Zacny tekst mnie się również spodobał fajne podsumowanie tego przez co przechodzimy
24,701 2013-10-29 17:50:23
24,702 2013-10-30 12:03:00 Ostatnio edytowany przez zofia282 (2013-10-30 12:18:05)
Jestem . Nie miałam dostępu do internetu więc nie czytałam i pisać nie mogłam. Co u mnie ? Żyję
, nadal z uśmiechem na ustach. Oczywiście mam sporo problemów, ale radzę sobie. Już nie mam chwil załamania, kiepskiego nastroju. Nie mam odczucia, że mnie coś przerasta. Wzięłam życie w swoje ręce i jest mi z tym dobrze. Patrząc z perspektywy czasu na to co się wydarzyło w moim małżeńskim życiu..... nie zmieniłam zdania. Cieszę się, że odeszłam od tego człowieka i dodać muszę, że lepiej późno niż wcale
. Moje życie jest teraz spokojne, bez rozczarowań, których on mi ciągle dostarczał. Biorę życie jakie jest :)n i czerpię z niego co najlepsze. Potrafię się też cieszyć chwilą
. Kiedyś jak znajomi mnie pytali, co słychać , odpowiadałam stare biedy (:D ) . Teraz odpowiadam na takie pytanie, wszystko dobrze, bo tak jest ! bo tak właśnie czuję.
Z eksem "walczę " o alimenty. No wyrywać je z gardła muszę . Płacze a płaci. Nadal jest nadzwyczaj miły. Przeprasza, zapewnia ( zapewnia przekonująco) i jak zwykle nie dotrzymuje słowa. Teraz już nie przeżywam jego niedotrzymywania słowa. Ostro egzekwuję co mi się należy. Ostatnio, kiedy byłam w jego firmie, OCZYWIŚCIE jak zwykle głośno i spokojnie wspomniałam o zaległościach w alimentach i w wypłatach dla syna (zalega jeszcze za wrzesień). Wieczorem zadzwonił z pytaniem, dlaczego mi to robisz. Rozbawił mnie tym pytaniem. Ja jemu !?!
Nie dałam się wkręcić w jego oskarżanie. Nie tłumaczyłam się jak kiedyś. Nie tłumaczyłam na tysiące sposobów, bo nie rozumie oczywistych oczywistości. Brak rozumienia sytuacji to jego problem nie mój.
Aaaaaaaaaa . Przypomniało mi się, że któregoś dnia prosił syna o pożyczenie książki Krzyżacy. Wkurzyłam się. Zabolało ! Własnym dzieciom nie zabezpieczył dachu nad głową a dla tamtych zabiega o lekturę. Własnego syna nie odwiedził ani razu w szpitalu (po wypadku motocyklowym ) a dla jej dzieci zabiega o książkę.......tam odgrywa rolę wspaniałego, troskliwego człowieka.
Starszy mój syn nadal ma świetną pracę i jest szczęśliwy. Gorzej jest z młodszym.......pracuje u ojca.......chyba źle to na niego wpływa...... . Nie narzeka, nie skarży, ale jest smutny, wycofany. To, że praca u ojca źle na niego wpływa, dowiaduję się z jego opowieści o rozmowach z kolegami z pracy. Wiem stąd właśnie, że źle znosi spotkania z tą kobietą. Aaaaaaaaa ja też się z nią widziałam. Ona mnie chyba nie poznała....spotkałyśmy się pod "jej" firmą, nieomalże w drzwiach. Uśmiechnęła się miło i za chwilę już odjeżdżała. Po raz pierwszy moje serce nie przyśpieszyło na jej widok. Żadnych emocji poza obojętnością. Tak też jest przy spotkaniach z eksem. Gorzej jest gdy rozmawiam z nim przez telefon a jego głos jest głosem "zbitego psa". Jednak radzę sobie z tym.
Jego firma....... odszedł jeden pracownik, ponieważ miał dosyć czekania na wynagrodzenia. Kolejni czekają cierpliwie, póki co cierpliwie. Pracownicy przychodzą na którą chcą i wychodzą o której chcą. Mogą też nie przyjść do pracy. Jak dla mnie, to masakra !
Nie chcę by syn tam pracował. Nie mam jednak wpływu na jego decyzje. Być może odejdzie, kiedy ojciec nie nadgoni płatności w wynagrodzeniach.......
ZABKO super, że rozstanie przeszło bez apelacji.
Masz rozdział zamknięty.
Wiem, że pozbierasz się
Jesteś optymistką a to ważne !
Pozdrawiam wszystkie kobietki walczące o siebie i życzę powodzenia.
24,703 2013-10-30 13:16:58 Ostatnio edytowany przez Anstawia (2013-10-30 13:56:16)
Witaj Zofio Ty to jesteś niezła aparatka, a ex nie dorasta ci do pięt. Niedojrzały goguś
A ja ciągle walczę z zaniżonym poczuciem własnej wartości
Psycholożki mi radzą: codziennie pochwalić siebie za 3 rzeczy.
Zmuszam się do chcenia. Bo jak mam siebie chwalić, to mi się to kojarzy z litowaniem się nad sobą. Ach to błędne myślenie. Będę próbować.
P.S. Zofia, jak ci idzie twój angielski?
Ja właśnie zapisałam się na kurs on-line z holenderskiego. Czekam na materiały. Tym razem, mam nadzieję, dokończę kurs i zdam egzamin, który upoważnia mnie do podjęcia studiów w Holandii i otrzymania holenderskiego paszportu. Ale to takie długoterminowe plany.
24,704 2013-11-04 13:40:32
Hej
Też mi się podoba - ten tekst w sygnaturze
Co by tu powiedzieć.... Życie w realu mnie pochłania - nie mówię, że bez reszty, nie mówię, że hurraoptymistycznie, tylko, że się na nim koncentruje jakoś tak sama z siebie. Życie mam normalne, choć obowiązków zdecydowanie więcej, ale jak na razie to logiczne w przypadku samotnej pracującej mamy Akurat niestety przechodzimy przez łapanie wirusów, w końcu to pierwszy rok w przedszkolu i dość to standardowe, acz w ogóle mi się nie podoba - grrr... Chyba jakiś i mnie postanowił dopaść, bo dziś świat mi się kręci nieco przed oczyma
Zofia - jej, ja myślałam, że Ty już znowu za granicami... O alimenty na razie nie muszę walczyć, ale o zaprzestanie różnych przejawów kombinatorstwa - a jakże. Optymistyczne jest to, że lata będą biegły a ja będę mieć coraz mniej do czynienia - znaczy, że rzadziej. Bo mniej może nie, zmieniac się przecież będzie "waga"... Też jakoś nie podejrzewam, że kiedykolwiek coś uzgodnię z nim zasadniczo w prostych zdaniach bez przeciągania, ale ani nie zamierzam się łudzić, ani też brać na siebie odpowiedzialności za czyjeś zobowiązania.
Anstawia - ja też bym chciała I gdzieś tam zawsze podświadomie nawet często - do tego zmierzam
Takie dziecięce pragnienie, żeby było miło, wesoło, kolorowo i przytulnie
I czemu nie świadomie do tego dążyć? Ale zdawać sobie sprawę z tego, że nie na wszystko ma się jednak w życiu wpływ, bo obiektywnie się nie da mieć. Ja też np. boję utraty pracy... Albo chorób... Ale chyba to powinno być tak, że strach powinien nas motywować, by to czego się boimy - albo ograniczyć, albo odrzucić poza nas i strefę naszego wpływu...? Nie? Mnie niektóre strachy paraliżują. Wtedy siedzę i sobie tłumaczę.... Hm.. - fajnie by było porozmawiać z kimś o strachach, ale nie zawsze ostatnio mam okazję
Ale i ostatnio wpadła do mnie koleżanka z ratunkową krótką wizytą, bo szału smutku dostawałam przez konieczność siedzenia w domu.
Udało mi się ostatnio zaprzestać prywatnie nakręcania kwestiami do załatwienia - się da, jak się da. Nawet jeśli by się chciało wcześniej Ale się nie da
Kurczę - holenderski Pamiętam, jak sobie daaaawno temu kupiłam podręcznik
Udało mi się samej nauczyć ze 4 zwrotów, bo mi lata świetlne zeszły na nauce wymowy
Hihi
24,705 2013-11-04 14:35:01
Dzień dobry. Co to za Hm.. ja powyżej widzę? Hm...?
