Tak Thepass - asertywność jest bardzo ważna. Trzeba tylko albo aż tylko uzmysłowić sobie swój problem, swoje schematy działania i faktycznie tupnąć na pewne sprawy. Mizgolenie się nic nie daje. Ale ile sił w "naszych" przypadkach potrzeba by to wszystko zrozumieć.
Co do ostatniego zdania Twojej wypowiedzi. Tak! Inni będą nas tak traktować jak sobie na to sami pozwolimy.
25,221 2014-05-22 19:33:59
25,222 2014-05-23 14:57:59
...Trzeba tylko albo aż tylko uzmysłowić sobie swój problem, swoje schematy działania i faktycznie tupnąć na pewne sprawy. ...Ale ile sił w "naszych" przypadkach potrzeba by to wszystko zrozumieć.
(...)Tak! Inni będą nas tak traktować jak sobie na to sami pozwolimy.
AŻ uśmiech wywołałaś na mej twarzy no bo INNYM to samo z nieba spadło... ROZUMIENIE
25,223 2014-05-24 17:17:51
Dziś mój dzien wyprowadzki, i sama przed tym się bronie , wiem że muszę to zrobić a zwlekam jak bym czekała na jakieś objawienie, zadzwoni S z dupy i poprosi zebym została że będzie już dobry a najlepiej aby przypieczętować te słowa jeszcze się oświadczy - ładna iluzja !!!
Co chwile płaczę , bo do głowy przychodzą wszystkie chwile, płącze z powodu tego że nie będzie już tych dobry i że już mineły , i płaczę w powodu tych złych które tak raniły. Tak bardzo nie chce być sama , boję się że nie będę umiałą , że wszystko mnie będzie przytłaczać , zawsze wydawało mi się że jestem twarda babka i też za taką uchodzę a to tylko otoczka.
25,224 2014-05-25 21:34:35
Patrycjana, myślami wspieram Twoją odwagę w takich trudnych chwilach i życzę wytrwałości.
Dziś czytam o potrzebie stosowania afirmacji, jako jednej z metod autoterapii. Uważam, że warto spróbować. Jednak podczas tej wartościowej lektury zauważyłam, że nadal nie działam do końca dla siebie... od razu włacza mi się myślenie: "to jest mądre i pożyteczne powinnam o tym powiedzieć ... (partnerowi, siostrze, przyjaciółce) może im pomogę w ten sposób". Ta potrzeba pomagania chyba nie jest do końca zdrowa...
25,225 2014-05-26 22:58:24
ryczeć mi się chce !!! pomocy, już mam tego dość a to dopiero początek , głowa mnie boli nieziemsko , oczy napuchnięte a w pracy to takiej wywijam cyrki że jeszcze trochę i firmę puszczę z torbami przez moj brak koncetracji. Dzis wyczytałam na papilocie , że bol po rozstaniu jest identyczny z bolem fizycznym - np z silnym oparzeniem , tak reaguje nasz mózg, chyba pozostaje mi narazie zyc w cierpieniu.
25,226 2014-05-26 23:09:31
Patrycjana, jeśli che Ci się ryczeć - rycz, zwłaszcza teraz, gdy jesteś już po pracy. Chcesz krzyczeć - krzycz.
Boisz się, że sobie sama nie poradzisz. Czy jest choćby jeden realny powód, dla którego tak właśnie miałoby się stać?
25,227 2014-05-26 23:25:34
boję się że on już nigdy nie będzie mój, boję się że będę sama, boję się że będę musiała pogodzić się z jego stratą, boję się że miłość do niego wcae tak szybko nie minie mimo to że nie traktował mnie tak jak bym chciała. Właściwie na obecną chwilę to tylko się boję chyba nie odczuwam żadnej innej emocji. Jutro jadę na spotkanie z nowym klientem też się boję, a zazwyczaj czułam żyłkę rywalizacji chęci pokazania firmy z jak najlepszej strony. Dochodzę do wniosku że całą odwagę i przebojowość miałam "dzięki" niemu, że to on tylko we mnie wierzył, tak się uzależniłam od niego.
25,228 2014-05-26 23:36:59
Ale ja poprosiłam o jeden realny powód Twych lęków. Wymienione przez Ciebie to typowe objawy odstawienie.
Rozumu życzę.
25,229 2014-05-27 00:09:41
Rozumiem, że wiesz co to miłość, że łatwo ją przywołać w swoich urojeniach, negować zło, a może na zło odpowiedzieć miłością, nie bo to złe, bo doprowadzi że nie będę się szanował, że nastawiając policzek dostanę z bani, racja trzeba uciekać, ale też trzeba być silnym w miłości , ja nie potrafię, Asertywnie mówię nie, ale po co ? żyje wg własnych przekonań i jestem na uboczu społeczeństwa. Może ktoś to doceni, może nie, ale ważne że ja się cenie. Samotność na dłuższą metę jest bardziej destruktywna niż obcowanie z patologią, a może nie. Przynajmniej jest jakaś interakcja. Szanowanie się siebie musi być od początku, w tobie, a nie że ja się postawię. Nie z każdym się wygra, często spotkają nas porażki , przegrane, i chyba to jest w życiu piękne, kiedy odnajdziesz siebie w ostatnim kręgu piekieł i wyjdziesz z tego, a może tak właśnie nie jest. Mam wrażenie, że jestem, ale i że to imaginacja. Czy totalna negacja złych zachowań, pozwoli mi zrozumieć dlaczego ten drugi człowiek tak się zachowuje? Uważam, że jeśli da się minimum zrozumienia dlaczego jest tak, a nie inaczej, może czynić cuda.Jeśli jednak to nic nie pomoże, to trzeba rejterować.
A wiecie w jaki sposób trenować psychikę? Pokonując bariery. Czyli jeśli "zły facet" jest problemem, to trzeba sie mu postawić, jego przeczącym prawdziwej miłości zachowaniom. Byc asertywną, potrafić "tupnąć nóżką" i odejsć - ale mieć gdzie (czyli należałoby postarać się o niezależność). Jest sporo sposobów, ale pierwszym jest życie zgodnie z własnymi przekonaniami, a nie innych. Szczegolnie partnera despoty, który ani nieomylny ani najmądrzejszy nie jest. Nie ma co walczyć o kogoś kto "kreuje zło". Wystarczy sobie to uświadomić. I zapamietac sobie jedno - uległością wobec kata tylko spotęgujecie jego krzywdzące działania, bo dacie mu przyzwolenie.
25,230 2014-05-27 21:51:34
Ale ja poprosiłam o jeden realny powód Twych lęków. Wymienione przez Ciebie to typowe objawy odstawienie.
Rozumu życzę.
Dziękuję to samo bym doradziła sobie gdyby nie była w tak chorym stanie !
25,231 2014-05-27 22:16:43
Mam takie pytanie..
z Moim eksem rozstałam sie jakies 3, 5 miesiąca temu. Nie mamy ze soba zadnego kontaku, studiowaliśmy razem, choć w tym roku on spadł rok niżej, mamy wspólną znajomą, z która ja się przyjaźnię, choć może to za duzo powiedziane, ale jest to moja dobra kumpela. Dzisiaj wystawił ją kolega, z którym miała iść w ten weekend na wesele, no i zaczął się problem, bo koleżanka nie ma faceta, ogólnie dośc cięzko jest jej znaleźć kogokolwiek, próbowała wykorzystac wszystkie opcje.. aż w koncu dzisiaj zapytała się czy nie miałabym nic przeciwko, żeby wzięła mojego exa..eh zamurowało mnie, ale bardziej z grzeczności i tez z racji sytuacji, w jakieś się znalazła, odpowiedziałam, że jak chce, przeciez nie mogę jej zabronić, ani tym bardziej decydować za mojego exa.. Zadzwoniła do niego, ale nie odbieral.. Kilka minut później jak ochłonełam, zdałam sobie sprawę, że nijak mi to na rękę i już sama nie wiem co o tym mysleć..
