiara sprawi, że będziemy szczęśliwi we własnym świecie.Niestety tyko ja miałam uczciwe zamiary, próbowałam rozmawiać, tłumaczyć, lecz było to na chwilę, jak było dobrze to potrafił być miły, zwłaszcza pod wpływem alkoholu z którym ma problem, prosiłam wiele razy by ograniczył, sytuacja stawała się coraz gorsza z czasem , były złośliwe uwagi, komentarze, porównywania do byłych partnerek, szukanie znajomości w internecie, były rozstania i powroty. Próbowałam wszystkiego, walczyłam zapewniałam o swojej miłości, choć to ja potrzebowałam. Zawsze byłam gdy tylko mnie potrzebował, potrafiłam rzucić wszystko i lecieć by wiedział, że jestem i będę przy nim. Przez te 4 lata były sytuacje, gdzie potrzebowałam jego wsparcia zrozumienia, pomocy NIGDY GO NIE BYŁO. Nigdy nie dostałam prezentu bez okazji nawet nie pamiętał kiedy mam urodziny czy imieniny o rocznicach nie wspomnę. Na święta to pierwsze kolczyki, następne to kalendarz, zestaw szamponu i odżywki,a w tym roku dostałam w styczniu bombonierkę i likier, choć planowaliśmy wyjazd na święta spędziłam je sama, im bardziej się oddalał tym bardziej ja wychodziłam z ram by zadowolić pana, mówiłam o tym co sprawia mi przykrość, co bym chciała, prosiłam o rozmowy, ale agresja i obojętność rosła coraz bardziej byłam poniżana, krytykowana, wyzywana od najgorszych z czasem też bita i popychana, kiedy próbowałam zakończyć to wcześniej prosił, błagał, obiecywał, że się zmieni, że zrobi wszystko bo żyć nie może beze mnie, lecz po dwóch dniach wracał do poprzedniej wersji, czyli pokazania swojego ja, dominacji, udowadniania, że jest lepszy i zawsze ma rację, kiedy mówiłam swoje zdanie były wyzwiska, że jestem pojebana, mam się iść leczyć lub ostatnio dolatywał i dusił. jak już pisałam przeszłam załamanie, depresję, ale ciągle myślałam jak dotrzeć do tego człowieka, jak mu pomóc i zrozumieć. Daremny trud po pierwsze jest pod dużym wpływem swojej toksycznej matki i siostry, po drugie nie da sobie nic powiedzieć, więc sam nie chce sobie pomóc. Bardzo starałam się o łaski jego rodziny, z którą sam nie miał dobrego kontaktu, lecz one nigdy nie starały się poznać mnie, zwłaszcza matka, z którą raz byłam porozmawiać by mi pomogła, ale ona wie, że jest trudny po ojcu i zmieniała temat na swój i córki. Nigdy nie chciała by on miał normalny związek, bo te co miał + ona jest jej to winien,wiedziała jak dbam o niego i jak bardzo go kocham palcem nie kiwnęła by dowiedzieć się dlaczego ciągle wraca do niej i znów do mnie, mało tego potrafiła nas zaprosić w święta i pojechać sobie z córką nie uprzedzając nas o tym, kiedy jechaliśmy do szpitala to musieliśmy się pytać czy teraz możemy czy nie. Jego siostra nic lepsza zazdrosna i złośliwa od początku robiła wszystko by nam nie wyszło. Próbowałam z nim rozmawiać o tym jak nas i mnie traktują lekceważąco, jak buntują , jakie są relacje, że nie ma odwagi powiedzieć matce, że się zaręczyliśmy tylko wysyła sms, ale on stanął po ich stronie pozwolił by zmanipulowały go do reszty, nie zrozumiał, że to jaki jest zawdzięcza właśnie rodzinie i trudnemu dzieciństwu, że należy wyznaczyć zdrowe granice,zaleczyć rany z dzieciństwa, spojrzeć jaka jest prawda, mówił jak się rozstawaliśmy któryś raz że rodzina się nie liczy, że to ja, ta która starała się jest najgorsza, kiedy zrozumiałam jak go traktują i że matka i siostra są autorkami jego charakteru powiedziałam o tym by wiedział, że go rozumiem i jestem z nim i po jego stronie, nagle zmienił hierarchię ważności i to one są te dobre. Cóż brak u nich szczerości wszyscy są najmądrzejsi , ich demagogia, mówienie o sobie, brak słuchania co inni mają do powiedzenia, egoizm, fałsz i obłuda i brak prawdziwych uczuć, które nie są naturalne tylko udawane no bo trzeba bo to rodzina. Przestałam walczyć kiedy ksiądz, terapeuta i lektury uświadomiły mi z kim mam do czynienia, że się nie zmieni, że będzie gorzej i szkoda mojego życia. Potrafił tak wszystkimi manipulować by zrobić ze mnie najgorsza, że w końcu kiedy przestałam milczeć i mówić jak jest naprawdę to wszyscy nie dowierzali, że aż taki jest. Tyle razy zlekceważyłam to co mi mówiono o nim, to co sama widziałam, to jak mnie pierwszy raz uderzył w twarz, ciągle naiwnie wybaczałam i czekałam na zmianę, że się otworzy, że poznam człowieka z którym chciałam spędzić resztę życia, który zawsze mógł liczyć na moje zrozumienie, lojalność, szczerość, że wspólnie przez rozmowy przeniesiemy góry. Tak się nie stało bo tylko ja dawałam, padło tyle przykrych słów w pewnym momencie zaczęłam odpłacać tą samą monetą by wiedział jak to boli, kiedy mnie lekceważył, upadlał, obrzucał błotem kazałam mu się wynosić, źle się z tym czułam, ale myślałam,że za którymś razem opamięta się i już nigdy nie powiem tego, przeprosiłam go i powiedziałam co czuję i dlaczego uciekam się do ostateczności. W związku najważniejsza jest miłość, troska, szczerość, zrozumienie, lojalność, kierując się tymi zasadami tworzy się udany i trwały związek, mój był toksyczny bo nic z tego nie dostałam, a kiedy wszystko zniszczył uciekł do matki. Miarą miłości jest to jak długo o nią walczymy i ile jesteśmy wstanie zrobić by ją odzyskać. Ja już nie mam o co walczyć, bo moja miłość była jednostronna.
