Witaj lulka80. Jeśli uważnie będziesz czytała wątek ,znajdziesz dziewczyny na swoich blogach,już wyzwolone ,spokojne i szczęśliwe.
Dotarcie do siebie i zrozumienie pewnych określonych zasad,że nie facet w życiu daje szczęście ,tylko my same ,zajmuje dużo czasu.
Nie jesteśmy niczyimi własnościami ,ale odrębną jednostką i to my same szukamy rzeczy i chwil ,które nam dadzą to szczęście.Sama po
długotrwałym związku w końcu dojrzałam do tego ,aby odnależć siebie.Wiem ,jak to jest trudnym zadaniem dla KKZB i do tego współuzależnioną i jeszcze ofiarą przemocy domowej.Dojrzałam do tych jakże trudnych decyzji i powiedziałam sobie dość tego.Moja walka ze sobą trwała prawie
trzy lata .Teraz chodzę do psychologa ,na grupę wsparcia,bo wiem ,że sama z moimi przeżyciami sobie nie dam rady i zaczynam inaczej wszystko
postrzegać.To jest moja własna walka.Ja chcę żyć szczęśliwie ,w spokoju i godnie.Już nigdy nie pozwolę się znieważać i poniżać.Uczę się
niby prostych rzeczy ,ale jak by dla mnie nie znanych.Stawiania granic ,asertywności i kochania siebie.Strasznie to trudne zadanie ,ale
możliwe i właśnie między innymi u Mai można się dalej rozwijać i uczyć.
Pozdrawiam Was serdecznie i życzę ,abyście najpierw myślały o sobie ,a potem o facecie.
25,351 2014-10-12 21:04:39
25,352 2014-10-13 17:49:35
Oh Jana to wszystko jest takie trudne ja dopiero ze 2miesiace temu zdlalam sobie sprawe z tego, ze jestem kkzb i z jednej strony sie ciesze, ze juz wiem ale z drugiej jak sobie pomysle ile pracy nad soba jest przede mna to mnie to przeraza. Zawsze sie uwazalam za osobe dobra, pomocna, troszczylam sie o wszystkich a sobie tyle szkod narobilam. No coz uczymy sie cale zycie. Jano a masz moze adres bloga Mai, zanim doczytam w watku moglabym juz tam zajzec. Pozdrawiam wszystkie kobietki i zycze wam duzo sily!
25,353 2014-10-14 16:30:17
Witaj lulka80 ,blogi warte czytania to ;Terapia przez pisanie .Moje dwie głowy i tam się doczytasz reszty.Bardzo mądrze dziewczyny piszą.
A walka ze sobą jest strasznie trudna i mozolna.Wiadomo ,że najciężej jest nam myśleć o sobie ,ale można się tego nauczyć .czytaj czytaj,
załóż sobie pamiętnik i przelewaj na papier wszystko,to bardzo pomaga .
Trzymaj się dziewczyno.
25,354 2014-10-16 22:54:13
Witajcie Netkobiety
Jestem nowa, choć zaglądam tu czasami. Szukam wsparcia, moja historia jest pogmatwana tak samo jak i ja sama. Otóż jestem mężatką od 12 lat, mam dwójkę wspaniałych dzieci, moje małżeństwo się rozpada...już od bardzo dawna, ja nie mogę sobie z tym poradzić. Mąż był moją pierwszą miłością, ja zakompleksiona dziewczyna, poznałam swojego księcia z bajki, pokochałam od razu. Było dobrze, gdy pojawiły się dzieci, czar prysnął, zaczęły się problemy, emocjonalna oziębłość, brak wspólnych spraw, tematów, każdy miał swoje życie przez kilka lat. Pogubiliśmy się i odsunęliśmy od siebie, nasza wspólna wina.
Ponad rok temu mąż powiedział, że mnie nie kocha, że chce odejść, Ja, kobieta kochająca za bardzo, nie potrafiłam tego przyjąć, błagałam go, prosiłam, poniżałam się do granic możliwości, on ciągle twierdził, że mnie nie kocha i że chce rozwodu, jednak nie składał pozwu (tłumacząc potem, że nie miał pieniędzy). W końcu zaczął mnie zdradzać, powtarzał mi tysiąc razy, że nie kocha mnie a tamtą, a ja mu na to pozwalałam, płakałam, tłumaczyłam się, błagałam. Ale ja i dzieci dla niego nie istnieliśmy. Nie mogłam już w końcu znieść tego, złożyłam pozew, wyprowadziłam się do innego miasta. Zaczynałam żyć normalnie, cicho, bez tych huśtawek emocji, bez słuchania ciągłych pretensji i wmawiania mi winy.
Po miesiącu mąż przyjechał błagał o szanse i nasz powrót, obiecywał zmiany, zerwanie z kochanką itp. Po moim powrocie spełnienie obietnic stało się zbyt trudne i znów zaczęła się emocjonalna masakra.
Ja nie potrafię się od niego odciąć, choć wykańczamy się nawzajem, ciągle mam nadzieję, że zrozumie, że się zmieni, a on jest jak w hipnozie. Jak mantrę powtarza, że to ja zepsułam nasz związek, obwinia mnie. A ja ciągle chcę ratować to małżeństwo naprawiać, choć psychicznie już jestem na skraju wyczerpania. Mam przekonanie, że go kocham i że damy radę, a on jest taki obcy, pogrążony w żalach i pretensjach do mnie, nawet za zdradę obwinia mnie, bo to było jego wołanie o pomoc i zwrócenie uwagi na niego.
Chodzę do psychoterapeuty, skutki średnie, nie mam własnego życia, to on zawsze był moim centrum. Jest praca, dzieci, dom. Nie mam hobby, nie mam pomysłu na siebie i na swój czas.
Pogubiłam się strasznie, strasznie cierpię przez postawę męża. Nie wiem co robić, jak się uwolnić, jak zacząć żyć tylko dla siebie i dzieci.
proszę pomóżcie, dodajcie otuchy...
25,355 2014-10-16 23:42:30
tea78, chcesz naprawiać swoje małżeństwo? SAMA? Przecież Twój mąż od dawna mówi, pokazuje, udowadnia, że o żadnej naprawie nie myśli. Sama stwierdzasz, że jest coraz bardziej obcy, coraz bardziej obwinia Cię o wszystko.
OBUDŹ SIĘ! Twego związku już nie ma, nie ma też człowieka, w którym się zakochałaś. Ten facet mieszkający z Tobą jest innym człowiekiem. Przejrzyj na oczy i przestań się oszukiwać.
Co będzie, gdy on odejdzie?
Spokojne życie, bez złudzeń, bez niepotrzebnej szarpaniny, bez zawieszenia na nim. Życie, gdzie sama będziesz podejmowała swoje decyzje bez przyglądania się jego minie. Życie, gdzie wreszcie staniesz się dojrzałą kobietą (nie przestraszoną dziewczynką), gdzie będziesz dbała i rozpieszczała siebie.
Jest się czego bać.
25,356 2014-10-18 20:54:13
Wiem, sama nie dam rady niczego uratować. Mąż twierdzi teraz, że mnie kocha i że chce ratować związek,ale to sa tylko słowa, nie robi zbyt wiele. Najgorsze dla mnie to, że uważa swoją byłą kochankę za swoja przyjaciółkę, mówi, że tylko z nią mógł zawsze szczerze porozmawiać, że nie zamierza zrywać z nią rozmów na gruncie prywatnym (bo służbowo jest jej szefem). Ja nie jestem w stanie zaakceptować jej, on nie potrafi tego zrozumieć. Twierdzi, że potrzebuje z nią rozmów i to jest jego egoistyczne podejście.