Czy moglibyście mnie oświecić Waszymi wnioskami odnośnie całej tej sytuacji?
25,232 2014-05-27 22:44:56
Mam takie pytanie..
z Moim eksem rozstałam sie jakies 3, 5 miesiąca temu. Nie mamy ze soba zadnego kontaku, studiowaliśmy razem, choć w tym roku on spadł rok niżej, mamy wspólną znajomą, z która ja się przyjaźnię, choć może to za duzo powiedziane, ale jest to moja dobra kumpela. Dzisiaj wystawił ją kolega, z którym miała iść w ten weekend na wesele, no i zaczął się problem, bo koleżanka nie ma faceta, ogólnie dośc cięzko jest jej znaleźć kogokolwiek, próbowała wykorzystac wszystkie opcje.. aż w koncu dzisiaj zapytała się czy nie miałabym nic przeciwko, żeby wzięła mojego exa..eh zamurowało mnie, ale bardziej z grzeczności i tez z racji sytuacji, w jakieś się znalazła, odpowiedziałam, że jak chce, przeciez nie mogę jej zabronić, ani tym bardziej decydować za mojego exa.. Zadzwoniła do niego, ale nie odbieral.. Kilka minut później jak ochłonełam, zdałam sobie sprawę, że nijak mi to na rękę i już sama nie wiem co o tym mysleć..Czy moglibyście mnie oświecić Waszymi wnioskami odnośnie całej tej sytuacji?
Skoro się rozstaliście nie możesz rościć sobie praw do niego , każde z Was jest wolnym człowiekiem, możesz jej powiedzieć co czujesz, i jeśli faktycznie jest Twoją dobrą kumpelą to być może uszanuje Twoje uczucia, jeśli jednak jej zależy na tym aby mieć "kogokolwiek" jako partnera to na nic Twoje uzewnętrznianie się , tak ja sądzę.
Ja się rozstałam kilka dni temu , jeśli bym wiedziała że mój ex coś robi z inną kobietą , choćby słodko rozmawia to bym ich oboje rozszarpała ale nie mogę tego zrobić tak nisko jeszcze nie upadłam.
25,233 2014-05-28 01:08:15
Hej, witajcie dziewczyny. Chciałam się z wami podzielić moją historią.
Od dwóch lat chodzę na terapię. Sama zdiagnozowałam u siebie Kochanie za bardzo. Pochodzę z rodziny dysfunkcyjnej, jestem też DDA. Problemy miałam w zasadzie od samego początku. Odkąd pamiętam zawsze doskwierało mi poczucie winy cokolwiek bym nie zrobiła. To i niskie poczucie własnej wartości jest moim największym problemem. Nie potrafię odnaleźć się w związkach.
Po długim okresie terapii moge powiedzieć, że zaczęło mi się układać. Zaczęłam lubić siebie, polegam na sobie jak nigdy dotąd, wiem, że świat jest dobry, przestałam czuć się jak ofiara losu.
Wszystko zaczęło się od zakończenia związku z M., w którym nie czułam się dobrze. Trwał on 6 lat i był moim pierwszym i jedynym jak narazie. Długo zastanawiałam się jak odejść i czy wogóle, robiłam kilka podejść. Nie potrafiłam sama podjąć tej decyzji dlatego zanim znalazłam w sobie tą siłę wmieszałam się w dwa romanse jeden po drugim. Sądziłam, że tak będzie mi łatwiej, kiedy przeniosę swoje uczucia na kogoś innego, szukałam wymówek byle nie brać odpowiedzialności za swoje czyny. Każdego z tych facetów kochałam. Byłam uzależniona i zagubiona. Nie potrafiłam powiedzieć czego chcę, bałam się być sama i ranić ich. To były dla mnie straszne dni. W końcu po wielu walkach ze samą sobą byłam w stanie wykaraskać się z tej sytuacji. Zakończyłam spotkania na boku i zerwałam z M. On nie chciał dać mi odejśc, płakał i groził, że się zabije. Nie miałam wsparcia w nikim, rodzina pomiatała mną i brała stronę M. Aby zatrzymać mnie przy sobie oświadczył mi się na wielkanocnym śniadaniu, przy wszystkich, chociaż było już po zerwaniu. Musiałam powiedzieć mu nie, gdy przede mną klęczał. Jeszcze teraz gdy to wspominam mam mdłości. Nie mogłam jeść ani spać myślałam tylko o tym jak bardzo go zraniłam, jaka jestem beznadziejna i zła i jakie świństwo mu zrobiłam. Poczucie winy mnie dobijało. On odchorowywał to zerwanie przez rok, miał załamanie nerwowe i leczył się w szpitalu, a to wszystko przeze mnie. Bo pierwszy raz pomyślałam o sobie. Było mi tak źle, że zaczęłam szukać pomocy, nie radziłam sobie z własnym cierpieniem. Wtedy trafiłam na książkę o radykalnym wybaczaniu od którego zaczęło się moje zdrowienie. Potem była Louise Hay, afirmacje, terapia, grupy wsparcia. Zaczęłam dowiadywać się o sobie wielu rzeczy, poznawać kim jestem i czego chcę, dbać o swoje szczęście. Wyprowadziłam się od rodziców z toksycznego domu (kolejna trauma - ojciec zagroził, że jeśli tak zrobię postara się, żebym straciła pracę i do nich wróciła - kolejne wyrzuty sumienia, tym razem robiłam świństwo rodzicom). Potem na jakiś czas zerwałam z nimi kontakt,żeby odpocząć od ciągłych oskarżeń i krytyki.
Teraz wynajmuję mieszkanie, jestem samowystarczalna i lubię swoje życie. Nie wpadam już w depresję jak kiedyś, potrafię sobie radzić z własnymi emocjami. Przepracowałam swoją przeszłość i pogodziłam się z nią, a także z rodzicami.
Jedno z czym nadal nie daję sobie rady to związki uczuciowe z mężczyznami. Wciąż jestem sama. Zawsze wybierałam niedostępnych mężczyzn, tacy mnie pociągali - albo zakochani w kimś innym, albo żonaci albo mieszkający za granicą i nieosiągalni (krótki niby-związek na odległość). Umawiałam się też z dwoma zupełnie normalnymi, fajnymi, którzy dawali mi prawdziwą miłość i wsparcie ale tych właśnie nie potrafiłam pokochać. W międzyczasie miałam jeszcze jeden romans z żonatym facetem. Byłam w nim zakochana, potrzebowałam ciepła od kogoś i bałam się być sama. Wiedziałam, że nic z tego nie będzie ale jednak brnęłam w to dalej. Znów powtórzyła się sytuacja - robiłam to, czego chciał mimo wyrzutów sumienia. Chciałam tego i nie chciałam jednocześnie. W końcu kiedy udało mi sie to skończyć on wyznał mi miłość i zaczęłam się zastanawiać czy jednak nie odnowić tej znajomości, znów zrobił mi się mętlik w głowie. Mam ten wielki problem, którego nie rozumiem. Kiedy facet oferuje mi miłość ja czuję, że muszę ja odwzajemniać, nawet jeśli sama tego nie czuję. Wydaje mi się, że za każdym razem gdy odmawiam mężczyźnie albo komuś naprawdę mi bliskiemu (ale głownie dotyczy to mężczyzn) ranię go a ta świadomość przynosi mi autentyczne cierpienie, jakbym była w klatce i zaraz miała się udusić. Potrafię wszystko zrobić, żeby uniknąć tych uczuć, godzić się na to, czego nie chcę. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Ostatecznie zadbałam o siebie i odmówiłam mu ale nadal mam te uczucia. Myślę, że dopóki nie dotrę do sedna tego problemu wciąż będę miała trudności w związkach.