Każdy z nas zadaje sobie masę pytań i szuka odpowiedzi, ja jeszcze nadal walczę między sercem a rozumem, jestem już silniejsza, dzięki lekturą, a także historiami i uwierzcie rozumiem wszystkich. Dobrze wiem co znaczy szantaż emocjonalny, byłam nie raz szantażowana , że się zabije, próby wieszania, podcięcia żył, lub wypadek samochodowy jeśli nie dam szansy, wiem co to znaczy przemoc psychiczna przez poniżanie , wyzwiska, krytykowanie wszystkiego, porównywania, wyśmiewanie się, zdradzenie wszystkich tajemnic osobą trzecim, które powiedziałam w zaufaniu, by się także otworzył, by poczuł jak jest mi bliski, a on to wykorzystywał przy każdej awanturze by sprawić mi ból, sprowokować, tak długo aż nie płakałam lub przy nasileniu nie kazałam się wynosić, dopóki dopóty krew się nie poleje, nie poleci szyba wyrwie gniazdko ze ściany, porozrzuca rzeczy, przedmioty, w tym czasie najbardziej bałam się o życie mojej psinki, był nieobliczalny, a ona mnie broniła jak mogła, teraz kiedy jej już nie ma a wiedział jak cierpię to też wyśmiewał się z mojej żałoby , bo pies jest od pilnowania domu i przerobienia na smalec do wcierania na bóle nóg i uwierzcie tak naprawdę chciał zrobić jechać na wieś po psi smalec dla wujka,a za chwilę płakał, że tak jej mu brakuje, że żałuje, że z nią nie wyjeżdżaliśmy częściej, tylko my prawie wcale nie wyjeżdżaliśmy bo zmęczony, bo auto nie sprawne oczywiście tylko w weekend i dla mnie bo dla innych było paliwo i czas i sprawne. Weekend jak wracał do domu po tygodniu, dwóch lub miesiącu bo był w trasie wyglądał tak, że od progu piwo, rzucenie torb, laptop, tv, awanturka i spać, ewentualnie razem obiad i pójście do kościoła, ale z czasem chodziłam sama bo nie lubię obłudy. Seks raz na miesiąc, trzy miesiące, lub pół roku, ponoć nikt go tak nie pociągał nigdy jak ja, z czasem odechciało mi się bo po awanturze trudno jest się przestawić kiedy ból złość jest, mało tego przy okazji wykrzyczenia moich tajemnic przed jego synem powiedział, że go molestuje, więc przestałam wychodzić z inicjatywą. Bicie, szarpanie, wykręcanie dłoni, popychanie, zabieranie telefonu i groźby, że skasuje zdjęcia mojego pieska, raz mało mnie nie zabił uderzał moją głową o drzwi, piec, wykręcał ręce i popychał tak ,aż upadłam, raz centymetr dzielił od uderzenia skronią o kant komody, podniosłam się i poleciałam z deska od pracowania o mało nie przygniatając mojego psa, który mnie bronił, napisałam o tym jego siostrze w odpowiedzi porozmawiam z nim, ale nie wiem czy to coś da, koniec tematu. Jak ja na to wszystko reagowałam, na początku próbowałam wyjaśniać,prosiłam byśmy porozmawiali, szukałam pomocy u jego matki,mówiłam co mi przeszkadza, co sprawia mi przykrość, co bym chciała,wybaczałam i starałam się jeszcze bardziej, dbając o niego, ale ciągle było źle, gdy kupowałam mu jakieś rzeczy to chowałam do szafy by nie czuł się zawstydzony, gdy ubierał to pytał a ja to miałem, nawet buziaka nie dostałam, czy zwykłe dziękuje, nigdy nie usłyszałam dzięki za wyprasowanie, wypranie,czy kupienie, ale jak zwróciłam uwagę, ze to nie pasuje do tego lub że ładnie mu w tym czy tamtym to było, że dyktuję, że złota klatka, że nie jest niewolnikiem, ubezwłasnowolniony, że mam się odpierdolić. Nigdy nie słyszałam, że ładnie wyglądam, tylko uwagi ciekawe dla kogo tak się ubrałam, wkurwiają mnie dekoldy itp. z czasem straciłam poczucie własnej wartości, kobiecości, a kiedy stwierdził, że była jego była wyższa, szczupluteńka i miała większy cyc,a ja jestem tylko filigranowa, to się wkurzyłam, bo ja nie mam obiektywnej oceny , ale pytałam wiele osób o opinię nie mówiąc kim jest osoba na zdjęciu i nikt, ale to nikt żaden facet kijem by jej nie ruszył, owszem troszkę wyższa, budowa ciosana, twarz typowa chłopicha i kompletnie nie zadbana, jak on. Zalogowałam się na sympatii na tydzień, nie żebym kogoś szukała, czy flirtowała, wstawiłam jedno zwykłe zdjęcie legitymacyjne, po co by zobaczyć ile facetów napisze, taki test choć nigdy nie miałam problemu z powodzeniem, przy nim czułam się nikim, potwierdzenie swojej atrakcyjności nie sprawiło mi jednak radości, przyznałam się jemu i powiedziałam dlaczego to zrobiłam i nikomu nie odpisałam, co może sprawdzić, w tym czasie miałam okazję by się umówić w realu, nigdy nie byłam zainteresowana, nawet jak się rozstaliśmy na 5 m-cy, nie zdradziłam nawet psychicznie. Najgorsze to chyba było ta wieczna niepewność, jak będzie, co zrobić co ja mam zrobić, ale co bym nie zrobiła było źle, sprzątałam to było, że gosposi nie potrzebuje, nie sprzątałam to że nie potrafię ogarnąć mieszkania, sam nigdy nic nie robił nawet kubka po sobie nie umył, przez 4 lata parę razy odkurzaczem jeden dywan, jak miał w miarę dobry humor to porozmawiał i był spokojny wieczór i czasem seks.Kiedy szukałam pracy ciągle było źle i tylko na tyle cię stać , wymyśl coś,