Krzywdzi mnie wciąż soją postawą, a gdy mu o tym mówię, robi się awantura, i znów ja jestem temu winna. Czuję, że jestem w toksycznym związku, ale nie potrafię się uwolnić..tak bardzo bym chciała żyć normalnie, z moimi dziećmi, ale wciąż go kocham, boje się tez samotności (choć już od bardzo dawna jestem samotna).
25,357 2014-10-18 22:42:09
Ja, kolejna kochająca za bardzo. Przyczepiam się, choć nie potrzebuję zbytniej rozkminki. Chcę tu być, cierpię, ale chcę przestać. Chcę być kobietą i kochać normalnie i być kochaną też normalnie:)
25,358 2014-10-18 23:22:24
A u mnie nadal źle.
Skończyłam poprzedni związek, konsekwentnie i do końca. Nie odpowiadając na ostatnie, sprzed paru dni, próby kontaktu.
Jednak mam koszmarny strach przed kolejnym związkiem. Usłyszałam, że jestem kochana, jednak tak bardzo się boję, że to za szybko i że znów będę kochała za bardzo. Płaczę w swojej bezradności zawieszona między potrzebą i byciem kochaną a strachem przed samą sobą.
25,359 2014-11-05 10:09:36
Cześć dziewczyny,
jestem kobietą kochającą za bardzo. Od dawna ta myśli była w mojej głowie, ale przyszedł czas żeby zmierzyć się ze swoją chorobą. Z uzależnieniem od partnera, nie tego konkretnego tylko w ogóle od partnera, od tego żeby był.
Jestem na świeżo po przeczytaniu książki Nowrood Robin "Kobiety które kochają za bardzo". Strzał w dziesiątkę.
Nie pochodzę z patologicznej rodziny, nie było w niej molestowania, alkoholizmu, konfliktów z prawem czy narkomanii. Ale była nieprzystępna emocjonalnie mama, nieprzystępna tylko dla mnie z konkretnego powodu - byłam wpadką w dojrzałym wieku rodziców. Mama chciała ciążę usunąć, tata powiedział, że jak dziecko jego to się nie zgadza a jak nie jego to może robić co chce. No i wyszło, że jego, z resztą podobieństwo takie, że by się nie wyparł
Odkąd pamiętam, zawsze starałam się walczyć o miłość mamy. Dla taty byłam oczkiem w głowie. Ale brakowało mi Jej. Bił od Niej w moją stronę chłód emocjonalny, dystans wobec mnie i brak miłości (przynajmniej brak okazywania jej mnie, swojej córce). Im bardziej mnie od siebie odsuwała tym bardziej do Niej lgnęłam i starałam się robić wszystko, żeby mnie pokochała. Wobec ojca z resztą także często była zimna, obojętna, robiła "ciche" nawet nie dni a tygodnie zrzucając na Niego wszystkie obowiązki domowe. Zamykała się w pokoju i zatapiała się na te dni lub tygodnie w krzyżówkach, serialach, pasjansach. To tata z reguły wyciągał rękę na zgodę, bez względu na to kto zawinił.
No i właśnie życie w takiej rodzinie okazało się "moją skazą". Powielam schemat postępowania rodziców w życiu dorosłym.
W tym swoim dorosłym życiu ja jestem na miejscu swojego taty a partner jest moją mamą.
Robin świetnie opisała schematy postępowania. W obawie przed porzuceniem staram się być partnera "kołem ratunkowym". Jeszcze zanim poprosi o pomoc ja już problem załatwiam. Staram się kontrolować jego decyzje, narzucam swoją wolę, staram się go zmienić pod siebie - staram się zrobić wszystko, żeby nie był taki jak moja mama. Robię to, ponieważ nie akceptuję siebie, ponieważ mam gdzieś w głowie ten schemat - mama mnie nie kochała więc zrobię wszystko żeby on mnie kochał. A to tak nie działa. Do tej pory sądziłam, że jak podejmę walkę ze swoją chorobą to będzie to oznaczało definitywny koniec tego związku. Po przeczytaniu lektury już wiem, że może się tak stać, ale nie musi. A jeżeli się stanie, to ja, zdrowa osoba przejdę w sposób zdrowy to rozstanie, co oznaczało będzie nigdy więcej powrotów do tego co było.
Tak więc jestem tutaj. Po wsparcie, po potrząśnięcie mną, gdy zobaczycie że reaguję histerycznie, niedojrzale, beznadziejnie. Bo tak reaguję. Sama również okaże Wam wsparcie, bo wiem jak ta choroba wyniszcza wnętrze, jak niszczy psychikę, jak obniża poczucie własnej wartości, jak prowadzi do zalążków depresji jeśli nawet nie samej choroby.
25,360 2014-11-06 00:18:54
Uzależnienie od miłości jest czymś tak silnym, że nie da się opisać. Wyrywanie się ze szpon uzależnienia jest chyba najgorszym, najcięższym i najtrudniejszym elementem mojego życia. Nie wiem , kiedy to się skończy....to trwa, wciąż wobec jednego faceta. To chore! By to zwalczyć, by zwalczyć ten ból w klatce, w sercu, w głowie, w umyśle ...trzeba bardzo dużo sił, chęci, odwagi i nie wiem czego jeszcze. Najgorzej, kiedy wydaje się, że już jest dobrze, już daję radę, kiedy uśmiecham się między ludźmi udając przed samą sobą, że wszystko już jest dobrze, a wieczorem, albo kilka razy w ciągu miesiąca wszystko wraca jak bumerang. Chce się wrzeszczeć, wyć, ryczeć, a to i tak do niczego nie prowadzi
Gdybym mogła wyciągnąć "tą" szufladę z głowy z myślami o nim, gdyby tylko tak się dało......
Rozumiem teraz alkoholików, hazardzistów i innych, rozumiem.
25,361 2014-11-06 00:22:08
Udawać, że wszystko jest dobrze? Udawać przed sobą? W jakim celu?
25,362 2014-11-06 10:26:14
Uzależnienie od miłości jest czymś tak silnym, że nie da się opisać. Wyrywanie się ze szpon uzależnienia jest chyba najgorszym, najcięższym i najtrudniejszym elementem mojego życia. Nie wiem , kiedy to się skończy....to trwa, wciąż wobec jednego faceta. To chore! By to zwalczyć, by zwalczyć ten ból w klatce, w sercu, w głowie, w umyśle ...trzeba bardzo dużo sił, chęci, odwagi i nie wiem czego jeszcze. Najgorzej, kiedy wydaje się, że już jest dobrze, już daję radę, kiedy uśmiecham się między ludźmi udając przed samą sobą, że wszystko już jest dobrze, a wieczorem, albo kilka razy w ciągu miesiąca wszystko wraca jak bumerang. Chce się wrzeszczeć, wyć, ryczeć, a to i tak do niczego nie prowadzi
Gdybym mogła wyciągnąć "tą" szufladę z głowy z myślami o nim, gdyby tylko tak się dało......
Rozumiem teraz alkoholików, hazardzistów i innych, rozumiem.
Wydaje mi się, że pierwszym krokiem do podjęcia walki z tą chorobą to własnie nie udawanie przed nikim a już zwłaszcza przed sobą. Bo jesli udajemy, że jest dobrze to ... nie jest dobrze.
Wiem, że to kotłowanie myśli jest złowrogie, że nas wyniszcza, naszą psychikę. Nakręcamy się jeszcze bardziej. Dopiero jak emocje opadną sama zastanawiam się co ja robię? Po co mi to? Po co po kłótni wydzwaniam albo pisze sms'y? I paradoksalnie uświadamiam sobie, że dzwonie, piszę po to, żeby wiedzieć że on mimo kłótni jest ze mną. Idiotyczne prawda? Działa schemat z dzieciństwa, o którym wspomniałam. I jak sobie uświadamiam, że to własnie jest to - potrafie nad tym zapanować i się ogarnąć. Ale nie zawsze to sie udaje niestety, ale co raz częściej:)
Liwia byłas u psychologa? Wiesz jakie jest podłoże Twojej choroby?