24,706 2013-11-04 15:58:21 Ostatnio edytowany przez Anstawia (2013-11-04 16:41:40)
Jak miło, że jeszcze tu piszecie.
Czasami nie wiem co lepsze, pisać/myśleć o strachach, czy nie pisać. Chyba trzeba znaleźć jakiś umiar w tym wszystkim.
Też boję się utraty pracy. Kilka dni temu dostałam kolejną umowę w pracy, ale stres mnie zjadł na kilka dni przed końcem umowy. Poza tym, wciąż nie potrafię przestać się przejmować tym, co ludzie gadają. A gadają i gadać będą. Tylko moja reakcja jest nie taka jak być powinna. Właściwie żadna, a potem wyładowywuję swoją złość nie tam gdzie trzeba. Norma. I mam na myśli życie poza internetowe. I to jest to moje właśnie dążenie do tego by zawsze było dobrze. Boję się wyrazić swoje zdanie, gdy ktoś mnie (nieumyślnie, mam nadzieję) zrani, bo nie chcę ewentualnie kłótni. Boję się odmówić szefowi w pracy, gdy prosi mnie żebym została dłużej, bo mnie zwolni. A z kolei, nie umiem (uczę się) jasno i spokojnie wyrazić swojego zdania.
Co do holenderskiego, to teraz jestem wdzięczna, że jest niepisany zakaz mówienia po angielsku w pracy. Tylko holenderski.
Ja już chyba na wszystkich kursach z holenderskiego byłam. Trzy razy zaczynałam. Nawet nie chcę myśleć ile kasy na to poszło I uczyłam się, szłam na egzamin końcowy a po egzaminie... nie wracałam na kurs, bo zakładałam, że i tak nie zdałam. Kiedyś nawet dzwonili za mną, żebym przyszła po certyfikat, a ja nie poszłam
Autosabotaż. I trochę dziwi mnie to, bo jak byłam w PL, to pracowałam i studiowałam zaocznie, licencjat obroniłam dojeżdżając z NL. A tutaj mało chęci, motywacji...??? Teraz sama się kopię w tyłek i mówię sobię "dasz radę". Nie mam wymówek. No może tylko tyle, że pracuję 43h/tyg, ale lubię to
Jak mam za dużo wolnego, to chore myśli mi przychodzą do głowy
Czytam też ostatnio książkę "7 nawyków skutecznego działania". Bardzo fajna książka. Amerykańskiego autora, ale napisana prostym, życiowym językiem i nie ma w niej tekstów, typu "uwierz w cuda,a za 30 dni zmienisz się w lepszego człowieka". Polecam, jeżeli ktoś lubi czytać poradniki o rozwoju osobistym. Ale wiadomo, grunt to praktyka, nie teoria
Żabka, zdrówka wam życzę!!
Mnie też coś bierze ale nie dam się
24,707 2013-11-05 11:40:59
Jestem na miejscu Nie mogę powiedzieć, że przeszłam do realu, bo wydaje mi się (a nawet jestem tego pewna), że zawsze w nim byłam. Nie odzywałam się...... zrezygnowałam z internetu. Mój syn zbyt intensywnie z niego korzystał. Obecnie mam internet w telefonie, ale korzystanie z niego nie jest łatwe ani przyjemne (:D).
Życie znowu mi dokopało. Już jakiś czas temu pisałam, że pozbierałam się ale też pisałam , że mój syn, mój młodszy syn, zmienił się. Doszukiwałam się powodów tego. Oczywiście myślałam, że rozpad rodziny, zawiedzenie na ojcu, praca u niego, to są powody zmian w jego zachowaniu. Nic bardziej mylnego ....... w sobotę o 23 zapukała do mnie policja. Mój syn został zatrzymany za posiadanie marihuany. SZOK ! chociaż brałam pod uwagę i to, że coś bierze. Pytałam go. KŁAMAŁ ! Wypuszczono go po 20 godzinach. Bałam się spotkania z nim. Bałam się, że będzie arogancki i powie mi, że to jego życie i jego sprawa. Bałam się też swojej reakcji. O marihuanie wiedziałam już wszystko i wiele o nim. Przycisnęłam do spowiedzi kilku jego kolegów. Kolejnym szokiem była wiadomość, że oni wszyscy popalają trawkę i kolejnym, że ich rodzice to tolerują.
Spotkaliśmy się na ulicy (w drodze z komisariatu i na komisariat). Miałam ochotę sprać go na kwaśne jabłko..... nie uderzyłam, ale wykrzyczałam mu wiele. Był jak zbity pies. Przepraszał, obiecywał, przepraszał i sam stwierdził, że jest nieodpowiedzialnym gówniarzem. Spędzenie czasu w areszcie zrobiło na nim wrażenie. Przemyślał, wyciągnął wnioski.
Nauczona swym doświadczeniem, wiedziałam, że jest mu potrzebna fachowa pomoc. Dzisiaj idzie do Monaru.
Syn twierdzi, że pali od pół roku. Zmiany w jego zachowaniu świadczą, że popala dłużej.
Nie miałam już kłopotów, to mam !!!!!!!!!!!!!!!
Oczywiście musiałam powiadomić eksa (moje sumienie). Nie odbierał telefonów. Zadzwoniłam do jego partnerki. Powiedziałam, że to ja miałam dosyć tego małżeństwa więc nie ma we mnie do niej ani żalu ani złości. Powiedziałam, że dzieci przeżywają jego zaniedbanie.......dowiedziałam się, że bardzo im pomaga. Skwitowałam to sławami, mówisz mi coś o czym nie wiem.
Ona zna historyjkę o dobrym, wspaniałym, troskliwym ojcu. I niech tak będzie !
Reakcja eksa na tę wiadomość - kupi mu się Cinquecento. No nie wiadomo kto kupi i po co ! Nagroda ? To mój "przyjaciel" więcej wykazał zainteresowania problemem.
OK. mam gdzieś jego zainteresowanie. Nie liczyłam na nie. Powiadomić go nakazywało mi moje sumienie i tyle. Teraz najważniejszy jest mój syn i jego problem, bo go ma !
Mój wyjazd......muszę jechać.
Mam problem, ale nie jestem bezradna. Nie przerasta mnie ta sytuacja.
Już jestem po rozmowach w Monarze i jestem uświadomiona co to Marihuana. Mam pomysły co dalej......
24,708 2013-11-05 11:55:11 Ostatnio edytowany przez zabka-k (2013-11-05 15:24:24)
Zofia, przytulam!!!!
Mocnoooooooooooooooo!!!!
24,709 2013-11-05 12:05:29
Przeczytałam Zofio. Nie znam słów jakich mogłabym użyć.
Przytulam
24,710 2013-11-05 12:20:22
Zofia, współczuję. Syn powinien zmienić kolegów i środowisko. Nie może wyjechać z Tobą?
Przytulam mocno.
24,711 2013-11-06 12:51:23
Dzięki kochane kobietki.
Dzięki, że jesteście.
Dzięki, że jest to forum...... to moje miejsce gdzie mogę czuć waszą bliskość, zrozumienie, gdzie mogę dać upust emocjom.
Byliśmy w Monarze.....
Nie byłam obecna przy jego rozmowie z terapeutką. Po 30 min spotkanie skończyło się słowami, ukłon w stronę młodego, że przyszedł...... i tyle ! Usłyszałam pa, pa. Żadne do zobaczenia .......
Jestem rozczarowana. Sama musiałam zagadnąć o spotkanie, moje spotkanie z terapeutą. Już na pierwszym spotkaniu sygnalizowałam, że nie wiem jak mam zachować się wobec syna, jak z nim rozmawiać, jak pomóc. To, że terapeutka stwierdziła, że jest inteligentnym, mądrym młodzieńcem ........... o tym nie musi mnie nikt zapewniać........... poza tym jeśli byłby mądry, to chyba by nie brał tego świństwa do ust !!!!!!!
Zachowanie syna zmieniło się. Jest pomocny. Sprzątnął swój pokój !!!! 6 miesięcy nie mogłam wyegzekwować tego a tu w jeden wieczór poszło ! Na hasło zmywarka, grzecznie idzie ją rozładować. Widzę uśmiech na jego twarzy..... znowu rozmawiamy z bliskością. Wyraźnie zabiega o mnie. Widzi, że jestem smutna, bo jestem ! Przeżyłam kolejne rozczarowanie, strach o niego. Młody powtarza, kocham cię mamo. Wie, że zawiódł i widzę, że się stara. Ok. tylko jak długo będzie się starał.