25,234 2014-05-28 22:26:50
witam wszystkie kobietki
Jestem nową osobą na forum. Jestem świeża w temacie. Dopiero kilka dni temu zdałam sobie sprawę z mojej choroby. Nie mogę tego nazwać inaczej. Jestem chora i uzależniona od kochania za bardzo, od cierpienia, od poczucia bycia potrzebną, od mężczyzny.
Już dawno zagubiłam się, przestałam być dla siebie ważna i pozwoliłam zniszczyć swoje poczucie wartości. Myślę o czterech latach bycia razem i nie wychodzę z podziwu do jakiego stanu mnie to doprowadziło. Ja w odróżnieniu od wielu z Was nie odeszłam. Wyzbyłam się złudzeń, że go zmienię. Już chyba nawet tego nie chcę - choć podświadomość pewnie wie co innego. Chcę się zmienić ja. Nie dla niego. Dla siebie. Od dawna chce wreszcie coś tylko dla siebie.
Drogie kobietki jesteście moim pierwszym krokiem do wyzdrowienia. Znalazłam Was,ponieważ poszukiwałam dla siebie pomocy. Stanowicie dla mnie nadzieję. Mam nadzieję, że wspomożecie mnie swoją siłą i mądrością w tym temacie.
25,235 2014-05-28 22:53:05
(...)Kiedy facet oferuje mi miłość ja czuję, że muszę ja odwzajemniać, nawet jeśli sama tego nie czuję. Wydaje mi się, że za każdym razem gdy odmawiam mężczyźnie albo komuś naprawdę mi bliskiemu (ale głownie dotyczy to mężczyzn) ranię go a ta świadomość przynosi mi autentyczne cierpienie, jakbym była w klatce i zaraz miała się udusić. (...)
Proponuję zastąpienie słowa 'czuję' na 'myślę'. Niby mała różnica, a jednak. To nie jest uczucie, to myśli. Na uczucia, podobno, nie mamy wpływu, myśli od nas zależą. Zachęcam Cię też do kontrolowanie wyobraźni i odróżniania jej od rzeczywistości.
Vilet, zacznij zauważać swe zalety, zacznij doceniać siebie, zacznij siebie lubić, zacznij być dla siebie ważną osobą.
25,236 2014-05-29 17:35:39
Poczytajcie dziewczyny o psychofagach, o uzależnieniu od miłości. Dużo pozwoli Wam to zrozumieć. Myślę, że najważniejsze by dobrze się "zdiagnozować" i potem działać we właściwym kierunku.
25,237 2014-05-29 19:05:50
Wielokropku dziękuję. Niby proste rady, tak wielu ludzi nie stosuje nigdy innych, a potrafią sprawić trudność. Wierzę, że powoli jestem w stanie pokonać swoje bariery. Przekonuję o tym sama siebie. Wierzę, że wsparcie na tym forum dopomoże mi w tym.
Liwia swoją "dolegliwość" zdiagnozowałam o zgrozo dzięki książce Robin Norwood "Kobiety, które kochają za bardzo". Trafiłam na tę pozycję przypadkiem i czytałam ją z niedowierzaniem i przerażeniem. Pomimo to, jest trafieniem w sedno moich kłopotów.
Wiem, że to dopiero początek mojej drogi zdrowienia. Dziś pękłam i wypłakałam oczy. Uświadamiam sobie, że powinnam zostawić mojego mężczyznę, że nigdy się nic nie zmieni. Nadużywa alkoholu średnio co drugi dzień. Kiedyś do tego dochodziły awantury, wyzwiska,poniżenie. Teraz już dzięki Bogu jest spokój. Ale to nie zmienia faktu. Docieram do kresu własnych sił i cierpliwości.
Nie wiem dlaczego ale nie przeszkadza mi jego obecność w domu. Mam wrażenie, że jestem w stanie skupić się tylko na sobie i "zdrowieć" nawet przy nim. Sama nie wiem, czy to nie okaże się złudne. Poczułam siłę dzięki lekturze Robin Norwood, której nie jest w stanie mi zniszczyć. Nie mówię, że nie popełniam błędów, jednak pozytywne jest to, że od ręki je sobie uświadamiam i analizuję. Mała rzecz a cieszy
25,238 2014-05-29 21:07:07
Vilet, na niektórych etapach płacze się dużo, więc wcale mnie to nie dziwi.
Zdrowienie obok niego może być złudne, niestety. Mnie wydawało się kiedyś podobnie. Ale tak na prawdę to on był siłą, bo wiedziałam, że jest, obojętnie jak, ale jest. Niestety, krach w moim myśleniu nastąpił, gdy się wyprowadził....doszłam do tego, że nie było zdrowienia. Ja to podświadomie robiłam dla niego, łudząc się w swoim niskim poczuciu wartości, że to go zmieni.
25,239 2014-05-29 22:30:47
Dzięki za odzew. Niby już to wszystko wiem, ale nadal mam te uczucia. Poczucie winy jest najgorsze. Potrafię już rozróżnić co jest dla mnie dobre a co złe i wybieram dobro dla siebie ale mimo to pojawiają się we mnie czasem te wyniszczające uczucia, gdy podejmuję decyzję wbrew oczekiwaniom innych. Już rzadziej się to dzieję. Za każdym razem siadam i analizuję przyczyny i zastanawiam się jak zniwelować ten zły stan. Czy juz zawsze będzie tak, że czasem stare schematy będą się odzywać? Jak wyzbyc się poczucia winy? Bo to jest chyba korzeń wszykich kłopotów w moim przypadku.
25,240 2014-05-29 22:43:21
Podłożem, tak mi się zdaje, tego poczucia winy jest twierdzenie "nie jestem w porządku". Proponuję, byś machnęła ręką na ten "porządek" i przestała myśleć na ten temat. Proponuję, byś przypomniała sobie świetne powiedzenie, że "Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne... tam, gdzie chcą".
Spójrz też w metrykę, nie jesteś malutkim, zależnym od dorosłych, dzieckiem. Nie musisz postępować zgodnie z ich nakazami i zakazami. Możesz robić co chcesz. Najwyższa pora, byś nad tym się zastanowiła, byś pomyślała na czym TOBIE zależy, co TOBIE sprawia radość.
Odwagi życzę.
25,241 2014-05-29 23:06:30
Dzięki
25,242 2014-06-19 11:31:35
to już miesiąc , a ja ryczę non stop... tracę wszelkie siły .....
25,243 2014-06-19 11:49:47
to już miesiąc , a ja ryczę non stop... tracę wszelkie siły .....
Non stop? Czyli 24 godziny na dobę, także w czasie snu, w pracy i poza nią.
Tracisz wszystkie siły? Czyli wymagasz ciągłej opieki, bo jedynie możesz leżeć.
Zamiast, przepraszam, tego wyolbrzymiania i robienie z siebie ofiary, może nawiążesz kontakt z rzeczywistością? To pomaga wyjść z kryzysu.
25,244 2014-06-19 14:00:17
Wielokropku - rozkładasz mnie tekstem o płaczu przez 24h na dobę
Patrycjana - masz kryzys, gorszy czas, dolinę...zwał jak zwał, ale to przejdzie. Niestety, zdrowienie polega między innymi na cierpieniu, okropnym bólu, rozrywającym serce. Znam ten ból doskonale. A to trzeba przejść, niestety, trzeba. Jest droga na skróty, ale nieliczna grupa kobiet ją pokonuje, większość jest tych, które swoje przecierpieć muszą.