Sam pracę zmieniał odkąd się znamy kilka razy, też wiecznie nie zadowolony, pracowaliśmy razem byłam jego z-cą , ale olewał i wyręczał się mną, tam też widziałam jak flirtował, nic nie mówiłam, szef zaczął mówić mi o jego zachowaniu zanim razem nie pracowaliśmy oraz o tym jak mnie traktuje, postawił warunek, że albo ja przejmę jego funkcję a on moją , albo nas zwolni, oczywiście nie zgodziłam się i broniłam go, również współpracownicy próbowali otworzyć mi oczy, ale ja wierzyłam tylko jemu, własny interes też nie wyszedł, też było źle, nie robił nic, a w efekcie poszedł do pracy, a ja zostałam się sama, kiedy znudziła się mu praca, wrócił by zniszczyć to co wypracowałam. Wyjazdy mój Boże pierwszy super,drugi i trzeci też, na samym początku, reszta to koszmar, planowane wyjazdy na które mnie namawiał po to, żeby na końcu zrezygnować, wyjazd do Berlina odwieź jego krewną na lotnisko, miała jechać jego siostra, ale coś wypadło, więc prosił bym jechała, pożyczyłam pieniądze na euro, prezent dla krewnej i prowiant na drogę, wieczorem telefon , siostra jak się dowiedziała, że mam jechać, zaraz mogła i by nie było miejsca dla mnie to jeszcze matkę i syna zabrała, ja nic nie powiedziałam, kolejny wyjazd w jego sprawie też prosił bym jechała bo nie chce beze mnie jechać, zgodziłam się, kiedy pozałatwiał swoje sprawy zaproponował by jechać zobaczyć gdzie pracuje jego była,odechciało mi się wszystkiego. Wiele było takich sytuacji, zmian planów. W końcu straciłam cierpliwość i zaczęłam mówić, że mam dość i nie będę dłużej znosić takiego traktowania, efekt kompletnie się odizolował, nie obchodziło go gdzie wychodzę i sam zaczął wychodzić, nic nie pomogło ani rozmowy, płacz, krzyk nic, nic nie mogłam zaplanować bo nie wiedziałam, czy pan będzie, jaki będzie miał humor, tyle było sytuacji, że książkę mogłabym napisać. wieczna huśtawka humorów, zaprzeczanie wszystkiemu, kłamstwa, tajemnice, zmiana nastroju miły, czuły za chwile agresywny, chamski, wulgarny lub odwrotnie, a później zdziwiony, że się nie odzywam lub mam pretensje.Związek z taką osobą to jak napisałeś chaos, terror, brak stabilizacji, brak poczucia bezpieczeństwa, więc dlaczego się nadal tkwi , bo jest się uzależnionym, bo się kocha,bo nie chce się uciekać tylko walczyć, bo wierzy się że ta osoba się zmieni. Ale już mam dość, już nie mam siły, ani cierpliwości, nie jest tego wart.
byłoby inaczej gdyby nie pisał że tęskni, kocha, brakuje mu mnie, ale on tak właśnie grał na moich uczuciach i emocjach. Awantura wyprowadzka, smsy żebym zdechła itp., a później że żałuje, przeprasza, że chciałby wszystko od nowa, teraz jest już ponad miesiąc od rozstania, jest mi ciężko, nie chcę zadręczać moich bliskich więc sama walczę ze swoimi myślami sercem i rozumem. Nikt tego nie zrozumie, kto sam nie siedział w takim związku. Zawsze byłam silna, dzielna,towarzyska, teraz unikam ludzi, jestem lękliwa,nic mi się nie chce, z zaplanowanych zajęć wykonuję 10%, wcześniej było jeszcze gorzej bo pisałam do niego mail lub sms, odpisywałam, po tym rozstaniu trzymam się , chyba coś we mnie pękło i choć nie wiem czy gdyby przyszedł jak bym zareagowała to ja kontaktu nie szukam.Jak przypomnę sobie święta, które planowaliśmy w górach, kazał mi coś poszukać parę dni przed choć mówiliśmy o tym od października, gdy zjechał do domu pierwsze kroki ponoć do matki pojechał, bo popsuł się samochód, dodam, że odległość taka sama i matka mechanikiem nie jest, napisał, że jak coś znajdę mam dać znać,znalazłam napisałam sms, czekam godz.20 nic, godz. 21 dzwonię nie odbiera, o 22 łaskawie oddzwania pytam dlaczego jeszcze nie ma go w domu odp. jestem u mamy bo co?, pytam dlaczego nie zadzwonił i uprzedził, czekam od 17 on, że nie musi się tłumaczyć, po 23 łaskawie się zjawia, ale drzwi były zamknięte nie wpuściłam go. Następny dzień smsy obwiniające mnie, że go nie wpuściłam i co z górami, napisałam ze z mama niech jedzie skoro po miesiącu nie widzenia się jest ważniejsza i tam go bardziej ciągnie, okazało się ze między czasie był w kraju ale ja o tym nic nie wiedziałam. święta spędziłam sama bo przez te jego nie zdecydowanie , miałam zaproszenie do siostry,znajomych, z mamą , ale ciągle nie wiedziałam bo raz jedziemy, raz nie jedziemy, raz się umawiam, a za chwilę mówię, ze jednak jedziemy, głupio mi było przed nimi, bo ileż można zmieniać zdanie to nie poważne tak traktować innych, ale ja taka głupia zawsze jego stawiałam na pierwszym miejscu. W Wigilię łaskawie po 14 dostałam zaproszenie ,że mogę przyjść do jego matki i z nimi spędzić , odmówiłam bo to jakaś kpina , łaski nie potrzebuję, poza tym w jakim charakterze przy stawianym pustym nakryciu, jego matka udaję tylko dobrą, kiedyś też zaprosiła szwagra córki i wszystkim o tym trąbiła, takie robi dobre uczynki, żeby wszystkim opowiadać. Po północy przywiozła go siostra, wpuściłam rozmawiamy, a on w ramach życzeń kocham cię, ale nie możemy być razem, odepchnęłam go od siebie i powiedziałam po to przyjechałeś?, wyszedł, ale za chwilę wrócił, może myślał, że sobie coś zrobię, święta to koszmar, zakończony rozstaniem. W Sylwestra kiedy jechałam z pracy postanowiłam , że zacznę bez niego, naprawdę pierwszy raz czułam, że jestem silna i to jest postanowione, ponieważ każdy Sylwester spędzałam w domu, bo mój piesek tak bał się strzałów, że dostawała padaczkę, pierwszy bez niej Sylwester chciałam uciec z domu, bo wiedziałam, że nie dam rady, przyjęłam zaproszenie do siostry, on pisał, że chciałby spędzić ze mną itd., ale odezwał się po 15 gdzie sklepy zamknięte, poza tym nawet jak się spędza w domu to coś trzeba przygotować, ale u niego to alkohol jest daniem głównym i wiedział, że nie chcę być w domu, bo to zbyt ciężkie. Napisałam maila , ze życzę mu wszystkiego najlepszego, że mam już dość takiego życia, z dnia na dzień, nic niezaplanowane, zrobione, że ten rok był najgorszy w moim życiu pod każdym względem, mam dość uśmiechania się