Wiem, że nie powinnam go sprawdzać testami (wiem od terapeutki). On sam zgłosił gotowość poddawania się testom..... dobre i to. Nadal zapewnia, że nie jest uzależniony, że więcej nie sięgnie po żadne dziadostwo, że to zwykłe lenistwo powodowało jego nicnierobienie. Twierdzi, że zrozumiał, że była to głupota. A ja wiem, że póki jest pod wrażeniem zatrzymania, można coś zrobić, zmienić......wiem, że w tej chwili chce. Jak mu pomóc ..... no właśnie myślałam, że w Monarze dostanę wskazówki. Wiem, że nie dostanę recepty, ale oni do cholery jasnej mają doświadczenie !!!!!!! Jak nie tam, to gdzie mam dostać pomoc ?!? Jeśli to prawda, że syn nie jest uzależniony to spoko, ale jeśli jest ?..........
Wieczorem odezwał się eks. Chce rozmawiać ze mną i młodym . Zgodziłam się, ale za chwilę pomyślałam, że teksty typu, jestem dobrym ojcem, kupi ci się samochód...... to przecież bezsens. Zaproponowałam mu spotkanie we dwoje. Tak, chcę się z nim spotkać i powiedzieć co mi leży na wątrobie. Wiem, jestem świadoma, że oprócz oczyszczenia mej wątroby, nic ta rozmowa nie da. Wiem, że moje gadanie, że zamiast samochodu ( obiecanki !!!!!!) to może niech mu wynagrodzenie za pracę wypłaca w terminie nic nie dadzą , nie zmienią. Nieeeeeeeee, nie ma sensu jego rozmowa z synem. Naopowiada bzdur, naobiecuje. Już tak było, że bardziej ich kaleczył kontaktem z nimi, niż brakiem jakiegokolwiek kontaktu !!!!!!! Nie chcę jego koślawej pomocy i synowi taka pomoc nie jest potrzebna.
NA hasło Monar, eks aż krzyknął " i poszedł ? jestem w szoku ! " I niech w tym szoku trwa i da nam spokój.
To, że syn się stara, dało mi nadzieję To, że mówi iż zdaje sobie sprawę, że okłamał, nadszarpując mocno tym moje zaufanie i że będzie pracował na odbudowanie tego zaufania, to też dobry znak. Dobrze, że zaliczył wpadkę, posiedział w areszcie ! Ten kubeł zimnej wody był mu potrzebny !
Jeśli jest faktycznie mądry, to wyciągnie wnioski. Wie, że bardzo go kocham, ale też wie jak mocno mnie zranił.
Mój angielski Anstawio idzie ! Idzie wolno ! Nie jest to łatwy język a słowa nie wpadają w me ucho
. Tylko ja bardzo chcę nauczyć się angielskiego !!!!! i wiem, że jest to ciężka praca
i pracuję ! Od soboty jednak nie mam do tego głowy i piątkowe korki muszę odwołać. Potrzebny mi czas na ochłonięcie, na wyjście z szoku.
24,712 2013-11-06 13:03:59
Zofia, współczuję. Syn powinien zmienić kolegów i środowisko. Nie może wyjechać z Tobą?
Przytulam mocno.
Nie może.
TU
1 - uczy się ( i ma ubezpieczenie)
2- w maju pisze maturę
TAM
3-nie stać mnie będzie na dzień dobry utrzymywać go, a młody "nic nie umie" w sensie zawodu.
4-jeszcze nie mam zagwarantowanej pracy
5-zatrzymuję się u koleżanki
6-on tam by nie miał ubezpieczenia
Sama nie wiem co mnie tam czeka....... jestem jednak dobrej myśli
24,713 2013-11-06 13:27:14 Ostatnio edytowany przez zofia282 (2013-11-06 13:32:18)
Cześć dziewczyny.
Mogę się przyłączyć? Potrzebuję grupy wsparcia, miejsca gdzie będę mogła swobodnie się wygadać (a raczej wypisać) i spotkam się ze zrozumieniem. Swoją historię opisywałam na innym wątku, też kkbz, ale w większej grupie jest raźniej więc przyszłam do Was.
Ostatnio złapałam się na tym, że mam obsesję myśli o nim. Nie kontaktujemy się 4 m-ce. Od lutego zapisałam półtora zeszytu, w którym głównie pisałam o nim. Przejrzałam to i się przeraziłam. Stwierdziłam, że sama sobie nie radzę z tą obsesją i dlatego szukam pomocy.
Proszę, powiedzcie mi, jak sobie radziłyście z natrętnymi myślami, wizualizacjami? Teraz jak sobie z nich zdałam sprawę to lepiej nad nimi panuję, ale jeszcze łapię się na tym, że np.: wypatruję jego samochodu w miejscach, w których on mógłby być.Pomożecie?
Stalowa.
To ty musisz chcieć, nie my !
Bez twojej determinacji żadne nasze słowo nic nie da!
Myślę, że w dobre miejsce trafiłaś ! Zacznij czytać ten wątek od początku i pisz o swoich uczuciach i przemyśleniach.
Twoje obsesyjne myślenie o nim to dowód twego uzależnienia a nie jest łatwo z niego wyjść, ale jest to możliwe
24,714 2013-11-06 20:19:51 Ostatnio edytowany przez Anstawia (2013-11-06 21:19:51)
Zofio, terapeuta nie powie ci jak pomóc uzależnionemu człowiekowi. Wskaże ci, jak możesz pomóc sobie.
A może twoja "pomoc" jest wystarczająco dobra taka jaka jest teraz? Jesteś i zawsze byłaś dobrą mamą, to nie ulega wątpliwości. Traktuj syna normalnie, bez żadnej taryfy ulgowej i nie wierz w jego zapwnienia w 100%. Niestety, osoby uzależnione to dobrzy manipulanci. Ale nie piszę tego w złym znaczeniu. Oni chcą na siebie zwrócić uwagę, chcą być zauważeni. A niestety, tatuś (twój ex) dawno temu zapomniał, że dziecko trzeba wychować, że z dzieckiem trzeba rozmawiać i, że dziecko też ma swoje potrzeby, plany, cele. A teraz syn już wkracza w dorosłość. Oby szybko zrozumiał, że nie warto tracić czasu na próbę zwrócenia uwagi kogoś, kto powinien go zauważać, a ma głęboko gdzieś.
Zofio, mój holenderski też mi idzie pomału. Wczoraj przyszły moje materiały. Naukę sobie rozpisałam na...20 miesicy. To bardzo długo. Ale nie spieszy mi się. Poza tym, żeby czegoś się nauczyć, potrzeba czasu, systematycznych ćwiczeń i wiary
Zofio, nie rezygnuj z korków z angielskiego. Najlepszy sposób na ochłonięcie- zajęcie się sobą
Buziaki
24,715 2013-11-07 09:55:50 Ostatnio edytowany przez zofia282 (2013-11-07 10:07:48)
Do spotkania z eksm nie doszło. Miał syna odwieść do domu a syn wracał z kolegą z pracy. To nieważne, że nie spotkaliśmy się. Ważne, że kiedy syn po godz 16 nie wrócił wpadłam w panikę, stan, który dobrze znam z przeszłości (małżeńskiej). Telefon miał wyłączony. Byłam gotowa wsiąść w samochód i szukać go w miejscu gdzie zatrzymała go policja. Znowu strach zajrzał mi w oczy. Znowu czułam uderzenia serca w zaciśniętym gardle, czułam strach. Wrócił kilkanaście minut po 16 , ufffffff , ulga. W telefonie padła mu bateria.
Ogromna jest cena utraty zaufania
Popołudnie i wieczór spędziliśmy razem. Wspólne oglądanie filmu, wyjście do galerii po zakupy. Dużo rozmawiamy, jesteśmy znowu bliżej siebie. Widzę, że młody się stara .
Z angielskiego nie zrezygnuję. Odpuścić muszę tylko piątkową lekcje, bo nie jestem do niej przygotowana. Nie mam teraz głowy do nauki. Tak jak pisałam potrzebuję kilu dni na wyciszenie, uspokojenie się.
aaaaaaaa zapomniałam napisać. Młody przeprosił ojca, obiecał, że to się nie powtórzy. Reakcją eksa był zakaz mówienia kolegom z pracy co się stało ! I tyle !
24,716 2013-11-07 12:03:12
Witajcie!