Pamiętaj Partycjana-kiedyś w końcu wychodzi słońce. Wyjdź dziś gdzieś, nie siedź w domu, a jak nie masz gdzie to pierz, sprzątaj, obejrzyj ciekawy film, zagłusz to co Cię boli, w jakiś sposób da ukojenie
25,245 2014-06-22 09:49:32
Witam Was! O kobietach, które kochają za bardzo dowiedziałam się podczas poszukiwań artykułu o mężczyznach, którzy boją się zaangażować. Takim mężczyzną był mój były. I podczas czytania jednego z artykułów zdałam sobie sprawę, że całe to moje zachowanie w stosunku do niego, to nie moje dobre serce, nie moje uczucie do niego, tylko mój problem z uzależnieniem od miłości.
On stał się przez dwa lata centrum mojego życia. Każdy wolny moment spędzaliśmy razem. Wspólna nauka, wspólna kawa, kino, teatr, obiad po zajęciach. Moja chęć pomocy mu we wszystkich miała być motywowana tym, że zależy mi na nim i chce mu pomóc. Bardzo starałam się mu udowodnić, że nie ma czego się bać w związku, że to azyl bezpieczeństwa, że to wzajemne wspieranie się etc. Nie potrafiłam byś asertywna, powiedzieć nie, w kłótniach szłam na kompromis, bo przecież on będzie miał racje. Poza tym gdzieś w głębi głowy bałam się, że jeśli się pokłócimy, nie dogadamy, to zerwie ze mną i to będzie koniec tego rajskiego związku. Bo przecież dogadywaliśmy się świetnie. I na prawdę był dla mnie niesamowitym oparciem w ciężkich momentach. Mam z nim niesamowite wspomnienia, wiele wygadanych godzin, setki uśmiechów. I oczywiście bywałam zazdrosna. Kiedy usłyszałam,że pisuje z koleżanką naszą sporo, wpadłam w panikę. Dusiłam negatywne emocje, a jak tylko usłyszałam jej imię w rozmowie, dostawałam palpitacji serca. Bo przecież jeden już mnie zdradził, zostawił dla koleżanki. Kiedy zaczęło mnie powoli denerwować jego łajzowatość, jego niedojrzałość, swoista nieodpowiedzialność, jego zmiany humoru nieustanne i zabójcze milczenie, zaczęłam myśleć, że to nie to. Myśli o rozstaniu z nim kłębiły się dobry miesiąc. Ale bałam się, że będę sama, że już nigdy nie spotkam tak niesamowitego człowieka. Nie chciałam, bo mówiłam, zmieni się, damy radę, przecież jesteśmy idealni. Wiedziałam z drugiej strony, że jego zły humor to zwiastun tego, że nie chce dalej być ze mną. Wiedziałam od zawsze, że boi się zobowiązań i nie widzi siebie w przyszłości z kimkolwiek u swojego boku. Więc przeczekałam i doczekałam się rozstania. Bardzo kulturalnego bądź co bądź. W mojej głowi, gdzieś z tyłu tkwi pewna myśl, że jak oboje się poskładamy, to będziemy mogli znowu znaleźć razem szczęście. Pewnie to bardzo infantylne, albo jakiś mechanizm obronny, ale on wie co mu jest, ja wiem co mi jest i oboje wiemy, że w pewnym sensie jesteśmy dla siebie stworzeniu. Po rozstaniu oczywiście wpadłam w wielką samotność. Napisałam do starych znajomych, którzy kiedyś się do mnie zalecali. Zaczęłam myśleć gdzie znaleźć kolejnego partnera, który będzie tylko na pocieszenie. A gdzie mogłabym znaleźć kogoś, kto dorównałby mojemu byłemu. Ta pustkę chciałam koniecznie czymś wypchać. Nie mogłam znieść myśli, że w ciągu dnia z nikim nie rozmawiam, bo zawsze był tylko on.
Nie jestem pewnie jakimś strasznie ciężkim przypadkiem, jednak dostrzegam problem i bardzo chciałabym się go pozbyć. Nie wiem zupełnie jak się za to zabrać. Proszę o jakiś rady i sugestie.
25,246 2014-06-22 10:03:36
(...)Proszę o jakiś rady i sugestie.
W olbrzymim skrócie:
- przestań grać rolę terapeuty w jakimkolwiek związku
- sporządź uczciwą listę swych zalet
- przestań porównywać siebie z kimkolwiek innym
- polub siebie
- zobacz, że jesteś samodzielnym człowiekiem
- poszukaj szczęścia w sobie, nie w innych.
25,247 2014-06-22 10:09:14
Nie ma problemu z samooceną. Znam doskonale swoją wartość, znam swoje zalety i wady. Już dawno temu pozbyłam się nawyku porównywania z innymi, bo uświadomiłam sobie, że przecież to nie ma sensu, że jestem świetna i jedyna w swoim rodzaju (choć oczywiście nie idealizuje się). Chciałabym móc wejść w normalny związek kiedyś, bez ograniczania siebie i drugiej osoby.
25,248 2014-06-22 10:32:29
Skoro nie masz problemów z samooceną, skoro znasz swoją wartość, skoro wiesz, że jesteś świetna i jedyna w swoim rodzaju, to jakim cudem inny człowiek stał się centrum Twego świata? Jakim cudem, znając swoją wartość, byłaś/jesteś zazdrosną? Skąd to uzależnienie? Skąd potrzeba ograniczania siebie i drugiej osoby?
Czym innym jest wiedza o własnej wartości, wadach i zaletach, czym innym przekonanie, że jest się wartościowym człowiekiem.
25,249 2014-06-22 10:50:05
Hm.. zdaje mi się, że to chyba potrzeba bliskości nadmierna. Potrzeba czułości i zainteresowania od drugiej osoby. Zawsze mi mało przytulania i chodzenia za rękę (a może to niedojrzałość?). Kiedyś myślałam, że to przez to, że nie mam/miałam zbyt dobrego kontaktu z rodzicami i uciekałam od uzyskiwania uczuć od nich. Fakt, że nie potrafię być sama. I że jestem straszną gaduła-jak nie mam z kim porozmawiać, to czuje się jak zamknięta w klatce. Moja pewność siebie czasem ucieka, ale staram się ja kontrolować. Teraz to już sama nie wiem, może masz racje...