do ludzi, którzy mnie ignorują, lekceważą itp. kiedy się szykowałam przyjechał, nie chciałam go wpuścić, ale w końcu zeszłam bo chciałam złożyć życzenia i rozstać się normalnie, prosił byśmy spędzili razem, powiedziałam, że mam plany, ale znów uległam, warunek był taki, że pójdziemy złożyć chociaż życzenia bo znów wystawiłam wszystkich, wyobraź sobie on powiedział,że poczeka w domu a ja mam iść sama, powiedziałam, że jak może jako facet pozwolić by kobieta sama w taką noc szła, gdzie pełno pijanych ludzi, że albo idzie ze mną, albo niech idzie w cholerę, jak szybko zaczęłam żałować, że znów uległam. Poszedł z wielką łaską, całą drogę obrażony, w drodze powrotnej wyśmiewał Sylwestra u siostry i wykręcił mi rękę, w domu dopił się ubliżał, płakał i tak w kółko, rano zastałam go śpiącego w kuchni, obsikał narożnik, nawet zbytnio nie poczuwał się do przeproszenia. Kolejne dni to moje łzy, potrafił się wydzierać z byle powodu, udowadniać swoje racje, kiedy zwróciłam uwagę dlaczego wyprał swoje żeczy, przecież zawsze ja prałam powiedział, żeby zdążyły wyschnąć ja na to że jedna bluza i spodnie, przecież ma inne, zaczął się wydzierać, że mam się odpierdolić, będzie chodził w czym chce, weekend jak zwykle przepłakany. W poniedziałek miał wyjechać, ja wróciłam z nocnej zmiany i co 20 min. dzwonił jego budzik tak do 9, nie wytrzymałam i mówię, że może nastawi na konkretną godzinę bo chciałabym pospać, ale miał to gdzieś, nadal robił na złość, kiedy wstał i miał wychodzić znów zaczął się wydzierać i w pewnym momencie chwycił się za serce i że mam mu pomóc, dać nospe albo coś, w pierwszej chwili myślałam, że udaje, bo ciągle coś mu było, to symulant i histeryk za matką i siostrą, chciałam wezwać pogotowie to się wydzierał czy mam pieniądze, że mam się odpierdolić, bo zdzieli mi pogrzebaczem, zerwał się i wyszedł. Wieczorem napisał, że ma zawał i jedzie do szpitala, oczywiście cały dzień spędził u matki, nikt nie raczył mnie powiadomić bo kim ja dla nich jestem. Zamiast do pracy poleciałam do szpitala, bo prosił, zabrałam rzeczy, poleciałam po zakupy i rzeczy do domu i znów do szpitala, ponieważ była to noc nie mogłam siedzieć na sali, więc siedziałam na korytarzu i pod szpitalem do 4 rano, wróciłam do domu, by poczytać w internecie o koronografii i lecieć znów do szpitala, by być przy nim bo się bał, oczywiście do wszystkiego upoważniona rodzinka, a ja ta głupia od usługiwania. W szpitalu był 3 dni, dzień wcześniej chciał bym przyniosła rzeczy, choć mówiłam, że przyjdę rano po pracy, zaniosłam i awantura bo zapomniałam żel do mycia, ja też powiedziałam , że przykro mi że nawet nie podał mojego nr tel., że lekarz pytał kim jestem żoną czy córką, kazał mi spieprzać do domu, obrócił się tyłem , gość który leżał vis`a vis uśmiechnął się do mnie i pokiwał głową, było mi wstyd i przykro, poszłam kupić ten żel i powiedziałam, że po tym jak mnie potraktował to koniec. na następny dzień przyszedł po szpitalu, wcześniej u mamusi po samochód , powiedziałam, że powinien parę dni odpocząć , poleżeć, a nie prowadzić, awantura, ze nie będę mówić co ma robić, agresja bo przestał palić, ja też palę , powiedziałam, że będę palić w kuchni by go nie drażnić, ale to nic nie dało. Następny dzień po nocce, położyłam się, spałam 5 godzin, awantura, ze głodny, zaczął palić w piecu, poszłam po wiaderko z węglem, bo nie chciałam by dzwigał,doleciał do mnie i zaczął dusić i wydzierać się, że nie jest ubezwłasnowolniony, niewolnik, zaczęły płynąć mi łzy i powiedziałam, że ma zabrać rzeczy i wyjść, znów doleciał chwycił za krtań, wyzywał od najgorszych, powiedział, że na kolanach powinnam go błagać by został, że nie wróci, żebym zdechła itp. wyszedł, poszłam zamknęłam drzwi i ryczałam , myślałam, że z żalu serce mi pęknie, pisał sms, że jeszcze nie odjechał więc może wrócić, że jest pod drzwiami mam otworzyć bo się źle czuje, otworzyłam spojrzał i powiedział, żebyśmy porozmawiali, ja że nie mamy o czym, widzę ze jesteś na nie, tylko pamiętaj , że to ja przyszedłem i pojechał. Pisał jeszcze parę smsów, ale nie odpisałam. Pisał,że myślał, że chociaż zapytam jak się czuje, odpisałam, ze jego też nie interesuje jak ja się czuje po tym co zrobił, później napisałam, czy może oddać moje rzeczy z garażu przyślę transport, wysłałam dostałam sms, ze mam sie cieszyć wolnością i swoimi meblami. Po paru dniach napisał, że mam mu dać dwie koszulę i sweter, bo nie ma pieniędzy, a do pracy szybko nie wróci, odpisałam, że spaliłam, a swoje rzeczy i część ode mnie powywoził więc o co mu chodzi, że wyrzucał nie raz te rzeczy, mówił, że w dupę mam sobie wsadzić lub dać innemu frajerowi, że nic nie chce, odpisał, że już mnie nie ma i nigdy nie byłam.
ile razy ja usłyszałam spójrz w lustro, gdzie jest twoja gloria itp. i itd. , ale z całym szacunkiem to on jest starszy o 14 lat, siwe włosy, zniszczona twarz, nie wypada o sobie pisać w achach i ochach, ale jestem jeszcze w miarę młoda, filigranowa i atrakcyjna, przy nim czułam się nikim, odbudować własną wartość jest bardzo ciężko, bo przez ten czas ten człowiek skutecznie niszczył wszystko, by sam się dowartościować. Jest mi ciężko nadal o nim myślę, tęsknie za tym człowiekiem którego poznałam i pokochałam, lecz jego nie ma, prawda jest inna jest to zakłamany, zakompleksiony, zmanipulowany przez rodzinne, toksyczny człowiek, który niszczy innych za swoje niepowodzenia życiowe.