Akurat, jak musiałam zostać na 2 dni w domu - to oczywiście zapomniałam hasła do logowania
Trudna sytuacja. Nie tłumaczę Zofiu syna, tylko dorastanie, dojrzewanie często okupione jest błędami, szczególnie, że dla niego niektóre kwestie mogą być zbyt trudne - bo nagłe... Zderzenie z rzeczywistym obrazem ojca po raz kolejny (bo swoje wiedział, teraz ma problemy z uzyskaniem zapłaty za swoją pracę, czyli znowu najbliższy - niby - najbardziej wykorzystuje i oszukuje najbliższego...), nagła samodzielność i obowiązki, nauka i matura, nawet starszy brat jest odrobinę daleko. W sumie - nie jest to łatwo unieść i starszym niż on osobom. Nie usprawiedliwiam, popełnił błąd. Ale mam nadzieję, że z czasem uda mu się ustabilizować. Po prostu baaaardzo źle odreagował. Dodatkowo jest świadomy, że niedługo znowu będzie musiał być mooocno samodzielny, bo musisz wyjechać. Stara się.
Trudno było by teraz, po pierwszym takim błędzie, "zmusić" go do terapii, gdzie tak naprawdę zdarzenie nie określa, iż powód rzeczywiście już jest poważny... Terapii trzeba i potrzebować i jej chcieć. Myślę, mam nadzieję, że jednorazowe spotkanie oznacza, iż to rzeczywiście był incydent i nie będzie powtórek.
Też podejrzewam od razu najgorsze.... Nie, że telefon mógł się rozładować... Potrzeba czasu i spokoju, by nie czuć od razu paniki... Dużo czasu...
I tak przyznaję... Kompletnie nie rozumiem tego pomysłu z kupnem samochodu (to już nie ważne, czy była by jakakolwiek szansa na realizację, choć powątpiewam). Jako nagrodę - do cholewci? Może tak po prostu płacić wypadało by, jak nalezy a syn mógłby spokojnie zacząć mieć własne plany i uczyć się je realizować??? Np samodzielnie odkładając po trosze... Jak sam odłoży - przecież można mu pomóc w finalizacji, dołożyć itp. Ale - kupować? A gdzie pensja?
Wiesz, ja we wtorek byłam na wywiadówce u starszej. Nie było różowo, ale o uwagach już wiedziałam od terapeutki, która ma w jej szkole zajęcia dodatkowe z jej klasą i ma Niuńkę "pod nadzorem" O ocenach, a raczej obniżających się ich lotach - troszkę od niej, choć nie w szczegółach. Już nie opowiadając po słowie o naszej rozmowie, to co mi się wbiło w pamięć, to łzy Niuni które w pewnym momencie zaczęły jej płynąć po policzkach.... A rozmawiałyśmy jedynie... Przestraszyłam się, pytam czemu. "Bałam się". Czego? Że co się stanie? "Że będziesz krzyczeć, że będzie awantura". Ale czemu????? Bo uprzedzam zawsze, że masz sama mi mówić a nie ukrywać i czekać aż się od kogoś dowiem, kiedy jestem stawiana przed ścianą? "Tak. I że te oceny i uwagi paskudnie wyglądają, ja wiem. Ale ja się bałam, bo tak zawsze było." Oj - tu mnie coś tknęło Zofiu... Zapytałam, co było zawsze, jakie zawsze ma na myśli.
"No bo w piątej i czwartej klasie, jak wracałaś z wywiadówki, to zawsze na mnie nakrzyczałaś, a nie rozmawiałaś".
....
Niunia - ja nie chodziłam na Twoje wywiadówki w czwartej i piątej klasie. Chodził tata...
Ona szeroko otworzyła oczy... Powiedziała "no tak...." Już nie pytałam o nic na razie... Ale zabolało - chciałam wtedy, żeby on się angażował jakoś naturalnie w wychowanie dzieci. Więc podzieliłam obowiązki i kazałam mu chodzić. Efekt wylazł teraz. Dziecko uważa mnie za bliższą osobę, ale jednocześnie wszelkie i pozytywy i negatywy dopasowuje tylko do mnie, nie do faktycznych osób... Chyba ją ten fakt, że pomieszała fakty i tak dziwnie wyszło - sam bardzo zastanowił. Bo to nie jest tak, że jej mama bardzo się zmieniła i nagle "zrobiła się lepsza". Tylko, że nam wszystkim coś umykało... Coś ważnego. I jej i mnie - po równi, tylko ona jest dzieckiem i uczy się ode mnie, na zachowaniach swoich starszych najbliższych - nawet jeśli by tego przyznać nie chciał, bo było by to nieświadome.
Nie - jeśli chodzi o naukę, to nie, nie usiadła od razu na 5 godzin do książek Wczoraj jeszcze na luzie spojrzałyśmy na oceny i porozmawiałyśmy, co można zrobić, czy można, i czy chce - z danego przedmiotu. Bo nie ma tragedii, brak jest jedynie ambicji. Niby średnia jej w tej chwili tak na oko wychodzi ok. 3,8, ale jednocześnie jest jedną z 3 osób, które miały najwyższy wynik w teście 5-klasisty. Niestety, to jest natura, troszkę lenistwo i podejście (baaardzo moje także) - liczy się to co wiem i umiem zastosować w życiu, nie to, że deklamuję regułki. Tylko takie podejście troszkę w życiu jednak ogranicza możliwości
Okaże się. Ja wiem, że zmiany nigdy nie powinny następować nagle i radykalnie w sekundzie - szczególnie tam, gdzie zazwyczaj jest dużo deklaracji i przeprosin a brak konsekwencji ( ). Że najbardziej liczą się te może i malutkie, ale stałe, stabilne, trwałe.
Codzienne
Mnóstwa pozytywnej energii wszystkim
24,717 2013-11-07 13:26:25 Ostatnio edytowany przez Anstawia (2013-11-07 14:51:32)
Zofia, w najgorszym wypadku dostaniesz jedynkę od pani nauczycielki. Poniesiesz konsekwencje nieprzygotowania się, wyciągniesz wnioski na przyszłość
Głowę masz, nawet dwie już nie szukaj wymówek
Odstresujesz się na korkach, głowę zajmiesz sobie nowymi słówkami
Edytuję, bo mi się przypomniało dlaczego ja nie odebrałam certyfikatu z holenderskiego
Bo zawsze musiało być perfekcyjnie. Albo 5 z plusem, albo wcale A jeszcze porównałabym się do koleżanki z ławki i okazałoby się, że ona ma wyższą ocenę ode mnie- poczucie porażki zapewnione.
Wniosek mi się nasunął sam
24,718 2013-11-08 13:12:08
cześć, chyba dołączę do Was, choć głównie udzielam się w grupie wsparcia dla porzuconych i u młodych mam. troszkę o sobie tylko napiszę dla jasności: mój mąż odszedł ode mnie 2 miesiące temu, mamy dwumiesięczne dziecko. uważam siebie za kobietę kochającą za bardzo, bo jak inaczej się zdiagnozować, skoro kochało się kogoś bardziej niż siebie? skoro kochało się kogoś i nadal kocha, mimo że doznawało się niezasłużonych krzywd i niszczenia psychicznego. dołączam, by poznać inne Kobiety podobne do mnie, ale nie ukrywam, że posłała mnie tu jedna z Uczestniczek grupy wsparcia dla porzuconych, bo podobno są tu Kobietki, które zmagały się już z prawniczymi aspektami rozwodu i wiedzą 'z czym to się je'... mam nadzieję, że przyjmiecie mnie do swojego grona i wymienimy ze sobą jakieś myśli. Pozdrawiam...
24,719 2013-11-08 21:13:06
Witaj Akeme
24,720 2013-11-09 15:31:27
super artykuł http://zwierciadlo.pl/2012/psychologia/zrozumiec-siebie/choroba-jako-sprzymierzeniec-opowiesc-hanny-dunowskiej-aktorki-i-psychoterapeutki
24,721 2013-11-09 16:14:22
Fajny artykuł. Poznać siebie i zaakceptować swoje wady i zalety- mam nadzieję, że kiedyś uda mi się to osiągnąć.
Moja psycholożka stosowała ze mną metodę: robić coś, czego do tej pory nie robiłam; zachowywać się tak, jak się do tej pory nie zachowywałam, myśleć odwrotnie niż do tej pory myślałam. Wiele sprzeczności było wtedy w mojej głowie Teraz z perspektywy czasu zaczynam dostrzegać sens tej terapii.