25,250 2014-06-29 16:19:44
Cześć Kobietki. Piszę bo mam mega doła. Po prostu muszę się wygadać. Ostatnio przechodzę etap "oczyszczania atmosfery z bliskimi mi osobami". Cięgle płaczę i próbuję coś zmienić w moim życiu. Zmienić schematy, mówię Ludziom, Rodzinie co mnie boli i jak ja się czuję kiedy Oni traktują mnie w taki czy inny sposób. I jest źle. Dzisiaj pokłóciłam się z moją Siostrą. Powiedziałam Jej o moich uczuciach, o tym że czasem potrzebuję słowa proszę albo dziękuję. Powiedziałam, że czuję się jak służąca, która jest gotowa na każde zawołanie. Powiedziałam co czuję i teraz czuję się winna bo bardzo się "pożarłyśmy". Myślę , że może byłam za ostra, że jestem samolubna i myślę tylko o sobie. Powiedziała mi, że jestem nienormalna, że mówię o takich rzeczach, że jestem słaba i powinnam zacząć pracować nad sobą bo robię z siebie ofiarę. Wiem, że też Ją zraniłam pewnymi słowami, ale nie chce więcej pozwalać na pomiatanie sobą. Chcę żeby ludzie szanowali mój czas jeśli im pomagam. Nie urodziłam się po to, żeby słyszeć ciągle: zrobisz to, albo tam to. Lubię Jej pomagać i chcę, ale czasem chcę usłyszeć "czy mogłabyś mi pomóc?". Wiem, że w mojej Rodzinie jest dysfunkcja mówienia o uczuciach. Wiem, że ja Ją kocham i Ona mnie, ale teraz czuję straszny ból, że musiałam Jej to powiedzieć, że Ją zraniłam. Nie mogłam jednak inaczej bo to mnie zabija od środka. Nie mówiłam Jej o tym tyle lat. Bo bałam się, że odejdzie, że już nie będzie mnie kochać. Nie wiem co mam robić. Nie wiem czy mam rozmawiać z Ludźmi o tym co mnie boli, bo wtedy Oni mnie zostawią, odsuną się. Pisałam też z moim Kolegą i w pewnym momencie rozmowy powiedziałam mu, że czasem czuję się jak by się wstydził mnie i mojej pracy. Że kiedy mnie zaprasza do znajomych to ukrywa moją pracę (jestem sprzątaczką i doglądam toalet w sklepie). Więc napisałam mu, że jeśli nie chce mówić co robię, to niech powie, że jak przyjdę to sama opowiem co robię. Ja już się nie wstydzę tak bardzo jak kiedyś. I nagle rozmowa się urwała, nie odpisał mi już. I myślę sobie, że to kolejna osoba, która się odsunie ode mnie, bo powiedziałam jak się czuję. Mam dość, to boli. Ludzie z którymi przebywam ranią siebie, mnie i ja Ich. Nie chcę tego. Wiem, że żeby stać się lepszą osobą muszę zmienić środowisko, bo nie zmienię tych osób. One żyją w moim starym schemacie. Tak jak ja przed zmianą. Teraz widzę jak zimnymi osobami jesteśmy, ale ja już nie chcę. Nie mogę, a kiedy jestem z Nimi to znowu mnie to wciąga. Odskakuję na chwilę, patrzę z boku i cierpię a potem wciągają mnie z powrotem i znowu jestem starą mną. A kiedy odskoczę to cierpię jeszcze bardziej bo teraz już widzę to, co Im robię i co Oni robią mi. Nie wiem co mam zrobić. Jestem załamana, a nie mogę cięgle płakać. Ja już nie mogę, nie chcę tak żyć.
Proszę powiedzcie, że będzie lepiej. Że to chwilowe, że Ona nie odejdzie.
Wiecie mimo, że bardzo cierpię to chyba dopiero zaczynam wiedzieć czym jest miłość do Rodziny. Boję się, bardzo, tego co będzie dalej, ale chyba odwagą jest iść dalej mimo tego strachu, więc idę.
25,251 2014-06-30 14:31:32
WITAJCIE! Pilnie poszukuję dobrego terapeuty z Wroclawia który zna temat kochania za bardzo, uzależnienia od mężczyzny.
25,252 2014-06-30 22:50:18
WITAJCIE! Pilnie poszukuję dobrego terapeuty z Wroclawia który zna temat kochania za bardzo, uzależnienia od mężczyzny.
Agnes6 ja osobiście nie znam żadnego z Wrocławia, mam terapeutkę z Krakowa z PIPI -pocieszka. Oni mają dużo gabinetów w całej Polsce, więc wyszukaj sobie w googlach i poczytaj. Na ich stronie jest dużo artykułów jak wybrać terapeutę, o superwizji itp. (co byś na szarlatana nie trafiła) Mi na szczęście udało się znaleźć Terapeutkę na pierwszej wizycie. Kontynuuję terapię już 1,5 roku i widzę zmiany. Czytałam gdzieś, że jeśli masz problem z uzależnieniem od mężczyzny to lepiej, żebyś poszła na terapię do Kobiety, bo możesz przenieść uzależnienie na terapeutę-mężczyznę, ale wszystko zależy od Ciebie.
Mam nadzieję, że uda Ci się trafić dobrze. Powodzenia!
25,253 2014-07-02 17:57:29
WITAJCIE! Pilnie poszukuję dobrego terapeuty z Wroclawia który zna temat kochania za bardzo, uzależnienia od mężczyzny.
Dagmara Danielczyk-Słomian
25,254 2014-07-09 22:45:25
Pozdrawiam Was wszystkie
Ech... mój najważniejszy wątek.
Życzę Wam szybkiego zakończenia chorych relacji, z jak najlepszym dla Was skutkiem.
Ale samo się nic nie zrobi. Trzeba samemu działać. Krew, pot i łzy - to murowane. Ale warto, zapewniam. Warto ŻYĆ.
Wolność smakuje wspaniale. Spokój też.
Ściskam Was.
Jestem w chorym związku , mąż zazdrosny chorobliwie oskarża mnie i zdradę
napisz coś do mnie prosze, cokolwiek
25,255 2014-07-09 22:48:04
Jestem w 8 letnim związku, dwójka dzieci.. kocham rodzinę naszą ale męczy mnie mój mąż zazdrosny podejrzewający o zdradę cały czas, robi awantury , próbuję walczyć z tym ze względu na dzieci, gdyby ich nie było odeszłabym pewnie myślę ale są.. zalezy mi na nim ale cięzkie jest życie z kimś kto ciągle cię podejrzewa ((((
25,256 2014-07-17 19:18:45
Chyba się jednak nie wyleczyłam...
Jestem z kimś, normalna relacja, uczciwy facet, konkretny, stabilny, życiowy, po przejściach. On zamknął już dawno rozdział życia zwany "rodzina", a ja...znów zaczęłam reagować na wiadomości ex, on wraca jak bumerang, znów jest sam, znów pisze, wyznaje miłość,......a ja głupia myślę, wyobrażam sobie, że możżżżeeee się zmieni, jestem zmęczona sama sobą..
25,257 2014-07-17 19:28:03
I ja się kwalifikuję do Waszej grupy... kochałam za bardzo chciał mu nieba przychylić robiłam wszystko żeby był szczęśliwy a on...się odkochał sam przyznał, że go rozpieściłam... teraz brak sensu w życiu bo przez ostatnie 12 lat byliśmy naprawdę szczęśliwi nie wiem co poszło na tak. Teraz jestem chora, nie mogę jeść,spać, normalnie funkcjonować tylko analizuję czemu tak się stało... ;(
25,258 2014-07-17 19:28:15
Liwio, zaczęłaś reagować? Po co? Po co wyobrażasz sobie życie u boku eks-a? Po co kręcisz ten film? Skoro to robisz, masz w tym cel. 'Samo się' takie rzeczy nie dzieją się.
Edit:
Odpowiadając sobie na te pytanie, znajdź inną odpowiedź poza "Jestem uzależniona" czy też "Nie wyleczyłam się".
25,259 2014-07-17 19:34:55
Nie wiem po co. Tak się dzieje. Wytrzymywałam długo, ale to dzieje się od dawna, od czasu rozwodu, od czasu sprzed rozwodu, on wraca jak bumerang, daje znać o sobie,...Dawałam radę, teraz coś pęka, choć rozum wciąż ma przewagę nad sercem, bo nie wierzę mu już.
On też jest "zaburzony", bo widzę, wiem, że faceci po rozwodach żyją innym życiem, a on nie. On układa coś od początku, widzi, że to nie to i znów wraca myślami do mnie!
25,260 2014-07-17 19:38:01
Tak się dzieje? Samo się nie dzieje. Masz wpływ na to co robisz, o czym myślisz i marzysz.
Nie wiesz? Ty jedna znasz odpowiedź. Ale możesz nie decydować się na konfrontację z prawdą o sobie.