25,363 2014-11-06 17:24:48
Wielokropku....
Może udaję w pracy, czasem przed rodziną, nie chcę zdradzać walki samej ze sobą, mojego własnego cierpienia, porażki. Nie zdarza się to wciąż, ale powraca. Myślę, że to udawanie zagłusza moje cierpienie i daje ulgę choć na trochę. Na ogół jestem pozytywnym człowiekiem, radzę sobie z pracą, dzieckiem, życiem, ale w aspekcie uzależnienia...myślę, że będzie to trwało wieczność.
Pytajko....
Tak. Nakręcanie się jest paskudztwem. Mam dokładnie to samo. Już było lepiej, póki on znów nie zaczął pisać-mówić o miłości, dawać nadzieję, wtedy zaczęły się myśli-"a może jednak...". Tyle razy miałam nauczkę, a mimo wszystko mój mózg działa schematycznie. Z jednej strony wiem, że on nigdy się nie zmieni, z drugiej myślę, a raczej wyobrażam sobie, że będzie pięknie jak kiedyś. Rozum wygrywa z sercem już od dłuższego czasu, jednak wszystko męczy mnie bardzo.
Chodziłam do psychologa, nigdy nie stwierdził, że jestem uzależniona, wysłuchiwał, czasem mówił coś o nim, o mnie, o naszych relacjach, o tym, że to wszystko już sensu nie będzie miało...Na tym się skończyły moje wizyty. Sama doszłam do swojego problemu, sama uznałam, że relacje z mężem od jakiegoś czasu były destrukcyjne dla mnie, on manipulant, ja także by go mieć, by czuć się kochaną, jedyną...
Skąd moje problemy, myślę, że też już wiem, ale nie mam sił, by skończyć z tym cholernym nałogiem.
25,364 2014-11-06 18:07:26
(...) Nie wiem , kiedy to się skończy....to trwa, wciąż wobec jednego faceta. (...)
uśmiecham się między ludźmi udając przed samą sobą, że wszystko już jest dobrze,(...)
w aspekcie uzależnienia...myślę, że będzie to trwało wieczność. (...)
też już wiem, ale nie mam sił, by skończyć z tym cholernym nałogiem.
Te zdania, najistotniejsze w nich informacje pogrubiłam, są dowodem podjęcia przez Ciebie decyzji.
Chodzenie do psychologa zamiast podjęcia własnej terapii u psychoterapeuty - także.
Szkoda.
Szkoda?
25,365 2014-11-06 22:02:58
Być może nie trafiłam na dobrego specjalistę. Nie ma tu u mnie dużego wyboru. Terapią obejmują alkoholików, hazardzistów i narkomanów, nie uzależnionych od...miłości. Nie mam innych możliwości, ani środków finansowych by jeździć 50 km ode mnie.
Tak-Wielokropku, poddaję się wiele razy, mam tego świadomość. I tak pozostanie mi żyć, bo nie wierzę, że znajdę w sobie siły własne, by tą walkę wygrać.
25,366 2014-11-07 00:02:16
Być może nie trafiłam na dobrego specjalistę. Nie ma tu u mnie dużego wyboru. Terapią obejmują alkoholików, hazardzistów i narkomanów, nie uzależnionych od...miłości. Nie mam innych możliwości, ani środków finansowych by jeździć 50 km ode mnie.
Tak-Wielokropku, poddaję się wiele razy, mam tego świadomość. I tak pozostanie mi żyć, bo nie wierzę, że znajdę w sobie siły własne, by tą walkę wygrać.
Są kobiety, które uwielbiają pławić się w swoim nieszczęściu. Są też takie, które je rozdmuchują, choć wcale tak źle nie mają. Są też takie, które nie dotknęły jeszcze dna.
25,367 2014-11-07 00:13:28
Z tych trzech wymienionych, może pasuje do mnie trzecia ewentualność, czasem może druga, ale rzadko. Na pewno nie należę do osób użalających się nad sobą, nie lubię tego u innych, a u siebie zduszam w zarodku.
25,368 2014-11-07 00:20:03
Z tych trzech wymienionych, może pasuje do mnie trzecia ewentualność, czasem może druga, ale rzadko. Na pewno nie należę do osób użalających się nad sobą, nie lubię tego u innych, a u siebie zduszam w zarodku.
Chyba żartujesz.. albo nie poznałaś definicji słowa "użalać się".
Ono nie oznacza tylko oczekiwania współczucia i wsparcia dla swojej sytuacji, ale także - a może przede wszystkim - oznacza podświadomą chęć tkwienia w beznadziejnej sytuacji, która daje złudzenie posiadania pozornego celu w życiu.
Użalam się = nie mogę zajmować się niczym konstruktywnym, ALE nikt mi tego nie może wprost zarzucić, bo przecież tak cierpię.
Na tym polega przewrotność tej postawy.
25,369 2014-11-07 00:29:01
Być może. Nigdy tak dogłębnie nie analizowałam definicji "użalanie się"......
25,370 2014-11-07 10:57:12
Być może nie trafiłam na dobrego specjalistę. Nie ma tu u mnie dużego wyboru. Terapią obejmują alkoholików, hazardzistów i narkomanów, nie uzależnionych od...miłości. Nie mam innych możliwości, ani środków finansowych by jeździć 50 km ode mnie.
Tak-Wielokropku, poddaję się wiele razy, mam tego świadomość. I tak pozostanie mi żyć, bo nie wierzę, że znajdę w sobie siły własne, by tą walkę wygrać.
Też długo tak myślałam. Ale jakiś czas temu mnie olśniło, że przecież jak TYLKO chcę być szczęśliwa. Skoro teraz nie jestem, to należy COŚ zmienić. To coś zaczynam od siebie. Od swojego podejścia przede wszystkim do samej siebie. To początek drogi, ale w moim przypadku najtrudniejsze było wzięcie odpowiedzialności na siebie. Że za to co mam dzisiaj jestem odpowiedzialna ja sama.
Czytasz książki w tematyce kochania za bardzo? W tematyce budowania własnego JA? Bo uzależnienie od miłości zazwyczaj wiąże się z brakiem akceptacji siebie i z nie kochaniem samej siebie - tak twierdzą mądre głowy i ja się z nimi zgadzam
25,371 2014-11-07 19:56:13
Pytajko, wzięłam odpowiedzialność na siebie za własne życie, ale nie za to co stało się w moim związku. To on miał "koleżanki", to on kłamał ..., dlatego nie mam poczucia , że coś złego robiłam temu małżeństwu. Ja nie oszukiwałam, nie miałam kolegów sms i innych.
Czytam książki. Wracam do nich nie raz. Wciąż odkrywam coś nowego. Mimo wszystko nie jest mi łatwo, gdy on co jakiś czas wraca jak bumerang...
25,372 2014-11-07 20:04:04
Liwia: On wraca, bo ma do czego Proste.
Ty nie masz żadnych granic: ani wewnętrznych, ani zewnętrznych. Jesteś trochę jak takie drzwi wahadłowe w tanim barze: można wejść, wyjść, wejść wyjść. można tez pieprznąć nimi z całej siły o ścianę, a one się tylko od niej odbiją i wrócą na swoje miejsce, gotowe by znów ktoś przez ie przelazł.
Jesteś pewna, że nie jesteś uległa z charakteru? Tzn. nie podnieca cię bycie na męskiej łasce, to że facet o wszystkim decyduje i "bierze cię" jak swoja własność? Kiedy chce i jak chce. Typ kobiety: "Tak mój panie" i nóżki szeroko..