Mamy inne wartości, niestety moi rodzice się rozwiedli, jego też i wiem co czuje dziecko, dlatego obiecałam sobie, że będę miała dzieci tylko z facetem , którego będę pewna, za wzór niedościgniony miałam i mam małżeństwo moich dziadków, w którym też były różnice zdań, ale zawsze była miłość, szacunek, nikt nie krzyczał i nie przekroczył granicy. nie ma ludzi idealnych, każdy ma wady i zalety, każdy popełnia błędy, ale ważna jest granica tolerancji, wypracowanie kompromisu, sposobu na drugą połówkę. Rozmowy są bardzo ważne o wszystkim, tylko tak można poznać drugiego człowieka. Ja od początku byłam szczera i otwarta nie mam i nie miałam tajemnic, mój eks zamknięty w sobie, pełen tajemnic, udawał kogoś kim nie jest. Po 1,5 miesiąca znajomości zaręczyliśmy się , po 3 zamieszkaliśmy razem, on nalegał na ślub i dziecko, jednak ja uważam, że trzeba się poznać, musi minąć czas zauroczenia, by być pewnym, że z tą osobą chcemy spędzić resztę życia, że składanie przysięgi to jest to co możemy dać drugiemu człowiekowi, bo jest najważniejszy w naszym życiu, a nie wypowiedzenie regułki. Zakładanie rodziny to ślub i dziecko, a nie dziecko i ślub. Dla moje eks jest odwrotnie, uważał, że może jak by było dziecko to nam by się lepiej układało. Dla mnie jest to nie do przyjęcia, żeby dziecko miało scalać i naprawiać związek, dziecko musi wiedzieć, że jest bezpieczne, czuć, że rodzice się kochają, dobrze, że nie straciłam resztki rozsądku i nie uległam, choć bardzo kocham i wszystko bym mu dała. Mam zasady, upokorzyłam się nie raz przed nim, ale nigdy nie zatrzymałabym faceta na dziecko, tak nisko nie upadłam. Poza tym jego teorie się nie sprawdziły, ma dwójkę dzieci dorosłych i jakoś z żadną z matek nie jest, nie był w życiu tych ludzi, kiedy się poznaliśmy nie utrzymywał kontaktów, twierdził, że przeszłość ma za sobą i pozamykał tamte rozdziały,ale od niedawna nagle zrobił się prorodzinny. Zamiast zadbać o nasz związek to on cofnął się i zaczął odbudowywać dawne relacje. Sam nie wie czego chce, nie zna hierarchii wartości, jest niedojrzały emocjonalnie. Rok temu jak się rozstaliśmy na 5 miesięcy, siedziałam w domu, czekałam, płakałam, pisaliśmy do siebie i właściwie był kontakt, kiedy wróciliśmy do siebie był obojętny, chamski, wulgarny i obojętny, o niczym nie szło z nim porozmawiać,stał się obcym człowiekiem. Teraz kiedy się rozstaliśmy odnowiłam dawne kontakty, poznałam nowych ludzi, wychodzę i nie siedzę w domu, chodzę na terapię. Oczywiście nadal go kocham, tęsknie i brakuje mi jego, ale nie takim jaki jest teraz, ale takim jakiego poznałam, wybaczyłam jemu i sobie, nie dam sobie wmówić,że to moja wina. Nie umawiam się na randki, bo nie potrafiłabym, nie jestem jeszcze gotowa.To moi znajomi przypomnieli mi jaką byłam kobietą, zaskakujące ile miłych rzeczy dowiedziałam się o sobie , jak mnie postrzegają inni, również terapia coś dała, dowiedziałam się jak toksyczny jest mój eks i jego rodzina, jak z silnej, wesołej, towarzyskiej kobiety, stałam się wrakiem. Dlatego muszę zawalczyć o siebie.
Na pierwszym spotkaniu wiedziałam , że jest już naście lat po rozwodzie i ma syna , ale o przeszłości nie rozmawiajmy i tyle, po jakimś czasie tak bez powodu zapytałam, ile ma dzieci? Zdziwiony zapytał czemu pytasz, no dwójkę. Wiedziałam, że nie utrzymuje kontaktu, kiedyś zapytałam, czy jedzie zawieź prezent na święta to mnie skwitował, żebym miał nóż w plecach. Dałam pomysł , żeby wyjechał na week z nimi to się poznają znów mnie wyśmiał. Zapraszałam setki razy by zaprosił do nas tego starszego ( młodszy mieszka w innym mieście) to co mi tak zależy, w końcu poznałam, zapraszałam na święta, wyprawiłam jego urodziny , namawiałam go na szkołę dla dorosłych obiecałam pomoc, pisałam pisma, kiedy przychodził do nas to ja siedziałam z nim w pokoju , a eks wychodził do drugiego pokoju. Proponowałam nocleg jak będzie miał nie wesoło w domu, załatwiłam pracę i wiesz co usłyszałam od eksa , odpierdol się, nie wpierdalaj się to nie twój syn itp, a synalek w szpitalu nawet cześć nie powiedział mi, a na ślub nie przysłał zawiadomienia, starałam się , by poprawił swoje relacje z rodziną, zapraszałam ich, on unikał siostry, kiedy poznałam ich bliżej i zobaczyłam jacy są naprawdę do niego do nas przyznałam mu rację i nie dziwiło mnie podejście to on paradoksalnie zmienił zdanie oni są wspaniali, a ja skłócam. Tylko jego siostra mieszka 15 min od mnie i przez 4 lata nie miała czasu zaprosić na kawę z rewizytą,a matka jak coś potrzebowała, albo na ostatnią chwilę. za to jego byłą gościły 2 tygodnie. oni są zdrowo kopnięci. Jedyny normalny to tam był jego nie żyjący ojciec i rodzina z jego strony, to normalne rodziny i normalni ludzie. Szkoda, że on nie czerpie z nich wzoru, tylko słucha się matki despotki apodyktycznej i pieprzniętej siostry, która karmiła 15 letniego syna, jeździ z nim na obozy śpiąc w namiocie, a z drugiej strony opowiada jemu sprawy dorosłych i traktuje jak partnera, ale mamusia popiera i z podziwu wyjść nie może jak ona wychowuje wspaniale. Co do niego to twierdzi, że małżeństwo to błąd młodości, a drugi związek to został wrobiony w dzieciaka. Ciekawe co o mnie będzie opowiadać.