25,261 2014-07-17 20:58:50
Ja od dawna jestem już bardzo świadoma swoich myśli, uczuć, mam nad nimi kontrolę, a przynajmniej tak mi się wydaje. Konfrontacja z nimi nie sprawia mi już bólu jak kiedyś. Nie koncentruję się też na byłym mężu, żyję po swojemu i świadoma jestem czego chcę w życiu. Najgorzej, że zaczynam to mieć, a myśli wracają do niego.
25,262 2014-07-24 16:07:47
Witam,
Pewnie jak Wy wszystkie trafiłam tu bo kocham za bardzo..
Mam pytanie czy według Was terapia z psychologiem jest konieczna do wyzdrowienia ?
25,263 2014-07-25 00:10:24
Pewnie kilka wizyt u psychologa by się przydało, ale moim zdaniem wszystko zależy od Ciebie-od Twojej woli, zawzięcia, chęci-zwał jak zwał, byle prowadziło do wyzdrowienia. Zacznij czytać pozycje książkowe, artykuły oraz ten wątek. Dużo daje.
25,264 2014-07-25 09:11:54
Witam,
Pewnie jak Wy wszystkie trafiłam tu bo kocham za bardzo..
Mam pytanie czy według Was terapia z psychologiem jest konieczna do wyzdrowienia ?
Powiem Ci, że też myślałam o wizycie, ale poczytałam trochę w internecie i na tym forum, dodatkowo wzięłam się w garść co było najtrudniejsze i zdarzają się dni że już mniej o nim myślę. Trzeba sobie tak zaplanować cały dzień żeby tego czasu na myślenie było jak najmniej.
A Wy jesteście razem, a Ty za bardzo kochasz, czy się rozstaliście?
25,265 2014-07-25 11:21:16
Hej
Próbuję się własnie wykaraskać z mega toksycznego związku on alkoholik, seksoholik, nie stabilny emocjonalnie , ciągle zdradza, kłamie a ostatnio zrobił się już agresywny... więc mieszanka na maksa toksyczna...
ale nie ma tego złego...to właśnie dzięki temu związkowi , a raczej relacji , bo ciężko to związkiem nazwać uświadomiłam sobie ,że kocham za bardzo...
chcę się wziąć za siebie , przeanalizowałam swoje wcześniejsze związki prawie równie ciekawe jak obecny ..i wiem,że muszę coś z tym zrobić..
jestem właśnie w trakcie czytania "Kobiet które kochają za bardzo" , czytam różne artykuły, zapisałam się do Waszej grupy:)
zaczynam skupiać się na sobie.. i zaczynam staram się mówić NIE..
co jeszcze polecacie - jakie książki? artykuły ?
25,266 2014-07-25 11:28:00
Spis mądrych książek - kolejność przypadkowa
1. Beattie Melody, Koniec współuzależnienia
2. Janet Woititz, Lęk przed bliskością
3. Janet Wojtitz, Dorosłe dzieci alkoholików
4. Anna Dodziuk, Pokochać siebie
5. Wojciech Eichelberger, Zdradzony przez ojca
6. Sondra Ray, Zasługuję na miłość
7. Susan Forward, Toksyczni rodzice
8. Susan Forward, Craig Buch, Toksyczne namiętności
9. Eugenia Herzyk, Uzależnienie od miłości
10. Arnold Mindell, Praca nad samym sobą
11. Alice Miller, Gdy runą mury milczenia
12. Alice Miller, Bunt ciała
13. Alice Miller, Dramat udanego dziecka
14. Susan Forward, Donna Frazier, Gdy Twój partner łże jak pies
15. Colin Tipping, Radykalne wybaczanie
16. Pia Melody, Toksyczna miłość
17. John Bradshaw, Toksyczny wstyd
18. Eric Berne, W co grają ludzie
19. Wojciech Eichelberger, Ciało i dusza
20. Argov Sherry, Dlaczego mężczyźni kochają zołzy
21. J.C. Dobson, Miłość potrzebuje stanowczości
22. Susan Forward, Szantaż emocjonalny
23. Ewa Woydyłło, Sekrety kobiet
24. Katarzyna Grochola, Andrzej Wiśniewski, Związki i rozwiązki małżeńskie
25. M. James, D. Jongeward, Narodzić się, by wygrać
26. T. Packer, Wolność od autorytetu
25,267 2014-07-25 11:49:15
Dzięki bardzo Wielokropku , liczę ,ze czytając nie będę mieć czasu na głupoty-powroty
a co sądzicie o fundacji Edyty Herzyk- Kobiece serce?
Przyznam ,że czytałam parę artykułów jej autorstwa i przemawia do mnie jak i co pisze...
25,268 2014-07-25 11:54:43
Słyszałam pozytywne opinie. Nie jest to jednak jedyne miejsce, w którym można przejść własną terapię.
25,269 2014-07-25 12:05:40
Właśnie przeglądam oferty...grupy i chociaż jestem z okolic Katowic to nie ma tego dużo...a raczej bardzo mało.
25,270 2014-07-25 12:09:40
Ale jest sporo psychoterapeutów, którzy pracują w swych gabinetach, nie zakładają fundacji. Listę psychoterapeutów rekomendowanych przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne możesz znaleźć na stronach tegoż towarzystwa.
25,271 2014-07-25 12:21:02
Jeszcze się zastanawiam, jak to wszystko poprowadzić... na początku muszę omówić problem sama ze sobą ..
a Wy chodzicie na jakieś terapie, spotkania ??
Od czego zaczęłyście ?
25,272 2014-07-25 12:30:55
Terapia pomaga znaleźć przyczyny tworzenia takich toksycznych relacji. Ale... samo chodzenie na nią nic nie da, terapia to praca nad samą sobą, pod okiem specjalisty. Nawet najlepszy psychoterapeuta nic nie zrobi, gdy jego klient będzie tylko przychodził na spotkania, a tak naprawdę będzie stawiał ciągły opór. Motywacja psychoterapeuty nie jest nigdy większa od motywacji klienta.
25,273 2014-07-25 16:31:18
Wreszcie trafiłam chyba we właściwe miejsce. Miesiąc temu wyprowadziłam się od X., z którym byłam niemal 1,5 roku. Pomyślałam wówczas, jak czułam się przed tą decyzją, nagłą i emocjonalną, po prostu podczas kolejnej kłótni, kiedy byłam wszystkim bardzo zmęczona spakowałam parę rzeczy i wróciłam do swojego mieszkania. On próbował się ze mną kontaktować przez pierwszych parę dni, ale każda rozmowa sprowadzała się do tego samego, że to moja wina, on po swojej stronie nie znajdował nic. Sama sobie zgotowałam ten los ponieważ podczas wcześniejszych sprzeczek zawsze brałam winę na siebie, nawet kiedy byłam przekonana, że jest inaczej. Skutkiem tego były teksty "i tak znów wyjdzie, że mam rację i znów będziesz przepraszać, a przecież obiecałaś poprawę". Nie chcę mi się opisywać tej relacji, w której podczas ostatnich tygodniach nie miałam czym oddychać i czułam się głęboko nieszczęśliwa.