No jest to dramat, ale i paradoks, że ty dziwisz się, że nie ma do ciebie za grosz szacunku.
A gdyby ktoś nazwał go po imieniu, pewnie byś go broniła, bo on ci przecież "tak ładnie seksem pachnie" Mylę się?
25,373 2014-11-07 23:54:09
Liwia: On wraca, bo ma do czego
Proste.
Ty nie masz żadnych granic: ani wewnętrznych, ani zewnętrznych. Jesteś trochę jak takie drzwi wahadłowe w tanim barze: można wejść, wyjść, wejść wyjść. można tez pieprznąć nimi z całej siły o ścianę, a one się tylko od niej odbiją i wrócą na swoje miejsce, gotowe by znów ktoś przez ie przelazł.
Dobre porównanie. Tak. Tutaj się zgodzę. Jestem jak te drzwi. Pozwoliłam włazić kiedy się chce, robić nadzieję, gdy się chce. Tylko, że tymi drzwiami jestem tylko dla niego! W żadnej innej relacji nie pozwalam sobie na coś takiego!
Jesteś pewna, że nie jesteś uległa z charakteru? Tzn. nie podnieca cię bycie na męskiej łasce, to że facet o wszystkim decyduje i "bierze cię" jak swoja własność? Kiedy chce i jak chce. Typ kobiety: "Tak mój panie" i nóżki szeroko..
No jest to dramat, ale i paradoks, że ty dziwisz się, że nie ma do ciebie za grosz szacunku.
A gdyby ktoś nazwał go po imieniu, pewnie byś go broniła, bo on ci przecież "tak ładnie seksem pachnie" Mylę się?
Nie sądzę bym była uległa... i tu znów-jedynie wobec niego! Nigdy nie byłam na męskiej łasce, jeśli masz na myśli seks. Czego pragnęłam to : miłość, szacunek, zaufanie, radość z bycia w małżeństwie itp. Seks był udany, ale nigdy nie podniecało mnie to by facet miał mnie na własność. Absolutnie. Seks nigdy nie był też dla mnie priorytetem, bez którego dziś nie mogłabym bez b.męża się obejść. Pisząc, że były mąż powraca, nie ma związku ze seksem, nie jestem uległa. On powraca-pisząc, dzwoniąc, przyjeżdżając, mówiąc o miłości, o tym jak mogłoby być dobrze, robiąc nadzieję cyklicznie, kiedy udaje mi się już jakoś żyć.......
25,374 2014-11-08 00:07:19
Pytanie czego Ty chcesz? Podstawowe. Od odpowiedzi (uczciwej) na nie zależy cała reszta.
Ja nie mam wątpliwości co do tego, że na jakimś poziomie Tobie ta sytuacja - te jego powroty -bardzo pasują.
Tylko wstyd Ci przyznać. Dlatego to trwa.
Nic nie dzieje się samo.
25,375 2014-11-08 11:39:04
Czego chcę?
Z jednej strony jego i tego życia, tych dobrych chwil, które kiedyś miałam, które zaznałam u boku męża. Tylko, że nie wiem dlaczego akurat z nim chciałabym znów to mieć, w momencie kiedy mam świadomość jego oszustw, przekrętów, samolubstwa itp. Nie mam pojęcia czemu się jego uczepiłam? To miłość?! Może to jest to?!
Z drugiej strony chcę spokoju, normalnego życia, szczęścia, pogodzenia się z sytuacją i w spokoju rozpoczęcia życia od nowa.
Powroty? - pewnie, że pasują. Przecież podświadomie karmię się tym, mam swój obraz w głowie- a jednak kocha, bo pisze, dzwoni, chce. Przy okazji kontroluję sytuację i rosnę , że przecież wraca. To chore myślenie, wiem o tym!
25,376 2014-11-08 11:42:12
Jesteś od niego uzależniona. Narkoman tez powie, że "lubi" brać.
Poddałaś się i dobrze Ci z tą wyuczoną bezradnością i biernym obserwowaniem następnym jego ruchów.
25,377 2014-11-08 22:21:58
Czego chcę?
Z jednej strony jego i tego życia, tych dobrych chwil, które kiedyś miałam, które zaznałam u boku męża. Tylko, że nie wiem dlaczego akurat z nim chciałabym znów to mieć, w momencie kiedy mam świadomość jego oszustw, przekrętów, samolubstwa itp. Nie mam pojęcia czemu się jego uczepiłam? To miłość?! Może to jest to?!
Nie, to desperacja i uzależnienie. Choroba, którą da się wyleczyć, ale jak przy każdym leczeniu uzależnienia wyleczenie jest możliwe tylko i wyłącznie jeśli sam pacjent tego chce.
25,378 2014-11-10 02:42:41
I znów ja...
Teraz widzę, że to nie on tutaj jest głównym problemem. To ja. Nie umiem sama siebie szanować, bo nie wiem za co miałabym... Nie umiem się zaakceptować. Nie wiem jak to zrobić. Terapia indywidualną skończyłam, grupową też będę musiała. Literatura ciągle w zasięgu ręki i nie wiem czego mi brak, co sprawia, że żaden sposób nie działa na dłużej.
Ciężkość.
25,379 2014-11-10 08:33:34
Czego chcę?
Z jednej strony jego i tego życia, tych dobrych chwil, które kiedyś miałam, które zaznałam u boku męża. Tylko, że nie wiem dlaczego akurat z nim chciałabym znów to mieć, w momencie kiedy mam świadomość jego oszustw, przekrętów, samolubstwa itp. Nie mam pojęcia czemu się jego uczepiłam? To miłość?! Może to jest to?!
Z drugiej strony chcę spokoju, normalnego życia, szczęścia, pogodzenia się z sytuacją i w spokoju rozpoczęcia życia od nowa.
Liwia to sa slowa z mojej glowy;-)
Wszyscy mowia: CZAS- daj sobie czas
wiec czekam ze bedzie lepiej?
ale nie jest?.
ciagle hustawki nastroju?
25,380 2014-11-10 11:06:32
Oprócz czasu potrzebna, wręcz niezbędna, jest determinacja. Sam czas nie pomoże. Tzw. uzależnienie od miłości, nawet przy poznaniu mechanizmu, samo nie zniknie. Potrzeba własnej pracy nad zmianą takiego myślenia i zachowania.
25,381 2014-11-10 11:20:17
Najfajniejsze to jest to, że Wy uzależnione wcale nie musicie zdrowieć i się leczyć, serio Każdy człowiek decyduje o sobie i robi z własnym życiem, co chce. Nie, ale to absolutnie NIC nie musicie i to jest piękno bycia dorosłym. Wyżalacie się jak Wam źle, jak to musicie się pozbierać, błąd! NIC nie musicie. Możecie chcieć, a to zupełnie co innego.
Odkąd jestem dorosła to nie muszę sprzątać, więc nie sprzątam, aż do momentu, kiedy uznam, że to czas i CHCĘ posprzątać i wtedy biorę się za porządki - bez bólu, bez poczucia niesprawiedliwości, że znowu coś muszę, że robię coś wbrew sobie.
Zamieńcie więc "muszę", na "chcę" i dostaniecie odpowiedzi na większość Waszych bolączek i problemów.
25,382 2014-11-10 11:25:26
Teo, powiedzenie słowa 'chcę' też nic nie zmieni. By cokolwiek zmienić, trzeba działać. By działanie było skuteczne, nie zaś było kolejnym usprawiedliwieniem, potrzebna jest determinacja. Ale też nikt nikomu nie każe pozbywać się tego uzależnienia. Ono, wbrew pozorom, przynosi spore korzyści.