Jak opowiadałam na terapii to terapeuta miał oczy jak 5zł i kiwał głową, wiesz on sobie nie da nic powiedzieć, więc niech sobie będzie z nimi, bo ja dłużej nie pozwolę siebie lekceważyć, ani też wchodzić w tyłek, uśmiechać się i tolerować tych ludzi. Dla nich nie ma żadnych świętości, zasad prócz ich własnych chorych i patologicznych, mają się za najmądrzejszych, reszta to plebs. Dzieci, rozwody to co potrafią i powielają. Eks jest dumny ze swojego synalka, który wpadł z ledwie poznaną dziewczyną, już się pobrali, znają się parę miesięcy. To jest chore. Sam ma takie doświadczenia, zamiast doradzić, żeby zamieszkali razem, poznali się, pobrali jak będą pewni, że się kochają i chcą być razem, to ten się cieszy. Dla mnie przysięga jest czymś najważniejszym, żaden szanujący się mężczyzna nie da swojego nazwiska ledwie poznanej kobiecie, która poszła od razu do łóżka, ani też szanująca kobieta nie idzie tak szybko i chce być pewna i dumna z przyjętego nazwiska po mężu. My co tu jesteśmy wiemy co znaczy kochać, lecz nie wiemy co to znaczy być kochanym, dostaliśmy namiastkę miłości i dlatego tęsknimy i cierpimy, zrobilibyśmy wszystko dla paru takich namiastek, a przecież zasługujemy na cały pakiet. Szukałam odpowiedzi, przyczyny w sobie, w rozmowie z księdzem usłyszałam , a co on ci dał? jaki dowód miłości masz z jego strony? Terapeuta stwierdził, że to nie ja muszę chodzić na terapię, bo moje zachowania są naturalne, mam zdrowe podejście do związku, wiem czego chcę, błędem jest brak konsekwencji np. kiedy wyrzuciłam go raz nie powinnam dać drugiej i kolejnej szansy, powinnam przyłożyć mu raz czym popadnie skoro traktował mnie jak równego sobie. Koleżanki i koledzy nie chcą już słuchać o tym, że tęsknie czy mi brakuje jego i tak pozostaje mi być samą z własnymi myślami i tu się wyżalić i poradzić.
Eks wysłał mi niedawno piosenkę, bo chciał mnie uświadomić, że wina leży po obu stronach, odpisałam, że zgadzam się, ale nie bez znaczenia były osoby trzecie, których się radził i użalał. Ja do teraz nie wiem co ma mi do zarzucenia, nigdy nie potrafił powiedzieć co mu przeszkadza, co by chciał bym w sobie zmieniła, tylko wydzierał się spójrz w lustro, a ty, gdzie twoja gloria, gdyby potrafił jasno wyrażać swoje zdanie, emocje , ale on chyba sam nie wiedział o co się czepia. Chciał, żebym zerwała kontakt z wieloletnim przyjacielem rodziny, zerwałam, chciał żebym nie szła do jakiejś pracy, szukałam innej to co jasno komunikował zmieniałam. Ja chciałam rozmawiać i jasno mówiłam co mi przeszkadza, boli, denerwuje, sprawia przykrość, ale jak grochem o ścianę. Byłam nawet u jego mastki, chciałam żeby mi coś doradziła, opowiedziała o nim, pomogła, ale to był największy błąd jaki zrobiłam, ona opowiadała mi o sobie, swojej wspaniałej córeczce, a jego skwitowała w jednym zdaniu. Doradziła, że lepiej się rozstać skoro tak jest, chociaż mówiłam jej że bardzo go kocham i nawet popłakałam się przy niej. Przy eksie zmiana o 180 stopni przeproście się i pogódźcie. Od jego siostry usłyszałam, że nie twierdzi , że się nie zakochał, ale wie jaki on jest i żebym sobie przemyślała. W czerwcu zadzwonił i pyta co u mnie więc odp. dobrze dziękuje, a co u mojej siostry bo w sierpniu ślub bierze, ja że tak , ale za rok i zaczeło się, że za rok dopiero, bo u mnie w rodzinie to wszyscy tak zaczynają , najpierw mieszkanie, później ślub, więc mu dałam ripostę,że u niego najpierw dzieci, on mi na to, że on mojej siostrze wróży dwa lata, a jego syn to raczej już do końca, bo to nadzwyczajna para. Więc mu mówię, że ledwie się znają więc nic dziwnego, że jest dobrze i życzę by tak zostało, on dalej ciągnie temat więc mówię, że po roku znajomości będą mieli dziecko i pół roczny staż małżeństwa i nie chcę już o tym rozmawiać, bo mam inne zdanie. Więc uniesionym tonem usłyszałam na razie i się rozłączyłZnowu dałam się wciągnąć w jego gierki, powiedział ,że oni to zaplanowali bo przyrzekli sobie, że będą razem, nie wiadomo czy śmiać się czy płakać na jego podejście do życia. Pisałam z nim jeszcze parę sms-ów, które utwierdziły mnie tylko, że się nic nie zmienił, nic nie przemyślał i zrozumiał, nadal jest agresywny.
ex zaczął wyśmiewać związek mojej siostry, który jest budowany klocek po klocku tzn. poznali się, spotykali, teraz od ponad roku razem mieszkają, sami uzbierali na wesele, razem spłacają kredyt na mieszkanie, wspierają się, szanują podjęli świadomie decyzję o ślubie, a nie przez wpadki i inne presje. To jest dla mnie dojrzałe, świadome i na mocnych fundamentach, a on że daje najwyżej im 2 lata. Myślę, że przejawia przez niego zazdrość, wywołana jest tym, że widzi u swojego syna podobieństwo do siebie i swoich wyborów, a że finał zna to nie chce by historia się powtórzyła. Powiedziałam jemu, że ja im życzę dobrze i zakończymy temat, bo mam inne zdanie i wartości. To, że on ma niewyleczone emocje, i teraz chcę innego zakończenia przez podobieństwo to niech żyje w chorych wyobrażeniach, ale po cholerę miesza w to moją siostrę i wyżywa się na mnie, przez swoje obawy i frustracje obraża mnie i atakuje. Nie twierdzę, że związek taki nie przetrwa, tylko uważam, że się nie znają dobrze, bo trudno mówić o znajomości po paru miesiącach w fazie zauroczenia, a wpadka nie jest domeną dojrzałości i odpowiedzialności. Zresztą mój eks dowiedział się tą cudowną nowinę w szpitalu leżąc na zawał, wiadomo, że pierwsza doba jest decydująca, ten go chciał chyba dobić, mówiąc mu o tym w takim momencie.