Zagłębianie się w poszczególne wątki na tym forum i w sieci naprowadziło mnie na myśl, że może mam problem z 'kochaniem za bardzo'. W każdym niemal związku powtarzał się bowiem ten sam schemat: kompletne oddanie, totalne i całkowite, rezygnuję z hobby (bieganie, treningi, starty w zawodach), nie spotykam się z koleżankami, wyrzekam się własnego świata, jem to co on przygotował lub wybrał, nie mówiłam nigdy 'nie, wolę...'. Zatracenie się. Wszystko podporządkowane związkowi i partnerowi. A potem kiedy widziałam, że coś się zaczyna psuć, on jakby tracił zainteresowanie i ową świeżość odchodzę pierwsza, zapewne w obawie przed porzuceniem. I szukam szybko kolejnego związku, romansu, relacji. Szybko się angażuję i wszystko zaczyna się od początku. Patrzę na to z przerażeniem, bo z każdym dniem, od kilku dni, dociera do mnie informacja, że mam problem ze sobą. Do tego wiąże się najczęściej z młodszymi ode mnie mężczyznami, nie widać różnicy wieku, ale ja o niej wiem, bo to zwykle 8 lat. Oni są najczęściej niedojrzali, pewnie tak jak ja i życie upływa nam w takim związku na wyjazdach, imprezach, spotkaniach a nie na założeniu rodziny i stworzeniu więzi. I teraz, po tym ostatnim związku poczułam nagle, że ja już tak nie chcę, że chcę azylu, spokoju, rodziny. Stąd być może moja potrzeba poszukiwania problemu we mnie.
Przyczyny?
Mam parę typów. Głównie to moja matka. Jestem jedynaczką, od której zawsze wymagano maksimum ale nie chwalono. Słyszałam zwykle, że np. 'jestem garaga jak moja mama (od niej to słyszałam) i na wf nie ma co się starać' (oczywiście okazało się po latach, że to był mój błąd ale było już za późno. Piątka z klasówki była dobra kiedy była jedyna w klasie i tak dalej i tak dalej. Do tego apodyktyczność i nadopiekuńczość mojej matki. Od kiedy poszłam na studia i wyprowadziłam się z domu przestałyśmy się kompletnie rozumieć bo przestałam robić to czego ona sobie życzyła. Kiedy miałam kłopoty, rozwód czy pisanie dysertacji ona zawsze była przeciwko mnie. I tak jest do dzisiaj. Nigdy nie była i nie będzie wsparciem. Tato był w tle. Uciekał z domu pod każdym pretekstem bo nie mógł wytrzymać.
Oh, ależ się rozpisałam. Przepraszam za tak długi post. Wydaje mi się, że powinnam porozmawiać z psychologiem by zrozumieć samą siebie. Mam mnóstwo kompleksów, nigdy nie jestem z siebie zadowolona, zawsze jest za mało. Nikt kto mnie zna nie powiedziałby tego o mnie, tylko najbliżsi. Na pozór jestem pewna siebie i przebojowa.
Czy moje przypuszczenia, że kocham za bardzo są słuszne? Co sądzicie?
25,274 2014-07-25 16:48:59
Wreszcie trafiłam chyba we właściwe miejsce. Miesiąc temu wyprowadziłam się od X., z którym byłam niemal 1,5 roku. Pomyślałam wówczas, jak czułam się przed tą decyzją, nagłą i emocjonalną, po prostu podczas kolejnej kłótni, kiedy byłam wszystkim bardzo zmęczona spakowałam parę rzeczy i wróciłam do swojego mieszkania. On próbował się ze mną kontaktować przez pierwszych parę dni, ale każda rozmowa sprowadzała się do tego samego, że to moja wina, on po swojej stronie nie znajdował nic. Sama sobie zgotowałam ten los ponieważ podczas wcześniejszych sprzeczek zawsze brałam winę na siebie, nawet kiedy byłam przekonana, że jest inaczej. Skutkiem tego były teksty "i tak znów wyjdzie, że mam rację i znów będziesz przepraszać, a przecież obiecałaś poprawę". Nie chcę mi się opisywać tej relacji, w której podczas ostatnich tygodniach nie miałam czym oddychać i czułam się głęboko nieszczęśliwa.
Zagłębianie się w poszczególne wątki na tym forum i w sieci naprowadziło mnie na myśl, że może mam problem z 'kochaniem za bardzo'. W każdym niemal związku powtarzał się bowiem ten sam schemat: kompletne oddanie, totalne i całkowite, rezygnuję z hobby (bieganie, treningi, starty w zawodach), nie spotykam się z koleżankami, wyrzekam się własnego świata, jem to co on przygotował lub wybrał, nie mówiłam nigdy 'nie, wolę...'. Zatracenie się. Wszystko podporządkowane związkowi i partnerowi. A potem kiedy widziałam, że coś się zaczyna psuć, on jakby tracił zainteresowanie i ową świeżość odchodzę pierwsza, zapewne w obawie przed porzuceniem. I szukam szybko kolejnego związku, romansu, relacji. Szybko się angażuję i wszystko zaczyna się od początku. Patrzę na to z przerażeniem, bo z każdym dniem, od kilku dni, dociera do mnie informacja, że mam problem ze sobą. Do tego wiąże się najczęściej z młodszymi ode mnie mężczyznami, nie widać różnicy wieku, ale ja o niej wiem, bo to zwykle 8 lat. Oni są najczęściej niedojrzali, pewnie tak jak ja i życie upływa nam w takim związku na wyjazdach, imprezach, spotkaniach a nie na założeniu rodziny i stworzeniu więzi. I teraz, po tym ostatnim związku poczułam nagle, że ja już tak nie chcę, że chcę azylu, spokoju, rodziny. Stąd być może moja potrzeba poszukiwania problemu we mnie.
Przyczyny?
Mam parę typów. Głównie to moja matka. Jestem jedynaczką, od której zawsze wymagano maksimum ale nie chwalono. Słyszałam zwykle, że np. 'jestem garaga jak moja mama (od niej to słyszałam) i na wf nie ma co się starać' (oczywiście okazało się po latach, że to był mój błąd ale było już za późno. Piątka z klasówki była dobra kiedy była jedyna w klasie i tak dalej i tak dalej. Do tego apodyktyczność i nadopiekuńczość mojej matki. Od kiedy poszłam na studia i wyprowadziłam się z domu przestałyśmy się kompletnie rozumieć bo przestałam robić to czego ona sobie życzyła. Kiedy miałam kłopoty, rozwód czy pisanie dysertacji ona zawsze była przeciwko mnie. I tak jest do dzisiaj. Nigdy nie była i nie będzie wsparciem. Tato był w tle. Uciekał z domu pod każdym pretekstem bo nie mógł wytrzymać.
Oh, ależ się rozpisałam. Przepraszam za tak długi post. Wydaje mi się, że powinnam porozmawiać z psychologiem by zrozumieć samą siebie. Mam mnóstwo kompleksów, nigdy nie jestem z siebie zadowolona, zawsze jest za mało. Nikt kto mnie zna nie powiedziałby tego o mnie, tylko najbliżsi. Na pozór jestem pewna siebie i przebojowa.Czy moje przypuszczenia, że kocham za bardzo są słuszne? Co sądzicie?
SWAY no niestety KOCHASZ ZA BARDZO. Owszem może i się za bardzo dla faceta poświęcałaś, ale też w tym wszystkim nigdy nie miałaś własnego życia.
25,275 2014-07-25 16:53:15
Sway Malutka, bardzo dobrze trafiłaś, to właśnie wątek o którym Ci pisałam wcześniej.
Odpowie Ci tu na pewno kilka fajnych babek.
Proponuje jednak zacząć go czytać od początku.
Nie zawsze jest bowiem tak,że od razu dostaniesz odpowiedź.
Dziewczyny,które to przeszły maję też własne życie a Ty będziesz czekała na odp jak na zbawienie.
odpiszą na pewno a lektura tego wątku i różnych przeżyć Ci pomoże.
Bądź dzielna, powodzenia !!!
25,276 2014-07-25 16:53:26 Ostatnio edytowany przez alisesa (2014-07-25 16:57:05)
Zapisuję się do grupy! :-)
Moje "kochanie za bardzo" zdiagnozowałam dość dobrze. Przyczyną jest DDA, a skutki... szkoda gadać, buuuu...