25,383 2014-11-10 11:51:42
Teo, powiedzenie słowa 'chcę' też nic nie zmieni. By cokolwiek zmienić, trzeba działać. By działanie było skuteczne, nie zaś było kolejnym usprawiedliwieniem, potrzebna jest determinacja. Ale też nikt nikomu nie każe pozbywać się tego uzależnienia. Ono, wbrew pozorom, przynosi spore korzyści.
No nie wiem, jak ja sobie powiem chcę to i to, to raczej do tego dążę i determinacja pojawia się sama. Deprymująco działa na mnie słowo "muszę", bo mam coś zrobić, czego nie chcę. A jak sobie mówię "chcę", to znaczy, że robię coś dla siebie, coś z korzyścią dla siebie i coś, co sprawi, że potem będę miała jakąś przyjemność.
25,384 2014-11-10 11:52:06
Determinacja, chęci, wszystko ważne.
Ale... nie wiem jak częsty jest to przypadek, mam poczucie, że dość - w parze z uzależnieniem idzie depresja. Ona skutecznie utrudnia wszystko. Choroba zabiera mi siłę to zrobienia jakiegokolwiek ruchu.
Mój partner wyjechał, mam możliwość działania z myślą tylko o sobie, ale... nie potrafię teraz działać w ogóle.
25,385 2014-11-10 11:56:44
Jeśli mogę podpowiedzieć.
W wyjściu z tego stanu pomaga... kontakt z własnymi uczuciami. Złość, wściekłość (by nie nazwać tego dosadniej), to bardzo silne uczucia. Trzeba znacznej energii, by je ukryć, stąd brak sił do czegokolwiek innego.
25,386 2014-11-10 12:26:50
Wielokropku.
Tak, na terapii - grupowej zwłaszcza - terapeutki próbują przekonać nas do nazywania swoich uczuć. Większość osób ma z tym problem, u mnie te uczucia są bardzo wymieszane, stąd trudno je określić. Wiem jednak, że wolałam czuć złość niż to, co czuję teraz - bezsilność i stałe przygnębienie.
25,387 2014-11-10 12:37:05
Nazwanie uczuć to jedno, zaprzestanie ich ukrywania to drugie, odreagowanie - trzecie. Zajrzyj pod tą swą bezsilność. I zastanów się do czego bezsilności używasz. Innymi słowy, przed czym bezsilność Cię chroni. Bo chroni.
25,388 2014-11-10 12:49:48
Determinacja, chęci, wszystko ważne.
Ale... nie wiem jak częsty jest to przypadek, mam poczucie, że dość - w parze z uzależnieniem idzie depresja. Ona skutecznie utrudnia wszystko. Choroba zabiera mi siłę to zrobienia jakiegokolwiek ruchu.
Mój partner wyjechał, mam możliwość działania z myślą tylko o sobie, ale... nie potrafię teraz działać w ogóle.
Możesz się śmiać ale w walce z depresją polecam kurację witaminową - magnez, witaminy z gruby B. Te składniki wpływają na stan naszych nerwów i myślenie im mniej ich w organizmie tym większe prawdopodobieństwo depresji. Oczywiście nie zadziała magicznie po pierwszej tabletce, ale regularne przyjmowanie powinno dać widoczne efekty już po miesiącu stosowania.
25,389 2014-11-10 12:52:57
Witajcie miłe panie ... 200 lat mnie tu chyba już nie było. Ale po wczorajszej awarii postanowiłam zajrzeć i proszę - od razu diabeł mnie podkusił dołożyć swoje 3 grosze
Determinacja, chęci, wszystko ważne.
Ale... nie wiem jak częsty jest to przypadek, mam poczucie, że dość - w parze z uzależnieniem idzie depresja. Ona skutecznie utrudnia wszystko. Choroba zabiera mi siłę to zrobienia jakiegokolwiek ruchu.
Mój partner wyjechał, mam możliwość działania z myślą tylko o sobie, ale... nie potrafię teraz działać w ogóle.
MASZ możliwość... tylko jej wykorzystać nie masz sił?
Otóż powiem Ci gorzką prawdę: NIKT jej za Ciebie w Tobie nie wskrzesi
WARTO w takich chwilach przeczytać sygnaturkę Wielokropka na początek a potem POWZIĄĆ POSTANOWIENIE i... ruszyć małymi kroczkami...
Dla zachęty zapodam taki TRICK, który stosuję, gdy mnie dopada "niemożność"... to taka zabawa słówkami (coś na kształt osławionego przymuszania się do uśmiechu):
6 sierpnia 2014 w Psychologia Autor: Joanna Olekszyk napsiała:
"Nie musisz ratować świata, ale możesz uratować siebie(...) A jak ktoś mądry powiedział, możesz wybrać albo bezpieczeństwo, albo wolność, ale jak wybierzesz bezpieczeństwo, stracisz jedno i drugie. Dlatego według mnie lepiej wybrać wolność. A marzenia są właśnie tam, gdzie jest wolność.
Zamień słowa blokujące zmianę na wspierające
Zmień swoje słownictwo, a zmienisz swoje życie ? przekonuje Jacek Walkiewicz. Dlatego jeśli masz poczucie, że nic ci się nie udaje, że nie jesteś w miejscu, w którym zawsze chciałaś być, zacznij od tej prostej, ale potężnej w skutkach zmiany.
Zamiast ?ROZCZAROWAŁAM SIĘ?, mów: ?DOŚWIADCZYŁAM?
Zamiast ?JUTRO? ? ?TERAZ?
Zamiast ?CHCIAŁABYM? ? ?POTRZEBUJĘ?
Zamiast ?POŚWIĘCĘ SIĘ? ? ?WYBIERAM?
Zamiast ?MOŻE? ? ?POSTANAWIAM?
Zamiast ?POWINNAM? ? ?DECYDUJĘ?
Zamiast ?UDAŁO MI SIĘ? ? ?ZROBIŁAM?
Zamiast ?TRZEBA? ? ?MOGĘ?
Zamiast ?PROBLEM? ? ?ZADANIE?
Zamiast ?NIE POTRAFIĘ? ? ?NAUCZĘ SIĘ?
Zamiast ?NIE WIEM? ? ?SZUKAM?
Pozdrawiam i zachęcam. ZMIANY są dobre... a przynajmniej LEPSZE od wiecznej stagnacji i... tak wracamy do sygnatury Wielokropka
25,390 2014-11-10 12:57:10
(...)
ZMIANY są dobre... a przynajmniej LEPSZE od wiecznej stagnacji(...)
Dodałabym tylko sformułowanie "dla niektórych".
25,391 2014-11-10 13:15:47
Dziękuję Wielokropku, dziękuję Anhedonia, dziękuję Teo.
Każde wsparcie i każda rada jest cenna, bo nie doświadczam ich zbyt często. Spróbuję wykrzesać z siebie jeszcze jakąś iskrę, bo jej właśnie mi brakuje - wiem do czego dążę, ale może ta bezsilność włąśnie to, tak naprawdę strach, że sobie nie poradzę w sytuacji kiedy wyeliminuję najbardziej oczywiste problemy i dlatego... brakuje mi siły do pojedynczego nawet kroku.
25,392 2014-11-10 13:19:27
Szybko się uczysz.
Nie próbuj, tylko zrób. Zmierz się ze swym strachem. Rozłóż go na konkretne zachowania, sytuacje. Zastanów się, co możesz zrobić w tych konkretnych sytuacjach.
25,393 2014-11-10 13:28:29 Ostatnio edytowany przez Liwia (2014-11-10 13:29:53)
Dziewczyny........