Ostatnio rozmawiałam ze znajomymi i ktoś powiedział, że osoba na takim stanowisku pracy jak ja, to "niższy level". Poczułam ulgę, że ja już nie muszę się z nikim porównywać, by poczuć się lepiej, by podnieść (pozornie) swoją wartość. Chyba wtedy zrozumiałam czym jest akceptacja samej siebie i kochanie siebie
24,722 2013-11-10 19:01:10
Fajny artykuł. Poznać siebie i zaakceptować swoje wady i zalety- mam nadzieję, że kiedyś uda mi się to osiągnąć.
Moja psycholożka stosowała ze mną metodę: robić coś, czego do tej pory nie robiłam; zachowywać się tak, jak się do tej pory nie zachowywałam, myśleć odwrotnie niż do tej pory myślałam. Wiele sprzeczności było wtedy w mojej głowie
Teraz z perspektywy czasu zaczynam dostrzegać sens tej terapii.
Ostatnio rozmawiałam ze znajomymi i ktoś powiedział, że osoba na takim stanowisku pracy jak ja, to "niższy level". Poczułam ulgę, że ja już nie muszę się z nikim porównywać, by poczuć się lepiej, by podnieść (pozornie) swoją wartość. Chyba wtedy zrozumiałam czym jest akceptacja samej siebie i kochanie siebie
Widzisz Anstawio, ludzie mają wrodzoną skłonność do porównywania i rozróżniania na lepszy i gorszy. Czy wszyscy? Myślę, że Ci którzy majs niskie poczucie wartości. Oni szukajs kontaktu z tymi "lepszymi". Wszystko jest w głowie .
24,723 2013-11-10 19:25:09
Fajny artykuł, tak.
Ja znam tę aktorkę wizualnie
24,724 2013-11-10 19:27:54
Zobaczcie to http://zwierciadlo.pl/2013/seks/partnerstwo/kobieta-kochajaca-za-bardzo-droga-do-uzdrowienia
24,725 2013-11-10 22:53:11
Zobaczcie to http://zwierciadlo.pl/2013/seks/partnerstwo/kobieta-kochajaca-za-bardzo-droga-do-uzdrowienia
"(...)Gdy polubisz samotność i zacznie Ci sprawiać radość przebywanie we własnym towarzystwie, będziesz gotowa wejść w nową relację bez nierealistycznych oczekiwań.(...)"
Dużo pracy jeszcze przede mną, by dojść do takiego efektu. Tym bardziej, że sama widzę po sobie, jak bardzo jestem ukierunkowana na/dla/do ludzi, oraz jak bardzo biorę do siebie opinię i krytykę innych. Muszę obrosnąć w piórka, żeby spływało to po mnie jak woda po kaczce.
24,726 2013-11-11 19:39:25
Trzymam kciuki
24,727 2013-11-12 12:05:52
Witam wszystkie Kobiety, a szczególnie te "kochające za bardzo". To, że ja też jestem taka - zrozumiałam w ciągu ostatnich 3 dni, ale to odkrycie jest dla mnie w tej chwili "strasznie świeże", a z uwagi na zaistniałą sytuację, bardzo bolesne. Dlaczego? Wyjaśni to moja historia.
Swojego obecnego męża poznałam 8 lat temu, podczas urlopu nad morzem. On pochodził z Pomorza, a ja z drugiego końca Polski. Oboje mieliśmy za sobą nieudane związki i nie byliśmy już tzw. pierwszej młodości - (ja r11; 40, on r11; 36). Ja byłam wiele lat po rozwodzie i chyba właśnie wkroczyłam w ten etap, kiedy znowu chciałam z kimś być (dzieci odchowane), komuś zaufać. Spotkaliśmy się kilka razy - spacery, kawa - wymiana numerów telefonów, koniec urlopu i powrót do domu. Telefony się urywały, więc zgodziłam się na jego odwiedziny. Spędził u mnie tydzień, ale za miesiąc przyjechał znowu i w ramach rewanżu zaprosił mnie do siebie (mieszkał z rodzicami) i teraz wiem, że to w pewien sposób wzbudziło moje zaufanie do niego, a rodzice potwierdzili jego żałosną opowieść o byłej żonie, która go wykorzystała i wystawiła za drzwi.
Cóż, bywa i tak - pomyślałam.
Zauroczona jego czułością zaangażowałam się w ten związek mimo dzielącej nas przepaści intelektualnej - ja pracownik naukowy z dwoma fakultetami (szkoda, że nie z życiowej mądrości) - on po podstawówce, ale inteligentny, oczytany. Snobem nigdy nie byłam, bo wiedziałam, że tytuł naukowy nie zawsze idzie w parze z kulturą, a braki w wykształceniu można przecież nadrobić, więc brnęłam w to dalej.
Zamieszkaliśmy razem u mnie, na Dolnym Śląsku. Przez trzy lata było niemal idealnie, chociaż zastanawiał się dlaczego mój "ukochany" nie może za długo utrzymać się w żadnej pracy - najmniejsze jego niepowodzenie oznaczało rezygnację i szukanie następnej, ale już zakochana wierzyłam we wszystko, co mówił. W końcu przecież nieźle zarabiałam.
Pierwsza dwie bomby wybuchły w 2009 roku - przyszedł z pracy pijany i uderzył mnie, potem oczywiście przepraszał i błagał o wybaczenie tłumacząc, że on przecież wódki nie pije, ale wtedy ktoś postawił, nie wypadało mu odmówić i w rezultacie dostał "małpiego rozumu".
Zakochana wybaczyłam. Druga bomba wybuchła dwa miesiące później - został zatrzymany przez patrol policji do rutynowej kontroli i okazało się, że jest poszukiwany listem gończym. Trafił do pudła, a ja zamiast wtedy dać sobie z nim spokój, poruszyłam niebo i ziemię (nawet MS), aby go stamtąd wyciągnąć. Odwiedzałam go co tydzień i święcie wierzyłam, że został 9 lat wcześniej wrobiony i za stare grzechy musi odsiedzieć 3 lata. Mało tego, wychowana w poczuciu odpowiedzialności za człowieka, którego kochałam, zdecydowałam się wziąć z nim ślub - w zakładzie karnym. Powiecie pewnie - idiotka! Teraz też sobie to mówię.
Wyszedł po 1,5 roku za dobre sprawowanie na tzw. warunkowe. Było mu chyba wtedy dobrze, bo nie musiał szukać tłumaczeń, dlaczego nie może znaleźć pracy. Pomagałam mu w tym, ale jakoś żadna mu nie pasowała. Zaczął kręcić interesy z kolegą, ciągle był w rozjazdach, ale kasy jakoś z tego biznesu było niewiele. Oczywiście ciągle wracał do domu stęskniony, kochający - nosił mnie na rękach. Nie, wtedy jeszcze mnie nie zdradzał, ale zaczął popijać. Kolega był dla niego guru i on, który "wódki nie lubił, tylko piwo", zaczął naśladować kolegę.
Na horyzoncie pojawiła się niejaka Grażyna - pracownik ZUS, która pomagała jemu i koledze w rozliczeniach, a przy okazji raz do nas przyszła. Zobaczyłam ją i stwierdziłam, że niegroźna - kilka dobrych lat starsza, zaniedbana z twarzą wskazującą na to, że nie stroni od picia i imprez. Dziwiło mnie natomiast, że często widzę ją na naszej ulicy, ale okazało się, że ma tu znajomych.
Mój mąż oczywiście cały czas kochał mnie nad życie, ale też coraz częściej popijał i robił się agresywny, potem oczywiście błagał o wybaczenie, mówił że jest głupi. Potem przez kilka tygodni był idealny i znowu wszystko zaczynało się od nowa. Więcej mieszkał i pił u kolegi niż w domu. W kwietniu tego roku przyjechał pijany z kolegą i chciał zabrać z domu sprzęt, bo potrzebowali kasy, zaczął się awanturować więc wezwałam policję - nie wytrzymałam. Założono mi "niebieską kartę", a on wtedy trochę oprzytomniał i uspokoił się. Zakończył interesy z kolegą, ale już wtedy zauważyłam, że został problem alkoholu, namawiałam go na terapię, ale oczywiście twierdził, że nie jest alkoholikiem. Chociaż popijał już regularnie co tydzień z nowym kolegą (który mógłby być jego synem). Bał się jednak wracać do domu, więc mówił, że siedzi u kolegi. Potem znowu wracał błagający, kochający - do rany przyłóż. Podejrzewałam, że coś jest nie tak, ale wierzyłam w jego zapewnienia, że nigdy nie mógłby mnie zdradzić, bo... chciałam w to wierzyć, kochałam.