Czesc dziewczyny, u mnie jest ten sam problem, sporo czytalam o DDA, ale nie do konca chcialam tlumaczyc swoje niedociagniecia jakims innym, zewnetrznym, ode mnie niezaleznym czynnikiem... Zawsze obwiniam siebie... I czuje sie z tym okropnie. Jak ktos mnie na prawde rani, to ja i tak przyczyny upatruje w sobie. Potem on odchodzi, a ja cierpie okrutnie i znowu sie obwiniam... Nie rozumiem jak to jest. Z jednej strony mowia, ze jestem bardzo atrakcyjna fizycznie, jestem na prawde dobrze wyksztalcona (zagraniczne uczelnie, 3 jezyki itd), na zewnatrz jestem odwazna, wszyscy odbieraja mnie jako osobe silna, zadowolona z zycia, energiczna, sprytna... Tak mnie odbieraja ludzie. Ja niby widze, ze w pracy jestem lepsza, szybsza itd, ale jak przychodzi do zwiazkow to jakis dramat. Kocham za szybko i za bardzo... A moze nie? A moze czuje uczciwie, ze facet sie nie stara, ale ze ja nie umiem odpuscic, ze w zyciu zawsze walcze i probuje cos rozwiazac, to i w zwiazku. Zeby potem nie moc sobie wyrzucic, ze sie nie staralam, ze nie moja wina. Ale potem i tak sie obarczam wina, wynajdujac wszystkie bledy jakie popelnilam i cierpie tak okrutnie, ze wyc mi sie chce. Ostatnio spotykalam sie z kims (opisalam to w dziale "niska samoocena, kompleksy" w watku "niska samoocena czy nieodpowiedni partnerzy"). Wydawalo mi sie, ze zapowiada sie super, na prawde do siebie pasowalismy, bo widze przeciez jak sie ze soba czujemy, bardzo go chcialam... Teraz wyrzucam sobie, ze zniszczylam wszystko bo nie dalam mu czasu. Ale on zakonczyl znajomosc, nie wiem dlaczego mnie z fb wyrzucil ze znajomych (wiem, ze to glupie byc z takiego powodu smutnym), nawet nie dal mi szansy porozmawiac... To znaczy zadzwonil po tym jak mu wypisalam jak mnie to boli, dlaczego mnie potraktowal jak kogos nic nie wartego, nawet rozmowy... Napisal mi tylko czy mam jeszcze potrzebe rozmowy, raz zadzwonil, nie odebralam... Boli mnie to jednak okrutnie, bo nawet nie mielismy szansy pogadac, pozac sie lepiej. Czy pokochalam go za bardzo? Ja wierze, ze poczatki to najtrudniejszy okres dla ludzi probujacych byc razem i dlatego zawsze sie staram rozwiazac problem, albo zagadac, jezeli wiem, ze mi na kims bardzo zalezy, wierze, ze z czasem niektore rzeczy sie dotra, a poza tym, chce ta osobe poznac... Nie wiem dlaczego nie dostalam szansy (chociaz on kilka razy probowal zalagodzic moje idiotyczne zachowanie - zarzucalam mu za malo kontaktu). Nie no w sumie to on probowal kilka razy, ale ja spieprzylam... Nie moge sobie poradzic z poczuciem straty kogos na kim mi tak bardzo zalezalo... Pierwsza osoba w moim zyciu, ktora mi sie tak bardzo pod wzgledem charakteru podobala... Nigdy jeszcze kogos takiego nie spotkalam... A teraz uciekl ode mnie, mimo, ze taka ponoc jestem atrakcyjna.. Kolezanka mowi, ze on mnie bardzo lubil... Ze chcial sprobowac. No wlasnie, lubil... A ja zdazylam sie mocno zakochac i zaangazowac przez 3 miesiace... No i w pewnym momencie on do mnie powiedzial: "Jestes taka ladna, zaradna i fajna dziewczyna. Troche wiary w siebie". Jestem taka glupia.... A ja caly czas go obwinialam, ze za malo czasu ze mna spedza... Ze za malo tego, za malo tamtego... On zaczal uciekac, ja widzialam, a i tak brnelam w to dalej.... Doradzcie...
ps. przepraszam za brak polskich znakow, nie mam polskiej klawiatury :-(
25,277 2014-07-25 18:38:46
Sway
Odpowie Ci tu na pewno kilka fajnych babek.
Proponuje jednak zacząć go czytać od początku.
Nie zawsze jest bowiem tak,że od razu dostaniesz odpowiedź.
Dziewczyny,które to przeszły maję też własne życie a Ty będziesz czekała na odp jak na zbawienie. Bądź dzielna, powodzenia !!!
Dziękuję za słowa otuchy i skierowanie mnie tutaj.
Już się wzięłam za czytanie całego wątku, wiem, że to także mi pomoże.
Cieszę się, że coś już wiem.
25,278 2014-07-26 12:07:09
Proszę o opinię.
Wyprowadziłam się miesiąc temu od niego. Od ponad trzech tygodni nie odpowiadam na nieliczne zaczepki smsowo-telefoniczne. Niestety muszę zabrać stamtąd wszystkie swoje rzeczy, których jest sporo. Czuję i myślę, że najlepiej dla mnie będzie kiedy nadal nie będę miała z nim kontaktu, zwłaszcza bezpośredniego dlatego wolę, żeby może rzeczy przywiozła mi ekipa, którą zresztą ona sam zaofiarował się zorganizować 'jeśli nie chcę go widzieć'. I tak chcę to zorganizować. Co o tym sądzicie?
25,279 2014-07-26 12:11:12
Masz swoje rzeczy u niego w mieszkaniu, które chcesz odzyskać. Nie chcesz jednak go widzieć. On, respektując Twą decyzję, wymyślił sposób na ich przekazanie tak, by nie narazić Cię na kontakt. W czym problem?
25,280 2014-07-26 12:13:17
W tym, że muszę się przygotować na opór i komplikacje. On liczy na spotkanie, bo kompletnie go odcięłam. A jeśli tak, to co wówczas?
25,281 2014-07-26 12:16:56
Sam zaproponował, by przekazać Ci rzeczy przez jakąś ekipę. Skąd więc opór i na co?
Abstrahując od tego, można odebrać rzeczy w obecności innych osób i nie przekształcać tego w spotkanie towarzyskie. Załatwiacie sprawę i 'żegnam'.
25,282 2014-07-26 12:20:48
Towarzystwo innych osób to dobry pomysł, dziękuję.
Choć przyznam, że przede wszystkim nie chcę mieć z nim kontaktu nigdzie. Zabrać swoje rzeczy i zapomnieć.
Chcę w mailu napisać kiedy będę na miejscu (u siebie) by odebrać swoje rzeczy, mam nadzieję, że wszystko obędzie się bez zbędnych scen i złośliwości choć boję się tego, bo wiem, że jestem nadal łatwą ofiarą.
25,283 2014-07-26 12:24:13
Przecież o tym, by inni odebrali/przekazali Twe rzeczy, sama napisałaś.
(...) wolę, żeby może rzeczy przywiozła mi ekipa, którą zresztą ona sam zaofiarował się zorganizować 'jeśli nie chcę go widzieć'. (...)
25,284 2014-07-26 12:27:21
Literówka, miało być: 'żeby moje rzeczy'. Wybacz niestaranność.
Jestem w kiepskiej formie z związku z tym o czym pisałam.
25,285 2014-07-26 12:31:14
Literówka nie zmienia istoty sprawy. To on, znając Twe zdanie, zaproponował rozwiązanie, które jest dobre: dzięki tej ekipie odzyskasz rzeczy bez kontaktu z nim.