Tak Elle. Czuję się jak narkoman bardzo często, choć nigdy narkotyków nie brałam. Ale domyślam się jak to jest. Sama doznaję haju myśląc o b. mężu. Jezzuuuu, czuję się czasem jak więzień we własnym ciele. Niby siły jakieś zostały na próby ratowania siebie, ale przecież łatwiej mi myśleć co zrobić by to właśnie on, by to właśnie z nim przeżyć życie. Matko, jakie to chore co piszę. Tyle krzywd, tyle smutku, płaczu, a ja nakręcam w sobie machinę, by poczuć jeszcze te uczucia co kiedyś.
Even...
Czas- zgadzam się, nie ma tu wielkiego znaczenia, ja żyję już w tym własnym bagnie od jakiś 5 lat z etapami szczęścia samej ze sobą, po smutek, płacz i ból, który piekielnie mnie rozrywa. Tak jak napisałaś Wielokropku-czas nie działa na naszą korzyść, jeśli nie ma samozaparcia i brania się do wyleczenia. To już 5 lat, przeleciało mi między palcami, spalając energię na niego, na to co było, na analizowanie, na stanie w miejscu i dreptanie jak dziecko. Maaattkkooo!
Teo, ja rzadko myślę, że nie muszę. Ja wciąż coś muszę, wciąż robię coś dla kogoś, dla siebie mało co. Pogrąża mnie to czasami bardzo. Psycholog, kiedyś powiedział -przypuśćmy- kiedy stała by pani w kolejce po szczęście, wpuści pani kogoś przed sobą?-jasne, kto jak nie ja. Tym samym wciąż jestem na końcu tej kolejki. Chciałabym mieć siły by wepchnąć się na sam przód i w nosie mieć całą resztę za mną.
Anhedonio........większość z sformułowań w moim życiu z podanych przez Ciebie-to pierwsza kolumna! Całe życie bałam się zmian, jak autystyczne dziecko...począwszy od lat przedszkola, po studia i obecne życie
Dobrze, że dziś już jesteście. Koniec awarii
25,394 2014-11-10 13:32:13
Liwio, wszystko wiesz, wszystko rozumiesz. I jesteś tam, gdzie jesteś.
Wniosek?
25,395 2014-11-10 13:51:57
Ciapa ze mnie i nic więcej
25,396 2014-11-10 13:55:40
Ciapa?
Po prostu dobrze jest Ci tam, gdzie jesteś.
25,397 2014-11-10 14:04:10
Dobrze. Ale duszę się już tak, że czasem aż powietrza brakuje!
25,398 2014-11-10 14:10:04
Czasem. To odpowiednie słowo. Wówczas podskakujesz, nabierasz powietrza i znowu na długo nurkujesz w bagnie. I tak ad mortem defecatum.
25,399 2014-11-10 14:13:45
Wielokropek: Liwia (jak znakomita większość mało świadomych osób) myli pożądanie z Miłością. Dla niej to jedno i to samo, wszystko jej się zlewa.
Haj emocjonalny (motylki i dreszcze) to jest wszystko co ona potrzebuje by się w kimś "zatracić".
Tak to jest jak się bazuje na najniższych instynktach i pielęgnuje to podejście latami.
Z tego samego powodu ludzie, którzy "rozkręcają się" wolniej, bo chcą zakochać się nie w wyobrażeniu n/t partnera (bo czuję się przy nim jak na haju) tylko w realnej osobie, są dla takich osób jak Liwia mało atrakcyjni, w zasadzie wcale, bo ona potrzebuje emocji tu i teraz i to takich żeby ją ścinało.
A dlaczego? Tu odpowiedź jest smutna. Bo nie ma własnego fajnego życia poza facetem, a na pewno nie jest na tyle satysfakcjonujące i ona sama siebie na tyle nie kocha i nie ceni, by czuć się szczęśliwa bez 'animatora' swojego życia.
25,400 2014-11-10 14:17:01
Elle88, nie wiem co z czym myli Liwia. Wiem (i to od bardzo dawna) jedno: robi wszystko, by trwać w tym stanie.
25,401 2014-11-10 14:21:50
Zgadzam się. Wyuczona bezradność, za którą można zasłonić brak chęci by coś zmienić.
A nie zmieni dopóki nie znajdzie przyczyn i powodu, dla którego w tym tkwi. Ale ona nie chce szukać. Udaje strapiona, a myślami fantazjuje o figlach z mężem.
Podręcznikowy przykład kobiety o naturze popychadła. Przykre.
25,402 2014-11-10 14:42:37
Spróbuję wykrzesać z siebie jeszcze jakąś iskrę, bo jej właśnie mi brakuje - wiem do czego dążę, ale może ta bezsilność włąśnie to, tak naprawdę strach, że sobie nie poradzę w sytuacji kiedy wyeliminuję najbardziej oczywiste problemy i dlatego... brakuje mi siły do pojedynczego nawet kroku.
CHYBA nie wystarczy przelecieć po łebkach owych rad by cokolwiek zrobić
Zamiast ?NIE POTRAFIĘ? ? ?NAUCZĘ SIĘ?? choćby walczyć ze swymi upiorami?
Anhedonio........większość z sformułowań w moim życiu z podanych przez Ciebie-to pierwsza kolumna! Całe życie bałam się zmian, jak autystyczne dziecko...począwszy od lat przedszkola, po studia i obecne życie
Miło mi - osobiście posiadam cechy autystyczne Świadoma tego, TYM BARDZIEJ więc skłaniam się do szczegółowego OKREŚLANIA swoich celów. I SPOSOBÓW działania w celu ich osiągnięcia! (sygnaturka o czymś świadczy?)
PODAJ jeden powód dla którego nie miałabyś ZAMIENIĆ pierwszej kolumny w drugą?
Bo to żmudna praca? NO owszem, ale skoro siedzisz na huśtawce już 5 lat? To może PORA teraz zadziałać INACZEJ?
Choćby wypróbować tylko?
Dla przekonania?
Co Ci szkodzi?
25,403 2014-11-10 14:48:05
Zgadzam się. Wyuczona bezradność, za którą można zasłonić brak chęci by coś zmienić.
A nie zmieni dopóki nie znajdzie przyczyn i powodu, dla którego w tym tkwi. Ale ona nie chce szukać. Udaje strapiona, a myślami fantazjuje o figlach z mężem.
Podręcznikowy przykład kobiety o naturze popychadła. Przykre.
Nikt nie powiedział, że musi znaleźć tę przyczynę. Może w takim stanie umrzeć
Obawiam się jednak, że jeśli Twoja teoria jest prawdziwa, to w wieku jakiś 50 lat, kiedy hormony opadną i wszystko się uspokoi, to Liwia stanie przed lustrem i zda sobie sprawę, że kompletnie zmarnowała swoje życie, a drugiego już mieć nie będzie. I wtedy zapewne dostanie prawdziwej depresji.
25,404 2014-11-10 14:54:14
Teo: Taki scenariusz jest jak najbardziej prawdopodobny, no, chyba że mężulo Liwię ubiegnie i w końcu trafi na laskę, która tak mu zawróci w głowie, że o ex żonie zapomni w try miga i już nie będzie czuł potrzeby wracać "na stare śmieci"
Wtedy - być może (bardzo wątpliwe by dopuściła taką możliwość do świadomości) - dojdzie do niej, że była cały czas kołem zapasowym, kiedy on szukał i korzystał z wielu opcji.
Tylko że moim zdaniem ona już ma depresję, tyle że utajoną.
Kto 'zdrowy' czekałby na palanta, który traktuje ex żonę jak laskę na poprawienie nastroju, kiedy jest mu samotnie i smutno buuu
A która szanująca się ex żona zgodziłaby się na degradację do takiej roli i jeszcze ochoczo wyczekiwała pod drzwiami.