Ostatnio czytałam stare sms i przerabiałam wszystko od początku, jestem typem analityka lubię wiedzieć na czym stoję, dlaczego ktoś tak postępuje , wiem, że nie powinnam drążyć tematu i przyjąć bolesne fakty, tylko nie potrafię. Wolę najgorszą prawdę, ale prawdę. Podpuszcza tekstami piosenek, a jak człowiek złapie haczyk, to obrót o 180, że on nie będzie płynął pod prąd wbrew logice, to czego chcesz człowieku do cholery? pytam się grzecznie. Witaj zasmucona, mój eks też jest kierowcą, wiele razy słyszałam podobne bzdury i wiesz z czasem myślę, że to może on chciał się usprawiedliwić przed sobą i sam miał coś na sumieniu, kiedyś tak mu ufałam, że dałabym sobie rękę odciąć, że jest mi wierny, teraz myślę, że nie był, teraz docierają do mnie słowa jakie wykrzykiwał np. myślisz, że jesteś jedyna, kiedyś próbowałem, ale nie wyszło tak powiedział, a później śmiał się z tego i powiedział, że tak specjalnie powiedział, na początku też widziałam jak się zachowuje wobec innych kobiet, teraz nazywam to flirtem. Jak odróżnić ,że on nadal mną manipuluje od tego, ze może jednak zrozumiał i kocha? w lipcu dostałam parę sms i telefon, w nd też dzwonił nie odpisałam i nie odebrałam, nie ukrywam, że było mi łatwo. Pisał czy jestem w domu, jak minął mi wieczór, że pieniądze nie są najważniejsze jak mówiłam, że wakacje są nam potrzebne, czy pamiętam naszą ławeczkę, że udaje że mnie nie ma. Walczyłam by nie ulec i nie odpisać, odebrać, wciąż go kocham.
tak i to jest właśnie to brak szacunku do samej siebie. ja też to samo miałam. walczyłam słownie ale w myślach walczyłam ze sobą. czułam się przy nim jak brzydka żaba, na imprezach oglądał się za innymi mnie nie widział jak się starałam wyglądać dla niego zniewalająco .... masakra. w łóżku byłam jak dziki kot by go zadowolić i tylko wtedy mogłam liczyć na słowa miłości .... ehh
Czytam co piszesz i jakbym siebie widziala ... Jestem od 6 miesiecy po odejsciu z toksycznego zwiazku ... Bol ,cierpienie i zal o to ,ze moglam dac sie tak traktowac ,sponiewierac w oczekiwaniu za odrobine milosci ktorej i tak nie czulam z jego strony ... A teraz walcze z depresja z brakiem wiary w siebie ... Czuje sie poprostu beznadziejna (( i duzo moge tu jeszcze opowiadac bo wiele przeszlam przez ten zwiazek oraz przez te miesiace kiedy odeszlam...
Oszukana 2, zgodnie z Regulaminem Forum pisanie postów jeden stanowi jego naruszenie. Jeśli chcesz coś dopisać, użyj funkcji „edytuj”. Ty nie złamiesz zasad, a my będziemy miały mniej pracy. Równocześnie proszę o zapoznanie się z regulaminem i stosowanie do jego zapisów.
Z góry dziękuję i pozdrawiam, Olinka
Ostatnio czytałam stare sms i przerabiałam wszystko od początku, jestem typem analityka lubię wiedzieć na czym stoję, dlaczego ktoś tak postępuje , wiem, że nie powinnam drążyć tematu i przyjąć bolesne fakty, tylko nie potrafię. Wolę najgorszą prawdę, ale prawdę. Podpuszcza tekstami piosenek, a jak człowiek złapie haczyk, to obrót o 180, że on nie będzie płynął pod prąd wbrew logice, to czego chcesz człowieku do cholery? pytam się grzecznie. Witaj zasmucona, mój eks też jest kierowcą, wiele razy słyszałam podobne bzdury i wiesz z czasem myślę, że to może on chciał się usprawiedliwić przed sobą i sam miał coś na sumieniu, kiedyś tak mu ufałam, że dałabym sobie rękę odciąć, że jest mi wierny, teraz myślę, że nie był, teraz docierają do mnie słowa jakie wykrzykiwał np. myślisz, że jesteś jedyna, kiedyś próbowałem, ale nie wyszło tak powiedział, a później śmiał się z tego i powiedział, że tak specjalnie powiedział, na początku też widziałam jak się zachowuje wobec innych kobiet, teraz nazywam to flirtem. Jak odróżnić ,że on nadal mną manipuluje od tego, ze może jednak zrozumiał i kocha? w lipcu dostałam parę sms i telefon, w nd też dzwonił nie odpisałam i nie odebrałam, nie ukrywam, że było mi łatwo. Pisał czy jestem w domu, jak minął mi wieczór, że pieniądze nie są najważniejsze jak mówiłam, że wakacje są nam potrzebne, czy pamiętam naszą ławeczkę, że udaje że mnie nie ma. Walczyłam by nie ulec i nie odpisać, odebrać, wciąż go kocham.
a za co go kochasz?
bez serca napisał/a:tak i to jest właśnie to brak szacunku do samej siebie. ja też to samo miałam. walczyłam słownie ale w myślach walczyłam ze sobą. czułam się przy nim jak brzydka żaba, na imprezach oglądał się za innymi mnie nie widział jak się starałam wyglądać dla niego zniewalająco .... masakra. w łóżku byłam jak dziki kot by go zadowolić i tylko wtedy mogłam liczyć na słowa miłości .... ehh
Czytam co piszesz i jakbym siebie widziala ... Jestem od 6 miesiecy po odejsciu z toksycznego zwiazku ... Bol ,cierpienie i zal o to ,ze moglam dac sie tak traktowac ,sponiewierac w oczekiwaniu za odrobine milosci ktorej i tak nie czulam z jego strony ... A teraz walcze z depresja z brakiem wiary w siebie ... Czuje sie poprostu beznadziejna
(( i duzo moge tu jeszcze opowiadac bo wiele przeszlam przez ten zwiazek oraz przez te miesiace kiedy odeszlam...