W lipcu tego roku (nie było go kilka dni) spotkałam go pijanego w hipermarkecie. Nie chciałam mu dać klucza, bo widziałam że jest agresywny i bałam się zostać z nim sama w domu. Zrobił mi na parkingu awanturę, obrzucił wyzwiskami i ścisnął za szyję - wyrwałam się, wróciłam do sklepu i zadzwoniłam po policję, a on poszedł do domu. Kiedy dotarłam do domu to już go zakuwali, a kiedy policjantka spytała go o dokumenty, powiedział, że ... zostały u koleżanki. Zabrali go, a policjantka widząc ślad na mojej szyi namówiła mnie na założenie sprawy o znęcanie. Zgodziłam się. Odwieźli go na izbę, a potem do aresztu. Na przesłuchaniu dowiedziałam się, że jego portfel z dokumentami znajduje się u tej Grażyny, o której pisałam wcześniej. I wiecie co, uspokoiłam się, bo w głowie mi się nie mieściło, że ktoś taki mógłby zafascynować mojego męża. Prędzej dopuściłam do siebie, że mój mąż był u jej syna, który jest informatykiem i zostawił tam dokumenty, ale wtedy nieoczekiwanie zaczepił mnie na ulicy sąsiad (jej znajomy) i powiedział mi, że ona mówiła mu, że mój mąż jest jej facetem i razem mieszkają. Tyle tylko, że dodał, abym nie do końca w to wierzyła, bo ona jest osobą z problemami natury emocjonalno-seksualnej i jej "na gwałt trzeba chłopa". Szkoda, że wtedy to powiedział, bo pewnie już wtedy bym oprzytomniała...
Mój małżonek wyszedł po trzech dniach i pokornie wrócił do domu, twierdząc że zrozumiał swój błąd - w prokuraturze dobrowolnie poddał się karze i chce ratować nasze małżeństwo, bo kocha mnie nad życie i nie może beze mnie żyć. Zrobi wszystko co zechcę - pójdzie na terapię, zerwie z kolesiami, zmieni numer telefonu - dodałam jeszcze, że ma zakończyć znajomość z panią Grażyną, bo ona mówi, że jest jej facetem. Zdziwił się i stwierdził, że tego chyba nie traktuję poważnie, bo znam go na tyle i wiem, że ona nie jest w jego typie i kompletnie go nie pociąga.
Zaczęła się sielanka, kochający mąż wziął się do pracy i do remontu łazienki, zmienił nr telefonu. Tyle tylko, że we mnie była już jakaś zadra i zaczęłam go lekko kontrolować (sprawdzałam za pomocą Internetu jego połączenia telefoniczne - jego nowy numer na kartę "podpięłam" pod mój na abonament). Wszystko wydawało się wracać do normy, tyle tylko, że nie było czasu na terapię, bo mój mąż zaczął pracować. Jednak w pracy wytrwał miesiąc i znowu zaczął znikać, ale na weekendy zawsze skruszony wracał do domu - przepraszał, przysięgał. Widziałam, że jakoś dwa razy dzwonił do Grażyny, ale jednocześnie wiedziałam, że ma jakieś problemy z ZUS-em, dotyczące dawnych interesów. Spytałam go więc o co chodzi z tymi kontaktami, stwierdził że załatwiała mu zaświadczenia, a jednocześnie stwierdził, że musi iść do terapeuty, bo już wie, że ma problem z alkoholem i prosi, żebym poszła z nim. Poszłam i byłam przeszczęśliwa, ale co z tego kiedy zauważyłam, że pije już codziennie i praktycznie zaczyna dzień od wódki. Skąd miał kasę? Nie wiem. Twierdził zawsze, że załatwił coś komuś, pomógł, złapał fuchę, itp.
Przed 1 listopada dostaliśmy wezwanie na sprawę o znęcanie, której na szczęście nie wycofałam i mój mąż tak się tym przejął, że zniknął. Pojawił się tydzień temu twierdząc, że przemyślał swoje postępowanie, nie chce mnie krzywdzić, bo przecież ma tylko mnie i kocha mnie nad życie, a jak mu nie wybaczę to sobie coś zrobi. Prosił, abym mu pozwoliła pojechać do rodziny na Mazowsze, bo musi raz na zawsze zerwać z kolesiami od kieliszka, a przy okazji może tam pracować. Pomyślałam, że może to jest dobry sposób, bo ciotka - surowa tradycjonalistka - przemówi mu do rozumu. Pojechał, ale dzwonił - mówił, że bardzo mnie kocha i tęskni, ale musi wytrzymać, bo chce naprawić swoje błędy...
Tymczasem przedwczoraj zadzwoniła do mnie koleżanka i mówi, że widziała pod swoim blokiem mojego męża, jak wracał z jej sąsiadką Grażyną! Nie chciałam jej uwierzyć, więc kazała mi wziąć zdjęcie mojego męża i przyjść do niej. Poszłam, ale nadal nie mogłam jej uwierzyć, więc zabrała mnie do znajomej, która mieszka w tej klatce, gdzie Grażyna. Kobieta potwierdziła, że facet ze zdjęcia mieszka u jej sąsiadki i nawet rano pomagał jej wnieść ziemniaki z piwnicy - czarujący, elegancki człowiek. I tylko dziwi się, że jest z tak wredną babą, jak Grażyna - która od pół roku nie płaci za mieszkanie, nie dba o porządki w bloku i ciągle zakłóca ciszę nocną.
Wtedy zebrałam wszystko do kupy - no tak, nie płaci za mieszkanie, bo też ma na utrzymaniu mojego męża... kosztowny utrzymanek!
Wszystko nagle runęło na mnie, a pierwsza rzecz, jak przemknęła mi przez głowę to - ty głupia, zakochana idiotko!
Napisałam mu tylko smsa, że spotkamy się na sprawie rozwodowej, a wcześniej na sprawie o znęcanie i jeszcze parę epitetów pod jego adresem. Wczoraj cały dzień wydzwaniał, ale odrzucałam połączenia.
Teraz już nawet nie wiem, co bardziej mnie boli - jego zdrada i podwójne życie z kobietą, na którą mało który facet zwróciłby uwagę czy moja własna głupota. Czy ktoś jest w stanie odpowiedzieć mi na to pytanie?
Dzisiaj chcę spakować jego rzeczy i odesłać do niej!
24,728 2013-11-12 12:36:59
Daisy48 ten facet na ciebie nie zasługuje. Niech on sobie zostanie z tą Grażyną.
Lepiej jest być samej niż z byle kim.
Jesteś mądrą kobietą. Zerwij z nim kontakt i zacznij szanować siebie i swoje życie.
24,729 2013-11-12 14:30:53 Ostatnio edytowany przez hm... (2013-11-12 14:33:45)
Witaj Daisy.
Przytulam.
24,730 2013-11-12 14:56:13
Wiecie co, zaczyna mi brakować mężczyzny u boku
Chciałam się zapisać na kurs językowy, żeby poznać nowych ludzi, a kursy zaczynają się dopiero pod koniec stycznia
Macie jakieś pomysły, gdzie jeszcze można poznać zrównoważonego pana?
U mnie w pracy mężczyźni to tragedia
Jakoś muszę dociągnąć do końca stycznia
24,731 2013-11-12 15:01:19
No to może kino, teatr, pralnia, kawiarnia, park, ulica, sklep tudzież księgarnia. No wszędzie można.
24,732 2013-11-12 15:18:14
Zrównoważeni faceci to MAMUTY - wyginęli!
24,733 2013-11-12 15:28:18
Hehe, to teraz sama nie wiem. To są wszędzie, czy wyginęli?
Wierzę, że jacyś się uchowali.
Chodzę do kina, kawiarni, księgarni, przez park, ulicą... Musiałabym chyba tam zemdleć, żeby kogoś poznać
Jakoś tak mi się wydaje, że w grupie raźniej się odnaleźć. Może się mylę?
Hm... a gdzie ty poznałaś swojego gitarzystę?
24,734 2013-11-12 15:41:27 Ostatnio edytowany przez hm... (2013-11-12 15:45:25)
Zrównoważeni faceci to MAMUTY - wyginęli!