Brrr
25,405 2014-11-10 15:04:03
Teo: Taki scenariusz jest jak najbardziej prawdopodobny, no, chyba że mężulo Liwię ubiegnie i w końcu trafi na laskę, która tak mu zawróci w głowie, że o ex żonie zapomni w try miga i już nie będzie czuł potrzeby wracać "na stare śmieci"
Wtedy - być może (bardzo wątpliwe by dopuściła taką możliwość do świadomości) - dojdzie do niej, że była cały czas kołem zapasowym, kiedy on szukał i korzystał z wielu opcji.Tylko że moim zdaniem ona już ma depresję, tyle że utajoną.
Kto 'zdrowy' czekałby na palanta, który traktuje ex żonę jak laskę na poprawienie nastroju, kiedy jest mu samotnie i smutno buuu
A która szanująca się ex żona zgodziłaby się na degradację do takiej roli i jeszcze ochoczo wyczekiwała pod drzwiami.Brrr
To nie jest depresja. Bardzo mylnie mówi się o każdej "niemocy" depresja. To, co przedstawia Liwia to desperacja i uzależnienie, a co najważniejsze -to lubowanie się w swoim stanie.
Zastanawiam się, czy Liwia przypadkiem nie znalazła w tym swoim stanie sensu życia, bo wciąż się coś z nią dzieje, ona ma problemy, ktoś się nią interesuje (forum), są jakieś ruchy i to jest fajne. Nie czuje się przez to pusta i bez życia, bo przecież wciąż nią targają emocje, a jak to zniknie? Pojawi się szara rzeczywistość i konieczność wymyślenia pomysłu na siebie, a TO jest dopiero trudne zadanie. Przecież łatwiej przeżywać i się miotać, a nie konkretnie coś wymyśleć, nie?
25,406 2014-11-10 15:11:46
No racja. Cały ten haj obsługiwany przez najbardziej prymitywne mechanizmy - daje teoretyczne szczęście, przyjemność, zajmuje myśli, by oderwać się od prawdziwego życia, od tego kim jesteśmy, co tworzymy, co dajemy jako ludzie.
I to nie wychodzi z drugiego człowieka, ani z nas, a z samych reakcji hormonalnych, od których SŁABY człowiek sie uzależnia. Boi się bólu/strachu/lęku i mnostwa innych negatywnych emocji, więc skupia się na czymkolwiek co daje i dawało coś pozytywnego. Im człowiek bardziej zraniony, nienawidzi siebie, tym szybciej ulegnie. Bo tylko słabi sie uzależniają i to naprawde nie trzeba rozmyslac o samej milosci, a na tym na czym polega uzaleznienie(jakiekolwiek) - przywiązują sznurem, nie mogą żyć jak bez wody, by tylko dostarczyć z zewnątrz pożywke. Czasem to czysta psychologia jako wypełnienie pustki. Zalatuje bezradnością? Kolejna reakcja wyuczona, bo człowiek zepsuty emocjonalnie reaguje unikaniem zmian, poddawaniu się. Totalna pasywność. Taki wymóg od początku tych zawirowań to tylko kolejna kwestia desperacji, bo bez tego sie nie obejdzie, bo to jest dla człowieka MUS, by umiał przeżyć. Narkoman chce ciągnąć z tego jak najdłużej, więc się nakręca i idealizuje, a to co negatywne w ogole nie dopuszcza do mysli (albo chwile dopusci, a pozniej usprawiedliwi jakoś - nie moge w tym tkwić, ale tkwie, bo nie umiem inaczej, bo to jedyna odskocznia - taka troche mentalność ofiary). Sam coś o tym wiem - jeśli pewne rzeczy u mnie podupadły w życiu, to ten haj trwał dłużej i był mocniejszy, ale bardziej zjadliwy. Jednych skłania to do walki i poprawienia myślenia, a drugich do pielęgnowania bezradności i tak naprawde polubieniu wyniszczenia. To nie było to co było naprawde, a to do czego mi brakowało w sobie. Takie 'milosci' pozwalają kochać byle kogo i nadawać temu niesamowity sens, a kochamy byle kogo, tylko wtedy gdy sami czujemy sie byle jacy. Bo bylejakość znowu rodzi ból, a bólu człowiek unika i uczy się chocby upodleniem tego, by zmniejszyć cierpienie (czym nałogowiec nakręca się w spirale jeszcze większego bólu, ale tego nie rozumie). Kiedy nagle poprawiłem jakość życia, zmieniłem coś co zajęło mnie i moje przekonania (o tym czym naprawde są uczucia, skąd sie biorą, jakie mam WPŁYW sam na nie. że to moja decyzja w tym tkwić) to nagle te wszystkie uczucia zyskały bardzo niski priorytet - co najwyżej zostały odwrócone role. Daje bo chce dać to co mam. Nie hormony dają za mnie i wymuszają na mnie działania, tylko sam z siebie, spokojnie i bez wyczerpania. I wcale nie trzeba było dużo tego zmieniać, tylko pewne najwrażliwsze sfery poprawić. Ale do tego trzeba wniknąć w głąb siebie, do wyuczonych reakcji czasem latami, które są błędne, a przyznanie się do tego co nam wpojono kiedyś przez wielkie autorytety (np rodzina, społeczenstwo - które takze pielęgnuje haj i cierpienie jako objaw miłosny) jest dla ludzi bolesne. Tak czy siak mysle ze te ciągnięcie do samego pożądania które mami mózg (że czarne nie jest czarne, zło dobrem, cham uroczym chamem, a niezainteresowanie zainteresowaniem) tak naprawde wynika w 90% ze złych przekonan na temat emocji, milosci, uzaleznienia szczescia od partnera, jego posiadania i tego że nie mozemy wytrzymac bez wielkiego głodu ku temu (co rodzi duzo wiecej toksycznych emocji jak nawet obsesyjna zazdrosc, kontrola - cała władza na tym, którą chce sie uzyskać, a tak naprawde to przyjemność ma władze nad taką osobą i też nie jest świadoma). Przypomne, to wszystko to kwestia decyzji. Na milosc taką się decydujemy. Nie dlatego, że tak mamy i nie da się tego zmienić, ona 'robi się sama' i trafia amor z kosmosu, tylko nie chcemy tego zmienić. Zmiany są przecież za trudne. Lepiej usiąść i płakać zwalając winę na wszystko inne poza nami. Takie fajne porównanie. Jako dzieci często mielismy dwie opcje od rodziców wpojone - albo pochwała, albo kara. Takie działania dziecku wpajają, że na dobro musi sobie zasłużyć i jest gorsze. A dobro jak to dobro - daje przyjemność. Jak ktos pozostaje dzieckiem w dorosłym życiu to przejawia dalej dziecinne schematy. Im ciezszy przypadek miłosny u którego trzeba sobie zasłużyć na dobre traktowanie - tym wieksza 'milosc'. I im bardziej zle traktuje (kara) tym większy ból, którego niska samoocena tłumaczy sobie jako że musi udowodnić, że jest inaczej (mechanizm dowartościowania poprzez własne decyzje, które w istocie nie są własne) - ale jednocześnie tego kto sprawia ból traktuje jak autorytet (np w dziecinstwie surowy ojciec). Zdrowy człowiek machnąłby ręką i wiedział że zasługuje na cos lepszego. Nie że sobie by tylko tłumaczył to (wiem ze mnie zle traktuje, ze cierpie, ale nic nie moge na to poradzić ), ale czułby to realnie. Podswiadomosc tak by reagowała, że by wcale nie był juz zakochany i utrapiony.
25,407 2014-11-10 15:20:06 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2014-11-10 15:23:16)
a jak to zniknie? Pojawi się szara rzeczywistość i konieczność wymyślenia pomysłu na siebie, a TO jest dopiero trudne zadanie.