Ja jestem trzy miesiące po ... i też się tak czuję.
Dużo zrozumiałam przez ten czas od ostatniego spotkania chociaż nadal tęsknię za iluzjom .
Poczucie godności musimy same w sobie odzyskać ... bo to my najgorzej o sobie myślimy NIKT WIĘCEJ
Cześć dziewczyny, dołączam się do Was.
Na zmianę czytam wątek na bieżąco + zaległości sprzed paru lat, jestem dopiero na roku 2011. Jak dobrze, że po latach włóczenia się po terapiach, terapeutach, a 2 razy nawet do psychiatrów, w końcu odkryłam, co mi dolega. Jestem na końcu książki Robin Norwood "Kobiety, które kochają za bardzo" i już zabrałam się za pobieranie kolejnej lektury "Nie zależy mu na Tobie". Pobieram lektury ze strony chomikuj.pl. Widzę, że niekochana 72 jest już nieaktywna, i wcale się jej nie dziwię, wiec książek nie może podsyłać.
Przebywam za granicą z 19-miesięcznym dzieckiem, mieszkam już sama. Największy ból to brak na razie w moim otoczeniu zdrowych jednostek, ciężko nawiązać jest jakąś wartościową znajomość, tęsknię za ludźmi, znajomymi i rodziną oczywiście. Myślę, że jak pójdę do szkoły i pracy, to być może znajdę jakiś wartościowych znajomych i będzie raźniej, do tej pory niestety nie spotkałam ludzi, z którymi chciałabym dalej utrzymywać jakiś bliższy kontakt.
Zapytam może - co Wam najbardziej pomogło w drodze zdrowienia? Czy stosowałyście się do każdego punktu z książki "Kobiet, które..."? Mnie największą teraz trudność sprawia rozwój duchowy oraz uniezależnienia się od mojego męża, a także nie mogę chodzić na mityngi DDD oraz uczestniczyć w terapii, gdyż nie znam języka na tyle dobrze. Pozdrawiam serdecznie i ściskam z wielkim takim HUUUG i uśmiechem ogromnym! To sukces, dziewczyny, to forum, ta wiedza, książki, połowa sukcesu już za nami - wiemy, co nam jest, teraz do roboty! :-D
tak naprawdę to uważam, że kocha się nie za coś, tylko tak po prostu.
Szlag mnie trafia, że nie potrafię się uwolnić od myśli o nim, tęsknoty i dlatego tu jestem. pozdrawiam
tak naprawdę to uważam, że kocha się nie za coś, tylko tak po prostu.
Szlag mnie trafia, że nie potrafię się uwolnić od myśli o nim, tęsknoty i dlatego tu jestem. pozdrawiam
Oni nas nie kochali tak po prostu ... trzeba to sobie uświadomić i żyć Koniec okłamywania się
tak naprawdę to uważam, że kocha się nie za coś, tylko tak po prostu.
Szlag mnie trafia, że nie potrafię się uwolnić od myśli o nim, tęsknoty i dlatego tu jestem. pozdrawiam
Czyli tak po prostu kochasz kogoś kto cię krzywdzi, olewa, nie szanuję? Oczywiście milośc jest bezinteresowym aktem oddania się drugiej osobie ale nie może istnieć bez poczucia sprawiedliwosci. W innym wypadku tak naprawde nie jesteś kochana tylko wykorzystywana....egoistycznie.
Kocha się drugiego człowieka za to że jest dobry, że daje nam poczucie bezpieczeństwa, że przy nim się rozwijamy, że nas nie krzywdzi, że uwzględnia nasze potrzeby, że szanuje mnie jako człowieka etc etc. Kochac bezinteresownie możesz dziecko a nie dojrzałego faceta, który ma mentalność dziecka. Tu tkwi problem w rozumowaniu miłosci.
post obraźliwy, poniżej poziomu forum - usunięte przez moderatora
MAJTEK skąd się tacy kretyni jak ty biorą ...
Witam Was wszystkie dziewczyny :-)
Czy ktoś tu jeszcze zagląda. .
Właśnie dziś trafiłam na to forum i po przeczytaniu kilku stron zdiagnozowalam i siebie jako kochającą za bardzo :'( cóż lepiej późno niż wcale..
Mam takie pytanie.. czy którejś z Was udało się uratować trwający związek? ?? Bo jestem na etapie powolnego rozpadu małżeństwa z tym ze nie uważam mojego męża za ostatniego dupka - przynajmniej na chwile obecną ;-) może jak przeczytam wszystkie Wasze historie tak też go nazwę ale narazie uważam ze mamy poważny kryzys a on powoli nie daje sobie rady z naszymi problemami. .. pozdrawiam i czekam na odzew.. wtedy opiszę naszą obecna sytuacje.. buziaki
Matroska nie wiemy, dlaczego Twoje małżeństwo się rozpada. Jak zapewne zauważyłaś, w tym wątku wypowiadają się głównie osoby, które doświadczyły przemocy psychicznej lub nie potrafiły zaakceptować odejścia partnera. Dlatego trudno cokolwiek napisać na temat Twojej sytuacji.
Mi się "udało uratować związek" na kilka miesięcy. Teraz wiem, że to jak reanimacja trupa. Ale każda historia jest inna.
Dlaczego małżeństwo mi się rozpada??
Tak w skrócie to właśnie dlatego ze kocham za bardzo i w konsekwencji pozwoliłam sobie na zachowanie męża którego zaakceptować nie mogę :-( a jednocześnie nic z tym nie robie.. mówię, strzelam fochy, szantazuje a skutku nie przynosi :-( bo niby czemu miałoby przynieść skoro jestem Nie konsekwentna?? Nie szanuje samej siebie to i on przestał mnie szanować. . Tak się ratujemy juz jakiś rok..
Mówię że przestał bo niby nigdy nie był wylewny ale kiedyś mówił i okazywał uczucia, zainteresowanie, w ramach rozsądku miałam na niego wpływ chociaż to twardy charakter i jak chciał to stawiał na swoim a ja od zawsze nic na to poradzić nie mogłam. .
Strony Poprzednia 1 … 394 395 396 397 398 … 405 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024