:D:D
E tam, są
24,735 2013-11-12 15:44:40
Hehe, to teraz sama nie wiem. To są wszędzie, czy wyginęli?
![]()
Wierzę, że jacyś się uchowali.
Chodzę do kina, kawiarni, księgarni, przez park, ulicą... Musiałabym chyba tam zemdleć, żeby kogoś poznać
Jakoś tak mi się wydaje, że w grupie raźniej się odnaleźć. Może się mylę?
Hm... a gdzie ty poznałaś swojego gitarzystę?
Kurcze no wszędzie moźna kogoś poznać, w najmniej oczekiwanym momencie nawet.
Oj no nie mogę powiedzieć Anstawio
Rozmawiaj, otwarta bądz i już
24,736 2013-11-12 15:47:21
Są, ale tak jak mamuty - poddani hibernacji w związkach i
24,737 2013-11-12 15:49:31
Oj Daisy no, że zajęci, a Ci z odrzutu to już słonie?
A jak się ktoś sparzył faktycznie i jest wolny i chce związku i w porządku jest to znaczy, że nie istnieje?
24,738 2013-11-12 16:08:13
A pewnie, że istnieją i to przez duże I..., ale..., no właśnie gdzie takiego znaleźć? Ja znam jednego, ale zajęty. Są też sąsiedzi, ale to już panowie po 70 - ce. Z przyjemnością ich obserwuję, jak krzątają się po swoich podwórkach, coś ulepszają, naprawiają, a mój podchodził do remontu łazienki, dotarł do 3/4 i odeszła mu wena...
24,739 2013-11-12 16:30:26 Ostatnio edytowany przez hm... (2013-11-12 16:31:05)
A pewnie, że istnieją i to przez duże I..., ale..., no właśnie gdzie takiego znaleźć? Ja znam jednego, ale zajęty. Są też sąsiedzi, ale to już panowie po 70 - ce. Z przyjemnością ich obserwuję, jak krzątają się po swoich podwórkach, coś ulepszają, naprawiają, a mój podchodził do remontu łazienki, dotarł do 3/4 i odeszła mu wena...
Miałam napisać tak
Kochana, bo to trzeba takiego bacznie obserwować, a nie tylko przez różowe okulary miłości.
Kochamy, wierzymy, widzimy, słyszymy i nie wierzymy.
Ale napiszę tak, zapytam. Co byś zrobiła teraz po doświadczeniach przebytych?
24,740 2013-11-12 16:36:35
Z blogu "Szczyta pieprzu" "O porządnego faceta z którym można stworzyć udany związek wcale nie jest łatwo. Co można w związku z tym zrobić? Albo siedzieć na tyłku i czekać, albo go ruszyć i przejrzeć miejsca, gdzie nasz przyszły chłopak czy mąż może na nas czekać. Postaram się przedstawić kilka przykładów takich miejsc.
Temat jest dość trudny, bo właściwie jaki facet jest miły i fajny? Moim zdaniem będzie to taki z którym można stworzyć udany, dojrzały związek, który nie szuka panienki na jedną noc, na sam seks i nie boi się zaangażować.
W jaki sposób unikać nieodpowiednich facetów? Nie szukaj ich w pubie, dyskotece czy na imprezie późną nocą, kiedy jesteś totalnie wstawiona. Mężczyzna, który Cię wtedy zagada niekoniecznie musi widzieć w Tobie kandydatkę na przyszłą żonę. Oczywiście i tu może się trafić miły facet, ale wielu z nich po prosu szuka dziewczyny dość pijanej by pójść z nimi do domu.
Z kolei miłych facetów można poznać wszędzie. Możesz wpaść na nich w każdym miejscu do którego chodzisz, w warzywniaku na rogu, na stacji benzynowej czy supermarkecie koło Twojego bloku. Mili faceci są w takich miejscach, są wszędzie. Można ich też spotkać w miejscach opisanych poniżej.
NA KURSIE. Może to być kurs językowy, gotowania czy dla przewodników wycieczek. W sumie jakikolwiek. Na pewno w Twoim mieście są organizowane jakieś kursy dla dorosłych. Pomyśl tylko: facet, który zapisuje się na kurs na pewno stawia na samorozwój i jest ciekawy (a nie typ nudziarza w kapciach i z pilotem w ręce). Poza tym jeśli zapisaliście na ten sam kurs to zapewne macie jakieś podobne zainteresowania.
NA WYKŁADACH I PRELEKCJACH. Na różnego typu wykłady raczej chodzą raczej inteligentni faceci. Jeśli oboje wybraliście ten sam wykład to zapewne macie zbliżone zainteresowania.
W KSIĘGARNI I BIBLIOTECE. Facet, którego tam poznasz powinien być inteligentny. Szanse, że będzie to osoba melancholijna i spokojna jest spora.
NA DOMÓWCE. Nie jest to taka typowa impreza. Zazwyczaj zorganizowana jest przez jakichś znajomych. Osoby, które na niej są można uznać za "bezpieczne" i macie jakichś wspólnych przyjaciół.
W WOLONTARIACIE. Nie tylko robisz coś dobrego, ale też poznajesz wiele różnych osób. Zapewne w wolontariacie będzie więcej kobiet, ale możesz być pewna, że jeśli trafisz tam na faceta to będzie to taki o dobrym sercu.
NA RANDKACH ZAARANŻOWANYCH PRZEZ PRZYJACIÓŁ. Koleżanka umówiła Cię na randkę w ciemno? No i bardzo dobrze. Przyjaciółka na pewno podeśle Ci faceta na poziomie.
NA SPACERZE Z PSEM. Jeśli facet też idzie ze swoim czworonogiem możesz bardzo łatwo go zagadać, czasem wystarczy też sam przyjazny uśmiech. Facet lubiący zwierzęta to moim zdaniem wartościowy towar.
W SKLEPIE KOMPUTEROWYM. Czy nie ma łatwiejszego sposobu na rozpoczęcie rozmowy niż spytanie o jakiś sprzęt / program / grę w sklepie innego klienta, który coś przegląda? Zapewne będziesz jedną z niewielu pań w tym miejscu a zadawanie pytań nie będzie niczym szczególnym.
NA ŚLUBACH. Ogólna atmosfera miłości i romantyzmu może sprzyjać zakochaniu. Poza tym chodzą na nie mężczyźni, których możesz nigdy nie spotkać na tradycyjnych baletach.
Wiadomo, że te miejsca nie gwarantują sukcesu w szukaniu idealnego partnera, ale na pewno zwiększają szanse. Głównie chodzi o to, żeby wszędzie być otwartą na ludzi, na nowe znajomości. W im więcej różnych sytuacjach się obracasz, tym więcej różnych facetów możesz poznać. W końcu któryś wpadnie Ci w oko."
24,741 2013-11-12 17:40:13
Ale napiszę tak, zapytam. Co byś zrobiła teraz po doświadczeniach przebytych?
Patrzyłabym przez lupę i jeszcze przez okulary, ale już nie różowe...
24,742 2013-11-12 20:06:01
Dopadła mnie grypa na całego Chodzę do pracy, ale w domu dopada mnie potworna melancholia. Muszę zacząć oglądać jakiś serial komediowy, bo oszaleję. Nie mam siły i energii na nic. Tylko smutaśne myśli mi po głowie chodzą
Będzie dobrze.
24,743 2013-11-12 21:38:48
Dopadła mnie grypa na całego
Chodzę do pracy, ale w domu dopada mnie potworna melancholia. Muszę zacząć oglądać jakiś serial komediowy, bo oszaleję. Nie mam siły i energii na nic. Tylko smutaśne myśli mi po głowie chodzą
Będzie dobrze.
Może "Gra o tron"? super serial.
Wiem,wiem. Jestem znowu. Od 10 dni,choć mam intruza za ścianą. Nie będę głosić farmazonów,że koniec itp. Koniec jest konieczny,bo krucho ze mną. Ale teraz z pokorą chcę podejść do tematu,a że ten wątek jest mi najbliższy (choć jest mi wstyd,że jestem taką tępą strzałą),to mam nadzieje,że mnie przyjmiecie,bo bardzo mocno WAS dziewczyny potrzebuję
24,744 2013-11-12 21:40:30
Anstawia na grypę polecam okład z kota (żywego oczywiście)! Te zwierzaki cudownie wyciągają wszystkie choróbska.
Oczywiście życzę zdrówka!