Tak i ja to nazywam wyuczoną bezradnością
W kwestii depresji mam nieco inne zdanie zapewne jak większość.
Dla mnie depresja to nic innego jak utrwalana miesiącami i latami wyuczona bezradność właśnie.
Mózg, który przez określona ilość czasu i bardzo konsekwentnie uczony jest tego by na wszelkie trudne sytuacje reagować wycofaniem z działania i czekaniem "co los przyniesie" (a w tłumaczeniu na chłopski: "Co zrobią inni by mnie z tego wyciągnąć?Albo co samo się zrobi, albo nie zrobi..a w zasadzie to w dupę z tym. Ja se siedzę i mi tak dobrze.") to nie ma innej opcji jak 'przepisanie' matrycy/oprogramowania na taki a nie inny (WYBRANY) sposób działania.
Jeśli ktoś wierzy, że depresja to nocny potwór atakujący znienacka i wgryzający się w gardło bez żadnego wcześniejszego ostrzeżenia to sorry..
Przesłanki i ostrzeżenia były, ale był brak reakcji, bo było SPANIE i bagatelizacja swojej inercji. A jak wiadomo kropla drąży skałę.. i wyszło: ot i depresja.
Tylko żeby zaraz nie było - ja samej choroby nie bagatelizuję, nie zgadzam się tylko co do panującej opinii n/t jej przyczyn, że niby są SPOZA tej galaktyki i człowiek nie ma żadnego wpływu by z tego wyjść.
25,408 2014-11-10 15:50:05
Tylko żeby zaraz nie było - ja samej choroby nie bagatelizuję, nie zgadzam się tylko co do panującej opinii n/t jej przyczyn, że niby są SPOZA tej galaktyki i człowiek nie ma żadnego wpływu by z tego wyjść.
Jeśli jest to depresja o jakiej piszesz, to pewnie, że to żądne dziwo z kosmosu XD Podpisuje się rękami i nogami Jeśli natomiast jest to depresja wynikająca z innych schorzeń, to już gorzej, ale to nie dział i na pewno tutaj raczej Liwia nie przejawia depresji spowodowanej np. niedziałającą tarczycą
25,409 2014-11-10 15:56:55
Tak, kwestie hormonalne to inna para kaloszy i na to faktycznie z pomocą przychodzi farmakologia.
A Liwia to klasyczny przypadek mentalności ofiary (syndromu sztokholmskiego, jak kto woli), którą do orgazmu doprowadza wyczekiwanie na każdy ochłap uwagi ex partnera i wystawianie mu za to pomników, pucowanie piedestału.
Dopóki ją to podnieca ona z tego nie zrezygnuje, o nie. Co najwyżej nam czy znajomym się pożali, tak pro forma.
Achhh titi, mężusiu, ale z ciebie samiec alfa.. rymcym cym
25,410 2014-11-10 16:11:23
Tak, kwestie hormonalne to inna para kaloszy i na to faktycznie z pomocą przychodzi farmakologia.
A Liwia to klasyczny przypadek mentalności ofiary (syndromu sztokholmskiego, jak kto woli), którą do orgazmu doprowadza wyczekiwanie na każdy ochłap uwagi ex partnera i wystawianie mu za to pomników, pucowanie piedestału.Dopóki ją to podnieca ona z tego nie zrezygnuje, o nie.
Co najwyżej nam czy znajomym się pożali, tak pro forma.
Achhh titi, mężusiu, ale z ciebie samiec alfa.. rymcym cym
Dlatego te grupy wsparcia są dobre to pewnego momentu, ale jak przez 2000 stron dana osoba wypisuje, że "nie da rady i nie umie", to mi zaczyna śmierdzieć zwyczajnym radosnym taplaniem się w bagienku, z którego absolutnie nie chce się wyjść, bo jak się do smrodu przyzwyczaisz to jest i miło i ciepło
25,411 2014-11-10 16:15:38
Często nawet chora tarczyca to problem wynikający ze złego stylu zycia. A zły styl zycia rodzi się ze złych przekonan i wyuczonych reakcji
Wiele chorób wlasnie powstaje przez nas samych i wcale nie muszą mieć tylko podłoża psychicznego. Na choroby fizyczne także mamy wpływ.
Odrywając się od rzeczy nieistotnych, ale wracając do tematu. Najczęściej wygląda to w taki sposób.
Nie kocham siebie, więc jeśli ktoś naprawde mnie kocha - jest idiotą lub nieszczery. Odsuwam go od siebie, nie mam pożądania, nie jest dobrze.
Dlatego osoby które siebie nie kochają szukają ludzi którzy ich nie kochają - dla potwierdzenia teorii o sobie. I zamiast łamać - trwają. Tak działa to utrwalanie.
25,412 2014-11-10 16:17:42
Nie śledzę tego wątku aż tak, nie wiedziałam że liwia uprawia masturbację swoim mężem od niemal 1szej strony.
W tej sytuacji nie pozostaje nic innego jak przełączyć się na inny program w telewizji, bo tu wieje nudą
Mąż też się za niedługi czas 'przełączy', w końcu ile można mieć radochy z wykorzystywania kogoś, z kim można zrobić wszystko, a ten ktoś leży na wycieraczce w oczekiwaniu na więcej.
Blee
25,413 2014-11-10 16:23:59
Nie śledzę tego wątku aż tak, nie wiedziałam że liwia uprawia masturbację swoim mężem od niemal 1szej strony.
W tej sytuacji nie pozostaje nic innego jak przełączyć się na inny program w telewizji, bo tu wieje nudą
Mąż też się za niedługi czas 'przełączy', w końcu ile można mieć radochy z wykorzystywania kogoś, z kim można zrobić wszystko, a ten ktoś leży na wycieraczce w oczekiwaniu na więcej.Blee
A tego ja też nie wiem, czy od pierwszej strony. Dałam przykład ogólnie, bo na innych grupach wsparcia spotkałam się właśnie z taką postawą od pierwszej do pierdylionowej strony, także było to stwierdzenie ogólnie nie kierowane do Liwii bezpośrednio.
25,414 2014-11-10 16:28:29 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2014-11-10 16:29:08)
Rozumiem.
Tak czy inaczej, nie wydzierajmy liwii siłą z jej idyllicznego świata, gdzie tylko ona i Pan Mąż znaczący teren co jakiś czas i dalejże w tango!
Ja ze swej strony przepraszam za żałosne próby szkalowania małżonka.
25,415 2014-11-10 16:36:44
Dużo do przemyślenia również dla mnie.
Ok, mogę z tego wyjść i chcę, więc znajdę ten "sposób" ( jak z sygnaturki Wielokropka).
Chciałam jeszcze tylko dodać, że czasami depresja ciągnie się naprawdę latami... więc też nie powiedziałabym, że to zawsze wina osoby chorej (ona mogła zacząć się jeszcze w dzieciństwie, z różnym stopniem nasilenia, ale jednak... jako dzieci nie mogliśmy sobie pomóc ). To jest bardzo złożone zagadnienie, mówie to jak najbardziej przemyślanie i znając nie jeden taki przypadek (ale również nie staram się wytłumaczyć nic-nierobienia... bo ja mimo, że mam zdiagnozowaną od dawna, zdecydowałam się na różne kroki, żeby zmienić siebie i swoje życie. Mówię tylko, że jeśli depresja przyjmuje swoj bardziej intensywny charakter, a wpływ na to może mieć wiele rzeczy, wtedy naprawdę brak sił. Ważne żeby nie odpuszczać sobie całkiem - to znaczy jeśli depresja jest nieco slabsza, wtedy trzeba próbować i próbować... atakować swoje błędy i naprawiać je... może kiedyś dzięki temu da się ją ostatecznie zwalczyć.) Hm... nie wiem czy jasno przekazałam co miałam na myśli...