24,745 2013-11-12 21:44:29
Dokonałam tego! Zamki wymienione, rzeczy odesłane - cholera wiem, że tak trzeba, ale jednak ciężko.
24,746 2013-11-12 21:48:25
daisy48 gratuluję!!
L_ukrecjo witaj, co tam u ciebie się podziało?
Moi sąsiedzi są straszni! Bardzo głośno uprawiają sex! Jak tak można?!
24,747 2013-11-12 21:56:38
Hej Anstawio
U mnie standard...siedzę w cuchnącym bajorku i śmierdzę. Rozglądam się i szukam wyjścia.
24,748 2013-11-12 22:01:17
L_ukrecjo, wygrzeb się wreszcie z tego gówienka. Po co si tak męczyć, skoro można leżeć i pachnieć.
24,749 2013-11-12 23:48:33
Nie doczytałam Jak zwykle jednak powiem "swoje"
Dziewczyny, mnie też brakuje bliskiej osoby Ale z łapanki nie wezmę
A taka mi sie ostatnio prawie trafiła, aż się za głowę złapałam
Daisy - choć mi strasznie przykro, tooooo.... To wiedz, ze problem jest w Tobie. Ty to czujesz, więc nie ma co owijać w bawełnę. Zostań, bądź krytyczna, nie słuchaj słów mających na celu zmanipulowanie Twoich odczuć. Tak na szybko, to trudno coś innego napisać. Bądź kosnekwentna i zawierz intuicji - ta rozprawa ma się osbyć, a Ty masz przestać się świadomie oszukiwać Badź w końcu szczera z samą sobą
Dziewczyny, do jasnistej!!!!! Nie wyginęli!!! To my jesteśmy popaprane, bo wiecznie wybieramy takich samych popaprańców! Zdroworozsądkowo myśląca osoba nie wybierze popapranca, a nawet jeśli da się omamić chemią na początku - nigdy nie będzie tkwić w toksycznym układzie i wymyślać kolejnych usprawiedliwień, dlaczego nie kończy chorych stosunków! No jak rany No.....
24,750 2013-11-13 07:46:09
hm... napisał/a:Ale napiszę tak, zapytam. Co byś zrobiła teraz po doświadczeniach przebytych?
Patrzyłabym przez lupę i jeszcze przez okulary, ale już nie różowe...
No właśnie
24,751 2013-11-13 07:49:50
No nie, nie dość, że seks za ścianą to chore stosunki.
Wyrozumiałość do bólu i do czasu w kwestii tkwienia.
Dzień dobry.
24,752 2013-11-13 12:07:48 Ostatnio edytowany przez Anstawia (2013-11-13 15:08:59)
Cześć dziewuszki.
Eh, tak się zamartwiałam życiem, że właśnie leżę w szpitalu, bo rano dostałam potwornie wysokiego ciśnienia.
Trzymajcie kciuki za mnie.
***
Jestem już w domu. Ciśnienie miałam bardzo wysokie. W pracy dostałam ataku paniki, pierwszy raz w życiu taki silny był. Kołatanie serca, krótki oddech, ból w klatce piersiowej, osunęłam się na podłogę. Czekałam z 15 min a potem pojechałam do szpitala.
Dostałam tabletki, które mam zarzyć w razie kolejnego ataku. Skierowanie do kardiologa.
Porobili mi też podstawowe badania i reszta jest w porządku
Pielęgniarka mi mówi: niech pani zadzwoni do kogoś, że jest pani w szpitalu. ... nie miałam do kogo zadzwonić
Ale wiem przynajmniej tyle, że lekarze pomogą mi zawsze
teraz tylko czekać na atak paniki, jak dostanę rachunek ze szpitala
24,753 2013-11-13 17:02:30
O jej Anstawio.
Co to się nie dzieje.
Trzymam kciuki, żeby spokojnie już było.
24,754 2013-11-13 17:28:07
teraz tylko czekać na atak paniki, jak dostanę rachunek ze szpitala
Jak to rachunek? To zaliczyłaś prywatną klinikę? Trzymaj się i może za niedługo do Ciebie dołączę, bo miałam dzisiaj taka akcje po wczorajszym odesłaniu rzeczy mojego, ze telepie mnie do tej pory. Wychodziłam do fryzjera, a ten pijany stoi mi pod drzwiami i bełkocze, ze mu ponoć jakiś dokumentów nie dałam. Prosiłam żeby poszedł, bo wezwę policję, a bałam się wyjść. Nie było rady musiałam wezwać, ale zanim się dodzwoniłam to chyba coś przemyślał i zniknął, zaczął tylko wydzwaniać, ale nie odbierałam. złapałam się jednak na tym, że zaczynam się bać i oglądać za siebie. U fryzjera, zamiast się zrelaksować, siedziałam jak na szpilkach, bo ciągle mi się wydawało, że mnie przyuważył... Miałam nadzieję, że to koniec, ale coś mi mówi, że to dopiero początek... i
24,755 2013-11-13 19:24:32
Chcę wyjść...dziś on siedzi nade mną i płacze
Płacze i błaga,że wie i rozumie i zrobi wszystko...oj nie wiem
24,756 2013-11-13 20:43:00
Witajcie drogie kobietki
Daisy ......... też tak miałam. Nie chciałam, zwyczajnie nie chciałam nazwać po imieniu tego co dzieje się w moim życiu. Tak jak ty pomyliłam tolerancję z głupotą . Ja również doświadczałam zdrad różnego rodzaju i wybaczałam chociaż nawet nie byłam proszona o wybaczenie. Ja tolerancyjna, wyrozumiała, wspaniałomyślna .......masakra !
Postaw granice i nie pozwól nikomu ich przekraczać !
Trzymaj się kochana
Lukrecjo nie jesteś szczęśliwa. Twój wybór nie był dobrym wyborem ?
24,757 2013-11-13 20:52:36
Mój wybór, którego on nie rozumie. Chodzi i prosi. Mówi,że jak się nie sprawdzi to mogę go np. za miesiąc wyrzucić na ulicę. Kocha mnie, moje dzieci...ble ble ble-standard. Na tą chwilę stoję okoniem. Nie wierzę i nawet nie chcę próbować wierzyć.
Choć z drugiej strony...ku--a mać! Niczego nam nie brakuje i moglibyśmy żyć jak dorośli rozsądni ludzie,a nie chore dzieciaki. Jestem wściekła za nasze dysfunkcyjne rodziny,za to,że nie mamy wzorców,granic,no niczego...i sami się ranimy,chore wiem ale miałam nadzieję,że jak już rozpoznamy mechanizmy DDA i DDD to coś zmieni...:(
24,758 2013-11-13 21:06:50
Oj Lukrecjo...
24,759 2013-11-13 21:09:31
Oj Lukrecjo...
Wiem,wiem hm...
A jak u ciebie? Uwolniłaś się? Co się zmieniło?
Jestem ciekawa Waszych losów,chyba chcę czytać o sukcesach A nie mam czasu przeczytać tylu kilogramów postów
24,760 2013-11-13 21:23:47
Czy się zmieniło? Zmieniło, wiele. We mnie i nie tylko.
Mieszkam gdzie mieszkałam
Dawno Cię nie było.
24,761 2013-11-13 21:47:01
O jej Anstawio.
Co to się nie dzieje.
Trzymam kciuki, żeby spokojnie już było.
W sumie to jestem trochę przestraszona tym co mi się dzisiaj przydarzyło. Pierwszy raz najgorszy
Nie miałam do kogo zadzwonić, to napisałam do was
24,762 2013-11-13 21:48:43
I bardzo dobrze
Zawsze możesz zadzwonić do mnie
Tylko co ja z tej pozycji zrobię?
24,763 2013-11-13 21:50:01
hm... napisał/a:O jej Anstawio.
Co to się nie dzieje.
Trzymam kciuki, żeby spokojnie już było.W sumie to jestem trochę przestraszona tym co mi się dzisiaj przydarzyło. Pierwszy raz najgorszy
Nie miałam do kogo zadzwonić, to napisałam do was
Więc co się zdarzyło?
24,764 2013-11-13 21:51:30
Czy się zmieniło? Zmieniło, wiele. We mnie i nie tylko.
Mieszkam gdzie mieszkałamDawno Cię nie było.
Więc i ja chcę żeby się zmieniło we mnie wiele i nie tylko
24,765 2013-11-13 21:55:57
Chcieć to móc Lukrecjo